Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Gloucestershire
Muzeum w Aldbourne
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
Muzeum w Aldbourne
Muzeum czarodziejów w Aldbourne zostało założone już w 1409 roku przez Eugeniego Buttersby, czarodzieja cenionego przez brytyjską społeczność za zasługi w odkryciu nowych zaklęć oraz dokonań społęcznych. Cały budynek został oczywiście okryty zaklęciem Repello mugoletum, dzięki czemu przechodzący niedaleko mugole widzą go jako opuszczoną i porośniętą przez chaszcze ruderę. Czarodzieje natomiast zobaczą przepiękną, starą posiadłość zaadaptowaną na potrzeby muzeum, gdzie po wejściu każdy pokój został zaaranżowany w stylu życia czarodziejów w kolejnych epokach, a aktorami stają się duchy przywdziewające stroje i rozsiadający się w fotelach z tamtych lat. Na szafkach leżą przeróżne numery gazet, których już nikt dzisiaj nie przeczyta, na dziecięcych łóżkach leżą porcelanowe lalki w różnych rozmiarach, bajki i baśnie oprawione w nadgryzione przez ząb czasu skórzane obwoluty. Do każdego pokoju można wchodzić i ze smakiem wszystko oglądać, ale właściciel, również duch, przestrzega przed próbami kradzieży – ktokolwiek się na to zdecyduje, spotka go sroga kara. Duszni aktorzy nie są zbyt chętni do dialogu z gośćmi muzeum.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:30, w całości zmieniany 1 raz
Oaza. Słowo uspokoiło czarodzieja, rozpalając w jego oczach coś nowego. Determinację, nadzieję. Strach wywołany doniesieniami z Somerset i upiorną poświatą na horyzoncie powoli znikał. Tutaj, w ciemnej piwnicy, byli bezpieczni. Tutaj było ciepło. Tutaj mogli rozmawiać spokojnie. Steff uśmiechnął się blado, podtrzymując kontakt wzrokowy z Henry'm - wydawało się, że zażegnał kryzys, że czarodziej jednak ich nie porzuci.
Słowo-klucz nie mówiło jednak wiele mugolom, mniej zaznajomymi z polityką Ministra Longbottoma i zwyczajnie lękającymi się o swoje życie.
-Co nas tu czeka, w tym koszmarnym hrabstwie? Może lepiej uciec do bezpieczniejszych miejsc, póki nikt nas nie znalazł... - mruknął starszy mugol bez przekonania, ale ten młodszy spoglądał na Finnie, coraz bardziej zapalony - i ewidentnie zauroczony.
-Mam kilku znajomych, straciliśmy kontakt, ale... mógłbym ich odnaleźć. To silne chłopaki z dobrym sercem, mogliby pomóc. Dotrzeć dalej. Baliśmy się przemieszczać, że ktoś nas złapie... - wyjaśnił, a Steffen od razu podchwycił temat.
-Spokojnie, znam się na transmutacji. Pomogę... albo lepiej pokażę. - powoli wyciągnął różdżkę, nie chcąc nikogo przestraszyć i wycelował ją w krzesło w rogu, nieopodal. Było dobrze oświetlone przez Lumos Finnie. -Patrzcie. - przyzwał znajomą magię niewerbalnym zaklęciem Kameleona. Najpierw rozmyły się krawędzie, a potem krzesło zniknęło, wtapiając się w otoczenie. -Jeśli znacie tutejsze okolice, lasy i wioski, to możemy pomóc sobie nawzajem. Wasze doświadczenie i nasza magia. Zakamufluję nas. Chętni do ewakuacji na Półwysep Kornwalijski też mogą podróżować ze mną w ten sposób, jeśli są w pełni sił. - zaproponował, przesuwając wzrokiem najpierw po tych silnych, a potem po kobietach i dzieciach.
Skinął głową, gdy Finnie zapewniła czarodzieja o bezpieczeństwie. Tak, pomogą chętnym ewakuować się na Półwysep, ale ta kryjówka była potrzebna i przydatna. Czy to na stałe, czy to jako punkt przerzutowy dla kolejnych mugoli.
-Postaram się, by nikt nie odnalazł tej kryjówki, by była jeszcze bezpieczniejsza. Nałożę tutaj trochę pułapek, dobrze? Nie będą obejmować niemagicznych, pana i pana rodziny, oraz sojuszników Zakona Feniksa. Wszystkich innych intruzów spowolnią. - zaproponował. -Jeśli nadal będzie pan tutaj pomagał, to... bezpieczeństwo i regularny kontakt z nami bardzo się przyda.
-W razie potrzeby... pomożecie mojej żonie i dzieciom dostać się na Półwysep albo do tej Oazy?
-Tak. Kiedy tylko pan sobie zażyczy. Obiecuję. Z Oazy... lepiej nie wychodzić, na początek proponuję Devon - tam jest bezpiecznie. - potwierdził Steffen, a Henry skinął z ulgą głową.
-Nadal będę dbał o tą kryjówkę. Proszę nałożyć te zabezpieczenia. - zgodził się, a Steffen z entuzjazmem pokiwał głową.
-Finnie zadba o to, byśmy mogli się swobodnie kontaktować. - zerknął porozumiewawczo na Finnie. Wiedział, że jest sprytna i kontaktowa, działała dla Zakonu z samego Londynu. Na pewno przedstawi im bezpieczny sposób do pozostawania w kontakcie, może nawet jakiś szyfr. Samemu podszedł do jednego z obrazów, opartego przy ścianie. Zakurzony eksponat z muzeum nada się świetnie.
-Transmutuję ten obraz w Czaroszpiega, wtedy będzie mógł donosić bezpośrednio mnie o jakichkolwiek problemach lub zagrożeniu. Zajmie to jakiś kwadrans. - zaproponował Henry'emu. -A jeśli mogę zostać tu kilka godzin, nałożę też bardziej skomplikowaną pułapkę, która ukryje was przed wzrokiem jakichkolwiek intruzów. Czy są tu jakieś korytarze ewakuacyjne, w razie wykrycia?
-Tak, prowadzą do kanałów. - zapewnił czarodziej, a Steffen z entuzjazmem pokiwał głową i zabrał się do pracy. Przesunął różdzką wzdłuż obrazu, transmutując go w żywy i sprzymierzony z nim organizm. Kilkanaście minut wystarczyło, by portret mężczyzny wysłiuchał i zrozumiał wyszeptane instrukcje Cattermole'a - zarówno swoje zadanie, jak i dokąd udać się w razie kryzysu. Podróżując pomiędzy ramami, zdoła w razie potrzeby dotrzeć do Steffena, a kryjówka nie będzie już pojedynczym ogniskiem oporu - a zostanie włączona do siatki Zakonu, znajdując się pod opieką Feniksa.
Kameleon
nakładam pułapkę Czaroszpieg, aby donosiła mi czy kryjówka jest bezpieczna (T, poziom I)
Słowo-klucz nie mówiło jednak wiele mugolom, mniej zaznajomymi z polityką Ministra Longbottoma i zwyczajnie lękającymi się o swoje życie.
-Co nas tu czeka, w tym koszmarnym hrabstwie? Może lepiej uciec do bezpieczniejszych miejsc, póki nikt nas nie znalazł... - mruknął starszy mugol bez przekonania, ale ten młodszy spoglądał na Finnie, coraz bardziej zapalony - i ewidentnie zauroczony.
-Mam kilku znajomych, straciliśmy kontakt, ale... mógłbym ich odnaleźć. To silne chłopaki z dobrym sercem, mogliby pomóc. Dotrzeć dalej. Baliśmy się przemieszczać, że ktoś nas złapie... - wyjaśnił, a Steffen od razu podchwycił temat.
-Spokojnie, znam się na transmutacji. Pomogę... albo lepiej pokażę. - powoli wyciągnął różdżkę, nie chcąc nikogo przestraszyć i wycelował ją w krzesło w rogu, nieopodal. Było dobrze oświetlone przez Lumos Finnie. -Patrzcie. - przyzwał znajomą magię niewerbalnym zaklęciem Kameleona. Najpierw rozmyły się krawędzie, a potem krzesło zniknęło, wtapiając się w otoczenie. -Jeśli znacie tutejsze okolice, lasy i wioski, to możemy pomóc sobie nawzajem. Wasze doświadczenie i nasza magia. Zakamufluję nas. Chętni do ewakuacji na Półwysep Kornwalijski też mogą podróżować ze mną w ten sposób, jeśli są w pełni sił. - zaproponował, przesuwając wzrokiem najpierw po tych silnych, a potem po kobietach i dzieciach.
Skinął głową, gdy Finnie zapewniła czarodzieja o bezpieczeństwie. Tak, pomogą chętnym ewakuować się na Półwysep, ale ta kryjówka była potrzebna i przydatna. Czy to na stałe, czy to jako punkt przerzutowy dla kolejnych mugoli.
-Postaram się, by nikt nie odnalazł tej kryjówki, by była jeszcze bezpieczniejsza. Nałożę tutaj trochę pułapek, dobrze? Nie będą obejmować niemagicznych, pana i pana rodziny, oraz sojuszników Zakona Feniksa. Wszystkich innych intruzów spowolnią. - zaproponował. -Jeśli nadal będzie pan tutaj pomagał, to... bezpieczeństwo i regularny kontakt z nami bardzo się przyda.
-W razie potrzeby... pomożecie mojej żonie i dzieciom dostać się na Półwysep albo do tej Oazy?
-Tak. Kiedy tylko pan sobie zażyczy. Obiecuję. Z Oazy... lepiej nie wychodzić, na początek proponuję Devon - tam jest bezpiecznie. - potwierdził Steffen, a Henry skinął z ulgą głową.
-Nadal będę dbał o tą kryjówkę. Proszę nałożyć te zabezpieczenia. - zgodził się, a Steffen z entuzjazmem pokiwał głową.
-Finnie zadba o to, byśmy mogli się swobodnie kontaktować. - zerknął porozumiewawczo na Finnie. Wiedział, że jest sprytna i kontaktowa, działała dla Zakonu z samego Londynu. Na pewno przedstawi im bezpieczny sposób do pozostawania w kontakcie, może nawet jakiś szyfr. Samemu podszedł do jednego z obrazów, opartego przy ścianie. Zakurzony eksponat z muzeum nada się świetnie.
-Transmutuję ten obraz w Czaroszpiega, wtedy będzie mógł donosić bezpośrednio mnie o jakichkolwiek problemach lub zagrożeniu. Zajmie to jakiś kwadrans. - zaproponował Henry'emu. -A jeśli mogę zostać tu kilka godzin, nałożę też bardziej skomplikowaną pułapkę, która ukryje was przed wzrokiem jakichkolwiek intruzów. Czy są tu jakieś korytarze ewakuacyjne, w razie wykrycia?
-Tak, prowadzą do kanałów. - zapewnił czarodziej, a Steffen z entuzjazmem pokiwał głową i zabrał się do pracy. Przesunął różdzką wzdłuż obrazu, transmutując go w żywy i sprzymierzony z nim organizm. Kilkanaście minut wystarczyło, by portret mężczyzny wysłiuchał i zrozumiał wyszeptane instrukcje Cattermole'a - zarówno swoje zadanie, jak i dokąd udać się w razie kryzysu. Podróżując pomiędzy ramami, zdoła w razie potrzeby dotrzeć do Steffena, a kryjówka nie będzie już pojedynczym ogniskiem oporu - a zostanie włączona do siatki Zakonu, znajdując się pod opieką Feniksa.
Kameleon
nakładam pułapkę Czaroszpieg, aby donosiła mi czy kryjówka jest bezpieczna (T, poziom I)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Słowa są wiatrem, lecz każdy jego zryw był coraz silniejszy, płynął z wnętrz objętych determinacją, chęcią zmian, a nie zwykłym czekaniem, aż nadarzy się cud. Aż ci, którzy dawali z siebie wszystko już teraz, pozbawią się resztki sił, jakie ostały się w ich ciałach, bowiem w ślepej wierze większość zdołała uznać, iż skoro już teraz tak wiele czynią, tak dalej winni się poświęcać. Nie potrzebowali jednak wybitnych jednostek, samotnych indywiduów niosących na ramionach ciężar świata, liczył się przecież w tak trudnych czasach, każdy. Osoba, gest, drobne zadanie, które może zaważyć o losach tylu osób. Czy popełniali błąd? Nie, coś szeptało w Finnie, nie popełniali. Dawali szansę, pokazując, że nawet pozbawieni magii mugole, nie byli tak bezradni jak się wydawało, nie byli ledwie tłem wobec konfliktu, a jego częścią, w której winni brać czynny udział, ramie w ramię z tymi, którzy wierzyli, że współistnienie ma rację bytu. Znała zresztą przecież to uczucie, przemożne poczucie niemocy, niemożliwości zrobienia czegokolwiek i chociaż każdy przemijający dzień był kolejną szpilką, którą starannie wbijała we własne serce, tak będąc częścią czegoś więcej ponad wstyd niesiony błędami młodości, wiedziała, że jeśli kiedykolwiek Hebrydy - och gwiazdy, tylko nie to - zapłoną, tak porzuci wszystko, by chociaż trochę móc ochronić swe rodzime ziemie. Tak, jak zgromadzeni chcieli ochronić wszystko, co zostało z ich rodzin. Rozumiała ten zew, głód skrzący się w oczach odważniejszego z chłopców, brawurę przebijającą się ponad strach i nie potrafiła się nie uśmiechnąć na to, bo wcale nie różnił się od jej znajomych, w nim też drzemał ogień, idea, impuls nakazujący uczynić cokolwiek. Mogłaby z nim współpracować, nie, ona chciała to robić.
- Moglibyśmy poruszać się w grupach, wspólnie z pewnością byśmy dotarli do tych, którzy wciąż kryją się w lasach, jeśli nawet nie zgodzą się ich opuścić, możemy - tutaj dłonią wskazała w kierunku Steffena, on mógł, ona była w stanie co najwyżej żonglować śnieżkami, ale mogła mówić, to była w stanie zrobić - Zabezpieczyć miejsca ich przebywania, zdobyć informacje o stanie innych. O tym, co się dzieje na terenach poza półwyspem - nie odwracała wzroku, choć mięśnie same napinały się, na samą myśl o koszmarze, jaki tam mógł się odbywać - Jeśli mógłbyś nakreślić miejsce, albo nawet stworzyć mapę, gdzie ostatnim razem ich widziałeś, moglibyśmy ich wtedy odszukać, zorganizować wyprawę po uprzednim przygotowaniu - wyjaśniła, mogliby wciągnąć w to niektórych Zakonników i chociaż nie znała ich aż tak wielu, to były pojedyncze jednostki, którym mogła zaufać, którzy nie uznają tego za bezmyślne, głupie i niepotrzebne. Ku uldze artystki, młodzi zdają się reagować entuzjastycznie, co pozwala dziewczątku na westchnienie, nim ze zmarszczonymi lekko brwiami zwróci się ku starszym. Przepływ informacji musiał być płynny, a przy tym niewzbudzający podejrzeń, nie mogli przewidzieć, czy sowy niosące listy nie zostaną przechwycone, a żeby odkryć niewidzialny tusz, wystarczyło ledwie zaklęcie.
- Steve, czy twój czaroszpieg może również przekazywać informacje? Wspominać, o zmianie ekspozycji z konkretną datą? - spojrzeniami wymieniła się prędko z Henrym, licząc, że zauważy subtelną metaforę - Listownie natomiast mógłbyś otrzymywać coś niewielkiego, co nie przykuje niczyjej uwagi. Jak skrawki materiału. Czerwony na znak, iż niebawem przybędzie kolejna grupa, o czym poinformuje cię obraz, niebieski na naradę oraz omówienie dalszych planów, zielony na sprawdzenie zabezpieczeń? - tutaj już pytająco zerkała na Cattermole'a, była tylko dziewczynką z cyrku i chociaż to nieco godziło w jej dumę, tak jej towarzysz był zdecydowanie zmyślniejszy od niej, na pewno wiedział, jak bezpiecznie mogą ze sobą rozmawiać, bez narażania się wzajemnie. I czuła się winna, że zrzuca to na przyjaciela, że w praktyce to on najwięcej robił, a jednocześnie te drobne ukąszenia wyrzutów zmuszały Jones do tego, by to zmieniła. By wreszcie i ona mogła się do czegoś przydać, ponad paplanie zwykłe.
- Moglibyśmy poruszać się w grupach, wspólnie z pewnością byśmy dotarli do tych, którzy wciąż kryją się w lasach, jeśli nawet nie zgodzą się ich opuścić, możemy - tutaj dłonią wskazała w kierunku Steffena, on mógł, ona była w stanie co najwyżej żonglować śnieżkami, ale mogła mówić, to była w stanie zrobić - Zabezpieczyć miejsca ich przebywania, zdobyć informacje o stanie innych. O tym, co się dzieje na terenach poza półwyspem - nie odwracała wzroku, choć mięśnie same napinały się, na samą myśl o koszmarze, jaki tam mógł się odbywać - Jeśli mógłbyś nakreślić miejsce, albo nawet stworzyć mapę, gdzie ostatnim razem ich widziałeś, moglibyśmy ich wtedy odszukać, zorganizować wyprawę po uprzednim przygotowaniu - wyjaśniła, mogliby wciągnąć w to niektórych Zakonników i chociaż nie znała ich aż tak wielu, to były pojedyncze jednostki, którym mogła zaufać, którzy nie uznają tego za bezmyślne, głupie i niepotrzebne. Ku uldze artystki, młodzi zdają się reagować entuzjastycznie, co pozwala dziewczątku na westchnienie, nim ze zmarszczonymi lekko brwiami zwróci się ku starszym. Przepływ informacji musiał być płynny, a przy tym niewzbudzający podejrzeń, nie mogli przewidzieć, czy sowy niosące listy nie zostaną przechwycone, a żeby odkryć niewidzialny tusz, wystarczyło ledwie zaklęcie.
- Steve, czy twój czaroszpieg może również przekazywać informacje? Wspominać, o zmianie ekspozycji z konkretną datą? - spojrzeniami wymieniła się prędko z Henrym, licząc, że zauważy subtelną metaforę - Listownie natomiast mógłbyś otrzymywać coś niewielkiego, co nie przykuje niczyjej uwagi. Jak skrawki materiału. Czerwony na znak, iż niebawem przybędzie kolejna grupa, o czym poinformuje cię obraz, niebieski na naradę oraz omówienie dalszych planów, zielony na sprawdzenie zabezpieczeń? - tutaj już pytająco zerkała na Cattermole'a, była tylko dziewczynką z cyrku i chociaż to nieco godziło w jej dumę, tak jej towarzysz był zdecydowanie zmyślniejszy od niej, na pewno wiedział, jak bezpiecznie mogą ze sobą rozmawiać, bez narażania się wzajemnie. I czuła się winna, że zrzuca to na przyjaciela, że w praktyce to on najwięcej robił, a jednocześnie te drobne ukąszenia wyrzutów zmuszały Jones do tego, by to zmieniła. By wreszcie i ona mogła się do czegoś przydać, ponad paplanie zwykłe.
Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
-Jeśli dotrzemy do innych kryjówek, też mógłbym je zabezpieczyć. Wśród nas działają też medycy, alchemicy, nawet niemagiczni uzdro... pielęgniarki. - uzupełnił propozycję Finley, chcąc zyskać zaufanie mugoli, przełamać ich strach. Chyba się udawało - młody chłopak już patrzył w Finnie jak w obrazek, kilkoro innych z uznaniem spojrzało na Steffena, chyba przekonanych spektaklem z krzesłem i Kameleonem.
-Niedaleko jest taka wioska... pokażę ci mapę, gdzieś jedną mieliśmy. I... Johnny jestem. - uśmiechnął się do Finnie chłopak, a potem zaczął szukać papieru w jednym z pudeł. Podczas gdy Steffen nakładał Czaroszpiega, Johnny rozrysował dla Finnie kilka tras i punktów.
-Ta wioska wydaje się bezpieczna, jest w środku lasu i trudno ją znaleźć... na ich miejscu ukryłbym się tam. - opowiadał.
-Pomysł z kolorami jest świetny, taki nasz prywatny szyfr. - zwrócił się Steffen do Finnie i Henry'ego, gdy skończył nakładać Czaroszpiega. -Nastroiłem pułapkę do niebezpieczeństw i nietypowych sytuacji - to prosta konstrukcja magiczna i jej energia jest ograniczona, dlatego nie wiem, czy będzie w stanie reagować częściej niż w razie konieczności. Ale może pan spróbować porozmawiać z obrazem i zobaczymy! - zaproponował Henry'emu. Jeszcze nie używał Czaroszpiega do takich celów i nie był pewien, na jak częste "wycieczki" starczy obrazowi sił.
-Ustalcie i zapamiętajcie kolory, ja muszę spędzić kilka godzin na nałożeniu pułapki. "Nigdziebądź" sprawi, że w razie przybycia intruzów wszyscy staniecie się niewidzialni, a pomieszczenie będzie wyglądało na opuszczone. Iluzja utrzyma się kilka, kilkanaście minut, dając wam czas na ucieczkę. Przy odrobinie szczęścia, zniechęci też mniej zdeterminowane patrole - przekonując ich, że nic tu nie ma. - wyjaśnił zgromadzonym, a potem przystąpił do pracy. Skupił się i zaczął obchodzić całe pomieszczenie, mierząc magią odległości i dostrajając białą magię do gabarytów lokalu. Wreszcie wyobraził sobie, jak najbardziej szczegółówo, jak mógłby wyglądać opuszczony pokój. Pudła powinny pokryć się kurzem, ściany pajęczynami, stół wyglądać na zniszczony i nieużywany. To jak transmutacyjna iluzja, ale tym razem oparta na białej magii - i połączona z tym samym mechanizmem, którego można użyć do Salvio Hexia, z tymczasową barierą niewidzialności, rozpostartą na całym pomieszczeniu.
-Gotowe. -obwieścił wreszcie, na czole miał już krople potu i wydawał się zmęczony. Pewnie świtało. -Powinniśmy wracać. Bądźmy w kontakcie. - dał Finley jeszcze chwilę na pożegnanie, a potem wycelował w nią różdżkę. -Zakamufluję cię. - niewerbalne zaklęcie Kameleona zadziałało z zadziwiającą mocą i Finley momentalnie rozmyła się przed oczyma Steffena.
-Rey? Rey? Nie widzę cię... wróćmy osobno, spotkajmy się przy moim domu. - zapytał, lekko spanikowany.
Gdy wyszli z podziemi muzeum, zniknął w ciemnych zaułkach - gdzie i jego Finley mogła momentalnie stracić z oczu. Szczury popiskiwały cicho, a Steffen pogawędził z nimi przez chwilę, poprosił je aby miały dodatkowe pary oczu na kryjówkę i znalazł bezpieczne do teleportacji miejsce już w postaci gryzonia.
/zt, nakładam Nigdziebądź
-Niedaleko jest taka wioska... pokażę ci mapę, gdzieś jedną mieliśmy. I... Johnny jestem. - uśmiechnął się do Finnie chłopak, a potem zaczął szukać papieru w jednym z pudeł. Podczas gdy Steffen nakładał Czaroszpiega, Johnny rozrysował dla Finnie kilka tras i punktów.
-Ta wioska wydaje się bezpieczna, jest w środku lasu i trudno ją znaleźć... na ich miejscu ukryłbym się tam. - opowiadał.
-Pomysł z kolorami jest świetny, taki nasz prywatny szyfr. - zwrócił się Steffen do Finnie i Henry'ego, gdy skończył nakładać Czaroszpiega. -Nastroiłem pułapkę do niebezpieczeństw i nietypowych sytuacji - to prosta konstrukcja magiczna i jej energia jest ograniczona, dlatego nie wiem, czy będzie w stanie reagować częściej niż w razie konieczności. Ale może pan spróbować porozmawiać z obrazem i zobaczymy! - zaproponował Henry'emu. Jeszcze nie używał Czaroszpiega do takich celów i nie był pewien, na jak częste "wycieczki" starczy obrazowi sił.
-Ustalcie i zapamiętajcie kolory, ja muszę spędzić kilka godzin na nałożeniu pułapki. "Nigdziebądź" sprawi, że w razie przybycia intruzów wszyscy staniecie się niewidzialni, a pomieszczenie będzie wyglądało na opuszczone. Iluzja utrzyma się kilka, kilkanaście minut, dając wam czas na ucieczkę. Przy odrobinie szczęścia, zniechęci też mniej zdeterminowane patrole - przekonując ich, że nic tu nie ma. - wyjaśnił zgromadzonym, a potem przystąpił do pracy. Skupił się i zaczął obchodzić całe pomieszczenie, mierząc magią odległości i dostrajając białą magię do gabarytów lokalu. Wreszcie wyobraził sobie, jak najbardziej szczegółówo, jak mógłby wyglądać opuszczony pokój. Pudła powinny pokryć się kurzem, ściany pajęczynami, stół wyglądać na zniszczony i nieużywany. To jak transmutacyjna iluzja, ale tym razem oparta na białej magii - i połączona z tym samym mechanizmem, którego można użyć do Salvio Hexia, z tymczasową barierą niewidzialności, rozpostartą na całym pomieszczeniu.
-Gotowe. -obwieścił wreszcie, na czole miał już krople potu i wydawał się zmęczony. Pewnie świtało. -Powinniśmy wracać. Bądźmy w kontakcie. - dał Finley jeszcze chwilę na pożegnanie, a potem wycelował w nią różdżkę. -Zakamufluję cię. - niewerbalne zaklęcie Kameleona zadziałało z zadziwiającą mocą i Finley momentalnie rozmyła się przed oczyma Steffena.
-Rey? Rey? Nie widzę cię... wróćmy osobno, spotkajmy się przy moim domu. - zapytał, lekko spanikowany.
Gdy wyszli z podziemi muzeum, zniknął w ciemnych zaułkach - gdzie i jego Finley mogła momentalnie stracić z oczu. Szczury popiskiwały cicho, a Steffen pogawędził z nimi przez chwilę, poprosił je aby miały dodatkowe pary oczu na kryjówkę i znalazł bezpieczne do teleportacji miejsce już w postaci gryzonia.
/zt, nakładam Nigdziebądź
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Brąz spojrzenia ścierał się z popielatym i nie potrafiła powstrzymać drgnięcia warg, ni iskier radosnych błąkających się wokół czerni źrenic - naprawdę to robili, przekonywali do siebie grupę osób, która nie miała nawet podstaw, by im zaufać, nie, kiedy każdy cień zdawał się być zagrożeniem. A jednak to czynili, dla siebie, dla nich, dla Zakonu. Nie mógł o tym wiedzieć, Cattermole nie zdawał sobie nawet sprawy ile dla Finnie znaczyło to, że nie dość, iż została wysłuchana, to jeszcze jej - ich - podejście spotkało się z aprobatą. Może nie jesteś aż tak beznadziejna, coś szeptało weń nieśmiało, acz podbudowane ego nie miało czasu rozlać się słodyczą triumfu po wnętrzu dziewczęcia. Musieli działać. Musieli zasiać ziarno pewności, że cokolwiek się nie wydarzy, oni, chociaż częściowo będą mieli to pod kontrolą i pomogą, jeśli trzeba.
- Jasne - zgodziła się, drobne dłonie splatając ze sobą w uciesze, co wywołało blady uśmiech na twarzy drugiego z młodzieńców - Och, jestem Rey - przedstawiła się, czując lekkie ukłucie winy, wiążące się z fałszywym mianem, zaraz też kopiąc się mentalnie w kostkę, bo jakby nie patrzeć, Finley była równie prawdziwa co rudowłosa rebeliantka. Pochyliła się z różdżką nad rysowaną mapą, szeptem zadając pytania o liczbę mieszkańców i czy w otulającym wioskę lesie często można trafić na liczną zwierzynę łowną. Jeśli nie, wtedy ta niewielka miejscowość rzeczywiście mogła umknąć każdemu z myśli - Zaczniemy więc tam. Razem ze Stevem przygotujemy się i wspólnie, razem z tobą i kimkolwiek jeszcze, kto będzie się chciał z nami udać, ruszymy ich szukać - mówiła spokojnie, pilnowała, by mimika twarzy również była pozbawiona większych emocji, a jednak podekscytowanie tańczyło pod cienką warstwą skóry, gotowe wyrwać się na wolność. Słysząc wypowiedź, zaraz zwróciła ku swemu towarzyszowi, marszcząc brwi delikatnie.
- Nie powinniśmy używać tylko jednego miejsca zbyt często, muzeum powinno być jednym z punktów przerzutowych, lecz nie jedynym. Inaczej siłą rzeczy zwróci na siebie uwagę. Wydaje mi się, że jeśli odpowiednio rozdysponujemy czas i ilość przerzutów w miesiącu, tym nie nadwyrężymy zbytnio czaroszpiega - pytanie zawarte w jej słowach mógł pojąć tylko brunet. Finnie nie miała tej pewności oraz wiedzy, którą posiadał Steff, jego dobroduszna natura współgrała idealnie z ogromem talentu, jaki w nim drzemał i jaki to budził w artystce lekkie zawstydzenie, biorąc pod uwagę marne próby wykonania zaklęcia Gemini. Henry widząc to, ulitował się nad nią, powielając mapę, na co zareagowała jakimś żartem, rozluźniającym atmosferę, jaka mogła w każdej chwili przyjąć bardziej napięty wydźwięk, jeśli okaże się, że Jones jeno gadać potrafiła jedynie. Ale to też jest jakiś dar, bo gdy przyjaciel był zajęty nakładaniem pułapek, tak ona rozmawiała ze zgromadzonymi, przedstawiała plan, śmiała się, mimowolnie wchodząc pod skórę każdemu, żartując lekko kąśliwie z Johnnym. Kiedy wszystko było gotowe, nić sympatii między młodymi czarodziejami, a ukrywającą się grupą była na tyle wyraźna, iż Fin niemal czuła żal opuszczając ich.
- Wyślemy po was, tych, którzy wolą gościć na ziemiach sojuszu kogoś niebawem, zapewnią wam bezpieczeństwo oraz miejsce, gdzie możecie zostać na dłużej. Nie traćcie wiary, będziemy w kontakcie - odezwała się na pożegnanie łagodnie, kiwając głową w stronę Steffena. Zaklęcie rzucone przez niego musiało być wyjątkowo mocne, bo nie tylko wyrwało z gardeł szereg westchnień, ale i samego chłopaka zaskoczyło.
- Bu - burknęła lekko nad jego uchem, gdy zbliżyła się doń bezszelestnie, śmiejąc się zaraz na wyraźny podskok drogiego runisty. Opuściwszy podziemie muzeum i Finnie oddała się bezpiecznym ciemnościom, by poza terenami miasteczka móc się teleportować nieopodal Doliny. Czekał na nią poranek pełen świnek morskich, a także rozmów, które kilka dni później spotkały się z pełnym ulgi potwierdzeniem - mugole byli bezpieczni, a ich sieć punktów przerzutowych mogła zaistnieć.
| zt
pożal się morsie rzuty kostko: tu i tu, skradanie I
- Jasne - zgodziła się, drobne dłonie splatając ze sobą w uciesze, co wywołało blady uśmiech na twarzy drugiego z młodzieńców - Och, jestem Rey - przedstawiła się, czując lekkie ukłucie winy, wiążące się z fałszywym mianem, zaraz też kopiąc się mentalnie w kostkę, bo jakby nie patrzeć, Finley była równie prawdziwa co rudowłosa rebeliantka. Pochyliła się z różdżką nad rysowaną mapą, szeptem zadając pytania o liczbę mieszkańców i czy w otulającym wioskę lesie często można trafić na liczną zwierzynę łowną. Jeśli nie, wtedy ta niewielka miejscowość rzeczywiście mogła umknąć każdemu z myśli - Zaczniemy więc tam. Razem ze Stevem przygotujemy się i wspólnie, razem z tobą i kimkolwiek jeszcze, kto będzie się chciał z nami udać, ruszymy ich szukać - mówiła spokojnie, pilnowała, by mimika twarzy również była pozbawiona większych emocji, a jednak podekscytowanie tańczyło pod cienką warstwą skóry, gotowe wyrwać się na wolność. Słysząc wypowiedź, zaraz zwróciła ku swemu towarzyszowi, marszcząc brwi delikatnie.
- Nie powinniśmy używać tylko jednego miejsca zbyt często, muzeum powinno być jednym z punktów przerzutowych, lecz nie jedynym. Inaczej siłą rzeczy zwróci na siebie uwagę. Wydaje mi się, że jeśli odpowiednio rozdysponujemy czas i ilość przerzutów w miesiącu, tym nie nadwyrężymy zbytnio czaroszpiega - pytanie zawarte w jej słowach mógł pojąć tylko brunet. Finnie nie miała tej pewności oraz wiedzy, którą posiadał Steff, jego dobroduszna natura współgrała idealnie z ogromem talentu, jaki w nim drzemał i jaki to budził w artystce lekkie zawstydzenie, biorąc pod uwagę marne próby wykonania zaklęcia Gemini. Henry widząc to, ulitował się nad nią, powielając mapę, na co zareagowała jakimś żartem, rozluźniającym atmosferę, jaka mogła w każdej chwili przyjąć bardziej napięty wydźwięk, jeśli okaże się, że Jones jeno gadać potrafiła jedynie. Ale to też jest jakiś dar, bo gdy przyjaciel był zajęty nakładaniem pułapek, tak ona rozmawiała ze zgromadzonymi, przedstawiała plan, śmiała się, mimowolnie wchodząc pod skórę każdemu, żartując lekko kąśliwie z Johnnym. Kiedy wszystko było gotowe, nić sympatii między młodymi czarodziejami, a ukrywającą się grupą była na tyle wyraźna, iż Fin niemal czuła żal opuszczając ich.
- Wyślemy po was, tych, którzy wolą gościć na ziemiach sojuszu kogoś niebawem, zapewnią wam bezpieczeństwo oraz miejsce, gdzie możecie zostać na dłużej. Nie traćcie wiary, będziemy w kontakcie - odezwała się na pożegnanie łagodnie, kiwając głową w stronę Steffena. Zaklęcie rzucone przez niego musiało być wyjątkowo mocne, bo nie tylko wyrwało z gardeł szereg westchnień, ale i samego chłopaka zaskoczyło.
- Bu - burknęła lekko nad jego uchem, gdy zbliżyła się doń bezszelestnie, śmiejąc się zaraz na wyraźny podskok drogiego runisty. Opuściwszy podziemie muzeum i Finnie oddała się bezpiecznym ciemnościom, by poza terenami miasteczka móc się teleportować nieopodal Doliny. Czekał na nią poranek pełen świnek morskich, a także rozmów, które kilka dni później spotkały się z pełnym ulgi potwierdzeniem - mugole byli bezpieczni, a ich sieć punktów przerzutowych mogła zaistnieć.
| zt
pożal się morsie rzuty kostko: tu i tu, skradanie I
Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Muzeum w Aldbourne
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Gloucestershire