Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia alchemiczna
AutorWiadomość
Pracownia alchemiczna [odnośnik]28.03.20 16:36

Pracownia alchemiczna

Niewielkie, zagracone pomieszczenie do którego można wejść z ulicy. Wszystkie bardziej cenne ingrediencje i artefakty były odgrodzone od frontowej części, ciężką materiałową kotarą. Tam też najczęściej można było znaleźć Antona, który wyłaniał się zza niej tylko słysząc otwierane drzwi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]28.03.20 18:13
8.IV

Dla bardzo wielu osób Anton stanowił uosobienie osoby, która niezbyt przejmuje się otaczającym ją światem i ma dość małe poszanowanie dla swojego życia i zdrowia. To nie była prawda. Antona bardzo dużo kosztowało, aby sprawiać takie wrażenie. Prawdą jest jednak to, że bardzo lubił swoją pracę i korzyści jakie z niej płynęły, dlatego musiał stworzyć sobie personę, która pozwoli mu utrzymać się na powierzchni nielegalnego portowego półświatka i która będzie na tyle wiarygodna, że ludzie nie będą mu próbowali cały czas wejść na głowę. Dlatego też siedział właśnie w swojej norze, którą bardzo ambitnie nazywał w rozmowach z innymi pracownią alchemiczną, i robił jedyną rzecz, do której się nadawał. Robił eliksiry. Półki we frontowej części sklepu i tak zazwyczaj były stosunkowo dobrze zaopatrzone w podstawowe eliksiry lecznicze, ale okoliczni mieszkańcy po ostatnich wydarzeniach przychodzili do niego zaopatrywać się w nie hurtowo. Z jednej strony się im nie dziwił, ale z drugiej pozostawali oni głusi na jego słowa, że każda mikstura, jeżeli nie zostanie zużyta w odpowiednim okresie czasu, traci na swojej mocy. Dlatego obecnie na blacie, przy którym Anton pracował, zaczynało brakować wolnej powierzchni, dębowe drewno niemal w całości przykryte było różnokolorowymi fiolkami, które już dwoiły mu się w oczach. Anton nawet w tej sytuacji nie potrafił był porządnym biznesmenem, lokalną łachudrą, pijawką żerującą na praworządnym społeczeństwie, bo sprzedawał wszystko po swoich starych cenach. To też była część taktyki, którą przyjął w swoim udawaniu, że nic się nie zmieniło, a to, że niemalże wpadł na dementora, kiedy wyszedł wczoraj z domu, przecież wcale się nie wydarzyło.
Dlatego też spędzał popołudnie na warzeniu kolejnego kociołka eliksiru przeciwbólowego i zagłuszaniu swoich własnych myśli puszczoną na gramofonie płytą Theloniousa Monka. Był to jeden z jego ostatnich próżnych zakupów dla przyjemności, zrobionych wczesną jesienią ubiegłego roku. Chwilowo zamknął nawet drzwi wejściowe do pracowni, aby móc mieć chociaż godzinę dla siebie, spędzoną w najlepszym możliwym towarzystwie - pracy i muzyki. Z tyłu głowy nadal pamiętał o listach, które otrzymał dzisiaj od Very. Był rozerwany pomiędzy chęcią zobaczenia jej i porozmawianiem z kimkolwiek innym, poza przerażonymi czarownicami w podeszłym wieku, które przychodziły mu się wyżalić, a zapracowaniem się do nieprzytomności. Obawiał się, że Vera swoim pojawieniem się zniszczy bańkę, którą się otacza od tygodnia i nie będzie mógł już udawać, że życie płynie gdzieś obok niego. Niestety wiedział też, że Vera nie będzie miała problemu z dostaniem się do środka nawet, jak będzie świadomie ignorował jej pukanie, dlatego jedyne, co mu pozostawało, to czekać, czy rzeczywiście się u niego zjawi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]28.03.20 21:10
Zlecenie, tylko z pozoru wyglądało na proste. Powinna się przyzwyczaić, że aktualna sytuacja, podsunie jej tymczasowej szefowej nieco galeonów. Nie wszystkie były warte odpowiedzi, ale tym razem zdecydowała podjąć wyzwanie.
Poszukiwany Marcus, w ostatnich planach, które zdradził narzeczonej, zamierzał pojawić się w dokach. A fakt, że zazwyczaj ciągnęły go tam naleciałości hazardowe, nieco zawężał poszukiwania. I tymi musiała zająć się Veronica, wcześniej badając grunt informacyjny, nim wybrać się mogła na rzeczywiste zwiady.
Poświęciła popołudnie na odwiedzenie kilka, znajomych miejsc i osób, by zasięgnąć języka. Musiała się przy tym mocno trzymać na baczności. Nawet jeśli w teorii, aktualna sytuacja nie groziła jej bezpośrednio, była pewna, że puszczeni ze smyczy czarnoksiężnicy stawali się bezkarni. Samotna kobieta mogła być łatwym kąskiem do ataku. Wolała ograniczyć ryzyko do minimum. I do tego, potrzebna była jej też pomoc Antona. Chociaż w duchu musiała przyznać, że nie był to jedyny powód jej wizyty. Niewiele było osób, którym prawdziwie ufała, a kuzyn jej męża, zasługiwał na to.
Ten, który miał jej zaufanie w pełni - nie żył i Veronica czuła się, jakby wędrowała po krawędzi. Grała rolę niezniszczalnej. Niewzruszonej. I taką maskę pokazywała wszystkim, nie dając okazji, by ktoś posądził ją o słabość. Ale naturę trudno było oszukać. Musiała raz za razem sobie o tym przypominać.
Nie próbowała pokonywać odległości dzielącej ją od domu Antona - pieszo. Mogła próbować teleportacji, ale w dokach, wolała widzieć dokładnie, gdzie ląduje. I przyznać musiała rzecz kolejną - lubiła swoją przemianę. Lubiła szum wiatru na drobnych skrzydłach, które ja niosły. Ciemność wieczoru ułatwiała jej drogę, a niepozorny ptak, niemal niezauważony, mógł swobodnie dotrzeć pod znajome mieszkanie. W locie, czasem bardziej musiała uważać na większe ptaki, niż ludzi, ale - w dobie wojny, mógł ja trafić nawet rykoszet zaklęcia.
Wylądowała na kraju uliczki, z której ledwie kilka kroków dzieliło ją od celu. Z westchnieniem  przyjęła zmianę postaci na ludzką, upewniając się wcześniej, że nie śledzą jej żadne, niepowołane spojrzenia.
Poprawiła czarna spódnicę, która zafalowała przy kostkach, gdy ruszyła do przodu. Rozpięła granatowy płaszcz, który krył szczelnie zapiętą pod szyją koszulę. Przez ramię przerzuconą miała torbę, w której kryła się nie tylko obiecana butelka ognistej. Osobno, w szczelnym zawiniątku, trzymała niewielką, półprzezroczystą fiolkę z krwią reema.
Wspominała, ze zapuka do okna, ale wbrew przewidywaniom, wysunęła dłoń, wystukując cichy rytm na drzwiach ciemnicy, jak pociesznie określała pracownię Antona. Nim usłyszała szmer za ścianą i poruszenie, gestem ręki zsunęła na ramiona kaptur płaszcza, odsłaniając ukryte do tej pory oblicze. W wieczornym cieniu, łatwo można było dostrzec cienie zmęczenia malujące się na powiekach. Nic nadzwyczajnego. Bezsenność dotykała aktualnie zbyt wielu, by można było się skarżyć.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play



Ostatnio zmieniony przez Veronica Findlay dnia 29.03.20 22:20, w całości zmieniany 2 razy
Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]29.03.20 15:11
Pory dnia w ostatnim czasie były dla Antona tylko nazwami, które nie miały dla niego żadnego znaczenia. Zresztą, życie wielu wywróciło się do góry nogami, więc nie mógł być jedyną osobą, dla której zegarek był tylko niepotrzebnym ciężarem na nadgarstku. Dlatego nie istniał dla niego koncept godziny, po której wizyty są już raczej nieodpowiednie (to zawsze było dla Antona abstrakcyjne pojęcie ale udawał, że jest świadom norm obyczajowych, chociaż w teorii) czy sugerowanych godzin pracy.
Igła gramofonu już dawno podniosła się znad płyty winylowej; Anton nawet nie zwrócił na to uwagi i nadal co jakiś czas nucił pod nosem linię melodyczną charakterystycznej trąbki. Nie miał pojęcia ile czasu minęło, ale z zamyślenia nad buteleczkami wyrwało go pukanie do drzwi. Niczym w transie, bez większego zastanowienia, wstał ze swojego miejsca przy blacie i odryglował drzwi wejściowe. Ze zmęczenia nawet nie pomyślał, że otwieranie ich bez wcześniejszego sprawdzenia, kto stoi po drugiej stronie, to nie był może najlepszy pomysł, ale było już na to za późno. Spojrzał na Veronicę opierającą się o zewnętrzną framugę jego domu i wypuścił z ulgą oddech, który na chwilę uwiązł mu w gardle. Selekcja naturalna stwierdziła, że to jednak jeszcze nie jest dzień na niego.
- Och - używanie monosylab do komunikacji nie świadczyło najlepiej o jego poziomie elokwencji, ale przez ostatnie kilkanaście godzin miał w głowie tylko wagi ingrediencji i kolejne kroki przepisów zapisane w równoważnikach zdań, potrzebował chwili - Już myślałem, że zmieniłaś zdanie.
Odsunął się i otworzył szerzej drzwi, aby mogła wejść. Kiedy w twarz uderzył go powiew świeżego powietrza, uświadomił sobie w jak nieznośnym zaduchu spędził cały dzień. Wiedział, że nie zmieni to wiele, ale uchylił dwa niewielkie okna na przeciwległych ścianach pokoju. Jego pracownia i sklep były malutkie. W najlepszym przypadku razem miały powierzchnię niewiele większą od skrytki bankowej w Gringocie, lecz nadal, co może być trudne do uwierzenia, było w tym chaosie więcej porządku, niż w mieszkalnej części, która znajdowała się nad nimi. Anton rozejrzał się po pracowni.
- Możesz zostawić płaszcz... gdziekolwiek znajdziesz miejsce - machnął ręką i zaczął opróżniać drugi z foteli, aby nie być najgorszym gospodarzem na świecie.
Nie przyjrzał się jej dokładnie, ale Vera nie wyglądała najlepiej. Cóż, wyglądała na tak wykończoną, że Anton zaczął się zastanawiać, co maluje się na jego twarzy, bo sam nie miał sposobności żeby spojrzeć w lustro od tygodnia. Ale wiedział że Vera, poza radzeniem sobie z sytuacją ostatnich dni, walczy z jeszcze gorszymi, osobistymi demonami. Kiedy przeczytał w liście, że kobieta zwraca się do niego o pomoc, nie miał wątpliwości z czym będzie to miało związek.
Anton nadal nie umiał odnaleźć się w tej quasi rodzinnej więzi, która uformowała się pomiędzy nim, a Veronicą. Było to dla niego coś zupełnie nowego i nadal nie wiedział, czy posiadanie w życiu kogoś, komu może ufać dawało mu więcej komfortu, czy bardziej przepełniało go strachem, że dopuszcza kogokolwiek zbyt blisko do siebie. Lecz odkładając na bok jego własne obawy - miał nadzieję, że Veronica wiedziała o tym, że pomoże jej schować ciało, jeżeli tylko by tego potrzebowała i że może mu powiedzieć wszystko, bez potrzeby aby ciągnął ją za język. Wiedział, że kobieta najprawdopodobniej wzięła sobie do serca jego wspomnienie o potrzebie alkoholu z listu, ale wolał zacząć wieczór od kubka herbaty. Dlatego zestawił kociołek znad płomienia, zamiast niego stawiając nad nim czajnik i za po mocą różdżki ponownie zaprószył pod nim ogień.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]29.03.20 23:59
Nie działała pochopnie. Szczeniackie podchody, które były jej udziałem, gdy była młodsza, szlifowały lata pracy, popełniane błędy i wypowiedziane słowa. Kojarzona była z opanowaniem, chociaż nigdy nie szczędziła słów, gdy potrzebowała skonfrontować się z zastałą rzeczywistością. Byłą "giętka", wpisując się w rolę, która uznawała akurat za potrzebną. Mało kto jednak miał świadomość, że utrzymywana fasada spokoju, była kłamstwem. Oczywiście, że się bała. Tylko głupcy, albo szaleńcy pozbywali się strachu. Chociaż - czasem zastanawiała się, czy jego znamiona nie dotykały jej umysłu. Przybierała wiele twarzy i widziała tyle spraw, o których miała nie pamiętać, że otoczenie zdawało się dziwnie załamane. Niczym popękane lustro.
Jej własna struktura postrzegania ulegała transformacji, gdy przekraczała próg Antonowej ciemni. To nie tak, że zmieniała się ona sama. Wciąż tak samo łatwo wyrażała myśli i nie dawała sobie wejść we własne. Ale alchemik roztaczał aurę, która zdawała się zrywać większość napięć, które plątały jej mięśnie. Być może, nie należał do najbardziej otwartych osób, ale Veronica znajdowała sposoby i na to, otwierając skorupkę, którą tak szczelnie się otaczał.
szmer za drzwiami i ciche kroki sygnalizowały zbliżającego się alchemika. Zgrzyt otwieranych skobli zmarszczył jej brwi, chociaż nie ze względu na hałas. Nawet jeśli zapowiadała swoje przyjścia, nie powinien przyjmować za oczywistość tylko jej obecności pod swoimi drzwiami. Z chwilą, w której uchylił wejście, Veronica wysunęła różdżkę, dźgając jej końcem pierś mężczyzny - A jeśli byłabym czarnoksiężnikiem? Albo dementorem, albo psychopatycznym bojownikiem? - co prawda, raczej żaden z wymienionych nie pukałby grzecznie do jego drzwi, ale fakt był faktem. Westchnęła, kręcąc głową i przekraczając próg alchemicznej pracowni - Uprzedziłabym, gdybym zmieniła zdanie - dodała, zatrzymując się i spoglądając do góry, na twarz mężczyzny. Obie brwi powędrowały wyżej - Kiedy ostatnio spałeś? I... masz coś na skroni... - tym razem zmarszczyła brwi w konsternacji - Wybuchł ci kociołek? Mam nadzieję, że nie przepali mi to palców - skwitowała, wyciągając z kieszeni spódnicy chustkę, którą bez wahania przetarła skroń mężczyzny. Nie miała zaufania do bulgoczących mazi w naczyniach. I sama, nawet nie próbowała uwarzyć coś samej. Do alchemii, zdecydowanie miała dwie lewe ręce. I prawdopodobnie przekładało się to także na jej "sztukę" gotowania.
Zaduch w pomieszczeniu wywołał tylko nikły dreszcz. Akurat do dziwnych zapachów przyzwyczaiła się szybko. To widok gotujących się eliksirów częściej wywoływał w niej skrzywienie. A przecież była krukonką. Żadna wiedza nie była jej straszna. No chyba, że musiało się ją wypić. I dlatego, zamykała oczy.
Rozpięła do końca płaszcz, wcześniej odstawiając torbę na odkryty fotel. Zsunęła materię z ramion, odsłaniając biel koszuli. Ułożyła garderobę za sobą, nie przejmując się, że przysiadała jego krawędzie. Przesunęła na bok torbę, pamiętając jej cenną zawartość. Na wiele sposobów. A tę, zwinnie odsłoniła. Najpierw, stawiając butelkę alkoholu u swoich stóp, potem, odwijając zawiniątko - Krew reema - odezwała się cicho, przyglądając się krzątającemu przy ogniu mężczyźnie - Uda ci się w najbliższym czasie przygotować  Czuwający strażnik? - zawiesiła pytanie w przestrzeni, zatrzymując palce na ostatnim z zawiniątek - nieco większym od pozostałych. Książka. Ale o tym wspominać jeszcze nie miała zamiaru. Podniosła się z miejsca, wędrując bardziej w głąb, by ostrożnie, nie trącając żadnej z kolorowych fiolek na półkach, odstawić tą, którą przyniosła sama. Podeszła bliżej Antona, nachylając się i niemal zaglądając mu pod ramieniem. Nie była wysoka, a raczej - drobna. Ale po wielokroć udowadniała, że kobieca słabość wzrostu, nie była jej poskąpiona bez powodu.
Na nowo uczyła się obecności, która nie kazała jej stawiać wokół murów. I sama, starała się tę obecność ofiarować Antonowi. Lekki uśmiech wdarł się na usta - Tylko nie dodawaj nic dziwnego - poprosiła lekko i podniosła się, wspierając o ramię mężczyzny - I przyda ci się grzebień - skwitowała na koniec, gdy dostrzegła, jak bardzo potargane miał włosy. Tak czarne, jak czarne były jego oczy. Tak podobne, do tych, których kochać jeszcze nie przestała. Odsunęła się z wahaniem, tak jak przegoniła kiełkujące w głowie wspomnienie.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play



Ostatnio zmieniony przez Veronica Findlay dnia 30.03.20 20:15, w całości zmieniany 1 raz
Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]30.03.20 19:57
Nie był przyzwyczajony do tego, że ktokolwiek wchodził do jego pracowni i sprawiał wrażenie, że tam pasuje. Być może była to kwestia tego, że Vera była w niej nie pierwszy, ani nawet nie dziesiąty raz, co było samo w sobie było wyjątkiem od reguły, jednak jej obecność tam sprawiała, że cztery ściany przestawały być tylko budynkiem mieszkalnym i zaczynały już nosić znamiona domu.
Anton wiedział, że jest trudnym w obejściu człowiekiem. Był nieprzewidywalny, sarkastyczny i obracał wszystko w żart przy każdej okazji. Ale cieszył się, że Vera nie dość, że sobie z tym radzi, to jeszcze niejednokrotnie odpowiada mu tym samym i nie oszczędza go w swojej szczerości. Chwilami, był wręcz z siebie dumny, że przestał wmawiać sobie, że Vera została w jego życiu ze względu na dalekie spowinowacenie - zakrawało to o użalanie się nad sobą, a to było poniżej jego godności.
- Jeżeli tak by było, to umarłbym w najbardziej żenujący możliwy sposób i nawet nie mogłabyś mnie żałować - przewrócił oczami, żeby nie dać po sobie poznać że jest faktycznie zażenowany swoją własną głupotą - Ale miałabyś przyzwolenie żeby się ze mnie śmiać do woli.
Przegonił spod nóg Joyce'a, bo może i jego pracownia była idealna dla niego i psa wielkości małego kucyka, ale przy dwóch ludziach naprawdę robił się już tłok.
- Umm - to naprawdę nie był jego dzień na grzeszenie elokwencją - być może coś mi wybuchło? Nie pamiętam? Albo może to było wczoraj? - przetarł dłońmi oczy tak mocno, że zaczął widzieć mroczki - Nie martw się, najwyżej możesz nie mieć czucia w palcach przez godzinę albo dwie. To pewnie była maść lecznicza - wytarł resztę skrawkiem rękawa i przyłożył do nosa; rzeczywiście intensywnie pachniała jagodami jemioły.
Spojrzał na Verę, która była w trakcie rozsiadania się na fotelu. Była jak zwykle ubrana elegancko i roztaczała wokół siebie aurę opanowania i posiadania wszystkiego pod absolutną kontrolą. Wiedział, że po części to tylko zasłona dymna, ale za każdym razem nie mógł powstrzymać się na uśmiechu, jak niedorzecznie wygląda w samym środku chaosu, który sam wokół siebie roztacza.
- W normalnych warunkach obraziłbym się, że jeszcze pytasz, czy mi się uda, ale obawiam się że w tej chwili, mogę zacząć przygotowywać czuwającego strażnika, a skończę wręczając ci auxilik - powiedział wyciągając dwa kubki i metalowy pojemnik w którym trzymał herbatę. I to nie byle jaką, bo przysyłali mu ją raz na jakiś czas dziadkowie. Był już do niej tak przyzwyczajony, że zaczął unikać tych brytyjskich, masowo sprzedawanych mieszanek, aby nie żałować samego siebie, że nieświadomie przez większość życia pił ekwiwalent wody z kanalizacji.
Spojrzał na buteleczkę, którą Vera postawiła na stole i poczuł jak z ekscytacji zaczęło mu bić szybciej serce. Czuwający strażnik nie był trudno do przygotowania, ale każdy eliksir, który nie był częścią domowej apteczki każdej czarownicy zbliżającej się do setki, był dla niego niczym dzień w lunaparku.
- Daj mi chwilę i zabieram się do pracy. Poza tym, musisz mi powiedzieć, co planujesz z nim zrobić.
Teraz to on pogroził jej różdżką, której chwilę później użył do drobnej pomocy w zalewaniu herbaty. To nie była jego wina, że od półtorej roku nie miał czasu aby kupić nowy czajnik, a stary nie miał żadnego uchwytu, za który można było złapać. Nie żartował z tym, że chciał aby Vera podzieliła się z nim tym, do czego jest jej potrzebny eliksir. W normalnych warunkach, jakby kazała mu pilnować swoich własnych spraw, to i tak wręczyłby jej fiolkę z gotowym specyfikiem z uśmiechem, bo wiedziałby że kto jak nie ona ma sobie poradzić, ale teraz nawet jego niezmącony optymizm chwiał się w posadach. 
- Nie pracuję pod wpływem żadnych substancji, ale nie myśl, że nie zauważyłem ten butelki koło twoich nóg - powiedział stawiając kubek na stercie książek, która została tam umieszczona tylko po to, aby służyć za prowizoryczny stolik na napoje wszelkiej maści - I nie rozumiem, co jest nie tak z moimi włosami - zmarszczył brwi, jednak doskonale domyślał się, co najprawdopodobniej jest nie tak.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]02.04.20 22:53
Nie każdy pakiet kilku ścian, nie mógł być nazywany domem. Nawet, jeśli się w nim mieszkało. O tym świadczyło nie miejsce, a osoby w nim przebywające. Gdy ich brakło, przestrzeń stawała się bardziej nieznośna. A puste pomieszczenia jej domu w Dolinie Godryka, przez ostatnie miesiące zdawały się wyjątkowo głuche na jej obecność. Niemal w tym samym momencie ubyło w nim dwóch, najważniejszych w jej życiu osób. Jedna - w grobie, druga... w szkole. Tęskniła za synem, pozwalając sobie nawet na upierdliwe listy. Zawsze odpisywał i czasem (albo częściej) czuła, że zbyt szybko chciał zostać dorosłym.
Pustkę, zapełniała pracą. Przyjmowała więcej niż zazwyczaj zleceń, ogniskując uwagę nie na ciemniejszej stronie swego sumienia, a na celu, który chciała osiągnąć. A w rozganianiu pustki miał swój udział Anton. Być może nigdy nie powiedziała tego głośno, a opowieści, ze przychodziła w sprawie zleceń i przygotowanych eliksirów były tylko częścią prawdy. Wierzyła jednak, że alchemik rozumiał więcej, niż była w stanie okazać - ...żenująco, to byłoby, gdybyś jednak przeżył, a ja się o tym dowiedziała - zmrużyła ślepia w niemej groźbie, która rozmyła się w już kolejnych słowach - wiem, że śmiech to podobno zdrowie, ale tak podłego humoru chyba jeszcze nie mam - uniosła jedną brew, znikając już w pomieszczeniu i zostawiając za sobą wieczorne cienie. Gdzieś po drodze do krzesła, musnęła dłonią drepczące za Antonem psisko, ale nie próbowała go zatrzymywać dla siebie - Przez godzinę, albo dwie?.. - zawiesiła wzrok na twarzy alchemika, by przez minę pełna skupienia przejść do rozbawienia - Nie polatam sobie. Jesteś skazany na moją obecność przynajmniej przez ten czas. Czy tego chcesz, czy nie - poprawiła się na krześle, przygładzając rąbek spódnicy. Przez krótki moment zastanawiała się nawet, czy nie zsunąć botków, których obcasy wystukiwały stłumiony rytm, gdy przechodziła przez pracownię, ale nie zrobiła tego. Wcale nie zdziwiłaby się, gdy kociołkowa zawartość znajdowała się jeszcze gdzieś na podłodze. I wbrew pozorom była w tym pewna przyjemna świadomość. Nie, żeby chciała doświadczyć drętwienia stopy, ale - Anton działał. Wciąż trwał w swej ciemni. Nie znikał. I zapewne ukryłby ją nawet, gdyby była ścigana. Tak, jak ona ukryłaby jego.
Chaos, który według jej gospodarza mógł do niej nie pasować, w najmniejszym stopniu nie przeszkadzał. To ona była gościem, a pozorny nieład stanowił zagadkę tylko dla kogoś, kto nie rozumiał schematu działania. Mogłaby skłamać, ze było inaczej, układając fasadę powagi, tak pasującą do schludnego wizerunku, jaki prezentowała. Ale nie zrobiła tego - Lepiej nie, potrzebuję tego konkretnego specyfiku - wciąż spoglądała na krzątająca się sylwetkę, samej, od czasu do czasu ślizgając wzrok po rozstawionych menzurkach, suszu ziół, czy księgach. I to na nich zatrzymała się na dłużej - Może być na jutro - podniosła wzrok znad pergaminów, natrafiając koniec różdżki skierowany ku niej. Przechyliła głowę na kształt ptasiego zaciekawienia - Muszę się pojawić na Nokturnie - odpowiedziała nieco ciszej i poważniej. Nie bez przyczyny "margines" magicznej społeczności stanowił oddzielną przestrzeń. Doki bywały podłe z całym swym zapachem zastałej wody, ściekami, szczurami i pijanymi marynarzami. Miał swoje cienie i blaski. Ale Nokturn potrafił być przeraźliwe niebezpieczny. I równie obfity w informacje, których potrzebowała.
- Ta butelka czekała po prostu na wezwanie - odwróciła się, chwytając w palce kraniec naczynia, w której bursztynowy płyn zakołysał się przy ruchu - i czy to jedyna rzecz, która nie umknęła twojej spostrzegawczości? - przechyliła głowę w drugą stronę, ręką przytrzymać butelkę na kolanie, a drugą zanurzyła w torbie, wyjmując płaskie, ale prostokątne zawiniątko - Prawdę powiedziawszy, nie jestem pewna, czy ci się spodoba - uniosła pakunek owinięty w papier i przewiązany wstążką - Jutro masz urodziny, ale nie uda mi się do ciebie wpaść, więc... wszystkiego najlepszego - podniosła się się i pokonała dzielącą ich odległość, tylko po to, by jedno i drugie odłożyć na jeden ze stołów - Jest po rosyjsku, jeśli się nie mylę. Znalazłam... w jednym interesującym miejscu. Zbrodnia i kara - pamiętała zbyt dobrze w jakiej literaturze lubował się Anton. I chociaż mugolskie "wszystko" stanowiło dla niej niezmienną tajemnicę, pomogła sobie znajomościami - Ale najpierw herbata. I na przyszłość dostaniesz ten grzebień - uniosła kącik ust z namysłem opierając się o jeden z zapełnionych stołów, czekając na parujący kubek w dłoniach.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]14.07.20 18:10
TRZASK! – rozległo się niespodziewanie w pomieszczeniu. Veronica i Anton mogli zauważyć, jak młoda dziewczyna – wyglądająca tak, jakby dopiero skończyła Hogwart – z gracją słonia w składzie porcelany pojawia się w pomieszczeniu. Jasnowłose dziewczę, o modnej, krótkiej fryzurze aportowało się, z hukiem uderzając w jedną z półek. W oczach dziewczyny natychmiast pojawiły się łzy bólu, a jej dłoń powędrowała w stronę łokcia.
Przez chwilę tkwiła w bezruchu, aby następnie jęknąć cicho z bólu. Stopniowo coraz bardziej widoczna była krew, obficie płynąca z ramienia. Zaczynała również skapywać na podłodze, brudząc jeszcze bardziej i tak nieszczególnie czystą posadzkę w pracowni Chakraborty’a.
Dziewczyna nerwowo uniosła wzrok, prawdopodobnie reagując na jakiś ruch bądź słowa osób obecnych w pomieszczeniu. W pierwszej chwili uchyliła usta, zdziwiona tym, że jakimś cudem nie jest sama, a następnie rozejrzała się jakby zdezorientowana po pracowni.
Ja… ja… gdzie jest morze? – spytała nerwowo, ruszając mimowolnie zranioną ręką. Skrzywiła się, a jej spojrzenie wylądowało na Veronice, tak jakby dojrzałej kobiecie łatwiej było jej zaufać: – Chyba się rozszczepiłam – dodała, próbując ręką tamować krwawienie. Nie udawało jej się to jednak szczególnie skutecznie. Krew przeciekała przez jej palce, a rana z każdą chwilą zdawała się być coraz to bardziej poważna.
Matka dopiero co mówiła jej, aby wzięła świstoklik. Że teleportacja nigdy nie była jej dobrą stroną! Młoda Abigail, bo tak dziewczęciu było na imię, mogła sobie to teraz jedynie wyrzucać. Zbyt szybko chciała spotkać się z przyjaciółkami, był zbyt podekscytowana… no i masz babo placek! Po raz kolejny się rozszczepiła, na dodatek lądując w całkowicie obcym sobie miejscu. A podobno można teleportować się tylko do znanych sobie miejsc!
Och, to ramię, czemu musiało aż tak piec? Co prawda, na pewno nie było to najgorsze z jej dotychczasowych rozczepień, ale chyba ani utrata nogi, ani połowy żołądka nie były tak bolesne. Jednocześnie Abigail doskonale zdawała sobie sprawę, że rany nie są jej najgorszym problemem. Znacznie gorsza będzie wściekłość matuli, gdy dowie się, że dziewczynie znów nie wyszła ta magiczna sztuk. A przecież właśnie przez tym ją ostrzegała!


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia alchemiczna 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]18.07.20 0:57
Pracowania i sam Anton mieli to do siebie, że Veronica potrafiła zrzucić narzucone grubo mury i maski, które oferowała całemu, pozostałemu światu. Gdy tylko przekraczała próg mieszkania kuzyna, coś ciężkiego umykało z piersi, sprawiając, że czuła sięlżejsza. Nie zdarzało się to często. Nawet, gdy znajdowała się sama w swoim mieszkaniu. I być może dlatego, straciła nieco na zwyczajowej czujności, rejestrując najpierw nienaturalne natężenie powietrza, potem zbyt znajomy trzask, zwiastując teleportację. Jak się okazało, po intensywnym zapachu krwi - raczej nieudanej. A na pewno obcej.
Drobna sylwetka, która uderzyła i półkę z szeregiem książek, nie była jej znana. Niemal bez namysłu, w ręku Findlay pojawiła się różdżka, ale kolejne, odbierane bodźce rozluźniały dudniące napięcie - Kim jesteś? - nim Anton zdążył zareagować, skupiła uwagę na młodziutkiej nieznajomej, z góry oceniając na zbyt młody, jak na dokowe zagrożenie, wiek - Na pewno nie tutaj - skwitowała, wsuwając różdżkę w rękaw i zbliżając się do dziewczyny, nie tracąc na czujności. Widziała naprawdę zdolnych czarodziei, którzy potrafili wprowadzić w błąd nieostrożnego przechodnia. A jednak, aktualna sytuacja i problemy z teleportacją - z racji narzuconych rządów sprawiały, że nie miała zbyt wiele wątpliwości, co do przyczyny i pojawienia się nieznajomej.
Kontrolnie spojrzała na Antona, by milczącym przekazem poprosić o czujność, ale nie pospieszną reakcję. Zwróciła uwagę na powrót ku dziewczynie, przede wszystkim na coraz silniej krwawiąca ranę. Mimo wszystko, miała skojarzenie bardziej... litościwe. Dziewczyna nie mogła być dużo starsza od jej syna - Widzę - odpowiedziała zdawkowo, marszcząc brwi - Pomogę ci - dodała jeszcze, pojawiając się tu przy młodej czarownicy - ostrożnie sięgnęła ramienia, zerkając na ranę po ewidentnym rozszczepieniu - Ale dla jasności, bez głupich pomysłów, proszę - coś błysnęło w spojrzeniu Findlay ostrzegawczo, ale już chwilę potem złagodniała. Czy jednak była to tylko poza, czy prawdziwa reakcja, nieznajoma nie mogła wiedzieć.
- Będziesz potrzebowała eliksiru, bo na magii leczniczej się nie znam - zmarszczyła nos - miałaś szczęście, bo trafiłaś do alchemika, ale... - przyjrzała się uważniej twarzy czarownicy, szukając większych znamion informacji, z kim właściwie miała do czynienia - ale będziesz winna przysługę - dokończyła nieco poważniej, obstawiając, że na finansową rekompensatę, nie można było w tym momencie liczyć. kto w takich czasach był równie beztroski co tak nieuważne dziewczę?


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play



Ostatnio zmieniony przez Veronica Findlay dnia 28.07.20 16:50, w całości zmieniany 1 raz
Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]27.07.20 22:47
Abigail przełknęła głośno ślinę, Czuła, że z lęku zaschło jej w gardle i że powinna się czegoś napić, ale jednak teraz były ważniejsze rzeczy, o które powinna się martwić. Jak na przykład to, że pojawiła się w obcym miejscu, z rozszczepieniem, na dodatek będąc w tym samym miejscu, co nieznany jej mężczyzna. Na szczęście Veronica sprawiała, że sytuacja wyglądała nieco lepiej, ale na Merlina! Matka naprawdę zabroni jej opuszczać posesji, jeśli dowie się o całej tej – pożal się Morgano – „przygodzie”.
Nim jednak zacznie myśleć poważnie o tym, co zrobić z matulą, najpierw musi wykaraskać się z całej tej sytuacji.
Ja… ja jestem Abigail – przedstawiła się, wpatrując się w kobietę. Czuła, że kobieta raczej nie będzie z tych nadzwyczaj przyjaznych i machającej ręką na tego typu wpadki, ale jednocześnie coś mówiło młodej dziewczynie, że to chyba porządna osoba.
Kiwnęła głową, gdy Veronica obiecała jej pomoc. Skrzywiła się, ale podała jej krwawiące ramię kobiecie. Na jej twarzy pojawiło się jednak zmieszanie, gdy nieznajoma zastrzegła sobie brak głupich pomysłów.
Ja… ja nic nie zrobię – powiedziała, odruchowo, nie mając pojęcia, co powinna przy takich zarzutach odpowiedzieć. – Ja… och, matula mnie zabije – dodała ciszej, a w oczach dziewczęcia pojawiły się pojedyncze łzy, które powoli zaczęły spływać po policzkach: – Ja… ja… przepraszam! Po prostu… och! To naprawdę boli! – Bo bolało, chociaż wizja wściekłej maki, karzącej siedzieć jej przez całe wakacje w domu jednak bolała bardziej.
Pokiwała głową tak energicznie, jak tylko była w stanie.
T… t… tak, oczywiście. P… pani jest alchemii… alchemikiem? Ale… ja nie umiem dawkować eliksirów – powiedziała, próbując opanować emocje. – I… i... ja mogę w szyciu pomóc za to! Albo w…  och, ja… właściwie… chyba niewiele rzeczy umiem – przyznała się, czerwieniejąc lekko na twarzyczce. Bo niestety, taka była prawda. Matula może nauczyła ją całkiem ładnie dziergać, radziła sobie w domowych sytuacjach, była też całkiem zwinna jak na młodą dziewczynę, ale magia nigdy szczególnie jej nie wychodziła. A nie sądziła, aby jej zbawczyni potrzebowała obiadu od obcej osoby. Jednocześnie jej rodzina nie należała do szczególnie bogatych, czy wpływowych i dziewczę na pewno nie mogło obiecać kobiecie jakiejkolwiek finansowej pomocy.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia alchemiczna 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]28.07.20 23:24
Pozostawała niewzruszona, obserwując drobną sylwetkę młodej kobiety. Być może powinna dla pozorów przejąć się bardziej, ale znajdując się w granicach prywatności, poczuła w jakiś sposób nieprzyjemny ucisk złości. Nie na samą, nieszczęsną dziewczynę, która - nie licząc młodego wieku i niedoświadczenia, raczej nie zawiniła niczym więcej. Drażnił ją fakt, że został zakłócony spokój miejsca, które traktowała jak swoiste sanktuarium. Co prawda należące do Antona, ale czuła się w nim wybitnie chciana. Nie miała jednak najmniejszego zamiaru odsłaniać się z drgająca pod skóra emocją, zastępując ją inną. Skupiła się na źródle zamieszania - Abigail... - powtórzyła, za młódką, kreśląc imię w pamięci - a skąd... przybyłaś? - Jak daleką drogę pokonała, tak niefortunnie teleportując się? Mówiąc to, nie czekała na odpowiedzi bezczynnie. Zdecydowanie nie była specem od uzdrawiania, ale podstawy pomocy znała. Musiała z samego faktu, by móc aplikować sobie zbawienne mocą eliksiry - Trzymam za słowo - nawet jeśli nieznajoma była przestraszona, nie powinna tracić rezonu. ktokolwiek znalazłby się w podobnej sytuacji, powinien być czujny. Po obu stronach - i gdzie masz różdżkę? - i tu wolała się upewnić, w międzyczasie, otrzymując od alchemika nieduża fiolkę z eliksirem. Obróciła przedmiot w palcach - Wiem, że boli, dziewczyno. To rozszczepienie - zacisnęła wargi w wąską linię i z westchnieniem przytrzymała kobiece ramię, jednak bardziej delikatnie - Nie, nie jestem alchemikiem - skwitowała, chwytając rozbiegany wzrok Abigail - i nie musisz go dawkować, ja to zrobię - odsłoniła ostrożnie ranę, po czym odkorkowała fiolkę i powoli wylała go na ranę. Wywar z dyptamu. Wiedziała czym jest tylko dlatego, że w pobliżu był Anton, ale znała jego działanie i sposób aplikacji. Wiedziała też, że z kuzynem rozliczy się na spokojnie później. To, czego oczekiwała w tej chwili, to...złapania pewnej możliwości.
- Nie martw się - odsunęła się, wiedząc, że zasklepiająca się magicznie rana, także wywoływała paskudny ból. Ale w ciągu kilku chwil, po rozszczepieniu pozostała ledwie cienka, zaczerwieniona i nierówna linia na skórze - To, czego będę od ciebie potrzebowała  - to informacja - i tym razem Findlay uśmiechnęła się. Ot - łapała okazję. Jedna, dodatkowa ptaszyna, która od czasu do czasu będzie mogła podsunąć jej kilka plotek. Tym bardziej, że branża "zniknięć" była w tym momencie bardzo chodliwa, a niepozorna dziewczyna, mogła usłyszeć kila ciekawych wieści - Wstań, odprowadzę cię i porozmawiamy - dodała, czekając na odpowiedź czarownicy, by pożegnawszy się z alchemikiem i krótką wymianą zdań, opuścić dokowe mieszkanie.

| zt


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]30.07.20 22:43
Widać było, że dziewczę próbuje powstrzymywać szloch na ile tylko było w stanie, ale nie wychodziło jej to najlepiej. W gardle czuła jakby narastającą wciąż gulę, która skutecznie utrudniała jej mowę. Dlatego odpowiedzenie na pytanie kobiety zajęło jej kilka chwil:
Ja… mieszkam w… Kornwalii – rzekła, w ostatniej chwili powstrzymując się przed zdradzeniem nieznajomej miejsca zamieszkania. – Ale… gdzie jestem? – dopytała, wciąż nie mając pojęci, gdzie tak naprawdę się znajduje.
Na pytanie o różdżkę odruchowo chciała sięgnąć do kieszeni, odrywając dłoń od krwawiącego miejsca. Syknęła jednak z bólu, uznając, że chyba po prostu lepiej będzie powiedzieć:
W… w kieszeni. W spódnicy, po prawej… mojej prawej – wyjaśniła słabiutkim głosem.
Już po chwili na jej ranę został jednak wylany eliksir. Dziewczyna początkowo poczuła coś nieszczególnie przyjemnego. Po chwili jednak rana zaczęła się goić, pozostawiając po sobie jedynie niezbyt schludny ślad.
Och – wydostało się z jej gardła.
Na szczęście już po chwili było po wszystkim. Abigail mogła odetchnąć przynajmniej na chwilę. Za dosłownie kilka sekund będzie musiała przecież zacząć szykować się do nadchodzącej konfrontacji z matką, a przynajmniej takie miała przeświadczenie, bo…
Informacji? – spytała zdziwiona. – Ale… ja nic nie wiem. – Jeśli Veronica chciała od niej czegokolwiek, musiała dziewczynie dokładniej wyłożyć, co ma na myśli.
Veronica zaczęła prowadzić Abigail, aby z nią porozmawiać. Młoda czarownica nie miała szczególnego wyboru. Kobieta udzieliła jej pomocy, więc dobre wychowanie wymagało, aby jakoś się jej odpłaciła. Należało jednak przyznać, że czułaby się mniej zmieszana, gdyby nieznajoma poprosiła ją o fundusze. Nie miała pojęcia, że informacja także może być cennym towarem. Wychowana na wsi, wśród raczej przychylnych ludzi, nie miała potrzeby, aby wgłębiać się w jakieś takie dziwne sprawy. Była wszak prostą dziewczyną z prostego domu, która raczej dostosowywała się do panującej obecnie w Anglii sytuacji, niż przeżywała trwającą wojnę. Do wioski, w której mieszkała z rodziną, docierały jedynie informacje. Ludziom na co dzień żyło się jednak raczej dość normalnie, a konflikt odczuwali co najwyżej w postaci rosnących cen żywności.


| zt


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia alchemiczna 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Pracownia alchemiczna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach