Wydarzenia


Ekipa forum
Chatka leprechauna
AutorWiadomość
Chatka leprechauna [odnośnik]26.09.20 13:27

Chatka leprechauna

Niewielkich rozmiarów domek ukryty wśród soczystych traw irlandzkich wzgórz leży w niedalekim sąsiedztwie posiadłości Vane'ów. Wieść niesie, że czarodzieje utrzymywali z mieszkającym weń leprechaunem zawsze dobre relacje i nawet zbudowali ów chatkę, by skrzat mógł w niej urzędować. W zamian za ten gest leprechaun miał szyć buty dla wszystkich członków rodziny swoich gospodarzy. Aktualnie opuszczona i niezamieszkała jest w momencie oporządzania - Jayden zdecydował się prowadzić w nim swoją astronomiczną pracownię i być może również prywatne obserwatorium.

Cave Inimicum, Mała twierdza, Błyskotek
[bylobrzydkobedzieladnie]


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 31.03.22 14:38, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Jayden Vane)
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]02.10.20 17:14
teoria panmagiczna18 sierpnia
Wieści od alchemika przyszły prędko. Jayden nawet nie zdążył porządnie poznać zmian we własnym domu - które zaszły podczas jego nieobecności - a odesłane ingrediencje wraz z odpowiednio zabezpieczonymi sercami meteorytów znalazły się w Irlandii. Przychodzące w kilku przesyłkach na pocztę w Killarney musiały zostać odebrane przez profesora osobiście z tego prostego powodu, że ich wielkości oraz istota były zbyt wielkie, by przekazywać je sowom do dźwigania. Możliwość zniszczenia czy zagubienia po drodze była spora, a przecież nie mogli do tego dopuścić. Inaczej musieliby czekać kolejny rok na możliwość zebrania kolejnych Perseidów, czego zdecydowanie astronom wolał uniknąć. Lub właściwie nie mógł do tego dopuścić. Dlatego też poprosił Asbjorna by przesyłał zawartość do miasteczka, zastanawiając się do otrzymania ostatniej paczki, czy miały przyjść w jednym kawałku. Był chyba najbardziej zniecierpliwionym i zdenerwowanym gościem poczty, ale gdy w końcu otrzymał wszystkie rzeczy i mógł skontrolować ich stan, odetchnął z ulgą. Teleportacja do Upper Cottage była więc już tylko formalnością - prawdziwa praca miała rozpocząć się w momencie, gdy ustawił wszystkie słoje na starym stole w dawnej chatce leprechauna. Opuszczona od lat miała zostać przerobiona przez Jaydena na jego pracownię, bo wolał nie trzymać cennych znalezisk w domu. I nawet nie o to chodziło, że ktoś przypadkowo mógł je zniszczyć. Po prostu tak miało być wygodniej, a zresztą... Gdy jeszcze była z nim Pomona, od razu zaznaczyła, że nie zamierzała akceptować jego zabawek w środku. W końcu ja nie przynoszę swoich grządek do salonu!, zawyrokowała. Na samo wspomnienie jej tonu Vane uśmiechnął się pod nosem i zaczął segregować wszystkie ingrediencje. Odstawił sproszkowane meteoryty w oddzielnym kącie, wiedząc, że wkrótce miał je nadać do odpowiednich osób - Kai i pan Rineheart mieli dostać swoją część, a Roselyn swoją. Uzdrowicielce mógł po prostu je przekazać, reszta musiała spodziewać się dostarczenia ich przez sokoła Jaydena.
Po oporządzeniu astronom mógł przejść do pierwszej części swoich badań. Wyjął pierwszą porcję serc, by przeanalizować je pod odpowiednimi kątami. Potrzebował znać ich wiek, pochodzenie, trwałość, siłę emitowanego światła zodiakalnego, a co najważniejsze chciał wiedzieć, czy serce meteorytu może przenosić homoiomerie. Otworzył notatnik i zaczął przeglądać każde serce po kolei pod szkłem powiększającym, nie chcąc przegapić niczego. Widział, że płynna faza stopionej warstwy przypowierzchniowej, która towarzyszyła meteorytom, nie wniknęła w nieskazitelną powłokę serc. Te przypominały bardziej wyszlifowany, niesamowicie twardy, czerwony kyanit. We wnętrzu widział pęknięcia formujące charakterystyczne, mikroskopowej wielkości żyłki o dendrytowym kształcie. Wiedział, co to było. To strefa czarnych żyłek. Naturalne pęknięcia kryształów i szczeliny pomiędzy nimi były wypełniane roztopioną materią o bardzo zróżnicowany składzie. W świetle dziennym żyłki wydawały się czarnawe czarne, jednak gdy Vane naprowadził na nie promień różdżki, stawały jasne. Powtarzało się to u wszystkich serc i dzięki temu Jayden miał pewność, że pochodziły z jednego miejsca. Z opisu, który sporządził przed wysłaniem meteorytów do alchemika, wynikało, że miał do czynienia z rumurutitami, więc tym bardziej serce uderzało w klatce piersiowej czarodzieja na samą myśl o rzadkości znaleziska. Wszak jak dotąd w dokumentacji spisano tylko jeden przypadek spadku w tej grupie... Vane wolał nie zapeszać, gdy powierzchownie rzucił okiem na ich znajdy podczas wyprawy z Kaiem, ale później był już pewien. Równocześnie samo to było wspaniałym odkryciem, ale równocześnie też pewnym ograniczeniem - nie znano wszak ciała macierzystego tej grupy meteorytów. Oznaczało to również, że Jayden nie mógł powiedzieć, skąd dokładnie pochodziły, ale nie zamierzał się poddawać. Dzięki metodzie datowania wieku skał mógł zapoznać się z przybliżonym czasem powstania serc, dlatego też czym prędzej zabrał się do pracy. Wiedział, z czego składały się rumurutity, ale potrzebował próbek. Starając się nie naruszyć zbyt wiele materii, rozłożył je na czynniki pierwsze. Wykorzystał składowe pierwiastki i zaczął się im przyglądać. Musiał je poddać odpowiednim procesom, które trwały wiele godzin, ale gdy porównał w końcu wyniki z tymi, które znajdowały się w książkach pomagających datować wiek meteorytów, cofnął się gwałtownie. Gdyby ktoś obserwował teraz profesora, mógłby wywnioskować, że mężczyzna się przeraził i nie byłby daleki od prawdy. Jayden czuł wszak, jak przez jego ciało przechodziły na zmianę fale ciepła i zimna, a serce chyba miało wyskoczyć z piersi. To, co widział... Nie. Musiał zrobić badania jeszcze raz! Po prostu musiał! Próbował się uspokoić, ale powtarzając czynności pobierania próbki, zapoznawania się z odpowiednim składem i poddawania kąpieli wodnej, myślał już tylko o końcowym wyniku. Jeśli zrobił coś nie tak, a to był błąd... A co jeśli nie był? Kolejne godziny czekania dłużyły się czarodziejowi w nieskończoność, ale nie umiał odpuścić. Chodził bez przerwy w tę i z powrotem po malutkiej chatce, wydeptując w podłodze chyba dół przez ten czas. Gdy mógł już po raz drugi porównać wynik, zabierał się do tego chyba z kilkanaście razy. Wystarczyło podejść do stołu, ale... Dlaczego wydawało się to tak trudne? Był naukowcem, powinien był więc cieszyć się i nie bać wyzwań, ale to... Czy naprawdę czuł, że to go przerastało? Zdobył się jednak na odwagę, a gdy wyciągnął rękę po końcową formę swoich badań - po raz drugi - zauważył, że cały drżał. Najstarszy meteoryt znaleziony na ziemi miał zaledwie cztery i pół miliarda lat. Ziemia miała ich niewiele mniej. Wiek Wszechświata datowano na niecałe czternaście miliardów lat. Znajdujące się w małej chatce w Irlandii meteoryty miały ich trzynaście... Biorąc pod uwagę fakt, że metody Jaydena nie były tak zaawansowane jak w niektórych laboratoriach i przyjmując błąd statystyczny, można było przypuszczać, że mogły być równolatkami samego Wszechświata. Czy równocześnie oznaczało to, że magia zrodziła się wraz z początkami rzeczywistości? Lub powstała krótko po Wielkim Wybuchu? Była jego skutkiem czy... Merlinie, przyczyną?! Vane dosłownie czuł, jak parowała mu głowa, a całe ciało roznosiło napięcie. Siedział jeszcze wiele godzin w swojej małej chatce, zapominając o bożym świecie, ale kto by nie zapomniał, jeśli możliwości niesamowitego odkrycia leżały spokojnie, czekając na dalszą część projektu.  

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 02.10.20 17:44, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]02.10.20 17:14
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 31
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka leprechauna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]04.10.20 8:26
teoria panmagiczna19 sierpnia
Odkrycie z dnia poprzedniego nie pozwoliło Jaydenowi skupiać się na niczym innym. Zdawał się być kompletnie nieobecny, oderwany od rzeczywistości, dlatego nawet uczniowie patrzyli na niego z pytającymi wyrazami na twarzach, gdy ich profesor orbitował gdzieś poza ziemską strefą. Ale byli wyrozumiali. Wiedzieli, że mężczyzna był w trakcie ważnych badań i chociaż mogli być za młodzi, by pojąć w pełni to, co się dokonało, ich wsparcie znaczyło dla astronoma naprawdę wiele. Nawet jeśli naprawdę jego umysł znajdował się setki mil od domu w Killarney. Tak samo było, gdy zajmując się chłopcami, Vane miał w głowie wizje zamierzchłych czasów. Wiedział, że perseidy, które spadły na ziemię, były wyjątkowe. Ów rój normalnie nie kolidował z atmosferą Ziemi, a jeśli nawet to nie wyróżniał się niczym szczególnym. A jednak te... Czy to było... Czy to w ogóle mogło być prawdziwe? Czy był to zbieg okoliczności, a może znak? Że właśnie w tym roku miał czas przysiąść do swojego projektu i równocześnie pojawili się goście spoza czasu i przestrzeni? Wolał nie zapeszać tego, jaki mógł być wynik końcowy i czy w pradawnych sercach meteorytów znajdowała się w ogóle magia. Nie zamierzał jednak wystawiać swojej cierpliwości na próbę i gdy tylko mógł, z powrotem kierował swoje kroki ku chatce leprechauna. Roselyn wyrwała go z niej siłą, żeby coś zjadł i z nią porozmawiał, ale musiała też zrozumieć, że Jayden musiał tam wrócić. Ona również była wszak zaangażowana w jego projekt i miała swoją rolę do spełnienia.
Dlatego gdy tylko dziewiętnastego sierpnia wieczorem dzieci już położyły się spać, czarodziej zabrał swoje przyrządy i popędził w stronę swojej pracowni. Słońce chowało się powoli za horyzontem, jednak Vane nie zważał na to, że zapewne miał skończyć po nocy. Lub nad ranem. Zatrzymał się mimo to przed wejściem do chatki, gdy zauważył nieoczekiwanego gościa. Siedzący na dachu lelek wróżebnik przyglądał się mężczyźnie, przekrzywiając raz po raz w mechanicznym ruchu głowę. - A ty co tu robisz? - spytał czarodziej, ale nie dostał odpowiedzi tylko długie, wymowne spojrzenie. Jay nie widział go wcześniej w okolicy. Co więc mogło go tu ściągnąć? Na moment jakby zapomniał o swoim zadaniu, ale gdy tylko lelek zamachał skrzydłami, Vane ocknął się z dziwnego transu podziwiania zwierzęcia i otworzył drzwi chatki. To, co tam zobaczył, przerosło jego oczekiwania. Chmara elfów najwyraźniej stwierdziła, że przejmie pracownię i pobudzi okoliczne rośliny do silniejszego wzrostu - wnętrze nie przypominało już zakurzonego, opuszczonego domku, a tętniący życiem niewielki las! Przez dekady to miejsce stało puste, a teraz to?! Jayden nie miał bladego pojęcia, co się działo, ale nie mógł pozwolić na to wszystko! Trochę trwało, zanim pozbył się elfów i to z niemałą pomocą lelka, którego koniec końców musiał wpuścić do pracowni... Chaos, który się tam odbywał, wart był zapamiętania, lecz nie on stanowił cel profesora. Musiał dbać o swoje znaleziska i na szczęście były w nienaruszonym stanie, tyle że... Otoczone szczelnie roślinnością niczym ochronnym kokonem. Raczej nie zrobiły tego elfy, więc co takiego? Długo się nie zastanawiał, ale po raz kolejny w ciągu tych dwóch dni jego serce podskoczyło z ekscytacji, a głos uwiązł w gardle. Czy roślinność, elfy i lelka mogła ściągnąć magia kryjąca się w sercach? Czy wzmogła rozwój flory? Przyciągnęła elfy i stłamsiła w lelku nieśmiałość? Na Merlina, Rowenę i Morganę! Czy mogła to być... Mogła to być prawda? Nie porządkując całego chaosu, który jeszcze został po elfach i nie przejmując się ptaszyskiem, które siedziało w otwartych drzwiach chatki, Jayden zaczął oczyszczać serca z roślinnych kokonów i zaraz przystąpił do prac, które miał zaplanowane na ten dzień. Jako że ciało macierzyste rumurutitów nie było znane, ominął ów punkt i przeszedł do testowania ich trwałości. Tak jak podejrzewał, serca nie poddawały się oziębianiu, ogrzewaniu, mechanicznym próbom uszkodzenia, stapiania - ciągle pozostawały nienaruszone i idealnie jednolite. Niesamowite... Niesamowite! Czyżby nie istniała na ziemi siła mogąca zmienić ich fakturę? Czy były najtrwalszym minerałem z natury, czy może jednak to magia? Wszystko jednak miało zostać zwieńczone ostatnim etapem tej części. Badania emisji światła zodiakalnego. Światło zodiakalne było niczym innym jak poświatą wydobywającą się z ciał niebieskich przy całkowitej ciemności, niewidocznej nawet przy niewielkiej ilości światła. Jego siła była związana z oczywistym ważeniem eliksirów i wpływem na powodzenie lub utrudnienie alchemikom pracy. Nie wiązano tego w żadnym przypadku z pradawną filozofią z tego względu, że odkryto snopy czy tunele magiczne - te, które przy odpowiednim ustawieniu planet i gwiazd dawały najlepsze efekty magiczne. Światło zodiakalne było więc traktowane jako efekt poboczny, często dekoracyjna ciekawostka, którą czarodzieje używali, by oświetlić nocą domy. Jednak istniały teorie, jakoby to właśnie tunele były podrzędne... Jayden zdecydował jednak przebadać serca pod względem emisji z tego prostego powodu - wierzył, że w kosmosie czaiła się magia wykraczająca poza ich ludzkie pojmowanie. A skoro od zamierzchłych czasów ludzkość wiązała swój los z gwiazdami... Nie mógł przejść koło tego obojętnie. Dlatego zacienił wszystkie możliwe kąty, drzwi, okienko w chatce i czekał, wpatrując się w ułożone na stole serca. Początkowo nic się nie działo. Dopiero gdy oczy astronoma zaczynały przywyczajać się do ciemności, zaczął dostrzegać jaśniejące delikatnie punkty przed sobą. Wyrośnięte na podłodze trawy łaskotały go po kostkach, ale nie zwracał na to uwagi. Obserwował, jak wpierw światełka nieśmiało pulsowały - z każdą chwilą coraz silniej, coraz wyraźniej, coraz ostrzej. Aż w końcu w chatce zrobiło się jasno jak w dzień i astronom musiał otworzyć drzwi, by wpuścić łunę bijącą od księżyca, która uśmierzyła skalę promieniowania. A więc wszystko było poza normą... Nie czując zmęczenia, profesor spędził jeszcze wiele godzin w chatce, spisując obserwacje oraz instrukcje, które miały posłużyć dalszym badaniom dla reszty badaczy. Miał rację. To musiała być magia zaklęta w sercach. To musiał być pierwiastek magiczny. To musiały być homoiomerie. Teraz jeszcze musiały nastąpić testy przeprowadzone przez specjalistów. Tak! Przez specjalistów... Śpiącego Jaya z twarzą przylepioną do blatu stołu znalazła następnego dnia Roselyn, którą powitał siedzący obok lelek wróżebnik.

|astronomia + przyrządy astronomiczne
|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]04.10.20 8:26
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 49
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka leprechauna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]10.10.20 5:08
teoria panmagiczna1 września
Jeszcze zanim porozmawiał z Roselyn, wiedział, że czarodziejem, którego miał poddać działaniu serc, nie mógł być ktoś przypadkowy. I nie chodziło o kogoś z łapanki, bo specyfika odpowiedniej osoby została już ustalone. Czytając notatki uzdrowicielki opisujące reprezentanta zarówno posiadającego w sobie magię, jak i jej nieposiadającego, Jay tym bardziej ugruntował się w przekonaniu, iż najlepszym wyborem był on sam. Nie tylko z uwagi na fizyczność, podobieństwo do przedstawiciela charłaków oraz inne aspekty będące podstawą do przeprowadzenia eksperymentu, lecz również etyki badawczej. Nie mógł, nie chciał narażać innych na coś, co mogło mieć różne skutki. Już i tak to robił, ale nie był w stanie inaczej poddać swoich teorii testom. Zależało mu na tych badaniach naprawdę wyjątkowo mocno, jednak nie można było go za to winić. Sam temat był interesujący, a wyniki oraz odkrycia, które ukazały się jego oczom do te pory, przewyższały jego najśmielsze oczekiwania. Samo znalezienie meteorytów, które były tak stare jak wszechświat, było przełomem. Mogło uczynić z Kaia i niego świadkami wyjątkowości nie do zmierzenia - wszak fakt, że trafili właśnie na ów rój, był niesamowity! Mógł dostarczyć tak wiele informacji nie tylko astronomom, lecz również historykom o dziejach świata, numerologom o magii. Ba! Nawet uzdrowicielom o tym, jak kształtował się pierwiastek ludzki lub chociażby pierwsze formy życia wychodzące z wód na stały ląd. Galopujące myśli Jaydena często uciekały w kierunku przesadnie surrealistycznych dociekań, lecz nie można było go za to obwiniać. Wszak jeszcze niedawno sam nie spodziewał się takiej ekscytacji pracą, która miała widoki na bycie podstawą do zmiany patrzenia na aktualnie działający świat. A mógł być pozbawiony ów szansy, ograbiony z pracy przez kogoś innego, mógł nie mieć dostępu do środków, które posiadał... Jak dotąd wszystko jednak układało się jak w najlepszym porządku i było nieco zbyt piękne, by było prawdziwe. Czasami astronom łapał się na tym, że budził się i zastanawiał, czy to faktycznie miało miejsce, czy może był to jedynie cudowny sen... A mimo to wciąż projekt kręcił się, rozszerzał, nabierał tempa i nie zamierzał zwalniać. Część teoretyczna przeszła do części praktycznej i chociaż opisy obserwacji flory, jak i fauny były czymś rokującym, to wciąż była dawka wątpliwości co do pierwiastka ludzkiego w testach, jednak Jay nie zamierzał z niego rezygnować. I tak sam został już wystawiony na promieniowanie działania tych drobnych niebieskich ciał, jakimi były serca meteorytów - nie było przy nim jednak specjalisty, który byłby w stanie zaobserwować jakieś zmiany. Do tego trwało to parę godzin, nie zaś nieprzerwanie trzy dni - jak w przypadku roślin i zwierząt będących poddawanymi eksperymentowi.
Z głową pełną myśli wrócił do Irlandii z rozpoczęcia nowego roku szkolnego i po zajęciu się chłopcami, zdecydował się poświęcić resztę dnia na zabezpieczanie odpowiednie chatki. Jego obserwatorium było dla niego naprawdę istotne - nie tylko ze względu na to, że planował, by było miejscem, w którym miał być zamknięty na testy, ale również z uwagi na istotę znajdujących się tam notatek, osprzętowania. Do tego w pamięci czarodzieja wciąż znajdowała się plaga elfów, które przeniknęły do wnętrza bez najmniejszego problemu. A były to tylko elfy - nie chciał nawet myśleć, co mogło się dziać później, jeśli zostawiłby serca meteorytów same na dłużej... Pierwsze co nałożył na chatkę - Cave Inimicum było czymś oczywistym i podstawowym. Nie zajęło mu to dłużej niż piętnaście minut - prosta, schematyczna pułapka nie stanowiła dla kogoś tak zaawansowanego w obronie przed czarną magią problemu. Podobnie zresztą miała się sprawa z Małą twierdzą. Jaydenowi zależało, żeby te zabezpieczenia nie były szczególnie bolesne dla kogoś, kto miał się tam pojawić, ale miały być skuteczne. Wątpił, żeby ktokolwiek chciał wykraść mu badania, ale wolał dmuchać na zimne. Błyskotek był następny w kolejce i do niego akurat Vane musiał się trochę przygotować. Głównie to dlatego, że nie znał tej pułapki - przeczytał więc rozdział w książce traktującej o urokach oraz połączeniu z numerologią, nauczył się odpowiedniego ruchu różdżką i nieco śmieszne zabezpieczenie zostało nałożone po niecałych trzydziestu minutach. Nie zamierzał przesadzać w żadną stronę, ale chciał mieć pewność, że wieczór miał stać po znakiem spełnionego obowiązku i uśmierzenia obaw. - Repello Mugoletum - powiedział więc, unosząc różdżkę i kierując jej ruchem w odpowiedni sposób. Musiał nieco ulepszyć witkę zaklęcia, żeby mieć pewność, że faktycznie mugole nie mieli mieć podglądu na chatkę i to przez dłużej niż trzy dni. Miał nadzieję, że miało mu się to powieść, ale nie czekał dłużej. Zaraz po nim rzucił kolejne zaklęcie na sam koniec. - Caelum - mruknął, dostrzegając, że chatka zniszczyła się przez te lata - nie tylko z zaniedbania, lecz również i od deszczu, wiatru, śniegu. Ostatnio czego chciał to, żeby ta mała konstrukcja uległa zawaleniu się. Czy to z nim w środku, czy podczas jego nieobecności. Powinien był się nią jeszcze odpowiednio zająć, ale musiał wrócić do chłopców, dlatego uwinął się sprawnie, by wrócić do domu.

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]10.10.20 5:08
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 56, 68
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka leprechauna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]05.02.21 14:30
roselyn & jayden - teoria panmagiczna7 października
Nie dało się ukryć, że jego witalność obniżyła się względem dni spędzonych pod działaniem serca meteorytu, jednak w porównaniu z chwilą, gdy eksperyment dopiero się zaczynał, aktualna siła profesora wciąż przekraczała tę początkową. Absolutnie nie chodziło o fizyczne zwiększenie sprawności, lecz energii przepływającej przez jego ciało. Oczywiście - mógł być bez przerwy aktywny, nie czuł zmęczenia, jego umysł pracował na najwyższych obrotach, lecz nie było to coś, co wykraczało poza ludzkie spektrum możliwości. Poza jego spektrum. Nie stał się mądrzejszy, silniejszy, bystrzejszy - stał się po prostu wyzbyty musu snu. Gdyby nie fakt, że czasem jakby zupełnie się wyłączał i zasypiał, Jayden miał wrażenie, jakoby w ogóle mógł nie spać i bez przerwy tylko działać. Właściwie to właśnie robił - poświęcając się przez cały tydzień pogłębianiu swojej wiedzy na temat homoiomerii, przekładając notatki, porządkując je, dodając to, co wpadało mu do głowy i co sam mógł zauważyć, prowadząc dziennik, o który prosiła go Roselyn. Ale energia wciąż go rozpierała, rozjaśniała umysł, odrzucała wyczerpanie i astronom musiał znajdować sobie co chwila nowe zajęcie, mając tysiąc myśli na sekundę. Zamknięty w szczelnej chatce wypracował sobie nawet ścieżkę i gdyby miał trwać tam jeszcze parę tygodni, pewnikiem było, że wychodziłby w podłodze dziurę o okrągłym kształcie. I wcale jej nie zauważył. Nie miał pojęcia, ile mil udało mu się przejść w ten sposób, lecz nie zważał na to - nocą, dniem, bez znaczenia. Chodził, obliczał, pasjonował się i ekscytował. Mogło się wydawać, że oszalał w zupełności, jednak wcale tak nie było. Przypominał dzięki temu bardziej dawnego siebie, gdy wyzbyty z trosk skupiał się jedynie na pracy i pogłębianiu swojej wiedzy na ów temat. Aktualnie mógł korzystać ze swojego stanu jasności umysłu, sięgając po książki nie tylko astronomiczne, lecz również numerologiczne przydatne do dalszego projektu jak i te mówiące o obronie przed czarną magią. Przedwcześnie się w nie zaopatrzył, zastanawiając się, jak promieniowanie serca miało wpłynąć na zdolności nie tylko zaklęć, ale również oklumencji. Jak się okazało wzrosła - spokój emocji, który odczuwał, panowanie nad nimi zaskakiwało. Nie musiał mierzyć się z silnymi bólami głowy, które zaczęły się, odkąd tylko zaczął trenować umysł do rozszerzania się; zaklęcia, które rzucał - bardzo proste oscylujące głównie wokół jednej dziedziny - wychodzły mu za każdym razem, wywołując efekt przekraczający oczekiwania. Dla przykładu Clario, które rzucił, pozwoliło mu nie tylko zobaczyć sylwetki kręcących się wokół chatki stworzeń, lecz całkowicie sprawiło, że ściany chatki przeszły w stan tymczasowej transparencji - pozostając we wnętrzu Vane był w stanie podziwiać nieboskłon, okolicę, słyszał i widział nocne życie, odczuwając je wszystkimi zmysłami. Wraz z przerwaniem zaklęcia wszystko zniknęło, lecz wrażenie i doświadczenie pozostało. Takich sytuacji było sporo i każde spisywał w swoim notesie, by później opowiedzieć o nich Roselyn.
Schemat był jednaki. Każdego dnia jego przyjaciółka przychodziła rano, w południe i wieczorem robiąc zawsze ten sam wywiad, nie przekraczając jednak bariery zaklęć zabezpieczających, które wcześniej rzucił Jayden. Nie wolno jej było, jako że nie wiadomo było wciąż jaki miało to dokładnie mieć wpływ na ludzi - do tego zajmowała się dziećmi i mogła przenieść nadmierne promieniowanie również i na nie. Astronom wolał nawet o tym nie myśleć, jakie mogłoby to mieć skutki na małych czarodziejów, w których drobnych ciałkach nie wybudziła się jeszcze magia. Każda wizyta uzdrowicielki była taka sama, ale Vane przy okazji zasypywał ją swoimi uwagami, nie będąc w stanie powstrzymać swojego rozbudzonego entuzjazmu oraz słowotoku. Koniec eksperymentu, który przypadał na ten dzień, był pewnego rodzaju witany ze smutkiem, ale równocześnie radością. Gdy początkowo emocje powoli się wyciszały, tęsknota za dziećmi obudziła się w astronomie i tym razem to nie meteoryt miał wpływ na podekscytowanie podczas czekania na przyjście Roselyn.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]09.02.21 0:01
Dzień siódmy. Drzwi chaty zaskrzypiały żałośnie, zwiastując nadejście uzdrowicielki. Jak każdego poprzedniego dnia, poranka, popołudnia czy wieczoru. Schludnie przygotowany notes, kilka luźnych kartek spiętych metalowym spinaczem, wszystko na co do tej pory pracowała, owoc tygodniowej obserwacji, kilkutygodniowych przygotowań. Wszystko by dotrwać do tego dnia, spisać, przeanalizować, uczynić bazą do rozważań na temat natury magii, jej pochodzenia. Wciąż niezbadanej siły twórczej oddziaływującej na ich ciała, być może w końcu prowadząc do odpowiedzi na tak wiele pytań stawianych nie tylko przez teoretyków magii, ale również przez przeciętnych ludzi. Pytania względem pojęć, które były znane, zakorzenione głęboko w nich, że z rzadka je zadawali. Nie oczekiwała jasnych wyników. Odkrycia, które zrewolucjonizuje wszystko co do tej pory znali. Wystarczył jeden krok na przód, by mógł nastąpić każdy kolejny. Obserwacja, analiza chociaż opierały się na naukowych dywagacjach w pewien sposób dotykały problematyki im bliskiej. Temat dziedziczenia zdolności magicznych urastał do świętości, obsesji czystości krwi. Mimo wszystko w rodzinach mugolskich rodziły się dzieci, które posiadały potencjał magiczny. Młodzi czarodzieje, którzy uczyli się jak kontrolować ich dar w takim samym stopniu jak ci, którzy wychowani byli w rodzinach o rodowodach sięgających starożytności. Nie na te pytania mieli odpowiedzieć, jednak widziała w ich badaniach początek poszukiwań, które być może zostaną kiedyś zrealizowane. Jeszcze nie tu. Nie na ziemi gdzie toczyła się wojna, gdzie dwie zwaśnione myśli walczyły o dominację. W miejscu gdzie nie ograniczała je polityka, konflikty. Być może kiedyś w odległym im świecie.
Póki co jej praca opierała się na czystej obserwacji. Zachowań, doznań jej obiektu. Jayden naciskał na kwestie bezpieczeństwa i zgadzała się z nim w tej kwestii. Nie mieli szansy przeprowadzić tego eksperymentu na większą skalę, wykorzystać odpowiednich środków, by pozwolić sobie na jakiekolwiek ryzyko. Byli tu tylko we dwójkę i korzystali ze swoich możliwości.
Z ciężkim serce przyjęła jego decyzję, że eksperyment zostanie przeprowadzony na nim. Rozumiała jednak dlaczego, nie podejmując niepotrzebnej dyskusji. Starała się analizować jego stan na tyle na ile pozwalała jej magiczna bariera. Nie zaobserwowała żadnych zmian fizycznych oprócz wzmożonej aktywności - był pobudzony, a ciemne źrenice widocznie przebijały się przez jasną tęczówkę i jak sam zapewniał nie potrzebował snu. Mówił tak dużo, że po wyjściu z chatki potrzebowała kilku chwil, aby uciszyć echo wyrzucanych w słowotoku słów. Co ciekawe, zaklęcia wywołane pod wpływem promieniowania meteorytu były silniejsze, wzbogacone o dodatkowe efekty. Magia zdawała się buzować w jego żyłach, a jego organizm działał na wyższych obrotach. Ciężko było przeanalizować całość zachodzących zmian, dlatego ten ostatni dzień miał przynieść więcej informacji. Magiczna bariera miała opaść, a Rose mogła skupić się na tych niewidocznych zmianach, jeśli takowe w ogóle zachodziły. Zastanawiało ją czy po tak długim okresie pobudzenia nie nastąpi czas obniżonej aktywności. Czy umysł i ciało nie zaczną upominać się o to co napędzało je w ostatnich dniach.
- Dzień dobry - przywitała go, rozkładając papiery przy jednym z drewnianych stolików - W domu wszystko w porządku. Chłopcy śpią. Mieliśmy ciężką noc, ale w końcu mi się udało - uśmiechnęła się krótko. - To już ostatni dzień. Jak się dzisiaj czujesz? Jesteś w stanie określić ile godzin spałeś? - zapytała, skupiając uwagę na twarzy astronoma. Próbując zaobserwować jakiekolwiek zmiany w zachowaniu, dokładniejsza analiza musiała poczekać, aby nie zaburzyć porządku ostatniego dnia. Musiały paść te same pytania i odpowiedzi na nie. Pod tym względem wiedziała, że nie będzie musiała dopraszać się o dokładniejsze wskazówki - w ostatnich dniach Jayden gadał jak najęty, dostarczając jej niezbędnych informacji. Jego ekscytacja chwilami była ciężka do opanowania. Niemniej jednak pod pewnym względem wpływała pozytywnie na obserwację: był dokładny, mówił jej o w s z y s t k i m, chociaż w tym momencie jej wyniki składały się na masę notatek, uwag, adnotacji, jeszcze dziś wieczorem miały zostać dokładnie ustrukturyzowane.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]09.02.21 0:01
The member 'Roselyn Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 47
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka leprechauna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]09.02.21 14:41
Jak ona była uporządkowana, tak on wcale. Jego umysł - chociaż zaskakująco przejrzysty - w papierach nie był w stanie znaleźć porządku. Chmura notatek, urwanych skrawków pergaminu, notesu, pozapisywanych okładek książek krążyła po wnętrzu chatki niczym płatki śniegu, cyrkulując po jedynie sobie znanym szlaku. Początkowo nie wydawało się specjalnie istotne - było to delikatne i nie do zauważenia w pierwszym momencie. Jednak wzmożona magia w męskim ciele musiała przypomnieć sobie chwile z dzieciństwa, gdy lewitujące dziecko śmiało się wesoło, ukazując czarodziejską moc po raz pierwszy. Teraz również wznosiła w górę nie samego Jaydena, lecz to, co było mu tak drogie - wiedzę zapisaną w pośpiechu na kolejnych stronicach. Gdy był wyjątkowo rozemocjonowany lub skupiony na badaniach, delikatne, ulotne kawałki lekkiego papieru wirowały wokół niego smętnie, jakby próbowały go jakoś otulić swoim płaszczem. Plątały się przez to w rozwichrzonych włosach, osuwały się o porośnięte kilkudniowym zarostem policzki. Czułe, obecne. Zrodzone i przesiąknięte antyczną magią. Czystą i niemożliwą do zniszczenia. Tak jak w dziecięcym organizmie odzywała się życiodajna siła, tak w nim na nowo obudziła się świadomość początku. Gdyby jego oczy mogły patrzeć dalej ponad czas i przestrzeń, dostrzegłby i zrozumiał wszystko, co się wydarzyło. Co stało w chwilach zrodzenia świata. Mógł wszak teraz, z ziemi, po swoich obliczeniach dowieść o wiele więcej niż inni. Połączyć fakty w sposób wykraczające poza normalne rozumowanie. Wyobraźnia roztaczała przed nim niekończące się sieci powiązań oraz następujących po sobie przypadków. Widział, niemal doświadczał przyczyn oraz ich skutków. I chociaż nie wykraczał poza granice niewielkiej leprechaunowej chatki, był wszędzie.
Otwarcie drzwi zostało przywitane powiewem gwałtownego wiatru, który uderzył uzdrowicielkę prosto w twarz, w momencie, w którym astronom wstał wyjątkowo podniecony chwilą prawdy. Jeszcze nie panował nad tym, ale czuł, że unoszące się drobiny papieru opadały, słabły. Podobnie jak wyciszająca się w nim magia. - Przepraszam - rzucił szybko w ramach przeprosin i wstydu, bo wraz ze zwiększoną energią przyszło mu dodatkowo przeżywać emocje inaczej. Nie było miejsca na smutek, który na razie stał się nieważny. Nie było miejsca na zwady, gdy cały świat czekał na odkrycie. One nie były ważne. Nic nie było ważne. Tylko nauka, wiedza i samoświadomość. I... Powrót do dzieci, bo tylko w ten sposób mógł upewnić się, że nic im nie groziło - wykorzystując wszystko, co tylko mógł, całego nakładu własnych umiejętności oraz zdolności. Jak się dzisiaj czujesz? - Dobrze, dobrze - przytaknął, jakby Roselyn z góry założyła, że nie było innej opcji. Ale oboje wiedzieli, że przez ten tydzień nie było czegoś takiego jak źle. Wszystko wydawało się być przesadnie dobre. Podejrzanie dobre, lecz to dopiero po opadnięciu emocji miała przyjść chwila analizy. Podobnie zresztą jak omawianie wyników. - Wczoraj w nocy non stop bawiłem się zabezpieczeniami. Już nie mogłem w sumie się doczekać, aż wyjdę i zobaczę chłopców. I czemu ciężką noc? Spałem chyba jakieś trzy i pół godziny zgodnie z zegarem lunarnym, ale to dlatego, że po prostu chciałem już wyjść. - To akurat nie było nic nowego. Wright wiedziała, że mógł nakładać najbardziej skomplikowane pułapki numerologiczne i zdejmować je bez efektów ubocznych. Pierwsze próby zawiązywania magicznych węzłów kończyły się sukcesami - zupełnie jakby nic nie mogło go zatrzymać. - Ale nie rzucałem zaklęć, których normalnie rzucać bym nie potrafił. Nie urósł mi mózg czy nie stałem się nagle genialny. - Zamilkł na chwilę, obserwując w zniecierpliwieniu piszące pióro kobiety. Wydawała mu się mało poruszona ich odkryciami. Może ukrywała swoje emocje, może nie chciała ich okazywać, a może w ogóle w nie nie wierzyła? Tam, gdzie ona widziała kolejne kroki, Jayden widział już szczyt i nie wiedział, czy było to dobre... - Orion ciągle siedzi na dachu? - spytał, pamiętając, że Rose opowiedziała mu o lelku wróżebniku, który z jakichś powódów nie chciał zostawiać go samego. Normalnie nieśmiały nie dawał się przegonić - jeśli nie mógł znajdować się we wnętrzu, przesiadywał na zewnątrz, czekając usilnie na mężczyznę.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]14.02.21 0:23
Badawcze spojrzenie przesunęło się po sylwetce astronoma. Brew nie wygięła się w przelotnym wyrazie zaskoczenia. Już nie. W ciągu tego tygodnia przywykła do wciąż pobudzonego promieniowaniem meteorytu zachowania profesora. Każdy kolejny dzień przyzwyczajał ją do tego, upewniał że gdy tylko przekroczy próg pracowni spotka coś, kogoś niemalże szalonego. Zmiana była diametralna. Odcięta grubą, wyraźną linią od atmosfery jaką roztaczał wokół siebie w ostatnich tygodniach. Określenie nienaturalne  z łatwością cisnęło się na koniec języka. Pobudzenie powodowane wpływem meteorytu, zdawało się nie tylko wpływać na jego nastrój. Zdawało się, że przyćmiewa ból, oddziela od trudnej codzienności. Niemalże narkotycznie otępiało? Umysł Jaydena zdawał się być bystry, a jego magia silniejsza, jednak na pewnym poziomie wydawał się być bezwładny. Jakby meteoryt w jakiś sposób go stłumił, uciszył żal mężczyzny, którego świat właśnie się rozpadł. Była niekończąca się ekscytacja, naukowiec gotowy do przepchnięcia wszelkich granic. Biła od niego nie wyładowana energia, jakby cztery ściany chatki nie mogły pomieścić ogromu jego potencjału. W kontraście do tego barwnego malowidła, ona musiała być metodyczna, rysować czarnym piórem po białej kartce. Zachować obiektywizm, chociaż ciężko było zrealizować ten cel, będąc tak blisko związaną z przedmiotem swoich badań. Mimo to, nie ta psychomedyczna perspektywa w tym momencie była najważniejsza. Skupiali się na fizycznym wpływie, czymś co można było ująć w jego naukowych dywagacjach - wpływ kosmicznego pierwiastka na ich ciała, potencjał, magię. Ostatnie dni przyniosły w tej materii niezwykle wiele przemyśleń. Dzisiaj mieli postawić kropkę nad i i zmierzyć się z konsekwencjami odstawienia niezwykłego wpływu meteorytu.
Przywitał ją gwałtowny powiew wiatru, kartki jak do tej pory spięte metalowym spinaczem rozpierzchły się po pomieszczeniu - Nic się nie stało - odparła, krótkim ruchem różdżki przywołując do siebie porozrzucany pergamin.
- Cassian nie mógł spać, a jeśli on nie mógł, to nie mógł też Samuel i Arden - powiedziała, a krótki uśmiech rozświetlił skupioną twarz uzdrowicielki - Nie chciałam ich rozdzielać, wydają się wtedy niespokojni. Ale nad ranem udało mi się, cała czwórka spała razem. Z Melanie na czele - zapewniła go. Ostatecznie, chociaż niekoniecznie chciała się w tym momencie puszyć, była całkiem dumna z siebie, że jej się to udało. Ilekroć zasypiali, niedługo potem któryś z nich się budził, aby rozpocząć wszystko od nowa. To było nie lada wyzwanie. Momentami i Melanie uczestniczyła w tych szaradach, gdy cały dom wywracał się do góry nogami i ona nie potrafiła zasnąć. Allanah czasami nuciła kojące kołysanki, na swój sposób pomagała, a czasami doprowadzała Roselyn do jasnej cholery. Sen w końcu nadchodził czy  wcześniej, czy później. - Spisałeś to? Zauważyłeś różnicę między tym jaki powinien być efekt, a jaki faktycznie osiągnąłeś?  zapytała, przelotnie spoglądając na Jaydena. Jak wspominał rzucane przez niego zaklęcia były silniejsze niźli te rzucane zazwyczaj. - Myślę, że warto byłoby powtórzyć ten test na kilka dni po zakończeniu obserwacji, żeby sprawdzić czy i jak długo ten stan się utrzymuje - dodała.
Wzrok na chwilę uniósł się znad arkuszy papieru, by odpowiedzieć na pytanie astronoma. - Tak, tak. Wyczekuje cię odkąd cię tu zamknęliśmy - odparła, nie przerywając. - Zanim skończymy obserwacje, gdy już zdejmiesz barierę, chciałabym jeszcze raz przeprowadzić badania. Te same, które robiliśmy zanim zaczęliśmy. Myślę, że warto byłoby je sporządzić, a potem powtórzyć za kilka dni, abyśmy mieli dostatecznie wiele czynników do porównania. Przed promieniowaniem, w trakcie - licząc, że dziś wciąż będzie miało na ciebie wpływ i po.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]14.02.21 20:56
Dopiero później miał na spokojnie dotrzeć do faktu, że jego myśli, jego stan, jego odczucia nie były normalne. Jak zauważyła Roselyn były wynaturzeniem. Były nienaturalne, ujmując to jej miarą. Po opadnięciu magicznego wzmocnienia oraz opanowania rozszalałych rozmyślań Vane mógł również do wniosku - co było bardzo prawdopodobne - że zagłębianie się we własną psychikę nie było czymś, czego potrzebował. On czy ktokolwiek w jego pobliżu. Nie zamierzał do tego wracać, rozumiejąc fakt, że w trakcie ów tygodnia nie był sobą. Że nie był sobą na dobrą sprawę już od długiego czasu, a zagłębienie się w brak swojego żalu, rozedrgania, depresji i żałoby miało wpędzić go w jeszcze większe poczucie winy. Bo przecież... Przecież dopiero co pochował żonę. Powinien był rozpaczać, ale z drugiej strony nie powinien, bo miał dzieci, którymi należało się zająć. Miał być zarówno biały, jak i czarny. Pogodny i poważny. Kochający i zdystansowany. A równocześnie we wszystkim był tak niepoprawny, niepożądany. Wszystko było w tym momencie nieodpowiednie i niechciane... Miał dość, gdy wyczuwał to spojrzenie Roselyn, gdy czytał list od Maeve, gdy odbierał zdruzgotaną korespondencję, gdy wybierał się do Hogwartu, gdy przebywał w Hogsmeade - nie chciał niczyjego żalu i litości. Nie chciał też współczucia. To były jego prywatne odczucia, którymi nie chciał się z nikim dzielić, więc uciekł. Ukrył się za zamkniętymi drzwiami chatki i skupił się na celu, jaki pojawiał się na horyzoncie od wielu tygodni. Zależało mu na tych badaniach, zależało mu na tym, by były zrobione na jak najwyższym poziomie, mimo że nie miał w swoim gronie badaczy o światowej sławie - to nie szkodziło. Istotne było to, że się przykładali. Że byli rzetelni. Że mogli go wesprzeć w tym przedsięwzięciu. Nie wymagał wszak niczego, co wychodziło poza ich zakres wiedzy oraz umiejętności. Nie oznaczało to jednak, że nie był obiektywny czy surowy w swojej ocenie. Czytał notatki sporządzone przez Kaia, Vincenta, Asbjorna. Wkrótce miał dostać również raport Roselyn.
Cassian nie mógł spać, a jeśli on nie mógł, to nie mógł też Samuel i Arden.
Chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. I chociaż było bardzo trudno trzymać język za zębami, zacisnął szczękę. Wiedział w końcu, że im szybciej skończą tutaj, tym szybciej będzie mógł wyjść i zobaczyć chłopców. Wziąć ich w ramiona, przytulić każdego, poczuć ich niemowlęcy zapach. Sprawdzić jak bardzo zmienili się w czasie tego tygodnia. - Yhym - potwierdził, przytakując nieco za bardzo ochoczo. Czy spisał to? Oczywiście, że spisał. Dobrze wiedziała, że notował wszystko. W dużym chaosie, ale potrafił ją przez ten bałagan przeprowadzić. - Nie. Teraz po prostu mi wychodziły. Nie było niczego więcej - doprecyzował, gdy zapytała go o to, czy pojawiły się skutki uboczne rzucanych zaklęć. Nie. Już nie. - I tak. Zgadzam się. To samo ustalałem z resztą - że dobrze jest śledzić obiekty badań również i po ich kwarantannie. W końcu magia może tak szybko nie wygasnąć i kto wie, jakie może mieć długotrwałe konsekwencje. - Czy rośliny obumrą? Czy stworzenia staną się dziwnie wykrzywione? Czy ludzie mieli poczuć stały spadek witalności? Może mieli się tego dowiedzieć już wkrótce, a może nigdy... - Masz już jakieś przemyślenia? - Bo ja mam mnóstwo i nie chcą się zatrzymać. - Myślisz, że... Że jest już bezpiecznie? - Mogła usłyszeć w jego głosie obawę i również wyczekiwanie na werdykt. W końcu nie chciał w żaden sposób skrzywdzić swoich dzieci, ale jego największym pragnieniem w tym właśnie momencie było spotkanie z nimi.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]15.02.21 22:00
Starała się skupić pełnię uwagi na ich pracy. Przygotowywali się do tego już od dłuższego czasu, cierpliwie studiowała astronimiczne wywody Jaydena, wszelkiego rodzaju pomoce, które jej dostarczał. Astronomia chociaż we wspomnieniach malowała się  jako jeden z przyjemniejszych przedmiotów szkolnych, dla dorosłej czarownicy, była nauką dość obcą, zaniedbaną, zakurzoną. Ostatnie miesiące sprawiły, że wróciła do starych tomiszczy, skupiając uwagę na tym co zdaniem Jaydena było najważniejsze by uzupełnić wiedzę i przygotować się do badań. Starała się w miarę sprawnie przyswajać informację, poświęcić temu wystarczającą ilość czasu. Noce w Upper Cottage były samotne, tak jak i dnie spędzane w pustym domu. W końcu nawet Melanie bywała zmęczona; dawała chwilę wytchnienie, gdy rozgrzane wysiłkiem policzki piekły od chłodnego wczesnojesiennego powietrza, przychodziły ciche wieczory. Wtedy studiowała pokaźną biblioteczka profesora astronomii, książki traktujące o tajemnicach gwiazd i te rozkładające magię na czynniki pierwsze. Sen przychodził z trudem, myśli pulsowały pod czaszką, czasami zajmowało jej długie godziny, by w końcu je uciszyć. Względny spokój przynosiło ją przeniesienie do świata tajemnic, które dało się rozwiązać; do świata pytań, które pobudzały umysł, do świata nigdy nie zbadanego, a jednak logicznego, rządzącego się określonymi prawami. Tego, który dał się kontrolować, pojąć. Tego, który fascynował.
Dziś bogatsza o zdobytą przez ten czas wiedzę, brnęła ku końcowi - przynajmniej temu, który sobie wyznaczyli. Opisać, zbadać, zrozumieć, wyciągnąć wnioski, uczynić z tego kolejną lekcję. Rozproszyć mrok niewiedzy, by odkryć, że za każdym nowym pytaniem kryło się kolejne następne. Chciała poznać to co stworzyli razem. Nie było tu miejsca na niecierpliwość, tym ostatnim krokom należała się staranność.
- Mhm - pokiwała głową, kreśląc kilka słów na pergaminie. Przez chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią - Ciężko to podsumować w tym momencie. Jak sam czujesz. Jesteś pobudzony, twój umysł zdaje się nie potrzebować odpoczynku, jednocześnie nie zaobserwowałam żadnych fizycznych zmian, ale to jeszcze dokładniej sprawdzimy po zdjęciu bariery. Potrzebuje więcej danych, a bariera uniemożliwia mi zbadanie wszystkiego co chciałabym porównać - spojrzenie na chwilę oderwało się od kartki, by spotkać się z tym astronoma. -  Właśnie! Pamiętałeś o pomiarze pulsu? Będziemy mieć chociaż mglisty wgłąb w to jak wyglądała praca twojego serca w porównaniu z każdym poprzednim dniem - wytłumaczyła. - Wracając do tematu, jak do tej pory mogliśmy zaobserwować twoja magia została wzmocniona promieniowaniem meteorytu - tak jak opisywałeś twoje zaklęcia wykraczały poza to co jesteś w stanie zrobić na co dzień, były silniejsze. W wypadku Thomasa, również można było zaobserwować zwiększony potencjał, a raczej jego powstanie. Jego ciało zaczęło reagować na magię, ale to było coś innego niż u ciebie. Ty jesteś świadomy. Potrafisz nad nią panować, rozumiesz ją. On… wydawał się być jak dziecko? Najprościej chyba byłoby do tego to porównać. Promieniowanie wydawało się budzić jego zdolności, jednak on nie potrafił nad nimi panować. Przypominało to bardziej tą dopiero co formującą się magię, której nie umiał jeszcze wykorzystać - wytłumaczyła.
- Myślę, że najrozsądniej byłoby poczekać jeszcze jeden dzień. Pozbyć się bariery, odsunąć cię od promieniowania, zobaczyć jutro jak to wszystko będzie wyglądać i wtedy zdecydować co dalej. Minęło już kilka dni, ale bariera mogła to zatrzymywać i narażać cię na mniejszy wpływ meteorytu - odpowiedziała mu szczerze. Rozumiała, że chciał wrócić do swoich synów. Ale z pewnością oboje też rozumieli, że w tym wypadku lepiej było być zbyt rozsądnym niż niewystarczająco  - Niemniej jednak myślę, że ostatnie badanie udzieli nam kilka odpowiedzi. Czy doszło do jakiś zmian, których nie udało nam się zaobserwować. Musimy też skupić się nad tobie, na tym jak twoje ciało zareaguje na  odstawienie... Tak, myślę że jeden dzień by nie zaszkodził, dla pewności.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Chatka leprechauna [odnośnik]18.02.21 8:23
Badania, ich badania nie były wyznacznikiem niespełnionych ambicji czy chęci zaistnienia z własnym nazwiskiem wśród większych i starszych naukowców od siebie samych. Vane nie kierował się prestiżem w treści podstaw teorii panmagicznej. Nie chodziło o żaden materialistyczny aspekt - dla niego liczyła się nauka, ale nie sama w sobie. Owszem, to też było istotne, lecz głównym czynnikiem przyświecającym rodzinie astronoma jak i jemu samemu było wsparcie dla społeczności. Ukazanie istoty powiązania odkrywania, tłumaczenia zjawisk na świecie a ludźmi. Poszerzanie ich świadomości oznaczało bardziej świadome życie oraz podejmowanie decyzji, z których konsekwencji bardziej zdawali sobie sprawę. Światopoglądów było wiele, lecz nauka była jedna, dlatego też tak istotne dla Jaydena było ukazanie ów prawdy - żeby ludzkość przestała ciskać się w ciemnościach i braku oświecenia. Żeby dostrzegli w liczbach, obliczeniach, istotnych słowach specjalistów autorytet, lecz nie po to, by ich wysławiać. Po to, by zapamiętać ich dzieła. Ich przełożenie rzeczywistości na język zrozumiały. I chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z bycia narzędziem w ów procesie, nie oznaczało to jednak, że Jay nie czuł ekscytacji w tym odkrywaniu świata. Jego kreatywność skupiona głównie na naukowych doświadczeniach, na eksperymentach, na testowaniu realiów kręciła się sama i sama potrzebowała spełnienia w postaci otrzymania odpowiedzi. Również i same etapy badań wzbudzały w nim emocje tak różne, ale też istotne. Czy i dla innych - tego nie był w stanie powiedzieć.
Potrzebuje więcej danych, a bariera uniemożliwia mi zbadanie wszystkiego, co chciałabym porównać.
- Rozmawialiśmy o tym. Nie mogliśmy ryzykować. - Eksperyment nie miał polegać na bezpośrednim kontakcie badacza ze swoim obiektem badanym. Kai i Rineheart również mieli wyraźną instrukcję trzymania się za odpowiednią barierą przez określoną liczbę dni i chociaż zapewne również chcieliby móc się zbliżyć, nie mogli tego zrobić. Nieważne jak to było ważne dla Roselyn - musiała zachować zdrowy dystans. Szczególnie że nie była sama - wracała zawsze do domu przepełnionego dziećmi zarówno jej własnymi, jak i tymi należącymi do astronoma. Jayden od początku wiedział, że jeśli ktoś ma być przedmiotem ludzkich badań, to właśnie on. Nie pozwoliłby nikomu innemu nie tylko ze względu na to, że chciał tego doświadczyć, ale dlatego, że jako naukowiec, brał odpowiedzialność za to, co mogło się wydarzyć. A wydarzyć mogło się wiele. Nie byłby w stanie nieść na sobie takiej odpowiedzialności. I tak myśl o Thomasie, była wystarczająco stresogenna. - Starałem się - odpowiedział spytany o puls, bo nie miał pojęcia wcześniej o tym, jak mierzyć sobie pracę serca i początkowo spanikował, gdy Roselyn pytała go o takie rzeczy. Musiała mu chyba tłumaczyć to z bazylion razy, aż jako tako mógł określić, co się działo. To było ciekawe doświadczenie - uczyć się nowych rzeczy i tak odmiennych od tego, co robił na co dzień. Z dużą uwagą jednak wsłuchiwał się w słowa padające z ust przyjaciółki, gdy mówiła o charłaku. Kiwał głową, wpatrując się w skupieniu w sobie nieznany punkt i starając się poukładać to sobie w myślach. - Czyli wybudzenie się magii zaistniało i trwało. Tak jak obserwowaliśmy wcześniej. - Przypomniał sobie patrzenie na chaos, który otaczał przerażonego charłaka. Przerażonego, lecz później tak dziwnie... Zachwyconego? Może dzięki temu doświadczał świadomości, że nie było z nim nic złego? - Trzeba będzie go wypytać również o to, co to w nim obudziło - mruknął do siebie, potwierdzając pomysły przemykające przez jego rozum, jednak szybko zszedł na ziemię, wyłapując to, co powiedziała Rose. Jeszcze jeden dzień. Cały. Jeden. Dzień. - Mhm - mruknął jedynie w odpowiedzi, wyzbywając się całkowicie swojego poprzedniego podniecenia. Widać było, jak całe powietrze uszło z podekscytowanego ciała i została jedynie szara, nudna rzeczywistość. - Thomasa puściłaś po ilu? - Musiał spytać. Nie chciał tkwić kolejnego dnia w chatce, jeśli mogło się okazać to zwyczajnie niepotrzebne. Bunt w stosunku do zasłyszanych słów był raczej oczywistością - który rodzic wszak mógłby utrzymać się tak długo bez dzieci. Szczególnie w jego sytuacji... - Jakie badania jeszcze chcesz zrobić?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Chatka leprechauna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach