Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Polana rozładunkowa
Strona 2 z 2 •
1, 2

AutorWiadomość
First topic message reminder :


Polana rozładunkowa
Gdy do Oazy przychodzi kolejny transport z żywnością czy rzeczami potrzebnymi do przetrwania w tym miejscu, zwykle rozładowywane są w okolicy mokradła, wśród bujnej roślinności. Pod gołym niebem, bo jakby inaczej. Zależnie od transportu z dóbr mogą skorzystać wszyscy lub jedynie wskazani mieszkańcy tego miejsca. Zwykle kręci się tu więc przynajmniej kilkoro dzieci, czekających na możliwość otrzymania dodatkowej porcji owoców lub niezwykle rzadko przywożonych słodkości.
Transporty zwykle bardzo szybko znikają, a natura wspomagana magią zdaje się nic sobie z nich nie robić, bo okoliczne trawy zawsze są bujne i wysokie. Wśród nich można czasem znaleźć nawet rzadkie zioła. Na dodatek w okolicy roi się od coraz większej ilości starych i zepsutych rzeczy, których nikt nie chce przygarnąć, a które przypadkiem przywędrowały w kolejnych transportach.
Transporty zwykle bardzo szybko znikają, a natura wspomagana magią zdaje się nic sobie z nich nie robić, bo okoliczne trawy zawsze są bujne i wysokie. Wśród nich można czasem znaleźć nawet rzadkie zioła. Na dodatek w okolicy roi się od coraz większej ilości starych i zepsutych rzeczy, których nikt nie chce przygarnąć, a które przypadkiem przywędrowały w kolejnych transportach.
Zawód : naczelny mąciciel
Wiek : odwieczny
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : 99
UROKI : 99
ALCHEMIA : 99
UZDRAWIANIE : 99
TRANSMUTACJA : 99
CZARNA MAGIA : 99
ZWINNOŚĆ : 0
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne


7 kwietnia 1958
| Stąd
Zgrzytnięcie zębami i energiczne kiwnięcie głową musiało starczyć za odpowiedź. Choć Castor nie zwlekał z ruszeniem biegiem za Marcelem, na miejsce dotarł później, w dodatku dysząc ciężko. Wydawało mu się, że płuca paliły ogniem, zimna wilgoć powietrza rozciągniętego po wyspie nie sprawiała, że mogli czuć się bardziej komfortowo, w dodatku umysł wszedł w zupełności w tryb awaryjny. Warunkowy. Nie było czasu na użalanie się nad sobą, musieli działać. Starszy mężczyzna przygnieciony stertą drewna na opał momentalnie pochłonął całą atencję Sprouta, który musiał przecież zastanowić się nad priorytetyzacją ich działań.
Tak jak mówił Marcel — na polanie rozładunkowej zawsze było pełno dzieci i tak było również tym razem. Przez moment zawahał się nawet, zastanawiając się, czy może nie rozdzielić się na moment, lecz prędko porzucił ten pomysł. Znacznie lepiej wyjdzie im opanowanie sytuacji, przynajmniej pobieżne, gdy będą ze sobą współpracować.
Ale najpierw pierwszy z pożarów do ugaszenia.
— Chłopcy... Chłopcy pomóżcie... — słaby głos starszego mężczyzny dotarł do ich uszu, choć mógł z łatwością zostać pominięty przez pogrążoną w chaosie społeczność wyspy. Gdy Castor wreszcie dopadł do miejsca, zauważył (z odrobiną ulgi), że starszy człowiek nie zniknął zupełnie pod drewnem, że przede wszystkim ucierpiały jego nogi i nie mógł samodzielnie wstać.
— Spokojnie, już jesteśmy z panem — zmusił się do spokojnego, rzeczowego, ale też ciepłego tonu, nie chcąc podkładać jeszcze większego ognia pod panikę, którą i tak musiał czuć. Spojrzał uważnie na Marcela, mając nadzieję, że razem wpadną na jakiś mądry pomysł. Mogli oczywiście spróbować ściągnąć drewno przy pomocy zwykłej siły mięśni, mogli spróbować je pomniejszyć, zrobić lżejszym, przenieść za pomocą magii... — Zaraz pana wydostaniemy, ale najpierw rzucę na pana zaklęcie znieczulające. Gdyby cokolwiek pana zabolało, proszę nam o tym mówić — kontynuował, wierząc, że poszkodowani najlepiej radzili sobie ze stresem i własnym urazem wtedy, gdy wiedzieli, co się im robi. Sam skierował różdżkę ku stercie drewna, lecz nim wypowiedział inkantację, zwrócił się raz jeszcze w kierunku przyjaciela.
— Pan może mieć złamaną nogę, więc musimy uważać, żeby jej nie ruszyć — skupił uważne spojrzenie w niebieskich oczach Zakonnika, po czym przeniósł je, z odrobinę zbolałą miną, na stertę drewna. — Zajmiesz się tym? — głupio było mu zostawiać Marcela z dźwiganiem, ale ktoś musiał zająć się także obecnym samopoczuciem starszego pana.
W związku z tym Castor uklęknął przy nim, nadgarstek wykonał odpowiedni ruch, róźdżka została skierowana na poszkodowanego...
— Ignominia — ... i nic. Nie poczuł nawet najmniejszego mrowienia w wiodącej dłoni. — Ignominia — powtórzył raz jeszcze, tym razem drewno różdżki rozgrzało się nieco, mgiełka zaklęcia powędrowała do jego adresata, ale wciąż czuł, że to nie było to. Starał się jednak trzymać dobrą minę do złej gry, chwilowo nie wspominając swej porażki. — Ignominia— i wreszcie zaklęcie odniosło skutek, choć nie trzeba było dobrze znać Castora by wiedzieć, że nie jest z siebie szczególnie zadowolony.
Myślę sobie, zaraz obudzę się.
Lecz im bardziej spadam,
tym bardziej widzę, że
To wszystko chyba nie jest sen.
Lecz im bardziej spadam,
tym bardziej widzę, że
To wszystko chyba nie jest sen.
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ gdzie rzucą kość
będziesz jak szczeniak biegł ❞
będziesz jak szczeniak biegł ❞
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 30
UZDRAWIANIE : 8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa


Strona 2 z 2 • 1, 2
Polana rozładunkowa
Szybka odpowiedź
W tym miejscu możesz przelogować się na inne konto i przesłać wiadomość. Pamiętaj, że treść posta zapisywana jest w obrębie danego konta. Aby uniknąć ewentualnej straty, pamiętaj o skopiowaniu treści posta przed przelogowaniem się.
Obecnie zalogowany jako:
Zmień konto
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda