Wydarzenia


Ekipa forum
Chloe Baudelaire
AutorWiadomość
Chloe Baudelaire [odnośnik]19.07.15 0:05

Chloe Baudelaire

Data urodzenia: 31 lipca 1933
Nazwisko matki: Yaxley
Miejsce zamieszkania: Londyn, WB
Czystość krwi: czysta ze skazą
Zawód: stażystka w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wzrost: 173 cm
Waga: 53 kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: szaroniebieskie
Znaki szczególne: brak


Historia dzięki której pojawiłam się na świecie brzmi jak żywcem wyjęta z romansu. Jako mała dziewczynka uwielbiałam wysłuchiwać jej na dobranoc, nigdy mi się nie nudziła. Razem z matką, Catherine Yaxley, przeżywałam jej ucieczkę z rodzinnego domu, gdzie rodzice próbowali przymusić ją do małżeństwa z jakimś starym, pomarszczonym magiem. Byłam pewna, że czuję wiatr we włosach, gdy opowiadała o locie na miotle na najbliższy dworzec, a potem czułam zapach pary z lokomotywy. Mnie też ściskało w dołku, gdy pociąg wiózł ją w nieznane. Łapczywie chłonęłam szeptany opis wspaniałego Paryża, miejsca, w którym uprzedzeń do krwi i trzymania się zasad było o wiele mniej. Jednak najbardziej podobał mi się fragment o tym jak znad kufla piwa kremowego ujrzała oszałamiającego francuza, który nie odrywał od niej wzroku. Miłość od pierwszego wejrzenia połączyła ją z Dorianem Baudelaire. Nie było ważne czy nosi tytuł szlachcica, czy przypadkiem czysta krew ulegnie zbrukaniu, w ogóle mało co się wtedy liczyło.
Uwielbiałam tę historię. Gdy mama wychodziła i gasiła światło wyobrażałam sobie swoją własną, pełną magii oraz szczęścia. Leniwe letnie powietrze niosło zapach dojrzewających winogron, który otaczał mnie poczuciem bezpieczeństwa niczym kokon. To właśnie tu urodziłam się i wychowałam, w rodzinnej winnicy Baudelaire’ów pod Paryżem. Najbardziej beztroskie i najlepsze wspomnienia wyniosłam właśnie stąd.



Rodzinny dom to wspaniała willa, z której ogromnych okien można było podziwiać niekończące się pola winorośli. Tam nauczyłam się pierwszych słów po angielsku i francusku. Swoje pierwsze kroki stawiałam na krętych ścieżynkach pośród winnych krzewów i to nad nimi unosiłam się na dziecięcej miotełce, ku ogromnemu przerażeniu matki oraz dumie ojca. Odcięcie się od Anglii nie oznaczało jednak odcięcia mnie od typowych dla niej zasad wychowania. Rodzina Baudelaire może nie była szlachecką, ale czysta krew niosła ze sobą pewne zobowiązania. Dlatego razem z moją kuzynką Anastazją pobierałyśmy naukę u guwernantki. Matka Anastazji zmarła w połogu, więc razem z ojcem Paulem, brat mojego taty, dziewczyna mieszkała z nami oraz dziadkami. Ku zaskoczeniu wszystkich traktowałyśmy się nawzajem jak siostry. Szeptałyśmy pod nosami doprowadzając do furii panią Laurent, naszą guwernantkę, rysowałyśmy sobie po pergaminach śmieszne obrazki czy podpowiadałyśmy, gdy któraś była pytana na wyrywki. Była jednak rzecz, która nas rozdzieliła. Lekcje gry na fortepianie nigdy nie przypadły mojej kuzynce do gustu. Wielki, biały instrument stojący w głównym salonie fascynował jedynie mnie. Na początku upierałam się, że to na pewno magia pozwala mu wydawać takie niesamowite dźwięki. Ojciec z rozbawieniem wytłumaczył mi zasady działania tego instrumentu. Miałam pięć lat, gdy zaczął uczyć mnie tej zupełnie innej magii. Wkrótce zatrudniono specjalnego nauczyciela, z którym szkoliłam swoje umiejętności. Anastazja stanowczo odmawiała nauki, ale lubiła słuchać jak gram. Pewnego dnia uczyłam się grać melodię do piosenki, którą matka śpiewała mi jeszcze nad kołyską. Znałam słowa, więc po prostu zaczęłam śpiewać. Mama z tatą przysiedli zasłuchani na kanapie i świat na chwilę jakby się zatrzymał. To było wspaniałe uczucie widzieć ich szczęśliwych. To dzięki nim pokochałam i doceniłam śpiewanie. Bo wtedy wszystko inne robi się małe i nieznaczące, a ludzie słuchają jak zaklęci, odwracając się na chwilę od swoich zajęć. To dopiero czary.



Wszystko zmieniło się, gdy wujek Paul oznajmił, że Anastazja rozpocznie naukę w Akademii Magii Beauxbatons. Było dla mnie jak słońce, że pójdę tam razem z nią. Nie miałam innych przyjaciół, przelotnie znałam jedynie dzieci restauratorów, którzy kupowali od nas wino, paru było nawet mugolami. Moja matka miała jednak zupełnie inne plany. Chociaż z miłości wyrzekła się rodziny to nie chciała, abym to we Francji uczyła się magii. Widocznie była genialną aktorką, bo nigdy nie pokazywała, że tęskni za deszczową Wielką Brytanią. To był jeden, jedyny raz kiedy usłyszałam jak kłóci się z papą. Sama kłóciłam się z nią wcześniej, która dziesięciolatka tego nie robi?, ale nigdy nie widziałam by moi szalenie kochający się rodzice podnosili na siebie głos. Była upalna, letnia noc i zeszłam do kuchni po szklankę wody. Przez strach przed rozdzieleniem z Anastazją miałam koszmary i problemy ze snem. Zobaczyłam rodziców w przyciemnionym świetle, oboje mieli w dłoniach różdżki. Uciekłam z powrotem do pokoju.
Przeprowadziliśmy się do Londynu trzydziestego pierwszego lipca, w dniu moich jedenastych urodzin. Możliwość urządzenia własnego pokoju nie osłodziła mi rozłąki z kuzynką, najlepszą przyjaciółką. Okropne za nią tęskniłam, a odległość jaka nas wtedy zaczęła dzielić nie sprzyjała wysyłaniu sobie sów. Nie nacieszyłam się zbyt długo nowym domem, bo pierwszego września stanęłam na peronie 9 i 3/4, aby rozpocząć własną edukację. Nie cieszyłam się z tego powodu, bo wiedziałam, że nie będę mieć tam zbyt wielu okazji do śpiewania. Ciążyły też nade mną słowa matki, która zaciągnęła mnie na stronę dzień wcześniej i przykazała nie chwalić się Yaxley’owymi korzeniami, miałam być tylko Baudelaire. Nie rozumiałam wszystkiego, ale wiedziałam, że dziadkowie nie pałają do mnie szczególną miłością, więc przytaknęłam. Starałam się jak najmniej kłócić po tym co zobaczyłam tamtej nocy, ale rodziców bolał chyba bardziej mój milczący sprzeciw. Ostatni rok starałam się śpiewać tylko, gdy nie było ich w pobliżu. Szczególnie ubodło to mojego ojca, który w końcu na początku był po mojej stronie.
Nie jestem i nie byłam typem męczennicy, więc przestałam się tym zadręczać i skupiłam się na szkole. Przydzielono mnie do Ravenclawu z czego byłam bardzo zadowolona. Mało kto próbował tam zawiązać ze mną kontakt, wszyscy stawiali na naukę, a ja też nie miałam zamiaru zawierać przyjaźni, bo miałam już jedną powierniczkę tajemnic. Z zaskoczeniem przyjęłam, że moim ulubionym przedmiotem wcale nie stało się zielarstwo, chociaż kochałam rośliny, co pewnie było u mnie dziedziczne. Pokochałam transmutację, zadziwiało mnie jak można machnięciem różdżki zmienić rzecz w coś zupełnie innego. Przynosiła też najszybsze efekty, więc nie drażniła mojej niecierpliwości. Właśnie z jej powodu zajęcia eliksirów uplasowały się u mnie na dole listy przedmiotów. Lubiłam profesora Slughorna, całkiem sympatyczny człowiek, ale nie umiał zarazić mnie pasją do tego przedmiotu. Czyli podsumowując, pierwszy rok był w porządku. W moim domu mało kto zwracał uwagę na czystość krwi, a uczniowie z innych domów chwilowo zainteresowali się mną i moim francuskim pochodzeniem. Nie mogłam się jednak doczekać powrotu. Pierwszy miesiąc wakacji mieliśmy spędzić w domu dziadków, we Francji. Oznaczało to spotkanie z Anastazją, pierwsze od roku. Wymieniałyśmy sowy, mój Mumford był bardzo dzielny latając do Beauxbatons. Okazało się jednak, że coraz rzadsze listy od kuzynki nie były wynikiem jej zmęczenia czy natłoku zajęć. Moja jedyna przyjaciółka nie miała problemu z nawiązaniem nowych przyjaźni, lipiec spędzała u jednej z nich w Marsylii. Nie sądzę, że dziecko może mieć złamane serce, ale na pewno nie odczuwa różnych emocji słabiej od dorosłych. Decyzje, które podjęła Anastazja złamały mi serce. Nagle rodzinny dom i winnice zaczęły sprawiać mi ból swoim widokiem. Aby nie zadręczać się myśleniem o utraconej przyjaźni uciekałam w śpiewanie. Całe dnie spędzałam przy fortepianie, muzyka pozostała moją najwierniejszą przyjaciółką.



Tym razem chętnie wracałam do Hogwartu. Skupienie się na nauce odciągało mnie od niepotrzebnych myśli, pozwoliło mi skutecznie zamknąć ten rozdział. Otaczali mnie przyjaźni ludzie, mimowolnie nawiązałam kilka kontaktów koleżeńskich, nikt jednak nie potrafił dotrzeć do mnie głębiej. Naprawdę sobą byłam tylko wtedy, gdy śpiewałam. Chór, który organizowała szkoła był najlepszą ucieczką i wyzwoleniem od wszystkich kłębiących się myśli, którymi nie miałam się z kim podzielić. Okazało się też, że miałam sporo do nauki w tej kwestii, ale szlifowanie umiejętności było oczyszczające oraz czasochłonne. Tak samo było z transmutacją która intrygowała mnie tak bardzo, że zainteresowała mnie też animagia. Była o wiele bardziej praktyczna niż przemiana w zwierzę za pomocą zaklęć i różdżki. Zaczęłam czytać o tym w bibliotece, wkrótce otaczało mnie więcej książek niż znajomych. Wkrótce zaczęłam zamęczać pytaniami nauczyciela transmutacji. Wykazał się mnóstwem cierpliwości względem mojej osoby, chociaż mógł odprawić mnie z kwitkiem. Utemperował mój dziecięcy entuzjazm i pokazał, że jeśli naprawdę tego chcę to czeka mnie ogrom ciężkiej pracy. Nie zraziłam się, lubiłam się uczyć, w końcu byłam z Ravenclawu.
Na tym właśnie opierało się moje życie w Hogwarcie, naprawdę nic szczególnego. Mało interesowałam się życiem szkoły, z koleżankami z roku więcej uczyłam się wspólnie niż rozmawiałam. Doświadczenia z Anastazją początkowo nie pozwalały mi na dopuszczenie kogoś bliżej, a z czasem po prostu nie umiałam tego zrobić. Ucieszyłam się więc, gdy skończyłam szkołę, bo wiedziałam, że chcę skupić się na animagii. Musiałam jednak pomóc rodzicom, bo okazało się, że finansowo stąpaliśmy po kruchym lodzie. Tata zajmował się dystrybucją rodzinnego wina z Francji, ale od kiedy niektórzy czarodzieje dowiedzieli się, że sprzedaje je również mugolom – sprzedaż spadła. Mama nie pracowała, nigdy nie była do tego przyuczona, poza tym wolała nie narażać się swojej rodzinie. Im mniej było ją widać w życiu publicznym tym lepiej. Zmuszona przez okolicznośc złożyłam podanie na staż do departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Znałam francuski i potrafiłam utrzymywać dobre stosunki na stopie towarzyskiej, więc chyba się nadawałam. Ministerstwo widocznie podzielało moje zdanie, bo przyjęto mnie na pięcioletni staż. Nie był to jednak szczyt moich marzeń. Mała dziewczynka, którą zakopałam książkami i nauką wciąż chciała śpiewać. Nadal to robiłam, ale musiałam ograniczyć się do nucenia przy prysznicu czy robieniu zakupów. Nie wiedziałam jednak jak mogę na tym zarobić, więc postanowiłam zrealizować inne marzenie. Jako dwudziestolatka przystąpiłam do poważnej nauki na animaga, zaczęłam chodzić na kurs i poświęcałam temu maksimum czasu wolnego jaki zostawał mi po stażu. Żadne z tych zajęć nie pozwalało i nie pozwala mi na usamodzielnienie, więc nadal żyję na garnuszku rodziców. Nie uśmiecha mi się to zbytnio, bo mój ojciec snuje pod nosem jakieś plany mojego zamążpójścia. Wygląda na to, że pora na zmiany.



Patronus: Koty wałęsały się po winnicach Baudelaire, aby likwidować niechciane szkodniki w postaci myszy. Były niezależne, niezbyt przywiązane do kogokolwiek, ale jednocześnie łatwo przystosowywały się do nowego otoczenia i działały skutecznie. Jako mała dziewczynka Chloe mało się nimi interesowała, ale spędzając kolejne wakacje w rodzinnym domu zaczęła poświęcać im więcej uwagi. Zapewne coś, a raczej kogoś jej przypominały.Nie było więc dla niej zdziwieniem, gdy jej patronusem okazał się zwykły dachowiec.
O czym myślała, gdy go wyczarowała? O nocny, gdy po wyjątkowo ostrej burzy skroniła się w łóżku rodziców i w ich objęciach pierwszy raz usłyszała ich historę miłosną.










 
4
10
0
0
0
0
1


Wyposażenie

Różdżka, sowa Mumford



Gość
Anonymous
Gość
Re: Chloe Baudelaire [odnośnik]21.07.15 1:19

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Historia życia młodziutkiej Chloe dopiero zaczyna się pisać; złamane w dzieciństwie serce być może zdołało już ochłonąć, a ona sama nabrała sił na dalsze wyzwania. Uzdolniona muzycznie artystka, wrażliwa dusza  - nazwisko w końcu zobowiązuje - ze smykałką do transmutacji, ciekawa, jak poradzi sobie w dorosłym życiu, witam na forum i mam nadzieję, że będziesz się z nami dobrze bawiła!

OSIĄGNIĘCIA
Śpiewaczka - czaruje świat swoim głosem
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:4
Transmutacja:10
Obrona przed czarną magią:0
Eliksiry:0
Magia lecznicza:0
Czarna magia:0
Sprawność fizyczna:1
Inne
Brak
WYPOSAŻENIE
różdżka, sowa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[21.07.15] klik 900-200=700






bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Chloe Baudelaire
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach