Wydarzenia


Ekipa forum
Oranżeria
AutorWiadomość
Oranżeria [odnośnik]02.03.18 12:57

Oranżeria

Już od progu w oczy rzuca się prawdziwa feeria barw, a w nozdrza uderza zapach kwiatów i wilgotnego, ciepłego powietrza. Członkowie rodu korzystają z tego miejsca tym chętniej, im bardziej zimowy krajobraz straszy za oknem. Tutaj przez cały rok jest ciepło i zielono. Można przechadzać się alejkami wzdłuż rzędów egzotycznych roślin, lub odpocząć w samym sercu oranżerii, gdzie znajduje się miejsce przeznaczone do wypoczynku. Na tyłach budynku, którego szklane ściany wzmocnione są magią i tą również ocieplane, znajduje się obszar wydzielony specjalnie do hodowania warzyw czy owoców.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Oranżeria [odnośnik]22.03.18 17:04
16 VI 1956
Niezwykłość tego dnia Zachary zawdzięczał nie tylko temu, że w nawale szpitalnej pracy zyskał nieco większą chwilę wolnego, lecz przede wszystkim dlatego, że dany mu czas mógł spożytkować w najlepszy możliwy sposób: spędzić czas z rodziną. Tęsknota za szpitalnym porządkiem wprawdzie mu nie doskwierała, choć czuł się nieco dziwnie, mogąc robić to, na co miał ochotę. Dzień wolny zatem poświęcił w dużej mierze wylegiwaniu się w łóżku i toczeniu leniwej dyskusji z Ammunem. Towarzystwo raroga było mu – prócz rodziny – najbliższe i najbardziej potrzebne. Przy swoim ptasim przyjacielu otwierał się jak przed nikim innym i czuł prawdziwą swobodę, którą pętał za każdym razem, gdy opuszczał wyspę. Pośród czarodziejskiej społeczności nie mógł pozwolić sobie na błędy i domysły, przez które mógł stracić swą reputację. Tam liczyła się perfekcja i nieskazitelność, szczególnie w obliczu tego, jak społeczność Wielkiej Brytanii zmagała się z niewyjaśnionymi do tej pory anomaliami.
Również i w głowie Zachary’ego kłębiły się myśli związane z tym aspektem. Każdego pacjenta, którego do niego kierowano, czy to w trakcie dyżuru, czy z podejrzeniem zatrucia, czy wreszcie na rutynową kontrolę, szczególnie mocno przepytywał w tej kwestii. Choć wyglądało to na zwykły wywiad zdrowotny, Zachary uważnie notował wszelkie możliwe wskazówki, które mogłyby go naprowadzić na coś pożytecznego. Był zatem wnikliwym i wścibskim lekarzem, choć stawiane pytania zadawał z wyczuciem chwili. Nie mógł pozwolić sobie na niedyskretność, jak zwykł czynić to w obecności braci. Przy nich istniała niewypowiedziana swoboda. Przy nich bez przeszkód mógł rozmawiać z Ammunem, jednakże podejrzewał, że dzisiaj nie będzie miało to większej racjonalności, bowiem spotkania w najciaśniejszym rodzinnym gronie przebiegały… jak przebiegały. Sam na sam nie istniały konwenanse, choć dzieliła ich spora różnica wieku. Nie stanowiło to żadnej przeszkody; nawet nieco osamotnione wychowywanie się pod opieką dziadka nie zaważyło na relacjach między nimi i nie byli dla siebie rodzeństwem tylko z nazwy. Znali się doskonale, a Zachary za każdym ze swoich braci skoczyłby w ogień. Rodzinę stawiał na pierwszym miejscu; zawsze, dlatego też wolność od pracy nie pozwoliła mu napisać listu do kogokolwiek innego. Jego nogi same poniosły go do Ramesesa, a nieco później prosto do ciepłej oranżerii, w której widmo śniegu zalegającego w ogrodach było jedynie marą i ułudą.
Nie wiedział do końca, co zaplanował brat. W dużej mierze nie przykładał do tego wagi, czas oczekiwania spędzając na doglądaniu roślin i dyskutowaniu z Ammunem o ich zastosowaniach. Robił to tak wiele razy, że właściwie rozmowa przebiegała zawsze w ten sam sposób. Zachary podawał nazwę rośliny, Ammun podawał nazwę eliksiru, w którym ma zastosowanie, Zachary wspominał o właściwościach, dzięki którym miała swoją użyteczność w danym preparacie, Ammun temu zaprzeczał, a Zachary kręcił głową i mamrotał coś o oskubaniu z piór. Choć ta groźba mogła być skuteczna wobec każdego innego ptaka, tak wobec Ammuna była jedynie przekomarzaniem, bowiem raróg ani śmiał zmieniać swojego stałego miejsca pobytu w postaci ramienia swojego pana. W takiej też sytuacji obaj musieli zostać zastani przez Ramesesa; inna opcja nie miała prawa mieć miejsca. Nie w ciepłej oranżerii, w której Zachary tak chętnie pozbywał się grubych szat i zakładał najcieńsze odzienie, absolutnie zapominając dziś o butach.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]23.03.18 13:57
Rameses niejednokrotnie ulegał, być może złudnemu wrażeniu, że członków ich familii obserwuje się i ocenia nawet bardziej drobiazgowo, niż pozostałych rodów szlacheckich. Choć członkowie przynajmniej jednej gałęzi przebywali tu od ponad stu lat, wciąż traktowano ich z pełnym uprzejmej ostrożności dystansem. Anglicy nie bardzo wiedzieli, czego się po nich spodziewać, zresztą nie było to nawet niczym dziwnym. Shafiqowie połowicznie sami byli takiemu stanowi rzeczy winni, nie wydając się szczególnie skorymi do asymilacji. Anglia kojarzyła się z zachodem, zachód zaś — z zepsuciem i upadkiem moralnym. Być może właśnie dlatego Rameses jako dziecko z taką radością chciał się tu pojawić, by na własne oczy zobaczyć, czymże rzeczony upadek się charakteryzuje. Na miejscu okazało się jednak, że wcale nie jest tak frywolnie, jak to brzmiało, a tradycje choć inne, nie są wcale mniej sztywne niż znane mu z Egiptu. Napędzany ciekawością charakterystyczną dla młodzika, początkowo był pełen zapału i chęci do zgłębiania tego, co angielskie. Na przestrzeni lat zapał ten okazał się słomianym, a gdy odkrył, że flegmatyczni, angielscy lordowie, niewiele mają wspólnego z zacięciem, uporem i charakternością rodzinnych szajchów, zapragnął szybkiego powrotu w rodzinne strony. Oczywiście okazało się, że w części przypadków się mylił i nie każdy Anglik wpisywał się w stereotypowy obraz arystokraty, którego wielu przedstawicieli spotkał na swej drodze. I choć charakteryzowała go pełna buty swoboda, gdziekolwiek by się nie udał, i tak najlepszym samopoczuciem mógł cieszyć się, pozostając w towarzystwie rodziny.
Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że za rodzinę dałby się pokroić żywcem i obedrzeć ze skóry. Wszystko, co kiedykolwiek robił, jakiekolwiek ryzyko podejmował, to zawsze z myślą o nich, choć nigdy nie przypuszczając, że będzie mu dane zastąpić ojca na stanowisku głowy rodziny. Od tego był Amun, nie jego w gorącej wodzie kąpana i zapatrzona w niego jak obrazek, młodsza kopia. A teraz zniknął, zostawiając ich wszystkich z poczuciem straty, z którym Rameses bynajmniej nie zamierzał się pogodzić. Ciężko było jednak w natłoku nowych obowiązków na poważnie zająć się poszukiwaniami. Miał nawet nie do końca sprecyzowany żal do ojca, że zbyt mocno zasugerował się w tym przypadku wiekiem synów. Oczywiste było, że to spokojniejszy i bardziej skłonny do rozwiązywania konfliktów drogą dyplomacji Zach, powinien stanowić jego zastępstwo. Nie zamierzał jednak dyskutować z jego wolą, przynajmniej na razie.
Tylko połowicznie chciał spotkać się z Zachem z jakiegoś konkretnego powodu. Tak naprawdę chyba po prostu brakowało mu przychylnego towarzystwa, nabrania energii, która nieodłącznie płynęła z rodzinnych interakcji. Mógł przez chwilę zapomnieć o czekających go papierach, spotkaniach, nawet nieszczęsnych zaręczynach, na które matka nalegała coraz bardziej z każdym dniem, a on znowu czuł się, jakby cofnął się w czasie o piętnaście lat i znowu był podlotkiem, którego trzeba zmuszać do ożenku. Wszystkie te troski szybko wyparowały, gdy wypatrzył w oddali młodszego brata. Dzieliło ich wiele lat, ale nigdy nie przeważyło to tych aspektów, które łączyły, niekończące się jedynie na bezbrzeżnym uwielbieniu najstarszego z ich trójki. Dopełniali się. Tam, gdzie Rameses tracił cierpliwość, Zach zawsze był w stanie go uspokoić. Z kolei, gdy Zach tracił z jakiegoś powodu wewnętrzny upór i ogień, Rameses targał go za sobą. I pod żadnym pozorem nigdy nie dał powiedzieć na niego złego słowa, choćby miało się to wiązać z wyzwaniem na pojedynek stu czarodziejów, nawet jeśli Zach z pewnością próbowałby mu to wyperswadować.
Podążał główną aleją oranżerii w stronę Zacha, dzierżąc w rękach po jednym szamszirze; zamiast się jednak witać, wydał z siebie głośny, niski gwizd, mający imitować dźwięki, którymi Zach porozumiewał się z Ammunem. Jako że mógł się jedynie przysłuchiwać darowi brata, gdy ten prowadził niekończące się rozmowy z rarogiem, zapewne zabrzmiało to bardzo źle lub niezrozumiale. Można się tego było zresztą spodziewać po braku reakcji ze strony zwierzęcia. Błysnął zębami w szelmowskim uśmiechu, kiedy brat odwrócił się w jego stronę.
Zechariah — rzucił wesoło, posługując się pełnym imieniem młodszego Shafiqa. — Znowu pomyliłem dźwięki, czy jak zwykle Ammun ma w nosie wszystkich poza tobą? — Zapytał, zbliżając się. Jego wyraz twarzy i iskra w oku jednoznacznie wskazywały, że widok zapracowanego ostatnimi czasy brata zwyczajnie go cieszy. Szanował jego uzdrowicielski talent, choć czasem, jak to z braćmi bywa, żartobliwie dogryzał mu z powodu pracy pod jurysdykcją angielskich czarodziejów. Zwykle noszone przez niego, charakterystyczne dla ich stron szaty, zastąpił lekki, czarny, skórzany strój. Zach mógł się już domyślać, co to oznacza, choć Rameses jeszcze nie podał mu broni.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Oranżeria [odnośnik]26.03.18 16:51
Pogrążenie w rozmowie z Ammunem było na tyle głębokie, że nie zwracał uwagi na to, co działo się wokół. Z pełnym zaangażowaniem, niemal ślepym oddaniem zabawiał raroga kolejnymi słowami, nie zdając sobie sprawy z obecności starszego brata. Wprawdzie nie miało to większego znaczenia, skoro Rameses doskonale zdawał sobie sprawę z jego umiejętności, jednak nie powinno to oznaczać, że winien wykazywać beztroskę. Dar zwierzęcoustego znany był najbliższym i ku ich uciesze nie raz stanowił myśl wielu rodzinnych konwersacji, w których Ammun zdawał się wieść prym, obdarzając wszystkich swoją uwagą. Raróg pod opieką Zachary’ego nabył iście szlacheckiej ogłady i wychowania. Godnie reprezentował swojego pana na każdym polu i zachowywał się tak, jakby rzeczywiście należał do rodziny. Dla najmłodszego z synów istotnie był członkiem rodziny ważnym na równi z braćmi czy siostrami i kwestia ta nie podlegała dyskusji.
W końcu jednak Zachary poczuł dość osobliwie obecność brata. Jego prawdziwe imię przecięło toczącą się rozmowę, wywołując w nim niewielkie zmieszanie. Przywykł do tego, że Rameses zwracał się do niego w ten sposób tylko wtedy, gdy był na niego zły. Tutaj jednak wesoły ton oznaczał coś innego i nie był do końca pewien, czy właśnie wkraczał w jakąś nieczystą grę, czy coś zupełnie innego. Chwila wahania nie pozwoliła mu na podjęcie szybkiej decyzji i najzwyczajniej w świecie zwrócił się ku bratu, uśmiechając się do niego tak, jak zwykł robić pośród rodziny. Nie zwrócił jeszcze uwagi na trzymane przezeń przedmioty i podszedł do brata, pozwalając sobie na okazanie emocji, którym niezwykle rzadko dawał szansę na ujście. Objął Ramesesa, nie przejmując się tym, jak zareaguje, jednocześnie czując przemieszczający się ciężar Ammuna oraz jego dziób niebezpiecznie blisko ucha brata.
Ammun — mruknął do stworzenia, cofając się i lekkim ruchem barka nakazując rarogowi zajęcie innego miejsca. Odzyskana lekkość pozwoliła mu rozprostować ramiona, jednocześnie dając chwilę na posłanie bratu złośliwego uśmiechu stanowiącego odpowiedź na zadane pytanie. Przecież wiedział, jak Ammun reagował na zawołania innych, a szczególnie jego próby zwrócenia uwagi raroga.
Brakuje ci wprawy, bracie — dodał jeszcze z nieco szerszym uśmiechem, obrzucając jego sylwetkę i dostrzegając skórzane odzienie, któremu towarzyszyła broń. — I najwyraźniej uznałeś, że mi brakuje wprawy w… tej kwestii — wymamrotał z przekąsem, wskazując dłonią na jedną z broni. Zdawał się brzmieć przy tym niezadowolony i niepocieszony, że czekała go właśnie kolejna lekcja fechtunku, których szczęśliwie uniknął, będąc pod opieką dziadka przez ponad dekadę, lecz tak naprawdę był szczęśliwy. Sama obecność Ramesesa radowała go na wskroś, a możliwość spędzenia z nim czasu na sposób, który on uważał za właściwy, tylko to ułatwiała. Był w stanie poświęcić się i przyjąć kilka ciosów, jeśli miało to poprawić jego umiejętności. Bogowie mu świadkiem, ile razy ten sam trening odbywał o różnych porach dniach, szczerząc się za każdym razem, kiedy dźwięk uderzających o siebie ostrzy przerywał słowa – poniekąd będące prowokacją – rzucane w stronę brata.
Więc na ile sposobów chcesz mi dzisiaj pokazać, jak niewiele potrafię? — zapytał z wyraźną prowokacyjną miną, robiąc krok w tył, dając sobie odrobinę przestrzeni. Powolnymi ruchami zaczął odwijać lekki, długi i szeroki szal, nieodłączony dodatek każdej kreacji, którą przywdziewał w Wielkiej Brytanii, pozwalając jej luźno opaść na kamienną podłogę. Kolejne chwile poświęcił na rozpięcie kilku guzików koszuli oraz podwinięcie rękawów, wiedząc, jak wiele gracji wymagało wprawne poruszanie się z szablą w dłoni. Choć odzienie było luźne, nie chciał, by krępowało ruchy, kiedy przyjdzie mu bronić się przed natarciem Ramesesa. Wystarczająco mocno utrudniał to sobie, nosząc luźne spodnie, które podciągnął, prychając przy tym niczym dziecko, jednocześnie wspominając chwile, gdy jako dziecko dokładnie tak ubrany biegał po pustynnych wydmach.
Wystarczająco dobrze? — zapytał, pragnąc usłyszeć szczerą odpowiedź. Nigdy nie włoży na siebie skórzanego stroju, który miał na sobie Rameses. Nie pozwoliłby sobie na tak wyraźne wyeksponowanie samego siebie nawet przed bratem. Mimo wszystko pozostawiał część siebie w intymnej sferze, do której nie wpuszczał nikogo i o pewnych sprawach nie potrafił rozmawiać nawet z Ammunem. Jedno spojrzenie na dumnego raroga obserwującego rozwój sytuacji z góry uważnym spojrzeniem sprawiło, że Zachary roześmiał się głośno, choć nie padł żaden komentarz ani myśl, która mogłaby stanowić powód tego zachowania. Zamiast tego utkwił rozbawione, w pewien sposób wyzywające spojrzenie w starszym Shafiqu. Obaj wiedzieli, jak to się skończy.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]29.03.18 16:40
Choć więź, która łączyła raroga i jego brata było mu obca, wiedział doskonale, ile ptak dla niego znaczy i nigdy tego nie podważał, nawet w żartach. Ciężko było spojrzeć na to oczami Zacharego, a sam Rameses często rozważał przydatność daru, którym młodszy Shafiq został obdarowany. Rzadkość czyniła go wyjątkowym; nawet w ich rodzinie to nie było powszechne zjawisko, w świecie czarodziejów w ogóle. Sam znał raptem dwie osoby, posługujące się mową ptaków, z czego jedną był stojący przed nim właśnie Shafiq. Miał zaufanie do jego umiejętności, znacznie mniejsze do ptaka, który pozostawał w jego osądzie drapieżnikiem. Inteligentnym, ale wciąż nieprzewidywalnym. Dlatego odwzajemnił uścisk Zacha, ale czerni spojrzenia nie spuścił ani na moment z dzioba raroga, świadom z jaką łatwością te ptaki rozpruwają tkanki.
Wprawy czy umiejętności? Nazywajmy rzeczy po imieniu — odparł z szelmowskim uśmiechem. Podchodził z dystansem do swoich poczynań i żartobliwych prób porozumienia się z rarogiem. Nigdy nie miał za złe nikomu, że jego ominął podobny zaszczyt, cieszył się z talentu brata, nawet jeśli czasem zdarzyło mu się po ludzku poczuć ukłucie zazdrości. Głównie w momentach, gdy dochodził do wniosku, że akurat przydałoby mu się porozmawiać z jakimś ptakiem. Możliwości, które niosła ze sobą zwierzęcoustność, były niemal nieograniczone czymkolwiek, poza oczywistymi kaprysami mocy.
Nadrabiasz na innych polach, ale szanujący się szajch musi wiedzieć, za który koniec szabli trzymać — przekrzywił głowę w bok, mrużąc oczy. Wydawał się raczej rozbawiony niezadowoleniem Zacha, niż zniechęcony; spokojne usposobienie brata raczej nie pozwalało mu na realizowanie się w fechtunku. Nie mógł jednak całkowicie zignorować tej umiejętności, ojciec, również wytrawny szermierz, z pewnością by mu na to nie pozwolił. Rameses uwielbiał się pojedynkować na szable. Tu nie trzeba było obawiać się anomalii, czy zakazów; liczyła się tylko siła mięśni, zwinność i umiejętność przewidzenia kolejnego ruchu przeciwnika. Żadna magia — tylko szabla, która miała stanowić przedłużenie ręki.
Absolutnie źle odczytujesz moje zamiary bracie. Gdybym chciał ci pokazać, jak niewiele potrafisz, zabrałbym cię do Gringotta i kazał rozmawiać z goblinami. W starciu z nimi każdy kwestionuje swoje umiejętności — stwierdził, unosząc jeden kącik ust w szelmowskim uśmiechu. Jego współpraca z goblinami również układała się różnie. Nie znał ich języka, co było źródłem wielu nieporozumień, tym bardziej biorąc pod uwagę porywczość i brak cierpliwości, które go cechowały. Czasem kwestionował decyzję przodków o oddaniu banku w ręce tych istot; miał nieprzyjemne wrażenie, że z czarodziejami byłoby się jednak łatwiej dogadać. Tym drugim było jednak ciężej zaakceptować ich odmienność, więc ostatecznie chyba i tak wychodziło na zero.
Obserwował przez chwilę poczynania Zacha. Nie wymagał od niego nigdy zakładania stroju specjalnie przeznaczonego do walki, zdając sobie sprawę z zasad, których się trzymał. Choć Rameses na co dzień zakładał raczej tradycyjne dla ich stron szaty, zwykle rezygnując jednak z turbanu w jakiejkolwiek postaci (wszak słońca było jak na lekarstwo), nie miał oporów, by fechtując się założyć strój do tego przeznaczony. Lekki, nie krępujący ruchów i eliminujący powierzchowne skaleczenia.
Ujdzie — odparł z przekąsem, rzucając Zacharemu broń. Oczywiście, że wiedzieli, w jaki sposób się to skończy. Pewnie go pokona, a kto wie, czy w odwecie nie będzie musiał zmierzyć się z niesfornymi pazurami Ammuna. Przywiązanie tego ptaka do jego brata było niecodzienne, nawet wśród osób obdarzonych tym darem, tak przynajmniej sądził Rameses. Niezależnie jednak od wyniku potyczki, chciał spędzić z Zachem trochę czasu, a może i przy okazji czegoś go nauczyć. Brak własnych dzieci powodował, że często miał kontakt z młodymi czarodziejami i próbował przemycić do ich żyć coś, co sam wiedział a uznał, że mogłoby mu się to przydać. Podniósł zakrzywioną klingę, celując w oponenta, uśmiechał się jednak w dalszym ciągu łobuzersko akcentując, że pojedynek na śmierć i życie to to nie będzie.
Atakuj. Pokaż, ile zapamiętałeś z ostatniej lekcji — rzekł w końcu. — I powiedz Ammunowi, że pomaganie ci to oszustwo — dodał jeszcze naprędce, choć rozbawiony.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Oranżeria [odnośnik]16.04.18 15:39
Jednego i drugiego najwyraźniej — odparł z przekąsem, przekrzywiając głowę i posyłając starszemu bratu ciepły uśmiech. Wiedział, jak wyjątkowym członkiem rodu był, posiadając swoją zdolność rozmowy z ptakami. Równie mocno zdawał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna była sama w sobie, gdyby znalazła się w rękach chcących uczynić z niej źródło władzy. On sam nie miał jednak w sobie tej krzty okrucieństwa, dzięki której mógłby to zyskać. Posiadał już dostatecznie dużo władzy nad zwierzętami. Objął władzę nad ludzkim życiem, decydując się je ratować. Nie potrafiłby przekroczyć kolejnej granicy i sięgnąć po więcej, choć swymi ambicjami zdawał się być kimś, kto byłby w stanie tego dokonać na własną rękę. Mimo tego tkwiło w nim silne, wewnętrzne przekonanie, że w obecności innych – szczególnie Ramesesa – był dzieckiem, pisklęciem, które musiało się wiele nauczyć i wymagało nieustannej uwagi. Do tej bezradności nie przyznałby się przed nikim, wszak na dobre wsiąkł w grę bycia dorosłym i odpowiedzialnym czarodziejem. To z kolei wymagało od niego, jak i on od siebie samego wymagał, posiadania umiejętności niekoniecznie aspirujących do jego powołania. Dobrze wiedział, ile fechtunek znaczył dla Ramesesa, skoro odebrał go z ręki ojca, nie mając jednak za złe, że jego ominęły te szczególne zajęcia. Wiedząc to, pozwalał starszemu bratu wieść prym pierwszego, choć czasami nachodziły go myśli, iż gorący temperament rzeczonego Shafiqa stawał na drodze ku bycia przykładnym szlachcicem.
Już raz udowodniłeś mi, jak nie powinienem trzymać szabli — rzucił miękko, przysuwając się nieco bliżej Ramesesa, by rzucić mu uważne spojrzenie. Nie raz i nie obserwował jego reakcje na to, co przynosiła rzeczywistość. Lubił to robić i miał z tego jakąś pociechę, bowiem wraz z biegiem lat nie zaprzestał tej absurdalnej w takich chwilach sztuki. Nie był w szpitalu, by czujnie patrzeć na pacjentów i dopatrywać się ran. Miał przed sobą szajcha, z którym liczył się w każdym słowie, choć od czasu do czasu czerpał niewypowiedzianą przyjemność z drażnienia się z nim w sposób, który najwyraźniej obu dawał satysfakcję. Chwile te dawały mu poczucie bezpieczeństwa i tworzyły oazę, w której mógł się schronić. Tęsknota za Egiptem znikała, skrywała się w cieniu szczęścia emanującego z całej jego postawy. Był więcej niż zadowolony. Był po prostu szczęśliwy, że miał kawałek raju i jedynie myśl, że to się skończy mogła zniszczyć całe to poczucie.
Doprawdy? — zapytał, szczerząc się do niego. — W ramach odwetu powinienem zaprowadzić cię do jednego z moich pacjentów i kazać mu pomóc. Jestem pewien, że jest w tobie choćby kropla uzdrowiciela, Rams — stwierdził, drocząc się z pewności, że obaj ponieśliby klęskę przed postawionymi zdaniami, brzmiąc jednak nieco bardziej złośliwie, gdy zdrabniał jego imię. — A gobliny śmierdzą — dodał bez większego namysłu i z wielkim rozbawieniem, wystawiając ku niemu język niczym dziecko szukające draki. Gest ten był pozbawiony z jego strony jakiegokolwiek podtekstu. Przy Ramesesie był absolutnie do bólu szczery i prawdziwy, odsłaniając się przed nim niemal tak samo jak przy towarzyszącym mu Ammunie. Istniało tak niewiele spraw, z którymi się przy nim nie obnosił i – o dziwo – nie sprawiały mu one bólu. Były ważne, lecz nie na tyle, by miały jakiekolwiek prawo zaważyć na braterskiej relacji między nimi.
Twoja emocjonalna wstrzemięźliwość jest niepokojąca — rzekł cicho, po czym musiał się nieco wygiąć z równowagi, by odebrać rzucony mu szamszir. Chwytając broń w dłonie poczuł ciężar nie tyle metalu i zdobień, co uczuć związanych z tym konkretnym przedmiotem. Nigdy nie dbał o kształcenie się w tym kierunku. Ojciec nigdy też nie wspomniał się słowem, że powinien zadbać o tę część swojej edukacji, jakby nie wiązał z nim nadziei na to, że mógłby kiedyś stać się głową rodziny. Sam Zachary nieszczególnie martwił się tym stanem. Był przede wszystkim uzdrowicielem i otaczał się wieloma ludźmi w potrzebie, odbierając sobie prawo do posiadania potrzeb, wymagań czy luksusów wobec innych i nigdy nie czuł się w obowiązku narzekać na ten stan rzeczy. Otrzymał dostatecznie dużo od losu, a teraz był czas, by żyć otrzymanymi zaszczytami przodków.
Nic nie pamiętam z naszej ostatniej lekcji — wymamrotał, chwytając broń pewnie za jej rękojeść, śmiejąc się w myślach z tego, jak idiotycznie musiał teraz wyglądać. Podciągnięte nogawki bufiastych spodni, bose stopy, fałdy materiałów luźno zwisające ze wszystkich stron i broń wymierzona w Ramesesa. Jego samego widok ten bawiłby niezmiernie, choć do śmiechu być mu nie powinno.
To nie oszustwo. To wsparcie — odparł głośno, posyłając wesołe spojrzenie bratu, po czym skierował je ku Ammunowi i zaćwierkał ku niemu kilka słów, by dał mu znak, kiedy powinien zacząć. Mając tę krótką chwilę, zakręcił nadgarstkiem, po czym – usłyszawszy głos Ammuna – wyprowadził proste cięcie, licząc tylko na to, że obrona Ramesesa nie będzie na tyle silna, by upuścił broń tak szybko.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]18.04.18 11:27
Rameses nie postrzegał Zachary'ego jako pisklę, w każdym razie już nie. Widział przecież, że ma przed sobą dorosłego, świadomego swych mocy i umiejętności czarodzieja. Choć wciąż doskonale pamiętał, jak ucieszyli się z Amunem na wieść o tym, że do ich wesołej gromadki rodzeństwa dołączy kolejny członek. Już wtedy poprzysięgli sobie, choć wcale o tym nie mówiąc, że choćby własną piersią, osłoniliby wszystkich i każde z nich z osobna. Obecnie obietnica obowiązywała już najwyraźniej tylko niego, a fakt, że nie był w stanie pomóc Amunowi, bo już wyzuł się z pomysłów na temat ewentualnego miejsca jego pobytu, kradł mu sen z powiek. Żałował, że wychowanie rozdzieliło braci, niezależnie od tego, że Zachary trochę różnił się od niego i Amuna predyspozycjami i ścieżką, którą zdecydował się podążać. Czasem nawet Ramesesa bawiło to, jak cała ich trójka była od siebie różna, a mimo to jak bardzo podobna. Jednak nawet to dorastanie z daleka od siebie nie sprawiło, że się oddalili jeden od drugiego, żadne by sobie na to nie pozwoliło. I choć sam często dochodził do wniosku, że wolałby więcej czasu spędzić w Egipcie, miał na to niezliczoną ilość okazji już jako osoba dorosła. Można było zatem określić, że wszystkie najważniejsze etapy swojego życia, spędził w rodzinnych stronach, przy jednoczesnym zachowaniu całkiem dobrego podejścia do tego, co angielskie, nawet jeżeli czasami było mu z anglikami bardzo nie po drodze.
Ależ dobrze wiesz, że nie chodzi o udowadnianie czegokolwiek — odparował, również zgodnie z prawdą. Kluczem do ich dobrych stosunków było zrozumienie, że każdy z nich został najwyraźniej stworzony do czegoś zupełnie innego, a choć stanowili swoje dokładne przeciwieństwo, nie oznaczało to, że będą mieli problem z tym, by się dogadać. Przeciwnie; cieszyły go te różnice, bo wobec nich mogli się od siebie wiele nauczyć. Jednak w obliczu zwykłych, braterskich złośliwości, które nadrabiali dopiero teraz, po latach, szlacheckie powinności trochę gasły. Nie byli przecież na salonach, nie musieli zważać na słowa z obawy, że ktoś zrozumie coś opacznie, choć tym akurat Rameses przejmował się nadzwyczaj rzadko. Być może powinien przestać, wszak festiwal lata zbliżał się wielkimi krokami i kto wie, czy nie przyjdzie im brać w nim udziału. A choć unikał spędów, gdzie oddawano się najdziwniejszym zabawom ku ogólnej uciesze, w związku z nowymi obowiązkami nie mógł sobie pozwolić na pełne obserwowanie wszystkie z boku i dogryzanie z tego powodu Amunowi.
Jesteś pewien, że tego chcesz? Moja wiedza medyczna jest tak rozległa, że mógłbym go ewentualnie dobić, Zechariah — uśmiechnął się szeroko i niewinnie, jakby wcale nie zamierzał dopiec mu użyciem pełnego imienia, na które również położył nacisk. Często robił to nagminnie, tylko po to, by go poirytować. Dla większości anglików ich imiona były ciężkie do poprawnej wymowy, Zach postanowił pójść im na rękę, ale Rameses nie miał absolutnie zamiaru, skoro nikt nie ułatwiał nic jemu. Zapewne również dlatego, zawsze posługiwał się angielskim z mocnym, arabskim akcentem, jakby nawet w takich chwilach chcąc podkreślić swoje odmienne pochodzenie, skoro i tak im je wypominano. — Powiedz im to, jestem przekonany, że wykażą się niebywałym zrozumieniem — odparł, parskając śmiechem. Już sama myśl o tym, by wykazać się podobną bezczelnością, wprawiła go w wesołość. Gobliny były specyficznymi stworzeniami i Rameses niejednokrotnie zastanawiał się, kto z jego przodków wykazał się tak ogromnym poczuciem humoru, by uznać, że kontakty z nimi będą lepsze, niż z angielskimi czarodziejami.
Nie wiem, o czym mówisz, przecież zawsze jestem emocjonalnie wstrzemięźliwy — błysnął w uśmiechu zębami, zadowolony jednak, że Zach nie upuścił broni. Nietrudno było się domyślić żartobliwego charakteru tej wypowiedzi. Gdyby Rameses wykazał się kiedyś podobną wstrzemięźliwością, zapewne świat chyliłby się ku upadkowi. Ewentualne panowanie nad emocjami w jego wydaniu zamieniało się w nadmierną sarkastyczność nacechowaną negatywnie.
Masz taką krótką pamięć? Niedobrze — zawyrokował Rameses. Droczył się jedynie; oboje mieli wszak świadomość, że uzdrowicielowi umiejętność wojowania szablą do niczego się nie przyda, choć starszy Shafiq uważał, że jakieś podstawy dobrze byłoby, żeby miał. Choćby po to, by wyzwany na pojedynek nie musiał odmawiać, a stawać w szranki w ochronie honoru rodziny. — Jak zwał, tak zwał — zawołał, stwierdził, zbliżając się do brata; odparował cios niezbyt mocno i wyprowadził swój, nieco mylący, ale nietrudny do sparowania. W końcu to miała być przyjemność, nie chciał spuścić mu batów. Gdyby ojciec uznał to za stosowne, pewnie osobiście trenowałby z Zacharym, a wtedy być może młodszy Shafiq na własnej skórze przekonałby się o sile tkwiącej, w wydawać by się mogło, czarodzieju w podeszłym wieku.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Oranżeria [odnośnik]30.11.18 20:09
Nie wolno było mu tam wchodzić. Jedyny wyjątek: po całym pałacu poruszał się bez ograniczeń, bose stopy sługi zwiedzały wszystkie pokoje, a ciemne oczy poznały zakamarki przestronnej budowli. Każdy kamień, każda kolumna, ubytki w stopniach, szczerby w drewnie, blednące wzory na perskich dywanach i odłażące rogi tapet. Czuł obcość, jakimi nasyciły się komnaty jego panów, ale nie lekceważył i wschodniego ducha, jaki wraz z nimi przybył na brytyjskie ziemie. Ponad pięć lat wdrażał się w nieznany mu system, uczył od nowa plątaniny korytarzy, rozkładu dnia każdego Shafiqa zamieszkującego angielską rezydencję, aby nie przynieść wstydu Zachariahowi i udowodnić lojalność wobec swych dobrodziejów. Nie wyobrażał sobie życia poza kuratelą swych opiekunów - nie pozostawał przecież bez wyboru i doskonale pamiętał moment, w którym raz na zawsze odrzucił pozorną wolność na rzecz zamieszkania wraz z młodym szejkiem, bycia jego powiernikiem. Oraz przyjacielem. Liczne obowiązki spoczywające na barkach smagłego niewolnika nie wyzuły z niego uczuć, a ciężka praca nie stworzyła z niego maszyny. Traktowano go po ludzku, dobrze; wyspa Mann była jego domem, a Zachariah niemalże młodszym bratem, toteż przyjmował swój los nie tyle z pokorą, ile z prawdziwą wdzięcznością. Chwycił Merlina za kostki u starczych stóp, splatając żywot ze szlachetną rodziną; zaufanie procentowało i ciągle rosło, a Tahir przeczuwał, że jego przyszłość będzie dzięki temu spokojna i bezpieczna. Nie musiał martwić się o nic, jeśli tylko wypełniał przykazania nadane mu z góry, a że był dokładny i sumienny, egzystencja na mglistej ziemi przypominała nieco tylko zniekształconą bajkę.
Z duszą na ramieniu przekraczał progi oranżerii, miejsca, gdzie żaden sługa wstępu nie miał i choć otrzymał pozwolenie, serce nadal biło mu nienaturalnie szybko, jakby popełniał występek, za który mogła polecieć głowa. Zielone liście tworzyły nad nim przyjemny baldachim, przywodzący na myśl rodzinne strony, zapach egzotycznych roślin, cichy szmer wody - nieco rozluźnił nienaturalnie spięte barki, zwinnie przemykając wytyczonymi ścieżkami i podążając za niewyraźnym echem męskich głosów. Przystanął niedaleko walczących, przez moment obserwując szermiercze zmagania (czuł dumę z umiejętności Zachariaha), zanim znacząco odchrząknął, tym samym zdradzając swą dyskretną obecność. Skłonił się nisko, kiedy dwie pary oczu zwróciły się ku niemu; gięcia karku nigdy nie odczuwał jako ujmy.
-Wybacz, mój panie, ale właśnie przybyły nowe dziewczęta. Dokładnie tuzin. Czekają w łaźni, przygotowane tak, jak zawsze - poinformował uprzejmie i profesjonalnie, nie licząc lekkiego uniesienia kącików ust, zdradzających przebłysk doskonałego humoru - przekazać im, że muszą poczekać? - dopytał, skłoniwszy się raz jeszcze.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Oranżeria 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Oranżeria [odnośnik]01.12.18 18:35
Zaangażowanie w rozmowę przecinaną kolejnymi zderzeniami szamszirów trzymanych w rękach Zachary'ego i jego brata pochłaniało go do tego stopnia, że w zupełności zapominał o tym, co przyświecało temu spotkaniu. Czysta nieprzenikniona radość i możliwość spędzenia odrobiny czasu z rodziną była tym, o czym marzył od dłuższego czasu, pragnąc zapomnieć o nieprzyjemnych zdarzeniach mających miejsce w ostatnim czasie. Wiedział, że nadal czekało na niego wiele wyzwań wobec samego siebie czy obowiązków spełnianych podług woli nestora, lecz dziś nie przeszkadzało mu to zapomnieć o pełnym zrelaksowaniu oraz porzuceniu towarzyskiej musztry, którą w obecności brata mógł sobie całkowicie darować. Utrzymywanie standardów i zachowywanie pozorów nie było tym, czego oczekiwał od swoich najbliższych i był wdzięczny egipskim bóstwom za dostąpienie tego zaszczytu.
Pochłonięcie w wymianie ciosów nie mogło jednak trwać w nieskończoność. Choć definitywnie szala zwycięstwa przechylała się na korzyść brata, nie chciał dać mu łatwego zwycięstwa. Krople potu roszące czoło i włosy powoli osiadały na brwiach, po skroniach spływały na policzki, a dłoń dzierżąca broń powoli drżała z wysiłku. Nie to sprawiło jednak, że walka uległa gwałtownemu zakończeniu.
Odgłos otwieranych drzwi umknął mu zupełnie. Jedyne ostrzeżenie o zbliżającym się gościu pochodziło od Ammuna, który nie bacząc na kolejne ciosy bronią poszybował lekko w dół nad walczącymi, ostatecznie lądując na wolnej dłoni Zachary'ego, gdy ta znalazła się odpowiednio wysoko. Szpony raroga delikatnie zwarły się na odsłoniętej skórze, sprawiając, że jego właściciel zrobił nieco większy krok do tyłu, unikając celnie wymierzonego ciosu od starszego brata. Powoli opuścił szamszir ostrzem w dół, opierając jego koniec o posadzkę, tworząc sobie tym samym podporę oraz wsparcie.
Tahir — zwrócił się imieniem swego najbardziej zaufanego sługi, kiwając w jego stronę, wciąż uśmiechając się pomimo nieco zachwiania specyfiki całej sytuacji. Szybkie spojrzenie rzucone w stronę brata prosiło jedynie o milczenie, a zawołanie Ammuna znad ramienia nie powstrzymało go od zaśmiania się na trafne spostrzeżenie towarzysza, którego tylko on jeden był w stanie zrozumieć.
Załatwmy to od ręki — odpowiedział krótko, oddając broń starszemu Shafiqowi. — Dokończymy to później — stwierdził, obejmując go szybko na pożegnanie, po czym poprawił Ammuna na ręce i gestem dłoni nakazał słudze, by poprowadził go we właściwe miejsce.
Coś, o czym powinienem wiedzieć, nim podejmę decyzję? — zapytał jeszcze, gdy opuścili oranżerię. Głośny odgłos Ammuna świadczył tylko o zainteresowaniu raroga całą sytuacją.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]02.12.18 0:51
Chłodny dystans, jaki przebrzmiał między nimi wyraźnie gruntował relację pan-sługa, chociaż Tahir łaskawie (naiwnie?) nie zauważał arogancji młodego szejka. Jakby nie istniała albo była zwyczajnie naturalna, łatwa do przełknięcia, przyswojenia i przetworzenia przez arabskiego sługę. Mężczyzna w godnym milczeniu przeczekał ceremoniał złożenia broni i pożegnania się braci - wobec Ramsesa nie miał żadnych obowiązków i choć każdemu z półboskich Shafiqów przyrzekał wierność, jego całkowite oddanie zyskał wyłącznie Zehariah - skłaniając się znów dopiero, gdy dostał właściwy sygnał. Ruszył przed siebie przywołany gestem, wyprostowany niczym struna, pewnie wyprowadzając lorda z oranżerii. Orientował się i w tej części pałacu, mimo że zamkniętej dla niego: musiał znać posiadłość jak własną kieszeń, wszak w nagłym, niespodziewanym wypadku to na nim spoczywał ciężar zadbania o życie i zdrowie jego panów.
-Jeśli pozwolisz, panie, przedstawię ci pokrótce dziewczęta - rzekł, zwalniając nieco kroku, by zrównać się z Zechariahem. Przed nim nie czuł żadnych oporów, nie obawiał się skarcenia, czy posądzenia o poufałość. Zza pazuchy lnianej tuniki oblekającej jego szczupłe, muskularne ciało wyjął zwój pergaminu, na którym spisane zostały informacje tyczące się wszystkich branek - każda posiada szczególne talenty, każda jest młoda, piękna i nietknięta, zgodnie z twym wyraźnym życzeniem - dodał, nie zająknąwszy się ani słowem nad metodami pozyskania nowych niewolnic. Te niewyczerpane źródła nie powinny zajmować myśli Zechariaha, dość zajętego pędzeniem brytyjskiego żywota, karierą uzdrowiciela i zawiłą polityką, by przejmować się pochodzeniem kobiet, zmieniających mu ręczniki i szorujących podłogę w jego prywatnych komnatach. Arystokratyczne salonowe gry kosztowały sporo energii, a zadaniem Tahira było dbanie o to, by jego panu niczego nie brakło. Dobieranie szat czy dziewcząt do haremu może nie satysfakcjonowało tak bardzo, jak doradztwo przy wspólnym stole, lecz sługa miał świadomość swego wywyższenia - podejmował wiele decyzji tyczących się codziennego życia lorda, towarzysząc mu praktycznie na każdym kroku, prawie tak jak jego zwierzęcy faworyt.
-Lajma, osiemnaście lat. Ma perskie i egipskie korzenie, jej przodkowie osiedlili się w Egipcie wraz z podbojami Aleksandra Macedońskiego. Znakomita amazonka. Jafiah, dwadzieścia jeden lat, potomkini Kserksesa w dziewiątej linii. Bardzo wysoka, wspaniała tancerka. Haifa, najmłodsza z całej dwunastki, ledwie szesnastoletnia. Pochodzi z rodziny szczycącej się królewską krwią. Ponoć zna biegle kilka języków, ale jak dotąd nie odezwała się ani słowem - wyrecytował, płynnie odcyfrowując hieroglificzne pismo. Pchnął drzwi prowadzące do łaźni i odstąpił, puszczając swego pana przodem, gdzie już czekała gromada półnagich branek, strzelających oczami, jakby bały się, że trafiły do burdelu.
-Pokłońcie się przed szejkiem Zechariahem Azharem Shafiqiem - wydał wyraźny rozkaz, anonsując jednocześnie ich aktualnego pana i władcę. Wciąż nieco znudzonego, Tahir liczył, że dziewczęta dostarczą mu nieco rozrywki, gdyż w przeciwnym razie niezadowolenie spadnie na niego.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Oranżeria 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Oranżeria [odnośnik]02.12.18 15:37
Pomimo tego, że Tahira znał od dziecka i niemal wspólnie się z nim wychowywał, Zachary doskonale znał szereg, w którym niezmiennie tkwili od lat. Doceniał decyzję sługi i szanował, że pragnął wiernie tkwić pod jarzmem Shafiqów, będąc za to odpowiednio wynagrodzonym. Nie brakowało mu niczego i nie widział powodów, by ten miał podjąć jakąkolwiek próbę buntu. Z resztą Shafiq doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że na takie okoliczności przewidziano szereg kroków, które miały zażegnać próbę obalenia ich panowania. Sama myśl o takowym incydencie napawała Zachary'ego rozbawieniem. Naprawdę nie chciał być w skórze zbuntowanej służby, domagającej się równiejszego traktowania. Jeśli kiedykolwiek takie mogło zaistnieć.
Zbywalnym, nie do końca określonym ruchem ręki nakazał Tahirowi kontynuować wywód. Nie był tym szczególnie zainteresowany, choć zadowolenie na jego twarzy nadal pozostawało widoczne. Myślami nieco odpływał od tego, co sługa do niego mówił. Wszystko słyszał, przyjmował do wiadomości i wiedział, co należało uczynić. Nie przeszkadzało mu to jednak poświęcać swojej uwagi Ammunowi, niekwestionowanemu faworytowi ponad wszystkimi. Pozwalał rarogowi ocierać się dziobem o jego włosy, wsłuchując się w ciche słowa, dla otoczenia będące jedynie niezrozumiałym ciągiem kraknięć i pisków. Co rusz, kolejne uwagi ptaka wywoływały w Zacharym lekki, ledwo słyszalny śmiech. Przypominało to krótkie parsknięcia, niemal prychnięcia, gdy Tahir czytał z pergaminu kolejne przymioty poszczególnych dziewcząt. Całkowicie zamilkł, gdy sługa pchnął drzwi, kurtuazyjnie puszczając go przodem, choć doskonale słyszał za nim silny, rozkazujący ton głosu. Poważna mina Shafiqa nie zagościła jednak na długo. Przez kilka sekund, gdy padał rozkaz pokłonu, a przestraszone dziewczęta zaczęły niezgrabnie wykonywać ukłony, trzęsąc się ze strachu. Powaga zniknęła w chwili, gdy wyciągnął wolne ramię i machnął nim, pozwalając służącym podnieść głowy, by mogły na niego spojrzeć. Rozbawienie goszczące na jego twarzy musiało wprawić je w zakłopotanie, a strój, w którym się prezentował, niewątpliwie nie reprezentował go wystarczająco godnie. Mimo to nie przejmował się, a jedynie kolejno przyglądał poszczególnym twarzom z całego tuzina, wsłuchując się w odgłosy Ammuna. Raz czy dwa z jego własnych ust wydobyło się parsknięcie. Potem spojrzał na Tahira, przywołując go do swego boku.
Naucz je poprawnego ukłonu. Nie zamierzam wstydzić się przed rodziną za ich brak ogłady — powiedział, nie zaszczycając sługi wzrokiem; ten dobrze wiedział, że mówił i do niego, i do zgromadzonych przed nim dziewcząt. — Wszyscy dobrze pamiętamy, co stało się z tą nędznicą nieumiejącą ukłonić się przed moim ojcem. — Dodał z wyraźnym cynizmem i sarkazmem, jakby jednocześnie zdradzał sekret posiadłości i kłamał, próbując nowe służące jedynie przestraszyć. W tej samej chwili dobiegło go słowo Ammuna, któremu odpowiedział machnięciem ręki, próbując zrzucić raroga ze swojego ramienia; co też się nie stało. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie w stronę dwunastki dziewcząt i zrobił krok w tył, dając niemy, nieszczególnie wyraźny sygnał, że powinny się skłonić i czekać.
Weź te, o których mi mówiłeś. Wybierz także trzy dodatkowe wedle własnego uznania. Pozostałe możesz przekazać mojemu bratu — i odwrócił się, zmierzając w stronę otwartych drzwi. W progu jednak zatrzymał się i spojrzał przez ramię, na którym spoczywał Ammun. Srogie spojrzenie raroga również spoczęło na dziewczętach. — A niemowę lepiej naucz mówić. I to w jakimkolwiek języku... inaczej Ammun wydziobie jej oczy. — Ostatniemu sformułowaniu towarzyszyło potwierdzenie ze strony latającego towarzysza Shafiqa, który ostatecznie odwrócił się i ruszył w labirynt korytarzy, bosymi stopami nie wydając głośnych dźwięków. Choć go już nie było, dało się usłyszeć echo śmiechu przecinanych ostrymi dźwiękami wydawanymi przez raroga.

|zt




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]24.08.19 13:39
| 13/01/1957

Trzynasty stycznia był dniem zaskakującym, przynajmniej dla niego. Z samego rana odbył spotkanie na Pokątną, gdzie znajomi raczył go niezwykłymi informacjami. Nie tylko jemu najwyraźniej dane było się zaręczyć w ostatnich dniach, bo ktoś z jego bliskiego otoczenia również to zrobił. Publiczne mariaże były czymś, czego po szczycie sprzed kilku miesięcy mogli spodziewać się wszyscy. On sam był przecież przykładem takiego rozwiązania. Selwynowie potrzebowali poparcia, a kto inny mógł im je zapewnić? Najlepiej wybrać kogoś, kto był pewną opcją i dawał wiele możliwości. Tyle, że małżeństwo o którym się dowiedział nie było „tutejsze”, ale rozmówca nie mógł sobie przypomnieć kim dokładnie jest ów osobnik. Jedyną nietutejszą osobą jaką Mathieu Rosier znał, był… Zachary Shafiq. Dla niego oczywiście był jak najbardziej na miejscu, bo gdzie znalazłby tak wspaniałego przyjaciela. Niemniej jednak, jeśli faktycznie Zachary się zaręczył i nic mu nie powiedział… Trzeba było sięgnąć u źródła.
Trzynasta godzina była odpowiednia, aby zjawić się na Wyspie, gdzie była ich piękne rezydencja. Zawsze zachwycał się miejcem na tejże wyspie. Odbiegało od tego, do czego był przyzwyczajony. Główne komnaty, piękne ogrody, to coś niesamowicie różniącego się od angielskiego stylu. Przy samym wejściu poinformowali go gdzie znajdzie przyjaciela. Nie był na niego zły, niemniej jednak traktując go jako jedną z najbliższych i najbardziej zaufanych osób, wolałby wiedzieć takie rzeczy [w końcu był jego psiapsi]. Skierował swoje kroki do oranżerii, poprawiając odzienie wierzchnie, płaszcz zapewne oddał komuś wcześniej. Był obrany bardziej oficjalnie, wszak wyruszył tu prosto z Pokątnej. Poprawił włosy na wejściu zastanawiając się co w zasadzie ma mu powiedzieć. Nie chciał brzmieć jak pretensjonalna nastolatka, która przychodzi z wyrzutami spowodowanymi zazdrością. Zachary był jego przyjacielem, a nie ex dziewczyną, która właśnie się zaręczyła. Rozegranie tego w odpowiedni sposób wydawało się dość trudne.
- Zachary! – zaczął od przyjacielskiego powitania kierując się w jego stronę. – Doszły mnie słuchy, że spotkało Cię ogromne szczęście… – dodał jeszcze. Obserwując go dokładnie. Tak w zasadzie, to skoro Zachary nie miał czasu mu powiedzieć… A może w Egipcie panowały inne zasady? Tego nie mógł wiedzieć. Dlatego dał mu ostatnią szansę na podzielenie się dobrą nowiną.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death


Ostatnio zmieniony przez Mathieu Rosier dnia 15.02.20 13:23, w całości zmieniany 2 razy
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Oranżeria [odnośnik]11.11.19 12:35
Skryty pośród feerii barw oranżerii nie był w najmniejszym stopniu świadom tego, co właśnie rozgrywało się w murach wyspiarskiej posiadłości ani gościa, który go zaszczycił. Nie posłał żadnego zaproszenia, nie oczekiwał także żadnej niezapowiedzianej wizyty – cały dzień zaplanował podług własnemu egoizmowi, przyodziewając się w rozchełstaną koszulę oraz luźne spodnie podciągnięte do kolan. Jedynie drogi płaszcz pełen zdobień wyznaczał jego status, choć w każdym calu różnił się od służących towarzyszących mu w zakątkach oranżerii, czekających na choćby najmniejsze, czasem niewidoczne skinienie cichego szajcha.
Bose stopy były czymś naturalnym, gdy Zachary przemierzał labirynt korytarzy. Nikt nie śmiał wypomnieć mu tej niefrasobliwości, a służba robiła wszystko, by ich pan nie zaziębił się i nie popadł w chorobę. W tej kwestii to jednak Shafiq dbał o samego siebie znacznie skrupulatniej niż po sobie to okazywał. Nie ryzykował bezmyślnie własnym życiem, nie w ciągu ostatniego kwartału, który zmienił tak wiele, iż obawa wobec własnego cienia nagle zyskiwała rację bytu. Wiedział, że był bezpieczny na wyspie; bezpieczeństwo zapewniano mu niemal wszędzie tam, gdzie zjawiał się z zapowiedzianą wizytą, dlatego też i teraz, kiedy tuż za rogiem czaił się gość, nie istniały podstawy do wzmożenia ochrony. Plan dnia Zachary'ego pozostawał niezaburzony – z dłońmi ubrudzonymi ziemią siedział na kamiennym murku i ostrożnymi ruchami rozprowadzał glebę wokół sadzonek sprowadzonych tuż po nowym roku. Opieki nad nimi podjął się instynktownie, upatrując w nich przełomu nie tyle w jego życiu, co w całym otaczającym go świecie. Pragnął – z całej głębi siebie – dowieść wartości zalążków nowego istnienia i to właśnie wtedy cały cykl myśli skoncentrowanych wokół jego świata został przerwany przez doskonale znany mu głos.
Widok Mathieu wprowadził go jednocześnie w radość oraz zdziwienie powodowane ostrożnością. Nie zapraszał przyjaciela w progi wyspy, choć jego obecność była mu droga i ważna, a ręce naznaczone ziemią zakrawały o wstyd, którego się wystrzegał. Nie dał jednak twarzy wyrazić nagłej zmiany wodospadu analitycznych myśli, krótko wpatrując się w oblicze Rosiera, by nieznacznym gestem wydać stosowny rozkaz. Cichy harmider służących sprowadził na murek misę pełną ciepłej wody, w której spokojnie obmył przedramiona, jednej ze sług pozwalając zająć się ziemią pod paznokciami, podczas gdy pozostałe sprowadzały miękkie poduszki oraz tace z gorącą herbatą podlewaną winem i świeżymi owocami prosto z gorącego Egiptu.
Nie sądziłem, że interesują cię statki z Egiptu — odparł ostrożnie, z zaciekawieniem oczekując reakcji przyjaciela, zapewne pytań wobec roślin, choć nigdy nie podejrzewałby, że Mathieu pokładał zainteresowanie wobec kwiecia innego niż różane. Ani przez moment nie pomyślał, iż mogłoby chodzić o coś innego, że obaj myśleli w zupełnie innych kategoriach, kierując się zupełnie odrębnymi motywacjami.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]11.11.19 15:54
Wyjątkowa relacja łącząca Rosiera i Shafiqa była mu niezmiernie droga. Mathieu nigdy nie miał zbyt wielu przyjaciół, którym mógłby ufać i zawierzyć własne życie. Wiedział, że na Lorda mógł liczyć w każdej chwili, jeśli tylko potrzebowałby jego pomocy i wsparcia. Działało to oczywiście w obie strony, bo jak wiadomo, Mathieu był przyjacielem dobrym i nigdy nie łamał lojalności wobec najbliższych. Dlatego zaskoczył go brak informacji o planach ślubnych poczynionych przez drogiego przyjaciela. On niemal od razu poinformował o zaręczynach z Isabellą Selwyn. Rozumiał jednak zapracowanie przyjaciela, jednak plotki szerzące się niczym plaga szarańczy zaczynały go niepokoić. Zaczął rozważać możliwość, iż w sposób nieumyślny sprawił Shafiqowi przykrość, choć nie wiedział co mogłoby przyczynić się do tego stanu, który tak dotkliwie miałby rozluźnić ich więzi.
Spotkanie Zachary’ego w tym stanie nie było dla Mathieu powodem do wstydu. Sam często wracał z rezerwatu ubrudzony, a służba dbała o przywrócenie nienagannego wyglądu, godnego Lorda. Nie powinno być w tym nic krępującego, a jeśli pielęgnowanie roślin i zajmowanie się nimi sprawiało przyjacielowi przyjemność… Na pewno było bezpieczniejszym hobby niż to, które wybrał sobie Rosier. Smoki były niebezpieczne i w zasadzie nie można było jednoznacznie stwierdzić czy wróci z kolejnej wyprawy żywy czy przywiozą go w częściach. Wtedy nawet magiczne, lecznicze zdolności Shafiqa mogłyby okazać się bezsilnie. Przyjrzał się uważnie służbie działającej prężnie, uwijającej się, aby przygotować miejsce i strawę dla gościa. Nie było to koniecznie, Mathieu pojawił się tu by porozmawiać z przyjacielem, a nie ucztować.
- Statki z Egiptu? – uniósł brew ku górze, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Zdecydowanie statki nie miały zbyt wiele wspólnego z zaręczynami, no chyba, że wybranka jego serca przyjechała właśnie z tego kraju… To miało całkiem sporo sensu. – Więc Twoja wybranka jest z Egiptu. – dopowiedział po większym namyśle. Nie wolno było mieszać szlachetnej krwi z zagranicznymi, orientalnymi rodami. Tak przynajmniej twierdził Mathieu, a raczej ktoś, kto mu taką wiedzę wpoił. Zachary zasługiwał na wszystko co najlepsze. Jedno było pewne – oby miał szczęście co do swojej wybranki. Mathieu z własnych zaręczyn był jak najbardziej zadowolony, choć nie mówił o tym otwarcie. Wiedział, że z Isabellą stworzą coś wspaniałego.




Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Oranżeria [odnośnik]05.01.20 22:59
To, w jaki sposób podejmował każdego z gości, stanowiło o tym, kim był. O każdej wizycie wierna służba była informowana z należytym wyprzedzeniem. Wszystko miało być doskonałe, dopasowane do charakteru spotkania oraz niewypowiedzianych nigdy wcześniej fantazji Shafiqa. Nigdy nie należał do nazbyt wylewnego, szczególnie w kwestii zachcianek – nie nawykł do wyrażania pragnień przyzwyczajony, że to właśnie oddane służące będą wiedziały, czego potrzebował w danej chwili. Nie dbał w najmniejszy stopniu o to, jak rozpoznawały jego polecenia; o ich skuteczności świadczyły podejmowane przezeń czyny oraz musztra Tahira. Najbardziej oddany, jedyny zaufany sługa wiedział wszystko, a teraz niemal pędził na złamanie karku, uprzejmymi inwektywami zrozumiały dla wszystkich prócz obecnego gościa stawiając do pionu guzdrzące się służki. Charakter tej sytuacji w myślach Zachary'ego jawił się jako nad wyraz zabawny, lecz prócz nikłego uśmiechu na jego twarzy nie pojawiła się żadna inna oznaka poczucia humoru. Doprowadzany do porządku przez służbę na oczach przyjaciela to właśnie jemu poświęcał całą swą uwagę, z wolna przemieszczając się ku stosowi poduszek ułożonych obok murku.
Podróż z pewnością była nużąca, usiądź — stwierdził mimochodem, sięgając po masywne, złote puchary wypełnione aromatem grzanego wina. Ciepło rozbrzmiewające w palcach w takt muzyki przygrywanej gdzieś po drugiej stronie oranżerii było mu miłe równie mocno jak miękkość kolorowych poduch, na których spoczął, wygodnie i całkowicie nie po lordowsku rozsiadając się, z lekkim uśmiechem spoglądając na przyjaciela.
Kilka dni temu wuj, szajch Abd Al–Malik, finalizował transport z Kairu. Wielka uprzejmość i hojność z jego stron, że sprowadził dla mnie te sadzonki — odpowiedział, rozjaśniając w oczach Mathieu sytuację. Nie sądził ani przez moment, by był zaznajomiony z poczynaniami Shafiqów obejmującymi cały glob. Być może w ogóle nie takich wyjaśnień oczekiwał od niego Mathieu, mając w głowie coś zupełnie innego. Dopowiedziane przez Rosiera słowa tylko go w tym umocniły, jednocześnie będąc tym, co sprawiło, że łyk grzanego wina nie zagościł w jego ustach zbyt długo, stając się powodem niezręcznego odkaszlnięcia.
Wybranka? — powtórzył pytanie, spoglądając na przyjaciela z lekkim niedowierzaniem. — Nie przypominam sobie, bym ofiarowywał rodowe klejnoty komukolwiek — odparł z wyraźnym naciskiem, gestem przywołując służącą z tacą owoców. Niewielki kiść winogron ważył w dłoni przez moment, nim oderwał owoc od gałązki i wsunął między wargi, ostentacyjnie kupując sobie czas na przemyślenie wszystkiego, co mogło się wydarzyć, co mogło spowodować, że Mathieu wyciągnął takie wnioski.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Oranżeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach