Wydarzenia


Ekipa forum
[sen] Timor mortis morte pejor
AutorWiadomość
[sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]28.07.18 4:19
Krople wody uderzały o betonowe podłoże. Kropla za kroplą, ten sam dźwięk, stała częstotliwość. W nocy nad starą halą produkcyjną przeszła burza. Dach był dziurawy, od wielu lat nikt nie dbał o ten budynek, więc nic dziwnego, że te pierdolone krople wciąż spadały. Czy to od przeciekającego dachu zapanowała ta wilgoć, którą już po chwili nasiąkło jego ubranie? To nie było ważne. Od dawna wszystko znaczyło nic. Świat pozbawiony został wartości, sensu, resztek dobra. Wojna zniszczyła wszystko. Od jej wybuchu minęło już dziesięć lat. Pamiętał dzień, w którym Longbottom ogłosił stan wojenny. Piętnasty sierpnia 1956 roku. Potem z każdym miesiącem starcia stawały się coraz brutalniejsze, wszystkie strony zaczęły walczyć coraz zajadlej. Ciąg cierpień i nienawiści trwał do dziś. Zawsze unikał myślenia o ofiarach, lecz wspomnienia o jednej dręczyły go nieustannie.
Gęsty mrok został przerzedzony, gdy przez brudne okna zaczęło niezgrabnie wlewać się światło. Słabe promienie słoneczne ledwo wpełzały do środka. A więc siedział tu całą noc. Upływ czas też nie był ważny. Dni od wielu miesięcy zlewały mu się w jedno. Znaczenie miało tylko to, że siedział w milczeniu i dalej wpatrywał się w ohydną kreaturę, którą nie tak dawno samodzielnie ujął i przytargał tutaj. Poza nim i potworem w odległości kilkunastu kilometrów nie było ani jednej żywej duszy. Żałosne wycia monstrum nikt nie usłyszy. Nikt nie przeszkodzi mu w wymierzeniu sprawiedliwości. Pocałunek dementora w porównaniu z jego żądzą zemsty byłby zaledwie pieszczotą.
Wpatrywał się w nieprzytomną kobietę beznamiętnie. Od kilkunastu godzin pozostawała solidnie przywiązana do metalowego krzesła grubym sznurem. Gdyby było drewniane, mogłaby pod jego nieobecność przewrócić je i połamać, a w konsekwencji wyplątać się z więzów i uciec. Dlatego też nie zawiązał jej rąk za plecami, chciał je mieć cały czas na widoku, aby nie przyszło jej do głowy operować nimi dyskretnie. Przytwierdzone zostały do stołu za pomocą żelaznych kajdan. Mocno napierające na nadgarstki z grubym, ciężkim łańcuchem owiniętym wokół metalowej obręczy wtopionej w blat. Dokonał wszelkich starań, aby nie miała możliwości uciec. To chyba przez tę myśl ani na chwilę nie opuścił jej tej nocy. Jej pierwsza noc w tej opuszczonej fabryce.
Zaschnięta krew zdobiła jej skroń. Uderzył ją tak mocno, że straciła przytomność. Niewidzialną pięć ścisnęła jego serce, gdy pomyślał, że mógł ją zabić. To byłby zbyt wczesny zgon, zbyt spokojny, rażąco niesprawiedliwy. Ale jednak oddychała, więc przytargał ją tu, unieruchomił i w zaledwie jedną noc zdołał obmyślić wiele scenariuszy tego, jakie katusze jej zadać, aby umierała powoli i w agonii. Nie zasługiwała na szybki koniec, a już na pewno nie na godny. Z pozornym spokojem przyglądał się uważnie pierwszemu drgnięciu jej ciała od dłuższego czasu. Niech podniesie głowę, otworzy oczy, a potem niech zacznie truchleć z przerażenia na jego widok, gdy zda sobie sprawę z tego, że ma przed sobą swego oprawcę. Zada jej wiele bólu, aby wiedziała jak to jest tracić z każdym dniem coraz więcej z siebie.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
[sen] Timor mortis morte pejor  AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]28.07.18 14:22
Prawa skroń pulsowała tępym bólem, lewy policzek przenikał chłód, ciało półleżało pod niewygodnym kątem - instynktownie, jeszcze zanim odzyskała pełnię przytomności, wiedziała, że nie znajduje się w łóżku, w bezpiecznej samotni Białej Willi, opuszczonej, pełnej kurzu i zjaw przeszłości. Nie przygnał jej tam sentyment, nie potrzebowała ostatniego pożegnania z miejscem, które przed laty nazwała domem, szukała tam jednak ponownie schronienia. Na kilka dni, mających zmylić aurorskie psy, ruszające w pogoń za niedobitkami Rycerzy Walpurgii. Większość z nich zginęła w ciągu ostatnich trzech miesięcy, potężne zaklęcia ochronne nałożone na tereny Wielkiej Brytanii uniemożliwiały ucieczkę poza jej granice. Moc Zakonu Feniksa okazała się silniejsza niż przypuszczali, potężniejsza i straszna; po początkowych triumfach nowy porządek wprowadzony w Jego imię załamał się a świat, o który zajadle walczyli, upadł. Czarny Pan zniknął - bez swych najwierniejszych sług, którzy ginęli mniej lub bardziej bohatersko, starając się przedostać na kontynent.
Wiedziała, że Tristanowi przeżył i że ich dzieci były bezpieczne we Francji, nic więcej się dla niej nie liczyło. Wysłali je tam już wcześniej, z rodzicielskiej troski i z wygody, chociaż upierała się, by nie posyłać ich do Beauxbatons: teraz cieszyła się, że ustąpiła. Rosier jak zwykle miał rację - i boleśnie tęskniła za jego obecnością, za pewnością działań i niezłomnością. W czasie ostatnich bitew przebywał za granicą, by ukryć trzeciego z horkruksów i wtedy też uważała tą daleką i niebezpieczną podróż za niepotrzebną. Myliła się, ambicja i przezorność uratowała mu życie, nie podzielił losu Mulciberów, których śmierć nawiedzała ją często w najgorszych koszmarach.
Także i tej dziwnej nocy; otwierała powieki powoli, zdezorientowana, odruchowo, jeszcze zanim podniosła głowę, szukając palcami bladej ręki różdżki. Brak znajomej faktury drewna otrzeźwił ją prawie całkowicie, uniosła plecy i wyprostowała się, rozbieganym spojrzeniem omiatając miejsce, w którym się znalazła. Ból głowy się wzmógł, utrudniając koncentrację, ale nie zamykała oczu, chłonąc drobne szczegóły. Ręce skute kajdanami, sznury wpijające się w skórę, wilgoć panująca w powietrzu, promienie słońca okalające sylwetkę siedzącego naprzeciwko mężczyzny. Wzięła głęboki oddech, nie dając po sobie poznać paniki - nie czuła jej, była pusta i martwa, spodziewała się przecież tego, wiedziała, że prędzej czy później zostanie schwytana. Przedostatnia ze sług, przedostatnia żywa, ostatnia - przebywająca na terytorium wroga. Wroga, którego rozpoznała bez żadnego problemu, on także nawiedzał ją w snach; to on pokonał Mulciberów, przesuwając szalę zwycięstwa na stronę szlamolubnych szaleńców.
- Kieran, cóż za spotkanie - powitała go ochrypłym, niskim, zmysłowym tonem. Serce biło donośnie w jej piersi a na ustach czuła zaschniętą krew, spływającą z rozciętej od uderzenia skroni. Powinna się tego spodziewać, działał po mugolsku; oblizała wargi, starając się, pomimo więzów, wygodniej oprzeć się o krzesło. - Przykro widzieć, że Kwatera Główna Aurorów podupadła. Ostatni raz, kiedy tam byłam wnętrza prezentowały się znacznie lepiej - rozejrzała się dookoła, doskonale zdając sobie sprawę, że nie zabrał jej do Ministerstwa Magii; że zaciągnął gdzieś indziej. Spodziewała się dlaczego i po raz pierwszy od skrzyżowania ich spojrzeń w Białej Willi, gdzie ją dopadł, poczuła strach. Doskonale ukryty pod maską uroczego uśmiechu, jakim go obdarzyła, powracając do Rinehearta wzrokiem. Jackie nie miała jego oczu; tamte, martwe i piwne, w niczym nie przypominały surowego błękitu. Kąciki pełnych ust Deirdre uniosły się jeszcze wyżej, pielęgnowała w sobie wspomnienie tamtego starcia i chyba odnalazła odpowiedź dotyczącą powodu zorganizowania ich spotkania właśnie tutaj, w zatęchłej hali, z dala od dokumentów, papierów i wyroków skazujących na śmierć. - Skąd wiedziałeś, że lubię takie zabawy? - spytała tym samym, kuszącym tonem, unosząc nadgarstki na tyle, na ile mogła: łańcuchy zabrzęczały wokół jej smukłych rąk, gdy spoglądała mu wyzywająco w oczy. - Listy gończe nie zawierały aż tak intymnych szczegółów, więc wygląda na to, że trafiliśmy w swoje upodobania wręcz idealnie- przekrzywiła głowę na bok, zachowując się tak, jakby znaleźli się przy stoliku luksusowej restauracji, jakby w ogóle nie czuła bólu i strachu, kotłujących się pod maską kokieteryjnego spokoju. Pamiętała swoją podobiznę umieszczaną na pergaminach, uśmiechającą się tajemniczo z każdego afisza; orientalna uroda, Mroczny Znak, wysoki wzrost, blizna po cesarskim cięciu, czarne tęczówki. Szczególnie niebezpieczna. Ostatni raz widziana tu i tu, możliwe, że poszukiwana przebywa w towarzystwie Tristana Rosiera. Zdawkowe szczegóły, nie oddające pełni informacji, jakie posiadł o niej Zakon - właściwie była ciekawa, co udało im się wyciągnąć z Rycerzy, zanim zostali oni brutalnie straceni. Ciągle się uśmiechała, nieco wyczekująco, nie rozglądając się w panice, koncentrując się wyłącznie na twarzy mężczyzny, którego córka zginęła na jej oczach w potwornych torturach - a myśl ta łagodziła nieznośny ból głowy i przeświadczenie o tym, że szczęście, pozwalające przeżyć jej tak długo, właśnie się skończyło.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]08.08.18 1:01
Tak wiele błędów zostało popełnionych w trakcie tej wojny. Była długa, wyniszczająca, a na jej ołtarzu przez te wszystkie lata złożono zbyt wiele żywotów. Nie potrafił zliczyć ofiar krwawego konfliktu, jednak żadna ich liczba nie zrobiłaby na nim wrażenia; już w młodości nauczył się, że straty w ludziach to nieodłączna część każdego starcia stron o skrajnie różnych światopoglądów. Ale jedno życie, spośród tych wszystkich utraconych, miało dla niego znaczenie. Śmierć jednej osoby tak łatwo staje się końcem drugiej. Utrata córki była zbyt dotkliwym ciosem. Bał się własnych myśli, jeśli tylko te jakkolwiek jej dotyczyły. Wspomnienia o niej zadawały boleść jego sercu, jednak musiał nauczyć się z nimi żyć, bo nawiedzały go codziennie. Ukojenia nie odnajdywał nawet wtedy, gdy zasypiał, ponieważ sny, które niegdyś nie były mu żadną bolączką, zaczęły przychodzić po to, aby przypominać mu o tym, co utracił. Kiedy tylko piwne oczy nocnej mary rzucały mu oskarżycielskie spojrzenie, przebudzał się zlany potem i z sercem kołaczącym rozpaczliwie w piersi.
Nie miał już niczego poza nienawiścią. Stworzony był do walki, więc kontynuował ją dalej wszelkimi możliwymi środkami. Nie tylko przekraczał prawo, zaczął je łamać, łatwo odnajdując argumenty na poparcie własnych działań. Na polu walki przemieniał się w potwora. Ranił, okaleczał, nawet zabijał. Spokój przynosiło mu spoglądanie na martwe oblicza wrogów. Ich twarze zastygały w przerażeniu, bądź pozostawały wykrzywione w grymasie oddającym ich agonię. Wśród poległych przeciwników zawsze szukał tych najbardziej znienawidzonych. Ubicie starego Mulcibera przyniosło mu nie tylko ulgę, widok jego bezwładnego ciała sprawił, że poczuł przyjemność rozchodzącą się ogromną falą gorąca. Zabicie go było naprawieniem błędu sprzed lat, przez który zepsuty czarodziej nie zdechł za młodu w Azkabanie. Pozbawienie ostatniego tchu jego syna odbierał z kolei jako zatarcie ostatnich śladów istnienia samego Ignotusa. Długo przeglądał się w jego pustych źrenicach, niezmartwiony tym, że jego własne oblicze również miało w sobie wiele z tej pustki nieboszczyka.
Stał się człowiekiem niepokojąco cichym. Dziwnie było mu z grobową ciszą wiecznie go otaczającą, a jednak rzadko przecinał ją własnym głosem. Usta częściej otwierał z konieczności podyktowanej potrzebą fizjologiczną, aby się pożywić, niż cokolwiek powiedzieć. Tak wiele niegdyś krzyczał, dając upust swoim frustracjom, na każdym kroku chcąc wszystkich pouczać i ponaglać. Krzyczał zawsze, gdy dostrzegał w innych jakąkolwiek słabość. Śmiertelność okazała się słabością uniwersalną, wobec której nikt nie może pozostać niewzruszony. Nawet Voldemort, który marzył o przezwyciężeniu śmierci, prawdopodobnie jej uległ. Przepadł tak, jak niegdyś Grindelwald i szczegóły obu tych zniknięć znajome były tylko Zakonowi. Skoro jeden potężny czarnoksiężnik dzierżący władzę wcześniej nigdy nie powrócił, to czy samozwańczy lord też miał na to szansę? Gwardziście nie mieli pewności co do tego, czy zniszczyli wszystkie części plugawej duszy, ale karmili się tą nadzieją. Voldemort dość przewrotnie osiągnął swój cel. Choć pragnął nieśmiertelności poprzez zachowanie życia na wieki, doczekał jej zapisując się na kartach historii przelaną krwią niewinnych. Nie umrze też pamięć o jego fanatycznych wyznawcach.
Jedna z jego popleczniczek znajdowała się przed nim skrępowana. Leniwie podniosła głowę, jednak nie zdradzała żadnych oznak oszołomienia. Nie rzucała się na krześle, nie wrzeszczała, za to chętnie zaczęła sączyć truciznę w postaci słów. Już po usłyszeniu kilku słów znienawidził jej głos przez tę obrzydliwie kokieteryjną nutę w nim obecną. Uparcie nie reagował, szyderstwa, które padły, nie były mu straszne. Spoglądał na nią w milczeniu, czekając na pojawienie się choćby cienia strachu. Nie kazała mu czekać długo, szybko pojęła istotę swego położenia. Przebłysk zrozumienia zalśnił w jej oczach, mimo to nie straciła rezonu. To było do niej podobne, a raczej do obrazu jej osoby, jak stworzył. Wiedział o niej naprawdę wiele. Chłonął wszystkie informacje o jej przeszłości, wydobywał je z czeluści najmroczniejszych umysłów, przemocą wyrywał z gardeł bestii w ludzkiej skórze. Stała się jego obsesją, tak jak Rosier, którego tropił bez ustanku, nie mogąc znieść myśli, że ten mógłby nie odpowiedzieć za najgorszą zbrodnię z możliwych. Właśnie dlatego robił wszystko, aby poznać nawyki tych dwojga. Tak wiele razy przechadzał się po komnatach w Białej Willi. Nie spodziewał się, że którekolwiek z nich powróci do rezydencji na wyspie, ale los okazał się dość przewrotny. Dorwał Tsagairt nie bacząc na nic, niezbyt przejęty tym, jak wiele kosztowności przyszło im rozbić w pył. Gdyby nie resztki znikomej nadziei, że jakikolwiek sentyment może wiązać ich z pięknymi wnętrzami, zrównałby posiadłość z ziemią.
Dziwka zawsze będzie dziwką – skwitowała po chwili głosem znużonym, jakby wcale nie angażował się w tę czynność. Mówienie stało mu się obce, a jednak wydusił z siebie tych kilka słów, zaszczycając ją jakąkolwiek odpowiedzią na zuchwalstwo. Ociężale poderwał się ze swojego miejsca i zbliżył do kobiety. Stanął tuż obok niej. Bliskość jej nie wystraszy, kilka ciosów też nie zrobi na niej wrażenia. Podania dawnych klientów z Wenus czyniły te przypuszczenia właściwie pewnikami. Niech wie, że dokopał się do jej najbardziej niewygodnej przeszłości. – Gdzie on jest? – spytał w pełni opanowany, uważając na własne emocje. Był przekonany, że tylko ona może doprowadzić go do Rosiera, w końcu tak dobrze go znała.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
[sen] Timor mortis morte pejor  AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]08.08.18 16:23
Uderzenie, jakie sprezentował jej Kieran, musiało być mocne. Im przytomniejsza się stawała, tym wyraźniej czuła nieprzyjemne drętwienie skroni oraz delikatnie zawroty głowy. Dzielnie walczyła z samą sobą, by nie zmrużyć powiek w typowym odruchu, mającym nieco złagodzić pulsujące cierpienie - nie tylko nie chciała dać mu satysfakcji, ale także zamierzała mieć oczy szeroko otwarte, uważnie lustrując pomieszczenie, do którego ją zaciągnął. Puste, podniszczone, zapewne oddalone od siedzib ludzkich: doceniała swych przeciwników a o Rinehearcie krążyły prawdziwe legendy, chwalące przezorność oraz oddanie służbie dobra. Wojna i na nim odcisnęła swe piętno, gdy przeniosła wzrok na przystojną twarz dostrzegła głębsze zmarszczki, kilka blizn i to, co najbardziej dodawało mu lat - absolutnie puste spojrzenie. Bawiły ją ludzkie emocje, wykorzystywała je, manipulowała nimi z gracją akrobatki, wzbudzała je z łatwością, z jaką ogień trawił prastare księgi, bowiem sama pozostawała pusta. I znów odnalazła w nich podobieństwo, czyniące z aurora wymagającego wroga. A raczej kata, próbowała zyskać na czasie, zmysłowymi prowokacjami przykrywając intensywny proces myślowy. Rozum podpowiadał, że nie miała szans, że w końcu szczęście się od niej odwróciło, że związana i pozbawiona różdżki nie będzie w stanie nic zdziałać, ale głucho bijące serce nie pozwalało tym myślom wybrzmieć odpowiednio głośno. Nigdy się nie poddawała. Niezależnie czy w Wenus, czy na wojnie, i nawet mając świadomość, że być może są to jej ostatnie chwile - była aż tak naiwna, licząc na szybką i łagodną śmierć? - nie zamierzała błagać o litość. Uniosła głowę wyżej, z dumą, spoglądając prosto w oczy podchodzącego bliżej niej Kierana. - Mówisz to z pogardą czy z radością, że nie zapomniałam tajemniczych sztuczek związanych z tym zawodem? - spytała słodko, ukrywając ból, jaki sprawił jej tym stwierdzeniem. Dawno pożegnała się z Wenus, zdążyła zapomnieć o swej przeszłości. W ciągu tych dziesięciu lat stała się najbliższą Śmierciożerczynią, matką i metresą poważanego czarodzieja. Wyparła istnienie Miu, ale skoro wskrzeszał ją z martwych, zamierzała skorzystać ze swego upodlenia. - Jeśli mnie rozwiążesz, mogę ci kilka z nich pokazać. Widać, że od dawna nie miałeś kobiety - zasugerowała gardłowym tonem, spoglądając na niego pod wpół przymkniętych powiek, osłoniętych gęstymi rzęsami. Wątpiła, by skusił się na tę propozycję, ale chciała spróbować - choćby po to, by wyprowadzić go z równowagi. - Właściwie: dajesz sobie radę? Masz już swoje lata - spytała bezpośrednio, uśmiechając się kpiąco, chcąc uderzyć w najbardziej prymitywny kompleks każdego mężczyzny.
Zbladła nieco, słysząc pytanie. Proste, bolesne; kąciki ust zadrgały, ale nie zaprzestała kuszącego uśmiechu, powoli opuszczając skrępowane dłonie z powrotem na chłodny blat stolika. - O kogo pytasz? - spytała spokojnie, nie spuszczając wzroku z twarzy Kierana. Mógłby być przystojny. Mógłby być kimś potężnym - doskonale znał się na białej magii, biegle władał też zaklęciami; pokonał przecież Mulciberów. Mógłby, gdyby nie zbłądził, skręcając w ścieżkę prowizorycznego dobra i tymczasowego pokoju. - Musisz być bardziej precyzyjny, rozkojarzam się, będąc blisko mężczyzny - szepnęła, wygodniej wspierając głowę o wysokie oparcie fotela. Czarne spojrzenie spotkało się z błękitnym, tak samo martwym; grali o najwyższą stawkę, ale wiedziała, że może spostrzec w jej tęczówkach wspomnienia, buzujące w jego umięśnionym, acz umęczonym wojną ciele. Widziałam agonię twojej córki, Kieran - to zdawało się mówić jej wyzywające spojrzenie, podbite jeszcze ironicznym uśmiechem, zdobiącym na wpół spierzchnięte, na wpół zakrwawione usta.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]11.08.18 23:51
Sprawiała wrażenie kompletnie niewzruszonej na obelgę, z jaką przyszło jej się mierzyć. Zniewagę szybko przekuła w swą broń, śmiało wchodząc w dawną rolę, jakby nigdy z niej nie wyszła. To był tylko dowód na prawdziwość jego słów; do czynienia miał z perfidną kurwą, która w ostateczności próbowała ratować się swą prowokacyjną naturą. Udowadniała tym tylko, że w żadnym razie nie powinno przysługiwać jej jakiekolwiek współczucie. Źle to rozegrała. Gdyby znała swojego wroga, wiedziałaby jak zasiać zamęt w jego głowie. Była świadoma tylko jednej jego słabości, największej ze wszystkich. Na chwilę obecną jeszcze po nią nie sięgała, próbując innych sposobów na polepszenie swojej sytuacji. Swój atut zostawiała na później. To akurat było mądre posunięcie. Pozostawały jej zatem słowa. Ordynarne komentarze nie były w stanie wymusić na nim bardziej gwałtownej reakcji. Nie skrzywił się ani razu, nawet wtedy, gdy pod wątpliwość poddała jego męskość w najbardziej cielesnym ujęciu. Podobny przytyk nijak nie mógł się go imać. Zachował wierność żonie także po jej śmieci, nie potrafiąc spojrzeć na inną kobietę z podobnym uczuciem. Nie musiał więc dawać sobie rady, odzwyczaił się już od bycia spragnionym bliskości. I nawet jeśli było inaczej, nie spojrzałby pożądliwie na tak potworną kreaturę. Pod piękną powłoką kryła się zepsuta do cna dusza. W ciemnych oczach nie było niczego, co mogłoby go przyciągnąć. Jej ciało też miało swoje lata, a przynajmniej te najlepsze miało już za sobą.
Tylko na ułamek sekundy wyrachowana maska drgnęła, jednak kobieta utrzymała ją z gracją i zaczęła kpić ponownie. Ta gra aktorska nie będzie trwała wiecznie.
Gdzie jest Rosier? – powtórzył pytanie spokojnie, lecz po kilku sekundach, kiedy znienawidzone nazwisko rozbrzmiało całkowicie w powietrzu, w niebieskich oczach błysnęły pierwsze iskry, zaś rozbudzone płomienie nienawiści poczęły smagać jego duszę. Jedną z dłoni bezwiednie zacisnął w pięść. – Nie powtórzę kolejny raz – zastrzegł stanowczo, uprzedzając jej kolejny próby grania na zwłokę. Chciał wydobyć z niej prawdę i chętnie rozdarłby jej umysł na strzępy w poszukiwaniu tej jednej najbardziej interesującej go informacji. Ale nie mógł. Próbował wedrzeć się do jej umysłu, lecz bezskutecznie. Wiedział, że zburzenie mentalnych murów nastąpi dopiero wtedy, gdy całkowicie zniszczy fundamenty, na jakich zostały zbudowane. Musiał zniszczyć samą istotę jej osoby. Wiedział jak to zrobi. Zaplanował największe okrucieństwa i nie zamierzał się zawahać.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
[sen] Timor mortis morte pejor  AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]12.08.18 10:04
Mogłaby odegrać rolę skrzywdzonej i biednej, zwiedzionej na ścieżkę zła, gwałconej przez Śmierciożerców, którym powiła troje dzieci, zmuszona do ich urodzenia. Mogłaby spróbować wykpić się działaniami podjętymi pod wpływem potężnego Imperiusa, strachem o własną rodzinę. Mogłaby udawać głupią emigrantkę, nie zdającą sobie sprawy z potworności, jakich dokonywała. Mogłaby, gdyby spętał ją ktokolwiek inny. Kieran znał ją zbyt dobrze, wiedziała, że śledził każdy jej krok, doskonale zdając sobie sprawę z przyjemności, jaką sprawiało jej szafowanie okrucieństwami. Podobno była w swych klątwach brutalniejsza od mężczyzn, kobieco finezyjna w zróżnicowanych torturach, słodka i pozornie delikatna, a przez to jeszcze mocniej plugawa. Zła. Potworna. Takie określenia dopisywano czerwonym atramentem do listów gończych, traktowała je jak najszczersze komplementy, zapewne także różdżką Rinehearta.
Szukał zemsty. Zemsty, nie sprawiedliwości i pokoju, wyczuła to już od pierwszego spojrzenia, które posłał jej w Białej Willi. Teraz także z umiarkowanym zainteresowaniem obserwowała zaciskającą się w pięść dłoń, wsłuchując się w ciszę. Nie reagował na jej prowokacje, grała nimi na czas, rozumiejąc, że żadne z kłamstw nie zostałoby przez niego przyjęte. Zbyt dokładnie wczytywał się w akta jej poświęcone, a szczegóły zbrodni, jaką dokonała wraz z Rosierem na ukochanej córce wyryły mu się już na stałe pod powiekami. W kolorze krwi i błota, brudu, w jakim skonała, rozczłonkowana na kawałki. Deirdre znów uśmiechnęła się do swych wspomnień.
- Jesteś kolejnym dowodem na to, że Zakonnicy nie potrafią przeprowadzić uprzejmej konwersacji - westchnęła teatralnie, z rozbawieniem, tak jakby w ogóle nie została przykuta do krzesła, związana, pobita, ze świadomością, że niedługo zapłaci za wszystkie swoje - i nie tylko swoje - grzechy. - Jackie była mniej małomówna, wiesz? - zagadnęła, pozornie zrelaksowana, zamierzając zadać mu największe psychiczne cierpienia, jakie tylko mogła. Czym innym było czytanie o zbrodni a czym innym słuchanie o niej - z ust naocznego świadka. - Bardzo głośno krzyczała. Bełkotała coś o sprawiedliwości. O świetle w ciemnościach. O tobie - kontynuowała opowieść w zamyśleniu, leniwie przenosząc spojrzenie z zaciśniętej męskiej pięści w górę, na jego pooraną zmarszczkami twarz. Na błękitne oczy, tak puste i straszne, przypominające błysk Patronusów: tych ohydnych zaklęć, dających im niewyobrażalną przewagę podczas ostatnich starć. - Gdy odcięto jej obydwie nogi, wołała, już w agonii, tatusiu a nie ojcze. To było nawet wzruszające. Mówiła tak do ciebie wtedy, kiedy jeszcze żyła? - wtrąciła z rozczuleniem, każdą emocję odgrywając tak dokładnie, jakby naprawdę poruszał ją los małej, buntowniczej Jackie. Jackie stającej naprzeciw zbyt silnych czarnoksiężników. Jackie, jedynej, która przetrwała szybkie starcie na tyle długo, by służyć im za rozrywkę. Jej i Tristanowi; uśmiechnęła się kącikiem ust, to trzymało ją przy życiu, pewność, że Rosier jest bezpieczny, że jest daleko stąd. - Ach, i zdradzę ci pocieszający sekret - zniżyła głos do szeptu, pochylając się ku niemu na tyle, na ile pozwalały jej zaciśnięte więzy i różnica poziomów. - Zginęła dziewicą. Tristan się jej brzydził, wyglądała jak babochłop, wzgardził nawet jej wiankiem niewinności - poinformowała, a gdyby tylko mogła, poklepałaby Kierana po ramieniu, pocieszając go tym fragmentem ich wspólnej zabawy. - Szkoda, zaznałaby chociaż odrobiny przyjemności. Długo prowadziła się dobrze, możesz być z niej dumny - może czekała, aż to tatuś weźmie ją na kolanka? - wygięła pełne, zakrwawione usta w podkówkę, świadoma, że wpycha do jego głębokiej rany rozgrzany, zardzewiały, umazany w błocie pręt i wierci nim, zadając mu prawdziwy ból. Tego właśnie chciała, słowem potrafiła dawać ogromną rozkosz i cierpienie - nawet, jeśli miało być to ostatnie, co podaruje Kieranowi w życiu.  Oparła się wygodniej o krzesło, z coraz większym trudem ignorując poranione kajdanami nadgarstki i sznur wpijający się w ciało. - Miejsce przebywania lorda Rosiera jest dla mnie tajemnicą - wygłosiła dla odmiany zupełnie mechanicznie, beznamiętnie, dalej nie spuszczając wzroku z Rinehearta. O torturach Jackie mówiła prawdę - o Tristanie również?


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]30.08.18 1:22
Wiedział, że w końcu napomknie o jego córce, wypowie jej imię i będzie z lubością wypatrywać jego reakcji. Łudził się, że jest na to przygotowany, gdy codziennie od dnia jej śmierci powtarzał niczym mantrę, że nie da się nigdy sprowokować jej oprawcom. Nie chciał dać im szybkiej śmierci, zamierzał zadawać ból systematycznie, bardzo skrupulatnie, dobierając się do ciała a na koniec do samego umysłu, naruszając posady jestestwa. I po Deirdre chciał pozostawić jedynie strzęp człowieka, bez imienia i osobowości, znającym tylko ból. Musiała to wiedzieć, zapewne dostrzegła swój marny koniec w jego oczach, których błękit zaczął się burzyć z bezkresnej wściekłości. Nie miała prawa mówić o jego córce, ale nie powstrzymywał jej. W uszach miał te podłe słowa, ale gdzieś w oddali, z otchłani umysłu, słyszał krzyk Jackie, najpierw donośne przekleństwa, złorzeczenia, a potem już tylko bolesne wycie. I gdzieś w tym dochodziło do niego dźwięk burzącej się w skroniach krwi. Drgnął, nie mógł udawać niewzruszonego, rozpaczliwie zaciskając usta i dłonie w pięści. W końcu nadszedł jej bełkot, po nim w jego umyśle echem niosły się rozpaczliwe wezwania ku niemu. Tatusiu! Tak nazywała go tylko w dzieciństwie, jako mała dziewczynka, tak pełna ufności, wpatrzona w niego z nabożną czcią. Przecież pamiętał, tego nie mógł zapomnieć, choć chciał tego tak bardzo i zarazem desperacko bronił się przed zapomnieniem. Jej piękne piwne oczy. Te zmarszczone brwi w jawnym wyrazie buntu. Chciał pamiętać ją żywą, ale przed oczami ciągle miał jej pokiereszowane ciało, całe we krwi i brudzie, skatowane, pozbawione człowieczeństwa.
Nienawiść buzowała w jego żyłach, jego ciało dygotało od kumulowanej w jego wnętrzu agresji. Zamknął oczy i wiedział, ze to oznaka tchórzostwa, jednak z odmętów pamięci próbował przywołać jakiekolwiek inne wspomnienie niż rozczłonkowane ciało. Ale nie potrafił. Powstrzymywał się od wybuchu. Boleśnie naginał granice własnej cierpliwości, czekając na odpowiedź na swoje pytanie. Może przestanie czuć się winny, przynajmniej odrobinę, kiedy dopadnie największego oprawcę. Zemsta nie jest równoznaczna z wybaczeniem samemu sobie, jednak przyniesie jakąś ulgę. Marzył o tym, aby poczuć się rozgrzeszonym z grzechu, jakim było poprowadzenie córki na rzeź. Kiedy skończy z tą suką i Rosierem, zostanie tylko on sam. I również wymierzy sobie ostateczną karę.
Nie zdradziła swojego kochanka i to też przewidział, bo przecież w ten popieprzony sposób kochała go. Ale tak naprawdę nic nie wiedziała o miłości. I poczuł ulgę, że nie wspomniała o Rosierze nic. Wymierzył zamaszysty cios pięściom w jej twarz, z ogromnym impetem uderzając w prawy policzek, przez co jej głowa odleciała w bok, całe ciało zostało wprowadzone w wymuszony ruch. Kolejny cios wylądował na drugim policzku, znów poruszając całym ciałem. Następne potężne uderzenie. Jeszcze jedno. Znów jedno. Kolejne. Następne. I kolejne. Póki jego knykci nie pokryła jej plugawa krew. Dyszał z wysiłku, zionął nienawiścią i z uporem wsłuchiwał się w łoskot łańcucha trzymającego jej dłoni. Chwycił mocno jej podbródek i uniósł, aby spojrzeć prosto w dwie ciemne otchłanie bez dna.
Będziesz cierpiała – przyrzekł jej gorliwie, z płomieniami nienawiści w oczach, które już całkowicie strawiły jego duszę. Nie było w nim już nic, tylko ta paląca pustka, która nieustannie przypominała o jego uświęconym prawie do zemsty. Wraz ze śmiercią córki umarło w nim wszystko. – Cierpiała tak, jak żadna z twoich ofiar – kontynuował dalej mroczną obietnicę, nie odrywając od niej rozwścieczonego spojrzenia błękitnych oczu. – I bólu nie zada ci magia, tylko ja. Zniszczę cię własnymi rękoma.
Wypuścił jej twarz z uścisku i cofnął się o krok. Jeszcze chwilę wpatrywał się w nią bez słowa i w końcu odsunął się, aby podejść do jedynej ocalałej w opustoszałej fabryce szafce z narzędziami. Wyciągnął z górnej szuflady młotek. Tylko i aż. Z tym jednym narzędziem powrócił do niej. Kiedy w prawej dłoni wciąż trzymał młotek, lewą chwycił za jej nadgarstek i napierając dłonią na kości śródręcza i paliczki bliższe, docisnął lewą dłoń Śmierciożerczyni do blatu stołu.
Palca nie łamie się raz – oznajmił jej bezbarwnym głosem. – W każdym palcu poza kciukiem są trzy paliczki. To nie będzie tylko ich łamanie – posłał jej lodowate spojrzenie, wiedząc, że beznamiętnością dotknie ją najbardziej. – Zmiażdżę każdy z osoba. Zetrę na proch.
Bez mrugnięcia okiem zamachnął się młotkiem i precyzyjnie uderzył w paliczek dalszy małego palca. Mógłby przysiąc, że odgłos łamanej kości rozszedł się po całej fabryce. Obiecał jednak zetrzeć ją na proch. Uderzył więc młotkiem po raz drugi. Potem po raz trzeci. I jeszcze dla pewności czwarty raz, upewniając się, że z wymierzonego fragmentu palca została krwawa miazga. Przeszedł więc do paliczka środkowego, bez zawahania powtarzając brutalną czynność. I paliczek bliższy. A kiedy skończył z jednym palcem, przeszedł do następnego.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
[sen] Timor mortis morte pejor  AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]30.08.18 14:47
Wzbudzenie w Kieranie czystej nienawiści dawało jej słodką satysfakcję: od dawna już nie miała okazji, by sprowokować moralnie czystego i opanowanego Zakonnika. Za czasów triumfów sług Lorda Voldemorta stanowiło to jej ulubioną rozrywkę. Była dyplomatką, działała charytatywnie, odwiedzała więzionych członków organizacji terrorystycznej w więzieniach, uśmiechając się do zdjęć dla prasy. Nowy porządek daje drugą szansę rebeliantom. Kary surowe, ale sprawiedliwe. Głosiły nagłówki propagandowych gazet. Resocjalizacja polegała na torturach, często na nałożonym Imperiusie, zmieniającym tych, których nie opłacało się zamordować, w sojuszników Czarnego Pana. Pamiętała tamte zwycięskie dni doskonale, choć było ich tak niewiele - czuła się wtedy naprawdę szczęśliwa, doceniana, spokojna, szarpiąca sznurkami władzy. Rozsypującej się w proch, to zadziało się tak szybko, tak brutalnie. Nie docenili ruchu oporu oraz siły mugolskich maszyn wojennych. Zakonnicy, zjednoczeni z tymi zwierzętami, doprowadzili do upadku reżimu Lorda Voldemorta, wyłapując każdego sługę i poplecznika. W swych działaniach nie mieli litości, lecz Deirdre doskonale zdawała sobie sprawę ze swego położenia. Gdyby trafiła w ręce Kierana oficjalnie, zostałaby przemielona przez biurokratyczną maszynkę a jej proces stałby się krajowym wydarzeniem. Dopóki nie otrzymałaby wyroku - bez wątpienia skazującego na śmierć - włos nie spadłby z jej głowy. Może to i lepiej, że tak to się potoczyło. W tym stanie nie prezentowałaby się dobrze na okładce Proroka Codziennego.
Uśmiechnęła się promiennie, w napięciu czekając na reakcję, odpowiednio silną odpowiedź - przed chwilą zadała mu niewyobrażalny ból. Słowa zawsze stanowiły jej ulubioną broń, była znana z ciętego języka, z umiejętnej manipulacji, z doskonałej sztuki niszczenia psychiki zaledwie kilkoma kokieteryjnymi głoskami, prowokującymi do szału.
Namiętności lub przemocy - Rineheart wybrał to drugie, zmrużyła oczy, jakby w oczekiwaniu na pieszczotę, choć zwinął dłoń w pięść. Uderzenie jej nie zaskoczyło, głowa odskoczyła do tyłu. Zaśmiała się, głośno i przerażająco - i krótko, zaczął okładać ją na oślep, mocno. Siniaki, rozcięcia skóry, spuchnięta warga, zmiażdżony łuk brwiowy; wkrótce jej egzotyczna skóra w barwie palonej kości słoniowej zmieniła kolor, zalała się krwią. Powstrzymała jęk, potrafiła świetnie kłamać i ukrywać ból: gdy pochwycił ją za podbródek - tak jak kiedyś robił to Rosier - uśmiechnęła się spuchniętymi, zakrwawionymi wargami.
- Zniszczysz mnie po mugolsku. Oczywiście. Nie udałoby ci się pojąć czarnej magii nawet gdybyś studiował ją dekadę - powiedziała z pogardą, nieco niewyraźnie, choć starała się składać słowa jak najdokładniej. Mroczna magia wybierała utalentowanych, potężnych, silnych; przed sobą miała strzęp człowieka, staruszka pokiereszowanego wojną, szaleńca. Gdy puścił jej głowę, wsparła się bezwładnie o oparcie krzesła, beznamiętnie śledząc poczynania mężczyzny. Umarła wewnętrznie, było jej obojętne, co Kieran zamierza z nią zrobić, lecz gdzieś podskórnie czuła lęk. - Możesz sprawić mi prymitywne cierpienie - ale mnie nie zniszczysz. Mam dzieci. Piękne, zdrowe dzieci. Bezpieczne - wychrypiała spokojnie, przypominając sobie urocze twarze Myssleine, Marcusa i Mortimera. Jak dobrze, że posłuchała Tristana, że zgodziła się na to, co proponował przed laty, wysyłając je do Francji. - Dorosną, będą szczęśliwe. Tobie zostały tylko zgliszcza. Popiół i brud tego, kim jesteś. Zgniłe zwłoki Jacqueline - kontynuowała poważnie, mówiła prawdę. Odebrała mu jedyną nadzieję, radość, szansę na życie we wspomnieniach córki - a ona, Deirdre, nie bała się śmierci. Przyjaźniła się z nią, korzystała z jej namiętności, nosiła miano Śmierciożerczyni. W końcu cierpienia się skończą, młotek wypaczy; zabraknie ciała do rozrywania żywcem - i wtuli się w ramiona mroku, pewna, że jej potomstwo da jej wieczne życie w ich wspomnieniach.
Uśmiechnęła się, ze spokojem, pogodzona ze swym losem, tuż przed tym, jak wrzasnęła z całych sił: miażdżone kości, promieniujący ból, nieznośna tortura, zdająca się trwać w nieskończoność, odbierająca jej zdolność myślenia i - w końcu, łaskawie - także i przytomność.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]02.09.18 17:41
Stracił nad sobą panowanie. Sprowokowała go i była z tego dumna, choć pod jasną skórą szybko pojawiły się rozlegle krwiaki, a z rozciętego łuku brwiowego spływała struga krwi. Czerwona od ran, tak jak jego dłonie czerwone z wysiłku, wydawała się panować nad sobą doskonale, jakby właśnie serwował jej zaledwie niewinne igraszki. Łatwo dalej wypowiadała słowa, zuchwałe, jadowite, pewna swych racji. I doskonale wiedział, że ma ku temu podstawy, że jej wiara o własnym przetrwaniu poprzez wydaniu na świat potomstwa ma w sobie wiele słuszności. Pamięć o tobie ma trwać w twych dzieciach – pomyślał z goryczą, dobrze wiedząc, że sam nie uniknie już zapomnienia. Wspomną o nim może karty historii zapisana ręką zwycięzców, lecz to nie sprawi, że ktokolwiek przystanie nad jego grobem i złoży na nim kwiaty. Na świecie nie było już nikogo, kto mógłby wspomnieć o nim z uczuciem, prawdziwym i ciepłym, kołaczącym się gdzieś w głębi duszy, jak i w podświadomości w postaci wspomnień. Miał niegdyś syna i miał niegdyś córkę. A teraz nie miał już nikogo i tak oto stał się niczym. Wizja śmierci nie była mu przez to straszniejsza, w ogóle nie była mu straszna, ponieważ wiedział, że po drugiej stronie czekając na niego jego bliscy. Zmarła żona, córka, być może niewidziany od wielu lat syn, kochająca go wciąż pomimo wszystko matka i wreszcie dumny w pełni ojciec.
Nie odpowiedział na jej prowokacje. Ze skupieniem zajął się kruszeniem jej kości. Jej pierwszy wrzask rozszedł się jak fala i wcale nie sprawił mu przyjemności. Dalej męczył jej palce, nawet kiedy straciła przytomność, wówczas jednak nie musiał już tak usilnie przetrzymywać jej dłoni na stole. A potem przez długą chwilę spoglądał na swoje dzieło. Cztery palce lewej dłoni stały się krwawą miazgą. Proste narzędzie użyte do tortury odłożył na swoje miejsce i wyszedł, tak po prostu, pozostawiając poranione i nieprzytomne ciało bez nadzoru. Nikt jej przecież nie przyjdzie z pomocą.
Wrócił po godzinie, uspokojony i jeszcze bardziej zmotywowany zmotywowany. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad tym, jak wielkie cierpienie człowiek może znieść. Każdy miał swoją własną granicę bólu. Zamierzał korzystać z osiągnięć mugoli z zakresu tortur. Chciał widzieć bezkresny ból na twarzy Azjatki, które zwodnicze piękno był w stanie dostrzec nawet pod opuchlizną i zaschniętą krwią. Dziwiła go kreatywność mugoli, zwłaszcza ta przejawiająca się w tworzeniu różnorodnych sposobów na zadanie bólu.  Wyjął z kieszeni spodni metalowy przedmiot, będący dwoma żelaznymi płytami połączonymi śrubami, które działało niczym imadło. Sięgnął po jej ręce, korzystając z jej nieświadomego stanu i wcisnął kciuki pomiędzy dwie płyty, dociskając środkową śrubę, aby znalazły się w pułapce. Potem uderzył ją w twarz, skutecznie cucąc w ten sposób. Gwałtownie i brutalnie przywrócona do świata żywych.
Miał czas przemyśleć wszystko, jej słowa, teatralne gesty. Trzymając za bok zgniatacza kciuków, dokręcał główną śrubę powoli i systematycznie narażając kciuki na coraz większy napór metalu.
Znajdę twoje dzieci, możesz być tego pewna – złożył jej kolejną mroczną obietnicę bez mrugnięcia okiem, z lodowatą powagą na twarzy, tak bardzo nieprzejednany w obliczu tego postanowienia, wręcz niecierpliwy przez wizję dotrzymania danego słowa. – Nie skrzywdzę ich – zapewnił, mocno wierząc w to, że nie zada im wielkiej krzywdy, nawet wówczas, gdy dojrzy w nich coś z matki kurwy, bądź ojca bydlaka. – Ale sprawię, że nie zachowają o tobie nawet jednego wspomnienia – snuł dalej swój ponury plan, nieporuszony losami istot niewinnych, bo przecież dzieci nie uczestniczyły w tej wojnie. Nigdy nie miały wpływu na to, kogo nazywały matką i ojcem. Znów dokręcił śrubę, raniąc skóre pokrywającą kciuki nierówną powierzchnią metalowych płytek. – Czy myślisz, że twoje dzieci nie ulegną mocy legilimencji? – spytał dociekliwie, choć znał odpowiedź doskonale. Z pewnością były zbyt młode na naukę choćby podstaw oklumencji. Dziecięce umysły łatwo kształtować nawet bez użycia magii, ale gdyby tak zastąpił kilka wspomnień o rodzicach innymi, mógłby uzyskać naprawdę ciekawy efekt. Wiele opowieści słyszał o tym, jak po usunięciu kilku wspomnień zmieniała się osobowość ludzi, którzy takiemu zabiegowi zostali poddani. Wystarczyło tylko dotrzeć do odpowiednich wspomnień stanowiących fundamenty dla całego jestestwa. Nie miał nic do stracenia i był w stanie tego dokonać. Miał doświadczenie i umiejętności, ale przede wszystkim miał motyw, który nigdy nie ulegnie przedawnieniu. – Twoje dzieci dorosną i będą szczęśliwe, ale bez ciebie. I nawet jeśli będą do ciebie podobne, nie będą tego świadomie, bo będziesz dla nich tylko nieczułą informacją, że własna matka je porzuciła – spojrzał jej prosto w oczy bez emocji, chcąc ujrzeć w nich cierpienie, strach i wściekłość. Docisnął śrubę raz jeszcze, z większą mocą napierając na kości. – Może wychowam je jak własne – zaproponował głosem mocno zamyślonym, nie zdejmując wzroku z bladej twarzy Śmierciożerczyni. – Wpoję im nienawiść do czarnej magii, idee o równości wszystkich żywych istot i na twoim przykładzie będę uczył, jak nisko może upaść każdy, kto zboczy ze ścieżki prawości.
Był ciekaw, co ubodłoby ją bardziej: śmierć Rosiera czy los jej potomstwa? Nawet jeśli uważała, że potrafi kochać, jej miłość musiała być wypaczona i chora, nawet ta matczyna nie mogła być pozbawiona odrażającego charakteru. Ponownie dokręcił śrubę, powoli, cierpliwie, wsłuchując się w odgłos roztrzaskiwanych wreszcie kości.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
[sen] Timor mortis morte pejor  AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: [sen] Timor mortis morte pejor [odnośnik]02.09.18 19:03
Gdy się ocknęła, prawie nie czuła bólu - ani obitej twarzy ani zmiażdżonych kości w dłoni. Senność opuszczała ją powoli, pomimo siarczystego policzka, wymierzonego jej przez Kierana. Ciemność wirowała ciągle pod powiekami a żelazowy posmak krwi wypełniał zaciśnięte usta. Wspomnienia ostatnich kilkudziesięciu godzin powracały. Fantomowy zapach Tristana, rozprzestrzeniający się po pokojach Białej Willi. Trzask drzwi, zbyt wolne sięgnięcie po różdżkę, paraliżujące zaklęcie. Zgniły odór zapomnianej hali produkcyjnej, metalowe krzesło, prosty stolik, brzęk kajdanek. Przypominała sobie to powoli, jej myśli poruszały się leniwie, niczym puszek pigmejski zalany nieprzenikliwie czarnym smarem. Powoli uniosła głowę a potem rozszerzyła powieki, tylko na sekundę spuszczając wzrok na dziwną maszynerię, krępującą kciuki. Pragnął torturować ją po plebejsku, po mugolsku; nie wywołało to w niej zdziwienia, od zawsze kochał szlam i prymitywną, mugolską technologię. Uśmiechnęła się słabo, z zażenowaniem; głowa pękała od bólu, tak samo jak powracające nitki cierpienia, trafiające do przytomniejącego mózgu wprost z skrępowanego ciała. Mogłaby błagać o litość, łgać w żywe oczy, powiadamiając o miejscu przebywania Tristana: nie czyniła jednak tego, nawet, gdy znów stawiano ją przed groźbą katuszy. Tym Śmierciożercy różnili się od Zakonników: wytrwali, oddani sprawie, pokorni wobec prób, na które ich wystawiano.
- Nie znajdziesz ich - zaśmiała się perliście, cichutko; tego jedynego była pewna bardziej niźli swej wierności. Rosier ukrył jedyne pozostałe przy życiu istoty, ich dziedzictwo, zamknięte w drobnych ciałkach, zapewniając im bezpieczeństwo. Nie istniała siła, mogąca naruszyć pętające ich magiczne tajemnice - a Kieran, nawet jako silny auror, nigdy nie zagłębił się w czarach na tyle, by odkryć miejsce przebywania bliźniąt. Korzystał z mugolskich technologii, brzydził się mroczną magią - jakże miał odkryć to, co osłaniało czarnym całunem dzieci najbliższych Czarnemu Panu śmierciożerców? Deirdre wyczuwała, że zginie, zapewne w męczarniach, ale była pewna, że jej potomstwo, geny zmieszane w doskonałych proporcjach, błękitna krew, przelewająca się w żyłach ich wyjątkowych dzieci przetrwa. Nienaruszona przez smrodliwe, mugolskie działania Kierana, rozpoczynającego następną torturę.
Wrzasnęła z bólu, jej jęk odbił się echem po pustej sali - ale nie wydobył z niej nic poza tym. Żadnej wskazówki odnośnie do miejsca pobytu Rosiera, żadnego błagania o litość. - Twoje dzieci zginęły. Jackie była żałosna, nie potrafiła się obronić, szlochała płaczliwie i żałośnie, gotowa przejść na naszą stronę, byleby tylko uchronić ją od cierpienia - wycedziła w chwili przerwy, wiedząc, że te słowa zabolą Kierana najmocniej. Wychował tchórza; na nic zdały się tortury legilimencji, na nic lata wychowywania córki na jak najmocniejszego czarodzieja: okazała się taka jak wszyscy, słaba i niegodna nawet jednego smagnięcia różdżką. Rineheart musiał widzieć tę pogardę w czarnych, przepastnych oczach Deirdre. Załzawionych, przekrwionych, wypełnionych cierpieniem, lecz nie całkowicie - wytrzymywała gorsze tortury, czarną magię wtłoczoną do żył za pomocą eliksiru, jakim napoił ich Czarny Pan podczas nocy, w czasie której przysięgli mu posłuszeństwo. - Jako Zakonnik możesz czuć się zwycięzcą, lecz jako ojciec - przegrałeś, zawiodłeś, zostaniesz zapomniany - wychrypiała, posyłając mu ostatni uśmiech, szybko przemieniający się w grymas bólu. Mógł ją złamać, zniszczyć jej ciało, ale to, co przekazała swym dzieciom i mężczyźnie, którego kochała, pozostawało poza zasięgiem targanego żądzą zemsty aurora.

| ztx2


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
[sen] Timor mortis morte pejor
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach