Miododajne akacje są rozrzucone na trawiastej przestrzeni w dość losowej kombinacji, ale ich gałęzie zostały magicznie splecione tak, by tworzyć gęsty, zielony dach nad głowami spacerowiczów. Grona białych i fioletowych kwiatów zwisają luźno - konstrukcja tworzy ciekawe, malownicze korytarze wśród pni, wokół których nieprzerwanie latają slalomami pszczoły i trzminorki.
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 21:55, w całości zmieniany 1 raz
Percival Blake
Zakon Feniksa
Zawód : dowódca grupy smoczych łowców w peak district
Wiek : 33
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
are we destined
to burn
or will we last the night?
Nie spodziewał się jej tutaj zastać. Może powinien; może za bardzo bagatelizował siłę ludzkich przyzwyczajeń, lub źle zinterpretował ciszę, która nastąpiła po jego ostatnim liście. A może po prostu tak było łatwiej: wierzyć, że ten świat, który pozostawił za sobą podnosząc się z kamiennej ławy obróconego w ruinę kręgu, już nie istniał; a przynajmniej – że nie istniał dla niego, zapominając o nim tak, jak on sam bezskutecznie starał się zapomnieć. Czasami wydawało mu się nawet, że zdołał to zrobić – gdy budził się rano w rozgrzanej pościeli i nie czekał już instynktownie, aż piętro niżej rozlegną się charakterystyczne dźwięki wygrywanych przez Elise utworów; gdy łapał się na tym, że nie wypatruje już pojawienia się za oknem charakterystycznych skrzydeł znajomej sowy, gdy raz po raz zabijał w sobie te wszystkie drobne przyzwyczajenia, które przez całe życie składały się na jego bezpieczną rzeczywistość. Rytuały, które niegdyś go uspokajały, zapewniały stabilny grunt pod nogami, dawały złudzenie, że było w porządku; życzenia wysyłane dokładnie w przeddzień świąt, drobiazgi pakowane w ciemnozielony papier. Wspólna wizyta w irlandzkiej miododajni, gdzie jako dzieci bawili się w chowanego, ukrywając się wśród pachnących akacji. Czy po to dzisiaj tutaj przyszła? Żeby się ukryć? Czy może liczyła na to, że to on, znudzony długim siedzeniem w kryjówce, sam wreszcie ją opuści – dokładnie tak, jak miał w zwyczaju robić to w przeszłości? Chociaż minął prawie rok, odkąd widzieli się po raz ostatni, rozpoznał jej sylwetkę od razu – odwróconą do niego plecami, ze spojrzeniem zawieszonym gdzieś w górze; być może szukającym pośród kwiatów ostatnich pszczół, tych, które mimo zapadającego wieczoru nie umknęły jeszcze do znajdujących się kilkadziesiąt metrów dalej uli. Wydawała mu się drobniejsza, szczuplejsza – może nawet niższa, zupełnie tak, jakby niewidzialny ciężar ciągnął ją do dołu, choć równie dobrze mogła być to iluzja – gra światła i cienia, tworzona przez ostatnie promienie przeciskającego się przez zielony dach słońca. Zawsze podobało mu się to, jak sprytnie posadzono tu akacjowe drzewa, splatając ich gałęzie w korytarze, w ciągu dnia zapewniające odrobinę cienia, w nocy – chroniące przed chłodniejszym wiatrem. Przez cały ten czas praktycznie nic się tutaj nie zmieniło, ani wydeptane ścieżki, ani ciężki zapach kwiatów, ani ciche, senne już brzęczenie owadów; inni byli jedynie oni, ale tego nie dało się wychwycić na pierwszy rzut oka, choć ostatnie miesiące z całą pewnością odbiły się również i na jego sylwetce. Tym razem nie miał na sobie szaty ozdobionej złotą nicią ani rodowego sygnetu na palcu, ubrany prosto, praktycznie, prawie po mugolsku – nie licząc ciemnej peleryny okrywającej ramiona, nie dla ochrony przed chłodem, a ogniem – który ostatnio coraz częściej płonął na ulicach Londynu. Poruszał się też inaczej, ostrożniej; częściowo z nawyku, a częściowo dlatego, że wciąż dochodził do siebie po ostatnim przegranym starciu – choć kiedy zatrzymywał się kilka metrów od Elaine, to nie potłuczone żebra kazały mu wstrzymać oddech. – Ellie – odezwał się cicho, wiedząc jednak doskonale, że jego głos bez problemu do niej dotrze. Może nie powinien, może należało się odwrócić – nie mieszać w jej życiu jeszcze bardziej, pozwolić jej siebie pogrzebać. Ale altruizm nigdy nie był jednym z jego przymiotów. – Przyszłaś sama? – zapytał – bo musiał to zrobić, bo tego wymagały czasy, w których żyli, oraz to, kim on sam był. Nawet jeśli czasami sam już nie wiedział, jakimi słowami powinien się określać.
as my story came to a close I realized I was the villain all along
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Forum oparte na serii książek J.K.Rowling, niektóre imiona i nazwy własne są jej własnością. Opisy częściowo pisane w oparciu o Pottermore. Autorskie opracowania oraz pozostałe treści forum są własnością intelektualną twórców, zabrania się ich kopiowania.