Wydarzenia


Ekipa forum
ARCADIUS(ARO) ROWLE
AutorWiadomość
ARCADIUS(ARO) ROWLE [odnośnik]12.05.20 18:09


Data urodzenia: 1 luty 1923 rok
Nazwisko matki: Black
Miejsce zamieszkania: Chesire, zamek Beeston
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Brygadzista
Wzrost: 185
Waga: 91
Kolor włosów: Szatyn
Kolor oczu: Stalowe
Znaki szczególne: Blizna wzdłuż pleców, jedna na prawym ramieniu, delikatna blizna pod okiem prawym i dość spora na lewym udzie.


Gdzieś w najdalszych i najciemniejszych zakamarkach ludzkiego umysłu czai się dzika bestia, prastara i pierwotna. Jest ona pamiątką po naszych dzikich przodkach, fragmentem ich drapieżnej natury. Choć tysiąclecia rozwoju nadały gatunkowi ludzkiemu pozory cywilizacji i kultury, pod warstwą ogłady w każdym z nas drzemie zwierzę, czekające tylko na sposobną chwilę, by siać trwogę, a nawet śmierć.

Ciemność nie zawsze oznacza zło, a światło nie zawsze niesie za sobą dobro[...]

Chcesz poznać tajemnice mojego rodu? Moją historię od momentu opuszczenia bezpiecznego łona Mimosy Rowle z domu Blacków? Tylko, żebyś później nie żałował, bo w tej opowieści nie ma naprawdę krzty dobra. Kolejna zakłamana bajka o idealnej rodzinie, która najlepiej prezentowała się tylko na rodzinnym portrecie i drzewie genealogicznym wiszącym w jednej z wielu komnat zamku Beeston. Jeżeli zaschnie ci w gardle skosztuj najlepszej ognistej whisky w naszym zamku, nie pożałujesz...
No więc zacznijmy wreszcie. Jak to doskonale wiadomo, matula została ojcu praktycznie przypisana już w momencie gdy oboje przyszli na świat. Dziadkowie Maximus Rowle i Cefeusz Black, ustalili, że tak będzie i koniec, basta. Magnus pojął za żonę Mimosę Black praktycznie zaraz po skończeniu przez nią pełnoletności i zaraz 9 miesięcy później pojawiłem się na świecie ja i moja młodsza o całe 5 minut siostra blźniaczka Mavelle. Dopiero później narodził się po trzech latach Marcellus i Asmodeus dwa lata później. Najmłodszy z rodzeństwa. Matka głównie tylko rodziła dzieci i wychowywała Mavelle. Ja po skończeniu 3 albo 4 lat poszedłem na służbę do ojca. Oczywistym jest, że ojciec nigdy nie pokochał Mimosy. Jak mógł ją pokochać, gdy praktycznie nigdy nie spędzali ze sobą czasu. Niczym maciora rodziła mu dzieci, a gdy kazał jej przyjść do sypialni, musiała być posłuszną. Cud, że nie popełniła z tego wszystkiego samobójstwa, widocznie miała silną psychikę, albo to Mavelle trzymała ją przy życiu. Tak jak mówiłem wcześniej,spójrz na naszą rodzinną fotografię. Szczęśliwa i uśmiechnięta rodzina. Jako iż świnie były traktowane jako zwierzęta plebsu to nigdy nie miałem z nimi styczności, co sprawiło, że dopiero w późniejszych latach, przypadkiem odkryto, że cierpię na świniowstręt. Niczym alergia, ale mniej szkodliwa, bo praktycznie spotkanie z tego typu stworzeniami były w moim przypadku równe zeru. Odkryto też, że mam zdolności metamorfomagiczne, niczym dziadek, jako malec co chwila włosy mieniły mi się niczym tęcza, na różne kolory. Nie panowałem nad tym. Byliśmy bogaci, więc najpierw opiekowała się nami niania, a później naszą edukacją zajmowały się guwernantki. Nie mogło być tak, że nasza edukacja zaczęłaby się dopiero w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Ojciec skutecznie odciągał moją uwagę od wielu nieistotnych spraw i starał się zrobić z małego chłopca, prawdziwego mężczyznę z krwi i kości, tak jak to robił jego ojciec, a mój dziadek. Był surowy i bardzo bezwzględny. Przemoc w naszej rodzinie nie była czymś co było zabronione. Według niego mieliśmy się go bać, ale z drugiej strony mieliśmy stać się twardzi na tyle, by następnym razem odważyć się mu odmówić. Dziwna to była nauka. Rodzice mieli hodowlę kilku Aetonanów. Pierwszy raz siedziałem na grzbiecie tego olbrzyma mając 5 lat, a gdy miałem lat 9 to pierwszy raz z niego spadłem, wsiadając na konia bez wiedzy ojca. Na szczęście skończyło się tylko na siniakach.  Powtarzano mi, że każdy mężczyzna musi dobrze jeździć konno, jeżeli nie potrafi jeździć to jest niczym łajza, albo mugol, bądź jeszcze gorzej, wyzywano go od szlam! Trzeba rzec, że lubiłem te majestatyczne stworzenia.Już jako małe dziecko dostałem też swoją pierwszą dziecięcą miotełkę, na której latałem po całym naszym domostwie. Po tygodniu na swojej liście grzechów miałem rodzinną wazę, tak cenną dla matuli, lustro w jednej z komnat, parę porcelanowych wazonów, a także tygodniowy szlaban na miotełkę, która została mi siłą odebrana i w gabinecie ojca, schowana w starym żelaznym kufrze. Sam widziałem gdy ją tam chował. Do gabinetu ojca nikt nie miał wstępu, poza nim samym. Podobno było tam niebezpiecznie.  Byłem kapryśnym i strasznie marudnym dzieckiem. Jako ten najstarszy uważałem, że wszystko mi się należy w większych ilościach i lepsze niż rodzeństwu. Nie chciałem się z nikim niczym dzielić, ani uczyć i starałem się za wszelką cenę unikać nudnych porannych zajęć. Bardzo często też wpadałem w tarapaty, ponieważ byłem bardziej ciekawski niż ustawa przewiduje. Musiałem zawsze wciskać nos tam gdzie mnie najmniej potrzebowano. Jak to dziecko. Wyobraźnia ogromna, jednakże rozumek jeszcze mało pojętny. Uwielbiałem bawić się wraz z braćmi gdy tylko ojciec nam na to pozwolił. Nie zdarzało się to często, ale jeśli tylko nadarzyła się okazja, to bawiliśmy się w polowania na mugoli. Nie mogłem tego wtedy jeszcze pojąć, jak wielką niechęć i odrazę we mnie budzili, ale miałem to chyba już we krwi. Dzięki reżimowi ojca dzieciństwo płynęło szybko, a ja nie miałem czasu wiele rozmyślać o braku czasu, który mogłem spędzić z matką, albo siostrą. Czas rozpoczęcia nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart zbliżał się nieubłaganie, już za kilka miesięcy miałem zostawić swoje rodzeństwo i wyruszyć w swoją pierwszą podróż, która miała się zakończyć po siedmiu latach egzaminem dojrzałości. Magnus  strasznie pilnował tego, by żadne z jego latorośli nie przynosiło wstydu rodzinie. We mnie pokładał największe nadzieje, ponieważ byłem najstarszy i powinienem dawać przykład młodszemu rodzeństwu. Wpajano nam, że dzięki błękitnej krwi jesteśmy lepsi od innych i właśnie tak powinniśmy się zachowywać. Wstydem by było, aby jakaś szlama nam weszła na głowę. Zanim jednak skończyłem 11 lat i wyruszyłem do Hogwartu, nasza guwernantka dopilnowała bym biegle mówił językiem zarówno ojczystym, jak i francuskim. Kazano mi ciągle nosić eleganckie ubraniach i zabraniano je pobrudzić. Wraz z braćmi uczono mnie też szermierki.Ciężkie było dzieciństwo arystokratycznego dziecka.  

No przecież do tego służą reguły, rozumiesz? Żebyś się dobrze zastanowił, zanim je złamiesz.

Ojciec, gdy skończyłem 11 lat pozwolił by matka zabrała mnie na swoje pierwsze, prawdziwe zakupy na ulicę Pokątną. To było wspaniałe wydarzenie, aczkolwiek cała ta podróż odbywała się w całkowitej ciszy. Tam kupiliśmy szkolne szaty, magiczne księgi, pierwszą magiczną różdżkę. Do tej pory pamiętam moją radość gdy trzymałem ją w rękach. Długość 16 cali, dość sztywna, zrobiona była z cisu i miała rdzeń z jadu bazyliszka. Już wtedy pan Olivander powiedział mi, że dokonam tą różdżką niesamowitych rzeczy, ale chyba mówił to każdemu młodemu czarodziejowi. Nie miałem pojęcia, że Cis nigdy nie wybierze przeciętnego, ani bojaźliwego właściciela i jest efektywna zarówno w czarnej magii, jak i tej chroniącej przed nią. Włos pogrebina natomiast był dla osób podstępnych, skrywających swoje prawdziwe zamiary i lubujących się w zadawaniu bólu. Już wtedy różdżka wiedziała jak mnie wybrać. Słowa Pana Ollivandera sprawiły, że poczułem się naprawdę kimś ważnym. Później wybraliśmy się do Magicznej Menażerii. Każdy pierwszoroczny uczeń mógł mieć jedno zwierzę: sowę, kota albo ropuchę. Oglądałem jednak te wszystkie zwierzęta w klatkach i nie mogłem się zdecydować na żadne z nich. Chciałem kota, ale matka burknęła tylko, że sowa będzie bardziej praktyczna. Ostatecznie kupiliśmy małą sówkę, którą w późniejszym czasie nazwałem Nox. Z taką wyprawką mogłem iść podbijać świat. Na peron 9 i 3/4 odprowadził mnie tylko ojciec. Matka płakała, ale uznał, że jeżeli będzie pobłażliwy, to mnie zepsuje. Traktowany byłem niczym jakiś eksperyment. Kazał mi przysiąc, że będę się pilnował i nie przyniosę wstydu rodzinie. Posłuchałem go, ale dana przeze mnie obietnica wleciała jednym uchem, a wyleciała drugim. Czego można się spodziewać od jedenastolatka. Już w drodze do zamku poznałem w pociągu kilku fajnych chłopaków. Razem siedzieliśmy w przedziale i zajadaliśmy czekoladowe żaby wymieniając się kartami czarodziejów. Przecież każdy był pasjonatem kart, ja nie byłem tutaj wyjątkiem.
Podczas głównej kolacji powitalnej Tiara przydzieliła mnie do Slytherinu co przyjąłem z wyjątkową godnością. Nie chciałem trafić do żadnego innego domu. Starsi koledzy z przedziału również należeli do tego domu i powiedzieli mi, że w innych domach są tylko same charłaki, szlamy, zdrajcy krwi i ofiary losu. Wtedy byłem tylko obserwatorem i jako jedenastolatek uczyłem się wszystkiego, a także kopiowałem starszych kolegów. Chłonąłem cała wiedzę niczym gąbka wodę, ich zachowanie, a także styl bycia i sposób w jaki traktowali innych uczniów. Nie było to zbyt miłe traktowanie, mi jednak podobało się to że byłem kimś lepszym, a także mogłem być dumny że jestem w domu z którego wywodzi się sam Salazar Slytherin. Najbardziej fascynowała mnie transmutacja, a także zaklęcia. Gdy zrozumiałem sens tej nauki zacząłem pilnie pochłaniać wszelką wiedzę. Szybko zacząłem robić postępy w nauce i radzić sobie z prawie każdym zaklęciem. Każde jednak wymagało ode mnie dużego nakładu pracy i poświęcenia. Jednak było warto. Rodzice byli ze mnie dumni, a jeszcze większa duma ogarnęła ich gdy na piątym roku nauki wysłałem im list, że zostałem prefektem, a później prefektem naczelnym. Od tamtej pory przybyło mi obowiązków. Musiałem zapoznać nowych uczniów ze szkołą, jej zasadami oraz prowadzić ich do dormitoriów. Za przewinienia miałem prawo odejmować punkty. To ostatnie lubiłem najbardziej. Byłem wyjątkowo lubiany przez naszego opiekuna domu, ale to pewnie dlatego, że miał dobry kontakt z moim ojcem. Dzięki temu mógł mnie mieć zawsze na oku. Dla swoich ludzi byłem świetnym kompanem i wiernym przyjacielem, jednakże dla wielu innych byłem cyniczny, arogancki i często snobistyczny. Większość nieprzyjemności działa się poza oczami nauczycieli i mojego opiekuna domu, wszak rzadko się zdarzało, że komuś podpadłem.  Lata nauki w Hogwarcie były tym co mogę uznać w moim życiu za najszczęśliwsze i najbardziej beztroskie. Złamałem serce wielu dziewczętom, które potem mnie za to szczerze nienawidziły.
Zawsze jednak na wakacje i święta wracałem do domu. Tam był tylko fragment dorosłego życia. Na bankietach i wieczorach poznawałem ludzi takich samych jak ja, a także Lordów. Należałem do nich, więc zachowywałem się jak oni. Rodzice mogli być dumni z tego jak mnie wychowali. Jeździłem także konno oraz ćwiczyłem szermierkę by doskonalić to czego się nauczyłem pod okiem żandarma, który podobno był moim ojcem. Wtedy też w jedne wakacje zauważyłem, że moja siostra jest już dojrzałą młodą kobietą. Patrzyłem na nią inaczej niż wcześniej. Nie mogłem tego za bardzo zrozumieć, jednakże uczucie którym ją darzyłem, było inne niż brat do swojej siostry. Może to brak matki i jej nauk tak na mnie działał? Kiedyś ją pocałowałem, później jednak staraliśmy się tego nie robić. Wiedziałem, że to jest złe, jednakże w ukryciu zawsze nas ponosiły emocje. Potem każde z nas tego żałowało.  Próbowałem odwrócić myśli podrywając inne kobiety. Podbijałem ich serca językiem miłości, czyli francuskim. Byłem prawdziwym casanovą, brutalnym ale uroczym. Nie znosiłem bowiem kiedy mi się sprzeciwiały. Uwielbiałem, gdy mnie słuchały, nie znosiłem gdy za dużo kłapały ozorem. Dopiero później poznałem prawdziwe dorosłe życie, po opuszczeniu murów bezpiecznej i nudnej szkoły.

Jest tyl­ko je­den sposób nauki - pop­rzez działanie.

Po szkole i wybitnych wynikach z praktycznie każdego przedmiotu wróciłem do domu. Moją kulą u nogi było zielarstwo, nigdy nie lubiłem tego przedmiotu, nawet dodatkowe konsultacje u profesorów przynosiły niewielkie efekty. Ojciec był ze mnie dumny, gdy oznajmiłem mu, że  pragnę zostać Brygadzistą. Mieszkając na zamku, znów odizolowałem się od siostry o której wieczorami nie mogłem przestać myśleć. Nikt jednak nie chciał, by prawda wyszła na jaw. W Hogwarcie łatwiej było tą tajemnicę utrzymać przed wszystkimi, aniżeli w rodzinnej posiadłości. Potrzebowałem wtedy spokoju i odrobiny samotności. Dość szybko zacząłem rozwijać swoje plany. Dołączyłem do elitarnej jednostki specjalnej, która zajmowała się wyłapywaniem, a następnie izolowaniem od społeczeństwa wilkołaków. Moje przeszkolenie trwało aż półtora roku, podczas którego przechodziłem regularny trening fizyczny, a także zgłębiałem wiedzę dotyczącą wilkołaków. Zyskałem możliwość kontaktu ze sprzętem służącym do polowań na te bestie. Przechodziłem też testy psychologiczne. Szczęściem był fakt, że nikt nie wiedział o mojej genetycznej, nikomu nie wadzącej chorobie co umożliwiło mi dalszy rozwój w tym kierunku. Po pomyślnym zdaniu egzaminów odbyłem kilkanaście asyst, gdzie nabywałem wiedzę praktyczną oraz oswajałem się ze stresem, który miał mi odtąd zawsze towarzyszyć w pracy. W końcu nadszedł ten czas, gdy odbyłem swoje pierwsze polowanie, które zakończyło się sukcesem. Dołączyłem do grupy Brygadzistów w Londynie. Osiągnąłem swój cel. Śledziliśmy te istoty i pilnowaliśmy porządku by nikomu z ich przyczyny nie stała się krzywda. Była to praca trudna, a zarazem pieruńsko niebezpieczna. To tutaj zyskałem kilka dość nieprzyjemnych blizn. Niestety w moim rozumowaniu, każda praca niosła za sobą jakieś ryzyko zawodowe. Wciąż jednak było mi mało. Pracując w tej branży poznałem ludzi, którzy interesowali się czarną magią. Byli to zapaleńcy wśród których wielu mówiło o Tomie Riddle'u .  Poznałem też człowieka o imieniu Braig, nazwiska nigdy mi nie zdradził. Nie byłem mu dłużny, poznał mnie jako nie Arctusa, ale jako Aro. To właśnie on wprowadził mnie w sekrety czarnej magii. Był taki fragment w moim życiu, gdy zrobiłem sobie po 3 latach przerwę w pracy. Moja psychika w pewnym okresie mojego życia prosiła o odrobinę odpoczynku. Zacząłem wtedy studiować zakazane księgi we własnym, możliwym dla mnie zakresie. We wszystkim pomagał mi Braig. Wtedy byliśmy praktycznie nierozłączni. W ten sposób przemieszczałem się po całym świecie, spodobały mi się podróże. Moje zdolności metamorfomaga w wielu przypadkach uratowały mi skórę, a ja polubiłem rolę niezdarnego rudzielca o imieniu Malvolio. Nie byłem złym człowiekiem, nigdy jeszcze nikogo nie zabiłem. Czasem jednak trzeba było wrócić do tego co się chciało robić od zawsze, po 2 latach wędrówek z Braigiem, przepełniony czarnomagicznymi nowinkami wróciłem do rodzinnego zamku. Znów zacząłem pracę jako Brygadzista.

Uświado­miłem so­bie, że mam prze­cież tęgi, zna­komi­cie spraw­ny umysł, a sko­ro tak, powi­nienem nim się posłużyć.

Chęć bycia lepszym od innych sprawiła, że zapragnąłem również czytać ludzkie umysły. Pierwszy raz spotkałem się z tym gdy spędzałem wakacje u wuja. Nazywał się Arcellus Rowle. Miałem wtedy siedemnaście lat, praktycznie kończyłem naukę w Hogwarcie. Ten człowiek był wyjątkowo upartym i nieprzyjemnym człowiekiem. Był tak samo snobistyczny i zarozumiały jak mój ojciec i ja sam. Wuj opanował także zarówno umiejętność zamykania swojego umysłu przed obcymi, jak i zaglądania do cudzych umysłów. Byłem wścibski, więc od razu odkryłem co potrafi i zażądałem by mnie też tego nauczył. To ojciec nauczył mnie wymuszać wszystko na innych. Teraz się to opłaciło. Wuj widząc mój potencjał i  upór zgodził się mnie uczyć. Nie było to jednak proste zadanie. Mimo dobrych chęci nie od razu załapałem specyfikę tego rodziaju magii. Byłem zbyt roztargniony i sądziłem , że w moment się tego nauczę tak jak zaklęć albo transmutacji. Arcellus wielokrotnie wkradał się do mojego umysłu powodując w nim chaos i niewyobrażalny bałagan, mi dopiero za setnym razem z rzędu udało się wkraść do jego umysłu. Trwało to krótko. Byłem z siebie strasznie dumny, cieszyłem się z tego czynu niczym dziecko. Później już było tylko lepiej. Ćwiczyłem czasami dniami i nocami chcąc osiągnąć jak najlepszy efekt, choćby idąc po trupach. Wkrótce byłem w stanie bez problemu wejść do umysłu wuja, wiedziałem jednak, że on znając oklumencję, mógł w każdej chwili przerwać wertowanie jego umysłu i wspomnień niczym otwartą księgę. Wyjeżdżałem od wuja jeszcze bogatszy i pewniejszy siebie niż gdy się do niego wybierałem. Pełne opanowanie legilimencji zajęło mi 3 lata podczas których w wolnych chwilach od szkoleń na brygadzistę, spotykałem się z wujem i wtedy wytrwale i uparcie ćwiczyliśmy, czasem do upadłego. Ciężko mi było pogodzić to wszystko, jednakże byłem zbyt dumny by ot tak sobie darować. Tamte lata byłem momentami niczym zombie. Cała ta nauka jakby wysysała od środka całą moją energię, wywołując ogromne napady migreny. Jednak  powiem ci jedno drogi przyjacielu, opłaciło się. Opłaciło się być upartym niczym osioł, by opanować tę wspaniałą umiejętność. Starczy już tych historii, prawie świta za oknem, pora ruszyć się do pracy.
Patronus:Drapieżnik taki jak wilk uosabiał wszystkie cechy doskonałego myśliwego, jednym słowem miał dokładnie to, czego chciał człowiek – siłę, spryt i nieustępliwość. Wszystkie te cechy opisywały Aro. Wspomnieniem, które pomaga Aro wyczarować wilka jest pierwsza pochwała, którą usłyszał od ojca, jako dziecko, gdy upolował ogromnego dzika "jestem z Ciebie dumny Synu", później już rzadko słyszał te słowa. To jedno wydarzenie więc utkwiło mu w pamięci.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 30
Zaklęcia i uroki:50
Czarna magia:113 (rożdżka)
Magia lecznicza:00
Transmutacja:62 (rożdżka)
Eliksiry:00
Sprawność:14Brak
Zwinność:5Brak
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
PerswazjaI2
ZastraszanieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI2
Odporność magicznaI5
Wytrzymałość FizycznaIV20
Savoir-vivreI0
SzczęścieII20
Szlachecka EtykietaI0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rycerze Walpurgii00
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Malarstwo (tworzenie)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
SzermierkaII7
GenetykaWartośćWydane punkty
Metamorfomag-11
Gość
Anonymous
Gość
Re: ARCADIUS(ARO) ROWLE [odnośnik]12.05.20 20:48
Karta Postaci już gotowa do wglądu.
Gość
Anonymous
Gość
ARCADIUS(ARO) ROWLE
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach