Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Sigrun
AutorWiadomość
Sypialnia Sigrun [odnośnik]18.02.21 20:40

Sypialnia Sigrun

Po śmierci męża Sigrun opuściła główną sypialnię Skały i zamknęła ją na cztery spusty. Przeniosła się do innej, na końcu korytarza na piętrze, nieco mniejszej, lecz wciąż eleganckiej i nie mającej w sobie tylu złych wspomnień. To przestronna, wyłożona ciemnym drewnem komnata. Drewniany jest parkiet i drewnem wyłożone są ściany, które zdobi kilka obrazów (nie ma na nich jednak żadnych postaci, nie lubi być podglądana) oraz rodzinny gobelin. Podwójne, wielkie łoże z czterema kolumienkami nie ma romantycznych kotar, lecz zawsze zaścielone jest czystą, miękką pościelą. Przed nim stoi kufer, naprzeciw zaś w kominku płonie ogień. Na gzymsie stoi kilka fotografii. Pod okiennicami stoi biurko, przy którym Sigrun zwykle pisze listy, na nim kałamarz i czyste rolki pergaminu. Wielka szafa kryje liczne stroje, zaś na toaletce z lustrem w pozłacanej ramie kolekcjonuje liczne mazidła, perfumy i inne kosmetyki.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]18.02.21 21:16
30 października

Czekała na pojawienie się Caelana chyba bardziej niecierpliwie, niż zazwyczaj. Od ponad miesiąca nie była w Skale sama, zbyt często miała wrażenie, że ma nieproszonych gości. Martwych gości. Nieżyjących od dawna lub kilku tygodni. Najczęściej pojawiał się Alphard, mówiący do niej, w różnym tonie. Raz winił ją za własną śmierć, innym razem żalił się na to, co człowieka po niej spotyka - może jednak w jego przypadku było inaczej? Wiedziała już, dzięki pomocy Cassandry, że to urojenia, przywidzenia, że to nieprawda. Coraz częściej udawało jej się zorientować w porę, że to co widzi i słyszy nie jest prawdziwe. Sigrun nie doszła jednak wciąż w pełni do siebie, a musiała - nie chciała tak skończyć. Jako wariatka z halucynacjami. Potrzebowała towarzystwa żywych, musiała trzymać się tego, co realne i namacalne. Poprzedniego dnia skreśliła list do Caelana, choć miała ochotę po prostu się zdematerializować i pomknąć w kierunku Londynu - kiedy został zarządcą portu spędzał więcej czasu na lądzie. Nie miała jednak pewności, że tam będzie, a i sama powinna była załatwić zaległą sprawę. Uzbroiła się w cierpliwość, której była już na wyczerpaniu w wieczór poprzedzający noc duchów.
Kiedy tylko wszedł i zamknął za sobą drzwi, zostawiając za sobą październikową burzę i chłód, sięgnęła dłońmi do eleganckiego cylindra i ściągnęła go, odwiesiła na wieszak - Goyle miał do niego chyba słabość, a jej podobał się na tyle, by nie cisnąć go w kąt. Zaraz potem objęła męską szyję ramionami i nie wypowiedziawszy ani słowa po prostu go pocałowała. Pocałowała tak, jakby nie widzieli się całe wieki - ale wciąż niekiedy nie mogła nacieszyć się myślą, że to, co czuła w podziemiach Banku Gringotta było fałszywe. Wtedy myślała, że Caelan nie żyje, że zginął razem z innymi - myliła się jednak i chwała Merlinowi za to. Albo jemu samemu, za to, że to przetrwał. Czuła i jego niecierpliwe dłonie, sięgające do guzików sukienki, chrapliwy, gorący oddech i drapiący skórę zarost - wszystkie te bodźce odbierała mocniej, intensywniej i syciła się nimi, syciła się tym, że oboje żyją, a w ich żyłach płynie gorąca krew.
- Chodźmy na górę - szepnęła chrapliwie. Nie tutaj, nie w korytarzu, nie w salonie na kanapie, nie na schodach (chociaż i tak bywało, lubiła urozmaicać ich pożycie). Miało być tak jak powinno - porządnie, dobrze. Zróbmy to tak, jakbyśmy jutro mieli umrzeć, mówiło jej roziskrzone spojrzenie, gdy poczuła dłonie Goyle'a na własnych udach - objęła jego biodra nogami, gdy niósł ją po schodach.
Żadne z nich nie potrafiło tańczyć, a porwał ją w taniec gorący i szalony; tam gdzie nie było dla nikogo innego miejsca, poza dwoma spragnionymi ciałami, gorącym oddechem przekazywanym z ust do ust i zagłuszanego przez grzmoty burzy krzyku przyjemności.
Sigrun opadła tuż obok w miękką pościel i przylgnęła do jego rozgrzanego ciała, składając policzek na piersi i obejmując ramieniem szeroką pierś. Nagle powieki stały się nieznośnie ciężkie, nie walczyła z tym, nie była nawet w stanie - mimowolnie zapadła w drzemkę, płytką i lekką, nie mogła trwać długo. Gdy Sigrun otworzyła oczy wokół nie zmieniło się prawie nic. Caelan wciąż był obok, do wschodu słońca pozostało wiele czasu, a w kominku ogień żywo trzaskał, nadal nie dogasał. Ziewnęła lekko i dźwignęła się do pozycji siedzącej, by się przeciągnąć.
- Śpisz? - spytała cicho, oglądając się na mężczyznę przez ramię, ale powieki miał rozchylone. Uśmiechnęła się lekko, wciąż sennie. Odjęła spojrzenie od jego twarzy, bo skrzypnęły lekko drzwi - do środka sypialni zakradł się czarny kot, jak cień, pozornie niczym nie różnił się od kota domowego. To nie był jednak tylko kot - ona to wiedziała, Caelan też to wiedział. Sięgnęła po leżącą w nogach łóżkach nocną halkę i wciągnęła ją na siebie. Nie przez wstyd, nie krępowała jej nagość, widział ją już tyle razy, że nie była w stanie zliczyć - i lubiła gdy na nią patrzył. Sigrun czuła jednak, że gdy do jej sypialni pchały się zwierzęta - a nie zwykła ich wyganiać - to prawie jakby dziecko podglądało rodziców podczas miłosnych igraszek. To zwyczajnie nie wypada.
Wstała z łóżka, by nastawić cicho gramofon - lubiła muzykę - i poszukać czegoś w szufladzie biurka. Po chwili wróciła i obok Caelana usiadła po turecku, przed sobą rozłożyła skrawek cienkiej bibułki i sakiewkę z suszonym diablim zielem. Nie pytała Caelana, czy miał na to ochotę - nie zwykł odmawiać. Podskórnie czuła, że i on tego potrzebował. Zauważyła przecież, że przez ostatnie tygodnie milczał więcej niż zwykle, oblicze miał bardziej pochmurne, wydawał się bardziej zasępiony. Nie była pewna w czym tkwiła przyczyna. Może i na nim godziny spędzone na poszukiwaniu Locus Nihil odcisnęły swoje piętno.
Starannie i niemal z namaszczeniem skręciła coś, co wyglądało jak wyjątkowo gruby i długi papieros. Towar miała dobry, wystarczy dla nich obojga, na tyle, by się rozluźnić, odpocząć, a jednocześnie nie zasnąć po pięciu minutach i nie usmażyć własnego mózgu.
- Mam nieodparte wrażenie, że odkąd wyszliśmy z banku trapi cię coś więcej, niż... - nudne małżeństwo, chciała powiedzieć, ugryzła się jednak w język - ...interesy, port i pieniądze - wyrzekła powoli, bez śladu właściwej jej ironii, czy kpiny. Chciała wiedzieć. - W porcie sytuacja jest pod kontrolą? - spytała i czuła szczerą ciekawość; nie tak dawno poprosił ją wszak o pomoc w zaprowadzaniu tam porządków. Wierzyła, że ma na tyle twardą rękę, by ten porządek utrzymać.

parzyste - nic się nie dzieje
nieparzyste - będzie dzidziuś


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]18.02.21 21:16
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 80
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Sigrun Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]04.06.21 14:48
Potrzebował czasu. Tak przynajmniej podejrzewał, próbował uspokajać się tą myślą. Że po kilku tygodniach, a może miesiącach, zapomni o znajomym rozbłysku zieleni, który odebrał mu krewniaka. Za co spotkała go ta kara? Nie on jeden zwlekał z zażywaniem zabranych na wyprawę specyfików - nie dlatego, że cechowała go głupota, a z powodu faktu, że żadne z nich nie wiedziało, ile czasu spędzą w tych zapomnianych przez wszystkich podziemiach. Był ostrożny, kierował się rozsądkiem, dzięki temu nie tylko sam dotarł do celu wyprawy, ale i pomógł w tym jemu, a także lordowi Burke - tylko po to, by zginąć z ręki ich Pana. Okryty hańbą, wzgardzony.
Caelan tego nie rozumiał. Nie rozumiał też irytującego zamieszania, do którego doszło na pogrzebie innego poległego Rycerza, lorda Alpharda. Po odesłaniu Cilliana do Durmstrangu w domu zrobiło się dziwnie pusto, jednak w obliczu toczącej się dookoła wojny było to najlepsze, co mogło młodego Goyle'a spotkać. Świat się zmieniał, a on tęsknił za bezkresnym, ciągnącym się po horyzont oceanem jak jeszcze nigdy dotąd. Chciał skupić się na pracy, wsłuchiwać w szum atakujących kadłub fal, wspinać na maszty i chlać rum w zaciszu swej kapitańskiej kajuty. Zamiast tego dzień w dzień pojawiał się w biurze zarządcy portu, by odbywać irytujące spotkania, prowadzić ożywioną korespondencję w związku z malującym się na horyzoncie festynem, pokazywać się na mieście. Wciąż chodził o lasce, każdy krok przypominał mu o okropnościach Locus Nihil, nie skarżył się jednak, wprost przeciwnie - jeszcze bardziej zamykał w sobie, za wszelką cenę próbując powstrzymać wybuch czy wypowiedź, które mogłyby przekreślić wszystko to, co do tej pory budował. W co wierzył.
Kiedy Rookwood do niego napisała, nie pomyślał nawet o odmowie. Skoro zapraszała go do odległej Skały, musiała czuć się lepiej; pamiętał tę chwilę, w której myślał, że Śmierciożerczyni zginęła. I na niej niedawna wyprawa odcisnęła niewyobrażalne wprost piętno, musiała trafić pod skrzydła Cassandry, by zostać poprawnie przebadaną i zdiagnozowaną, prognozy nie brzmiały zbyt optymistycznie. Skoro jednak była już u siebie, najpewniej wracała do sił. Jak jednak miała się zachowywać? I czy naprawdę była wtedy, na kilka uderzeń serca, prawdziwie martwa...? Co to znaczyło? Nie sądził, by pytanie jej o tamto zdarzenie było dobrym pomysłem. Wszelkie wątpliwości rozwiała jeszcze w drzwiach, witając go z tęsknotą i pożądaniem, których dawno u niej nie widział; sam jednak zachowywał się podobnie, łapczywie i głodno. Brakowało mu tego, bliskości i związanego z nim euforycznego uniesienia, które choć na kilka chwil mogło odwrócić uwagę od wciąż majaczących z tyłu głowy problemów. Korzystał więc z oferowanych przyjemności alkowy, upajając chętnym, wyćwiczonym ciałem, szeptami, które odzywały się przyjemnym, wędrującym wzdłuż pleców dreszczem, a w końcu zwiastującymi ulgę krzykami.
- Nie - odpowiedział tylko, gdy leżąca u jego boku czarownica drgnęła, wybudziła z płytkiego snu, zadała swe pytanie. Nie zmrużył oka. Choć napięcie zelżało, nie było aż tak odczuwalne jak nim spletli się w miłosnym objęciu, wciąż męczyły go demony tamtej nocy. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w trzaskający w kominku ogień, nie rejestrował zbytnio szalejącej na zewnątrz burzy, towarzyszących jej grzmotów i rozświetlających niebo błysków. Dopiero wtedy, kiedy wstała, zupełnie niepotrzebnie narzuciła na siebie skrawek odzienia, poruszył się - by powieść za nią wszędobylskim wzrokiem, zupełnie przy okazji zauważając obecność niepozornie wyglądającego matagota. Nie odzywał się, przeciągnął jednak dłonią po krótkiej szczecinie, która pokrywała jego głowę, później potarł odruchowo brodę. Cisza mu nie przeszkadzała, najwidoczniej jednak Rookwood potrzebowała urozmaicenia, muzyki, rozmowy. Podchwycił jej wzrok, gdy ta powróciła do łóżka, przy okazji eksponując swe wdzięki, a później zasiadła tuż obok, powoli pracując nad skrętem z czymś, co bez trudu rozpoznał jako diable ziele. Nie oponował. Potrzebował tego. Potrzebował seksu, alkoholu i innych używek, by nie oszaleć. Potrzebował też morza, z tym jednak musiał jeszcze trochę poczekać. - Przyniosłem wino - odezwał się chrapliwie, nim jeszcze kobieta przemówiła, przypominając sobie o zostawionej przy drzwiach wejściowych butelce; prezent od wysoko postawionego urzędnika. Może w końcu miał się na coś przydać. Zmarszczył brwi, niejako zdziwiony rozpoczętym przez kochankę tematem. Tym, że interesowało ją jego samopoczucie. Ale czy naprawdę nie wiedziała, co go trapi? Nie widziała śmierci Theodore'a, musiała jednak o niej słyszeć. - Port powoli przyzwyczaja się do nowych porządków - zaczął powoli, sięgając za plecami Rookwood w stronę szafki nocnej, z której wziął swą różdżkę z zamiarem odpalenia papierosa. - W grudniu rozpocznie się zimowy jarmark. Jest z tym trochę roboty - rozwinął, choć nadal był lakoniczny, ostrożnie dobierał słowa. Przygryzł policzek; nawet teraz odczuwał dyskomfort, rana na barku wciąż odzywała się bólem, tak samo jak nadwyrężona w banku noga. - Spotkania z ministerialnymi sztywniakami są wkurwiające, bardziej jednak doskwiera mi nagła i zupełnie pozbawiona sensu śmierć kuzyna. - Pewnie i nie powinien tak mówić, Rookwood nie była byle poplecznikiem Czarnego Pana a jedną z jego najwierniejszych sług. Łatwo zaś mogła zinterpretować jego słowa jako podważanie decyzji, którą ten podjął przy wiekowym artefakcie. Był jednak zły, złość zaś łatwo przesłaniała rozsądek. - Wiesz, że zginął w podziemiach. Wiesz, że dopiero co wprowadziłem go w nasze szeregi. To było jego pierwsze spotkanie przy tym stole i ostatnie. Nie musielibyśmy go chować, gdyby nie ja. - Rozwinął z wyraźnie pobrzmiewającą w głowie złością, niecierpliwie czekając, aż kobieta przekaże mu skręta, pozwoli uspokoić się znajomymi oparami ziela, albo - aż da mu w twarz i wyrzuci na deszcz.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]31.08.21 18:00
- To dobrze, dziękuję - mruknęła Sigrun, zdziwiła się, że w ogóle o tym zapomniała, a przecież zwróciła na to uwagę, gdy stawiał butelkę przy drzwiach. W jej barku zaczynało świecić pustkami. Nigdy nie żałowała sobie alkoholu; ani sobie, ani nielicznym gościom, a stawał się coraz trudniej dostępnym towarem, nawet wtedy, kiedy nosiło się Mroczny Znak na przedramieniu. Goyle miał o wiele łatwiej, mając tyle znajomości w porcie, wśród handlarzy, sprzedawców. Teraz dobrze było go znać. Wiedźma sięgnęła zatem po różdżkę i machnęła nią krótko, przywołując do siebie wspomnianą butelkę wina i dwa kielichy w środku. Minęło zaledwie kilka chwil nim wleciały przez uchylone drzwi. Jej magia sprawiła, że karminowy trunek pojawił się w szkle, lewitującym leniwie nad łóżkiem. Wystarczyło po nie sięgnąć.
- Poszli po rozum do głowy? - dopytała ze szczerą ciekawością. Tym tematem naprawdę czuła się zainteresowana. Spokój w Londynie leżał w jej interesie, sama pomagała mu też w porcie zaprowadzić porządki. Wróciła wspomnieniami do wizyty w Wilku Morskim, gdzie publicznie wymierzyli karę byłemu zastępcy zarządcy portu, ośmielającego się otwarcie krytykować Goyle'a - sądziła, że podobne incydenty mieli już za sobą. - Czyim pomysłem jest ten jarmark? Nie mają na co wydawać pieniędzy? - spytała zdziwiona tym pomysłem. Tylko jakiś kretyn z Ministerstwa Magii mógł na to wpaść, bo na pewnie nie Goyle. Tkwili w samym środku wojennej zawieruchy. Wróg wciąż prężnie działał i grał im na nosie. Zaledwie przed miesiącem Zakon Feniksa włamał się do Azkabanu, aby uwolnić Justine Tonks. Galeony, które zamierzali włożyć w jarmark, mogli zainwestować w zabezpieczenia. Sigrun gotowa była pomstować na tę głupotę wkurwiajacych sztywniaków z Ministerstwa razem z Caelanem, znieruchomiała jednak na wspomnienie Wilkesa.
Nie widziała jej na własne oczy, to prawda. Sama była wtedy martwa, miała pewność, że tak się stało, że czarny kamień jednego z druidów odebrał jej życie, przeniósł w zaświaty. Elvira Multon stwierdziła jej zgon, serce nie biło, krew nie płynęła w czarnych żyłach. Wiedźmę zaś prześladowała śmierć i mgliste wspomnienia stamtąd - była pewna, że z zaświatów. Gdyby nie Black, nie byłoby jej tutaj, nie zaciągałaby się skrętem diabelskiego ziela i nie słuchała pełnego pretensji głosu Caelana.
Czy mogła go jednak za to winić? Zawsze wiedziała, że był człowiekiem rodzinnym, że ród, przedłużenie linii krwi było dla niego ważne - choć w bardzo specyficzny, szorstki sposób. Rozumiała to, bo i w jej rodzinie więzi były silne, choć dalekie od ciepła. Czuł się odpowiedzialny za Theodore, który zginął z ręki Czarnego Pana. Sigrun usłyszała o tym dopiero kilka dni później, kiedy odzyskała przytomność w lecznicy Cassandry i przestała pleść od rzeczy. Cały czas jednak widziała jego martwe, rozkładające się zwłoki. Czuła ich smród. Teraz, kiedy Caelan przywołał jego wspomnienie - znów sobie o tym przypomniała.
- Wiem, ale to nie była twoja wina, dlaczego siebie za to winisz? Theodore był dorosłym człowiekiem. Wiedział na co się pisze, znał ryzyko i musiał zdawać sobie sprawę z konsekwencji popełnianych błędów, których nasz Pan nie toleruje - odpowiedziała Sigrun, zadziwiająco spokojnie i poważnie jak na siebie samą; może to diabelskie ziele, a może lęk przed tym, że Goyle mógłby powiedzieć coś, za co sama musiałaby go ukarać zmuszała Sigrun do tego, by spróbować załagodzić sytuację. Nie znała intencji Czarnego Pana w tamtym momencie. Nie wiedziała dlaczego zdecydował się na taki krok. Nie rozumiała tej decyzji i co takiego uczynił Wilkes, że zasłużył na śmierć. Ślepo wierzyła jednak w Lorda Voldemorta. Była mu fanatycznie oddana.
Sigrun odwróciła się ku Caelanowi, siadając tuż obok po turecku i oddając mu skręta; sięgnęła za to po wino, które przyniósł.
- Masz wątpliwości? - spytała poważnym tonem.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]21.09.21 19:35
Na jej podziękowania skinął tylko krótko głową; nie mógł wiedzieć, czy jej barek świecił pustkami, czy wciąż miała wystarczająco dużo zapasów, by zaspokoić swe potrzeby. Tak czy inaczej uznał, że powinien coś ze sobą przynieść, że tak wypadało. Odkąd został psem Ministerstwa, tym bardziej nie mógł narzekać na swój status społeczny; wcześniej wiodło mu się dobrze, bo miał swój statek, a oprócz legalnej działalności wspierał swą sakiewkę również galeonami, które otrzymywał na boku, za przemyt - lub w których posiadanie wchodził na drodze grabieży. Teraz jednak, choć został niemalże na stałe przykuty do londyńskiego portu, opływał w luksusy. Drogie wina, melony, mięso rekina - mógł korzystać z tego wszystkiego do woli, choć oddałby te śmieszne wygody, byle tylko przywrócić krewniakowi życie.
- Można tak powiedzieć. Po tym jak zajęliśmy się Larsonem, w porcie przycichło. Nawet jeśli ktoś mi złorzeczy, robi to na tyle cicho, że nie muszę się tym przejmować - podjął powoli, leniwie, sięgając po jeden z lewitujących w zasięgu ręki kielichów; wolałby rum, to jednak było bez znaczenia. Ważne, by alkohol uderzył mu do głowy, przyniósł sztuczne rozluźnienie. - Malfoya, oczywiście. - Skrzywił się na wspomnienie figury Ministra Magii, marionetki w rękach ich Pana. Arystokrata irytował go przekonaniem o swej wyjątkowości, poza tym, dokładał mu tylko roboty całą tą szopką. Bo przecież nawet idiota wiedział, że rebelianci będą próbować sztuczek. Środek Londynu czy nie, lubili gesty. Symbole. Pokazy rzekomego ducha. Czekała go niełatwa, jakże wkurwiająca walka, by departament przestrzegania prawa czarodziejów zapewnił odpowiednio wielu oficjeli i patrolował tereny jarmarku dniem i nocą. Niektóre z atrakcji, takie jak namiot z areną, wymagały szczególnej uwagi. - Najwidoczniej pieniądze nie są problemem. I niech lepiej to będzie prawda, jeśli nie chcą, by wszystko to szlag jasny trafił. I samą organizację tego cyrku, i bezpieczeństwo tych, którzy tam przyjdą... - Na krótką chwilę przymknął oczy, skupiając się na odgłosach szalejącej na zewnątrz burzy; przypominała mu o zaskakującym chaosie emocji, które próbował w sobie stłumić, jednak bezskutecznie.
Nie powinien o nim mówić, o Theodore, mimo tego pozwolił, by cała ta gorycz, te zatruwające myśli wątpliwości przejęły kontrolę. By w końcu wyrzucił z siebie, że ma wątpliwości i nie zgadza się z tym, do czego doszło w podziemiach banku. Dlaczego padło akurat na Wilkesa - nie wiedział. Wielu z nich zachowało się w dokładnie ten sam sposób, powstrzymywało się przed korzystaniem z zabranych na wyprawę specyfików, by nie zużyć ich przedwcześnie; nikt nie mógł przewidzieć, ile długich godzin spędzą na błąkaniu się po labiryncie Locus Nihil. Więc dlaczego? Dlaczego nie on sam? Albo Multon? Albo ktokolwiek inny?
Zaciągnął się odebranym od Rookwood papierosem, by kupić sobie chwilę czasu. Napięcie, które pojawiło się wraz z jego słowami, było niemalże namacalne. Atmosfera momentalnie zgęstniała i nic nie mogło temu zaradzić, ani dym diablego ziela, ani kolejny łyk wina. Drgnął, gdy przemówiła: spokojnie, z opanowaniem, którego dawno u niej nie widział. Śmierciożerczyni miała niejedną twarz, teraz poznawał tę odartą z szaleństwa, lecz niezmiennie pewną słuszności podejmowanych przez Czarnego Pana decyzji. Ugryzł się w język, uciekając wzrokiem gdzieś w bok, w stronę okna. Wiedział, że balansuje na granicy i jeśli powie zbyt wiele, może raz na zawsze przekreślić wszystko, co tak wytrwale budował. - Jeśli on popełnił błąd, to i ja jestem tak samo winny. Gdyby nie Theodore, nie przebylibyśmy tego cholernego labiryntu. A gdyby nie ja, on wciąż byłby żywy. Cały i zdrowy. I tak mógłby służyć, był wiedźmim strażnikiem, metamorfomagiem... - Coraz szybciej wypluwał z siebie kolejne słowa, spięty i zły; ścisnął kielich na tyle mocno, że aż pobielały mu od tego knykcie. Wilkes był cennym sojusznikiem, nic nie mogło zburzyć w nim tego przekonania. Nie wątpił, że przydałby im się w trakcie kolejnych miesięcy, ze względu na swe powiązania i wpisany w krew dar. - Co? - zapytał nagle, gdy zadała mu to pytanie; niby niewinne i spokojne, nie musiała jednak mówić tego wprost, by zrozumiał, że jest poddawany próbie. - Nie zgadzam się z tym, do czego doszło. Jeśli to masz na myśli, to faktycznie, mam wątpliwości. - Podchwycił jej wzrok, domyślając się, co w nim zaraz dojrzy; chłodniejszą, ostrzegawczą nutę. Czy zrobiłaby to? Wymierzyła mu karę za niesubordynację? Zabiła?



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]03.10.21 22:20
Sigrun i tak narzekać nie mogła. Wiodło jej się więcej, niż nieźle, zaś wynagrodzenie jakie otrzymywała od lorda Avery za dowodzenie grupa łowców wilkołaków było niemałe i pozwalało na to, że mogła sobie pozwolić na zakup tego, czego chciała bez konieczności patrzenia na cenę - przynajmniej nie zawsze. Problem tkwił bardziej w dostępności produktów, niż ich cenie. Nie odmawiano jej, była Śmierciożerca, ludzie chcieli mieć z nią dobre układy, lecz Goyle mógł pochwalić się o wiele szerszymi kontaktami wśród handlarzy - dobrze było go mieć obok w tak trudnych czasach. Szczególnie, jeśli człowiek jest silnie uzależniony od tytoniu jak Sigrun. W porcie było o takie znajomości o wiele łatwiej. Ucieszyły ja też wieści, że po ich interwencji w dzielnicy tej przycichło zgodnie z ich oczekiwaniami. Caelan mógł wreszcie zarządzać portem w spokoju; przynajmniej tak się oboje łudzili, a ich złudzenia zniszczyła konieczność sprawowania opieki nad zimowym jarmarkiem. Brzmiało to jak festyn dla rodzin z dziećmi, przeczuwała więc, że Goyle może nie być szczególnie zadowolony - co potwierdzały jedynie jego miny i spojrzenie.
- Najważniejsze, że to nie za twoje pieniądze, czy te przeznaczone na port. Jeśli ich później zabraknie, to oni się będą z tego tłumaczyć - przed nimi, Czarnym Panem i Rycerzami Walpurgii. Sigrun westchnęła po raz ostatni nad Zimowym jarmarkiem - decyzja nie należała wszak ani do niej, ani Caelana.
Decyzje tylko jednej osoby Sigrun uważała za zawsze słuszne i niepodważalne. Decyzje jakie podejmował Czarny Pan, lord Voldemort, czarnoksiężnik, któremu obiecała swoje życie, swoja różdżkę i duszę. Oddała mu wszystko i wierzyła w niego ślepo. Naiwnie sadziła, że tak samo jest w przypadku Caelana i między innymi to w nim ja tak pociągało. Czyż nie dla Lorda Voldemorta powrócił na ląd? Sam jej to przyznał, podczas ich pierwszego spotkania po wieloletniej rozłące.
Najwyraźniej Sigrun się jednak pomyliła w ocenie kolejnego mężczyzny. Znowu. Najpierw jej bliźniak, teraz Goyle.
Obserwowała go uważnie i kiedy zwrócił jej skręta, to nie zapaliła jeszcze. Potrzebowała się skupić. Nagle, pod wpływem emocji, zniknęła senność i rozleniwienie. Czarownica poczuła jak mięśnie jej sztywnieją. Po twarzy przemknął cień.
- Nie odpowiadasz za błędy dorosłego człowieka, który wiedział na co się pisze. Nie byłeś jego ojcem, żeby go niańczyć. Nie poradził sobie, może był za słaby, najwyraźniej popełniłeś błąd przyprowadzając go na spotkanie. Inny jednak niż myślisz - odpowiedziała Sigrun zdecydowanie zimniejszym i poważniejszym tonem. - Następnym razem zastanów się, czy ktoś, kogo zechcesz przyprowadzić do naszego stołu podoła zadaniu i nie narazi się Czarnemu Panu. Niepotrzebni nam są słabi, a najwyraźniej taki był, skoro On się go pozbył. On wie wszystko o człowieku, gdy tylko na niego spojrzy - On się nie myli - wyrzekła opryskliwie. Czy Caelan naprawdę tego nie widział? Nie rozumiał, że wina tkwiła wyłącznie po stronie Wilkesa? Najwyraźniej nie. Zawsze wiedziała że Goyle to człowiek rodzinny, nie sadziła jednak, że przywiązanie do rodziny przysłoni mu zdrowy osad sytuacji.
Nie aż w takim stopniu.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że podważanie decyzji Czarnego Pana to zdrada? - wycedziła przez zaciśnięte zęby, czując, że gniew rozgrzewa krew w jej żyłach. Zerwała się z łóżka, zaczęła krążyć wokół niego, próbując się uspokoić. Czy zdawał sobie sprawę w jakiej sytuacji teraz ja stawiał? - Zastanów się, człowieku, nad tym co wygadujesz. Przestań się użalać nad kimś, kto był zbyt słaby, by z nami i Nim walczyć. Czarny Pan może dać ci wszystko, czego potrzebujesz i tylko on. On się nie myli - mówiła Sigrun, coraz głośniej i głośniej, a w brązowych oczach zapłonął ogień. - Gdyby teraz kazał mi iść i zabić własnego brata, to zrobiłabym to - nie tylko dlatego, że była do tego zobowiązana Przysięga Wieczysta. - Musisz mu zaufać.
I nie zmuszaj mnie do ostateczności.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]02.11.21 13:02
Temat jarmarku irytował go, jednak był niczym w porównaniu z tym, na który ich rozmowa zboczyła niewiele później. Pewnie lepiej, a na pewno bezpieczniej, byłoby narzekać na organizację wspomnianego wydarzenia, na konieczność użerania się z Ministerstwem i jego urzędnikami, na uwięzienie na lądzie. Na cokolwiek, byleby tylko nie dać sobie okazji do wypowiedzenia swych wątpliwości na głos. Powinien je w sobie dusić, a jeśli nie zdusić, to zachować na rozmowę z kimś innym. Tylko z kim? Z Drew, którego przedramię również zdobił znak Śmierciożercy...? Dostrzegał zmianę w postawie Rookwood, w jej spojrzeniu; jeszcze do niedawna rozluźniona, wiotka i miękka, teraz - tężała, zamieniając się w prawdziwego drapieżce, którym przecież zawsze była. Nie mógł jednak odgadnąć myśli wiedźmy, przewidzieć, że ta wymiana zdań miała położyć się cieniem na ich relacji, skutecznie skomplikować układ, który jeszcze do tego wieczoru, tej nocy, był przyjemnie prosty i niezobowiązujący. Przynajmniej pozornie, bo przecież wtedy, w Locus Nihil, gdy umarła... Słuchał jej w milczeniu, choć nie potrafił już dłużej zachowywać kamiennej twarzy, udawać, że nic nie potrafiło nim wzruszyć, dotknąć do żywego. Może był za słaby? Popełnił błąd, ale nie taki, jak myślał? Nie powinien spodziewać się niczego innego. Nie w chwili, gdy zdradzał się z opinią, która nie była zgodna z wolą Czarnego Pana. To, co czuł, nie było zaskoczeniem, ani też zawodem; zachowywała się dokładnie tak, jak powinna, jak to sobie wyobrażał, nim jeszcze pozwolił sobie na tę konfrontację. Zanim jednak zdołałby cokolwiek odpowiedzieć, rozważyć wszelkie za i przeciw, Sigrun zerwała się z łóżka, z coraz większym wzburzeniem krążąc po rozświetlanej kolejnymi rozbłyskami szalejącego za oknem żywiołu sypialni. Powinien się niepokoić? Obawiać tego, co nastąpi za chwilę, dwie? Gdzie była jego różdżka? Czy zdołałby się obronić, gdyby został do tego zmuszony? Nie, pewnie nie.
Zdrada. Ciężkie, cierpkie słowo, niosące ze sobą niemałe zagrożenie. Doskonale wiedział, co robili z tymi, którzy w ich oczach zasłużyli sobie na to haniebne miano. Tylko czy naprawdę był jednym z nich, zdrajców? Dla sprawy Rycerzy powrócił na ląd, niestrudzenie walczył z coraz zuchwalszymi rebeliantami, a w końcu objął stołek zarządcy londyńskiego portu, by wzmocnić kontrolę nad wspomnianą dzielnicą - najwidoczniej jednak na próżno.
Powoli, nie wykonując przy tym żadnych gwałtownych ruchów, spuścił nogi na podłogę, uważając zwłaszcza na tę ranną, która jeszcze nie powróciła do pełni sprawności. Odstawił kielich z winem na bok, po czym sięgnął po porzucone nieopodal fragmenty odzienia, zaczął je na siebie nakładać. - W porządku - odpowiedział tylko, cicho, już bez większych emocji, nie precyzując, do czego dokładnie się odnosi; im bardziej ona stawała się gniewna, tym łatwiej jemu było zachować spokój. Tak jak kiedyś, tak jak przez większość ich historii. - Popełniłem błąd. - Jakiś; może ten, o którym mówiła ona, a może ten, którym zadręczał się od długich tygodni. Bez znaczenia. Nie chodziło o to, kto miał rację, a jedynie o to, co chciała usłyszeć. Co musiała usłyszeć, żeby nie czuć się w obowiązku do zakończenia tej schadzki torturami. Bo przecież nie miał powodu, by wątpić w to, co powiedziała - bez mrugnięcia okiem zabiłaby swojego brata, krew z krwi. Tym bardziej pozbyłaby się jego, z którym wiązały ją wspólne noce, lecz - czy cokolwiek więcej? Wstał, by sięgnąć po zalegającą kawałek dalej koszulę, zakryć nią pooraną bliznami skórę, ciągle zastanawiając się, czy kiedy tylko przestanie obserwować ją choćby kątem oka, nie ugodzi go promień żadnego zaklęcia. Nie patrzył jej w oczy, nie chcąc prowokować; szykował się do wyjścia, tłamsząc w sobie złość, urazę, dumę. - Masz rację, muszę mu zaufać - powtórzył po niej tym samym tonem, opanowanym, pozbawionym choćby śladu gniewu; odcinał się i zamykał, znów odgrywając tę rolę, której od niego oczekiwano. - Pójdę już - zakomunikował po chwili milczenia, z różdżką wciśniętą do kieszeni i laską w dłoni, dopiero wtedy wznosząc na Rookwood wzrok, obejmując nim jej wykrzywioną wzburzeniem twarz. Nie wychodził, gdyby po prostu odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku schodów, przekroczyłby kolejną granicę, której naruszać nie powinien, pchnął ją w kierunku przemocy. Czekał więc, aż Śmierciożerczyni pozwoli mu zniknąć.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]08.11.21 13:54
Czarny Pan dał Sigrun więcej niż ktokolwiek inny. Odkąd tylko powróciła do Wielkiej Brytanii, aby dołączyć do Rycerzy Walpurgii i obiecać im swoją różdżkę, to jej życie zmieniło się diametralnie. Właściwie to on nadał mu sens, dał czarownicy cel, do którego zaczęła dążyć i to po trupach. Sprawił, że zaczęła starać się bardziej, mocniej, dzięki czemu nauczyła się więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Nigdy nie rozwijała się tak szybko i dynamicznie jak przez minione lata. To pod okiem Czarnego Pana diament jej talentów stał się prawdziwym brylantem i rozjaśniał mocno, potężnie. Dzięki niemu osiągnęła to, co miała teraz - wielką moc, potęgę, pozycję. Był najpotężniejszym czarnoksiężnikiem jaki kiedykolwiek stąpał po tych ziemiach, posiadł wiedzę o jakiej nigdy nie marzyła, a zdecydował się ją jej przekazać. Uwierzył w nią i dał Sigrun szansę. Była mu za to wdzięczna, dozgonnie wdzięczna i uwierzyła w Niego jeszcze bardziej. Zaufała mu bezgranicznie. Lojalność i wierność Rookwood wobec Czarnego Pana była zatem nie do podważenia, nie do ruszenia, jej wiara w niego i jego decyzje niezachwiana. Dlatego na każdą, najmniejszą oznakę sprzeciwu reagowała wręcz alergicznie. Uważała to za zdradę, bo była przekonana, że każdy Rycerz Walpurgi i ich sojusznik powinien być mu równie oddany - i wszyscy, patrząc na to z boku, mogliby powiedzieć, że fanatycznie wręcz oddany.
Sigrun sądziła, że w przypadku Caelana właśnie tak jest. Miała go dotąd za mężczyznę mądrego, bystrego, o właściwie poukładanych wartościach i priorytetach. Powrócił wszak na ląd, aby dla Niego walczyć ze szlamem, rebelią i zdrajcami krwi - o lepszą przyszłość. Przez minione dwa lata nigdy nie dał jej powodów, aby w to zwątpić. Służył mu wiernie, odpowiadał na każde wezwanie, robił wszystko, co do niego należało. Zabijał dla niego, torturował dla niego, ruszał tam, gdzie mu kazano, a nawet więcej. Po cichu liczyła, że Goyle wespnie się jeszcze wyżej, że jego zaangażowanie, talenty i wiara zostaną zauważone, docenione. Czy naprawdę wszystko zmieniła śmierć Wilkesa? Czy chodziło o coś więcej? Czy nie zauważyła wcześniej zwątpienia w jego oczach? Na samą myśl o tym czuła jakiś dziwny ścisk żołądka i falę ciepła jaka rozchodziła się po ciele wraz z gniewem. Mówiła do niego gorączkowo, jakby ostrzegając przed czymś, co mogło skończyć się źle. Gdyby Goyle ich zdradził, jeśliby odszedł - czy nie musiałaby go wtedy zabić? Zrobiłaby to. Nie kłamała mówiąc, że zabiłaby własnego brata, gdyby tylko taki był rozkaz Czarnego Pana - bo On dał jej więcej, niż ktokolwiek inny i jedynie w Niego mogła wierzyć.
Teraz była już tego pewna. Wszyscy mężczyźni zawodzili. Jej bliźniaczy brat, Caelan Goyle. Tych dwóch, do których przywiązała się najbardziej zadali jej najgłębsze rany. Christopher swoim zniknięciem, Caelan zwątpieniem we wspólną ideę i Czarnego Pana, czego nie potrafiła i nie chciała zrozumieć.
Obserwowała jak wstaje z miejsca, ostrożnie i powoli, odstawia wino, ubiera się. Zapewne mówił to, co musiał, żeby wyjść stąd żywym, to, co usłyszeć powinna. Czy miał w pamięci ich poprzednie rozstanie, kiedy się rozgniewała z byle powodu i zaczęła ciskać w niego zaklęciami? Zapewne. Zawsze miał ją za szaloną i wcale się nie mylił. Teraz tylko ciężej było jej unieść na niego różdżkę. Przez te półtorej roku, kiedy wspólnie walczyli, a później w cieple pościeli jej łóżka przeżywali rozkosz wiązała swój los z jego coraz ciaśniej - po raz kolejny popełniając ten sam błąd, że zaufała mężczyźnie i przywiązała się do niego.
Nie powinna była tego robić. Już nigdy więcej.
- Dobrze. Bardzo dobrze - odpowiedziała, oddychając głęboko, lecz wcale nie wydawała się uspokojona jego słowami. Obserwowała go wciąż niczym drapieżnik gotowy do skoku w każdej chwili. - Idź. Wynoś się - nakazała Sigrun lodowatym tonem, cofając się o kilka kroków i splatając ręce na piersiach, po czym odwróciła się w stronę okna, by nie patrzeć jak Goyle wychodzi. Zanim jednak to uczynił, to coś w niej pękło - i tak samo pękło lustro, gdy uniosła różdżkę i machnęła nią wściekle, zaczynając demolować własną sypialnię.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]10.11.21 7:55
Nie wiedział o niej wiele, nie tak naprawdę. Nie zwykła spowiadać się ze swej historii, tę znał głównie z opowieści innych - wszak spotkania upływały im na czymś zgoła innym, jeśli nie na przyjemnościach alkowy, to rozmowach oscylujących wokół tematu coraz bardziej zaognionej sytuacji politycznej. To wystarczyło, by związali swe losy na długie miesiące, by zapomnieli o burzliwej przeszłości i ramię w ramię podążali w tym samym kierunku, kierunku wskazanym przez Czarnego Pana. Nigdy nie wątpił w jej oddanie; była wzorem dla innych, jedną z nielicznych, którzy zostali wyniesieni na piedestał, obdarzeni Jego zaufaniem, ale i obarczeni ciężarem stanięcia na wysokości zadania, za każdym razem, zawsze. I zachowywała się dokładnie tak, jak powinna; pełna pasji, zdecydowania. Wierna jedynej słusznej idei. Czy naprawdę powinien ją teraz denerwować? Badać granice wytrzymałości? Nie minęło wiele czasu odkąd wróciła do siebie, zostało uznane, że wyszła już z szoku spowodowanego tamtą przeklętą wyprawą do Locus Nihil. Byciem martwą. Nie mógł cofnąć czasu, zmienić tego, co powiedział. A nawet gdyby miał taką możliwość - pewnie i tak by tego nie zrobił. Śmierć krewniaka zagnieździła się w jego umyśle, by szybko urosnąć do rangi choroby, która z każdym dniem tylko przybierała na sile, rozwijała się, przejmując kolejne organy. Szok minął, miał czas, by rozłożyć tę sytuację na czynniki pierwsze, zająć się pogrzebem, oddaniem Theodore'owi honorów, jednak wcale nie odczuł ulgi. Ciągle nie pogodził się ze śmiercią kuzyna. I zaczął myśleć - co byłoby, gdyby to nie Wilkes wyzionął tam ducha? Gdyby spotkało to kogoś jeszcze bliższego, na przykład Caley? Walczył o lepsze jutro dla siebie i swojej rodziny; świat, w którym mogliby czuć się bezpiecznie, rozwijać swój magiczny potencjał do granic, bez strachu o to, że zostaną wykryci, odnalezieni, uznani za dziwaków z groźnymi patykami w dłoniach. Zawsze chodziło mu właśnie o to. A co jeśli nie dożyją tych czasów? Zostaną spisani na straty, dodani do stale rosnącej listy bezimiennych ofiar, byle tylko osiągnąć cel? Jego siostry, dzieci...?
Widział, że jest zła. Wściekła. I zdawał sobie sprawę z faktu, że coś pękło, popsuło się na tyle, że nie naprawiłoby tego choćby najsilniejsze Reparo. Znów czuł się przy niej jak w towarzystwie nieprzewidywalnej, dzikiej bestii, której nie można spoglądać w oczy, by nie sprowokować - jednak tym razem było jeszcze gorzej niż wtedy, lata temu. Nie była to tylko sprzeczka kochanków, spięcie powodowane zazdrością, nieopatrznie wykonanym gestem albo czymś równie błahym. Czymś, o czym można byłoby zapomnieć po kilku dniach, przemilczeć, dać odejść w niepamięć. Nie. Odważył się skrytykować decyzję ich przywódcy, o czym Sigrun nie mogła zapomnieć. Zwłaszcza teraz, jako jedna z najwierniejszych sług, jako Śmierciożerczyni, przedłużenie woli Czarnego Pana.
Powoli naciągał na siebie kolejne części odzienia, próbując przypomnieć sobie, czy po drodze do jej sypialni, porzucił coś jeszcze. Wyglądało jednak na to, że wszystko powinno być tutaj, sakiewka, różdżka, pas. Cały czas czuł na sobie wzrok wiedźmy, nachalny, jaśniejący w półmroku płomieniem z trudem utrzymywanego na wodzy gniewu. Chciałby zniknąć stąd jak najszybciej, dla swojego i dla jej dobra, a jednocześnie robił wszystko, byle tylko zachować spokój, powstrzymać się przed wykonywaniem gwałtownych ruchów. Mówił to, co powinna usłyszeć - ulegle, z opanowaniem - nie mając pewności, czy to cokolwiek da. Czy przekona ją, by pozwoliła opuścić Skałę żywym. Wypowiadane słowa nie odgoniły emocji, które skutecznie zagęszczały atmosferę, widział to w oczach Rookwood - nie uniosła jednak na niego różdżki. Nie zaatakowała. Zamiast tego uraczyła ostatnim ciężkim spojrzeniem, po czym wydała lodowaty rozkaz, odwróciła plecami, nie poświęcając mu już choćby namiastki swej uwagi. Powinien coś powiedzieć? Zrobić? Nie wiedział. Prześlizgnął się wzrokiem po jej smukłej sylwetce, którą jeszcze niedawno trzymał w ramionach, wciąż milcząc, jak zwykle milcząc; rozsądek podpowiadał, że nie powinien zwlekać, by przypadkiem nie zmieniła swej decyzji. Westchnął cicho, ledwie dosłyszalnie, po czym, wciąż uważając na ranioną nogę, przekroczył próg sypialni; znał drogę do wyjścia.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sypialnia Sigrun [odnośnik]21.11.21 19:33
Kroki Caelana, któremu towarzyszyło stukanie laski o drewnianą podłogę, w rzeczywistości były ciche, nie unosiły się ponad muzykę wciąż płynącą ze starego gramofonu, w głowie Sigrun rozbrzmiewały głośno, odbijały się po wnętrzu czaszki bolesnym echem. Stała wtedy nieruchomo, walcząc z samą sobą, by nie odwrócić się i nie spróbować go zatrzymać. Wymusić szczerość, lecz chyba za bardzo się jej bała. Goyle powiedział to, co powiedzieć powinien, aby nie zmusić Śmierciożerczyni do ataku. Byłaby do niego zobowiązana przysięgą wieczystą jaką przed ponad rokiem złożyła Czarnemu Panu zaledwie piętro niżej, w burzową, październikową noc, kiedy naznaczył ją jako jedną z najbliższych i najwierniejszych mu sług, wypalił na przedramieniu Mroczny Znak. Jeśli ktoś w Niego wątpił, zwłaszcza jego sługa, jego Rycerz, nie mogłaby odpuścić, przejść wobec tego obojętnie. Tak jak mu wykrzyczała - podniosłaby różdżkę na własnego brata, gdyby taki był Jego rozkaz. Sądziła, że i Caelan byłby do tego zdolny, że wierzy w Czarnego Pana nie mniej niż ona sama. Najwyraźniej się pomyliła. Najwyraźniej był kimś innym, niż sądziła. Świadomość tego zapiekła Sigrun boleśnie.
Trzask niszczonych mebli zagłuszył kroki po schodach. On się nie zatrzymał, nie wrócił, nie zaczął zapewniać, że to jego ostatnie słowa były szczere i prawdziwe, choć po cichu liczyła, że to właśnie zrobi. Do chwili, kiedy nie usłyszała trzaśnięcia drzwi na dole łudziła się, że jest jeszcze szansa. Potem zapadła cisza, zniszczyła przecież gramofon, następnym szarpnięciem różdżki i uwolnieniem własnej, niszczycielskiej mocy wywróciła kredens, rozbiła lustro, nie dbając o to o zniszczenia, nie obchodziły ją w tym momencie straty materialne - a własne poczucie straty. Sądziła, że Goyle może wypełnić pustkę jaką pozostawił po sobie Christopher, ze będzie jej podporą, partnerem w zbrodni i walce o idee, która stała się dla niej najważniejsza. Była przekonana, że połączyło ich więcej niż wspólne noce, coś znacznie wartościowszego i silniejszego niż jakiś węzeł małżeński, zwyczajne uczucie pomiędzy kobietą i mężczyzną. To był błąd. Kolejny błąd, że zaufała mężczyźnie i pozwoliła sobie na przywiązanie.
Poczuła się głupia. Znów poczuła się kompletnie głupia, naiwna i oszukana. To chyba zabolało najmocniej, że znów dała się porzucić, zostawić i oszukać. Goyle najwyraźniej miał w życiu inne priorytety i ona nie znajdowała się na szczycie tej listy.
Zdemolowanie sypialni nie przyniosło Sigrun żadnej ulgi. Stała po środku komnaty, gdzie walały się kawałki mebli, ubrania, rozbite szkło i wazony. Przeszła po nim raniąc własne stopy, chwiejąc się, jakby była mocno pijana - ale to dopiero miało się stać.

| ztx2


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Sypialnia Sigrun
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach