Wydarzenia


Ekipa forum
[Sen] Nie taki groźny dementor
AutorWiadomość
[Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]25.06.19 0:23
Trzynaście minut po północy wreszcie zmorzył ją sen. Ostatnim co zapamiętała przed zaśnięciem było osunięcie się z ulgą na łóżko po ciężkim dniu. Niedługo później już szybowała w przestrzeni, po chwili zdając sobie sprawę, że jej ciało jest dziwnie lekkie. Niemal niematerialne. Poruszała się szybciej i płynniej niż kiedykolwiek w swojej ludzkiej postaci, nie robił też na niej wrażenia ziąb ani pogoda... tylko ten smutek. Ogromny, obezwładniający smutek, który otulał ją szczelnie i wysysał z niej wszelkie dobre, optymistyczne myśli. Zupełnie jakby znalazła się wśród dementorów. I rzeczywiście widziała dementorów. Istoty leciały przed nią i za nią, jakby kierowała je w przód jakaś nieznana siła. Ich poszarpane płaszcze łopotały na wietrze, a pokryte liszajami dłonie wysuwały się z rękawów. A ona, zamiast rozsądnie wziąć nogi za pas, leciała w tym samym kierunku co one, nie dosiadając miotły ani niczego. Żaden nie próbował jej atakować, zupełnie jakby jej nie zauważały, ale aura pozostawała przygnębiająca i zmuszająca ją do przypomnienia sobie tych gorszych wspomnień. Zwłaszcza jednego, które mocno leżało jej na sercu i którym, z czego nagle zdała sobie sprawę, musiała się z kimś podzielić.
Dostrzegła przed sobą budowlę, jakiej nigdy nie widziała na żywo, może co najwyżej jakieś ilustracje mignęły jej w Proroku codziennym. Pewnie nawet nie wyglądała identycznie jak w rzeczywistości – ale to był sen, projekcja jej wyobraźni. Dementorzy lecieli w jej stronę i ona także, nie przejmując się burzowymi chmurami kłębiącymi się nad budynkiem ani wiatrem szarpiącym połami czarnego, wystrzępionego płaszcza. Zaraz... płaszcza?
Może w tym budynku znajdzie się jakaś ludzka istota, która zechce jej wysłuchać. Podleciała bliżej i wleciała do środka przez jedną ze szczelin mających zapewne udawać okna. Normalnie nie udałaby jej się ta sztuka, ale jej obecna postać... O wiele bardziej przypominała sylwetkę dementora niż czarownicy, dlatego bez problemów przecisnęła się przez szczelinę i znalazła w ciemnym, stęchłym korytarzu przesyconym wonią wilgoci, rozpaczy i szaleństwa. Te mury z pewnością widziały już niejedno.
Ona też niechybnie zaraz tu oszaleje, jeśli nie znajdzie jakiejś żywej duszy, z którą mogłaby się podzielić przygniatającym ją ciężarem. Sunęła przez korytarz, unosząc się kilka cali nad zimną, brudną podłogą, kiedy nagle w pobliżu wyczuła namacalną ludzką obecność. Poszybowała w tamtą stronę, przybliżając się do krat, zza których prześwitywała jakaś ludzka postać, której jeszcze nie widziała wyraźnie, ale czuła ją.
Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]30.06.19 9:54
Zapach Azkabanu skladał się z trzech nieprzyjemnie niskich nut: woni zgnilizny, oślizgłych kamieni i świeżej krwi. Deirdre doskonale rozpoznawała każdy odcień, wydobywający się z półmroku jedynym bodźcem, pozwalającym poczuć się znów człowiekiem, istotą czującą - zmysły miała przecież wyczulone, wręcz naostrzone, niczym nóz przecinający otulający ją, obrzydliwy mrok. Trafiła tutaj niedawno, pobyt w powtarzającym się koszmarze mogła liczyć w uderzeniach serca i płytkich wdechach, pomagających zachować czujność. Chłodnymi palcami badała wystające kamienie, czasem natrafiając na grząski mech, porastający większe szczeliny - a więc znajdowała się w celi sama. Tyle razy sen wpychał ją do tej samej, budzącej grozę rzeczywistości, że nauczyła się już w niej egzystować, zapoznała się z nią, wyciągała odpowiednie wnioski. Plugawa zieleń, płożąca się po murach, zostałaby wyjedzona do korzonka, gdyby tylko podświadomość zepchnęla ją za kraty z innym więźniem. Mimowolnie poczuła ulgę; pomimo notorycznego wędrowania koszmarnymi korytarzami Azkabanu, ciągle nie przywykła do okrucieństwa serwowanego przez ludzi, a raczej przez tych, którzy kiedyś nosili to miano, obecnie popadając w obłęd. Pokryte liszajami ręce sięgające po jej ciało, brudne paznokcie rozrywające skórę, pożółkłe zęby wbijające się w szyję; wzdrygnęła się na samą myśl, powoli wycofując się pod tylnią ścianę celi. Oparła się plecami o nierówne kamienie i odgarnęła mokre włosy z twarzy. Rdzawy aromat zdawał się pozostawiać na języku metaliczny, toksyczny osad; oblizała wargi, starając się obudzić, jak najszybciej opuścić ten pałac tortur, wytworzony przez własny umysł - ale bezskutecznie.
Gęsia skórka pokryła ramiona, z których zwisała w strzępach nocna koszula, spływająca w dół prosto, nie akcentując zaokrąglenia brzucha. Cóż, przynajmniej tutaj, w Azkabanie, utraciła także brzemię nowego życia; wypuściła powoli powietrze, a oddech zamienił się w szarawą mgiełkę. Szarawą? Czyżby coś zaczęlo lśnić na końcu korytarza? Deirdre wytężyła wzrok: tak, to pochodnie, dotychczas martwe, zaczęły się zapalać, sygnalizując powrót do Azkabanu jego przeklętych strażników. Kobieta nie ruszyła się z miejsca, siedząc pod ścianą, z nogami podkurczonymi przed siebie, aż w końcu usłyszała łopot targanego wiatrem płaszcza. Dźwięk nasilał się, odbijał echem od pustych ścian labiryntu więzienia, gdzieniegdzie łącząc się z odległymi wrzaskami więźniów, witających swych oprawców. Powracali z łowów z kontynentu, z pełnych radości miast i wsi; nie byli jednak najedzeni, dementorzy zawsze czuli głód, pozwalali się mu opętać, stanowił o całym ich marnym jestestwie.
Deirdre uniosła wyżej głowę, obserwując dementora, który wyłonił się z półmroku tuż przed kratami jej celi - stalowe pręty nie stanowiły dla tych stworzeń żadnej przeszkody, wkrótce potwór miał znaleźć się jeszcze bliżej, na wyciągnięcie sękatej dłoni. Mimo wszystko - pomimo świadomości, jaką zyskała z odgrywaniem koszmarnego scenariusza po raz tysięczny - poczuła chłód i zalążek paniki; nie uciekała jednak, już nie, nie błagała o życie, wpatrując się wyczekująco w mrok skryty pod ociekającym wodą materiałem kaptura.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]03.07.19 2:00
To było przedziwne doświadczenie. Oczywiście nie wiedziała, jak to jest być dementorem, ale to, co przeżywała, zapewne było projekcją jej wyobrażeń. Dlaczego dementor? Tego też nie wiedziała. Nie należała do osób smętnych ani nie przeżyła szczególnej traumy związanej z tymi stworzeniami, choć uważała je za zdecydowanie nieprzyjemne. Wiedziała też, że nawet jeśli znajdzie jakąkolwiek ludzką istotę, niełatwo będzie ją przekonać do tego, że wcale nie zamierzała wyssać jej duszy. Czy w ogóle była zdolna do wysysania dusz? Czy wiedziała, jak to się robi?
Unosiła się ponurym korytarzem i choć nie była pewna, czy dementorzy posiadają oczy, widziała swoje otoczenie. Zimne, kamienne mury pokryte zaciekami wilgoci, brudną i równie zimną posadzką, a także kraty cel. Azkaban? To musiał być Azkaban, czy raczej jej wyobrażenie tego więzienia. Nigdy nie była w środku, choć czasem zastanawiała się, jak tam było – choć rzecz jasna nigdy, przenigdy nie chciałaby się o tym przekonać na własnej skórze. To było miejsce dla czarnomagicznych szumowin, a choć ona była w szkole z regulaminem na bakier, nie zapominała o wpojonej jej moralności. Ojciec nigdy nie pozwalał jej zapomnieć o tym, co ważne, był dla swoich dzieci drogowskazem, a teraz go zabrakło. Ta myśl sprawiła, że stała się jeszcze smutniejszym dementorem.
Wyczuła obecność. Nie była już sama, ktoś tam był – w jednej z cel. Polewitowała w tamtą stronę, z każdą chwilą coraz bardziej zbliżając się do żywej osoby zamkniętej za kratami. Czarnowłosej kobiety w poszarpanej koszuli nocnej, jednocześnie pięknej i zniszczonej przez pobyt w tym miejscu, skurczonej i prawdopodobnie pozbawionej nadziei na odmianę jej losu, bo nawet nie próbowała uciekać. Od jak dawna tu tkwiła?
Kraty nie stanowiły dla niej przeszkody, przeniknęła przez nie niczym duch, materializując się w celi, i spojrzała na kobietę spod kaptura. Ta twarz wydawała się mgliście znajoma, być może z odległych lat Hogwartu, ale nie wiedziała, dlaczego senna wizja akurat ją obsadziła w roli więźnia Azkabanu. Podobno twarze ludzi widywanych w snach były twarzami osób, które przynajmniej raz w życiu gdzieś się zobaczyło, ale nie wiadomo, ile w tym było prawdy. I czy było to w tym momencie istotne?
- Nie chcę zabrać twojej duszy – odezwała się nagle, a jej głos nie brzmiał jak jej głos. Był niższy, bardziej ochrypły, zupełnie jakby wypowiadała je osoba (istota?) od dawna nie używająca narządu mowy. Czy dementorzy mogli mówić? Nie sądziła, ale ona mówiła. Była dziwacznym, mówiącym dementorem z oczami i smutkiem w sercu – choć serc pewnie dementorzy też nie mieli. Musiała jednak przekonać tę kobietę, że naprawdę nie czekała ją dziś utrata duszy, choć zapewne sama aura obecności dementora była nieprzyjemna.
Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]04.07.19 16:46
Chłód przenikał przez cieniutką koszulę nocną, promieniując wzdłuż kręgosłupa, przyciśniętego do kamiennego muru. Wyraźnie czuła każdą ostrą krawędź kamieni, składających się na ściany koszmarnego więzienia, a lodowate krople wody - lub jej potu? - spływały powoli pomiędzy łopatkami. Bodźce fizyczne matowiały jednak, niknęły, rozpuszczały się w atmosferze strachu wywołanego powrotem dementorów do swego legowiska; do przeklętego Azkabanu, znów wypełnionego piskliwymi wrzaskami oraz jękami agonii. Deirdre widocznie zadrżała, szczupłe, poobijane kolana uderzyły o siebie, ale nie spuściła głowy, nie przymknęła oczu - tak robiła na początku, by nie spoglądać pod obrzydliwy kaptur dementora; by odsunąć od siebie widok wyciągających się ku niej, pokrytych liszajami szponów, przytrzymujących ją za włosy podczas składania morderczego pocałunku. Przeżywała to tyle razy, lecz i tak nie potrafiła wypracować w sobie odporności czy spokoju. Zatrzęsła się ponownie, ostry podbródek uniósł się jeszcze wyżej, arogancko, a pelne usta - choć spierzchnięte i pokryte zaschniętą krwią - wykrzywiły się w grymasie pogardy i lęku. Spływającej z warg splunięciem pod nogi a właściwie pod pelerynę istoty; splunięciem prymitywnym, plugawym, tak bardzo pasującym do tlących się w niej uczuć. Już nie zamierzała się chować, błagać o litość, uciekać w najdalszy kąt celi - lecz czy nie zawsze wmawiała sobie, że zdobędzie się na odwagę, tym razem stawiając czoła zwierzęcemu przerażeniu? Wzmocnionego tylko tym ogłuszającym, ochrypłym charkotem, wydostającym się spod postrzępionej szaty dementora. Nie sądziła, że te potrafią mówić, lecz senna rzeczywistość często przeczyła rozsądnym zasadom, sama w sobie stanowiąc anomalię. Mericourt z trudem łączyła te obrzydliwe dźwięki w zdania, mimo to zdołała pojąć wiadomość wyartykułowaną przez budzącego przerażenie potwora, przeczącego właśnie swemu powołaniu. Zdziwienie ulotniło się z czarownicy śmiechem, najpierw stłumionym, potem już w pełni swej głosności; perlistym, melodyjnym, zupełnie niepasującym do sytuacji i miejsca, w których się znalazla, znów zepchnięta do więzienia podświadomości. - Słucham? - dopytała z drżącym niedowierzaniem, spoglądając na lewitującą przed nią istotę szeroko otwartymi oczami. Coś tu się nie zgadzało, bardziej nawet niż zwykle; poruszyła się nerwowo, próbując wstać na równe nogi, była jednak zbyt słaba, by zrobić to szybko i zgrabnie; przesuwała palcami wzdłuż ściany, szukając jakiegoś punktu podparcia. Czy dementor rozpoczynał jakąś szaloną torturę? A może cała ta rozpoczynająca się rozmowa toczyła się wyłącznie w jej umyśle? Potrząsnęła gwałtownie głową, próbując w ten odruchowy sposób się otrzeźwić, obudzić z dziwacznego snu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]07.07.19 15:13
Azkaban musiał być strasznym miejscem. W tej sennej wizji niewątpliwie był. Nie na darmo to właśnie tu odbywali swoje kary najgorsi z najgorszych, plugawi czarnoksiężnicy, którzy zatracili swoje człowieczeństwo, oddając się mrocznym, destrukcyjnym sztukom. Jej ojciec niejednego takiego tutaj doprowadził. I nawet on, odważny auror, mówił o tym miejscu ze strachem i wydawał się bledszy niż zwykle, kiedy wracał po eskortowaniu jakiegoś więźnia. Pamiętała to wyraźnie nawet w tym ciele. Ojciec, który zginął w tak straszliwy sposób, w płomieniach trawiących ministerstwo. On i wielu innych. A ona nawet nie zdążyła się pożegnać.
Może umarła i wróciła do życia pod postacią dementora za karę, że nie zdążyła zrobić tak ważnej rzeczy, która teraz miała dręczyć ją po kres dni? Nie wiedziała, skąd brali się dementorzy i czy w ogóle mieli jakiś kres dni. Czy byli ludźmi popełniającymi za życia złe uczynki i za karę przemieniani w te plugawe, ponure istoty wysysające radość i szczęście ze wszystkiego, co żyło? Ona miała wrażenie, że wysysała je także z siebie, bo tak smutna i udręczona nie czuła się absolutnie nigdy. Nie różniła się pewnie wiele od tych więźniów pozamykanych w celach, nawet od tej wyniszczonej kobiety, w pobliżu której się znalazła.
Kobieta ta pewnie spodziewała się po dementorze właśnie tego, do czego były stworzone – straszliwego pocałunku pozbawiającego ją duszy. Tyle że ona nie była jak inni dementorzy. Nie chciała niczyjej duszy, co na wstępie zaznaczyła. Słownie, co pewnie też było ewenementem u tych istot, ale musiała od czegoś zacząć przekonanie tej kobiety, że dzisiejszego dnia duszy nie utraci. Choć i tak nie miała dokąd uciekać i chciała czy nie, była skazana na obecność dementora. Mogła tylko pluć pod jego wystrzępioną pelerynę, zapewne w ostatnich podrygach buntu i walki o przetrwanie. Nawet przesunięcie się w sam kąt nie mogło sprawić, by zniknęła i najwyraźniej ona sama też to wiedziała, skoro wciąż pozostawała w miejscu, nawet kiedy spod kaptura dementora wydobyło się ochrypłe zdanie, a czarownica zaczęła się śmiać niczym szalona, ale przecież w Azkabanie znajdowali się już głównie szaleńcy. Ojciec mówił zawsze, że ludzie bardzo szybko tracili tu rozum, nikt nie uchowywał się tutaj przy zdrowych zmysłach.
Jej zmysły też nie były zdrowe. Nie mogły być w takim miejscu i w tym ciele.
- Chcę od ciebie czegoś innego – odezwała się znowu, wciąż tym samym ochrypłym głosem. – Chcę, byś mnie posłuchała. Później... odejdę – mówiła, wciąż unosząc się kilka cali nad brudną, wilgotną posadzką. Głęboko ukryta pod kapturem twarz spoglądała w stronę kobiety, jakby próbowała wejrzeć w jej duszę mimo braku zamiaru pożarcia jej. – Nikt tutaj nie chce słuchać smutnego, starego dementora. A nawet dementorzy posiadają swoje smutki. Czy ty mnie posłuchasz?
Pewnie gdy się obudzi, jeśli będzie pamiętać ten sen, nie będzie już wiedziała, czy być wystraszona, czy może śmiać się z czegoś tak karykaturalnego jak smutny, mówiący ochrypłym głosem jak u starego pijaka z wieloletnim stażem dementor rozpaczliwie pragnący znaleźć kogoś kto go posłucha.
Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]09.07.19 9:25
Traciła zmysły. Zupełnie, bezpowrotnie – wariowała, spotykało ją w końcu to, co pętało większość więźniów Azkabanu, na długo przed ostatecznym pocałunkiem dementora, który wydawał się wtedy błogosławieństwem. Utrata człowieczeństwa, świadomości, zniszczenie mostu pomiędzy jaźnią a zastaną rzeczywistością: wszystko to niszczyło czarodzieja po kawałku, powoli podtapiając go w głębokiej studni samotności i psychicznych tortur. Stałe wywoływanie najpaskudniejszych wspomnień, budzących w ciele żywy ból, przyśpieszało proces emocjonalnego rozpadu. Deirdre rozumiała teorię azkabanowej destrukcji, lecz w swych koszmarach nigdy nie dotarła do momentu, w którym przestawała by być sobą. Zachowywała przytomność podczas każdego uderzenia paniki i niemożliwego do wytrzymania lęku, tym razem jednak, wpatrując się w lewitującego obok niej złowieszczo dementora, była pewna, że przekroczyła pewną granicę. Że doszczętnie oszalała – jakie bowiem było inne wytłumaczenie faktu, że pozbawiony oczu potwór przemawiał do niej? Ochrypłym, oślizgłym tonem, wręcz wylewających się z śmiercionośnych warg, do tej pory przynoszących wyłącznie zdradziecki pocałunek. Jęknęła cicho, prawie bezgłośnie, wstrzymując oddech, by odór rozkładu skrytego pod lepką od deszczu szatą nie docierał wgłąb niej, zatruwając ostatnie przebłyski zdrowego rozsądku. Dementorzy nie mówili, nie negocjowali, nie przemawiali; byli niemymi strażnikami, sycącymi się cierpieniem i strachem. Czarownica pokręciła nerwowo głową, kilkukrotnie, uderzając potylicą o ścianę za sobą, by się otrzeźwić, by nagły ból wyrwał ją z tego niedorzecznego snu. – Oszalałam – wychrypiała do samej siebie, przenosząc dłonie na przedramiona, by wbić paznokcie we własne ciało, aż do krwi. Tak, to powinno rozmyć fatamorganę dzielącego się z nią smutkami dementora. To musiało zadziałać, ale nic takiego się nie stało, drżący szept dementora wwiercał się w jej głowę. Spojrzała w zionąca spod kaptura pustkę, dalej drżąca, ale zarazem próbująca jakoś zrozumieć, co właściwie się działo. – O czym ty mówisz? I w ogóle dlaczego mówisz? – spytała lodowatym, lecz trzęsącym się tonem. Im dłużej lewitujący przed nią potwór nie atakował, tym pewniejsza siebie się stawała. Skoro do tej pory nie pochylił się nad nią i nie przyciągnął do siebie ohydnymi szponami, może wcale nie miał takiego zamiaru? Ale, na Merlina, dlaczego pragnął się jej zwierzyć? Mericourt zmarszczyła brwi, obejmując się ramionami i wpatrując się w makabrycznego strażnika z mniejszym lękiem, ale za to z rosnącą podejrzliwością. – Czy to jakiś żart? - wycedziła, skupiając wzrok na kratach za plecami dementora. Czy te stworzenia potrafiły być przebiegłe i sadystyczne na tyle, by rozpocząć nowy rodzaj tortur? Poruszyła się niespokojnie; nic nie traciła, próbując wykorzystać sytuację: znajdowanie się w gorszym stanie nie było już możliwe. – Wysłucham cię, jeśli mnie wypuścisz – zażądała, siląc się na opanowanie. Stawianie warunków potworowi wyjętemu z najgorszych koszmarów wymagało wiele odwagi, lecz nie miała przecież nic do stracenia.




there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]10.07.19 1:31
Zawsze zaskakiwało ją, że byli ludzie, którzy mimo świadomości istnienia Azkabanu dopuszczali się występków i kalali się czarną magią. Czy nawet przy bardziej elastycznej moralności wizja spędzenia reszty życia wśród dementorów, pogrążając się coraz bardziej w szaleństwie to nie była wystarczająca przestroga?
Dla osoby tak bardzo miłującej wolność już samo zamknięcie w takiej celi byłoby straszliwą karą. Uwielbiała wolne przestrzenie, błękit nieba nad głową i wiatr we włosach, więc nawet nie potrzeba było dementorów by szybko zaczęła odchodzić tu od zmysłów. Nawet teraz, będąc dementorem, czuła przeraźliwy smutek i wcale nie czuła się weselsza niż więźniowie w celach. Była bardzo smutnym i samotnym dementorem. Wyjątkowo dziwacznym egzemplarzem, który wcale nie chciał zjadać dusz, a chciał podzielić się swoimi troskami. Zupełnie jakby jakaś część osobowości Jamie, a przynajmniej jej pamięci pozostała w tym pokracznym ciele spowitym wystrzępioną peleryną, chociaż z wyglądu przypominała najprawdziwszego dementora. Tyle, że mówiła. Dobrze, że chociaż mówić mogła, bo gdyby tak była niemym dementorem, to już w ogóle nie mogłaby znaleźć żadnej ulgi i też by oszalała. Oszalały dementor, to by dopiero było!
Przyglądała się kobiecie spod kaptura. Więźniarka Azkabanu wydawała się wyraźnie zdziwiona, zapewne brała to wszystko za omamy i początek szaleństwa. Może już była szalona? Nieważne. Może ona-dementor też była szalona. Jak pewnie wszystko co żywe w tym budynku.
- Nie żartuję. I nie wiem, dlaczego mówię, ale coś sprowadziło mnie właśnie tutaj, w okolice twojej celi – przemówiła znowu. Dlaczego akurat tę kobietę widziała? To też było nieistotne. Cała ta sytuacja była pokręcona do granic możliwości, a ona wciąż nie odczuwała typowo dementorzych ciągot. Nadal nie wyciągnęła odrażających, gnijących rąk, by pochwycić ofiarę i złożyć pocałunek. Unosiła się w tym samym miejscu i jedynie jej peleryna lekko falowała, jakby poruszana niewidocznym podmuchem powietrza.
Ale kobieta najwyraźniej nie chciała tak po prostu z dobroci serca posłuchać dementorzych żali, a postawiła warunek.
- Wypuścić? – zastanowiła się, słysząc jej słowa. Nie powinna wypuszczać więźnia Azkabanu, osoby zapewne skazanej na niego za obrzydliwe przestępstwa i praktykowanie czarnej magii, ale – przecież nawet jeśli otworzy drzwi celi, kobieta nie ucieknie daleko. Z tego co wiedziała Azkaban znajdował się pośrodku morza, a w jego wnętrzu oraz wokół niego krążyło coraz więcej dementorów, z których nie wszystkie mogły mieć tak łagodne jak na ten gatunek usposobienie. Ta cela pewnie i tak była jednym z bezpieczniejszych miejsc. Ojciec mówił jej, że tutaj nawet nie potrzeba krat, bo więźniowie są zamknięci we własnych głowach.
- Otworzę te drzwi. Będziesz mogła opuścić celę, ale... dopiero jak mnie wysłuchasz – odezwała się tym ochrypłym, paskudnym głosem. I jakimś sposobem zdołała sprawić, że coś w zamku zaskrzypiało i przekręciło się, a same drzwi zaczęły się powoli uchylać, zwiastując swego rodzaju wolność – przynajmniej od tego pomieszczenia, bo do opuszczenia Azkabanu była bardzo daleka droga. W tym samym momencie wzmogły się też okrzyki więźniów w innych celach, wypełniające przestrzenie kakofonią niemal potępieńczych jęków i szaleńczych krzyków. Głodni dementorzy zbierali swoje żniwo.
- Od maja wiele się zmieniło. Anomalie, pożar ministerstwa... Tak wielu stamtąd nie wróciło, a winni wciąż nie ponieśli należytej kary, nie cierpieli tak jak ich ofiary. Czy w ogóle istnieje dobra kara za rozdarcie tylu rodzin i unicestwienie tylu dobrych czarodziejów? Za zniszczenie dorobku świata czarodziejów? – zastanowiła się. Nawet w ciele dementora tamten dzień i poczucie straty było wyjątkowo dojmujące. Tamten dzień tak wiele zmienił. Zakończył pewien etap i przyniósł początek czegoś nowego i gorszego. Straciła kogoś ważnego, kto za młodu stanowił swoisty drogowskaz, i wielu innych również utraciło swoich bliskich. W imię czego, kaprysu kilku czarnoksiężników?
Cóż, może jednak nieprzypadkowo ujrzała we śnie właśnie tę twarz?
Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]10.07.19 8:45

Deirdre przyglądała się przemawiającemu dementorowi z coraz większym zdziwieniem, ba, z szokiem, nie mogąc jakoś umiejscowić tej całej chorej sytuacji w rzeczywistości. Aura snu pozwalała jednak uznać, że tak, że miała do czynienia z czymś jak najbardziej realnym a zarazem przełamującym każdy schemat tortur, którym była poddawana w czasie koszmarów. Poza ochrypłymi wyznaniami, padającymi spod kaptura, łaskawie nasuniętego tak, by zasłaniał obrzydliwe, pozbawione zębów, mięsiste i wilgotne usta, wydające wyrok gorszy od śmierci, sytuacja wyglądała tak samo. Mury Azkabanu, ona, samotna, pokonana, pozbawiona różdżki, skazana na cierpienie. Powoli wypuściła powietrze, odruchowym, wyuczonym gestem unosząc wyżej podbródek, gdy de mentor powtórzył jej żądanie, nieco…zagubiony? Chciała ugrać na tej sytuacji jak najwięcej, a skoro sam potwór łamał zasady dotychczas rządzące tym piekłem na ziemi, ona także nie zamierzała się do nich stosować, prześlizgując się pomiędzy nieopisanym regulaminem azkabanowej agonii. Chciała stad uciec, wydostać się z kurczącego się nad jej głową zamczyska, poczuć na twarzy świeży powiew bryzy, wskoczyć do rześkiej wody, zmyć z siebie krew i echo bólu.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź – ta padła, w obrzydliwej kakofonii parsknięć i chrypnięć, lecz ten dźwięk, wraz z odgłosem otwierających się ze skrzypieniem krat, brzmiał jak cudowna muzyka. Wręcz fanfary, zwiastujące wolność.
- Mów. Szybko – wyrzuciła z siebie, powoli powstając z wilgotnej podłogi, wpatrzona w uchylającą się drogę ku wolności tuz za plecami lewitującej postaci. Dla szansy ucieczki z zatęchłej celi gotowa byłaby zrobić gorsze rzeczy; wysłuchanie rozpaczliwych wyznań dementora wydawało się śmiesznie niską ceną za wyzwolenie z okowów namacalnego koszmaru. Zamierzała potakiwać głową, tak naprawdę planując następne kroki, lecz żal wylewający się spod materiału peleryny ponownie zmusił ją do skupienia uwagi na specyficznym rozmówcy. – Cierpisz przez śmierć kilkudziesięciu czarodziejów, których nawet nie poznałeś? – uniosła wysoko brwi: ten koszmar zaczynał przypominać komedię. Wyprostowała się pod ścianą, zbierając siły na drogę ku wolności. – Wydawało mi się, że byliście zachwyceni tak wielkim smutkiem, żałobą i rozpaczą – nie tym się żywicie? – kontynuowała, tym razem szczerze zaciekawiona motywacjami dementora. Myśli Deirdre od razu pomknęły ku Tristanowi: oddałby wiele za możliwość ludzkiej dysputy z tym stworzeniem, poznania go, opisania, zgłębienia zwierzęcej natury zamkniętej pod poszarpaną peleryną. Żałowała, że nie miała przy sobie pergaminu, który umożliwiłby zapisanie notatek; to jednak musiało poczekać, priorytetem była ucieczka z Azkabanu. Bezpieczna; zrobiła kilka kroków w kierunku rozsuniętych krat celi, omijając szerokim łukiem dementora, nie wyszła jednak na zewnątrz – krzyki więźniów, odbijające się echem od pustych ścian korytarzy, wywołały gęsią skórkę. Pojęła, że sama nie wydostanie się z rozpadającego się więzienia; zerknęła przez ramię na poruszaną wiatrem pelerynę. – Mogę ci pomóc, jeśli ty pomożesz mi – wyprowadź mnie stąd, na zewnątrz – wychrypiała, starając się brzmieć spokojniej, mniej napastliwie. Nigdy nie pomyślałaby, że swe przekonujące umiejętności będzie wykorzystywać do negocjacji z szalonym de mentorem.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]10.07.19 20:42
To musiał być sen. Bo przecież nawet gdyby umarła i została dementorem, to chyba nie tak powinna działać. Powinna być beznamiętnym potworem wysysającym z ludzi dusze i żywiących się ich najgorszymi wspomnieniami, a nie smętnym, rozżalonym tworem sprawiającym wrażenie jakby sam padł ofiarą dementora. Nieszczęścia innych powinny ją cieszyć, bo oznaczały pożywienie i nie powinna rozpaczać z powodu tragedii, która odebrała jej ojca, a także bliskich wielu innych czarodziejów. Która wywróciła do góry nogami porządek w magicznym świecie, jakby nie wystarczyło straszliwych anomalii także pociągających za sobą żniwo.
Otwarta krata dla kobiety zapewne zwiastowała nadzieję na wolność. Jej pragnienie ucieczki było wyczuwalne niemal namacalnie, najwyraźniej Azkaban nie zdążył pozbawić jej resztek tego uczucia oraz tęsknoty za światem poza tymi plugawymi murami. Sprawiała wrażenie jakby wstąpiły w nią nowe siły, jakby już była gotowa rzucić się ku drzwiom i uciec. Zdumiewające jaką siłę potrafiła mieć nadzieja i nie na darmo mówiło się, że bywa ona silniejsza od strachu.
- No cóż, najwyraźniej jestem dziwnym dementorem – odezwała się, co biorąc pod uwagę ochrypły, brzydki głos, którym zostało wypowiedziane, brzmiało dość groteskowo. Podobnie jak wyznania i żale. – Wiele się w tym świecie zmieniło. Panoszy się po nim zło, źli ludzie zabijają innych w imię ideologii, przelewają krew. Anomalie zbierają żniwo. Nic nie jest takie samo jak było, nawet dla nas.
Kobieta, najwyraźniej już odważniejsza kiedy zrozumiała, że nie czeka jej wyssanie duszy, podeszła kilka kroków do przodu, mijając sylwetkę dementora i przybliżając się do krat, ale nie wychodząc na zewnątrz. Tam wcale nie było bezpieczniej. Czy w ogóle gdziekolwiek było?
Dementor wyraźnie się zawahał, przez chwilę po prostu lewitował, mimowolnie przedłużając długie chwile niepewności i ciszy przerywanej przez odległe krzyki, ale po chwili skinął ukrytą pod płaszczem głową.
- Zgoda – odezwała się. Jakkolwiek normalnie budziłoby w niej to wewnętrzny sprzeciw (ale przecież normalnie nie byłaby w Azkabanie ani tym bardziej nie byłaby dementorem), tak teraz zdawała sobie sprawę, że wszystko miało swoją cenę. A ostateczna wolność kobiety nie zależała od niej, a od tego, co napotka po drodze – a mogła tam minąć niejednego dementora mającego apetyt na jej duszę.
Polewitowała w stronę drzwi i wypłynęła na korytarz. Kobieta była wolna, mogła wyjść z celi i podążyć za nią. Czy i ona mogła się z tego miejsca uwolnić, tak po prostu... odlecieć? Odzyskać swoją normalną postać i nie być dłużej tym czymś? Nie wiadomo, ile czasu trwała ta wędrówka przez korytarze, które wszystkie wyglądały dokładnie tak samo, ponure, wilgotne i otoczone celami. Nie wiedziała którędy powinna lecieć (w końcu nigdy tu nie była), ale nagle w ścianie na przeciw nich zmaterializował się spory prześwit, dostatecznie duży, by można było się przez niego przecisnąć. Za nim było widać zachmurzone niebo, morskie fale rozbijające się u nasadę budynku... I dementorów latających wokół niego.
Sama zapragnęła wydostać się na zewnątrz, odrzucić tę ponurą, smutną powłokę. Wyfrunęła więc przez otwór w ścianie, ale wtedy, ledwie to zrobiła, nagle zaczęła tracić lekkość, z jaką wcześniej unosiła się w korytarzach i celi. Ciało dementora zrobiło się dużo cięższe, a ona zaczęła lecieć w dół, niemal karykaturalnie spadać w kierunku morza, aż w końcu pochłonęły ją fale...

I wtedy podskoczyła na swoim łóżku, zaplątana w kołdrę, oddychając szybko. Poderwała się do siadu i odruchowo zaczęła błądzić rękami po ciele, upewniając się, że jest materialne i że wcale nie jest przyobleczone w postrzępioną pelerynę dementora. Pomacała też twarz, by sprawdzić, czy aby na pewno ma tam twarz, a nie kaptur ukrywający to, cokolwiek było pod kapturem dementora. Miała. A wokół siebie widziała swój pokój, zbliżał się świt i robiło się w nim minimalnie jaśniej. Zrozumiała też, że to wszystko, co przeżywała, to był tylko wyjątkowo pokręcony i dziwny sen.

| zt.
Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: [Sen] Nie taki groźny dementor [odnośnik]11.07.19 13:27
Dementor bełkotał, bredził od rzeczy, a Deirdre, pomimo skrajnego wyczerpania oraz buzującego stale lęku, była gotowa wywrócić oczami i wygiąć usta w grymasie pogardy połączonej z niedowierzaniem. Nie dość, że natrafiła na istotę żywcem wyjętą z najgorszego koszmaru, to jeszcze pod postrzępioną peleryną skrywał się najwidoczniej nadwrażliwy…Ktoś? Umysł? Ciało? Nie wnikała w budowę stworzenia wiecznie skrytego pod oślizgłym materiałem, lecz nie miała żadnych wątpliwości: z tym konkretnym okazem dementora coś – a raczej wszystko – było mocno nie w porządku. Zaniedbywał swe obowiązki, ba, wręcz je łamał, pozwalając sobie na swobodną konwersację z człowiekiem uwięzionym tu za najgorsze zbrodnie. Wzbudzający mdłości ton wcale nie wyostrzał przesłania, padającego spomiędzy ust stworzonych do zabójczego pocałunku – potwór faktycznie należał do dziwnego rodzaju, zasługującego tylko na izolację lub przeprowadzenie szczegółowych badań w Departamencie Tajemnic. – Zło? Przecież wy, de mentorzy, jesteście złem, żywicie się krwią, nieszczęściem, anomaliami – odparła szybko, nie mogąc powstrzymać podejrzliwości i dezorientacji. Jeszcze raz uważniej przyjrzała się lewitującej sylwetce, próbując dostrzec to, co kryło się pod szatą. Wcześniej nie chciała tego robić, zbyt przerażona, przywykła do okrucieństw, ale z każdą chwilą spędzoną w towarzystwie empatycznego i poruszonego spaleniem Ministerstwa Magii dementora, coraz mniej się go bała. I zaczynała się poważnie zastanawiać nad tym, czy pod płaszczem nie kryje się jakiś makabrycznie wychudzony Zakonnik, który przyszedł nękać ją po własnej śmierci. Tak, pojawienie się tutaj ducha byłoby bardziej prawdopodobne niż strażnik Azkabanu, którego nękają wyrzuty sumienia oraz smutek po ostatnich, krwawych wydarzeniach. – Wy też się do tego przyczyniliście – przypomniała spokojnie. To przecież tu, na kamiennej wysepce, kumulowała się najpodlejsza, czarna moc. Wdawanie się w dyskusję z zagubioną emocjonalnie duszą nie miało najmniejszego sensu; być może stwór wyssał przypadkowo jakiegoś Zakonnika wspomnienia uczuć, które teraz rezonowały, wbrew pozorom napełniając Deirdre siłą do ucieczki.
Podjęła się jej bez wahania, zgoda niecodziennego towarzysza wydawała się oczywista; krocząc – a w przypadku skrytego pod peleryną stworzenia lewitując – razem, wyglądali jak więzień i strażnik; skazany czarnoksiężnik przenoszony do jeszcze podlejszej celi w piwnicach Azkabanu. Deirdre nie musiała udawać roztrzęsienia i lęku, każdy krok stawiała niepewnie, wstrząsana dreszczami, gdy mijali innych dementorów, pozostawiających ją jednak samej sobie, przekonanych, że stała się już żywicielem innej bestii, sycącej się tkwiącymi w niej resztkami życia. Wędrówka rozpadającymi się korytarzami wydawała się wiecznością, lecz w końcu przez smród stęchlizny, zgnilizny i agonii przedarła się lodowata bryza. Mericourt przyśpieszyła kroku, wyprzedzając łopoczące poły towarzysza; liczyła się tylko wolność, otwarta perspektywa, morski horyzont, wysokie fale uderzające o kamienny brzeg. Wzięła głęboki oddech, prawie ześlizgując się z cokołu więzienia do spienionej wody – odwróciła się jeszcze, by ostatni raz spojrzeć na Azkaban i na szalonego dementora, lecz widok przesłoniła jej gęsta mgła; miękka, ciepła, rozmyta, przenosząca ją z dziwacznego snu do rzeczywistego świata.

| zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
[Sen] Nie taki groźny dementor
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach