Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Burz
AutorWiadomość
Sala Burz [odnośnik]12.01.19 23:42
First topic message reminder :

Sala Burz

Jeden z przeznaczonych dla gości salonów posiadłości Chaeau Rose, obszerny elegancki pokój wyłożony jedwabnym dywanem w orientalne wzory, podobnie jak reszta wnętrz urządzona w jasnym, delikatnym francuskim stylu. Stoliki pomiędzy krzesłami są dość wysokie, by można podać na nich przekąski, jednak nie dość szerokie, by mogły zastąpić jadalnię. Widok z przestronnych okien nie pada jednak na kwieciste ogrody Rosierów, a na morską wodę, nad którą czasem pojawiają się smoki. We wschodnim skrzydle, gdzie mieści się Sala Burz, najmocniej odczuwalne są efekty sztormów - stąd zwyczajowa nazwa pokoju.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala Burz [odnośnik]23.11.20 21:07
Zachowywać się godnie. To było zadanie, które Riel Black postawił sobie na ten wieczór, kiedy, stojąc przed lustrem, wszelkimi możliwymi sposobami próbował okiełznać nieposłuszne włosy. Musiał przecież również wyglądać dostojnie, a nie jak szkolna miotła, używana w Hogwarcie przez pierwszoroczniaków. Do tego jeszcze pechowo trafiona piorunem. Powaga wydarzenia, jego historyczne znaczenie sprawiały, że był poddenerwowany. Oczywiście, przywykł do ważnych wydarzeń rodzinnych czy sabatów, jednak nie często dochodzi do połączenia dwóch zwaśnionych rodzin. I do tego Alphard się oświadczał! Alphard! Jego drogi brat! Dlatego Rigel chciał zrobić wszystko, żeby z jego strony wszystko było w jak największym porządku. Zrezygnował nawet ze swoich ulubionych indyjskich motywów, wbijając się w nudnie-klasyczną i dostojną szatę.
Na miejscu i podczas posiłku zachowywał się zgodnie z etykietą, ale również i w taki sposób, żeby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Wszystko przez to, że podczas posiłku zaczął czuć duże zmęczenie — czy to przez niepokój, towarzyszący przygotowaniom, czy może udzielało mu się napięcie brata? Na to pytanie nie był w stanie sobie odpowiedzieć. Starał się więc skupić na niezwykłym smaku potraw i unikaniu dużej ilości alkoholu, mimo że jego głowa wręcz wyła, by dostać jakąś używkę.
By dobrze reprezentować rodzinę, mimo swojego stanu, próbował być dobrym słuchaczem, grzecznie przytakiwać, prowadzić drobne zwyczajowe rozmowy o pogodzie i innych miłych drobiazgach. Podziwiał również sam Dom Róż — jego wnętrza, jak i ozdoby, przyszykowane na tą wyjątkową okazję. Dało się wyczuć ten znajomy perfekcjonizm Evandry. Myśl ta sprawiła, że mimowolnie się uśmiechnął. Czuł się trochę bezpieczniej wśród osób, z którymi jeszcze podczas nauki w szkole dobrze się dogadywał.
Kiedy goście i ich rozmowy przeniosły się do Sali Burz, podążył za resztą jak cień. Kiedy miał już przyłączyć się do jednej z rozmów, tematem stała się edukacja oraz przewaga Domu Salazara nad innymi. To kompletnie przekreśliło resztki jego chęci do prowadzenia okołopolitycznych rozmów. Ze smutkiem, który mógłby ujść za głęboką zadumę, odszedł na bok, żeby wyglądać na pochłoniętego podziwianiem obrazów, wiszących w pomieszczeniu. W pierwszej chwili myślał nawet, czy nie schować się gdzieś za wazonami pełnymi kwiatów, by definitywnie uniknąć krępującej rozmowy, jednak zdał sobie sprawę, że w tym stroju, wyglądałby jak plama ciemności na tle kalejdoskopu barw. Na wszelki wypadek już przygotowywał żart, że próbuje zrozumieć, czy nie jest animagiem w kolibra...ale szybko zrezygnował z tego planu. To by było żenujące.
Black zastanawiał się, czy nie spróbować podejść do brata i porozmawiać z nim. Sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, ponieważ zauważył różnicę kolorystyczną między jego codzienną bladością, a obecną, która nadal nie znikała. Jednak nie miał pewności, czy przypadkiem czegoś nie popsuje. Albo sprawi, że Pollux na niego spojrzy. Na samo wyobrażenie tej sceny przeszedł go dreszcz.
Kiedy w końcu Alphard ukląkł przed Lady Rosier, musiał się bardzo mocno powstrzymać, żeby nie okazać emocji zbyt wylewnie, choć wewnątrz czuł niesamowitą, rozpierającą go radość. To by było głupie, dziecinne i bardzo, ale to bardzo nie na miejscu.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Sala Burz [odnośnik]23.11.20 22:54
Pozostawała przy boku Evandry, jednocześnie nie odsuwając się też zanadto od matki Alpharda. Nie wchodziła między mężczyzn. Posiadała własne zdanie i swoje poglądy, jednak dziś te pozostawały na drugim planie. Zdawała sobie sprawę, że każde jej słowo zostanie poddane surowej ocenie. Była towarem, przynajmniej, jeśli chodziło o sytuację w której właśnie się wszyscy znajdowali. Podarkiem, kartą przetargową, pewnikiem nadchodzącego sojuszu. Musiała zadbać o to, by przez myśl nikomu nie przeszło, że mogłaby być nieodpowiednia. Musiała być idealna. W każdym, najmniejszym calu. Lata spędzone na sabatach, naukach, obserwacjach miał dzisiaj jej pomóc. Nie nękał jej niepokój, choć oczekiwanie było zwyczajnie nieznośne. Zwłaszcza, kiedy do jej uszu doszły słowa wypowiadane przez Callistę. Jej zmrużyły się na krótką chwilkę kiedy spoglądała na jednego z kelnerów obsługujących ich dzisiaj. Nie była do końca pewna w jaki sposób winna odbierać poruszenie tego konkretnego tematu. Była to jedynie próba przypodobania się jej siostrze, czy wyraźne zaznaczenie nadchodzącej przynależności do rodu, dworu, który miała opuścić? Ostatecznie zdecydowała się nie reagować w żaden sposób, pozostając w prowadzonej dyskusji z matką Alpharda. Czuła na sobie jego spojrzenie, jednak nie zdradzała się że świadomością odróżniania momentów, kiedy na nią patrzył. Sama nie zerkała ku niemu często, choć nie unikała go specjalnie spojrzeniem. Zwyczajnie poświęcała swoją uwagę jednostką z którymi w danym momencie rozmawiała nie rozpraszając się bardziej. Pozostawała przy neutralnych tematach, spokojnie wymieniając kolejne opinie choć zdawała sobie sprawę, że dzisiaj, każdy miał na twarzy maskę.
- Lordzie Black. - odpowiedziała w dokładnie ten sam sposób co on, lecz mimo, że jej twarz pozostawała obleczona w łagodny uśmiech kącik jej ust drgnął odrobinę w ledwie dostrzegalnym odruchu. Stalowo niebieskie tęczówki odnalazły jego kanciastą twarz, przesunęła po niej z uwagą, by finalnie skrzyżować z nim spojrzeniem. - Alphardzie. - rozświetlona pojawiającym się na wargach uśmiechem twarz niezmiennie spoglądała w jego kierunku. Patrzyła z mieszaniną ciekawości i spokoju na nieco blady uśmiech, który posłał w jej kierunku. Nie czuła oporu, ani wewnętrznego sprzeciwu nie będąc do końca pewną, czy odpowiedzialnym za to był kandydat, który znajdował się przed nią, czy fakt, że tym razem właściwie nie miała wyboru. Patrzyła więc, splatając przed sobą dłonie, jak Alphard sięga do kieszeni i przyklęka na jedno kolano. Patrzyła, jak podnosił wieko niewielkiego pudełeczka. Patrzyła na piękny elegancki pierścień, który miał znaczyć jedno. Jej tęczówki nie uniosły się na twarz Alpharda od razu, najpierw na krótką chwilę spojrzała na brata. Jesteś pewien, Tristanie? Tylko tyle potrzebowała wiedzieć, uzyskują swoją odpowiedź z uśmiechem powróciła spojrzeniem do znajdującego się przed nim mężczyzn. Trudno bylo przewidzieć, co ten miraż oznaczał dla nich samych. Dla niej samej, ale miała na myśli każde słowo, które wypowiedziała Tristanoiwi w Baśniowej Puszczy. Słowo, a może obietnicę. Zamierzała mu pomóc, swoimi własnymi sposobami, czasem zupełnie niewidocznie. A Black zdążył już zrozumieć, że nie trafił na coś co posiadać mógł każdy. Nabrał pokory. A co ważniejsze zapałał uczuciem - ono miało gwarantować jej bezpieczeństwo na nieprzyjaznym gruncie londyńskiej kamienicy. Napięcie, ciągłe pilnowanie każdego słowa sprawiają, że przez krótką chwilę Melisande ma ochotę na żart, rozładowanie nagromadzonych emocji chyba wszystkich znajdujący się w sali. Na usta ciśnie się kilka krótkich, w jej mniemaniu nawet zabawnych odpowiedzi. Zrezygnowała jednak z każdej, nawet z pytania, czy jest pewny, że chce za szwagra jej brata. Ostatecznie, skoro dziś klęczał przed nią, raczej zdawał sobie sprawę z konsekwencji własnych poczynań.
- Zostanę. - krótkie potwierdzenie, obleczone w idealne skrojony uśmiech był prezentem, nagrodą, długo wyczekiwanym przez niego podarkiem. Czymś, co sam zdobył. Po co odważnie sięgnął. Wysunęła zgrabną dłoń w jego kierunku, pozwalając, by ozdobił jej rękę znaczącym symbolem.
Miała należeć do niego.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Burz [odnośnik]24.11.20 20:27
Rzeczywiście nie zdawała sobie sprawy z tego, że kłopoty z oddychaniem powodowane przez gorset, jakie odczuwały lady Black i lady Rosier były niczym w porównaniu z katuszami jakie przeżywała narzeczona Mathieu. Dla Fantine przypadłość ta pozostawała wciąż tajemnicą, gdyby jednak wiedziała, współczułaby jej równie szczerze, co Evandrze. Najwyraźniej mężczyźni z ich rodziny mieli słabość do kobiet ze słabościami. Bratowa cierpiała wszak na jeszcze okrutniejszą chorobę, Serpentynę, która o mało co nie odebrała życia jej i dziecku noszonemu pod sercem. Szczęście w nieszczęściu, że znali zaufanych medyków, specjalizujących się w leczeniu chorób genetycznych, obie będą w Chateau Rose pod dobrą opieką.
Oby jedynie nie przekazały wadliwych genów dalej. Evan na całe szczęście cieszył się pełnią zdrowia, choć może jeszcze się okazać, że dotknął go świniowstręt tak jak jego ojca, czy samą Fantine. Ta przypadłość jednak świadczyła o szlachetności genów.
- Jego historia musi być fascynująca, z chęcią posłucham jej i legend, takie miejsce musi mieć ich sporo. Z przyjemnością ujrzałabym je twoimi oczyma, pani - odpowiedziała Róża, sugerując grzecznie, że chętnie przyjęłaby zaproszenie do Ludlow i spędziła czas z lady Callistą. Nie tylko na rozmowach o zamczysku. Jej towarzystwo stawało się Fanny coraz milsze i choć już wkrótce będą przebywać ze sobą na co dzień, to chciała poznać ją bliżej - kiedy Mathieu nie będzie kręcił się w pobliżu.
- Myślę, że będzie zachwycona, to doskonały pomysł. Wszystkim nam przyda się odrobina wytchnienia poza deszczową Anglią - pochwaliła pomysł lady Avery. Z przyjemnością powróciłaby do kraju przodków, gdzie sama spędziła kilka szkolnych lat. Bardzo tęskniła za Francją, którą od zawsze uważała za kolebkę artystów i szeroko pojętej sztuki. Paryż zaś nie bez przyczyny nazywany był Miastem Miłości.
Rozejrzała się czujnie wokół, obserwując co się dzieje, wszyscy jednak, na tę chwilę, rozmawiali ze sobą uprzejmie, jak gdyby nigdy nic, więc i Fantine powróciła spojrzeniem do narzeczonej Mathieu.
- Oczywiście, pani, z ogromną przyjemnością pomogę we wszystkim. Zdradzę lady w sekrecie, że ślubne ceremonie wzruszają mnie do łez i przygotowania do zaślubin mego kochanego brata i lady Evandry były prawdziwie ekscytujące. Nie mogę się doczekać, aż to się powtórzy - powiedziała, konspiracyjnie zniżając głos do szeptu i zerkając w stronę Melisande. Biedulka. Wesele jej i Alpharda zapewne odbędzie się w tej okropnej kamienicy. Westchnęła z żalem. - Zdecydowanie. Nasza skrzatka przygotowuje perskie ciasto różane z migdałami. Koniecznie musisz spróbować, pani - rzekła z entuzjazmem, chcąc już wezwać Prymulkę, lecz wtedy dostrzegła Alpharda zbliżającego się do Melisande. Padł przed nią na jedno kolano i poprosił o rękę.
Fantine zastygła w bezruchu i zamilkła, obserwując ich oboje, czując, że sytuacja w Sali Burz staje się napięta. Któż by się spodziewał małżeństwa Blacka i Rosierówny? Na pewno nie ona. Poczuła ukłucie w sercu, gdy Melisande przyjęła zaręczyny. Och, jej biedna, biedna siostra. Zasługiwała na więcej niż Black i ich okropna kamienica przy Grimmauld Place. Z drugiej jednak strony była pewna, że Alphard musiał się wykazać, zaoferować Tristanowi coś, co postawiło go w dobrym świetle. Nestor rodu Rosier nie musiał się wszak śpieszyć. Miał ogromny wybór, mógł wybrzydzać i przebierać, a jednak zdecydował się oddać rękę ukochanej siostry Blackowi - z jakiegoś powodu. Wiedziała to, ale i tak było jej smutno. Niechęć do tej rodziny była tak silna...


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Burz [odnośnik]26.11.20 12:41
Dyskusja o polityce zajęła ją na tyle, by nie mieć okazji do zorientowania się w prowadzonej przez Callistę i Fantine rozmowie. Pomysł z podróżą do Francji na pewno by się jej spodobał, nawet jeśli nie miała potrzeby powiększania własnej garderoby. Nie bywała wcześniej w Paryżu, ale zdążyła wysłuchać już tylu inspirujących opowieści o Mieście Miłości, że sama zapragnęłam zobaczyć je na własne oczy!
Przeniesienie dzieci z rodzin spoza czystokrwistych, zamknięcie ich w bezpiecznych murach szkoły, otoczenie opieką i odpowiednim wykształceniem od lat najmłodszych mogło wyjść im tylko na dobre. Evandra nie wyobrażała sobie jak przykre musiało być dorastanie bez magii, nie chciała nikogo skazywać na tak okrutny los, za to kontakt z uzdolnionymi rówieśnikami rzeczywiście mógł wpłynąć na nich pozytywnie.
Jak bardzo powinna cieszyć się, że zdecydowana większość zebranych gości uczestniczy w jednej konwersacji? Dostrzegła kryjących się w dalszych częściach pokoju Francisa i Rigela. Zaczęły ją nachodzić wyrzuty sumienia czy aby na pewno dobrze postąpiła? Rigel musiał się pojawić, chcąc wesprzeć brata. Jak bardzo szanował tradycję, tak jak na dłoni było widać, że czasem dusi się w narzuconych ramach, wycofuje, panicznie poszukując schronienia. Nie miała pewności czy młody lord Black palił papierosy, ale gdyby to do niego zwrócił się Francis z propozycją, nie odmówiłby za możliwość nieskrępowanego odejścia w najdalszy róg pokoju. To prawda, że Francisowi mogła oszczędzić rodzinnego spędu, wystarczyło nie spoglądać z nadzieją, nie prosić uśmiechem, to oczywiste, że nigdy by jej nie odmówił. Czy w tym przypadku nie zachowała się zbyt egoistycznie, chcąc, by lord Lestrange spędził w ich wspólnym towarzystwie trochę czasu?
O politycznych zapędach Aquili wiedziała już od pierwszej ich wizycie w szkolnej bibliotece, kiedy to młoda lady niemalże stała się jednością z pokrętnym labiryntem regałów, szybko orientując się w całym tym miejscu. Pomimo iż dostawała napadu mdłości na samą wzmiankę o buntach goblinów w XVII i XVIII wieku - ”Zostaw to już! Daj nam spać!” - to doceniała jej upór w dążeniu do wyznaczonego celu. Pochodzenie z rodu, którego członkowie słyneli z ministerialnej biegłości zobowiązywało nie tylko do orientowania się w panujących tematach, ale i umiejętności wyraźnego zaznaczana swojego zdania. Evandra przez moment obawiała się czy śmiałe słowa przyjaciółki, do których to sama zdążyła się już przyzwyczaić, nie wzburzą zanadto gładko płynącej dyskusji. Całe szczęście panowie, poza posiadaniem silnie konserwatywnych przekonań, odznaczali się także taktem godnym naśladowania.
Dostrzegła kątem oka zbliżającego się Alpharda, przeczuwając co się święci. Kiedy niemalże wszyscy wokół trzymali się sztywnych zasad, ich poprawności, politycznych układów oraz rodowych wpływów, w samym środku spotkania miała miejsce zupełnie inna magia. Spojrzenie Alpharda tak uroczo zagubione, uśmiech blady, acz pełen gotowości. Jego głos nie zadrżał nawet na sekundę, a zawisłe w powietrzu pytanie wyczekiwało odpowiedzi. Skąpana w czerwieni Melisande błyszczała pięknem - dobrocią, łagodnością, posłuszeństwem. Kiedyś Evandrę złapałoby ją ukłucie zazdrości, widząc jak ktoś inny z godnością odgrywa swoją rolę, jak zachowuje spokój w tak ważnej chwili, w przeciwieństwie do niej samej przed dwoma laty. Oh, droga Melisande, jak wiele w tym uśmiechu jest prawdy? Mówią, że dobre związki to takie, w których to mężczyzna kocha mocniej. Szczerze chciała dla szwagierki jak najlepiej, by jej małżeństwo nie okazało się pustą, polityczną wydmuszką, i choć nie wiedziała jak rysują się jej plany na przyszłość, życzyła także i ich spełnienia. To dopiero początek i nic z tego, co na nich czekało, nie było proste.
Dyskretne spojrzenie na Polluxa i Irmę, chcąc odnaleźć skrywane na ich twarzach emocje. Czy znajdzie się oddech ulgi bądź uśmiech życzliwości? Czy składane przez nich gratulacje są wyłącznie suchym uznaniem dla spełnionego obowiązku czy też kryje się za nimi radość związana z zaręczynami starszego z synów? Pozwoliła by to rodzice jako pierwsi zwrócili się do narzeczonych. Spojrzenie Tristana wyrażało ostrożność, które dostrzegła korzystając z zamieszania i zawiesiła na nim wzrok na nieco dłużej. Nauczony doświadczeniem ze zdrajczynią Selwynów nie uważał jeszcze tego sojuszu za w pełni wiążący.
- Jeśli prawdziwe jest powiedzenie: ile głów, tyle rozumów, to również prawdziwe: ile serc, tyle rodzajów miłości. - Wsparła się słowami artysty, nie precyzując ogromu potencjalnych opcji. - Przyjmijcie najszczersze gratulacje. Oby wasze uczucie zacieśniło nasze wspólne więzi. - Złożyła na ręce młodych krótkie życzenia, by każdy z zebranych mógł powiedzieć coś od siebie. Na ciepłe uściski przyjdzie jeszcze czas. Otrzymane przez wszystkich kieliszki mogły posłużyć do wzniesienia toastu, gdyby któryś z gości chciał zwrócić się do wszystkich. Evandrze nie wypadało podnieść go jako pierwszej. Myślami już odeszła do rozmów na temat ślubu. Czy Blackowie zdecydują się zostać, by od razu zacząć planowanie czy też poproszą o przesunięcie obowiązków na inny termin?

| do 30.11 włącznie.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Burz [odnośnik]29.11.20 1:55
Przyglądał się siostrze przyjmującej oświadczyny Alpharda, podobnież jak wszyscy tu zebrani, on mógł odetchnąć, gdy Alphard uklęknął, ich goście dopiero teraz, kiedy zgoda została wypowiedziana ustami jego najstarszej siostry. Godnie, dojrzale, z szacunkiem, Melisande zachowywała się dzisiaj tak, jak tego od niej oczekiwano i tak, jak zachowywała się zawsze; stonowanie, odpowiednio. Nie martwił się o to, co odpowie, nie bał się z jej strony nieposłuszeństwa. Blackowie nie mogli jeszcze sobie zdawać sprawy z tego, jak cenny skarb im oddawał: jego siostra była bystra, inteligentna i doskonale wiedziała, jaką przypisano jej rolę. Będzie oddaną żoną i dobrą matką, będzie wsparciem Alphardowi i poradzi sobie z podtrzymaniem trudnego sojuszu. Nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Czy przywitają ją tam ochoczo, z pewnością nie, ale jej pozycja nie będzie uzależniona od pozycji podążających za nią niechętnych spojrzeń, a od pozycji Alpharda, na którą ten sukcesywnie pracował. Był oddany wobec Czarnego Pana, a Czarny Pan nagradzał tych, którzy byli mu wierni. Mógł się tylko domyślać, co krewni jego przyszłego szwagra - jakże dziwne było to słowo - sądzili o tym narzeczeństwie, już nie propozycji, zamiary stały się oto faktem. Wielowiekowej waśni nie dało się pożegnać jednym wieczorem i zapewne nie uda się tego ni w miesiąc ni w rok, może nawet nie w dekadę. Ale to nie miało znaczenia, ku wspólnej przyszłości poprowadzą ich interesy, które nie wymagały ni szczypty sympatii. Mógł też mieć całkowitą pewność, że drugi szwagier nie będzie większym nieszczęściem od pierwszego; szczęśliwie Francis nie zniszczył tego dnia żadnym wybrykiem. Jeszcze nie.
Mieli przed sobą obiecujący początek, ale tylko początek. Narzeczeństwo nie było jeszcze ślubem, a ślub sam w sobie pozostawał tylko częściowym gwarantem. Ale początek - zasługiwał na odpowiednią celebrację. Przemknął wzrokiem po licach najważniejszych gości, jakimi byli dzisiaj stojący opodal niego Pollux i Irma znajdująca się przy Evandrze, ostatecznie zatrzymując się wzrokiem na profilu małżonki, kiedy zaczarowała atmosferę ustami artysty. Skinął głową, dołączając się do życzeń żony, wpierw Polluxowi, potem narzeczonym.
- To przełomowa chwila dla nas wszystkich - zabrał głos na krótko po niej. - Przyrzeczono dziś, że krew Blacków i Rosierów zostanie połączona. - A o krew dbał - jak o nic innego. Synowie Melisande mieli ponieść schedę Alpharda, pozostając, jeśli wszystko pójdzie dobrze, na zawsze związanymi z domem swojej matki. Dostrzegał ryzyko tego ruchu, więcej niż jedno. - Wspólny cel prowadzi nas jedną drogą, drogą słuszną i wytyczoną przez samego Czarnego Pana, drogą czystości zachowanej podług tradycji krwi. - Jedni i drudzy jawnie opowiedzieli się za Lordem Voldemortem, w trakcie wojny żaden gest nie był pozbawiony znaczenia. A zwłaszcza nie gest tak znaczący. - Od dziś, zamiast podążać nią oddzielnie, podążymy nią razem, niosąc potęgę obu rodów. - Może i były to słowa powzięte na wyrost, ale właśnie takie musiały dzisiaj paść, niezależnie od jego obaw, wątpliwości, na które nie było teraz miejsca. Alphard bywał kapryśny, mawiali, miał nastroje, rozpytał o niego dokładnie, nim udzielił na to zgodę. Mulciber nie znał go dobrze, ale słyszał o nim wystarczająco wiele. - Toujours pour, zawsze czyści, tak od wieków i tak samo na wieki. - Przywołanie rodowego zawołania gości miało być nienachalną grzecznością wobec nich. Te słowa powinien był wypowiedzieć ojciec Melisande, ale jego zabrały knowania Zakonu Feniksa. Został on. - Wznieśmy toast za rodzące się uczucie i gasnącą waśń - zapowiedział, unosząc lekko kieliszek w górę, spoglądając już tylko na Alpharda. Nie zawiedź, zdawał się mówić. Na szali położono zbyt wiele.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 6 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]29.11.20 12:40
Mariaże miały prosty, jasny i klarowny cel. Połączenie dwóch potężnych rodów było korzystne dla każdego z nich, dobrze rokowało na przyszłość. W jednym przypadku miało umocnić sojusze, w innym zaś doprowadzić do zakończenia pewnego rozdziały i rozpoczęcia nowej, wspólnej przyszłości. Mathieu coś o tym wiedział. Patrząc na Alpharda i Melisande wiedział, że ich małżeństwo miało polityczne podłoże i miało zakończyć spór pomiędzy rodem Rosier i Black, trwający od bardzo, bardzo dawna. Niemniej jednak, drogiej kuzynce życzył szczęścia z całego serca, chciał, aby przyszły mąż traktował ją tak, jak powinien. Rosierowie umacniali swoją pozycję w świecie. Jego małżeństwo z Callistą zacieśniało więź pomiędzy nimi, a silnym rodem Avery. Zaś małżeństwo Melisande i Alpharda dawało szanse na nową, wspólną przyszłość obu rodów. Wszystko miało swój cel i miało przynieść jasno określone efekty. Nie wiedział czy Melisande żywiła uczucia wobec swojego, oficjalnie już, narzeczonego. Miał nadzieję w przyszłości ujrzeć jej szczęście i nie martwić się o jej dobrobyt pod skrzydłami Blacków.
Wszystkie rozmowy w tym momencie powinny ucichnąć, a każdy z zebranych w Sali Burz gości powinien skupić się na świętowaniu chwili należącej do Melisande i Alpharda. To ich święto, ich sukces, początek ich przyszłości. Nikt inny nie powinien przyćmić tego momentu, ani nic nie powinno przeszkodzić tej chwili. Spojrzał przez moment na Francisa, który podjął milczenie co było dość dziwne i zaskakujące. Będzie musiał porozmawiać z przyjacielem, starym kawalerem i być może podjąć próbę nakłonienia go do umocnienia pozycji jego rodu przez polityczne mariaż. Nikt nie kazał mu kochać żony, nikt nie zabraniał mu frywolności życia, ale nie mógł zapominać, że reprezentuje swój ród na arenie międzynarodowej. Szlachetna krew musiała się rozwijać, mimo wszystko. To jednak nie było teraz ważne. Piękna Melisande zgodziła się zostać żoną Lorda Blacka i to było najistotniejsze. Z takim spokojem, pięknem i delikatnością wyraziła zgodę na jego propozycję. Był z niej dumny, piękna Róża Rosierów kwitła prezentując swe najwspanialsze uroki.
Pierwsze gratulacje wystosowała Evandra, a Tristan wzniósł toast. Mathieu nie śmiał wyrywać się przed kuzyna, wyczekiwał odpowiedniego momentu, kiedy starszyzna zrobi już swoje. Słowa o podążaniu wspólną drogą, ramię w ramię, oddając w niepamięć waśni i nieporozumienia była bardzo istotna. Jak wspaniałym mówcą był Tristan, Mathieu zawsze zazdrościł mu umiejętności dobierania słów, ale nie umiał nigdy przemóc się i wykonać pierwszy krok. Stojąc w pobliżu kuzyna zastanawiał się jakie słowa będą najodpowiedniejsze do danej chwili. Jego spojrzenie na moment zatrzymało się na Evandrze, która zapewne w jego milczeniu wyczytała prośbę o wsparcie. Będzie musiał z nią porozmawiać, o ile milczenie można nazwać rozmową. Toast został wzniesiony, szkło uniesione ku górze, a alkohol przelał się przyjemnie przez przełyk. Stało się. Wzrokiem przez moment poszukiwał Callisty, zastanawiając się czy powinni zrobić to wspólnie, czy powinna stanąć u jego boku i razem z nim pogratulować podjętej właśnie decyzji. Była jego narzeczoną i wraz z nim reprezentowała ród Rosierów, co dopełni się kiedy zostanie Lady Rosier. Niemniej jednak, tak wypadało. Wraz z nią podszedł do Melisande i Alpharda.
- Przyjmijcie nasze najszczersze gratulacje. - powiedział i skinął głową. Alphardowi uścisnął dłoń. Pamiętał jeszcze jak z początkiem roku pojedynkowali się i Mathieu przegrał z kretesem. To nie był jego dzień, zdecydowanie. Przynajmniej po tamtym wydarzeniu wiedział jak wprawnym czarodziejem jest Alphard i z pewnością będzie umiał uchronić jego drogą kuzynkę. - Mam nadzieję, że będziemy mieli więcej okazji do spotkań Alphardzie. - dodał jeszcze przywołując na usta jeden z szczerszych uśmiechów jakie posiadał w swojej palecie pięciu pozycji na specjalne okazje. Mathieu był specyficzny i nie chciał, aby Alphard odebrał jego zachowanie jako negatywne nastawienie. Dlatego się postarał, aby wszystko wyszło naturalne i szczere. Cieszył się ich szczęściem. - Droga kuzynko. - skinął jej głową, również uśmiechając się lekko. Nigdy nie wiedział co powiedzieć, miał z tym odwieczny problem.
Nie chcąc zabierać im czasu radości, aby mogli się nim podzielić również z innymi odszedł od nich wraz z Callistą. Spojrzał na narzeczoną z uśmiechem, dla niej miał zarezerwowany ten jeden, specjalnie. - Widzę, że wspaniale dogadujesz się z Fantine. Nie przeszkadzajcie sobie. - szepnął do narzeczonej, dając jej do zrozumienia, że korzystniej będzie, jeśli kontynuują dotychczasowe zachowania i nie będą naruszać zasad. Odbiją sobie, czymś niekoniecznie zgodnym z protokołami. Sam postanowił skierować się do Francisa, którego lekko poklepał po ramieniu i stając obok niego upił łyk alkoholu. - Twoje milczenie jest nieswoje. - mruknął do przyjaciela, zastanawiając się co trapiło jego udręczoną duszę. Pewnie ten sam problem, który dręczył i jego. Niespecjalna zdolność odnajdywania się w towarzystwie, czyżby to właśnie ten spójny element mógł doprowadzić ich znajomość dalej? Porozumienie między nimi powinno być więc naturalne.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]30.11.20 16:58
Dopóki wino było w kieliszkach wszystko wydawało się być w porządku. Oczywiście każdy gość tego przyjęcia, razem z organizatorami, wyraźnie czekał na jedną chwilę. Chwilę której nie należało poganiać. Głębokie oddechy i ciche spojrzenia prosto w oczy Alpharda musiały w końcu zadziałać, bo ten kroczył dumnie w kierunku swojej wybranki wyciągając aksamitne puzderko. Aquila wstrzymała oddech wpatrując się w tę scenkę i była wręcz w planowanym szoku gdy jej brat postanowił klęknąć na jedno kolano, prosząc o rękę Melisande. Co prawda nigdy nie wyobrażała sobie jak Alphard rzeczywiście to robi, gdzieś z tyłu głowy pozostawała jej świadomość, że być może wycofa się, że być może wszystko to do czego przekonywani byli na temat Rosierów weźmie górę, ale ten wydawał się swojej decyzji pewny. Pollux wspominał wcześniej by nie klękał, by zrobił to w sposób bardzo oficjalny i poważny, za to Irma zgadzała się na odrobinę romantyczności w takich gestach. Zanim nie padła odpowiedź z ust Melisande, serce lady Black niemal wyskoczyło z gardła, bijąc jak oszalałe w oczekiwaniu. Lord Black był za to znacznie spokojniejszy, wiedząc, że wszystko jest już zaplanowane i nie było mowy o odmowie, spoglądał na ten obrazek jedynie z lekkim uśmiechem ciesząc się z faktu jak dobrze syn wypełnia swoją rolę. W końcu gdy padła krótka odpowiedź, świadcząca o otwieranym właśnie nowym rozdziale,
Irma odetchnęła z ulgą uśmiechając się promiennie do Alpharda, a potem do jego nowej narzeczonej. Pollux nie patrzył na to małżeństwo w taki sposób jak robiła to jego żona, sojusz miał mieć znaczenie polityczne, a szczęście syna, chociaż ważne, nie było myślą która przesłaniała jego oczy. Kiwając głową, zadowolony z pomyślnego i szybkiego przebiegu tej chwili wsłuchiwał się jeszcze w słowa lorda Rosiera.
- Mamy wspólne ideały i wspólny cel, który ma się spełnić. To zespolenie rodów przyniesie nową siłę, a róża rozkwitnie pod gwiazdami by synowie zrodzeni z tego małżeństwa wprowadzili świat w nową i czystą erę - Pollux kierował się do całej sali, jednak przede wszystkim do Tristana Rosiera. - Wartość tradycji musi być sprawą pierwszorzędną, bo to dzięki niej głosimy o potędze czystej krwi. W tym dniu właśnie tradycja zaczyna się wypełniać, a nowe karty historii zapiszemy my sami, razem z przyszłym pokoleniem - lord Black spojrzał jeszcze na swojego syna i upił łyk alkoholu. - Powinniśmy jak najszybciej omówić datę ślubu - zwrócił się już bezpośrednio do Tristana i stojącej niedaleko Cedriny.
Aquila wsłuchując się w słowa ojca widziała w nim jedynie autorytet, tak silny, że jego widoczny spokój związany z tym sojuszem dodawał otuchy i pozwalał zaakceptować fakt, że już niedługo w ich domu pojawi się lady z rodu Rosier. Ta decyzja zresztą nigdy nie należała do niej. Dziewczyna przez chwilę rozejrzała się dookoła sali by odnaleźć wzrokiem Rigela, który przy takich okazjach wolał ukrywać się gdzieś z tyłu niż prowadzić żywe salonowe dyskusje. Z pogodnym uśmiechem kiwnęła jeszcze głową wszystkim stojącym koło niej i unosząc brwi szybkim krokiem podeszła do brata, delikatnie łapiąc go pod ramię.
- Chodź... - powiedziała niemal szeptem i razem skierowali chód w stronę Alpharda i Melisande, by pogratulować im zaręczyn, w końcu mieli stać się rodziną.
Akurat Pollux razem z Irmą stali tuż przy parze narzeczonych. Gdy mężczyźni ściskali sobie dłonie, matka Alpharda patrzyła z pogodnym uśmiechem na Melisande.
- Wierzę w Wasze szczęście i powodzenie - powiedziała cicho lady Black z lekkim wzruszeniem w kącikach oczu.
Śluby łączyły, a to połączenie miało znaczyć o wiele więcej. Dwa zwaśnione od setek lat rody w końcu nawiązywały sojusz. Wiekopomna chwila miała nieść się jeszcze długo na ustach wszystkich pozostawiając jednak wiele niepewności w tych niespokojnych czasach otwartej wojny z rebelią. O ile Aquila wierzyła, że Alphard będzie dobrym mężem, a Grimmauld Place zapewni Melisande bezpieczeństwo to obawy przed przyszłością i tym jak róża Rosierów odnajdzie się pod ciemnym niebem Blacków, stanowiły wyzwanie.
- Alphardzie... Lady Rosier... - zaczęła. - Niezmiernie się cieszę, że już niedługo połączycie nas węzłem małżeńskim. Ta unosząca serca chwila mogłaby trwać wiecznie, tak bardzo Wam gratuluję - zaręczyny były szybkie, były jasne i oczywiste, ale miały w sobie coś niezwykłego.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Sala Burz [odnośnik]30.11.20 18:46
Współczucie to ostatnie, czego Callista szukała u ludzi. Genetyczna choroba nie oznaczała, że inni powinni się nad nią litować, a jedynie, że powinna pracować nad sobą dwa razy ciężej. Poza tym miała dwadzieścia dwa lata doświadczenia w radzeniu sobie ze swoją przypadłością. W większości sytuacji potrafiła więc nad nią zapanować i osoby nie znające zbyt wnikliwie historii lady Avery nie miały żadnych powodów by posądzać ją o problemy ze zdrowiem. Oczywiście nie dotyczyło to raczej osób zebranych w Château Rose, którym Callista obca nie była.  
- Lady Rosier, Fantine, będzie mi niewypowiedzenie miło ugościć się w Ludlow - blondynka dość szybko zorientowała się do czego zmierzała jej rozmowa z kuzynką Mathieu i nie miała żadnych oporów by zaprosić ją w rodzinne strony.  Nie da się ukryć iż krewni Czarownicy rzadko podejmowali przyjacielskie wizyty, preferując raczej własne towarzystwo. Pojawienie się Lady Rosier w zamczysku z pewnością byłoby wydarzeniem.
Choć zapewne nie większym niż wyprawa trzech kokietek do słynnego miasta zakochanych. Oczywiście zarówno Callista jak i Fantine musiały zdawać sobie sprawę  z .. przeszkód, które najprawdopodobniej staną im po drodze do organizacji wyjazdu, ale zarówno Mathieu jak i Tristanowi trudno będzie zaprzeczyć jakoby Paryż miał być obecnie miejscem bardziej niebezpiecznym niż brytyjska stolica, w której co rusz dochodziło do incydentów.
- W takim razie szczędź sobie łez Pani, gdyż zbliżają Cię dwie ślubne ceremonie, a kto wie, być może i Twoja własna - zamiast szeptać, Lady Avery wygłosiła wszystko pogodnym głosem, posyłając swojej rozmówczyni perlisty uśmiech - Perskie? Brzmi bardzo egzotycznie i ekscytująco - dodała jeszcze odnośnie ciasta, zanim spojrzenie wszystkich zebranych przykuła wysoka postać Alpharda klękającego na jedno kolano przed Lady Rosier. W Sali Burz momentalnie zapadła cisza przerywana tylko strzelaniem z kominka. Wydawało się, że wszyscy wstrzymywali oddechy aż do chwili, w której padła twierdząca odpowiedź i ozdobny pierścionek znalazł miejsce na palcu nowej właścicielki.  
Rzecz jasna pierwszą reakcją młodej Avery było radosne zwrócenie się do siedzącej najbliżej osoby. Niestety wystarczyło jedno spojrzenie by ocenić stan Fantine jako niepocieszony.
- Czas świętować droga Lady. Mawiają, że aby coś zyskać, trzeba najpierw coś stracić - tym razem to jasnowłosa pochyliła się w stronę rozmówczyni, układając zimną na jej przedramieniu i upewniając się, że słowa trafiły wyłącznie do niej. Zaraz potem Czarownica podniosła wzrok, natrafiając na spojrzenie Mathieu szukające jej wśród reszty zebranych. Chwilę potem znalazła się u jego boku aby wspólnie mogli pogratulować narzeczonym.
- Pierścień jest zachwycający Lady Rosier, a razem Lordem Blackiem stanowicie piękną parę. W gwiazdach na pewno zapisano wam szczęście - te słowa złożyła na ręce Melisande, wyręczając w tym własnego narzeczonego. Niestety zdecydowanie lepiej wychodziły mu męskie uściski dłoni, więc na tym poprzestali, ustępując miejsca innym.
- A ty wspaniale radzisz sobie w dyskusji, cherie - zabrzmiała równie wyszeptana, choć pełna dumy, odpowiedź Callisty gdy znów zmuszeni byli się rozdzielić. Na szczęście osłodą miało być dalsze towarzystwo oraz rozmowa z młodą Lady Rosier. Wszak omówiły dopiero kwestię sukni, bukietu oraz weselnego tortu!


The most dangerous woman of all  
is the one who refuses to rely on your sword to save her  
because she carries her own
Callista Avery
Callista Avery
Zawód : Córka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Beware, for I am fearless and therefore powerful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8141-callista-merle-avery https://www.morsmordre.net/t8169-athena#234774 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8503-callista-m-avery#247860
Re: Sala Burz [odnośnik]30.11.20 23:59
Słowa Melisande, to krótkie "zostanę", zabrzmiało jak zaklęcie, które w mig rozwiało napięcie, utrzymujące się w sali, dokładnie w taki sam sposób, jak bryza znad morza rozgania typową dla Londynu poranną mgłę. Rigel również poczuł wielką ulgę. Chociaż złapał się na myśli, że było to w sumie niedorzecznie głupie, ponieważ przyszła lady Balck raczej nie zrobiłaby nic na przekór ustaleniom nestorów, a zresztą, to w ogóle za dużo zostało w to wszystko włożonego wysiłku, żeby ot tak na oczach wszystkich odmówić.
Dokładnie w chwili, kiedy jego umysł przetwarzał te myśli, podeszła do niego jego siostra Aquila, zgarnęła pod ramię i zaczęła go holować dokładnie w stronę narzeczonych i głów rodów. Kiedy się otrząsnął, poczuł ogromną wdzięczność. Gdyby nie ona, prawdopodobnie spędziłby jakiś czas, patrząc jak sroka w gnat na brata i jego wybrankę, zamiast od razu zająć miejsce w kolejce do składania życzeń. Niestety, ciężko mu było przestawić się na działanie, kiedy usłyszał słowa, które padały jako pierwsze. Polityka. Dlaczego nawet w tak intymnym i rodzinnym momencie musiała zakraść się niczym dementor, wysysając całą radość i ciepło z trwającej chwili, albo resztki starego eliksiru ze źle domytego kotła, który zdradziecko psuje nowy wywar. Nie chodziło nawet o słowa na temat czystości i zażegnaniu waśni — to było oczywiste i musiało wybrzmieć. Zawsze przy takich okazjach była o tym mowa i stało się to wręcz tradycją. Tylko właściwie, po co wplatać w tę uroczystość Czarnego Pana? Przecież szlachetnie urodzeni wiążą się ze sobą ku chwale swoich rodów, historii i przyszłości, a nie ku czci jednej osoby… Na szczęście Rigelowi udało się wyrzucić z głowy te myśli. Trzeba się cieszyć chwilą i niesamowicie pięknym początkiem sojuszu rodów Róż i Gwiazd.
Kulturalnie poczekał, aż wypowiedzą się Panie, po czym z szerokim uśmiechem spojrzał na brata i jego wybrankę, potrzebował jednak chwili, żeby dobrać odpowiednie słowa.
-Niech szczęście wasze będzie nieskończone. - powiedział w końcu, po czym się trochę speszył, że druga część życzeń jakoś nie chciała układać się w zdanie. Zrobił więc taktyczny odwrót do Aquili.
-W skali od 1 do 10 - jakie jest prawdopodobieństwo, że ojciec jutro przy siadaniu będzie komentować stopień poprawności życzeń? - wyszeptał do niej pytanie, żeby nikt inny nie usłyszał.
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Sala Burz [odnośnik]01.12.20 21:38
Pojmował jej wyjątkowość lepiej niż ktokolwiek inny, ponieważ w pewnym momencie – dość nagle i niespodziewanie – zapragnął ją mieć przy sobie. W ostatnim czasie nabrał przekonania w to, że jego pragnienie jest jak najbardziej realne, musiał jedynie zadbać o logiczną argumentację,  a w centrum takowej wcale nie znajdowały się jego uczucia, zwłaszcza że te stanowiły dla niego od zawsze największą bolączkę. Lekkie ukłucie rozczarowania na ułamek sekundy ubodło jego duszę, kiedy stalowe spojrzenie damy tuż przed udzieleniem mu odpowiedzi zawisło na kimś innym. To było rzecz jasna zasadne postępowanie, jakiego oczekuje się od każdej szlachcianki w takiej chwili – aby bez zawahania podążała za nestorem, póki ten piastuje nad nią pieczę jako głowa jej panieńskiego rodu. Musiał poczekać na werdykt, który zależał nie tylko od niej.
Zostanę.
Radość, ulga, wdzięczność, satysfakcja, a wszystko skryte pod maską powagi, którą dumnie utrzymał na bladym licu. Wiedział, że jej odpowiedź to dobrze wykalkulowane działanie, zwieńczenie umowy, na którą przystał w pierwszej kolejności jej brat. Próżno było doszukiwać się w jej spojrzeniu głębszych uczuć, lecz na chwilę obecną wystarczał mu w zupełności uśmiech, którym go obdarzyła. Nie był promienny, ale pozostawał szczery i na tym etapie ich relacji była to najważniejsza wartość. Chciał ujrzeć prawdziwe oblicze Melisande, z każdym kolejnym spotkaniem poznawać ją lepiej, aby w dniu stanięcia na ślubnym kobiercu nie czuli się całkowicie zagubieni.
Ujął ostrożnie wyciągniętą ku niemu lewą dłoń i delikatnie wsunął pierścionek na smukły palec serdeczny, z satysfakcją przyglądając się temu, jak idealnie wpasował się rozmiarem do palca wybranki. Ten moment był jego tryumfem, nawet jeśli klęknięcie przed kimkolwiek uznawane jest za znak poddaństwa. Niechętnie wypuścił jej dłoń z uścisku, lecz zaraz powstał dumnie i spojrzał na Melisande wręcz zachłannie. Jeszcze na wszystko było za wcześniej, wciąż nie miał prawa cieszyć się z jej bliskości w pełni, ale obiecał sobie być cierpliwym. Doszło do zaręczyn, już to zdarzenie było krokiem milowym w budowaniu stosunków pomiędzy dwoma zwaśnionymi rodami od podstaw.
Jak dobrze, że składane gratulacje odsunęły od niego wygłodniałe myśli. Przystanął obok wybranki, nie czując się wyśmienicie w centrum uwagi, lecz zależało mu na tym, aby jego narzeczona mogła lśnić pełnym blaskiem. Zniósł wymowne spojrzenie Tristana, rozpoznając w nim ostrzeżenie, które z pewnością nie powtórzy się w przyszłości, jak chciał wierzyć. Gospodarz wzniósł toast, kieliszek szybko znalazł się w dłoni Alpharda, który upił ostrożnie szampana. Ciemne spojrzenie przeniósł na lady Evandrę i skinął w podzięce za jej zręczne słowa. Podczas ceremoniału złożonego z życzeń pomyślnością nieco bardziej spiął się tylko raz, gdy tuż przed nim stanęła lady Cedrina. Miał nadzieję, że spojrzała na niego łaskawym okiem, tak jak zaraz po niej uczyniła to jego własna matka w towarzystwie ojca. Stopniowo zbliżały się kolejne osoby. Wymienił uścisk dłoni z Mathieu, nie do końca wiedząc jak interpretować jego uśmiech, na który nie umiał odpowiedzieć tym samym. – Jako przedstawiciele poważanych rodów z pewnością będziemy mieli wielki okazji do spotkań oraz do współpracy – zadeklarował śmiało, chętny działać w imię Czarnego Pana z każdym, kto aktywnie partycypował w wielkiej krucjacie przeciw zepsuciu czarodziejskiego społeczeństwa. Wolał jednak w obecności dam nie mówić o tym zbyt bezpośrednio. – Odnajdziemy w gwiazdach również imiona kolejnych pokoleń – odpowiedział na słowa lady Avery, nie bez powodu wspominając o tradycji Blacków odnośnie nadawania imion dzieciom. I być może za bardzo wybiegł w przyszłość, bo wyłapał zaskoczone spojrzenie drogiej matki. Najbardziej jednak oczekiwał życzeń od swojego młodszego rodzeństwa. Wykrzesał z siebie uśmiech, choć w głębi duszy obawiał się tego, co Aquila naprawdę myślała o tej unoszącej serca chwili. – Te gratulacje wiele dla mnie znaczą – podziękował jej tymi słowami, tym samym dopraszając o jej wyrozumiałość w dalszej przyszłości, gdy Melisande przyjdzie już żyć w rezydencji Blacków. Gratulacje od Rigela były znacznie mniej wylewne, mimo to wypadły nieco przesadnie, ale i przy okazji zabrzmiały zabawnie. W sumie nie obraziłby się, gdyby jego rodzeństwo swymi życzeniami rzeczywiście sprowadziło na niego i jego przyszłą żonę chwile wiecznego i nieskończonego szczęścia.
Dziękuję – zwrócił się szeptem do Melisande, aby tylko ona mogła posłyszeć krótki wyraz jego wdzięczności. Nawet jeśli jej pozytywna odpowiedź była skutkiem powinności, to i tak cieszył się, że bez oporów zdecydowała się ją wypełnić.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala Burz [odnośnik]01.12.20 21:41
Fantine znacznie różniła się od lady Avery, może własnie dlatego, że ona sama cieszyła się niemal pełnią zdrowia i nie wiedziała jak to jest, gdy człowiek tracił panowanie nad własnym ciałem, jego życie zależało od innych, patrzących nań z litością. Doskwierał jej jedynie swiniowstręt, którym niektórzy nawet sie szczycili (ona także), bo świadczył o doskonałości szlachetnie czystej krwi. Lubiła wtedy zwracać na siebie uwagę .Lubiła, kiedy roztkliwiano się wtedy nad nią, mówili jaka jest biedna i jak się o nią martwią. Czuła się wtedy ważna i łechtało to jej ego. A mało co tak lubiła jak bycie w centrum uwagi.
- Z przyjemnością przyjmę zaproszenie - odparła z entuzjazmem Fantine, rada, że lady Avery w mig pojęła subtelną aluzję. To będzie doskonała okazja, aby mogły porozmawiać szczerze. Tylko we dwie. Chyba, że Mathieu będzie nalegać, by kuzynce towarzyszyć. Fanny wierzyła jednak, że ufał i jej i taktowi.
- Teraz wydaje się bliższa niż kiedyklwiek - odparła cicho, niemal mrukliwie Fantine, spoglądając w stronę starszej siostry. Od zawsze było wiadome, że nie stanie przy ślubnym kobiercu przed Melisande. Teraz zaś, gdy jej rękę obiecano lordowi Black, najwyższa pora by ich brat rozejrzał się za odpowiednim kandydatem dla najmłodszej siostry.
Fantine w tej chwili nie była jednak w stanie myśleć o sobie. Dziwne, ale naprawdę tak było. Myślała wyłącznie o Melisande i o tym, że będzie musiała spędzić życie u boku lorda Blacka. Urodzić jego dzieci. Słowa Calllie trochę ją otrzeźwiły. Były jak uszczypnięcie, które przywróciło Różę do rzeczywistości. Przywołała się do porządku i zmusiła do uprzejmego uśmiechu.
- Mam jedynie nadzieję, że zrozumieją jak wielką poniesiemy stratę - powiedziała równie cicho. Strata Rosierów na rzecz Blacków. Dostawali koronny klejnot. Oby Alphard zadbał o niego należycie.
Fantine splotła ze sobą dłonie przed sobą, wysłuchując mądrych i słusznych słów nestora ich rodziny, lorda Polluxa Blacka. To wielka chwila w historii obu ich rodzinach. Nowy początek, gdy stare waśnie miały ustąpić silnemu sojuszowi, aby szlachetnie czysta krew pozostała czysta.
Ona również pragnęła złożyć życzenia świeżo upieczonej parze narzeczonych, trzymała się jednak na uboczu, grzecznie czekała na swoją kolej - byli przed nią starsi albo ważniejsi. W końcu nadszedł jednak moment i dla niej. Nie wahała się przed tym, aby ukochaną siostrę uścisnąć lekko i serdecznie.
- Oboje przyjmijcie moje gratulacje. Niech zapłonie w waszych sercach ogień uczucia tak gorący jak jest ogień naszych smoków - powiedziała, patrząc czule najpierw na Melisande, później zaś przeniosła wzrok na Alphardzie. - Bądź ostrożny, lordzie Black, taki ogień może parzyć - wyrzekła cicho, uśmiechając się przy tym nieprzewrotnie i sącząc w słowa żartobliwy ton głosu, by nie zabrzmiało to poważnie.
Ale mówiła poważnie.
Opuściła ich, aby wziąć kielich wina i wznieść za nich toast.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Burz [odnośnik]02.12.20 2:51
Tylko na krótką chwilę jej uwaga odwróciła się od klęczącego przed nią Alpharda, nie poruszyła się wtedy, nie uniosła głowy, jedynie przesunęła tęczówki, zerkając kontrolnie na brata. Nie trudno było wysnuć odpowiednie wnioski, pojawienie się w Château Rose Blacków nie było rzeczą powszechną. A słowa wypowiedziane przez Tristana w Baśniowej Puszczy, odważne stwierdzenie Alpharda, jak i smok który stał się ich własnością składał się w jedną klarowną całość. Była trochę próżna, ale jednocześnie wyważona w jej noszeniu. Na to, co właśnie się działa częściowo sama dała przyzwolenie. Wierzyła, że - w najgorszym przypadku - nie będzie się chociaż przy nim nudzić. Przeprowadzone wcześniej burzliwe dyskusje pokazały, że Alphard był w stanie dotrzymać jej kroku, choć od momentu złączenia ich węzłem małżeńskim jej zdanie - to własne - jeśli odmienne od niego nie padnie nigdy, kiedy obok znajdować będą się postronne jednostki. Niesubordynacja, niezgoda, rozłam, rzeczy do których nie zamierzała dopuścić. Nie zawaha się jednak, jeśli będzie miało to wpływ na coś ważniejszego od niej samej. Wpatrywała się w ciemne tęczówki Alpharda próbując przejrzeć ponad maską powagi - z bliska musiało to być łatwiejsze. Dwa krótkie słowa, podczas których jej serce obiło się w klatce mocniej. Niezrozumiale do końca dla niej samej. Pohamowała zmarszczenie brwi. Nie czuła strachu. Alphard przez złożoną przysięgę nie mógł jej skrzywdzić. Może to kwestia jakiejś ostateczności, która zdawała się wybrzmieć w wypowiedzianej przez nią decyzji. Nie miała czasu, żeby wyciągnąć więcej wniosków, czy przemknąć przez własne odczucia i myśli. Tęczówki przesunęły się na jej rękę. Czuła dotyk zimnych palców, widziała blask wsuwanego na jej palec pierścienia. Czuła jego ciężar - nie ten fizyczny, bo on nie znaczył wiele. Mentalny, nałożony przez samą siebie, ale też przez powinności i oczekiwania. Odsunęła wzrok od onyksowego kamienia, dopiero kiedy Alphard podniósł się do góry, w ostatniej chwili rejestrując rubinowy blask. Jej brew drgnęła jednak tak nikle, że tylko stojący najbliżej Black był w stanie do dostrzec. Uniosła tęczówki na niego krzyżując z nim spojrzenie z opóźnieniem odrywając je od niego i przesuwając w stronę Evandry, która zwróciła się w ich kierunku. Uśmiechnęła się się do niej z niemym podziękowaniem. Odpowiadała za całe dzisiejsze spotkanie i wszystko przebiegało sprawnie, ponieważ trzymała nad tym pieczę - nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Tristan nie zaskoczył jej swoimi słowami. Znała go, podziwiała i ceniła. Wiedziała też, co dziś było najważniejsze -sojusz, którego fundamentem miała być ona i stojący obok niej Alphard. Kiedy jego usta wypuściły słowa dotyczące obu rodów, jej broda mimowolnie uniosła się ku górze. Istniała możliwość, że gdyby chodziło o kogoś innego dzisiaj nie odbywałaby się żadna uroczysta kolacja. Zdawała sobie sprawę nie tylko z wiary, jaką pokładał w niej Tristan, ale i zaufania którym ją darzył. A ona nie zamierzała go zawieść. Słowa Polluxa - choć jeszcze nie znała go dobrze - nie były też wielkim zaskoczenie. Zaś sama chęć ustalenia daty ślubu - nie robiła dla niej różnicy. Powiedziała Alphardowi wcześniej, że nie zamierza uciekać. Dzisiaj przyjęła jego pierścień. Podczas ceremonii obieca z nim spędzić życie - nie miało znaczenie czy odbędzie się ona za tydzień, miesiąc czy pół roku. Choć pojawiający się czasem błysk w spojrzeniu Blacka jasno zdawał się sugerować, że nie chce czekać więcej. Wzruszenie Irmy zaskoczyło ją, ale odpowiedziała słowa na jej uśmiechem. Zerknęła w stronę Alpharda, nie zakładała, że nie dojdą tam, dokąd zmierzali. W większości pozostawiając jemu podziękowania za składane gratulacje. Skinęła krótko głową kuzynowi, który zjawił się przy nich wraz ze swoją narzeczoną. Jeszcze nie tak dawno temu zasiadła na widowni klubu pojedynków z inną kobietą, która miała za niego wyjść. Liczyła, że tym razem historia się nie powtórzy. Chociaż we własnym przypadku nie musiała posiadać podobnych obaw. Alphard oddawał może oddawał się zbyt szybko emocjom - przy niej, wcześniej, irytacji, ale wątpiła, żeby był w stanie zdradzić swój ród. A jego słowa odnośnie imion kolejnych pokoleń jedynie potwierdziły ten fakt. - Prawda? - zapytała retorycznie lady Avery choć trudno było jednoznacznie stwierdzić czy odnosi się do samej biżuterii czy też połączenia jej i Alpharda. Uśmiechnęła się unosząc trochę dłoń, rozkładając palce zerkając na pierścionek znajdujący się na jej placu. Poruszyła nią, chcąc sprawdzić, czy nie przewidziała się wcześniej. Odzywała się kiedy należało, dodatkowo dziękując uśmiechem czy dodatkowym słowem. Każdemu kto wyraził dla nich dobre słowa; Evandrze, Rigelowi, Aquili Mathieu, ale także i rodzicom Alpharda, widocznie z różnym poglądem. Fantine, nie przesłała ostrzeżenia jedynie w spojrzeniu. Po tym, jak odwzajemniła jej gest uśmiechając się. Zawarła je też w słowa, mimo że oblekła je w lekki ton. Melisande nie była w stanie nie zastanowić się nad szczęściem o którym tak wielu mówiło. Nie było to dla niej do końca zrozumiałe, może przez same różnice w pojmowaniu samego szczęścia. Najbliżej temu, co czuła zdawały się być słowa Tristana. Z pewnością żegnali dawną waśń, możliwe, że otwierali ramiona na nowe uczucie. Ostatecznie, tym drugim mógł być obowiązek. Z rozmyślań wyrwał ją głos stojącego obok mężczyzny. Uniosła tęczówki kiedy Alphard zwrócił się na tyle cicho by krótkie słowo mogło dotrzeć tylko do niej. Trzymany w dłoni kieliszek podsunęła do ust, spoglądając na niego ze skrytym za szkłem rozbawieniem i błyskiem w stalowych oczach.
- Jesteś pewien, że masz już za co? - zapytała cicho, trzymając szkło niedaleko warg. Uniosła je, przechylając, nie odrywając od Blacka spojrzenia. - Jest zaczarowany? - zapytała już głośniej, spoglądając jeszcze raz na onyks, a może bardziej próbując uchwycić moment rubinowego blasku. Odetchnęła odrobinę, choć najtrudniejsze i tak zdawało się dopiero przed nią.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Burz [odnośnik]04.12.20 14:31
To już pora, żeby pić. Albo świętować. Dla niektórych to jedno i to samo - dla mnie, w tej chwili, nie. Wznoszę kielich, ponieważ tak wypada, aczkolwiek uważnie odmierzam ilość wina, którym płuczę usta. Dajcie mi spluwaczkę, bo nie wyrobię, wszystko podchodzi mi do gardła, cała ta żółć i rozgoryczenie rozpycha moje policzki, więc wydęte są jak chomicze. Zauważalnie przepuszczam napój gardłem w dół, niech załagodzi obyczaje. Nadzwyczaj ostre, tną jak przecinak po moim poczuciu obowiązku. Zaraz przez to spadną mi spodnie. Tak się czuję, jakby przynależność do rodziny, do nich trzymała się na starym, popękanym pasku. Który w każdej chwili może trzasnąć i odsłonić, co chowam pod spodem. Nikt tu nie będzie tym zachwycony. Zwłaszcza moja siostra, dlatego zbieram się do kupy, przeciągam ten nieszczęsny pasek i zahaczam o czwartą dziurkę od końca, jeszcze niewymęczoną pordzewiałą sprzączką. Powinno wytrzymać. To prowizorka, ale obecnie wszystko stawiam na kruchych fundamentach. Dom zbudowany na piasku, co? No to nie dość, że na piasku, to jeszcze z materiałów o słabej jakości, z kartonu, gałęzi i błota. Chlapnięte farbą po elewacji daje niezły efekt, na tym bazuję. Uśmiechnę się do rodziców Alpharda - oni mnie nie znają, więc zapozuję na nieśmiałka. Przeczekałbym to na drzewie, wtapiając się w wiotkie gałęzie, ale jak na złość, nikt nie wpadł na pomysł wsadzenia tu jakiejś brzozy. Trudno, postanowione. Będę się zachowywał.
I udzielał, z rodowym dziedzictwem nie przypisano nam milczenia, Evandra bryluje pośród biesiadników tak, że mi może być tylko wstyd, że nie dorastam jej do pięt. Nigdy nie dorastałem, mimo że jestem wyższy o tę głowę i trochę. Nawet teraz, proszę bardzo. Ja robię z siebie męczennika, a to ją dosięgają konsekwencje bycia córą Lestrange'ów. Ja jęczę, ona rozkłada na łopatki swoje obowiązki, zbija je jak kręgle. Weryfikacja za pomocą oktagonu, skrzywdzona i tak będzie walczyć o swoje. To jedno pozwala mi spać spokojnie, bo choć boję się o nią - naprawdę, nie muszę. Patrzę na nią, kiedy przemawia; Tristana może rozpierać duma, bo trafił mu się skarb. Dla niego, idealna, modelowa żona, a poza tym, wartościowa osoba, której on sam nie wypełniłby nawet w jednej czwartej. Ale dość tego, weselmy się - po to się tu w końcu zebraliśmy. To takie przewidywalne - jedynym z duszą na ramieniu mógł być Alphard. Rosierowie, mimo swej pozycji nie zadrwiliby w ten sposób z Blacków, to jasne - jak słońce, dowcipkuję sobie, nawiązując do tradycji londyńskiego rodu. A zaręczyny - winszuję, bo choć oboje są poważni, to w ich gestach odbija się wzajemny szacunek, a może i nawet oddanie.
Bogu, co boskie, cesarzowi, co cesarskie: role jeszcze nie zostały rozdane. Ja swoją piszę sam i to na kolanie, jak wiersze w młodości, niepoważne, o miłości, kremowym piwie i pierwszych skrętach. No to już znam odpowiedź, dlaczego wywracam się na zakrętach i jestem jakiś taki kulawy. Niedopracowany scenariusz - szkoda tylko, że faktycznie sam za nim stoję, z tendencją do odkładania rzeczy na później i wieczną prokastynacją po prostu nie może być inaczej.
Wystarczy chcieć?
Bzdura, przecież o tym się mówi - że dobrymi chęciami brukują piekło. Czym jeszcze? Obślizgłym fałszem i okrucieństwem, czy to faktycznie równoważące się przewinienia? Wróćmy jednak na ziemię, grawitacja skutecznie powinna mnie tam przytrzymać. Waśń między rodami w tej chwili blacknie na moich oczach, gdy dochodzi do tej wymiany. Córka za pierścień, przysługa za przysługę, uczucia za uczucia. Czy szczere? Kogo to obchodzi, skoro już pijemy. Słowa padają rozważne, niektóre też wzruszające, ale mnie nadal telepie widmo czczenia Czarnego Pana w tym samym domu, w którym rośnie mój siostrzeniec i mieszka Evandra. Uprzedzenia zostawiam na brzegu stołu, kiedy podchodzę do narzeczeństwa, by - zgodnie z etykietą - złożyć im życzenia. Szczere, chociaż niezbyt przemyślane. Zostawiłem w jadalni kartkę, na której zdołałem zapisać kilka propozycji, podyktowanych mi przez matkę. Spontaniczny wypadam naturalniej.
-Melisande, Alphardzie - no i jednak, utykam. Po głębszym wdechu przychodzę do siebie, ale to wciąż cenny czas - życzę wam, żebyście odnaleźli w małżeństwie spokój, szczęście i wsparcie. Mam nadzieję, że pozostaniecie dla siebie dobrymi i wyrozumiałymi partnerami. Że będziecie słuchać się wzajemnie - mówię cicho, tak, by tylko przyszli państwo młodzi mnie usłyszeli. Te życzenia są szczere, ale raczej niewłaściwe - gratuluję - dodaję już głośniej, ściskając rękę Alpharda, i lekko kłaniając się Melisande. Cofam się bliżej drzwi, gdzie przydybuję kelnera i myślę, a co mi tam - chlapnę, gorzej nie będzie. Tam przyłącza się do mnie Mathieu, który klepie mnie po ramieniu i dołącza do mego samotnego picia.
-Jestem dziś nie w sosie. Boli mnie brzuch - wyjaśniam - on brał udział w tych dyskusjach i mimo, że osobiście nie dał mi żadnych powodów do antypatii, to instynktownie kruszę każdą możliwą ścieżkę prowadzącą do niebezpiecznej wymiany poglądów. Niech ktoś wyśle mnie do pokoju - Evandra, proszę?


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
burz - Sala Burz - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Sala Burz [odnośnik]08.12.20 11:52
Błyszczące w powietrzu kieliszki z ciosanego szkła doczekały się podniosłego nastroju wznoszonych toastów. Wybrzmiewały uroczyste słowa, złożone na rękach narzeczonych życzenia miały doczekać się rychłego spełnienia. Nie było powodu, by zwlekać z uroczystością, co zresztą potwierdził Pollux w swych słowach skierowanych do Tristana. Evandra pomimo zdobytego przy lady Adalaide Nott doświadczenia w organizowaniu przyjęć nie wiedziała jak wyprawia się uroczystość zaślubin. Czy Mathieu zaryzykuje i zwróci się do niej z prośbą pomocy przy przygotowaniach?
Przez moment trzymała się na uboczu, pozwalając wszystkim zebranym na czynienie własnych powinności. Z dyskretnym uśmiechem przesuwała wzrokiem po twarzach swoich gości, starając się odczytać ich nastroje. W spojrzeniach niektórych jawił się niepokój, niemo zadawane pytania, poszukiwanie aprobaty, potwierdzenia, że wszystko idzie zgodnie z planem. Evandra nie sądziła, że cokolwiek mogłyby pójść nie tak, jak powinno. Wpojonych tak dogłębnie zasad dobrego wychowania nie dało się ot tak obejść, porzucić czy zostawić na kilka godzin w garderobie. Środowisko, w jakim przychodziło się obracać przez przynajmniej połowę życia odciska swoje piętno na duszy człowieka. Ciężko jest wyrzec się zwyczajów i wykonywanych machinalnie odruchów, nie tylko uprzejmych uśmiechów, ale i uprzedzeń.
Pomimo dość napiętej początkowo atmosfery, sztuczności i niepewności rodziła się w Evandrze nadzieja, że głęboko skrywane pragnienie posiadania wielkiej, szczęśliwej rodziny jest jednak bardziej prawdopodobne, niż wcześniej zakładała. Panująca wojna, wybuchy anomalii, zagrożenie życia i drżąca w posadach tradycja skutecznie odciągały jej myśli od bezpieczeństwa czy poczucia stabilizacji, o powiększeniu rodziny nie wspominając. Zebrani w Sali Burz czarodzieje napawali ją jednak optymizmem, podsuwając pozytywne prognozy na przyszłość.
Wrogość wobec innych rodów była jej obca. Nie sądziła, że zakorzeniona przed setkami lat niechęć będzie jeszcze wciąż tak żywa w sercach niektórych. Na twarzy Fantine nie sposób było dostrzec podręcznikowej niechęci. Gdyby tylko Evandra wiedziała, że jej szwagierka nie jest przekonana co do słuszności zawiązywanego sojuszu, na pewno próbowałaby z nią o tym porozmawiać. Nie wątpiła w jej zaufanie względem podejmowanych przez nestora decyzji, ale o ileż łatwiej było stanowić jedność z własnym rodem, jak i wspierać go we wszelkich postanowieniach, gdy realnie dostrzegało się zachodzące zmiany, a tok rozumowania był jasny i niepozostawiający wątpliwości. Wiara była piękna, acz łatwa do podburzenia w przypadku osób ze skłonnościami do zachwiań. Należało się nią zająć, wesprzeć i wzmocnić, rozwiewając wszelkie wątpliwości.
Dyskutujące Fantine i Callista wzbudzały zainteresowanie Evandry. Zajęta dotychczas zabawianiem najstarszych lady znalazła chwilę, by podejść do panien, kiedy te złożyły już swoje życzenia. Zastanawiała się jak czuje się Callista w momencie tak wystawnie świętując zaręczyny Melisande, podczas gdy jej decyzja zapadła w o wiele bardziej kameralnym miejscu. Zapisała sobie w myśli, by spytać ją o to, gdy znajdą chwilę tylko dla siebie.
- Czyżby błysk w twoim oku był oznaką łez wzruszenia? - zwróciła się nieco ściszonym głosem do lady Avery, jednocześnie posyłając krótkie, kontrolne spojrzenie Fantine. Wiedziała już jak najmłodsza lady Rosier zapatruje się na kwestię własnego zamążpójścia, lecz od czasu ich ostatniej rozmowy w tym temacie trochę już minęło. Dziś ta perspektywa stawała się bardziej realna, wręcz na wyciągnięcie ręki. Evandra z trudem przyzwyczajała się do nowego domu i jego mieszkańców. Teraz, gdy zaczęła doceniać ich towarzystwo, mieli pozostawić w jej życiu pustkę, na jaką nie była przygotowana. - Moje serce rośnie, gdy widzę tak rodzące się szczęście. Przyznam, że z entuzjazmem wypatruję tego, co przyniesie nam jutro. - Z piersi Evandry wydarłoby się ciche, spokojne westchnienie, lecz wiedziała, że póki goście nie opuszczą pałacu, należy wciąż trzymać się na baczności. Spotkanie chyliło się z wolna ku końcowi, a rozluźniająca się atmosfera była idealnym momentem na mniej oficjalne rozmowy, także te pozbawione politycznego zabarwienia. Swobodne dyskusje, życzenia w kwestii zaślubin, planowanie przyszłych spotkań, nie tylko w gronie wszystkich przedstawicieli rodów, ale i tych prywatnych. Czy dzisiejszy wieczór sprzyjał zawiązaniu więcej, niż jednemu porozumieniu?

| do 13.12 włącznie



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Burz [odnośnik]09.12.20 21:02
Lady Avery była w stanie zrozumieć właściwie obie siostry Rosier. Z Melisande łączył ją fakt, iż obie były najstarszymi córkami w rodzinie, a więc spoczywały na nich podobne obowiązki. Wyjście za mąż z korzyścią dla rodu zaliczało się w ich poczet, a obecność uczuć do wybranego partnera czy też ich całkowity brak to była już kwestia poboczna. Callista rozumiała też rozgoryczenie Fantine. Sama miała młodsze siostry, które będzie zmuszona porzucić gdy po ślubie na stałe zamieszka w Château Rose. Ich już i tak przedłużone dzieciństwo osiągnie wtedy swój słuszny kres, tak jak życie które dotychczas znały. Z czasem przyjmą nowe nazwiska oraz nowe matczyne obowiązki i tylko sporadyczne spotkania oraz zapis w drzewie genealogicznym pozostaną jako pamiątka siostrzanej więzi. Zdaniem Czarownicy jedyne co mogło ocalić Fantine to gorące uczucie. Znajdując w przyszłym narzeczonym sojusznika, nie wroga, będzie w stanie przetrwać i wydawało się, iż Melisande też już pojęłą tą prawdę.  Tak samo Lady Evandra.
Z nią młodą Avery łączyło prawdopodobnie najwięcej. Obie bezpowrotnie oddały serce mężczyznom spod znaku Czerwonej Róży, co sugerowało, że lubują się w wyzwaniach. Związki te wymagały bowiem kobiet o silnych charakterach, będących w stanie sprostać wymaganiom Lordów Rosier. Callista nie miała też wątpliwości, że za te wzorce odpowiedzialne musiały być nieugięte sylwetki ich matek, sióstr oraz kuzynek. Jednocześnie była tak samo pewna tego, że zasada ta działała w dwie strony, i przed Lordem Blackiem stawiając wyzwanie w postaci najstarszej Rosierówny. Młodej parze narzeczonych tym bardziej szczerze życzyła szczęścia.
Czy miał go im zagwarantować wychylony kieliszek? Być może. Najrozsądniej było nie ryzykować. W końcu każdy szanujący się Czarodziej rozumiał, że w przesądach zawsze tkwi jakieś ziarenko prawdy. A skoro główne wydarzenie wieczoru zebrani w Sali Burz pozostawili za sobą, atmosfera zaczęła stopniowo ulegać rozluźnieniu. Słowa Lady Melisande oraz pierścień umieszony na jej palcu przez Alpharda przypięczętowały sojusz dwóch zwaśnionych rodów na tyle skutecznie, by przejść do świętowania. Nawet gospodyni znalazła wreszcie wolną chwilę na rozmowę ze swoimi rówieśniczkami.
- Jeśli mam być szczera Lady, winę może ponosić alkohol. Na ogół od niego stronię, ale dziś okazja jest przecież wyjątkowa - odparła również półgłosem Callista na zadane jej pytanie.  Bo choć przez szampana krew w jej żyłach zdawała się krążyć nieco szybciej, życiodajnego tlenu było w niej jakby nieco mniej.  Oczywiście jako lady kobieta potrafiła zachować odpowiedni umiar. Zaszklone oczy oraz lekko zaróżowione policzki były jedynym co mogło ją zdradzić i pomimo starań jasnowłosej nie ukryły się przed Evandrą. Z tym większą wdzięcznością przyjęła więc płynną zmianę tematu.
- Wydarzenie na pewno odbije się echem nie tylko w mediach - przytaknęła Lady Avery - A jego organizacja i zaplanowany jadłospis, przeszłaś Pani samą siebie. Winszuję - posłała również szczere pochwały w stronę Czarownicy - Właśnie rozprawiałyśmy z Lady Fantine na temat tego, że należy Ci się chyba chwila wytchnienia. Lady zgodziła się towarzyszyć mi w wypadzie do Paryża, aby rozejrzeć się za suknią ślubną. Będzie mi niezmiernie miło, gdybyś też postanowiła do nas dołączyć Pani - spojrzenie powoli przeniosła z gospodyni na ciemnowłosą Rosier, licząc na jej wsparcie.


The most dangerous woman of all  
is the one who refuses to rely on your sword to save her  
because she carries her own
Callista Avery
Callista Avery
Zawód : Córka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Beware, for I am fearless and therefore powerful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8141-callista-merle-avery https://www.morsmordre.net/t8169-athena#234774 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8503-callista-m-avery#247860

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Sala Burz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach