Wydarzenia


Ekipa forum
Zamglony las
AutorWiadomość
Zamglony las [odnośnik]17.07.18 18:51
First topic message reminder :

Zamglony las

Jeden z licznych, londyńskich parków wraz z nastaniem czerwca 1956 roku stał się nieprzebytym, ciemnym i nieprzyjemnym lasem, w którym coraz rzadziej usłyszeć można śpiew ptaków czy spotkać biegające w koronach drzew wiewiórki. Coraz częściej zaś między drzewami pojawiają się sylwetki dementorów, których obecność zaznacza zimna mgła, która nigdy lasu nie opuszcza. Nieznane jest też źródło dziwnych rysunków, które czasem znaleźć można przyczepione do pni. Zdają się być ze sobą zupełnie niepowiązane, stworzone jakby przez dziecko. Legenda głosi, że umieściła je grupa nastolatków próbująca zaznaczyć ścieżkę, którą zapuścili się w las. Nigdy jednak mieli z niego już nie wyjść, by potwierdzić tę opowieść. Wszyscy są jednak pewnie co do jednego - zabieranie rysunków z lasu przynosi nieszczęście. Dlatego też coraz mniej osób się do niego zapuszcza.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zamglony las - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zamglony las [odnośnik]15.06.22 18:02
Kobiecy głos zaskoczył ją; nie spodziewała się, by jakakolwiek z dam opuściła bezpieczne ciepło namiotu, ryzykując zniszczenie kreacji potworną mżawką, sączącą się z ciemnych chmur. Zdziwienie sprawiło, że nie uderzyła Hermesa - jeszcze nie - zerkając przez ramię na zbliżającą się sylwetkę amazonki. Gdyby nie melodyjny ton z daleka mogłaby pomylić ją z młodym chłopcem; ubrana była prawie po jeździecku, niemal po męsku, co od razu usuwało ją z potencjalnego grona arystokratek; najwidoczniej miała do czynienia z dziewczyną ze służby. Lub służb porządkowych; na dwoje wiedźma wróżyła, Deirdre nie czuła irytacji ani zawodu, właściwie względnie, jak na swój obojętny charakter, ucieszyła się z niespodziewanego towarzystwa. Nawet gdy serwowało ono rady dość...proste, padające już z ust Tristana, gdy po raz pierwszy obserwował ją ujeżdżającą. Wydawały się łatwe także wtedy, dziś trudniej jej było opanować krnąbrne zwierzę, dalej rzucające nerwowo łbem.
- A więc ode mnie nie powinien odczuć nic - odparła krótko, może odrobinę ostro, zirytowana nie komentarzem jasnowłosej czarownicy, ale tym, że utraciła kontrolę. Nienawidziła tego stanu, niezależnie, czy chodziło o negocjacje z aroganckimi marszandami, czy o utrzymanie się w siodle wysokiego ogiera. Wałacha? Nieistotne; zacisnęła mocniej uda, co na niewiele się zdało, nogi zwierzęcia drgnęły i Hermes dziwnie przetruchtał w bok, tak jakby zamierzał wykorzystać dezorientację dosiadającej go kobiety i zrzucić ją prosto w błoto. Nie udało mu się to, Mericourt pochyliła się do przodu i syknęła przez zaciśnięte zęby, prostując się prawie natychmiast. - Rzadko kiedy to kobiety zwracają uwagę na ruch moich bioder - wycedziła odruchowo, szorstkim, nieprzyjemnym tonem, skupiona całkowicie na utrzymaniu odpowiedniej postury. Zajmowało to całą moc umysłową, wyrzucała więc z siebie zjadliwe słowa, dopiero odzyskawszy względną równowagę pojmując, że popełniła faux pas. A madame Mericourt nie mogła sobie na nie pozwolić. Nawet wobec kogoś, kto nie mógł jej realnie zagrozić. Złagodziła rysy i spojrzenie, wypuszczając powoli powietrze sopmędzy zaciśniętych warg.
- Proszę mi wybaczyć, to zwierzę...naprawdę doprowadza mnie na skraj wytrzyamałości. Dziękuję za rady, pani...? - zawiesiła głos, spoglądając prosto w jasne oczy kobiety. O nieoczywistym kolorze, badała szare i niebieskie plamki przez chwilę, później zaś: znów skoncentrowała się na mocniejszym dosiadzie i ujarzmieniu Hermesa. Zgodnie z poleceniami nieznajomej. Docisnęła nogi skryte pod woalką pończochy i ciężkim materiałem sukni, spięła ramiona i postanowiła skorzystać z doświadczenia Wenus, zaskakująco przydatnego w tych najmniej oczekiwanych okolicznościach. Nie przyniosło do rezultatu od razu, koń wierzgnął, lecz zdołała utrzymać się w siodle; schowała nawet palcat, postanawiając zaufać sugestiom jasnowłosej czarownicy. Ogier uspokoił się nieco, lecz ciągnął w bok, w zakrzewioną dolinkę, nie tak odległą od głównego szlaku jeźdźców, ale skrytą jednak przed osobami na głównym szlaku. Deirdre wbiła paznokcie w wodze, chcąc nieco zahamować trucht. - Zajmuje się pani organizacją polowania...? - próbowała kontynuować rozmowę, nawet z względnym powodzeniem, lecz gdy w końcu względnie uspokoiła konia, w jej nozdrza uderzył zapach krwi. Ostry, intensywny, od razu wywołujący dreszcze - bynajmniej lęku, raczej zadowolenia. Rozejrzała się czujnie dookoła, spoglądając na nieznajomą. Czy też to czuła? I czy też to widziała? Zbryzgane krwią liście krzewów wyłaniały się zza mgiełki deszczu, niemalże kusząc sekretem, by ruszyć dalej. - Co tu się stało? - spytała szeptem, wcale nie przerażona, raczej zaintrygowana; jeśli miała do czynienia z jedną z organizatorek gonitwy i polowania, powinna mieć tę informację. Czy było to miejsce obróbki upolowanej zwierzyny? Deirdre ruszyła dalej pomiędzy krzewami, próbując podporządkować sobie konia - jego kopyto nastanęło na gałąź, pękła z suchym trzaskiem, brunetka spojrzała w dół: nie, to nie była gałąź a kość, ludzka kość, jeszcze przyobleczona w gnijące powoli mięso. - Imponujące - wychrypiała, skupiona na wyłapywaniu spomiędzy zieleni krwawych plam poprzetykanych złotem; jasnym runem...włosów. Zapach śmierci stawał się odurzający, słodki i mdlący, przywykła jednak do niego, potrafiła powstrzymać mdłości, przynajmniej chwilowo; powstrzymała Hermesa na moment, sycąc oczy rozkładem. I widokiem kończyny zawieszonej na jednym z niższych drzewek. - Czy to noga? - spytała dziwnym tonem, trudnym do zidenfytikowania; obca osoba mogła odebrać go jako zszokowany, ale tak naprawdę brzmiał w nim zdezorientowany zachwyt. Miały szczęście; stały się świadkami imponującego widowiska.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]21.07.22 12:31
Tętent kopyt poniósł się złowieszczym echem, gdy towarzyszka Deirdre niespodziewanie ulotniła się z miejsca makabry, plamiącej leśną roślinność kałużami czerwieni; mgła, od której bór zaczerpnął swoją nazwę, sprawiała wrażenie, jakby szkarłat parował, doprowadzony do wrzenia w asyście poszarpanych wnętrzności i śladów zaprzepaszczonego człowieczeństwa. Czy to noga?, spytała czarownica o azjatyckiej urodzie, oczarowana bliskiemu jej sercu widokiem, podniecona widmem nieszczęścia, do jakiego doszło tu niedługo przed przybyciem obu kobiet, z których odwagę najwyraźniej posiadała tylko jedna, by szczegółowo przebadać okoliczności - ale, jak okazało się niebawem, nie miała robić tego sama. Echo zagrzmiało ponownie. Tym razem zbliżało się w stronę Mericourt, bezbłędnie nawigując gęstwinę przestrzeni, a gdy jeździec znalazł się na tyle blisko, by metaliczny swąd krwi dotarł do nozdrzy, za plecami Śmierciożerczyni rozległ się pełen obrzydzenia jęk. Ktoś zasłonił nos rękawem eleganckiego odzienia przystosowanego do warunków jazdy konnej; był to młody mężczyzna, na oko nie liczył sobie więcej, jak dwadzieścia jeden lat; kępy ostrożnie i modnie przyciętych jasnych włosów wystawały gdzieniegdzie spod smolistej czerni toczka, natomiast w jego dłoni widniał palcat.
- Madame Mericourt, wszędzie pani szukał... Na litość Merlina, co to jest? - zdumiał się, osłupiał, natychmiast ciągnąc za końskie lejce, żeby zatrzymać osiodłanego rumaka, podczas gdy rozwarte w szoku oczy błądziły po brzydocie tragedii, która tak zafascynowała Deirdre. Nie dało się ukryć tego, że Kingsley Chambers nie posiadał tak zaprawionego w boju żołądka, a jego wrażliwość była znacznie większa niż stalowe nerwy kobiety; gdy dojrzał jelita zwisające z gałęzi jednego z wyższych krzewów, bez wahania przełożył nogę przez grzbiet wierzchowca, opadł na ziemię i pobiegł w bok, dłonią zasłaniając usta, zanim zdołał pochylić się nad ściółką i opróżnić z siebie treść wcześniejszych przekąsek serwowanych przed polowaniem.
Jako asystent jednego z zaproszonych lordów nigdy wcześniej nie widział takiej sceny; jego dominium znajdowało się w królestwie dokumentów i aplikacji, nigdy w buszu podobnych monstrualności. Na to nie przygotował młodego mężczyzny Hogwart, a wojna - tej skrupulatnie unikał, Bezksiężycową Noc spędzając w zaciszu magicznie wyciszonego gabinetu, pracując nad plikiem dziennika przychodów swojego pracodawcy.
- Merlinie, Merlinie... - sapał, wciąż pochylony nad ziemią, z jedną ręką opartą o chropowaty pień drzewa, drugą podtrzymując lejce swojego konia, by ten nie uciekł za daleko; zwierzęta również wydawały się niespokojne, jakby wyczuwały przerażające pandemonium, które pozostawiło tu swoje ślady, bo przecież takiej zbrodni nie mógł dokonać żaden szanujący się człowiek! Może niedźwiedź albo wilk? - Musimy ko-kogoś powiadomić! - nie śmiał odwrócić się w kierunku Deirdre i krwawej jatki, którą przed chwilą zobaczył, a której ponownie zobaczyć nie chciał; zdołał jedynie wyprostować plecy i otrzeć usta materiałem odświętnego rękawa, choć miał wrażenie, że sam zapach za chwilę doprowadzi go do kolejnych wymiotów. - Magipolicję albo... Ministerstwo Magii, to musiało zrobić okropne zwierzę! - zadeklarował już dosyć piskliwie. - Czy to-- czy to ktoś z członków polowania? - zapytał po chwili, absolutnie spłoszony tą myślą. Może madame Mericourt zidentyfikowała ubranie?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Zamglony las - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zamglony las [odnośnik]21.07.22 15:06
Wpatrywała się w ludzkie szczątki jak zahipnotyzowana, na moment przestając skupiać się na kapryśnym koniu. Zwierzę również musiało wyczuć rozluźnienie swej pani, Hermes przestał wierzgać, poddał się jej gestom, pozwalając podprowadzić się bliżej kępy krzewów, oszronionej krwistą mgiełką. Nie było to zbyt rozsądne, ale Deirdre nie myślała w tej chwili o tym, jak pokaźny ogier zareaguje na ostry zapach rozkładu i czy zakończy się to tragicznym stratowaniem osób postronnych. Liczył się tylko baśniowy widok, piękno zaklęte w tym turpistycznym ujęciu, kosmyki włosów sunące na wietrze niczym babie lato. Zachwycona mina madame Mericourt nie pasowała do publicznego spotkania, ale przecież znajdowała się tutaj tylko z czarownicą...i tylko przez moment, pewna siebie blondynka zniknęła szybko w półcieniu lasu, zapewne przerażona makabrycznym widokiem. Trudno, najwyraźniej nie miała w sobie tyle hardości, ile Dei podejrzewała, samotność w niczym jej nie przeszkadzała, zamierzała zejść z konia, by lepiej przyjrzeć się rozczłonkowanym zwłokom, ale do jej uszu dobiegł kolejny tętent kopyt.
W ostatniej chwili zdołała przywołać na twarzy wyraz obojętności, podszytej lekko rozsądnym poziomem lęku: ludzie wiedzieli, że mają do czynienia z śmierciożerczynią, z czarownicą odznaczoną wojennymi orderami, w tym merlinowskim laurem największych zasług, nie musiała więc omdlewać i odgrywać roli spanikowanej panienki. Mimo to zachwyt krwawą miazgą, pozostałą zapewne po rozerwanej na strzępy szlamie, potraktowanej sprawiedliwie paskudną, czarnomagiczną klątwą, nie spotkałby się z aplauzem towarzystwa. Madame Mericourt mogła być odważna i waleczna, lecz tylko wtedy, gdy pielęgnowała też swe kobiece cechy: delikatność, wrażliwość oraz obniżony hart ducha. Irytujące, grała jednak w tę grę, nawet jeśli jej zasady okazywały się więcej niż głupie. Były nieadekwatne, mężczyzna, który pojawił się na polanie nie sprostał wyzwaniu - Deirdre śledziła jego drogę żałosnego wstydu z konia w pobliskie zarośla, unosząc ze zdegustowaniem brwi, gdy pomiędzy dalekimi pokrzykiwaniami jeźdźców i szumem drzew doszły do niej dźwięki bynajmniej interesujące.
- Dlaczego pan mnie szukał? - spytała konkretnie, gdy crescendo torsji ustało, a niezdrowo pobladły czarodziej wyprostował się, z oczami wielkimi jak ślepia lunaballi. Widziała je z ukosa, nie śmiał zwrócić twarzy ku niej i ku temu, co wydawało się żywcem wyjęte z najgorszego koszmaru. Pytaniem chciała przywrócić go do rzeczywistości, zyskać też na czasie; odwróciła wprawnie konia, pociągając za wodze, po czym nakazała mu stępem przesunąć się bliżej nieznajomego mężczyzny. - Nie wiem, co tu się stało. Gdy pojawiłam się na polanie, zwłoki już tutaj były. Nie słyszałam wcześniej zaklęć ani żadnych niepokojących dźwięków - odpowiedziała ze spokojem, prostując się mocniej na grzbiecie Hermesa. Zwierzęciu nie spodobał się jednak szlachecki asystent - a raczej woń jego wymocin - nagle wierzgnął nerwowo tylną nogą, zmuszając Deirdre do zamilknięcia, zanim zdołałaby uspokoić mężczyznę, że rozwleczone jelita nie należą zapewne do żadnego możnego gościa polowania. Skupiła się na opanowaniu rumaka, zachwiała się, ale zacisnęla uda na siodle; tylko tego brakowało, by spadła z konia prosto w wnętrzności trupa.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]12.08.22 15:07
Kingsley sapał, próbując uspokoić oddech po wymiotach, a jednocześnie stłumić buzujący w nim zalążek paniki. Powinien prezentować się jako mężczyzna dojrzały, o stalowych nerwach, gotów zmierzyć się z każdą drobną niedogodnością, tymczasem reagował jak podlotek i to wprawiało go w poczucie bezbrzeżnego wstydu, który jedynie rósł z każdą chwilą, gdy nie mógł przymusić się do zwrócenia oczu w kierunku Śmierciożerczyni. Jak zbite szczenię z połamaną nogą, liżące ranę.
Nie był już pewien co bardziej działało mu na nerwy: makabra ziejąca z mglistej zieleni czy może własna ułomność, podkreślona dzisiaj mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Lady Carrow or-az lady Slughorn wyrażały głęboką chęć rozmowy z p... z panią - wydukał, wciąż jeszcze nie tak stoicko, jak pragnął, nieelegancko stojąc tyłem do madame, chociaż kultura wymagała, by natychmiast odwrócił się ku niej i podtrzymał ostre jak stal spojrzenie czarnych oczu.
Szlachcianki, które zwróciły się do niego z prośbą (a właściwie poleceniem) odnalezienia egzotycznej piękności, dzierżącej na barkach odpowiedzialność namiestnictwa rozciągniętego nad mapą Londynu, za egzaltowanymi słowami zawoalowały klarowny komunikat, by bez madame nie wracał, nawet jeśli wprawiłoby to młodzieńca w konieczność zjeżdżenia całego lasu. Doigrał się. Gdyby nie te dwie pudernice, zapewne nigdy nie natrafiłby na tę scenę... Chambers zagryzł mocno zęby i wreszcie zdołał obrócić się na pięcie, choć wzrokiem skrupulatnie unikał każdej plamy czerwieni, patrzył wszędzie, byle nie na ludzkie wnętrzności i poszarpane szczątki, a Merlin świadkiem, przed jak trudnym zadaniem stanął, skoro te rozbryzgały się niemal po każdym kącie i zakamarku, łypiąc na niego dziwnie ponętną dramaturgią rozkładu.
- P-pozwoli pani, madame, że ruszę do pozostałych gości polowania. Jest wśród nich funkcjonariusz magicznej policji, on z pewnością b-będzie wiedział co robić - zaproponował pozieleniały na twarzy czarodziej, usiłując odzyskać nad wszystkim kontrolę. - Proszę pojechać ze mną. To nie widok dla kobiety. I ten swąd... - tym razem udało mu się nie szczęknąć zębami, a choć wiedział, że Deirdre była oddaną Czarnemu Panu Śmierciożerczynią, tak postrzegał ją przez pryzmat świata sztuki, w jakim się obracała, delikatnej i pięknej. Jego wierzchowiec zdążył odejść na kilka kroków dalej, toteż Kingsley ruszył jego śladem i gdy wyciągnął rękę, by uchwycić puszczone luźno lejce, coś pstryknęło pod podeszwą jego eleganckiego buta, a niezdrowo wyglądająca skóra momentalnie zyskała jeszcze mocniej trupiego koloru. W niemal zwolnionym tempie opuszczał wzrok.
Spod obcasa wystawała obleczona w kawałek świeżego mięsa kość, na pierwszy rzut oka wyglądająca na kawałek odłamanego żebra; nie wiedział kiedy głos wydostał się z jego gardła, ale przestraszony młodzieniec krzyknął bezwolnie, znów odskoczył w tył i uderzył ramieniem o pobliskie drzewo, z którego gałęzi kilka czarnych ptaków poderwało się do oburzonego lotu. Być może czekały na łatwy posiłek, gdy tylko dwójka w końcu się oddali...
- Wstrętne! Merlinie, ohyda! - poczuł kwasotę kolejnych torsji mknących w górę przełyku. Ile by dał za możliwość cofnięcia czasu i wysłania kogoś innego w poszukiwaniu Mericourt.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Zamglony las - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zamglony las [odnośnik]12.08.22 18:53
Pamiętała jeszcze czas, gdy widok zwłok i u niej wywołałby słabość ciała - nie miała jednak okazji tak widowiskowo okazać swej wrażliwości, do momentu, w którym sama zapragnęła zasmakować przyjemności krwi los nie podrzucał jej podobnych atrakcji, potrafiła więc odrobinę zrozumieć zachowanie mężczyzny. Odrobinę; nie przeszkadzało to w pogardzie - bo przecież nie litości - z jaką spojrzała na tył głowy bruneta, trzęsącego się niczym w febrze. Stawiał kroki nierówno, chwiejnie, jakby zaraz miał zemdleć, Deirdre miała jednak większe problemy na głowie. I nie były nimi rozwleczone po całej polance zwłoki. Hermes, zirytowany postojem, smrodem śmierci lub obecnością cuchnącego wymiocinami samca ludzkiego gatunku, zaczął wierzgać coraz mocniej, uniemożliwiając madame Mericourt wyrażenie zachwytu z potrzeb dwóch szlachcianek, pragnących zaszczycić ją swym towarzystwem. Prośba mile połechtała jej ego - i spokojniejszych okolicznościach sprowadziłaby na nią migrenę, te dwie konkretne damy nie grzeszyły inteligencją, a ich niezdrowa ciekawość dotycząca życia Deirdre zakrawała o rasizm - lecz nie roztkliwiła się nad tym, spinając wodze. Próbowała przypomnieć sobie lekcje Tristana oraz jego służącego; spięła łopatki, mocniej zacisnęła uda na bokach siodła, wypchnęła biodra do przodu, dostosowując się do niespokojnych ruchów Hermesa, jednocześnie zaczęła przemawiać do niego cicho i spokojnie, choć stanowczo, wydając zasłyszane podczas nauki dźwięki. Te zwierzęce zawsze przychodziły jej z łatwością, zdołała więc uspokoić ogiera i zatrzymać go w miejscu, chociaż podczas tego wątpliwie eleganckiego pokazu umiejętności utrzymania się w siodle, przemieściła się z koniem głębiej w krzewy. Krew z liści ozdabiała teraz wąskimi smugami nogi i bok zwierzęcia, Deirdre zdawała się jednak tego nie zauważać, krótkim cmoknięciem zachęcając Hermesa do przesunięcia się nieco dalej, obok Chambersa.
- Oczywiście, należy powiadomić służby. Z pewnością przebywa tu wykwalifikowany czarodziej, który upewni się co do tożsamości - zawiesiła głos; powinna uznać posiadacza wyjątkowo długich jelit za nieszczęśnika? a co, jeśli był to niemoralny podglądacz szlacheckich zabaw? lub co gorsza szpieg, chcący zebrać informację na temat spędów śmietanki towarzyskiej? - ofiary. Skontaktuję się z nim osobiście, pan natomiast powinien udać się raczej do organizatorów, by ci szybko uprzątnęli ten ambaras lub odgrodzili go zaklęciami. Znajdujemy się za blisko ścieżek, po których mogą spacerować niewiasty - zakomenderowała, nie chcąc przebywać zbyt długo w towarzystwie pozieleniałego mężczyzny, pewna, że ten będzie wymiotował jeszcze przez kilkanaście długich minut. Takie wątpliwe atrakcje akceptowała tylko u własnych ofiar, wtedy mogła celebrować ich paniczny lęk, teraz - pozostawało to poza zasięgiem. - Proszę się opanować. Jak zamierza pan walczyć ze szlamem, skoro widok zwłok wprawia pana w drżenie? - powiedziała w końcu sucho, trzeszcząco; skończyła się jej cierpliwość. Znów spięła wodze Hermesa i szarpnęła nimi mocniej w bok, chcąc zmusić konia do skręcenia obok drzewa, o jakie opierał się pobladły Chambers. Musiała wykonać ten manewr szybko, na mniejszej niż przywykła przestrzeni, obawiała się więc, że zaraz po udzielniu chłodnej reprymendy narazi się na pośmiewisko, zachowała jednak równowagę, przechylając się w bok i wysuwając biodro nieco w lewo, dla skontrowania zakrętu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]14.08.22 20:15
Kingsley nie widział prężnych działań obmywających stolicę krwią niegodnych podczas Bezksiężycowej Nocy i doszło do niego, że gdyby było inaczej, być może dziś zareagowałby na widok makabry z pewną praktyką. O poranku przemierzył prędko ulice ścielące się trupem, ale na żadne z ciał nawet nie spojrzał, do nosa przyciskając elegancką, ozdobną chusteczkę nasączoną zielnym zapachem, łagodzącym żołądek; to był błąd, obnażył przed madame Mericourt swoje nieprzygotowanie, a tym samym nadszarpnął w życiu to, co cenił najbardziej: swoje dobre imię. W kakofonii myśli jedna uwaga przenikała się z drugą, trudno było mu uchwycić cokolwiek na dłużej, ale wiedział, że po powrocie do domu jeszcze nie raz wypomni sobie incydent w zamglonym lesie, zapewne wystosowując list do czarownicy z przeprosinami, spróbuje wymówić się zatruciem żołądkowym, które akurat wtedy dało o sobie znać. Śmierciożerczyni była kobietą, potężną, lecz wciąż kobietą, istniała więc szansa, że w to uwierzy.
- Tak madame sądzi? - wysapał, poniekąd wdzięczny i pełen ulgi, że to nie on będzie musiał relacjonować funkcjonariuszowi magicznych służb o wypadku, do jakiego doszło przed ich przybyciem na miejsce. Sama Deirdre zresztą dotarła tu wcześniej, tak, to naturalne, że to ona powinna podjąć się zadania opisania tego, co zobaczyła, on z kolei zmierzy się z o wiele bardziej skomplikowanym obowiązkiem wyjaśnienia incydentu organizatorom. - Proszę j-jednak na siebie uważać, pani Mericourt. Jeśli to zwierzę... lub człowiek... wciąż znajduje się w pobliżu, musimy mieć się na baczności - spróbował zabrzmieć pewnie. Sądząc po ilości rozwleczonych dokoła bebechów, dzikie zwierzę nasyciło na dziś apetyt, lecz Kingsley wolał nie ryzykować, w głębi ducha po prostu bojąc się samotnej wędrówki przez las na grzbiecie swojego konia. Zdołał w końcu chwycić lejce i najpierw otarł podeszwę buta o czystą trawę, a potem wspiął się na szczyt siodła, usiłując nie chybotać się w nim jak liść drżący na wietrze. Nie wróciła do niego pełnia sił, cóż, pewnie jeszcze przez długi czas nie wróci. - Powinniśmy pewien dystans przejechać razem. Dla madame bezpieczeństwa - zapewnił, szczerze wierząc, że tym właśnie motywował swoją sugestię. Nigdy nie przyznałby się do słabości - kolejnej.
Na wspomnienie o szlamie odchrząknął, pieczenie w gardle stało się trudne do zniesienia; Chambers marzył tylko o wodzie, a najlepiej o własnym łóżku i diablim zielu wypalonym nad gustowną filiżanką z malowanej porcelany, pełną dobrej, kojącej herbaty. Czemu miał przejmować się wojną? Był byłym Krukonem, arbitrem liczb, ekonomistą, nie uganiał się za mugolskim ścierwem i nie wymierzał mu sprawiedliwości, miał na głowie ważniejsze rzeczy.
- Naturalnie - zgodził się jednak mrukliwie, ponownie odchrząknąwszy. - W innych okolicznościach nie zrobiłoby t-to na mnie wrażenia, byłem jednak tak pochłonięty polowaniem, logistyką... Rozkojarzyłem się - usprawiedliwiał się, tu i ówdzie wciąż szczękając zębami, gdy z uporem unikał wzrokiem burgundowych śladów potworności, jakby próbował sobie wmówić, że te przestaną istnieć, gdy tylko odwróci od nich spojrzenie na dostatecznie długo. - Mam nadzieję, że mogę liczyć na pani dyskrecję, madame... - dodał i spojrzał na kobietę z cieniem niepewności przemykającym po bladozielonej twarzy. Jeszcze tego by brakowało, by Deirdre rozpowiedziała o jego przykrym przeżyciu!

zt


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Zamglony las - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zamglony las [odnośnik]16.08.22 17:12
Troska Chambersa nie poruszyła jej, wręcz przeciwnie, wzmogła tylko irytację. Otrzymała Order Merlina Pierwszej Klasy, lecz nawet najwyższe odznaczenie nie mogło zmienić podejścia mężczyzn - rozumiała to, poniekąd, grała według zasad patriarchalnej gry, doskonale ukrywając frustrację, co nie oznaczało jednak, że w ogóle jej nie odczuwała. Zwłaszcza patrząc z góry, dosłownie i w przenośni, na przestrzegającego ją przed zagrożeniem maga, zielonego na twarzy i słaniającego się na nogach. - Oczywiście, od razu udam się do zabudowań i namiotów, najkrótszą możliwą drogą- zapewniła obojętnym tonem, woląc, by Kingsley nie przełknął tchórzliwości i nie ruszył za nią, namolny i cuchnący wymiocinami. Niestety, ten zamierzał jej towarzyszyć chociaż przez kawałek drogi, bynajmniej z powodu odkrytego nagle bohaterstwa. Wyczuwała, że wysunął tą szarmancką propozycję tylko po to, by choć przez chwilę poczuć się bezpiecznie i wyjechać z zagrożonego terenu. - Nie sądzę, by tego ataku dokonało jakiekolwiek zwierzę. Co prawda nie posiadam biegłej wiedzy na temat magicznych stworzeń, lecz one raczej nie zostawiłyby tak łakomych kąsków, które zapewniłyby mu pożywienie na wiele dni - podzieliła się refleksją swobodnie, zupełnie, jakby rozmawiali o pogodzie lub przewidywaniach dotyczących wyniku polowania, a nie o rozwleczonych wśród gałęzi jelitach oraz wyrwanych kawałów ludzkiego mięsa, spoczywających w płytkich kałużach tężejącej już krwi. Chętnie debatowałaby nad pochodzeniem zwłok dalej, ale Hermes ponownie skupił całą jej uwagę. Obecność drugiego wierzchowca tuż obok zdenerwowała go na tyle, by parsknął głośno i szarpnął w bok, w koleinę polnej drogi, jaką ruszyli z powrotem ku względnej cywilizacji. Deirdre ponownie musiała opanować nastrój wierzchowca i nakazać mu posłuszeństwo, wyłączyła się więc z rozmowy, chwytając wodze, prostując plecy i wprowadzając w życie wszystkie wyuczone lekcje jeździectwa. Udało się, znów; nie pognała śmiało do przodu, ale nie upokorzyła się przed tchórzliwym Chambersem. Na rozstaju drogi pożegnała go zdawkowo, ignorując pytanie o dyskrecję - naprawdę sądził, że zainteresował ją na tyle, by skusić ją do rozsiewania plotek? Obejrzała się ostatni raz, przycisnęła łydki do boków konia i nakazała mu zmienić kierunek. Zamierzała powrócić do głównych namiotów i dyskretnie poinformować o znalezisku. Psuło jej do plany celebracji polowania, lecz nie miała innego wyjścia.

| Dei zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Zamglony las
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach