Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]25.02.21 13:36

Korytarz

Podłużne pomieszczenie na piętrze budynku, zaraz obok spiralnej klatki schodowej. Korytarz jest dość szeroki, prowadzi do wszystkich pokoi usytuowanych na piętrze. Źródłem światła jest nieduże okno na drugim końcu i magiczny żyrandol na suficie.
Drewnianą podłogę przykrywa dywan i warstwa kurzu.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Korytarz [odnośnik]08.03.21 19:23
27 XI 1957

Krótki zryw zmieniony w coraz szybciej dudniące serce; ekscytacja narastała.
Krążyła w korytarzach żył, zaglądała w komórki, wżerała się pod mięśnie – niemal żarłocznie, niezdolna do opanowania, wciąż pragnąca więcej i więcej. Bez umiaru, bez chwili wytchnienia, bez nawet krótkiego pomyślunku; i o dziwo wcale jej to nie przeszkadzało. Pozwalała jej wić się we własnym ciele, zagłuszać myśli, przeciskać się na pierwszy plan wszystkiego co działo się wokół. Być może odbyta podróż zmieniła sposób patrzenia na parszywość Anglii, a być może naprawdę coś się zmieniło. Coś pozwoliło na wznos kącików ust, coś podyktowało uśmiech, coś ujawniło samozadowolenie, kiedy bezwładne, mugolskie ciało, odpowiednio potraktowane zaklęciem petryfikującym spoczywało nieopodal, przytwierdzone magią do chybotliwego, starego krzesła.
Patrzyła na nie przez dłużej niż chwilę – prezent, gest dobrej woli, wspaniała robota wspaniałego Schmidta; dla niej nic poza obiektem testowym, jak biały, puchaty króliczek w klatce przygotowany na eksperymenty.
Pan Sallow na pewno miał podobne podejście do sprawy.
Kiedy zjawił się na Nokturnie pod numerem dziewiątym, zostawiła go w pomieszczeniu z mugolskim mężczyzną sam na sam na dłuższą chwilę, być może jak gdyby chciała sprawdzić, że aby na pewno wyraża aprobatę wobec tego, co miała przygotować. Mieli plany. Wielkie plany; dla niej wzniosłe, wyczekane, ekscytujące – doprawdy nie pamiętała już, kiedy uśmiech utrzymywał się na wargach tak długo. Tak szczerze.
Mogli razem osiągnąć wiele, ona z jego pomocą mogła osiągnąć wiele; złapać się w końcu tego, co czekało na nią od tak dawna. Złapać, zacisnąć dłoń, nigdy już nie puszczać – nad czyimiś wspomnieniami, nad czyjąś głową, nad tym, co w istocie czyniło człowieka człowiekiem, nie tylko pustą skorupą, zestawem kości i mięśni. Czy kontrola nad tym, co czaiło się pod czaszką nie była najwyższą formą władzy? Taką, którą dzierżył w dłoniach sam Czarny Pan?
Nie wiedziała, czy fakt, że to właśnie on nie ma sobie równych w legilimencji, napawa ją dziwaczną grozą, czy podnieca jeszcze bardziej.
Wsunęła się do pomieszczenia niemal bezszelestnie; powrót zwiastował spoczywające w dłoniach kieliszki i butelkę – zupełnie jak gdyby mieli rozmawiać przy słodkich tonach alkoholu, snuć plany, relaksować się; nie wwiercać zaklęciem w głowę przypadkowego bytu. Może nie ludzkiego, bo mugolom do ludzi było daleko, ale przynajmniej ludzko wyglądającego.
Cichy szmer stawianych na posadzce kroków wyprzedził miękkość szeptu, który popłynął nieopodal ucha Sallowa, gdy nachyliła się ku niemu.
– Ekscytujące, prawda? – że to wszystko zależy od nich; że przeleje na nią własne umiejętności, a ona będzie z nich czerpać pełnymi garściami. Mogła to traktować jak zwyczajną naukę, dodatkowe korepetycje. Ale w tym wszystkim było coś znacznie więcej. Znacznie lepiej.
Alkohol i szkło spoczęło na przypadkowej półce; prócz niedużego blatu i krzesła na środku, zajmowanego przez mugolskie, otumanione ciało, pomieszczenie było puste. Ciche, skąpane w półmroku rozświetlanym jedynie lampą zawieszoną pod sufitem.
– Od czego zaczniemy, Corneliusie?



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Korytarz [odnośnik]28.05.21 17:04
27.11

Wciąż czuł się co najmniej niezręcznie na Śmiertelnym Nokturnie, ale sam widok gospodyni wynagrodził mu fatygę.
Powitała go uśmiechem, nie mniej czarującym niż podczas ich pierwszego spotkania, a jakby jeszcze szerszym. Jednak to nie uśmiech dziś go urzekł, a ekscytacja wymalowana w szarych tęczówkach. Nie starała się chyba specjalnie kryć entuzjazmu, zresztą nawet gdyby - to Cornelius i tak by go wyczuł. Nie był specjalistą od obserwowania ludzi, w tym pomagała mu magia, ale umiał rozpoznać własne lustrzane odbicie. Wspomnienia nagle powiodły go do dawnych lat, gdy - nieco młodszy od Tatiany - stał z różdżką nad swoją pierwszą mugolką. Dłoń wtedy mu nieco drżała, choć z rozpalonymi policzkami wertował książki o legilimencji już jako nastolatek. Zderzenie się z żywą istotą (człowiekiem, wtedy jeszcze miał mugoli za ludzi) było jednak czymś innym. Pamiętał, jaki był wtedy onieśmielony, jak lęk wziął górę nad ekscytacją. Głupi, naiwny, młodziutki Cornelius.
Nie widział tego lęku w Tatianie. Wybadał ją już podczas pierwszej rozmowy o Durmstrangu, o wartościach. Twarda norweska edukacja, twardy rosyjski akcent, surowa okolica Nokturnu. Ta kobieta była zaskakująca, niepodobna do znanych Sallowowi Angielek z wyższych sfer, niepodobna do niego samego w młodzieńczych i naiwniejszych latach. Obiecująca. Musiała opanować aspekt praktyczny, osiągnąć maestrię w dziedzinie uroków, ale to wszystko było do dopracowania. Najpoważniejszą barierą w opanowaniu zakazanej (jeszcze - zmienią to, wspólnie, on, ona, Minister Malfoy, Czarny Pan!) praktyki legilimencji była własna psychologia. Lęk, opory, zbędna empatia. Jeśli... cóż, nie przekona się, czy te czają się w Tatianie, dopóki nie sprawdzi jej w towarzystwie mugola, ale... jeśli intuicja go nie myliła...
Nigdy nie miał uczennicy, a mogliby osiągnąć naprawdę... wielkie rzeczy.

Zostawiła ich na chwilę samych. Corneliusa i bezwładne, spetryfikowane, związane ciało. Człowiek. Umysł pełen sekretów, bo każdy miał swoje sekrety. Miał nadzieję, że te tutaj były interesujące.
Przyjrzał się mugolowi uważnie. Był młody. Nieszpetny, o ile Sallow potrafił to ocenić. Przechylił głowę, zastanawiając się, jak przekazać odpowiednią wiedzę kobiecie. U mężczyzn to było prostsze, jego nauczyciel wybrał do treningów dziewczynę tak śliczną, że każdy chciałby jej wejść do... głowy.
Jak wywołać w Tatianie ekscytację?

Ekscytujące, prawda? - szept za plecami, drżenie zaskoczenia, drgnięcie warg Corneliusa w niepowstrzymywanym już uśmiechu.
Może nie musiał nic wywoływać, może już była podekscytowana.
A jej nastrój - cieszył jego.
Zapowiadało się wspaniałe popołudnie.
Odwrócił się do Tatiany, napotkał jej roziskrzone spojrzenie, uśmiechnął się szerzej.
-Zaczniemy od toastu. - zaproponował. Nalał wino, jak gentlemanowi wypadało - nawet jeśli ona była tu gospodynią, postanowił się trochę porządzić, tutaj nie obowiązywały ich społeczne konwencje. Podał Tatianie kieliszek i wzniósł własny. -Za owocną współpracę. Wypij tyle, by zachować jasny umysł i pełnię potencjału magicznego, ale procenty nie zaszkodzą... dla śmiałości. - dodał odpowiedzialnie, choć śmiałości chyba nie potrzebowała.
Wino rozpłynęło się na języku, a Cornelius wreszcie zerknął przez ramię na mugola. Tatiana była niecierpliwa, nie będą zwlekać.
-A teraz... musimy poznać naszego rozmówcę zanim wtargniemy mu do głowy. Z biegiem czasu przekonasz się, że najłatwiej czytać zupełnych nieznajomych, pozwolić magii działać i nie obarczać się niepotrzebną wiedzą. - o matce własnego syna, na przykład... -...ale na początek dobrze jest wiedzieć, to ułatwia sprawę. Ćwiczyłaś uroki? Przesłuchasz go - i znów spetryfikujesz. Polecam Drętwotę dla rozgrzewki, to ta sama dziedzina magii, co legilimencja. W terenie będziesz jednak używać tego, co zadziała najpewniej - Petryficus również spełni to zadanie.  - zarządził, fachowo, choć z pozoru chłodny ton ociekał entuzjazmem.
Finite Incantatem - pomyślał niecierpliwie, wskazując różdżką na mugola. Ten przebudził się, krzyknął.
Był na Nokturnie, nikt go tu nie słyszał.
-Zamknij się i grzecznie odpowiadaj na pytania panienki. - pouczył go Cornelius, spokojnie, z naciskiem. Nigdy nie zastraszał ludzi, po prostu upewniał się, by rozumieli jego słowa - i lód w jego tonie.
Zerknął na Tatianę i zaproponował, o wiele łagodniej.
-Pytaj go, o co tylko chcesz. A potem porównamy odpowiedzi z jego wspomnieniami.



mood dla pana mugola
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Korytarz [odnośnik]28.05.21 20:39
Jedni mogli uznać, że to nieodpowiednie, drudzy, że niepokojące, trzeci, że pozbawione moralności; czym byli wszyscy ci ludzie, ci którzy chcieli mówić najwięcej, równocześnie nie mając nic do powiedzenia? Pozbawieni praw do otworzenia ust, przez nich, pośrednio.
To oni byli teraz i teraźniejszością, i przyszłością, budowaną dzień po dniu, między kolejnymi słowami, wydaniami gazet, działaniami ukierunkowanymi w – chwała ci Merlinie – odpowiednim, w końcu, kierunku.
Gdyby faktycznie zależało jej na Anglii, w chociażby najmniejszym znaczenia zależności stopniu, uważałaby zapewne Sallowa za patriotę; równocześnie takiego, który jeszcze nie skurwił się do cna idealistycznymi hasełkami, choć przecież w mediach było ich ostatnimi czasy tak wiele.
Ale polityczne zaangażowanie, czy chociażby to związane stricte z pracą zawodową, nijak Dolohov interesowało; było niczym w obliczu umiejętności, jakie dzierżył w dłoniach. O których mówił, którymi żył, które wykorzystywał, finalnie – najważniejsze – gotów był je przekazać.
A ona zamierzała czerpać pełnymi garściami, bez najdrobniejszego zawahania.
Dreszcz biegnący po falistych górach i dolinach szczupłego ciała nie miał w sobie strachu – być może winna była odczuwać choć minimalny lęk, ale ten zdawał się czmychnąć gdzieś w kąt, nie tyle co kamienicy, co całego Nokturnu; zniknął gdzieś wśród lęków, mroków i brudu, rynsztoków ociekających czarną magią i ludzkim zepsuciem.
To, które tętniło pod palcami obracającymi niecierpliwie różdżkę, co pęczniało w odrobinie zachrypniętym głosie, nijak przypominało obskurność dzielnicy; paradoksalnie w ekscytacji było coś dużo bardziej niepokojącego niż materialna, widoczna gołym okiem szpetota.
Ale ani ona, ni on, nie oceniali świata w ten sposób.
– Doskonale – cichy pomruk wyraził aprobatę, spojrzenie zawędrowało za jego ruchami, niedługo później blada dłoń przyjęła wypełnione trunkiem szkło; wypiła zawartość prędko, choć delektując się każdym łykiem – nie jak dama, ale znając własny umiar i możliwości. Nie potrzebowała go do śmiałości; nie teraz.
Kieliszek z brzękiem spoczął z boku, pozbawiony resztek uwagi Rosjanki.
Później skinęła delikatnie głową; to wydawało się oczywiste, choć momentalnie z tyłu głowy pojawiła się myśl, przekonanie, świadomość tego, że to przecież ci w bliskim otoczeniu – oni i ich sekrety – nęciły najmocniej.
Ale skoro obydwoje działali w dobrym imieniu Czarnego Pana, umiejętność, jaką posługiwał się Sallow, a którą Tatiana tak desperacko pragnęła posiąść, musiała zostać zdobyta z pobudek czysto przydatnych; życiowo, mniej lub bardziej.
Jasne spojrzenie osiadło na nieprzytomnym ciele; nieobecnej twarzy, która niedługo później na nowo przywitała się z rzeczywistością, na pewno nie w taki sposób, jaki chciała, czy mogła się spodziewać, o czym świadczył krótki krzyk, na który prawie nie zwróciła uwagi.
Był dobrze zbudowany, przystojny, choć o dość chłopięcej twarzy; ładny, łączący nastoletniość z dorosłością w ciemnych oczach wypełnionych strachem; kącik ust Dolohov drgnął ku górze – Schmidt zrobił to specjalnie? Żeby chociaż uraczyła wzrok ładnym wyglądem, odciągającym uwagę od smrodu szlamu?
– Fried się postarał, ładnie – że nie pokiereszował mu buźki, nie połamał nóg i nie zapaskudził jej wycieraczki – No, kochanieńki, może zrobimy sobie kącik wyznań, hm? – na moment nachyliła się bliżej, zniżyła na wysokość siedzącego na krześle mężczyzny; wciąż zachowując dystans przekraczający metr – Co prawda wyobrazić sobie twoje pojawienie się tutaj, potrafię – aż zbyt dobrze, zbyt pospolicie. Na moment zamyśliła się, a przynajmniej tak wyglądał pokazowy grymas na jej twarzy; zupełnie jak dziewczynka bawiąca się w teatr.
– O, wiem! Opowiedz mi o swojej pani serca. Na pewno jakąś masz. Z taką buzią, włosami potraktowanymi brylantyną i litrami kolońskiej – co prawda wybijała się nad specyficzny zapach, łącząc z nutą stęchlizny i krztą kurzu dryfującą w powietrzu – Blondynka, brunetka? Podobna do mnie? – brew drgnęła ku górze, jakby gdyby rzucała mu wyznanie, plącząc zadziorność spojrzenia ze słodkim uśmieszkiem – Nie krępuj się, jestem łasa na komplementy.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Korytarz [odnośnik]08.06.21 16:53
Nie mogła jeszcze czytać w jego myślach, a on zbyt ją szanował by zaglądać do jej głowy, więc pozostawało im wierzyć w odgrywany przed sobą polityczny teatr. Sallowa nie obchodziło zaangażowanie Dolohov w sprawy Anglii, grunt, że miała odpowiednie poglądy. Ona zaś... cóż, jeśli odgrywał swoją rolę życia wiarygodnie, to nie mogła wiedzieć, że jego kariera polityczna nie ma nic wspólnego z ideałami. Cornelius Sallow chyba nigdy w życiu nie pomyślał o patriotyzmie, troszcząc się jedynie o los rodzinnej schedy w Shropshire i własne bezpieczeństwo w Londynie. Wojnę rozpatrywał przez pryzmat popierania potężnej strony i obiecujących idei, zaś własną karierę utkał na czystym oportunizmie. Pewnie właśnie dlatego, dzięki dystansowi był tak dobrym politykiem.
Jedynie do legilimencji nie podchodził ze zdrowym dystansem ani nawet z pożądanym oportunizmem. Zakazana umiejętność, tak doskonale wpisująca się w pychę i wrodzoną ciekawość Corneliusa, budziła prawdziwą pasję, zachłanną chciwość, fanatyzm. Czystą ekscytację, którą Sallow widział w znajomym błysku w oczach Tatiany. I nagle, w tym pokoju, przy niej, czuł się mniej samotny niż zwykle. Aż do zwycięstwa Czarnego Pana musiał przecież ukrywać swój najcenniejszy dar, swój zakazany talent. Dzielił legilimencję jedynie z wybranymi. Rodziną, która nie rozumiała. Byłą narzeczoną, która wtedy się jej trochę bała. Zaufanymi, konserwatywnymi lordami, którzy potrzebowali dyskretnych przysług i których zachciankom nie miał zamiaru odmawiać.
Ekscytacji... nikt chyba nie rozumiał, nie mógł z nikim jej dzielić tak otwarcie. I w tym momencie, widząc niecierpliwość Tatiany, postawił sobie za punkt honoru jej pomóc. Ze wszystkim. Z urokami, z barierami psychologicznymi, z nieokiełznaną magią. Dla Czarnego Pana, ale przede wszystkim dla siebie i dla niej. Jeszcze nigdy nie spotkał nikogo, kto rozumiałby, tak intuicyjnie, możliwości legilimencji. Nawet sami znani mu legilimenci podchodzili do własnego talentu chłodniej, czysto użytkowo. Tak, jakby nie obchodziło ich, że oprócz wykorzystania czyjegoś umysłu, mogą się w nim dosłownie zanurzyć.
Gdzieś z tyłu głowy zamajaczyła mu myśl, że powinien ją ostrzec. Powiedzieć coś o bezpiecznym dystansie. O konieczności zachowania pewnych granic. Dopowiedzieć, dlaczego to nieznajomych czyta się najłatwiej. Po obejrzeniu śmierci własnego brata można mieć koszmary do końca życia, na przykład. A po próbie obejrzenia śmierci matki własnego syna - mieć niepokojące halucynacje. Ale nie, nie, Tatiana miała przed sobą długą drogę. Nie potrzebowała ostrzeżeń, nie teraz. Nie chciał tłumić jej ognia, gasić jej ekscytacji, a nade wszystko nie chciał dzielić się własną słabością. Był przecież nowy w roli nauczyciela.
Utkwił lodowate spojrzenie w mugolu, a różdżkę obracał ostrzegawczo w dłoniach.

Mężczyzna miał rozbiegany wzrok, nerwowo zerkając to na Corneliusa i jego różdżkę, to na Tatianę. Słowa tych psychopatów go przeraziły, sytuacja wydawała się bez wyjścia, a choć ci ludzie pili wino i wydawali się mniejszymi opryszkami niż tamten barczysty brodacz, to w ich wzroku było coś niepokojącego. Nabrał przykrego przekonania, że nie wyjdzie stąd żywy, a na pytanie Tatiany drgnął nerwowo.
-C...co? - od razu pomyślał o Rosie, kochanej, krągłej i ciepłej, jakże różnej od tej upiornie eleganckiej damy o twardym i zimnym akcencie.
Od razu uświadomił sobie, że nie może jej wydać. Szukali jego Rosie? Niedoczekanie!
-N...nie, nie ma żadnej pani żadnego serca! Jestem sam, proszę... - wymamrotał, kłamiąc tak, jakby od tego zależało życie Rosie. Bo pewnie zależało.

Cornelius mocniej zacisnął palce na różdżce, starając się zrobić to wolniej niż zwykle i dać Tatianie szansę na zauważenie gestu. Rozciągnął usta w lisim uśmiechu.
-Jak sądzisz, kłamie, czy nie? Co byś zaobserwowała? - rzucił nonszalancko, wiedząc, że Dolohov skupia się pewnie na mowie ciała mężczyzny. Była w końcu w niego wpatrzona, jak drapieżnik, jak wygłodniałe wiedzy zwierzę.
On sam nawet na niego nie patrzył. Nie musiał.
Zrobił efektowną pauzę.
-Magia jasno mówi, że kłamie. Legilimencja jest w stanie ci to pokazać. Nawet na odległość. - obwieścił powoli, triumfalnie, krzyżując spojrzenia z Tatianą.
Co z nim zrobimy, moja droga?
Miał kilka pomysłów na podejście do kłamczucha, ale Dolohov wydawała się doskonale bawić - zostawi jej trochę inicjatywy.
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Korytarz [odnośnik]25.06.21 17:27
Nie dopuszczała do siebie jeszcze myśli, nie wybiegała w przyszłość, zbyt zachłyśnięta tym, co było na wyciągnięcie ręki – gdzie leżała granica? Czy w ogóle cokolwiek było w stanie ją – ich – powstrzymać? W całym spektrum wzniosłych emocji, które z nienaturalną łatwością gnieździły się w umyśle Dolohov, wciąż nie pojawiła się myśl o tym, że miałaby wpuścić Sallowa do własnej głowy – lub też wtargnąć do jego.
Lata poświęcone na zgłębianiu oklumencji, sposobach zatrzaśnięcia własnego umysłu przed czyjąś penetracją, wpływem, zwykłą ciekawością – poświęciła zbyt wiele, by nawet dopuszczać możliwość otwarcia drzwi do głęboko skrywanych pokładów wspomnień, których bała się sama.
Była pewna siebie; być może aż za bardzo.
Słodko-gorzka woń, na tyle ciężka i gęsta, by poczuć ją na języku, później spływającą po krtani; ekscytacja nie przypominała żadnej innej, nie miała wiele wspólnego z radością, daleko jej także było do seksualnego podniecenia – w tym wszystkim potrafiła przechodzić przez tkanki ciała jak elektryzujący puls, dotknięcie skupiska magii gołymi rękoma.
A przecież dopiero wszystko było przed nimi.
Siedzący przed nimi mężczyzna nie miał tyle szczęścia – oni mieli początek, on zapewne koniec, ale o tym Dolohov zdawała się w ogóle nie myśleć. Jasne spojrzenie wędrowało po rozedrganych w niepokoju mięśniach twarzy, spojrzenie tak odmienne w spokoju od mugolskiego wyglądało niemal karykaturalnie względem sytuacji; nie trwało długo – zmieniło się wraz z kolejnym krokiem naprzód, kiedy błysk w oku zaczął przypominać spojrzenie drapieżnika, tym razem nie przyczajonego w wysokiej trawie, a stojącego w pełnym świetle, pewnego swojego zwycięstwa.
Mamrotanie wywoływało coś na skraju rozdrażnienia i irytacji – zależnie od humoru, Tatiana zwykle miała ochotę się roześmiać lub uderzyć kogoś w twarz. Tym razem iście anielski nastrój sprowadził jedynie drobny uśmiech. Chwilę później także spojrzenie, krótkie, które posłała Corneliusowi, nim uwagą ponownie nie obarczyła mugolskiego mężczyzny.
– Sam? Samiuteńki jak palec? Coś nie wierzę, kochasiu – ze względu na bełkot, odrobinę także urokliwą dla oka posturę i rysy twarzy; był w typie Angielek, wyglądem przypominając amanta filmowego grającego główne role w wojennych romansach.
Rozdygotane ciało można było tłumaczyć strachem, szybko bijące serce paniką, zwężone odrobinę źrenice i drżące usta kłamstwem.
Przysunęła się bliżej, na tyle by wyczuć smród szlamu mieszający się z niebotyczną ilością ostrej kolońskiej; ale w nieciekawej mieszance dryfowało coś jeszcze, coś co Dolohov podobało się w tym wszystkim najbardziej.
Strach.
– Naprawdę chciałam posłuchać o tej panience, panie Sallow – udawany zawód w głosie wybrzmiał wręcz teatralnie, kiedy na moment odwróciła się przez ramię w kierunku swojego towarzysza. Krótki wzrok i kiwnięcie głową wyraziło aprobatę na jego słowa, na moment zerkając na różdżkę w jego dłoni.
– Kłamstwo to brzydka rzecz. Powiedziałabym nawet, że niebezpieczna, zwłaszcza w dzisiejszych czasach; powinno się tępić takowe występki – i choć z prawem miała niewiele wspólnego, z troską o jego przestrzeganie jeszcze mniej, a kłamstwo przylgnęło doń samej już dawno temu, w tym momencie wydawało się niebywale ciekawe.
– Poprosiłam życzliwie. Nie podziałało, jak pan zaobserwował – puste formalności, które były niczym wobec narastającej ekscytacji i topniejącej cierpliwości. Chciała zobaczyć, obserwować, napawać się obrazem, w którym zanurza się w czyjejś głowie, z lekkością – Czyń honory, Corneliusie. Taki widok będzie dla mnie wystarczająco motywujący.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Korytarz [odnośnik]27.07.21 0:43
Był zbyt podekscytowany wejściem w rolę nauczyciela legilimencji, by myśleć dziś o dalszej części własnych ambicji, o nauce oklumencji i ryzykiem, które wiązało się z treningami. Może zresztą nie opanuje nigdy tej trudnej umiejętności - chciał zamknąć własny umysł, ale nie był ryzykantem i nie odważyłby się wpuszczać do swej głowy nikogo w ramach treningu. A słyszał, że właśnie to jest niezbędnym, ostatecznym krokiem. Może Tatiana uczyła się inaczej, może rozwiałaby jego wątpliwości, ale nie dzisiaj, nie dzisiaj. Dziś umierał z niecierpliwości, by samemu wejść do czyjejś głowy, na jej oczach. Zobaczyć jej reakcję, stokroć ciekawszą od wspomnień jakiegoś mugola.
Pamiętał przerażenie w oczach Deirdre, gdy przesłuchiwał tamtego lokaja, lata temu.
Po Tatianie jakoś... nie spodziewał się przerażenia. Sam nie wiedział, czego się spodziewał, ale antycypacja rozlewała się w jego sercu dziwnie ciepłym uczuciem. Uczuciem, które trwało na widok jej anielskiego uśmiechu i słodkiego spokoju, gdy oczekiwała na spektakl przemocy. Wtargnięcie komuś siłą do umysłu było wszak dla niektórych jedną z najobrzydliwszych form agresji - ale nie dla Corneliusa Sallowa. I, jak widać, nie dla Tatiany Dolohov. Nieoczekiwanej bratniej duszy z innego kraju, o innej płci, innym pochodzeniu i społecznych wymaganiach. Tatiana Dolohov nigdy nie zostanie politykiem, a obcy akcent i płeć mogą utrudniać jej prawie każdą ciekawą działalność w Anglii, ale to nic. Nic nie będzie się liczyło, gdy nauczy ją sztuki stokroć wspanialszej i ciekawszej od wszystkiego innego, co mógł zaoferować jej świat.
Cudze wspomnienia pozwalały wszak wejść do nieskończonej ilości światów, przeżywać nieskończoną ilość chwil, zasmakować tak wielu żyć.
Milczał, gdy Tatiana zastraszała mugola, który coraz bardziej pocił się ze strachu. Być może dla niektórych wyglądał jak filmowy amant, dla Corneliusa był jedynie żałosnym tchórzem.
Aby ochronić swoją mugolkę, powinieneś kłamać bardziej przekonująco - pomyślał z niecierpliwością i dziwnym żalem, który natychmiast stłumił. Wspomnienie miodowych loków i cuchnących jelit było dziś bardzo niepożądane.
Najlepiej zagłuszyć własne wspomnienia i winy tymi cudzymi. Dlatego, gdy Tatiana kazała mu czynić honory, Cornelius uśmiechnął się lisio, spoglądając pannie Dolohov prosto w oczy.
Zobaczył w nich ekscytację, a w jego własnych tęczówkach rozbłysło na moment czyste pożądanie. Maski na moment opadły, ona nie była już anielicą, a on politykiem.
Wziął nieco urywany oddech, przypominając sobie, że musi się skupić.
-Specjalnie dla Ciebie, Tatiano. - imię miękko rozbrzmiało na jego ustach, w nienagannym akcencie angielskich klas wyższych. -Teraz czas na sedno akcji, ale nasz mały wywiad był całkiem przydatny. Ludzka głowa to labirynt, a teraz wiemy już, że poszukiwane wspomnienie istnieje - że można w nim znaleźć jakąś panienkę. Drętwota. - rzucił, wciąż rozkojarzony, zaklęcie było słabe. -Drętwota! - powtórzył, wreszcie odsuwając na bok myśli o samej Tatianie. Chciał jej zaimponować i chyba się udało - zaklęcie poraziło mugola z nadzwyczajną mocą.
-Pamiętaj, by zawsze ich unieruchomić. Petryficus, Drętwota, jak wolisz. Jedno wierzgnięcie potrafi wytrącić z transu. - wyjaśnił, przytykając różdżkę do skroni wciąż świadomego mężczyzny. Spojrzał w jego nieruchome, szkliste, przerażone oczy. -Legilimens.

Drętwota na mugola o mocy >120

legilimencja, z uwagi na prywatny charakter wątku przedział wybiorę po rzucie (celuję w 71-80, ale Cornelius pobawi się dobrze z lepszym wynikiem)

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Korytarz [odnośnik]27.07.21 0:43
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 88
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz [odnośnik]27.07.21 11:49
Różniło ich tak wiele, niemalże wszystko; i wszystko w okamgnieniu znikało pod naporem siły, która miała lada chwila przepłynąć przez palce i różdżkę Sallowa, penetrując umysł wykrzywionego przerażeniem mężczyzny. To, w jaki sposób oboje spoglądali na możliwości w tamtej chwili przysłaniało konwenanse, zasady czy wyobrażenia; nie było społecznych reguł ani nawet grzecznościowych zwrotów – w obliczu legilimencji stali się sobie równi, choć to Tatiana była tą, która pragnęła przejąć od Corneliusa wszystko to, co mógł – i chciał – jej zaoferować.
Przypadki chodziły po ludziach, inni wierzyli w przeznaczenie – jej samej nie obchodziło jak i dlaczego ktoś, coś, cokolwiek, postawiło tego mężczyznę na jej drodze. Nie zamierzała się cofać.
Nie, kiedy jego słowa brzmiały niemal rozkosznie, rozlewając się po ciemnym pomieszczeniu, nakazując wznos kącików ust i przymrużenie oczu. Spektakl miał się zacząć, a ona postanowiła zostać najwierniejszym, najbardziej uważnym widzem.
Widzem był również mężczyzna zasiadający przed ów dwójką; jedynie przez krótką chwilę, kilka urywanych, ciężkich oddechów, dzikich spojrzeń i cichych westchnień domagających się wyjaśnień.
Dolohov wiedziała, że kłamie; on też doskonale wiedział. Być może dlatego pustka w zaszklonych oczach, które jako jedyne zostały pozornie żywe, była jego największym błędem. Błędem, który odzwierciedlał słodką Rosie.
Rosie o miękkiej skórze i słodkim zapachu, z zaróżowiałymi policzkami, wiosną w sercu, zielonym wisiorkiem obijającym się o obfitą pierś. Z jasnymi, długimi wstęgami włosów, smagającymi jego dłonie, kiedy sięgał jej talii, a ona dźwięczała dziecięcym wręcz chichotem.
Gdzie była teraz?
Rzeczywistość rozbiła się momentalnie kiedy dziwne słowo wpłynęło w rzeczywistość, a on stracił poczucie grawitacji, poczucie własnego ciała, być może tracił również ducha; spadanie trwało krótko, bezboleśnie, a ciemność prędko przerodziła w oślepiającą biel.
Biel sukni, tej której nie winien był widzieć; tej która otulała znajome ciało, stęsknione; ciało tej, która niedługo miała zostać jego żoną, ale teraz z udawanym oburzeniem próbowała pozbyć się go z pomieszczenia. To przynosi pecha, najdroższy.
A przecież mieli być szczęśliwym małżeństwem.
Już niedługo.
Pierścionek błyskał na jej palcu; ten, na którego pracował wiele miesięcy, od świtu do zmierzchu, ale i tak wiedział, że zasługiwała na lepszy. Taki, który doceni jej matka, przyjaciółki pochwalą, a obce kobiety będą zazdrościć.
Jak bardzo starał się być kimś lepszym, niż w rzeczywistości był?
W rzeczywistości bezwładnego ciała, bycia pod całkowitą kontrolą, czyimś wpływem. Pod dłonią czarodzieja, pod wygłodniałym spojrzeniem obcej kobiety, która z ów obrazka wydawała się spijać okrucieństwo namalowane w jakże subtelny sposób.
Magia drgała w powietrzu, osiadała na skórze, muskała nerwy niczym wilgotnymi językami, a ona wciąż, z odrobinę rozchylonymi wargami, uśmiechała się lisio.
Tatiana Dolohov balansowała na niebezpiecznej granicy podniecenia i euforii.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Korytarz [odnośnik]27.07.21 21:17
88+30=118 (pozwala na zawsze zmienić lub wymazać dowolne wspomnienie)

Z łatwością wślizgnął się we wspomnienia mugola - umysły niemagicznych zawsze opierały się słabiej, niż głowy czarodziejów. Uwielbiał w nich buszować, było to takie łatwe. Nawet całonocny seans z Laylą przed laty nie zmęczył go tak, jak powinien - legilimencja pochłaniała mnóstwo energii, ale siedzenie w głowie byłej kochanki było w sadystyczny sposób przyjemne. A przecież kilkanaście lat temu był mniej doświadczony, teraz opanował legilimencję o wiele lepiej. Na tyle dobrze, że rzucił zaklęcie z mocą, która pozwalała mu niemalże spętać wspomnienia mugola. Nie tylko je przeglądać, co nimi manipulować.
Doskonale, Tatiana będzie miała prawdziwy spektakl.
Zaczął szukać ważnej dla mężczyzny dziewczyny, z łatwością odnajdując wspomnienie z białą suknią. Rosie, radość, nadzieja, zostanie jego żoną... Przez moment poczuł emocje legilimentowanego, jego szczęście, słodycz tego wspomnienia.
A później skupił się na własnym ja, chcąc zatruć pamięć o Rosie uczuciami i zmienionymi faktami, które wplecie tutaj on sam, Cornelius Sallow. Władca tego umysłu, przynajmniej na kilka chwil.
Nie miał zbyt wiele czasu, nie chciał spędzać w głowie mugola godzin, ale szczęśliwie wybrał dość strategiczne wspomnienie. Moment, w którym mężczyzna po raz ostatni widział Rosie. Cornelius przypomniał sobie o własnym zerwaniu z Deirdre i twarz Rosie zastygła nagle w pogardliwym grymasie - podobnym do tego, który Sallow widział niegdyś u byłej narzeczonej.
-Nic z tego nie będzie, nic z nas nie będzie. Weź ten pierścionek! - krzyknęła Rosie. Nie odpychała już narzeczonego przekornie, dla żartu, a agresywnie, tak jakby chciała się go pozbyć na zawsze nie tyle z pokoju, co z własnego życia. Deirdre nigdy nie oddała Corneliusowi pierścionka, ale Sallow widział na tyle podobnych wspomnień u innych, by wpleść tutaj własną inwencję twórczą. Tchnął w umysł mężczyzny całą własną gorycz, cały własny żal, aż uznał, że już dość, że myśli pokrywa żałość i czerń.
Wtedy się wycofał.
Finite Incantatem.
Mugol płakał. Z bólu wywołanego legilimencją, ale nie tylko.
-No? Co powiesz nam o Rosie? - zagaił Cornelius, a twarz mężczyzny wykrzywiła się w nagłym gniewie.
-Ta zdradziecka... nie ma o czym mówić! Po co pytacie?! Sami po nią idźcie! Zróbcie to j e j, nie mnie! - warknął, a Sallow spojrzał na Tatianę triumfalnie. Zadarł do góry podbródek.
-Rozumiesz, co właśnie zrobiłem? - zapytał z prowokującym uśmiechem.
Mugol mógł słyszeć, już wszystko jedno. I tak nie przeżyje, albo potraktują go Oblivate. Zależy od preferencji panny Dolohov.
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Korytarz [odnośnik]27.07.21 21:56
Spektakl jak prawdziwe dzieło sztuki.
Pełen barw, jaskrawych świateł, błyskających fleszy; nie tych na scenie, a plątających się w dziko zmrużonych oczach, pośród półmroków i zakurzonych cieni korytarza nokturnowskiej kamienicy. Nijak przypominało to teatralne włości, a mimo to Dolohov czuła się tak, jakby doświadczała prawdziwej maestrii; namacalnej, tętniącej życiem – takim, który Sallow trzymał w garści.
Wilcze spojrzenie wciąż badawczo przyglądało się zastygłym w bezruchu rysom twarzy, desperacko błądzącym po pomieszczeniu oczom, które wraz z ruchem Corneliusa, wypowiedzeniem słodkiej inkantacji i wypuszczenia magii, przedarcia się przez nią przez bramy umysłu, pociemniało. Później wywrócone gałki w upajającej wręcz ciszy poprzedziły całą masę plugawych czynów.
Wspomnienia przesypywały się jak piasek przez palce, jak wprawiona w szaleńczy ruch klisza filmu; Sallow był reżyserem, kontrolerem, panem całej pustyni nijakich wspomnień nijakiego mężczyzny. Jak wiele możliwości dawała mu legilimencja? Jak wiele mógł dzięki niej uzyskać, nie mówiąc o samej rozkoszy posiadania takiej władzy?
Chyba właśnie w tym momencie zaczynała naprawdę rozumieć, jak bardzo pociągające mogło być zawładnięcie czyimś umysłem. I dlaczego to właśnie Czarny Pan był najzdolniejszym legilimentą.
Pastelowe kolory, oślepiająca biel, później wrzaskliwa purpura gniewu; nieprawdziwego, stworzonego na potrzeby własnego kaprysu, popisu, który czarodziej zdecydował się ofiarować nadgorliwej czarownicy; mężczyzna zasiadający na krześle w okamgnieniu stawał się innym człowiekiem, choć w dalszym ciągu nie poruszył nawet najmniejszym palcem.
Kiedy słodki trans zniknął, niemal poczuła tęsknotę. Język zwilżył wargi, zupełnie tak jak gdyby oblizywała się ze smakiem; dłoń zawędrowała do własnej, unoszącej się niespokojnie piersi, ciężkie niesamowite uleciało z kobiecych ust.
Minęła dłużej niż chwila, nim zaszczyciła Corneliusa spojrzeniem; przez niemal niekończące się ułamki sekund obserwowała dyszącego wściekle chłoptasia, jego reakcje, zagubione spojrzenie skryte za kotarą gniewu, być może desperacji, finalnie beznadziei. Ludzki upadek był upajający, rozkoszny. Cała gama wzniosłych odczuć, ni tych pospolitych, karmionych alkoholem, używkami czy splecionymi ciałami – to, co Tatiana czuła każdym skrawkiem skóry, każdą komórką, każdym kolejnym oddechem przesiąkniętego strachem powietrza, było czymś więcej.
– Doskonałe, spektakularne – to co uczynił, to co potrafił, to, czego miał nauczyć i ją. I chyba po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę chciała – była gotowa – poświęcić wiele, by posiąść taką potęgę. Podziw w głosie był szczery, tak odległy od udawanego, którym zaszczycała ludzi na co dzień. Faktyczne przejęcie wibrowało w każdej zgłosce kiedy jasne spojrzenie wciąż pozostawało intensywne, jakby nie otrząsnęło się jeszcze po wybitnie przejmującym widowisku.
– Nie pożałujesz, Corneliusie. Swojej chęci i czasu – by przekazać jej wiedzę; niezrozumianą, strachliwą, spychaną na bok przez tak wielu. Być może faktycznie byli, w paradoksie okrucieństwa, czymś na kształt pokrewnych duszy.
Cicho wypuściła powietrze spomiędzy warg, łagodnie, jakby z dziwnym spokojem. Mężczyzna zasiadający przed nimi wciąż próbował uwolnić ręce, jednak z dużo mniejszym zapałem; być może faktycznie wszystko było mu już jedno.
– Może po prostu oddamy pana na ulicę? Nokturn się nim zajmie. Mnie się już nie przyda, ale nie chcę brudzić sobie podłogi, to wiekowy mahoń, sam pan rozumie, panie Sallow – ostentacyjne, krótkie spojrzenie na zakurzoną posadzkę kontrastowało z powagą całej sytuacji – ale Tatianie Dolohov naprawdę obojętny był los fałszywie skrzywdzonego przez niejaką Rosie kochasia. Kilka nokturnowych zaułków wystarczająco mogło się nim zająć, by mogli mieć go z głowy.
Niewygodę z głowy, zadowolenie na języku, uśmiech na ustach; sukces należało opijać.
- Otworzę szampana, Corneliusie - toast za doskonały spektakl, za początek ich wspólnej drogi. Wraz z niemal euforycznym uśmiechem odwróciła się na pięcie, niedługo później klatką schodową wracając na parter.

zt serce



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Korytarz [odnośnik]18.08.21 2:54
Legilimencja pozwalała wyostrzyć wrażliwość na detale - albo wymagała jej od samego początku, właściwie to już nie pamiętał. Pedantyzm i pilność z pewnością pomogły mu rozpocząć naukę, ale to doświadczenie nauczyło go zwracać uwagę na kluczowe szczegóły. Oglądanie cudzych wspomnień było męczące i czasochłonne. Trzeba było nauczyć się wybierać te najważniejsze i wyciągać z nich wszystko, co się dało. Zanurzenie się w czyjąś pamięć dawało dostęp do dosłownie wszystkiego - zdarzeń, emocji, skojarzeń. Opowie o tym wszystkim Tatianie. Nauczy ją oddzielać siebie od kogoś. Nauczy ją wyławiać to, co istotne. Wysnuwać trafne wnioski o cudzym życiu na podstawie wykradzionego kwadransa. Migawka potrafiła dać równie wiele informacji, co rok. Ale zanim opowie o tym wszystkim pannie Dolohov, pokaże jej, jak wiele może zmienić jeden detal. Jedna scena. Jedno zmanipulowane wspomnienie. Nie potrzebował przecież więcej. Wybrał strategiczny moment, nasycony emocjami. Wymodelował go, zepsuł - i oto w jednej chwili runęły całe podwaliny związku mugola z jego ukochaną. W duszy poczuł trochę politowania, a trochę drwiny dla swojej ofiary i dla wszystkich istot ludzkich. Czy naprawdę tyle wystarczyło, by wszystko stracić, by we wszystko zwątpić? Lata budowanej relacji - wszystko w gruzach z powodu fałszywego wspomnienia? Jak widać - tak.
Zresztą, przeżył to sam. Deirdre, wielka miłość, wielka zdrada.
Takie doświadczenia - własne i cudze - kazały wątpić we wszystko. Liczyć tylko na siebie.
Wyprostował się i obrzucił przeciągłym spojrzeniem mugola. Na twarzy mężczyzny malował się nie tylko fizyczny ból, jak zwykle w przypadku wtargnięcia do czyjejś głowy, ale też głębszy rodzaj cierpienia i czysta rezygnacja. Uśmiechnął się wilczo i triumfalnie odwrócił w stronę Tatiany.
Też to widzisz? - spytał, chyba bezgłośnie. Wyczytała pytanie w jego spojrzeniu. A on usłyszał z jej ust - zobaczył w jej oczach? - bezbrzeżny zachwyt, niesamowite. Skrzyżowanie spojrzeń, chwila współdzielonej ekstazy. Widział już, że rozumiała. Że pragnęła tego tak samo jak on, źe dzięki temu spektaklowi jeszcze dobitniej pokazał jej, iż legilimencja jest czymś więcej niż metodą wyciągania informacji. Nieograniczony dostęp do czyjejś psychiki - czysta władza, upajająca, uzależniająca.
Nie wszyscy to rozumieli - ku niezrozumieniu Corneliusa, niektórzy koledzy i koleżanki po fachu traktowali swoją umiejętność czysto instrumentalnie, nigdy nie sięgając po pełen potencjał legilimencji. Dystansowali się, a dystans utrudniał… pełnię wiedzy. Teraz, patrząc na Tatianę, rozumiał już, że jej podobny dystans nie grozi. Że połknęła haczyk, że w jej oczach błyszczy już głód uzależnienia, a z takim nauczycielem jak on - nie zawaha się sięgnąć po pełny potencjał ofiarowany przez legilimencję.
Mgnienie sekundy i zrozumiał to wszystko. Jak widać, swoją uczennicę potrafił czytać nawet bez magii, albo to ona celowo obnażyła przed nim własne pragnienia. Pozwolił jej obserwować młodzieńca jeszcze przez chwilę. Wspólnie upajali się triumfem, dopóki Tatiana nie była gotowa oderwać wzroku od chłopaka. Wtedy Cornelius uśmiechnął się szeroko do swojej pokrewnej duszy.
-Och, Tatiano, przecież wiem, że nie pożałuję. - roześmiał się ze szczerą sympatią. -Ty też nie. Zobaczyłaś dziś, po jaką moc sięgasz - a ja w tym, że doceniasz jej potencjał. Nasza współpraca będzie bardzo… owocna. - z pozoru niczego dziś od niej nie wymagał, to on tutaj działał, ale jej reakcja utwierdziła go w przekonaniu, że będzie wspaniałą uczennicą.
-Doskonale rozumiem. I bądźmy na ty. - przypomniał łagodnie. Przekroczyli dziś pewną granicę, wspólnie. -Znasz Nokturn lepiej niż ja, Tatiano - jeśli jesteś pewna, że Twoi sąsiedzi dobrze zajmą się naszym gościem, faktycznie się z nim pożegnajmy. - uśmiechnął się szyderczo. Podtrzymał jeszcze spojrzenie Tatiany, jakby chcąc się upewnić, że jej sąsiedzi (jak dziwnie myśleć o tym, że tak wykształcona i urodziwa panna mieszka w towarzystwie zbirów… kiedyś spyta ją dlaczego, ale jeszcze nie dzisiaj…) skutecznie wyeliminują mugola. Zwykle nie ryzykował wykrycia i wymazywał eksperymentom pamięć - zwłaszcza, gdy sam był uczniem, gdy legilimencja była nielegalna, gdy ćwiczył na mugolach pod okiem mentora, świadom legalnych konsekwencji. Teraz na ulicach panował jednak nowy porządek, problemy faktycznie… znikały same. A on mógł świętować.
Szarpnął bezpardonowo mugolem i wypchnął go za drzwi - wciąż obolałego, bezwładnego, oszołomionego. Cornelius zamknął szybko drzwi - w samą porę, bo ich ofiara, kierowana chyba syndromem sztokholmskim, zabębniła kilkukrotnie w drzwi. Sallow przewrócił oczyma.
-Napijmy się w salonie. - zaproponował z promiennym uśmiechem, nie chciał już słyszeć tego mugola. Chciał skosztować szampana i słuchać już tylko słodkiego, rosyjskiego akcentu Tatiany.

/zt :pwease:


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Korytarz [odnośnik]06.09.22 22:21
27 IV 58
wyskakujemy z szafki, przenosimy się z Kent

Charakterystyczne szarpnięcie w okolicach pępka było zwiastunem końca – tego felernego pojedynku, ich wizyty w Kent, każdej kolejnej minuty spędzonej w niepewności i drażniącym bólu. To zupełnie nie tak miało wyglądać. Nie tak mieli pozbyć się – prosto, łatwo i przyjemnie – uciekinierów z Hythe, nie w taki sposób pojawić się w jej mieszkaniu, nie w takim stanie. Czuła własną krew wewnątrz ust, czuła jak nogi niemalże wleką się za nią i jak migrena osiąga swoje apogeum, kiedy świstoklik przenosił ich z obcego hrabstwa aż do centralnego Londynu. Ściskała dłoń Drew, choć kiedy kolana spotkały się z drewnianą posadzką, wylądowała obok Macnaira, wypuszczając spomiędzy warg ciężki kaszel. Krótko splunęła nawet zabarwioną czerwienią na podłogę, mrużąc oczy i powoli przyzwyczajając się do ciszy, która wyciszała dudnienie w uszach.
Kapitan był zlekceważonym przeciwnikiem; być może była zbyt pewna siebie, być może rozproszona, niedostatecznie skupiona – to wszystko było nieistotne, nie teraz, nie w momencie, w którym w końcu znalazła się wewnątrz własnego mieszkania.
Drew z nią.
I ten przeklęty zdrajca również.
Była w stanie podnieść się dopiero po jakimś czasie, choć dostrzegła dwie sylwetki szybciej, kiedy jeszcze ciało witało się z podłogą, niemalże utęsknioną w stanie, w jakim się znalazła.
– Pierdolone Kent – wymamrotała chrapliwie do samej siebie, podnosząc się, niemal jak w zwolnionym tempie, kiedy Macnair wciąż przytrzymywał kapitana, a papierośnica leżała gdzieś z boku. Sięgnęła po nią, chowając przedmiot do kieszeni płaszcza, a później cofnęła się pod ścianę, z trudem i ostrożnością, spotykając w końcu plecy z nawierzchnią, która pomogła jej podnieść się do pionu. Dłoń wciąż zaciskała się na różdżce, a koniec tej wymierzony był w mężczyznę – sprawcę całego tego zamieszania, misję, irytującego robala, który w końcu miał wyśpiewać im wszystko. Lub zginąć. Kolejność przestała ją tak naprawdę obchodzić.
Magia wciąż sprawiała jej trudność, czuła to niemalże pod skórą, choć przywołanie krzesła z drugiego końca korytarza nie było wyzwaniem; mogło się nadać, by unieruchomić na nich ich krótkoterminowego jeńca.
– Czyń honory, Drew – brzmiała sykliwie, cicho, choć spojrzenie zdradzało determinację wychodzącą poza granice bólu.
Nie miała siły, ale to nie było teraz ważne. Nie było na to czasu. Musieli działać, póki kapitan nie wpadnie na kolejny z samobójczych pomysłów.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Korytarz [odnośnik]15.09.22 23:43
Nigdy nie lubiłem świstoklików. Paskudne szarpnięcie i finalne, twarde lądowanie działało mi na nerwy, jednak w tej sytuacji nie było innego wyboru. Rzecz jasna mogłem obezwładnić kapitana i pozwolić Tatianie udać się wraz z nim do mieszkania, a samemu dotrzeć tam pod swą ulubioną postacią, ale była na to zbyt słaba. Jeden zły ruch mógł sprawić, że cwany lis wydostałby się spode zaklęcia i zadał ostateczny cios. Sam był mocno pokiereszowany, lecz w takiej chwili działa się pod wpływem adrenaliny, która niejednokrotnie dowiodła o swej sile. Nie wiedzieliśmy jakie miał zdolności, nie sprawdzaliśmy jego przeszłych walk – mimo wszystko wiadomym było, iż jego pozycja nie była przypadkowa. Musiał do niej dojść za pomocą kontaktów tudzież siły. Stawiałem na to drugie.
Wyprostowałem się z różdżką wycelowaną wprost w mężczyznę. -Petrificus Totalus- wypowiedziałem gładko nim zdążył chociażby się zająknąć. Instynktownie przeniosłem wzrok na kobietę i zmierzyłem ją od stóp do głów. Nie wyglądała dobrze; liczne rany oraz krew zwiastowały dłuższą rekonwalescencję, jaka w swym programie z pewnością nie posiadała przesłuchiwania schwytanego wroga. Przesunąwszy ręką wzdłuż brody zastanowiłem się nad najlepszym wyjściem z sytuacji – przenieść pojmanego w inne miejsce, czy działać tutaj i mieć ją na oku? Pomoc uzdrowiciela zdawała się być niezbędna, moje umiejętności nie sięgały choć podstaw czarów leczniczych, więc choćbym chciał, to nic nie byłem w stanie zrobić. -Jak się trzymasz? Jesteś w stanie posłać sowę?- spytałem w chwili, gdy przesunąłem stopą różdżkę mężczyzny pod siebie. -Któżby pomyślał, że Dolohov pozwoli się sprać na kwaśne jabłko- wygiąłem wagi w lekkim uśmiechu, który daleki był od szyderczego. Pokazała ducha walki, odwagę i motywację wszak mogła skorzystać z papierośnicy, gdy tylko sytuacja stała się patowa, żeby nie powiedzieć paskudna. Sam wyszedłem właściwie bez szwanku, lecz niewiele brakowało, abym musiał targać nie tylko kapitana, ale i truchło towarzyszki. Na szczęście w porę udało się opanować ciskane w nas zaklęcia.
-No, no, kolego- rzuciłem kucając przy licu pojmanego. Chwyciłem jego brodę między palce i przechyliłem głowę w jedną i drugą stronę. Przyglądałem się mu, patrzyłem prosto w przestraszone oczy. Czekałem tylko, aż zmoczy spodnie, śmierdziało od niego parszywym tchórzostwem. Bez zastanowienia wymierzyłem cios w jego brzuch, po czym skierowałem pięść na żuchwę. -To za koleżankę- odparłem z przekąsem licząc, że tryśnie krew, szmaragdowy płyn, którym bez mojej pomocy by się zadławił. -Zaraz opowiesz mi o wszystkim, szybko i konkretnie. Zmarnowaliśmy na ciebie i twoich cholernych podwładnych zbyt wiele czasu- splunąłem tuż obok jego głowy.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Korytarz [odnośnik]19.09.22 18:45
Ciężka gula w gardle nie odpuszczała, sprawnie odbierając jej możliwość swobodnego oddechu; dyszała, łapała tlen niemalże desperacko i zdecydowanie za szybko, nawet jeżeli zagrożenie – pozornie – zniknęło. Była w swoim domu, we własnych czterech ścianach, bezpieczna i wciąż żywa, choć głowa płatała jej figle. Bolała, wirowała, wciąż gościła w sobie strach, irracjonalny i uporczywy, z którym ciężko było walczyć.
Ciało drżało z powodu wycieńczenia i ran, gdzieniegdzie sączyła się ciepła krew, choć zupełnie tego nie czuła, nie widziała, bo szybko wsiąkała w ubranie. Trudno było jej podciągnąć nogi w pobliże brody, choć finalnie to zrobiła, ramię wciąż pozostawiając wyciągnięte.
Dygoczące i przedłużone za pomocą różdżki; ta wciąż skierowana była na sylwetkę kapitana. Też był pokiereszowany, też zmęczony, i też widziała wściekłość w jego oczach – desperację, żal, może furię zmieszaną z przerażeniem; to już było nieistotne.
Żałowała tylko, że sama nie może wykończyć go w najgorszy z możliwych sposobów – powolny.
Macnair wypowiedział zaklęcie, a jego inkantacja, choć nieskomplikowana, dostarczyła jej wiele satysfakcji; zdawało jej się, że widzi jakby w zwolnionym tempie, jak ciało kapitana sztywnieje, oczy zalewa szok zmieszany z wycieńczeniem. Stąd nie mógł już im uciec, nie mógł zdobyć przewagi, nie mógł zawołać kogokolwiek do pomocy. Był zdany tylko na nich – w zasadzie na Drew, któremu w udziale miało przypaść to co najlepsze. Mało w tym było personalnej zemsty, choć przez sam fakt, że mężczyzna wcale nie był łatwym przeciwnikiem, koniec smakował dużo lepiej.
– Ta – mruknęła tylko krótko, krzyżując spojrzenie z Macnairem, kiwając też lekko głową w ramach potwierdzenia; podnosiła się długo i ociężale, finalnie jednak prostując nogi i przy ścianie korytarza przesuwając się do pomieszczenia obok – Dobrze jest mieć cię u boku, Romeo – skomentowała, darując sobie niepotrzebną frustrację; na zakrwawionej wardze pojawił się za to lekki uśmiech, spojrzenie naprawdę było wdzięczne, choć duma zwyczajowo kazałaby jej kręcić nosem z uwagi na własną porażkę.
Nie było na to czasu, nie było też sensu – gdyby jej nie pomógł, mogłaby już nie żyć.
Na moment zerknęła jeszcze na spetryfikowanego mężczyznę, nim nie zniknęła za ścianą pomieszczenia obok – dosięgnięcie niedużego biurka, pochwycenie skrawka pergaminu i pióra nie było trudne, choć nakreślenie zrozumiałych słów było wyzwaniem dla drżących palców. Brudnych, w kilku miejscach od własnej, skrzepniętej krwi, pobrudziły dół kartki z krótkim listem. Później wsunęła je w usta, gwiżdżąc głośno i przywołując do siebie sowę.
Do Cassandry nie było daleko, Ivan znał drogę, a ona potrzebowała pomocy.
Ponownie przeszła przez pomieszczenie, wracając do korytarza, gdzie Drew mógł bawić się w najlepsze z ich nowym znajomym.
– Wybacz, ale musiałam zaprosić jeszcze kogoś do naszego małego trójkąta – mruknęła, opierając plecy o ścianę i starając się nie zamykać ciężkich powiek.

moja żywotność 57/216 -> 26% (114 tłuczone, 26 podduszenie, 19 psychiczne)



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach