Wydarzenia


Ekipa forum
Bezpieczne wybrzeże
AutorWiadomość
Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]03.10.20 19:52
First topic message reminder :

Bezpieczne wybrzeże

Wybrzeże usytuowane od bardziej wietrznej i mniej uczęszczanej strony wyspy, nocą piękne widać stąd księżyc. Zejście do wody jest nieco ostre, a samo morze sięga pasa w najpłytszym miejscu. Okoliczne wody, podobnie jak te wokół całej wyspy, nie uchodzą za bezpieczne, prócz jadalnych ryb niekiedy da się w nich zaobserwować co bardziej niebezpieczne gatunki morskich stworów, a przez osadę niesie się wieść, że ktoś kiedyś dostrzegł w oddali ogon morskiego smoka. Zejście do wody jest kamieniste, niewygodne.

Zostało zabezpieczone w sierpniu 1957 r., wtedy również odłowiono i... zjedzono bytującego w pobliżu smoka, który okazał się wężem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 20.11.20 14:06, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bezpieczne wybrzeże - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]08.11.20 19:02
Serce zabiło jej mocniej, gdy sięgała po inkantację odpowiedniego uroku; wiedziała już, że była w stanie go rzucić, bała się jednak, że trafi nim w trzymaną przez węża policjantkę, nie zaś w jego mackę. Odetchnęła z ulgą w reakcji na wiązkę zaklęcia uderzającą dokładnie tam, gdzie to sobie zaplanowała; blondynka opadła do wody, wolna od uścisku stwora. Miała nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, a znajdujący się najbliżej czarodzieje ruszą Figg na pomoc. Ona sama nie miała odwagi, by ruszyć choćby i na płyciznę, dopóki stwór wciąż machał ogonem, ostatkiem sił rozpaczliwie walczył o życie – widziała jednak, że słabł, a jego ruchy są coraz powolniejsze. Dopiero wtedy odetchnęła głośno, z ulgą, odruchowo odgarniając opadające na twarz włosy. Nie przejmowała się zmoczonym ubraniem, jak przez mgłę rejestrując kolejne polecenia Longbottoma. Sądziła, że nie zwróci na nią uwagi, że skupi się na rozmowie z aurorami – słyszała coś o bojach, o asekurowaniu osłabionej Figg, o zadbaniu o bezpieczeństwo mieszkańców Oazy. Drgnęła, momentalnie odwracając się w stronę Ministra, gdy ten machnął ku niej ręką, polecił jej odnaleźć Hannah i zająć się organizacją ogniska. – Oczywiście – odpowiedziała krótko, lakonicznie, znów wracając ku rozgardiaszowi panującemu na wybrzeżu, budząc się z chwilowego, wywołanego nerwami, odrętwienia. Niewiele później Harold zniknął, kto wie, może zamierzał wrócić do nich później, na oficjalną przemowę Tonks i lorda Prewetta.
Nim zdążyłaby dobrze rozejrzeć się w poszukiwaniu Wrightówny, ta nadeszła ku nim od strony wzgórza, kierując swe kroki wprost do Justine. Nie miała wielkiego wyboru, musiała zebrać się na odwagę i przełamać wewnętrzny opór, jaki odczuwała w związku z rozpoczęciem rozmowy; kiedyś widywały się niemalże każdego dnia, teraz były dla siebie obce. Jak wiele zmieniło się od czasów, gdy kończyły razem naukę w Hogwarcie? Czuła, że byłoby jej łatwiej, gdyby w ogóle się nie znały; wtedy nie pozwalałby sobie na idiotyczne, nieadekwatne do sytuacji obawy, kto i co sobie pomyśli. Lecz przecież, na Merlina, dopiero co pokonali zagrażającego wszystkim stwora, to nie czas na irracjonalną nieśmiałość. Skróciła dzielącą je odległość, odruchowo przyjmując na usta blady uśmiech. Słyszała słowa Gwardzistki, sprawa była praktycznie załatwiona, nie chciała jednak zignorować polecenia, które otrzymała od samego Harolda Longbottoma. Spojrzała najpierw na Tonks, która zachęciła ją gestem do podejścia bliżej, później na stojącą obok Hannah, jednocześnie chowając różdżkę do kieszeni spódnicy. – Cześć – powiedziała do jednej i do drugiej; widziały się już wcześniej, lecz z daleka, nie mogła więc nazwać tego prawdziwym powitaniem. – Tak, dokładnie, miałam cię znaleźć i poprosić, żebyś zajęła się przygotowaniem z tego… czegoś posiłku. O ile oczywiście jego mięso jest jadalne – odezwała się znowu, krzywiąc się na wspomnienie niedawnej walki, strachu, który wciąż nie do końca odpuścił, powodował, że mięśnie były nieprzyjemnie spięte. – Możesz wziąć do pomocy kogo tylko chcesz, cytując lorda Longbottoma: to ty tu rządzisz. Wspominał też, żebyś zaangażowała w to Figg, kiedy już dojdzie do siebie – dodała jeszcze, oglądając się przez ramię na wynoszoną z wody kobietę. Nie była pewna, czemu akurat jego wybór padł na czarownicę, która potrzebowała odpoczynku i opieki medyków, może jednak była znana Zakonnikom jako osoba o odpowiednich zdolnościach kucharskich, a może po prostu chciał zaangażować w organizację zabawy wszystkich tu obecnych. Potrzebowała jeszcze czasu nie tylko po to, by poznać pozostałych członków organizacji, ale i ich mocne i słabe strony. Niewiele później dołączyła do nich Charlene, której skinęła krótko głową, tak samo przywitała dopytującego o dalsze postępowanie z wężem Dearborna. – Najpierw zajmę się organizacją ogniska, ale chętnie podpatrzę później, co i jak gotujecie – mruknęła cicho; sama dopiero co opanowała podstawy, musiała się jeszcze wiele nauczyć, by nie otruć ani siebie, ani Kaia. A może dzięki temu zyska okazję, by oswoić się z nowymi twarzami.


All the fear there, everywhere
Burning inside of me
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona

Lately I'm not feeling like myself.
When I look into the glass, I see someone else.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t10356-sypialnia-maeve#312817 https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]08.11.20 21:11
Straciła dech na taką ilość czasu, że ogarnęła ją chwilowa słabość. Choć jej siła wydawała się większa niż chwilowa. Ręce odrętwiały. Nie miała pojęcia jak się wydostać z tej sytuacji, nie wiedziała też na jakim etapie są działania całej reszty czarodziejów. Wiedziała, że działają... Próbowała liczyć, że w końcu któreś zaklęcie wyciągnie ją ponad wodę. To głupie, naprawdę głupie... Równie dobrze mogli nie zdążyć.
Ale co miała zrobić?
Zamknęła na chwilę oczy, przez jakiś odruch woda wypełniła jej nos i krtań. Spanikowała, a głosy dookoła zaatakowały ją bardziej niespodziewanie niż nawet jeszcze niedawno macka tego potwora. Na chwilę woda wypłynęła z jej uszu, pozwalając, by docierały do nich krzyki zebranych przy plaży ludzi, a zaraz po tym znowu zatopiła się w wodzie, jednak tym razem na płyciźnie. Spłynęła niemal jak jakaś laleczka, bez siły, ale w głowie miała w sumie tylko jedno… Bardzo miała ochotę się rozpłynąć. Zniknąć z widoku, wrócić do domu, wypić swoją malinówkę. A teraz miała na końcu języka tylko słony smak morskiej wody.
Poczuła w końcu coś ciepłego przez przemoczoną koszulę. Nie chciała otwierać oczu, ale zaraz po tym w nos próbowało przedrzeć się powietrze, wywołując atak histerycznie nasilonego kaszlu. W odruchu zacisnęła ramiona wokół szyi kogoś, kto strasznie krzyczał przy jej uchu, na pewno mężczyzny, bo zdecydowanie to czuła. I słyszała. Ale nie potrafiła skupić się na głosie, który był obok. Czy to był Billy? Nawet jeśli nie…. Był ciepły, a kiedy powietrze, chociaż wcale nie mroźne, spotkało się z mokrą skórą poczuła, że kompletnie przemarzła. Po serii ciężkich kaszlnięć przeplatającego się z szybkim łapaniem powietrza wysapała nerwowo. - P-sidwacza mać…. - Objęła go ciasno, zaciskając dłonie w pięści. Czy się bała? Nie, raczej cieszyła się, że to już koniec. I że ktoś ją trzyma. Dopiero po chwili usiadła na piasku, przez chwilę nawet nie wiedząc, że to jest piasek. Trzęsła się cała jak osika, kiedy w końcu uniosła spojrzenie najpierw na Michaela, a później po wszystkich zebranych na plaży osobach. W oczach miała łzy od długiego kaszlu. W końcu spojrzała na blondynkę. Jej ciało nie reagowało z dużym osłabieniem, mięśnie pracowały całkiem prawidłowo, ale bolała ją klatka. Bardzo. Uderzona ponownie dostała napadu kaszlu, tak silnego, że przekręciła się na kolana. Nie wiedziała, co ona robiła, ale to było straszne. - P-przestań, cholera…
Przez chwilę oddychała ciężko, opierając się dłońmi i kolanami o piasek. Wzięła głęboki wdech, gdy ponownie usiadła, ciągnąc przez chwilę wzrokiem za Tonksem, który… Wyłowił ją? Nawet nie wiedziała do końca jak znalazła się tak blisko brzegu, w pewnym momencie kompletnie porzucając analizę sytuacji. - Ch-chyba w nic poza dumą. - Skomentowała przerywanym głosem, a kiedy chciała objąć ramiona dłońmi, zauważyła, że wciąż wręcz w kurczowym ścisku trzyma dwie różdżki. W nagłym przypływie irytacji rzuciła tą trzymaną w lewej ręce gdzieś w stronę Gwen. Na pewno nie trafiła nawet blisko. Po prostu przypomniała sobie, że miała zamiar dzisiaj w spokoju napić się malinowej nalewki.
Upadła plecami na piasek, bez sił, z poczucia beznadziei.
- Trochę boli mnie klatka... Mocno mnie tam ścisnął... Ale bardziej wklęsła już nie będzie. - Uśmiechnęła się delikatnie. Kilka minut i już trzymały się jej żarty, nawet podczas szczękania zębami - Mogłabyś... przy-nieść mi sp-spódnicę? - Trochę to niezręczne, siedzieć tak... w majtkach.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]11.11.20 19:35
Obserwował z przestrachem, jak wiązka zaklęcia mknie w stronę węża, uderzając w jedną z macek – na szczęście, nie w Marcellę – a później z ulgą, gdy gad wypuścił swoją ofiarę, sam poruszając się słabiej, wolniej; chyba się poddawał – choć Billy wciąż czuł pieczenie w trzymających linę ramionach, stworzenie było potężne, ciężkie.
Rozlegający się tuż obok głos Harolda Longbottoma skutecznie odwrócił jego uwagę. – Tak jest, sir – przytaknął, wysłuchując wydanych przez ministra poleceń i nawet nie myśląc o tym, by zaprotestować. Gdy puścił linę, sam wzmocnił na niej uścisk, powstrzymując ją przed szarpnięciem się do przodu; poprawił uchwyt, zapierając się mocniej bosymi stopami o ziemię, obserwując to węża, wijącego się w ostatnich rozpaczliwych próbach uwolnienia, to resztę wybrzeża, na dłużej zatrzymując spojrzenie na Michaelu, który bez zawahania wszedł do wody, żeby wyciągnąć z niej Marcellę. Odprowadził go wzrokiem, ale nie krzyknął w jego stronę, widząc, że ruszył ku Gwendolyn i Kerstin; ta druga, z tego, co zrozumiał, była uzdrowicielką – obie były już więc w dobrych rękach.
Słysząc gdzieś obok znajomy głos Hannah, odwrócił się instynktownie, w pierwszej kolejnóści przemykając spojrzeniem po jej sylwetce – wydawała się nie odnieść żadnej szkody. – Lily jest z Am-m-melią? – zapytał, gdy wspomniała o dzieciach. Uśmiechnął się. – Dziękuję – powiedział, mając wrażenie, że dopiero teraz z barków spadł mu niewidzialny ciężar. Gdyby mógł, od razu poszedłby je odnaleźć, ale jego zadanie tutaj jeszcze się nie zakończyło – odwrócił się więc w stronę Cedrica, który zaoferował pomoc w zabezpieczeniu wybrzeża. – Zaraz będzie p-p-po nim – zawyrokował. Nie znał się na magicznych stworzeniach zbyt dobrze, nie licząc tych najpopularniejszych, ale czuł, że utrzymanie w rękach liny z każdą chwilą kosztuje go coraz mniej wysiłku; podejrzewał, że lekkie szarpanie było już w większości spowodowane ciężarem potężnego cielska, poruszanego przez przybrzeżne fale, niż samymi próbami zerwania się z uwięzi. Stwór ledwie się już ruszał, jego ogon uderzył jeszcze kilka razy w wodę i znieruchomiał. – Musimy znaleźć kilka pustych beczek, zrobić z nich b-b-boje. Mogą być małe. Powinny być w wiosce – powiedział. Wątpił, by mieli znaleźć coś ponad to, ale do oznaczenia musiały wystarczyć. – Przytwierdzimy je do dna, zaznaczymy m-m-miejsce, gdzie zaczyna się robić bardzo głęb-b-boko. W pewnym momencie jest tam sp-p-pory uskok – wyjaśnił. Widział go, gdy znajdował się pod powierzchnią – miejsce, w którym dno opadało nagle, prawie pionowo. Powinni rozciągnąć tam pomiędzy beczkami liny, najlepiej z marginesem bezpieczeństwa.
Zaczekał, aż wąż całkowicie przestanie się poruszać, po czym ostrożnie – razem z liną – zrobił kilka kroków do przodu, zatrzymując się przy jednej z większych skał; na wszelki wypadek owiązał linę wokół, zakończając mocnym węzłem. Ramiona, nagle rozluźnione, wydały się dziwnie bezwładne – potrząsnął nimi kilka razy, żeby przywrócić prawidłowe krążenie, a później szybkim krokiem ruszył w stronę wioski, przywołując do siebie Cedrica. Do przyniesienia wszystkiego, co było im potrzebne, wystarczył jeden kurs – później, z różdżką zaciśniętą w jednej ręce i pustej beczułce-boi w drugiej, ruszył znów przez wodę, najpierw idąc po dnie, a później zanurzając głowę, rozglądając się, sprawdzając; gdy wydało mu się, że dotarł już do końca bezpiecznego terenu, zanurkował, zatrzymując się tuż przy dnie, z przymocowaną do beczki liną oplątaną wokół nadgarstka. Przyłożył ją do kamienistego podłoża, po czym machnął różdżką, przytwierdzając ją tam na stałe zaklęciem trwałego przylepca. Chwycił za nią, pociągnął kilka razy – trzymała się – i dopiero później ruszył w górę. Wypłynął obok boi, łapiąc za drugi koniec liny, zaczynając ją skracać – żeby beczka nie odpłynęła za daleko, nie mogła być zbyt długa. – Jak ci idzie?! – krzyknął w stronę Cedrica, który powinien znajdować się kilka metrów dalej, robiąc to samo z drugą boją. Zamachał do niego. – Rzucam ci linę! – Musieli rozciągnąć ją pomiędzy bojami. – Raz, dwa… – Na trzy zamachnął się, po cisnął w stronę aurora zwiniętą w zwój liną; rozwinęła się w locie, wylądowała jednak na wodzie – tuż przy miejscu, w którym znajdował się mężczyzna.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]12.11.20 12:10
Sierpień zawsze był jego ulubionym miesiącem. Dni były długie i słoneczne, ale nie aż tak upalne jak w lipcu. Drzewa i kwiaty pięknie się prezentowały, jakby chciały ostatni raz o sobie przypomnieć przed nadejściem jesieni. W sierpniu obchodził też swoje urodziny, najczęściej w rodzinnym gronie, co zawsze obfitowało w wiele miłych i zabawnych wspomnień. Lecz ten miesiąc był szczególny z jeszcze jednego powodu – Festiwalu Lata, tradycji, którą Prewettowie żyli przez okrągły rok. Latem go świętowali, jesienią za nim tęsknili, zimą go wspominali, a wiosną przygotowywali się do następnego. Tym razem Festiwal miał się nie odbyć, co mocno Archibalda przybiło, bo nie tak wyobrażał sobie lata swojego nestorowania. Dorset miało być krainą miodu i mleka, malowniczym kawałkiem magicznej Anglii, a nie szarym i smutnym punktem na mapie. Niestety wojna sprawiła, że po raz pierwszy od kilkudziesięciu (przynajmniej tak Archibald sobie wmawiał, że to kwestia dziesięcioleci, choć najprawdopodobniej powinno się mówić o długich stuleciach) lat piękne klify i piaszczyste plaże miały nie przywitać czarodziejów z całego kraju. Miało nie być zabawy, tradycyjnego rzucania wianków, walki z Wiklinowym Magiem ani bogatego jarmarku.
Patronus Justine wcale nie spotkał go w gabinecie przy biurku pełnym dokumentów. Archibald akurat przebywał w szklarni, doglądając kwitnących wnykopieniek – ciekawe zjawisko, wszak te rośliny wyglądały jak zwykłe pnie drzew, ale o tej porze roku młode okazy zaczynały wypuszczać pędy, na których z czasem miały się pojawić okazałe kolce. Sprawdzał czy wszystko rośnie jak należy, o mało nie dostając jednym z takich pędów w twarz, kiedy wnętrze szklarni rozświetliło się przez jasną sylwetkę koziorożca. Na początku Archibald spodziewał się najgorszego, z nerwów omal nie upuścił notatnika, ale słowa Justine szybko go uspokoiły, jednocześnie wprowadzając w stan konsternacji. Wianki? Jakie wianki? Czy o czymś zapomniał? Szybko wezwał do siebie Grusię, bo ona lepiej pamiętała o wszystkich jego obowiązkach, ale nawet ona nie przypominała sobie niczego o żadnych wiankach. Czy to jakiś głupi żart? Cóż, mógłby być to żart, ale raczej nie otrzymałby go od Justine. Nie rozumiał co się dzieje, ale skoro otrzymał prośbę o jakieś publiczne wystąpienie (oby na miejscu wszystko się wyjaśniło, wbrew pozorom nie był aż tak dobry z mówienia, żeby znienacka improwizować otwarcie wydarzenia, o którym nie ma żadnego pojęcia), czym prędzej teleportował się do wnętrza pałacu, żeby przebrać się w coś porządnego, bo po szklarniach raczej chodził w ubraniach roboczych. Nałożył na siebie jeden z lepszych letnich garniturów i teleportował się do Oazy.
W głównej części osady panowała zaskakująca cisza, ale doszły do niego jakieś głosy znad plaży, więc tam skierował swe kroki. Jakież go ogarnęło zdziwienie, kiedy dotarł na miejsce! Było tam mnóstwo ludzi, chyba wszyscy mieszkańcy Oazy – kilku suchych, wielu mokrych, niektórzy wyglądali jakby coś im się stało. Jednak to wielki wąż morski zrobił na nim największe wrażenie, chociaż poczuł na plecach dreszcz niepokoju, nie lubił tak dużych stworzeń. – Tonks, co się tu dzieje! – Złapał się za głowę, ale kiedy otrzymał od niej niezbędne informacje, o mało się nie wzruszył z radości. – Wy wszyscy tak... sami? Wspaniale! – westchnął głęboko, jeszcze raz spoglądając na wszystkie obecne osoby, tym razem już nie zauważając tych mokrych ubrań czy urazów części z nich. Najważniejsza była sama inicjatywa! – Lord Longbottom już poszedł? Szkoda – westchnął z nutką zawodu w głosie. Miał głęboką nadzieję, że uda mu się go spotkać... Nie smucił się jednak zbyt długo. Stanął w miejscu, z którego był najlepiej widoczny, machając do wszystkich zebranych, żeby skupić na sobie ich uwagę. Wyjął zza pazuchy dwa drewniane kuferki, szybkim machnięciem różdżki zdejmując z nich zaklęcie zmniejszające. – Witajcie, moi drodzy! – Przywitał wszystkich, uśmiechając się w ten wyćwiczony sposób, w jaki zawsze się uśmiechał podczas podobnych wypowiedzi. – To dla mnie zaszczyt móc uczestniczyć w tym skromnym wydarzeniu – dodał, wyciągając ręce przed siebie. – Na pewno dobrze wiecie, że Festiwal Lata w Dorset w tym roku się nie odbędzie. Przyznaję, że to była moja osobista decyzja, ale w związku z obecną sytuacją polityczną, nie mogłem postąpić inaczej – zamilkł na chwilę, oddając w ten sposób hołd wszystkim poprzednim festiwalom. – Chciałbym wam jednak przypomnieć, że festiwal zawsze był afirmacją życia, radosnym świętem miłości i zakochanych. Taką chwilą na zatrzymanie się, zapomnienie o wszelkich troskach i skupieniu się na tym co najważniejsze. Wasza spontaniczna inicjatywa udowodniła, że wcale nie potrzeba do tego fajerwerków, występów wielkich artystów ani tuzina straganów. Wystarczyło kilka osób, które postanowiły zapleść wianki, a proszę ilu nas tu jest! – Zaśmiał się pogodnie. – Uważam, że wasza obecność tutaj idealnie oddaje ducha festiwalu. Dziękuję wam za to – przesunął spojrzeniem po zebranych, nawet tych, którzy zdawali się go nie słuchać. W zeszłym roku dał o wiele dłuższą i wznioślejszą przemowę, ale sytuacja też była inna. Uznał, że na dzisiaj tyle słów wystarczy. – Przyniosłem wam kilka drobiazgów z zeszłorocznego festiwalu, mam nadzieję, że sprawią wam trochę radości – otworzył kufry, pełne kolorowych chust, słoiczków i innych fidrygałków. – Ach! No i widzę, że dużo się tu działo zanim się pojawiłem... – dodał jeszcze, zerkając w stronę morskiego węża. – Chciałbym tylko dodać, że służę pomocą medyczną – uniósł wyżej swoją różdżką na potwierdzenie tych słów. – Tonks – zapamiętał jak kobieta kiedyś go zbeształa za używanie jej imienia. – Czy chciałabyś coś dodać? – Zapytał, ale raczej retorycznie, ustępując jej miejsca.

Ilość upominków jest ograniczona, więc proszę o rzut kością k15, żeby zobaczyć, co wam wpadło w ręce.

Zawartość kuferków:


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]12.11.20 20:44
Sytuacja, która dramatycznie wymknęła się spod kontroli wszystkich zebranych przy wybrzeżu, wydawała się już opanowana. Tonks wyprowadził Marcellę na brzeg, obserwowałem kątem oka jak prowadzi ją do Kerstin, a jednocześnie nie wypuszczałem z dłoni magicznej liny, tak na wszelki wypadek. Opór węża z każdą chwilą słabł, poruszał się coraz bardziej niemrawo i zgodnie ze słowami Charlene uchodziło z niego życie - walczył o oddech, ale oszołomiony zaklęciami, spętany tyloma linami nie miał szans.
- Widział ktoś Elizabeth i Debbie? - spytałem czarownic. Nie widziałem ich tu nigdzie, miały zbierać kwiaty w innej części wyspy, ale wolałbym mieć pewność, że są bezpieczne.
Skinąłem głową, gdy Billy zawyrokował, że zaraz będzie po nim. Miał rację. Gdyby zaszła konieczność, byłem gotów rzucić Lamino, bądź inne zaklęcie, aby jednako ukrócić męki zwierzęcia i ułatwić robotę czarowni, mających zająć się przerobieniem go na wspólną kolację. Zaatakował Gwendolyn, działał jednak zgodnie ze swoją prostą, zwierzęcą naturą, szukał pożywienia, nie było powodu, aby pozwolić mu się męczyć. Wąż jednak opadł bez sił, znieruchomiał szybko i bez naszej pomocy. Dopiero wtedy wypuściłem z dłoni linę.
- Wiem gdzie je znajdziemy. Jest kilka po rybach, cuchną, ale nadadzą się. Chodźmy - odpowiedziałem na jego propozycję. Pomysł z beczkami jako boje był naprawdę dobry, sensowny. Pozostawało nam mieć nadzieję, że będą przestrzegać wyznaczonej przestrzeni do bezpiecznej kąpieli, że nikt nie będzie zgrywał bohatera.
- Pokażesz mi gdzie - mruknąłem. Nigdy nie pływałem akurat tutaj, wokół wyspy, jeszcze nie było ku temu okazji, nie zdawałem sobie sprawy, że dno było aż tak niebezpieczne. Billy przywiązał liny do skały i ruszył w kierunku wioski, a ja razem z nim. Poszliśmy, tak jak sugerowałem, do budynku, gdzie gromadzono żywność - na tyłach znaleźliśmy puste beczki. Zabraliśmy ich kilka, niektóre lewitując zaklęciami, na wybrzeże, gdzie przymocowaliśmy do ich dna liny, które miały utrzymać je w jednym miejscu. Mieliśmy też więcej lin, aby połączyć boje między sobą. Przed wejściem do wody ściągnąłem koszulę i także obwiązałem się liną na wzór Williama. Nie byłem aż tak dobrym pływakiem jak on, a na wody tutaj należało uważać. Popłynąłem kilka metrów dalej od niego, aby zanurkować i przymocować linę do dna. Wynurzywszy się usłyszałem krzyk Williama. - Jest dobrze. Trzyma się dna - zawołałem, wyciągając lewą rękę ponad powierzchnię wody z uniesionym kciukiem. - Rzucaj - zachęciłem go, wynurzając drugą rękę, aby złapać kolejną linę, kiedy szukający Jastrzębi rzucił ja na trzy. Obwiązałem nią beczkę. Tak samo postąpiliśmy z innymi beczkami. Jedną liną przymocowywaliśmy je do dna, drugą związywaliśmy pomiędzy sobą, aby stworzyły jakby ogrodzenie dla bezpiecznej przestrzeni wybrzeża, gdzie nie było głęboko, z dala od uskoku. Gdyśmy skończyli i wyszli na brzeg, ociekając od morskiej wody, zastanowiłem się, czy nie powinniśmy zrobić czegoś jeszcze.
- Może należy zostawić ostrzeżenie o tym uskoku? - zaproponowałem, brodą wskazując na skałę, do której William przywiązywał liny. Ostatecznie wyryliśmy krótką wiadomość zaklęciem - teren został zabezpieczony zgodnie z wolą Longbottoma, a każdy chętny ostrzeżony przed wypływaniem poza boje.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bezpieczne wybrzeże - Page 11 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]13.11.20 0:23
— Tim, twoja siostra jest tam, na dróżce z innymi dziećmi. Martwi się o ciebie — przekazała chłopakowi, po czym podeszła znów do przyjaciółki. Kiwnęła też głową Williamowi, mógł być spokojny, pod czujnym okiem Lily nic nie mogło jej się stać. — Bawią się daleko od wybrzeża, nie martw się. Pewnie zaraz tu wrócą, Amelka się trochę niepokoiła.— O niego, o to, czy wszystko było w porządku. Opowieści o jego dzisiejszym wyczynie będą krążyć po oazie zapewne długo, wiedziała, że będzie z ojca dumna.
Spojrzała na bydlę, marszcząc brwi. Jej serce uderzyło kilkukrotnie szybciej, bezwiednie rozejrzała się dookoła, by znów skierować czekoladowe oczy na Tonks.
— Wąż mackowy — powtórzyła po niej, nabierając w płuca mnóstwo powietrza. Drgnęła na jej kolejne słowa. Zjeść? W pierwszej chwili nie przyszło jej to do głowy, ale był olbrzymi i mięsa, jeśli było jadalne, mogłoby starczyć na kilka dni wszystkim mieszkańcom oazy. Pokiwała głową, a po chwili, gdy Just zawołała Maeve, pokiwała znów, twierdząco. — Cześć. — Uśmiechnęła się do niej szeroko, pamiętała ją, oczywiście. — Charlie bawi się włóczką — odpowiedziała jej, nim kuzynka zdążyła do nich podejść. I choć nie o niej pomyślała w pierwszej chwili, a o Percivalu, który z pewnością mógł odpowiedzieć na wszystkie nagle rodzące się w niej pytania, Leighton mogła pomóc. I spadła im niemalże z nieba. — Jesteś!— powitała ją z entuzjazmem i zniecierpliwieniem, kiedy w końcu dotarła. I gdy już miała spytać o to, dziewczyna sama potwierdziła jej przypuszczenia. Kiwnęła energicznie głowa, odwracając się w kierunku węża. — Rarytas mówisz… — Uniosła brew. Czy Rycerze Walpurgii w tej śmierdzącej Fantasmagorii mieli takie rarytasy, czy tych gnid nie stać było na aż taki luksus? — Po upieczeniu? Tylko to wchodzi w grę? Nie było tam nic o gotowaniu?— spytała Charlie, zerkając na nią w zadumie.— Szkoda marnować cokolwiek. Jakbyśmy odcięli głowę, można by zrobić bulion, ale nie wiem, co z tego wyjdzie. Jak to w ogóle smakuje? Jak krowa? Ryba?— W życiu nie miała w ustach czegoś podobnego i pewnie nigdy nie przyszłoby jej do głowy polować na węże. Małe, duże, bez znaczenia. W kwestii kuchni zdecydowanie była tradycjonalistką, ale Harold Longbottom powierzył jej tę misje i zamierzała sprostać wyzwaniu najlepiej jak potrafiła. — Kolce zawierają jad, on gdzieś jeszcze jest? Skąd on się tam bierze? — pytała ją dalej, a później spojrzała na Cedrica i skinęła głową. — Musimy je usunąć. Da się z nich zrobić jakiś użytek? Ingrediencje? Jakieś narzędzia?— po pozbyciu się jadu oczywiście. — A ta powłoka? Może się do czegoś nadać? To są łuski w ogóle?— Podeszła bliżej, przyglądając się potworowi, wierząc, że Charlie, jako skarbnica wiedzy o nim będzie w stanie odpowiedzieć na wszystkie wątpliwości. Był wyjątkowo paskudny. Podwinęła wyżej rękawki sukienki i wyciągnęła różdżkę.  — To będzie musiało być duże ognisko — zerknęła jeszcze na Clearwater i uśmiechnęła się szelmowsko. — Ty— zatrzymała po drodze jakąś dziewczynę. — Przynieś nam noże, ile tylko znajdziesz. Im większe tym lepiej. I toporek. Albo przyślij z tym wszystkim jakiś chłopców. I weźcie wiadra. — Na odpadki, to co będzie niezdatne do użycia później spalą. — A ty— zatrzymała jej koleżankę. — Znajdź kogoś, kto przygotuje miejsce do biesiadowania, gdzie będziemy mogli zjeść. I całą zastawę, jaką tylko znajdziesz.— Wiedziała, że w Oazie było tylu ludzi, że nie dadzą rady przygotować jednego stołu dla wszystkich. Wyspa już w tej chwili była przepełniona, ale nie sądziła, by komukolwiek to mogło przeszkadzać. Może uda im się choć przez chwilę zgromadzić. Zebrać całą wspólnotę razem, mugoli i czarodziejów. — Bydlaka trzeba pozbawić kolców, wypatroszyć, oskórować, a później poporcjować. Pomożesz, Charlie?— Nie czekała, aż przytaknie, od razu zabrała się do pracy. — Zaczniemy od tych przeklętych kolców, dobra? Odsuń się. — Machnęła różdżką, zaklęciem próbując odciąć je jak najbliżej węża, z każdym razem odsuwając się od nich, kiedy spadały na piasek. — Przełóż je do wiadra, jak już je przyniosą.— Ona sama najlepiej będzie wiedzieć, czy dało się z tego zrobić alchemiczny użytek, a jeśli nie, ktoś później się tym zajmie. — Marc! — krzyknęła do dziewczyny, próbując wypatrzeć ją zza węża. — Pomożesz nam tu?— Wiedziała, że dziewczyna znała się na rzeczy i razem miały szansę wyczarować z tego, coś pysznego.
Pozbawiony kolców i macek wąż mógł być gotowy do oporządzenia. Czekała z dalszą częścią jednak na dziewczynę, która przyniosła jej nóż. Zaklęciem powiększyła go, był zbyt mały, by przebić się przez taką skórę. Wbiła go najpierw lekko, ale pancerz stawił opór, więc zamachnęła się z całej siły i dopiero kiedy przebił się do środka, spróbowała wymierzyć ile miejsca na ostrzu zajęła skóra. Kiedy jej się udało, przeciągnęła nożem kawałek w bok, trzymając go oburącz. Wymagało to mnóstwo wysiłku i szybko zabrakło jej powietrza. Wąż miał piętnaście metrów, jak tak dalej pójdzie będą to robić do Bożego Narodzenia. Wytarła dłonie o spódnicę i różdżką zaklęła wszystkie noże do pracy. Charlie? Jak ci idzie?— spytała kontrolnie, zabierając się za zdejmowanie skóry.— Czy ktoś może iść po Lydię?— powinna tu być i im pomóc. Dodatkowe ręce do pracy były na wagę złota.
Cały proces trwał na tyle długo, że wokół wszystko zdążyło się już podziać. Wybrzeże zostało zabezpieczone, teren w wodzie otoczony bojami, a na miejscu pojawił sir lord Prewett. Wąż pozbawiony był skóry, która jak pognieciony materiał leżała gdzieś z boku tworząc wielką kupę niewiadomo czego. Mięso wyglądało dobrze, dość apetycznie i prócz solą nie pachniało właściwie niczym, co było dobrym znakiem.
— Hej, pomożesz nam?— odwróciła się do Tangie. — Będziemy potrzebować też warzyw. I ziemniaków. Koniecznie ziemniaków. Powinny być w oazie, w którymś ze schowków, w jakiś workach albo w ziemiankach. Trzeba będzie je obrać. Znasz się na ziołach? Jeśli nie, ktoś na pewno się zna. W jednej z chat mieszka Maureen, wiem, że ma w ogródku zioła. Poproś ją, by nam ścięła trochę, przydadzą się. I potrzebny będzie pieprz. I w ogóle jeśli znajdziesz po drodze kogoś kto się nudzi, zaprzątnij go do roboty, same tego nie ogarniemy. Billy! — krzyknęła machając ubrudzoną ręką do przyjaciela. — Chodź tu szybko! trzeba go pociąć na kawałki. Podzielimy go na porcje, które będziemy mogli później ustawić na rożnie, im będą mniejsze tym szybciej będą gotowe. Ale nie mogą być za małe, bo ogień je wysuszy na wiór. Powiedzmy, że, o takie — nożem odcięła kawałek wielkości ludzkiej głowy. Cedric! To samo — wskazała mu kawałek, wręczając śliski nóż. Mięso będzie trzeba dobrze obmyć i skruszyć pieprzem, a później nadziać. Założyła, że jeśli stwór żył w morzu jego mięso będzie raczej słone. — Maeve! Przygotujesz jeszcze coś, na co moglibyśmy to nadziać? Albo na czym to ułożyć? A później Tangie z warzywami? Nadadzą się też do pieczenia.
Odwróciła się znów do morskiego węża i przetarła przedramieniem czoło. Jej sukienka już była cała brudna, westchnęła, powoli wycierając dłonie w materiał. Już i tak była do wyrzucenia, nie wiedziała, czy takie plamy z krwi z niej kiedykolwiek zejdą. Była już zmęczona, a wciąż czekało ich mnóstwo pracy. Kiedy część kawałków została już wycięta, mogli się dostać do środka. Trzeba było wyciąć serce, które znajdowało się najwyżej, najbliżej łba, a później te wszystkie flaki.[/b]


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Bezpieczne wybrzeże - Page 11 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]13.11.20 11:51
Usiadła przy dzieciach patrząc za truchtającą w stronę wody Hann. Potem już całkiem skupiła swoją uwagę na swoich tymczasowych podopiecznych – proponowała im co rusz kawałeczek ciasta albo kęs jabłka, w międzyczasie dopełniając obietnicy i opowiadając historię o dobrym wężu morskim, który ratował ludzi przed złymi trytonami. Jej piknikowe zapasy bardzo szybko się wyczerpały, głodne dzieciaki sięgały łapkami po nowe, ale pilnowała, żeby nikt nie dostał więcej niż inni. W końcu zostały same okruszki ukryte w lnianych ręczniczkach. Koszyk był pusty.
Mam nadzieję, że smakowało – uśmiechnęła się do nich i dłonią pogłaskała po jasnych włosach Cate, przyglądając się zaraz reszcie. Podbiegł do nich chłopiec, na którego widok dziewczynka się ucieszyła. Okazał się jej bratem. Pożegnała się więc z nimi, mając nadzieję, że skoro opiekunowie szukali już swoich pociech, to nad wodą wszystko wracało do poprzedniego porządku. – Myślicie, że możemy już wracać?
Zaraz okazało się, że w ich stronę macha kobieta, miała ciemne włosy, a jej zielonkawa sukienka powiewała na morskim wietrze z gracją wyspowej odzienia. Pete podziękował krótko i pobiegł w jej stronę, zaraz przytulając się do niej w pasie. Podniosły się razem z Amelką i ostatnią z dziewczynek, żeby odnaleźć jej rodzinę. Zabrały ze sobą kosz piknikowy i ruszyły w stronę wybrzeża. Gdy wszyscy już zostali oddani w ręce krewnych, razem z bratanicą ruszyły w stronę zgromadzenia na wybrzeżu. Już teraz mogły zobaczyć leżącą na piasku sylwetkę ogromnego węża morskiego. Lydia mocniej uchwyciła jej dłoń, ale kiedy przeszły kilka kroków i dostrzegły Billy’ego wychodzącego już z wody, puściła ją, dotykając jej ramienia, żeby zachęcić do podbiegnięcia do taty. Pomachała do nich, truchtając za Amelką – zaraz za nią również uścisnęła mocno brata, szczerze ciesząc się, że wyszedł z tego cało, a w dodatku pomógł w zabezpieczeniu terenu. Widziała pływające na wodzie boje. Znajomy widok. Uśmiechnęła się do niego szeroko, dłonią czochrając mokre włosy.
Mama byłaby z ciebie dumna, jestem tego pewna. Co z tą dziewczyną? Wszystko w porządku? – rozejrzała się dookoła, chociaż to nie do końca było przemyślane, nie wiedziała, jak ona wygląda.
Usłyszała gdzieś za plecami głos Hannah. Zostawiła pusty koszyk niedaleko leżącego na plaży kamienia, na tyle dużego, że mogłaby odnaleźć przy nim cenny nabytek, i potruchtała w stronę przyjaciółki, która właśnie… wybebeszała chyba węża morskiego. I instruowała innych, jak mogą jej w tym pomóc.
O mój Godryku… – chciała pomóc, ale nie wiedziała, jak się do tego zabrać. – To jak z rybą? Nie jestem wprawiona, ale pomogę! – głos słyszany z tyłu odwrócił jej uwagę. Obejrzała się więc, żeby wysłuchać przemowy. Piękny mieli w tym roku Festiwal Lata, doprawdy piękny.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty



Lydia Moore
Lydia Moore
Zawód : goniec
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
niczego nie wymagam
od toni pod lasem
na jedno się nie zgadzam
na swój powrót
tam
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8739-lydia-moore https://www.morsmordre.net/t8778-do-lydii#261196 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f302-griffydam-elder-lane-4 https://www.morsmordre.net/t8848-skrytka-bankowa-nr-2073#263628 https://www.morsmordre.net/t8780-l-moore#261243
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]13.11.20 21:26
Odetchnął głęboko, widząc że i Gwen i Marcella są całe. Zaoferowałby im coś do ubrania się, ale koszulę i spodnie miał przemoczone od własnego potu i brodzenia w wodzie. Poza tym, nie wiedziałby, czy najpierw zająć się dygoczącą panną Grey czy nieskromnie nieubraną panną Figg. Merlinie. Przełknął ślinę i momentalnie rozejrzał się za spódnicą Marcelli. Podniósł coś, co leżało kilka metrów od nich.
-To twoja spódnica? - bąknął zadziwiająco nieśmiało, odwracając wzrok zarówno od spódnicy, jak i od Marcelli. Może i widział już kobiety w większym negliżu, ale to nie były jego koleżanki z pracy, o flirt z którymi posądzała go własna siostra. Trochę na oślep wręczył Marcelli spódnicę, spoglądając na własne stopy i dostrzegając w piasku różdżkę, którą Figg rzuciła w stronę Grey.
-To twoja różdżka, Gwen? - upewnił się, podając drewienko rudowłosej. -Chodź, musisz się ogrzać. Marcella, też potrzebujesz odpocząć? - pomógł wstać Gwen i poczekał na decyzję Marcelli. W razie potrzeby obie mogłyby się na nim wesprzeć, choć marsz zajmie im wtedy trochę czasu.
Pomagając kobiecie (albo kobietom), skierował się do jednej z chatek najbliżej wybrzeża. Wytłumaczył mieszkańcom - parze mugoli w średnim wieku - co zaszło, zaprosił ich na nadchodzącą celebrację, a potem poprosił o czystą wodę. Sam pomógł rozpalić w kominku. Można było tu odpocząć i się ogrzać. Posiedział chwilę, upewniając się, że Gwen dochodzi do siebie i samemu schnąc w blasku ognia. Gdy poczuł, że jego ubrania są już mniej przemoczone i zobaczył, że panna Grey nie mdleje, odezwał się:
-Powinienem iść zabezpieczyć wybrzeże, aurorzy będą potrzebować pomocy. Dołączysz do nas później? Będzie już bezpiecznie i byłaś bardzo dzielna. - posłał Gwen pokrzepiający uśmiech.

Wrócił na wybrzeże, szukając wzrokiem Cedrika. Zastał go przy Billym i skinął obu panom głową.
-Nie umiem pływać - przyznał z lekkim zażenowaniem. -Ale mogę pomóc z upewnieniem się, czy już nic podejrzanego się tu nie kręci. Homenum Revelio. - wycelował różdżką w morską taflę, gotów opowiedzieć kompanom czy nie widzi tutaj podejrzanie dużych istot albo ryb. Zaklęcie powinno objąć przestrzeń, którą Dearborn i Moore zabezpieczali bojami.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Bezpieczne wybrzeże - Page 11 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]13.11.20 21:26
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 68
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bezpieczne wybrzeże - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]14.11.20 13:40
Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. Zakonnikom udało się pokonać węża mackowego i uniknięto przy tym ofiar. Mieszkańcy Oazy, w tym Charlie, mogli się poczuć bezpieczniej. Od maja tym przecież właśnie była: mieszkanką Oazy chronioną w niej przez dzielnych Zakonników. Nie nadawała się do bycia w ich szeregach, co zrozumiała zbyt późno, i dlatego była tylko sojuszniczką zapewniającą wsparcie eliksiralne, choć w minionych miesiącach zawiodła na całej linii.
Ale teraz mogła się odrobinę zrehabilitować. Pomogła przecież Zakonnikom, mówiąc im, co w ogóle im zagrażało i podsuwając pomysł na pokonanie węża poprzez wykorzystanie jego słabego punktu. Mogła też pomóc w upewnieniu się, że już nic więcej im nie grozi, a także wziąć udział w oporządzaniu węża, bo sama Hannah nie wystarczy, by ogarnąć tak wielkie cielsko.
- Myślę, że gotowanie też wchodzi w grę. Mięso po prostu musi zostać poddane obróbce cieplnej – odpowiedziała do Hannah. – To, czego nie przyrządzimy dzisiaj, powinno się schłodzić, żeby się nie zepsuło do jutra. Niestety nie wiem, jak smakuje, bo nigdy go nie jadłam, ale książka mówiła, że podobno jest bardzo smaczne.
Sama była ciekawa, jak może smakować tego typu stworzenie. Wszyscy przekonają się o tym dopiero, kiedy mięso zostanie przyrządzone. Dzięki wężowi dziś oraz prawdopodobnie przez najbliższe kilka dni nikt nie będzie chodził głodny.
- Jad znajduje się w kolcach i zapewne w gruczołach w skórze, z których kolce wychodzą – dodała po chwili. Ich usunięcie było istotne, bo ktoś mógłby się zatruć, gdyby je pozostawić na stworzeniu i razem z nimi gotować lub piec. – Po ich usunięciu chętnie je wezmę i obejrzę, bo ponoć mają właściwości alchemiczne. O właściwościach łusek musiałabym doczytać więcej, może i dla nich znajdzie się zastosowanie.
Ale to mogło poczekać, teraz były pilniejsze sprawy. Zajmie się badaniem kolców i łusek kiedy już wszystko na wybrzeżu się skończy. Będzie mieć urozmaicenie, kiedy już znajdzie się sama w swojej chatce.
- Pomogę, oczywiście – zapewniła. – Daj mi chwilę, udzielę tylko kilku osobom instrukcji żeby sprawdzili, czy w wodzie nie ma więcej takich węży.
Na moment oddaliła się od Hannah, Just i reszty zastanawiającej się nad tym, jak najlepiej ogarnąć węża mackowego by dało się z niego zrobić posiłek. Podeszła do mężczyzn przy wybrzeżu, którzy chyba zajmowali się oznaczaniem bezpiecznej strefy.
- Billy? – rzuciła w przestrzeń; to właśnie Billy wcześniej nurkował w wodzie, musiał widzieć, co pod nią jest. – Czy nie widziałeś wcześniej w wodzie innych potencjalnie niebezpiecznych stworzeń? Czy ten wąż był sam? – zgodnie z tym, co wiedziała, węże mackowe były terytorialnymi stworzeniami o dużym apetycie, więc żyły pojedynczo i pilnowały swoich terenów łowieckich, ale głód mógł ściągnąć tu więcej niż jednego. – Zanim ktokolwiek z mieszkańców wejdzie do wody, trzeba sprawdzić czy nic im nie grozi ze strony innych magicznych stworzeń. Moglibyście to zrobić, skoro i tak tu jesteście? Proszę – poprosiła ich. Nie chciała samej nurkować pod wodę, bała się, że jej myśli samobójcze dręczące ją co jakiś czas, zwłaszcza gdy była blisko wody, uaktywnią się znowu, kiedy zanurkuje. Co, jeśli poczuje wówczas silną pokusę, żeby już tam zostać? A jej umiejętności pływackie nie były już tak dobre jak w latach nastoletnich, kiedy w wakacje praktycznie codziennie kąpała się w morzu u wybrzeży rodzinnego Tinworth. Przez sześć lat mieszkania w Londynie nie miała wielu okazji do pływania, więc jej umiejętności uległy obniżeniu i dziś pamiętała głównie podstawy, które w tych wodach, wzburzonych i niebezpiecznych, mogły być niewystarczające. Nie było to łagodnie opadające i spokojne wybrzeże podobne temu, przy którym się wychowała i które nie wymagało wysokich umiejętności.
Potem, kiedy udzieliła mężczyznom na brzegu instrukcji i poprosiła ich o sprawdzenie wody na obecność węży mackowych lub innych niebezpiecznych istot, wróciła z powrotem do Hannah i innych kobiet zajmujących się martwym już wężem.
Kiedy Hannah odcinała kolce, Charlie (po wcześniejszym przywołaniu ze swojej chatki rękawic) ostrożnie podnosiła je łapiąc tak, żeby się nie ukłuć i wrzucała do przyniesionego w międzyczasie wiadra. Jako alchemiczka wiedziała, jak sobie radzić z potencjalnie toksycznymi składnikami, więc nie chciała, by kolców dotykali przypadkowi mieszkańcy Oazy nieprzeszkoleni w alchemii i obchodzeniu się z ingrediencjami.
Potem razem z innymi zaangażowanymi przez kuzynkę osobami wzięła udział w dalszym przygotowywaniu węża. Skórowanie zwierzęcia było dość obrzydliwą czynnością, ale starała się o tym myśleć po prostu jako o bardzo dużej ingrediencji alchemicznej, którą trzeba przygotować, żeby uwarzyć eliksir, a w tym przypadku – przyrządzić obiad. Dobrze, że opanowała te podstawy gotowania, bo inaczej nie byłaby tu ani trochę pomocna. Ale jeśli chodzi o samo porcjowanie mięsa, wolała ustąpić pola mężczyznom, gdyż sama nie miała tak dużo fizycznej siły, żeby głęboko wbić nóż i równo wyciąć duży kawał mięsa. Mogła za to pomóc w nacieraniu go przyprawami i pieczeniu lub w obieraniu warzyw, które posłużą jako dodatek. Zaproponowała to Hannah, wiedząc, że w procesie przygotowywania posiłku będzie potrzeba pomocy różnych osób, i jej kuzynka sama nie da sobie rady z taką ilością jadła.
W międzyczasie na wybrzeżu pojawił się Archibald i wygłosił przemowę. Najwyraźniej w tym roku Festiwal Lata spontanicznie i nieplanowanie przeniósł się tu, do Oazy. Charlie żałowała, że nie dane im było wszystkim bawić się w Weymouth, ale czasy były jakie były, i nie wiadomo, kiedy znów będą mogli żyć jak dawniej. Teraz to Oaza stała się domem dla wielu z nich, w tym Charlie, która była poszukiwana, ale w przeciwieństwie do Archibalda nie chronił jej ród. Niemniej jednak słuchając go mogła poczuć odrobinę ducha tego dawnego festiwalu, w którym niegdyś uczestniczyła z bliskimi co roku. Zeszłoroczny był jej ostatnim – a także ostatnim, na którym bawiła się z Verą. Tym razem nie było Very, która umarła, nie było rodziców, którzy musieli uciec z kraju, nie było też fajerwerków, muzyki i trwających siedem dni zabaw – ale byli oni wszyscy, ludzie którzy wciąż chcieli normalnie żyć i pragnęli choć namiastki tej corocznej miłej tradycji, którą wojna odebrała im podobnie jak wiele innych rzeczy.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]14.11.20 17:52
Ulgą, jaką odczuła, gdy pani Marcella zaczęła wyklinać pod nosem, była na tyle olbrzymia, że z trudem zadusiła przypływ irracjonalnego śmiechu. Nie mogła się roześmiać, nie teraz, to nie wypadało! Fakt jednak, że ten cały horror dobiegał końca, że czarodzieje wracali na wybrzeże i debatowali głośno nad tym, co zrobić z martwym potworem i nikt nie został trwale ranny, to była naprawdę najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia. Nie wyobrażała sobie, żeby mogli wrócić do zabawy, tak przecież niewinnej i dobrej, gdyby kogoś należało hospitalizować.
- Już przestaję - powiedziała łagodnie, a potem zabrała ręce, ale nie zanim nie przejechała nimi troskliwie po plecach pani Marcelli. - Próbuj jeszcze kaszleć aż będziesz pewna, że możesz oddychać swobodnie - Spojrzała na Michaela, uśmiechając się do niego ciepło, z wdzięcznością. - Dziękuję, wspaniale się spisaliście. - Pierwsza sięgnęła po spódnicę, którą znalazł, a potem wymownie pomachała dłonią, by dać mu do zrozumienia, że powinien się odwrócić, choć na moment i dać kobietom oporządzić się w spokoju. - Powinnaś się ubrać, odpocząć i ogrzać. Napić wody. Jeżeli też panią pieką oczy, to przepłukać je czystą, letnią wodą - zalecała, plącząc się lekko między mówieniem bezpośrednio, a z formami grzecznościowymi. Chyba była na to jeszcze zbyt roztrzęsiona.
Już chciała poprosić Michaela, żeby zaprowadził je obie do chatki, ale słysząc cicho wypowiedzianą uwagę, natychmiast wróciła do swojej najbardziej skupionej i bezlitosnej wersji. Nawet drobny żarcik jej nie uspokoił, jako pielęgniarka nie dawała sobie tak odwracać uwagi, bo wiedziała, że niektórzy podobnymi słowami radzili sobie ze stresem i lękiem.
- Chciałabym zobaczyć. Czy mogę? Proszę, to będzie tylko chwila - Dopiero po otrzymaniu zgody złapała panią Marcellę łagodnie pod boki i przesunęła dłońmi wzdłuż jej żeber, aby upewnić się, że nie są nigdzie złamane. Takie to badanie było polowe, niejasne i pewna była, że jeszcze będzie ją należało obserwować (albo odesłać do uzdrowiciela, bo oni to mieli te swoje zaklęcia, które załatwiały podobne problemy raz dwa), ale nie chciała pozwolić jej wstawać, jeżeli istniało ryzyko, że pogruchotana kość uszkodzi tkanki miękkie. - Wydaje mi się, że żebra nie są złamane, ale na pewno warto, żeby na to jeszcze spojrzał czarodziej - stwierdziła. - Jeżeli ból się bardzo nie nasili przy wstawaniu, to Michael pomoże pani przejść do chatki, odpocząć. Zabawa dopiero się zaczyna, nic nie stracicie - dodała, zwracając się także do Gwen, bo pewna była, że przyjaciółka nie przyjmie lekko nawet kilkuminutowego wykluczenia z głównej akcji.
Prześledziła ich jeszcze wzrokiem, jak wstawali, żeby upewnić się, że nikt nie zaczyna mdleć lub kuśtykać z bólu, a potem powoli zwinęła swój do cna przemoknięty ręczniczek i ruszyła dalej od wybrzeża. Tutaj wciąż krzątali się aurorzy i inne poważne szychy, podejmujące decyzje co do ogromnego cielska potwora, ona nie chciała się tam zbliżać, bo i tak wiedziała, że w niczym nie pomoże, a co najwyżej zaszkodzi. Ruszyła w stronę swojego koca, żeby sprawdzić, czy po tym wszystkim coś z niego jeszcze zostało, a w międzyczasie akurat załapała się na... rozpoczęcie Festiwalu? Trochę późno, ale całkiem możliwe, że tak.
Lorda nestora Archibalda kojarzyła z ich małej leśnej lecznicy, więc instynktownie uśmiechnęła się na jego widok i przystanęła z boku, by wysłuchać, co ma do powiedzenia. Zbyt blisko też podchodzić nie chciała, bo od pomagania rannym cała przemokła, ze stresu się spociła i włosy rozwiał jej wiatr, więc raczej nie prezentowała się szczególnie elegancko. Możliwe, że będzie musiała znaleźć jakieś miejsce, gdzie doprowadzi się do porządku zanim wróci między ludzi. Krótka przemowa poprawiała humor, dodawała nadziei i odrobinkę żenowała, przynajmniej Kerstin, która nie miała nikogo, z kim by chciała spędzać "święto zakochanych".
Koniec końców i tak się tam zakradła, żeby zajrzeć do kufra z magicznymi fantami; w tym przypadku była jak dziecko, które zachwycało się każdym najmniejszym drobiazgiem. Może chodziło o to, że jako nie-czarownica to dla niej wciąż było nowe i ciekawe; odkrywać, co też nieprawdopodobnego wymyślili tym razem.
Żeby jednak nie było, że się tu tak przepycha tylko po prezent, zaszła Archibalda od tyłu i wymamrotała ze wstydem, nerwowo przygładzając włosy:
- Ekhm... jeżeli służy lord pomocą medyczną... mamy dwie osoby po podtopieniu, zaoferowałam im już pierwszą pomoc, ale dobrze byłoby, gdyby spojrzał na nie uzdrowiciel. Gwendolyn wydaje się mieć zapalenie spojówek, a Marcellę potwór morski oplótł... chyba macką.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
wake up
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]14.11.20 17:52
The member 'Kerstin Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k15' : 15
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bezpieczne wybrzeże - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]15.11.20 2:09
Patrzyła jak jej wianek odpływa dalej. Na falach, kiedy nagle, zupełnie niespodziewanie zaczęło się robić zamieszanie. Z początku nie wiedziała kompletnie, co się dzieje. Jakieś zamierzanie, jakieś falowanie wody. Odskoczyła, robiąc kilka kroków w tył, rozglądając się rozwartymi oczętami. To tu, to tam. Brakowało jej trochę… pociągnięcia. Dlatego wzięła po prostu i grzecznie tą wodę opuściła. A później trochę namawiała żeby nikt do niej nie wchodził, ale też nie wchodziła za bardzo w sam środek wszystkich, nie czując że powinna. Na walce to ona się znała właściwie tyle, co nic. Była tylko raz w Klubie Pojedynków, szybko z niego rezygnując. Odkrywając, że to nie to było dla niej. Takie stanie i rzucanie w kogoś zaklęć. Stała więc z boku, czekając zwyczajnie na polecanie. Bo na te, wiedziała jak reagować. Po prostu, robić. Jakby zdając sobie sprawę, że znajduje się tutaj, bo chce pomagać i działać. W końcu poczuła na sobie spojrzenie ciemnowłosej kobity. Drgnęła, dostrzegając, że mówi do niej. I to jej poświęciła uwagę. Wysłuchała słów, które wypowiadała. Warzywa. Ziemniaki. Koniecznie ziemniaki. Pokiwała głową. Trochę się znała na ziołach. Tyle o ile. Tyle co mama zdążyła jej powiedzieć. Uważnie słuchała, nie chcąc pominąć niczego. Lubiła wywiązywać się z postawionych przed nią zadań.
- Ta jest! - zgodziła się kiwając jeszcze raz głową i odwracając się na pięcie. Dwa główne zadania, znaleźć Maureen i od niej wziąć i o siła poprosić. A później te schowki wziąć i znaleźć. W nich warzywa. I nimi się zająć. Da radę, bo wie co robić. Dalej to tylko wzięło i zrobić to zostało. Wspomnianą kobietę trudno znaleźć w sumie nie było. Jedna z dziewczyn z którymi rano gotowała jej powiedziała gdzie iść. To tam poszła. Pokrótce wyjaśniła co, jak i gdzie. I że potrzebne są. Bo z tego wielkiego gada, jedzenie będzie, jak tylko się nim każdy weźmie i zajmie. Długo nie musiała czekać, żeby z naręczem świeżych i pachnących ziół wędrować dalej. Maureen powiedziała jej w którą stronę na te schowki iść. Zapowiadając jej, żeby na wybrzeże wzięła i później przyszła, bo jej się o ucho obiło, że dobre to będzie. To poje. A kiedy szła mijała akurat chatkę przy której ostatnio kociołek wybuchnął i ją samą nieźle tak załatwił. I wtedy go dostrzegła.
- Marcel! - zakrzyknęła machając dłonią, żeby wziął ją i zauważył. Tak. On jej pomoże. I z obieraniem ziemniaków i potem z ich dźwiganiem. Siłę w rękach miał. Ćwiczył je przecież. Nie wyglądał jeszcze tak, jak wtedy w tym cyrku. Ale to zaraz weźmie i jej powiem. Trochę z siłą na początku go musiała przekonać. Ale dał się. Może już mu się jej słuchać nie chciało. Schowki znaleźli, bo były tam, gdzie Maureen jej powiedziała. I tam znalazły się ziemniaki. I warzywa, które wybierała marszcząc pokaźne brwi, by wszystko spakować do płóciennych worków. - Dasz radę tyle, na pewno? - zapytała, kiedy miejsce już opuszczali i na wybrzeże znów się kierowali. Spojrzała jeszcze niepewnie, bo tak o wiele więcej brał od niej. Ona tak mniej, może nie była jednak, tak silna, jak myślała? Ale no jak twierdził, że w stanie jest unieść to uznała, że weźmie i mu zaufa. Trochę czasu im to zajęło. Miała nadzieję, że nikt nie czekał na nich. Kiedy zjawili się od razu już trochę więcej było zrobione, niż jak wychodziła. Ruszyła jako pierwsza odnajdując Hanię. Zioła sznurkami przywiązała do pleców, żeby mieć wolne dłonie i szybciej naznosić wszystko co przygotowali. Ułożyła je, czując, że dłonie jej już ciążą spoglądając na Marcela. - W porządku? - zapytała go najpierw, a później skupiła się na Wright, która zarządzała przygotowaniami smoka.
- Tyle ich żeśmy wzięli i już się za nie bierzemy. - powiedziała wskazując na warzywa. - A to zioła. - dodała ściągając je z pleców. - I pieprz. - wyciągnęła z kieszeni słoiczek wypieprzony przyprawą. Skinęła głową, wyciągając też noże, nic tylko brać się i obierać.
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]16.11.20 19:31
Lucinda wiedziała, że w Oazie panuje nienaturalna cisza. Zawsze, gdy tu przychodziła ktoś się krzątał, a w chatach paliły się światła. Musiała gdzieś umknąć Lucindzie wieść o zbliżających się wiankach, a może takowa w ogóle się nie pojawiła? Nigdy nie lubiła tego zwyczaju. Może dlatego, że niezbyt dobrze radziła sobie z ich zaplatanie, a może po prostu nie widziała większego sensu w posyłaniu ich do wody. Tak czy inaczej Festiwal Lata zawsze kojarzył jej się z przyjemnym oderwaniem od rzeczywistości. Lubiła patrzeć na gromadzących się w jednym miejscu czarodziei. Lubiła uczestniczyć w ogniskach, patrzeć jaką frajdę sprawiały dzieciom fajerwerki i wymyślane przez organizatorów zabawy. Może przez gwar wojny zapomniała, że coś takiego w ogóle kiedyś organizowano. Może gdzieś po drodze w ogóle zapomniała, że mają już lato?
Przechadzając się po Oazie z Vincentem w końcu trafili na Wybrzeże. Miałą rację mówiąc mu, że tu zawsze się coś dzieje. Wybrzeże było wypełnione mieszkańcami Oazy oraz członkami Zakonu Feniksa. Akurat trafili na przemówienie Archibalda i już zrozumiała co takiego przegapili. – O nie – zaczęła spoglądając na przyjaciela ze smutkiem. – Dzisiaj wianki, wiedziałeś? Nie zdążysz już upleść swojego – dodała unosząc kącik ust w uśmiechu. Ostatnimi czasy humor trzymał jej się jak nigdy. Nie miała zamiaru się z tym kłócić. Brakowało jej chyba takiej szczerości w codziennych rytuałach.
Po chwili jednak uśmiech zszedł jej z twarzy. Wszyscy krzątali się jakby na Wybrzeżu działy się prawdziwe czary, albo jakaś inna tragedia. Nie chcąc nikomu wchodzić w paradę skierowała swoje kroki w stronę stojącej przy ognisku Maeve. – Pani Clearwater – zaczęła z szerokim uśmiechem. Było to zapewne zbędne, ale nie widziały się tyle czasu, że nagle te słowa zdawały się mieć szeroki sens. – Dobrze cię widzieć po tej właściwej stronie frontu – dodała kładąc kobiecie dłoń na ramieniu. Widząc znajome twarze wśród Zakonników zawsze przynosiły jej ulgę. Świadczyło to o tym, że dawniej miała całkiem dobrego nosa do ludzi. Gdzieś po drodze jednak to straciła. Z Maeve spędziły szkolne lata w tym samym dormitorium i choć ich ścieżki po szkole się rozeszły to jednak sentyment pozostał. – Powiedz nam co się tutaj wydarzyło. Nie miałam pojęcia, że coś dziś się dzieje w Oazie i właściwie przypadkiem trafiliśmy w sam środek tej apokalipsy – dodała rozglądając się po otoczeniu. Kompletne szaleństwo i jeszcze do końca nie wiedziała czy powinna się tym cieszyć czy wręcz odwrotnie. Nie pamiętała by kiedykolwiek Festiwal Lata tak wyglądał. Nowy festiwal i nowe zasady. Może nie do końca to wszystko było przemyślane? Może to ich własna interpretacja tego zwyczaju? Mogła tylko nad tym rozmyślać.  – Możemy jakoś pomóc? – zapytała posyłając kobiecie uśmiech.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Hensley dnia 16.11.20 22:36, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Bezpieczne wybrzeże - Page 11 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Bezpieczne wybrzeże [odnośnik]16.11.20 22:04
Spokojnym, powolnym krokiem podążał za blond szlachcianką rozglądając się po okolicy. W końcu odrobinę się uspokoił splatając dłonie z tyłu pleców. Podświadomie starał się wyłapać kolejne rzadkie roślinne okazy, kuszące nieregularnym kształtem, wielkością czy mieszanką kolorów. W głowie układał już wstępny plan potencjalnych badań. Może mógłby odkryć jakieś niesamowite działanie, wspomagające właściwości? A może zebrać je w odrębny, nowatorski atlas wojujący prastarą dziedzinę zielarstwa? Oaza wydawała się jakoś dziwnie pusta. Centrum bezpiecznego azylu zazwyczaj tętniło życiem, rozbrzmiewało gwarem pracy i nieustającej rozmowy. Pojedyncze jednostki kręciły się przy swoich chatach niezainteresowane nieznanymi przybyszami. Wszystko zamarło w jednym, statycznym miejscu. Zmarszczył brwi w wyraźnej konsternacji spoglądając na zaniepokojoną twarz towarzyszki, czy coś się tu stało? Po krótkiej chwili dotarli do wspomnianego Wybrzeża. Widok, który jeszcze minutę temu zaniepokoił mężczyznę, zmienił się momentalnie. Gęstwina kolorowych punktów kręciła się w okolicy wody i pobliskiej polany. Zebrani w nieregularnie grupki wykonywali różne czynności; mieli ze sobą jakieś kosze, butelki, koce, a na sobie dość odświętne stroje. Zauważył sterty kwiatów, mężczyzn brodzących w wodzie, innych, znanych mu Zakonników? Zmarszczył brwi na pytanie Hensley i odrzucił głowę do tyłu w geście niezrozumienia: – Wianki? Co to takiego? – zapytał otwarcie, zupełnie nie wstydząca się swej niewiedzy. Nigdy nie uczestniczył w uroczystości tego typu. Nie miał pojęcia na czym polega, z czym mogła być związana. Nie domyślał się nawet, że była tradycją kojarzoną ze znamienitym, arystokrackim rodem. Jedenaście lat nieobecności to chyba jednak dużo, prawda? – Co, miałbym pleść wianki? Po co? – kontynuował dalej, nie rozumiejąc dziewczęcego rozbawienia. Stroiła sobie z niego żarty? Naśmiewała się z chwilowego zakłopotania? Westchnął i machnął ręką obracając głowę w stronę wybrzeża. Jakiś mężczyzna wygłaszał chyba charyzmatyczną przemowę przyciągając do siebie zainteresowane profile. Wyglądał podejrzanie, zbyt elegancko, miał w swej postawie zbyt wyuczone ruchy: – Kto to jest? – wskazał brodą na Archibalda: – Ten przemawiający, jest chyba kimś ważnym, co? – skomentował oceniając bardzo pobieżnie. Założył ręce na piersi czekając na reakcję, lecz sam również zwrócił uwagę, na wyraźny, nadbrzeżny niepokój. Coś strasznego musiało się tam wydarzyć… Czyżby widział akt udzielania pomocy? Idąc kawałek dalej wypatrzyli miejsce z przygotowywanym paleniskiem. Osoba, która stała tuż obok konstruując stosik okazała się niespodziewaną znajomą, oponentką na parkiecie Klubu Pojedynków. Co tutaj robiła, skąd wzięła się właśnie w Oazie? Czy gdzieś w pobliżu mógłby kręcić się Kai? – Maeve! – wyrzucił zaraz po Lucindzie wyraźnie zaskoczony. Podszedł bliżej, aby lepiej się przyjrzeć: – Prędzej spodziewałbym się tu smoka niż ciebie. – dodał z lekkim rozbawieniem. Naprawdę miło było ją zobaczyć. - Gdzie podziałaś brata? - zagaił prawdziwie niestęskniony za niewdzięczną facjatą dokuczliwego podróżnika. Gdy towarzyszka, z którą dotarł do Oazy dopowiedziała jeszcze kilka sów, zdziwił się niezmiernie; Clearwater po tej samej stronie barykady, czyżby też została sojusznikiem? Nie śmiał wypowiedzieć tego na głos. Odchrząknął wymownie zaciskając ramiona wokół muskularnej sylwetki. Korzystając z krótkiej, wolnej chwili ponownie spojrzał w stronę Wybrzeża. Z ogromną intensywnością wypatrywał pewnej znajomej sylwetki, bardzo jasnych włosów odbijających ciepłe promienie słońca. Serce zabiło mu trochę mocniej, Justine musiała gdzieś tu być. Pokiwał głową na znak chęci przybliżenia ostatnich wydarzeń. Nie dało się ukryć, spóźnili się, przegapili niemalże wszystko. – To może ja poszukam trochę patyków do paleniska? – zaproponował chcąc polepszyć widok na brzeg oraz wodę. Odchodząc kawałek odwrócił się jeszcze na moment: – A Maeve, mam takie pytanie, widziałaś gdzieś może Justine Tonks? – zapytał niewinnie lokując dłoń na ciepłym karku. Aby wypowiedź nie była podejrzana dopełnił: – Mam do niej pewną sprawę, zapytałbym po prostu przy okazji. – a dodatkowo przytulił, pochwalił, przywitał jak należy. Uśmiechnął się blado.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049

Strona 11 z 18 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 14 ... 18  Next

Bezpieczne wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach