Mistrz gry
 Konta specjalneZawód : naczelny mąciciel Wiek : odwieczny Czystość krwi : n/d Stan cywilny : n/d Do you wanna live forever? OPCM : 99 UROKI : 99 ELIKSIRY : 99 LECZENIE : 99 TRANSMUTACJA : 99 CZARNA MAGIA : 99 ZWINNOŚĆ : 0 SPRAWNOŚĆ : 0 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Sowia poczta [odnośnik] 04.11.20 11:36 | |
|  Sowia poczta W Dolinie Godryka nie brakuje czarodziejów. Sowia poczta jest zaś jednym z ważniejszych miejsc dla całej lokalnej społeczności. Znajduje się na uboczu miasteczka, w starym budynku, którego poddasze w całości zamieszkiwane jest przez sowy. Zresztą zwierzęta można znaleźć też na starych drzewach znajdujących się za budynkiem. W niektórych z nich zostały stworzone sztuczne dziuple, w których pocztowe sowy mogą odpocząć. Samo wnętrze przeznaczone dla klientów jest czyste, dość zadbane i stosunkowo spokojne. Ludzcy pracownicy zwykle są uśmiechnięci, choć lepiej ich nie poganiać, bo wtedy ich ruchy stają się zwykle jeszcze bardziej ślamazarne. Wewnątrz, poza kilkoma stanowiskami wydającymi i adresującymi sowy, można znaleźć kilka stolików przy których można zasiąść, aby przygotować swoją przesyłkę.
|
|
Isabella Presley
 NeutralniZawód : płomień Wiek : 21 Czystość krwi : Zdrajca Stan cywilny : Zaręczona Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar. OPCM : 2 UROKI : 3 ELIKSIRY : 15 LECZENIE : 20 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 10 SPRAWNOŚĆ : 1 Genetyka : Czarownica
 | Temat: Re: Sowia poczta [odnośnik] 12.01.21 1:32 | |
| 19 września 1957 r. Wydawała się znacznie mniejsza od tej londyńskiej, choć nie przypominała wąskiej klitki zaledwie kilkoma wysłużonymi piórkami. Wewnątrz siedział staruszek, dość drobny, w poszarzałej szacie. Isabella już wraz z pierwszym spojrzeniem zapragnęła podać mu eliksir wzmacniający, ale wiedziała, że nie powinna zbyt głęboko zapaść w pamięci pracownikom sowiej przystani. Już samo zlecenie miało wkrótce okazać się mocno nietypowe i z pewnością może obudzić pewne podejrzenia. Dlatego musiała podejść do tego… zdecydowanie mocno po swojemu, dodać odrobinę Selwynowej maski, wykorzystać salonowe sztuczki i uczynić całą scenkę soczystą, prawdziwą, poruszającą, ale nie do przesady. Nie pragnęła, by biedaczek zemdlał. Mieli tylko udostępnić jej wszystkie dostępne ptaszyska w dość konkretnym i też niezbyt dziennym terminie. Przemyślała to sobie już wcześniej, zadanie wcale nie wydawało się trudne, choć w piersi serce biło mocno przejęte. Całe to przedsięwzięcie bowiem bujało się gdzieś po granicy jej osobistego bezpieczeństwa. Wywoływali coś, co mogło mieć niekoniecznie w pełni przewidywalne skutki. Dobry plan mógł mieć bowiem lukę i zapewne nie zdołali przewidzieć wszystkiego, ale Isa postanowiła zaufać tym, którzy w temacie politycznych intryg wydawali się bardziej doświadczeni. Gdy jednak pomyślała o tym dłużej, akcja niewiele różniła się od zagrywek szlachcianek. Te, gdy tylko chciały, po cichu i w szeptach wywoływały powolne, acz spektakularne, przełomy na salonach. Niewielu wiedziało, za jak wieloma męskimi decyzjami stały intencje kobiece – damy może i kryły się niewidzialnie za plecami mężów i ojców, ale nie były zupełnie bierne. Z tymi czasami jednak powinna się pożegnać. Oby tylko dziś wszystko poszło zgodnie z planem, oby udało im się wzniecić iskry w ponurych, zrozpaczonych sercach. Do boju, Isabello! Sprawę przedstawiła więc z dbałością o wrażliwe tony i gesty. Kobietą była elegancką, uśmiechała się miło i odpowiadała bardzo grzecznie. Wyraziła troskę o zdrowie, acz bez przesadności. Pan wyglądał na zmęczonego i naprawdę nie planowała utrudniać mu zajęcia. Oferowała jednak zlecenie dobrze płatne. Każde zwierzę otrzymałoby zadanie, a sowiarnia całkiem wyraźny przypływ gotówki. – Proszę uwierzyć, że w życiu kobiety są takie chwile, kiedy nic... zupełnie nic nie może się nie udać. Bardzo proszę – zagrała więc pięknie, obejmując chuderlawego dziadka przejętymi oczami. Powinien wyczuć ciepło i młodzieńczy wigor, zrozumieć zapał i podniosłość. Sugestia była wyraźna, przedstawiona jednak tak, by odpowiednie szufladki zostały otwarte. Poprosiła o udostępnienie wszystkich ptaków, przedstawiła cały plan, oczywiście bez wyjawiania spraw tajemniczych i objętych najwyższym poziomem szeptu. Nie mogło się nie udać. Staruszek zapisywał zlecenie z drżącą dłonią. Czekała jednak grzecznie, ignorując przy tym ostry dość zapach sów, który coraz bardziej drażnił jej nos. Nie wybierała ptaków, potrzebowała każdego z nich, mnóstwo piór i nocnych oczu, który poprowadziłyby ich przekaz do stęsknionych dusz… i tych zupełnie gardzących inicjatywami takimi jak ta, choć akurat o tym wolała w tej chwili zupełnie nie myśleć. Przekazała zapłatę i pożegnała się pięknym ukłonem. Wydaję 75 pm, poproszę 15 sów
|
|