Biblioteka
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Biblioteka
Biblioteka Rosierów zawiera dzieła zarówno francusko, jak i anglojęzyczne, obejmujące tak klasyki literatury pięknej, jak traktaty magiczne i naukowe, głównie z dziedziny magizoologi, ale też kilkanaście tomów ksiąg o różach napisanych głównie przez przodkinie rodziny. Na jednej z półek znajdują się także manuskrypty Cedriny dotyczące legilimencji, są one jednak ukryte zaklęciem maskującym. Główny, honorowy regał na wprost wejścia strzeże roczników rodu rozpisywanych od setek lat, stanowi dowód nieskalanego rodowodu Rosierów. Miejsce to, podobnie jak inne, urządzone jest w jasnych barwach, a okna wpuszczają do wnętrz dużo światła dodatkowo zapewnianego przez kryształowe żyrandole. Pomiędzy regałami usytuowano kila obitych białym atłasem szezlongów, na których można rozsiąść się wygodnie i pogrążyć w lekturze. Przez oparcie każdego z nich zwisa futro z białych lisów - na chłodniejszą pogodę.
Sprawy znów składały się dla niej gładko. Cóż... w większości. Rozczarowanie budziło niezmienne milczenie Manannana, choć na jego korzyść tym razem działał fakt, że bez słów sprzeciwu, czy podważania zgodził się na zaproponowane przez nią plany które otrzymał w odpowiednio długim liście pozostawionym na jej własnym łożu, kiedy ostatnim razem wybrała się do Château Rose; oczywiście, razem z obszernymi wyliczeniami, możliwościami, których powinni się chwycić i pomysłami na poszczególne stragany - w tym, oczywiście dla tego, którego wspomogli ostatnio, oczywiście, pozostawiając też miejsce dla wybitnych rzemieślników z samego Norfolku - w końcu, zaplanowana przez nią impreza miała pomóc w promocji nie tylko jej i hodowli, ale i samego hrabstwa.
Zajęta - taka zamierzała pozostać niezależnie od swojego stanu, który wiedziała że już niedługo stanie się dla niej udręką - już bywał. Trudno było tego nie przyznać. Westchnienia pojawiały się z jej warg na równi z rozdrażnieniem, a na zaczepki męża reagowała jedynie zimnym spojrzeniem i uniesieniem brwi do góry, mimo, że jeszcze jakiś czas temu może nawet uraczyłaby go uśmiechem.
Dzisiejsza wizyta nie miała w sobie znamion towarzyskiej beztroski. Wzięła na swoje braki zadania, których zamierzała podjąć się z sumiennością mimowolnie obawiając się, że po sprzeczce Evandry ze śmierciożercą ci mogą postanowić nie zaprosić ich więcej na spotkania.
Westchnęła więc raz jeszcze przemierzając korytarz domowej posiadłości w drodze do miejsca w którym miały się spotkać. Miała na sobie prostą spódnicę w kolorze indygo w której znikała jasno beżowa koszula z żabotem. W dłoni trzymała tęczkę w której znajdowały się poczynione wcześniej notatki i przemyślenia - jak zwykle ( a może zawsze) przygotowała się możliwie jak najlepiej, o niektóre zdarzenia dopytując dokładnie Manannana. Myśl krążyła w jej głowie nie jedna, kwestią było ją uporządkować i ubrać dla całości odpowiedni kierunek. A czas - jak zwykle zdawał się kurczyć z każdą chwilą.
W końcu dotarła wchodząc do pomieszczenia z pewnością, która pozostała w niej silna. Rozciągając wargi w uśmiechu na widok bratowej.
- Ostatni czas aż obfituje w możliwości by skrzyżować nasze ścieżki, moja droga. - przywitała kobietę w dość przewrotny sposób - ale trudno było kłócić się z tym co właśnie powiedziała. Od momentu w którym pomiędzy nimi opadł wolał największej z tajemnic ich relacja zdawała się nabierać tempa. - Jak się dzisiaj czujesz? - zapytała przekrzywiając odrobinę głowę, podchodząc bliżej by swym zwyczajem przywitać ją ulotnymi cmoknięciami po policzkach. Niewielu zasłużyło na taką jej poufałość, Evandra na razie jednak zdawała się godna jej zaufania i chętna do pomocy w... pewnych problemach. - Osobiście z ulgą donoszę, że ostatni czas przetrwałam bez omdlenia. Poza tym, Manannan zgodził się na moje plany, może jednak wie, kiedy nie stawać mi na drodze. - żartobliwie wywróciła oczami w końcu zajmując miejsce. Na stolik odkładając zabrane ze sobą materiały.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Ostatnio zmieniony przez Melisande Travers dnia 13.12.24 14:38, w całości zmieniany 1 raz
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Im bliżej do rozwiązania, tym trudniejsza zdaje się być codzienność. Radość miesza się z rozpaczą, nadzieja z irytacją, spokój z wylewanymi rzewnie łzami. To nie dlatego lady Rosier zamierzała do ostatniego momentu pozostawać zajętą, lecz obowiązki okazują się mieć tu zbawienny wpływ. Dzięki wysuniętym podczas spotkania Rycerzy planom, może zanurzyć się w zadaniach, jakie interesują ją od pewnego już czasu.
Półwila siedzi przy stoliku, na którego blacie stoją już filiżanki oraz dzbanek z różaną herbatą. Jedną z nich Evandra dzierży w dłoni i upija łyk z nieobecnym jeszcze spojrzeniem. Bordowa suknia zapinana jest na plecach rzędem drobnych guziczków. Wiązana pod biustem luźno opiera się na zaokrąglonym brzuchu i spływa do połowy wysokości łydki, odsłaniając przeszywane złotą nicią pantofle na niewysokim obcasie. Jasne włosy są zwyczajowo upięte w niski kok i ozdobione szpilkami zakończonymi perłami.
Gdy tylko drzwi do biblioteki rozwierają się szeroko i staje w nich Melisande, doyenne od razu zwraca twarz w jej kierunku i rozciąga uszminkowane czerwienią usta. Mimo iż od ponad miesiąca nie opuszcza Pałacu Róż, nie rezygnuje z karminowych warg, których pełną linię lubi obserwować przyglądając się sobie w lustrze.
- Dziękuję, że zdecydowałaś się podjąć tego tematu. Wiem, że masz wiele własnych zajęć. - Wie też, że szwagierka, podobnie jak ona, zdecydowała się pracować do ostatniego dnia rozwiązania. Nie, nie powiedziała tego wprost, lecz widać w jej spojrzeniu determinację, z jaką podejmuje się kolejnych zadań. W jej postawie dostrzega także coś więcej - niezachwianą wiarę w siebie oraz upór, które przyjęła od swojej matki. Obie czarownice nie pałają do siebie sympatią, a powietrze w miejscu, w którym przyjdzie im spotkać się razem, jest tak gęste, że żaden wachlarz nie pomaga wziąć oddechu, lecz z całą pewnością łączą je więzy krwi, a więc i niektóre z cech. Nie, oczywiście, że im tego nie powie, życie jest jej jeszcze miłe i nie chce w żadnej robić sobie wroga. Nie zmienia to jednak faktu, że poprzez ich obserwację może tym lepiej zrozumieć dynamikę Rosierów. - Miewam się doskonale, dziękuję. - Stwierdzenie rzucone jest nieco nad wyrost, bo nastrój, jak i samopoczucie Evandry potrafią zmienić się kilkakrotnie w ciągu jednego dnia. - To wspaniale, że i ty możesz cieszyć się tym pięknym czasem. Wiem, że mężowie potrafią swoim komentarzem, czy nawet źle wypuszczonym oddechem, wyprowadzić z równowagi - kiwa głową z uśmiechem, doskonale wiedząc, przez co szwagierka przechodzi. Od czasu, kiedy Melisande przeniosła się do Corbenic Castle, zawiązały znacznie bliższą więź, niż miało to miejsce w ubiegłych latach. Nie dlatego, że widują się zdecydowanie rzadziej, a dlatego, iż zaczyna wiązać je zdecydowanie więcej - dojrzałość, małżeństwo, a wkrótce i macierzyństwo. - Także i oni muszą nauczyć się odmiennego stylu życia, pogodzić się z myślą, iż czas kawalerstwa minął bezpowrotnie, co nie zawsze przychodzi z łatwością. - Tristana zmusiło do tego nie tylko małżeństwo, ale i śmierć ojca, oraz przyjęcie nestorskiego pierścienia.
- Spodziewam się, że nie próżnowałaś - mówi, spoglądając sugestywnie na przyniesione przez lady Travers dokumenty. - Powiedz, co ciekawego przyszło ci do głowy.
Półwila siedzi przy stoliku, na którego blacie stoją już filiżanki oraz dzbanek z różaną herbatą. Jedną z nich Evandra dzierży w dłoni i upija łyk z nieobecnym jeszcze spojrzeniem. Bordowa suknia zapinana jest na plecach rzędem drobnych guziczków. Wiązana pod biustem luźno opiera się na zaokrąglonym brzuchu i spływa do połowy wysokości łydki, odsłaniając przeszywane złotą nicią pantofle na niewysokim obcasie. Jasne włosy są zwyczajowo upięte w niski kok i ozdobione szpilkami zakończonymi perłami.
Gdy tylko drzwi do biblioteki rozwierają się szeroko i staje w nich Melisande, doyenne od razu zwraca twarz w jej kierunku i rozciąga uszminkowane czerwienią usta. Mimo iż od ponad miesiąca nie opuszcza Pałacu Róż, nie rezygnuje z karminowych warg, których pełną linię lubi obserwować przyglądając się sobie w lustrze.
- Dziękuję, że zdecydowałaś się podjąć tego tematu. Wiem, że masz wiele własnych zajęć. - Wie też, że szwagierka, podobnie jak ona, zdecydowała się pracować do ostatniego dnia rozwiązania. Nie, nie powiedziała tego wprost, lecz widać w jej spojrzeniu determinację, z jaką podejmuje się kolejnych zadań. W jej postawie dostrzega także coś więcej - niezachwianą wiarę w siebie oraz upór, które przyjęła od swojej matki. Obie czarownice nie pałają do siebie sympatią, a powietrze w miejscu, w którym przyjdzie im spotkać się razem, jest tak gęste, że żaden wachlarz nie pomaga wziąć oddechu, lecz z całą pewnością łączą je więzy krwi, a więc i niektóre z cech. Nie, oczywiście, że im tego nie powie, życie jest jej jeszcze miłe i nie chce w żadnej robić sobie wroga. Nie zmienia to jednak faktu, że poprzez ich obserwację może tym lepiej zrozumieć dynamikę Rosierów. - Miewam się doskonale, dziękuję. - Stwierdzenie rzucone jest nieco nad wyrost, bo nastrój, jak i samopoczucie Evandry potrafią zmienić się kilkakrotnie w ciągu jednego dnia. - To wspaniale, że i ty możesz cieszyć się tym pięknym czasem. Wiem, że mężowie potrafią swoim komentarzem, czy nawet źle wypuszczonym oddechem, wyprowadzić z równowagi - kiwa głową z uśmiechem, doskonale wiedząc, przez co szwagierka przechodzi. Od czasu, kiedy Melisande przeniosła się do Corbenic Castle, zawiązały znacznie bliższą więź, niż miało to miejsce w ubiegłych latach. Nie dlatego, że widują się zdecydowanie rzadziej, a dlatego, iż zaczyna wiązać je zdecydowanie więcej - dojrzałość, małżeństwo, a wkrótce i macierzyństwo. - Także i oni muszą nauczyć się odmiennego stylu życia, pogodzić się z myślą, iż czas kawalerstwa minął bezpowrotnie, co nie zawsze przychodzi z łatwością. - Tristana zmusiło do tego nie tylko małżeństwo, ale i śmierć ojca, oraz przyjęcie nestorskiego pierścienia.
- Spodziewam się, że nie próżnowałaś - mówi, spoglądając sugestywnie na przyniesione przez lady Travers dokumenty. - Powiedz, co ciekawego przyszło ci do głowy.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Jeszcze nie jest to całkowicie niemożliwie - by ukryć wypułkość która skrywała w sobie życie, które nosiła pod sercem. Na tyle nadal niewielkie że nie musiała dumać nad tym w jaki sposób uczynić sprawy nieoczywistymi całkiem. Poza tym, przychodziła do domu, tutaj nie musiała nad tym zastanawiać się właściwie w ogóle. Skałamałby mówiąc, że bycie przy nadziei było przyjemne - nonsens całkowity - omdlenia, mdłości, wahania nastrojów, pechęrz który zdawał się nierozważnie skurczyć niemal całkiem. Przyjemne były starania, tego jednego była całkowicie pewna.
Odpowiada uśmiechem na uśmiech bratowej wchodząc do biblioteki głębiej z pewnością i bez sztucznej skromności zajmując jedno z miejsc niedaleko jasnowłosej wilii. Na stolik odkładając zabraną ze sobą teczkę. Uniosła rękę żeby machnąć nią kilka razy niemal nonszalancko jakby odpychała od nich niemądre stwierdzenie Evandry.
- Jak każdy, kto chce sięgnąć dalej. - wypowiedziała powstrzymując wzruszenie ramionami - nie znosiła go szczególnie pilnując, by samej nie podejmować tego gestu. Sięgnęła po filiżankę i spodek wyrzucając z siebie kilka zdań. Poza tym, potrzebowała mieć myśli zajęte, żeby nie oszaleć całkiem. Do frustracji doprowadzał ją fakt, że jej mąż uważał, że wszystko jest w porządku i wspaniale. Albo do chęci głośnego westchnienia. Może ponosiła za to winę sama, choć do tego przyznawać nie zamierzała się nawet przed sobą. Powinien się w końcu domyślić że nadal mu nie wybaczyła tej potwarzy którą skierował w jej stronę ostatnio. Kąciki warg drgnęły na wypowiedziane zapewnienia. Zatopiła wargi w ciepłym naparze odkładając na stolik obie części zastawy.
- Nie każ mi zaczynać tego tematu, Evandro. - wypowiedziała pozwalając by z jej warg wydarło się krótkie westchnienie w kalkulowanym rozbawieniu wywracając żartobliwie oczami. Pamiętała jedną z nocy podczas której statyczne oddechy Manannana doprowadzały ją do irracjonalnego rozdrażeniania, na tyle wysokiego, że tamtej nocy na poważnie rozważała, sięgnięcie po poduszkę i przyciśnięcie jej do twarzy męża by ulżyć właśnej irytacji. Nie wyspała się tej nocy, gdzieś niewiele przed wschodem słońca podnosząc się ze wspólnego łoża ( nie wpadłszy na to, by po prostu udać się do własnej sypialni, a może jednocześnie nie potrafiąc rozstać się z ciepłem ciała które roztaczał) rozsiadając się w salonie jedną z ksiąg, zasypiając w nim i nad nią, nieforutnnie pozwalając by w tej karygodnej pozycji zastał ją rano. Nie wszystko było takie jakie chciała, jak zaplanowała, ale osiągnęła to, co było jej potrzebne i niezbędne. Dłoń uniosła się mimowolnie przesuwając po brzuchu. Na kolejne słowa posłała bratowej grzeczny - choć mało wierzący w jej słowa - uśmiech. Nie wierzyła - ani w to, że Tristan kiedykolwiek ten stan pożegna, ani w to, że Manannan istotnie chciał oddać jej siebie w całości. Nie oczekiwała już od niego niczego, postanawiając każde niezadowalające zachowanie zepchnąć do wora: mężczyźni. Nie zamierzała też już walczyć - ani o niego, ani o jego uwagę. Straciła zainteresowanie.
- Oh tak. - potwierdziła po chwili, chociaż właściwie w ostatnim czasie próżnowała na zmianę z pracą. Pozwalała sobie na odpoczynek do momentu aż jej myśli nie mknęły w nieodpowiednim kierunku, wtedy wpadała w swoisty szał tworzenia, uczenia, albo pracy. O zejściu na odpowiedni posiłek pamiętając dzięki Anithcie, zostając na nim jedynie chwilę by zaspokoić głód. Sięgnęła po teczkę otwierając ją na stoliku. - Właściwie, to nie za wiele. Zajmowałam się przygotowaniem czegoś innego w ostatnim czasie. Niemniej, zapisałam kilka pytań do rozważenia. - przyznała zgodnie z prawdą. - Pierwszą decyzją która należy podjąć jest oczywiście forma. Do wyboru mamy prozę, albo wiersz. - przyznała pokazując Evandrze listę. - Dalej oczywiście kwestia historii samej w sobie. Nie przedstawiamy jej jeden do jeden bo to nie ma sensu. Myślałam o tym, by prezentowało się to następująco: zaczniemy zarysowania blednącego świata magii, przez działania których podejmowali się niemagaczni, do bohaterskiej misji po artefakty pozwalające na walkę ze złem z tego gładko przechodząc do kulminacyjnej wojny w której dzięki mądrości Czarnego Pana bohaterowie wzmacniają magię i wyganiają zło ze świata. To tylko suchy szkic. - przyznała widocznie niezadowolona że nie ma więcej. - No i dalej, potrzebny nam jest ktoś kto to odpowiednio napisze, albo zredaguje. Historia nie powinna być za długa, jak sądzę, żeby nie stracić zainteresowania dzieci zbyt szybko. - przyznaje unosząc ciemne tęczówki na Evandrę.
Odpowiada uśmiechem na uśmiech bratowej wchodząc do biblioteki głębiej z pewnością i bez sztucznej skromności zajmując jedno z miejsc niedaleko jasnowłosej wilii. Na stolik odkładając zabraną ze sobą teczkę. Uniosła rękę żeby machnąć nią kilka razy niemal nonszalancko jakby odpychała od nich niemądre stwierdzenie Evandry.
- Jak każdy, kto chce sięgnąć dalej. - wypowiedziała powstrzymując wzruszenie ramionami - nie znosiła go szczególnie pilnując, by samej nie podejmować tego gestu. Sięgnęła po filiżankę i spodek wyrzucając z siebie kilka zdań. Poza tym, potrzebowała mieć myśli zajęte, żeby nie oszaleć całkiem. Do frustracji doprowadzał ją fakt, że jej mąż uważał, że wszystko jest w porządku i wspaniale. Albo do chęci głośnego westchnienia. Może ponosiła za to winę sama, choć do tego przyznawać nie zamierzała się nawet przed sobą. Powinien się w końcu domyślić że nadal mu nie wybaczyła tej potwarzy którą skierował w jej stronę ostatnio. Kąciki warg drgnęły na wypowiedziane zapewnienia. Zatopiła wargi w ciepłym naparze odkładając na stolik obie części zastawy.
- Nie każ mi zaczynać tego tematu, Evandro. - wypowiedziała pozwalając by z jej warg wydarło się krótkie westchnienie w kalkulowanym rozbawieniu wywracając żartobliwie oczami. Pamiętała jedną z nocy podczas której statyczne oddechy Manannana doprowadzały ją do irracjonalnego rozdrażeniania, na tyle wysokiego, że tamtej nocy na poważnie rozważała, sięgnięcie po poduszkę i przyciśnięcie jej do twarzy męża by ulżyć właśnej irytacji. Nie wyspała się tej nocy, gdzieś niewiele przed wschodem słońca podnosząc się ze wspólnego łoża ( nie wpadłszy na to, by po prostu udać się do własnej sypialni, a może jednocześnie nie potrafiąc rozstać się z ciepłem ciała które roztaczał) rozsiadając się w salonie jedną z ksiąg, zasypiając w nim i nad nią, nieforutnnie pozwalając by w tej karygodnej pozycji zastał ją rano. Nie wszystko było takie jakie chciała, jak zaplanowała, ale osiągnęła to, co było jej potrzebne i niezbędne. Dłoń uniosła się mimowolnie przesuwając po brzuchu. Na kolejne słowa posłała bratowej grzeczny - choć mało wierzący w jej słowa - uśmiech. Nie wierzyła - ani w to, że Tristan kiedykolwiek ten stan pożegna, ani w to, że Manannan istotnie chciał oddać jej siebie w całości. Nie oczekiwała już od niego niczego, postanawiając każde niezadowalające zachowanie zepchnąć do wora: mężczyźni. Nie zamierzała też już walczyć - ani o niego, ani o jego uwagę. Straciła zainteresowanie.
- Oh tak. - potwierdziła po chwili, chociaż właściwie w ostatnim czasie próżnowała na zmianę z pracą. Pozwalała sobie na odpoczynek do momentu aż jej myśli nie mknęły w nieodpowiednim kierunku, wtedy wpadała w swoisty szał tworzenia, uczenia, albo pracy. O zejściu na odpowiedni posiłek pamiętając dzięki Anithcie, zostając na nim jedynie chwilę by zaspokoić głód. Sięgnęła po teczkę otwierając ją na stoliku. - Właściwie, to nie za wiele. Zajmowałam się przygotowaniem czegoś innego w ostatnim czasie. Niemniej, zapisałam kilka pytań do rozważenia. - przyznała zgodnie z prawdą. - Pierwszą decyzją która należy podjąć jest oczywiście forma. Do wyboru mamy prozę, albo wiersz. - przyznała pokazując Evandrze listę. - Dalej oczywiście kwestia historii samej w sobie. Nie przedstawiamy jej jeden do jeden bo to nie ma sensu. Myślałam o tym, by prezentowało się to następująco: zaczniemy zarysowania blednącego świata magii, przez działania których podejmowali się niemagaczni, do bohaterskiej misji po artefakty pozwalające na walkę ze złem z tego gładko przechodząc do kulminacyjnej wojny w której dzięki mądrości Czarnego Pana bohaterowie wzmacniają magię i wyganiają zło ze świata. To tylko suchy szkic. - przyznała widocznie niezadowolona że nie ma więcej. - No i dalej, potrzebny nam jest ktoś kto to odpowiednio napisze, albo zredaguje. Historia nie powinna być za długa, jak sądzę, żeby nie stracić zainteresowania dzieci zbyt szybko. - przyznaje unosząc ciemne tęczówki na Evandrę.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Lekceważący gest Melisande przyjmuje z pewnym rozbawieniem. Czarownica zna swoją wartość, a jednak umniejsza swojemu zaangażowaniu, nie widząc weń nic szczególnego. Czy tak szybko przeszła do porządku dziennego z błogosławionym stanem, że nie dostrzega rosnących trudności?Kiwa głową na zgodę, by nie drążyć tematu mężów. Czyżby ktoś został podirytowany przed samym wyjściem? Temu nastrojowi absolutnie się nie dziwi.
Słucha szwagierki, niespiesznie sączy herbatę, rozkoszując się kwasowością napoju. Znana z zamiłowania do słodyczy i sypania kilku łyżeczek cukru do herbaty Evandra od kilku miesięcy stroni od słodzika. W napojach oczywiście, bo ciasta to co innego! Tych oczywiście nie może sobie odmówić, zwłaszcza biszkopcików z cytrynową galaretką, które miękko rozpływają się w ustach. Tak, kwasowość zdecydowanie zaczęła dominować w menu półwili i aż zaczęła się zastanawiać, czy po rozwiązaniu kir royal będzie nadal jej ulubionym drinkiem. Creme de cassis ma głęboko porzeczkowy smak tańczący na granicy kakao, i pieprznej nuty i doyenne wprost nie może się doczekać, by go znów zakosztować.
Literatura jest jej bliska, zarówno proza, jak i poezja, jednak spod jej własnego pióra wychodzą wyłącznie listy i rzędy liczb w księgach rachunkowych. Złożenie opowieści dla dzieci leży daleko poza zakresem jej umiejętności. Pierwsza byłaby za to do czytania ich najmłodszym, jak to też czyniła w sierocińcu Reculver.
- Sądzę, że to wszystko zależy od tego, do kogo chcemy skierować książkę. Najmłodsi potrzebowaliby krótszych form, bo ich skupienie nie trwa długo i łatwo im się rozproszyć - mówi nauczona doświadczeniem, kiedy jako panna gościła w domu Ollivanderów, czytając powieści dzieciom swej kuzynki. Szeroki był przekrój ich wieku i można było prędko wywnioskować, które z nich słuchają z zainteresowaniem do ostatniej strony, a które zaczynają się szybko wiercić i wodzić spojrzeniem po okolicy. - Dzieci w wieku szkolnym z pewnością poradzą sobie z dłuższą historią, bo nawet jeśli będzie przerywana po poszczególnych rozdziałach, z łatwością powrócą do wątków następnego dnia. Pytanie więc, czy chcemy skupić się na jednej grupie, a może podjąć się kilku? - rzuca luźną propozycją, nie wiedząc do końca, z jakim nakładem pracy się do wiąże. Ilu artystów należałoby zaangażować do tego projektu? Jak wiele czasu zajmie im przygotowanie jednej, a ile dwóch różnych szkiców?
- Mój przyjaciel Harland Parkinson zna się na poezji, samemu będąc twórcą. Nie sądzę, by jego styl był tu odpowiedni, ale może zna artystów, którzy bardziej nadawaliby się do tego zadania - zastanawia się na głos, przypominając sobie o wierszu, jaki czarodziej wysłał jej w ramach prezentu urodzinowego. Nie sądziła dotąd, że jest w ten sposób utalentowany, lecz wielokrotnie udowodnił, że skrywa wiele umiejętności. - Oh, a może Corinne? - przypomina sobie sylwetkę szwagierki, która kiedyś mimochodem wspomniała, że w przeszłości przelewała swoje pomysły na pergamin. - Nawet jeśli nie napisałaby wszystkich opowiadań, to z pewnością chętnie podzieli się inspiracjami. Poza tym, wiedziałaś, że jest utalentowaną malarką? Ma bardzo delikatną rękę, zobaczyłabym, czy ma pomysły na ilustracje. - Oczywiście zna więcej osób obdarzonych talentem malarskim i dobrze byłoby zwrócić się do kilku z nich, by sprawdzić, czy ich wizje łączą się w jednym wspólnym punkcie. Aby jednak rozesłać wici, najpierw muszą zdecydować same, na czym im zależy.
Słucha szwagierki, niespiesznie sączy herbatę, rozkoszując się kwasowością napoju. Znana z zamiłowania do słodyczy i sypania kilku łyżeczek cukru do herbaty Evandra od kilku miesięcy stroni od słodzika. W napojach oczywiście, bo ciasta to co innego! Tych oczywiście nie może sobie odmówić, zwłaszcza biszkopcików z cytrynową galaretką, które miękko rozpływają się w ustach. Tak, kwasowość zdecydowanie zaczęła dominować w menu półwili i aż zaczęła się zastanawiać, czy po rozwiązaniu kir royal będzie nadal jej ulubionym drinkiem. Creme de cassis ma głęboko porzeczkowy smak tańczący na granicy kakao, i pieprznej nuty i doyenne wprost nie może się doczekać, by go znów zakosztować.
Literatura jest jej bliska, zarówno proza, jak i poezja, jednak spod jej własnego pióra wychodzą wyłącznie listy i rzędy liczb w księgach rachunkowych. Złożenie opowieści dla dzieci leży daleko poza zakresem jej umiejętności. Pierwsza byłaby za to do czytania ich najmłodszym, jak to też czyniła w sierocińcu Reculver.
- Sądzę, że to wszystko zależy od tego, do kogo chcemy skierować książkę. Najmłodsi potrzebowaliby krótszych form, bo ich skupienie nie trwa długo i łatwo im się rozproszyć - mówi nauczona doświadczeniem, kiedy jako panna gościła w domu Ollivanderów, czytając powieści dzieciom swej kuzynki. Szeroki był przekrój ich wieku i można było prędko wywnioskować, które z nich słuchają z zainteresowaniem do ostatniej strony, a które zaczynają się szybko wiercić i wodzić spojrzeniem po okolicy. - Dzieci w wieku szkolnym z pewnością poradzą sobie z dłuższą historią, bo nawet jeśli będzie przerywana po poszczególnych rozdziałach, z łatwością powrócą do wątków następnego dnia. Pytanie więc, czy chcemy skupić się na jednej grupie, a może podjąć się kilku? - rzuca luźną propozycją, nie wiedząc do końca, z jakim nakładem pracy się do wiąże. Ilu artystów należałoby zaangażować do tego projektu? Jak wiele czasu zajmie im przygotowanie jednej, a ile dwóch różnych szkiców?
- Mój przyjaciel Harland Parkinson zna się na poezji, samemu będąc twórcą. Nie sądzę, by jego styl był tu odpowiedni, ale może zna artystów, którzy bardziej nadawaliby się do tego zadania - zastanawia się na głos, przypominając sobie o wierszu, jaki czarodziej wysłał jej w ramach prezentu urodzinowego. Nie sądziła dotąd, że jest w ten sposób utalentowany, lecz wielokrotnie udowodnił, że skrywa wiele umiejętności. - Oh, a może Corinne? - przypomina sobie sylwetkę szwagierki, która kiedyś mimochodem wspomniała, że w przeszłości przelewała swoje pomysły na pergamin. - Nawet jeśli nie napisałaby wszystkich opowiadań, to z pewnością chętnie podzieli się inspiracjami. Poza tym, wiedziałaś, że jest utalentowaną malarką? Ma bardzo delikatną rękę, zobaczyłabym, czy ma pomysły na ilustracje. - Oczywiście zna więcej osób obdarzonych talentem malarskim i dobrze byłoby zwrócić się do kilku z nich, by sprawdzić, czy ich wizje łączą się w jednym wspólnym punkcie. Aby jednak rozesłać wici, najpierw muszą zdecydować same, na czym im zależy.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nie miała w zamiarze umniejszac sobie w najmniejszym calu - bardziej może jedynie pokazać, że na rzeczy ważne czas znajdowała zawsze - a domeną tych którzy inwestowali go dobrze było skrupulatne go rozdzielanie i dokładne planowanie. Lubowała się w planach, bo znacząco ułatwiały wędrowanie dalej. Kolejne punkty do odhaczenia, sytuacje które można było przewidzieć - a czasem i uniknąć - wcześniej ułatwiały pracę. Co prawda - choć zdawało się to tworzyć abstrakcyjną mieszankę, nie brakowało w niej elastyczności, który pozwalał dostosować się do otoczenia. Palny które tworzyła były bardziej… zapewnieniem możliwie jak największego bezpieczeństwa i prawdopodbieństwa sukcesu, niźli nadrzędnym prawem którego raz powziętego trzymała się do samego końca wytrwale. Sięgnęła po filiżankę mocząc w niej wargi, ale zaraz wydęła lekko wargi.
- Nie obrazisz się, jeśli poproszę Prymulkę o szklankę soku pomarańczowego zamiast herbaty? - zapytała, kwaśne dręczyło ją nagminnie od miesięcy. I marzenia o dobrze przyrządzonej wieprzowinie. I owocach morza. Niemal westchnęła cierpiętniczo do siebie samej, szczęśliwie ciasta nie mogł jej zaszkodzić.
- Najlepiej gdyby była odpowiednia dla dzieci w wieku cztery do siedmiu lat, nie sądzisz? - zapytała bratowej po krótkiej chwili namysłu. - Jesteśmy w stanie znaleźć formę która sprawdzi się w takim zakresie? - zadała kolejne z pytań. Z dziećmi nie miała zbyt wiele do czynienia. Co prawda Evan był fantastyczny a Mysseline i Marcus uroczy, ale nie budziły w nieh głębszych uczuć. Może miała je pojąć, kiedy w jej ramionach znajdzie się własna pociecha? - Finalnie sądzę, że winnyśmy obrać dziś tylko jedną drogę i nabyć doświadczenia. A gdy przetrzemy dla siebie te szlaki sięgnąć po kolejną możliwość. - przyznała. Nigdy nie próbowała wydać książki. Wydawała naukowe publikacje, które przedstawiała na sympozjum. Ale to raczej nijak miało się do tego, co próbowały zaplanować teraz. Kolejne słowa Evandry łapiąc ją kompletnie nieprzygotowaną - a może skupioną jeszcze na kwestii ścieżek, które przed nimi się rozpościerały. Spojrzała ku wili na początku z krótkim roztargnieniem połączonym z niezrozumieniem. Kilka informacji zlało się ze sobą jednocześnie, ale jedna wybiła się najmocniej. Zmarszczone brwi przeistaczając w perlisty śmiech.
- Wybacz. Potrzebuję chwili. - wypadało z jej warg, oh jak dobrze że odwiedziła dziś dawny dom. Pokręciła głową. Harland posiadał wiele umiejętności - ale ta… cóż po zastanowieniu istotnie mogła do niego pasować. Czym lepiej skarać serce damy jeśli nie kwiecistym poematem. Potrafiła go sobie nawet wyobrazić, w twórczym szale nad pergaminem. Zaraz, chwila - zastanowiła się - powinna się obrazić, że przez lata nie dostała ani jednego? Dłonie na jej piersi splatają się ze sobą mimowolnie, a dłoń wędruje pod podbródek. - Po kolei, proszę. Ta ilość informacji złapała mnie nieprzygotowaną. - przyznaje, wydymając kształtne wargi. - Przyjaźnisz się z Harlandem Parkinsonem? - bo to dotarło do niej z opóźnieniem, więc - by nie zapomnieć - od tego zaczęła tworzącą się listę pytań co do tego tematu. - I Harland poetą? - postawiła kolejne unosząc brwi ku górze. - Widziałaś jego twórczość? Nie zrozum mnie źle Evandro, Harland istotnie posiada wiele umiejętności - ale nigdy nie posądziłabym go o pisanie wierszy. Wydał jakiś tomik? Może pod pseudonimem...? - posiadasz dowody że istotnie tak było? Była kobietą prowadzoną przez fakty. Może jednak myliła się w swojej ocenie. Wydęła zaraz wargi. - Nie zaszkodzi jednak zapytać, może istotnie posiada kontakty które mogą nam się przydać. - nie znała wielu poetów. A może znała nie wiedząc że nimi właśnie są. Wiedziała że Tristan pisał - sama próbowała kiedyś, ale skończyło się to piśmienniczą tragedią sprawiając, że Melisande nie planowała więcej opuszczać znajomych ram prozy. - Corinne? - powtarza po niej unosząc brwi ku górze Evandra zaskakiwała ją dzisiaj propozycją za propozycję. - Sądzisz że wystarczy jej zaparcia by doprowadzić sprawę do końca? - jej samej wydawała się bierna… i leniwa. Ale to Evandra mieszkała z nią w jednym zamku. Zazwyczaj ufała swojej intuicji, bo daleko ją zaprowadziła. Ale podczas ciąży zdawała się jakoś absurdalnie łaskawiej spoglądać ku innym.
- Nie obrazisz się, jeśli poproszę Prymulkę o szklankę soku pomarańczowego zamiast herbaty? - zapytała, kwaśne dręczyło ją nagminnie od miesięcy. I marzenia o dobrze przyrządzonej wieprzowinie. I owocach morza. Niemal westchnęła cierpiętniczo do siebie samej, szczęśliwie ciasta nie mogł jej zaszkodzić.
- Najlepiej gdyby była odpowiednia dla dzieci w wieku cztery do siedmiu lat, nie sądzisz? - zapytała bratowej po krótkiej chwili namysłu. - Jesteśmy w stanie znaleźć formę która sprawdzi się w takim zakresie? - zadała kolejne z pytań. Z dziećmi nie miała zbyt wiele do czynienia. Co prawda Evan był fantastyczny a Mysseline i Marcus uroczy, ale nie budziły w nieh głębszych uczuć. Może miała je pojąć, kiedy w jej ramionach znajdzie się własna pociecha? - Finalnie sądzę, że winnyśmy obrać dziś tylko jedną drogę i nabyć doświadczenia. A gdy przetrzemy dla siebie te szlaki sięgnąć po kolejną możliwość. - przyznała. Nigdy nie próbowała wydać książki. Wydawała naukowe publikacje, które przedstawiała na sympozjum. Ale to raczej nijak miało się do tego, co próbowały zaplanować teraz. Kolejne słowa Evandry łapiąc ją kompletnie nieprzygotowaną - a może skupioną jeszcze na kwestii ścieżek, które przed nimi się rozpościerały. Spojrzała ku wili na początku z krótkim roztargnieniem połączonym z niezrozumieniem. Kilka informacji zlało się ze sobą jednocześnie, ale jedna wybiła się najmocniej. Zmarszczone brwi przeistaczając w perlisty śmiech.
- Wybacz. Potrzebuję chwili. - wypadało z jej warg, oh jak dobrze że odwiedziła dziś dawny dom. Pokręciła głową. Harland posiadał wiele umiejętności - ale ta… cóż po zastanowieniu istotnie mogła do niego pasować. Czym lepiej skarać serce damy jeśli nie kwiecistym poematem. Potrafiła go sobie nawet wyobrazić, w twórczym szale nad pergaminem. Zaraz, chwila - zastanowiła się - powinna się obrazić, że przez lata nie dostała ani jednego? Dłonie na jej piersi splatają się ze sobą mimowolnie, a dłoń wędruje pod podbródek. - Po kolei, proszę. Ta ilość informacji złapała mnie nieprzygotowaną. - przyznaje, wydymając kształtne wargi. - Przyjaźnisz się z Harlandem Parkinsonem? - bo to dotarło do niej z opóźnieniem, więc - by nie zapomnieć - od tego zaczęła tworzącą się listę pytań co do tego tematu. - I Harland poetą? - postawiła kolejne unosząc brwi ku górze. - Widziałaś jego twórczość? Nie zrozum mnie źle Evandro, Harland istotnie posiada wiele umiejętności - ale nigdy nie posądziłabym go o pisanie wierszy. Wydał jakiś tomik? Może pod pseudonimem...? - posiadasz dowody że istotnie tak było? Była kobietą prowadzoną przez fakty. Może jednak myliła się w swojej ocenie. Wydęła zaraz wargi. - Nie zaszkodzi jednak zapytać, może istotnie posiada kontakty które mogą nam się przydać. - nie znała wielu poetów. A może znała nie wiedząc że nimi właśnie są. Wiedziała że Tristan pisał - sama próbowała kiedyś, ale skończyło się to piśmienniczą tragedią sprawiając, że Melisande nie planowała więcej opuszczać znajomych ram prozy. - Corinne? - powtarza po niej unosząc brwi ku górze Evandra zaskakiwała ją dzisiaj propozycją za propozycję. - Sądzisz że wystarczy jej zaparcia by doprowadzić sprawę do końca? - jej samej wydawała się bierna… i leniwa. Ale to Evandra mieszkała z nią w jednym zamku. Zazwyczaj ufała swojej intuicji, bo daleko ją zaprowadziła. Ale podczas ciąży zdawała się jakoś absurdalnie łaskawiej spoglądać ku innym.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Ależ proszę - mówi, nie mając szwagierce za złe, że decyduje się na inny poczęstunek. Będąc w stanie brzemiennym, jest gotowa zdecydowanie więcej wybaczyć, czy zrozumieć. Organizm woła o skrajności, jakie nierzadko wywołują w innych zdumienie.
- Też sądzę, by zacząć od jednej książki. Dzieci w wieku szkolnym będą uczyć się też historii podczas lekcji. Tak… O zmianie podręczników i programu nauczania też już się wcześniej zastanawiałam, jednak tu będę chciała skonsultować się z profesorami i badaczami niezwiązanymi obecnie z Hogwartem. - Mówiła o tym wcześniej z Primrose, oraz Hypatią. Chętnie zasięgnie opinii starszych czarodziejów. Krótkie machnięcie ręką ma oznaczać koniec dygresji. - Cztery do siedmiu lat, to dość szeroki zakres. Czterolatki lepiej uczą się przy ilustracjach i krótkich tekstach, najlepiej rymowanych. Jasny przekaz, prosty morał. Siedmiolatki rozumieją już bardziej złożone historie, szczegółowe opisy, wielowątkowość, trudno będzie to zrównoważyć. Tak mi się wydaje, chętnie skorzystałabym tu z wiedzy starszych matek. - Teraz posiłkuje się swoim mimo wszystko wąskim doświadczeniem. - Albo raczej guwernantek - poprawia się zaraz, dochodząc do wniosku, że przecież to z nimi dzieci spędzają najwięcej czasu, nie zaś z rodzicielkami.
Na perlisty śmiech jasne brwi wędrują ku górze, lecz z ust Evandry nie pada żaden komentarz. Rozproszenie jest rzeczą ludzką, a one mają przecież czas. Niespiesznie upija znów łyk herbaty i wygląda za okno, gdzie rozciąga się gęsta mgła. Z chęcią wybrałaby się na spacer po wybrzeżu, gdzie wiatr targa morskimi falami, a rozdmuchane tak drobne krople osadzają się na twarzy, jednak pokonywanie wszystkich stopni na dół klifu skutecznie odpycha tę wizję na dalszy plan.
- Tak, Harland jest mi drogi, bardzo mnie wspiera - zdradza bez skrępowania, rozciągając usta w uśmiechu, gdy Melisande wykazuje gotowość do kontynuowania rozmowy. Nie zamierza utrzymywać przyjaźni z Parkinsonem w tajemnicy. Czarodziej bardzo jej pomógł po śmierci Francisa, żałoba pokazała, jak wiele mają ze sobą wspólnego. - Zakładam, że nie miałaś jeszcze okazji, by go bliżej poznać? Wątpię, by sprawił, że zwątpiłaś w jego szczerość. - Tego jest przekonana, bo nie wie (jeszcze) w jak nierozsądny sposób potraktował Primrose. - Na urodziny sprezentował mi wiersz, trochę prosty, ale pisany od serca, więc wspaniały. - Nie wszystkie z rymów były stosowne, lecz mimo wszystko ujęły Evandrę za serce. - Nie wiem niestety, czy wydał swoje dzieła, czy też pisze wyłącznie do szuflady, mimo to sądzę, iż jego zmysł artystyczny może stanowić dla nas dodatkowe wsparcie. Myślisz, że autor powinien być jeden, czy może dzięki kooperacji kilku pisarzy, całość będzie mieć lepszy wydźwięk, podkreślający wspólne zaangażowanie? - dalej zastanawia się na głos, szukając najlepszego rozwiązania. Zwątpienie Melisande nie sprawia, że Evandra wycofuje się ze swoich pomysłów, wszak spotkały się po to, by rozpatrzyć różne opcje i znaleźć tę, która okaże się odpowiednia. Na tym etapie nie ma co skreślać pomysłów, lepiej traktować każdy, jako potencjalną możliwość.
- Chciałabym znaleźć jakąś wartość, która wynikałaby z przyjęcia jej do rodziny - mówi szczerze o Corinne, zgrabnie pomijając fakt, że największą jej zaletą było utarcie nosa Mathieu. - Szukam jej zalet, bo warto, by reprezentowała sobą coś więcej, niż ładna buzia. Przyznaję, że ogarniają mnie wątpliwości, gdy słyszę, jak wąskie ma zrozumienie świata. Nie zgadzam się, by lady Rosier cechowała pycha podparta wyłącznie lenistwem. - Bo choć młodziutka czarownica nie mówi o planach na swoje życie, używając tych właśnie słów, to wnioski nasuwają się same.
- Też sądzę, by zacząć od jednej książki. Dzieci w wieku szkolnym będą uczyć się też historii podczas lekcji. Tak… O zmianie podręczników i programu nauczania też już się wcześniej zastanawiałam, jednak tu będę chciała skonsultować się z profesorami i badaczami niezwiązanymi obecnie z Hogwartem. - Mówiła o tym wcześniej z Primrose, oraz Hypatią. Chętnie zasięgnie opinii starszych czarodziejów. Krótkie machnięcie ręką ma oznaczać koniec dygresji. - Cztery do siedmiu lat, to dość szeroki zakres. Czterolatki lepiej uczą się przy ilustracjach i krótkich tekstach, najlepiej rymowanych. Jasny przekaz, prosty morał. Siedmiolatki rozumieją już bardziej złożone historie, szczegółowe opisy, wielowątkowość, trudno będzie to zrównoważyć. Tak mi się wydaje, chętnie skorzystałabym tu z wiedzy starszych matek. - Teraz posiłkuje się swoim mimo wszystko wąskim doświadczeniem. - Albo raczej guwernantek - poprawia się zaraz, dochodząc do wniosku, że przecież to z nimi dzieci spędzają najwięcej czasu, nie zaś z rodzicielkami.
Na perlisty śmiech jasne brwi wędrują ku górze, lecz z ust Evandry nie pada żaden komentarz. Rozproszenie jest rzeczą ludzką, a one mają przecież czas. Niespiesznie upija znów łyk herbaty i wygląda za okno, gdzie rozciąga się gęsta mgła. Z chęcią wybrałaby się na spacer po wybrzeżu, gdzie wiatr targa morskimi falami, a rozdmuchane tak drobne krople osadzają się na twarzy, jednak pokonywanie wszystkich stopni na dół klifu skutecznie odpycha tę wizję na dalszy plan.
- Tak, Harland jest mi drogi, bardzo mnie wspiera - zdradza bez skrępowania, rozciągając usta w uśmiechu, gdy Melisande wykazuje gotowość do kontynuowania rozmowy. Nie zamierza utrzymywać przyjaźni z Parkinsonem w tajemnicy. Czarodziej bardzo jej pomógł po śmierci Francisa, żałoba pokazała, jak wiele mają ze sobą wspólnego. - Zakładam, że nie miałaś jeszcze okazji, by go bliżej poznać? Wątpię, by sprawił, że zwątpiłaś w jego szczerość. - Tego jest przekonana, bo nie wie (jeszcze) w jak nierozsądny sposób potraktował Primrose. - Na urodziny sprezentował mi wiersz, trochę prosty, ale pisany od serca, więc wspaniały. - Nie wszystkie z rymów były stosowne, lecz mimo wszystko ujęły Evandrę za serce. - Nie wiem niestety, czy wydał swoje dzieła, czy też pisze wyłącznie do szuflady, mimo to sądzę, iż jego zmysł artystyczny może stanowić dla nas dodatkowe wsparcie. Myślisz, że autor powinien być jeden, czy może dzięki kooperacji kilku pisarzy, całość będzie mieć lepszy wydźwięk, podkreślający wspólne zaangażowanie? - dalej zastanawia się na głos, szukając najlepszego rozwiązania. Zwątpienie Melisande nie sprawia, że Evandra wycofuje się ze swoich pomysłów, wszak spotkały się po to, by rozpatrzyć różne opcje i znaleźć tę, która okaże się odpowiednia. Na tym etapie nie ma co skreślać pomysłów, lepiej traktować każdy, jako potencjalną możliwość.
- Chciałabym znaleźć jakąś wartość, która wynikałaby z przyjęcia jej do rodziny - mówi szczerze o Corinne, zgrabnie pomijając fakt, że największą jej zaletą było utarcie nosa Mathieu. - Szukam jej zalet, bo warto, by reprezentowała sobą coś więcej, niż ładna buzia. Przyznaję, że ogarniają mnie wątpliwości, gdy słyszę, jak wąskie ma zrozumienie świata. Nie zgadzam się, by lady Rosier cechowała pycha podparta wyłącznie lenistwem. - Bo choć młodziutka czarownica nie mówi o planach na swoje życie, używając tych właśnie słów, to wnioski nasuwają się same.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Uśmiechnęła się promiennie na przyzwolenie padające z ust bratowej do soku polecając przynieść sobie jeszcze ciasta. Chodziło za nią od rana - jeden kawałek nie mógł jej zaszkodzić mocniej. Może powinna kazać przynieść sobie też ananasa? Jej brwi zeszły się trochę. Nie, może lepiej nie, ten mimowolnie odsuwał jej myśli w stronę Manannana. Potaknęła krótko głową zadowolona, że Evandra myślała podobnie do niej. Zawieszając ciemne tęczówki na Evandrze. Przez chwilę zastanowiła się, czy ta oczekiwała na jej opinię w tej sprawie, ale krótkie machnięcie ręką znaczyło, że nie był to temat, które musiały się podejmować. I dobrze, wolała pozostać skupiona na konkretnej sprawie. Pozwoliła brwiom zejść się odrobinę w zamyśleniu.
- Zasięgnijmy jej więc. - zgodziła się. Rozesłanie kilku listów do znajomych lady z prośbą o pytanie skierowane do ich guwernantek nie było dużym problemem, możliwym do zrobienia szybko. - Wstępnie ustalając skupienie na możliwie najmłodszej i najszerszej grupie, która jest w stanie pojąć i zrozumieć przekaz, który nadamy książce. Co o tym sądzisz? - zapytała bratowej. Rozczarowujące, że nie mogły skierować jednej opowieści do całego przedziału, ale jeśli ta opcja była trudna do zrealizowania, powinny swój wzrok skupić na grupie możliwie jak najwcześniejszej.
Nie potrafiła zapanować nad śmiechem który wydarł się z jej warg, choć jego źródło - pozornie jasne zaraz skryło się odrobinę pod zastanowieniem. A powaga Evandry sprawiła, że jej brwi drgnęły jeszcze trochę ku górze.
- Ciekawe. - mruknęła pozwalając by zeszły jej odrobinę brwi. Przekrzywiła głowę. Przegapiła to? Istniała na to szansa? Właściwie to tak. - Oh, miałam. Choć pewnie nie w takim stopniu jak ty, skoro skora jesteś nazywać go przyjacielem. W szczerość nie, choć ostatnio prawdopodobnie trzyma ku mnie urazę. - przyznała rozkładając na boki ręce. - zastanowiła marszcząc odrobinę brwi. - Jest w stanie? - zapytała zainteresowana. - Być ci przyjacielem. - doprecyzowała. - Wiesz, sądziłam, że mężczyzn głównie… pociąga twoja uroda. - nie tak działały geny willi? Nie to, że Evandra nie posiadała do zaproponowania i zaoferowania więcej, ale mimowolnie ciekawość ją poprowadziła do zadania właśnie tego pytania. Z grubsza pojmowała istotę jej umiejętności. Ale nie znała dokładnie schematów jej działania. Zaraz jednak uniosła brwi wyżej. - Naprawdę? - zapytała mrugając kilka razy by przywołać się do porządku. Myśl była nadal dziwnie abstrakcyjna. - Z chęcią bym go zobaczyła. - przyznała, potrzebowała dowodów by uwierzyć jednak - jej natura mimowolnie wysunęła się na wierzch sama. Czegoś co ją przekona, że istotnie to do niego powinny się zwrócić. - Jeden. - zdecydowała w końcu. - Ułatwi nam to pracę. Czterolatki nie zwrócą na to uwagi, a przypilnowanie kilku artystów może przynieść nam więcej problemów niż dopilnowanie terminów współpracując z jednym. - orzekła ze zdecydowaniem nie ustępującym temu które przedstawiała Evandra. Zastanawiając się nad pisarzami samymi w sobie, ale niestety nie znała żadnych których mogłaby dać im pod uwagę. - Możesz się go poradzić w tej kwestii. - zgodziła się w końcu. Mógł dostać szansę, wiedziała że był wrażliwy na piękno - głównie kobiecie, ale może i do innego posiadał dobre oko.
Aż odrobinę współczuła Evandrze, choć rozumiała jej potrzebę nadania wartości tym, którzy prezentowali ich ród. Gdyby była odpowiedzialna za jakiś starałby czynić się to samo. Teraz jednak, wizja współpracy z Corinne sprawiła że miała ochotę westchnąć. Ciemne spojrzenie przesunęło się po bratowej. W końcu wzięła wdech w płuca wypuszczając je. Sięgając po szklankę z sokiem. Oparła się na powrót o krzesło spoglądając za okno. - Chyba polubiły się z Lettie. Niech zmotywują się nawzajem. - powiedziała spoglądając ku bratowej. - Colette ma plany. - nachyliła odrobinę głowę unosząc brwi. - W ich finalnej fazie chciałaby zostać patronką zdolnego artysty. Co gdybyśmy zaproponowały jej by na próbę została taką dla Corinne? Sprawdzała jej postępy w pracy i zorganizowała finalnie wystawę która będzie częścią promocji książki - o ile, to trzeba zaznaczyć im obu bardzo wyraźnie - ilustracje które stworzą zostaną zaakceptowane jako integralna część dzieła. - zaproponowała wydymając lekko usta. - W ten sposób - jeśli wiatry powieją dla nas pomyślnie - zaangażujesz je obie. - przyznała odstawiając szklankę na stolik.
- Zasięgnijmy jej więc. - zgodziła się. Rozesłanie kilku listów do znajomych lady z prośbą o pytanie skierowane do ich guwernantek nie było dużym problemem, możliwym do zrobienia szybko. - Wstępnie ustalając skupienie na możliwie najmłodszej i najszerszej grupie, która jest w stanie pojąć i zrozumieć przekaz, który nadamy książce. Co o tym sądzisz? - zapytała bratowej. Rozczarowujące, że nie mogły skierować jednej opowieści do całego przedziału, ale jeśli ta opcja była trudna do zrealizowania, powinny swój wzrok skupić na grupie możliwie jak najwcześniejszej.
Nie potrafiła zapanować nad śmiechem który wydarł się z jej warg, choć jego źródło - pozornie jasne zaraz skryło się odrobinę pod zastanowieniem. A powaga Evandry sprawiła, że jej brwi drgnęły jeszcze trochę ku górze.
- Ciekawe. - mruknęła pozwalając by zeszły jej odrobinę brwi. Przekrzywiła głowę. Przegapiła to? Istniała na to szansa? Właściwie to tak. - Oh, miałam. Choć pewnie nie w takim stopniu jak ty, skoro skora jesteś nazywać go przyjacielem. W szczerość nie, choć ostatnio prawdopodobnie trzyma ku mnie urazę. - przyznała rozkładając na boki ręce. - zastanowiła marszcząc odrobinę brwi. - Jest w stanie? - zapytała zainteresowana. - Być ci przyjacielem. - doprecyzowała. - Wiesz, sądziłam, że mężczyzn głównie… pociąga twoja uroda. - nie tak działały geny willi? Nie to, że Evandra nie posiadała do zaproponowania i zaoferowania więcej, ale mimowolnie ciekawość ją poprowadziła do zadania właśnie tego pytania. Z grubsza pojmowała istotę jej umiejętności. Ale nie znała dokładnie schematów jej działania. Zaraz jednak uniosła brwi wyżej. - Naprawdę? - zapytała mrugając kilka razy by przywołać się do porządku. Myśl była nadal dziwnie abstrakcyjna. - Z chęcią bym go zobaczyła. - przyznała, potrzebowała dowodów by uwierzyć jednak - jej natura mimowolnie wysunęła się na wierzch sama. Czegoś co ją przekona, że istotnie to do niego powinny się zwrócić. - Jeden. - zdecydowała w końcu. - Ułatwi nam to pracę. Czterolatki nie zwrócą na to uwagi, a przypilnowanie kilku artystów może przynieść nam więcej problemów niż dopilnowanie terminów współpracując z jednym. - orzekła ze zdecydowaniem nie ustępującym temu które przedstawiała Evandra. Zastanawiając się nad pisarzami samymi w sobie, ale niestety nie znała żadnych których mogłaby dać im pod uwagę. - Możesz się go poradzić w tej kwestii. - zgodziła się w końcu. Mógł dostać szansę, wiedziała że był wrażliwy na piękno - głównie kobiecie, ale może i do innego posiadał dobre oko.
Aż odrobinę współczuła Evandrze, choć rozumiała jej potrzebę nadania wartości tym, którzy prezentowali ich ród. Gdyby była odpowiedzialna za jakiś starałby czynić się to samo. Teraz jednak, wizja współpracy z Corinne sprawiła że miała ochotę westchnąć. Ciemne spojrzenie przesunęło się po bratowej. W końcu wzięła wdech w płuca wypuszczając je. Sięgając po szklankę z sokiem. Oparła się na powrót o krzesło spoglądając za okno. - Chyba polubiły się z Lettie. Niech zmotywują się nawzajem. - powiedziała spoglądając ku bratowej. - Colette ma plany. - nachyliła odrobinę głowę unosząc brwi. - W ich finalnej fazie chciałaby zostać patronką zdolnego artysty. Co gdybyśmy zaproponowały jej by na próbę została taką dla Corinne? Sprawdzała jej postępy w pracy i zorganizowała finalnie wystawę która będzie częścią promocji książki - o ile, to trzeba zaznaczyć im obu bardzo wyraźnie - ilustracje które stworzą zostaną zaakceptowane jako integralna część dzieła. - zaproponowała wydymając lekko usta. - W ten sposób - jeśli wiatry powieją dla nas pomyślnie - zaangażujesz je obie. - przyznała odstawiając szklankę na stolik.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Kiwa miarowo głową, uzupełniając filiżankę ciepłą herbatą, którą ujmuje znów w dłoń. Naprędce próbuje sobie przypomnieć, czy na kartach pamięci zapisały się osoby wspominające miło swoje piastunki. Nie mogą przecież zgłosić się do pierwszych z brzegu, bo nie wszystkie odnoszą się do najmłodszych z czułością, a wyłącznie niezbędnym szacunkiem. Zajmująca się Evanem czarownica zdaje się być ciepła i uważna, ale czy z biegiem lat okaże się być równie spostrzegawcza i czujna na rozwój dziecka?
- Masz rację, im wcześniej będą nauczane o naszej historii, tym lepiej. Nie ma potrzeby trzymać ich w nieświadomości. Duma z dziejących się na ich oczach przemian powinna przyświecać od najmłodszych lat. - Z tych wszystkich postępujących zmian muszą zdawać sobie sprawę. Czuć wdzięczność oraz radość, wystawiać na piedestał czarodziejów aktywnie działających na poprawienie ich bytu, na przywrócenie szacunku, jaki im się należy.
- Oczywiście, że tak - żacha się miękko, choć nie jest to częsty przypadek, by musiała wyjaśniać komuś istotę przyjaźni. Czy to dlatego, że nikt inny nie bierze tego pojęcia za poważne, odnosząc się doń pobłażliwie? Mówi się, że przyjaźń łącząca osoby różnej płci jest trudna, jeśli nie niemożliwa do utrzymania, ale czy ktokolwiek prawdziwie zadał sobie trud, by tak bliską znajomość pielęgnować bez potrzeby przekraczania granic? - Komplementuje mnie, naturalnie, ale pewnie sama zdążyłaś zauważyć, że podchodzi w ten sposób do każdej kobiety. Sam też jest bardzo wrażliwy, ale nie sądzę, by długo potrafił trzymać urazę. - Lord Parkinson jest niezwykle czarujący i nigdy nie odpuści sobie okazji do rzucenia kilku miłych słów damie — czy któryś z otrzymanych komplementów nie przypał lady Travers do gustu? - Kiedyś bliższy był Francisowi, niż mnie, lecz po jego odejściu doszliśmy do wniosku, że pogrzebanie tej znajomości nie sprawi, że ból będzie mniejszy - na moment głos Evandry cichnie, bo wspomnienie zmarłego brata, zwłaszcza poza własnymi myślami, nadal przychodzi z trudnością. Śmierć Francisa została zawoalowana, upchnięta gdzieś między księgi przeszłości, zapomniana, niewarta przytaczania. Jego strata jest wciąż dla półwili niezwykle istotna, stanowi przypomnienie o błędach, których się dopuściła, jak i obietnicach, jakie złożyła. - Nie mam go ze sobą, ale chętnie się nim z tobą podzielę - płynnie stara się uniknąć dalszego rozwijania tematu i uśmiecha się ciepło na wspomnienie słodkich peanów, jakimi Harland poczęstował ją w dniu urodzin. We wszystkim, co robi, jest niezwykle sympatyczny i uroczy, potrafi wprawić w zachwyt, lecz niewielu wie, jak dobrym i oddanym jest przyjacielem. Ze skinieniem głowy godzi się ze szwagierką co do jednego autora, nie mając żadnych silnych opinii w tej kwestii.
Mruga kilkakrotnie, próbując przetrawić podsunięty przez Melisande pomysł. Do tej pory uważała Colette za dziecko — roztargnione, ciekawe świata, dryfujące w przestrzeni, beztrosko korzystające z czasu, jaki jej pozostał. Wspólnie z Tristanem uzgodnili, iż trzeba czujnie przyjrzeć się kandydatom do jej ręki. Była pierwszą, która oponowała przed wydaniem jej za rumińskiego możnego, lecz poznawszy go, doszła do wniosku, że może nie być wcale takim złym rozwiązaniem. Czy Lettie poradzi sobie poza granicami kraju w zupełnie nowym miejscu, tak bardzo oddalona od rodziny? Teoretycznie tak właśnie spędziła ostatnie dziesięć lat, kiedy Beauxbatons miało ją pod swoją pieczą, dbając o rozwój młodej lady. Dlaczego Rumunia miałaby nie otoczyć jej podobną, jak nie lepszą opieką?
- To prawda - mówi powoli, przypominając sobie, że w istocie ona i Corinne zbliżyły się do siebie, najpewniej z racji młodego wieku, jak i poczucia przebywania w nowym miejscu. - Colette ma wiedzę o sztuce i odznacza się niebywałą wrażliwością. To dobra okazja, by mogła sprawdzić się w pilnowaniu, by wszystko dopinane było na ostatni guzik. Melisande, jesteś genialna - śmieje się szczerze i radośnie, bo w ten oto sposób obie czarownice znajdą dla siebie zajęcie. Nawet jeśli powstałe z tej współpracy prace nie okażą się korespondować z treścią książki, bądź w ogóle pasować do ich koncepcji, wystawa może się odbyć. - Pomówię z nimi i upewnię się, że zajmą się tym bez zwłoki. Pytanie, czy wobec tego przychodzą ci na myśl inni artyści, do których warto byłoby się zwrócić, coby mieć wybór i porównanie? - Jeśli okaże się, że zespół Corinne-Colette popłynie z pomysłami w zupełnie innym kierunku, potrzebują kogoś, kto wejdzie na ich miejsce. Książka musi zostać wydana niezależnie od koncepcji młodych czarownic.
- Masz rację, im wcześniej będą nauczane o naszej historii, tym lepiej. Nie ma potrzeby trzymać ich w nieświadomości. Duma z dziejących się na ich oczach przemian powinna przyświecać od najmłodszych lat. - Z tych wszystkich postępujących zmian muszą zdawać sobie sprawę. Czuć wdzięczność oraz radość, wystawiać na piedestał czarodziejów aktywnie działających na poprawienie ich bytu, na przywrócenie szacunku, jaki im się należy.
- Oczywiście, że tak - żacha się miękko, choć nie jest to częsty przypadek, by musiała wyjaśniać komuś istotę przyjaźni. Czy to dlatego, że nikt inny nie bierze tego pojęcia za poważne, odnosząc się doń pobłażliwie? Mówi się, że przyjaźń łącząca osoby różnej płci jest trudna, jeśli nie niemożliwa do utrzymania, ale czy ktokolwiek prawdziwie zadał sobie trud, by tak bliską znajomość pielęgnować bez potrzeby przekraczania granic? - Komplementuje mnie, naturalnie, ale pewnie sama zdążyłaś zauważyć, że podchodzi w ten sposób do każdej kobiety. Sam też jest bardzo wrażliwy, ale nie sądzę, by długo potrafił trzymać urazę. - Lord Parkinson jest niezwykle czarujący i nigdy nie odpuści sobie okazji do rzucenia kilku miłych słów damie — czy któryś z otrzymanych komplementów nie przypał lady Travers do gustu? - Kiedyś bliższy był Francisowi, niż mnie, lecz po jego odejściu doszliśmy do wniosku, że pogrzebanie tej znajomości nie sprawi, że ból będzie mniejszy - na moment głos Evandry cichnie, bo wspomnienie zmarłego brata, zwłaszcza poza własnymi myślami, nadal przychodzi z trudnością. Śmierć Francisa została zawoalowana, upchnięta gdzieś między księgi przeszłości, zapomniana, niewarta przytaczania. Jego strata jest wciąż dla półwili niezwykle istotna, stanowi przypomnienie o błędach, których się dopuściła, jak i obietnicach, jakie złożyła. - Nie mam go ze sobą, ale chętnie się nim z tobą podzielę - płynnie stara się uniknąć dalszego rozwijania tematu i uśmiecha się ciepło na wspomnienie słodkich peanów, jakimi Harland poczęstował ją w dniu urodzin. We wszystkim, co robi, jest niezwykle sympatyczny i uroczy, potrafi wprawić w zachwyt, lecz niewielu wie, jak dobrym i oddanym jest przyjacielem. Ze skinieniem głowy godzi się ze szwagierką co do jednego autora, nie mając żadnych silnych opinii w tej kwestii.
Mruga kilkakrotnie, próbując przetrawić podsunięty przez Melisande pomysł. Do tej pory uważała Colette za dziecko — roztargnione, ciekawe świata, dryfujące w przestrzeni, beztrosko korzystające z czasu, jaki jej pozostał. Wspólnie z Tristanem uzgodnili, iż trzeba czujnie przyjrzeć się kandydatom do jej ręki. Była pierwszą, która oponowała przed wydaniem jej za rumińskiego możnego, lecz poznawszy go, doszła do wniosku, że może nie być wcale takim złym rozwiązaniem. Czy Lettie poradzi sobie poza granicami kraju w zupełnie nowym miejscu, tak bardzo oddalona od rodziny? Teoretycznie tak właśnie spędziła ostatnie dziesięć lat, kiedy Beauxbatons miało ją pod swoją pieczą, dbając o rozwój młodej lady. Dlaczego Rumunia miałaby nie otoczyć jej podobną, jak nie lepszą opieką?
- To prawda - mówi powoli, przypominając sobie, że w istocie ona i Corinne zbliżyły się do siebie, najpewniej z racji młodego wieku, jak i poczucia przebywania w nowym miejscu. - Colette ma wiedzę o sztuce i odznacza się niebywałą wrażliwością. To dobra okazja, by mogła sprawdzić się w pilnowaniu, by wszystko dopinane było na ostatni guzik. Melisande, jesteś genialna - śmieje się szczerze i radośnie, bo w ten oto sposób obie czarownice znajdą dla siebie zajęcie. Nawet jeśli powstałe z tej współpracy prace nie okażą się korespondować z treścią książki, bądź w ogóle pasować do ich koncepcji, wystawa może się odbyć. - Pomówię z nimi i upewnię się, że zajmą się tym bez zwłoki. Pytanie, czy wobec tego przychodzą ci na myśl inni artyści, do których warto byłoby się zwrócić, coby mieć wybór i porównanie? - Jeśli okaże się, że zespół Corinne-Colette popłynie z pomysłami w zupełnie innym kierunku, potrzebują kogoś, kto wejdzie na ich miejsce. Książka musi zostać wydana niezależnie od koncepcji młodych czarownic.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wargi Melisande rozciągnęły się w zadowoleniu na krótkie - a jakże wspaniale brzmiące - masz rację. Potaknęła krótko głową - spodziewała się ją mieć. Im wcześniej dzieci będą dostawać odpowiednie informacje, tym lepiej. Nie chodziło tylko o dumę - tą, oczywiście odczuwała, bliskie jej osoby prowadziły świat w nową erę, a ona mogła być tego świadkiem i pomocą, ale bardziej skupiała się na odpowiednim podaniu informacji i zaszczepieniu ich możliwie jak najwcześniej.
- Zatem ta kwestia została ustalona. Przed następnym spotkaniem niech każda z nas spróbuje zasięgnąć opinii w tej kwestii, porównamy dane i ustalimy jeden, konkretny zakres po tym. - podsumowała krótko sięgając po szklankę z sokiem. Zerknęła na bratową znad szkła, niewiele sobie robiąc na żachnięcia które padło nad stołem. Zapytała kierowana ciekawością. Posiadała sama przyjaciela innej płci, chociaż od zakończenia szkoły nie widywali się już tak często. Ona jednak, nie niosła ze sobą czaru, który stale towarzyszył Evandrze. Wysłuchała jej, na sam koniec wypuszczając powietrze lekko. Odkładając naczynie na stolik, rozkładając dłonie na boki.
- Wybór należy do niego. Ja zgodnie z jego wolą wypowiedziałam jedynie swoje zdanie w kwestii którą poruszył. - przyznała zasłuchując się w dalszej części relacji Evandry. Niewiele wiedziała o Francisie, może winna pociągnąć temat dalej, pozwolić jej się uzewnętrznić w kwestii, która zdawała się ją nadal boleć, ale nie zrobiła tego. Przez głowę jej przeszło, że Harland - możliwe że zwykłym przypadkiem - znajdował się bardzo blisko wszystkich ważnych kobiet dla Tristana. Zmarszczyła brwi odrobinę przypominając sobie spotkanie w Fantasmagrie. - Przytocz chociaż fragment by ulżyć mojej rozbudzonej ciekawości. - poprosiła nie zamierzając prosić by Evandra udawała się po niego by pokazać go w całości. Powinna oszczędzać ciało i nie męczyć się, kiedy nie było ku temu potrzeby. Zaraz jednak skupia się ponownie na temacie który poruszały - czyli powstania książki, do której się zobowiązała. Na czystym pergaminie zanotowała wcześniejsze ustalenie jak i decyzję co do jednego artysty, który podejmie się tekstu. Propozycja odnośnie jej siostry i żony ich kuzyna pojawiła się w jej głowie sama. Pozwoliła jej zaistnieć w rozmowie, bo Evandra zdawała się naprawdę pragnąć zmobilizować do działania młode lady, które nosiły nazwisko rodowe. Popierała to, chociaż jednocześnie nie była pewna, czy sama poświęciłaby swoją energię w inną stronę. Na bladym tle wypadałaby tylko lepiej. Może skierowałaby ku nim wzrok, gdyby potrzebowała. Odsunęła te rozważania na bok, na razie posiadała inną pozycję. Zaskoczenie na twarzy Evandry jest cóż nie aż tak zaskakujące - ale znów, czy sama nie planowała zaangażować równie młodej Corinne? Wargi Melisande rozciągnęły się mocniej w zadowoleniu. Oczywiście, że była genialna. Broda uniosła się trochę. Wydęła wargi w zastanowieniu milknąć na chwilę.
- Nie przychodzą. - przyznaje ze spokojem. - Większość którą znam pochodzi i tworzy we Francji. Osobiście sądzę jednak, że twórca powinien znajdować się na miejscu. Zwłaszcza że przez wzgląd na zamknięte granice utrudni nam to kontakt i logistykę. Wspominałaś na spotkaniu że znasz kogoś odpowiedniego? - przypomniała słowa formułując w krótkie pytanie.
- Zatem ta kwestia została ustalona. Przed następnym spotkaniem niech każda z nas spróbuje zasięgnąć opinii w tej kwestii, porównamy dane i ustalimy jeden, konkretny zakres po tym. - podsumowała krótko sięgając po szklankę z sokiem. Zerknęła na bratową znad szkła, niewiele sobie robiąc na żachnięcia które padło nad stołem. Zapytała kierowana ciekawością. Posiadała sama przyjaciela innej płci, chociaż od zakończenia szkoły nie widywali się już tak często. Ona jednak, nie niosła ze sobą czaru, który stale towarzyszył Evandrze. Wysłuchała jej, na sam koniec wypuszczając powietrze lekko. Odkładając naczynie na stolik, rozkładając dłonie na boki.
- Wybór należy do niego. Ja zgodnie z jego wolą wypowiedziałam jedynie swoje zdanie w kwestii którą poruszył. - przyznała zasłuchując się w dalszej części relacji Evandry. Niewiele wiedziała o Francisie, może winna pociągnąć temat dalej, pozwolić jej się uzewnętrznić w kwestii, która zdawała się ją nadal boleć, ale nie zrobiła tego. Przez głowę jej przeszło, że Harland - możliwe że zwykłym przypadkiem - znajdował się bardzo blisko wszystkich ważnych kobiet dla Tristana. Zmarszczyła brwi odrobinę przypominając sobie spotkanie w Fantasmagrie. - Przytocz chociaż fragment by ulżyć mojej rozbudzonej ciekawości. - poprosiła nie zamierzając prosić by Evandra udawała się po niego by pokazać go w całości. Powinna oszczędzać ciało i nie męczyć się, kiedy nie było ku temu potrzeby. Zaraz jednak skupia się ponownie na temacie który poruszały - czyli powstania książki, do której się zobowiązała. Na czystym pergaminie zanotowała wcześniejsze ustalenie jak i decyzję co do jednego artysty, który podejmie się tekstu. Propozycja odnośnie jej siostry i żony ich kuzyna pojawiła się w jej głowie sama. Pozwoliła jej zaistnieć w rozmowie, bo Evandra zdawała się naprawdę pragnąć zmobilizować do działania młode lady, które nosiły nazwisko rodowe. Popierała to, chociaż jednocześnie nie była pewna, czy sama poświęciłaby swoją energię w inną stronę. Na bladym tle wypadałaby tylko lepiej. Może skierowałaby ku nim wzrok, gdyby potrzebowała. Odsunęła te rozważania na bok, na razie posiadała inną pozycję. Zaskoczenie na twarzy Evandry jest cóż nie aż tak zaskakujące - ale znów, czy sama nie planowała zaangażować równie młodej Corinne? Wargi Melisande rozciągnęły się mocniej w zadowoleniu. Oczywiście, że była genialna. Broda uniosła się trochę. Wydęła wargi w zastanowieniu milknąć na chwilę.
- Nie przychodzą. - przyznaje ze spokojem. - Większość którą znam pochodzi i tworzy we Francji. Osobiście sądzę jednak, że twórca powinien znajdować się na miejscu. Zwłaszcza że przez wzgląd na zamknięte granice utrudni nam to kontakt i logistykę. Wspominałaś na spotkaniu że znasz kogoś odpowiedniego? - przypomniała słowa formułując w krótkie pytanie.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Uśmiech lady Travers jest dokładnie tym, co zamierzała wywołać. Przez ostatnie kilka lat zdążyła ją trochę poznać i dobrze wie, jak cenne jest dla niej nie tyle komplementowanie, co potwierdzenie słuszności. Dwa krótkie słowa nic nie kosztują, a ileż mogą dać radości. Zapisuje sobie w pamięci, aby zrobić listę zaprzyjaźnionych sobie czarownic, ale i tych, z którymi ma słabszy kontakt. Dobrze jest zacieśniać istniejące więzi, ale tworzenie nowych jest równie istotne.
- A więc to tak - podsumowuje z wymownym uśmiechem na dyplomatyczne wyjaśnienie istniejącą między jej szwagierką a przyjacielem relację. Melisande potrafi czarować słowami, w piękny i wyważony sposób zwrócić się do matron, lecz kiedy przychodzi do szczerej, mierzonej wprost opinii, należy liczyć się z tym, że dostanie się to, o co prosi — bez wygładzania i pobłażliwości. Sam Harland ma duszę wrażliwca i mimo pełnienia dość wymagającej roli, zmuszającego do odporności psychicznej zawodu, tak w pewnych kwestiach stąpa się po kruchym lodzie. - Nie uczyłam się go na pamięć - śmieje się, próbując jednocześnie przypomnieć sobie jedną z fraz. - ”Wyrzeźbiłbym cię w marmurze i oczy wstawił z szafirów, ale przy twoim spojrzeniu tracą blask kamienie. Zapomnianą wiedzę bym zwiózł, zamkniętą w sto woluminów, ale byłyby jedynie jak twojej mądrości cienie” - przywołuje zapadły w pamięć fragment, rozpływając się w zachwycie. - Lubię nieoczywiste prezenty. Sam wiersz, choć zdaje się być prosty, jest sam w sobie niecodziennym prezentem. - Wśród niecodziennych urodzinowych podarków znalazł się też hipokampus, sprezentowany przez Tristana. Mimo iż dzięki pomocy Primrose nauczyła się utrzymywać w siodle, tak nadal nie potrafi pływać. Stanowi to wielkie ryzyko, zwłaszcza jeśli znajdzie się wraz ze stworzeniem z dala od brzegu i przez byle wypadek wyląduje w wodzie. Sama nieumiejętność pływania nie jest już tak kłopotliwym i wstydliwym tematem, jak to miało miejsce w przeszłości, gdy nazywana syreną, nie mogła pochwalić się innym jej przymiotem, jak wdziękiem i śpiewem. Dziś ma większą motywację i wprost nie może się doczekać przyjścia Estelle na świat, by rozpocząć naukę.
- Tak, miałam na myśli Mildred Crabbe, która zresztą obecna była z nami w cukierni podczas prezentacji mistrza Scarpelli - przytacza sylwetkę czarownicy, której twórczość zawsze sobie ceniła. - Włada zarówno pędzlem, jak i ołówkiem, sądzę, że może mieć wiele ciekawych pomysłów. - Wprawdzie nie miała z nią wiele kontaktu od czasów szkolnych, ale czarownica nigdy nie miała problemu z kreatywnością, więc jest wysoka szansa, że stworzy coś interesującego. - Zwrócę się do niej w najbliższym czasie. - Zbyt wiele pojawia się luźnych myśli, więc Evandra sięga po szklane pióro i zapisuje kilka słów na pergaminie, by później z łatwością odnaleźć się wśród zadań.
Przy kolejnym łyku herbaty rodzi się poczucie dyskomfortu, ten uporczywy nacisk w podbrzuszu, który łapie coraz częściej o różnych porach dnia. W myślach przemierza już okoliczne korytarze, obliczając, którędy najbliżej do toalety.
- Zróbmy chwilę przerwy, dobrze? - Bierze głębszy wdech i chrzęści cicho porcelaną, odstawiając filiżankę na spodeczek. Podnosi się z miejsca, posyłając szwagierce nieco przepraszający uśmiech, po czym machnięciem różdżki uchyla okno. Przy błąkających się po ciele mdłościach, przyda się odrobina świeżego powietrza.
| zt x2
- A więc to tak - podsumowuje z wymownym uśmiechem na dyplomatyczne wyjaśnienie istniejącą między jej szwagierką a przyjacielem relację. Melisande potrafi czarować słowami, w piękny i wyważony sposób zwrócić się do matron, lecz kiedy przychodzi do szczerej, mierzonej wprost opinii, należy liczyć się z tym, że dostanie się to, o co prosi — bez wygładzania i pobłażliwości. Sam Harland ma duszę wrażliwca i mimo pełnienia dość wymagającej roli, zmuszającego do odporności psychicznej zawodu, tak w pewnych kwestiach stąpa się po kruchym lodzie. - Nie uczyłam się go na pamięć - śmieje się, próbując jednocześnie przypomnieć sobie jedną z fraz. - ”Wyrzeźbiłbym cię w marmurze i oczy wstawił z szafirów, ale przy twoim spojrzeniu tracą blask kamienie. Zapomnianą wiedzę bym zwiózł, zamkniętą w sto woluminów, ale byłyby jedynie jak twojej mądrości cienie” - przywołuje zapadły w pamięć fragment, rozpływając się w zachwycie. - Lubię nieoczywiste prezenty. Sam wiersz, choć zdaje się być prosty, jest sam w sobie niecodziennym prezentem. - Wśród niecodziennych urodzinowych podarków znalazł się też hipokampus, sprezentowany przez Tristana. Mimo iż dzięki pomocy Primrose nauczyła się utrzymywać w siodle, tak nadal nie potrafi pływać. Stanowi to wielkie ryzyko, zwłaszcza jeśli znajdzie się wraz ze stworzeniem z dala od brzegu i przez byle wypadek wyląduje w wodzie. Sama nieumiejętność pływania nie jest już tak kłopotliwym i wstydliwym tematem, jak to miało miejsce w przeszłości, gdy nazywana syreną, nie mogła pochwalić się innym jej przymiotem, jak wdziękiem i śpiewem. Dziś ma większą motywację i wprost nie może się doczekać przyjścia Estelle na świat, by rozpocząć naukę.
- Tak, miałam na myśli Mildred Crabbe, która zresztą obecna była z nami w cukierni podczas prezentacji mistrza Scarpelli - przytacza sylwetkę czarownicy, której twórczość zawsze sobie ceniła. - Włada zarówno pędzlem, jak i ołówkiem, sądzę, że może mieć wiele ciekawych pomysłów. - Wprawdzie nie miała z nią wiele kontaktu od czasów szkolnych, ale czarownica nigdy nie miała problemu z kreatywnością, więc jest wysoka szansa, że stworzy coś interesującego. - Zwrócę się do niej w najbliższym czasie. - Zbyt wiele pojawia się luźnych myśli, więc Evandra sięga po szklane pióro i zapisuje kilka słów na pergaminie, by później z łatwością odnaleźć się wśród zadań.
Przy kolejnym łyku herbaty rodzi się poczucie dyskomfortu, ten uporczywy nacisk w podbrzuszu, który łapie coraz częściej o różnych porach dnia. W myślach przemierza już okoliczne korytarze, obliczając, którędy najbliżej do toalety.
- Zróbmy chwilę przerwy, dobrze? - Bierze głębszy wdech i chrzęści cicho porcelaną, odstawiając filiżankę na spodeczek. Podnosi się z miejsca, posyłając szwagierce nieco przepraszający uśmiech, po czym machnięciem różdżki uchyla okno. Przy błąkających się po ciele mdłościach, przyda się odrobina świeżego powietrza.
| zt x2
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Biblioteka
Szybka odpowiedź