Wydarzenia


Ekipa forum
W sennych piórach, w cieple
AutorWiadomość
W sennych piórach, w cieple [odnośnik]24.03.20 19:06
First topic message reminder :

W sennych piórach, w cieple

Wkrótce.

Tutaj łóżko a tam szafa,
tutaj dzieje się zabawa
Kilka słów i zdanek kilka
i opisu jest linijka
nie bądź gałgan dodaj opis,
Daj nam wyobraźni popis


Ostatnio zmieniony przez Cora Howell dnia 12.04.20 17:02, w całości zmieniany 2 razy
Cora Howell
Cora Howell
Zawód : przygarniam pogubione kudłonie
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Słyszysz pieśń lasu?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8263-cora-howell-budowa https://www.morsmordre.net/t8275-listy-do-cory#239409 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-gloucestershire-okolice-little-witcombe-klebek https://www.morsmordre.net/t8273-skrytka-nr-1986#239400 https://www.morsmordre.net/t8608-cora-howell

Re: W sennych piórach, w cieple [odnośnik]03.07.20 8:20
Zbyt dobrze znał ból koszmarów, strach jaki powodowały, a wreszcie realny ból, gdy nie można było w pełni się przebudzić i wciąż przeżywało się zły sen na pograniczu jawy. Myślał, że podobne, samotne noce prześladują jego - najpierw jako nowego wilkołaka z potężnymi wyrzutami sumienia, w kwietniu jako przegranego i poranionego czarną magią wojownika...
Nie spodziewał się ujrzeć lustrzanego odbicia podobnej udręki na łagodnej, dobrej twarzy Cory. Cory, która kojarzyła mu się niegdyś tylko z domem, domem Howellów, ze spokojem i sielanką. Z sielanką, która dzisiaj zdawała się Michaelowi bezpieczną przystanią, ale dwudziestoparolatkowi niesłusznie kojarzyła się z nudą. Kilka godzin temu myślał, że nadal jest tu sielankowo, bezpiecznie. Bał się, że to on sprowadzi tutaj zewnętrzny świat, problemy i zagrożenia. Wszystko wskazywało jednak na to, że Corę dręczyło coś złego jeszcze zanim się pojawił.
Więc zapewnienia o bezpieczeństwie - to miłosierne kłamstwo? - pomyślał, zastanawiając się, czy chciała uniknąć wspominania problemów, czy chciałaby być widziana w tym stanie. Ale już za późno, Kłak przyprowadził go tutaj ufnie, a jego obecność zdawała się choć odrobinę przywracać Corę do nieco lepszej (czy na pewno?) rzeczywistości. Przynajmniej zaczęła mówić, a ciało powoli przestawało drżeć, znajdując ciepłe oparcie w ramionach Michaela.
Instynktownie wziął ją bowiem w ramiona, nie przejmując się już tym, co wypada, a czego nie. Przytulił ją, mocno, oferując jej swoje ciepło. Męska dłoń samowolnie powędrowała w górę, by najpierw odgarnąć włosy z kobiecego czoła, a potem pogłaskać lekko Corę po tyle głowy. Bała się, cierpiała, a jego ciało rwało się do pomocy bez udziału rozsądku. Skrzywił się lekko, gdy kobiece ciało musnęło jego gojące się rany, ale bohatersko zacisnął zęby, nie pozwalając sobie nawet na syk bólu. To tylko zafrapowałoby Corę, z którą rozmawiał kilka godizn temu, a przecież chciał ją uspokoić - nawet jeśli teraz była inną, nieznaną mu Corą, owładniętą przez niezrozumiałe dla niego przerażenie.
Jej słowa zaczęły powoli rozjaśniać to, co niedopowiedziane. Zarazem pobudziły wyobraźnię Michaela, podsuwając coraz bardziej niepokojące podszepty o tym, kto mógł odejść.
Chata Howellów była pusta, a nie taką ją zapamiętał.
Gdzie reszta rodziny...?
-Obudź się, Cora. - szepnął, nadal gładząc ją uspokajająco po plecach. -Jestem tu, jestem prawdziwy, jesteś bezpieczna. Nic nikomu się dzisiaj nie stanie. - kontynuował ciepło, chcąc przywrócić ją do rzeczywistości. I nie mając już śmiałości powtarzać, że to tylko sen.
Jeśli ktoś zginął, to żaden poranek nie przywróci mu życia. Michael miał zbyt wiele snów - złych i dobrych - o swojej mamie, zwieńczonych bolesnym rozczarowaniem o świcie.
Zamilkł na dłuższy moment - kilka minut? kilkadziesiąt? - dając Corze czas na uspokojenie się. Nie domagał się odpowiedzi, nie poruszał bolesnego tematu, dopóki oddech kobiety się nie wyrównał, dopóki nie miał absolutnej pewności, że panna (panna? Nie zauważył wszak ani obrączki ani śladu po niej...) Howell ponownie złapała kontakt z rzeczywistością. Sam najchętniej pochwyciłby jej spojrzenie, ale zaniechał, jeśli nadal uciekała wzrokiem.
-Co się stało? - dopytał łagodnie, uważając na ton i słowa. Co cię tak skrzywdziło?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
W sennych piórach, w cieple - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: W sennych piórach, w cieple [odnośnik]08.07.20 20:00
W cieple. W tych ramionach, w bliskości dawno zagojonego marzenia. Poddawała się z początku biernie, pozwalała, by uniósł jej ciało i przygarnął, by stał się strażnikiem i wypędził intruzów tak cwanie przedzierających się przez resztki spokoju i szczęścia. Niewiele tego już w Corze pozostało. Michael mógł tego nie wiedzieć, może zapamiętał ją w tych przykurzonych obrazach, kiedy zbyt naiwne serce pozwalało sobie na fantazje. Tylko w nich realizowały się jej pragnienia, tylko w nich czuła się tak radosna i spełniona. Kiedy się oddalił, kiedy zniknął Leo, a zaraz za nim Michael, Cora zatrzasnęła szufladki. Uwagę poświęciła życiu i energii przebywającej o wiele bliżej niż chłopiec, w którym się wiele lat temu zakochała. Właściwie to mężczyzna.
Tę męskość czuła w sile, w szerokościach ramion, które nie pozwalały jej upaść, choć cała konstrukcja ledwie noc temu została przez srebrne ostrze poważnie naruszona. Trwała jak w amoku, w pierwszej chwili nie do końca rozpoznała dotyk. Nie elektryzował, kiedy istniał poza świadomością, ale przecież wysuwała się z ramion nocnych koszmarów. Powoli rozwierała powieki, by ujrzeć oblicze dzielnego bohatera. Michael czuwał – prawie tak samo jak ona, kiedy spał, zbierając siły po pełni. Jego głos wciągał ją na jawę, wybawiał z pułapek mrocznych dołów, tragedii serca, które musiało zamarznąć, musiało się odciąć, by przestać wreszcie krwawić. Cora na świecie została już sama, w stadzie pogodnych czworonogów, z bliskimi, którzy nie mogli znów natrafić na jej szlak, którzy zgubili drogę do Kłębka.  Dzięki Penny i Susanne nie zwariowała całkowicie, ale nie było z nią najlepiej. I z pewnością nie pragnęła, aby właśnie Tonks ujrzał ją w takim stanie. Doświadczała poruszenia tak nagłego, tak paraliżującego… I nie życzyłaby tego już nikomu więcej. W którym momencie się zepsuła? W którym przestała walczyć? Przyklejony uśmiech dobroci wreszcie odpadnie. A wtedy może i zniknąć Cora, która jeszcze niedawno kochał ten świat.
– Jesteś przy mnie… – powtórzyła w amoku, trochę nie wierzyła. – Michaelu, Michaelu – wołała cicho, zaciskając palce gdzieś na jego ciele. Drgawki ustawały, przestała się tak nerwowo wiercić, ale ciało, jak po ciężkim maratonie, osunęło się po nim w dół, aż głowa opadła gdzieś na jego kolana. Nigdy jeszcze tak blisko nie była, tak zlepiona z jego ciałem, mogąca go dotknąć i objąć. Ale nie myślała teraz o tym, nie przeżywała aż tak. Wypełzała z obrazków wstrętnego snu. Tępe spojrzenie wbijała w półmroki. Właściwie nie mrugała, ledwie oddychała. Zastygła, uspokajając się powoli. Cisza działała, a Tonks czekał cierpliwie, pozwalając jej na przejście do pełnej świadomości po wykańczającym przedstawieniu. Nie mógł widzieć jej mokrych oczu, nie mógł wyłapać burzliwych wodospadów lęków kryjących się pod powiekami. Palcami nieznacznie przesunęła po jego kolanie, chłonąc najmilszy zapach. Dokładnie taki, jaki uderzył w nią, kiedy wiele lat temu złączyły się ich usta. To kuriozalne, ale nie umiała o tym zapomnieć. Pamiętała każdy szczegół. I jeszcze bardziej zapamiętała to, co wydarzyło się rano. Powiadają, że świat może zawalić się tylko raz, ale to nieprawda. Jej świat zawalił się już dwa razy i była pewna, że trzeciego już nie zniesie.
Bezgłos przerwało pytanie. Obudziło ją ono, sprowokowało głowę do może zbyt gwałtownego uniesienia. Popatrzyła mocno w jego oczy. Jakby kontrolnie. Co się stało? Ale o co pytał? Odsunęła się nieco, trochę wyprostowała. Być może poczuła niestosowność tej bliskości. Dla Cory wcale nie stanowiła ona lekarstwa. Czyżby?
– Nie boli cię? – zapytała, prześlizgując się okiem po jego klatce piersiowej. – Nie powinieneś wstawać. To nierozsądne. – I odruchowo wyciągnęła dłoń, jakby chciała musnąć brzegi opatrunku, ale cofnęła palce. – Tylko przykry, przejmujący sen. Jeden z wielu. Wiele się zmieniło, odkąd byłeś tutaj ostatnim razem – dodała bez konkretnych wyjaśnień.
Dziękuję. Nie umiała powiedzieć.
Cora Howell
Cora Howell
Zawód : przygarniam pogubione kudłonie
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Słyszysz pieśń lasu?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8263-cora-howell-budowa https://www.morsmordre.net/t8275-listy-do-cory#239409 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-gloucestershire-okolice-little-witcombe-klebek https://www.morsmordre.net/t8273-skrytka-nr-1986#239400 https://www.morsmordre.net/t8608-cora-howell
Re: W sennych piórach, w cieple [odnośnik]11.07.20 0:35
Nie pamiętał właściwie smutnej Cory, choć może w głębi serca zdawał sobie sprawę, że radość i nieśmiałość okazywane na jego widok nie były też do końca... zwyczajne. Rozpacz w jej oczach mógłby pewnie dojrzeć tylko w tamten fatalny poranek, ale wtedy nie miał przecież odwagi na nią patrzeć. Łatwiej było udawać, zwalić własne zachowanie na karb alkoholu, wytłumaczyć sobie, że młodzieńcze zakochanie szybko przejdzie tej uroczej nastolatce, że to nic wielkiego. Całował w końcu w życiu wiele dziewczyn, choć z niewieloma tak iskrzyło.
Choć z wiekiem stał się tylko coraz bardziej spostrzegawczy, to jego rozsądek wciąż potrafił uparcie oszukać oczy. Cora przyjęła go ciepło i troskliwie, ale to z uwagi na dawną znajomość. Twierdziła, że nie boi się wilkołaków, ale to przez jej z natury dobre serce. A teraz płakała... z całkowicie innego powodu niż jego wizyta, prawda? Minęło tyle czasu, a czyste piękno - które Michael zawsze widział w jej oczach - emanowało teraz z niej całej, na pewno zdążyłaby ułożyć sobie życie już kilka razy. Kto odszedł - czy coś złego spotkało jej adoratora, męża, narzeczonego? A może to Vincent zdawał się zapomnieć o Just, by być u jej boku? Na weselu wyglądali w końcu tak promiennie...
Dlatego, rozsądnie, nadal trzymał Corę w ramionach, uspokajająco gładząc ją po włosach i plecach, pozwalając jej chwycić się jego koszuli niczym kotwicy, szukając sposobu, by zdusić jej strach i wyrwać ją ze szponów koszmarów. To w końcu tylko pomoc, przyjacielska i platoniczna.
Wiedział przecież, jak trudno jest budzić się całkiem samemu.
-Jestem, Cora, jestem. - powtarzał miękko i cierpliwie w odpowiedzi na jej wołanie. Potem zamilkł, czekając aż się uspokoi albo wypłacze. Nie mógł zobaczyć jej łez, ale słyszał przecież jej oddech. Zmysły miał zresztą dziwnie wyostrzone na jej gesty i odruchy - może to fantomowe złudzenie lepszego słuchu po pełni, a może coś zupełnie innego.
W końcu napotkał jej spojrzenie, dziwnie spanikowane. Nadal nie otrząsnęła się z koszmaru? Naiwnie nie powiązał speszenia Cory ze swoją bliskością.
-Nie. - skłamał z uśmiechem. Jasne, że bolało, ale był aurorem, zawsze coś go bolało.
No, może dzisiaj bardziej niż zwykle.
-Kłak się o ciebie niepokoił. - wyjaśnił, próbując utrzymać kontakt wzrokowy. Zwłaszcza, że w tonie Cory wyczuł dziwną, niezrozumiałą nutę. Pretensji?
Nie powinien zapominać o Leo, nie powinien był tak bardzo wpaść w wir londyńskiego życia, dać się porwać norweskiej przygodzie...
O niej też może nie powinien zapominać, ale akurat o niej chciał wtedy zapomnieć.
-Co się zmieniło? - zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Rozdrapał pewnie właśnie drażliwy temat, tak jak wilki wydrapują gardła swoim ofiarom...
-Też miewam koszmary. - dodał szybko, zanim zdążył przemyśleć swe dalsze słowa. Dlaczego przestał myśleć?




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
W sennych piórach, w cieple - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: W sennych piórach, w cieple [odnośnik]12.07.20 0:19
Wielokrotnie zastanawiała się, czy Michael ją odkrył. Czy zdołała na dłużej zagnieździć się w jego myślach, ale podejrzewała, że to się nigdy nie wydarzyło. Przebywali obok siebie więcej niż te parę szkolnych przypadków i jeden pechowy pocałunek. Tylko czy cokolwiek potrafili o sobie powiedzieć? Być może zakochała się w wyobrażeniu stworzonym przez dwunastolatkę, dalekim od prawd lub te prawdy ignorującym. Błądzące gdzieś przy sobie sylwetki nie splotły się nigdy w całość, nie poznały tak naprawdę. Emocje Cory i absurd sytuacji, jakiej doświadczali od tych kilkudziesięciu godzin, przypominały nienaturalnie kolorowy deszcz. Trujący. Więcej odnajdywała lęku i bólu niż faktycznego szczęścia. Przeczuwała, co będzie z nią, kiedy znów odejdzie, jak bardzo drapał jej zaszyte z trudem serce, gdy głaskał słomiane włosy, kiedy szeptał troskliwe pocieszenia, w którym chciała się zatopić już na wieki. Nie stanęły jednak tej nocy te uczucia na pierwszym planie. Wystąpiło coś jeszcze silniejszego, trauma i rozpacz krzywdząca ją nawet w sennych przestrzeniach. To ona powodowała, że pewne pożądane reakcje następowały z opóźnieniem, pewne fakty, pewien dotyk przestał parzyć, terroryzować poskładany z takim trudem świat. To wszystko łagodniało jednak na parę chwil. Demonstracja obrazów wypełzających ze snów okazała się zjawiskiem potworniejszym od zagniecionego wiele lat temu serca. Niemożliwym okazało się odnalezienie odpowiedzi na pytanie o to, czy lepiej jej było, kiedy to właśnie on czuwał, czy może nigdy nie powinien się tu pojawić. Zabroniła samej sobie poszukiwać rozwiązania dla tych rozważań. Wolała ten stan dziwnego trwania pomiędzy. Bezpiecznie próbowała chwycić ratujące koło, uciekać spłoszonym spojrzeniem i poszerzać niepokojąco bliski dystans. Tak na wszelki wypadek. Historia nie mogła skrzywdzić jej drugi raz tą samą metodą. Michaelem Tonksem.
Wiedziała, że boli. To nie były rany, które po jednej nocy zrastały się przy opiece magii. Przynajmniej jednak istniało dość spore prawdopodobieństwo, że za kilka dni pocięte ciało pięknie się uleczy. Wtedy jego już dawno tu nie będzie, ale umknie przed losem o wiele gorszym od tygodni męczarni, tygodni lawirowania na granicy życia i śmierci.
Kłak go obudził, oczywiście. Niepotrzebnie wierzyła w cudowność tej obecności. Upierdliwe stworzenie wymusiło na nim przyjście tutaj, wypędziło z dobrych snów i kazało mimo bólu przejść między pokojami. Tak o nim myślał? Nie wiedziała. Tak bardzo nic o nim nie wiedziała, choć zdawało jej się, że odnajduje w głębi półmroków oczy, z których dało się wyczytać nazbyt wiele. Że dziesiątki przeprowadzonych z jego wyimaginowanym obliczem rozmów uczyniły ich sobie jeszcze bliższymi. Rozmowy, niewysłane listy, niewypowiedziane poezje serca. Stałe się drobnostkami, które układane jedno na drugim rosły w wielką górę. Ciężką i już niemożliwą do uniesienia. Dłońmi przykryła kolana i nieco panicznie zakołysała się. W milczeniu przyjmowała wypowiadane przez niego kwestie, rozumiejąc je jako próby tłumaczenia. Żadne z nich nie przewidziało tego nocnego przystanku. W rzuconym znów przelotnie spojrzeniu Cora pozwoliła sobie na dopuszczenie między myśli pragnienia. Okazało się jednak zbyt słabe, przytłumione przez chłód sennych koszmarów. Zabrakło jej odwagi, by poprosić, aby został. Na wszystkie możliwe sposoby został. Przez kilkanaście lat nie umiała wypowiedzieć tego jednego słowa i teraz również do tego nie doszło. By zrobić tylko cokolwiek z dłońmi, wytarła palcami rozmazaną na twarzy wilgoć, której nie powinien w mrokach ujrzeć. Odgarnęła włosy z twarzy i lekko podciągnęła nogi bliżej klatki piersiowej. Przedłużająca się chwila, drażniąco intymna i smutna, zaczynała ją męczyć. Znajdował się za blisko, a jednocześnie wydawało jej się, że stoi setki kilometrów od niej. Odwróciła głowę, by poszukać bezpiecznego punktu do oglądania. – Mój tata umarł, Michaelu – powiedziała dość cicho. Ta śmierć poruszyła lawinę, lawinę zalewającą Corę nieszczęściami. Ostatnie lata, szczególnie miesiące, wycisnęły z niej tony smutku, sprawiając, że zaczynała zapominać, jak to jest być prawdziwie beztroskim. Los chciał, by potknęła się jeszcze raz i może dlatego zesłał jej Tonksa.
Zakotwiczyła oczy jeszcze raz na jego twarzy. Koszmary klątwy? – Kiedyś przestaną nas męczyć. Kiedyś pozwolą nam żyć – odpowiedziała jedynie, domyślając się, że żadne naiwne słowo pocieszenia nie uleczyłoby jego kłopotów. Nie czuła również, że była odpowiednią osobą, aby zapytać o treść jego sennych przekleństw. Wyobrażała sobie siłę takiej przykrości.– Powinieneś wrócić do łóżka i odpoczywać. Przynajmniej ty, proszę.
Ja już nie zasnę.
A niech to! Coro! Dlaczego znów prosisz?
Usta lekko się rozchyliły, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zawiesiła zdanie, obawiając się tego, co nastąpi po nim. Czułeś to kiedykolwiek? To dziwne wrażenie, że jeden konkretny uśmiech może odpędzić plagę największych nocnych mar?
Pogłaskała udo Kłaka, który chętnie ułożył się między nimi.
Cora Howell
Cora Howell
Zawód : przygarniam pogubione kudłonie
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Słyszysz pieśń lasu?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8263-cora-howell-budowa https://www.morsmordre.net/t8275-listy-do-cory#239409 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-gloucestershire-okolice-little-witcombe-klebek https://www.morsmordre.net/t8273-skrytka-nr-1986#239400 https://www.morsmordre.net/t8608-cora-howell
Re: W sennych piórach, w cieple [odnośnik]13.07.20 3:12
Słodka, smutna Cora. Wzbudzała teraz w Michaelu wszelkie instynkty opiekuńcze, których był świadom i nieświadom. Usiłował przeniknąć wzrokiem jej lęki i koszmary, obawiając się, że w jej przeszłości stało się coś strasznego i że sama Cora boi się obecnej wojny, którą przyniósł teraz ze sobą. Pozostawał ślepy tylko na jedno (choć tak wiele lat temu umiał szerzej otwierać oczy, choć wtedy zobaczył jej żal - ale za późno, za późno, gdy podjął już decyzję o udawaniu sklerotyka i o zamknięciu za sobą drzwi na zawsze) - na jedno, czyli na to, że sama jego obecność może być trucizną. Nie wojna, nie ci, którzy go ścigali, nie rany ani pamięć o rzezi mugolaków. On sam, choćby nie wiadomo jak się starał. A przecież bardzo się teraz starał. Chyba pierwszy raz w życiu był w łóżku z kobietą, która nie była jego siostrą, a którą tak bardzo chciał uspokoić i pocieszyć, czysto platonicznie. Dłonie same odnalazły Corę, która wydawała się lgnąć do jego dotyku, choć odwracała twarz. Michael, zaprzątnięty jej cierpieniem, nie myślał zaś za wiele. O innym podtekście jej reakcji, o nich, o przeszłości. Rozpamiętywał przeszłość kilka godzin temu, gdy to on był pod opieką Cory. Teraz nie było na to czasu, teraz to on chciał się nią zająć.
Nigdy nie chciał jej skrzywdzić, a teraz chciał pomóc. Tak, jak ona pomogła jemu.
Drgnął, gdy najpierw się odsunęła, a potem - wreszcie - odezwała. Pan Howell...
-Tak mi przykro... - spuścił głowę. Śmierć ojca, koszmary... Przyczyna wydawała się nagła, straszna. Pewnie nie powinien o nic dopytywać, pewnie powinien zostawić Corę samą, w żałobie.
-Moja mama też. - szepnęły jego usta bez udziału umysłu, a dłoń - również bez namysłu - odnalazła ramię Cory. Położył rękę na jej ramieniu, chcąc by czuła, że nie jest sama. Choć w praktyce została przecież całkiem sama. Nie miał śmiałości dopytywać o jej mamę i Leo, ale zdążył zauważyć, że ich tu nie ma. Co się stało jej tacie? Nie chciał dociekać zbyt nachalnie, w zamian zaoferował więc uzupełnienie losu własnej rodziny.
-Ministerstwo. - dodał gorzko, odnosząc się do losu pani Tonks. -Pracowała tam, a wiosną zeszłego roku porwano... przesłuchano mugolaków. Teraz to on utkwił wzrok gdzieś w dali, zmagając się z ciężarem nieco irracjonalnego poczucia winy, niesionym już ponad rok. Nie było go wtedy przy mamie, ani przy Just, która jako pierwsza zobaczyła jej ciało.
Podniósł wzrok, słysząc słowa Cory. Kiedyś pozwolą nam żyć. Czy odnosiła się do ich mugolskiej krwi? Uśmiechnął się smutno, przypominając sobie, jak w młodości - gnany pędem za czarodziejską karierą - usiłował wyrzec się własnej krwi, zapomnieć o bagażu mugolskiego dziewictwa. Jak wyrzekł się i samej Cory.
Teraz był w pierwszej linii bojowników o sprawiedliwość. Tak wiele zmieniło się w jego poglądach i w jego życiu, ale wcale nie czuł się szlachetniejszy.
-Kiedyś. - westchnął, studiując wzrokiem niewinną (naiwną?) twarzyczkę Cory. Minęło tyle lat, ale wydawała mu się tak samo młodziutka, tak samo czysta i dobra...
Walczył właśnie o to, by tacy jak ona mogli żyć. By ona mogła żyć. Będzie o tym pamiętał przy kolejnej akcji, przy kolejnym ryzyku, po kolejnych spowodowanych przez czarną magię koszmarach.
-Odpoczywałem cały dzień. Przespałem chyba cały dzień. - przypomniał jej z lekkim rozbawieniem. -Pilnowałaś mnie wtedy, Kłak chyba uznał, że czas się zamienić. - pogłaskał psa, o mało nie muskając przy tym dłoni samej Cory.
-Zostanę, jeśli pozwolisz. - zaproponował, podnosząc na nią nieco nieśmiałe spojrzenie. -Pójdę sobie, gdy upewnię się, że śpisz spokojnie. Podobno najtrudniej jest zasnąć w samotności. - wyznał cicho. Nie był w stanie określić, czy towarzystwo naprawdę pomaga na koszmary. Złe sny Michaela zaczęły się dopiero po pierwszej w jego życiu pełni, a od tamtej pory zawsze spał sam.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
W sennych piórach, w cieple - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: W sennych piórach, w cieple [odnośnik]16.07.20 22:22
Trzydziestoletnia kobieta. Dorosła, dojrzała, starzejąca się w samotności panna. Powinna do tamtej tragedii przywyknąć, oswoić się z mrokiem tamtego momentu, pochować żale i wyglądać z uśmiechem w stronę horyzontu. Faktycznie robiła to. Pielęgnowała ogród, spacerowała wzdłuż rzeki, zatapiała kalosze w kałużach na leśnej ścieżce i zasypiała w stajni razem z rodziną kudłoni – beztroska, dobra i zaangażowana w codzienność swojego otoczenia. Problem w tym, że trwała w okrutnej izolacji, na którą sama siebie skazała, nie odnajdując żadnego miejsca między większymi grupami ludzi, głośnymi rozmowami i miejskim gwarem. Z drugiej strony nie wyszła nigdy wcześniej poza ten obszar, nie przeszła na drugą stronę lustra i nie spróbowała innego życia. Ciężar przykurzonych fantazji był jak kamlot uwiązany do nogi. Odbierał możliwość swobodnego, lekkiego doświadczania kolejnych dni w pełni, w falach szaleństwa, w morzach uśmiechów. Cora w którymś momencie zatopiła ważny kawałek siebie, zbladło jej serce. I już nawet nie chodziło o śmierć pana Howella. Utknęła w skorupie emocji tamtej nastolatki, chociaż z zewnątrz wyglądała na dorosłą i poukładaną pannę. Jej spokój smakował smutkiem, ale nie każdy potrafił tak go odczytać. Nie każdy chciał spojrzeć jej głęboko w oczy i poszukać prawdy, o której bała się opowiedzieć. Szczególnie jemu.
Wieża układała się z zawiedzionych pragnień i pozaszywanych bez zaangażowania ran. Choć Cora stała się specjalistą od zwierzęcego cierpienia, to jednak ze swoim własnym od lat nie potrafiła sobie poradzić. Dobrze jej było w pustelniczej chatce, w ciszy przerywanej szelestem liści i pohukiwaniem sowy. Pozornie.
Kiwnęła nieznacznie głową, zaznaczając wdzięczność za skruchę. Spojrzenie zatrzymała na nim dopiero na dłużej, kiedy sam odważył się wyznać swą stratę. Nabrała lekko powietrza, a później coś błysnęło w jej oczach – może to księżyc odbijający się we łzie. Dla niej opiekun koszmarnych nocy, świadek jedynych chwil słabości, a dla Michaela okrutna wskazówka na zegarze. Dotyku prawie nie czuła. Skryta w pułapce myśli o tej śmierci przez moment zapomniała o tym, że powinna czuć. Dopiero po chwili odszukała dłoń spoczywającą na ramieniu i ścisnęła ją, kierując jednocześnie lekko w dół. Oznaka wsparcia, a pod nią skryty drobny alarm, o którym nie mógł wiedzieć. Wolała, gdy nie zbliżali się do siebie za bardzo. Nawet w tak neutralnej, pozbawionej podtekstów chwili rozpaczy.
- Zostaliśmy bez nich, ale wciąż możemy… - urwała, nie bardzo wiedząc, jak mogłaby dokończyć to zdanie. Mogli żyć? Rozkoszować się dniami w ciele mugolaka? Połowa nacji czarodziejów polowała na nich, czując rozkosz na widok strumyków szlamowatej krwi. Nie orientowała się, jak było naprawdę, brakowało jej zainteresowania i faktycznej wiedzy o politycznej sytuacji, ale pogłoski krążyły, dotarły nawet i w okolice jednorożcowego rezerwatu, blisko Kłębka, blisko Cory. Każdy mówił jej, by unikała większych skupisk ludzi, by uciekała przed zagrożeniem. – Wciąż mamy wokół siebie innych, których kochamy – dokończyła zupełnie inaczej, niż planowała. A sens tych słów, wypowiadanych w dodatku do niego, stał się nagle dziwny, zbyt podniosły, trochę jednak gdzieś z boku szydzący z tej samotnej Cory, która miała tylko Susię i Peny. Rodzina Howellów rozsypała się po świecie, aż wreszcie zniknęła prawie całkiem.
- Dobrze, Michaelu – odważyła się otworzyć usta, by wyrazić zgodę na coś, co nigdy nie powinno mieć  miejsca. – Ale powinieneś leżeć – zauważyła trochę speszona. Odruchowo schowała buzię we włosach, jakby mrok nie był dostateczną osłoną dla przemęczonej emocjami twarzy. Instynktownie przesunęła się jak najdalej łóżka, aż do samej ściany, by pozwolić mu znów zając tutaj wygodne miejsce. Nie śmiała sobie nawet wyobrażać, jakby to było leżeć przy nim, witać poranek widokiem słońca ślizgającego się po jego twarzy, w bliskości tego oddechu, w cieple ukochanego ciała. Wewnątrz niej rozpędziła się siła. Ta sama moc, która wpędzała cały organizm w stan alarmowy za każdym razem, kiedy mała Krukonka chciała zagadać dużego Gryfona. – Tylko na chwilę… - dodała asekuracyjnie i powoli ułożyła głowę na poduszce. Przysłonięte kołdrą ciało mogło się schować, ale wcale nie było jej zimno. Teraz tylko winna usnąć jak najszybciej, by już nie czuć, by już niczego nie przeżywać.
Analizowanie tych niesłychanych gestów troski, gestów przyjaźni zostawiła sobie na poranek.
Cora Howell
Cora Howell
Zawód : przygarniam pogubione kudłonie
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Słyszysz pieśń lasu?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8263-cora-howell-budowa https://www.morsmordre.net/t8275-listy-do-cory#239409 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-gloucestershire-okolice-little-witcombe-klebek https://www.morsmordre.net/t8273-skrytka-nr-1986#239400 https://www.morsmordre.net/t8608-cora-howell
Re: W sennych piórach, w cieple [odnośnik]24.07.20 8:34
Niewiedza bywała błogosławieństwem. Wiele lat temu Michael może faktycznie wiedział, lub przeczuwał, zbyt wiele. Teraz mógł za to wygodnie przymknąć na to wszystko oczy i zasłonić wszelkie niedopowiedzenia oraz niepokojące sygnały widmem minionych lat. Minęło w końcu tak wiele czasu, życie Cory mogło się całkowicie zmienić. Mogła się zmienić sama Cora, choć wydawała się tak bardzo znajoma. On mógł się za to łudzić, że nie skrzywdził zanadto tamtej ufnej i niewinnej nastolatki - że jej smutek i pewien strach wynikały teraz z czegoś zgoła innego. Świat wokół był wszak przerażający, zwłaszcza dla ludzi o ich brudnej krwi. W obliczu płonącego Londynu, mordowanych mugoli i zakrwawionych wilkołaków u progu, serce złamane pijackim pocałunkiem wydawało się najmniejszym problemem.
Nie złamał jej zresztą wtedy serca, a przynajmniej nie mógł i nie chciał w to wierzyć. Wystarczająco trudne było żyć ze świadomością, że jego współpracownica i (jego zdaniem) przygodna kochanka straciła życie z powodu ich skomplikowanej relacji. Coś mówiło mu, że Astrid nie zostałaby z ugryzionym aurorem i nie próbowała odciągnąć wilkołaka, gdyby nie łączące ich uczucia i emocje. Jej śmierć - i śmierć drugiego aurora, która bolała tylko odrobinę mniej (on nie miał szansy uciec, w przeciwieństwie do kobiety) - kładła się cieniem na cudownie ocalonym życiu Tonksa-wilkołaka, czyniąc likantropię jeszcze okrutniejszą i bardziej gorzką. Tego bolesnego sekretu nie zdradził Corze, choć chyba powoli uczył się żyć z bólem - dał w końcu radę opowiedzieć tą historię Hani. Ale poznanie tajemnicy Cory, świadomość, że skrzywdził nieodwracalnie nie tylko Astrid, ale i tamtą niewinną Krukonkę, że był zepsuty jeszcze przed Norwegią i ugryzieniem wilkołaka... cóż, ta wiedza złamałaby chyba jego serce.
Dlatego wolał nie wiedzieć, wolał nie zauważać. Zrzucić smutek i dystans Cory na karb wszystkiego innego, choćby jej nieśmiałości. Leżał więc blisko, ale daleko, dając jej tyle przestrzeni, ile potrzebowała.
Rozszerzył oczy dopiero na słowa o osobach, których kochamy.
Kogo on miał odwagę kochać, poza własną rodziną? Przez sekundę przypomniał sobie smak herbaty z rumem ze sklepu z miotłami; smak norweskiej wódki, a nawet smak ognistej pitej przed laty w tej chacie - ale zdusił te myśli zanim zdążyły się wyklarować, nie mając odwagi dopuścić pewnych osób głębiej do swojej świadomości.
Kogo kochała Cora? Chyba wolał nie wiedzieć, choć przed oczy uparcie pchały mu się wspomnienia z wesela, jej suknia i uśmiech, żałosny widok pijanego Vincenta... Ugh, jak to się dla niej właściwie skończyło? Dlaczego Rineheart zostawił ją o północy?
Zdusił własną irytację - zobowiązał się zostać z Corą, więc powinien postarać się ją rozweselić.
-Wciąż są chwile, którymi warto się cieszyć. - dopowiedział dzielnie, chcąc aby to właśnie te chwile zagościły teraz w jej snach. -Widziałem cię na weselu Macmillanów... - dodał cicho, ostrożnie, gdy Cora przymknęła już oczy i odwróciła głowę do ściany. Liczył na to, że zasypiała, że nie zdąży go usłyszeć. Że wesele - a przynajmniej jego początek, gdy jej partner był trzeźwy i uśmiechnięty - zagości teraz w jej snach.
-Dobranoc, Cora. - szepnął. Leżał obok, posłusznie, tak jak kazała. Tylko na chwilę. Nie był przecież śpiący - tak myślał.
Poranione i zmęczone ciało miało na ten temat inne zdanie, niż upór Michaela. Nie wiedział, ile tak leżał, ale powieki zaczęły mu w końcu ciążyć. Było miło, cicho, ciepło i bezpiecznie. Zasnął więc twardym snem kogoś zmęczonego, kogoś kto znalazł się w przytulnym domu po długiej podróży. Rano, gdy Cora się obudziła, Michael nawet tego nie zauważył, bo nadal spał - przy niej.

/zt x2 shame



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
W sennych piórach, w cieple - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

W sennych piórach, w cieple
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach