Wydarzenia


Ekipa forum
Walter Rookwood
AutorWiadomość
Walter Rookwood [odnośnik]30.04.19 17:41

Walter Rookwood

Data urodzenia: 30.12.1924
Nazwisko matki: Borgin
Miejsce zamieszkania: Edale
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Łowca i opiekun smoków w Kent
Wzrost: 183 cm
Waga: 93 kg
Kolor włosów: Ciemny blond
Kolor oczu: Niebieski
Znaki szczególne: wysoki, dobrze umięśniony, płytkie blizny na dłoniach, jedna duża na prawym udzie, blizna po oparzeniu na lewym ramieniu


Kiedy na świat przychodził Walter Rookwood, popołudniowe słońce skrzyło pięknie na warstwie świeżego śniegu. Dziecku wyraźnie śpieszyło się zobaczyć jego zachód, bo poród, choć wyczerpujący, trwał zaledwie cztery godziny. Urodził się jako drugi syn Normunda Rookwooda i jego nadejście było powodem do dumy, jednak nie tak wielkiej jak przy pojawieniu się pierworodnego. Chłopczyk był za to oczkiem w głowie matki Gudrun, która szybki czas powicia oraz słońce przy nim obecne uznała za dobry znak. Chociaż kobieta była twarda i na ogół oschła, radosny śmiech małego Waltera działał na nią zupełnie inaczej, niż ten pochodzący od najstarszego syna. Nie mogła mu być obojętna; ten dźwięk skutecznie zmiękczał jej przypominające kryształ norweskiego lodu serce. Jak w poprzednich pokoleniach opowiadała dzieciom o rodzie Borginów, śpiewała skandynawskie pieśni i wyobrażała sobie, jak utalentowani w zaklinaniu synowie kończą Instytut Magii Durmstrang.


Niestety wraz z przyjściem na świat piątego dziecka, małej, chudej dziewczynki, tak bardzo niepodobnej do urodzonego przed momentem bliźniaka, Gudrun umarła. Trzyipółletni wtedy Walter nie do końca wiedział, co się dzieje, dlaczego wrzask nowonarodzonych wywołał płacz mamki oraz najstarszego Rickarda ani dlaczego jęki matki tak nagle ustały. Nie pamiętał dokładnie, czy on także zaczął płakać, miał jednak mgliste wspomnienie wyjątkowo piekącego klapsa od wściekłego ojca.


A więc było ich w domu pięcioro: najstarszy Rickard – kompan zabaw i najlepszy przyjaciel, Walter, młodszy, wiecznie zaczytany Augustus oraz wolący swoje towarzystwo Christoper i Sigrun. Normund wychowywał ich surowo, chętnie sięgając po kary cielesne, szczególnie w stosunku do Rickarda i Waltera, tych dwóch zawsze wszędzie było pełno. I chociaż to najstarszy wpadał na najbardziej szalone pomysły, to Walter nigdy nie mógł się im oprzeć. Zawsze miał skłonności do bycia posłusznym szeregowym. Często obrywało się całej gromadce dzieci, ale mimo to Walt smagnięcia ojcowego pasa odbierał z poczuciem wstydu. Nieważne, w jakie kłopoty wpadł i jak mocne bicie dostał, upokorzenie było dla niego o wiele gorsze od fizycznego bólu. Był bowiem bardziej opanowany, mniej wybuchowy oraz tak zdolny do uśmiechu, na ile pozwalała na to gorzka mieszanka krwi Borginów i Rookwoodów.


Kiedy tylko Rickard zaczął objawiać zdolności magiczne, Normund uczył go w domu. Niczym wykładowca z pasją pokazywał im odpowiednie ruchy nadgarstka i wymowę często trudnych słów.
Normund nie tylko zaznajomił swoje dzieci z zadawaniem cierpienia; od najmłodszych lat miały wpajane, że czysta krew jest najważniejsza, a mugole i jej zdrajcy powinni za plugawienie zapłacić najwyższą cenę. Cenę życia płaciły też Bogu ducha winne zwierzęta leśne, które napotykały na swojej drodze Rookwoodów. Walter potrafił godzinami siedzieć w gęstwinie u boku ojca i trochę mniej cierpliwego brata, wypatrując kuropatw, bażantów czy zajęcy albo gonić konno za dzikiem lub jeleniem.


Mimo że chłopcy byli jednakowo podatni na nauki, to Normund znacznie dużo więcej uwagi poświęcał pierworodnemu, spychając Waltera na dalszy plan. Kiedy dziecko to dostrzegło, czuło się w pewien sposób oszukane i przez autorytet, i przez przyjaciela. Buntowało się, walczyło o rodzica, jednak wkrótce zrozumiało, że bycie w cieniu miało swoje zalety. Ojciec częściej puszczał płazem wybryki Waltera, zaś Rickardowi nie mógł odpuścić powtórki bicia czy długich kazań.


Wreszcie podczas pewnego polowania, tuż przed wyjazdem starszego brata do Hogwartu, coś przestraszyło zbliżającego się na muszkę jelenia. Zmęczeni czekaniem Normund i Rick chcieli odpuścić, sprawdzić zastawione w innej części lasu wnyki. Wtedy Walter wyrwał bratu z rąk czarodziejską kuszę i puścił się galopem za rogatym zwierzęciem, nie zważając na krzyki ojca. Wreszcie go dopadł, a kiedy Normund nadjechał, dziewięcioletni chłopak pokazał mu swoją zdobycz. Walterowi wydawało się, że ojciec po raz pierwszy patrzy tak naprawdę na niego; nie na jedno z dzieci, nie na drugiego w kolejności, tylko jak na pełnowartościowego człowieka. Oczywiście nie pochwalił syna, a warknął jedynie coś o nieposłuszności, ale dla chłopaka to spojrzenie było najważniejsze.


Po wyjeździe Rickarda do szkoły Walter był bardzo samotny; dalej biegał z innymi dziećmi po podwórku, grał w quidditcha, wspinał się na drzewa i nabijał guzy, jednak bez starszego brata nic nie było takie samo. Sigrun chorowała, Christopher był za mały na różne gry, toteż chłopak spędzał więcej czasu ze spokojnym Augustusem. Odkrył rodzinną bibliotekę, gdzie zagłębiał się w historię Rookwoodów oraz Borginów, starał się zapamiętywać jak największą liczbę zaklęć i ze zniecierpliwieniem czekał na poważniejsze objawy magii. Walter miał cichą nadzieję, że może w szkole coś pomylą, albo się nad nim ulitują i list wyślą przed rozpoczęciem roku, jednak tego nie zrobili. Mały czarodziej swoją korespondencję otrzymał w jedenaste urodziny, a do Hogwartu mógł wyjechać dopiero za kilka miesięcy.


Ale wreszcie doczekał się wyjazdu i to nie byle czym, razem z Rickiem oraz innymi młodymi czarodziejami wsiadł do nowiutkiego pociągu, machając przez okno równie rozentuzjazmowanemu rodzeństwu. Nikogo nie zdziwiło, że dostał przydział w Slytherinie, chociaż sam Walt obawiał się nieco zostania Puchonem. Szybko złapał wspólny język z innymi Ślizgonami – tutaj wszyscy mieli takie same poglądy jak Normund Rookwood. Rickard opowiadał bratu, z kim można się zadawać, a czyja brudna krew jest niewarta uwagi. Byli jeszcze tacy, w których żyłach płynął wyłącznie brud, szlam i zaczęli oni w Walterze wzbudzać odrazę. Zaczynał pojmować, dlaczego czystość krwi miała aż takie znaczenie, skoro mugolaki często gorzej radzili sobie na zajęciach i w sporcie, a prywatne konflikty, zamiast rozwiązywać między sobą, woleli zgłaszać nauczycielom. Z tego powodu często obrywał szlabany.


Oprócz dręczenia młodszych i oczywiście gorszych dzieci, chłopak świetnie grał w quidditcha, przez cztery lata był obrońcą w drużynie Slytherinu. W przeciwieństwie do paczki najlepszych kumpli, nie uważał, by przebywanie na zajęciach było stratą czasu, oczywiście o ile lekcje były o czymś faktycznie przydatnym w życiu. Nie był co prawda w czołówce najlepszych uczniów jak Augustus, ale profesorowie zawsze mu mówili, że osiągnąłby o wiele więcej, gdyby tylko zamiast gnębić innych, skupił się na książkach. Wykłady z historii magii rzadko go nudziły, ale to opieka nad magicznymi stworzeniami była ulubionym przedmiotem nastolatka. Nie przeszkadzało mu w tym wcale upodobanie do polowań; Patrzenie na rysunki egzotycznych zwierząt w książkach w biblioteczce domowej nijak miało się do podziwiania ich w trakcie lekcji na żywo. Walter podczas jednej z nich odkrył swoje zainteresowanie ledwie wspomnianymi na zajęciach demimozami oraz przyczajaczami.
Nieco inne magiczne stworzenie, bazyliszek z Komnaty Tajemnic grasował w Hogwarcie, kiedy chłopak był już na ostatnim roku. Siedemnastolatek był o siebie spokojny i w pewnym sensie podobał mu się rozwój wypadków – wreszcie ktoś, potomek Slytherina, zajął się problemem szlam. Zdaniem Waltera powinni przygotować dla nich oddzielną, mniej elitarną szkołę, ale śmierć czy nawet petryfikacja też były dobrymi metodami na pokazanie, gdzie jest miejsce ludzi o nieczystej krwi.


Hogwart zakończył z wynikami na tyle dobrymi, aby ojciec nie miał powodu do prawienia mu kazań. Z powrotem zamieszkał w domu, ale tym razem oprócz polowań czas spędzał na samodzielnym studiowaniu wiedzy o demimozach. Bardzo chciał móc pewnego dnia wyjechać do Azji, by je tropić i pozyskiwać włosy do wyrobu peleryn-niewidek, a być może nawet założyć ich własną hodowlę. Przeczytał każdą książkę na ich temat, która wpadła mu w ręce, jeździł na przeróżne pokazy magicznych stworzeń... Niestety Walter postanowił odłożyć kosztowne szkolenie łowcy demimozów na późniejsze, stabilniejsze finansowo lata. W międzyczasie za to stał się tropicielem niebezpiecznych przyczajaczy, potomków demimozów, jednak mimo dobrej płacy, mężczyźnie brakowało zwinności. Wysokiemu, ciężkiemu czarodziejowi nieraz trudno było uchwycić zmiennokształtne, niewidzialne stworzenia, co wywoływało w nim pogłębiające się uczucie życiowego zagubienia.


Jakiś czas później młody Rookwood mógł pozwolić sobie na wyprowadzkę z posiadłości ojca do własnego mieszkania. Normund przyzwyczajony był do karcenia oraz karania swoich dzieci, na przełomie lat nawet nie zauważył, że zdążyły one dorosnąć i w dużym stopniu ukształtować. Choć coraz rzadziej używał ręki, kija czy pasa, to i tak Walter nie mógł zostać z nim na zawsze, nawet dla biblioteczki Rookwoodów. W nowym miejscu mężczyzna miał w końcu wolną rękę – zamiast ożenić się naprędce z pierwszą lepszą panienką, zamiast tłumić w sobie opinie i uczucia, skupił się na tym, co naprawdę go interesowało: magiczne stworzenia oraz czarna magia.

Trzmielina była niedużym, starym domkiem łowieckim położonym na skraju lasu pod Edale, w hrabstwie Derbyshire. Tam właśnie osiedlił się Walter. Tam kwestionował wybór ścieżki zawodowej przez kilkanaście miesięcy. Tam też zakochał się w smokach. Odwiedzając położony niedaleko rezerwat w Peak District przypomniał sobie swoją szkolną, tylko chwilową fascynację ziejącymi ogniem zwierzętami i poczuł się wreszcie we właściwym miejscu. Zawód łowcy przyczajaczy porzucił rok wcześniej, zatem poświęcił się nowemu zainteresowaniu w całości; przestudiował domowe księgi o smokach, przeszedł szkolenie i wkrótce objął posadę opiekuna w Kent. Nadawał się do tego idealnie – był wytrzymały fizycznie oraz silny, a drobne wypadki przy pracy nie stanowiły dlań żadnego problemu. Wśród znajomych szybko zdobył też łatkę pracoholika.


Rookwoodow odwiedzał od święta, częściej wolał spotkania z przyjaciółmi czy samotne, bezcelowe przejażdżki konno. Dni mijały mu tak prędko, że ani się obejrzał, a obchodził trzydzieste urodziny. Obserwował, jak jego rówieśnicy żenią się i świętują narodziny dzieci, zaś on sam wciąż trwał w kawalerskim stanie. W tajemnicy przed wszystkimi Walter zdążył nauczyć się całkiem nieźle gotować, prać, prasować i sprzątać. Książkę z zaklęciami dla gospodyń domowych trzymał z tyłu regału – w końcu umiejętności domowe były tak bardzo niemęskie.


Oprócz Rickarda Walter z żadnym z rodzeństwa nie czuł specjalnej więzi. W czasach Hogwartu ich relacje znacznie się rozluźniły; mieli już innych kolegów czy koleżanki, inne zainteresowania i zajęcia. Ich ścieżki, chociaż miały wspólne źródło i leżały całkiem blisko siebie, zaczęły się rozchodzić. Trochę niespodziewanie nawiązał zaniedbaną nić porozumienia z jedyną siostrą po niewyjaśnionej śmierci jej męża. Sigrun nie była już tym chorowitym, najsłabszym z piątki chłopczykiem, którego nie można było bić jak innych. Wyrosła na zaskakująco silną, na swój sposób piękną kobietę; zdążyła nawet przewyższyć Waltera w polowaniach, odkąd ten więcej czasu spędzał na pracy lub bezcelowej jeździe konno po lesie. Mężczyznę bawiły jej opowieści o wilkołakach w Anglii, a później w Rumunii, nic jednak nie równało się ich rozmowom na temat czystości krwi. Wkrótce Sigrun opowiedziała mu też o kimś innym, komu zależało na tym równie mocno, co Rookwoodom, a czyim sojusznikiem stał się Walter tuż po wybuchu magii na wiosnę. O Czarnym Panu.


Waltera Rookwooda nietrudno zobaczyć w tłumie: jest wysoki i umięśniony, często ma na sobie ulubiony czarny płaszcz, nieznajomi zaś instynktownie unikają patrzenia wprost w jego zimne oczy. Z początku może wydawać się nieprzenikniony. Wiele kobiet uważa go za przystojnego, a on sam jest całkiem kochliwy, niestety poza seksem czy nawet przyjaźnią nic więcej z tego nie wynika. Dość łatwo go polubić, ale ceni samotność. W porównaniu do reszty rodziny wydaje się spokojny, mało agresywny, jednak tak samo dużą radość czerpie z zadawania cierpienia. Pije i pali, a prawdziwym uzależnieniem Waltera są słodycze. Jego największą pasją jest praca, która łączy naukę z siłą fizyczną. Chociaż nie jest wielkim myślicielem, to kieruje się logiką; w czarnej magii mężczyzna poszukuje wiedzy.



Patronus: Baran w kulturze ludowej jest zwierzęciem solarnym, przynosi wiosnę i słońce. Z jednej strony symbolizuje męską siłę oraz energię, z drugiej zaś – nieustępliwość, upór czy nawet głupotę. Barany nie kwestionują decyzji swojego pasterza, idą za nim na rzeź.
Złe duchy często przybierają postać czarnego barana, aby zwodzić chcących je złapać ludzi na bagna i trzęsawiska.
Niesprowokowane są spokojne oraz zainteresowane człowiekiem, a te najsilniejsze, z zakręconymi rogami nierzadko stanowią ozdobę gospodarstwa.
Walter, przywołując swojego patronusa wspomina moment, kiedy z dumą pokazał ojcu i rodzeństwu upolowanego po raz pierwszy samodzielnie jelenia.

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 91 (rożdżka)
Zaklęcia i uroki:102 (rożdżka)
Czarna magia:112 (rożdżka)
Magia lecznicza:00
Transmutacja:30
Eliksiry:20
Sprawność:3Brak
Zwinność:2Brak
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia MagiiII10
KłamstwoI2
ONMSIII25
ZastraszanieI2
Zręczne ręceI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Odporność magicznaI5
Wytrzymałość FizycznaII5
SzczęścieI5
MugoloznawstwoII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
NeutralnyNeutralny
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleII7
JeździectwoII7
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 0
Gość
Anonymous
Gość
Re: Walter Rookwood [odnośnik]24.05.19 12:13
:pwease:
Gość
Anonymous
Gość
Walter Rookwood
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach