Wydarzenia


Ekipa forum
As the sun goes down
AutorWiadomość
As the sun goes down [odnośnik]05.05.18 22:03
Hogwart, marzec 1946
Trybuny, na których jeszcze niecałą godzinę temu było głośno od wiwatów wyrywających się z rzeszy uczniowskich gardeł, całkiem już opustoszały, a cisza zadomowiła się w nich na dobre. Słychać było tylko szum wiatru z północy, który przyniósł ze sobą powiew chłodu. Choć w marcu dni były dłuższe i cieplejsze, wieczory nadal pozostawały przejmująco zimne i to w tak znaczącym stopniu, że jeszcze niewielu miłośników świeżego powietrza spacerowało po błoniach tuż przez zachodem słońca. Zieloną murawę muskały jeszcze promienie słoneczne, nie były już jednak tak intensywne, w końcu zmierzch musi kiedyś nadejść. Jednak w tamtej chwili promienie wyraźnie znaczyły jedno z miejsc na trawiastej powierzchni, w które wbił się mocno ze swą miotłą jeden ze ścigających. Ten moment prawie każdy uznał za początek końca.
Czekał przy wejściu do jednej z szatni, która tym razem przypadła reprezentacji Gryffindoru. Coś niedorzecznego było w tym, że on, Ślizgon ze starożytnego i szlachetnego rodu Blacków, w milczeniu i zapartym tchem czeka na rudowłosą lwicę. Myślenie o tym zawsze budziło w nim niepokój. Dlatego myślał o rozstrzygniętym niedawno meczu, starciu drużyny Gryffindoru z drużyną Hufflepuff. O tym, jak Gryfoni od początku mieli problem z zachowawczą strategią Puchonów. I jeszcze o tym, jak łatwo pałkarzom w żółtych strojach przychodziło celować tłuczkami w przeciwników. Właśnie przez nie ścigający Gryffindoru spadł z miotły i roztrzaskał się o ziemię, co osłabiło drużynę znacząco.
Znajoma sylwetka, długo przez niego wyczekiwana, w końcu znalazła się w zasięgu jego wzroku. W kącikach jego ust zagościł blady uśmiech. Odrobinę żałował, że rude kosmyki w tej chwili nie mienią się w słońcu, to byłoby najprawdziwsze i najbardziej urokliwe zjawisko tego dnia. Może będzie miał jednak szansę to ujrzeć.
Jessa – wypowiedział jej imię, chcąc dać o sobie znać, wolał zawczasu uświadomić ją o swej obecności. Ale odnajdywał również w tej drobnej czynności dozę przyjemności. To imię przestało mu być obojętne, co było zarówno ekscytujące, jak i niebezpieczne. Robił wszystko, aby nie myśleć o możliwych konsekwencjach tej znajomości. – Byłaś świetna – powiedział spokojnie, a w kącikach jego ust znów zatańczył blady uśmiech. Nie chciał brzmieć jak osoba, która za wszelką cenę pragnie podnieść na duchu kogoś, kto właśnie przełykał gorycz porażki. Ten komplement był szczery i oparty na długich i dogłębnych obserwacjach. Przez cały mecz to za nią wodził wzrokiem, w pełni oczarowany jej postawą na miotle, zwinnością, gracją, z jaką wirowała w powietrzu, nawet tym ślepym uporem. Wyjątkowo spokojnie siedział na trybunach, gdy tylko miał możliwość spoglądać na wyczyny panny Diggory.
Pewnie jesteś zmęczona, ale pomyślałem, że może dasz się skusić na krótki spacer.
Bardzo chciał nacieszyć się jej towarzystwem z dala od innych. Zamierzał ukraść kolejną chwilę sam na sam. Chciał tego, tak po prostu, nawet planował jakoś ją rozweselić, choć nie wiedział jeszcze jak. Nigdy nie był dobry w pielęgnowaniu relacji, to zawsze udawało mu się tylko przypadkiem.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: As the sun goes down [odnośnik]06.05.18 10:07
Gdy rozległ się sędziowski gwizdek kończący mecz, nie spuściła głowy. Odnalazła spojrzeniem wszystkich członków drużyny i upewniła się, że fizycznie wszystko z nimi w porządku; nie darowałaby sobie, gdyby zbagatelizowała czyjś zły stan i dopuściła do kontuzji. Z dumnie uniesioną głową pogratulowała Puchonom zwycięstwa, ściskając dłonie zawodników, chociaż wiwaty z trybun dochodziły już do niej z opóźnieniem i Jessa zaczęła czuć się tak, jakby znajdowała się pod wodą. Tłumiony hałas zniknął całkowicie, gdy wylądowała na podeście i energicznym krokiem powędrowała do szatni, by tam wraz z resztą Gryfonów odebrać kilka słów od kapitana. O ile wcześniej robiła dobrą minę do złej gry, teraz wszyscy już widzieli, jak zawiedziona jest tym spotkaniem, a tym bardziej jego wynikiem. Jak mogli dać się tak ograć? Popełnić tyle błędów, wciąż i wciąż forsować taktykę, która nie zadziałała już w pierwszych minutach meczu? Cóż z tego, że Diggory popisała się kilkoma efektownymi obronami, skoro wynik i tak mówił sam za siebie? Zacisnęła zęby i wysłuchała przemowy kapitana do końca, a później odeszła na stronę, by przebrać się po meczu i doprowadzić do porządku.
W szatni panowała grobowa cisza i nikt nie wypowiedział ani jednego pokrzepiającego słowa. Wszyscy wiedzieli, że nawalili, chociaż niemożliwym było wskazanie jednego winowajcy. Rudowłosa podejrzewała, że każdy najbardziej obwinia samego siebie – ona dokładnie tak robiła. Gdyby wtedy rzuciła się do prawej obręczy, gdyby innym razem wyczuła zwód i została na miejscu… Nie było w niej już gniewu, a raczej zrezygnowanie. Marzec, ostatnia prosta w wyścigu po Puchar Quidditcha, przywitał ich sromotną porażką. Oczywiście, ze mieli jeszcze szansę nadrobić stracone punkty, jednak Jessie trudno było optymistycznie spoglądać na całokształt, w końcu była to jej ostatnia szansa na zdobycie Pucharu – w czerwcu opuści Hogwart, a trofeum na zawsze pozostanie poza jej zasięgiem.
Członkowie drużyny po kolei żegnali się i wychodzili, zapewniając, że na pewno spotkają się w Skrzydle Szpitalnym, by odwiedzić ich rannego, połamanego ścigającego. Póki co, Diggory nie miała ochoty na drużynową integrację i musiała po swojemu przeżyć porażkę. Wzięła długi prysznic, a po nim doprowadziła swoje włosy do względnego porządku; przebrała się w szkolny mundurek i zarzuciła na niego ciepłą szatę, bo chociaż oficjalnie nadeszła już wiosna, wieczory nie były łaskawe dla przebywających na błoniach uczniów. Zarzuciła miotłę na ramię i jako ostatnia opuściła szatnię, zderzając się z chłodnym powietrzem na zewnątrz.
Niemal natychmiast usłyszała znajomy głos wypowiadający jej imię i odwróciła się, dostrzegając skrytego nieopodal Alpharda. Gdyby nie była tak wykończona i zdołowana, niechybnie uśmiechnęłaby się na jego widok, lecz na ten moment musiało wystarczyć mu nieznaczne drgnięcie kącików ust.
- Czy na pewno oglądałeś ten sam mecz, w którym grałam? Widziałeś ile razy nawaliłam? – jak zwykle surowa dla siebie, nie miała w zamiarze kpić ze swojego towarzysza, nie umiała jednak przyjąć komplementu w momencie, w którym wyrzucała sobie, że jest fatalnym obrońcą.
Odruchowo odwróciła się w jego stronę i zaczęła iść powoli, jakby całkowita zmiana planów przyszła jej naturalnie tylko z tego względu, że na horyzoncie pojawił się on. Nie rozglądała się i nie dopytywała Blacka, czy aby na pewno nikt nie kręci się w pobliżu – jeśli szanowny Ślizgon zdecydował się tu pojawić i odezwać, okolica musiała być czysta; tak podstawowe zasady spotkań ustalili niewerbalnie już dawno temu.
- Spacer dobrze mi zrobi, nie mam jeszcze ochoty pojawiać się w Wieży Gryffindoru – mruknęła niemrawo, chociaż oboje wiedzieli, że nie czekają jej tam żadne wyrzuty, a w ostateczności kilka krzywych spojrzeń – Udało ci się przetrwać mecz i nie zostać rozpoznanym jako kibic czerwono-złotych? – tym razem uśmiechnęła się już całkiem wyraźnie, w perspektywie mając kradzież kilku cennych chwil w dobrym towarzystwie.
Nie musiał specjalnie się starać, by poprawić jej humor – sama jego obecność działała dziwnie uspokajająco.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
As the sun goes down Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: As the sun goes down [odnośnik]07.05.18 2:00
Dobrze wiedział jak ciężko przetrawić gorycz porażki, dlatego chciał osłodzić jej nieco ten trudny czas. Zdołał już na tyle dobrze poznać Jessę, aby wiedzieć też, że w pierwszej kolejności będzie obwiniać siebie. W jego mniemaniu jako jedna z nielicznych osób w szkole miała prawdziwy talent do gry w quidditcha. Latanie na miotle przychodziło jej z naturalna łatwością, a niektóre manewry zdawała się wykonywać bez zastanowienia.
Może i nie mam dobrego zdania o drużynie Gryfonów, jednak wciąż potrafię docenić dobrą grę – odparł z chytrym uśmieszkiem, czyniąc ku niej trzy długie kroki. Było w całej jego postawie coś drapieżnego, kiedy śmiało przystanął tuż obok niej. Tym razem cieszyło go to, jak wysoki jest, przez co stał dumnie wyprostowany, mając przewagę tylko i aż trzech centymetrów nad Diggory. A przecież jeszcze rósł, więc śmiało wyobrażał sobie to, jak nad nią w przyszłości góruje. Znanym dobrze faktem jest, że chłopcom dojrzewanie zajmuje dłużej. – Krytyczne spojrzenie jest dobre, ale jesteś dla siebie zbyt surowa. Nie mogłaś nic poradzić na błędy reszty drużyny, które były wręcz uprzejmym zaproszeniem dla przeciwników pod obręcze. Robiłaś wszystko, co mogłaś, prawda? I naprawdę w wielu sytuacjach byłem pod wrażeniem twoich umiejętności.
Naprawdę chciał w końcu spoglądać na nią zdecydowanie z góry, tym samym uciszając wszystkie jej ewentualne protesty. Kiedy patrzył na tę rudowłosą dziewczynę, w jego oczach nie było wyższości, ta zniknęła po tym, jak udało im się zamienić ze sobą kilka zdań, a potem wyjawić wiele myśli listownie. W spojrzeniu ciemnych oczu kryła się łagodność, tak rzadko występująca u Blacków. Jednak Alphard zawsze był odszczepieńcem, tak się przynajmniej czuł, choć robił wszystko, aby wpasować się w rodowy schemat. Chyba tylko dzięki tej jego odmienności udało im się odnaleźć wspólny język, czego na dobrą sprawę nigdy nie żałował. Ale czasem bał się, że ktoś dowie się o ich relacji, przecież nieodpowiedniej według całego otoczenia.
Jeśli chcę, potrafię wyglądać na nieporuszonego – odparł śmiało i bezceremonialnie przejął od niej miotłę, bo wyjątkowo chciał zachować się jak prawdziwy dżentelmen i wybawić przedstawicielkę płci pięknej od dźwigania jakiegokolwiek ciężaru. – Co wcale nie znaczy, że ci nie kibicowałem.
Z chytrym uśmieszkiem ruszył do przodu, zaraz jednak spowolnił tempo swoich kroków, ponieważ głupio było pędzić na złamanie karku, kiedy zależało mu na tym, aby wydłużyć wspólnie spędzony czas. Mimo wszystko mogli przejść się po błoniach, bo może i zrobiło się chłodno, ale było też coraz ciemniej, gdy słońce zachodziło za horyzont, darząc ich już ostatnim blaskiem.
Uratowałem księżniczkę z wieży i nawet nie musiałem się na nią wspinać – zażartował zuchwale, kierując ku młodej pannie rozbawione spojrzenie. Ale po chwili spoważniał, może po to, aby nie kusić dłużej losu, bo przecież szczęście do żartobliwych uwag prędzej czy później może się skończyć, a w jego przypadku takie końce zawsze następują wcześniej. – Jak ci idą eliksiry? – spytał niby beztrosko, choć pod lekkim tonem kryła się głęboka troska o jej wyniki w nauce. Po korepetycjach spędzonych w bibliotece próbował być dobrej myśli, ale to było trudne, gdy już zdążył się przekonać, jak tragicznie idzie Diggory pisanie wypracowań. Nijak nie szło jej przyswajanie wiedzy, a raczej za żadne skarby nie chciała uczyć się tego, co ją zwyczajnie nie interesowało, bądź zrozumienie pewnych kwestii od początku nastręczało ogromnych trudności. Mimo to nie przestawał w nią wierzyć, co było oznaką naiwności z jego strony.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: As the sun goes down [odnośnik]14.05.18 14:32
Wcale nie spieszyło jej się do momentu, w którym będzie musiała zadzierać głowę, by spojrzeć Alphardowi w oczy, ale nie mogła nie zauważyć, że chwila ta zbliżała się nieuchronnie. Choć Black był wciąż jeszcze w szóstej klasie, to byli przecież w jednakowym wieku i lada moment miał przerosnąć ją o głowę; nie była ślepa i zaczęła już zauważać, jak jej przyjaciele i koledzy zmieniają się z chłopców w młodych mężczyzn.
- Chciałabym czasem spojrzeć na siebie Twoimi oczami – przyznała, wzdychając ciężko.
W jej słowach kryła się sama prawda, choć być może wydobyła się na światło dzienne w zbyt bezpośredni sposób. A mimo wszystko to właśnie Alphard był osobą, której opinie sobie ceniła i z którą się liczyła; na wiele rzeczy potrafił spojrzeć z dystansem, w racjonalny sposób podejść do problemu, jednocześnie nigdy nie szczędząc jej wsparcia. Nie wylewało się ono z każdego jego słowa czy gestu, a jednak nawet najdrobniejsze rzeczy podpowiadały jej, że chłopak darzy ją sympatią i naprawdę nie ma wobec niej złych zamiarów, mimo srebrno-zielonego krawatu zawiązanego pod szyją. Mógł przecież teraz spędzać czas w swoim Pokoju Wspólnym, w towarzystwie błękitnokrwistych znajomych, a zamiast tego wędrował z nią po błoniach w chłodny, marcowy wieczór. Wybrał ją, chociaż wcale nie musiał, bo nie był jej nic winny, a na dodatek nie była to znajomość, którą mógłby chcieć się pochwalić. Wręcz przeciwnie – gdyby wyszła na światło dziennie, miałby o wiele więcej do stracenia, niż ona.
Przejęcie przez niego miotły przyjęła z lekkim zaskoczeniem, lecz całkiem naturalnie poddała się woli Blacka; byle kto nie mógł trzymać jej największego skarbu, ale Alphard nie był przecież byle kim. Był…
Ich relacja nie podlegała żadnym definicjom, wymykała się przed zaszufladkowaniem i chociaż Jessa czasem myślała, że są po prostu typowym przykładem sympatii ponad podziałami, było w tym wszystkim coś więcej. To, że cieszyła się, że może spędzić w jego towarzystwie trochę skradzionego czasu, a także świadomość, że i jemu na tym zależy. Uśmiechnęła się więc wdzięcznie i dalej ruszyli ramię w ramię, energiczny chód zamieniając na powolny spacerek, niosący obopólną korzyść.
- W jakich romansidłach wyczytałeś, że trzeba się wspinać? – zaatakowała go spojrzeniem, które bez problemu nazwać można było figlarny. Droczyła się w najlepsze, póki jeszcze mogła - Przecież wystarczy podlecieć na miotle i oczarować księżniczkę propozycją wspólnego, tajemnego wypadu do Hogsmeade na kremowe piwo.
Miała szczerą nadzieję, że chłopak zrozumie aluzję; na myśl o zaproszeniu go do wioski wprost, w gardle rudowłosej powstawała jakaś dziwna gula, całkowicie utrudniająca jej zwerbalizowanie swojego życzenia. A przecież wszystko było prostsze, gdy owiane było nutką niedopowiedzenia.
Jak ci idą eliksiry?
Polepszający się z sekundy na sekundę nastrój Diggory poleciał nagle na łeb, na szyję, niemalże wykonując zwód Wrońskiego. Była Gryfonką, dumną lwicą i pewną siebie młodą dziewczyną (w czym inni widzieli arogancję), a największą trudność przynosiło jej nie tyle pisanie wypracować, co przyznawanie się, że faktycznie idą jej fatalnie. To poczucie wstydu towarzyszyło jej coraz częściej, bowiem zbliżały się egzaminy i czas na błogą zabawę należało zostawić daleko w tyle. Alphardowi szło tak dobrze, że bez przeszkód mógł przewertować materiał siódmej klasy i próbować jeszcze czegokolwiek ją nauczyć, a mimo to Jessa pozostawała odporna na wszelkie próby wtłoczenia jej do głowy rzeczy, których nie lubiła i które jej nie interesowały. Tak było i już, a chociaż starała się to zmienić, jej oceny mówiły same za siebie.
- Na jutrzejsze zajęcia pójdę profilaktycznie w goglach i pelerynie ochronnej – mruknęła, wyobrażając sobie spektakularny wybuch kociołka, wywołany pomieszaniem składników, których nazwy pomylą jej się przynajmniej raz.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
As the sun goes down Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: As the sun goes down [odnośnik]18.05.18 17:09
Delikatne ciepło momentalnie rozeszło się po jego policzkach, gdy tylko usłyszał słowa, na jakie nie był w stanie odnaleźć odpowiedzi. Ze skrępowania nawet odwrócił wzrok, próbując zatuszować własna zawstydzenie. Poczuł się tymi słowami całkowicie onieśmielony, ponieważ skrywały w sobie prawdę, którą już od długiego czasu wypierał dla własnego dobra. Nie zamierzał przyznać się do tego, że nocami myśli o rozwianych na wietrze rudych włosach i żywo błyszczących oczach, tych zielonych tęczówkach, z których wybijała również gdzieniegdzie szarość. Nie chciał powiedzieć, że zdarza mu się śnić o piegach usianych na delikatnej twarzy, a w snach jest w stanie odtworzyć dokładne położenie wszystkich. To był jego najbardziej wstydliwy sekret i robił wszystko, aby nikt inny go nie poznał, nawet Jessa, która była główną przyczyną jego powstania. Ale czy była w jakikolwiek winna uczuciom, które w nim rozbudzała samą swoją obecnością? Wolał sobie wmawiać, że to tylko część jego osobowości, jaką wielu uważała przynajmniej za dziwną, jeśli nie szaloną. Sam przypuszczał, że coś jest z nim nie tak. Znajomość z panną Diggory w pewien sposób uwiarygodniła to przekonanie jeszcze bardziej. Jakim cudem lgnął do dziewczyny, z którą nic nie powinno go łączyć? Bał się odpowiedzi, dlatego uparcie jej nie szukał, utrzymując status quo. Nie definiował pomiędzy nimi niczego, choć męczyła go ta ciągła niepewność.
Masz bardzo niewygórowane oczekiwania – odparł odrobinę zduszonym głosem, wciąż jeszcze będąc pod wpływem wcześniejszego zażenowania. Zaczął zastanawiać się, czy gdyby to on właśnie zjawił się przy jednym z okien w gryfońskiej wieży na miotle, to zostałby powitany jak wyczekiwany z utęsknieniem adorator, a jego zaproszenie. Przez chwilę wierzył, że za wypowiedzią kryje się propozycja adresowana tylko do niego, lecz szybko w to zwątpił. Było przecież tylu pasujących do niej Gryfonów, z którymi wcale nie musiałaby się kryć po kątach. On zaś, pomimo towarzyszącego jego nazwisku tytułu lorda, wcale nie był aż tak smakowitym kąskiem. Bywał nieprzewidywalny, zdarzało mu się gwałtownie wybuchać bez większego powodu, również jego prezencja pozostawiała wiele do życzenia. Odziedziczona bladość i odstające uszy w połączeniu z trudną do okiełznania ciemną czupryną w jego mniemaniu były niezbyt godną mieszanką, której nawet wyprostowana postawa nie była w stanie załagodzić.
Błyskawicznie pożałował zadania przez siebie pytania. Całkowicie niepotrzebnie poruszył drażliwy temat, ale łudził się, że może jednak usłyszy o jakichś postępach w nauce. Podejrzewał, że Jess nie robiła zbyt wiele w kierunku samodzielnej nauki, czego rzecz jasna nie aprobował. Swego czasu próbował ją do niej zachęcić, lecz nie przyniosło to trwałego efektu.
Chciałbym zobaczyć minę Slughorna na twój widok – odpowiedział z delikatnym uśmiechem, starając się zmazać swą winę za nagłe pogorszenie jej nastroju. Zdecydowanie źle zrobił, że poruszył temat nauki, na dodatek w niewątpliwie kiepskim momencie, czyli po przegranym meczu. Porażka na boisku dla Diggory zawsze była najgorszym przeżyciem, dobrze to wiedział, a mimo to zachował się bez grama współczucia. Niewątpliwie martwił się o jej wyniki w nauce, coraz mniej czasu zostało do egzaminów… Nie, na pewno nie będzie jej właśnie w tej chwili o tym przypominał! – Według mnie niezwykle korzystnie wyglądasz w goglach. Jakbyś była stworzona do ich noszenia.
Cóż, wiedza z eliksirów może wcale nie przyda jej się w przyszłości, zapewne wybierze bardziej sportowy kierunek kariery. Właściwie wcale by się nie zdziwił, gdyby ujrzał wzmianki w gazetach o jej wyczynach na boisku. Odrobinę zazdrościł jej tej możliwości oddania się w pełni ukochanej dyscyplinie sportowej.
To w jakiej drużynie zamierzasz rozpocząć karierę? – rzucił pytaniem, ruszając ku błoniom skąpany w ostatnich promieniach słońca. Lecz to burza ognistych fal pochłaniał je w pełni, a widok ten na krótką chwilę nakazał Alphardowi przestać oddychać.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: As the sun goes down [odnośnik]20.05.18 21:10
No dalej, czytaj między wierszami.
Przez kilka chwil łudziła się, że Alphard zrozumie jej aluzję, że spojrzy jej w oczy odrobinę za długo, a później zaproponuje wypad do Hogsmeade na swoich warunkach, które ona zacznie negocjować, gdy tylko padną. Podroczą się, pożartują, lecz koniec końców zakończą to spotkanie umówieni na kolejne. Nic takiego jednak się nie stało, a gdy chłopak odwrócił wzrok, Jessa aż zagryzła wargi, wypominając sobie własną głupotę. Gdyby chociaż zdecydował się ją wyśmiać, mogłaby odpowiedzieć mu tym samym. Mogłaby stwierdzić, że żartowała, że go wkręcała, bo przecież ich wspólna wycieczka do takiego miejsca ma tyle samo sensu, co Armaty z Chudley zdobywające mistrzostwo Ligi. Wszystko byłoby lepsze od zbagatelizowania tematu, a rudowłosa uważała, że to właśnie nastąpiło.
Odchrząknęła, sama spoglądając na chwilę w bok. Usilnie myślała nad zmianą tematu i próbą zatarcia złego wrażenia, jakie niewątpliwie właśnie wywarła na swoim towarzyszu. Co ona sobie myślała, by zapraszać Blacka do Hogsmeade? No dobrze, technicznie rzecz biorąc wcale go nie zaprosiła, a tylko subtelnie podsunęła mu ten pomysł, lecz przecież liczyło się to, jak wszystko przebrzmiało i… ucichło, po raz kolejny niedopowiedziane. Jeśli nawet uważał, że Diggory zasługuje na jakiegoś pełnokrwistego Gryfona, mylił się; z takowymi jak najbardziej się przyjaźniła, lecz nie widziała u swojego boku żadnego z nich. Zresztą, nie była dobrą partią – za wysoka, zbyt piegowata i z włosami jak marchewka, widocznymi z daleka nie stanowiłaby eleganckiej ozdoby żadnego męskiego ramienia. Chłopcy rozmawiali z nią o Quidditchu, ale nie zapraszali na tańce.
- I zero śmiałków gotowych je spełnić – mruknęła; coś, co miało być utrzymane w żartobliwym tonie, przerodziło się w rasowe użalanie się nad sobą.
Jessa nie potrzebowała jednak żadnej litości, dlatego już po chwili z całych sił postarała się na przywołanie na twarz względnie pogodnego uśmiechu. Spacerowali powoli i w spokoju, którego nic zdawało się nie zakłócać; w około nie było żywej duszy, a chłodny wiatr był w pewnym sensie rześki, a więc idealny do pokonywania zdradliwych rumieńców, kolorujących policzki hogwarckiej młodzieży.
Wydawało jej się, że Alphard dość szybko pożałował swojego pytania i w głębi duszy się z tego cieszyła; nie powinni poświęcać skradzionego czasu na rozmowy o nadchodzących egzaminach, choć dojrzale byłoby wreszcie stawić im czoła. Zamiast tego Diggory wolała iść w zaparte i obracać wszystko w żart.
- Będzie pod takim wrażeniem, że zaprosi mnie do Klubu Ślimaka – otwarcie spoglądała na swojego rozmówcę, oczekując na jego reakcję – I na przyjęciu usiądę obok Ciebie, żebyś podpowiadał mi, którego widelczyka użyć do ryby i którą z miliona serwetek wytrzeć palce po zjedzeniu trufli.
Uśmiechnęła się, a po następnych słowach chłopaka zatrzymała na moment, bo właśnie przypomniała sobie coś, o czym od dawna chciała z nim porozmawiać. Z oczywistych względów nie mieli na to zbyt wielu okazji, a przelewanie myśli na papier stało się uciążliwie niewystarczające.
- Apropos gogli, słyszałam, że jakaś amatorska drużyna Quidditcha z Falmouth zaczęła je ostatnio często wykorzystywać – wbijanie szpilki Jastrzębiom sprawiało jej dziwną satysfakcję; wiedziała doskonale, że była to ulubiona drużyna Alpharda – Więc może czeka nas rewolucja na boiskach i każdy szukający, który nie będzie potrafił sam zauważyć znicza, będzie mógł je nosić? – zakpiła.
Black wiedział doskonale co sądziła o dodawaniu tego rodzaju ulepszaczy – psuły tylko piękno sportu i radość z gry. Nie była wrogiem postępu, ale cwaniactwo potrafiła wyczuć na kilometr, a kto zyskiwał na używaniu takich gadżetów? Tylko ich producenci oraz drużyny hojnie wspierane przez bogatych sponsorów.
Ruszyła dalej, przez moment idąc tyłem, byle tylko móc odpowiedzieć Alphardowi z pełną powagą i dumą, że zostanie Harpią.
- Jest taka stara, walijska drużyna z najpiękniejszym składem na świecie… a do tego do twarzy mi w zielonym, nie uważasz? – korzystając z faktu, że stoją dość blisko siebie, sięgnęła dłonią po krawat chłopaka i jego koniuszek położyła sobie na ramieniu; ślizgońskie barwy naprawdę dobrze komponowały się z jej włosami, co musiała przyznać z bólem serca. Jednak Harpie z Holyhead nie zmienią swoich kolorów tylko dlatego, że przyjmą w swoje szeregi dumną Gryfonkę.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
As the sun goes down Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: As the sun goes down [odnośnik]01.06.18 21:56
Zaabsorbowany własnymi odczuciami, kompletnie nie dostrzegł żalu w oczach dziewczyny. Po prostu nie był w stanie uwierzyć, że kiedykolwiek mogłaby dać mu chociaż cień szansy na jeszcze większe zbliżenie się do jej osoby. Dopiero rzucone przez nią niechętnie stwierdzenie, które lewo wyłapała, oderwało go od własnych rozmyślań, jakże ponurych. Jednak ta drobna informacja, co właściwie nie powinna nic wnosić do jego życia, przyniosła mu ogromną ulgę. Wieść, że na każdym kroku na rudowłosą wcale nie czają się żadni adoratorzy, dodała mu otuchy, ale w pierwszej chwili wydała mu się tak bardzo nierealna.
Zero śmiałków? – powtórzył po niej jawnie zaskoczony, nawet posyłając jej zszokowane spojrzenie, jakby właśnie prawiła o czymś całkowicie niemożliwym. Przecież właśnie roztaczała przed nim nad wyraz abstrakcyjną wizję. – Myślałem, że… – przerwał swoją wypowiedź, kolejny raz uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Prawie otwarcie przyznał, że bardzo wiele rozmyślał o jej życiu uczuciowym, które z nim samym nie miało zbyt wiele wspólnego. A przecież mogło mieć. I chyba właśnie za tę złudną nadzieję czuł do samego siebie pewną pogardę. Cała jego postawa była niedorzeczna, gdy robił wszystko, aby nie sprecyzować własnych pragnień, zarazem nieustannie marzyło mu się, że tak po prostu się spełnią bez specjalnego wkładu z jego strony.
Zdołał się uspokoić dopiero wówczas, gdy zaczęli mówić o Slughornie, ale wzmianka o Klubie Ślimaka prawie go zmroziła. Nikt już się nie łudził, że do tego towarzystwa trafiają przede wszystkim Ślizgoni szczycący się dobrym nazwiskiem. Do tej pory tylko jedna uczennica dostąpiła zaszczytu wstąpienia do niego. Musiał jej słowa potraktować jako żart, sama przecież nadała im żartobliwy ton. Tylko z jakimś trudem przyszło mu uniesienie kącików ust, gdy zaczął wyobrażać sobie przedstawioną przez nią sytuację. Gdyby ułożeni młodzieńcy ze szlachetnych rodów dostrzegli łączącą ich poufałość… Nie myśl o tym!
Ty się śmiejesz, ale sztuka jedzenia przy stole naprawdę jest skomplikowana.
Ileż razy został zrugany za to, że złapał za zły widelec, bądź chwycił nieodpowiednią szklanicę? Nie sposób już zliczyć, nigdy zresztą nie liczył. Czasem czuł, że spośród rodzeństwa to jemu najczęściej zwracano uwagę i może rzeczywiście tak było. Ale nie chciał myśleć o swoich brakach w pojmowaniu etykiety, a co dopiero trzymaniu się jej, kiedy miał okazję spędzić kilka chwil z najbardziej lubianą przez siebie Gryfonką. Tak się cieszył, że z radością odpowiedziała na wspomnienie dyscypliny sportowej, z którą wiązała przyszłość.
– Tej amatorskiej drużynie – wyrzucił z siebie, od razu buntując się przed tak kłamliwym stwierdzeniem. – Ma najwidoczniej nowatorskie podejście i tym samym kształtuje przyszłość Quidditcha. I nie brakuje im tak wiele do wygrania obecnego sezonu.
Jastrzębie na razie zajmowały trzecie miejsce w tabeli, jednak do końca sezonu mieli jeszcze ponad dwa miesiące, więc ostatnie kolejki pokażą, kto naprawdę jest najlepszy. Przyglądał się hardo swojej rozmówczyni, ale szybko się rozchmurzył, gdy i ona zaczęła się w niego wpatrywać w ten łobuzerski sposób, jakby coś kombinowała. I nie pomylił się, śmiało sięgnęła jego krawatu, przez co zatrzymał się gwałtownie i zaprzestał oddychać. A potem całą wieczność zajęło mu zrozumienie jej słów i tego odważnego ruchu.
Uważam – odpowiedział na wydechu głosem stłumionym od emocji, jakie nad nim zapanowały, nawet nie zdając sobie zbytnio sprawy z tego, że udzielił jej odpowiedzi. Czuł się oszołomiony, ale w sposób dziwnie przyjemny i zarazem niepokojący, bo ledwo formułował myśli, lecz nie potrafił ubrać je w słowa, to były bardziej doznania. Cała jego uwaga poświęcona była jej twarzy i faktycznemu ustaleniu, że zieleń do niej pasuje. Każdy odcień tego koloru byłby dla niej idealny. Nawet próbował wizualizować sobie to, jak prezentowałaby się w ciemnozielonym stroju Harpii. W pewnym momencie rumieńce znów się pojawiły na jego twarzy i mógł przysiąc, że były jeszcze bardziej okazałe, bo i ciepło im towarzyszące było o wiele mocniej odczuwalne. Serce waliło mu w piersi, bo Jessa chyba po raz pierwszy była tak blisko niego. Na wyciągnięcie ręki. –  Zieleń bardzo ci pasuje – wycedził wręcz nieprzytomnie.
Ostrożnie chwycił za swój krawata i zsunął go z jej ramienia.
–  To teraz będę mógł w pełni swobodnie nazywać cię Harpią, tak? – rzekł jakże bezmyślnie, i ruszył dalej, wymijając ją szybko, aby dłużej nie patrzeć wprost na nią. Z nerwów aż przyspieszył kroku, tak bardzo onieśmielony całym tym zajściem, przecież błahym, ale dla niego znaczącym bardzo wiele. Potem zareagował śmiechem, który okazał się gardłowym, krótkim dźwiękiem. Przełknął głośno ślinę, zaciskając palce na rączce miotły.
Nawet z tobą Harpie nie będą miały szans z Jastrzębiami. Oby twój pierwszy mecz nie był przeciwko drużynie z Falmouth.


Ostatnio zmieniony przez Alphard Black dnia 16.06.18 2:43, w całości zmieniany 1 raz
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: As the sun goes down [odnośnik]09.06.18 20:12
Żyła chwilą. Była młoda i miała do tego pewne prawo, co powtarzała sobie zawsze wtedy, gdy wyrzuty sumienia wypełzały z cienia i dręczyły ją wizjami konsekwencji. A o tych nie chciała myśleć, bo cóż to by była za przyjemność, zrobić jedną z tych nie do końca poprawnych rzeczy i cały czas oglądać się za ramię? Ważnym było, by chwytać dzień i czerpać z niego pełnymi garściami – miała talent, miała odpowiedni charakter i wiedziała, czego chce. Pragnęła sportowej kariery i nie zastanawiała się nawet nad alternatywami. Wszelkie inne decyzje podejmowała pod wpływem chwili, ponieważ majaczył przed nią właśnie ten jeden, wymarzony cel. Nie rozmyślała i nie fantazjowała w stylu „co by było, gdyby…” bo najzwyczajniej w świecie nie miała czasu na takie banialuki; jeśli się czegoś chciało, należało po to sięgnąć.
Wszystkie te zasady rozmywały się w przypadku jej znajomości z Alphardem. Była ostrożna, nie chciała wyciągać pochopnych wniosków, miała na uwadze swoją i jego reputację. Pięć razy zastanowiła się przed wysłaniem jakiegoś listu, a dziesięć przed spojrzeniem na niego z daleka, gdy znajdowali się w tłumie innych uczniów. Nie rozumiała samej siebie, nie potrafiła pojąć dlaczego ten jeden przypadek sprawił, że nie była tak bezpośrednia i otwarta jak zazwyczaj. Tłumaczyła sobie, że tym, co ją powstrzymywało, było jego dobro, choć prawda była znacznie bardziej skomplikowana i zapewne nie spodobałaby się aspirującej do bycia odważną Gryfonce.
Gdy więc zauważyła jego zaskoczenie, sama zmarszczyła brwi. Czyżby spodziewał się, że jest towarzysko rozrywana we własnym Pokoju Wspólnym i koledzy zasypują ją zaproszeniami do Hogsmeade? Czy to oznaczało, że w ogóle rozmyślał o tym, jak wygląda jej życie uczuciowe?
- Zero – wtrąciła szybko, gdy tylko urwał swoją wypowiedź, by nie powiedzieć za dużo. Oboje byli chyba zmieszani, a rudowłosa znała tylko jedno wyjście z takich sytuacji. Ironiczne żarty – Gdy już zostanę starą panną, jednego z kotów nazwę twoim nazwiskiem, na cześć naszej znajomości – zapowiedziała tonem tak poważnym, jakby naprawdę miała zamiar to zrobić.
Pozostawał jedynie mały szkopuł – nie przepadała za zwierzętami, z wzajemnością. O dziwo jeden ze Ślizgonów zdawał się lubić ją mimo to!
Wyśmiała w duchu biednego Alpharda, od dziecka uczonego manier i etykiety. Mimo posiadania bogactwa i pozycji nie zazdrościła mu wcale, a może nawet na dodatek trochę współczuła. Nie wyobrażała sobie dopasowania do mnogości zasad i restrykcyjnego spełniania miliona obowiązków. W co i jak się ubrać, o której zjeść jaki posiłek, obok kogo zasiąść na jakim rodzaju spotkania… jedynym zmartwieniem Diggory był powrót do domu przed godziną policyjną, co i tak zdarzało jej się czasem naginać.
- Czy jadłeś kiedyś szarlotkę bez użycia widelczyka? Palcami? – spojrzała pobłażliwie, notując w myślach, by w wakacje zerwać kilka jabłek z przydomowej jabłoni i wysłać paniczowi kawałek własnoręcznie przygotowanego ciasta. Na myśl o tym od razu zrobiło jej się dziwnie przyjemnie, jakby wizja Alpharda jedzącego jej wypiek stanowiła jakiś życiowy cel, przynoszący satysfakcję. Wyśmiała się zaraz w myślach.
Kontynuowali spacer, a łobuzerski ton nie znikał; Quidditch potrafił obudzić w nich ducha rywalizacji. Święte oburzenie Blacka, wywołane nazwaniem Jastrzębi amatorami, przyniosło Jessie uciechę. Uśmiechnęła się rozbawiona, a gdy chłopak wystrzelił z komplementem, zdołała się nawet nieco zarumienić. Nie spodziewała się z jego strony takiej reakcji ani nawet potwierdzenia, ale ślepa na wszelkie przesłanki uznała po prostu, że jego bezpośredniość jest wyrazem tylko i wyłącznie uprzejmości. Gdyby zaprzeczył… cóż, nawet taka błahostka mogłaby podkopać jej pewność siebie.
Ruszyli więc dalej, przyspieszając kroku. On rwący do przodu i ona, szybko wyrywająca przed siebie, byle tylko za nim nadążyć. Zrównali się i jeszcze przez moment szli w ciszy, zanim temat Quidditcha nie pozwolił narosnąć niezręczności.
- Za rok od teraz pożałujesz swoich słów – uśmiechnęła się sardonicznie – Jastrzębie nie będą w stanie dogonić Harpii nawet na dodatkowo zmodyfikowanych miotłach. Będę wysyłać ci szczegółowe opisy każdego z meczy. A wiesz – dodała nagle zupełnie innym tonem, bo właśnie przypomniała sobie o kolejnej rzeczy, którą miała mu wyznać, choć moment wybrała nie do końca odpowiedni – Śniło mi się ostatnio, że byliśmy razem na meczu, siedzieliśmy na trybunach i kibicowaliśmy, ale w pewnym momencie tak bardzo przejąłeś się przebiegiem meczu, że zwyzywałeś jednego z trenerów, a on powiedział, że jak jesteś taki mądry, to sam poprowadź drużynę. I poprowadziłeś, ale nie pamiętam, czy wygrali… - bo się obudziłam i musiałam biec spóźniona na te przeklęte Eliksiry.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
As the sun goes down Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: As the sun goes down [odnośnik]29.06.18 0:36
Szybko na jego twarzy zagościł uśmiech, choć nieco krzywy i blady. W obecności panny Diggory młody lord Black dawał upust szczerej radości o wiele częściej niż w towarzystwie bliskich krewnych. Potrafiła go rozbawić nawet uwagą o uczynieniu jakiegoś kota jego imiennikiem. Rzecz jasna nie wyobrażał sobie, że Jessa mogłaby zostać starą panną, ale gdyby tak się jakimś cudem stało, zamierzała uczcić w specyficzny sposób ich znajomość. Odnosił wrażenie, że łatwo było jej tak żartować, bo jemu samemu brakował dystansu do własnej osoby. Na dodatek potrafiła pewne sprawy bagatelizować, dobrze znając swoje priorytety. Skoro nie interesowała ją nauka, nie przykładała do niej aż wielkiej wagi. Zazdrościł jej tego, nawet bardzo, lecz nigdy nie powiedział tego głośno, uparcie próbując zmotywować rudowłosą do włożenia wysiłku w te ostatnie miesiące edukacji. On był zamknięty w złotej pułapce złożonej z konwenansów. I chyba wciąż nie chciał się z tym faktem pogodzić, skoro szli ramię w ramię w promieniach uciekającego za horyzont słońca.
Mimowolnie skrzywił się, wizualizując sobie jak to decyduje się sięgnąć po szarlotkę rękoma. Samo wyobrażenie, iż na rodzinnym stole miałby uświadczyć tak prozaiczne ciasto, budziło w nim duży sprzeciw. Gdy był zaledwie kilkuletnim podlotkiem, czasem przymykano oko na pewien brak ogłady, a więc brał w dłonie ciasta, lecz podobną swobodę pamiętał niezwykle mgliście. Z czasem podobne zachowania zaczęto ograniczać do minimum, potem zaś był za nie karany, więc szybko nauczył się dobrych manier przy stole. Nic nie mógł poradzić na to, że przez surowe nauki odczuwał dyskomfort, gdy dostrzegał jak niektórzy ignorują obecność sztućców przy swoich talerzach i niczym zwierzęta rzucają się na jedzenie zgromadzone na stołach w Wielkiej Sali.
Zapewne tak, ale nie pamiętam – odpowiedział w końcu, odrobinę niepewnie, ale pod wpływem jej pobłażliwego spojrzenia natychmiast poczuł się lepiej z tym faktem o sobie samym. Rzeczywiście w jego życiu etykieta odgrywała ogromne znaczenie, jednak w tej chwili nie miała ona znaczenia. O wiele istotniejsze było to, że Gryfonka śmiało się z nim drażniła, prowokowała go do dyskusji i przy tym nie traciła uroku. Czasem go onieśmielała swoją bezpośredniością, ale to właśnie tę cechę w niej sobie upodobał. Fascynowało go to, jak otwarcie wypowiadała swoje myśli, na co sam przecież nie mógł sobie pozwolić. Jednak cała jej śmiałość na krótką chwilę uleciała, a jej policzki przyozdobiły rumieńce. Wszystko przez jego nieprzemyślany komplement, który wyrzucił z siebie bezwiednie. Czy przez to wypadł żałośnie?
Nie uciekł jej zbyt daleko, nawet wykonując długie kroki. Zresztą, gdy tylko Jessa go dogoniła, ponownie zwolnił, uparcie wpatrując się przed siebie. Nie powinien na nią spoglądać, wciąż czuł zażenowanie, jednak w końcu jednak złamał się i zerknął na nią z zaciekawieniem. Chyba oboje doprowadzili się do jako takiej emocjonalnej równowagi po drobnym incydencie.
Ależ wiem, że drużyna pod moją komendą wygrała – oznajmił pewny swej racji. – Postawiłem cię na obronie i to odmieniło losy całego meczu – dodał żartobliwie, wypowiedziany scenariusz uznając za tak bardzo prawdopodobny. Był w stanie uznać wyższość Gryfonki, doceniał przecież jej umiejętności. – Często o mnie śnisz? – spytał z łobuzerskim uśmieszkiem, zerkając na nią z jawnym zaciekawieniem. Dobrze, że się opamiętał i odwrócił wzrok, bo znów zawstydziłby się niepotrzebnie. Na całe szczęście chłodny wiatr zbijał ciepłotę ciała, lekko uderzając w twarz. No tak, zrobiło się już chłodno. – I trzymam cię za słowo – rozpoczął przerwany wątek o ich korespondencji w przyszłości. – Do szczegółowych opisów żądam dowodów w postaci fotografii, bo inaczej nie uwierzę w te twoje wyczyny.
Czy naprawdę ta znajomość miała szansę przetrwać? Nie zniszczy jej upływ czasu oraz inne zobowiązania, jakie pewnie oboje poczynią? Jakoś w tej chwili nie miał żadnych wątpliwości, jakby pochłonął nauki swojej odważnej towarzyszki, że należy przede wszystkim cieszyć się chwilą obecną, zaś przyszłością nie zamartwiać na zapas.
Moglibyśmy pójść razem na mecz – zaproponował cicho. – Uczcilibyśmy koniec szkoły i początek twojej kariery sportowej – prawie natychmiast poczuł się głupio, całe zaproszenie uznając za idiotyczne. – Ale pewnie chciałabyś takie rzeczy świętować z rodziną i przyjaciółmi, rozumiem przecież. Więc nie martw się, że poczuję się dotknięty odmową, wcale tak nie będzie, naprawdę.
Pod koniec wypowiedzi język mu się prawie zaplątał, jak i same myśli. Pomimo deklaracji poczułby się rozczarowany jej odmową. Dla niej chciał udać się na trybuny, gdzie musiałby mierzyć się z tłokiem i hałasem, ale to wydawało się niewielkim poświęceniem. Ze zdenerwowania aż mocniej zacisnął palce na trzonku miotły.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: As the sun goes down [odnośnik]24.07.18 17:09
Bagatelizowanie niektórych rzeczy, a już zwłaszcza tych ważniejszych, nie zawsze wychodziło jej na dobre, lecz miała siedemnaście lat i nie przejmowała się konsekwencjami. Uważała, że jest w stanie odróżnić dobro od zła, a więc przyszłość oraz dorosłość nie będą stanowić dla niej pułapki nie do przejścia. Była skupiona na swojej karierze i pod tym względem wszystko już miała rozplanowane – gdzie uda się na kwalifikacje, jak odłoży na lepszą miotłę i w której dzielnicy Londynu zamieszka, gdy zacznie już otrzymywać stałą pensję. Nie widziała się w roli żony czy matki, to było tak abstrakcyjne, że w tym momencie wyśmiałaby każdego, kto zasugerowałby, że już za kilka lat będzie trzymać w ramionach swojego pierworodnego. W głębi duszy nie podejrzewała by groziło jej staropanieństwo, lecz nie w głowie było jej dogłębne poznawanie płci przeciwnej. Była otwarta i bezpośrednia, lecz nikogo nie zwodziła świadomie i nie obiecywała zażyłości po skończeniu szkoły. Bardzo chciała wierzyć w to, że uda jej się utrzymać znajomość z większością bliskich, również z Alphardem, choć żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że ich wspólne chwile są policzone.
Dni takie, jak ten, wcale nie przybliżały jej do podjęcia decyzji, mało tego – nie miała jeszcze świadomości, że takową będzie w ogóle musiała podjąć. Komplementy, rumieńce, nieodpowiedzenia, szczere uśmiechy, niegroźne przytyki, urocze droczenie się, motywowanie do nauki, sportowa rywalizacja… tak wiele działo się między nimi, a mimo wszystko umykali wszelkim definicjom. Było to bardzo wygodne rozwiązanie i nawet rudowłosa musiała to przyznać. Gdyby oficjalnie, niepodważalnie i na głos zostali przyjaciółmi, wypadałoby przecież poznać go z innymi swoimi bliskimi, lub choćby zacząć o nich wspominać – Jessa nie wyobrażała sobie jednak, by nagle przy stole Gryfonów zaczęła opowiadać o Alphardzie i miała też nadzieję, że i on nie pragnął poruszać jej tematu w gronie swoich znajomych. Nie chodziło o to, że się go wstydziła, absolutnie. Nie chciała mu zaszkodzić, a jednocześnie myśl, że tylko oni dwoje wiedzą o łączącej ich relacji wprawiała ją w podekscytowanie. To był ich sekret i na razie czuła się z tym dobrze.
- O widzisz, nawet w snach jesteśmy zgranym duetem – rozpromieniła się słysząc, jak dokończyłby ten sen. Coś niebywale optymistycznego kryło się w tym, że mogli tak spacerować i poruszać nawet tak błahe tematy. Nie pamiętała kiedy ostatnio opowiadała komukolwiek o tym, co jej się śniło, a tu proszę, Alphardowi zwierzała się bez zastanowienia.
Na łobuzerski uśmieszek miała tylko jedną odpowiedź – spojrzała na niego w ten sam sposób i – zupełnie jakby rzucała mu wyzwanie – odpowiedziała bez zająknięcia i mrugnięcia okiem.
- Od czasu do czasu – nie skłamała, bowiem Quidditchowy sen nie był jedynym, w którym występowała jego osoba.
Nie musiała opowiadać mu każdej nocnej mary szczegółowo, wystarczyło, że wiedziała już, iż zdołała go zaciekawić. Być może myślał właśnie o roli, jaką przyjmuje w jej snach i to wystarczyło, by przynieść jej satysfakcję. Jednocześnie sama chciałaby dowiedzieć się, czy i on śni o niej, lecz była zbyt dumna, by od razu zapytać o to samo i przy okazji liczyć na odpowiedź utrzymaną w innym niż żartobliwym tonie.
Wzmianka o fotografiach ponownie sprawiła, że na twarzy Jessy pojawił się szeroki uśmiech. Tu i teraz naprawdę była przekonana, że mają wspólną przyszłość, nawet jeśli ich zażyłość wciąż miałaby się wymykać zaszufladkowaniu. Wierzyła święcie, że napisze te wszystkie listy, które obiecała i kto wie, może dołączy również fotografię w zielonej szacie Harpii. Bardzo chciałaby poznać jego reakcję na fakt dostania się do drużyny.
Cicha propozycja wystosowana została dokładnie w momencie, w którym na dwójkę spacerującą po błoniach spadły pierwsze krople ciepłego, wiosennego deszczu. Delikatna mżawka nie odwróciła jednak uwagi panny Diggory od słów jej towarzysza.
- Chciałabym je świętować także z tobą – zapewniła, posyłając mu pokrzepiające spojrzenie. Niepotrzebnie się zawahał, miała też nadzieję, że nie czuje się głupio lub wstydliwie; jego propozycja sprawiła, że zrobiło jej się cieplej na sercu i poczuła, że przyszłość i dorosłość nie mogą być chyba takie straszne, skoro u swojego boku będzie się miało tak oddanych ludzi. Pomagał jej w nauce, wspierał po przegranych meczach, dbał o nią, jakby była naprawdę ważna w jego życiu. Rozgryzła to i niesamowicie jej to schlebiało.
Krople deszczu spadały coraz intensywniej, co oznajmiło im, że koniec spaceru jest bardzo bliski. Nawet jeśli, Jessa nie chciała rozstawać się jeszcze w tym momencie. Skoro on trzymał jej miotłę, ona mogła zadbać o to, by przynajmniej nie zmokli. Szybko ściągnęła z ramion szatę i uniosła ją ponad ich głowami, chroniąc siebie i Alpharda przed deszczem.
- Damy radę podbiec do wschodnich krużganków? – zapytała, chyba retorycznie, bo nie było teraz takiej przeszkody, której ona i Black nie byliby w stanie razem pokonać.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
As the sun goes down Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: As the sun goes down [odnośnik]25.07.18 4:12
Kompatybilność nawet w snach, to wcale nie wydawało mu się abstrakcyjne, a przecież takie właśnie było. Tak naprawdę wszystko było przeciw nim, a dokładniej to przeciw ich znajomości, która nie dawała się zamknąć w jakimkolwiek schemacie. Spotykali się ukradkiem, wręcz wykradając raz na jakiś czas kilka wspólnych chwili, ponieważ oboje byli świadomi tego, że być może nikt nie zrozumie sympatii, jaka między nimi zagościła. W niby jaki sposób miałby oznajmić swym czystokrwistym kolegom ze Slytherinu, że od pewnego czasu potajemnie spotka się, rzecz jasna tylko po przyjacielsku, z rudowłosą Gryfonką? Jak Jessa mogłaby pochwalić się w wieży Gryffindoru znajomością z Blackiem? Chyba tylko w snach ich relacja mogłaby trwać wiecznie, bez żadnych przeszkód. Życie niewiele miało wspólnego z wyśnioną ułudą. Nigdy nie poprowadzi żadnej drużyny do zwycięstwa. Diggory miała szczęście, że mogła dziś za marzeniem. Miała już nawet konkretny plan, podczas gdy Alphard wciąż nie był pewien co chce robić w życiu. Za to ojciec doskonale wiedział, widząc go siedzącego za biurkiem w Ministerstwie Magii w jakimś bardziej istotnym departamencie.
Wiedział, że Jessa nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła rzuconej jej rękawicy. Nie tylko odpowiedziała na jego zuchwałe pytanie nad wyraz pewna swego, przede wszystkim spojrzała mu prosto w oczy tak śmiało, że nie sposób było uniknąć zawstydzenia. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, jak wypada w tych snach, w których się pojawia. Czy śni o nim tylko w kontekście meczy quidditcha? A może sny, w jakich występuje, bywają bardziej zróżnicowane? Sam nigdy by nie zdradził, ile razy i w jaki sposób śniła mu się Jessa. Nawet pod groźbą śmierci nie przyznałby się do tego, że w pewnym śnie gonił za nią na miotle jak szaleńczo zakochany dzieciak. To było przecież takie nieodpowiednie.
Lubił ją tak pogodnie uśmiechniętą. Spoglądał na nią wręcz zafascynowany, nie przejmując się pierwszymi kroplami deszczu. Słowa Diggory dały mu nadzieję na to, że jednak zechce się z nim dalej widywać nawet po skończeniu szkoły. Była gotowa dzielić z nim swoje sukcesy. Ta myśl sprawiła, że serce zabiło mu ciut szybciej.
A czy hipogryfy potrafią latać? – odparł pytaniem na jej pytanie, po czym zaśmiał się radośnie i z miotła w dłoni ruszył biegiem przed siebie, kierując się ku wspomnianym krużgankom. Biegł przy boku dziewczyny, skryty przed kroplami deszczu pod jej szatą. Mógłby pobiec szybciej, z całą pewnością, serwując im mały konkurs na jak najszybsze dobiegnięcie do celu. Zdecydowanie mógłby, ale nie chciał. Tak wiele przyjemności miał z tego, że próbowali się chronić przed deszczem razem, odnajdując przy tym wspólne tempo. I czasem ich ramiona ocierały się o siebie, przez co czuł, jakby między ich ciałami przeskakiwały iskry. Coś magicznego.

| koniec wspomnienia
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
As the sun goes down
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach