Wydarzenia


Ekipa forum
Oranżeria
AutorWiadomość
Oranżeria [odnośnik]02.03.18 12:57
First topic message reminder :

Oranżeria

Już od progu w oczy rzuca się prawdziwa feeria barw, a w nozdrza uderza zapach kwiatów i wilgotnego, ciepłego powietrza. Członkowie rodu korzystają z tego miejsca tym chętniej, im bardziej zimowy krajobraz straszy za oknem. Tutaj przez cały rok jest ciepło i zielono. Można przechadzać się alejkami wzdłuż rzędów egzotycznych roślin, lub odpocząć w samym sercu oranżerii, gdzie znajduje się miejsce przeznaczone do wypoczynku. Na tyłach budynku, którego szklane ściany wzmocnione są magią i tą również ocieplane, znajduje się obszar wydzielony specjalnie do hodowania warzyw czy owoców.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Oranżeria [odnośnik]15.02.23 23:14



Глаза боятся, а руки делают
02 VII 1958


Pamiętała doskonale moment, gdy przypływem kaprysu postanowiła poduczyć się języka arabskiego. Brat powrócił z podróży, dziesięcioletnia Imogen wyczekiwała na wpół jego samego, na wpół przywiezionych prezentów, którymi nieustannie wynagradzał swoje nieobecności. Skąd w męskie dłonie trafiła książka, coś na kształt elementarza, tudzież słownika z - jak się później dowiedziała - arabskimi zwrotami? Tego nigdy się nie dowiedziała, choć szczerze podkreślając - nigdy też nie pytała.
Oranżeria kusiła słodkimi zapachami, przywodziła niekończące się obrazy egzotycznego piękna, którego nie było jej w geście zasmakować. Szeleszczące brzmienia i niebotycznie długie słowa kojarzyły się z obrazem malowanym przez szmaragdowymi tęczówkami - nienachalnym przepychem, złotem kojarzonym ze słońcem niż kosztownościami. Była pod wyjątkowym wrażeniem, nawet, jeśli ciepło popołudnia i blask nieznanej kultury przyprawiał ją o niezauważalne przytłoczenie.
- Nie ukrywam, że moja opinia na temat aktualnej sytuacji personelu szpitalnego, tudzież ogólnie pojętych uzdrowicieli, jest ograniczona zwykłą logiką i kilkoma, nieznaczącymi zbyt wiele głosami domysłów. - Rozmowa powoli miała wracać do samego powodu kreślonego listu. Bezpośredniość lady Travers biła po oczach, niczym blade obojczyki wystawione wprost na promienie lipcowego słońca, ale wszak była to cecha, którą ona sama w sobie wyjątkowo ceniła - pozwalała na szybką klasyfikację wartości drugiego człowieka, bez ułudy i gry pozorów zainteresowania. Sam lord Shafiq nie wydawał się tym wzruszony, a to już przodowało w ogólnej rachubie spotkania. Był inny, niż mogłaby się spodziewać po wcześniejszej, pobieżnej znajomości - biła od niego erudycja, krótko ścięty język nauki i doświadczenia, który rzadko spotykała na łamach arystokratycznych schadzek, choć, być może, po prostu tylko tacy przedstawiciele torowali sobie do niej drogę, poza kilkoma wyjątkami.
- Chciałabym zaangażować społeczność Norfolku, chociażby małą grupę kobiet, głównie wdów, w pracę, jako asystentki. Sporo z nich ma podstawową wiedzę o opatrywaniu ran czy niektórych chorobach. - Jak większość niżej urodzonych kobiet, których nikt nie woził z rozbitym czołem do uzdrowicieli. Gdzieś na końcu języka pojawiła się gorzka nuta zawstydzenia, nim jednak rozpałętałaby się wśród aksamitnego głosu, blondyna postanowiła kontynuować.
- Są to głównie ofiary wojny, niekiedy wdowy po naszych żeglarzach, których straciliśmy. Potrzebują jakiegokolwiek źródła pieniędzy, by utrzymać rodziny, mi zaś zależy na ich bezpieczeństwie, a... oczywiście, lordzie, mogę się tu mylić i proszę mnie poprawić... - Lekki, zaostrzony w prawym kąciku ust uśmiech skierowała w stronę Zacharego, spoglądając krótki moment na skryte pod wachlarzem rzęs tęczówki. - ...ale według mnie, przy aktualnej sytuacji, warto byłoby wykorzystać moment przestoju i przygotować tym samym do pomocy w momencie, gdy walki się zaognią. Żadne hrabstwo nie może wiecznie karmić obywateli obietnicami i darowiznami, ludzie potrzebują działania, w tym kobiety również. - Uprzedziła go już wcześniej, że chciałaby przede wszystkim opinii, czy jej pomysł ma jakąkolwiek rację bytu. Miała ledwie dwadzieścia lat, bagaż pracy zrównany z ziemią i prawdopodobną przepaść doświadczeń, zaś w swojej obronie brała przede wszystkim logikę i obserwację rzeczy, na które duża część szlacheckiej socjety patrzyła przez pryzmat jednorazowych darowizn, które nie ratowały przecież gospodarki, a napędzały wymagania społeczeństwa.
Jasna zieleń sukni szeleściła w tle słodkich, ptasich nut. Ręce w letniej, prostej sukni pierwszy raz od lat zaznały słońca, a ona spięła włosy delikatniej niż zwykle, pozwalając kosmykom opleść łagodne rysy twarzy. Czuła się wyjątkowo swobodnie, zapominając o chodzącej gdzieś w cieniu przyzwoitce, która mogłaby ciążyć niczym kamień na dnie torebki, gdyby nie absolutna poprawność wypowiadanych słów i wykonywanych czynów.
Od języka arabskiego, którego podstawową wiedzą zdążyła się pochwalić w krótkiej, niewinnej zgryźliwości, po chęć działania w imię społeczeństwa, ale i słusznej strony - wszystko było owiane ciepłem i delikatnym uniesieniem ust, przerwanym pojedynczymi falami gładkiego śmiechu.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.


Ostatnio zmieniony przez Imogen Travers dnia 05.03.23 18:36, w całości zmieniany 2 razy
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Oranżeria - Page 3 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Oranżeria [odnośnik]03.03.23 23:54
Przybycia lady Travers wyczekiwał. Kalendarz spraw prywatnych jak i służbowych został stosownie wyczyszczony, by podjęcie gościa ze szlachetnego rodu nie kolidowało z żadnymi sprawami; ostatnie miesiące upłynęły na pogłębianiu umiejętności organizacji jak i nieustannej walidacji doświadczeń na polu zarządzania. Dzisiejsze spotkanie oraz skumulowany wokół niego spokój stanowiły esencję, do której Zachary dążył. Równowaga musiała trwać.
By nie przyprawić lady Imogen o co najmniej skrajne uczucia wobec egzotycznej kultury Shafiqów oraz specyficznego poczucia Zechariaha w murach posiadłości na Wyspie Man, tego dnia przyzwyczajał się do sandałów. Nawyk bosego podążania po ekskluzywnych posadzkach musiał zostać skryty głęboko pod płaszczem pozorów, które oboje reprezentowali, aby dochować należytego protokołu i elegancji przystającej arystokracji. Nie mógł jednak odmówić sobie swobody w luźnym, niemal niecodziennym ubiorze, odsłaniając namiastkę torsu przez niedopięte guziki koszuli, podwinięte rękawy czy wreszcie stopy umoszczone w skórzanych sandałach. Rodowa biżuteria lśniła w słońcu wpadającym do oranżerii, gdzie postanowił wszystko zorganizować z należytym majestatem. Nakazał w jednej części ustawić niewielki stolik, by mogli usiąść i porozmawia, w drugiej natomiast znajdowały się najważniejsze instrumenty wymagane do poprawnej lekcji anatomii: lewitujący w powietrzu ludzki szkielet, kilka zwojów z najważniejszymi opisami, atlas anatomiczny, najważniejsze słowniki. Te jednak musiały poczekać na swoją kolej, gdy lady Travers postawiła stopę na terenie posiadłości Shafiqów i oficjalny protokół musiał zostać podjęty; kilka długich, wyjątkowo męczących minut, by serce przyzwoitki towarzyszącej Imogen jak i sumienia osobistych asystentów Zachary'ego pozostały na właściwych miejscach.
Tędy proszę — wskazał dłonią kierunek, lecz nie występował naprzód. Krok w rok, ramię w ramię szedł równym tempem, by wreszcie wrota oranżerii otworzyły się prostym machnięciem różdżki Iskendera. Od razu skierował Imogen ku stolikowi i czekającego na nim posiłku znacznie mniej wystawnego niż mógłby sobie tego życzyć. Mała karafka z rumem, dzbanuszek białej herbaty, dwie porcje wyfiletowanego pstrąga z odrobiną bakalii oraz prosta, niemal urągająca szczodrości sałatka z dostępnych warzyw. — Pomyślałem, że będzie dobrze, by przed lekcją — tu wskazał gestem na drugą część oranżerii — zjemy coś i omówimy zakres bardziej szczegółowo. — Mówił tonem dość oficjalnym, stanowczo i bez zbędnego ubarwiania rzeczywistości. Nie było potrzeby używania kwiecistych słów, a do tych nie posiadał żadnego szczególnego daru, który tylko uwydatniłby się w obecności damy.
Cóż... opinie mają to do siebie, że się zmieniają, czyż nie? — Sparował pytaniem, lecz kontynuował dalej. — Wiele przypadków, które trafiają w ręce wykwalifikowanych uzdrowicieli, mogłoby być rozwiązane przy posiadaniu niezbędnej, podstawowej wiedzy uzdrowicielskiej. Większość zaklęć nie jest skomplikowana, a na pewno doraźnie ulży i pomoże. Sytuacja w Świętym Mungu nie różni się znacząco od tej poza Londynem. Nasze obłożenie obowiązkami wystarczająco przekracza średnią sprzed wojny, ale nie każdy ma do tego tak wiele zrozumienia jak ty, lady. — Był zaintrygowany tym, na ile Imogen mogła pozwolić sobie jako dama w wygłaszaniu poglądów i działaniu. Angielską społeczność obiegły już przykłady ze strony Evandry czy Primrose, lecz nie spodziewał się, by lady Travers chciała zaangażować się w podobną działalność społeczną; być może mylił się i nie znał pełnego oglądu na sprawę.
Podstawowa wiedza na pewno będzie przydatna, jednak należy wykazać się należytą cierpliwością. Jeśli tylko będziesz miała ochotę na zapoznanie się z moją domeną, chętnie ją przedstawię. Być może okaże się użyteczna. — Padło w trakcie rozmowy z ust Zachary'ego. — Chęć zaangażowania kobiet brzmi wspaniale. Przy odpowiednich nakładach finansowych istniałaby możliwość zorganizowania miejsca, w którym mogłyby opatrywać rany przy pomocy odpowiednich środków i w warunkach niezagrażających zdrowiu oraz życiu. — Podsumował krótko, w przerwie między kolejnymi kęsami podanego posiłku. Jednocześnie nie odrywał spojrzenia od Imogen. Obserwował ją i jej reakcje. Śledził każdą zmianę w twarzy, w spojrzeniu, gdy mówiła. Starał się dochować konwenansów, mając w pamięci, że obserwatorzy czaili się w kątach oranżerii i bacznie strzegli od skandalu. — Trudno zanegować twoje stwierdzenie, lady Imogen. Mam wrażenie, że przygotowałaś się do naszego spotkania i wszystko bardzo dobrze przemyślałaś. Masz rację. Obecna sytuacja, choć wysoce niestabilna, może przysłużyć się twojemu pomysłowi. Obawiam się tylko, że bez odpowiedniego zaplecza, nie tylko merytorycznego, wszystko może wypalić jak złamana różdżka. Żadne hrabstwo nie może wiecznie karmić ludzi, istotnie. — Podsumował, nieco odchylając się na krześle z czarką białej herbaty w dłoniach. Upijając łyk, nie odejmował spojrzenia od lady Travers. Niezmiennie utrzymywał kontakt wzrokowy, zastanawiając się, jaki dokładnie pretekst stanowiło to spotkanie.
Powiedz mi — zaczął, nie chcąc, aby cisza między nimi trwała zbyt długo. — Twój list nie był przypadkowy. Jest wielu uzdrowicieli, kobiet, które zgodziłyby się wesprzeć tę sprawę tak jak ja. Zdecydowałaś jednak zapoznać się z moją opinią.Dlaczego padło już w myślach, pozostając jedynie domysłem, który świadomie zawiesił między nimi nie po to, by tworzyć podłoże do konfliktu, a zaspokoić własną, kiełkującą wobec jej osoby ciekawość.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]05.03.23 18:17
Niepoprawność wołała o pomstę do nieba, jednocześnie jednak stanowiła obszar, który głęboko ją zaciekawił. Ceniła pozostawanie przy tradycji, które kiełkowało w Shafiqach nawet bardziej, niż w pozostałych rodach - nie tyle, że robili coś ponad konwenanse, co przez fakt, że brytyjskość wydawała się obejść w ich przypadku smakiem. Spojrzenie na moment trafiło na tors, gdzieś w przelocie, a powtarzane w umyślne niczym mantra słowa, pozwoliły uniknąć zdziwienia wymalowanego na półwilej twarzy. Nawet poprawność czy moralność, była w każdym języku inna.
Gdzieś w tym wszystkim krążył stres, tak codzienny dla obcowania z ludźmi, gdy przez wiele lat pozostawało się w cieniu własnych komnat. Niekiedy słyszała, że to sprawiało, że stanowiła tajemnicę - jeśli w istocie tak było, wolała być otwartą księgą niż w ramach własnego cierpienia stanowić komuś zagadkę. Lecz... czy i dla niego rysowała się, jako niewiadoma?
Podążyła za lordem, spoglądając na krótki moment na mijaną służbę, którą obdarzyła subtelnym uśmiechem, niemalże ciepłym i niewinnym. Matka zwykła powtarzać, że powinna trzymać rygor - jeśli miałaby kiedykolwiek rządzić, to twardo, niczym pięść uderzająca w stół. Gennie było do tego daleko, nawet jeśli na przestrzeni lat określano to niepoprawnością. Ciekawość rozbudzała wszystkie zmysły; złotawe połyski zdawały się oślepiać a zapach nęcić. Na moment zlustrowała sylwetkę lorda Shafiqa, wyłapując kolejne szczegóły ubioru, o którym zwykła co najwyżej czytać. Krótkie zaczerwienienie wysuwało się spod osuniętej na skraj szyi i pleców koszuli. Z tej odległości wyglądało to na subtelną bliznę, nie pozwoliła sobie jednak na dłuższą chwilę obserwacji, aby zaspokoić połaskotaną ciekawość. Wyrównała krok, dość naturalnie.
- To wyjątkowo uprzejme, lordzie. - Kącik ust powędrował ku górze, delikatny ruch głowy skwitował podziękowanie w ledwie geście. Subtelny dreszcz przesunął się wzdłuż pleców - choć nawykła do oficjalnego tonu, to gdy już miała w taki sposób rozmawiać, analizowane słowa przechodziły przez potrójną cenzurę. Mimo to mówiła, możliwie najbezpieczniej, chwila po chwili zbierając kolejne odmęty rozluźnienia na wątłych plecach. Czuła się wysłuchana i zrozumiana, a to już dawało szereg benefitów skrytych w przyjętej postawie. Słowa lorda Shafiqa powoli rozjaśniały jej całą sytuację, chociażby fakt, że jej myślenie było poprawne względem stanu faktycznego. Przy takim odbiorze nie mogła pozwolić sobie na ucieczkę od subtelnego, nadającego twarzy jeszcze większej kobiecości uśmiechu. Strawa była dodatkowym atutem - prócz smaku, który odbiegał od potraw do jakich nawykła i chyba dałaby się pokroić za innowacyjnego kucharza, a może - w istocie prawdopodobne - po prostu zapoznanego z odległymi kuchniami. Sama jednak czynność burzyła mur, pozwalała na większą swobodę, ale dalej w granicach dobrego smaku. Była Traversem i tak jak jej pomysł miał być w istocie głównie wsparciem jej własnego ludu, co za tym idzie, również budowania uznania rodu, tak i obyczaje zwykły odchodzić od tych dobrze znanych z salonów, a każda sekundę zachowania musiała uważnie kontrolować.
- Nie śmiałabym zabierać lordowi czasu, gdybym pokusiła się o brak przygotowania. - Usta na moment zbiły się w lekkim, pełnym skromności uśmiechu, aby kontynuować. - Mam pomysł na utworzenie z tego samofunkcjonującego przybytku, ale do tego czeka mnie jeszcze niebotycznie długa droga. - Zwieńczyła wypowiedź łykiem herbaty i Merlinowi dziękować, że tak się stało, gdy kolejne słowa lorda zapadły, osiadając i siejąc spustoszenie w zgromadzonym spokoju. Jej list, w istocie, nie był przypadkowy. Ale dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę.
Nie uciekła jednak spojrzeniem od intensywnej batalii tęczówek, wydając się w tym subtelnie prowokująca jak na fakt przedłużonego milczenia. Szukała odpowiedzi, wertując stronice możliwych reakcji strona za stroną.
- Liczę się, ze wzajemnością, z opinią mojego brata. Manannan wskazał mi właśnie lorda, jako osobę, której rady powinnam zaczerpnąć. - Cambridge cross wzmocniła mocniejszym napięciem mięśni, co całe szczęście skrywała letnia sukienka. Sięgnęła dłonią do stolika, odstawiając czarkę - o na bogów egipskich, te malowidła na nich były maleńkimi dziełami sztuki - i wysmuklając przy tym ujawnioną spod materiału szyję i ramiona. Idealnie w tym momencie, na wpół pogrywająco przez oderwane spojrzenie, skierowane na wykonywaną czynność, zarzuciła rękawicę. - Ale mogę mieć na to inną... odpowiedź. - Powracając plecami do oparcia, ponownie pozwoliła sobie na otwarte spojrzenia i ledwie zauważalny uśmiech na porcelanowej twarzy. Czy spodziewał się tego, by za chwilę usłyszeć lekko zniekształcone akcentem, acz przyjemnie delikatne głoski języka arabskiego. - Zależy, co wolisz. - A jednak padły, w końcu przydatne po latach walki z panią matką o naukę spowodowaną kaprysem. Czy mi zdradzisz? Słodki, niemalże przyklejony uśmiech zagościł na sekundę na jej twarzy, gdy spojrzeniem uciekła do cichego szelestu szat znajdujących się niedaleko asystentów. Zmiana języka mogła zaburzyć uśpioną czujność bądź wręcz przeciwnie, uśpić ją na moment, gdy naturalność komunikatów dotarła do wyczulonych na dźwięki ścian.
- W istocie, interesy bywają różne. A doświadczenie nauczyło mnie sięgać po najlepszych... - Na moment przerwała, sięgając dłonią odzianą w cienką, złotą bransoletkę po naczynie z herbatą. - w danej dziedzinie. - Łyk, krótki, pozwalający na chwilę skrycia szmaragdowych, zwodniczych oczy pod wachlarzem ciemnych rzęs. - A szczególnie, gdy mowa o dobrobycie i bezpieczeństwie oddanych w moje ręce ludzi. - Dwuznaczność, zabawna gra słów, która przy tak bacznej publiczności była już absolutnie przezabawna, nawet jeśli marmurowa twarz jedynie w oczach skrywała pojedyncze chochliki zawadiackiego rozbawienia.



ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Oranżeria - Page 3 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Oranżeria [odnośnik]08.03.23 23:25
Choć na twarzy Zachary'ego gościła zwyczajowa uprzejmość wobec podejmowanych gości czy też przyjmowanych pacjentów, to ogólny wyraz pozostawał chłodny i obojętny. Szaroniebieskie spojrzenie lekko lśniło, nieustannie pozostając w granicach sylwetki lady Travers, pozostając przy nim dłużej, jakby kontrolowała je nieodparta siła, której nie potrafił się oprzeć. Uczuciu temu oddawał się, nieustannie tocząc silny bój z racjonalnym podejściem własnego umysłu. Protokół dyplomatyczny nie przewidywał gapienia się na damę tym bardziej, gdy była to wizyta mająca na celu zawiązanie nie tyle nici porozumienia, co obejmująca międzyrodową współpracę i nawiązanie trwalszych kontaktów. Tyle był w stanie wywnioskować z krótkiej korespondencji wymienionej z Imogen, a dzisiejsza rozmowa miała rozwiać wszelkie wątpliwości.
Skinieniem głowy podziękował za wzięcie w początkowy rozrachunek tego, że kalendarz Zechariaha był wypełniony i to nie z powodów egoistycznych. Fakt, że istniało zrozumienie profesji, której poświęcał całego siebie jak i udział w wojennych działaniach, zdawał się imponować, choć umysł niezmiennie negował wszelkie próby łechtania ego.
To niezwykle uprzejmie z twojej strony, lady — skwitował krótko, pozwalając jej mówić dalej. Znał powody tego spotkania, ale nie potrafił odnaleźć balansu w słowach listu. Lekkie zachwianie równowagi w jedną bądź w drugą stronę było konieczne, a cała sytuacja leżała w jej rękach. Nie mógł temu zaprzeczyć. Ba, wręcz świadomie pozostawiał to brzemię na barkach lady Travers, oczekując nakreślenia szczegółów, a może i szerszego planu działania.
Rzeczywiście, nie będzie to krótka operacja — odparł, zahaczając nieco o żargon. — O ile zorganizowanie takiego ośrodka jest wykonalne w dość krótkim czasie i przy niewielkich nakładach, to uczynienie go wpierw stabilnym, a później samowystarczalnym zajmie długie miesiące. Naturalnie nie odmówię pomocy, jeśli o taką zostanę poproszony. Wprawdzie będzie to wymagało ustalenia odpowiednich priorytetów i poruszenia niezbędnych kontaktów, a w obecnej sytuacji — urwał na moment, biorąc nieduży łyk przestygłej herbaty, by zwilżyć gardło — wyjątkowo niestabilnej, prawdę mówiąc, czas gra bardzo ważną rolę. Ufam, że skoro tak dobrze przeanalizowałaś wszystko przed naszym spotkaniem — mówił dalej, nie odrywając spojrzenia od Imogen, niemal bezczelnie patrząc jej w oczy, obserwując jej twarz, nie mogąc, a nawet i nie chcąc oderwać wzroku — to posiadasz choćby wstępnie nakreślony plan działania. Miejsce, początkowe koszty i zakres działania chociażby. — Odchylił się na zajmowanym miejscu, pozwalając kącikom ust unieść się nieco do góry, a wolnej dłoni powędrować za stójkę koszuli, by na moment odsunąć ją od skóry i poprawić jej ułożenie.
Kolejne równie uprzejme skinienie głowy stanowiło odpowiedź na postawione przez niego wcześniej pytanie. Oczy lekko zmrużył, ważąc usłyszane słowa, nie wiedząc jaka reakcja była tą właściwą i najbardziej odpowiednią do zaistniałej sytuacji. Niepewność, choć rzadka, stanowiła część uzdrowicielskiej kariery. Nie była ona jednak w pełni adekwatna, kiedy przychodziło stąpać po cienkim, politycznym lodzie. Tak bowiem do pewnego stopnia traktował wszelkie ustalenia i rozmowy na poziomie rodowym. Nie krył więc tego, że zmiana tonu rozmowy z oficjalnego na prawie intymny, zakrawający o złamanie protokołu, nie była mu na rękę w obecności przyzwoitek czających się gdzieś w oranżerii. Choć przez całe swoje życie pozostawał obserwowany, to nigdy wcześniej nie pozwalał sobie na żadne zdarzenia w obecności służby czy rodziny. Nie miał z resztą zbyt wiele wolnego czasu, by pożytkować go w ten sposób. Każda chwila spędzona z dala od codziennych obowiązków poświęcona była na działania skupione wobec własnego rozwoju oraz utrzymaniu porządku na Wyspie. Od momentu przejęcia przez ojca egipskiego tronu, to właśnie Zachary sprawował pieczę i kontrolował sytuację. A teraz nie czynił tego wcale, dość swobodnie siedząc odchylonym od stolika, łapiąc się coraz częściej, że jego wzrok wędrował w stronę Imogen bez udziału jego woli.
Inną odpowiedź? — Zapytał krótko w ojczystym języku, nie odejmując spojrzenia. Uwaga Zachary'ego w całości pozostawała skoncentrowana na rozmówczyni. — Jaką? — Postawił kolejne pytanie po arabsku, nie bardzo rejestrując fakt, jak lekko przyszła mu zmiana formuły rozmowy. Charakterystyczny akcent nieco drażnił słuch. Nawet odnajdywał w tym przyjemność, mogąc usłyszeć swój język w całkiem nowym brzmieniu. Nieco skaleczonym, ale na tyle przyjemnym, aby zagapić się w treści i zamrugać kilkukrotnie w uwadze rozproszonej myślami nawołującymi do zachowania należytego porządku.
Odchrząknął nieznacznie, wpierw zasłaniając usta dłonią, a chwilę później sięgając po czarkę z herbatą. Kolejny łyk naparu był już dość chłodny w porównaniu do poprzedniego. Otrzeźwiający, pozwalający myślom wrócić na właściwy nurt, lecz jednocześnie mącący uspokojoną przed momentem toń, że o to padał ofiarą niewinnych wdzięków damy, samemu pozostając niewinnym. Chyba.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]14.03.23 2:53
Gorliwe zainteresowanie, jakie wykazał, poruszyło w niej pewne przekonanie o słuszności, zadowolenie przeplecione z presją, którą wywierało nieustanne poczucie bycia niewystarczającą - w tak wielu granicach, że niemalże nie potrafiła odnaleźć prawidłowej sobie ścieżki. Wertujące spojrzenie wydawało się jej nie poruszać - nade przyzwyczajona do tego, co niewymuszone, nieodzowne i konieczne, gdy wpuści się zwodnicze, półwile geny w kobiece ciało, nie reagowała na to strachem, jak jeszcze przed kilkoma miesiącami. Nabrała zdecydowanego dystansu - do ludzi, ale i do siebie.
Nie potrzebowała wertować stronic biografii, by domyślić się, że obejmując tak dwa, znaczące stanowiska, nie wystarczyły mu tylko koneksje, ale i zawzięta służba pani pracy i panom obowiązkom. Zwykła spotykać się z opinią - jeszcze w Hogwarcie, ale ta zdaje się prześladować całe dorosłe życie - że podane im raz na tacy danie, cały wieczór pozostaje w maksimum smaku i temperatury. Tak inni, dalecy znanym im obojgu sferom, postrzegali obejmowane stanowiska czy staże młodych szlachciców w Ministerstwie czy Mungu. Darowany koń jest jednak problemem - jeśli za nim nie nadążysz, wyjątkowo łatwo wyzbędzie się ciebie z grzbietu. A on - będąc młodym, na wysokich stanowiskach - prawdopodobnie musiał pracować podwójnie, aby utrzymać poziom, jaki powinien reprezentować na topowych posadach. Nie mogła wiedzieć, czy ta teoria nie mija się z prawdą - zwykła się jednak kierować rozsądkiem, tym samym, o który on teraz zaciekle walczył.
-  Otóż to. Stąd też myślałam o stosunkowej bliskości portu w Cromer. Z niemalże doświadczenia wiem, jak wiele pomocy potrzebują na co dzień cumujący u nas podróżujący, a to mogłoby być źródłem dochodów. - Cromer było jednym z bogatszych miejsc Norfolku, tętniącym życiem, w którym każda para rąk i każda profesja znajdzie swoje miejsce. Mimo niechlubnej sławy, bo sami marynarze kojarzeni są jednakowo ze swojego rodzaju brudem, prostactwem i rozwiązłością, za transportem morskim szedł handel, za handlem pieniądze, a za pieniędzmi chodzą tabuny.
- Muszę dokładniej przeanalizować, która opcja, czy okresowego działania w szczytowych momentach walk, czy może stałego, ale ujednoliconego działania, będzie bardziej przydatna. Nie wykluczam, że zaangażowanie w to samej społeczności, która również potrzebuje pomocy, mogłoby to w pewien sposób ustabilizować i wskazać na tą działalność codzienną, która mogłaby się samodzielnie napędzać. - Nie miała zamiaru owijać w bawełnę i skrywać faktu, że nie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Na tym bowiem polegają konsultacje i plany- aby uświadamiały problemy i otwierały furtki. Zdawała sobie sprawę ze stałego zapotrzebowania na pomoc medyczną, lecz ta stricte związana z ofiarami walk, była raczej sinusoidą - cięższe przypadki i tak wędrowałyby dalej, w bezpieczniejsze i bardziej wykwalifikowane ręce. Miała ledwie dwadzieścia lat, każda pomyłka była możliwością na niepowtórzenie błędu w przyszłości; każde zawahanie stanowiło o tym, w co kiedyś będzie parła ze swoją własną pewnością, podpartą doświadczeniem.
Pewnością, której nabierała z każdym krokiem swojej własnej przygody, która sprowadziła na niego błyszczące niezrozumiałymi uczuciami spojrzenie. Lekko kokieteryjne, subtelnie zawadiackie; i po długiej chwili, w której zdawał się skosztować każdy najmniejszy fragment zapisanych pod powiekami woluminów wspomnień i opinii, wreszcie rozbawione. Nie tyle jednak niewinnie, dziewczęco, jak można byłoby się spodziewać.
Była w tym gorycz, zaciśnięcie sznurka wokół palca, który kontrolował smycz emocji. Nie odpuszczała w batalii spojrzeń, w próbie sił, którą sama zaczęła - na wpół świadomie - i sama też kontynuowała, obserwując każdy milimetr wpędzonego w zamieszanie ciała. Gdyby nie ta nonszalancko i cholernie niepoprawnie rozpięta koszula, mógłby odpiąć górny guzik.
- Jaką? - Zawtórowała łagodnie, aksamitnym głosem ze specyficznym akcentem, roztaczając aurę pewności. Ta jednak pożegnała się chwilę temu, a panika rozsiana w głęboko bijacym sercu, unosiła klatkę coraz wyżej, wysmuklając wysuwające się spod materiału sukienki obojczyki.
- Fałszywą. - Lekki uśmiech, ledwie uniesienie prawego kącika w wygranym uśmiechu. Zagrała, przechylając się subtelnie do tyłu, aby odcinek lędźwiowy spotkał się z wygodnym oparciem krzesła. Głowa, odchylona lekko do tyłu, nie pozwalała jej na oderwanie wzroku, nawet gry umysł toczył batalię które ze słów oznaczało fałszywą, a które negatywną. Trafiła, fartem, prawidłowo, wstrzeliwując się nawet w prawidłowe sformułowanie.
- Ale mogę postarać się o inną, a dalej prawdziwą. Decyzję pozostawiam... tobie. - Na bogów wszelakich, egipskich tu również, nie potrafiła znaleźć prawidłowej formy na Pan w języku arabskim, znając potoczne zwroty i równie personalne sformułowania. Jej umysł uciekał więc w szeregi poczucia niewinności, język zaś tkwił w otwartej grze półsłówek, osiadających na rozgrzanych skwarem ciałach.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Oranżeria - Page 3 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Oranżeria [odnośnik]20.03.23 21:39
Cromer — powtórzył półgębkiem, nieco zamyślony i pogrążony w swoich obserwacjach sylwetki Imogen, jej porcelanowej twarzy, jej wdzięku i urody. Niezręczne, niewłaściwe myśli zamarkował krótkim potarciem podbródka dłonią, jednocześnie nieznacznie odchrząkując, nim jął dalej, odzyskując koncentrację na głównym temacie tego spotkania. — Mogłoby stanowić dobry punkt nie tylko na swój charakter i, jak się domyślam, ośrodek handlowy. Wychodzenie poza granice miasta mogłoby przynieść efekt odwrotny do zamierzonego, tak myślę. — Ponownie podrapał się po podbródku osłoniętym krótką, wypielęgnowaną brodą. — Może w okolicach targu? Myślę, że przy stosunkowo niewielkich kosztach byłaby możliwość stworzenia prostej placówki spełniającej miejscowe potrzeby. Na miarę swoich możliwości, rzecz jasna. W ciągu kilku tygodniu udałoby się stworzyć względnie stabilny gabinet z zapleczem niezbędnego zaopatrzenia. — Zwieńczył jeszcze na moment, zamykając oczy. Choć widok Imogen poruszał tę część świadomości Zachary'ego, o której on sam nigdy nie myślał, a może i nie brał nawet pod uwagę w swoim życiu, to nie mógł sycić się nim każdą sekundą tego spotkania. Wartki nurt myśli potrzebował chwili wytchnienia, odpoczynku, lecz jednocześnie mógł wstać od stołu i złamać protokołu, wobec którego oboje tak skrupulatnie podążali.
Powieki skrywające widok działały połowicznie. Świadomość obecności, zapach unoszący się w powietrzu nęciły, a myśli same tworzyły obraz, który Shafiq miał przed sobą. Mimo to odniósł sukces. Uspokoił umysł. Odsunął targające nim emocje na bok, nurt przemienił się w spokojny potok, pozwalając wyklarować więcej ze spostrzeżeń, którymi chciał się podzielić. Uchyliwszy powieki, raz jeszcze poczuł gorący prąd biegnący wzdłuż kręgosłupa. Miał w sobie jednak dość opanowania. Palce prawej dłoni lekko zadrżały, gdy sięgał po filiżankę, nieznacznie niemal, by wziąć mały łyk zwilżający zaschnięte gardło w upale tak znanym z rodzinnych stron.
Manannan na pewno udzieli fachowej odpowiedzi w kwestii Cromer i jego możliwości — stwierdził. — Sugerowałbym jednak ustalenie placówki o jednolitym charakterze. Póki co. Podejrzewam, że wymagałoby to większych kosztów, jednak wydaje mi się, że w dłuższej perspektywie pozwoliłoby to nam stworzyć odpowiednie zaplecze z możliwością reagowania, gdyby walki w regionie przybrały na sile. — Jął dalej, pozostając zbyt mocno w teoretycznym aspekcie. Czynienie praktyki nie było nazbyt możliwe w tej chwili, a i przystąpienie do niej wymagało ugruntowania wiedzy ekonomicznej, w której Zachary nadal przejawiał braki; i to mimo zajmowania się głównymi księgami posiadłości na Wyspie.
Pomoc mieszkańców miasta będzie nieodzowna. Jeśli nie przy najprostszych praca czy samym leczeniu rannych, to rozniosą wieści po okolicach i sprawią, że placówka będzie zauważalna. — Skomentował krótko, ważąc własne możliwości wobec kolejnego zajęcia, którego mógłby się podjąć, wobec posiadanych umiejętności, by podzielić się nimi z innymi i sprawić, że ośrodek stanie się bardziej samowystarczalny już na samym początku. Gdyby miał pod ręką pergamin oraz pióro, robiłby notatki. Nie miał jednak pewności, czy dłoń podążałaby zgodnie z wypowiadanymi słowami, czy wieńczyła niewypowiedziane myśli, których przybywało z każdą kolejną minutą spotkania, z każdą kolejną chwilą poświęconą na obejmowanie spojrzeniem tego, co Zachary miał przed sobą.
Wtór postawionego przezeń pytania odbił się niemal echem w cichej oranżerii. Wydawało mu się, że skryci gdzieś za roślinami strażnicy obyczajów zachłysnęli się tym, dokąd rozmowa zmierzała i jakie punkty obierała mimo ogromu wzajemnie okazanej estymy. Aksamitny głos Imogen ujmował do spółki z lśniącą urodą; obie napierały na Shafiqa, który od początku spotkania toczył walkę o zachowanie racjonalnego bytu myśli wcześniej niezmąconych w ten sposób. Popijanie herbaty nie było już pomocne. Nie przynosiło skutku wobec rosnących oczekiwań. Dwa małe, kryształowe kieliszki stały puste, a jedno spojrzenie na karafkę z rumem wystarczyło, aby sięgnął po nią i nalał alkoholu, mając nadzieję, że ten nie nagrzał się do stanu, w którym nie był możliwy do spożycia. Wolnym, posuwistym ruchem przesunął po stoliku drugi z kieliszków w stronę Imogen, a sam uniósł swój w cichym toaście.
Prawda — odparł po arabsku. — Interesuje mnie tylko prawda — powtórzył pełnym zdaniem. — Twoje zdrowie — rzekł i wychylił kieliszek, niemal od razu smakując żaru płynącego z alkoholu. Ostatnie krople ukradkiem zlizał z wargi, odstawiając szkło. Mocny smak, zapach rumu przyćmił na moment wszystkie myśli, jednocześnie niosąc wytchnienie, którego tak usilnie poszukiwał. Trwało to jednak, ponownie, krótką chwilę. Wystarczyło, że ponownie utkwił spojrzenie w damie Norfolku, by umysł układał pytanie, którego nie wypowiedział głośno.
Więc? Jaką okrutną prawdę mi ofiarujesz?




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]21.03.23 12:02
Odchodzili od głównego celu rozmowy, błądzili pomiędzy tym co można było, a na co przymykano oko. Oni - oni nie mogli przecież interweniować, gdy na ustach spoczywał delikatny uśmiech, a to spojrzenie wędrowało, mąciło i wodziło na pokusę złamania niewypowiedzianych, acz znanych zasad. Ale jego słowa, powaga i pewność, budziła w niej zadowolenie, które tylko plusowało w ogólnym rozrachunku. W dyskusji, którą odważnie podjęła, wskazując na swoją własną wiedzę - niczym próbując dogonić, wyrównać.
- W pobliżu targu owszem, aczkolwiek liczę na stosunkowo bezpieczną okolicę. Na tyle, by nie było to miejscem typowo przechodnim, aby nie skupiało uwagi niezainteresowanych. - Targ sam w sobie nie był bezpiecznym miejscem, Cromer samo w sobie skupiało różne, często bezimienne persony, które mogłyby stanowić grupę równie potrzebującą, co niebezpieczną.
- Jednolita. Dobrze. - Krótko skwitowała, mimo rozwijanych wspomnień, zapamiętując każdą z uwag. Każdą, w którą przecież się wsłuchiwała, wyłapywała intonację, zapisywała w odmętach pamięci każdą głoskę niskiego głosu, który wydawał się dobierać coraz głębiej, odzierać z niewinności, wrodzonego pragmatyzmu i spokoju. Ledwie na moment zbiła usta w  cienką linię, zwilżając je krótkim zagryzieniem dolnej wargi. Przytkanęła, w pewien posłusznie, ale to nie uległość była tym, co powodowało obserowane zachłannie reakcje. Chciał godnego konkurenta w sojuszniku, głos dyskusji, nie pokornej akceptacji.
- Większe koszty startowe mogą odwdzięczyć się w taki sposób szybkim uzupełnieniem luki. Choć, jest to inwestycja, którą bylibyśmy w stanie wesprzeć dla samego efektu, który ma wywrzeć w społeczeństwie. - Propagandy, łagodniejszego wizerunku. Młodej, delikatnej lady działającej na rzecz ludzki; delikatnej i niewinnej, bez skrytych za plecami złych intencji. Ale nawet to, że tu była, skrywało w sobie głębiej pojęty ruch na planszy, owiany słowem. Wszystko, co teraz miało się dziać było niczym rozpalony papieros w zamkniętym pomieszeniu; opruszone w niewinnie skrzyżowanie nóg; niczym nagi instynkt w białym odzieniu. Wiedziała, że przy historii niezrozumiałych, obrzydliwych decyzji poprzedniego nestora, lord Shafiq doskonale wiedział, co miało na celu jej działanie. Nie potrzebowała tego tłumaczyć, nie - gdy nawet jego powieki opadły w geście próby skupienia myśli.
Reakcje, które malowały się na męskiej twarzy napawały ją nieodczuwalną dotychczas przyjemnością. Ledwie zmarszczone brwi, nerwowe sięgnięcie po alkohol. Gorzki smak, który spoczął na dnie garda tuż po toaście, którego słowa osiadły nerwowo pomiędzy nimi, karmiąc potrzebę uwagi. Spojrzenie spoczywało na jej plecach, ściany wsłuchiwały się w słowa, które opaść mogły. Głębokie odetchnięcie podniosło klatkę, dłoń zacisnęła się na głowie podłokietnika, odszkując w drobnym geście poszukiwania znęcącego, zgubionego pośród toni emocji spokoju. Tak, jakby dopiero teraz dostrzegła swoje oddziaływanie; tak, jakby dopiero teraz odczuwała z tego rodzące się emocje.
Po dłuższej chwili sięgnęła po kieliszek, spokojnie mocząc usta w alkoholu. Łyk, powodujący ciężkim smakiem zagryzienie policzków. Łyk, którym zwieńczyła toast wzniesiony w porywie emocji, których przecież nie mógł kontrolować. Szmaragdowe spojrzenie osiadło roziskrzone; zaniemówiła, nie potrafiąc wydobyć słów. Nie potrafiąc ciągnąć tego, co wywolało na jasnym licu krótki obraz skrywanej przyjemności.
- Kłamstwo nie leży w mojej naturze. - Ułuda leżała jednak u podnóża jego reakcji; tak to przynajmniej tłumaczyła, doświadczając poczucia, że to tylko i wyłącznie urok. Zwodniczy czar, naturalne kłamstwo, którego sama nie potrafiła powstrzymać. A mimo to podniosła głos, prawdziwy, bo przecież tego właśnie chciał. - Dziś tej prawdy nie dostrzeżesz. - Wstrzymała wodze, niemalże metaforycznie oplotła wątłe dłonie na jego szyi. Zapięła obrożę prowokacji, przepchnęła to, czego oboje chcieli. - Następnym razem, lordzie. - Obietnica, wyrocznia i fatum. Słowa, w których skrywała prośbę, ale i pokusę, która miała oddać to, co chciał. Bo chciał, czyż nie? Czyż nie błądził spojrzeniem, nie przełykał śliny w nerwowym geście. Czy nie spoglądał na fragmenty roznegliżowanej skóry.
Chciała się bać, chciała odczuwać to, co zwykło towarzyszyć jej przez ostatnie miesiące. A jednak owładnął ją słodki zapach spokoju, przyjemność rodząca się w podbrzuszu, duma - i prośba, wypowiedziana wprost, szczerze, prawdziwie.
Tak, jak lubił.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Oranżeria - Page 3 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Oranżeria [odnośnik]14.04.23 23:20
Choć starał się ze wszystkich sił zachować godność i jej, i własną, to z wolna zdawał sobie sprawę, że cały roztaczany przez Imogen urok wdarł się pod powierzchnię, siejąc niemałe spustoszenie. Głos nie łamał się. Ton zniżał, miejscami sięgał szeptu, by zamaskować chwile, w którym mógł zaniknąć, a słowa ugrzęznąć w gardle. Im ciszej mówił, tym mocniej myśli sięgały ku przyjemności rozlewającej się przed nim po drugiej stronie niedużego stolika, sięgając ku niemu z taką łatwością, że jedynie doświadczenie w zachowaniu spokoju nabyte pracą z pacjentami oraz innymi, ciężkimi przeżyciami pozwoliło Zachary'emu utrzymać się na miejscu, zaciskając dłoń na dłużej na własnym udzie, doznając szczątki bólu zadawanego samemu sobie, w bólu dostrzegając utraconą równowagę.
Palce jeszcze przez chwilę trwały w uścisku, mięły materiał spodni. Spojrzenie chłonęło każdy skrawek piękna, gdy umysł układał odpowiedź na jej kolejne słowa. Czekał jednak z wypowiedzią. Nie spieszył się. Nieświadomie przedłużał ten moment, palcami drugiej ręki bębniąc w szklany stolik, przy którym oboje siedzieli. Nie wiedział, w której chwili spłynęło na niego to, co wreszcie powiedział. Słyszał jedynie, jak własny głos wybrzmiewa szorstkimi zgłoskami i akcentami rodzimego języka.
Rozsądnym byłoby, aby położenie punktu znajdowało się możliwie jak najbliżej najważniejszych szlaków w Cromer — podjął wolno, sięgając do karafki z rumem, by nalać jeszcze po kieliszku. Nie pijał alkoholu często, doskonale wiedząc, jak ten osnuwał na umysł mgłę, która nie pozwalało jasno myśleć. Tym bardziej nie powinien pić go w tak gorącej atmosferze, lecz to właśnie w schłodzonej dawce odnajdywał właściwą ostrość. — Może powinniśmy bliżej przyjrzeć się planom miasta? Nawet jeśli okolica nie będzie przemawiała za bezpieczeństwem, to nie wydaje mi się, żeby niejawne działania przysporzyły nam oczekiwanego autorytetu. — Zwieńczył zdanie cichym toastem, ponownie smakując rumu. — Zainwestowanie w cichego obserwatora pilnującego porządku nie byłoby takie złe, prawdę mówiąc — podjął temat po dłuższej chwili, brnąc pomimo pełnego uświadomienia, że to spotkanie straciło resztki swojego o f i c j a l n e g o charakteru, ratując to co z barier i murów budowanych przez lata zostało. Jeśli jakkolwiek rozmowa ta miała zaowocować współpracą, która z wolna rodziła się pośród rozchwianych myśli Zachary'ego, powinien jak najszybciej zawrócić do spokojnej i chłodnej oazy. Szkopuł tkwił w tym, że nie potrafił. Nie chciał, ale nie do końca akceptował ten stan, stając w sprzeczności wobec wszystkiego, co rozumiał, szanował i znał.
Przez kolejne chwile sycił się zasłyszanymi słowami. Ulegał kłamstwu. Pozwalał truciźnie zebrać żniwo, bezwiednie patrząc błyszczącym spojrzeniem błękitnoszarych tęczówek w oblicze Imogen, łapiąc się na tym, że wargi nieco przyschły, a język pragnął jak najszybciej temu przeszkodzić. Nim jednak odruch ten wszedł w życie, koniuszek języka utkwił między wargami, niemal natychmiastowo studząc zapał. Iskry tego bolesnego doświadczenia przemknęły przez policzki. Spojrzenie przygasło. Gwałtowny nurt myśli wrócił do przyzwoitek pilnujących, by dochowano protokołu, choć ten już dawno zszedł na dalszy plan tak jak i logika oraz chłodna ocena sytuacji, których tak często Zachary dokonywał, aby podjąć jak najlepszą decyzję, ale i w tym stanie nie zagrzał miejsca, szukając chłodu tam, gdzie nie powinien tego robić.
Podobno... — zaczął z wyraźnie słyszalną suchością w gardle. Urwał. Odchrząknął, osłaniając usta dłonią, korzystając z chwili, aby jeszcze przez chwilę nasycić wzrok jej widokiem i opóźnić to wszystko w czasie i przestrzeni. — Podobno kłamstwo leży w każdego naturze — wypowiedział cicho, nachylając się nad stolikiem, nieco zbyt mocno skracając dzielący ich dystans, by dość nienaturalnie odsunąć się, słysząc słowa, których usłyszeć nie chciał.
Nie budziły gniewu. Przedziwny urok wobec Imogen blokował wszystko, ale nie potrafił powstrzymać przedziwnego uczucia rozczarowania, że nie dowie się tego dzisiaj.
Więc kiedy powiesz mi prawdę? Zawiesił pytanie we własnych myślach, nie odejmując spojrzenia od damy, której urokiem pozostawał bezsprzecznie osaczony ze wszystkich stron, nie będąc w stanie odegnać przedziwnego, obcego uczucia kąsającego myśli w takt wędrówki wzroku po fragmentach nieosłoniętej suknią skórą. Kiedy?




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]15.04.23 21:23
Nie planowała tego. Trafiając do obleczonej złotem posiadłości głównym celem była rozmowa; sugestie rozwiązań i spostrzeżenia. Opowieści kształtowały w jej myślach wizerunek surowy, odległy, na pewien sposób podnoszący strach. Był odległy, skryty za nieosiągalną wizją niedostępności, odrębności. Bohater wojenny, persona na wpół polityczna - decydująca wszakże o zagraniach rodu, ordynator... mężczyzna.
Zachowania rozrysowywane przez szeregi współpracujących mięśni; maniera próbująca uciec od myśli. Mimo tego, że robiła wrażenie, zdawał się z zabójczą precyzją rozbrajać pomysł na kawałki, podsuwając kolejne sugestie. Delikatne skinienie głową, usta zbite na moment w delikatną linię, gdy zastanawiała się nad połączeniem wszystkich wizji i możliwości.
Powinniśmy. Wszedł w to.
- Zastanawiałam się nad kilkoma lokacjami, część z nich spełnia owe wymagania. - Odparła krótko, dodając po chwili pewnym, nadwyraz spokojnym tonem, jakby obawy o przebieg rozmowy uleciały w eter słodkiego zapachu egzotycznych drzew. Wnętrze zdawało się wrzeć z zadowolenia.
- Pozwoliłabym sobie przedstawić je na początek wraz z ich możliwościami. Jeśli uznasz, że się nie nadają, rozszerzymy poszukiwania. - Brwi subtelnie uniosły się w geście niemego wyzwania. Zaoszczędzą czas, o ile wystarczająco się postara. U podnóża leżała motywacja większa niż burzliwa krew i rozrosłe poczucie konieczności działania wyssane z mlekiem mamki. Poczucie bezczynności dojmowało, gdy reszta dzieci Salazara uciekła w wir walki, a ona - współgrając z nimi na polu opinii i pragnień - pozostawała niewzruszenie w swojej rysowanej wilgotnymi murami bańce. Chciała coś udowodnić; coś, czego nie potrafiła określić frazesami, a co podążało wzdłuż kobiecego ciała. Samej sobie, będącemu naprzeciwko mężczyźnie, społeczeństwu?
Odsunął to jednak wraz z poczuciem, które rozbudzało dumę kwitnącą bujnie w łabędziej szyi.
- Lordzie Shafiq... - Lekko zniżony, z całkiem ładnym, arabskim akcentem pomruk, wysmyknął się z gardła wraz z delikatnym, pełnym pewności uśmiechem. Chciała by pragnął tego głosu jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze zataczając w myślach niczym mantrę. By pamiętał, by błagał, choćby bolesne wspomnienie tego spotkania miało nie odejść u schyłku dnia.
Po prostu. Podziwiaj mnie.
Bawiła się tym uczuciem, tonęła w tej grze pozwalając sobie na ucieczkę od myśli, że oto uczestniczyła w zakrawającej o nieprzyzwoitość batalii z mężczyzną o tyle istotnym, że mógłby ją zrujnować za pstryknięciem palca. Popłynęła na szczycie fali, chłonęła wędrujący po sobie wzrok. Z przyjemnością sięgała po ostatnie możliwe wdechy, oddając ciało w przyjemnie bolesny nurt myśli. Nieświadomie, niewinnie to przecież, ogładziła spostrzegawczo otaczający ich krajobraz, na pozór podziwiając egzotykę, obcość, która niezmiennie ją przyciągała. Na momenty przymknęła oczy, unosząc ciało w delikatnym dekolcie sukni wraz z wdechem słodkawego powietrza. Wyglądała realistycznie, złudnie prawdziwie, a tą cichą akceptację - moment podziękowania za ofiarowaną uwagę, przemieszanego z przyjemnością - zdradzał jedynie dreszcz przechodzący wzdłuż ciała, pozostawiający niczym za delikatnym dotykiem gęsią skórkę. Palec drobnej dłoni sięgnął po kosmyk blond włosów, zakrawając je za ucho - lecz nie na tym wędrówka miała się zakończyć. Powoli przesunął się na szyję, by przyśpieszyć tor do ramienia, by dopiero wtedy podążyć palcami do chłodnego szkła. Łyk alkoholu, moment odetchnięcia.
- ... zarówno kłamstwo, jak i prawda, są decyzją. Wyboru uczymy się na przestrzeni życia. - Odparła, pozwalając na podjęcie gry. Cisza, która wypełniała letnie powietrze, rozdarła się na wpół. - Nabywamy odwagi by wybrać ofiarowaną nam prawdę. Jeszcze większą, by w pełni konsekwencji operować prawdziwie wyrafinowanym kłamstwem ze świadomością konsekwencji. - Wybrała kłamstwo, nie miała jednak innej możliwości w obliczu stawianych przed nią wymogów. Fantazmat możliwych konsekwencji budził dreszcz - budził słabość, a krew władców mórz nigdy sobie na nią nie pozwalała. Teraz.
Teraz poznała smak manipulacji, wręcz zatopiła się w nim niczym swoisty łowca. Nie było już umowy, teraz była gra o tron, gra o władzę, którą przegrywał bolesnym upadkiem na kolana własnych granic. Wślizgnęła się za nie, dopiero w trakcie tego spotkania w opisywanej personie zauważając człowieka, mężczyznę. Dodatkowo - nią zainteresowanego, co wydawało się abstrakcją tym większą, że to zainteresowanie kiełkowała też z jej strony. Nagle, samoczynnie, naturalnie. Ale było też my, zwieńczające wypowiadane przez niego słowa. Złapała jego spojrzenie, na moment zagryzając wargę w akcie zawstydzenia, które chłodnymi mackami podążało po rozgrzanym gruncie minionych chwil.
- Nie będę zabierała więcej czasu. - Był przecież zajęty, wyjęty niemalże ze spraw wychodzących poza obowiązki. - Nie mniej liczę na informację, kiedy miałby lord czas na dalsze konsultacje. - Ostatnia deska ratunkowa podniosła drobne ciało na powierzchnię wody. Brzytwa unicestwiła jednolitość idealnej skóry. Spojrzenie mówiło jawnie czego chce, kryjąc za płynną ofertą otwartą walkę. Delikatna, koronkowa rękawiczka została rzucona - czy był gotowy ją podjąć?


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Oranżeria - Page 3 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Oranżeria [odnośnik]15.04.23 23:23
Gorąc m y ś l i parzył, gdy próbował zbierać je i układać w spójną, logiczną układankę. Kawałek po kawałku, nieustannie, bezwiednie chwytając garści piasku w dłonie tylko po to, aby patrzeć jak umyka przez palce każda ważna drobina warta zachowania w pamięci. Ułamek chłodu płynący z oazy majaczącej w dali był ledwie mirażem, na który spoglądał, chłonąc namiastkę orzeźwiającego chłodu pozwalającego trzeźwo myśleć. Wystarczyło jednak by wzrok wodził po niej, by wszystko to legło w gruzach. Odurzenie doznaniem postępowało. Urok osadzał się coraz mocniej. Trwał. Każda kolejna minuta poświęcona temu osiadała, krystalizowała się coraz jaśniej, przybierała coraz wyraźniejszy kształt, w którym musiał odnaleźć samego siebie. Nowe doświadczenie było czymś, czego nie mógł odrzucić i postanowienie to było jedynym logicznym wywodem, który był w stanie wydobyć z siebie w tej sytuacji. Mimo to próbował podejmować rozmowy w tonie, który ich tu sprowadził i tkwił w przeświadczeniu, że targające nim, dopiero co zdaje się zbudzone emocje nie ujmowały charakteru. Każde kolejne słowo torowało drogę. Sypało stały grunt, choć ten był póki co wątły.
Oczywiście — przytaknął żywo już pierwszej z odpowiedzi, reagując całym sobą wbrew wszelkim praktykom, których podejmował się w swoim życiu. Dumna i wyprostowana sylwetka drżała pod wpływem napływających wrażeń, budzących się uczuć; Zachary robił wszystko, próbował wszystkiego, aby choć w jakikolwiek sposób zapobiec wizerunkowi upadającemu z taką łatwością. Nie wiedział, co ona myślała na ten temat ani czy w ogóle przejmowała się tym, jakie wrażenie na nim wywarła. Nie wątpił, że zdawała sobie sprawę z tego, co robiła. Poddawał to jednak pod tak krótką analizę, że już w pierwszych dwóch iteracjach odrzucał celowość tego działania, nie będąc w stanie ani odnaleźć celu ku takiemu krokowi, ani pochwycić innych, możliwie logicznych wątków. Wszystko działo się tu i teraz, będąc porywem emocji, chwili i zlekceważeniem wysublimowanego protokołu.
Tak... tak... — potwierdził krótko, wychodząc powoli z rozedrganych myśli tkwiących w podziwie, w uczuciu bycia spętanym niepoznaną wcześniej przyjemnością. Ciche chrząknięcie wydobyte z własnego gardła odniosło równie mierny skutek, choć był on na tyle istotny, że nie pozwolił mu milczeć. — To doskonały pomysł. Nasza osobista ocena poszczególnych miejsc będzie mieć kluczowe znaczenie przy finalnym wyborze lokalizacji, tak myślę. Przy okazji... może uda się także postawić pierwsze kroki i pozyskać jakieś dodatkowe informacje? — Zastanowił się na sam koniec, wyuczonym ruchem drapiąc się po brodzie wolną ręką, lecz nie podejmując żadnej analizy we własnych myślach. Gdy tylko wybrzmiało ostatnie słowo z jego ust, umysł z łatwością odepchnął logikę na bok, by dalej karmić zbudzone, samolubne pragnienia łaknące czegoś, czego nigdy nie miał i nigdy nie poznał, czego nigdy nie potrzebował, aby zbudować swoją pozycję oraz zajmowane stanowiska.
Uzdrowiciel, ordynator, głos nestora na angielskich ziemiach, kawaler... Kim jeszcze przyjdzie mi być? Wybrzmiał dziwnie obcy w tej chwili, chłodny, niemal lodowato zimny głos myśli, który wywołał dreszcz przepływający przez kark na barki, plecy i klatkę piersiową, którą próbował zaczerpnąć głęboki oddech, nie czując ani trochę, jak ciepłe powietrze owiewa wargi, jak smak wypitego rumu osiada w powietrzu. Wszystko to tłumiła słodka woń... morza. Świeży powiew, który niemal łapczywie łapał haustami jak spragniony pustynny wędrowiec wody w odnalezionej oazie, szukając chwili wytchnienia.
A jednak częściej wybieramy kłamstwo i nie potrafimy pogodzić się z jego konsekwencjami — ozwał się półszeptem, samemu decydując się obrać ścieżkę łgarza, gnany emocjami sięgając po łatwiejsze. Głuchy brzęk sumienia odbił się echem pomiędzy rozgrzanymi od uczuć myślami. Nie wdarł się na płaszczyznę świadomości, ale nie umilkł. Istniał, groźnie przypominając o tym, jakie konsekwencje czekały na Zachary'ego, gdy (nie jeśli) stanie twardo stopami na gruncie rzeczywistości.
Momentu tego nie chciał doświadczyć, choć słowa Imogen świadczyły inaczej. Musiał powstać z zajmowanego miejsca, nie opuszczając wzroku z jej eleganckiej, okrytej drogą suknią sylwetki, by z kłębiącym się w piersi, coraz cięższym, coraz chłodniejszym uczuciem musieć odprowadzić do drzwi, w których powitał ją w swoich progach. Nie chciał tego. Każdy krok stawiał wolno. Smakował ostatnich chwil jej obecności, unikając bezpośredniego kontaktu wzrokowego, bowiem wstąpiła w niego surowa myśl, że oczy mogły zdradzić wszystko to, co zbudziło się w nim w trakcie tego jednego, w istocie pierwszego spotkania.
Myślę, że — zaczął ostrożnie, powoli dobierając słowa — najwcześniej za jakieś dwa, może trzy tygodnie. Muszę zweryfikować wszystkie sprawy w moim kalendarzu. — Stwierdził już wyćwiczonym, profesjonalnym tonem na tyle, na ile potrafił go z siebie wydobyć. Był jednak w takiej sytuacji, że nie wątpił, iż doznany poryw skłoniłby go do porzucenia wszelkich planów i ustalenia terminu kolejnego spotkania możliwie jak najszybciej, byle tylko znów móc smakować jej obecności. Jednocześnie sumienie brzmiało w nim coraz głośniej i donośniej. Wrzeszczało do momentu, w którym Imogen zniknęła mu z oczu, a spotkanie dobiegło końca.
Całe ciepło odpłynęło gwałtownie, lecz ciało rozgrzane tym wszystkim, czego doświadczyło, jeszcze przez kolejne minuty było ostoją przedziwnego ciepła, którego nie umiał wyjaśnić. Nie wiedział, jaką analizę podjąć, gdy moment ten nastąpił. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł przytłoczenie własnych myśli i nie miał najmniejszego pojęcia, co powinien z tym wszystkim zrobić.

z/t x2




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Oranżeria [odnośnik]21.07.23 16:43
1 2 - V I I - 1 9 5 8
__________________________________________________

Chłód skroplonej wody znaczył ścieżką śniadą połać skóry nadgarstka, podczas kiedy druga dłoń raz po raz obracała długie, zakończone ostrym szpikulcem narzędzie. Broń biała w drodze do oranżerii została zgarnięta z rodowej biblioteczki, w której ściany pokryte księgami śpiewały historię minionych dziejów. Wędrowała z ręki do ręki, by później falować w powietrzu łagodnie i przecinać duszną aurę panującą w oranżerii.
Nawet metalowe siedzisko fotela zdawało się być nagrzane od słońca, przesiąknięte do cna wonią egzotycznych kwiatów, które rozpościerały się wielobarwnie wzdłuż i wszerz przeszklonych pomieszczeń. Dzień był upalny, niemal parny, temperatura mogła w końcu przypominać te, które pamiętał z domu i które były mu nad wyraz bliskie; angielski klimat sprawiał jednak, że organizm wobec takiego ciepła bardziej się męczył, niźli korzystał z uroków wybitnie intensywnego lata.
Karafka z wodą pokryła się specyficzną taflą pary, raz po raz zamrażana za pomocą szybkiego zaklęcia mającego przynieść chociażby namiastkę ulgi; dłoń obejmująca szklankę przyjmowała drobne krople, uśmiech łagodnie układający się na wargach przywodził na myśl pogranicze zadowolenia i beztroski.
Oczekiwania.
Na drobny element w trakcie dnia wypełnionego obowiązkami; na zaledwie łunę tego, na co pozwolić sobie mogli wiele lat temu, kiedy dni wolne od pracy i obowiązków rzeczywiście istniały – bo choć słońce wisiało wysoko na nieboskłonie, a kartki w kalendarzu wyznaczały kolejną w lipcu niedzielę, za kołtunem pozornie niefrasobliwych myśli spoczywało zwyczajowe zesztywnienie spraw nadciągających z kolejnym tygodniem.
Teraz jednak, kiedy broń obracana między palcami sprawnie skupiała jego spojrzenie, a kącik ust szybował ku górze ilekroć spojrzenie prześlizgiwało się po ostrzu, tępym, bo wielowiekowym i bliższych reliktowi niźli faktycznemu zastosowaniu – teraz spychał karb powinności na bok.
Dźwięk odbijanych o posadzkę kroków zwrócił jego uwagę, zaraz później wzrok; zieleń spojrzenia prędko odnalazła sylwetkę brata, zaraz potem zarejestrowała księgę w jego dłoni.
– Odłóż to – wypowiedział w ojczystym języku, skinięciem głowy wskazując tomiszcze, które w dzień tak rozkoszny nie mogło przydać się na nic. Zehariah winien zostawić lekturę na wieczorną porę.
Raz jeszcze obrócił broń w dłoniach, krótką szpadę, której rękojeść zdobiły pomarańczowe słońca; jej miejsce było za gablotą, nie w ferworze walki, ale o tym fakcie mogli zapomnieć na krótką chwilę. Druga, bliźniacza, spoczywała na blacie malutkiego stolika.
– Jak wiele pamiętasz? – w drgnięciu brwi zamigotało rzucane wyzwanie, kącik ust zwiastował uśmiech, niemal taki sam jak lata temu. Wyciągnął dłoń, to była propozycja, która prędko ewoluowała w postanowienie – rzucił jeden z krótkich mieczy w kierunku młodszego brata, ciekaw jego reakcji – refleksu, wspomnień, entuzjazmu.
Zupełnie jak kiedyś.
Pamiętasz?



the sun is hiding
and if you do not have a name, you have nothing
Maahes Shafiq
Maahes Shafiq
Zawód : badacz run, finansista, książę Egiptu
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
shadow, don't try to act like the sun
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11784-maahes-shafiq#363778 https://www.morsmordre.net/t11819-geb#364963 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t11818-skrytka-bankowa-nr-2559#364962 https://www.morsmordre.net/t11820-maahes-shafiq#364995

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Oranżeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach