Wydarzenia


Ekipa forum
Sala zabaw
AutorWiadomość
Sala zabaw [odnośnik]20.02.18 16:36
First topic message reminder :

Sala zabaw

Przestronna, biała sala z fortepianem i wolną przestrzenią do tańców. Najbardziej ozdobną częścią pomieszczenia jest sklepienie z płaskorzeźbami i równie ozdobne wysokie okno. Sala ta wykorzystywana jest także jako miejsce do towarzyskich pojedynków na szable, szpady lub rapiery pomiędzy Macmillanami i przedstawicielami innych rodów lub rodzin.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala zabaw [odnośnik]31.07.20 9:43
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 86
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala zabaw [odnośnik]31.07.20 17:35
Zaśmiała się szczerze, słysząc dziecięcą logikę. Pokręciła głową z uśmiechem.
Tak, Heath, masz już teraz – przytaknęła. Nie miała szczególnie wielkiej ochoty, aby szukać kolejnych sposobów na wyjaśnienie chłopcu, czym i do czego potrzebna jest cierpliwość.
Jej gargulka wylądowała niezwykle blisko poprzednich, jednak w dalszym ciągu to Heath był zwycięzcą. I dobrze! Teraz mógł jedynie poprawić swój wynik. Gwen zaś przygotowywała się mentalnie na to, co zaraz miało nastąpić w związku z jej drobną przegraną. Pewnie zaraz będzie musiała podejść do łazienki!
Gdy Heath przygotowywał się do rzutu, zaczepiła akurat przechodzącą obok znajomą Macmillanów, szeptem pytając się jej, czy popilnuje chłopca, gdy na chwilę opuści pomieszczenie. Ta nie miała nic przeciwko.
Prawie! – Zaśmiała się.
Heath jednak ponownie włożył za dużo siły w rzut i gargulka wylądowała bliżej środka stołu, niż brzegu, co też oznaczało, że zielona, kontrolna kulka znajdowała się zdecydowanie daleko. Mimo tego to dalej nie zmieniało sytuacji młodego Macmillana.
Brawo Heath, chyba wygrałeś! – powiedziała, a w chwili, w której zamykała usta, kulki zaczęły pluć w jej stronę nieprzyjemną, klejącą cieczą. Gwen zamknęła oczy, udając, że kompletnie się tego nie spodziewała.
Zasłonił się rękami, spoglądając na Heatha dopiero, gdy kulki się uspokoiły.
A ty? Co tam dostałeś w ramach wygranej? – spytała, zerkając w stronę zielonej gargulki. Zaczekała na odpowiedź chłopca, aby następnie poszukać wzrokiem kobiety, którą zaczepiła dosłownie przed chwilą.
Wtedy wstała od stołu.
Heath, słuchaj, pójdę się tylko umyć, dobrze? Nie odchodź stąd! To Ally, możesz jej też mówić po imieniu, prawda? Zajmie się tobą, nim wrócę. Będziesz grzeczny? – dopytała, aby następnie ruszyć w stronę wyjścia.
Starała się nikogo nie dotknąć, aby nie zaplamić cudzego stroju brudną masą. Wychodząc jednak zatrzymała się na chwilę przy drzwiach, zerkając w stronę chłopca. Czy dobrze się zachowywał? Miała nadzieję! Jeszcze okaże się, że Ally znienawidzi jej za te kilka minut opieki nad młodym lordem. Liczyła jednak, że nie będzie to miało miejsca. Heath potrafił być przecież niezmiernie uroczym dzieckiem.

| zt dla Gwen


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Does it feel like everything’s just, like, second best after that meteor strike?
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Sala zabaw [odnośnik]30.08.20 12:49
W pierwszej chwili uniosła brwi, ale zaraz potem uśmiechnęła się, zrozumiawszy do czego zmierzał. Faktycznie, chcąc nie chcąc była związana z quidditchem dziś, choćby przez braci. Ale czy gdyby nie przyjaźniła się z Młodym Panem, to byłby wystarczający pretekst do tego, by została zaproszona? Łączył ich też Zakon Feniksa, ale o tym Cedric nie mógł wiedzieć. Pokiwała więc głową twierdząco i spuściła wzrok na ziemię.
— Ria jest za młoda — potwierdziła jego przypuszczenia. Weasleyówna była młodziutka, jej kariera jeszcze nie zdążyła nabrać tempa, podczas gdy Jamie już dawno temu nie ścigał się na boisku z wiatrem. Lubiła oglądać mecze Jastrzębi. Kibicowała im, odkąd tylko Ben dostał się do drużyny, z prostych przyczyn mniej trzymając kciuki za Zjednoczonych. Był dla niej wzorem do naśladowania. Jako pierwszy stawiał poprzeczkę, wyznaczał kierunki, pokazywał cele i udowadniał, że tam za horyzontem coś jeszcze się znajduje. A później, w drużynie pojawił się Will, który jedynie umocnił jej wiarę w drużynę. Przychodziła na mecze, krzyczała prawdopodobnie najgłośniej ze wszystkich dziewczyn w swoim sektorze i wymachiwała rękami, wierząc, że ktokolwiek na boisku ogarnia, co ma do powiedzenia. Najbardziej lubiła, gdy na bosku spotykała się drużyna z Falmouth z tą z Puddlemere. Była wtedy spokojniejsza, trzymała kciuki za obie — za największego przyjaciela i najkochańszego brata. To były najbardziej ekscytujące mecze; żołądek wtedy przyklejał się z nerwów do kręgosłupa, a ona czuła jakby sama była tam wśród nich, na miotle. Mając przed sobą wiernego fana tej gry czuła się tak, jakby znali się od dawna. Wojenna zawierucha sprawiła, że mało kto rozmawiał o ligowych rozgrywkach.
— Harpie są wojowniczkami, ale gdy mój brat był na boisku kontuzje były znacznie groźniejsze niż teraz. Nie wiem, czy Jastrzębie choć przez chwilę mieli po nim równie ciężkiego przeciwnika— dodała z rozbawieniem i nie miała na myśli wyłącznie wagi. Ben miał specyficzne podejście do zawodniczek, a był wyjątkowo zdecydowanym graczem.— Anthony to mój przyjaciel. Dobrze zna się też z moim bratem — ale to oczywiste, związki Macmillanów ze Zjednoczonymi były jasne nawet dla laików. Na szlacheckim dworze czuła się tak samo, jak wszędzie. Nie zastanawiała się nad tym, czy powinna mieć opory do swobodnego poruszania się tu, czy zachowania. Dom, jak każdy inny. Tyle, że większy, mieszczący całą rodzinę, krewnych, liczący wiele pokoi, hektary pięknych ogrodów, w których sama zdążyła się już zgubić. Dopiero kiedy czuła na sobie spojrzenia innych podejmowała próbę przeanalizowania własnego zachowania. Czy aby nie przynosiła wstydu swoim braciom, Anthonyemu?
— Analizowanie sęków i drzazg jest chyba mniej interesujące niż praca aurora. Może powinniśmy odwrócić propozycję. Może to pan opowie mi o swojej pracy i o tym, jak wyglądają pościgi za takimi potworami?— Uniosła brew, spoglądając mu w oczy. Otaczali ją aurorzy, ale żaden nieszczególnie wiele mówił o swojej pracy.
Uśmiechnęła się szerzej, gdy ucałował jej dłoń. Może nie powinna się dziwić, że był dobrze wychowany, wyglądał na kogoś, kto wiedział, jak obchodzić się z kobietami. A mimo to, nie dostrzegła na jego palcu obrączki.
— Myślę, że mój dzisiejszy towarzysz ma ciekawsze rzeczy do roboty niż pilnowanie moich tanecznych partnerów — uspokoiła go, układając rękę na jego ramieniu. Była jednak zdziwiona, gdy przyznał, że nie potrafi tańczyć. Uniosła brwi, przyglądając mu się podejrzliwie. — Pokusie? Czy pan ze mną flirtuje, panie Dearborn?— spytała wprost, zawieszając na nim spojrzenie. Nie miała już kilkunastu lat, by udawać, że nie zauważyła, a ponieważ nie brakowało jej bezpośredniości, od razu przeszła do sedna. — W takim razie ja poprowadzę. Zrobimy to tak, by nikt nie zauważył. Musi pan tylko mi zaufać — I oddać się ruchom. Nie była wzorową tancerką, ale raczej radziła sobie przy weselnej muzyce, najprostszych utworach. Nie był to ani walc ani żaden taniec klasyczny, ale to wystarczyło, by utrzymać się w rytmie.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Sala zabaw - Page 4 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Sala zabaw [odnośnik]30.08.20 22:23
W istocie - dziesiątego maja wciąż nie znałem wszystkich nazwisk członków Zakonu, nie opowiedziano mi jeszcze o tylu rzeczach, dopiero poznawałem jego historię i walczących pod skrzydłami feniksa czarodziejów. W pełni rozumiałem, że nie od razu mogę poznać wszystkie jego tajemnice, to rozsądne podejście. Zamierzałem udowodnić Kieranowi, że nie będzie żałował decyzji o wciągnięciu mnie w tę walkę, że jestem godzien tego zaufania.
- W takim razie ma szczęście i nieszczęście jednocześnie - stwierdziłem. Szczęście, bo nie oberwie aż tak podkręconym tłuczkiem, chyba żaden z obecnych pałkarzy angielskiej, szkockiej, czy irlandzkiej ligi nie mógł równać się z Benjaminem; z drugiej jednak strony mogła żałować, że nie zmierzy się z tak dobrym przeciwnikiem na boisku. Skoro była Harpią, to musiała lubić wyzwania.
- Obserwując pani starszego brata na boisku i wszystkie te celne tłuczki, to naprawdę mogłem się cieszyć, że nigdy nie miałem dość talentu, by choć marzyć o karierze profesjonalnego gracza - przyznałem rozbawiony, choć na myśl o tych kontuzjach, za którymi stały tłuczki posłane przez Benjamina Wrighta to na usta cisnęło mi się coś więcej niż auć. Zdecydowanie nie chciałem być wtedy na miejscu jego przeciwników. Właściwie nigdy nie marzyłem o karierze sportowej, jako dziecko i młodzieniec zamierzałem podążyć ścieżką łamacza klątw, lecz ból po takiej kontuzji musiał być naprawdę potworny... Skrzywiłem się, kiedy przypomniałem sobie jak jedną z Harpii tłuczek Wrighta trafił prosto w potylicę. Chyba przez kilka miesięcy nie wróciła na boisko.
- We wszystkim można odnaleźć coś interesującego, jeśli słucha się uważnie i ma otwarty umysł - odpowiedziałem, nie odwracając wzroku i sam uniosłem brwi, jakby zawiedziony, że tak wyraża się o swojej pracy. Wytwarzanie mioteł było raczej czymś więcej niż analizowaniem sęków i drzazg. Wrodzona ciekawość, właściwa każdemu Krukonowi, nasuwała mi na myśl pytania o to w jaki sposób nadawało się miotłom magiczne właściwości - od czego to zależało, że można było się wznieść na niej w powietrze? Uroków, transmutacji? - Jeśli ma pani ochotę posłuchać, to mogę opowiedzieć, lecz ostrzegam, że nie będzie to przyjemne, może więc odroczymy to na inną okazję, by nie psuć uroku tego dnia. Dziś bawmy się i cieszmy szczęściem państwa młodych. - Dla mnie w pełni zrozumiałym było dlaczego większość aurorów nie chciała rozmawiać o swojej pracy. Ja także wolałem zostawić ją w biurze, oderwać myśli od wszystkich okropności, z którymi mieliśmy do czynienia. Przynajmniej tak było kiedyś, dawno temu, kiedy jeszcze praca nie zajmowała jakichś dziewięćdziesięciu procent mojego życia. Ale nawet ja dzisiaj chciałem odetchnąć, napić się whisky i zatańczyć (mimo że robiłem to bardzo kiepsko), nie myśleć o tym, co czekało już nas wszystkich poza murami dworu Macmillanów, nie tylko aurorów - niestety.
Zmarszczyłem brwi w zastanowieniu, kiedy Hannah powiedziała, że jej towarzysz tego wieczoru ma ciekawsze zajęcia, niż niedopuszczenie do odbijanego. Nie miałem pojęcia kim był, lecz na jego miejscu inaczej uporządkowałbym swoje priorytety. Bezpośredniość Hannah początkowo wprawiła mnie w lekkie zdziwienie; dotychczas towarzystwo kobiet przyzwyczaiło mnie do niedopowiedzeń, aluzji, krążenia wokół tematu i unikanie jego meritum, do gier i gierek - ale ona wydawała się inna. Bardziej szczera. Uśmiechnąłem się więc i także nie wymigałem się od odpowiedzi.
- Jeśli nie ma pani nic przeciwko - powiedziałem zgodnie z prawdą, nie odwracając wzroku od jej czekoladowych tęczówek, gdy zawiesiła na mnie badawcze spojrzenie. Byliśmy dorośli, nie mieliśmy kilkunastu lat, a jeśli jej towarzysz dzisiejszego wieczoru wolał zajmować się czymś (bądź kimś innym), to nie czułem się winny i nie rozkładałem tej sytuacji na czynniki pierwsze, po prostu pozwałem chwili płynąć.
- Z przyjemnością - zgodziłem się z ulgą. Sytuacja malowałaby się dla mnie trochę bardziej nieciekawie, gdybym to ja miał prowadzić, lecz skoro już zaproponowałem, to spróbowałbym to zrobić. Miałem szczęście, że akurat płynęła dość nieśpieszna, spokojna melodia, nie nadająca się do zbyt skocznych kroków. Lewą dłoń położyłem na talii panny Wright, prawą zaś wyciągnąłem w jej kierunku, aby podała mi swoją. - Lubi pani tańczyć? Czy jednak woli odrywać stopy od ziemi dzięki miotle? - Przeczucie mi mówiło, że raczej to drugie.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Sala zabaw [odnośnik]21.09.20 22:58
Zawsze była dumna z braci, niezależnie od tego jak małe i jak wielkie odnosili sukcesy. Na polu sportowym i osobistym. Dwa niedoścignione wzorce, którym zawsze chciała dorównać, stać się taka jak oni, stać się w ich oczach równą, zamiast być wiecznie tą małą, nieporadną siostrzyczką, o którą trzeba dbać. Teraz, kiedy znów byli w komplecie chciała o nich dbać. Chciała im udowodnić, że sobie radzi, dokonuje odpowiednich wyborów, rozwija się.
— Też cieszę się, że nie miałam tego problemu — dodała z rozbawieniem, szczerze wdzięczna, że jako ścigająca nigdy nie trafiła na podobnego jemu przeciwnika. Nie tylko z powodu jego gabarytów, siły, ale też talentu, którego nie można mu było odmówić.
Przesunęła dłoń po jego ramieniu, przenosząc też ciężar ciała odpowiednio, dostosowując ruch do granej melodii. Bez obaw i cienia zakłopotana zaczepiła palce na nim, jednocześnie starając się lekko nadać i jemu odpowiedni ruch, który chciała dostosować do własnego. Drugą dłonią, którą obejmował w lekkim splocie pociągała i popychała, utrzymując prowadzenie. Wokół tańczyło mnóstwo innych par, ale wśród nich nie dostrzegła nikogo znajomego. Mimochodem rozglądała się za Percivalem i swoim bratem, chcąc ich mieć wciąż na oku. Jego słowa zwróciły jednak jej uwagę; pomimo chwilowej zadumy spojrzała na niego, z jakiegoś powodu nie podejrzewając go o tak głęboką myśl w tej chwili.
— Brzmi pan jak prawdziwy detektyw — mruknęła, uśmiechając się lekko. — Fachu nauczył mnie dziadek. Prowadził sklep na Pokątnej od wielu lat, a wcześniej robił to jego dziadek. To on przekazał mi całą wiedzę na temat drewna, materiałów. Uznawał, że należy obchodzić się z miotłą z kobietą — dodała bardziej rozbawiona, przechylając głowę na bok, by mu się przyjrzeć. Po chwili pchnęła go lekko do tyłu, kiedy jakaś para w intensywnym obrocie zawirowała tuż obok nich. — A może o szczęściu i miłości nasłuchałam się dziś wystarczająco dużo, żeby mieć dość "i żyli długo i szczęśliwie"? Z przyjemnością posłucham.— O trudach pracy aurora, o niebezpieczeństwach, o tym, jak wiele decyzji trzeba podjąć w krótkim czasie. — Bycie aurorom to wielka odpowiedzialność, prawda? Za innych. Innych aurorów, najbliższych, zwykłych postronnych ludzi, którzy znaleźli się w niebezpieczeństwie.— Pamiętała, jak Michael opowiadał jej o swojej akcji, w której padł ofiarą klątwy. To była jedna jedyna historia, jaka majaczyła jej w głowie na ten temat, ale utkwiła tak mocno w pamięci, że za każdym razem na samą myśl coś ściskało ją w żołądku. — Dlaczego akurat to? — spytała nagle, podejrzliwie, próbując z jego twarzy wyczytać powód, dla którego wybrał akurat ten zawód. — W tartaku nieźle pan sobie radził.— Podpuszczała go, ale naprawdę chciała posłuchać czegoś więcej i jednocześnie odsunąć się od tych wszystkich dramatów, wątpliwości, miłosnych rozterek. Alkohol buzował jej już w głowie, a od tych wszystkich rozmów, spojrzeń i podejrzeń zaczynało jej robić się mdło. Właściwie nie spodziewała się, ale ten taniec już teraz okazał się miłym oderwaniem od prowadzonych przez siebie śledztw, dotyczących swoich przyjaciół, brata i jego chłopaka, chłopaka swojej przyjaciółki.
— Jeszcze tego nie wiem — odpowiedziała, mrużąc oczy. Nie była pewna, czy jej to przeszkadzało, czy nie; w tym stanie w jakim się znajdowała bardziej nie niż tak, ale nie należała do kobiet pozwalających sobie na wiele w tym zakresie. Pozostawiła to więc w zawieszeniu. Alkohol był bardzo złym partnerem w takich sytuacjach, zbyt łatwo pozwalał na więcej.
— Lubię, ale pewnie jak większość kobiet. Na miotle jest inaczej. Można sobie pozwolić na więcej. Grawitacja nie ma żadnego znaczenia, a ziemia niczego nie utrudnia.— Wzruszyła ramionami lekko, prowadząc go dalej, tym razem bardziej przyciągając w swoją stronę.


| Ponieważ nie umiesz tańczyć, sprawdzimy jak sobie radzisz.

1. Przydeptujesz mi sukienkę; materiał pęka w talii, tworząc drobną, wąską dziurę na pasie z prawego boku.
2. Przydeptujesz mi sukienkę, ale poza lekkim szarpnięciem i przybrudzeniem nic się z nią nie dzieje.
3. Depczesz mnie po butach, ale szybko to zauważasz.
4. Przydeptujesz mnie tak, że ze stopy spada mi trzewik i jakoś muszę go zgrabnie założyć, żeby nikt nie zauważył.
5. Zaskakująco dobrze wczuwasz się w melodię i nawet od czasu do czasu udaje ci się przejąć kontrolę.
6. Nic się nie dzieje, całkiem nieźle sobie radzisz.  


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Sala zabaw - Page 4 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Sala zabaw [odnośnik]17.10.20 20:26
Z lekką ulgą poddałem się ruchom panny Wright, która znacznie lepiej wiedziała co teraz robić, kładąc dłoń na moim ramieniu, drugą zaś splatając z moją własną. Niby to ja trzymałem rękę na jej talii, ale to ona prowadziła ten taniec. Rzadko tańczyłem, a teraz poczułem się trochę jak dawniej. Allya to lubiła, ja nie potrafiłem żonie odmówić i pozwalałem jej prowadzić tak jak Hannah teraz. Przyjemne uczucie, pewien powiew normalności i nostalgii - ale tej przyjemnej, przywołującej ciepło gdzieś w klatce piersiowej na wspomnienie tamtych lat.
- Potraktuję to jako komplement, panno Wright - odparłem, zniżając przy tym głos do konspiracyjnego cichego tonu; nawyki z pracy tak bardzo weszły mi już w krew, że przenosiłem je do życia codziennego i niekiedy nawet moje rozmowy ze znajomymi brzmiały jak przesłuchania. Byłem jednak zwyczajnie ciekaw dlaczego zajęła się akurat wytwarzaniem mioteł. Teraz już pamiętałem, że ona także grała w drużynie Gryfonów na pozycji ścigającej. Nie chciała tak jak bracia spróbować swoich sił w profesjonalnej drużynie? Nie wypadało jednak pytać tak wprost, przynajmniej takie miałem przeczucie. - I traktuje je pani z delikatnością i czułością? - spytałem rozbawiony. Czy to właśnie miał na myśli dziadek panny Wright? Z jej słów wyłaniał się obraz człowieka pełnego pasji, którą najwyraźniej przekazał w genach wnuczce. Dobrze móc zarabiać na tym, co się lubiło, oszczędzało to wielu nerwów i czyniło poranki znośniejszymi, kiedy trzeba otworzyć oczy i stawić czoła codziennym obowiązkom. - Doprawdy? - Lekko przechyliłem głowę, przyglądając się Hannah z ciekawością z uniesioną przy tym brwią. Raczej nie spodziewałem się z ust kobiety takich słów. Moja młodsza siostra, biorąc pierwszy i najbliższy mi przykład z brzegu, nigdy nie miała dość historii "i żyli długo i szczęśliwie".
Cofnąłem się kilka kroków, ciągnąc za sobą czarownicę, kiedy pchnęła mnie lekko. Wokół nas było mnóstwo par, tańczących o wiele bardziej żywiołowo od nas, ale ja nie czułem się na tyle pewnie, aby w tym tańcu tak panną Wright obracać. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Słuchanie o tym to żadna przyjemność - zastrzegłem znów, sądząc, że Hannah nie do końca wie o co prosi. Mój uśmiech zbladł, jego miejsce zajęła powaga, zmarszczone brwi. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że panna Wright, tak jak większość kobiet, trochę za bardzo idealizuje obraz aurora. Tak, to była odpowiedzialność, za siebie, współpracowników i ofiary, lecz nie postrzegałem nas jako bohaterów jak z opowieści o dobrych czarodziejach i czarnoksiężnikach. Świat nie był czarno-biały i nie dzielił się na szlachetnych idealistów i okrutnych socjopatów. - Owszem. Nie każdy się do tego nadaje, jeśli nie potrafi przestać myśleć w kategoriach ja, zamiast my/b] - odparłem, mówiąc głównie o pracy zespołowej aurorów. W Biurze brak było miejsca dla całkowitych indywidualistów, nie potrafiących się dostosować i działać pod rozkazem, w grupie. - [b]Jeśli spodziewała się pani historii o ideałach walki dobra ze złem, to chyba muszę panią rozczarować. Nie jestem rycerzem w lśniącej zbroi, niestety - odparłem, wzruszając przy tym lekko ramionami, bo ja w przeciwieństwie do niej chciałem tego dnia oderwać myśli od czarnoksiężników. Napić się whisky, zjeść coś szkockiego, zatańczyć z uroczą czarownicą. Tylko jak odmówić prośbie takiej właśnie czarownicy? - Jako nastoletni chłopak nie myślałem, że wyląduję na kursie aurorskim. Zawsze chciałem zostać łamaczem klątw. Fascynowały mnie starożytne runy. Właściwie dalej fascynują - mówiłem, trochę krążąc wokół głównego tematu, prawdziwej odpowiedzi. To żadna tajemnica, że mój ojciec został zamordowany przez czarnoksiężnika, piętnaście lat temu sprawa ta odbiła się echem, wśród moich znajomych była znana - ale zwyczajnie nie lubiłem o tym rozmawiać.
- Proszę powiedzieć, gdy już pani zdecyduje. Nie chciałbym się narzucać - powiedziałem łagodnym tonem, próbując znów się uśmiechnąć. Hannah nie należała do kobiet, które pozwalały na zbyt wiele, a ja zaś nie byłem mężczyznom, który próbował przekroczyć granicę. Moja dłoń spoczywała wysoko na jej talii, spojrzenie nie opadało w dół, pod linię obojczyków, nawet pomimo alkoholu płynącego w krwiobiegu.
- Z tym się zgodzę. Człowiek wzniesie się na miotle i trochę problemów zostawi na ziemi. Przynajmniej chwilowo. Czasami aż żałuję, że nie mam już okazji zagrać w quidditcha jak w szkole. Pozostaje tylko... - powiedziałem, ale o tym, że pozostają mi jedynie samotne loty już nie dane mi było dokończyć, bo przez to się zagapiłem - i przez przypadek nadepnąłem Hannah na stopę. - Na Merlina, najmocniej przepraszam, nic Ci nie jest?


wypadła 4


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Sala zabaw [odnośnik]02.11.20 10:15
Lubiła to robić — tańczyć, prowadzić. Nie przeszkadzało jej, że musiała trzymać rytm, kierować nie tylko swoim ciałem, ale i wprawiać w ruch drugie, choć pewnie jak każda kobieta, miała słabość do dobrze tańczących mężczyzn. Nieradzenie sobie do podrygania przy muzyce wydawało jej się rzadkością, ale Cedric nie był jedynym aurorem, który polegał w tym na niej. Uśmiechnęła się do siebie, na samą myśl. Może coś w tym było; jakaś powtarzalność, cecha im przypisana.
— A pan? — zagadnęła, przyglądając mu się. Czy może tańczył w swoim życiu niewiele, nie przepadał, a dziś — z jakiegoś, już wcale nie tak nieoczywistego, powodu nie mógł nie skorzystać z okazji? — Lubi pan tańczyć?— Pytanie było nieco podchwytliwe; nie szło mu najlepiej, ale z przyjemnością pomagała mu stawiać kroki, starając się przy tym nie myśleć, jak krępujące w innych okolicznościach byłoby zbliżanie się tak bardzo. Nie wkładała w taniec siły, niezbyt dużo w każdym razie. By zachować rytm i odpowiednią formułę musiała raz po raz przylgnąć do niego fragmentami własnego ciała. Może po prostu szczęśliwie ostatnio na parkiecie trafiali się tacy, których mogła przejąć według własnego uznania, nauczyć czegoś nowego. Taniec nie tylko zbliżał i przełamywał pewne granice, ale pozwalał na poznanie drugiego człowieka lepiej i z innej perspektywy. Mogła mu się przyglądać i nie zostałoby to uznane za niegrzeczne. Korzystając z tego przywileju obserwowała jego twarz nienachalnie; oczy, linię nosa, włosów, zmarszczki wokół oczu. A kiedy zniżył ton do konspiracyjnego szeptu uśmiechnęła się i utrzymawszy na nim wzrok, uniosła brew.
— Największą — odparła cicho i nieco prowokacyjnie. — Pan też powinien — zasugerowała, odejmując od niego powoli spojrzenie i chwytając go pewniej za dłoń. Czuła jak sukienka faluje między ich nogami i plącze się w tańcu, ale zgrabnie ruszając się w rytm granej melodii pilnowała, by nie przydepnął jej przypadkiem. Jego dłonie były duże, szorstkie - widać było tygodnie pracy w tartaku, a może lata pracy w terenie. To, czym się zajmował odbijało się w jego obliczu, w kolorycie skóry, oczach, które pomimo rozbawienia przepuszczały cienie smutku, takiego, który człowiek nosi głęboko w sobie; takiego, który za wszelką cenę, próbuje ukryć przed światem. Jego uniesioną brew potraktowała, jak zachętę do dalszych prób wyciągnięcia z niego szczegółów pracy. Ale był twardy. Nie odpuszczał. Ona też nie zamierzała.
— Być może mylnie zakłada pan, że każda kobieta potrzebuje być zabawiana i zapychana tematami stosownymi, szczególnie w początkowym etapie znajomości — odparła mu śmiało, powracając spojrzeniem do jego oczu. Nigdy nie grzeszyła taktem, ale zdawało się, że cała rodzina miała to we krwi. — Miałam do czynienia z czarnoksiężnikiem — wyznała ciszej, uśmiech na chwilę zastygł na jej twarzy, ale z każdą sekundą był coraz bardziej sztuczny i wymuszony. — Oszpecił mnie. Ale to było łaską z jego strony. Nie musiałam dłużej patrzeć na cierpienie, które zadaje komuś bardzo mi bliskiemu— dodała z przekąsem; pomimo upływu czasu wciąż nie potrafiła się zdystansować do tego, co zrobił Rosier jej bratu. Jej, choć to miało znacznie mniejsze znaczenie. I za każdym razem, jak o nim myślała, pragnęła tylko jego śmierci. W męczarniach. W bólu. Tylko to przyniosłoby jej ulgę. — Więc jeśli sądzi pan, że podobne historie nie są przeznaczone dla kobiecych uszu, proszę wziąć to pod uwagę. — Nie była damą, którą bracia całe życie trzymali z dala od kłopotów. Miała tendencję do pakowania się w nie. Jakby były nieodłącznym elementem jej życia, gdziekolwiek by nie poszła. — Ale jeśli nie chce pan o tym mówić przez wzgląd na siebie... zrozumiem — dodała po chwili, gdy w końcu zrozumiała, że może te wszystkie obrazy, historie, wydarzenia były dla niego czymś okropnym i sam nie miał ochoty się nimi dzielić. Nie dziś i nie tu, gdy wokół wszyscy tańczyli i bawili się na weselu przyjaciół. — Runy? Studiował pan je? Mają w sobie szczególną magię— potrafiły chronić, potrafiły też krzywdzić. Użyte w rozmaity sposób mogły oznaczyć magią wszystko, co ich otaczało. Zawsze lubiła starożytne runy, wiele wciąż pamiętała ze szkoły, ale nigdy nie miała czasu - a może chęci na to, by pogrążyć się w tajemnych arkanach runicznego pisma.
— Na razie to ja się panu narzucam, panie Dearborn. Proszę mi wybaczyć moje wścibstwo, nie kontroluję tego.— Zmarszczyła brwi, spoglądając na niego przepraszająco. Zachowywała się tak, jakby zamierzała urządzić mu przesłuchanie, a wcale nie chciała, by poczuł się przytłoczony jej pytaniami o pracę.
Uśmiechnęła się na jego słowa, w myślach szykując już kontynuację, ale wtedy jego stopa przydepnęła ją. Nie czuła bólu, zdawało jej się, że ledwie musnął jej palce, ale poczuła chłód bijący od posadzki — poczuła też, że nie miała na sobie pantofla. Zatrzymała się w miejscu i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
— Eeee... nie, skąd, nic nie poczułam— szepnęła, zgodnie z prawdą, nieco sparaliżowana myślą dalszego tańca na bosaka. Nie chciała mu dać do zrozumienia, że zabiła buta, ani tym bardziej sprawić, by tą gafą poczuł się zakłopotany. Zwolniła jednak, zacisnęła na nim pewniej palce, by przypadkiem nie postanowił nagle zmienić miejsca, trzewik zostałby gdzieś na podłodze, pomiędzy tańczącymi parami. Zgrabnie próbowała stopą odnaleźć zgubę i wsunąć. — Proszę mówić dalej — zachęciła go, musząc wsunąć nogę gdzieś pomiędzy jego nogi, najlepiej tak, by nie poczuł i nie zauważył; było to nie tylko niestosowne, ale też strasznie krępujące.

| spróbuję założyć trzewika tak, żebyś nie zauważył disgusted tak bardzo ; St 50? zx2


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Sala zabaw - Page 4 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Sala zabaw [odnośnik]02.11.20 10:15
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 28
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala zabaw [odnośnik]07.12.20 22:10
Wydawało mi się, że mój antytalent w dziedzinie tańca i poproszenie do niego mimo to nie wprawiło panny Wright w irytację, zawód; nie sprawiała wrażenia znużonej, na całe szczęście, po goszczącym niezmiennie na ustach uśmiechu chyba mogłem sądzić, że wcale nieźle się bawi, a prowadzenie mężczyzny w tańcu nie jest dla niej żadną ujmą. Ja starałem się być pojętnym uczniem, poddając się ruchom Hannah, próbując zapamiętać proste konfiguracje, których starała się mnie nauczyć.
- Nie mogę powiedzieć, żebym uwielbiał, co łatwo można odgadnąć po moich żenujących umiejętnościach, ale usprawiedliwię się tym, że dotychczas nie miałem zbyt wielu okazji i czasu na to - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Gdybym tego nie znosił, nie prosiłbym jej do tańca, zwłaszcza, że nie byłem jej dzisiejszym towarzyszem na tej ceremonii. - Powiem więc, że zaczynam lubić, zwłaszcza w uroczym towarzystwie jest to przyjemniejsze - zaśmiałem się, bez skrępowania puszczając do Hannah perskie oczko, gdy przyglądała mi się z taką uwagą. Nie potrafiłem się nie roześmiać na prowokacyjne, ciche słowa Hannah, które tyczyły się drewna i mioteł, a zabrzmiały niemal kontrowersyjnie.
Rozbawienie ustąpiło miejsca powadze i rosnącemu z każdą chwilą zaskoczeniu. Nie spodziewałem się po pannie Wright tak rozbrajającej szczerości i łamania konwenansów, a nie było wciąż w tym nic nieodpowiedniego. Zachowywała się tak swobodnie, jakbyśmy znali się o wiele dłużej, podczas gdy ja rzeczywiście postępowałem dość ostrożnie.
- Najwyraźniej muszę przyznać się do tego błędu - powiedziałem na te śmiałe słowa, a choć chciałem zaprzeczyć temu, że miałem ją za taką jak wszystkie inne, to ciche wyznanie o spotkaniu czarnoksiężnika sprawiły, że umilkłem, przysłuchując się ponurej opowieści, podczas gdy wciąż rozbrzmiewała wokół wesoła melodia i wszyscy zdawali się bawić dobrze. Na pierwszy rzut oka trudno było dostrzec co dokładnie uczynił jej wspomniany czarnoksiężnik, może była to zasługa dobrego uzdrowiciela, może ukrywała ślady. Pewnie i tak zbledną z czasem. Niektóre ślady jednak, te, które znaczą duszę i serce, nie ciało, nie bledną nigdy. Patrzenie na tortury bliskiej osoby były jedną z nich. - Jest pani więc bardzo silną i odważną czarownicą, panno Wright - przyznałem cicho, szczerze i z lekkim podziwem. Po jej dotychczasowym zachowaniu, uśmiechu, lekkości bytu, nie przypuszczałbym, że miała za sobą tak traumatyczne przejścia - a może po prostu za krótko ją znałem, by to dostrzec. - Proszę taką pozostać, dla siebie i bliskich, nadciągnęły trudne czasy - dodałem cicho, nie odpowiadając wprost na słowa o historiach nieprzeznaczonych dla kobiecych uszu, bo jej opowieść zweryfikowała mój osąd na to o czym lepiej kobietom nie opowiadać. - Nie chodzi mi o siebie - uściśliłem jedynie, choć nie do końca szczerze, o niektórych rzeczach nie chciałem mówić w ogóle - przez ból, przez wstyd, przez poczucie winy. Na chwilkę odjąłem lewą rękę od jej talii, aby unieść ją na wysokość obojczyków; gdyby wcześniej nie zauważyła, teraz mogła dokładnie przyjrzeć się zabliźnionej skórze - nierównej, poplamionej, paskudnej. - Czarnoksiężnik zerwał mi skórę z dłoni. Kilka lat temu. To i tak nic w porównaniu z moim partnerem, którego potraktował zaklęciem Cruciatus - powiedziałem cicho, a lewą dłoń położyłem znów wysoko na talii, wciąż pozwalając prowadzić się w tańcu. Na pytanie o runy pokręciłem lekko głową ni to w potwierdzającym, ni przeczącym geście. - Powiedzmy. Chciałem je studiować dokładniej, ale nie wyszło, W Hogwarcie kontynuowałem naukę na szóstym i siódmym roku mimo wszystko. Wiele nauczyłem się też od ojca. - Gdy mówiłem o ojcu, w moim głosie wyraźnie rozbrzmiewała duma. Jakby teraz wyglądało moje życie, gdyby nie zginął, a ja podążyłbym ścieżką, którą tyle lat planowałem? - Runy to fascynująca dziedzina nauki. Mogą nieść ogromną moc - dobrą i złą. Nie istnieje jednak światło bez ciemności. To od człowieka zależy jaką ją wykorzysta.
Niektórym starożytne runy kojarzyły się wyłącznie z klątwami, czarną magią, czymś plugawym, nieczystym i złym. To nie była do końca prawda. Runy mogły nieść też dobrą i neutralną energię. Nie można było winić różdżki za czary, które rzuca jej właściciel. To nie runy, czy przedmioty są złe - a ich właściciele.
- Wciąż jest pani daleka od wścibstwa. Ciekawość nie jest niczym złym. Uznam to za kolejny komplement, że ją w pani budzę - odpowiedziałem, kręcąc przy tym przecząco głową, nie chcąc dopuścić do tego, by poczuła się winna tego, że po prostu zadawała pytania. Sam w myślach szykowałem się na kolejne, nie zwracając uwagi na to, że melodia piosenki dobiegała końca, gdy zdarzył się nieszczęśliwy, niewielki wypadek - z mojej winy.
Naprawdę było mi głupio, że przydeptałem pannie Wright stopę, choć starałem się ostrożnie stawiać palce i sam nie wiedziałem, czy jej wierzyć, gdy powiedziała, że prawie nie poczuła. Swoje ważyłem. Zatrzymaliśmy się oboje, myślałem, że na chwilkę, ale dostrzegłem jak dyskretnie sięga ręką za siebie, a później pantofelek, który wymknął się spod spódnicy. Niech to szlag. Nie dość, że przydeptałem jej palce, to jeszcze tak, by ściągnąć but.
Odjąłem dłoń z talii panny Wright, by przyklęknąć i wziąć pantofelek w dłoń, podsuwając pod bosą stopę, aby nie miała już problemu z trafieniem do niego.
- Najmocniej przepraszam - powtórzyłem jeszcze raz. - Obiecuję poćwiczyć w domu, zanim jeszcze raz poproszę panią do tańca - dodałem żartobliwym tonem, aby sytuacja nie stała się zbyt poważna i napięta, chyba nic poważnego - na szczęście - się nie stało, a muzyka i tak dobiegała końca.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Sala zabaw [odnośnik]04.01.21 13:18
Prosty ruch z dodatkiem równie prostego obrotu nie były przejawem litości wobec niego, dlatego, że nie potrafił tańczyć. Nie była nigdy królową parkietu, radziła sobie tak, by nie podeptać swojego partnera, a ponieważ sprawiało jej to przyjemność, przychodziło jej to z naturalną łatwością. Nie zawsze udawało im się wejść w odpowiedni rytm. Czując, że ich ręce podczas niezbyt szybkiego piruetu poluźniają się, a palce rozsuwają, zwalniała, by nie dopuścić do sytuacji, w której będzie musiał w locie ją chwytać. Ale nie sądziła, by to miało znaczenie. Ani teraz ani kiedykolwiek. Nie obchodziły ją spojrzenia innych, tych bardziej zdyscyplinowanych i lepiej tańczących. To miała być zabawa, dla nich obojga, przyjemność, a nie przykry obowiązek.
— Nie są wcale żenujące — odparła cicho, patrząc mu w oczy. — Bardzo dobrze pan sobie radzi. Powiedziałabym nawet, że widać w tym kobiecą rękę — mruknęła z lekkim uśmiechem. — W tym prowadzeniu — sprostowała od razu. — Pozwala mi się pan prowadzić bez protestów i napięcia, więc albo jest pan tak uległy, albo przyzwyczajony — podsumowała, unosząc brew i poprawiając dłoń na jego ramieniu. — Zazwyczaj mężczyźni walczą, stawiają podświadomy opór. Spinają mięśnie, koncentrując się za bardzo na tym, co trzeba zrobić, jak to powtórzyć. — Denerwowali się. Czasem tym, że to kobieta przejmowała kontrolę, ale najczęściej tym, by nie wypaść przy niej śmiesznie. Ale tak naprawdę, nie śmiałaby się, nawet gdyby ją podeptał, nawet gdyby ujechałaby mu noga. Kiedy ją skomplementował, zerknęła mu w oczy jeszcze raz, szybko i pobieżnie, powstrzymując poszerzający się z każdą chwilą nieco zawstydzony uśmiech. Wiedział, jak kokietować kobietę i jego towarzystwo byłoby bardzo miłe — przyznałaby mu to z chęcią, gdyby nie fakt, że pewnych granic za szybko nie należało przekraczać, a mama zawsze powtarzała jej, by się z tym nie spieszyć. Zamiast mu odpowiadać, wsłuchała się w jego śmiech, szukając w nim szczerości, prawdziwego Cedrica. Tego, który nie zawsze pewnie był taki szarmancki i uprzejmy. Tego, który jak każdy miewał gorsze dni, a w końcu tego, który bardzo nie chciał opowiadać dziś o pracy, pomimo jej niezbyt subtelnych nacisków. Prawdę o sobie, spotkaniu Rosiera i temu, co im zrobił, nawet jeśli bez wspominania o Zakonie, wyznała bez wstydu. Nigdy nie była dobra w tym, co należy mówić i należy robić. Jeśli miała powiedzieć za dużo, jeśli miała być zbyt szczera, jak na stopień ich relacji, będzie pluć sobie w brodę później. Jak zawsze. Najpierw mówiła, a dopiero później myślała. Ale taka była prawda i taka była właśnie ona. Chciała mu zasugerować, że nie tylko wśród aurorek, wiedźmach strażniczek, funkcjonariuszek patroli egzekucyjnych, których było w tym świecie jak palców u jednej ręki, były czarownice naznaczone piętnem potwornych widoków i cierpienia. A teraz, kiedy szalała wojna, wydawało się to powszechne. Poważna już zamyśliła się nad tym, co powiedział. Czy była silna? Może na swój sposób. Przetrwała tamten widok, choć wciąż czasem nawiedzał ją w snach. Czy odważna? Nie była pewna. Myślała, że nie. Bała się, że znów ją to spotka. Bała się tego czarnoksiężnika, ludzi im podobnych, potworów — tego, co mogą zrobić z tymi, na których jej zależało. A był to potworny i paraliżujący strach. — Mam dla kogo — odpadła po chwili wahania; być silną. Nie mogła się poddać, kiedy wszyscy wokół jej potrzebowali. Ramienia, wsparcia, dobrego słowa. Spojrzała na jego dłoń, gdy ją uniósł, a później znów na niego, nie odejmując żadnej z własnych rąk, tylko zwalniając w tańcu, tracąc na chwilę energiczny rytm. — To straszne. Przykro mi — wyznała szczerze i ledwie słyszalnie, spuszczając wzrok, na moment zbłąkany, pogrążony we własnych wspomnieniach. Echo głosu Benjamina zaświszczało jej w uszach. Prawdopodobnie dlatego, kiedy próbowała wsunąć na stopę zagubiony pantofelek, omsknęła jej się niezgrabnie noga. On jednak zareagował szybko. Był czujny, choć wprawił ją w lekkie osłupienie klękając przed nią, by podsunąć jej pantofel na obcasie. Przez chwilę sądziła, że będzie z tym walczyć nie zwracając niczyjej uwagi, ale jego rozwiązanie, choć nieco zawstydzające, było uprzejme i znacznie szybsze. Od razu wsunęła nogę w zagubiony but i uśmiechnęła się wdzięcznie.
— Dziękuję. I nic się nie stało, to moja wina. Buty są o pół rozmiaru za duże — usprawiedliwiła się, skupiając na nim przez chwilę wzrok. — Runy — powróciła do tematu, który rozpoczął, a którego nie zdążyła skomentować, utraciwszy w nietypowy sposób element stroju. — Lubiłam ten przedmiot w szkole, studiowałam go dodatkowo, ale nigdy później nie miałam ani czasu ani okazji, by powrócić do ich zgłębiania. Właściwie, to nie wiem nawet czy cokolwiek z tego wciąż pamiętam. — Zadumała się na moment; może gdyby je zobaczyła, wiedziałaby co oznaczają, czego mogłaby się po nich spodziewać. Uśmiechnęła znów, gdy opowiadał.  Wyraźnie wyczuła, że ojciec musiał być dla niego autorytetem, może nawet nie tylko w tej dziedzinie. Chciała spytać o te relacje, ale zmieniła się muzyka, ludzie zaczęli rozchodzić po parkiecie, partnerzy wymieniać. Przystanęła więc, obróciwszy się przez ramię i zwróciła do pana Dearborna z uśmiechem.
— To był przemiły taniec, dobrze się bawiłam, ale zaschło mi w gardle. Może potowarzyszy mi pan jeszcze przy stoliku? Chętnie przypomnę sobie coś na temat run.
Odprowadzona przez aurora udała się do na miejsce, gdzie nie było ani Justine ani Percivala.

| ztx2 fluffy


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Sala zabaw - Page 4 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Sala zabaw [odnośnik]31.01.21 19:46
| 13.10.1957

Trzynaście uspokajających wdechów i wkroczyłem do Sali zabaw, nie kryjąc nawet pośpiechu i może... ekscytacji? W końcu nie codziennie trafia ci się zaczarowana szabla, pochodząca z XVII wieku z obszaru ówczesnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, należąca ponoć do słynnego szermierza - niejakiego pana Wołodyjowskiego. Nie bardzo wiedziałem kim mógł być ten szlachcic, ani nawet jak prawidłowo powtórzyć jego nazwisko, ale coś musiało być na rzeczy. W końcu jego szabla głośno domagała się pojedynku z przeciwnikiem pokroju Bochuna lub Kmicica. Obu panów też nie znałem, ale to niezbyt interesowało gadatliwą broń. Na szczęście Anthony odpowiedział na mój list, więc przybyłem do Kornwalii stoczyć przyjacielski pojedynek godny szlachciców.
- Proszę waszmości, pewnym jest, że szlachcic z rodu Macmillan to szermierz niezrównany? Nie chciałbym się zhańbić pojedynkiem z byle łachmytą i moczymordą, co pozycje zawdzięcza jeno rodzinnym konotacjom. Sercem całym, choć wykutym ze stali, oczekuję honorowej walki z wielkim wojennikiem! - rozbrzmiał głęboki i dumny głos wprost z rękojeści szabli.
W pierwszej chwili miałem problem z rozszyfrowaniem ostatniego słowa, jednak chyba domyśliłem się z kontekstu.
- Zacna szablo, sir Anthony Macmillan do wyborny szermierz, swego czasu jego pomoc była nieoceniona przy mojej nauce władania bronią białą - podkoloryzowałem uspokajająco, naśladując sposób wysławiania się szabli.
- Wybornie, rad jestem tego słuchać! Oby to się nie okazały banialuki, jak choćby sława porucznika Kuklinowskiego. Waszmość słyszał o nim plotki? Marny z niego żołnierz, jeno kłamca i swołocz bez honoru... a proszę mi jeno rzec, w jakich bitwach wsławił się sir Macmillam? - zapytała na końcu nieco podejrzliwie szabla.
- W... bitwie pod Stonehenge... - wyrwało mi się nim zdążyłem pomyśleć.
- Wybornie! - zachwyciła się broń.
Nerwowo zacząłem poprawiać rękawice, byłem już w pełni przebrany do pojedynku. O ile na początku rozmowna szabla z innej epoki okazywała się ciekawym kompanem, tak z czasem robiła się coraz bardziej irytująca. Poza tym, nie wiadomo kiedy mogła się obrócić przeciwko mnie, chcąc w ramach oczekiwanego pojedynku utoczyć krwi z Longbottoma.
- Anthony, pomocy - mruknąłem do siebie, mając nadzieję, że mój kuzyn nie zaspał na umówione spotkanie.
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Sala zabaw [odnośnik]07.02.21 19:58
Trzynasty października zdawał się być idealnym dniem, aby choć trochę czasu spędzić ze swoją żoną. Chciał w końcu wyjść na dobrego męża. Odpowiedzialnego i przejmującego się rodziną. Takiego, od którego żona nie rozwiodłaby się po roku lub dwóch. Przy czym, były to dość przekoloryzowane myśli, bo przecież Ria była dość wyrozumiałą osobą i potrafiła zrozumieć jego ciągłe znikanie. Sytuacja zwyczajnie tego wymagała. Nie mniej, on ciągle znikał i czuł się z tym źle. Gdyby tylko był mniej pochłonięty pracą i drugimi obowiązkami. Gdyby tylko Malfoy i jego psy zniknęły z Anglii na zawsze.
Zupełnie zapomniał o liście od swojego kuzyna i o sprawie zaczarowanej szabli. Tym bardziej (na nieszczęście) o umówionym spotkaniu. Naprawdę miał tyle spraw na głowie, że nie było ciężko zgubić się we wszystkim i że coś wyleciało mu z głowy. Przypomniał sobie o wszystkim dopiero wtedy, kiedy skrzat pojawił mu się na drodze i poinformował go o przybyciu gościa. A akurat szedł do salonu, w którym miał dołączyć do żony… Palnął sobie dramatycznie w czoło, bo przecież wychodziło na to, że był ignorantem. Wykrzywił usta, chwilę rozmyślając nad tym, co powinien w takiej sytuacji zrobić. Szybko jednak poprosił Pryncypałka o przeproszenie Rii. Nie mógł tego zrobić kuzynowi, skoro już obiecał.
Natychmiast ruszył w stronę Sali zabaw, mając nadzieję, że Longbottom się na niego nie obrazi za drobne spóźnienie. Musiał jednak skoczyć na piętro po swoją szablę i zwyczajnie przebrać się w coś bardziej wygodnego i odpowiedniego do pojedynku.
Artur – zawołał, kiedy ostatecznie wpadł przez drzwi do Sali niczym jedna dobra Bombarda. – Wybacz, musiałem coś… zrobić – próbował się usprawiedliwić i to tak, żeby nie wyszło na jaw, że zwyczajnie zapomniał. – Czy to jest ta?... – wskazał ruchem głowy na szablę i spróbował się jej uważnie przyjrzeć. – Mówiłeś, że skąd jest?... – Zapytał, bo zapomniał. W liście wspominał o jakimś… pospolitym kraju. Nawet nie zrozumiał, że chodziło o Polskę, przez którą przecież niegdyś przejeżdżał.
Czy ona w ogóle rozumiała co do siebie mówili? I w ogóle czy naprawdę miała się z nimi pojedynkować?
Kogo wzywała na pojedynek? Wspominałeś jakieś słowiańskie nazwiska – przypomniał sobie. – Jak się oni nazywali?


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Sala zabaw [odnośnik]15.02.21 13:54
Gdybym wiedział, to zapewne nie przeszkadzałbym Tonikowi, miał prawo jak nikt inny zaznać szczęścia przy ukochanej kobiecie. Poza tym, wolałem nie igrać z Rią, mając w pamięci co wyprawialiśmy pod wpływem amortencji Kupidynka. Oczywiście do niczego nie doszło, wtedy przyznałbym się od razu kuzynowi i błagał o wybaczenie. Na szczęście było w najgorszym wypadku niezręcznie, a poza tym wtedy przecież nie była jego narzeczoną, zachowywaliśmy się jak dwójka wariatów pod wpływem czegoś niezależnego od nas. Pewnego dnia może o tym wszystkim opowiem, ale dziś mieliśmy się pojedynkować, a wolałem uniknąć niepotrzebnych kontuzji. W końcu jeszcze miałem dziś niezaplanowane spotkanie w Dolinie Godryka, choć na razie nie byłem świadom tego co mnie czeka.
- Nic nie szkodzi, dobrze cię widzieć - uspokoiłem od razu Anthony'ego.
- Upraszam waszmościa o większą dozę szacunku. Nie ma bowiem pan do czynienia z byle tasakiem jakiegoś obwiesia lub nożem piechura zaporoskiego, co to to nie. Ja, proszę sobie imaginować, jestem szablą szlachecką, ongi w rękach wielkiego wojownika się znajdującą! - oburzyła się broń.
Zawstydził mnie wybuch oręża, doprawdy jej poprzedni właściciel musiał mieć z nią nie lada utrapienie.
- Dostałem w prezencie od pewnego handlarza, teraz domyślam się skąd miał tak uradowaną minę przy jej ofiarowaniu - przyznałem z niemrawą miną. - Ponoć pochodzi z Rzeczypospolitej Obojga Narodów, dziś to chyba część komunistycznej Rosji... - zacząłem sklejać w myślach skrawki wiedzy na temat Polski. To chyba był ten cały "Blok Wschodni", ale nie orientowałem się jeszcze w niuansach mugoslkiej polityki.
- Co takiego? Pan raczy żartować, car zajął mą piękną ojczyznę? Skaranie to boskie, cały krew przelany za kraj poszedł w piach... - wyraźnie zasmuciła się szabla. - Kurwa mać... - dodała tylko jakieś obco brzmiące zaklęcie, chyba w polskiej mowie, jakby tym sposobem wyjaśniła całą sprawę.
Spojrzałem bezradnie na kuzyna, nie bardzo wiedząc co teraz robić.
- Błagam cię, nie każ mi wymawiać tych nazwisk - zaklinałem go.
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Sala zabaw [odnośnik]17.02.21 19:58
Nie, nie, to nie tak, że nie chciał spotkać się z kuzynem. Nie unikał go, broń Merlinie przed taką podłą myślą! Nigdy by czegoś takiego nie zrobił! Przeciwnie, bardzo cieszył się na wizytę Artura! W gąszczu obowiązków jednak zwyczajnie zapomniał, a to zdarzało mu się wyjątkowo rzadko. Choć w ciągu ostatnich miesięcy… niestety coraz częściej. Jedyne pocieszenie było w tym, że zdołał dość szybko przygotować się na zapoznanie z tajemniczą szablą.
Uśmiechnął się na wyrozumiałość Longbottoma. Przez jego twarz przeszło także zawstydzenie, choć dobrze skryte. Było one niemal zauważalne, ale dobry obserwator byłby w stanie je dostrzec. Oby kuzyn nim nie był! Oby! Miał już coś odpowiedzieć, powiedzieć że jest mu za to wdzięczny, ale zaczarowana problematyczna szabla postanowiła wtrącić swoje pięć groszy.
Macmillan szybko wywnioskował, że rzeczywiście była problemem. Sporym, bo była strasznie gadatliwa. Dodatkowo miała o sobie ogromne mniemanie. Nie rozumiał też części słów, z których korzystała. Przypominało mu to na dobrą sprawę dość starodawną, może i archaiczną mowę dziadka ze strony matki. Anthony spoglądał na nią uważnie, mrużył oczy, próbował zrozumieć jak funkcjonowała… ale chyba był zbyt wielkim amatorem, żeby zrozumieć tego rodzaju magię.
Z pomocą przyszło mu drobne wyjaśnienie Artura, na które Anthony pokiwał głową. „Od pewnego handlarza” zdecydowanie nie brzmiało w tym kontekście dobrze. Szczególnie w czasach, w jakich przyszło im żyć. Miał już powtórzyć swoje słowa z listu, ale powstrzymał się w porę. Kuzyn miał już wystarczająco dużo problemów na głowie. Nie chciał sprawić, żeby dodatkowo poczuł się okropnie. Niemniej, następnym razem nie powinien przyjmować tego typu prezentów… choć to powinien wywnioskować sam, bez pomocy Macmillana.
Rosji? – powtórzył zaskoczony, bo przecież kojarzył tamte regiony, szczególnie zachodnią i północną część tego wielkiego państwa. Szabla jednak nie wydawała się być zadowolona z tego, co stało się z państwem za które niegdyś walczyła. A on z kolei dość dobrze zrozumiał jej ostatnie soczyste słowa. Poznawał i rosyjski, i serbsko-chorwacki, a język, którego użyła był im bardzo bliski. Niemniej, był zaskoczony jej wulgaryzmem, nawet jako Macmillan. – Nie przystoi tak dogodnej szabli tak przeklinać – zwrócił się do niej po rosyjsku, mając nadzieję, że ta zrozumie chociaż część tego, co powiedział. Bardziej sobie z niej żartował niż na poważnie zwracał jej uwagę.
Zaczął uspokajać Artura przy pomocy gestów. Oczywiście, nie zamierzał zmuszać go do łamania języka. On sam nie zamierzał wnikać w to jak nazywali się poprzedni właściciele albo osoby, z którymi szabla domagała się pojedynku.
Dobrze – przytaknął w końcu i sięgnął po swoje ostrze. Wyciągnął je ze zdobionej pochwy i przyjrzał się uważnie czy było ono odpowiednio wyczyszczone i ostre. – Rozumiem, że szabla jest gotowa do pojedynku? – Zapytał, zwracając się bardziej do zaczarowanego przedmiotu niż do Artura.
Sam przeszedł na sam środek Sali. Musiał rozgrzać swoją szyję, ramiona i dłonie. Potrzebował chwili, żeby móc godnie walczyć z tym magicznym cudem.
Ja jestem gotów – stwierdził po kilku minutach rozgrzewki. Oby lata bez pojedynków nie okazały się dla niego zgubne.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати


Ostatnio zmieniony przez Anthony Macmillan dnia 22.04.21 19:36, w całości zmieniany 1 raz
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Sala zabaw [odnośnik]12.04.21 11:34
Jasne, byłem rozsądnym gościem i niezłym obserwatorem, w końcu tacy ludzie zasilali aurorskie szeregi. Tak, w normalnych warunkach dostrzegłbym tonikowe zawstydzenie, jednakże przy akompaniamencie dziwnych słów jeszcze dziwniejszej szabli skupienie stawało się towarem luksusowym. Przez myśl mi przeszło, że przeklętą broń najlepiej podrzucić Rycerzem, żeby ta działała jak wyśmienita dywersja. Nawet Czarny Pan nie rzucałby łatwo zaklęć, kiedy szabla raczy go opowieściami o zbawczych właściwościach alkoholizmu. Jak to szło? Trzeba co najwięcej wina pić: oleum, jako lżejsze, zawsze będzie na wierzchu, wino zaś, które i bez tego idzie do głowy, poniesie ze sobą każdą cnotliwą substancyą...
Teraz już rozumiem, dlaczego ten kraj, jak to mawiają mugole, "spadł z rowerka".
- Nie znam się za dobrze na niuansach mugolskiej sytuacji geo-politycznej - przyznałem z zakłopotaniem, wyjaśniając swoje słowa kuzynowi oraz ostrzu. - Wiem, że po ich wojnie... znaczy II wojnie światowej... Europa podzieliła się na coś na kształt stref wpływów. Nad zachodnią częścią pieczę sprawuje król USA, chyba obecny ma na imię Elvis, a nad wschodnią rosyjski... car? - ostatni tytuł wymówiłem niepewnie. Tak twierdziła szabla, ale byłem prawie pewien, że w Rosji nie ma już carów.
Broń jednak nie przejęła się tym co mówiłem, oj kto inny przykuł jej uwagę. W pierwszej chwili, choć to było w zasadzie niemożliwe, wciągnęła ze świstem powietrze. Potem, co równie niemożliwe, poczerwieniała ze wściekłości. Zupełnie jakby ktoś na moment włożył ją do pieca.
- Moskal... - wysyczała w kierunku mojego kuzyna. - Do tego jeszcze śmie mnie pouczać, psi syn... - wycedziła wściekle, prawie parząc mi dłoń przez rękojeść. Zaraz jednak klinga zbladła, a ton stał się spokojniejszy. - Choć wam, bojarom, bliżej jest do chłopskiego ścierwa niż prawdziwej szlachcie, to krew nie woda. Jesteś pan szlachcicem, więc spotkamy się na udeptanej ziemi, zgodnie z obyczajem. Wiec jednak jedno, jeśli na polu bitwy przyjdzie się nam potykać, to winien cię ubić Turczyn lub byle Tatar, a nie ostrze prawego szlachcica. Tyś jest knur, łajza, łajdak... - kontynuowała nieprzyjemną tyradę, więc machnąłem nią energicznie, żeby wreszcie uciszyć ten bełkot.
Spojrzałem przepraszająco na kuzyna, naprawdę nie chciałem, żeby czegoś takiego musiał wysłuchiwać, oby potraktował to z dystansem i humorem. Sprawnie się rozgrzałem i zająłem odpowiednie miejsce.
- Również jestem - rzekłem, przyjmując szermierczą postawę.
Ustawiłem się nieco bokiem, aby zminimalizować zajmowaną przestrzeń. Prawa stroną z szablą z przodu, lewa z tyłu. Jeszcze na próbę zrobiłem młynek ostrzem.
- Stawaj! - zakrzyknęła zniecierpliwiona szabla.
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zabaw - Page 4 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Sala zabaw
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach