Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet
AutorWiadomość
Gabinet [odnośnik]23.02.20 23:05
First topic message reminder :

Gabinet

Wnętrze gabinetu jest jasne i zdecydowanie przywodzi na myśl szpital, choć taki odrobinę bardziej przytulny. Na jednej ze ścian znajduje się szeroki, metalowy zlew, a kilka półek zastawionych jest najczęściej używanymi eliksirami i paroma interesującymi mugolskimi przyrządami medycznymi. Gdzie nie gdzie powieszonych jest parę większych rycin anatomicznych. Jako szafki służą tu stare i odrestaurowane meble, a dwie kozetki oddzielone od siebie ciemnozielonym parawanem zdecydowanie wiodą tu swoje drugie, jak nie trzecie życie. Całość jest jednak zadbana, a choć skromna to właściciele dokładają starań, aby wnętrze pomimo dominującej w nim bieli pozostało tak przyjazne, jak tylko mogłoby być.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Gabinet [odnośnik]29.12.20 23:15
Pierwsze tygodnie w lecznicy były intensywne, ale niezmiernie ją to cieszyło. Nie zniosłaby nerwowego spoglądania z kąta w kąt i natarczywego poszukiwania wartościowego zajęcia. Wszyscy medycy zadbali  oto, by Bella nauczyła się jak najwięcej, by nie stała jak mdła rzeźba, niezdolna do samodzielnego ruchu i wygłaszania prawdziwych osądów. Sporo czasu spędzała z Roselyn, która miała prawdziwy dar do przekazywania uzdrowicielskiej wiedzy, ale i kuzyn zadbał o to, by Isa faktycznie mogła powypełniać luki w wiedzy praktycznej i wykorzystać tonę pielęgnowanej od lat wiedzy w realne ratowanie potrzebujących. Zdołała w ostatnich tygodniach pojąć, że do tego miejsca nie zaglądał byle kto. Że było ono chronione przed wrogimi spojrzeniami, przed różdżkami tych, których i ona mogła się obawiać. Sprawa Zakonu Feniksa stała się dla niej jaśniejsza dzięki Steffenowi, wiedziała także, że lecznica nie wybiera, nie odmawia pomocy tym, których rodowód budził wątpliwość pośród konserwatywnych elit. Rozkwitała tu w pełni, przelewając najdrobniejszy kawałek energii na oswajanie się z kolejnymi wyzwaniami. Badała urazy, wreszcie stawała oko w oko z chorobami czy ranami, które do niedawna znała wyłącznie z barwnych, ale jednak zupełnie teoretycznych wizji swojego nadwornego nauczyciela. Ten jednak zniknął, a na jego miejscu pojawiła się najprawdziwszy szpitalik, zapach medykamentów i łamiące serce melodie cierpienia, które działo się tu i teraz. Podążała krok w krok za doświadczonymi, wyobrażając sobie, że któregoś dnia nie będzie potrzebowała aż tylu wskazówek i że nie zadrży jej podbródek na widok przerażających urazów. Była dzielna! I kochani krewni ofiarowali jej mnóstwo wiary, rozpalali w niej płomień, popychali do coraz cięższych zadań. Wreszcie spełniało się jej marzenie, choć akurat tu, w skromnych pokoikach uzdrowicielskiego przybytku miała przestać bujać w obłokach i skupić się na faktycznej pracy. Musiała spoważnieć i uspokoić czasami zbyt niepokorne wulkany emocji.
Pozwalano jej doglądać pacjentów o przypadłościach podobnych do tych, z którymi miała już styczność, zaszywała rany, nakładała opatrunki, podawała lekarstwa, które w dużej mierze wykonała sama. Jej alchemiczne zdolności owocowały rzędami słojów, fiolek i buteleczek z życiodajnymi wywarami i niesamowitymi maściami. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wniosła namiastki ciepła i natchnienia pomiędzy spętane troskami głowy pacjentów. Jej obecności nie można było przegapić.
- Panno Figg! – Isabella wkroczyła do gabinetu zaopatrzona w kartę pacjentki i popatrzyła na oczekującą już pokiereszowaną damę. Przypadek oczekiwał pomocy pilnej, choć wydawało się, że życie panny Marcelli nie było zagrożone. Powinna ją jednak zbadać i dowiedzieć się więcej. Nim to jednak nastąpiło, objęła kobietę uśmiechem, a jej spojrzenie wkrótce wskazało na poruszenie. – Och, co się stało? Jak się panienka czuje? – zapytała, zbliżając się do kozetki. Jej fartuch różnił się od tego, który nosiła Ida czy Roselyn. Można było dostrzec drobne, eleganckie detale. Z rozpiętych pod brodą połówek materiału wyłaniał się zaś wisior spoczywający spokojnie na sukience – spostrzegawcza dusza przy paru ruchach stażystki dopatrzyłaby się szczurzego wizerunku. Kiedy odpowiednio oczyściła dłonie, mogła podejść jeszcze bliżej i przyjrzeć się niepokojącym poparzeniom. – Płomień jest tak potężny, ale bywa okrutną krzywdą – Westchnęła, lekko przechylając głowę i przybliżając różdżkę do ran na twarzy. – Ale obiecuję, że te parzące ślady zaraz zbledną i poczuję panienka ulgę. Cauma Sanavi Maxima!
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Gabinet - Page 4 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Gabinet [odnośnik]29.12.20 23:15
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 60

--------------------------------

#2 'k8' : 7, 8, 5, 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet [odnośnik]16.01.21 23:00
Troszkę liczyła, że spotka tutaj Alexandra i od razu powie mu jak przebiegła sprawa w Londynie. Ostatecznie przecież zwyciężyli, mogła od razu mu to przekazać. Chociaż powiedziałaby właściwie niezależnie od wyniku. Nie była też niezadowolona ani nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że pracy jest dużo, a jej obrażenia wcale nie były mocne. Mogła tu spokojnie dolecieć. Były tylko nieco nieprzyjemne w swej naturze, trochę bolało, ale niemocno. Poza tym, ona trochę słynęła ze swojego dobrego zdrowia. Była bardzo odporna i silna dzięki długoletniemu treningowi. Treningi z resztą nadal praktykowała, choć nie jadła już tak zdrowo jak kiedyś. Mimo to nadal była niezłym przykładem jak się powinno wyglądać, żeby być sprawnym. - Dzień dobry... - Zatrzymała się. Dziewczyna zupełnie jej się nie przedstawiła, ale domyśliła się, że to pewnie będzie Isabella, bo na wejściu jedna z uzdrowicielek powiedziała jej, że dziewczyna właśnie o tym imieniu ją obejrzy. Wyglądała na bardzo młodą, ale Figg nie spięła się przez to bardziej ani przez chwilę. Spokojnie obserwowała czarownicę. Głównie dlatego, że nic bardzo strasznego się jej nie stało, więc nie spodziewała się, że będzie się nią zajmował najbardziej zaawansowany medyk lecznicy. Były cięższe przypadki. - Właściwie to nie był ogień tylko parzący łańcuch. - Wyjaśniła, kiedy dziewczyna zaczęła mówić o jej obrażeniach. - Wdałam się w zwadę w Londynie. Zaklęcia były czarnomagiczne. - Powiedziała. Jej rany zaczęły bardzo szybko znikać, a dzięki szybkiej reakcji, zapewne niedługo nie zostanie po nich ślad. I przestały ją piec. - Dziękuję. - Zwróciła uwagę niemal od razu na ten naszyjnik, kiedy tylko dziewczyna zbliżyła się do niej. Szczur? Kto w ogóle nosi takie ozdoby? To nie motyl, by wyglądać po prostu atrakcyjnie na czyjejś szyi. Uśmiechnęła się lekko. - Ładna biżuteria. - Powiedziała. Od razu przywiodła jej na myśl jedną osobę. Ciekawe co teraz broił. - Kojarzy mi się ze zna... z przyjacielem. - Szybko się poprawiła. Mogła już spokojnie nazywać go przyjacielem. To tylko kwestia przyzwyczajenia.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet [odnośnik]17.01.21 16:55
Zaklęcie pomyślnie objęło poparzoną twarz młodej kobiety. Złagodniał znacznie ślad po morderczych, gorących łańcuchach. Isabella dostrzegała, że rana nie była aż tak głęboka, nie potrzebowała zaawansowanego leczenia, ale warto było poddać ją różdżce uzdrowiciela. – Dobrze, że przyszłaś – odpowiedziała, prowadząc kojącą końcówkę różdżki blisko śladów po wstrętnej magii. Czarnej! Już samo wspomnienie wywołało u Isabelli nieprzyjemny uścisk w żołądku. To jedna z tych walecznych młodych dam, bohaterka, podobna do Alexandra i Steffena. Czy tak? Powinna otrzymać najlepszą opiekę. Bella była pewna, że może jej ją ofiarować. Konieczne było odpowiednie zadbanie o poszkodowaną. Westchnęła zasmucona opowieścią kobiety.
– Ktoś, kto brata się z tak wstrętną magią, musi być naprawdę złym człowiekiem. Przykro mi, że cię to spotkało. Choć czuję, że jesteś bardzo odważną kobietą – wyraziła, na koniec spoglądając na nią z dumą i wyraźnym ciepłem w spojrzeniu. Bojowniczka, silna i mocna. To był zupełnie inny rodzaj dziewczęcej odwagi od tego, który mogła znać Bella. – Czy Londyn… bardzo się zmienił? – zapytała, jednocześnie przyglądając się poszarpanej sylwetce. – To jeszcze nie koniec – odparła w reakcji na uprzejme podziękowanie. – Jesteś potłuczona. Uporałyśmy się z poparzeniami, ale chciałaby cię jeszcze zbadać i wypuścić całkiem uleczoną – obwieściła, widząc, że popalona skóra wcale nie była jej jedyną krzywdą. Postanowiła przyjrzeć się jej bardziej. Poprosiła pacjentkę o zdjęcie górnej części ubrania, a później poprowadziła dłonie przez poszkodowane ciało w poszukiwaniu potłuczeń. Zasinienie nie wyglądały groźnie, ale wiedziała, że mogła przynieść jej ulgę i pozbyć się kłującego przy gwałtowniejszych ruchach bólu, na który zdawały się wskazywać podejrzane obrażenia. Większa interwencja na szczęście nie była konieczna. Panna Figg miała dużo szczęścia. Uniosła zielone oczy ku jej twarzy, gdy tylko usłyszała komplement.
– Dziękuję, to… - zawahała się nieco niepewna, a potem Marcella wspomniała o przyjacielu, którego potrafiła powiązać ze szczurzym symbolem. Bella nieco się zaróżowiła i odsunęła lekko dłonie od ciała pacjentki. – Och! Ze Steffenem? – podchwyciła z pogodnym uśmiechem. W oczach pojawiły się wyraźne iskry. – Mam na imię Isabella. Może wspominał ci kiedyś o mnie? – podpytała ucieszona faktem, że najprawdopodobniej poznała przyjaciółkę swojego ukochanego. Była też ciekawa, czy Cattermole dzielił się z bliskimi wieściami o ich relacji. Znając jego długi język – z pewnością. Episkey Maxima! wymówiła kolejną magiczną formułę, by zniwelować niezbyt groźne zasinienia. Chciała zadbać o pannę Figg jak najlepiej.Curatio Vulnera Maxima!dopowiedziała po krótkiej chwili, bo i udało się jej wypatrzeć jeszcze niezbyt dużą ranę. Trwała skupiona, choć kusiło ją, by podpytać ją jeszcze bardziej o szczurzego chłopca. Postanowiła jednak, że to nie jest zbyt dobry moment. Przede wszystkim powinna zająć się leczeniem.

1. Zaklęcie
2. Zaklęcie II

Marcella: 233/250, (30 oparzenia, 5 tłuczone, 15 szarpane)
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Gabinet - Page 4 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Gabinet [odnośnik]17.01.21 16:55
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 90

--------------------------------

#2 'k8' : 2, 3, 2, 8

--------------------------------

#3 'k100' : 39

--------------------------------

#4 'k8' : 2, 2, 1, 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet [odnośnik]24.01.21 22:36
Łagodzące zaklęcie sprawiło, że była jakaś mała nadzieja na to, że pamiątka po dzisiejszym dniu skutecznie zniknie. Nie była jej w żadnym wypadku potrzebna, a Marcy starała się unikać blizn na tyle na ile mogła. Co poradzić, choć coraz częściej walczyła, wciąż była kobietą. Chociaż nie było to na pierwszym miejscu, nadal chciała chociaż czasami wyglądać dobrze. Nie należała też do próżnych. Raczej do tych bardzo zakompleksionych. Dlatego dokładanie sobie dodatkowo jeszcze paskudnej blizny na twarzy z pewnością nie podbiłoby jej pewności siebie. Wręcz przeciwnie. Już blizna na ramieniu poskutkowała nagłą zmianą garderoby letniej. Marcella bez bólu oddała wszystkie swoje podkoszulki na ramiączkach. Wszystko co odkrywało ramiona zniknęło - albo znalazło się w szafie Lucy albo przygarnęła je biedniejsza część Oazy. - Dziękuję. - Dziewczyna wydawała się przesłodka. Choć pewnie dla każdego pacjenta taka była. Medycy mieli w sobie zazwyczaj coś bardzo łagodnego. Z niewielkimi wyjątkami, ale tak było. Jej słowa z resztą od razu bardzo speszyły Marcellę, widać to było na pierwszy rzut oka po jej zawstydzonej minie. - Nie powiedziałabym, że jestem... Odważna. Po prostu robię to, co trzeba. - Ułożyła dłoń na swoim karku, zerkając tylko na blondynkę niepewnie. Poproszona o zdjęcie ubrania, przez chwilę po twarzy Marcelli przebiegł cień niepewności. Wprawdzie nie powinna denerwować się przed medykiem, ale...
Nie wyglądała już przecież tak ładnie jak kiedyś.
Mimo to nie powiedziała ani słowa niezadowolenia. Zdjęła koszulę, która w sumie była dosyć brudna od kurzu i piasku. Jej fikołki miały kilka naprawdę poważnych minusów. Isabella mogła teraz właściwie od razu dostrzec jej bliznę - duże i czerwone znamię ciągnące się aż do połowy przedramienia i zostawiający na nim odbicie ptasiego skrzydła. Na pierwszy rzut oka do poznania była tutaj płomienna ręka, a sam fakt, że rana, choć wielomiesięczna, wciąż wydawała się w pewnym stopniu żywa, pożar który ją stworzył nie mógł być zwyczajnym pożarem.
Zaklęcia momentalnie sprawiły, że poczuła się lepiej. Siniaki dzisiejszego dnia od razu nieco zbielały.
- Tak, skąd... - Znasz Steffena? To powinna powiedzieć, ale gdy tylko spojrzała na dziewczynę, chyba pojęła skąd ta ciepła reakcja. - Nie, dotąd nigdy... Ale my zazwyczaj nie mamy czasu tak po prostu porozmawiać o życiu... - Może to był błąd z jej strony? W sumie nie wiedziała aż tak dużo o życiu Steffena. - Co was łączy?


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet [odnośnik]25.01.21 1:02
– I właśnie to jest niesamowite, panno Marcelko – obwieściła z przejęciem w głosie. W jej zielonych oczach zamigotały gwiazdy podziwu, światełka wzruszenia i troski. Bo to, co robiła, wcale nie było ani łatwe, ani bezbolesne. Było katorgą i udręką. Widziała, w jakim stanie wrócił Steffen i ta panna Hania. Jeśli Figg robiła podobne rzeczy, musiały być morderczymi wyzwaniami, których Isabella nie była w stanie sobie nawet wyobrazić. – Czynisz to, co jest potrzebne – powtórzyła za nią. – Ja chyba nigdy bym się nie odważyła – dodała cichutko, nim przeszła do dokładniejszych oględzin umęczonego ciała panny Marcelli. Jej ruchy były pełne ostrożności, ale i dość pewne, musiała przyjrzeć się wszystkim podejrzanym zasinieniom, wszystkim śladom. Oczywiście, że dostrzegła stare rany, oddechy ognia, oddechy bólu, którymi uraczył ją ktoś już jakiś czas temu. Wydawało się jednak, że nic nie mogła z tym zrobić, a i sama pacjentka zdawała się milczeć. Skupiła się więc na w miarę świeżych śladach, resztkach oparzeń i zaczerwienieniach. Istniały pieczęcie krzywdy, których w żaden sposób nie dało się wymazać. Bella postarała się więc zadbać o to, by więcej takich już panna Figg nie miała.
Manewrowała więc różdżką blisko jej ciała, a kolejne zaklęcia błyskały, otaczając ją większą ulgą. Wymazywały się zewnętrzne barwy bólu, ale i pod nimi zaleczały się urazy. Obrażenia kobiety wcale nie były wielkie, ale nie wolno było ich całkiem zlekceważyć. Z potłuczeniami łatwo można było sobie poradzić, ale Bella wolała też upewnić się, że wewnątrz nie zadziało się coś niepokojącego. Czasami nie bolało, czasami nie istniał najmniejszy ślad, ale w środku toczyła się o wiele większa bitwa, niż mogłoby się wydawać. Między kolejnymi czarami zdecydowała się więc, dla pewności, wymówić jeszcze jedną formułę. W końcu ostrożności nigdy nie za wiele, prawda? Diagno haemo! wymówiła, celując precyzyjnie, dbając o dokładnie wyartykułowanie każdej głoski. Głos nie powinien drżeć, a jej niezbyt wielkie doświadczenie nie było żadnym argumentem. Powinna działać sprawnie i świadomie, nie bać się czegoś, o czym przecież marzyła przez całe życie. – To mój… – zaczęła, odrywając na moment różdżkę od pacjentki. Zaróżowione policzki były tak nieprofesjonalne! Podniosła jednak brodę nieco wyżej i wzięła kontrolny wdech. – Jest mi bardzo, bardzo drogi. To mój ukochany  – odpowiedziała w końcu, choć po drodze zdążyła jeszcze zastanowić  się nad właściwym określeniem dla ich relacji. Zalotnik? Obiecany? Adorator? Niezbyt jeszcze pojmowała słownictwo spoza złotych salonów. Szczególnie w tak intymnym temacie. Jeśli jednak Marcella była jego przyjaciółką, to chyba Isabella nie powinna się tego obawiać, prawda? Swoją drogą, jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie mówił tak bliskiej osobie o Belli? Nieco zastygła i dopiero po chwili gotowa była ponownie zaleczyć nadszarpaną skórę panny Figg. Magia bardzo skutecznie rozprawiała się z jej ranami, ale Bella wolała dopełnić dzieło. Curatio Vulnera Maxima! wydusiła, nim speszenie zdołało rozmyć jej pewność na tyle, by całkiem straciła skupienie.

Marcella: 250  :pwease: /250, (30 oparzenia, 5 tłuczone, 15 szarpane)
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Gabinet - Page 4 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Gabinet [odnośnik]25.01.21 1:02
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 49

--------------------------------

#2 'k100' : 73

--------------------------------

#3 'k8' : 8, 7, 7, 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet [odnośnik]27.01.21 21:01
Kontrole, leczenia, szybkie sprawdzanie życia w niej. Przechodziła już to tyle razy, że kolejne oczy oglądające jej ciało już naprawdę jej nie przeszkadzały. Medyk to medyk - Isabella pewnie widziała dziesiątki podobnych ciał o ile nie bardziej skąpanych w bliznach. Była na ostatnim miejscu podium ludzi, którzy mieli okazję zobaczyć jej płomiennoskrzydłe ramię, bo Figg bardzo pilnowała, by nie pokazywać innym swojego ramienia zaraz po tym zajściu. Tak więc blondynka widziała je jako trzecia.
Badanie ogólnie nie bolało. Oparzenia - trochę, zaś siniaki prawie w ogóle. To było porównywalne do dyskomfortu zakwasów. Nic z czym by sobie nie poradziła. Z przezorności szła do medyka. Uważała, że tak po prostu się powinno. Zachowywała się też grzecznie. Gdy trzeba było unieść rękę - unosiła. Gdy opuścić, to również robiła bez mrugnięcia okiem.
Nie znała tych zaklęć. Chociaż coś jej świtało, kiedy kobieta je rzucała. Może po prostu znała z inkantacji, ale nie próbowała nigdy dotąd magii leczniczej. Nie mogła wiele powiedzieć na jej temat. Czary młodej uzdrowicielki jednak działały, więc nie miała zamiaru narzekać. - Nawet nie wiesz o czym mówisz... - Powiedziała, patrząc gdzieś w ścianę. - Wydaje mi się, że to co teraz robisz to właśnie to co jest potrzebne. To, że nie wychodzisz naprzeciw wrogowi z różdżką w ręce nie znaczy, że nie pomagasz i nie robisz tego odważnie. Szczerze mówiąc czasami wolałabym być na Twoim miejscu, ale... nie jestem ulepiona z tej gliny.
Chociaż kiedyś była o wiele łagodniejszą personą, od kiedy pamiętała zazwyczaj jej zajęcia były typowo siłowe i aktywne. Chyba nie byłaby w stanie być uzdrowicielką... Jakby nagle miała zmienić życie o sto osiemdziesiąt stopni. Z kolei kiedyś nie sądziła, że stanie się mistrzynią obrony...
- To Twój chłopak? - Wypaliła zaskoczona. Steffen miał dziewczynę? I to taką ładną?! Już po jej minie było widać, że nie spodziewała się czegoś takiego. Nigdy nie patrzyła na Cattermole'a nawet w takiej kategorii. Wręcz bardziej... Traktowała go trochę jak wkurzającego młodszego brata. Gdyby takiego miała, na pewno by się tak zachowywał właśnie jak Steffen. Usmiechnęła się do siebie. Ostatnio podobnie myślała o Anthonym.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet [odnośnik]27.01.21 21:51
Wcale nie miała zbyt wielu okazji, wcale nie widywała miliona ran i nie rozganiała mroków z tylu udręczonych ostatnimi wydarzeniami dusz. Przynajmniej nie jako medyk, bo jako Isa, po prostu Isa próbowała wnosić radość i powodzenie do każdego nowego poranka. Zawsze taka była, przelewała emocje między promieniami słońca, wędrowała zbyt pośpiesznie i ogarnąć chciała spojrzeniem jak najwięcej ludzi. Tu jednak nie chodziło o przyłożenie serca do serca – choć częściowo może tak – ale  o wiedzę, radę i profesjonalizm. Chciała zachowywać się tak, by pacjenci poczuli opiekę i wybawienie lub przynajmniej otrzymali te złote wskazówki, które pomogą im wstać i podjąć kolejne kroki. W praktycznej sztuce uzdrawiania, dzięki codziennym spotkaniom z chorymi Bella pojęła, że mimo wszystko sama rozmowa, podłapane spojrzenia i zgoda na opowiedzenie tłumionych historii bywały tak naprawdę istotną częścią kontaktu. Może nawet tak ważną, jak lecznicze zaklęcia? Tu przecież nie musieli się bać, tu odsłaniały się niewidzialne na zewnątrz rany. Niekoniecznie te możliwe do wyleczenia za pomocą czarów.
– Staram się nieść moją leczącą różdżkę i troskę. Twe słowa są dla mnie cenne, panno Figg – wyznała uszczęśliwiona, a jej twarz rozświetliła się wyraźnie. Chciała mieć swoje miejsce, bardzo tego pragnęła. Cel i drogę, którą odtąd mogła kroczyć, by wesprzeć świat wokoło, by uzdrowić samą siebie. – Choć mnie tam nie ma, na tym wielkim polu bitwy, kiedy na was spoglądam, kiedy docieracie tutaj do nas, wyobrażam sobie, jak straszliwe rzeczy muszą się tam dziać i trochę zaczynam czuć, jakbym odbyła tę walkę z wami. Jakbym tam była, w tym ogniu. Wasz ból nosi jej ślady. W bliznach tworzy się historia. Przykro mi tylko, że dzieje się to przy takim cierpieniu – Westchnęła nieco smutnawo, ale starała się nie przepuszczać zbyt wielu emocji – szczególnie że miała do tego bardzo wyraźną tendencję. I nad tym jednak próbowała pracować.
Tymczasem medyczne działania doprowadziły do zagojenia. Zniwelowały się siniaki, rozproszyły ślady poparzeń, choć najwyraźniej panna Figg jeszcze przez jakiś czas może odczuwać skutki odbytego pojedynku. Ktoś próbował ją skrzywdzić, ale obrażenia były tak nieliczne… Presley natychmiast doszła do wniosku, że kobieta musiała się świetnie bronić, uparcie i z wielką energią. Strach pomyśleć, co stałoby się z jej ciałem, gdyby nie była tak zdolna. Wtedy spędziłaby z różdżką przy jej ciele jeszcze więcej czasu.
– Taak – objawiła z lekkim zawstydzeniem, choć łaskotało ją nieznośnie to dziwne uczucie. Jak to możliwe, że Steffen nic nie wspominał? Może faktycznie podczas walk nie było żadnego czasu na plotkowanie, ale skoro byli przyjaciółmi… Potrząsnęła lekko głową, by ogarnąć własne myśli. Zaskoczenie na twarzy Marcelli było jednak niemożliwe do zignorowania. – Czy poznaliście się właśnie w tej walce? Och, jestem niemal pewna, że przenigdy nie wspominał o pannie Marcelce, choć, sama wiesz, że mówi dość sporo i może… - zagubiła się nieco we własnych słowach. – Jestem z niego niemożliwie dumna, jest taki dzielny! – Westchnęła znów z zachwytem, a potem powróciła do uzdrowicielskich zadań. Zaklęcie diagnozujące nie wykazało nieprawidłowości, a ostatnie wejrzenie pozwoliło Belli ocenić, że panna Figg była właściwie uleczona. – Zajęłam się wszystkimi obrażeniami. Nic już nie powinno cię męczyć,  Marcello, choć ten ognisty ślad… tak, on może jeszcze przez jakiś czas być dokuczliwy. Podaruję ci maść, która przyda się, gdybyś w ciągu kilku najbliższych dni odczuła dziwne uczucie ognia na twarzy – objaśniła dokładnie i odeszła od pacjentki. Wydobyła z szafeczki słoiczek z pastą na oparzenia, a potem wypisała kartę.
Wreszcie uniosła głowę i popatrzyła na kobietę. – Wiedz, że gdybyś czegoś potrzebowała, ja zawsze chętnie pomogę. Dziękuję za twoją postawę i mam nadzieję, że czujesz się już lepiej – odrzekła na koniec. Zakonniczka była już wolna, a w sercu Isabelli rozrósł się niezmącony ogień dumy i jednoczesne przerażenie. Co będzie dalej?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Gabinet - Page 4 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Gabinet [odnośnik]28.01.21 20:15
Widząc radość ze swoich słów na twarzy dziewczyny, od razu uśmiechnęła się łagodnie, jednak widać po niej było, że nie tryskała emocjami, a raczej była dosyć powściągliwa w nich. Spokojna. Czasami nie poznawała samej siebie. Kiedyś jej twarz rozświetliłby ciepły uśmiech, gdy tylko dostrzegłaby, że dodał komuś nadziei i wiary we własne umiejętności. Dzisiaj jednak jej emocje były przytłumione, zupełnie jakby ktoś obniżył je o połowę. Choćby w przypadku wspomnianego wcześniej Steffena, wcześniej potrafiła z prawdziwym zapałem podchodzić do zadań. Isabella przypomniała jej pierwszą misję między nimi. Ona wtedy... Gdy odwracała uwagę dwóch żeglarzy pilnujących statku. Naprawdę czuła z tego satysfakcję. Czuła się jak w zabawie, gdy wodziła kogoś za nos, dając możliwość zrobienia czegoś i szybko ją zabierając. To było grą, zabawą... Dzisiaj pewnie byłaby kilkukrotnie bardziej opanowana, z pewnością lepiej trzymałaby miotłę, na pewno nie uśmiechałaby się w ten sposób jak wtedy. Choć na pewno czułaby taką satysfakcję jak wtedy... - Wiesz, właściwie... - Odchyliła lekko głowę do tyłu. - Walka nie wydaje się taka straszna, gdy się w niej uczestniczy. Na samym początku strasznie się bałam, ale później wiedziałam, że nie mogę, jeśli chcę dać sobie radę. Więc... Próbowałam przestać myśleć i działałam bardzo impulsywnie. Wtedy zwracałam uwagę tylko na to, żeby wykonać zadanie. - To była prawda. Czasami wręcz zaciskała powieki mocno i po prostu biegła przed siebie. Później przeszła przez etap bagatelizowania zagrożenia, aż do momentu, kiedy stała się taka jak teraz. Przez pracę nad oklumencją bardzo filtrowała swoje emocje i o wiele więcej dzięki temu dostrzegała.
- Tak, razem... - Już miała ochotę o czymś wspomnieć, ale zatrzymała się z wyraźną pauzą. - walczyliśmy. - Kiwnęła głową. Wolalaby nie wspominać, że razem ukradli cały okręt dostawczy... I nawet bardzo dobrze się przy tym bawili. - Mam maść na oparzenia w razie czego. - Zostało jej jeszcze trochę po ostatnim oparzeniu. Ale nie odmówiła zapasu, może się przydać. - Dziękuję Ci za pomoc. - Powiedziała, wkładając koszulę. Dziewczyna wspominała coś o mówieniu dużo. Cóż, akurat pod tym względem byli ze Steffenem bardzo podobni. Może właśnie dlatego między nimi zaiskrzyło? - Dużo lepiej dzięki Tobie. Miło się z Tobą rozmawia, ale powinnam iść... Współlokatorka będzie się martwiła.
Kiwnęła lekko głową, ale poczekała, aż dziewczyna jej wskaże, że powinna iść... W końcu to ona była lekarzem.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet [odnośnik]28.01.21 21:18
Impulsywność.
Oczarowana przez chwilę słuchała wyznania panny Figg i jednocześnie myślała o tym, jak wiele musiała przejść, jak wiele tych bitew już stoczyła, skoro mówi właśnie tak o tych początkach. Prowadziła ją determinacja, skupienie na zadaniu, ale i emocje, które Bella uwielbiała, a które bywały przecież tak zwodnicze. O tym właśnie mówiła Marcella? Zapewne te pierwsze wyzwania obfitowały w błędy i momenty niepewności. Czy czuła się podobnie, jak Isabella debiutująca w lecznicy? Z pewnością trudno byłoby porównywać obydwie sytuacje, bo tutaj pozornie nikt nie stał jej nad głową i nie próbował skrzywdzić, ale też bardzo przejmowała się walką o czyjeś życie. Przecież składali poturbowane ciała, przecież wychodzili naprzeciw samej śmierci, byleby przed nią wybronić chorych. A jednak… A jednak miała rację, dokonując kilka chwil wcześniej takiego porównania. Co za mądra kobieta. Bella nigdy nie ośmieliłaby się pomyśleć, że może być… taką małą bohaterką. Tymczasem teraz brzmiało to wyjątkowo, poważnie. Czuła ten ogrom odpowiedzialności. Byli zespołem, byli razem. Niesłychane, że jeszcze kilka miesięcy temu nie odważyłaby się rozmyślać w takich kategoriach. Wyobrażenie o zajęciu miejsca właściwie po… drugiej stronie konfliktu, wyobrażenie o ciężkiej pracy w lecznicy i realnym pomaganiu wtedy brzmiało kuriozalnie. Wtedy nawet nie było całkowicie jej marzeniem. Wizje przyszłości przepoczwarzyły się niemożliwie. Dorosła? Opadły dziecięce pióra?
– A ja wierzę, że wykonujesz je jak tylko najlepiej potrafisz. Nawet teraz, przecież mogłaś zjawić się u mnie.. och, wolę nawet nie myśleć!  Na szczęście udało się zaradzić wszystkim obrażeniom w kilka chwil –
odpowiedziała wyjątkowo poruszona, choć stłumiła dziewczęcy odruch przysłonięcia ust ręką. A może to nawet gest szlachcianki? Matka pewnie spaliłaby się ze wstydu na widok tak nieelegancko otwartej w zaskoczeniu buzi.
Bella chrząknęła cichutko i odwróciła spojrzenie od panny Figg. Miała nadzieję, że będzie im dane jeszcze kiedyś porozmawiać o tym wszystkim. Chciałaby dowiedzieć się jeszcze więcej i o jej czynach i o przyjaźni ze szczurzym chłopcem. Po jej potwierdzeniu dotknęła mimowolnie srebrnego wisiorka i lekko, wdzięcznie się uśmiechnęła. Polubiła młodą wojowniczkę. Zapewne doszła już do niesamowitej biegłości w walce i razem ze Steffenem byli mocnym zespołem. Czuła, że będą się sobą opiekować w najgorszej sytuacji.  – Oczywiście, Marcello, rozumiem. Również dziękuję… za wszystkie słowa. Dbaj o siebie, proszę – wyznała rozpogodzona i odprowadziła ją do wyjścia.
Kiedy zamknęły się drzwi, rozmyślała jeszcze przez chwilę o tym spotkaniu. O cennej lekcji, o niebywałym wrażeniu. Dopiero potem potrząsnęła złotymi loczkami i wróciła do wypełniania medycznych formularzy.


zt x2
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Gabinet - Page 4 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Gabinet [odnośnik]28.01.21 22:39

17  IX,  wykonywanie zawodu


Gęsta, poranna mgła snuła się ulicami Doliny Godryka, a drewniane schody pokryły się cieniutką warstwą szronu. Wspomnienia ciepłego września rozmyły się w wilgotnej, ciężkiej atmosferze października. Słońce kryło się gdzieś za chmurami. Noc przeszła w dzień ledwie zauważalnie, gdy czerń nocy przeszła w mdłą szarość jesiennego poranka. Deszczowa krople leniwie bębniły o metalowy parapet, przyprawiając o dreszcze irytacji. Nierówne, krótkie uderzenia wygrywały rytm cichego rozpoczęcia dnia. Leśna Lecznica przetrwała letnie burze, ale zastanawiała się czy jest w stanie przetrwać zimę, która niebawem miała nadejść. Mieli jeszcze odrobinę czasu, aby się na to przygotować.
W pomieszczeniach roznosiła się cisza, przerywana krokami uzdrowicieli. O tak wczesnej godzinie nie było tu jeszcze pacjentów. Dłoń sunęła po papierze, płynnym ruchem kreśląc notatki. Toksykologia pióra Gideona Sprouta nie była lekturą najłatwiejszą. Stare tomiszcze chociaż wysłużone, spisane dziesiątki lat temu wciąż było dość aktualne, stanowiło podstawę dla każdego kto chciał postawić pierwsze kroki w owej dziedzinie. Nieco archaiczny język nie czynił tej lektury przyjemniejszą. Szczególnie, że młodsi badacze używali już innej terminologii. Mimo wszystko była to pozycja ważna i niezbędna dla każdego kto w swojej pracy spotykał się z wszelkiego rodzaju zatruciami i efektami działania źle uwarzonych eliksirów.
Odkąd zaczęła swoją pracę w Leśnej Lecznicy zdała sobie sprawę z tego jak wiele wiadomości musi jeszcze przyswoić. Chociaż wcześniej skupiła się głównie na własnej specjalizacji, to ostatnie miesiące były spotkaniem z szerokim spektrum wyzwań z jakimi do tej pory nie często przychodziło jej się mierzyć. Z pomocą przychodziły podręczniki, publikacje. Ich biblioteczka była skromna, złożona ze zbieraniny ksiąg uzbieranych przez każdego z nich. Sama z sentymentem rozstała się ze swoim kieszonkowym atlasem anatomii i książka Barda Goshwicka poświęcona diagnostyce i badaniom fizykalnym.
Kilka znaków zapytania ozdobiło spisaną w pośpiechu kartką. O kilka pojęć musiała zapytać lorda Prewetta, był w tej dziedzinie znacznie bieglejszy niż Rose. Odpowiedzi musiały jednak zaczekać.
Drzwi huknęły z mocą, uderzenia szybkich kroków rozniosły się po lichych ścianach lecznicy. Zamaszystym ruchem zgarnęła papiery do szuflady, ruszając w stronę wejścia do gabinetu. Drewno ledwie wytrzymało pod naporem dwóch mężczyzn. Jeden z nich był wysoki, rosły, najmłodszy z całego zbiorowiska. Starszy był lekko posiwiały, znacznie szczuplejszy i sporo niższy od chłopca. Zaraz za nimi do pomieszczenia wślizgnęła się czarownica. Dłoń mężczyzny owinięta była ciemnobrunatnym bandażem ze szmat. Krew była wszędzie. Na jego twarzy, na ubraniach jego towarzyszy. Otoczył ją chaos nieskładnych, wypluwanych pod wpływem emocji zdań. Jasnowłosy chłopiec usadził pacjenta na łóżku.
Słowa zaczęły składać się w jedną całość jak naprędce ściągane ścierki obnażające dłoń pozbawioną czterech palców. Kociołek wybuchł w momencie, gdy sędziwy alchemik dodawał do niego kolejną ingrediencję. Jak się szybko okazało kobieta również parała się sztuką warzenia eliksirów. Tłumaczenia natury błędu jej męża tłoczyły się z jej ust, rozpraszając skupienie. Musiała wyprosić ich oboje - syna i matkę.
Krew spływała obficie z otwartych ran. Te ściągały na siebie uwagę, ale nie były jedyne. Jego ubranie było przypalone. Metaliczny zapach krwi splatał się z zapachem zwęglonych tkanin, palonego ciała. Ubranie stopiło się w kilku miejscach, ukazując rany po oparzeniach. Tymi musiała zająć się później. Najważniejsze było zatrzymanie krwawienia.
Na szczęście czarodzieje mieszkali w Dolinie Godryka, niedaleko stąd. Przetransprotowali rannego szybko. Stracił wiele krwi, ale mimo to i mimo bólu był świadomy, chociaż oszołomiony.
Purus dokładnie oczyścił zanieczyszczoną ranę, zaś dokładnie wyartykułowana Curatio Vulnera Horribilis prowadzona wprawionym ruchem nadgarstka zasklepiła ranę. Dzisiaj nie dało się zrobić więcej. Odtworzenie palców wymagało czasu. W wilgotnym, przesączonym krwią zawiniątku spoczywały oderwane palce alchemika, a raczej to co z nich zostało. Transplantacja w tym wypadku nie miała sensu. Obrażenie były zbyt wielkie, a powrót do dawnej świetności byłby zupełnie niemożliwy. Należało je odtworzyć, ale na razie trzeba było ustabilizować pacjenta.
Ostrożnie pomogła mu zdjąć spalone łachmany. Magia Cauma Sanavi Maxima wchłonęła obrażenia, regenerując tkanki, nadając skórze zdrowego kolorytu. Po oparzeniach pozostały jedynie blade blizny, które miały zniknąć za kilka tygodni.
Dopiero teraz mogła zaprosić do środka jego rodzinę. Oboje uspokoili się, widząc że pan Thompson czuł się lepiej. Wciąż był blady, wycieńczony. Jednak najgorsze było już za nim. Dokładnie objaśniła im postępowanie. O wykonanie eliksiru odtworzenia musiała poprosić Isabellę. Wiedziała, że młoda uzdrowicielka jest biegła w tej sztuce i poradzi sobie z wykonaniem zadania. Większy problem stanowiły ingrediencje, ale alchemik od razu zaoferował wykorzystanie własnych zasobów.
Nie chciała odesłać pana Thompsona do domu. Nie było tu jednak miejsca na to, aby pacjent mógł pozostać na dłużej. Póki jednak było wcześnie, póki do drzwi lecznicy nie zmierzali nowi pacjenci, mogła zatrzymać go na krótkiej obserwacji. Po dokładniejszych oględzinach podała mu wywar wzmacniający krew, aby poczuł się lepiej. Potrzebował odpoczynku. Poprosiła panią Thompson o powrót do domu, syn został zaś u boku ojca. Sprawnym ruchem różdżki poradziła sobie ze uprzątnięciem śladów krwi, chociaż pościel na łóżku wymagała wymiany.
Pan Thompson zapadł w krótki sen, a gadatliwy chłopiec coraz zagadywał uzdrowicielkę. W tym roku ukończył Hogwart, marzył o kursie aurorskim, ale biura aurorów już nie było. Wrócił do domu. Bez większych planów na przyszłość, zdecydował się pomóc rodzicom w przetrwaniu tego ciężkiego okresu.
Jego słowa brzmiały nutką goryczy. Łatwo było jej ją poczuć. Od zawsze wiedziała kim zostanie w przyszłości, całe swoje życie dedykowała magii leczniczej i nigdy nie odmówiono jej możliwości rozwijania się. Marzenia chłopaka rozpadły się dyktowane okrucieństwami ich świata. Wyglądał na kogoś poczciwego. Mówił beztrosko, szczerze, a barwa głosu nabierała ciepła, gdy wspominał o rodzicach i o ich pracy.
W końcu mężczyzna wybudził się z płytkiego snu. Jego policzki nabrały zdrowego koloru, chociaż osłabienie było widoczne na jego twarzy. Na korytarzu pojawili się kolejni pacjenci. Jak sam zapewniał czuł się na siłach by wrócić do domu, mimo wszystko poprosiła o ich adres by w drodze powrotnej zajrzeć i upewnić się, że jego stan jest stabilny. Pobrała niezbędny materiał do eliksiru odtworzenia i zaniosła do pracowni.
Następny był pan Waddock. Widocznie poprzednia rozmowa odniosła zamierzony skutek. Chociaż wcześniej wzbraniał się przed wizytami, od czasu gdy obie z Isabellą wytłumaczyły mu jak ważna jest systematyczna terapia, jego podejście się zmieniło. Wracał. Co miesiąc. Wyglądał dużo lepiej niż poprzednio. Jego stan się poprawiał, a terapia działała. Chociaż z pewnością niebagatelną rolę w tym pełnił fakt, że porzucił pracę w policji. Obrzęki ustały, a naczynia krwionośne zdawały się być bardziej wytrzymałe. Tak jak poprzednio podała mu wywar wzmacniający krew i ten regeneracyjny. Jego samopoczucie również było lepsze. To było odczuwalne. Cieszyła się, że wziął sobie ich poradę do serca i zadbał o swoje zdrowie.
Potem nadeszli inni pacjenci. Przypadki poważniejsze i te mniej. Starała się zaradzić na każdy problem. Przepisała syrop z czarnej jagody dla dzieci pani Hopkins, które sprowadziła tu skrzacia grypa.
Zanim się obejrzała było już po południu. Drugie śniadanie czekało nieruszone w skórzanej torbie. W natłoku obowiązków kompletnie o nim zapomniała. Dzień chylił się już ku końcowi, a Rose coraz bardziej odczuwała jego ciężar. Zanim opuściła lecznice, spisała listę zużytych eliksirów i zostawiła notkę Isabelli z prośbą o ich wykonanie. Sprawę wywaru odtworzenia musiała omówić z nią osobiście, notując w pamięci że zanim ruszy w stronę domu Thomposonów zajrzeć do Kurnika.
Po wszystkim odwiedziła Thompsonów. Mężczyzna zdawał się czuć znacznie lepiej niż rano, chociaż wciąż był widocznie osłabiony. Odpoczywał. Umówili się na wizytę za dwadzieścia osiem dni, aby wykonać przeszczep palców. Wydawał się być otoczony troską rodziny. Poprosiła, by za kilka dni wrócili do lecznicy, pozostawiając ich samych z tymi słowami.

|zt



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Gabinet [odnośnik]13.04.21 20:58
18 listopada '57

Miała nie zwlekać, ale z niezwlekaniem wyszło jak zwykle ze wszystkim - przegrała. Wciąż pogarszające się samopoczucie i zwiększenie krawieckich zamówień sprawiało, że większość dnia przesypiała, by w nocy pochylić się nad projektami, mimo ciężkich powiek i nudności objawiających się w towarzystwie jakiegokolwiek jedzenia. Od połowy listopada było o wiele gorzej. Może to przez fatalne spotkanie podczas zbierania grzybów i stres związany z wymienianymi wiązkami zaklęć, ale Trixie czuła jak stopniowo opuszcza ją coraz więcej sił. Na miejscu dawnej werwy pojawiło się opieszałe lenistwo, bo jak inaczej mogła wytłumaczyć brak zapału do tego, co stanowiło dla niej życiodajną energię? Mało jadła, a mimo to czuła się tak jakby jej żołądek przez cały czas wypełniony był ciężkimi kamieniami ściągającymi ją na dno - nie tyle metaforyczne, co i po prostu samego nastroju. Gdzieś przygasła notorycznie manifestująca się iskierka krnąbrnej złośliwości na zasadzie sztuka dla sztuki, zastąpiona przez półsłówka i roztargnione mruknięcia na co dzień kierowane do Merlin jeden raczy wiedzieć kogo.
Kiedy pisała list do Isabelli, już miała tego dość.
Pióro właściwie samo niosło się po atramencie niecały miesiąc temu, w listopadzie miała dość, co więc działo się z nią teraz? Podirytowana i zmęczona własnym zmęczeniem Trixie wygospodarowała w końcu trochę czasu, wsiadła na rower i ruszyła znajomymi ulicami do lasu, w którym mieściła się lecznica. Zapowiedziała się jeszcze, zamiast przepraszając - przeklinając, że zjawi się dopiero teraz i wykorzystała cały swój energetyczny ochłap, byle tylko znaleźć się w zaufanym gabinecie, pozwolić Isabelli działać. Brak witamin dobijał za bardzo, a ona musiała pracować. Nie tak jak dotychczas, poświęcać się temu połowicznie: potrzeba nakazywała zwiększyć obroty i jak najszybciej wrócić do chaotycznie ciągłej zadaniowości, w innym wypadku mogłaby zawieść tak wielu ludzi...
Opatulona ciepłym swetrem i zimowym płaszczem Beckett nadjechała w końcu do Leśnej Lecznicy, parkując rower niedaleko podestu prowadzącego na ganek budynku. Nie musiała podpinać go łańcuchem, przecież lis czy sarna nie były zainteresowane dwuśladowcem, a w uzdrowicielskim świecie nie trzymano chyba żadnego zapalonego złodziejaszka. Warkocze opadające na ramiona zaplecione były bardziej niedbale niż zwykle, jakby w pośpiechu albo w niechęci, nos i policzki zarumieniły się natomiast od jazdy i mroźnego wiatru. W wysokich, brązowych butach wspięła się do wejścia i zaczekała cierpliwie, pocierając o siebie dłońmi, na nadejście promyczka słońca mającego rozświetlić ten paskudny dzień. Presley warta była osiemnastu tych głupio-szlachetnych salamander, Selwynowie nawet nie wiedzieli ile dobra stracili kiedy zdecydowała się porzucić ich nieskromne progi i zacząć życie na nowo, w lepszych, wolniejszych warunkach.
- Bells - uśmiechnęła się blado na widok kobiety i nie oszczędziła jej ucieszonych powitań, prędko zamykając równie drobną sylwetkę w objęciach. Nie widziały się stanowczo zbyt długo, jakie to nieodpowiednie, że los złączył je ze sobą ponownie dopiero kiedy jedna znalazła się w potrzebie medycznej, druga - krawieckiej. - Dzięki, że znalazłaś dla mnie czas. Dobrze wyglądasz jak na przyszłą mężatkę - Trix pozwoliła sobie na odrobinę przyjacielskiej uszczypliwości i w podkreśleniu żartobliwości komentarza uścisnęła ją jeszcze raz, tym razem jednak słabiej, jakby sam początek konfrontacji wypijał z niej większą część sił. - Przepiszesz mi jakieś witaminki i przejdziemy do twoich problemów, dobrze? Chyba nie myślałaś, że zapomniałam? - bo w całym tym rozgardiaszu swojego wnętrza należało także zaprojektować dla Presley cudowną suknię ślubną. Już w gabinecie Beckett zdjęła z ramion płaszcz i przewiesiła go przez oparcie krzesła, samej zajmując na niej miejsce - ale nie odezwała się jeszcze, zamiast tego biorąc kilka głębokich oddechów. Najwyraźniej traciła kondycję bardziej niż myślała.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.


Ostatnio zmieniony przez Trixie Beckett dnia 25.04.21 21:26, w całości zmieniany 1 raz
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Gabinet [odnośnik]25.04.21 20:30
- Beatrix! – pisnął głosik, a dwie identyczne miarą dusze zlepiły się w jedno ciało w szale serdeczności. Za zamkniętymi drzwiami gabinetu nie musiała się obawiać o to, że zostanie przez któregoś starszego medyka upomniana - przynajmniej przez tę krótką chwilkę. Przecież były koleżankami! Panna Beckett obdarzyła ją zaufaniem i przyszła tutaj jako pacjentka, ale i pokrewna iskierka. Ależ Bella czułaby się nieswojo, gdyby musiała przyjmować ją zupełnie bez uśmiechów i tego siostrzanego ciepła. W tym stroju Isabella wyglądała nieco inaczej, niż na kwitnących uliczkach doliny. Gdyby jednak przyjrzeć się medycznym uniformom wszystkich pracujących tutaj czarodziejów i nie tylko czarodziejów, można by bez trudu uznać szatę Belli za zdecydowanie wyróżniającą się. Byłoby zbyt nudno i smutno, gdyby biel i szorstkość fartucha miały powiewać samotnie między korytarzykami lecznicy. Dlatego Isabella nie tylko przefarbowała materiał na błękit, ale też zadbała o kilka detali, które czyniły całość zdecydowanie milszą dla oka. Oczywiście na krawiectwie nie znała się tak dobrze jak Beatrix (a nawet wcale), mogła jedynie skorzystać z doświadczeń damy i lalkarki, dać się ponieść tej rozszalałej wyobraźni. Może więc niektóre rzeczy należało poprawić, ale sprytne oczy Isabelli starały się jednak ukryć mankamenty. Strój musiał też doskonale sprawdzać się przy wszelkich medycznych czynnościach. Nieśmiało miała nadzieję, że dziewczyna dostrzeże te drobne zmiany. Kiedy widziały się tutaj ostatni raz? Staż rozpoczęła w lipcu, a tymczasem zawitał grudzień i zbliżał się koniec roku. A jakie wieści przynosiła urocza panienka?
– Och, najmilsza, przecież bym ci nie odmówiła. Tym bardziej, gdy chodzi o zdrowie. Nie możemy go lekceważyć. Mam tylko nadzieję, że to nic i zaraz coś poradzimy na twe troski – obwieściła już na samym początku, prowadząc ją głębiej, do środka. Przystanęła jednak nieco speszona, gdy Beatrix wspomniała o nadchodzących zmianach w życiu młodej salamandry. – Czy miłość odbiera wdzięk, droga panno Beckett? Czy tego się należy spodziewać? Coś o tym wiesz? – zapytała, spoglądając na nią z dużymi, ciekawymi oczami. W głosie pobrzmiała pewna obawa. Zarysowana jednak póki co delikatnie, choć na tyle poważnie, by Bella pomyślała nad tym nieco dłużej. Na jej kolejne słowa potrząsnęła lekko główką.
– Och, nie, nie! Nie tak prędko. Musimy się dobrze tobie przyjrzeć. Opowiedz mi jeszcze raz, powolutku. Co ci dolega? Jak się czujesz? Od kiedy to trwa? Pośpiech zdecydowanie nie jest wskazany. Jestem pewna, że zdążymy jeszcze poplotkować, ale najpierw chciałabym się tobą zająć. Jestem teraz twoją uzdrowicielką – wyjaśniła, wyłapując gdzieś przy ostatnich słówkach nieco niespokojny oddech pacjentki. – Cóż to za podróż tak cię… zmęczyła? – podpytała, lekko przechylając główkę w bok. Przy tym biurku, w tym skromnym gabinecie czuła się niesamowicie, spełniona i gotowa nieść poradę i wybawienie wszystkim cierpiącym duszom. I ciałom, ciałom szczególnie! Brakowało jej tylko roślin, ale to nie byłoby wskazane. Niektóre uczulenia bywały doprawdy paskudne. Nigdy też nie było wiadomo, kto tym razem przekroczy próg leśnej lecznicy. Roślinami cieszyła się więc w przydomowym ogródku i całej zielonej okolicy. Tutaj jej iskry stawały się czujne i poważne. Tutaj miała się zatroszczyć o kogoś, kto potrzebował ciepła i właściwiej diagnozy. – Przyznaję, że zaniepokoił mnie tamten list – wymówiła jeszcze, cichutko. Zamierzała pozwolić jej opowiedzieć o tym wszystkim, powoli. Sprawy kreacji ślubnej były nadzwyczaj ekscytujące, ale mogłyby zbytnio odciągnąć je obie od najważniejszej sprawy. A najważniejsza bez wątpienia była panna Beckett i jej wątpliwe zdrowie. Cóż się więc stało?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Gabinet - Page 4 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Gabinet
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach