Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Marine
AutorWiadomość
Komnaty Marine [odnośnik]05.05.17 12:16

Komnaty Marine

Znajdują się w północnym skrzydle i urządzone są w błękitach oraz odcieniach rodowych barw. Sypialnia jest pomieszczeniem przestronnym o wysokim sklepieniu; z okien rozciąga się widok na zatokę. Wygodne łoże z baldachimem, fotele i pufy zapewniają niezbędny komfort, sekretarzyk i toaletka skrywają swoje tajemnice, a sporych rozmiarów lustro na szczęście jest wyłącznie ozdobą.
O porządek i ogień w kominku dbają oczywiście skrzaty, a wstęp do komnat ma jedynie Marine oraz osoby przez nią upoważnione.
Do łazienki prowadzi bezpośrednie przejście jedynie z sypialni. Na środku pomieszczenia znajduje się sporych rozmiarów wanna; duże okno i białe płytki sprawiają, że wnętrze wygląda na niezwykle jasne. Jedną ze ścian zdobi obraz przedstawiający syreny w ich naturalnym środowisku,
 



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Komnaty Marine [odnośnik]15.09.18 20:15
22 lipca

Nadszedł długo wyczekiwany przez Marine dzień, w którym porady kuzynów od strony matki miały wreszcie przynieść efekty. Quentin i Madeline udzielili jej wyczerpujących odpowiedzi na pytania o eliksiry i chociaż dziedzina ta była zmorą czasów szkolnych, okazała się także niezbędna w przypadku jednej z pasji panny Lestrange. Cóż z tego, że coraz lepiej znała Runy, skoro klątwy wymagały nie tylko znajomości starożytnego pisma, ale i mikstury, bazy, która miała stanowić podstawę do zaklinania. Oczywiście, że młoda czarownica mogła zlecić jej wykonanie komuś innemu, lecz najprawdopodobniej wystawiałaby się wtedy na pośmiewisko – miała tylko osiemnaście lat, nikt nie traktowałby jej poważnie, gdyby zdradziła mu co planuje zrobić. Musiała więc wziąć sprawy w swoje ręce i w drugiej połowie lipca podjęła wreszcie decyzję. Sprzyjała jej pełnia księżyca, co uznała już za połowę sukcesu.
Po zjedzeniu kolacji pożegnała się z bliskimi i udała do swoich komnat spokojnym krokiem, choć w głębi duszy nie mogła się już doczekać. Starannie zamknęła za sobą drzwi, a później przeszła przez całą sypialnię i znalazła się w prywatnej łazience, która dziś wieczór miała posłużyć jej za pracownię eliksirów. Kociołek przygotowała już wcześniej; udało jej się odnaleźć niewielkie naczynie w rzeczach matki, następnie starannie je wyczyściła i uznała, że sprawi się idealnie do tego, czego akurat potrzebowała. Nalała do niego odrobinę wody oraz przy pomocy różdżki ustawiła odpowiednią temperaturę – kociołek nie wybuchł, co uznała za dobrą wróżbę.
Starannie zbierane ingrediencje wyciągnęła ze swojej szkatułki. Drewniane pudełeczko miało podwójne dno, dlatego łatwo było tam schować fiolkę ze szpikiem kostnym oraz kwiaty lawendy. Czekając aż woda zacznie wrzeć, starła kwiaty skrupulatnie w kuchennym moździerzu i w odpowiednim momencie dodała do wrzątku. Nadchodził najważniejszy moment, a więc dodanie kluczowego składnika. Na sam widok gąbczastej tkanki robiło jej się niedobrze, ale zacisnęła mocno zęby i przemogła się przed odkorkowaniem fiolki i przelaniem całej jej zawartości do mikstury w kociołku.
Marine odetchnęła głęboko, przypominając sobie rady bliskich. Zamieszała w kociołku trzy razy wedle wskazówek zegara i czekała, aż eliksir przybierze piaskowy kolor oraz lawendowy zapach, czyli dokładnie taki, jaki miała mieć baza pod Klątwę Morfeusza.

| baza pod Klątwę Morfeusza, ST 20, zużywam szpik kostny



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Komnaty Marine [odnośnik]15.09.18 20:15
The member 'Marine Lestrange' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 56
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Marine Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Komnaty Marine [odnośnik]15.09.18 22:29
Wolała nie interesować się rzeczami, na jakie przy tworzeniu bazy nie miała większego wpływu; zdecydowanie spokojniej żyło jej się nie wiedząc jakim cudem ludzki szpik kostny znalazł się w posiadaniu jej ojca. Miała nadzieję, że Theseus nie zauważy zniknięcia jednego z wielu składników, a gdyby udało jej się jednak rozpracować Klątwę Morfeusza, będzie bardziej dumny niż zdenerwowany. Pochylała się nad kociołkiem zniecierpliwiona, próbując nie ominąć momentu, w którym mikstura zabarwi się na określony kolor, a łazienkę wypełni zapach lawendy.
Stało się to szybciej, niż podejrzewała; powierzchnia mikstury połyskiwała piaskowym kolorem, a delikatnie lawendowy zapach rozniósł się po pomieszczeniu. Lady Lestrange była z siebie dumna, choć początkowo nie mogła uwierzyć w powodzenie. Uznała je za łut szczęścia i bardzo dokładnie zajęła się przelewaniem eliksiru do średnich rozmiarów fiolki – wiedziała, że wywaru wystarczy tylko na jedną porcję, ale musiała jakoś to przeżyć.
Szybko opróżniła kociołek z resztek mikstury i wyczyściła naczynie dokładnie. Nie zamierzała jeszcze odnosić go na miejsce. Rozochocona sukcesem obiecała sobie, że za kilka dni ponownie spróbuje coś dla siebie uwarzyć.

| zt



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Komnaty Marine [odnośnik]26.12.18 23:04
19 września

pobudka

Obudziła się zlana potem, a piersi falowały jej od nierównych uderzeń serca. Przez kilka sekund po rozchyleniu powiek nie wiedziała niczego, dopiero dodatkowe mrugnięcia pomogły jej dostrzec baldachim swojego łoża oraz lekkie kotary, które dzisiejszej nocy pozostały rozsunięte. Gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej, a w głowie zakręciło jej się niemal od razu. Powstrzymała odruch wymiotny i przyłożyła dłoń do rozedrganych ust. Czuła, że trawi ją choroba, niemająca wiele wspólnego ze stanem zdrowia lub fizjonomią; to umysł pozostawał skażony.
Pamiętała koszmar tak wyraźnie, że wcale nie musiała zamykać oczu, by nawiedziły ją obrazy rodem z piekła. Choć przebudziła się, wciąż jeszcze odczuwała resztki emocji, które towarzyszyły jej w sennych marach. Była jednocześnie przerażona, jak i przepełniona żalem, tęsknotą oraz mnogością nienazwanych, trudnych do zdefiniowania uczuć. Oddychała nierówno, przetarła czoło i przeczesała dłonią sklejone ze sobą włosy; jej odruchy były chaotyczne, a ręce drżały, jakby koszmar czaił się tuż za rogiem, jakby miał powrócić w momencie, gdy Marine ponownie złączy powieki.
Rozejrzała się za różdżką i dostrzegła ją, leżącą na nocnym stoliku. Poderwała się, chwytając tamaryszkową rękojeść, po czym wypowiedziała niewerbalne Muffliato i chociaż w ten sposób odgrodziła się od konsekwencji tego, co za moment miało nadejść. Czuła, że nie wytrzyma już dłużej tłumienia w sobie wszystkich emocji, jakie nią targały. Fantomowy ból pojawił się w jej nogach znienacka, przypominając o językach ognia, jakie wspinały się po nagich łydkach, udach, talii i coraz wyżej i wyżej. Lestrange zagryzła wargę, podejmując ostatnią próbę walki z własną naturą; nie mogła stracić panowania, nie mogła oddać kontroli. Lecz w obliczu wszystkiego, co spotkało ją w śnie, nie dała rady dłużej trzymać się w ryzach.
Zaczęła krzyczeć tak głośno, jak wtedy, gdy smocze płomienie objęły jej ciało, doprowadzając do powolnej śmierci. Zeskoczyła z łóżka, w szale strącając na ziemię kołdrę oraz muślinową narzutę; jej nogi zaplątały się w materiał, a czarownica upadłaby, gdyby nie przytrzymała się jednej z kolumienek mebla. Cudem udało jej się utrzymać równowagę, lecz wtedy jej wzrok padł na odbicie w lustrze, w którym ujrzała nie tylko swój pokój, ale i krajobraz ze snu. Hades rozciągał się bezkreśnie, a krwawa rzeka wydawała się płynąć tuż ponad jej ramieniem. Zamknęła oczy i zasłoniła dłonią uszy, a gdy po kilku donośnych krzykach zdecydowała się na powrót do rzeczywistości, widziadeł w lustrze już nie było. Marine odruchowo chwyciła przycisk do papieru, leżący na stosie pergaminów zapisanych pięcioliniami najnowszej kompozycji ojca – cisnęła ciężarek w stronę szkła. Pajęczyna pęknięć ukazała się niemal natychmiast, lecz panna Lestrange nie dostrzegła już skali swoich zniszczeń. Zamachnęła się różdżką i w poważaniu mając anomalie, rozpaliła dwie świece, znajdujące się w pomieszczeniu. Kandelabry stanowiły nikłe źródło światła, lecz nie potrzebowała wiele więcej, by zatracić się na nowo.
Nie mogła poradzić sobie z myślą, że senne mary i połączenie z Morgothem dopadło ją znowu. Nawet wtedy, gdy pogodzili się już ze swoim losem i postanowili wykorzystać sytuację na swoją korzyść. Między nimi wszystko było już w porządku, a nawet jeszcze lepiej, garda opadła, a fortuna wystosowała potężny cios, zwalając drobną śpiewaczkę z fundamentów pewności siebie. Czuła palący wstyd, bo przecież po raz kolejny jej umysł okazał się zbyt słaby, wpuszczając inną osobę do swojego snu. Czuła bezsilność, bo mimo starań minęły tygodnie, a ona wciąż nie potrafiła poradzić sobie z problemem. Jakby tego było mało, obrazy z koszmaru przeraziły ją i kazały sądzić, że jej mąż znajduje się w niebezpieczeństwie; nawet jeśli nie bezpośrednim, coś na pewno czyhało na niego w cieniu, a ona nie mogła nic na to zaradzić, nie mogła nawet się z nim skontaktować.
Natchniona ostatnią myślą, podbiegła do sekretarzyka, by nakreślić krótki list, lecz rozedrgane dłonie przewróciły kałamarz, który starała się chwycić. Atrament ubrudził ręce i białą koszulę nocą, a żałosny jęk wyrwał się z gardła zmaltretowanej widziadłami Marine. Musiała się uspokoić, musiała doprowadzić się do porządku. Skierowała kroki ku łazience i przyklęknęła przy wannie, odkręcając wodę. Oparła czoło o zimny marmur i usiłowała się uspokoić, lecz szloch i tak targnął nią wreszcie, wyrywając z gardła przepełnioną żalem symfonię.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Komnaty Marine [odnośnik]26.12.18 23:55
Jego ciało zadrgało w niekontrolowanej konwulsji, gdy wrócił do rzeczywistości. Czuł jak serce waliło mu w piersiach jeszcze przed ocknięciem się z koszmarnego piekła, w którym grał główną rolę, a jego uderzenia zagłuszały jakiekolwiek inne zmysły. Krew pulsowała mu w żyłach, a przeciągający się pisk dźwięczał w uszach. Oddech wilka był urywany i niepełny, zupełnie jakby dopiero co zakończył morderczą walkę lub wypłynął na powierzchnię, będąc u schyłku sił i cienkiej linii życia. Mięśnie odmawiały mu jakiegokolwiek posłuszeństwa, gdy w dziwnym szale i amoku starał się zapanować nad swoim ciałem. Bezskutecznie i to sprawiało, że irytował się jeszcze bardziej, lecz większym uczuciem było rosnące, niezwykle sprawnie postępujące przerażenie. Zaczął przyjmować do wiadomości, że wszystko, co zdarzyło się przed momentem było jedynie snem; okrutnie rzeczywistym i demonicznie prawdziwym, co sprawiało, że zrozumienie ów ułudy przychodziło mu z wielkim trudem i niedowierzaniem wręcz. Ale nie był tam sam. Wciąż zdawało mu się, że czuł w swoim ciele ostrze, które przebiło go na wylot, a ciepło na plecach bijące od Marine zaczęło szybko zanikać, zastępowane chłodnymi, nocnymi powiewami. Odwrócił w końcu szybko głowę, jakby zamierzał ją tam dostrzec, ale nie było tam nic prócz ciemności lasów dokoła Thorness Manor. Wciąż drżąc i nie mogąc powstrzymać łapczywego oddechu, odszukał szybko spojrzeniem okien odpowiedniej z komnat, w której miała znajdować się ta, którą spotkał w nocnych marach. Torturą nie było samo wspomnienie; torturą była również świadomość, że ona odczuwała dokładnie to samo w tym samym momencie. Ignorował palące wręcz uczucie w płucach, gdy starał się opanować oddech, lecz nie obchodziło go to tak naprawdę wcale. Po raz kolejny był nieostrożny i pozwolił na to, by zbagatelizować problemy zachodzące dokoła niego i jego bliskich. Stał się nieuważny i miał to przypłacić czymś, czego nie mógł naprawić. Jego własna krzywda była niczym w porównaniu do tej, której doznawała ona sama. Bo ten sen nie był taki jak poprzednie. Tym było inaczej. Tym razem było przerażająco. Tym razem było tak diabelnie prawdziwie, a on czuł jedynie to, że pierwszy raz ich śnienie odnosiło się do prawdy, którą tworzyła głównie jego historia. Przeplatające się chorobliwie wątki z ostatniego czasu paraliżowały jego świadomość, że najdalsze wspomnienia odzywały się w najmniej spodziewanym momencie, by uderzyć z siłą tysiąca i nie zamierzać w żaden sposób dawać o sobie zapomnieć. I chociaż wciąż przepełniały go złudne cierpienia, nie czekał. Nie mógł. Włożył wszystkie swoje siły i poderwał się z ziemi, by wraz ze zmianą animagicznej formy na ludzką, przeobrazić się w kłąb dymu po raz kolejny; nie robiąc sobie nic z własnego osłabienia. Psychiczne obciążenia po koszmarze, który przeżył, zdawały mu się o wiele bardziej poważne niż rany po misji i działania na niego czarnej magii. Musiał jak najprędzej znaleźć się przy niej, a cienie, które dostrzegł we wnętrzu jej komnat oznaczały, że ktoś tam był i nie spał. Zmaterializowanie się na jej balkonie nie zajęło zbyt wiele czasu, lecz w pokoju nie dostrzegł żadnej postaci - łóżko pozostawało puste, chociaż pościel rozkopana widniała na podłodze, kawałek dalej ozdoba leżała między fragmentami stłuczonego lustra, a ślady chaosu prowadziły dalej - ku nieznanym mu uchylonym lekko drzwiom. Nie pytał tylko sięgnął po różdżkę, otwierając sobie przejście balkonowe i wchodząc do środka. Starał się uspokoić oddech, lecz nie było to takie proste. Szczególnie, że wciąż nigdzie nie widział Marine. Mimo że znajdowała się blisko, brak jej osoby w zasięgu jego wzroku, znów spowodowała, że bijące szybko serce Morgotha niemalże oszalało. Nie mógł, nie chciał zostawić jej z tym samej. Już dość tego bagatelizowania klątwy, której powaga nie była taka błaha jak się początkowo wydawało. Podbiegł ku uchylonym drzwiom, skąd dochodził szum wody, a kolejny strach o swoją żonę pojawił się w umyśle Yaxleya. Żeby tylko nie było za późno... Przystanął gwałtownie w półkroku w przejściu łazienki, patrząc na klęczącą na ziemi dziewczynę, której szloch synchronizował się z charakterystycznym poruszaniem delikatnych ramion. Obleczona w poplamioną i wyraźnie przedartą w niektórych miejscach podomkę upodabniała się do swojej wersji z koszmaru, jednak tamta realność nie miała mieć odniesienia w świecie, w którym się znajdowali. Oparta o wannę mogłaby uchodzić za wybitną rzeźbę, lecz daleko było do piękna tej sytuacji. Nie zamierzał na to pozwolić. We śnie był oprawcą i wciąż czuł pustkę, a zarazem satysfakcję płynącą z powodowania jej cierpienia. Z oglądania tego jak pożerał ją złocisty ogień pożogi, jednak to go nie kategoryzowało tutaj. Sen był wynaturzeniem wszystkiego, co rozegrało się między nimi i przerysowaniem faktów, które władały jego życiem. Podszedł do młodej kobiety i, nie obracając jej twarzą ku sobie, oplótł ją ramionami, odciągając od zimnej wanny. Sam jednak oparł się o przeciwległą ścianę, siadając na ziemi i nie puszczającej Marine. Jak tylko mógł zawinął szczelnie jej ciało w swój płaszcz, chcąc, żeby uzyskała od niego ciepło - sam oparł podbródek o jej drżące ramię, pozwalając co jakiś czas przyłożyć do niego usta. Chciał odegnać od niej te wszystkie wspomnienia; chciał, żeby jej emocje nie wiązały ich samych z sennym koszmarem; chciał, żeby nie pozwolili nikomu wkraczać w strefę, która miała należeć do nich i tylko do nich. Żadna klątwa nie miała ich niewolić i sprowadzać na kolana. - Musimy ją zniszczyć - powiedział po nieskończoności trwania tuż przy niej. Czas na wahania się skończył.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Komnaty Marine [odnośnik]27.12.18 0:52
Wreszcie oszalała. Straciła rozum, postradała zmysły.
Kilka godzin temu kładła się spać spełniona, a policzki miała wciąż zarumienione od wrażeń, wywołanych spotkaniem w Widmowym Lesie. Przysięga wybrzmiała pomiędzy dwojgiem ludzi, a jej strażnikiem była jedynie natura; mlecznobiała mgła oblekła cienkie konary drzew i nikomu nie pozwoliła dostrzec tajemnicy, dokonującej się o zmierzchu. Marine dawno już nie czuła się tak spokojna, jak wtedy – choć ciało drżało od uniesień, a wyobraźnia wędrowała od jednego pragnienia, do drugiego, podsuwając jej obrazy, od których nabierała rumieńców, umysł odnalazł wreszcie stabilność, jakiej poszukiwał od wielu dni. Kłótnia odeszła w niepamięć, zastąpiona naręczem nadziei, a młoda czarownica z optymizmem spojrzała w przyszłość. Osiągnęli kompromis, wypracowali sojusz, ich życie miało toczyć się w kontrolowany, bezpieczny sposób. Spełnili wolę rodziny, jednocześnie nie zatracając w tym wszystkim siebie. Dlaczego nie mogło tak pozostać, czemu nie mogli cieszyć się stabilizacją?
Zamiast tego wszystko pochłonął chaos. Ból i cierpienie we śnie nie mogły być przypadkowe, musiały pochodzić z głębi ich umysłów i zakamarków tak ciemnych, że nawet strachy bały się tam zapuszczać. Skoro wciąż byli połączeni, możliwość że tej samej nocy oboje przestraszyli się tego samego była nikła. To klątwa wyciągała po nich swoje szpony, Marine była tego pewna. Bransoletka leżała schowana w jednej ze szkatułek, nienoszona już od dawna, lecz przeglądana z sentymentem i zaciekawieniem wciąż i wciąż. Lestrange nie znalazła sposobu, by zdjąć ciążące na błyskotce zaklęcie, choć w swoich próbach sięgnęła nawet po czyny, jakich nikt by się po niej nie spodziewał. Nie dość, że wykradła składniki z sekretarzyka ojca, to zdołała jeszcze uwarzyć eliksir, mający być bazą pod inną klątwę, której właściwości chciała poznać. Coś jednak wyprowadziło ją wtedy z równowagi, nie dało dociągnąć sprawy do końca, a za niezdecydowanie zapłaciła tej nocy najwyższą cenę.
W myślach spalała się nieustannie, a szum wypełniającej wannę wody przypominał jej odgłos skwierczących płomieni i smoczego żaru. Oddychała szybko, łapczywie łapiąc każdy oddech. Gdzie była jej matka w takich chwilach? Spotkała ją przecież we śnie, piękną i nadobną, lecz Odelia była jedynie złudzeniem, kolejnym elementem koszmaru, boleśnie przypominającym Marine o tym, co ciążyło nad jej głową, gdy tylko zamykała oczy. Czy jej przodkowie także wpadali w ramiona szaleństwa, gdy zaczynało im zależeć za bardzo? Na dotarciu do celu, spełnieniu ambicji, na szczęściu drugiej osoby.
Zagryzła wargi odrobinę zbyt mocno, lecz ich ból przywrócił ją do rzeczywistości w doskonałym momencie. Poza szumem wody usłyszała coś jeszcze, lecz zanim odwróciła głowę by przekonać się, do kogo należą kroki, poczuła jak silne, męskie ramiona oplatają ją ciasno, a znajomy zapach wypełnia najbliższe otoczenie. Drgnęła, przez moment niepewna, czy aby na pewno nie jest to ciąg dalszy koszmaru, a jej i Morgotha nie dosięgnie kolejny rozdział martyrologii. Nie wyrwała się z uścisku, oceniając, że na dobrą sprawę nie ma już niczego do stracenia. Poddała się jego gestom, przyjmując lordowski płaszcz na ramiona i posłusznie opierając się o sylwetkę mężczyzny. Robił z nią to samo, co ona w koszmarze czyniła wilkowi – rozpraszał jej mary swoim dotykiem i była mu za to niezmiernie wdzięczna, lecz nie odważyła się jeszcze odwrócić głowy.
Skoro tu był, czuł dokładnie to samo, co ona. Doświadczył makabry i pospieszył na ratunek, przejmując się jej losem. Chciała przecież zrobić to samo, a świadomość jego czynów i porównanie ich do własnych wystarczyły, by Marine w pełni uwierzyła wreszcie, że sytuacja rozgrywająca się w łazience jest jak najbardziej prawdziwa.
Musimy ją zniszczyć.
Jak długo siedzieli w takiej pozycji? Woda przestała płynąć, a w łazience powoli robiło się jasno; pierwsze promienie słońca miały niebawem przebić się przez okno.
Kiwnęła delikatnie głową pozwalając, by Morgoth odgarnął jej włosy. Dopiero wtedy odwróciła się i spojrzała w jego zatroskane, zielone oczy. Westchnęła i przesunęła wzrokiem po jego twarzy, szukając na niej oznak czegoś jeszcze. Czy był ranny, a może wyjątkowo osłabiony? Nie poddawała analizie tego, jakim cudem tak szybko znalazł się u jej boku; wiedziała już, jak potężnym był czarodziejem i gdyby sama władała podobną mocą, w takiej sytuacji zrobiłaby dokładnie to samo.
- Nie dziś – poprosiła słabym głosem, który zawstydził ją samą. Nie była strwożoną damą, nie chciała nią być – Zrobimy to razem – zapewniła z mocą, naprawiając swój błąd sprzed chwili – Ale dzisiejsza noc wyczerpała nas za bardzo. Musimy stawić czoła klątwie będąc w pełni sił.
Nie przejmowała się konwenansami, gdy odwracała się do niego całkowicie, klęcząc na kolanach przed swoim mężem. Była jego i choć istniały jeszcze granice, których nie przekroczyli i przed oficjalnymi zaślubinami przekroczyć nie zamierzali, na wymuszoną pruderię nie było tutaj miejsca. Sięgnęła dłonią do jego policzka, pragnąc poczuć ciepło jego skóry, tak różne od wilczej sierści czy smoczego pancerza. Potarła kciukiem niewielkie zagłębienie w jego brodzie. Spojrzeniem odnalazła zielone oczy, a wraz z nimi zalążek spokoju.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Komnaty Marine [odnośnik]27.12.18 1:42
Jeśli oszalała, to on razem z nią. Nie byli słabi. Nie mieli upaść i dać się pochłonąć nawet największym koszmarom. Wraz z obietnicą, którą sobie złożyli, nie szła jedynie lojalność wobec siebie, lecz również nieuchronność i przezwyciężanie wszelkich przeciwności stających im na drodze. Od teraz nie byli dwójką idących własnym torami ludźmi - byli jednym i niczym jedno mieli działać. Odbierali bodźce, dawali się pochłonąć koszmarom, by wybudzić się z nich w przerażeniu, jednak żadne z nich nie było same. Już nie. Może i posiadał wiedzę o rzeczach, które wykraczały poza jej pojmowanie, ale nie potrafiłby, nie wyobrażał sobie dalszych kroków bez jakiejkolwiek komunikacji wraz z nią. Bez patrzenia ramię w ramię ku temu, co na nich czyhało. Pokonywanie własnych słabości miało być wpisane w silną relację, która się wywiązywała i umacniała między dwójką młodych czarodziejów - przejmowanie własnych problemów i odnajdywanie sposobu na ich rozwiązanie było jedną z dróg, które mieli obrać podczas tego etapu. Byli jeszcze tacy niedoświadczeni, młodziutcy jak to słyszał o sobie samym zbyt wiele razy, zagubieni, dzieci jeszcze. Nie czuł się dzieckiem. Był mężem, był nestorem, był mężczyzną, porzucając już status chłopca, gdy tylko włożył ciężki pierścień władzy na palec i poczuł jego chłód. W tym geście było pewne odarcie go z dawnego jestestwa i postawienie w roli, której się nigdy nie spodziewał. Wiedział jednak, że bez względu na wszystko, zamierzał ją nieść. Zamierzał udźwignąć ciężar brzemienia i nie pozwolić, by cokolwiek zaburzyło mu ten układ. Yaxleyowie byli silni i nieustępliwi. Mogli zmieniać bieg historii pomimo nielicznej rodziny, mogli burzyć dawne porządki i budować nowe. Byłby jednak nikim bez osób, które pozwalały, by stał się tym, kim był teraz; które teraz stawały za nim murem i nie zamierzały pozwolić, by kiedykolwiek upadł. On miał ich wesprzeć w każdym momencie, a oni mieli odwdzięczyć się tym samym. Bo łańcuch był tak silny jak jego najsłabsze ogniwo. Aut Caesar aut nihil. Wiedział o tym. Teraz potrzebował sił bardziej niż kiedykolwiek, a nawet chwile słabości miały go umacniać i uodparniać. Zahartowywać. Marine stała się z nim jednością tej jednej nocy, a jednak zdawało mu się, że od rozstania między drzewami minęły całe wieki oddzielone piekłem, które musieli pokonać, by się odnaleźć. Nocne widziadło uświadomiło mu jednak, że cokolwiek rodziło się między nim, a panną Lestrange nie miało go zawieść. Nie rozumiał do końca na czym to wszystko polegało, lecz miała jego lojalność, jego obecność, jego wiarę i zaufanie - dla niego oznaczało to wszystko, co mógł jej z siebie oddać. Dla niej łamał tak wiele własnych zasad, chociaż wcale nie czuł się winny faktu, że pojawił się na Wyspie Wight i odszukał ją, by w grzesznych gestach przywiązać do siebie. Nie żałował żadnych słów, żadnej bliskości, która winna był nastąpić dopiero za wiele miesięcy, a którą osiągnęli bez żadnych zahamowań właśnie teraz. Nic nie mogło tego zmienić - nawet, a może szczególnie, sugestywne insynuacje wypaczonej, piekielnej rzeczywistości. Żadne z nich nie postąpiło wbrew sobie i żadne z nich nie złamało pieczęci małżeńskiej, chociaż mogli. Mogliby tłumaczyć się złożonymi przysięgami, lecz szanowali nie tylko tradycje lecz i samych siebie. Gdy się odwracała, Morgoth zdał sobie sprawę, że nie miał przestać jej pożądać, co zapewne miało mu tylko utrudniać spotkania z nią, jedna równocześnie czekał na przyszłe urwane momenty, których miało być niewiele. Wystawieni na próbę mieli przekonać się czy byli siebie godni na końcu. Poniekąd testowali w tym własną cierpliwość. Pozwolił więc mówić swoim oczom, gdy wyciągnęła dłoń i ogarnęła go już cieplejszą ręką, odnajdując w tym geście tak wiele natury. Martwił się o nią, jednak z każdą chwilą dostrzegał jak strach i rozpacz ulatniały się z niej w tych niespotykanych momentach w łazience. Sam doznawał pewnego uspokojenia, gdy wpatrywała się w niego, a on w nią. Ów spojrzenia starczały za każde słowo, które normalnie, by sobie wyrzucili. Między nimi nie istniało coś, co przyrównywało ich do innych szlacheckich par. Nigdy nie mieli być tacy sami. Raz gwałtowni, raz spokojni. Raz cierpiąc, raz czerpiąc z własnej obecności. Przesunął więc delikatnie głowę, by znaleźć się bliżej jej dłoni i odczuć ciepło, którym go obdarzała. Nie czuł się źle, chociaż sytuacja, w jakiej się znaleźli wykraczała poza jego jakiekolwiek wyobrażenia odpowiednich relacji między małżonkami. Chyba tak już miało być i nie przeszkadzało mu to. Dopóki oboje czuli się złączeni, komfort nie miał granic. Morgoth dostrzegł jednak jak ciało żony zaczynało znów drżeć, dlatego po raz kolejny przygarnął ją do siebie, by wstać i trzymać ją wciąż w ramionach. To nie chłodnej kąpieli potrzebowała, a uspokojenia organizmu i buchających emocji. Bo te pozostawiły po sobie druzgoczące wrażenie - sam tego doświadczał. Słońce jeszcze nie wzeszło, gdy przechodził przez zdemolowaną komnatę w stronę łoża. Nie powinien tu być. Nie powinien być z nią sam na sam bez niczyjej wiedzy, a jednak nie chciał być nigdzie indziej - bo właśnie przy niej było jego miejsce. Potrzebowała go, potrzebowała zrozumienia i opieki. A to nie stawało się obowiązkiem, a zaszczytem. Położył ją na poduszkach, by machnąć różdżką i doprowadzić pokój do idealnego porządku, jaki panował tu wcześniej.
- Odpoczywaj - poprosił cicho, przejeżdżając palcami po jej czole, chcąc odsłonić jasną cerę spod kaskady włosów. Chociaż nowy dzień już niedługo miał rozpocząć swoje władanie, oddech i sen bez żadnych koszmarów. Żeby upewnić się, że nic nie miało się stać, wyciągnął z kieszeni znajomą broszkę w kształcie smoka - zarówno postaci przez nich czczonej jak i znienawidzonej. Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że wraz z wilkiem, ochrona turmalinu znikała. Podświadomie spojrzał na palce Marine, na których tkwił inny turmalin. Ten, który oznaczał, że należała go niego. A sam nosił ten, który sama mu podarowała. Miała mu oddać broszkę przy najbliższym spotkaniu. Sam musiał wrócić do Fenland, zanim ktokolwiek z domu rodziny Lestrange nie zamierzał wejść do sypialni młodej lady.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Komnaty Marine [odnośnik]27.12.18 14:12
Od zawsze obawiała się, że rodowe przekleństwo wreszcie ją dosięgnie, a Plaga Koszmarów powróci w najgorszym wydaniu, przywracając do łask nie tylko nieistniejącą Lavinię, ale i całą gamę widziadeł, zmor i zjaw. Nie podejrzewała jednak, że niebezpieczeństwo może nadejść ze strony snów, których niecodziennie właściwości nurtowały ją i frustrowały, biorąc pod uwagę fakt, że niewiele mogła zrobić, by na nie wpłynąć, lecz nocne mary nie przerażały jej. Aż do dziś. Wcześniej poddawała się snom z łatwością, przeżywała je i niekiedy nad ranem żałowała, że dobiegły już końca. Część z nich miała nawet predyspozycję do zastąpienia szczęśliwych wspomnień warunkujących choćby wyczarowanie Patronusa, ale nigdy jeszcze Marine tak bardzo nie pragnęła zapomnieć o obrazach, jakie nawiedziły ją w nocy. Pozostałości po nich były nadzwyczaj realne – wszechogarniający gorąc, nieprzyjemny posmak w ustach, strzępki szeptów dzwoniące w uszach. Nie umiała poradzić sobie ze wszystkim, co na nią spadło, dlatego w pojawieniu się Morgotha ujrzała ratunek, który nadszedł o czasie.
Chociaż już wcześniej dostrzegła, że połączyła ich nić porozumienia, datując od wieczoru spędzonego w Widmowym Lesie oraz dzisiejszej nocy pełnej koszmarów czuła, że coś się między nimi zmieniło. Choć była to zmiana nagła i nie do końca spodziewana, wcale nie była też nieprzyjemna. Nadeszła naturalnie, a Marine nawet nie zorientowała się, kiedy przejęła nowy sposób myślenia – od tej pory nie była już sama, a jej decyzje nie oznaczały konsekwencji dla jednostki. To nie o siebie się bała i to nie po swoje szczęście pragnęła sięgnąć. Tak samo ambitnie, jak podchodziła do własnych celów, chciała widzieć swojego męża, sięgającego dumnie po wszystko, czego tylko sobie zamarzył. Nie mogłaby znieść widoku zawodu na jego twarzy, a wszystko to, czego doświadczyła w koszmarze utwierdziło ją tylko w przekonaniu, jak wiele była w stanie poświęcić dla jego dobra i życia. Empatia była zbyt słabym określeniem na to, co czuła, chociaż nie wszystkie emocje i uczucia była w stanie nazwać. Stan, w którym się znajdowała, wciąż pozostawał dla niej nowością.
Spokój wkradał się powoli, z każdym gestem mężczyzny i każdym spojrzeniem, które dzielili. Wpatrywanie się w zielone oczy było kojące do tego stopnia, że młoda czarownica była w stanie odprężyć się już po kilku minutach, choć wcześniej jej nastrój pozostawiał wiele do życzenia. Nie musiał nic mówić, by zapewnić jej wsparcie, cisza pomiędzy nimi była naturalna i niekiedy nawet pożądana; wzrokiem potrafili przekazać sobie o wiele więcej. Posłusznie przytrzymała się go, gdy podnosił ją z podłogi i zanosił z powrotem do komnaty. Opadła na łóżko, lecz przez myśl nawet nie przeszło jej, że jego obecność w sypialni jest czymś nieadekwatnym, nagannym wręcz. Gdzie indziej miał się znajdować, skoro w tej chwili tak bardzo go potrzebowała?
Konserwatywne wychowanie, należne młodej damie, nauczyło ją obywać się bez zbędnej wylewności, również w kontekście cielesności. I chociaż czasem odczuwała potrzebę ułożenia głowy na kolanach bliskiej kuzynki czy też wejścia w objęcia dziadka lub ojca, ochota ta nigdy nie zawładnęła nią do tego stopnia, co teraz, gdy za wszelką cenę chciała zatrzymać Morgotha przy sobie choć na chwilę. Sięgnęła po jego palce, znajdujące się na wysokości jej czoła i przysunęła jego dłoń do swojego policzka. Jego prośba wybrzmiała i Marine zamierzała ja spełnić, lecz pragnienie, które wybudziło się w jej wnętrzu, kazało jej ukraść jeszcze odrobinę czasu dla nich dwojga. Obawiała się zamknięcia oczu i powrotu złowrogich sylwetek oraz głosów, lecz to nie litością chciała zatrzymać mężczyznę przy sobie.
Zauważyła, że wyciągnął z kieszeni broszkę, którą kiedyś mu podarowała. Turmalin otoczony smoczym ogonem miał chronić przed ingerencją w sny, lecz dziś w nocy oboje przekonali się, że właściwości kamienia osłabły, lub nigdy ich tam nie było. Lestrange nie odwróciła spojrzenia, choć wyrażało ono zawód nietrafionym prezentem. Zanotowała w pamięci, by sięgnąć po inne metody, mające ochronić ich umysły przed zewnętrzną penetracją.
Ścisnęła jego dłoń. Zostań jeszcze, choć trochę. Musiała przecież upewnić się, że z nim też będzie w porządku. Skołatane nerwy nie miały ułatwić mu podróży do Fenland, niezależnie jak chciał jej dokonać. Choć to ona przejawiała teraz uosobienie słabości, wciąż była za niego odpowiedzialna na sposób, którego jeszcze nie pojmowała.
- Przetrwaliśmy pierwszą burzę – cios spadł znienacka, lecz udało im się po nim pozbierać, dochodzili do siebie. Powinni być dumni z siły, jaką wspólnie osiągnęli; gdyby nie ona, poranek zastałby dwie rozbite do cna osoby. Nie mogli jednak spoczywać na laurach, w zakamarkach świadomości musieli szykować się na następną.
Marine uniosła się lekko na jednym z łokci, drugą ręką wciąż powstrzymując Morgotha przed odejściem. Czy jednak musiała to robić? Pociągnęła lekko jego dłoń w swoim kierunku, sugerując mu dołączenie do niej. Teraz tylko u jego boku czuła się bezpieczna, dlatego lgnęła do towarzystwa mężczyzny, nawet jeśli jej niewerbalne prośby leżały daleko poza granicą przyzwoitości. Musieli się zahartować, a czyż w procesie tym nie zakładano najpierw wzniecenia ognia?



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Komnaty Marine [odnośnik]27.12.18 15:55
Jeszcze wiele wyzwań miało stanąć przed każdym z nich, zarówno do pokonania oddzielnie, ale również i wspólnie. Musieli dołożyć wszelkich starań, by zniwelować ich ilość, lecz nie za cenę rozsądku. Wyzbycie się sennego połączenia było istotne z tego prostego powodu, że nie mogli dawać się zawładnąć czymś, co już nie miało spełniać swoje zadania, a jedynie ciągnęło ich na dno. Musieli odciąć sznur od kotwicy i dać jej zniknąć w najczarniejszych odmętach głębokiego morza zapomnienia. Stała się zbyt ciężka do dźwigania; trzymanie jej oznaczało jedynie powolny upadek i samozniszczenie. Dlatego oczywistym krokiem miało być zniszczenie problemu - jednym z głównych środków mogło być unicestwienie bransoletki, która mimo że stała się dla nich pewnym symbolem związania, zaczynała rozdzierać ich od środka. Niczym pleśń zaczynała wrastać się w ich umysły wraz z ciążącą na niej klątwą. Nie mogli pozwolić, by posunęła się dalej. Czy wystarczająco już nie doświadczyli efektów jej działania? Złego działania? Czy patrząc na roztrzęsioną Marine, Morgoth nie odczuwał frustracji, gdy tylko pomyślał sobie, że najwidoczniej ich przodkowie nie pomyśleli o skutkach ubocznych, które mogły zaatakować przyrzeczonych sobie. Panowie Cambridgeshire nie miłowali się w takich praktykach, dlatego namieszanie na tej płaszczyźnie nie zdawało się być poza ich zasięgiem, chociaż patrząc na ród Lestrange miał nieco inne odczucia. Bez względu na wszystko - czas sennych wiązań się zakończył; musieli skupić się na rzeczywistości, pozostawiając senne mary za sobą. To przyszłość i teraźniejszość się liczyły, a nie wyobrażenia. Która zamiast fascynować i ich wzmacniać, mąciła w postrzeganiu rzeczywistości i tego, co naprawdę było istotne.
Chciał odchodzić, zostawiając młodą arystokratkę w objęciach własnej pościeli i znajomych ścian, lecz nie pozwoliła mu się oddalić. Powstrzymała go delikatnym, nienachalnym wręcz gestem, którym jasno dawała do zrozumienia, czego w tej chwili chciała. Skłamałby, gdyby chciał się wyminąć z tą samą prawdą. Wystarczyłoby mu tkwienie w jej okolicy i świadomość, że bezpiecznie spędzała kolejne godziny do poranka. Ten zbliżał się nieubłaganie, odcinając z każdym momentem możliwość bezpiecznej ucieczki pod osłoną szarości świtu. Oboje przekonali się jednak, że ku własnemu zaskoczeniu nie bali się igrać z ogniem i przekraczać granic, które pierwotnie nie były dla nich dostępne. Zachowanie Marine nie miało zakończyć tej nocy, która zdawało się, że trwa całe wieki. Czy człowiek mógł ulec przemianie podczas jednej nocy?
Przetrwaliśmy pierwszą burzę.
- Prosisz się o kolejną - odpowiedział jej, nie kryjąc w tym pewnej przekory i, jeśli odezwałby się chłodniejszym tonem, również zbesztania. Nic takiego jednak się nie zdarzyło, a brak jakiegokolwiek buntu od strony Morgotha przestawał go już zaskakiwać. Widocznie pobłażał swojej młodej małżonce i samemu sobie we wspólnym kontakcie, ale nie mógł znaleźć argumentów przeciwko. Konwenanse odeszły na drugi plan, odepchnięte przez zwyczajne pragnienie wspólnej obecności. Dziwnym, lecz nie nieprzyjemnym odczuciem było obserwowanie jej tak zawierzającej jemu samemu, chociaż on nie potrafił ocenić czy ufał własnym zmysłom. Był spokojny. Po burzy emocji szalejącej w Widmowym Lesie, a później wybuchom negatywów podczas wspólnego śnienia, wymęczyło ich na tyle, że nie mieli już na nic innego siły. Miała rację. Nie byliby w stanie zrobić nic innego - czy czerpanie ze swojego towarzystwa miało pomóc im się zregenerować? Być może wcześniej zadawałby podobne pytania, lecz nie dzisiaj. Pozwolił jej pociągnąć się do przodu, gdy jej drobna dłoń zacisnęła się na materiale jego szaty, a spojrzenie nie umknęło mu ani razu w bok. Okrywał ją swoim ciałem, wspierając się na przedramionach, by zawisnąć nad nią i móc obserwować ją jeszcze dłuższy moment. Badał zmęczone od zagniewania czoło, drżące z rozedrgania emocjonalnego usta oraz brodę, wychłodzone już policzki z gorączki okrutnego podniecenia. Odgarnął na bok resztki niesfornych kosmków, które zagubiły się podczas szalonej eksploracji, by ukazać w całości twarz Marine. Zdawało mu się nierealnym, by mógł zapomnieć jej zarys, chociaż w koszmarze zdawał sobie sprawę, że zapominał, a jej całą postać przysłaniała gęsta mgła. Nie mógłby. Kciukiem przejechał po jej dolnej wardze, by złożyć delikatny pocałunek tuż pod nią - zupełnie jakby niemo chciał potwierdzić, że nigdy nie zamierzał do tego dopuścić; zupełnie jakby obiecywał tym swoją dozgonną pamięć i uwielbienie. Dopiero po dłuższej chwili odetchnął, zsuwając się na bok i oplatając ją po raz kolejny ramionami, chcąc skraść z jej ciepła jak najwięcej tylko dla siebie. Cichy pomruk zadowolenia wydobył się z jego gardła, gdy mógł skryć twarz w zagłębieniu kobiecego obojczyka i pozwolić sobie na delektowanie się delikatnym zapachem perfum. Po całym przerażeniu i panice nie było śladu, prócz brudu na nocnej koszuli i stygnącej wody w wannie. Pozostały już jedynie równomierne oddechy i obietnica przywiązania. - Chciałabyś zapomnieć? - spytał w końcu, nie unosząc głowy, przez co jego głos był wytłumiony lecz nie mniej wyraźny. Oboje zdawali sobie sprawę z zaklęć, które mogły pomóc wyzwolić im się od wspomnień cierpienia i brutalności przeżytych tej nocy. Morgoth jednak nie chciał, nie mógł zapomnieć. Musiał być w pełni świadom wszystkich sytuacji swojego życia i nie zamierzał przystawać na luki z nim związane. Mimo to niewypowiedziana propozycja czaiła się w pytaniu wybrzmiewającym tuż przy uchu Marine.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Komnaty Marine [odnośnik]27.12.18 18:47
Całkiem przyjemnie było oddawać się klątwie, gdy nie niosła ze sobą żadnych poważnych konsekwencji. Kilka snów na przełomie miesiąca było miłą odskocznią od codzienności, sposobem na przywołanie uśmiechu na twarzy, gdy Marine rozmyślała o przygodach przeżytych przez swoje alter ego. Urokliwa otoczka zaćmiła jej czujność, dlatego spotkanie z mężczyzną ze snów było czymś, co wytrąciło ją z równowagi. Nie mogła uwierzyć, że istniał naprawdę i współodczuwał wszystko, co razem przeszli. Przypadek okazał się być zręcznie ukartowaną pułapką, zastawioną na młodych przez starsze pokolenia, lecz nawet wtedy nie odważyli się głośno kwestionować metod starszyzny. Przyjęli swoje role z godnością, łącząc siły – po raz pierwszy na jawie – by przeanalizować naturę klątwy, która choć inwazyjna, nie wydawała im się groźna. Lestrange czuła się poirytowana faktem, że ktoś bez jej zgody zabawił się w wykreowanie sennej krainy w jej głowie, lecz na dobrą sprawę zaręczyny i porozumienie sprawiły, że kwestia bransoletki zeszła na dalszy plan. Nie stanowiła zagrożenia, a jedynie jeden z elementów, którym należało się zająć. Jakże mogli tak się pomylić? Efekty uboczne nie były zapewne znane konstruktorom klątwy, musieli coś przeoczyć, bo niemożliwym było świadome skazywanie swoich dzieci na cierpienie oraz psychiczne urazy. Być może to więź narzeczonych przerosła oczekiwania i okazała się zbyt mocna, a połączenie wynaturzyło zasady, jakich na początku się trzymało? Żaden ze snów nie był jeszcze tak realny ani tak przerażający jak ten, który dobiegł końca jakiś czas temu. Zdradziecka błyskotka niczym najsilniejszy łańcuch zacisnęła się, testując relację Marine i Morgotha, stawiając ich samych przed sprawdzianem i wyborem chwilę po tym, jak upewnili się w swoich intencjach. Należało zniszczyć bransoletkę i mieli to zrobić razem, lecz już nie dziś. Musieli zregenerować się, by podjąć wyzwanie.
Pragnęła by przy niej został, a on nie oponował. Obdarzyła go delikatnie przekornym uśmiechem, gdy zarzucił jej prowokację. Prawda była taka, że łaknęła jego bliskości, lecz była zbyt zmęczona, by wykorzystać ją w nieodpowiedni sposób. Czuła, że w jego przypadku sprawy mają się podobnie, tym śmielej zachęciła go więc do dołączenia. Potrzebowali teraz takiego rodzaju spokoju i ukojenia, jaki mógł płynąć tylko wtedy, gdy byli obok siebie. Nie odrywała wzroku od jego przystojnej twarzy, a gdy zawisł nad nią, na moment wstrzymała oddech, chcąc uchwycić ten moment w pamięci. Już wcześniej, w lesie, wyznała mu swoją fascynację i trwała teraz przy swojej ocenie – nie tylko potężna magiczna moc była tym, co przyciągało do czarodzieja młodą dziewczynę. Jej brak doświadczenia w kontaktach damsko-męskich nie miał żadnego znaczenia, gdyż to jego osobowość była pociągająca i kojąca zarazem. Zawierzyła mu już dawno temu, dlatego teraz bez zająknięcia pozwalała, przy przesunął dłonią po jej twarzy, a na brodzie złożył delikatny pocałunek. Odetchnęła wtedy, znajdując się już całkiem pod zaklęciem mężczyzny – skutecznie odwracał jej uwagę od negatywnych emocji, jakie płynęły w drobnym ciele jeszcze chwilę temu, wzniecając o wiele silniejsze. Takie, które oboje umieli jeszcze poskromić.
Przylgnęła do niego, gdy tylko ułożył się wygodnie; oplotła ramionami i nie wyobrażała sobie, by miała wypuścić go z objęć. Wszystko dookoła przestało się liczyć, byli tylko oni, dryfując w zawieszeniu o wiele przyjemniejszym niż to, w którym spotkali się w snach. Jedną z dłoni wsunęła w jego włosy i po jakimś czasie spędzonym w bezruchu, zaczęła śmielej gładzić go po głowie. Nie przeszkadzało jej, że nie widzi jego twarzy, wystarczyło za to, że w ciszy wyczuwała bicie jego serca.
Chciałabyś zapomnieć?
Pytanie zaskoczyło ją, lecz odpowiedziała niemalże natychmiast.
- Nie – gdyby zapytał ją o to w momencie, w którym rozedrgana pochylała się nad wanną, być może uzyskałby inną odpowiedź lub wyczuł w jej głosie wahanie, lecz teraz, gdy leżeli obok siebie, wyrok mógł być tylko jeden.
Wszystko to, czego doświadczyła, niosło w sobie naukę na przyszłość. Nawet jeśli nie były to wydarzenia dziejące się naprawdę, a jedynie senne mary, stanowiły cenny przystanek na drodze dorosłości. Dzięki temu mogła poznać i zrozumieć swoje słabości, co w późniejszym czasie mogło przynieść korzyści i pomóc Marine uzbroić się w cechy niezbędne do wybudowania swojego własnego pancerza, mającego chronić ją przed światem. Nie wyobrażała sobie, by ktoś odebrał jej wspomnienia, nawet te negatywne. To dzięki ich sumie mogła wzrastać, dojrzewać, a także stać się podporą dla Morgotha, współdzieląc jego troski.
- Te wspomnienia zadziałają na naszą korzyść – zauważyła spokojnym głosem, nie przestając bawić się włosami mężczyzny – Zjednoczą nas i zahartują – powoli przestawała czuć się słaba; wierzyła w moc swoich słów i oczyma wyobraźni widziała już cel, który jej przyświecał – siebie i Morgotha, niezłomnych i potężnych, stojących obok siebie. Za kilka tygodni, miesięcy i lat – razem.
Leniwie uniosła jedną nogę i oplotła nią mężczyznę na wysokości jego łydek, zmniejszając dystans między ich ciałami. Nie miała dość jego obecności, która działała na nią niczym panaceum. Powoli złożyła kilka pocałunków na jego czole, a jej wargi nie drżały już wcale. Magiczne Horatio trwało w najlepsze, odgradzając ich od rzeczywistości na warunkach, które tym razem dyktowali oni sami.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Komnaty Marine [odnośnik]27.12.18 22:05
Cokolwiek działo się z połączeniem między nimi - musiało zniknąć. Nie potrzebowali już trzeciej siły i nie mogli zresztą zajmować sobie nią głowy, nie widząc żadnych przesłanek, by taką więź podtrzymywać. Rzeczywistość się liczyła i miała budować ich w dalszym etapie dorosłości, w który oboje wkroczyli. Morgoth miał odnaleźć się w nowej roli nestora, a jego narzeczona z miejsca plasowała się na wyższej pozycji niż jej najbliższe i większość kobiet w gronie szlacheckiej socjety. Po oficjalnej ceremonii zaślubin, którym towarzyszyć mieli najbliżsi, w oczach wszystkich nie było już żadnych wątpliwości co do prawdziwości i stałości ów sojuszu. Nie bez powodu jedynie z rodem Lestrange oraz Black Yaxleyowie podali sobie dłonie, by stawać w szrankach jak równy w równym. Ramię w ramię mieli bronić swojego dziedzictwa i nie pozwolić, by ktokolwiek niepożądany wdarł się w ten ustanowiony przez nich porządek. Przez wieki skłóceni zamierzali połączyć się więzami krwi, a nic innego nie mogło scalić dawnych wrogów bardziej niż małżeństwo. Żadne pozostały układy nie posiadały tej mocy, dlatego Morgoth tym bardziej cieszył się z faktu, że jego siostra nie miała zostać wydana za kogoś, kto jej nie szanował lub miał zbrukać zawiązane powiązanie między dwoma, od długiego czasu przeciwnymi sobie rodzinami. Ufał Lupusowi i wiedział, że nie zawiedzie jego oczekiwań. Yaxley nie musiał w żaden sposób zniżać się do poziomu gróźb, by być pewnym lojalności kuzyna oraz odpowiedniego podejścia. Nie rozmawiał jeszcze z Leią o jej zaręczynach i podejścia do wybranka, którego wybrali jej mężczyźni piastujący pieczę nad rodem. Była rozsądna i na pewno nie negowałaby żadnej decyzji, lecz postać Lupusa była jej niemalże tak samo droga jak jemu samemu. Czy odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła z kim miała spędzić swoje dalsze życie? Ostatni czas był zdecydowanie zbyt intensywny, by miał chwilę na poważniejszą rozmowę z Yaxleyówną i chociaż znalazłby dla niej kilka minut, nie zamierzał traktować tego tematu ani jej osoby po macoszemu. Liczył jednak na to, że nie zastanie jej zawiedzionej czy strapionej. Był moment, w którym czuł się o wiele bardziej ukontentowany wizją małżeństwa swojej siostry niż swoim własnym, jednak była taka prawda, że wcale o tym nie myślał, przebywając na Wyspie Wight.
Marine z łatwością potrafiła pokierować swoim mężem, by spełnić jej zachcianki, której i tak były podświadomym pragnieniem jego samego - nawet jeśli było to wbrew rozsądkowi. Przebywanie z nią zdawało mu się być kompletnym oderwaniem od wszystkiego, co znał do tej pory. I chociaż poczuł podobne emocje parę razy wcześniej, nigdy nie trwały one tak długo i nie zdominowały jego postrzegania rzeczywistości. Nie czuł się słaby. Nie czuł się silny. Chciał po prostu być i nic innego go nie interesowało. Kiedyś nie mógł zapomnieć o tym, by być idealnym przedstawicielem swojej rodziny, lecz te drobne odejścia od sztywnego schematu nie przekreślały wcale tego, kim był. Nie pierwszy i nie ostatni raz lordowie mieszkający w Yaxley's Hall mieli poddawać się władaniom swoich żon. Nie wszyscy traktowali je w ten sam sposób, jednak obserwując otaczające nowego nestora pary dostrzegał pewną zależność. Dla świata zewnętrznego, dla swoich dzieci i krewnych chłodni i zdystansowani; przy żonach potrafili ukazać swe słabości, zawierzyć im, że nie złapią ich i nie odrzucą w kąt, wyśmiewając i zarzucając brak męskości. Nie widział wiele, ale z łatwością mógł już sobie przypomnieć krótkie, lecz czułe spojrzenia, które rzucał jego ojciec w kierunku matki, wędrując oczami za nią, gdy pojawiała się w okolicy. Pilnując, chroniąc, a równocześnie będąc jej towarzyszem. Chyba właśnie tego samego chciał w relacji z Marine. Jej krótki dech, który z siebie wydała przy pocałunku, otwierał kolejne możliwości, działając na napięcie budujące się między nimi. Być może właśnie dlatego tkwiąc przy niej tak blisko i czując wędrujące w jego włosach palce, przygryzł kobiecą skórę. Nie mógł sobie darować tej drobnej przyjemności, by zostawić widoczny znak po sobie na jej ciele. Lekko zaczerwieniony ślad miał znajdować na linii jej obojczyka jeszcze przez kilka dni i musiała liczyć się z tym, by skrzętnie go ukrywać przed światem, jednak świadomość tego, że tam był, miała oddziaływać na niego w pewien niezrozumiały jeszcze sposób. W odpowiedzi na jej przesunięcie bliżej delikatnie wsunął kolano między jej nogi, by podjechać nim wolno ku górze, ku podbrzuszu - chciał patrzeć na nią, na jej twarz i przewijające się tam emocje. Uniósł głowę z jej barków, by móc oprzeć się czołem o jej i wytrwać w tej pozycji tak długo jak tylko się dało. Nie zamierzał oddawać jej pola tak łatwo, bo poddawanie dziewczyny pewnym subtelnym, lecz w swej naturze niezwykle wymownym gestom, sprawiało mu przyjemność z terenów, których wcześniej nie chciał odkrywać. Oddanie go pod opiekę guwernantki nie było w żadnym wypadku czymś, co chciałby ponownie przeżywać. Nigdy nie rozmawiał o tym z ojcem czy swoimi kuzynami, którzy, jak każdy chłopiec ze szlacheckiej rodziny, poddawani byli tym naukom, poznając tajniki cielesności o wiele szybciej od dziewczynek. Te pozostawały w strefie teorii jeszcze wiele lat nim doznawały męskiego dotyku. Pod pewnymi względami zazdrościł im tej niewiedzy i nieświadomości z pola cielesności. Jednak będąc przy Marine, nie odczuwał tego w ten sposób. Chciał chłonąć z tego, co dawała mu jej bliskość. I co dawała mu ona sama. - Wtedy na schodach... - zaczął głęboko, nie przestając drażnić jej czułego miejsca. - Zostawiłaś ją specjalnie, prawda? - spytał lub właściwie stwierdzał, uśmiechając się pod nosem, doskonale odnajdując wspomnieniami obraz niecodziennego spotkania podczas ślubu Rosalie i Cynerica. Gdy pozostawali błogo nieświadomi następnych miesięcy.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Komnaty Marine [odnośnik]28.12.18 0:24
Kiedyś powiedział jej, że przeszłość należało zostawić za sobą i właśnie to zamierzała zrobić. Zapomnieć o koszmarze, przykryć go kolekcją wspaniałych snów oraz szczęśliwych wspomnień. Wynieść nauczkę z potknięcia, unieść głowę i iść dalej, nie rozpamiętując w nieskończoność. Umiejętność analizowania błędów nie równała się nieustającym, sentymentalnym podróżom w czasie – choć można było poddawać się temu od święta, nikt, kto zapominał o teraźniejszości na rzecz przeszłości, nie wyszedł na tym dobrze. Przed Marine pojawiła się kolejna rola do wypełnienia i zamierzała przyjąć ją z godnością, a żeby tego dokonać, nie mogła co chwile oglądać się przez ramię. Musiała być obecna, świadoma, zachować bystrość umysłu i trzeźwość oceny sytuacji. Tylko w taki sposób mogła wspierać Morgotha nie tylko jako męża, ale i nestora. Nie spodziewała się takiej nobilitacji, choć nie dalej jak w sierpniu gdybała nad podobną możliwością, przechadzając się w zagajnikach Weymouth. Jej ambicje sięgały daleko, lecz w najśmielszych snach nie podejrzewała, że przyjdzie jej zostać żoną nestora tak wcześnie. Musiała stanąć na wysokości zadania, choć nie dane jej było długo szykować się do odegrania najważniejszej partii w życiu. Najbliższe miesiące miały okazać się kolejnymi próbami, dlatego cieszyła się, że nie jest sama w swoich staraniach. Przed nim stało o wiele więcej obowiązków, wszyscy skupili uwagę na wieku młodego nestora, na jego powinnościach i koniecznych do podjęcia decyzjach. Jej zadaniem było niesienie wsparcia, lecz czuła, że nie będzie w stanie ograniczyć się jedynie w ramach, jakie zostały jej narzucone. W jej pragnieniach niesienia mu pomocy pod tym względem nie było sztuczności, nie było ani jednej fałszywej nuty – jego sukcesy miały być jej sukcesami, sukcesami całej rodziny, do której już wkrótce będzie przynależeć oficjalnie. Marine wiedziała jednak, że zdecyduje się wykroczyć poza to, czego od niej oczekiwał. Chciała być jego podporą, ale i partnerką, ich relacja miała być pełnokrwista, wielowymiarowa, nie zaś ograniczona do wypełniania obowiązków narzuconych przed podpisanie umowy małżeńskiej. Nie potrzebowała kawałka pergaminu, by świadomie podjąć się niesienia ciężaru, który z biegiem czasu miał stać się przywilejem i przepustką do oceanu możliwości.
W przeciwieństwie do Morgotha, ona nie miała dookoła siebie zbyt wielu przykładów świadczących o tym, że małżeństwo może być czymś więcej, niż tylko instytucją pełną zasad do przestrzegania. Słyszała historie o tym, że ojciec kochał jej matkę, lecz nie mogła przecież przyrównać ich do rzeczywistości, a nie odważyła się nigdy zapytać go o to, jak było naprawdę. Podejrzewała, że okłamałby ją dla jej dobra, lecz nie potrzebowała od niego takiej litości – postać Odelii Slughorn nawiedzała ją tylko w snach oraz koszmarach, a Marine nie czuła wobec niej wielkiego sentymentu. Kuzynki wychodziły za mąż, zakochiwały się, bywały zauroczone nawet w kilku chłopcach lub mężczyznach na raz, lecz poza radosnym świergotaniem czy wymienianiem plotek lub opinii na temat oblubieńców, Lestrange nie dane było poznać jakichkolwiek szczegółów udanego związku. Może takie nie istniały? Jeśli rzeczywiście, teza ta była doskonałą motywacją do przeciwstawienia się jej i stworzenia z mężem czegoś, co inni mogliby stawiać za wzór. Gdyby tylko wiedzieli; śpiewaczka wciąż nie miała ochoty dzielić się smaczkami z życia prywatnego. Cała ta relacja i emocje jej towarzyszące należały tylko do niej i Morgotha; postronni nie byli godni, by odzierać się dla nich z intymności.
Nie sądziła, że sprowokuje go do śmielszych poczynań, lecz tak właśnie się stało. Wydała z siebie ciche westchnienie, gdy poczuła zęby w okolicach obojczyka. Odruchowo odchyliła głowę, przymykając oczy, dopraszając się o ponowną pieszczotę, która niestety nie nadeszła. Nowością było dla niej reagowanie na wszystkie bodźce, jakie od niego otrzymywała, musiała się też pilnować, by pragnienia ciała nie wzięły góry nad jej umysłem. Zwłaszcza teraz, gdy była wykończona nocną walką, a on znajdował się tuż obok, narażeni byli na poddanie się zmysłowości. Dotknęła palcami do miejsca, które ugryzł i choć nie widziała go, mogła być pewna, że pozostawił po sobie ślad. Naznaczył ją i o dziwo uradowało ją to bardziej, niż przestraszyło. Będzie musiała się postarać, by zasłonić zaczerwienienie, lecz zamierzała wracać pamięcią do chwili, w której znowu poczuła znajomy dreszcz.
Kolejne minuty nie oddalały ich wcale od siebie, wręcz przeciwnie. Leżeli teraz blisko, wpatrzeni w swoje oczy, a mężczyzna drażnił się z nią w najlepsze, pobudzając i testując wstrzemięźliwość młodej czarownicy. Nie była nauczona cielesności, posiadała jedynie wiedzę teoretyczną, ale tutaj, we własnej pościeli i w jego towarzystwie, czuła się dziwnie na miejscu. Nie wiedziała, co powinna była robić, wiedziała za to, co chciała robić. A chciała wciąż przebiegać palcami po jego włosach, a później odsunąć dłoń i położyć ją na jego kolanie. Przesunąć ją wyżej i zacisnąć lekko na moment, wszystko to przy akompaniamencie intensywnych spojrzeń.
Nie mogła nie uśmiechnąć się, gdy zapytał o szczegół z ich czerwcowego spotkania. Przyłapał ją, lecz o dziwo wcale nie było jej wstyd. Już nie. Przypomniała sobie, jak w bibliotece Wieży Astrologów uciekł przed jej dotykiem, a później spojrzeniem objęła całą sylwetkę leżącego przez nią mężczyzny – tak wiele zmieniło się w tak krótkim czasie. Relacja ewoluowała, lecz nie dało się wyczuć, by była jakkolwiek przyspieszona; nieregularne tempo miało być chyba ich znakiem rozpoznawczym.
- Nie wyobrażałam sobie, że rozejdziemy się w swoje strony i nigdy więcej nie spotkamy – wyjaśniła, a w jej głos wkradało się rozbawienie; dłonią subtelnie zawędrowała na jego biodro, po którym przesunęła delikatnie palcami, nie śledząc ich jednak wzrokiem. Ten miała skupiony wyłącznie na zielonych oczach – Byłam ciebie bardzo ciekawa – a ciekawość pomieszana z pożądaniem kazały jej nieznacznie odsunąć krawędź białej koszuli i odnaleźć dłonią skrawek ciepłej skóry – Nadal jestem.
Czego pragnął Morgoth Yaxley? Najbardziej na świecie oraz w tej jednej chwili?



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Komnaty Marine [odnośnik]28.12.18 2:04
Czy właśnie na tym miało polegać unikanie jakichkolwiek postępów przy narzeczeństwie? Czy nie po to nie dawano swobody w kontakcie z postaciami przeciwnej płci? Czy nie po to właśnie młodzi czarodzieje i czarownice musieli być pod opieką rodziców, przyzwoitek lub jakichkolwiek innych osób, które miały nad nimi czuwać, by nie wydarzyło się coś, czego później mogliby w jakikolwiek sposób gorąco żałować? Wydawało się to wręcz oczywiste, że nie powinno się widywać sam na sam - nie tylko będąc panną lub kawalerem, lecz również i przyobiecani byli śledzeni niezliczoną ilością spojrzeń, a każdy ich krok był wyraźnie analizowany. Nawet jeśli twierdzono, że mogli spędzić odrobinę czasu jedynie w swoim własnym towarzystwie, można było być pewnym, że z ukrycia dosięgała ich czyjaś uwaga. Nie było słabych punktów. A przynajmniej nie w miejscach, gdzie mogli przebywać czekający na zaślubiny. Nikt nie był na tyle bezczelny i pozbawiony jakichkolwiek zasad, by pojawić się niespodziewanie i bez zgody w domostwie drugiego rodu. Nikt nawet nie pomyślał, że jakiś maruder mógłby na to wpaść. Rodziny szlacheckie nie wychowywały dzikusów, którzy dawali się porwać ulotnym emocjom. A przynajmniej tak właśnie twierdzono. Morgoth znał jednak wielu,którzy szli za swoim instynktem, nie bacząc na miejsce urodzenia czy status krwi. Nigdy nie potrafił ich zrozumieć i im przebaczyć, ale w czym był lepszy od nich? Mógł się tłumaczyć, że nie pojawił się na wyspie Wight, by zakończyć wizytę w pościeli Marine, lecz fakty temu przeczyły, bo pomimo rozstania - wciąż tu był. Tam gdzie babka Lestrange wkroczyła i oderwała od siebie dwójkę zagubionych młodych arystokratów, mogli jeszcze zostać jakoś wyratowani. Lecz tutaj... W tym momencie Morgoth nie widział dla siebie innej drogi jak tylko przez potępienie i napiętnowanie tej bezczelności. Jakiekolwiek rozważania na ten temat miały przyjść o wiele później. Był przy niej, jednak to on nadał tor dalszemu spotkaniu i mimo braku skruchy, rozum miał w końcu dojść do głosu i burzliwie zbesztać go za to, że zbliżył się do panny na wydaniu. Ich przysięga obowiązywała przed obliczem świata, jednak szlachta była ponad tym i doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Nie bez przyczyny wprowadzili zasady postępowania, które z taką naturalnością złamali spleceni w uścisku młodzi ludzie. Poniekąd pozycja, którą teraz zajmował Morgoth powinna go bardziej otrzeźwić, ale nic nie byłoby w stanie go uspokoić, gdy logika była przysnuta grubą warstwą mlecznobiałej warstwy instynktów. Nie było podziału na lordów i lady. Nie było pochodzenia ani etykiety. Nie było nic, gdy na pierwszy plan wybijało się pragnienie posiadania tak blisko drugiej osoby. To nie miało tak wyglądać, a przynajmniej nie w jego wyobrażeniach jeszcze sprzed paru godzin. Spotkanie w Widmowym Lesie jednak wszystko zmieniło i nie było żadnego sposobu, żeby to od siebie odsunęli. Magia mogła rozwiać wszystkie wspomnienia, które posiadali - łącznie z przekroczeniem granic, koszmarnym snem i torturami, ale żadne z nich nie wyobrażało sobie sięgnięcia po taki rodzaj rozwiązania. Musieli być ostrożniejsi. Wiedzieli o tym. Zdawali sobie z tego sprawę, a jednak poddawali się czemuś zupełnie odmiennemu od tego, czego się nauczyli przez całe życie w świecie zasad, reguł i surowych ocen każdej sytuacji. Przegrali czy może właśnie doszli do etapu, kiedy to dawny porządek przestawał obowiązywać? Nie chodziło absolutnie o zniszczenie go - małżeństwo miało swoje własne zwyczaje, których musiało się trzymać. Porzucili stan panieński i kawalerski, a wraz z nim i część wychowania. Brakowało im jednak tylko oficjalnego oświadczenia.
Czując jej dotyk na swojej skórze, drgnął, a wszystko jakby się zatrzymało na pół sekundy. Trwała ona jednak znacznie dłużej, lecz wraz ze zdaniem sobie sprawy, że jej czas minął, świat przyspieszył. Nie tylko jednak on, bo serce Yaxleya załomotało mu gwałtownie w piersi, niemalże szykując się do tego, by wyskoczyć na zewnątrz i dać się zniszczyć. Morgoth złapał kobiece udo i przysunął bliżej siebie, tak jak w lesie, jednak obrócił ich, by znów znajdować się nad nią. Intensywne spojrzenia wymieniane bez ustanku, nie zmieniły adresata i nadawcy - wewnętrzny żar rozniecił się, buchając płomieniami, które śpiewaczka mogła dostrzec, jeśli tylko przyjrzała się uważniej. Pamiętała doskonale skrzące się ślepia bestii z koszmaru i chociaż w tamtych również jawiły się języki ognia, te były zupełnie odmienne. Pozbawione nienawiści i okrucieństwa. Pozbawione również dzikiej pustki. Zastąpiło je inne szaleństwo. Morgoth uniósł się na moment, zrzucił ciążący mu na ramionach płaszcz, by znów wrócić do Marine. Tym razem jednak nie zamierzał oszczędzać jej swojego ciężaru. Tak łatwo zapłonął, a skaczące po całym jego ciele iskry, nie pozwalały mu się uspokoić. Jeden gest Lestrange wywołał w nim wewnętrzną kaskadę, którą sam uprzednio sprowokował. Znów ją zachłannie całował. Znów byli blisko. Znów wróciły chaotyczna wymiana, która trwała zdecydowanie za długo. A jednak potrafiła poruszyć w nim coś, nad czym tracił kontrolę. Potrzebowali ratunku. I to teraz. W pewnym momencie coś zaświeciło mu w twarz, a Morgoth zastygł na pół uderzenia serca, wracając gwałtownie do rzeczywistości. Wrócił na ziemię i boleśnie zdał sobie sprawę z tego, co się działo. Co on robił? Czy pamiętał, gdzie się znajdował? Czy pamiętał, kim był? Czy tak łatwo mieli się poddać? Oderwał się od kobiety, zsunął się delikatnie w dół, chcąc oprzeć czoło o płaski brzuch Marine i starając się uspokoić oddech. - Słońce wschodzi - powiedział, szukając zarówno powodu, by odejść, ale również by zostać. Ta druga część przerażała go najbardziej. Chociaż umysł wciąż walczył z pragnieniami, wiedział, że w końcu przezwycięży je wszystkie. Pięści zacisnął instynktownie na materiale pościeli, lecz nie poruszył się jeszcze jakiś czas, czekając, aż umysł powróci. Spotkali się przy zachodzie słońca; oczywistym więc było, że rozstanie miało przyjść wraz ze świtem.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Komnaty Marine [odnośnik]28.12.18 10:14
Winni byli spotykać się jedynie w towarzystwie osób trzecich, a wszelkie uniesienia przełożyć na okres, w którym na ich palcach zalśnią już oficjalne obrączki. Swoboda nie była im pisana, wręcz przeciwnie, nie powinni jej poszukiwać a jedynie się wystrzegać. Prowadziła do upadku moralności, do porzucenia tradycji, sprzeniewierzenia się wartościom, jakie młodym szlachcicom i szlachciankom wpajane były od maleńkości. Porządek był z góry ustalony, a konserwatywne wychowanie miało stanowić gwarancję wyboru ascetycznej niemalże ścieżki wstrzemięźliwości. Łamanie zasad nie powinno przychodzić łatwo lub bez wyrzutów sumienia, lecz tych Marine wcale nie odczuwała; przyciągnięta za odsłonięte udo przez męża poddała się jego woli bez najmniejszego sprzeciwu, za to z wyczuwalną przyjemnością. Jak coś tak rozkosznego, mogło być zgubne? Być może miewała problemy z odróżnieniem dobra od zła, lecz nigdy z podporządkowywaniem się; od zawsze szczyciła się tym, że dopasowanie do sytuacji przychodziło jej niezwykle łatwo. Tym razem jednak nie mogła i wcale nie chciała powstrzymać pragnienia, które obudziło się w niej wtedy w Widmowym Lesie i trwało aż do obecnego momentu. Musiał jej wybaczyć, gdyż nie zamierzała go stopować, chętnie przyjmując jego pocałunki, wyczekując ich, oddając je zachłannie.
Nie sądziła, że będzie jej dane przeżyć coś takiego, że los przyniesie jej w prezencie rozwiązania, o jakich nawet nie marzyła. Jeszcze kilka miesięcy temu starła się nie myśleć o zaręczynach, skupiona na karierze i stawianiu pierwszych kroków w dorosłości, gdy jednak postawiono ją przed faktem dokonanym, chciała tylko jednego – zrozumienia. Gdy poznała Morgotha wyczuła, że jej życzenie może zostać spełnione i rzeczywiście tak się stało, połączyła ich więź dziwnie niewytłumaczalna lecz szczera i silna. Mimo sprzeczki w rezerwacie, mimo koszmarnego snu wciąż trwali przy sobie, nie odwracając głowy; współczuwając, dbając o potrzeby tej drugiej osoby. Powinno jej to wystarczyć, niektóre kobiety nie mogły przecież nawet marzyć o podobnym oddaniu, jednak gdy Marine posmakowała już przyjemności, jej ambicja sięgnęła dalej. Fizyczność nie leżała nigdy w obszarze jej zainteresowań, a jednak była tu teraz, przyciągała do siebie mężczyznę, który oficjalnie nie był jeszcze jej mężem, lecz między nimi wybrzmiały już przysięgi, a wszystko dokonało się w otoczce o wiele bardziej mistycznej, niż mógł im to zapewnić jakikolwiek ołtarz oraz uroczystość. Chciała czuć jego dłonie na swojej skórze, jego pocałunki na ustach, chciała by pomógł jej zapomnieć o przykrościach w sposób, który nie powinien nawet przejść im przez myśl. Złamała dla niego wszystkie swoje zasady, lecz nie czuła wyrzutów sumienia, zwłaszcza, że on także nie dbał już o swoje. Jeszcze przed kilkoma momentami była pewna, że do niczego dziś nie dojdzie, a w chwili obecnej nie pożądała niczego bardziej. Oddech miała urwany, dłonie chaotycznie wędrowały po jego twarzy i ciele, nie wstydząc się zawędrować w rejony, jakie powinna poznać dopiero podczas nocy poślubnej. Znów udało mu się wyrwać swoje imię z jej ust, a gdy zobaczyła w jego oczach, jak bardzo jej pragnie, przepadła całkowicie.
Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny. Morgoth znienacka oderwał głowę, poruszony bodźcem z zewnątrz; na tyle silnym, by oboje mogli zaczerpnąć oddechu i ponownie spojrzeć sobie w oczy. Pierś falowała jej raptownie, gdy zamglonym wzrokiem podążyła w tę samą stronę. Miał rację, świtało. Spoglądając na uchylone balkonowe drzwi spostrzegła, jak do jej komnat wślizgnął się Eos. Na widok nieznajomego przystanął na moment i przyjrzał mu się z zainteresowaniem, machając ogonem – jeśli kot wracał właśnie z nocnego polowania, mogło to oznaczać tylko jedno; służba rozbudziła się, a wraz z nią pierwsi mieszkańcy Thorness Manor.
Marine jęknęła rozżalona, przeczesując palcami włosy mężczyzny. Jego głowa ułożona na jej brzuchu nie sprawiała jej dyskomfortu, wręcz przeciwnie. Dylemat pomiędzy tym, co słuszne a grzeszne, owładnął młodą parą, lecz tym razem do stracenia mieli o wiele więcej, niż w Widmowym Lesie. Musiała pozwolić mu odejść, choć teraz wydawało jej się, że będzie to najcięższa rzecz, jaką przyjdzie jej zrobić tego dnia. Wędrówki po Hadesie były niczym w porównaniu ze świadomym odmówieniem sobie przyjemności.
- Idź – podniosła się do pozycji siedzącej, z trudem wypuszczając z ust słowa, których wcale nie chciała wypowiadać. Pochyliła się jednak i złożyła jeszcze kilka pocałunków w przypadkowych miejscach twarzy Morgotha – Odpocznij, nabierz sił – zarekomendowała, odsuwając twarz z wyraźnym ociąganiem – A ja spróbuję nie oszaleć z tęsknoty – kąciki jej ust ułożyły się w lekko rozbawionym uśmiechu, gdy to wyznawała – I zapytam ojca dlaczego ty i ja nie możemy pobrać się choćby jutro.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Marine 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Komnaty Marine
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach