Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dziecięcy
AutorWiadomość
Pokój dziecięcy [odnośnik]27.12.18 23:39

Pokój dziecięcy

Otoczony bielą, brązem i wielobarwnością zabawek, stanowi osobliwą oazę domu Bartiusów. Drzewa wymalowane na ścianach są zaczarowane - razem z porami roku tracą i zyskują nowe liście, odwiedzają je codziennie inne zwierzęta, ptaki cicho wygrywają swoje melodie, tworząc nowe kołysanki. Kołyska osłonięta jest brązową zasłonką, czymś w rodzaju baldachimu, w niedalekim sąsiedztwie znajdują się wszystkie rzeczy potrzebne do podejmowania opieki nad maleństwem.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dziecięcy Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój dziecięcy [odnośnik]17.08.19 12:58

31.01.57.


Mógł jedynie podejrzewać, co czuła Eileen. Być świeżo upieczoną panną młodą, a po niecałym roku wspólnego życia stracić kogoś, na kim jej bardzo zależało i z kim wiele przeszła, kogo zapewne niewyobrażalnie mocno kochała. Do tego niedawno urodziła dzieci, które nigdy nie zobaczą swojego ojca; które będzie musiała wychować (teoretycznie) sama. To musiało być dołujące, ale obecność małego Albusa i Bathildy zapewne podniosła ją choć minimalnie na duchu. Co prawda, miała też swoją mamę, uprzejmą panią Wilde, ale… to i tak nie było to samo. Ból po stracie kogoś tak bliskiego musiał być nieopisany i nawet on, człowiek z (w pewnym sensie) podobną historią, nie mógł sobie go wyobrazić, ani spróbować się w niego czuć. A mimo to, próbował. Ciężko mu było czytać otrzymywane przez nią listy, a jeszcze ciężej było mu na nie odpisać. Ciężko, dlatego że chciał dodać jej jak najwięcej otuchy, a wiedział że nie jest łatwo to zrobić. Nie mógł też w żaden sposób magicznie zmienić jej nastroju. Eileen musiała, po prostu, przejść przez ten najgorszy w jej życiu okres, ale najlepiej dla niej by było, gdyby przechodziła przez to z kimś, kto był jej bliski i kogo ceniła.
Chciał ją odwiedzić. Nie tylko z tego powodu, że sama pisała, że potrzebuje towarzystwa. Chciał, bo i ona mu kiedyś pomogła w podobnej sytuacji, tj. pomogła mu przejść po stracie bliskiej mu osoby. Smutne było jedynie to, że doszło do tego, że i on jej się odwdzięczał. EIleen była mu bliska, jako przyjaciółka ze szkolnych lat, jako kompan, który nie oceniał go za młodu. Teraz jeszcze bliższa ze względu na wspólny cel. Nie rozmyślał dwa razy i nie wahał się co do tego czy powinien ją odwiedzić. Od razu wybrał jeden z kolejnych dni od ostatniego napisanego przez niego listu. Dotarcie do Szkocji nie było obecnie tak trudne, anomalie zniknęły, teleportacja wróciła (choć nadal uważał ją za nieprzyjemną). W drodze do domostwa państwa Bartius, teraz niestety jedynie Eileen i jej dzieci, kupił czerwone goździki. Te, w regionie, po którym podróżował jeszcze rok temu, były uznawane za kwiaty przeznaczone dla zmarłych. Być może dlatego, że oznaczały tęsknotę. Miał nadzieję, że i Eileen miała je tak przyjąć, ale był gotów jej to w razie czego wytłumaczyć. W końcu każdy kraj inaczej patrzył na symbolikę kwiatów.  
Na progu jej domu zjawił się po południu. Tym razem bez żadnych elementów, które mogłyby sugerować, że jest Macmillanem, ubrany w szary płaszcz z kapturem, który (jak się zdawało) w ogóle do niego nie pasował. Nie pasował, bo pozbawiony był typowych dla Anthony’ego elementów jak guziki z wizerunkami małych miotełek lub znikaczy, może też dlatego że nie był granatowy, a przecież ten kolor Macmillan uwielbiał. Nie chodziło tutaj jedynie o skrywanie się od niepożądanych oczu, ale też o to, żeby uszanować stratę biednej Eileen. Takie smutne przeciwieństwo do tego jak się ubrał na jej ślub. To samo tyczyło się kolorystyki jego garnituru, który tak samo był czarno-szary. Chwilę rozglądał się po ścianach domu i po okolicy, a następnie postanowił niepewnie wykorzystać kołatkę na drzwiach wejściowych, zapukać i zaczekać na pojawienie się drogiej mu przyjaciółki. W gotowości prawej ręki, ze względu na jego obsesję wszechobecnego zagrożenia, trzymał różdżkę, w lewej bukiet goździków i drobne prezenty dla Albusa i Bathildy.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dziecięcy 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dziecięcy [odnośnik]17.08.19 23:56
W kominku wciąż się paliło. Ogień grzał dom, gdy temperatury sięgały niebezpiecznie dolnych zakresów, przy których londyńczycy mogli czuć się w miarę swobodnie. Dawno już nie wychodziła z domu, nie wiedziała więc, że chodniki i drogi pod śnieżną pokrywą okazywały się istną ślizgawką, pozamykano niektóre ze sklepów w wiosce, a zwierzęta pochowane po stodołach i stajniach musiały walczyć o życie. Nie obchodziło ją nic, zaczynała obrastać coraz mocniejszym murem, chowała się pod kloszem z grubego, hartowanego szkła, panicznie bojąc się postawienia kroku naprzód w sytuacji, w jakiej tkwiła. Śmierć Herewarda utworzyła w jej życiu ogromną przepaść – nie do przeskoczenia dla jej samej, tym bardziej dla innych. A po porodzie wydawało jej się, że jest jeszcze gorzej. Nie chciała poddawać się uczuciu zniechęcenia, a potem przerażającej stagnacji, łzami bezsilności rosiła poduszkę, w palcach mnąc prześcieradło, gdzie do tej pory spał jej mąż. Nie miała siły, ale jednak skądś musiała ją wziąć. Szukała źródła. Nie był już nim Zakon Feniksa i choć wciąż była uważana za jego członka, to nie było nikogo, kto zmusiłby ją do aktywnego udziału w jakichkolwiek aktywnościach, które były nadzieją na lepsze jutro. Barty już je wywalczył – dla niej, dla swoich nowo urodzonych dzieci, których nigdy nie pozna. Poświęcił życie, by dwudziestego ósmego grudnia z nocnego nieba spadł ożywiający przegniłą od anomalii ziemię deszcz. I to jej miało wystarczyć.
Utwierdzała się w tym przekonaniu, gdy trzymała ich dzieci w swoich ramionach. Drobne stworzenia, które miała kochać i chronić, otaczać opieką, jaką mogłaby obdarować Herewarda. Były tak małe, ich główki, drobne paluszki, pulchne ramionka, delikatna skóra nieświadoma zagrożeń czyhających za ścianami ich rodzinnego domu. Albus wydawał się jeszcze mniejszy od siostry, choć w ciągu ostatniego tygodnia zdołał nieco się wzmocnić, dzięki mleku matki. Pragnęła dla nich jak najlepiej, łakomie wybierając z ich obecności tyle samo dobra dla siebie. Gdyby ktoś rozdzieliłby ich, Eileen najpewniej prócz rozdartego na fragmenty serca, straciłaby też i swoje życie. Na razie jednak wszystko było dobrze, w domowym zaciszu wręcz zachwycająco dobrze. Jej rodzice przeprowadzili się do niej, zabierając ze sobą tatę Just, otoczona więc była najbliższymi jak ciepłym szalem. Ale wciąż potrzebowała więcej.
Słysząc charakterystyczny, niski dźwięk kołatki, zamilkła na chwilę, oglądając się w stronę drzwi z pokoju maleństw. Za chwilę rozbrzmiały też pazury drapiące łagodnie o drewnianą podłogę. Waldie wyjrzał przez nieduże okienko tuż obok drzwi, strzygąc uszami. Znał większość czarodziejów, którym Eileen ufała, i nie reagował na nich szczekaniem. Gd zobaczył Anthony’ego, wywiesił długi jęzor i zaczął merdać ogonem. Odłożyła ostrożnie śpiącego Albusa do kołyski, tuż obok Bathildy, i zeszła na dół, nie spiesząc się jednak zanadto. Nie miała sił. Fizycznych i psychicznych. Ale gdy otworzyła drzwi, pojawił się uśmiech rozjaśniający bladą, zmęczoną twarz.
Tony! – zanim zdołał przekroczyć próg, objęła go, niezbyt mocno, ale wciąż po przyjacielsku, rodzinnie. – Tęskniłam. - ucałowała go krótko w policzek. Naprawdę cieszyła się, że tu był.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dziecięcy 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Pokój dziecięcy [odnośnik]18.08.19 13:36
Czekał spokojnie, choć chłód zdawał się wdzierać mu pod skórę. Martwił się jedynie o kwiaty. Nie chciał, żeby doznały szoku, choć pewnie ten był nieunikniony (z temperaturą na dworze nie mógł walczyć). Spodziewał się, że prawdopodobnie Eileen była sama w domu, a i pewnie była zajęta malcami. Jedyne co go kłopotało to to, żeby nikt z sąsiadów go nie rozpoznał. Rozglądał się trochę nerwowo od czasu do czasu. Elementy ostrożności. Nie chciał być w końcu osobą, która przyprawiłaby domostwo Bartius o kłopoty związane ze swoją obecnością. Musiał uważać. Sam nawet zaczął rozmyślać czy aby dobrze zrobił zjawiając się tutaj.
Moment, kiedy drzwi się otworzyły, a pierwsze co usłyszał to własne imię, sprawiły że uśmiechnął się serdecznie. Zanim jednak w ogóle zdążył cokolwiek odpowiedzieć, nie mówiąc o przyjrzeniu się sylwetce Eileen, ta objęła go. Po trochu zaskoczony, choć pozytywnie, postanowił jedynie odpowiedzieć tym samym gestem. Cmoknął ją w czoło i pogłaskał po włosach, mając nadzieję, że czarownica nie uzna tego za nieprzyjemne. I on tęsknił, bardzo. Nie widzieli się długo, pomijając krótkie minięcie na jej weselu… Na tę myśl szybko spochmurniał. Wszystko wskazywało na to, że ich spotkania miały być albo wesołe, albo wyjątkowo smutne. A on miał ochotę obwiniać się za to. Wychodziło na to, że jego obecność przynosiła pecha każdemu, kogo spotykał i traktował za bliską mu osobę.
I ja – odpowiedział dopiero po chwili, klepiąc ją delikatnie po ramieniu. Chwilę ją tak tulił, wzdychając przy tym dość ciężko. Trudno mu było wyobrazić przez co naprawdę musiała przechodzić. Następnie schował swoją różdżkę do wewnętrznej kieszeni garnituru, ta najwyraźniej nie była mu potrzebna. Zauważył przy tym, że tuż obok Eileen stał Grindelwald. Pogłaskał go po łbie i wytarmosił mu futro, uśmiechając się przy tym jak małe dziecko. – Farciarz z ciebie, masz własne futro – rzucił w jego stronę. Szybko wrócił jednak do przyjaciółki: – Mam nadzieję, że nie jesteś sama. To jest, że jest tutaj twoja mama. – Zależało mu na tym, żeby czarownica nie była pozostawiona sama ze swoimi myślami. Z drugiej strony liczył też na obecność pani Wilde, która zawsze wydawała mu się bardzo przyjemną kobietą, jej też długo nie widział. Przypomniał sobie także o tym, że przecież trzymał w dłoni i kwiaty, i drobne upominki dla dzieci. – Kwiaty są dla ciebie, starałem się wybrać najładniejsze, – wyjaśnił, – a paczka dla dzieci. – W paczce z kolei kryły się grzechotki wymalowane w miotełki i pluszowe znikacze. Za tym zamknął za sobą drzwi, nie chcąc wpuszczać chłodu do domu. – Mam nadzieję, że cię nie niepokoję swoją obecnością?


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dziecięcy 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dziecięcy [odnośnik]13.09.19 17:39
Utknęła w domu – z własnej woli, w domu czuła się najbezpieczniej, wśród rodziny, wśród osób, którym ufała, a warto wiedzieć, że ufność Eileen ulatywała w eter równie szybko jak gojąca się magicznie rana. Zapuszczała korzenie coraz głębiej, listów celowo nie słała, tłumacząc się przed samą sobą, że brakowało jej czasu na głębsze kontakty, ale prawda była taka (leżała poza jej polem widzenia), że w jej życie po śmierci ukochanego męża wkradła się stagnacja. Zasypiała jak stare drzewo, które na zimę traci liście – jej zima miała już jednak nigdy nie minąć.
Ramiona Tony’ego dały jej przeświadczenie o dobru, którego jej brakowało. Zamknęła oczy, chłonąc z jego obecności życiodajne soki, jakby tylko to już tylko trzymało ją przy życiu. Prócz dzieci – to one były najważniejsze.
Tak, rodzice tutaj są. I wujek, tata Justine Tonks, kojarzysz ją, prawda? – z pewną dziecięcą ulgą i rozkoszą przyjęła ten krótki, przyjacielski pocałunek złożony przez Anthony’ego na jej czole. Splotła palce przed sobą, na wysokości brzucha, zerkając z lekkim, bladym uśmiechem na Waldiego, który zareagował na pieszczoty wywieszonym językiem. – Mój tata jest jeszcze w pracy, a mama poszła na targ, żeby kupić coś na obiad. Nie wiem jednak, kiedy wróci. Może na kolację. – zdawała się tym zupełnie nie przejmować. Była pewna, że wróci z koszykiem wypełnionym pachnącymi warzywami. Zabawne, że taką samą pewność czuła, kiedy Barty wychodził w grudniu na spotkanie Zakonu Feniksa, skąd mieli wyruszyć do Azkabanu. Jej spojrzenie opadło na kwiaty, który jej przedstawił, i na niewielką paczuszkę. Uśmiechnęła się nieco szerzej. – Dziękuję, są cudowne. Piękne goździki. – wetknęła nos między płatki, przymykając powieki i z przyjemnością wypełniając nozdrza słodkim aromatem kwiatów. – Czerwone. Czerwień to kolor miłości. Następnym razem poratuj się tą symboliką w prezencie dla Rii. Jak się miewa? Rozpoczęliście już przygotowania? Wejdź, Merlinie, trzymam cię w progu, gdzie moje maniery. Niepokoisz? Tony, błagam. – pozwoliła mu się rozpłaszczyć w holu, a sama ruszyła żwawym krokiem do kuchni, by zabrać niewielki wazonik i wypełnić go wodą, do której włożyła bukiet. Wróciła z nim do przyjaciela i wsunęła mu dłoń pod ramię, kierując nim w stronę schodów na piętro. – Pokażę ci Albusa i Bathildę – Waldie podreptał za nimi, jakby chciał być pewny, czy jego właścicielce nic nie będzie. Od czasu porodu niemal cały czas na zmianę przesiadywał pod jej łóżkiem i pokoju dzieci. – Wiesz… przed śmiercią Hereward zdążył zaczarować ich kącik tak, żeby na ścianie poruszały się rysunki zwierząt i roślin. Jest takie wielkie drzewo, każdego poranku i wieczora śpiewają na nim ptaki. Dzięki nim dzieci tak szybko zasypiają – opowiadała mu, gdy pokonywali kolejne stopnie. – To jego prezent dla nich. Jego obecność. – słychać było delikatny smutek w jej głosie, miękki, ułożony jak otulona deszczem ziemia. Przed wejściem do pokoju zatrzymała się, nasłuchując przy drzwiach i dopiero, gdy była pewna, że dzieci nie płakały, wpuściła Anthony’ego do środka.
W powiększonej magicznie kołysce, która delikatnie bujała się na boki w towarzyszącym zewsząd szumie zaklętych w ścianach traw, leżały maleńkie dziecięce ciałka. Nie spały, wielkie, błękitne ślepka wyraźnie to komunikowały. Albus ubrany był w błękitne śpioszki, Bathilda – kremowo-żółte. Pociągnęła Tony’ego za rękę, by je zobaczył, dostrzegł, jak bardzo podobne były do Barty’ego. Rzadkie, rdzawe kosmyki włosów oddawały to w pełni.
Mają po nim oczy – szepnęła do niego, kucając przy kołysce, delikatnie wsuwając palec w piąstkę córeczki, która natychmiast się na nim zacisnęła. – I włosy, oczywiście.
Oczywiście.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dziecięcy 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Pokój dziecięcy [odnośnik]24.09.19 19:36
Przytaknął na jej informacje dotyczące rodziców i tego gdzie się znajdowali. Dobrze, że miała przy sobie kogoś bliskiego, kto chciał się nią opiekować na co dzień. I on by chciał to robić, ale odległość między Kornwalią i Szkocją była dość wielka. Co prawda dzięki teleportacji ta wymówka nie miała znaczenia. Chodziło przede wszystkim o inny aspekt – nie chciał, żeby Eileen czuła się kontrolowana. A i tak pewnie ktoś się nią opiekował. Miał nadzieję, że bez zwracania na to uwagi, a także bez mówienia o tym wprost była (jakoś) w stanie go zrozumieć bez zbędnych słów, choć jednocześnie nie umiała jednak czytać w myślach.
Kojarzę, chyba – odpowiedział jej na pytanie dotyczące Justine Tonks. Nie był pewien czy aby na pewno osoba, którą ona miała na myśli była tą samą osobą, o której on myślał. Próbował jednak cokolwiek sobie przypomnieć o trochę znajomym imieniu i nazwisku. – Jeżeli chcesz to mogę zaczekać dopóki nie wrócą. Żebyś nie była sama. Jeżeli oczywiście chcesz – zaproponował. – W kilka osób zawsze jest raźniej – wyjaśnił natychmiast, podkreślając pośrednio obecność dzieci. To nie tak, że bał się o to, że coś się mogło stać Eileen, ale zwyczajnie nie chciał, żeby zostawała sama ze swoimi myślami (a jednocześnie podkreślał, że wszystko zależało od niej). Doskonale wiedział jak bardzo potrafią one zdołować człowieka. Sam się o tym zdołał przekonać.
Jej uwaga dotycząca standardowego znaczenia goździków wyraźnie go zaskoczyła, choć próbował tego po sobie nie pokazywać. Nie chciał poprawiać czarownicy, nawet jeżeli na początku tak sobie obiecał. Lepiej nie dołować jej słowami. Lepiej, że tak je przyjęła. Uśmiechnął się, choć widać było, że wyraźnie się zawstydził. Szczególnie kiedy jego przyjaciółka wspomniała o Rii. Nie miał wątpliwości względem swoich uczuć, ale wciąż czuł się dziwnie z tym faktem, że panna Weasley była jego narzeczoną. Do niedawna przecież pogrążony był w „żałobie”, która trwała dość długo i nie była powszechnie akceptowana przez jego rodzinę.
Dobrze – odpowiedział niepewnie, czerwieniąc się jeszcze bardziej. – Zaczęliśmy, trochę już ustaliliśmy, ale jeszcze dużo pracy przed nami – przyznał tym bardziej nieśmiało. Po pierwsze należało zagwarantować odpowiednio wysokie bezpieczeństwo dla gości, potem dobrze wybrać grono gości, nie mówiąc o pozostałych szczegółach. – Trochę się… stresuję – dodał. – A i niepokoję się. – Nie chciał mówić o tym jak wielkie niebezpieczeństwo ściągnął na swój dom. Tego rodzaju przyjęcie mogło dostarczyć problemów, ale wszystko zależało od tego czy będą w stanie zabezpieczyć posiadłość na czas wesela.
Nie przejął się tym, że droga mu Eileen trzymała go w progu. Machnął na to ręką, żeby się nie przejmowała. W końcu nie widzieli się dość długo. Zdjął swój płaszcz. Tutaj mógł czuć się bezpiecznie. Zaczekał w holu na przyjaciółkę, nie chcąc wychodzić na wścibskiego lub kogoś kto śledzi gospodarza jak cień. Nie każdy to lubił, a on nie zamierzał się naprzykrzać.
Chętnie – zabrzmiał wyraźnie zainteresowany, kiedy czarownica wspomniała o pokazaniu Albusa i Bathildy. Szedł tuż obok Waldiego, jak gdyby nie śmiał go wyprzedzić. Zresztą, nawet nie wiedząc o zamiarach psa, sam chciał być pewien, że Eileen nic się nie stanie, choćby tym czymś miał być zawrót głowy. – Sam chciałbym mieć taki pokój – odpowiedział jej. Ściany jego pokoju były schludne, ale i monotonne. Zauważył to ostatnio, kiedy wrócił do swojego dawnego nałogu i zamykał się w swoich czterech kątach z butelką whisky. – Ważne, że będą choć w połowie mogły odczuć jego obecność – pocieszył ją, choć nie był pewien czy aby na pewno dobrze to brzmiało oraz czy w ogóle powinien w jakikolwiek sposób komentować jej wyznania. Słyszał jednak, że była smutna, a on choć trochę chciał jej dodać otuchy.
Zatrzymali się przed wejściem, a on czekał na nieme pozwolenie ze strony Eileen, żeby w ogóle wejść do środka. Do pokoju wszedł niepewnie, najciszej jak tylko w ogóle potrafił. Nie chciał ani budzić dzieci, ani ich straszyć swoją obecnością. Niepewnie pochylił się nad małą Bathildą, dopiero teraz zauważając, że tak właściwie ta nie spała, tak samo jej brat. Dopiero wtedy zwrócił uwagę na rude włosy Barty’ego, nie wiedząc dlaczego pytając samego siebie w myślach czy jego dzieci też miały być podobnego koloru.
Mocno ściska? – zapytał ciekawsko. Nie chciał komentować kwestii oczu. Nigdy nie przyglądał się oczom zmarłego Bartiusa, nawet nie miał takiej możliwości.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dziecięcy 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Pokój dziecięcy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach