Wydarzenia


Ekipa forum
Figle zuchwałe
AutorWiadomość
Figle zuchwałe [odnośnik]04.02.20 21:15
Wenus, sierpień 1955

Dawno nie było tak parno. Przechodzę jedną przecznicę, a moje czoło już jest usiane kropelkami potu, pod pachami odznaczają się ciemne kręgi. Nie pomaga picie chłodnej wody ani częste prysznice; lato dosłownie wyciska z Brytyjczyków absolutnie całą wilgoć. Jeszcze trochę, a wszyscy będziemy wyglądać jak suszone owoce, pomarszczymy się i będziemy maleć tak długo, aż w końcu znikniemy. Katastrofizm w wydaniu surrealistycznego a przy tym znudzonego boga nie bawi mnie wcale, a raczej, bawił do momentu, w którym zabawny być przestał. Cierpi moja prezencja, cierpię ja i cierpi mój biznes. Susza mu nie służy.
W Wenus pracuje się teraz na zwolnionych obrotach, ale morale - jak na ironię - spadają. Słońce praży tak, że mężczyźni mają dość ciepła i piękna, ciało na ciele przestaje być atrakcją i staje się niepotrzebnym balastem, odrzuconym przy pierwszej lepszej okazji. Dziewczyny się nudzą. Mniej zarabiają. Spływają mocnym makijażem, a woń perfum i olejków miesza się z ostrym odorem potu, ale dzielnie mizdrzą się w bawialni, gotowe rzucić się na każdego, kto przekroczy jej próg i rozedrzeć na nim najpierw ubranie, aż do nagości, a później, w narkotycznym szale (opium prędko uderza do słabych główek), skórę, aż do kości. Bardzo to wszystko piękne - naprawdę się poświęcają, ale życzę sobie i im, aby te piekielne ukropy się skończyły. Męczy mnie picie wody zamiast wina i konieczność chowania się pod parasolem. Pamiętam doskonale, jak jednego lata nieco się opaliłem, bo zasnąłem na plaży wyczerpany po igraszkach z mymi rybimi pannami. Stary jak mnie zobaczył, wpadł w szał. Do dziś mam traumę po tym, jak zafundował mi wybielanie i jak mogę, tak unikam wesołego słoneczka. Strzeżonego pan Merlin strzeże, czy coś w tym stylu.
Rękę trzymam na pulsie, więc wszystkie zasłony w mym gabinecie są zaciągnięte. Mam tu całkiem niezłą cyrkulację powietrza, więc gdy wchodzę do środka, mogę nawet normalnie oddychać. Siadam za biurkiem i zaciągam się mocno - nie papierosem, obecnie odstawiłem nikotynę i wszelkie zioła - chcąc poczuć swój podwieczorek. Olbrzymia srebrna miska wypełniona jest najróżniejszymi owocami, od pospolitych jabłek, po dojrzałe truskawki, ananasy, mango, granaty, liczi, maliny i wiśnie. Sięgam łapczywie po garść dojrzałych borówek, a kiedy poruszam tą misterną piramidą, dzieje się rzecz straszna. Zewsząd wydostaje się rój much, które za siedzibę obrały sobie moje słodkie i lepkie owocki, a teraz cała ta chmara, bzycząc wściekle, rozplenia się po całym pomieszczeniu. Dziwnie zmutowane są te muchy - ogromne, jak na zwykłe owocówki - a jedna z nich, bezczelnie mości się na moim ramieniu. Strząsam ją z obrzydzeniem, starczy ruch dłonią, by padła nieżywa. Nachylam się nad muszym trupem i dumam nad nim przez chwilę - one wszystkie zawiniły, czemu tylko ta jedna ma cierpieć? Nie odpowiada przecież za tamtą, która wystraszyła mnie, gdy już-już przegryzałem się przez mięsiste borówki, ani za tą, co teraz brzęczy wściekle za mym lewym uchem. Uzbrajam się w gazetę - zwinięte w rulon wydanie Czarownicy posłuży do tego doskonale - i zaczynam polowanie. Mach-pach. Mucha ubita. Ale zaraz wzbiera we mnie to poczucie sprawiedliwości. Nie tak sądy powinny się odbywać. Na której mam niby zakończyć moją kaźń? To będzie niesprawiedliwe w stosunku do każdej poprzedniej, którą ubiłem. Gdybym zaprzestał wcześniej - żyłaby. A tak, trafiła pewnie do muszego raju i dostała order bohatera. Muszę kontynuować. Mam wysokie poczucie misji, chcę zaprowadzić tutaj porządek. Każda mucha musi zginąć, ot tak, by nie czynić rozróżnień, by nie było kogo żałować. Gazeta idzie w ruch, a ja sukcesywnie morduję owady przysiadające to na mej koszuli, to na grzbiecie książki, to na kloszu od lampy, który uszkadzam podczas wyjątkowo gwałtownego zamachu. I tak uganiam się za nimi już od dłuższego czasu, aż w końcu przerywają mi drzwi otwierane gwałtownie. Moja potencjalna ofiara wymyka się, mój baczny wzrok spada na trzy kolejne czarne kształty, bzyczące leniwie gdzieś z poziomu gramofonowej tuby, ale ręka z gazetą opada wzdłuż ciała jakby bezwładnie. Tracę nimi zainteresowanie, więc odrzucam Czarownicę beztrosko na biurko. Odrzucenie sprawiedliwości narzuca mi mój gość, a ja wdziewam je obojętnie, spoglądając ze zdziwieniem na Deirdre stojącą przede mną boso w półprzezroczystym szlafroku. Ja wiem, że to burdel, ale są jakieś granice.
-Tak? - pytam, bo przysięgam na honor, że nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi. Nie wygląda na zranioną ani przestraszoną, raczej na poruszoną. Zdenerwowaną. Delikatnie ujmując.
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Figle zuchwałe 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]10.02.20 13:47
Wizja nudzącego się w gabinecie właściciela przybytku rozkoszy niewiele miała wspólnego z niemoralną rzeczywistością kurtyzan, wszak Wenus nie było brudnym burdelem z portowej dzielnicy, a przybytkiem luksusowym, dbającym o warunki fizycznej pracy oraz jakości rozkoszy, jaką obdarowywano gości hojnie szastających złotem. Odpowiednie zaklęcia chroniły przed skwarem miejsce zmysłowej radości, zresztą, komnaty kapłanek miłości znajdowały się pod ziemią, pod elegancką restauracją, pod stopami nieświadomych żon, przybywających tu na wystawny obiad z koleżankami, podczas gdy ich mężowie, uciekający na ministerialną przerwę w ramiona kochanek, również koili potworne pragnienie. Innego rodzaju, schodząc do podziemi chronionych nie przez trzygłową bestię a impresjonistyczny portret bogini.
Miu nie narzekała na upały, właściwie ich nie doświadczała, dnie przesypiając, wychodząc na zewnątrz obskurnej stancji dopiero wieczorem, by chwilę później znów zniknąć w przyjemnym chłodzie Wenus. Nie była mugolką, zmuszoną do znoszenia kaprysów pogody, postanawiającej spalić Londyn żywcem, w słodkim przypomnieniu 1666 roku; nie była też pospolitą czarownicą, pracującą wśród ulic doków, gdzie zarówno upał jak i deszcz mogłyby zniszczyć perfekcyjną maskę. Makijażu, uśmiechu, fryzury; całokształt rzeźby robił wrażenie nie od dziś, kusząca gejsza wyrosła na gwiazdkę tutejszego nieboskłonu, niedorzecznie droga, niedorzecznie orientalna, niedorzecznie oderwana od swego ciała. Nauczyła się już dystansować, stała się na tyle biegła w sztuce ekspresji miłości, że nie musiała już koncentrować się na detalach spektaklu dla jednoosobowej widowni. Nie osiadła na laurach, nie odpracowywała żałosnej pańszczyzny, była przecież perfekcjonistką i pracoholiczką, ale mogła pozwolić sobie na więcej rozluźnienia. Błądzenia myślami dalej, ponad męskim ciałem, leniwie leżącym pod nią, otumanionym rozkoszą, samej Miu nie przynoszącej ani dyskomfortu ani przyjemności. Gdyby nie znała tego konkretnego klienta, uznałaby, że może upał umieścił go w pozycji względnie uległej, ale lord Fawley odwiedzał ją nie od dziś, zwykle potulny, delikatny i bierny, ckliwie rozromantyczniony na tyle, by zapominała o jego wizycie już sekundę po jej zakończeniu.
Jednak nie tym razem: bo życie lubiło przynosić niespodzianki, głównie te przykre i oburzające. Spojrzenie Miu, dzielnie wypełniającej swe obowiązki, błądziło wśród arrasów, baldachimów i tapet, natrafiając w końcu na coś…dziwnego. Nie dała po sobie poznać tej anomalii, ale z każdym kolejnym ruchem oraz przyciągającymi ją do siebie dłońmi Fawleya, dostrzegała coraz więcej, by wraz z żałosnym finałem męskiej przyjemności i ona doznała nagłego oświecenia. Przykrego, oburzającego, wytrącającego ją z równowagi, co jednak skrzętnie ukryła, z uśmiechem przyjmując pocałunki wdzięczności gościa oraz napisany przez niego poemat. Dopiero, gdy drzwi zatrzasnęły się za arystokratą, narzuciła na siebie koronkowy szlafrok stylizowany na kimono i ruszyła tylko sobie – i innym dziewczętom – znanymi ścieżkami ku gabinetowi właściciela tego przybytku.
- Nie wiedziałam, że jesteś charłakiem – powitała go lodowato już od progu, przyglądając się żałosnej walce lorda Lestrange’a z owadem. Wystarczył jeden ruch różdżki, by pozbyć się problemu: jeśli wcześnie uznawała Francisa za mężczyznę rozsądnego, to dziś tracił w jej oczach coraz bardziej, obecnie znajdując się w prywatnej hierarchii gdzieś na poziomie równie odrzucającego robactwa. Nie przyszła tu jednak po to, by wszczynać dramat bez powodu, bo taki przecież miała. – Co to miało być? – wycedziła w miarę spokojnie, wyniośle pomimo negliżu, jeszcze pomiętego poprzednim klientem. Nienawidziła braku kontroli, nienawidziła kłamstwa – choć sama stała się jego uosobieniem – i nienawidziła, gdy ktoś próbował ją oszukać. A to właśnie czynił Francis, rozszerzając gwarantowane przez Miu usługi o…podglądactwo? – Nie przypominam sobie, byś zwiększył moją zapłatę o dodatkową sakwę złota za dostarczanie bonusowych wrażeń – wyartykułowała powoli, jakby miała do czynienia z idiotą: czyżby upał poprzestawiał klepki w jego głowie? – Więc co to miało być? – powtórzyła, zaplatając ramiona na piersi i spoglądając na Francisa lodowato. Czym miało być tajemnicze pomieszczenie za komnatami Czarnej Orchidei – i dlaczego nikt jej o tym nie powiedział? Tak samo jak o czujnym oku właściciela, śledzącym ją w czasie intymnego przecież momentu. Wątpiła, by czynił to z troski o bezpieczeństwo pracownicy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]11.02.20 2:03
Marszczę brwi, gdy tylko otwiera ust. Ton jej głosu jest nie do przyjęcia. Mierzi i odpycha, nieważne, co zamierza powiedzieć, wiem, że tych pełnych ust wydostaną się węże i ropuchy. Deirdre. Radzi sobie dobrze, jest naprawdę świetna, ale... No właśnie, jakbym normalnie położył na to lachę, tak zrobić tego nie mogę. Stosunek pracodawca-podwładna określa materię naszych kontaktów oraz stosunków. Bezczelność nie jest tam przewidziana. Zaraz mi się rozbestwi do reszty, sodówa jej do głowy uderzy, urządzi mi jakiś pucz i skończy się to wszystko rozstaniem w niemiłej atmosferze. A tego przecież nie chcemy. Wzdycham, spoglądając na nią ciężko. Oczy wciąż mam jednak zmęczone, znudzone, znużone. Rozpinający się szlafrok robi na mnie wrażenie mniej więcej pokroju miski z rosołem, trochę się to już zdążyło opatrzeć. Możemy rozmawiać i tak, jeśli zależy jej na czasie, ale odbędzie się to na moich warunkach.
-Nie wiedziałem, że bawimy się teraz w odgrywanie ról - odpowiadam miękko, ulegle, z kpiąco-czułą nutę podbijającą tembr mego głosu. Martwię się o tą dziewczynę. Mamy ją w ofercie już jakiś czas a nadal robi furorę, większą niż niejedna świeżynka.
-Może pomyślimy o karze za nieudolność? - rzucam, a pytanie zawisa na moment w ciężkim, już nie tylko od upału powietrzu gabinetu. Tłumaczenie jej mojej prawie dyplomatycznej misji nie ma sensu - nie zrozumie. Aura którą roztacza dookoła siebie od razu zabija we mnie ducha walki o bezstronność w muszej kwestii. Pragnienie sprawiedliwości pryska szybciej, niż moje złudzenie spokojnego, acz męczącego dnia. Ocieram pot z czoła, ganianie po gabinecie kosztuje mnie utratę cennej energii i kompletnym przesuszeniem ust. Warto, oczywiście, że tak, z tym przeświadczeniem przechylam kielich do dna, czując błogosławieństwo wraz z chłodną wodą, płuczącą me gardło. Taka śmierć byłaby chwalebna dla pierwszej z much i łatwiejsza do zrealizowania dla mnie. Solidarnie wyrwałbym im skrzydełka i potopił. Szkoda, że muszę dać za wygraną, ale, nie zrozumcie mnie źle, już nic nie da się zrobić.
-Traf tę muchę zaklęciem - proponuję Deirdre i macham ręką w kierunku nieokreślonym. Lokalizuję te pieruny tylko poprzez brzęczenie - tylko ostrożnie. Nie chcę mieć w gabinecie drugiej Sodomy i Gomory. Może twoje szkiełko i oko podoła - żart się mnie dzisiaj trzyma, żal jedynie, że publiczność niechętna, by go docenić. Odstawiam kielich i siadam za biurkiem, gestem wskazując Deirdre odpowiednie miejsce. Poważna rozmowa na poważnym stanowisku, choć wolałbym legnąć na kanapie albo chociaż nogi wyłożyć na blat. Beztroska niestety osłabia autorytet, a ta to chyba jest jak padlinożerca, co zwęszy krew. Niepokojące to spostrzeżenie i muszę się go trzymać i nie zapomnieć, zwłaszcza, że wpierw pytanie Deirdre to dla mnie pretensja bez uzasadnienia, w dodatku sformułowana angielszczyzną niezrozumiałą. Nie zachodzi proces komunikacji, bo nie posługujemy się tym samym kodem. Za bardzo wczuwa się w porwaną chińską laleczkę, czy tam piekielnie drogą japońską gejszę. Bez sensu. Po co? Nie mamy się rozmijać, tylko spotkać w połowie.
No i gdzieś tam w końcu układa mi się w głowie, o co ten cały ambaras. Jak na to, że jeszcze przed momentem jęczała Fawleyowi do ucha jest zadziwiająco zachowawcza. Niby mówi wprost, ale pokątnie, niby mnie oskarża, ale to do końca nie wybrzmiewa, niby stawia żądania, ale coś w tym kuleje. Upierdliwe dwuznaczności wcale nie pomagają, a ja muszę zająć stanowisko. Nie lubię szefować w takich sytuacjach i normalnie odesłałbym ją w te pędy do Borgii, gdyby nie to, że cóż, roszczenia Deirde personalnie spotykają się z moją skromną osobą.
-Uściślisz? - pytam, bo może dalej przeżywa polowanie na muchy. Jednak nie - bez dwóch zdań pije do czegoś, o czym nie mam zielonego pojęcia. Bonusowe wrażenia. To jakiś trop, ale przecież... Hm... Moją twarz musi rozjaśniać w tej chwili blask olśnienia, bo chyba nareszcie rozumiem o co tu biega i skąd jej wzburzenie. Mogę okazać odrobinę empatii, ale wciąż to dla mnie przesada.
-Ty pracujesz, ja oglądam. Czasami się dotykam, czasami tylko patrzę. Nie jesteś wyjątkiem, podziwiam wszystkie moje dziewczęta - wyjaśniam, wzruszając ramionami i ponownie zaglądam do kielicha. Jeszcze raz: jest tam woda, nie wino. Woda, nie wino.
-O każdym gościu, który bawi się w ten sposób jesteś informowana - dodaję, moje sekretne komnaty są moje i nikogo więcej. Sporadycznie bywa w nich Giovanna, ale ona woli bawić się inaczej, jest całkiem zaborcza, a że całkiem to lubię, nie sprzeciwiam się.
-Tak prosisz o podwyżkę? - pytam, już rozbawiony, unosząc lekko brew. Teoretycznie na nią zasługuje, pracuje ciężko, spływają na nią same pochwały, mężczyźni chcą ją wynajmować nie na godziny a na tygodnie, ale... nie tak tutaj o tym rozmawiamy.
-Deirdre... Nie mam pojęcia, jak wygląda hierarchia w Ministerstwie, ale tutaj ja jestem twoim przełożonym. I nie zwrócisz się do mnie więcej w taki sposób. Zrozumiano? - zadaję pytanie quasi-retoryczne, bo jednak domagam się potwierdzenia i to nie skinienia głową, a pełnego, werbalnego. Mój ton zostaje miły i ciepły, bo to nadal tylko ostrzeżenie. Pierwsze. Drugiego nie będzie.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Figle zuchwałe 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]21.02.20 13:23
Dłonie zaplecione na niezbyt dziewiczej już piersi pozostawały spokojne, nie drżała, nie kuliła się przed majestatem władcy tego przybytku. Znała swoją wartość, nauczyła się jej, wypracowała ją przez ostatnie miesiące, owszem, w pocie, łzach i innych płynach ustrojowych, które nie robiły na Miu żadnego wrażenia. Dalej szorowała się każdego poranka niemal do krwi, tak, jakby starcie wierzchniej warstwy naskórka sprawiało, że ekscesy poprzednich godzin przestaną liczyć się do bilansu grzechów. Nie, żeby przejmowała się tym, co dotyczyło duszy, dbała tylko o ciało, o to, by utrzymać się na powierzchni długów i zrujnowanego życia – a wychodziło jej to coraz doskonalej. Dlatego pozwalała sobie na ten bezpośredni najazd na gabinet Francisa, mało przypominając spiętą, zachowawczą Dei, która przyszła tu przed laty w zapiętej po samą szyję sukni, z zaciśniętą boleśnie szczęką, z rozpuszczonymi włosami przesłaniającymi twarz i bez grama makijażu podkreślającego oryginalne rysy. – Dla mnie to nie zabawa – ucięła od razu, jak zwykle psując rozrywkę. Gdy zdejmowała maskę Miu, stawała się na powrót kobietą o sztywnych ramach, konkretną i pozbawioną polotu. Pełną za to oddania obowiązkom i szacunku do pracy: zamrugała gwałtownie słysząc o nieudolności. Ta fraza petryfikowała, wiele możnaby zarzucić jej nieskromnej osobie, ale na pewno nie to. – Co masz na myśli? – spytała chłodno, już ostrożniej, wyhamowana już z pierwszego ataku rozwścieczonej żmijki. Poprawiła opadający rękaw szlafroka, dalej piorunując swego najwyższego przełożonego spojrzeniem wyrażającym więcej niż skromna pracownica mogłaby wypowiedzieć na głos.
- Zniszczę sobie fryzurę a za kwadrans przychodzi lord Burke – wyjaśniła brak działań mających na celu dezintegrację owada, powstrzymując przy tym wywrócenie oczami. Francis nie śledził księgi zapisów, władał Wenus w zupełnie innej skali niż Borgia, dobrze też było wiedzieć, że nie spostrzegł umiejscowienia różdżki jako jednej z dwóch ciemnofioletowych pałeczek, przytrzymujących misternie zaplecionego koka. To rozwiązanie było dla niej gwarantem bezpieczeństwa, sprawiało, że czuła się względnie komfortowo nawet, gdy stawała przed dużo silniejszym mężczyzną pozbawiona ubrań i jakiejkolwiek innej możliwości obrony. Wenus cieszyło się dobrą renomą, dbało o swe starannie wyselekcjonowane pracownice, lecz historia udowadniała, że nawet najbardziej lśniący klejnot w koronie kapłanki miłości mógł zostać zniszczony przez naćpanego, posiadającego władzę absolutną klienta. Słyszała plotki o tym, że zajęła właśnie miejsce takiego utraconego zbyt wcześnie skarbu.
Może dlatego nie prychała na propozycję konwersacji, a po krótkim zastanowieniu usiadła w wygodnym fotelu; ba, wręcz się w nim zapadła, zbyt szczupła, przepracowana, z wystającymi obojczykami, daleka od krągłych piękności o bladej skórze. Cóż, Miu czarowała właśnie odmiennością, choć zdawała sobie sprawę z tego, że powinna bardziej dbać o regularne spożywanie posiłków. Zerknęła na misę z owocami, ale nie sięgnęła po oblepione sokiem słodkości, rozpostarła za to ręce na podłokietnikach, wpatrując się w nagle oświeconego Francisa.
Przypuszczała, że się odrobinę zawstydzi albo spróbuje zaprzeczać, rzeczywistość jednak udowodniła, że męska arogancja nie miała granic. – Czy to forma kontroli? Ktoś skarżył się na usługi Miu? – spytała od razu, ofensywnie, odruchowo w trzeciej osobie, nagle bardziej sfrustrowana tym, że posiada tajemniczego niezadowolonego klienta niż haniebnym łamaniem niespisanych zasad współpracy przez Lestrange’a. Ochłonęła jednak szybko, pozostając profesjonalistką w każdym calu. – A goście wiedzą o tym, że ich podglądasz? Na przykład – twoi krewni? – kontynuowała festiwal pytań, a kąciki ust z rozmazaną szminką nieco zadrżały. Utrzymywała pozory spokoju, ale nie podobała się jej ta niespodzianka, sądziła też, że gdyby wieści o tym, że jeden z arystokratów podgląda gości Wenus się rozeszły, mogłoby to doprowadzić do wielu politycznych rozpadów. A sam budynek utraciłby miano oazy dyskrecji. Dei powstrzymała się od kolejnego komentarza, w milczeniu przyglądając się uśmiechniętemu Francisowi. Zbyt uśmiechniętemu jak na jej standardy, wyczuwała więc, że za miłą pogawędką kryły się zgoła odmienne intencje. – Nie czuję się komfortowo, gdy ktoś mnie obserwuje. Nie lubię też niespodzianek oraz…gwałtu na prywatności mojej i klienta – wygłosiła w końcu takim samym tonem, jakim wyjaśniała upierdliwym petentom różnicę między bloczkiem C a bloczkiem C1 w formularzu zgłoszenia podróży zagranicznej do kraju objętego epidemią psidwaczej wścieklizny. Owszem, miała nadzieję na nieco cięższą sakiewkę galeonów, skośne oczy rozbłysnęły, pohamowała jednak chciwość, zachowując kamienną twarz. – O dostosowanie zapłaty do oferowanych usług – poprawiła mężczyznę powoli, znacznie ostrożniej, wyczuwając, że faktycznie przekroczyła granicę. Od tej pracy zależała nie tylko spłata piętrzących się zobowiązań, ale również wsparcie chorującego ojca i młodszego rodzeństwa, o utrzymaniu obskurnej stancji na przedmieściach Londynu nie wspominając. Nie mogła stracić zarobku, dlatego z trudem przełknęła dumę. – Oczywiście, sir – odparła ujmująco, choć zaprezentowanie tej pokory wymagało od niej wykorzystania całego talentu aktorskiego, tak, by nawet wzrok nie zdradził prawdziwej myśli. Pieprzony, zadufany w sobie podglądacz.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]21.02.20 17:46
Póki anschluss się nie dokonał, wciąż mogę go zatrzymać. Przetrzymałem tu różne inwazje, całkiem serio, ale mój gabinet na pewno nie jest w top3 najbezpieczniejszych czy najpilniej strzeżonych miejsc na świecie. Ani nawet w top10, skoro z łatwością wparowuje tu Deirdre, a przed nią i inne, najczęściej jednak bardziej rozhisteryzowane dziweczki. Za standard przyjmuję rozczarowanie pracą, pierwsze tryśnięcie spermy na uda, piersi, czy włosy to gorzej niż zimny prysznic. Część trzeźwieje absolutnie przerażona tym, sobą, a ostatecznie również i mną. Nie wiem, kto im naopowiadał bajek o złym alfonsie, który nie wypuszcza z rąk tego, co udało mu się złowić, ale to przecież nie ja. Co prawda nie ukrywam, że nie mam czasu na czczą gadaninę i zdarza się, że pretensje i oskarżenia jednym uchem wpuszczam, by drugim wypuścić, lecz ogólnie moje kompetencje są elastyczne i kompleksowe, także i ja czasami obsługuję moje panie. Tworzę jednoosobowy organ doradczy. Jak trwoga to do Franca. Atmosfera bywa dość napięta, ale ja ze swoje strony tak mogę rzec: naprawdę się staram.
-Dla mnie - tym bardziej - odpowiadam już normalnie, uderzając w niższe rejestry mego głosu. Chcę brzmieć surowo, więc brzmię surowo, o chwała zajęciom wokalnym. Szansa na rozegranie tego jeszcze po partnersku właśnie przepada, a ja wydymam usta, nieco zaskoczony, że Deirdre nie podejmuje się sportowej rywalizacji. Trening fizyczny już za nią, w końcu jest w połowie swojej szychty, zrzucę to więc na karb utraty części dziennej porcji energii.
-Tylko tyle, że któreś z nas by za nią odpowiedziało. Ale ty odpuszczasz - odpowiadam, wzruszając ramionami, bo jakoś specjalnego interesu na tym nie ukręcę. Co więcej, narażam się na śmieszność, by rozstrzygnąć ten drobny spór sprawiedliwie. Bo o to tutaj teraz chodzi w Wenus.
Masuję sobie skronie i niemal czuję, jak mój język zamienia się w wiór. Pada zbyt dużo słów w stosunku do nawilżenia powietrza. Rozpinam guzik tuż przy kołnierzyku, a po namyśle jeszcze jeden. Rozchełstana koszula raczej jej nie urazi.
-I swoją przerwę poświęcasz na to? - pytam i uwierzyć nie mogę. Really? - jeśli chcesz, przyjmij go za pół godziny. Każę mu wysłać susz z grzybów w ramach przeprosin. Naćpa się i przestanie kontaktować, a ty dostaniesz swoją dolę za ułożenie go do spanka. Sytuacja win-win - wystawiam propozycję, z nadzieją na szybką licytację. Raz, dwa, trzy, sold. Argument wizualny to dla mnie żaden argument, poznałem się na preferencjach Burke'a i do tego, co lubi, Deirdre nie potrzebuje spiętych włosów. Zerkam przeciągle na ten jej sztywny, fikuśny koczek, w który zatknęła różdżkę: faktycznie sprytne. A ja chyba potrzebuję zbadać wzrok.
-Częstuj się - proponuję i sam sięgam po dojrzałe, miękkie mango. Małym nożykiem odkrawam plaster z jednej strony, po czym nacinam ów kawałek wzdłuż i wszerz, aż do skórki, ale nie do końca. Kciukiem wciskam zielonkawą skórkę, a owoc wygina się na drugą stronę, dając mi dostęp do miąższu. Tak przygotowany owoc podaję Deirdre, a sam zabieram się za drugi plaster i obgryzanie pestki. Słodycz i nektar, pychota i ulga jednocześnie. Pomrożę sobie kostki mango i będę je wrzucać do drinków. Tak zrobię, gdy ta wizyta się skończy. Niech mówi, no już, proszę, byle nie dalej w ten sposób. Tak się gada o interesach, rzeczowo i beznamiętnie. Przed momentem Tsagairt tryska mi wściekłością i w ogóle przypomina Wezuwiusza zalewającego lawą niewinnych mieszkańców Pompejów, a teraz co, zaplata ręce na piersi i niby że bizneswoman?
-Nikt się nie skarżył - uspokajam(?) ją i machnięciem różdżki napełniam swój pusty puchar wodą, intensywnie myśląc nad rozpięciem jeszcze jednego guzika - goście wprost uwielbiają Miu - zaznaczam, bo w istocie, o alter ego Deirdre słychać w samych superlatywach. Opinie kuszą, aby przekonać się o tym na własnej skórze, dlatego staje się najczęściej rekomendowaną dziewczyną w calutkiej historii Wenus. Brawo.
-Oczywiście. Wszystko jest w umowach, które podpisują - odpowiadam, przewracając oczami. To pytanie, czy jakaś dziwna próba podtrzymania konwersacji, która przecież kręci się na swoich własnych warunkach? Dei wytyka kwestię istotną, m.in. konsekwencji, ale taki już mój styl, że nimi zajmuję się dopiero, kiedy zahaczę o nie nosem. Oczywistym jest, że tak łatwo ze swoich przyjemności nie zrezygnuję. Pederaści ryzykują, ryzykuję i ja, żeby potem w samotności rozkoszować się pięknymi widokami i pić szampana. Tak to działa. Wóz albo przewóz.
-Eeee... masz tu... coś - zauważam jej rozmazaną szminkę i wskazuję na swój własny kącik ust, żeby wiedziała, gdzie szukać źródła mej fatalnej składni. W głowie tworzę listę aktywności, jakie powodują tą deformację. Wypada obiecująco.
-A ja nie lubię zmagać się z papierologią - odpieram jej argument, wskazując na schludny stosik dokumentów piętrzących się na biurku. Moja część roboty, nie Borgii, rachunkami dzielimy się po równo, no, może 55:45 dla niej. Jest w tym lepsza ode mnie - nie tylko w tym.
-Proponuję zatem zakładać, że to bardzo prawdopodobna opcja. Nigdy więcej niespodzianek - nie negocjuję. Moje hobby nie skończy się na jednym przyłapaniu przez główną atrakcję, a na pewno nie przez jej ultimatum. Mam w ręku świetne karty i dodatkowo świetną pozycję do blefu. Szkoda tylko, że łatwa wygrana to żadna wygrana.
-No, teraz mówisz do rzeczy. Zaproponuj usługę, ja podam cenę - błyskam uśmiechem, na taką inwencję właśnie czekałem. Zapewne i tu bieg naszych myśli kompletnie się rozjeżdża, ale konsensus jest bliżej, niż wtedy, gdy Deirdre na mnie warczy.
-O, proszę. Od charłaka do szlacheckiego tytułu - szydzę, czy to z niej, czy to z siebie - niezwykła ta gradacja. Zależy mi, żeby między moimi pracownikami panowała dobra atmosfera i to samo tyczy się relacji między mną, a każdą osobą zatrudnioną w Wenus. Nie utrudniaj tego, Deirdre - ostrzegam ją, choć mój głos jest już bardziej zmęczony niż poirytowany. Nuży mnie wyłuszczanie tak podstawowych kwestii, ale Tsagairt to chyba jedna z tych, co myślą, że gdyby nieszczęśliwie umarła, to dalej prostytuowałbym jej zewłok. Gasz, to ze mną, czy z nimi jest coś nie tak? Później pożalę się Ginny, ona na pewno mnie pocieszy.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Figle zuchwałe 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]23.02.20 11:16
Cieszyła się, że na codzień nie musiała bezpośrednio współpracować z Francisem, bo choć bez wątpienia męska prezencja była przyjemna dla oka, to już charakter w zaskakujący sposób wytrącał opanowaną Deirdre z równowagi. Za czasów pracy w Ministerstwie Magii nie znosiła takich petentów; nieco niechlujnych, nonszalanckich wiecznych chłopców, podchodzących do życia z niefrasobliwością, a dzięki koneksjom - wychodzących z groźnych urzędowych upadków bez szwanku, bo wpływowy wuj w ostatniej chwili rozłożył pod nieogarniętym krewnym materac utkany ze złotych nici powiązań. Powstrzymywała się jednak od wyrażania swego niezadowolenia, wystarczy, że wybuchła tuż po przekroczeniu progu i nic to, że inne prostytutki znacznie częściej i głośniej wyrażały swe żale, czasem wręcz omdlewając w ramiona Lestrange'a, prowadzącego ten przybytek zdecydowanie zbyt łagodną ręką - Miu taki brak profesjonalizmu nie pasował. Wzięła więc jeszcze jeden, głębszy oddech: przynajmniej w tej kwestii się zgadzali, według żadnego z nich ta rozmowa nie zasługiwała na miano krotochwilnej.
Stłumiła następny komentarz, cisnący się na usta, uważnie obserwując blade, męskie palce masujące skronie. Biedny, obolały, zmęczony arystokrata, prawie mu współczuła. - Jeśli naprawdę myślisz, że susz zadziała na lorda Burke, który jest głównym użytkownikiem naszego pokaźnego skarbca z odurzającymi substancjami, to Borgia zdecydowanie musi wprowadzić cię w preferencje najważniejszych gości - wyrecytowała beznamiętnie, bez przygany, tą zachowała dla siebie; Burke bywał tu często, ćpał za trzech i coraz bardziej irytował się zwiększającą tolerancją na specyfiki. Deirdre nie wróżyła mu zbyt długiego życia - ani długiego życia potomkiniom wil, przerabianym na biały proszek - ale dopóki jeszcze w żyłach barczystego bruneta żwawo krążyła krew, zamierzała pozbawić go wszystkich galeonów. Zresztą, tego konkretnego klienta nawet akceptowała, był milczący, stosunkowo uprzejmy i diabelsko inteligentny.
- Przerwę poświęcam na dostosowanie zapłaty do zakresu moich obowiązków - sprostowała w końcu, przesuwając spojrzeniem za dłońmi Francisa, które w jakiś pokrętny sposób wydawały się jej interesujące. Tym razem nie maltretowały skóry skroni a mango: lepkie od soku, zwinne, hojnie oferujące odurzająco pachnący owoc. Dei zastanowiła się krótko. Podarunek przyjęła ostrożnie, by nie pobrudzić własnych dłoni, ale później odłożyła go na talerzyk przed sobą, nie dlatego, że gardziła kulinarną ofertą. - Nie jadam w czasie pracy - wyjaśniła uprzejmie, tylko raz popełniła ten błąd, wymiotując w czasie podobnej przerwy: obrzydzenie i pogardę do samej siebie znacznie lepiej znosiła z pustym żołądkiem.
I gdy poświęcenie stawało się opłacalne. A takie było, nieco się rozluźniła, słysząc, że nikt nie szargał nienagannej opinii tajemniczej Miu. - Dlatego też za oglądanie jej pracy powinnam otrzymywać dodatkową sakiewkę galeonów - drążyła uparcie, nieustępliwa, z równą powagą negocjując podwyżkę w sztywnej strukturze Ministerstwa Magii jak i tutaj, w miejscu, gdzie nie istniały praktycznie żadne normy, ani moralne ani finansowe. Uniosła nieco brwi słysząc o umowach, arystokratyczni goście nic nie podpisywali, z tego, co było jej wiadome; przychodzili tu, wydawali swoje fortuny i znikali, a wszystko to odbywało się w atmosferze wzajemnego zaufania, jeszcze nigdy nie nadwyrężonego. - Wątpię, żeby jakikolwiek mężczyzna godził się na bycie podglądanym. Przychodzą tutaj dla dyskrecji, a jednostki lubiące tego typu... - zawahała się, próbując ująć to jak najdelikatniej - spektakle można policzyć na palcach jednej ręki - zakończyła, rozglądając się za serwetką, by poprawić makijaż ust. Rozmazanych, potrzebowała kolejnej wizyty w garderobie, by koleżanki pomogły doprowadzić Miu do perfekcji, choć wraz ze wzrostem zarobków zmniejszało się grono przyjaznych dusz, gotowych pomóc w zawiązaniu gorsetu lub odświeżeniu prezencji. Dlatego też uważała, że zasłużyła na podwyżkę, na zapłatę za dodatkową usługę, choć nie uśmiechała się jej praca pod czujnyjm okiem właściciela burdelu. Spełniała swoje obowiązki perfekcyjnie, ale nikt nie lubił pracować, gdy przełożony bacznie patrzył na ręce.
- Tak jak wspomniałam, dodatkowa sakiewka galeonów. Albo sypialnia Miu zostaje wyłączona z systemu...voyeryzmu - przedstawiła swoje wymagania rzeczowo, już profesjonalna, pozostawiając wzburzenie za sobą, miała bowiem nadzieję na to, że uda się z tego spotkania wynieść konkretne usprawnienia dotyczące jej conocnej pracy. Nawet jeśli, by to osiągnąć, musiała akceptować zadziwiające cechy charakteru sybaryty z syrenich wysp. Spoglądała na niego wyczekująco, wspaniałomyślnie ignorując kpinę: nawet w błękitnokriwstych rodach zdarzają się charłacy, choć wtedy raczej zrzucano ich z klifów niż pozwalano prowadzić szalone biznesy na pograniczu moralnego prawa. - Mi też na tym zależy - odpowiedziała melodyjnie, w końcu przywołując na twarzy uśmiech: uśmiech, który zjednywał mężczyzn, koił niepokoje, kusił, nadwyrężał i łagodził obyczaje zarazem. Iskra w kocim oku, dołeczki w policzkach, wydatne usta - z nierówną szminką, ale imperfekcja dodawała Miu wiarygodności.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]23.02.20 17:37
Ona pracuje, bym ja mógł się opierdalać. Tak to już zostaje ustalone w tym żyćku, że jedni robią na drugich i po to, żeby oni nie musieli. Ogólnie to wszystko duże uproszczenie, bo moja droga zawodowa to wcale nie usłana kwitnącymi kwiatuszkami ścieżynka, tylko kawał wyboistej, pełnej wykrotów i innych przeszkód droga szybkiego ruchu. Bo, pomijając upierdliwe kwestie stricte techniczne, czyli pilnowanie pieniędzy i dokumentów, na moich barkach  spoczywa zamartwianie się nie o jedną osobę tudzież garstkę jej najbliższych (ja+przyjaciele i rodzina), a o całą hordę ludzkich zastępów. Wenus w ciągu ledwie kilku lat dorabia się wyśmienitej reputacji i równie szanownej klienteli, aczkolwiek, bądźmy szczerzy: burdel to burdel. Goście są czyści, ale nie zrównoważeni. Mamy tu zasadę, że trupów nie liczymy (średnio - 0,67892 martwej prostytutki na rok), ale zdarza się, że interweniuję w sprawach pobić, drobnych uszkodzeń ciała, wymuszeń bonusowych tj. darmowych i po godzinach pracy usług czy usiłowań zabójstwa. I to spotyka mnie nagminnie, bo nawet najlepsza wstępna selekcja u wejścia może zawieść, socjopaci długo potrafią kryć się ze swoimi pragnieniami, a narkotyki wywołują skrajnie różne efekty także u swych regularnych abonamentów. I tacy delikwenci mimo nazwiska od wieków figurującego w Skorowidzu Czystości Krwi, ciężkich mieszków złota, rachunków sumienia, bicia się w piersi, żalu za grzechy i obietnic poprawy, lądują na mojej czarnej liście z kategorycznym zakazem wstępu do Wenus. Na zawsze.
A to dlatego, że dbam, troszczę się i martwię. Jeśli przejawiam jakieś ojcowskie uczucia, to właśnie do gwardii moich tutek, z którymi żyje mi się bardzo dobrze. Tylko Deirdre olewa nasze pracownicze wigilie i nigdy nie przychodzi, wymawiając się bólem głowy, okresem czy czymś w tym rodzaju, co, jak wszyscy wiemy, jest totalną bzdurą.  Może dlatego mnie lekceważy, a za główny kanał komunikacji (i władzy) uznaje Borgię. Niech żyje solidarność jajników! Tylko, że nie jestem po prostu melobojem, doskonale znam, co to praca i robię dookoła wenusjańskiego podwórka więcej, niż jej się kurwa wydaje.
Silę się na spokój, bo obrzucanie się epitetami nic nam nie da. Bardzo chcę ją nazwać słonkiem, kochaniem albo przynajmniej skarbem, lecz, nie tędy droga. Będę lepszy od tej protekcjonalnie baby.
-Co twoim zdaniem tutaj robię, co, Deirde? - zagaduję, rozsiadając się wygodniej na fotelu i wbijając w jej mocno upudrowaną twarz zaciekawione spojrzenie. Gruba warstwa makijażu to dla nie atut, nie mogę jej ani prześwietlić, ani zrozumieć. Maska japońskiej gejszy, poirytowanej nieudolnością swojej maiko - piję wino? Przekładam papiery z jednego stosu na drugi? Testuję nowe dziewczęta? - pytam złośliwie, bo wkopała się pięknie. Siedzę tu niby dla swojej przyjemności? Owszem, znajduję satysfakcję w ogarnianiu rzeczy i staniu na posterunku i mam z tego nieporównywalnie więcej frajdy, niż gnijąc za biurkiem i tłumacząc na trytoński wyssane z palca bzdury.
-Jak Ollivander pamięta każdą różdżkę, którą sprzedał, tak ja pamiętam preferencje większości gości Wenus - ucinam, srogo, bo ponownie jej ton wprawia mnie w konsternację. Tak rozmawiać nie będziemy - Czy jeszcze coś? - pytam, żebyśmy mieli jasność i nie pozostawili żadnych niedomówień.
Zajadam się mango, z satysfakcją czując, jak słodycz owocu łechce moje kubki smakowe. Gdy kończę obgryzać pestkę, moje palce są całe lepkie od soku. Oblizuję je niezwykle dokładnie, widowiskowo, z premedytacją, vive la stare dziwkarskie sztuczki! To zrobi na niej wrażenie - przypuszczalnie jak najgorsze. Sięgam jeszcze po jabłko z misy i wgryzam się w nie ze smakiem. Jest dokładnie takie, jak być powinno, kruche i lekko kwaśne. Smakuje pełnią lata. Odmowę Deirdre kwituję już tylko wzruszeniem ramion, bo moje myśli są pomiędzy "nie wiesz, co tracisz" a "trafna uwaga". I na tym z hukiem kończy się nasza względna zgoda, bo oto zaczyna się wojenka podjazdowa. Wzdycham, naprawdę już lekko zniesmaczony jej postawą: jasne, że dziewczęta pracują tu dla pieniędzy, ale żadna nie dostaje na rękę tyle złota, co Tsagairt. I żadna do kurwy nędzy nie nazwała mnie dotąd charłakiem.
-Zatem po co pytasz? - nie czekam aż skończy, niekulturalnie wchodzę jej w zdanie, bo przecież jeszcze zanim jej pytanie wybrzmiało, znała na nie odpowiedź. Żąda bym posypał(?) głowę popiołem i nagle poczuł się źle z moim dziwactwem? W moim życiu dzieje się dużo, ale nie ma tam miejsca na żal - oczywiście, że nie wiedzą. Żaden nie wie, że podczas swoich uniesień mają towarzystwo. Ale to dobrze. Dzięki temu lepiej się to ogląda. A ich orgazmy są takie naturalne - blisko mi do zachwytu, a mój penis lekko drga, gdy w głowie wyświetlają mi się nagle co lepsze flashbacki. Mam dobre oko, kadry pozostawiają czasem sporo do życzenia, ale z powodzeniem mógłbym kręcić eksperymentalne filmy porno. Impresjonistyczne. Albo wręcz odwrotnie.  Podaję Dei jedwabną chusteczkę wprost z mej butonierki.
-O, tutaj - wskazuję dobrodusznie, pokazując, gdzie się ubrudziła w lustrzanym odbiciu. Także dla porobionego ćpuna dba o prezencję. Cóż, punkt na jej konto. Idziemy łeb w łeb, ale to moja gra, więc moje zasady.
-Nie tak działają negocjację - mówię, szczerze zaskoczony, że to ja muszę ją wprowadzić w tajniki ekonomicznych rozmówek. Tym się przecież zajmuje cały czas. Bo co niby robi, jeśli nie negocjuje swoją pozycję w samczym świecie, opierając się na atutach dodatkowych poza intelektem? - ty pracujesz, ja patrzę. To obecna sytuacja. Ty żądasz awansu - nazywam to delikatniej, nie wiem, czy to kwestia szacunku do dziwek, czy do pieniądza - z mojej kalkulacji wychodzi na to, że to ty musisz zaproponować mi coś na tyle ciekawego, bym na to przystał - informuję ją, przytykając do ust kielich pełen wody. Piję łapczywie, przez przypadek się trochę oblewam, a zimna wilgoć płynie po mojej szyi i klatce piersiowej, mocząc przód koszuli. To toast za nas, jeszcze przedwczesny, ale ja i tak znajdę powód do świętowania.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Figle zuchwałe 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]24.02.20 14:03
Uniosła lekko brew, pozwalając sobie tylko na takie okazanie zirytowanego zdziwienia. Uznała pytanie Francisa za retoryczne, wszak przed momentem rozmawiali o tym, co też władca przybytku rozkoszy lubi robić w godzinach swej teoretyczno-erotycznej pracy. Najchętniej przytaknęłaby, tak właśnie wyobrażała sobie długie godziny ciężkiej harówki styranego życiem arystokraty, który wręcz musiał umilać sobie tę gehennę nastoletnim podglądactwem. Powstrzymała się od kiwnięcia głową, choć gra w brutalnie otwarte karty niezwykle ją kusiła. Miała jednak zbyt wiele do stracenia, by pozwalać sobie na podobną szczerość: cnotę, jaką ceniła tak samo wysoce od lat.
- Nie wnikam w twoje obowiązki, ta sfera należy tylko do ciebie. Kim jestem, by rozliczać przełożonego z wykonywanych zadań? – odparła w końcu enigmatycznie, w wprawą skutecznej urzędniczki, potrafiącej wyślizgnąć się uprzejmością z nawet najbardziej konkretnej pretensji sfrustrowanego petenta. W Wenus role się odwróciły: czy powinna więc drążyć temat, kapryśnie domagając się zapłaty? Groźba wezwaniem przełożonego odpadała, ten siedział przed nią, rozleniwione kocisko z wilgotnymi od słodkiego soku palcami. Zwierzę potrafiące, pomimo rozbisurmanienia, łypnąć złowrogo okiem i pacnąć pazurem albo srogo bronić swej wszechwiedzy o klientach. Deirdre znów uśmiechnęła się lekko, prawie pokornie, choć skośne oczy pozostawały chłodne – wspaniałomyślnie przekręciła głowę w bok, niewerbalnie odpowiadając na kolejne pytanie. Kłamliwie, miała wiele pretensji, powodów do powątpiewania w ciężką pracę Francisa, który w pocie czoła musiał sprawiać sobie przyjemność całymi dniami podglądając klientów. Tsagairt mrugnęła kilkukrotnie, nie tyle zdziwiona niemoralnościami, które widocznie stanowiły dla Lestrange’a oczko w głowie, co beztroską, z jaką opowiadał o tym narażającym reputację Wenus działaniu. Miała nadzieję, że podczas obserwowania spektakli skupia się jednak na damach niż na mężczyznach: jeśli coś wywoływało w Miu odrazę pomimo zdobywania dziwkarskiego doświadczenia, to były to zbyt bliskie relacje między mężczyznami. Miały w sobie coś nienaturalnego, dziwnego, łamiącego podstawy patriarchatu: oczywiście, że sama pragnęła go obalić, ale jednocześnie, podświadomie, podobne stosunki za mocno godziły w konserwatywne poglądy, wpojone w procesie pełnego restrykcji wychowania.
- Cieszy mnie twoje zadowolenie – zaczęła, dalej melodyjnie, dźwięcznie i wdzięcznie, starannie ukrywając zgrozę wyobrażeń, żywych jeszcze wspomnień błyszczącego oka podglądającego scenerię buduaru Miu. Choć prezentowała się już niczym oaza spokoju oraz wyrozumiałości, w środku dalej tlił się ogień złości: nie sądziła, że również ze strony Francisa spotka ją coś tak…uwłaczającego. Doceniała fakt, że nigdy jej nie dotknął, nie wymusił, nie uderzył – będzie mu to policzone w magicznym niebie oraz w prywatnym notatniku zemsty Deirdre – lecz takie niespodzianki nieco psuły nieskazitelną opinię nieszkodliwego Francisa. Troskliwego, prawie czułego, dbającego o to, by nie raziła brudną buzią. Mało elegancko otarła kącik ust wierzchem dłoni, rozcierając szminkę jeszcze bardziej – trudno, i tak będzie musiała się odświeżyć, goście Wenus lubili psuć perfekcyjny makijaż własnoręcznie, najwidoczniej uznając udział w rozpadzie kobiecego wdzięku za niezwykle nobilitujący.
Tak jak mówiłam, nie czuję się z tym komfortowo. Przedstawiłam już swoje warunki: więcej złota za dodatkową usługę i możliwość zaspokajania swych voyerystycznych potrzeb albo zrezygnowanie z nich – powtórzyła, niby od niechcenia wygładzając przód kusego szlafroczka, tak, jakby miała na sobie uczelnianą szatę lub urzędniczy uniform. Czuła zmęczenie na równi z irytacją; sądziła, że ta rozmowa przebiegnie zupełnie inaczej – właśnie, przebiegnie, nie przepełznie po podłodze usianej zmaterializowanymi nożami Lamino. – To nie jest awans – pozwoliła sobie na wyrażenie swej opinii, zakładając nogę na nogę; smukłe, trochę zbyt chude i długie kończyny pozbawione już pończoch i podwiązek. – Awansem byłoby… - zastanowiła się na głos, właściwie po raz pierwszy myśląc o rozwoju swej zawodowej ścieżki. Dziwne, że nie rozpatrywała swych opcji wcześniej, jak na namiętną karierowiczkę przystało. – Zostanie prywatną utrzymanką na wyłączność jakiegoś wpływowego arystokraty – przedstawiła niezbyt świetlaną przyszłość, skrywając prawdziwą opinię na ten temat za tym samym uśmiechem, prawie przyklejonym do twarzy o orientalnych rysach. Nie chciała tego, zależności od kogokolwiek; prędzej już wygryzłaby z biznesu Giovannę, choć nie miałoby to racji bytu – klienci nie pozwoliliby Miu snuć się korytarzami Wenus i wodzić na pokuszenie bez faktycznego spełniania ich zachcianek. Pragnęli jej zbyt mocno, zresztą, nie szanowaliby kobiety, którą już posiedli, a która teraz decydowała o ich przyjemnościach. – Jedyne, czego się domagam, to przestrzeganie warunków umowy. Dobrze wiem, na co się zgadzałam – drążyła uparcie, ale bez szczeniackiej pretensji czy podkreślenia swych żądań, dzielnie znosząc zarówno ostrzejsze spojrzenia Lestrange’a jak i przedstawienie, jakie tym razem to on zaoferował jej. Woda skapująca z ust, zalewająca szyję, przemakająca przez elegancką koszulę, akcentując mięśnie klatki piersiowej – czyżby uwodzicielski talent Francisa marnował się po tej drugiej stronie podglądackiego imperium? Nie, żeby robiło to na niej wrażenie, zobojętniała na podobne atrakcje: czuła się jeszcze bardziej pusta i niewzruszona niż za dziewiczych czasów spełnienia się jako irytująca urzędniczka, zaciekle ganiąca wszelkie przejawy rozluźnienia obyczajów. – I ty też o tym wiesz – dodała ciszej, ze świętym spokojem: godziła się niemal na wszystko, ciężko pracowała na swoją renomę, a teraz stawała się główną atrakcją Wenus, kobietą przynoszącą im najwyższe zyski, najcenniejszym klejnotem, który wcale nie żądał aż tak wiele. Pracowała sumiennie, nigdy nie zgłaszała nieobecności, nie otrzymywała skarg i tylko jeden, pechowy raz omsknęła się jej ręka, lecz ten incydent został starannie zatuszowany. Nie wiedziała, czy dotarł nawet do uszu Francisa, zresztą: nieistotne, zamierzała po prostu zawalczyć o sprawiedliwą zapłatę. Za coś dodatkowego; gdyby chodziło tylko o szefowską kontrolę, nie irytowałaby się tak bardzo, ale sam Lestrange przyznawał, że w pewien sposób korzystał z usług Miu, nawet jeśli działo się to na odległość kilku metrów i bez wymiany płynów ustrojowych.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]27.02.20 11:51
Przepadam za kąpielami w gorącej wodzie. Prawdopodobnie wiąże się to z moim genetycznym defektem, który odziedziczyłem jako efekt uboczny społecznego uprzywilejowania i parzenia się moich krewnych między sobą we wcale niedalekiej przeszłości. Nie znaczy to jednak, że ze mnie jest jakiś narwaniec. Sądząc obiektywnie, drzemie we mnie olbrzymi spokój ducha. Zimna krew, ot co, tyle lat mieszkam ze starym w jednym domu i sam fakt, że dotąd to nie jebło, jak o mnie świadczy. Ano dobrze.
Mam sprawdzone zaplecze, więc choć moja irytacja podnosi się stopniowo niczym morze podczas przypływu, to na razie nic nie świadczy o nadciągającej(?) katastrofie. Równie uprzejmie, co ona unoszę brew - przeciwną niż ona, prawą - i obdarzam ją spojrzeniem już lekko zniecierpliwionym. Pobłażania definitywnie koniec, ze mną nie będzie grać w swoje gierki. Od tego ma gości albo przyjaciół - o ile w ogóle jakichś ma.
-Moja droga - zaczynam, pierdolę swe wcześniejsze postanowienie o protekcjonalności. I tak wybieram opcję złagodzoną, bardziej naturalną, przyjemniejszą do przełknięcia, choć po tym, co przyjmuje do gardła, moje słowa są jak cukierek pośród pastylek do prania - przed chwilą sugerowałaś, że Ginnie powinna uzupełnić moją wiedzę o tym, co dzieje się w moim lokalu. Tak, czy nie? - żądam, by odpowiedziała. Wytykam Deirdre nic ponad jej własne słowa. Za którymi idzie odpowiedzialność, a ja nie dam sobie w kaszę dmuchać - powtórzę więc jeszcze raz: to nie jest ministerstwo, a ja nie jestem idiotą, który nie radzi sobie z wypełnieniem pieprzonego druczku - bo tak mnie traktujesz, z sympatycznym uśmiechem, a jednak jak śmiecia, niezaradny odpadek społeczeństwa. Umiem ogarnąć swój własny burdel. I ten w mojej komnacie, i ten z prawdziwego zdarzenia. Dziwne, jak w ciągu niecałego kwadransa cała moja sympatia do Tsagairt wyparowuje. Znika, jak woda z mojego pucharu, z tym że nie przechodzi przez moje wnętrzności, ani nawet nie przysłuży mi się w żaden sposób, pozostawia za to po sobie niesmak.
Lubić jej nie muszę - zależy mi jedynie na tym, by biznes był integralny, a ona to psuje. Czy mogę kazać jej w tej chwili wracać do pracy, zająć się sobą, koleżanką, albo w podskokach biec do Burke'a? Ano mogę, z tym że serce mam z balonowej gumy i nie pasowałoby to do koncepcji Wenus rządzonego moją rękę. Nie łagodnego kochanka, ale też nie karzącego ojca ze Starego Testamentu. Coś pomiędzy, idealne uśrednienie - zazwyczaj wybieram jedną lub drugą bardziej rozkołysaną skrajność, ale zdarza się i tak, że umiar wychodzi bardziej opłacalny.
-Serio? Bo nie wygląda - kpię, pewny, że mnie zignoruje. Tekst durnowaty, zaczepny - dlaczego, dlaczego, dlaczego to sobie robię? - ale wydostaje się z mego gardła, nim zdążę ugryźć się w język. Może powinna zobaczyć mnie kiedyś w trakcie, to mogłoby zrobić na niej wrażenie. Wiem, jak dochodzą inni mężczyźni i wiem, jak dochodzę sam. Wypadam estetycznie w tym rankingu rozpusty, nawet przy ilości penisów jakie Deirdre widuje znalazłbym się pewnie w czołówce, jeśli chodzi o wizualne efekty finiszu.
-Ech... No tak - mamroczę do siebie i cofam rękę z chusteczką, wpychając ją na powrót do butonierki. Byle jak, tego nie potrafię zrobić porządnie. Trochę żałosne, biorąc pod uwagę moją trzydziechę na karku i jakieś piętnaście lat doświadczenia w noszeniu skrojonych na miarę marynarek. Rozprasza mnie ta szminka - nie mogę na nią patrzeć, bo mam przemożną ochotę, żeby ją polizać. Takie moje drobne namiętności, wszystkie szczegóły. Jutro zwrócę uwagę na jeden skołtuniony kosmyk, pojutrze na wiszącą nitkę u rękawa jej szlafroka, co wydaje mi się szalenie erotyczne. Pociągające równie mocno, jak rozmazany makijaż ust.
[i]A czujesz się komfortowo, gdy wchodzi w ciebie jakiś gruby dziadyga?[i]
To pytanie nie pada, bo jestem kulturalny. A przynajmniej... rodzice się starali mnie na takiego wychować. No i podejrzewam odpowiedź - on za to płaci. Jeśli dla pieniędzy naprawdę przełknie wszystko, to siedzi przede mną najprawdziwszy skarb. Przemilczam jednak tą pretensję, bo pewnie i tak wyjrzy na światło dzienne jeszcze za chwilę. Nadgryzione jabłko odkładam na stół, mimowolnie zerkając na jej kolana.
-Nie - zaprzeczam, żywiołowo reagując na jej wywód tyczący się drogi kariery zawodowej i możliwości jej rozwoju. Choć w tym przypadku, raczej mówi o zwieńczeniu - to byłby wstyd - mówię pewnie, wydymając lekko usta, pogardliwie, z faktycznym obrzydzeniem, które aż po mnie spływa. Na wyłączność, znaczy na własność? Prycham, swoje niezadowolenie manifestując agresywnym wgryzieniem się w jabłko. Wkrótce zostaje po nim sama ogryzka, rzucam nią do kosza, ale nie trafiam. Cóż, nigdy nie byłem dobrym ścigającym.
-Nadal nie przedstawiłaś mi żadnej sensownej propozycji - zauważam, ścierając palcami krople z mojego dekoltu. Znowu ubabrany, jak dobrze, że to tylko woda - nie jestem jednak taki okropny, jak myślisz - mówię, zerkając na nią z kwaśnym uśmiechem na ustach. Nie lubię sztuki kompromisu, ale za to lubię, by Wenus chodziło jak w zegarku, a kosa z Deirdre ewidentnie coś by tam rozpierdoliła.
-Ja sypnę złotem, a ty dasz mi bardziej interesujące widowisko. To moja ostateczna oferta. Jeśli się nie zgadzasz, drzwi są tam - rozpieram się wygodniej na krześle, chwilowo tracąc zainteresowanie Deirdre. Co miałem, powiedziałem, a tuż przy moim uchu znowu rozlega się irytujące brzęczenie. Szlag.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Figle zuchwałe 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]29.02.20 12:44
W żaden sposób nie okazała, że protekcjonalne, pełne politowania i z trudem ukrywanego zirytowania słowa Francisa w jakikolwiek sposób ją dotknęły. Słuchała poprzedzonego drogim zwrotem do adresata przemówienia z tym samym wyrazem twarzy, skutecznie tłumiąc chęć przytaknięcia. Owszem, nie miałą o lordzie Lestrange najlepszego mniemania, ale niezbyt wyróżniał się na tle innych mężczyzn: tylko niewielu naprawdę szanowała, innych dominowała z taką łatwością, że wywoływali u niej tylko pogardę. Właściciel Wenus znajdował się znacznie bliżej tej drugiej kategorii, choć nie przekroczył progu zupełnego zepchnięcia poza nawias szacunku - ciągle miał nad nią władzę, cieszył się wpływami, wyznaczał zapłatę i nigdy nie podniósł na Miu ręki, co dawało nadzieję na nawiązanie trwalszej relacji opartej na obupólnym szacunku. Do czasu, mierził ją bowiem nonszalancki, nieodpowiedzialny charakter, drażniło przekonanie o własnej nieomylności, sam bowiem obnażał niewiedzę oraz prostackie zachowania. - Ginnie? - powtórzyła pytająco, nie znała żadnej dziewczyny o tym imieniu bądź pseudonimie, a Borgia...cóż, zdecydowanie takie zdrobnienie nie dodawało burdelmamie powagi. - Nie mamy tu żadnych druczków - odparła tylko, lekko zdezorientowana - albo to zdezorientowanie wprawnie udając, nie sposób było to odgadnąć, nigdy wszak nie obnażyła przed ludźmi pracującymi w Wenus swej prawdziwej twarzy, prawdziwego charakteru, prawdziwych zachowań. Część przesłanek była prawdą, większość tylko ułudą, mającą zapewnić jej bezpieczeństwo. - Tak, powinna uzupełnić, to przecież część obowiązków Borgii - a lord nie powinien sobie tym zaprzątać głowy - odparła, dalej łagodnie zdziwiona tym, że uznał jej słowa za przytyk. W jej głowie takowym był, ale przecież nie czytał w myślach Miu, a skośnooka prezentowała sobą bardzo udaną fasadę uprzejmości.
Nawet, jeśli w środku trafiał ją magiczny szlag. Zatrzepotała zaczernionymi orientalną mazią rzęsami. - Pełni zadowolenia też nie okazuję za darmo - wyjaśniła spokojnie, rzeczowo, wszystko miało swoją cenę. A ona - śpieszyła się do klienta, dyskretnie zerknęła na drogi zegar w złotym obramowaniu, stojący w rogu eleganckiego gabinetu. Miała jeszcze kilka chwil, nie zamierzała więc uznać tej dość trudnej rozmowy za zmarnowanej, ciągle tliła się iskra nadziei na rozwiązanie niemoralnego konfliktu interesów. Nieświadomie oblizała kąciki ust, w zamyśleniu, czując na języku mętny, słodki smak pomadki, teraz barwiącej czerwienią także rząd równych zębów. - Dlaczego wstyd? - spytała, szczerze zaciekawiona: nie, żeby chciała zakończyć karierę w taki sposób, to uwłaczałoby potrzebie samodzielności, ale wiele dziewczyn tak właśnie upatrywało sobie sielankową emeryturę u boku zadurzonego mężczyzny, obsypującego ją złotem. - To jak małżeństwo, tylko bez kajdan społecznych oczekiwań i wymuszonego macierzyństwa - dodała w zamyśleniu, nieco ukontentowana, że rozmowa zeszła z irracjonalnych pomrukiwań niezadowolonego Francisa na tematy niemalże społeczne. W nich brylowała całkiem pewnie, w kwestiach negocjacji również się sprawdzała, o ile po drugiej stronie konferencyjnego stołu zasiadał równie logicznie myślący interlokutor.
- Przedstawiłam - odpowiedziała uparcie, nieco zmęczona już nieowocną rozmową, mogącą doprowadzić któreś z nich do cieplnego udaru, a później - Miu to odejścia i utracenia regularnej, sporej zapłaty, a Francisa do rozpaczliwego tłumaczenia się przed klientami zostawiającymi w Wenus najwięcej pieniędzy. Azjatka nie stawiałaby warunków, gdyby nie znała swej pozycji w tym przybytku - nie żądała przecież niczego ponad uzupełnienie zapłaty za świadczenia, ale nie zamierzała przecież prosić o coś, co jej się należało. - Nie uważam cię za okropnego, sir - dopowiedziała tylko beznamiętnym tonem, wcale nie kłamiąc, Francis miał wiele wad, ale żadna z nich nie zasługiwała na jej wściekłość, pogardę lub lęk. - Bardziej interesujące? Czego dokładnie oczekujesz? - spytała wprost, zaciskając mocniej pasek kusego szlafroczka, zaczynało robić się jej chłodno - w porównaniu z rozgrzanymi olejkami komnatami oraz łaźniami Wenus w biurze szefa tego przybytku mogłobyć roznegliżowanej, zmęczonej, głodnej kobiecie nieco zimno. - Jeśli będziesz zamierzał...oglądać moją pracę, powinieneś zawiesić na klamce drzwi czerwoną nić. Będę wtedy wiedzieć, że obserwujesz - i mogę tak zaaranżować sytuację, byś mógł podziwiać ten element spektaklu, który lubisz najbardziej - wygłosiła w końcu po krótkiej wewnętrznej walce: potrzebowała dodatkowych pieniędzy, kolejnych galeonów, pozwalających jej wspomóc rodzinę i - kto wie - może zmienić stancję z mikroskopijnego pokoiku u zbyt wścibskiej, wiekowej czarownicy? Powoli wstała z krzesła, czekając na decyzje Francisa: nie poganiała go, nie rzucała błagalnych spojrzeń, ale też nie wywracała oczami, grzeczna i zachowawcza w każdym calu, oczekująca satysfakcjonującego ich obojga finału tego krótkiego, biznesowego stosunku profesjonalistów w swym fachu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]02.03.20 15:27
-Giovanna - rozwijam niecierpliwie, skonsternowany już całkowicie. Faktycznie jest niedomyślna, czy dalej bawi się ze mną w jakąś fikuśną grę, której zasady zostały spisane i umieszczone po wewnętrznej stronie drzwi jej garderoby albo w jakimś równie dziwacznym miejscu, do którego nigdy nie zaglądam? Zangielszczone i zdrobnione imię Borgii wcale nie tak daleko odbiega od oryginału, zresztą, co wolno wojewodzie to nie tobie... no. Mogę jej wyjaśnić, w jakich okolicznościach powstało to pieszczotliwe zawołanie, ale wydaje mi się, że Deirdre wcale słuchać nie chce. Do mnie ciepłych uczuć nie ma - w porządku, ale przynajmniej niech Borgię poważa. Skoro już musimy stosować chwyt z dwoma aurorami, powinien chociaż być skuteczny.
Maltretuję górny guzik koszuli, czując, że z rękami zajętymi tym wypadnę lepiej, niż wybijając niespokojny rytm na blacie biurka. Od rana chodzi mi po głowie nowy hit Celestyny, totalnie muszę zakazać puszczania radio na sali. Albo spróbować zorganizować tu jej koncert i ochłonąć. Guzik w końcu urywam, nitki pękają, a ja trzymam go pomiędzy kciukiem i palcem, zastanawiając się, co dalej. Jest ładny, drobny, mieniący się różnymi odcieniami niebieskiego. Wkładam go do kieszeni - dam go Pegeen, syreny lubią ludzkie drobnostki. W oderwaniu od koszuli na pewno nie skojarzy, do czego służy i będzie długo zgadywać, aż w końcu się podda i poprosi o wskazówkę. Ta sielankowa wizja daje mi siłę - bez porównania do najbardziej żarliwego wzywania Merlina - do dalszej konwersacji z Tsagairt. Już znacznie bardziej na luzie, taki jestem, długo wkurwiać się nie potrafię. Szkoda nerwów, szkoda zdrowia, te i tak mam bez szału, więc po co robić sobie pod górkę.
-Dobra, dobra - przerywam jej, zresztą po raz kolejny. Nad tym akurat powinienem popracować - Nie ukrywam przed tobą, że lubię widzieć, co się tutaj dzieje. Wiedzieć też lubię. Interesuję się tym, co się tutaj dzieje, Deirdre - inaczej to po prostu by jebło. Kota nie ma, myszy harcują. Ginnie ufam bardziej niż sobie, ale jednak kręci mnie ta władza, jaką tu posiadam. Zadowalam siebie, zadowalając wszystkich dookoła, w tym również swoich podwładnych. Nieszczęśliwy pracownik to zły pracownik, zwłaszcza u nas, zwłaszcza w tym fachu, który opiera się na dzieleniu się rozkoszą i przekazywaniu wyłącznie najlepszych wibracji. Jako lord zresztą robię całe mnóstwo rzeczy, których nie powinienem i drugie tyle już mam na sumieniu. Argument żaden, ale skąd Deirdre ma to wiedzieć? Nie byłem z nią na kawie, więc nie słyszała o moich przebojach na statku, czym zresztą chwalę się często i gęsto, bo to chyba faktycznie jedyny epizod z mojego żyćka, z którego czuję się dumny.
-To obliczenie kiedyś obróci się przeciwko tobie - zauważam, bo to żadna groźba. Markowanie pieniędzy na inne dobra, przeliczanie pomocy za zaufanie, kantory nie są otwarte wiecznie. Ja do niej z sercem na dłoni, a ona wciąż tylko o jednym. Może tak właśnie odcina się od swej pracy, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że prędzej czy później, zrobi sobie poważne kuku. Szminka na zębach nadaje jej wygląd wampirzycy, ale z tym nie ja muszę sobie radzić. Zrobi to Burke. W jego guście są te zabawy międzygatunkowe. Przynajmniej ogranicza się do form antropomorficznych - i mówię to ja, Franc Lestrange!
-Małżeństwo to partnerstwo. Powinno nim być. Jeśli wylądujesz na utrzymaniu jakiegoś lorda, to będzie już tylko posiadanie. I taki lord zrobi z tobą wszystko, co będzie chciał, a ty nie będziesz miała nic do powiedzenia. Nie będziesz miała ani swojego ciała, ani swoich pieniędzy, będziesz należeć do niego. A jeśli lord sobie zechce, to cię zbrzuchaci wedle własnego widzimisię. Może trafisz na takiego, którego żona nie może podołać macierzyństwu? Albo takiego, co dla własnego kaprysu postanowi spłodzić bękarta? - scenariuszy jest mnóstwo, ale panowie nie biorą do siebie kochanek z Wenus z miłości, a dla zaspokajania swoich najbardziej wyrafinowanych kaprysów. Ostrzegamy przed tym nasze tutki, ale wizja pięknych sukni i pozycji metresy szanowanego arystokraty świeci jasno i zagłusza ostrzegawcze sygnały. Jeden mężczyzna dziennie zamiast czterech, znany, przeważnie czuły, taki, z którym naprawdę dochodzą. Tylko że pieprzony sklepik z marzeniami jest po drugiej stronie: to my nimi handlujemy. Mam jeszcze kilka refleksji, ale rozsądnie pasuję. Widzę, że już przebiera nogami, Burke czeka - ciekawe, czy już jest mokra, zastanawiam się, ciekawe, jak prędko się tego nauczyła, wilgotnieć na zawołanie.
-Nareszcie mówisz do rzeczy - odpowiadam, jej kontra mi odpowiada i zamierzam być hojny, mimo początkowego tarcia na tle finansowym. Głęboko gdzieś mam to złoto, sam równie dobrze mógłbym w ogóle nie zarabiać, to, co odkładam do skrytki to i tak kropla w rodzinnym morzu oszczędności - dodatkowe pięć procent od całości. Tyle dostaniesz - oświadczam, bez żadnych targów proponuję sumę wręcz zawrotną przy jej statystykach. Lepiej tak, niż wziąć zaliczkę z góry. To inwestycja.
-To jeszcze powiedz mi, co lubię najbardziej? - pytam z szerokim uśmiechem, bo ostatecznie ugrałem całkiem sporo, a jej rozwiązanie podsuwa mi piękny plan czerpania przyjemności podwójnej z tych widowisk. Czerwone wstążki zawisną na wszystkich drzwiach - niech się stara, ale niech pewności nie ma nigdy.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Figle zuchwałe 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Figle zuchwałe [odnośnik]05.03.20 17:54
Wyjaśnienie dotyczące słodkiego zdrobnienia Giovanny przyjęła bez mrugnięcia powieką, nie przepadała za takimi słownymi pieszczotami, uznając je za brak szacunku wobec kobiet, które często traktowano w protekcjonalny sposób. Sama wybrała pseudonim sceniczny także ze względu na niemożliwą do spieszczenia formę, choć i tak rzadko trafiała na gości lubujących się w uroczym gruchaniu. Zazwyczaj nazywano ją inaczej, używając form z drugiej strony spektrum, ale nie znalazła się w gabinecie Francisa po to, by prowadzić dysputy językoznawcze. Miała sprawę do załatwienia i złoto do uzyskania, dlatego ze świętą cierpliwością znosiła zachowanie wyraźnie nieszczęśliwego Lestrange'a, raz po raz niszczącego coraz bardziej swą prezencję. Koszula oblana wodą, zlepione włosy, ślady po owocowym soku w kącikach ust, strzępki nitki: doprawdy, nie wyobrażała sobie tego arystokraty na salonach, w sztywnym czarodziejskim smokingu, całującego w dłonie prastare matrony i oddającego hołd nestorom.
- Oczywiście, to zrozumiałe: jesteś przedsiębiorcą i dbasz o swój interes - zgodziła się z nim znów uprzejmie, jak urzędnicza maszynka. W czasie takich, prywatnych rozmów trudno było uwierzyć w powodzenie Miu; w to, jak doskonałą maskę potrafi przybrać, uwodząc wszystkie zmysły, mącąc czarodziejom w głowach, doprowadzając ich do szaleństwa, pochłonięta przeciwieństwem lodowatej obojętności - palącą żywcem namiętnością. Zastanawiała się, jak ta dychotomia może wyglądać z boku, ale nie zamierzała wypytywać Francisa o opinie na swój temat - chyba, że te dotyczące stricte postępów w pracy. - Dziękuję za troskę, ale potrafię radzić sobie sama, a w obecnym świecie rządzą galeony - odparła takim samym tonem, nieco tylko mrużąc skośne, kocie oczy. Wiedziała, że nie cieszy się wśród wenusjanek sympatią, unikała wspólnych spotkań, chodziła własnymi drogami, zyskała też zbyt dużą popularność, by nie wzbudzać zazdrosci, zarówno z powodu zarobku, jak i znacznie przyjemniejszej klienteli. Nie oferowała pomocy w opiece nad dziećmi, nie wdawała się w czcze pogawędki w garderobach, czasem owszem, zacisnęła gorset albo pomogła w zawiązaniu skórzanej uprzęży, czyniła to jednak bez emocji. Zachowywała się przyjemniej niż przed Francisem, częściej się uśmiechała i sprawiała wrażenie sympatycznej, lecz nic poza to. I wcale jej to nie przeszkadzało, przyjaźnią nie wybrnie z długów, przyjaźnią nie zakupi eliksirów wzmacniających, przyjaźnią nie odbij się od dna. Potrzebowała pieniędzy.
Tak mocno, że nie wywróciła oczami na przemowę Lestrange'a, dławiąc chęć sprostowania poglądów na temat prostytucji - o której miała chyba dużo więcej pojęcia od niego. - Mężczyźni nie lubią dzieci, zwłaszcza z nieprawego łoża, to mi nie grozi - odpowiedziała po prostu, powoli, siląc się na zachowanie łagodności. - Nie widzę też w twoich słowach odróżniającego taki układ od przebywania tutaj: wady te same, a zalet dużo więcej, choćby w liczbie wymuszonych...kontaktów - uśmiechnęła się prawie przepraszająco, ale oczy pozostały ciemne, skupione, czekające na finansowy werdykt przełożonego. Ten w końcu padł a ramiona Deirdre wyraźnie się rozluźniły; nie było tak źle, pięć procent to zawsze więcej od niczego, w dodatku był to procent od całości zarobków, co dawało przyzwoitą sumę. Przez moment się wahała, ale nie chciała przeciągać struny wrażliwej hojności - ani przedłużać spotkania. - Dobrze - skinęła w końcu głową, powoli podnosząc się z fotela. Zerknęła kontrolnie na zegarek. - Obowiązki wzywają- dodała pilnym tonem, wcale nie udając, że Miu zależało na wykonywaniu pracy jak najlepiej. Zatrzymała się dopiero przy drzwiach słysząc jego ostatnie pytanie: odwróciła się przez ramię, odwzajemniając uśmiech: nie cwaniacki, raczej odrobinę wyniosły i znów irytująco uprzejmy. - Zaufaj Miu. Potrafi zaspokoić przeróżne pragnienia - odparła tylko nieco wymijająco, nie miała czasu na wdawanie się w szczegóły, musiała się obmyć, poprawić włosy i skropić skronie oraz łono wonnymi olejami, ulubionymi Burke'a. Najwięcej energii wymagało jednak przybranie kolejnej maski - choć teraz, gdy obiecano jej podwyżkę, nałożenie jej było odrobinę prostsze.

| ztx2


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Figle zuchwałe
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach