Wydarzenia


Ekipa forum
Thorley Wisdom
AutorWiadomość
Thorley Wisdom [odnośnik]16.07.15 18:20

Thorley Wisdom

Data urodzenia: 4 Kwietnia 1923
Nazwisko matki: Snape
Miejsce zamieszkania: Ulica Śmiertelnego Nokturnu w jednym z biedniejszych mieszkań.
Czystość krwi: Mieszana (ojciec czysta ze skazą + matka mugolka)
Zawód: Niskobudżetowy aktor teatralny w trupie "Rogogon"
Wzrost: 1,85m
Waga: 69kg
Kolor włosów: Brązowe
Kolor oczu: Brązowy
Znaki szczególne: Mała blizna na karku w postaci zacięcia


Pamiętam te wszystkie chwile, kiedy przesiadywałem z matką przy starym kinematografie. Wraz z nią oglądałem jej występy na wielkiej scenie teatralnej. Poruszała się od jednej do drugiej strony z wiecznie uśmiechniętą twarzą, wykonując ruchy taneczne ze swoją trupą. Widać było, że sprawiało jej to radość. Natomiast ja, wtulony głową w jej ramię, patrzyłem na ten obraz z wypiekami na twarzy. Teatr był pięknem urzekającym moje serce. Mama cieszyła się razem ze mną, gdy wraz z nią w domu tańczyłem do dźwięku gitary, na której grał mój ojciec. W pewnym momencie swojego dzieciństwa straciłem go. Prowadził niebezpieczną pracę - był przecież aurorem. Tak, już wtedy dużo wiedziałem o świecie magicznym. Że istniało ministerstwo, dobrzy, źli czarodzieje. Tata starał się chwytać tych złych. W większości przypadków udawało mu się to. Nie było tak samo jednak w tej sytuacji. Nawet nie zginął boleśnie. Jedno zaklęcie, upadek, zamknięcie powiek. I tyle. Najgorzej jego śmierć przeżyła matka. Od tego momentu już nigdy nie zatańczyła. Nie uśmiechała się. Za to płakała w ich sypialni, ukrywając swoje łzy przed moim wzrokiem. Mi to nie przeszkadzało. Ściskając w dłoni swoją ulubioną przytulankę, kładłem się obok niej, wtulając się tak samo jak zawsze, głową w jej ramię. Tuliłem się do niej tak mocno, dopóki nie przestawała płakać, a kiedy słyszałem ostatni szloch, mówiłem jej do ucha "tatuś jest wciąż z nami". Wtedy uśmiechała się kącikami ust i mówiła "wiem, synku".
Od śmierci ojca starałem się być jak najlepszy dla matki. Prałem, sprzątałem, nosiłem zakupy, odbierałem nawet listy z poczty. Chciałem żeby nie przemęczała się tym wszystkim. Co jeszcze mogłem zrobić to robiłem. Dla niej. Ale przyszłość też nie była dla mnie łagodna. W następnym dniu po moich dziewiątych urodzinach matka zachorowała na raka. Wtedy to ja płakałem. Wylewałem gorzkie łzy, które spływając po mojej buzi spadały na wełnianą kołdrę, wsiąkając w nią. Chodziłem zasmucony, całymi dniami ukrywając to pod maską normalnego życia. Nie mogłem uchronić się przed kolejnym wymierzonym we mnie ciosem. Matka została zabrana do szpitala, a w tym szpitalu została przykuta do łóżka. Te ostatnie cztery miesiące dłużyły się. Opiekowałem się nią, a w czasie jej pobytu w szpitalu mieszkałem u jej koleżanki. W rozmowach odczuwałem w niej ten sam ból, który ja przeżywałem ciągle. Byłem z nią naprawdę silnie związany. W ostatni tydzień przed jej śmiercią powiedziała mi, że "byłem tym, co spotkało ją najlepszego w życiu". Miałem nie zapominać o niej, być silnym, ale też starać się dążyć w ukończeniu swoich celów życiowych. Nie przyszedłem na ostatnie spotkanie przed jej zaśnięciem na wieczność. Bałem się, nie chciałem jej tak widzieć. Za każdym razem widzę ją, gdy zostaję zaatakowany przez bogina. I te cholerne łóżko. W tym czasie jednak nie potrafiłem powstrzymać się od płaczu. W końcu trafiłem do sierocińca.



W sierocińcu przeżyłem w sumie krótki okres, gdyż wiedziałem już co mnie czeka w wieku jedenastu lat. Szkoła magii, ta o której zawsze mi mówił ojciec. Ta najcudowniejsza, ta w której działo się tyle niespodziewanych rzeczy, które mi on pokazywał. A jednak bałem się, że nie dostanę się do niej. Co jeśli powiedzą, że nie jestem zbyt magiczny, żeby sobie na nią pozwolić? Albo wypędzą mnie z niej? A jednak było inaczej. Pewnego dnia do mojego pokoju w sierocińcu przyszedł sam we własnej osobie dyrektor szkoły magicznej zwanej Hogwart. Ubrany w zwykłe ubranie dla ludzi niemagicznych, przedstawił się jako Armando Dippet. Jego broda była śniado brązowa, a jego bystre oczy patrzyły na mnie z ciepłem. Nasza rozmowa trwała bardzo długo, a jednak wydawała mi się krótka. Przy pożegnaniu, profesor Dippet skłonił przede mną lekko głowę i poszedł. A ja trzymałem w dłoniach list.
Następne co pamiętam, to ja siedzący na stołku z nałożoną na głowie postarzałą, z lekka cuchnącą stęchlizną tiarą, która o dziwo ze mną rozmawiała. "Przeżyłeś dużo w swoim życiu. Masz serce czyste, prawie nieskażone złem. I umysł dość tęgi, przydzieliłbym cię do Ravenclawu. Ale... twoja ukryta każe mi przydzielić cię gdzie indziej. Niech będzie... GRYFFINDOR!". Wciąż zaskoczony widokiem gadającej tiary poszedłem na wprost siebie do uczniów w złotoczerwonych szatach. Powitali mnie od razu jak jednego ze swoich. To było cudowne uczucie. Być w tym miejscu, uczyć się w nim. Już wiem co miał na myśli mój ojciec mówiąc, że to cudowna szkoła.
Szkoła przebiegła mi zdecydowanie za szybko. Nie obejrzałem się jeszcze za siebie, a skończyłem ją w mgnieniu oka. Byłem nad wyraz uszczęśliwiony, kiedy dowiedziałem się o kółku teatralnym. Pierwsze sztuki, odgrywanie ról. Cieszyłem się tym, przyjmowałem to jak kolejne oddechy. Pomijając nieprzyjemny incydent w którym dostałem bliznę na moim karku. Nieprzyjemne uczucie, ale jednak. Były też związki, ale wszystkie trwały tylko miesiąc. Nie byłem po prostu gotowy, a one naciskały na mnie mówiąc "chcę czegoś więcej". Nie mogłem wytrzymać. Teatr był rozwiązaniem na moje problemy. Nie miałem problemów z rówieśnikami, nawet mogę powiedzieć, że miałem kilku najważniejszych dla mnie ludzi. Każdego z nich wspominam teraz dobrze. Moje oceny były powyżej przeciętnych. Trzy lub cztery przedmioty powyżej oczekiwań, dwa na wybitny, a reszta na poziomie nędznego. Ale to nie praca w ministerstwie czy w banku mnie radowała. Ja chciałem być aktorem w teatrze, tak samo jak moja matka. Po części z hołdem dla niej, po części dla siebie. Moje początki ze sztuką teatralną były słabe, ale nadrabiałem to zapałem. Uczyłem się pojęć, ważnych rzeczy. To wszystko wsiąkało we mnie jak w gąbkę. A ja chciałem więcej. Aż w pewnym momencie otworzyłem własną trupę. Na początku występowałem sam jako jedyny aktor, później przybyli do mnie kolejni ludzie. Byliśmy pasjonatami, a dalej zamieniliśmy swoją pasję w pracę. Teraz mamy starą ruderę na Pokątnej w której ćwiczymy i wystawiamy sztuki dla ubogich. Chcemy żyć z małych datków, żeby nie popaść w samozachwyt. Wszyscy traktujemy siebie jak rodzinę. Jeśli któreś z nas ma problem, pomagamy sobie. Ktoś ma problem z chwilowym zamieszkaniem? Bez obaw, pomożemy. Dla mnie trupa jest jak druga rodzina, ta której mi brakowało. Traktujemy siebie równo, choć zdarzają się czasami jakieś zgrzyty jak w każdym gronie. Najgorsze scenariusze przeżywamy razem, w grupie. Moim obecnym celem jest przyniesienie sławy trupie. To będzie trudne, ale wiem, że uda mi się to. A później chciałbym spełnić swoje największe marzenie - założyć prawdziwy teatr. Swój własny "Rogogon".

Wciąż jednak moje życie nie jest różowe. Mam słabe przychody, więc staram się pracować wszędzie gdzie tylko mogę, byleby zapewnić sobie pieniądze na jedzenie czy czynsz związany z domem. Nikt nie wie także o moich problemach z długami. Niby drobne długi, a zamartwiam się nimi tak jakby były większe. W ostatnim czasie za dużo stresuję się. Nie mogę napisać cholernego spektaklu, potrzebuję weny albo muzy, która mnie natchnie. Tym samym przesiaduję dużo w barach pijąc najtańsze piwa. Dodatkowo mało śpię. Za każdym razem mam koszmary związane z mamą. Cierpię.

W końcu pewnego dnia siedząc w barze widzę jak dwoje czarodziejów dyskutuje o czymś głośno. Jeden z nich cytował nawet kawałek treści Proroka Codziennego. Wraz z kolejnymi informacjami zaczynam denerwować się. Popijam większe łyki swojego piwa. Podchodząc do jednego z tych czarodziejów pytam ich czy chcą użyczyć mi gazety. Słowa z pierwszej strony powodowały, że co raz bardziej wyglądałem na znerwicowanego. Prześladowania mugoli, chęć władzy Grindelwalda. Wiedziałem, że może to zagrozić zarówno mojej pracy jak i samemu mnie. Byłem przecież mieszańcem, brak jakiejkolwiek podstawy do uważania się za czystej krwi czarodzieja. Wiedziałem zatem, że jeśli się o tym dowiedzą jestem na celowniku prześladowców. Dodatkowo moja trupa może paść tak samo ofiarą z powodu "pomocy mieszańcowi". Zacząłem zatem ukrywać się z tym, że jestem mieszańcem. Wszystkim, których nie znałem albo znałem bardzo krótko wmawiałem, że jestem czystokrwistym, gdy tylkoo to pytali. Obecne czasy źle działają na mój biznes. Na wszelki wypadek nauczyłem się trochę czarnej magii. Mieszkam przecież na Nokturnie, a tam nie wiadomo co komu odpali w głowie. Kilka podstawowych sztuczek od zwykłych szelmów, które ułatwią mi życie. To mi wystarczy.




Patronus: Thorley nie potrafi wyczarować cielesnego patronusa. Nigdy nie interesował się też jak będzie on wyglądał.










 
4
3
3
1
3
1
6


Wyposażenie

Sowa, różdżka, zaklęcie Muffliato, teleportacja, kluczyk z Gringotty, 4 punkty statystyk (użyte już)





Ostatnio zmieniony przez Thorley Wisdom dnia 17.07.15 12:00, w całości zmieniany 14 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Thorley Wisdom [odnośnik]17.07.15 12:13

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

I teraz o wiele lepiej, karta dłuższa, punkty się zgadzają, więcej można się dowiedzieć o postaci - akceptuję z czystym sumieniem. Nie mogę się doczekać działalności Thorleya w jego trupie. Leć do fabuły, zbieraj swoich aktorów i kto wie, może kiedyś spełnią się marzenia o własnym teatrze... Tylko uważaj na to, by nikt się nie dowiedział o małym naciąganiu czystości krwi! ;)

OSIĄGNIĘCIA
Własna trupa teatralna
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:4
Transmutacja:3
Obrona przed czarną magią:3
Eliksiry:1
Magia lecznicza:3
Czarna magia:1
Sprawność fizyczna:6
Inne
Teleportacja
WYPOSAŻENIE
Sowa, różdżka, zaklęcie Muffliato, kluczyk z Gringotty
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[klik] 900-740=160

Catalina Vane
Catalina Vane
Zawód : Koroner
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
Zbrodnia krwią zamyka drzwi. Po ich drugiej stronie znajduje się świat niewyobrażalny dla innych.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Thorley Wisdom Tumblr_ml8fiq5Mpd1rh5woro1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t579-catalina-vane http://morsmordre.forumpolish.com/t619-psycho#1731 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f95-doki-pearl-road-21
Thorley Wisdom
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach