Wydarzenia


Ekipa forum
Mały pokój
AutorWiadomość
Mały pokój [odnośnik]16.09.20 19:50
First topic message reminder :

Mały pokój

Mały pokój na poddaszu ma jedno okno wychodzące na północ, które przeważnie przykryte jest szmaragdową zasłoną; po jego bokach piętrzą się regały obłożone eliksirami, księgami - atlasami anatomicznymi, mapami nieba, schematami magicznych przedmiotów, zielnikami - zaś na południowej ścianie znajduje się lichy kominek; to miejsce znajduje się dokładnie nad pracownią w piwnicy i kuchnią na parterze, zimą - jest najcieplejsze. Znajdujący się pośrodku okrągły stolik służy do pracy - rozdzielaniu ziół, siatkowaniu ingrediencji lub obrabianiu preparatów. Zapach kadzideł jest doskonale wyczuwalny. To mała domowa pracownia, w której Cassandra może oddać się rytuałom, mając na oku swoje dzieci.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947

Re: Mały pokój [odnośnik]22.02.21 22:36
Nachyliwszy się nad kociołkiem, obserwowała krople ziołowego wywaru wpadające do kotłującej się wody - wokół paleniska rozciągnął się łagodny ziołowy zapach przepleciony z mocniej wybijającą się goryczą; szarawy dym palonych ziół zdawał się intensywniej kłębić nad naczyniem, ściągając ku niemu mętną chmurą. Chwyciła między palce metalową chochlę, którą kilka razy przemieszała wywar, powoli, nie mącąc tafli zbyt agresywnie. Jego klarowność świadczyła o jego jakości, zakryła go ciężką mosiężną pokrywką, kilkoma zgrabnymi machnięciami różdżki łagodząc żar pod naczyniem. Ziarna potrzebowały wielu godzin, żeby rozpaść się doszczętnie, ale tego mógł już dokonać tylko czas.
- Oczyszczamy zioła - odparła, nieśpiesznie odsuwając się od paleniska, kątem oka obserwując obchodzącego ją czarnoksiężnika; jego okrężny ruch przypominał nieco Kocmołucha, kiedy ten węszył ofiarę, choć subtelne napięcie w jej ciele towarzyszące jego krokom nie miało wiele wspólnego z rosnącym zagrożeniem. Powstała, przewieszając przez ramię płachtę szmaragdowej chusty, które kraniec zdążył się zsunąć - pokonała dzielącą ich przestrzeń, nieśpiesznie stawiając kroki. Jej dłoń sięgnęła do jego dłoni, kiedy stanęła obok, przysuwając bliżej siebie gałązkę - dmuchnęła na wciąż kopcące się krańce z zamiarem dogaszenia żaru; przesunęła palcami po ustach, mokrymi opuszkami szczypiąc wciąż kruszące się fragmenty liści, nieśpiesznie unosząc ku niemu spojrzenie, pytające, bo nie od razu pojęła jego intencje. Zwyciężyli na froncie, którego nie odnotowała? Co chciał świętować? Nie pamiętała o swoich urodzinach, tym bardziej nie spodziewając się, że będzie o nich pamiętał on - choć powinna się tego spodziewać, zawsze pamiętał, choć nie było to dla niego nic naturalnego. Z roku na rok ten dzień przybliżał ją tylko do nieuchronnej śmierci, a ogrom ciążących na niej obowiązków - lecznica, dwójka dzieci - nie pozwalał jej zbyt często myśleć o przyjemnościach, w zasadzie nie pozwalał jej myśleć o sobie w ogóle. Było w tym coś uprzejmego, że ktoś pamiętał, o niej, dla niej. I w zasadzie było w tym coś niezwykłego, że był to akurat on.
- Wybacz, Umhra porwał mi placek, kiedy stygł na parapecie - odpowiedziała po chwili zastanowienia, sięgając wzrokiem jego oczu, raczej nie mówiła poważnie. - To było pewną nowością - przyznała. - Wina staram się jednak nie zostawiać na górze, odkąd zagląda do mnie Elvira, więc być może znajdę kieliszek - To może też nie było do końca prawdą, choć niezadowolenie Elviry z ilości serwowanego jej alkoholu rzeczywiście bywało odczuwalne. W milczeniu wysłuchała jego słów, pojmując paralelność wypowiadanych przez niego słów. - Cóż to tak... Calchas! - Choć w jej źrenicach błysnęło zainteresowanie, niemal momentalnie ustąpiło iskrom złości, gdy przeniosła spojrzenie na dziecko; gwałtownym krokiem ruszyła w jego stronę, by wziąć malca na ręce i odsunąć go od paleniska - zdążył wrzucić w nie trzymany w rączkach korzeń. Żar wciąż tlił się pod kociołkiem, ponoć dzieci nie mają szansy pojąć, że ogień patrzy, póki same tego nie sprawdzą, lecz mimo to nie miała zamiaru obtaczać w czerwieniejącym się węglu własnego dziecka. Opary palonej rośliny przemknęły do powietrza, rozniecając korzenne zapachy, szczęśliwie nie były szkodliwe. - Zostań - zwróciła się w końcu do Ramseya, oglądając się na niego przez ramię. - Weź butelkę i kieliszki, wiesz, gdzie je znajdziesz - Choć pewnie powinna ugościć go... bardziej otwarcie. Omiotła pokój spojrzeniem, nie trzymała Calchasa blisko nigdy, kiedy zajmowała się trującymi lub parzącymi roślinami, ale kontrolne sprawdzanie własnych zachowań było jednym z jej nawyków. Kątem oka spojrzała na Ramseya, ściągając ze stołu runiczne kości odeszła z dzieckiem w przeciwległy kraniec pokoju, turlając przed niego grzechoczące kamienie; były dość duże, by nie mógł ich połknąć, a jednocześnie - - oby - wystarczająco interesujące, by zająć go przez kilka dłuższych chwil.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Mały pokój [odnośnik]06.03.21 11:36
Pojawiła się tuż przy nim bezszelestnie, pokonując niewielki dystans zgrabniej niczym kot na miękkich łapach; tak, że skupiony na kolejnych tytułach ksiąg w pierwszej chwili dał się zaskoczyć, obracając ku niej głowę szybko, koncentrując jasne oczy na jej twarzy otoczonej burzą ciemnych włosów, choć to jej dłoń jako pierwsza zasygnalizowała jej obecność. Dłoń wyciągnięta w stronę jego, tej, w której zgodnie z jej poleceniem trzymał wiązankę ziół, zatrzymując ruchy mające utrzymać kopcący się dym. I choć sam proces nie zajmował go zupełnie w przeciwieństwie do tytułów opasłych woluminów, miała w sobie naturalny — a może  latami wyuczony — dar przyciągania uwagi każdym swoim najdrobniejszym ruchem, czy gestem. Obserwował jak przesuwa palcami po wilgotnych wargach, by nie parząc się dogasić lekki żar na suchych gałązkach. Oczy nieznacznie zwięzły się, kiedy śledził jej ruchy, choć raczej wątpliwe, by wynikało to z zainteresowania pojedynczymi czynnościami dotyczącymi ziół. Powietrze opuściło jego pierś na moment, dopiero po chwili organizm zasygnalizował mu, że przestał oddychać zbyt mocno skupiony na niej i na tym jak działała. Ani przez chwilę przez myśl nie przemknął mu cień wyrzutów, że jego myśli instynktownie koncentrowały się wyłącznie na niej, bo wszystko, co robiła, rozbudzało jego wyobraźnię i zmysły. Już dawno przestał wyrzucać sobie, że pozwolił jej dostać się za głęboko, jak upuszczone na skrawku ziemi pomiędzy brukiem ziarno, które jakimś szczęśliwym trafem wypuściwszy korzenie prześlizgnęło się szczelinami i mocno zaczepiło w glebie.
— Nie skarżyłaś się, że twój troll głoduje. Gdybym wiedział, przyniósłbym mu coś konkretnego, ten placek nie nasycił go na długo — odpowiedział ze śmiertelną powagą, marszcząc brwi, nie odrywając wzroku od jej oczu ani na moment. Nigdy wcześniej się nawet nie zastanawiał, czy utrzymanie przez nią takiego bydlęcia kosztowało ją dużo pracy i wkładu. Wiedział, że dla niej bezpieczeństwo było najważniejsze, a zagwarantowanie mu pełnego żołądka nie brzmiało jak wygórowana cena za uzyskany spokój. Umhra dobrze spełniał swoją rolę. Wiedział to na własnej skórze. — Elvira. Elvira Multon? — spytał, dla potwierdzenia, czy myśleli o tej samej osobie. — Ma problem z alkoholem?— spytał zaintrygowany nowiną. W pytaniu ton zabrzmiał tak, jakby odnotował w myślach tę istotną informację. Kto wie, kiedy mogła mu się przydać.
Nim odniosła się do jego zapewnień, w które i tak mogła wcale nie wierzyć — a jak dała mu wyraźnie odczuć przez ostatni rok, nie miała do niego już ani krzty zaufania — jej krzyk i nagła zmiana w jej twarzy obrazująca strach i złość skierowały jego spojrzenie na bok, na niemowlę sięgające ognia. Nie zareagował w żaden sposób, kiedy zrobiła to już ona, choć trudno było nawet jemu samemu w tej chwili ocenić, czy było to celowe, czy wynikało z braku podstawowych instynktów. Nie wierzył, że dało się je nabyć, zrodzić. Wyobraziwszy sobie małą rączkę w ogniu i dziecięcy krzyk, płacz, z którym już zdołał się oswoić przez ostatni rok pracy w Gwiezdnym Proroku, nie odczuł ani krzty lęku o jego dobro. Może nie wierzył, by ten ogień mógł mu uczynić śmiertelną krzywdę. Nie taką, przed którą sam musiałby go chronić.
Zapach w powietrzu się zmienił. Wciągnął mocno powietrze w płuca, przyglądając się matczynym czynnościom tylko chwilę. Miał inne zadanie do wykonania i nie zwlekał z nim tylko po to, by wysłuchać kazania, które na pewno już przygotowywała dla dziecka, dosadnie obrazując mu szkodliwość podobnych czynów. Skinął jej głową i opuścił pokój, poniekąd zadowolony z takiego obrotu sytuacji. I tak czuł się tu, jak u siebie, nie spodziewał się tak naprawdę, by zdecydowała się przygotować wszystko, a jego zostawić sam na sam z malcem. Kielichy zabrał z kuchni, zerknąwszy w nie, by upewnić się, że nie były zakurzone. Przy winie się zastanawiał, zakładając po samej butelce i kolorze, że wybrał właściwie, nie myląc jej z sokiem porzeczkowym ani co gorsza, z żadnym leczniczym ziołowym wywarem, którego smak musiał jak zawsze, przypominać raczej trociny niż alkohol. Na górę wrócił bez pośpiechu, otwarł butelkę i podstawił pod nos, upewniając się co do aromatu — pachniało jak wino, wyczuł wyraźną nutę owoców, słodycz i kwaskowatość. Rozlał i kiedy była gotowa podał jej.
— Pomyślności, Cassandro — szepnął, zatrzymując spojrzenie na jej oczach. To jej brakowało głównie w jej życiu, o wszystko musiała walczyć sama. Odrobina zwykłego szczęścia okazałaby się zbawienna.— O zdrowie wszak lepiej od losu zadbasz sama.— Uniósł kielich i upił łyk, niewielki, by zaraz po tym, sięgnąć do wewnętrznej kieszeni szaty i wyciągnąć z niej małe, proste puzderko. Wewnątrz kryła się ozdoba, brosza przedstawiająca węża z różą. Ale to nie biżuteria była w tym najważniejsza. W nią wkomponowany był talizman z najprawdziwszego złota i piaskowej róży. — Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu.— Błyskotka, którą wpiąć mogła we wszystko. Przekazał jej pudełeczko, gotów przyjąć od niej kielich w zamian. — To dzieło lady Burke— dodał, jakby to nazwisko miało mu zapewnić jej wiarę w przedmiot i jego niezwykłość. I jednocześnie podkreślić, że nie musiała się tego obawiać, choć o tym, że sama arystokratka nie wiedziała w czyje ręce trafi talizman nie zamierzał jej mówić.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Mały pokój - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Mały pokój [odnośnik]25.03.21 0:53
Kącik jej ust drgnęły w niespokojnym, zadziornym uśmiechu, śmiertelna powaga w jego głosie jej nie zmyliła; podtrzymała jego spojrzenie bez zawahania, sięgając wzrokiem stalowych tęczówek okalających czarne źrenice. Oczy miał zimne jak serce.
- Dorosły troll zjada kilka kilogramów mięsa dziennie - odpowiedziała spokojnym tonem. - Ale przynajmniej na razie sobie radzimy. Nie jest wybredny, nie potrzebuje też mięsa wysokiej jakości. Jego organizm jest mniej... skomplikowany niż ludzki. Kocmołuch zresztą czasem podzieli się upolowanym szczurem - Kot przygarnięty przez Lysandrę okazał się bardziej użyteczny, niż sądziła. - Przyszedłeś co prawda ty, ale ty się nie nadasz - oświadczyła, zadzierając lekko podbródek. - Jesteś żylasty i pewnie też trujący - mówiła dalej, chwytając drobną rączkę dziecka, by uścisnąć ją we własnej - musiała się upewnić, że Calchas nie zdążył włożyć jej do ognia. Chłopiec był niespokojny. I zbyt cichy, mógłby nawet nie zapłakać. - Nie znam innej Elviry - przytaknęła, dokładnie przyglądając się dziecku. Rycerka nosząca to miano była tylko jedna, nie mogła mówić o innej. - Ale nie wiem, czy nazwałabym to problemem - dodała po chwili, choć z zastanowieniem. - Skłonnościami, pewnymi preferencjami, z pewnością - mówiła dalej, chyba na głos zastanawiając się nad własnymi słowy. - Nie ona pierwsza i nie ona ostatnia - Za każdym razem, kiedy był u niej Drew, trzymał w ręku piersiówkę. - Powinieneś ich zdyscyplinować. Ogółem - Czy konkretne imiona, chyba nie. Na pewne aspekty należało jednak zwrócić uwagę, oko uzdrowicielki zawsze było czujniejsze. - Pijani żołnierze nie wygrywają wojen. Czasem mam wrażenie, że zaskakująco niewielu naszych ludzi zdaje sobie z tego sprawę. - Uniosła lekko lewą brew, nieco krytycznie. Słyszała ton jego głosu, potrafiła go rozpoznać. Ale rycerze, zamiast kopać pod sobą dołki, musieli nauczyć się też współpracy. Stawka, o którą grali, była zbyt wysoka, by pozwolić kruszyć się najsłabszym ogniwom łańcucha. Obrany przez nią ton był srogi, ale chyba bardziej dlatego, że w tym samym czasie gromiła spojrzeniem samego Calchasa. - Nigdy więcej - wycedziła w jego kierunku, upewniając się, że dziecko patrzyło na jej twarz, kiedy wypowiadała te słowa. Kątem oka odprowadziła go z pomieszczenia, nim dokończyła surową reprymendę, wiedząc, że syn ją nie tylko widzi, ale i doskonale słyszy - nawet, jeśli nie pojmował jeszcze sensu wszystkich wypowiadanych słów. Niebawem zacznie się uczyć na popełnianych błędach, ale ten czas jeszcze dla niego nie nadszedł. Przez chwilę jeszcze została przy dziecku, zachęcając go do zabawy runicznymi kamieniami, wstając dopiero, kiedy w pomieszczeniu pojawił się on. Powstała, by do niego dołączyć, nieśpiesznym krokiem podejść bliżej i odebrać od niego szklany kielich dla siebie.
Uchwyciła jego spojrzenie, kiedy złożył życzenia, wpatrując się w jego oczy wyzywająco; było w tym coś szczególnego, że pamiętał. Że zawsze pamiętał. Przekrzywiła głowę lekko na bok, przyjmując jego życzenie niedbałym skinięciem głowy, które skwitowała upiciem łyku wina, zwieńczając wzniesiony przez niego toast. - Nie musiałeś - mruknęła, ale przecież on o tym wiedział. Przekazała mu naczynie, w zamian przyjmując pakunek, nieśpiesznie otwierając wieko puzderka. Amulet. Bardzo piękny amulet, odłożyła papier na bok, wyciągając błyskotkę z pakunku, by obrócić talizman między palcami i przyjrzeć mu się z większą uwagą. Jego wzór był równie piękny, jak piękna była sama piaskowa róża, doskonała w swojej pustynnej urodzie. Sama rzeźba zachwycała, a motyw węża dobrze trafił w jej gusta. Nie miała też najmniejszych wątpliwości co do tego, czy lady Burke zdoła wykrzesać z tego minerału pełnię jego mocy. - Ja... dziękuję, to cenny i wyjątkowy podarek. Słyszałam o mocy tych kamieni - zawahała się, przesuwając palcem wzdłuż krawędzi talizmanu, z zainteresowaniem, by po chwili unieść spojrzenie ku niemu. Wpięła szpilę broszki w okrywającą jej ramiona chustę, nad piersią, decydując się zrobić to jeszcze nim sprawi, czy nie jest obłożona klątwą. - Jest też bardzo piękny - przyznała, dopiero po dłuższej chwili odejmując od jej krawędzi długie blade palce - sięgnęła nimi po  kielich, który przejął Ramsey. - Wiedz, że pozostanę wdzięczna - oznajmiła, spoglądając na niego znad szkła. Błyskotka nie miała sprawić, że zapomni o jego winach, ale mogła kupić mu trochę czasu, w trakcie którego zechce przynajmniej nie wracać do tego słowami. Nawet tylko przed samą sobą trudno jej było przyznać, że już dawno nie spotkała nikogo, kto robił coś dla niej tylko dla niej właściwie bez ukrytego celu. Przestąpiła krok w jego stronę, po czym sięgnęła dłonią jego policzka, ledwie muskając go opuszkami palców, w podzięce, lekko przesunęła głowę w jego stronę jakby chcąc uczynić coś więcej, lecz gest ten wstrzymał się w połowie, obróciła głowę w drugą stronę.
- Dorzuć drewna do paleniska - poprosiła. - Ogień zaraz zgaśnie - dodała niemal szeptem, kątem oka spoglądając na chłopca.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Mały pokój [odnośnik]22.04.21 0:59
Nigdy wcześniej nie zastanawiał się, co robiła ze zwłokami pacjentów, którzy nie przeżyli poniesionych obrażeń. Zakładał, że było ich niewielu, słynęła wszak na Nokturnie ze swej skuteczności, wyjątkowej trwałości, wiedzy, dyskrecji i niebotycznych umiejętności. Jeśli jednak należało po kimś posprzątać, to troll mógł rzeczywiście pełnić służbę porządkową. Cichy pomruk zrozumienia połączony z głęboką zadumą zasugerował, że coś planował.
—Może mugolskie mięso przypadłoby mu do gustu.— Jakby go to w ogóle obchodziło. Zerknął na nią jednak. Jeśli mógł odciążyć ją z tym problemem, sprawić jej przyjemność dbałością o jej pupila, a może przy okazji zaskarbić sobie na nowo utracone względy paskudnego trolla, mógłby zorganizować kogoś, kto odpowiednio poporcjuje truchła. W samym Londynie panował już spokój, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Zawsze udawało mu się łączyć przyjemne z pożytecznym.  Szmalcownicy chętnie przyjmowali podobne zlecenia. Zogniskował na niej spojrzenie, gdy prowokacyjnie zasugerowała, że sam mógłby stać się posiłkiem — ryzykownie, ale wiedział, że tylko się droczyła. Zabiłby tego potwora bez wahania. — Twój rosół miał to zmienić, ale w takim razie nie mam czego żałować — mruknął, obserwując ją przez chwilę z umiarkowanym zainteresowaniem, kiedy oglądała niemowlę. Było z nim coś nie tak? Nie był w stanie porównać jej opieki nad córką, przegapił ten czas w jej życiu. Uciekła wtedy, przed Mulciberami, przed Vasylem. Założył, może błędnie, że właśnie tak wyglądała troskliwa i rzetelna opieka nad synem. Taka, której sam nigdy nie doświadczył i taka, która Calchasowi miała zapewnić zdrowie i bezpieczeństwo. Siłę już miał. Gdyby miało okazać się inaczej, dla jego własnego dobra lepiej byłoby gdyby nie dotrwał kolejnych urodzin. Ciszą przyjął jej uwagi na temat dzieci. Innych, bo dorosłych. Powstrzymał się przed prychnięciem, ale nie przed uniesieniem brwi wysoko. Naprawdę wierzyła, że mógł to zrobić? — Każdego pijanego żołnierza przyślę do ciebie po wyczerpujący wykład o wpływach alkoholu na organizm. Jestem pewien, że lepiej zobrazujesz możliwe efekty niż ja. — Ze swoją wiedzą uzdrowicielską, oczywiście. Byli dorośli, odpowiadali sami za siebie. Za głupotę przypłacą życiem. Nie zamierzał ich niańczyć. Z pewnością miała rację — z biegiem lat nauczył się czerpać mądrość z jej pozornie dla niego nieistotnych uwag, spomiędzy wyrzutów, zarzutów i oszczerstw. Zdawał się z nich nawet korzystać, choć zupełnie nie miał świadomości.
Nie musiał tu być. Dwa proste słowa, które każdy inny uznałby za oznakę docenienia starań i zwykłej obecności, dla niego były jak silny cios w splot słoneczny. Przypominały tylko o tym, że robił to bo chciał i nie mógł tej myśli znieść, mimo upływu lat. Na nic zdawały się wewnętrzne tłumaczenia, analizy, wymówki. Już dawno był świadom, że wpadł w znienawidzone przez siebie przez lata sieci. Dopadły go emocje i wrażenia; uczucia? Przywiązanie. Czasem dopadało go chore na wściekliznę pożądanie. Miał przed sobą najbardziej nieodpowiednią kobietę ze wszystkich, a jednak nie potrafił zamienić jej na żadną inną. Żadna jej nie dorównywała ani intelektem, ani kobiecością, samoświadomością i wdziękiem. Stała się środkiem grawitacji, przyciągającym wszystkie jego słabości, tęsknoty i pragnienia. W jej żyłach płynęła krew Vablatskych, tych wszystkich wiedźm, wieszczek, samotniczek, które parły przez trudny do przody, nie oglądając się na nic i na nikogo. Patrzył, jak otwiera prezent, jeden z niewielu, jakie w życiu ofiarował, łapiąc się w końcu na tym, że poszukiwał w jej spojrzeniach prawdy i szczerości, jakby gra pozorów przestała mu wystarczać. Chciał ją całą. Dla siebie. Na wyłączność. Na teraz i na potem.
Spojrzenie podążyło za jej dłońmi, na chustę, w którą wpięła broszę. Pasowała jej doskonale, nie mylił się. Wdzięczna. Nie rzucała podobnych słów na wiatr, rzadko obdarowywała nimi byle kogo. Ale wcale nie chciał, by była wdzięczna za ten prezent. Należał jej się. Ale wciąż był tylko prezentem, przedmiotem. Mógłby zadośćuczynić jej wszystkie zawody, a jednak znał ją na tyle by wiedzieć, że nic nie było w stanie tego zrobić. I miną lata, jeśli w ogóle, odnajdą dawne porozumienie. Zasępił się na moment, upił łyk skrzącego wina, oddając jej kielich.
— Ty jesteś piękna — odpowiedział jej od razu bez wzniosłości w głosie, bez polotu obecnego w prawionych komplementach i bez słodyczy, którą potrafił, gdy chciał, włożyć w barwę własnego głosu, gdy igrał z uczuciami. Ale to była prawda. — I jesteś matką mojego syna.— O tym zapomnieć nie mógł. I nie chciał, znów. Bo bardziej oddanej matki Calchas nie mógł mieć. Gdy dotknęła dłonią jego policzka cień przemknął przez jego spojrzenie; jak zawsze, kiedy takimi drobnymi gestami kreowała nową teraźniejszość, oderwaną od przeszłych, nieprzyjemnych zdarzeń. Jej ruch się zatrzymał, a głowa zamarła w połowie drogi, by odwrócić się w stronę kociołka i paleniska. Ujął jej dłoń i na pachnących ziołami knykciach złożył pocałunek. Lekki, delikatny, ledwie muśnięcie. Uniósł ku niej oczy, kącik ust drgnął nieznacznie, zaraz potem powtórzył. Wargi zetknęły się z jej długimi, szczupłymi palcami. Ogień nie zgaśnie tak prędko, za moment spełni jej prośbę bez protestów. Teraz jednak rozchylił trzymaną dłoń własną, obrócił ją wnętrzem ku sobie. Dłoń, z której można było wyczytać tak wiele. A jedna nie patrzył na nią. Uśmiechnął się w końcu, gdy pocałował miękką skórę przedzieloną liniami życia, głowy i losu. — Chciałabyś bym zrobił coś jeszcze?— spytał, unosząc głowę wyżej, przysuwając się bliżej. Szukał jej zielonego, przenikliwego spojrzenia. Patrz na mnie, Cassandro. — Dla ciebie. — Brwi nieznacznie ściągnęły się ku sobie. Wcale ni żartował.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Mały pokój - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Mały pokój [odnośnik]27.05.21 0:37
Mugolskie mięso. Ludzkie mięso. Ciało nie stanowiło dla niej tajemnicy, wiedziała o nim wszystko, widziała każdy jego skrawek, znała jego budowę, była w stanie doglądać trzewi do środka; nie przerażało jej, tym bardziej nie brzydziło, ale w karmieniu trolla mugolskimi chłopami było coś cynicznego i zbyt pogardliwego wobec życia jako daru. Miała życia strzec, to było jej obowiązkiem. Czym innym były konieczne ofiary, czym innym sprowadzenie tych ludzi do roli karmy dla pupila. Czy to był wyższy cel, który uzasadniałby podobną brutalność? Rozkawałkowane nie różniłoby się niczym od wieprzowiny, a troll pozostałby syty. Mogłaby nawet nie wiedzieć. Nie widzieć. Nie patrzeć.
- Nie powinien się tego uczyć - odpowiedziała w  końcu po dłuższej chwili zamyślenia, czy rzeczywiście chodziło jej o to tylko, wiedziała ona, mówić jemu nie chciała. - Jeśli mu zasmakuje może być trudniejszy do opanowania - I zacząć traktować ludzi jako potencjalne źródła pożywienia. Kiedy za parę miesięcy głód przyszpili mocniej: czy wtedy takiej drogi mógłby szukać u małej Lysy? Szukała słów, które nie pozostawią wrażenia, jakoby nadawała mugolom cech ludzkich, szukała wytłumaczenia, dla siebie, dla trolla, argumentów inne niż rzeczywiste. Wolała, żeby został przy szczurach. Rozbawiony cień uśmiechu przemknął przez jej twarz, gdy wspomniał o jej kuchni, przemknęła spojrzeniem po jego twarzy, błądząc od źrenic po usta, przez skroń. - Żaden rosół nie odtruje twojej krwi z tego, co w niej płynie  - oznajmiła lekko, miał na myśli zapewne krąglejsze kształty, nie nie truciznę, ale żadne z nich nie wypowiadało słów z pełną powagą. Inaczej niż wtedy, kiedy podniosła temat alkoholu, wielu rycerzy wciąż nie rozumiało, jak bardzo takie napoje otępiały umysł i wystawiały ich wrogowi na pożarcie, ale w przeciwieństwie do Mulcibera - wiedziała, że nawet dorośli ludzie nie zawsze potrafili racjonalnie oszacować swoje potrzeby ani realnie podejść do swoich pragnień. Groza, ból, cierpienie, trudne emocje szukały prostszych dróg, ucieczka w alkohol taką była. Nie dziwiło jej to, martwiło, że nikt nie dostrzegał w tym słabości. Przechyliła głowę lekko w bok, przygryzając wargi w zamyśleniu; właściwie mogłaby wytłumaczyć te skutki, na swój sposób, serwując bezpośrednio dożylnie wysoką, ale nie śmiertelną dawkę alkoholu. Ale w ten sposób - wyjęłaby im z życia kolejnych kilka dni. A front nie cichł nigdy. A swoim okrucieństwem - tylko zachęcał, by spojrzeć w dno butelki jeszcze jeden raz. Ostatecznie puściła jego słowa mimo uszu, mając nadzieję, że choć ich nuta wybrzmi w jego uszach wystarczająco przekonująco.
Mówił, że była piękna, jak dawno nie zwracał się już do niej podobnymi słowy? Czy byli w stanie pogrzebać przepaść, która ich rozdzieliła, czy czas zabliźnił dawne rany wystarczająco mocno, by - kolejny raz - pójść do przodu? Czy powinna zapomnieć czy powinna raczej zacząć uczyć się na własnych błędach, przestać wlatywać jak popieląca się skrzącym pyłem ćma prosto w tańczące płomienie ognia. Ujęła jego spojrzenie własnym, w żaden sposób niespeszona komplementem, podtrzymując je chwilę dłużej, niż mogłaby to zrobić naturalnie. Czy za tymi czarnymi jak noc źrenicami wciąż płonął ogień, który pokochała? Sięgnęła jego policzka, kości, skroni, przeczesując jego włosy niedbałym gestem. Była matką jego syna, czy on był ojcem jej dziecka? Krew była tylko krwią, nie o nią chodziło w tej magii, choć już widziała, że mroczna skaza krążąca w żyłach Ramseya nie pozostanie bez wpływu na małego Calchasa. Uniosła lekko podbródek, kiedy przechwycił jej dłoń, jeszcze niepewna tego, co zamierzał; spomiędzy jej warg wydobyło się bezgłośne westchnienie, gdy ucałował jej knykcie, palce instynktownie lgnęły do wnętrza, gdy obrócił jej dłoń, lecz powstrzymała ten gest, pozostawiając przed nim otwartą dłoń oznaczoną liniami życia i śmierci, bardziej intymną i nagą, niż gdyby stała teraz przed nim bez odzienia. Patrzyła mu w oczy, trochę z butą, trochę z wyzwaniem. Nie wiedziała, ile szczerości było w uczuciach, które szukała w jego źrenicach, ale doskonale zdawała sobie sprawę z ukrytego za nimi pożądania. Ogień smagany wiatrem płonął mocniej niż karmiony drewnem, był mniej przewidywalny, rozleglejszy, bardziej dziki. Spełnione pragnienia miały intensywniejsze płomienie, gdy wcześniej tliła je odpowiednia iskra. Z każdą chwilą przekonywała się, że wciąż tego pragnęła - mimo krzyku setek wron, które ostrzegały ją przed wejściem do tej samej rzeki. Panta rhei, nurt rzeki nigdy nie był drugi raz taki sam jak wcześniej. Wolną dłonią musnęła broszę, nieprzypadkowo ściągając nieznacznie materiał chusty, który odsłonił skrawek bladej skóry jej dekoltu.
- Kojarzysz Mulpeppera? - zapytała, choć znała odpowiedź - każdy tu wiedział, kim był. Jego apteka była czymś więcej niż apteką, a on sam - posiadał doświadczenie dalece wykraczające ponad uzdrowicielskie specyfiki. Nie o to mu chodziło, kiedy pytał, przecież wiedziała. Ale mówiła dalej. - Widziałam u niego rzadki wolumin pewnej księgi, to traktat o wzmacniającym działaniu runcznych rytów na różnych stopach metali. Pochodzi ze wschodu, napisał go niejaki Igor Sidorov, niestety w rodzimym języku. Ten egzemplarz to prawdziwy biały kruk, ale aptekarz nie chciał ze mną na jego temat rozmawiać, a ja... - Błądziła spojrzeniem u jego źrenic, przemykając nim w bok, by w końcu zamknąć rozpostartą przed nim dłoń. - Ja muszę go mieć - zakończyła dźwięcznym półszeptem, wycofując się pół kroku w tym samym czasie, w którym on przystanął bliżej; obeszła go, stawiając kroki blisko, by mógł zaznać zapachu jej skóry, po czym odeszła; materiał spódnicy miękko okrywał biodro, gdy przykucnęła przy dziecku, by wziąć je na ręce - i obejrzeć się na Ramseya przez ramię. To nie był zwykły kaprys, ta wiedza mogła mieć znaczenie dla nich wszystkich. Dla niego.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Mały pokój [odnośnik]24.06.21 11:38
Zwierzęta miały swoje odruchy, ale nie był w stanie stwierdzić, ocenić jednoznacznie, czy dany rodzaj pożywienia mógł tak drastycznie zmienić sposób jego zachowania. Instynkt był czymś, co trudno było pokonać człowiekowi, a co dopiero zwierzęciu, które nie myśli według jakichkolwiek kategorii, a działa zgodnie ze swoją naturą. Czy był w stanie się zbudzić? Czy gdyby Umhrze zasmakowało ludzkie mięso, byłby w stanie zignorować swoją panią, by w lazarecie, gdzie i krew i mięso nie były niczym nadzwyczajnym, pożreć rannych? Nie polemizował z nią, uznał jej teorię za prawdopodobną, nie wnikając także głębiej.
Spojrzał ku niej, chwytając jej spojrzenie, widząc błąkające się po jej twarzy rozbawienie, choć usta wcale nie wykrzywiły się uśmiechu.
— Trucizna w moich żyłach jest mniej toksyczna niż myśli, które mam w głowie — i siła, którą dzierżył w lewej dłoni wraz z różdżką, moc, magia. — Szczególnie, gdy tak patrzysz — dodał, unosząc jedną z brwi. Kąciki ust mu drgnęły, powieki zwęziły się, a utkwione w niej przez chwilę spojrzenie wzmogło na sile, gdy przestał całkiem mrugać. Już dawno przestał ukrywać, że lubił to, co robiła. Lubił, gdy na niego patrzyła, niezależnie od tego, co czaiło się w jej oczach — czy strach, czy lęk, złość, czy namiętność. Lubił, kiedy poświęcała mu maksimum uwagi, dając złudne wrażenie, że wokół nic bardziej się nie liczy, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że wszystko dla niej było istotniejsze od niego. Nie szkodzi. Katował się tą chwilą, fałszywym momentem i myślą, że jej serce bije mocniej. Gdyby mógł, przyłożyłby do jej piersi skroń i słuchał jak bije, jak zmienia swój rytm, przyspiesza. I byłaby to najpiękniejsza melodia dla jego uszu.
Dłoń, która go dotknęła była jak ogień. Parzyła go w skórę w tym krótkim, przywodzącym na myśl dawne lata geście. Ciepło jakie od niej biło było trudne do zniesienia, ale łaknął go jak bezdomny, szukający zimą odrobiny płomienia, by się zagrzać i rozprostować zmarznięte, zesztywniałe kości. Jej wzrok pobudzał wyobraźnię, stawiał ich razem w jego głowie w dziesiątkach rozmaitych konfiguracji, biorąc pod uwagę wszystkie przyjemne i szorstkie momenty, jakie mieli za sobą. Jego wzrok uciekł w stronę jaśniejącej skóry, kontrastującej z ciemną szatą i chustą, która zsunęła się w bardzo rozmyślnym, prowokacyjnym geście. To był jeden z tych instynktów, które mógłby powstrzymać, gdyby się postarał, ale wcale nie chciał. Tak jak nie chciał przyznawać się nigdy przed sobą, że potrzebował kogoś, przy kim mógł na kilka chwil opuścić gardę.
— Oczywiście — przyznał, wodząc spojrzeniem wzdłuż jej sylwetki. Jej słowa nie przeszkadzały mu w tej wędrówce, nie wyglądał, jakby zamierzał się bardziej skupić na tym, co mówiła niż na tym, jak się prezentowała. — Sidorov. Rosjanin? белая ворона — mruknął bez akcentu, używał języka coraz częściej, ale wiedział, że ma zbyt ograniczoną wiedzę, aby przełożyć dla niej treści.— Potrzebujesz tłumaczenia? — spytał, błądząc oczami dalej, sunąć po jej ramionach i rękach, aż do dłoni. Dopiero wtedy, zerknął na nią. Wtedy też z wyraźną determinacją zażądała księgi. — Macnair biegle włada rosyjskim. Jako runista z pewnością bez trudu poradzi sobie z zawiłą i problematyczną terminologią wschodniego języka. Przysłać go do ciebie?— zapytał, ale nie oczekiwał od niej odpowiedzi. I tak zamierzał to zrobić niezależnie od jej potencjalnej prośby. Intonacja adekwatna dla pytania nasunęła mu się intuicyjnie; uczył się przy niej wiele, także tego, że nie powinien za nią podejmować decyzji. Lubiła mieć swoje zdanie. Lubiła mieć władzę — czasem zapominał, że w jej przypadku bardziej opłacalne było mieć spokój niż rację.
Powlókł za nią spojrzeniem, uciekła przed nim, przemknęła obok, pozostawiając na krótko w powietrzu słodki zapach miodu. Zaciągnął się nim, nie odejmując od jej postaci spojrzenia, od sylwetki, która szła tak lekko i z taką gracją, jakby sunęła kilka cali nad ziemią. — Będziesz go mieć. Oczywiście. — Zdobycie księgi nie powinno być trudne. Przecież aptekarz nie będzie stawiał oporu przed śmierciożercą. Nigdy zresztą nie rezygnował z wiedzy — czy ta zawarta w tajemniczym woluminie mogła mu się przydać?
Skinął jej głową, nie ruszył za nią. Dłonią wygładził szatę na piersi i z lekkością obrócił się w stronę drzwi.
— Dostaniesz ją przed końcem tygodnia— obiecał. Musiał to załatwić jeszcze teraz, wrzesień niósł ze sobą zapach innych planów i działań. Я думал о тебе весь день — powiedział na odchodne, zamiast pożegnania, uśmiechając się szelmowsko. Nie był pewien, czy rozumiała. Słowa w obcym języku brzmiały szorstko, inaczej. Chciał ją z nimi zostawić; niepospolitymi, dalekimi od zwyczajności i codzienności, w której żyli, którą tworzyli. Jeśli nie — może zdoła zapamiętać i kiedyś pojąć.
Skinął jej głową, nim wyszedł, nie przeszkadzając jej dłużej w opiece nad dzieckiem i w przyrządzaniu kadzideł.

| zt :pwease:



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Mały pokój - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Mały pokój [odnośnik]08.08.21 1:55
Bezgłośnie wypuściła z ust powietrze, błądząc szmaragdowym spojrzeniem po jego twarzy, od oczu po usta, przez brew i skronie, zmienił się, zmieniał się wciąż, przebyte zdarzenia pozostawiały na nim trwale ślady, jak na skale smaganej wiatrem, a jednak on wciąż pozostawał niewzruszony, jakby te wszystkie skazy nie robiły na nim żadnego wrażenia. Dziś były jej urodziny, spoglądanie w metrykę przestawało jej sprawiać radość, mijał tez kolejny rok ich znajomości, która jak chorągiew na wietrze zmieniała kierunek, kształt i widoczne barwy zbyt często. Cos figlarnego wplątało jej się na usta, gdy usłyszała jego słowa, coś błysnęło w oku, wygięła głowę w bok mocniej, nie odejmując od jego twarzy dłoni, palce muskały skórę ostrożnie, jakby nie była pewna jej faktury, niepewna tego, czy ten dotyk mógł parzyć, czy też nie. Lubiła czuć pod palcami życiodajną krew, ale jeszcze bardziej lubiła czuć, jak ta krew pod jej dotykiem przyśpiesza jednostajne tempo w coraz szybsze, coraz silniejsze, coraz bardziej chaotyczne. Skóra nie zmieniała barwy, ale szorstkość kusiła, by nie odejmować opuszków zbyt szybko. Przeszło jej przez myśl zabawić się nią na dłużej, ale to musiało poczekać, bo czasem przyjemniejsze było wyczekiwanie.
- Oczyść umysł z zatrutych myśli - zwróciła się do niego nieznacznie podniesionym szeptem. - Ranią umysł, utrudniają skupienie. Powinieneś być teraz skoncentrowany - dodała prowokująco, umyślnie drażniąc się z jego pragnieniami. Kusiły.
Skinęła głową, winna lepiej znać język przodków, jej matka posługiwała się nim płynnie, niekiedy używała go w domu, ale jako dziecko nie szukała z nią nigdy więzi. Potrafiła raptem parę prostych zwrotów, nic nadto, będzie potrzebowała więcej, żeby wgłębić się w testy tego woluminu. Ale potrafiła to zrobić - musiała tylko wyrwać dla siebie więcej niż parę chwil, Calchas był coraz mniej zajmujący. Powinno się udać.
- Jesteś w stanie zdobyć tłumaczenie w szybkim czasie? Będzie przydatne - przyznała, tłumaczenie mogło być niedoskonałe, ale mając je spisane znacznie szybciej dotrze prawdy i sedna tych zapisków. Mogły przynieść jej wiele korzyści, o ile tylko zrozumie mądrość, która za nimi stała. Zamierzała przyjąć każdą pomoc, jaką zostanie jej zaoferowana, ale runista ze znajomością języka rosyjskiego to więcej, niż mogła się w ogóle spodziewać. To wszystko, o co mogła prosić, nie tylko wyciągnie z tych woluminów esencję wiedzy, ale i bez trudu rozpozna zawiłości języka. Doskonale. Znała Macnaira, naturalnie że tak, ale nie wiedziała o nim wiele; Śmierciożerca bywał gościem jej lecznicy. - Zrób to - zgodziła się zatem bez zawahania, wiedząc, że ta współpraca rzeczywiście mogła im przynieść wymierne korzyści. Wiedza, jaką mogła zdobyć, miała przecież szansę dopomóc im wszystkim, również Macnairowi. Skinęła głową w milczeniu na złożoną obietnicę, przyjmując jego słowa; potrzebowała woluminu, musiała go zdobyć, a on to dla niej zrobi. Nie wątpiła ani przez chwilę, że nie napotka przy tym większych trudności, miał niewątpliwy dar perswazji, nawet jeśli niezbyt subtelnej. Trudno było mu odmówić, choć nie zawsze wynikało to z dobrej woli, przeważnie wcale. Miał pozycję, miał wpływy, a znak na jego przedramieniu otwierał każde drzwi.
- Będę czekać - odparła, sięgając dłonią główki dziecka, przesuwając palcami po jego miękkich czarnych włosach. Pożegnanie we wschodnim języku potrafiła wychwycić, podstawowe zwroty przychodziły jej coraz łatwiej. Przygotowywała się do zgłębienia tych zapisków już od pewnego czasu. - Bywaj zdrów - odparła w tym samym języku, kiedy wychodził, spojrzeniem odprowadzając go do drzwi. Przez chwilę jeszcze stała, przyglądając się zamkniętym drzwiom, myślami analizując to popołudnie, prezent, który od niego otrzymała, niewątpliwie był cennym darem. Wciąż pamiętał. Wciąż wracał. Wciąż i nieprzerwanie - był sobą.
W tych krótkich chwilach zdarzało jej się za nim tęsknić.

zt :pwease:




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Mały pokój
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach