Wydarzenia


Ekipa forum
Tuilelaith Meadowes
AutorWiadomość
Tuilelaith Meadowes [odnośnik]17.01.19 0:30

Tuilelaith Gardenia Meadowes

Data urodzenia: 23 grudnia 1929 roku
Nazwisko matki: Sprout
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: pracownica Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wzrost: 160 cm
Waga: 47 kg
Kolor włosów: bliżej nieokreślona barwa pomiędzy brązem a jasnym rudym
Kolor oczu: szarozielony
Znaki szczególne: Blade piegi rozsiane po całej twarzy i ramionach, górne siekacze nieco większe od przeciętnych, jej postawa oraz mowa ciała zawsze wskazują na osobę o ogromnej pewności siebie


Choć Tuilelaith zawsze pragnęła okazać się wyjątkową, nigdy taka nie była. Nie przyszła na świat w żadnym zabytkowym dworze, a w zamieszkałej przez wielu czarodziejów dzielnicy Dublina. Nie przypadła jej w genach jakaś magiczna zdolność, która wyróżniłaby ją z tłumu. Nie dostała za rodziców wybitnych person; wręcz przeciwnie – być może matka pochodziła z jakże licznej rodziny Sproutów, jednak zarówno ona, jak i ojciec Tuile byli prostymi członkami magicznej społeczności: Conor Meadowes był szeregowym członkiem magicznej policji, Ginger zajmowała się zaś domem. Być może właśnie to wszystko, ta przejmująca do szpiku kości zwyczajność połączona z ponadprzeciętną bystrością umysłu, która pozwalała pannie Meadowes się choć odrobinę wyróżnić, wpłynęła na to, co miało Tuilelaith cechować już zawsze – ambicję. Czasem chorobliwą, czasem dominującą wszelkie dziedziny życia, lecz zawsze nieodmiennie obecną. Gdyby miano nadać jej trzecie imię, z pewnością tak właśnie by ono brzmiało.


Zacząwszy jednak od początku, jak należy, Tuilelaith Gardenia Meadowes przyszła na świat w Szpitalu im. Świętego Munga, dokładnie dwa dni przed Bożym Narodzeniem – na które zresztą typowano jej narodziny, toteż stanowiła dla swych rodziców pewną niespodziankę. Od zawsze raczej niewielka i drobna, jak również od zawsze bardzo głośna – tak właśnie idealnie można opisać, co nie zmieniło się w osobie Tuile od ponad ćwierćwiecza. Dzieckiem była dla swych rodziców ogromnie wyczekiwanym i upragnionym, gdyż Ginger już dwukrotnie zachodziła przedtem w ciążę, nie zdołała jednakże żadnej donosić; jak się wkrótce okazało, nie miała również zajść w żadne kolejne, toteż ukochana pierworodna córka prędko stała się ukochaną jedynaczką, której wychowanie balansowało na granicy rozpieszczenia. Dziewczynka przecież taka pełna życia, taka radosna, taka rezolutna, a przede wszystkim – taka mądra, że jak można by tego nie nagradzać? A choć małej Tuile daleko było do władczyni marionetek czy manipulantki, widziała jednakże, co sprawia rodzicom najwięcej dumy; co wywołuje na ich twarzach uśmiech i słyszała, czym chwalą się krewnym oraz przyjaciołom – toteż te zachowania powielała, łasa na oferowane w zamian za swoje popisy słodycze, pochwały oraz uwagę, w centrum której uwielbiała się znajdować.
Ku temu miała zaś wiele okazji, będąc wszak rzeczywiście dzieckiem o ogromnej bystrości umysłu i rozwijającym się szybko pod względem zarówno umysłowym, jak i magicznym. Nie liczyła sobie bowiem nawet pełnych trzech lat, gdy zabawki w jej dziecięcym pokoiku zaczęły urządzać sobie powietrzne eskapady – na szczęście poza tym nie przepadała za unoszeniem przedmiotów, toteż życie z nią w jednym domu nie stanowiło aż takiej udręki, jak z niektórymi czarodziejskimi berbeciami nim ktoś nad nimi zapanuje.


Należy jednak oddać pannie Meadowes sprawiedliwość, że jej – zdaniem niektórych dorosłych nieznośne – zwracanie na siebie uwagi brało się po części z samotności. Ponieważ Tuile, pomimo wszystko, była samotna i to nawet bardzo. Co prawda Ginger Meadowes utrzymywała stały, bliski kontakt z rodziną Sproutów, jednak mieszkawszy na co dzień z mężem oraz córką w Dublinie, do którego był przywiązany na wskroś irlandzki Conor, nie mogła zapewnić jedynaczce tak częstego towarzystwa kuzynów, jak pragnęłaby tego sama mała. Również zamieszkiwana przez Meadowesów dzielnica nie obfitowała w tak zwaną przyszłość narodu, a jeśli już znalazły się jakieś dzieci, były one albo sporo młodsze od Tuile, albo spędzały większość roku w Hogwarcie.
W tej sytuacji głównymi towarzyszami dziewczynki stały się książki, które pochłaniała w ilościach hurtowych, nie zważając na treść czy tematykę, co czasem prowadziło do sytuacji, w których Tuilelaith sięgała po pozycje niekoniecznie przeznaczone dla osoby w jej wieku, jednakże zajęta domem matka, nieprzywykła wszak do zwracania dziecku uwagi, nawet tego nie zauważała. To również wpływało na przemądrzałość Tuile, która czuła się dojrzalsza od rówieśników, bardziej świadoma różnych kwestii i bliższa świata dorosłych, tak obcego, pociągającego. W poczuciu tym utrwalał ją młodszy, przyrodni brat ojca – Noah, początkujący auror, jak również ukochany wujek i chrzestny samej Tuile. Mężczyzna nigdy nie traktował jej jak istoty mniej rozumnej czy po dziecięcemu głupiutkiej, pozwalając do woli się mądrzyć oraz odpowiadając na pytania, na które nie potrafili bądź nie chcieli odpowiedzieć rodzice. To on, bardziej niż ojciec, zaszczepił w Tuilelaith głębokie poczucie sprawiedliwości oraz poszanowania dla praw, które w przyszłości miały wyznaczyć pannie Meadowes ścieżkę kariery.


List z Hogwartu, choć stanowił oczywistość, był również powodem do radości dla prawie dwunastoletniej dziewczynki. Nie tylko miała wreszcie zobaczyć miejsce znane z wielu opowieści dorosłych oraz kuzynów, miejsce znane z książek – miała wreszcie dostać stałe, całodobowe towarzystwo rówieśników, stanowiące wszak jedyne, czego nie mogli Tuile oferować rodzice pomimo jak najbardziej szczerych chęci. Do dziś pamięta zakupy na ulicy Pokątnej – choć przecież nie pierwsze w ogóle, ani i nie pierwsze z myślą o niej, jednak pierwsze skupione wyłącznie na niej; pamięta również podróż pociągiem, w trakcie której zawarła wiele znajomości, zagadując praktycznie każdego pierwszorocznego – a niektóre z tych znajomości miały się za nią ciągnąć przez całe życie, znacząc je śladem rozterek; pamięta wreszcie Ceremonię Przydziału i dumę, jaka rozpierała jej dziecięce serduszko, gdy Tiara umieściła ją wśród wychowanków Ravenclawu – choć wahała się przez moment nad Slytherinem, do tego jednakże Tuile nie zwykła przyznawać się za często.
Największym rozczarowaniem w związku z edukacją okazało się odkrycie, iż wiedza książkowa nie zawsze idzie w parze z praktycznym talentem. Mała panna Meadowes bardzo przeżyła fakt, że choć doskonale wie, ile należy odmierzyć ingrediencji do praktycznie każdego przygotowywanego na lekcjach wywaru (i owszem, uczyła się tego na pamięć, aby móc zabłysnąć wiedzą), jej eliksir wcale nie jest lepszy od reszty, a wręcz zdaje się, jakby często nie panowała nad tym, co dzieje się w jej kociołku. Lepiej, choć nadal nie tak dobrze, jakby sobie tego życzyła, szło Krukonce z transmutacją i jedynie w przedmiotach czysto teoretycznych oraz wszelkich zaklęciach i urokach odnajdywała pocieszenie. Szczególnie ukochała sobie starożytne runy, których przydatność długo zdawała się jej umykać. Stanowiły one dla Tuile po prostu pasonujące, acz kompletnie nieużyteczne hobby, którego do dziś stara się nie zaniedbywać i, aby jej umiejętności nie zaredzewiały, sięga od czasu do czasu po literaturę specjalistyczną.
Należy jednak zaznaczyć, że oprócz nauki, Tuilelaith, choć miała zadatki na podręcznikowy egzemplarz kujona, za swój priorytet uznawała życie towarzyskie. Wszędzie było jej pełno: w Pokoju Wspólnym, bibliotece, na korytarzach, dziedzińcu, błoniach... Prędko znalazła sobie wielu przyjaciół dzięki swej otwartości, choć i równie wielu wrogów, gdyż nigdy nie obawiała się formułowania twardych, zdecydowanych opinii na tematy kontrowersyjne – a chociażby czystość krwi do takich należała. I choć, mając przecież zaledwie dwanaście lat, powtarzała przede wszystkim po ukochanym wujku, święcie wierzyła w głoszone prawdy. A głosiła je tak długo, aż naprawdę stały się one jej własną opinią. W każdym razie, dzięki swej towarzyskości oraz wpojonej (jako jedna z niewielu rzeczy, które postanowiono wbić Tuile do główki w domu rodzinnym) chęci pomagania innym, ambitna Krukonka odnalazła nowy cel. Już wcześniej z zazdrością dostrzegała cudze talenty, teraz jednak postanowiła odwrócić sytuację, zwracając się do swych przyjaciół z pomocą, pragnąć wydobyć z nich to, co najlepsze. Wśród tego prym wiodło uświadomienie swej najlepszej przyjaciółki, a zarazem naczelnego barda szkoły, iż powinna mniej czasu poświęcać darmowemu zdzieraniu gardła, a więcej zgłębianiu tajników nauki, gdyż naprawdę posiada ogromny talent, który powinna wykorzystać. Zawsze zresztą wychodziła z dziwnego założenia, że wie lepiej od panny Findlay, co dla niej dobre, jak mogła jednak myśleć inaczej, gdy roztrzepana Puchonka zdawała się wiecznie chodzić z głową w chmurach? Przynajmniej zdaniem twardo stąpającej po ziemi Tuile.


Mówiąc o latach szkolnych, nie można w przypadku Tuilelaith Meadowes opowiadać jedynie o radosnej codzienności i problemach typowych dla jej wieku. Przyszła bowiem na świat w czasach niespokojnych i w takich też przyszło jej żyć. Gdy miała zaledwie dziesięć lat, równocześnie wybuchła II wojna światowa, jak i Wielka Wojna Czarodziejów, aczkolwiek oba te zdarzenia znała raczej z gazet niż z życia codziennego, na którego zaledwie obrzeżu zdawały się rozgrywać. Nie mogła za to nie dostrzec otwarcia Komnaty Tajemnic, pod znakiem którego upłynął dziewczynce drugi rok nauki w Hogwarcie i to właśnie wtedy narobiła sobie najwięcej wrogów, gdyż mimo czystej krwi nigdy nie zawahała się stanąć w obronie uczniów gorszego pochodzenia, często potrafiąc wbić jedną czy dwie szpile agresorowi. Wiele się wówczas nasłuchała na temat własnego nazwiska; tego, jak zasłużenie rodzina Meadowes podupadła i zmarniała przez lata, stając się niczym więcej jak zwykłymi szarakami, którym po wspaniałej historii pozostali jedynie przodkowie w drzewie genealogicznym. Nie przejęła się – kochała swą rodzinę taką, jaka była, choć w duchu odczuwała nieco wstydu, że nie są nieco lepsi; mądrzejsi, zdolniejsi, bogatsi. Nigdy by się ich jednak nie wyrzekła, a cudza opinia na temat, na który nie miała wpływu, nic Tuile nie obchodziła. Dużo bardziej przeraziła ją śmierć uczennicy, świadectwo okrucieństwa zwolenników czystej krwi, anonimowego dziedzica Slytherina, kimkolwiek był. To sprawiło jedynie, że jej niechęć do wychowanków Domu Węża wzrosła i w kolejnych latach panna Meadowes nie obawiała się tego jawnie okazywać. Jeszcze większym echem w świadomości społecznej Krukonki odbiła się śmierć Albusa Dumbledore'a w pojedynku, będące dla dziewczyny końcem jakiejś ery, poniekąd złudnego poczucia bezpieczeństwa, jakie dawał widok profesora w zamku.
Miała również prywatne, dużo bardziej intymne powody do niepokoju. Podczas kiedy jej koleżanki wzdychały do kolejnych uczniów, gwiazdorów quidditcha i Merlin jeden raczy wiedzieć, kogo jeszcze, Tuile na widok wszystkich tych pięknych przedstawicieli płci przeciwnej nie czuła kompletnie nic – a kiedy jakiś zechciał zaprosić ją do Hogsmeade lub napomknął coś o czarujących oczach Tuilelaith, dostawał w zamian jedynie niezwykle wymowne przewrócenie oczami oraz krótką informację, że Krukonka nie czuje się zainteresowana. Z każdym kolejnym dniem panna Meadowes uświadamiała sobie coraz silniej, iż rzeczywiście urodziła się nieco inna. Niestety nie w sposób, który pozwoli jej przekonać otoczenie o swej wyjątkowości.
Początkowo czuła wstyd; zażenowanie sobą, a nawet trochę odrazy – przecież to było wbrew wszelkim znanym jej zasadom, ludzie tak nie robią. Próbowała to zwalczyć w sobie, wymusić zainteresowanie tymi samymi osobami, co jej koleżanki – poddała się jednak dosyć prędko, czując się jedynie jeszcze gorzej. Oswajała się z myślą, że nie wyjdzie nigdy za mąż, nie będzie mieć dzieci, a nawet nie wejdzie w związek – Bo niby z k i m? – poświęcając wciąż czas przede wszystkim na naukę i pielęgnowanie licznych przyjaźni. Włożyła wiele wysiłku w to, aby zdać owutemy najlepiej, jak tylko mogła, gdyż czuła, że nie zawiedzie rodziców pomimo swego przesądzonego z góry staropanieństwa tylko w jeden sposób – realizując się zawodowo.


Ta część życia zdawała się dla Tuile odwróceniem fortuny; jakby ktoś zdjął z niej klątwę, która ciążyła na jej życiu prywatnym. Doskonałe wyniki egzaminów pozwoliły jej na aplikację na upragniony staż w Ministerstwie Magii, a konkretniej – w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, nie porzuciła bowiem dziecięcych marzeń i choć nie była materiałem na aurora, mogła celować w działanie w imię prawa. Oczywiście celowała wyżej niż zwykła pracownica administracyjna, jednakże każdy od czegoś zaczyna, a droga zawodowa kobiety, szczególnie w takiej profesji jest niezwykle wyboista, aczkolwiek sama Tuile nie obawiała się wyzwań. Udowodniła to zresztą na rozmowie kwalifikacyjnej, na której zaprezentowała się ze zdecydowanie najlepszej strony jako bystra, ambitna i doskonale zorganizowana czarownica.
Rozpocząwszy dorosłe życie, panna Meadowes prędko postanowiła się usamodzielnić, wynosząc z rodzinnego mieszkania i wynajmując niewielkie lokum – obecnie na Pokątnej, aczkolwiek zaczynała od skromnego pokoiku w mugolskiej części Londynu, kierowana najprostszym motywem na świecie: oszczędnością. Dzięki nierównemu kursowi galeona w przeliczeniu na mugolską walutę, płaciła za dach nad głową niemal tyle co nic. Gorszym wyzwaniem było początkowo wtopienie się w tłum, jednakże za coś dostała ten Wybitny z mugoloznawstwa, a obserwowanie niemagicznych sąsiadów pozwoliło Tuile przyswoić na tyle informacji, aby nikomu nie trzeba było wymazywać pamięci nim wyniosła się na Pokątną. Jakoś radziła sobie z nadlatującymi niemalże codziennie sowami od matki, wiecznie zaniepokojonej, czy aby na pewno jej mała córeczka sobie radzi. Bo radziła sobie doskonale – zarówno w pracy, jak i życiu prywatnym; nadal bowiem nie stroniła zarówno od starych, jak i nowych przyjaźni, wychodząc z założenia, że każda znajomość może okazać się kiedyś przydatna. Większość wolnych wieczorów spędzała na różnych spędach towarzyskich i zabawach organizowanych przez osoby podobne jej: młode, pełne życia oraz wigoru. Własnie tam nabyła umiejętności tanecznych, mając wreszcie szansę odkryć, że brak talentów muzykalnych nadrabia doskonałym wyczuciem rytmu – bo przecież duszy towarzystwa nie wypadało stronić od parkietu. Świat dorosłych nauczył Tuile nieco, aby stępiła swój język, a przynajmniej w niektórych przypadkach nauczyła się podlewać opinie odpowiednią ilością miodu. To sprawiło, że stawała się coraz lepszym kłamcą, podobnie jak zgrabne uniki, jakie musiała wykonywać na każde pytanie, dlaczego odprawia swoich adoratorów z kwitkiem, kiedy wreszcie stanie na ślubnym kobiercu i tym podobne – zasłaniała się zwykle chęcią ukończenia stażu, ugruntowania sobie pozycji zawodowej; co było prawdą. Choć nie całą, lecz tego nie mogła nikomu zdradzić, z ciężkim sercem nosząc samotnie brzemię świadomości swojej odmienności. Poza sztuką kłamstw i pozorów musiała również nauczyć się doskonalenia pancerza, jakim się otaczała, gdy jej inność ścierała się ze światem zewnętrznym. PNie było to szczególnie trudne, wszak inni nigdy nie mieli szczególnego wpływu na to, co czuła czy myślała; nie wtedy, gdy tego chcieli. Nawet rodzina, choć przecież tak ważna, stanowiła istotny czynnik decydujący o komforcie psychicznym Tuile raczej nieświadomie. Bała się ich naprawdę zranić. Naprawdę zawieść. Nie ulegać potencjalnym szantażom emocjonalnym – a na te przecież krewni kochają ją zbyt mocno i zbyt uczciwie. Inni nie mieli co próbować, jeśli oczekiwali efektu innego niż cięta, drwiąca odpowiedź. Akceptowała się tak długo, jak długo była w stanie walczyć z uczuciami – te jednak nadeszły. I to bardzo niefortunnie, a zarazem niepostrzeżenie, jak gdyby zawsze tam były.


Cailean Findlay, która stała się w międzyczasie Caileen; wiecznie roztrzepana Puchonka i muzykantka; uparty osioł, który nigdy nie słuchał jej dobrych rad – a ponadto wszystko, najlepsza i najdroższa przyjaciółka, choć przecież zdawało się je różnić dosłownie wszystko. Tuile nie była świadoma, jak bliska jest jej Królowa Argyll, dopóki wokół niej nie zaczął rosnąć coraz gęstszy tłum adoratorów. Każdy z nich stanowił w oczach Tuilelaith kretyna zakochanego w publicznej kreacji, dlatego też z zapałem potakiwała wątpliwościom Caileen na temat kolejnych mężczyzn wokół. Już wtedy w głębi serca czuła, że po raz pierwszy niemówienie całej prawdy, zachowywanie dla siebie pewnych szczegółów to oszukiwanie kogoś... co jednak miała zrobić? Wyznać przyjaciółce prawdę? Niedorzeczne. Nie chciała stracić tak bliskiej sobie osoby, podobnie jak nie chciała utracić rodziny, dlatego nie zdradziła swego sekretu nikomu spośród krewnych. Wystarczyło oglądanie, jak marnuje sobie życie, miotając się pomiędzy alchemią i karierą Królowej Argyll – i należy przyznać, że Tuile nigdy nie lubiła tego przydomka. Był zbyt pretensjonalny, przesadnie poetycki i po prostu wiał patosem. Aczkolwiek, jak powtarzała, może ona się nie zna, nie jest artystką.
Prędko zresztą znalazła doskonały powód, aby raz na zawsze wyrzucić Caileen ze swego serca – a przynajmniej tak sądziła. Kobietę zaręczono z kuzynem panny Meadowes, Corianderem Sproutem, a dla Tuilelaith nie znalazłoby się nic gorszego od stawania na drodze rodzinie, toteż postanowiła się wycofać, nawet gdyby oznaczało to ograniczenie kontaktu z Caileen, co zresztą nie wychodziło żadnej z kobiet najlepiej. Tuile nie lubi myśleć o tamtym okresie, przepłakanych z bezsilności nocach czy powrocie odrazy, jaką czuła do samej siebie – tym razem nie tylko za odmienność, lecz również za obłudę, jaką było żywienie uczuć do kogoś, kto do niej nie należał i nigdy nie będzie. Nie wiedziała zresztą, co myśleć o fakcie, że sama przyjaciółka zdaje się zwlekać z przekazaniem jej wieści o ślubie. Dowiedziała się dopiero, gdy Caileen nareszcie zebrała się w sobie, a kiedy wyznała jej miłość – Tuile poczuła jednocześnie szczęście i jeszcze głębszą odrazę do samej siebie; szczególnie zważywszy na okoliczności. Przecież miała brać ślub z jej kuzynem!
Ślub, na który, pomimo pozycji druhny honorowej, Tuilelaith nie zamierzała przychodzić. Wiedziała, że nie byłaby w stanie tego zrobić Caileen, Corianderowi, rodzinie, a przede wszystkim – sobie samej, dlatego ten jeden raz postawiła własne samopoczucie ponad poczuciem obowiązku i została w mieszkaniu, zamierzając znaleźć później wymówkę, jakiż to wypadek losowy ja zatrzymał. Rozważała właśnie, czy będzie zmuszona posunąć się do autentycznego złamania sobie nogi z pomocą młotka, na wypadek, gdyby ktoś postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście spędziła wesele Sproutów w Mungu, kiedy rozległo się natrętne pukanie do drzwi.
Na progu stała Caileen.
A reszta? Reszta jest historią.


To jednak było trzy lata temu. Od tamtej pory Tuilelaith zdołała już ukończyć staż i zostać pełnoprawną urzędniczką, aspiruje również na zostanie znawcą prawa. Pragnie mieć znaczący głos w tym burzliwym, pełnym przemian i grozy świecie, w jakim przyszło jej żyć. Głównym zadaniem panny Meadowes nadal pozostaje sortowanie papierów, ich archiwzacja oraz cała reszta tego, czego nie chce się robić ludziom na wyższy szczeblach, więc zwalają to na szaraczków... A Tuilelaith zdaje sobie sprawę, że w udziale przypada jej najnudniejsza i najbardziej niewdzięczna robota nie tylko z powodu młodego wieku. Wie, że chodzi o to, co ma między nogami; o to wszechobecne przekonanie, gdzie jest miejsce kobiety, szczególnie kobiety bez żadnych pleców – w dodatku takiej, która owych pleców nie zamierza sobie zdobywać wdziękami. I miejscem tym bez wątpienia nie jest stołek sędziego. Niemniej Tuilelaith wierzy, że sytuacja wcale nie musi utrzymywac się stale. Że uprzedzenia nie moga wiecznie przesłaniac jej zasług wobec Ministerstwa. Dlatego też nie tylko zaciska zęby, pokornie przynosząc sędziom kawę i odbębniając upokarzające, leżące poza jej kompetencjami obowiązki godne sekretarki. Korzysta z każdej możliwej szansy. Wśród osób o porównywalnych stażu pracy nie ma sobie równych w biurokracji, niejeden raz zdołała również w ostatniej chwili rozwiązać konflikty interesów, gdy ktoś nieopatrznie popełnił błąd choćby przy ustalaniu harmongramów – i to nim w ogóle dostrzeżono nadciągającą katastrofę. Czasem, rzadziej, przypada jej ten obowiązek, tak bliski upragnionej przyszłej kariery, kiedy może być obecna na sali rozpraw, aby stworzyć sprawozdanie z takowych. I, choć to na razie jej najbliższa styczność z sędziami poza parzeniem im kawy, liczy na więcej w przyszłości. Bo przecież chce zmieniać świat.
Być może dlatego wuj, auror już nie początkujący, a u szczytu swej kariery, postanowił wprowadzić Tuile do Zakonu Feniksa. Znał ją jak nikt inny – ambicję, poczucie sprawiedliwości, które sam jej wpoił, wolę walki, upór, hart ducha... nawet lekkość, z jaką przychodziły kobiecie kłamstwa, wszak on jeden zdawał się dostrzegać coś ukrytego za fasadą wymówek i wymijających odpowiedzi bratanicy. Tuile nie myślała dwa razy nad zgodą, wszak chciała walki o lepsze jutro – podobnie jak Noah Meadowes. Korzystała z lekceważącego stosunku, jaki przejawiało wobec niej wielu zwierzchników, zdobywając dla przeciwników niepodzielnie panującego chaosu informacje. Wymagało to od niej nie lada odwagi i ostrożności, jednakże zdołała nabyć kilka przydatnych, acz niekoniecznie chwalebnych umiejętności – choćby otwieranie zapieczętowanych listów, nie pozostawiając przy tym śladu po sobie. I owszem, ćwiczyła to w domu wieczorami, w duchu panicznie obawiając się złapania na gorącym uczynku. Nieocenioną pomocą okazało się tu dla niej szydełkowanie, które w latach szkolnych zaczęła praktykować, aby ukoić nerwy przed ważnymi egzaminami. Choć brzmi to niezwykle głupio, dzięki temu rzeczywiście nabyła już dawno pewnej zręczności i ostrożności... Dlatego też przy okazji wróciła do dawnego hobby. Przy działalności wywrotowej nie koi ono nerwów równie dobrze, co przed SUM-ami, niemniej jakoś pomaga. Prawie jak świadomość, że walczy o lepszą przyszłość ze swym dziecięcym bohaterem u boku... Do czasu.
Dziś niestety z ich dwójki jedynie ona pozostała do realizacji tego marzenia, gdyż ojciec chrzestny kobiety padł jedną z ofiar pożaru w Ministerstwie Magii. Tuile, prawdę mówiąc, kompletnie nie pamięta, jak dowiedziała się o tragedii; szczegóły się rozmywają pośród ogólnej histerii, jaka przejęła nad kobietą kontrolę. Nie chciała wierzyć, że to przypadek, nieszczęśliwe zrządzenie losu; wszak los nie może być aż tak okrutny. Ta myśl nie sprawia jednak, że sama Tuile czuje się lepiej, wręcz przeciwnie. Budzi się w niej chęć mordu, chwilami trudna do opanowania.
Prze jednak dalej przed siebie, funkcjonując, jak gdyby nie zmieniło się nic poza niezmiennie czarnymi szatami, oznaką żałoby po ojcu chrzestnym. Niemalże mieszka z Caileen, kiedy obie kursują pomiędzy swoimi mieszkaniami, nadal udając jedynie przyjaciółki, a Tuile bawi się w adwokata diabła, mówiąc krewnym, że być może tak było lepiej, skoro panna Findlay do małżeństwa ewidentnie nie dojrzała i uczyniłaby Corianderowi większą krzywdę, wychodząc za niego. Zresztą to nie jedyna zabawa, jaką odkryła dzięki ukochanej; obserwując bowiem absolutnie nieprzemyślany sposob wydawania przez Caileen pieniędzy, Tuilelaith – już z natury oszczędna i nienawykła, aby w domu się przelewało, nabawiła się niewielkiej nerwicy na tle finansowym. Zakupiła nawet jeden czy dwa poradniki dotyczące rozporządzania budżetem, a odnotowywanie każdego, najdrobniejszego nawet wydatku stało się dlań nawykiem niemal równie naturalnym co przygryzanie wargi, aby powstrzymac śmiech. W gruncie rzeczy to pozwala jej czuć jakieś minimum kontroli nad sytuacją przynajmniej do momentu, kiedy Caileen przepuszcza wszystko, co zarobiła, na cholerne dudy. Od czasu śmierci Noah jeszcze bardziej obsesyjnie niż wcześniej obawia się utraty rodziny, jakiejkolwiek rodziny – a jak tolerancyjni nie okazaliby się jej krewni, nawet gdyby mogła przyprowadzić do domu kiedykolwiek kobietę, to nie tę samą, która uciekła sprzed ołtarza jej własnemu kuzynowi.
Więc funkcjonuje. Działa. Pomaga. Strzeże swoich sekretów. I tylko czasem ma wrażenie, że tych wszystkich lęków oraz tajemnic uzbierało się zbyt wiele, jak na jedną osobę.


Patronus: Kania, choć w kulturze słowiańskiej kojarzy się głównie ze złem, lecz w starożytnej Grecji była symbolem wizjonerów, przypisywano ją wszak Apollinowi. Co ciekawe, ten starożytny bóg to przecież patron artystów, a nikt nie jest sercu Tuile bliższy niż pewna królowa bohemy. Do przywołania Patronusa kobieta wspomina zwykle dzień ukończenia stażu lub otrzymania wyników egzaminów. Czasem myśli również o pewnej chwili, gdy na jej progu stanęła najlepsza przyjaciółka w sukni ślubnej, jednak wówczas zaklęcie szybko przestaje działać – zupełnie jakby wiedziało, jakie rozterki zatruwają pannie Meadowes to wspomnienie.

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 163 (rożdżka)
Zaklęcia i uroki:142 (rożdżka)
Czarna magia:00
Magia lecznicza:00
Transmutacja:50
Eliksiry:00
Sprawność:2Brak
Zwinność:3Brak
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
IrlandzkiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia MagiiII10
KłamstwoII10
RetorykaII10
Starożytne RunyI2
SpostrzegawczośćII10
Ukrywanie sięI2
Zręczne ręceI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI5
Odporność magicznaI5 (0)
MugoloznawstwoI5
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa00
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
Rękodzieło (wyszywanie)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI1
Taniec balowyI1
Taniec współczesnyI1
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 2.5


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Tuilelaith Meadowes dnia 16.03.19 20:09, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tuilelaith Meadowes [odnośnik]20.03.19 9:49

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Rozpieszczanej i kochanej jedynaczce samotność doskwierała od najmłodszych lat. Mała, rezolutna dziewczynka brak towarzystwa zastąpiła niezliczonymi księgami, w których zaczytywała się bez reszty, a podróż do Hogwartu przyniosła ze sobą radość z bliskości. Wszędzie było jej pełno, szukała nowych znajomości wykorzystując wszystkie szanse na poznanie nowych osób. Czas spędzony w szkole był czasem nie tylko beztroski, ale i nauki, w tym poznawania samej siebie. Prawda o tym jaka była, co czuła lub czego nie — przychodziła powoli. I okazała się dotkliwa, chociaż nikomu jej nie zdradziła. Nie porzuciwszy dziecięcych marzeń, dostała się na staż do Ministerstwa Magii. Związana z prawem stała się aspirującą urzędniczką w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, związała się z łączącą ją od dawna więzią ze swoją najlepszą przyjaciółką i za sprawką chrzestnego dołączyła do Zakonu Feniksa, pragnąc pomagać potrzebującym i stawać w obronie słabszych.

 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tuilelaith Meadowes Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tuilelaith Meadowes [odnośnik]20.03.19 9:51
WYPOSAŻENIE
różdżka

ELIKSIRY- Nazwa (X porcje, stat. x)

INGREDIENCJEposiadane: lista ingrediencji

historia ingrediencji

BIEGŁOŚCIbiegłości

HISTORIA ROZWOJU[28.01.19] Karta postacI; 0PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tuilelaith Meadowes Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Tuilelaith Meadowes
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach