Wydarzenia


Ekipa forum
Zaplecze
AutorWiadomość
Zaplecze [odnośnik]25.09.19 20:09
First topic message reminder :

Zaplecze

★★
Za drzwiami w głównej sali sklepu, prócz pracowni, mieści się część magazynowa — jest to otwarta przestrzeń, wypełniona po brzegi siedemdziesięciocalowymi belkami drewna, wśród których można odnaleźć zarówno dąb, jak i brzozę, sosnę, sekwoję, czy buk, pojedynczo również drewno egzotyczne. W kącie, w starej, popękanej beczce składowane są nieobrobione gałązki, które w późniejszej obróbce wykorzystywane są jako witki, a na półkach wszelakiego rodzaju maści, pasty i lakiery służące do impregnowania, konserwacji i czyszczenia rozmaitych typów drewna. Zaplecze kończy się drzwiami, wychodzącymi na niezbyt okazałe tyły kamienicy, wąską aleję równoległą do Pokątnej — zwykle jednak pozostają zamknięte.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:28, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaplecze - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zaplecze [odnośnik]21.11.19 22:29
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaplecze - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaplecze [odnośnik]22.11.19 21:40
Podobał mu się sposób, w jaki się uśmiechała - nie tylko ustami, ale też oczyma, całą sobą. Nie pamiętał już, czy w jesieni śmiali się rzadziej, czy też po prostu mniej patrzył Hani w oczy, onieśmielony jej piracką opaską.
Nie zauważył nawet, że ją onieśmielił, tak szybko powróciła do figlarnego uśmiechu. Poza tym mowa ciała kobiet nie była jego mocną stroną.
-Jaka rudera, wszystkie deski lśnią. I doszłaś do tego zupełnie sama, ciężką pracą. Zobaczysz, jak tak dalej pójdzie to będzie to najlepszy salon miotlarski w Anglii. - uśmiechnął się. Podobało mu się, że podążała za własną pasją, że znalazła swoją ścieżkę. Podejrzewał, że mogła marzyć o Quidditchu, podobnie jak jej starszy brat - czyż oni wszyscy nie marzyli, czy sam nie rozważał kariery w sporcie? Los gwiazd był jednak krótki - wypalały się i znikały tak jak Ben w mrokach kto wie czego, a sklep Hani trwał. Posępne myśli o zagrożeniach dla przedsiębiorców na Pokątnej ustąpiły. Choć Zakon mógł postawić Hannah w pozycji ofiary, to wiedza o jej zaangażowaniu paradoksalnie uspokoiła Michaela. Teraz już wiedział, że nie była sama.
-Wiem, wiem, spędzam przecież tu więcej czasu niż u siebie w mieszkaniu.
- uspokoił Hannah, wiedząc ile znaczy dla niej sklep, ile znaczy choćby dla niego samego. Nie pomagał jej przykręcać półek po to, by zniszczyć podłogę!
Zatrzymał spojrzenie na twarzy Hannah, usiłując wyłapać z jej miny więcej wieści o jej szukającym i usiłując odgonić natrętną myśl ja przecież też pomagam jej w sklepie i umiałbym naprawić kran - nawet mugolskimi sposobami!
-Byliście? - wychwycił czas przeszły, chociaż w słowach Hannah nie było przecież żalu. Uśmiechnął się smutno, zbyt dobrze rozumiejąc, jak wiele słów pozostaje niewypowiedzianych.
-Mężczyźni bywają czasem ślepi. - słowa pocieszenia, choć Hannah nie potrzebowała przecież pocieszenia i nie wyglądała jakby dawne milczenie ją nękało, popłynęły same. -Szczególnie, jeśli mają przed sobą skarb. Tak... bywa pewnie łatwiej. - wzruszył lekko ramionami, nie wiedząc jak na tą kwestię zapatrują się kobiety. Czy zerkają smutno w lustro, analizując każdy gest albo każdą chwilę milczenia swojego ślepego przyjaciela? Czy wiedzą, że ignorancja nie ma czasem nic wspólnego z nimi, że to tylko bariera, mur nieświadomości, za którym jest bezpieczniej i wygodniej?
Sam zbyt długo tkwił za takimi murami. Może nawet zaszyłby się w nich teraz, gdyby nie palący gardło rum?
Szybko upił kolejny łyk herbaty, chcąc zyskać na czasie. Stracił czujność, zadając spontaniczne pytanie i nie spodziewając się, że samemu też powinien coś opowiedzieć. Napój był ciepły i rozwiązujący język, zupełnie inny od pitej w Norwegii finlandzkiej wódki - zimnej i rozwiązującej raczej rozporek.
-Ja...chyba nie jestem dobry w zauważaniu uroków. - przyznał, błądząc spojrzeniem gdzieś po podłodze, gdzieś po suficie, gdzieś po miotłach, gdzieś daleko. Objął dłońmi gorący kubek z herbatą, bo wspomnienia powiodły go nagle do lodowatej norweskiej nocy, gdy księżyc w pełni świecił jasno na niebie. Czuł na sobie spojrzenie Hani, która tak szczerze obdarowała go detalami z życia swojego przyjaciela. Faktycznie był jej winien opowieść, ale całością tej historii nie dzielił się jeszcze z nikim, bo brakowało w niej szczęśliwego zakończenia.
-Była taka koleżanka w Norwegii, pracowaliśmy razem, a potem zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu po pracy... - dobierał ostrożnie słowa, bo Hannah była młodsza od jego siostry, a uczucie, którym darzyła pewnego szukającego wydawało się takie czyste i niewinne. Tak różne od zachłannych nocy na niedźwiedziej skórze w leśniczówce Astrid, od egoistycznego brania, od męskiej ślepoty. -Myślałem, że... tylko się spotykamy, ale dla niej znaczyło to chyba coś więcej. - wyznał, wyjaśniając dlaczego jest takim ekspertem od męskiej ślepoty.
Astrid też nigdy mu nic nie mówiła. A może po prostu dostrzegała mur w jego oczach? Jego pierwsze, szczeniackie zauroczenie w szlachciance kojarzyło się mu w końcu tylko z lodem, z trzymaniem się granic i rozczarowaniem regułami, według których działał ten świat. Nie wspomniał Hannah o Elaine, bo jej zimne wspomnienie dziwnie blakło w tym sklepie - ciepłym i przytulnym, jak leśniczówka Astrid.
-Była z nami wtedy, w Norwegii, ale przeżyłem tylko ja. - winien był też końcówkę tej opowieści, chociaż samo wspomnienie przejmowało go lodowatym poczuciem winy, którego nie była w stanie ocieplić nawet herbata. Astrid, Jonas, Olav... wszyscy zginęli, bo ich angielski dowódca źle ocenił sytuację, zareagował za wolno. A zakochana Norweżka została przy nim by odciągnąć uwagę wilkołaka, choć miała przecież szansę uciec.
To ona powinna tu teraz z tobą siedzieć, Hannah. Przekazać Just wieści o mojej śmierci, czy coś.
Wziął gwałtowny oddech i szybki łyk napoju, chcąc powrócić do rzeczywistości - i rozpaczliwie czepiając się rozmowy o Just, by nie zastanawiać się nad tym, co właśnie pomyślała o nim niewinna Hannah.
-Powiem, spróbuję. Benowi też trudno z tobą rozmawiać? - obiecał, zastanawiając się, czy tylko on miał trudności ze zrozumieniem nowej, niezależnej Just. Kiedyś układał dla niej zabawy, a teraz to ona stała na czele organizacji, której zdecydował się pomagać. Jak Ben radził sobie z tym, że mała Hania też dorosła?
-No wiesz, nie jesteśmy jeszcze tacy starzy. - zaprotestował też z uśmiechem, zastanawiając się, czy to wojna jest tym dziwnym ciężarem na ich barkach. Czasami miał wrażenie, że życie przeciekało mu między palcami, ale tym bardziej chciał smakować te miłe chwile, takie jak ta.
Dosłownie smakować, bo ciasto było pyszne. Tak jak Hannah, sięgnął po kolejny kawałek, obserwując z rozbawieniem jak dziewczyna nie radzi sobie z lepką masą.
-Podobno ten, kto znajdzie knuta, ma szczęście w biznesie i w miłości. - po wypiciu odpowiedniej ilości rumu, nabrał ochoty na podzielenie się szczegółami francuskiej tradycji. Jednak na razie żadne z nich nie znalazło monety, a ich zwierzenia wyjaśniały po części powód braku szczęścia w miłości. Roześmiał się serdecznie, ucieszony radością Hani. Zwykłe ciasto, kto by pomyślał.
-Nie wiedziałem, że mogę cię kupić, panno Wright. - zażartował, nachylając się lekko ku dziewczynie.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Zaplecze - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]22.11.19 21:40
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaplecze - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaplecze [odnośnik]25.11.19 14:14
Jego entuzjazm i seria pochwał podziałały na nią pozytywnie, podbudowując jej pewność siebie, jakby sposób patrzenia innych na jej pracę i zaangażowanie nagle stały się maleńkim światełkiem w ciemnym, niekończącym się od lat tunelu. Brakowało jej podobnego nastawienia. Będąc tu, zaglądając do ksiąg rachunkowych, licząc przyszłe wydatki, minione koszty, planując kolejne działania miała głowę nabitą problemami życia codziennego. Nie raz żałowała, myśląc o tym, że o wiele łatwiej byłoby jej podjąć pracę podrzędnego pracownika pierwszego lepszego sklepu, który kończąc swoją dniówkę zamykałby pewien etap i udawał się do domu, by odpocząć i oderwać się od pracy. Ona nie potrafiła. W kufrze jej mieszkania, poza wszystkimi pamiątkami, zgromadzonymi listami i fotografiami leżały nieumiejętnie przygotowane szkice i notatki projektów, które chciałaby rozpocząć. Ale wciąż brakowało jej pewności, czy zdoła to wszystko pogodzić ze sobą i rozsądnie związać koniec z końcem.
— Dziękuję — przyznała szczerze, zadzierając twarz, by móc spojrzeć mu w oczy. — Za to, co powiedziałeś.— Bo była wdzięczna za te słowa, za jego opinię, niezależnie od tego, czy była wynikiem szczerej aprobaty, czy po prostu chęci sprawienia jej przyjemności.
Przypomnienie o tym, jak częstym był tu gościem, zaskoczyło ją. Uniosła brwi, ale zaśmiała się szczerze. Miała podobnie, ale sklep był przecież jej życiem, codziennością, od której nie była w stanie się uwolnić ani na chwilę. A on? Był aurorem. Dorosłym mężczyzną, który z pewnością trudno godził swoje obowiązki z resztką wolnego czasu. A jednak udawało mu się wynaleźć chwilę, by zajrzeć. Niezależnie od tego, czy była potrzeba, czy nie.
— W takim razie twoje mieszkanie musi być wyjątkowo zakurzone, co? — Zerknęła na niego podejrzliwie, próbując nie roześmiać się po raz kolejny. Przetarła wierzchem dłoni usta z budyniu i lukru, po chwili popijając jeszcze gorąca herbatą. Kiedy nieco ostygła, rum nie wydawał się być tak ostry, za to przyjemnie rozeszła się słodycz goździków i cynamonu.
Pokiwała głową, dla potwierdzenia, ale zamilkła na chwilę, wracając do wspomnień myślami. Do tamtego czasu, który był tak burzliwy, tak intensywny i obfitujący w myśli, oczekiwania i pragnienia. Zdawało jej się, jakby to było dekadę temu, a ona doświadczyła tego jako młoda i niedoświadczona dziewczyna. W tym wieku powinna być rozsądniejsza, umieć lokować swoje uczucia, inwestować w odpowiednie osoby. Przecież ludzie nie wiązali się ze sobą pchani silnymi namiętnościami, często decydując się na to z sympatii i obowiązku. A ona zamknęła się w świecie swoich pragnień, które jej wystarczały, pozwalając by czas uciekał jej przez palce.
— Podejrzewam, że zabrał córkę i wyjechał z kraju, by chronić ją przed skutkami anomalii — odpowiedziała w końcu i wzruszyła ramionami od niechcenia. — Nie mamy ze sobą kontaktu, nie wiem, gdzie się podziewa, ale mam nadzieję, że wszystko mu się dobrze układa i jest szczęśliwy. — Zawsze mu tego życzyła. I zawsze była pewna, że gdyby poznał ją ze swoją ukochaną, pomimo ukłucia rozczarowania i bólu polubiłaby ją, bo z pewnością wybrałby szczególną kobietę dla siebie. Billy, Billy, gdzieś ty był?
Zatrzymała spojrzenie na Michaelu i uśmiechnęła się subtelnie.
— Mówiłam, że to stare dzieje — a od pierwszego zrywu minęło tyle czasu, że zdążyła zapomnieć o motylach w brzuchu, przywyknąć do sytuacji, która niekoniecznie spełniała oczekiwania młodej i zakochanej dziewczyny. Kąciki ust drgnęły na moment, a jej policzki lekko spąsowiały, pewnie od alkoholu a nie zawstydzenia na jego słowa. — Tak mówisz? Z własnego doświadczenia? — Uniosła brew, zerkając na niego uważnie przez ramię. — Są na to jakieś sposoby? Najlepiej sprawdzone. Kto wie, kiedy takie rady jeszcze się przydadzą. — Westchnęła na moment, obracając głowę przed siebie. Czy tylko mężczyźni bywali ślepi? Czy byli tacy naprawdę, czy tylko udawali? Nie mówiąc o niczym Williamowi nigdy się nie dowiedziała, co by pomyślał, a tym bardziej zrobił. Sam nie był najśmielszym mężczyzną jakiego znała. Może nie raz przemknęło mu to przez myśl, przecież czytał z niej jak z otwartej księgi. Nigdy nie umiała kłamać, ukrywać tego, co myślała lub czuła. A czasem sama, próbowała ignorować szepty i udawać, że nie widzi tego, czego się obawiała. Raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem.
Zerknęła na kawałek ciasta, przez chwilę walcząc sama ze sobą. Była pewna, że nie wciśnie w siebie już nic, szczególnie, że kiedy wypije herbatę pewnie nie ruszy się z miejsca przez kolejne czterdzieści minut, ale nie mogła się oprzeć słodkości. Ciasto, które jadła po raz pierwszy okazało się wyborne i nie miało to wcale nic wspólnego z tym, że przepadała za słodyczami ogólnie. Jego słowa sprowokowały ją jednak, by znów na niego spojrzała. Sięgnęła po kawałek, ale nie ugryzła go od razu.
— Może sekret tkwi w tym, że jeśli się tego nie widzi, nie ma o czym mówić — mruknęła, wzruszając ramieniem. To był wniosek, który wyciągnęła po swojej przygodzie; dlatego też nigdy nie odważyła się zrobić niczego, co mogłoby zburzyć przyjaźń, która ich łączyła. Teraz, mając możliwość wysłuchania wersji drugiej strony, odczuć Michaela i tego, jak widział podobną sytuację z innego miejsca, miała szansę utwierdzić się tylko w tym przekonaniu. — Przykro mi— wyznała po wszystkim, milcząc przez chwilę i nie ruszając się nawet o cal. Jedynie ciemne rzęsy poruszały się w górę i w dół, kiedy otwierała i przymykała oczy zwrócone na niego. — Dla kobiet zwykle to coś więcej. Nawet jeśli twierdzą, że wcale nie. Czasem po prostu boją się przyznać. Nawet przed samą sobą. — Wiedziała, że jej słowa nie brzmią, jak coś, co doda mu otuchy, ale taka była prawda. Niewiele było tak cynicznych i zimnych kobiet. Każda z nich potrzebowała czegoś; różniły się tylko tym, w jaki sposób mogły dostać to, co chciały. I czy spełniało to ich oczekiwania.
Kiedy wspomniał o Benie, spojrzała na kawałek ciasta, który trzymała w dłoniach i ugryzła go kawałek, chociaż straciła na niego apetyt. Okazał się być jednak świetnym sposobem na zamknięcie sobie ust na pewną dłuższą chwilę i przemyślenie tego, co chciała i jak chciała mu przekazać. Rozmowa, którą mieli za sobą należała do jedną z najtrudniejszych i nigdy w swoich przypuszczeniach nie sądziła, że mogłaby się tak potoczyć i w ten sposób skończyć. Wciąż trawiła to, czego się dowiedziała, wciąż zmagała się z dziwnym niepokojem i wciąż próbowała się pozbyć myśli, które były jak upierdliwy kamień w bucie podczas długiego marszu.
— My w ogóle jesteśmy ciężcy do rozmowy na pewne tematy.— Postanowiła więc wybrnąć z tego dyplomatycznie i zrzucić winę na rodzinną przypadłość Wrightów, z których prawdopodobnie Joe był najbardziej otwarty i skory do gadania. — A co jeśli żadne nie znajdzie knuta?— spytała, zmieniając temat. Spojrzała na swoje ciasto w zamyśleniu z obawą, że żadnemu z nich nie dane było zaznać szczęścia. — To nie brzmi zdecydowanie jak ja.— Szczęście w miłości i biznesie, jakieś to wydało jej się zabawne. — Dużo jeszcze pan nie wie, panie Tonks — odparła, gryząc kolejny kawałek.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Zaplecze - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Zaplecze [odnośnik]25.11.19 14:14
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaplecze - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaplecze [odnośnik]25.11.19 22:05
Uśmiechnął się promiennie w odpowiedzi na jej podziękowanie. Lubił widzieć szczęśliwą Hannah, ale jego komplement był szczery. Nie pochodził z rodziny przedsiębiorców, rozwój sklepu był pierwszym biznesem, który miał okazję podglądać od zera. Przebywając tu coraz częściej, widział ile pracy wkłada Hannah w każdy aspekt tego przedsięwzięcia - od projektów mioteł po księgowość - i coraz bardziej podziwiał jej niezależność, zapał i wysiłek.
Stłumił śmiech, bo słowa Hani o kurzu zabrzmiały, jakby mu nieco matkowała - ale w miły, trochę siostrzany sposób.
-Wbrew pozorom, mam czas na przetarcie kurzy! - zapewnił, wspominając swoje pedantyczne mieszkanko. Pomimo zmęczenia i natłoku aurorskich śledztw, znajdował czas na zadziwiająco wiele - wcześniejsza izolacja od rodziny i obecne szczątki życia towarzyskiego zwolniły sporo godzin w jego dobie.
Stare dzieje. Wysłuchał uważnie jej uważnie, a kąciki jego ust drgnęły lekko, w kiepsko powstrzymywanym uśmiechu. Miał córkę? Więc nie zakochała się w świętoszku, a w dodatku mówiła o nim spokojnie i były to stare dzieje. Nie podejrzewał nawet, że Hannah myślała o tamtym zauroczeniu jak o źle zainwestowanej młodości - dla niego, chłopa z trzydziestką na karku, była przecież młodziutka, pełna energii, werwy i perspektyw. Nieograniczona martwymi eks czy własną fizycznością.
-Sposoby? - zdziwił się, że Hannah prosi jego o radę. Jego romans z Astrid był w końcu podręcznikowym przykładem męskiej ślepoty.
-Z własnego. - przyznał niechętnie, uciekając wzrokiem gdzieś daleko (na norweskie fiordy?). Upił łyka herbaty, pozwalając by gorąco pokrzepiło go nieco i rozwiązało mu język.
-Sposobem jest chyba... nie wiem, pewnie tylko odwaga. Ale trudno się na nią zdobyć, gdy wciąż wymyśla się ważniejsze wymówki: pracę, obowiązki, nieśmiałość, niechęć do niszczenia przyjaźni... - wyliczył, gryząc się w język zanim dodał do tego różnicę wieku i likantropię. Miał się w końcu skupić na ogólnych przykładach.
-No i wbrew pozorom wy, kobiety, wcale nie jesteście jak otwarte księgi. - zażartował, myśląc sobie o tym, jak uroda i ciepło potrafią zmącić zmysły, przygasić zdrowy rozsądek. -Ale to nie wasza wina. - dodał łagodniej, uświadamiając sobie, że Hannah być może żałuje swojego milczenia.
Nie wiem, czy to by coś zmieniło. Był graczem Quidditcha i nie zauważył skarbu w sklepie z miotłami. - myśl, natrętna i wyraźna, ale niewypowiedziana.
-Ja... dziękuję. - wychrypiał, wreszcie wracając wzrokiem do Hani, miło zdziwiony jej prostą i ciepłą reakcją na jego smutną opowieść o Astrid. Dlaczego nie patrzyła na niego ze zdziwieniem ani z wyrzutem, dlaczego wszystko było przy niej takie proste?
Czasami kojarzyła mu się z książką - ślicznie ilustrowaną bajką dla dzieci, napisaną prostym językiem i z optymistycznym przesłaniem. Ale niektóre strony wciąż pozostawały zaszyfrowane albo posklejane, odsłaniając swoje znaczenie w najbardziej zaskakujących chwilach.
-No proszę, brzmisz jak Tonksy. - skomentował z uśmiechem, choć z żalem uświadomił sobie, że kiedyś tak nie było. Kiedyś rozmawiali na wszystkie tematy. Kiedy to się zmieniło? Gdy zmarła mama, gdy został wilkołakiem, czy jeszcze wcześniej - gdy rzucił się w wir pracy i każde z młodych Tonksiąt zaczęło podążać swoją ścieżką, z trudem wydeptując sobie pozycję w czarodziejskim świecie?
Omiótł ciasto podejrzliwym spojrzeniem - było co prawda spore, ale pamiętał, w którą część wsunął monetę i był przekonany, że zjedli już te kawałki.
-Może go połknęliśmy? - uświadomił sobie, lekko zażenowany tym, że mógł zjeść monetę i jej nie zauważyć. Popił herbatą wyimaginowany metal, uśmiechając się szerzej na słowa Hani.
-Przecież masz szczęście w biznesie. - przypomniał jej. Gdyby nie miała, sklepu już by nie było. Każdy przedsiębiorca chciał otworzyć lokal na Pokątnej, ale jej sklep trwał, niewygryziony przez konkurencję ani niespalony przez konserwatywnych psychopatów.
-Bardzo dużo. - przytaknął, nie wiedząc na przykład dlaczego wspomniał o szczęściu w miłości tuż po tym, gdy wymienili się opowieściami z nieszczęśliwym zakończeniem.
A przecież trwała wojna, przecież oboje zaangażowali się w walkę, przecież mogli nie zobaczyć jutra, a zasługiwali na chwilę szczęścia.
Przecież rum przyjemnie rozgrzewał jego serce i krew, nie dopuszczając do świadomości myśli w stylu przecież jesteś wilkołakiem, albo Ben by cię zabił, albo czy Just umarłaby ze śmiechu lub zażenowania?
Uśmiechnięty, skupił wzrok na pełnych ustach Hannah i chyba chciał nachylić się do jej ucha, albo może pocałować ją w policzek, ale przez to skupienie coś poszło nie tak, bo nachylił się w stronę jej policzka, ale nagle musnął ustami jej wargi - lekko lepkie od budyniowej masy i smakujące jak cukier puder.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Zaplecze - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]28.11.19 14:14
Było wiele powodów do tego, by przypomnieć sobie o tym, jak smakuje szczęście. Prawie wszyscy, którzy wyruszyli na wyprawę do Azkabanu wrócili żywi, w miarę cali i zdrowi. Udało im się powstrzymać ten potworny stan, który wisiał nad Wielką Brytanią w burzowych chmurach, siejąc popłoch wśród ludzi, zniszczenie i śmierć. Zażegnali anomalie, dzięki czemu magia przestała być niebezpieczna dla nich samych, ale też dla tych wszystkich, którzy zagubieni cierpieli w niewiedzy i w wyniku niekontrolowanych, nienaturalnych zjawisk. Sytuacja ze sklepem zaczęła się stabilizować, miała co jeść, miała dach nad głową, zdrowe oczy, które oglądała w lustrze każdego dnia, ciesząc się, że wszystko zaczynało wracać do normalności. A mimo to, wciąż tak wiele spędzało jej sen z powiek. Myślami pozostawała przy ludziach, którzy pod groźbą śmierci uciekali z Londynu; w oazie, którą należało jak najszybciej zbudować; z Percivalem, który był solą w oczach. Obecność Michaela była jak skuteczne przypomnienie o tym, że nie było wcale źle; było się wciąż z czego cieszyć. Siedział tuż obok, poświęcając jej czas, choć nie musiał juz przenosić pudeł ani materiałów z miejsca na miejsce. Nie zastanawiała się nad tym dlaczego. Cieszyła się z tego. I chciała, by to wiedział.
— Naprawdę?— Zerknęła na niego podejrzliwie, przez ramię, unosząc lewą brew. — To mężczyźni potrafią sprzątać?— Zdumiała się, choć niezupełnie poważnie. Ben nigdy nie należał do wielkich bałaganiarzy, a po wizycie w jego nowym domu mogła tylko przypuszczać, że doskonale radził sobie z ogarnięciem tak wielkiej przestrzeni bez kobiety u boku. Ta myśl wprawiła ją w podlejszy nastrój, przypomniała jej o rozmowie, która stała się dziwnym ciężarem, chociaż była pewna, że zdołała przełknąć gorycz wiadomości. Podciągnęła jedną nogę na deski i oparła na kolanie brodę, przytrzymując kubek z gorącą herbatą  na drugiej. — Mhm — potwierdziła pomrukiem, przechylając głowę i policzkiem przylegając do kolana, by móc na niego patrzeć, choć on sam w tej chwili uciekł wzrokiem gdzieś indziej. Zdawało jej się, że dostrzegła jego zakłopotanie, ale nie była pewna z czego wynika. Możliwe, że podejmując z nią ten temat nie spodziewał się żądań o przedstawienie swojej własnej historii, ale zamierzała się z tego wycofać. Niechęć do niszczenia przyjaźni brzmiała jak coś, co dobrze znała. Zadumała się na moment nad tym. Nigdy nie mogła pochwalić się dużym doświadczeniem, większość mężczyzn z jej towarzystwa zawsze po prostu znajdowała się w sferze przyjaciół, bliższych lub dalszych, również przez wzgląd na jej braci. A kiedy jej przytrafiło się coś, wykraczającego ponad akceptowalną normę, zupełnie straciła głowę.
Słowa Michaela wprawiły ją znów w chwilową konsternację, westchnęła cicho. Zawsze sądziła, że nie było rzeczy, której się obawiała, była gotowa stanąć twarzą twarz ze wszystkimi przeciwnościami losu i z dumnie uniesioną głową z nimi się zmierzyć. Ani w szkole, ani nigdy później nie wahała się, by stanąć w cudzej obronie, nie lękała się poświęcenia, krwi, ani bólu. A jednak nie była taka odważna. Obawiała się tej bliskości i tego, co ze sobą niosła.
— Nikt nie mówił, że będzie łatwo — odparła podrywając głowę powoli. — Gdybyście wszystko o wszystkim wiedzieli, co to byłoby za wyzwanie?— Mężczyźni potrzebowali wyzwań, wiedziała to nie od dziś, otaczali ją z każdej strony. Rywalizacja na porządku dziennym. — Czasem trzeba się postarać. Poszukać, spróbować czegoś dowiedzieć. Zaryzykować — mruknęła, wzruszając ramieniem. — Chyba — dodała zaraz, zdając sobie sprawę, że tak mówiła jej matka, ona sama nigdy się nad tym nie zastanawiała. Żaden był też z niej znawca. Mama zawsze miała wiele złotych rad, ale nigdy nie chciała słuchać. Zawsze znała na wszystko sposób, wiedziała co robić. Może to był błąd, powinna była pozwolić jej mówić, kiedy chciała jej dobrze radzić. Uśmiechnęła się po chwili ciepło i pokiwała głową.
— Jesteście jak rodzina— Michael, Gabriel, Just. Nawet ich mama była kimś, kogo tak wspominała. — Ale nie mów moim braciom. Jakby się dowiedzieli, że przesiąkłam wami to by się wściekli — dodała żartobliwie, wycierając słodkie palce w spódnicę. Na chwilę jednak zamarła. Czy to możliwe, że mogli połknąć knuta i go nie zauważyć?
— Nawet nie żartuj...— Co miałoby się stać później ze zjedzonym knutem? Złapała się za brzuch, naciskając na niego palcami, ale nie wyczuła nic, co mogłoby ją zaniepokoić. Mógł tam zostać już na zawsze i zardzewieć? Mogli się od tego rozchorować? A może zalegając w żołądku miał przynosić to szczęście, o którym mówił Michael?— I co teraz? Myślisz, że Just mogłaby to wykryć?— Warto było spróbować. Jeśli coś miało się wydarzyć, ona jedna mogła im pomóc, ale wtedy musieliby jej powiedzieć, dlaczego knut miałby znaleźć się w ich żołądkach, a to wydało jej się dziwnie niezręczne. Zbyt zaabsorbowana połykaniem ciasta i analizowaniem zdrowotnej sytuacji nie zwróciła uwagi na jego zamiar. A może żadnego nie było? Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami kiedy się nachylał. Jego usta były miękkie, ciepłe, przyjemne. Poczuła zapach ciasta, ale też jego wody kolońskiej, choć oddech jej się spłycił na moment, a klatka piersiowa opadła powoli, jakby na moment zapomniała o własnym oddechu. Przymknęła oczy, na chwilę, chwileczkę, ale wtedy też omsknęła jej się dłoń, trzymająca kubek z herbatą. Czując rozchodzące się ciepło na nogach poderwała głowę gwałtownie, w dziwnym chaosie myśli.
— Ja... polałam cię?— spojrzała na niego spanikowana, a  później na siebie i swoją nie poplamioną spódnicę. Co gorsza, herbata polała się na drewno. Zaczęła więc szukać po sobie pospiesznie różdżki, by je osuszyć. — Psia mać...— szepnęła wściekle, bardziej zakłopotana sytuacją niż zła.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Zaplecze - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Zaplecze [odnośnik]28.11.19 22:17
-Wbrew pozorom, potrafią nawet gotować. - zaprotestował Mike w obronie męskiego honoru, ale potem dodał uczciwie i pośpiesznie: -Niektórzy... - sam nie posiadł jeszcze tej sztuki, a ostatnia próba sprawienia przyjemności rodzeństwu zaowocowała przypalonymi ciasteczkami i zapachem spalenizny, którego trudno było się pozbyć. Dlatego przy Hani postanowił obrać bezpieczną strategię i kupił ciasto w cukierni.
Chociaż spoglądał gdzieś daleko, to czuł na sobie spojrzenie dziewczyny, a jej słowa wzbudzały w nim dziwną mieszankę niepokoju i ekscytacji.
-Zaryzykować... - powtórzył z błąkającym się na ustach uśmiechem. Powrócił spojrzeniem do Hannah, zostawiając za sobą przeszłość i norweskie fiordy. Byli żywi, byli tutaj razem, zajadali się pysznym ciastem, a jednak umieli się przyznać do rzeczy, które napawały ich strachem. Do milczenia, do ślepoty. Rozmowa, dziwnie głęboka i szczera, wzbudziła w nim dziwne rozważania i tęsknoty, wyciągnęła z podświadomości uczucia zepchnięte gdzieś na dno. Jako młody auror był nieco przesadnie skupiony na swojej pracy, ale zawsze przecież uważał, że kiedyś, w przyszłości, miło będzie mieć kobietę u boku. Po ugryzieniu nie widział jednak dla siebie żadnej przyszłości, wegetując w katatonicznym samo-obrzydzeniu, odcinając się od wszystkich dopóki nie widział dla siebie żadnej nadziei.
Ale przecież nadzieja się pojawiła, przecież wynaleziono eliksir tojadowy. Zagubiony auror wrócił do pracy, do rodziny, do życia, odnawiając przyjaźnie i akceptując swoje miejsce w świecie.
I tylko o kobietach jakoś nie myślał, choć pod nosem miał śliczną i przyjazną dziewczynę - jedną z niewielu osób, przy których czuł się tak jak dawniej, przy których czuł się sobą.
Tyle, że może przyjaźń była cenniejsza od tęsknoty? Może nie należało ryzykować i milczeć?
-Ty też. - odparł z uśmiechem, choć nie wiedział do końca, co sądzić o tym wniosku. Z jednej strony, dzięki wyznaniu Hani zrobiło mu się ciepło na sercu, ale z drugiej - panna Wright przypomniała mu o muskularnym Benie i o tym, co mógłby sobie pomyśleć widząc ich we dwoje na zapleczu. No nic.
-Hania, spokojnie, nikt nigdy nie umarł od zjedzonego knuta. W przeciwnym razie mielibyśmy epidemię zmarłych dwulatków. - roześmiał się, przypominając sobie jak jego najmłodsza siostrzyczka jadła wszystko, co wpadło jej w ręce. Choć ona jadła głównie mugolskie centy, więc może nie powinien wypowiadać się w sprawie czarodziejskich knutów?
A potem...
Potem wstrzymał oddech, czując ciepłe usta Hani, przymknął oczy i poczuł gorąco rozchodzące się po całym ciele, w sercu, w trzewiach...
...na koszuli?
Otworzył oczy i zobaczył zakłopotaną Hanię, mokre drewno, oraz wielką plamę po letniej herbacie na swojej klatce piersiowej.
-Ja... - świetnie, po prostu świetnie. Tyle mu przyszło z słuchania głosu serca, albo głosu hormonów, cokolwiek mu było. Podążył za spojrzeniem Hannah, którą najbardziej absorbowała teraz mokra podłoga i nie mógł się jej dziwić. Przed chwilą rozmawiali w końcu o tym, co znaczył dla niej sklep.
Pośpiesznie sięgnął po różdżkę, którą jako auror zawsze trzymał niedaleko.
-Chłoszczyść. - bohatersko uratował mokrą podłogę, ale zapomniał wycelować w siebie. Drewno było już bezpieczne, ale lepka koszula irytująco kleiła się do ciała.
-Też jesteś mokra? - zaniepokoił się, rozpinając lepką koszulę i wyswobadzając się z mokrego ubrania. Gdzieś miał chyba marynarkę, ale gdzie?
Na początku było mu tak głupio, że chętnie przeprosiłby i jak najszybciej się ewakuował, ale bohaterska obrona podłogi dała mu kilka sekund na to by ochłonąć i uporządkować myśli.
Tylko trochę ochłonąć - pośpiesznie ustawił pusty talerzyk po cieście na wysokości rozporka, aby dać sobie czas na ochłonięcie jeszcze bardziej. Dobrze, że Hannah niczego nie zauważyła.
Zaczęło do niego docierać, jak absurdalna jest ta sytuacja. Głupia herbata, głupi przypadek, a może mądry splot przeznaczenia, a może sprytna Hania?
-No proszę, zawsze odganiasz tak niechcianych adoratorów? - wyrwało mu się z lekkim uśmiechem, zanim zdążył ugryźć się w język.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Zaplecze - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]29.11.19 8:50
— Jak wielu takich znasz?— spytała w odzewie, nieco zaczepnie, zadzierając wyżej brodę. Jej wyobraźnia była na tyle bujna, że potrafiła sobie wyobrazić nawet i jego w kuchennym zakątku, choć podświadomość podsuwała jej raczej obraz walki z samym sobą, w rozpaczliwej próbie przygotowywania skromnego posiłku niż serwowanie dwudaniowego obiadu. — Nie ma w tym nic uwłaczającego — dodała, uspokajająco i wzruszyła ramionami. Uchodziło to za niemęskie, niepoprawne. Niewielu czarodziejów potrafiłaby wymienić, którzy dobrze odnaleźliby się w tym kobiecym światku — tym bardziej dobrowolnie, nie pchani potrzebą, czy przymusem. Od nikogo nigdy nie wymagałaby takiego poświęcenia, ale była ciekawa reakcji Michaela, a jego próby wytłumaczenia się i stawienia w jak najlepszym świetle wydały jej się wyjątkowo urocze. Uśmiechnęła się jednak w końcu przepraszająco. — Wybacz, to podłe z mojej strony. Naigrawam się trochę.— Ale nie miała nic złego na myśli, wierzyła, że nie poczuje się tym dotknięty.
Ani przez chwilę nie przemknęło jej przez myśl, co pomyślałby o tym Ben, czy jak zareagowałaby Just, gdyby właśnie zjawiła się w sklepie. Nie robili nic, czego musieliby się wstydzić, choć równie dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo niepoprawne było przesiadywanie z nim wieczorami na zapleczu własnego sklepu, w półmroku i niemalże zupełnej ciszy. Nie zwykła przyjmować tego do siebie. Nad jej moralnością zazwyczaj pilnie czuwała jej sąsiadka, która wyściubiała nos zza drzwi za każdym razem, kiedy jakiś mężczyzna odwiedzał jej mieszkanie, choć zwykle byli to jej właśni bracia. Głównie tylko oni; zapewne dostałaby palpitacji serca, gdyby wieczorem zaszedł do niej ktoś obcy. Nie podejrzewała, by cokolwiek miało się zmienić, by jej sposób postrzegania tych spotkań uległ jakiejkolwiek modyfikacji. Czas jaki ze sobą spędzali i tematy jakie poruszali zaczynały barwić to mianem przyjaźni. Bezpiecznej, spokojnej, pozbawionej niespodzianek. Myliła się i zdała sobie z tego sprawę niedługo po tym, jak zaskoczył ją tym, co zrobił. Gwałtowne zakłopotanie ustąpiło, a spięte mięśnie szybko się rozluźniły, kiedy spojrzała na niego ponownie. Zaklęcie osuszyło plamy z herbaty w jednej chwili, a ona sama poczuła się wyjątkowo idiotycznie ze swoją reakcją. Nie było powodu, dla którego powinna pozwolić na taką nieuwagę. Bywała niezdarna, a wypadki — mniejsze lub większe — zdarzały jej się nader często, ale nie mogła nie być świadoma powodu tego wypadku.
Przyłożyła dłoń do czoła i pokręciła głową, niedowierzając własnej głupocie. Nie miała już dwudziestu trzech lat.
— Cofam te aluzje na temat sprzątania, refleks godny podziwu — mruknęła, wzdychając głośno. Nawet nie zdążyła wyciągnąć różdżki. Odłożyła szklankę z herbatą na bok, w bezpiecznej odległości. — Ehm...— Spojrzała po sobie, jej spódnica była mokra, przetarła plamy dłonią, ale wiedziała, że to nic takiego, na ciemnym materiale nie zostanie nawet ślad. Uniósłszy oczy na niego ponownie przyszło jej zmierzyć się z widokiem jego roznegliżowanej piersi; na moment wstrzymała oddech. Mimochodem przyjrzała mu się uważnie, bardzo uważnie, niedyskretnie oceniając jego obnażone walory kobiecym okiem. — Nie tak jak ty — dodała szybko, zamierzając go uprzedzić, że spódnicy nie planuje zdjąć. Nie była aż tak cenna. — Daj, zajmę się tym — podeszła do niego, biorąc od niego mokra koszulę, mimochodem jeszcze spoglądając na niego, a kąciki ust drgnęły jej w uśmiechu. — Mam nadzieję, że przez tą chwilę nie zmarzniesz. — Spojrzała mu w oczy kontrolnie, a wzięty na kolana talerzyk całkiem umknął jej uwadze. Zamiast tego spoważniała na jego słowa; nagle i wyraźnie, ale jego słowa jedynie potwierdzały to, co stało się chwilę wcześniej. Spuściła wzrok i wyprostowała się, odbierając od niego materiał i podchodząc z nim do kaganka, przy którym było najjaśniej. — Więc tym teraz jesteś? Adoratorem?— Zerknęła na niego przez ramię, unosząc brew. Przyłożyła sobie jego koszulę do piersi i skierowała na nią różdżkę, by najpierw ją oczyścić z plamy, a później zadbać o to, by materiał wygładził się nienagannie, zachowując swoją świeżość. nawet trzymając ją w ten sposób, czuła zapach jego perfum na niej. Zajęło jej to tylko chwilę, ale była mu to winna przez całe to zamieszanie. Kiedy udało jej się opanować sytuację, schowała różdżkę za skórzany pas spódnicy i podeszła do niego. — Wstań, pomogę ci— zaproponowała, wyraźnie kruszejąc z powodu tej plamy. — Raz, dwa — ponagliła go, rozpościerając koszulę szeroko, tak, aby ułatwić mu jej wkładanie.Było jej gorąco, ale postanowiła zrzucić całą winę na herbatę z rumem, chociaż wypiła jej niewiele. — Na niechcianych mam inne sposoby — dodała zachęcająco, sądząc, że brak wyraźnej odpowiedzi powstrzymuje go przed poddaniem się jej życzeniu.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Zaplecze - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Zaplecze [odnośnik]30.11.19 8:45
-Mniej niż kobiet... - przyznał niechętnie, ale spróbował wybrnąć z sytuacji: -Ale myślisz, że wielu mężczyzn chciało gotować mi obiady? - zażartował. Częściej w końcu gotowała mu matka, czasem siostry i Astrid. Wpraszanie się na obiad do kolegów lub nawet brata byłoby co najmniej...dziwne.
-Nie jesteś podła, Hannah. - uspokoił ją z uśmiechem. Jej żarty bywały bardzo... bezpośrednie, ale nawet je lubił. Idealnie topiły lody i zażegnywały każdy, nawet niezwykle niezręczny nastrój.
Hannah była jak płomień - ożywiała wszystko, z czym się zetknęła. A zarazem oświetlała, zmuszając do stanięcia w dystansie i prawdzie wobec siebie. Miał już tyle lat na karku, ale jeszcze nigdy nigdy nie zwerbalizował swoich poglądów (albo raczej lęków) o relacjach międzyludzkich tak klarownie, jak przed chwilą. Wyznania Hani sprawiły zaś, że żartobliwie (albo i poważnie) wzgardził Billym za niedostrzeganie skarbu pod swoim nosem, ale... przecież mało brakowało, a sam nie byłby od niego lepszy. Przychodzenie do sklepu pod pretekstem pomocy, przyjacielski kontekst znajomości z przyjaciółką swojej siostry i siostrą swojego przyjaciela... w tych okolicznościach czuł się wygodnie, swobodnie, niezręcznie. Dopiero wolny taniec w Sylwestra uświadomił mu, że przecież nie jest mnichem, a spotyka się z prześliczną i miłą dziewczyną, którą zdaje się cieszyć jego towarzystwo. I że tęskni za ciepłem, za domem. A zarazem boi się utracić jej przyjaźń (a może wygodę i bezpieczeństwo?), więc pewnie nie próbowałby niczego zmienić gdyby nie dzisiejsze zwierzenia i dawka rumu.
-Dobrze, że magia już nie szaleje. W trakcie anomalii mój kolega z biura wywołał Chłoszczyściem piorun kulisty. - Mike spróbował rozładować atmosferę żartem. Pioruny może i nie latały teraz po pracowni, ale i tak czuł się elektryzująco. Zawiesił wzrok na twarzy Hannah, próbując zinterpetować jej niedyskretne spojrzenie. Dziewczyna pozostawała jednak dla niego zagadką, jak wszystkie kobiety.
Gdy patrzył w lustro, krytycznie zauważał, że utracił formę od czasów Norwegii - ale przecież ostatnie miesiące poświęcał ćwiczeniom i odbudowywaniu kondycji, a także masy mięśniowej. Wysiłek zaczął już dawać efekty i chociaż wilkołaki w teorii męczyły się szybciej od innych ludzi, to Michael prawie wrócił już do dawnej formy. Patrząc w lustro, starannie omijał wzrokiem bliznę na lewym barku, ale tej nie mógł ani zaleczyć ani nijak ukryć. Pozostawało mu liczyć na to, że nie zwróci uwagi Hani w półmroku - tym bardziej, że dziewczyna mogła podziwiać inne walory.
Sam nie zauważył plam na jej spódnicy, nie w ciemności, nie pochłonięty staraniami o to, by nie rozbić też talerzyka. Przyjął więc jej wyjaśnienia z łatwowiernością, a ofertę pomocy z lekkim rozbawieniem.
Nie zmarznie, było mu wręcz za gorąco.
-Ja... - roztopił się nieco pod spojrzeniem Hani (ona zaś mogła dostrzec w jego oczach ślady speszenia) , na próżno usiłując zebrać słowa i wyjaśnić jakoś logicznie nagły poryw swej namiętności. Zamiast tego, wziął głębszy wdech i z nagłą tkliwością obserwował, jak dziewczyna doprowadza do porządku jego koszulę. Wiedział, że tylko odwleka w czasie nieuniknioną odpowiedź. Panna Wright miała talent do wydobywania z ludzi informacji, a przynajmniej z niego. Jej przenikliwe spojrzenie i odważne pytania nie przepuszczały niczego płazem, a Mike ze zdumieniem odkrywał, że lubi w niej to śmiałe podejście. Nie przypominała innych dziewczyn, z którymi się spotykał, które traktowały ich znajomość trochę jak grę. Podchody odbywały się wtedy wedle skomplikowanych reguł, a żadna strona nie mogła sobie pozwolić na szczerość. Tym dziewczętom było zapewne wygodnie w ciasnym gorsecie dziwnych flirtów, ale to przy Hannah mógł oddychać pełną piersią.
Podczas ratowania koszuli ochłonął już na tyle, by móc wstać i przemyśleć kolejne słowa. Podszedł za Hannah do światła, posłusznie wsunął ramiona w rękawy i odwrócił się z powrotem do dziewczyny - ubrany, choć nie zdążył jeszcze zapiąć koszuli.
-Więc chyba niechciani powinni się bać. - skwitował z krzywym uśmieszkiem. Ben byłby z niej dumny, ale niestosownym wydało mu się wspomnienie jej starszego brata.
-Jestem przyjacielem. - dodał, poważniejąc, w odpowiedzi na jej poprzednie pytanie. Nie chciał tracić tej przyjaźni, była dla niego zbyt cenna, zbyt normalna, zbyt radosna. Jak światło w tunelu, jak domowe ognisko.
-Ale, jeśli pozwolisz... - jeśli jedno nie wyklucza drugiego...
Ujął delikatnie dłoń Hannah, a następnie przytknął do swoich ust, w pocałunku krótkim, ale o wiele bardziej szarmanckim i kontrolowanym niż ten poprzedni, zakończony powodzią herbaty.
-...to chciałbym być też adoratorem.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Zaplecze - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]01.12.19 14:16
— Czasem muszą, jeśli chcą przeżyć. Jeśli jesteś wdowcem, samotnie wychowującym dziecko, musisz nauczyć sobie radzić, by nie chodziło głodne— dodała, podbudowując jednocześnie jego usprawiedliwienie. Znała takich i zawsze z uśmiechem słuchała historii i anegdot z życia, często opierających się na bezlitosnej walce z własnymi słabościami. Było w tym coś wielkiego, kiedy człowiek potrafił nagle, z dnia na dzień zmienić wszystkie swoje przyzwyczajenia, dostosować życie do nowej, niecodziennej sytuacji. Gdy po stracie kogoś bliskiego znajduje w sobie siłę, by się nie poddać tylko iść dalej. Dla kogoś, kto pozostał przy nim, o kogo trzeba było wciąż tak samo dbać, o kogo się troszczyć. Wtedy przestawały liczyć się opinie innych, a nawet własne, dotychczasowe. Należało przewartościować całe swoje życie, podjąć się zadań, które wydawały się niewykonalne. Ale jeśli się chciało wystarczająco mocno — udawało się. Trzeba było wziąć odpowiedzialność za innych, podołać może największym w życiu wyzwaniom.
— Jestem pewna, że nie. I chyba mnie nie zaskoczysz...— odmienną odpowiedzią? — A jak ty sobie radzisz?— Może nie powinna pytać, ale ugryzła się w język po czasie. Nie była pewna, na ile to pytanie będzie dla niego niezręczne, niewygodne; jak szybko musiała się zreflektować. Był już mężczyzną, który mógł mieć własny dom, żonę, a nawet gromadkę dzieci. Wiedziała, że los spłatał mu figla, a to odcisnęło na nim piętno, które jej nie przeszkadzało ani przez chwilę, ale nie dociekała dotąd jak wyglądała jego codzienność. Od poranku po zmierzch. Poza tymi kilkoma, kilkunastoma wieczorami, w trakcie których ją odwiedzał. Jego słowa przyprawiły ją o uśmiech, ale tylko chwilowy. Wspomnienie anomalii przypominało jej o czasie, w którym zaszły w niej największe zmiany w perspektywie ostatnich lat.
— To był ponury czas — westchnęła cicho, czując, że jej nastrój zaczyna się zmieniać, a wszystkie te sytuacje, sny, wspomnienia budzą się na nowo do życia; odżywa frustracja, gniew na tych, którzy czerpali z tego korzyści i kłujące poczucie bezradności i żalu do samej siebie. Mogła zrobić więcej. Mogła szybciej ocknąć się z letargu, wywołanego starciami, walkami. A wspomnienie ociekającego krwią brata do dziś budziło ją po nocach. — Dużo ludzi wtedy zginęło — wspomniała smętnie, kiedy na myśl nagle i po∂świadomie nasunęły jej się historie znajomych, rozpaczliwe historie o tym, co działo się z ich dziećmi, które nie potrafiły kontrolować własnej magii, krzywdząc siebie i innych. Jakie to na nich, bezbronnych i niczemu winnych istotach odbiło piętno? I czym będzie skutkować?
Pokręciła głowa, odsuwając od siebie żałobę tamtych dni. Dziś mogli mówić o sukcesie, o zażegnaniu chaosu, który powstał. O odwadze i poświęceniu ludzi, którzy wyruszyli do Azkabanu, by naprawić to wszystko.
Jego zakłopotanie wymalowane w jego oczach jej dodało sił i pewności. Odzyskiwała możliwość swobody i subtelnej szansy złapania kontroli nad całą tą... niespodziewaną sytuacją. Nie wiedziała, jak powinna się zachować, co powiedzieć ani zrobić. Unikała tego jak ognia. Niewysłowionej bliskości, przekroczonych granic intymności, śmiałych wyznań, romantycznych deklaracji, tak, jak wysławiania swoich głębokich lęków i bolączek. Wyrwana z bezpiecznego świata przyjacielskiej swobody wpadła w mokrą kałużę obcego, wymagającego przynajmniej podstawowej orientacji terenu. Zgubiła się, nie wiedząc, czy powinna zawrócić do domu, czy iść śmiało do przodu, nie bacząc na konsekwencje. Bała się ryzyka, jakie niosła ze sobą podróż w nieznane, tęskno wyglądała za bezpiecznym, ciepłym kątem. Przetarła policzek ramieniem, czując, jak powoli wszystko wraca do normy; jej oddech, rozbiegane spojrzenie, suchość w ustach. Nie była pewna jego intencji, a drżąca niepewność, która wkradła się pomiędzy nich podpowiadała jej, że nie planował niczego, co jednocześnie pomagało jej skierować to wszystko na inne tory, takie, których kierunek ona sama wyznaczała; które mogła zmienić w każdej chwili. Pomogła mu powoli nasunąć na siebie koszulę, a kiedy zwrócił się do niej, zbliżyła się i zabrała się za zapinanie guzików, równo, od dołu, jeden za drugim.
— Powinni— przytaknęła nieskromnie, nie odrywając wzroku od własnych palców, które z łatwością przetykały drobne guziczki przez dziurki. Dopiero kiedy doszła do mostka, zapinając jeden z ostatnich, a on odpowiedział na jej pytanie, wzniosła ku niemu piwne, uważne spojrzenie, przez chwilę nie mówiąc nic, czując za to, jak odciąga jej dłoń i unosi ją do ust w szarmanckim geście. Nie przywykła do tego. Do podobnego traktowania, podobnych wyznań, propozycji. Serce znów jej zabiło mocniej w piersi; brzmiało jak deklaracja, której nie chciała składać, nie wiedząc nawet czemu.
— Zrobiło się późno— powiedziała więc niespokojnym głosem, błąkając się spojrzeniem po jego twarzy przez chwilę, z obawą o jego reakcję. W końcu uśmiechnęła się jednak promiennie, wspięła na palce lekko, by sięgnąć do jego policzka, który lekko ucałowała, licząc na to, że załagodzi tym jego niepokój wywołany brakiem jednoznacznej odpowiedzi, jeśli takiej oczekiwał. Nie mogła, nie chciała niczego obiecać.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Zaplecze - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Zaplecze [odnośnik]02.12.19 0:10
Uniósł lekko brwi - nikt nigdy nie pytał go o to, jak radzi sobie z tak przyziemną czynnością jak jedzenie. Był dużym chłopcem, aurorem, miał trzydziestkę na karku i od dawna mieszkał sam. Jeśli ludzie o cokolwiek dociekali, to o to, jak spędza pełnie, jak znosi zmiany nastrojów, jak odnajduje się w pracy po długiej przerwie. Pytanie Hani było zaskakująco normalne, codzienne i irracjonalnie poprawiło mu nastrój - chociaż odpowiedź nie była zbyt ciekawa.
-Stołówka w Ministerstwie serwuje dobre obiady. - wzruszył lekko ramionami, a potem uśmiechnął się łobuzersko. -No i wiesz, umiem zrobić kanapki, herbatę, kawę... albo kupić ciasto. - wnioskując po tym, że pochłonęli już po kilka kawałków każde, miał chyba całkiem dobry gust w wyborze piekarni.
Przygryzł lekko wargę, widząc jak Hannah nagle spoważniała i posmutniała. Może nie powinien był wspominać anomalii? A może... to jedyna okazja by ją o coś spytać?
-Hania... twoje oko i ten "wypadek w pracy"... mają coś z nimi wspólnego? - zaczął łagodnie, zwalczając chęć, by odgarnąć jej grzywkę z czoła. Nie podejrzewał nawet, że jej fryzura praktycznie zakrywała wtedy opaskę - nie wiedział, jak wielką finezją w kwestii mody i fryzury potrafią się wykazać kobiety.
Nie musiała mu się tłumaczyć jeśli nie chciała, przełknąłby każde kłamstwo. W listopadzie nie kwestionował przecież ani opaski Hani, ani protezy nogi Just. Ale wtedy nie wiedział ani o Rycerzach, ani o Zakonie Feniksa. Sam nie wiedział, czy dzięki nowej wiedzy martwi się mniej czy bardziej.
Podobnie jak Hannah, nie wiedział też, co zrobić z tą całą... sytuacją. Wykroczył poza granice przyjacielskiej relacji spontanicznie, bez przemyślenia, bez planu. Dziewczyna zapewne doskonale widziała jego niepewność. Czy powinien być śmielszy i bardziej przebojowy? Dawny Michael taki był, ale wtedy miłosne podboje wydawały się polowaniem - żadna z dziewczyn w barach nie miała tak ciepłych oczu, ust słodkich od ciasta i nigdy, przenigdy, żadna nie spytała go, co je na obiad. Żadna nie zapinała mu koszuli, co najwyżej rozpinała.
A może powinien znać swoje miejsce w przyjacielskiej sferze i nie burzyć tego bezpiecznego, wypracowanego cierpliwie kontekstu? Myśli galopowały mu w głowie, krew wrzała pożądaniem i rumem, a Hannah spoglądała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Zrobiło się późno, za późno aby zapomnieć o spontanicznym pocałunku i nieplanowanej deklaracji. Oboje byli do siebie zbyt podobni, łaknąc (chyba?) własnego towarzystwa, a zarazem panicznie bojąc się bliskości - tak, jakby wojenny chaos nie pozwalał im na osobiste szczęście. Tak, jakby za niewidzialną ścianą było wygodniej i bezpieczniej.
Skinął sztywno głową, czując dziwny uścisk w gardle, ale przecież panna Wright była specjalistką od rozładowywania niezręcznej atmosfery. Przecież właśnie dlatego odważył się przełamać lody, odważył się (po raz pierwszy!) zapomnieć o likantropii i pozwolić sobie na nieśmiałe marzenia. Promiennym uśmiechem rozwiała natychmiast jego niepokój i przywołała uśmiech na jego twarz, a buziak w policzek był wisienką na torcie, cudowną niespodzianką.
Spojrzał na Hannah ciepło, uświadamiając sobie, że może i zrobił dziś z siebie pochopnego głupca (albo odważnego romantyka?), ale przyjacielskie rozmowy i okazjonalny całus to wystarczająca nagroda dla chcianego adoratora.
-Zasiedzieliśmy się. - przytaknął. -Pójdę już. - cofnął się o krok, wygładzając koszulę.
-Wiesz co? Miałaś rację, że herbata z rumem to najlepsze lekarstwo, od razu czuję się lepiej. - dodał pogodnie, uśmiechając się szerzej. Chciał zmyć z twarzy Hannah tą obawę, raz na zawsze. To w końcu on coś tutaj zadeklarował, nie ona i to on powinien się martwić.
Na przykład tym, że nigdy nie był zbyt długo niczyim adoratorem (w wieku szesnastu lat pochłaniały go Quidditch i nauka) i nie za bardzo wiedział, jak zabrać się za taką niewinną relację. Pomagać jej jak zwykle, ale przynosić czasem do sklepu kwiaty? Albo ciasteczka! Intuicja podpowiadała mu, że Hanię bardziej ucieszą ciasteczka.

/zt serce




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Zaplecze - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]03.12.19 14:06
— Czyli nie głodujesz — odpowiedziała z uśmiechem, powstrzymując się od ponownego zmierzenia go wzrokiem. Posturą odbiegał od jej najstarszego brata — trudno jednak było się temu dziwić, niewielu dorównywało Benjaminowi — ale podczas sylwestrowego tańca miała okazję wyczuć pod dłońmi, a dziś przekonać się na własne oczy, że do chuderlawych mężczyzn nie należał. Wyglądał zdrowo, przede wszystkim, jakoś sobie radził, a z tego co mówił zaradnie organizował sobie zaspokajanie potrzeb. Pokiwała głową, na znak uspokojenia. Nie było się czym martwić.— A już miałam zaproponować ci obiad — dodała, a prawy kącik ust zadarł się ku górze figlarnie. No cóż, skoro tak dobrze sobie radził, nie potrzebował w tym jej pomocy.
Kiedy jednak spytał o oko, nabrała powietrza w płuca i opuściła głowę. Wtedy przydługa grzywka była narzędziem pozwalającym ukryć mankament; dziś opadała na czoło, nierówno, w zależności od chwili przesuwając się na jeden lub drugi bok.
— To nie był wypadek przy pracy — wyjaśniła niechętnie, ale nie było powodów, by ciągnąć to kłamstwo w nieskończoność. — W sierpniu odwiedziliśmy z Benem sowią pocztę, grasowała tam nieprzyjemna anomalia, ale zaskoczyło nas towarzystwo sojuszników Sam Wiesz Kogo.— Wzruszyła ramionami, od co, cała historia. Rany takie jak ta dało się łatwo wyleczyć. Najpierw Charlie, która zajęła się przygotowaniem, a później Alex, jako uzdrowiciel wykonali wspaniałą pracę, by przywrócić ją do stanu sprzed, ale utrata oka nie była tak dotkliwa, jak wspomnienia tamtych zdarzeń, nawet jeśli nie mogła przez to na siebie patrzeć w lustro. Cierpienie Bena, który padł ofiara niewybaczalnej klątwy było czymś, z czego nie mogła otrząsnąć się do dziś. I za każdym razem, kiedy była na niego wściekła, szybko przypominała sobie tamten moment, w którym wyciągał do niej zakrwawioną rękę, tuż przed tym jak straciła przytomność. Myślała, że to był koniec; o ile z samą sobą była pogodzona, przerażała ją myśl, że dotknie to również jego. A to był dopiero początek. Początek zmian, czegoś nowego. Dojrzała do tego, by poświęcić wszystko w walce przeciwko temu, co tam wtedy ujrzała. Nie była w stanie pogodzić się z tym, co działo się wokół; z tym, że ludzie każdego dnia cierpieli w ten sam sposób, a oprawcy pozostawali bezkarni. Nawet Michael, w obliczu tego, co teraz się działo pozostawał częściowo bezsilny. Musiał wykonywać służbowe polecenia ludzi, którzy byli gotowi zamordować z zimną krwią takich jak on. Byłoby im to przecież na rękę, zważywszy na jego pochodzenie. Nie mogła mu powiedzieć prawdy, a jednak okłamywanie najbliższych szło jej tak fatalnie. I czuła się podle z myślą, że musi to robić, nawet jeśli zdawała sobie sprawę, jak cenna jest tajemnica Zakonu. Ulgą okazała się więc wiadomość o tym, że przyłączył się do nich, zgodził im pomóc. Zdawało się, że to zakończy wszystkie nieścisłości, jakie pomiędzy nimi zaistniały, odkąd tylko zaczął odwiedzać jej sklep.
Zaczął odwiedzać ją.
Miała nadzieję, że zrozumie i nie będzie miał jej tego za złe. Potrzebowała czasu, by poukładać to wszystko w głowie — to przynajmniej sobie wmawiała, usprawiedliwiając swoje zakłopotanie sytuacją, ale jednocześnie bezlitośnie dobijała się do niej świadomość, że z planów nigdy nic nie wychodziło. Odkąd skończyła dziesięć lat miała pomysł na wszystko i skrupulatny plan, jak i kiedy do tego dotrzeć, a później okazywało się, że plany rozjeżdżały się z rzeczywistością, a ona zaskoczona sytuacją nie potrafiła się na nowo odnaleźć. Mogła przewidzieć, że i w tym wypadku tak nie będzie; a czas niewiele zmieni. Jedynie pomoże jej zaadaptować się do tego, ale nie wpłynie znacząco na jej decyzje. Spontaniczne reakcje były w nią wpisane, jak spis treści w książkę; działanie już teraz. Natychmiast. Od razu. Planowanie i analizowanie nie niosło pozytywnego echa; o ile sprawdzało się w pracy, prowadzeniu biznesu, tak w relacjach zawsze niosło ze sobą sromotną klęskę.
Ale nie uległa, zatrzymała w sobie ten cichy podszept losu: bądź jak zawsze, spontaniczna, a może jednak.
Może jednak nie. Nie dziś. Nie tak. Tym samym przedłużając w nieskończoność wieczne przemyślenia i opór.
Zaśmiała się, słysząc jego słowa. Zaczesała włosy za uszy, przechylając głowę i otulając się własnymi rękami, temperatura zdawała się spaść.
— Mówiłam, że jest dobra na wszystko.— Wzruszyła ramionami, niby bezradnie, a jednak w jej oczach błyszczała pewność. Bo wiedziała, że co do tego miała rację. Odprowadziła go do drzwi, tym razem głównych; nie puściłaby go zapleczem o tej porze, gdy po drugiej stronie mogło czaić się wszystko. A kiedy wyszedł zamknęła drzwi na klucz, oparła się o nie plecami na moment. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła lekko sama do siebie.



| zt :pwease:


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Zaplecze - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Zaplecze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach