Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]07.03.21 13:58

Korytarz

Nic wymyślnego, nic niezwykłego. Długie, wąskie pomieszczenie prowadzące do obskurnych izb. Stare ściany ozdobione przeszłością, na ścianie rdzawy zegar, który dawno przestał odmierzać czas, a pod stopami szorstki kawałek dywanu. Zakątek pusty, niezagracony. Dziesiątki głosów wchłoniętych w odchodzące kawałki farb, pojedyncze obrazki portowego malarza zakrywają wgniecenia agresywnych pięści. Na samym końcu korytarza znajdują się drzwi do ponurej sypialni. Przy głównych zaś stoi metalowy stojak na parasole - żaden z nich nie należy do Philippa, wszystkie zdają się pamiętać o deszczowych przygodach dawnych właścicieli mieszkania. Czasem jakiś niuchacz przebiegnie przez korytarzyk, czasem pod stopami zaskrzypi podłoga.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Korytarz [odnośnik]11.03.21 9:56
10 X

Będę musiał na nią spojrzeć, objąć ją i skłamać. Najpierw właduję się do ciasnego mieszkania, inaczej niż wcześniej. Tym razem zapukam, bo przecież nie wiadomo, kto może stać za drzwiami, tym razem samowolnie nie rozgoszczę się na kanapie i nie zacznę rozbierać się już na progu. Sporządzam krótką listę, jakbym szedł na zakupy, pouczony, by nie wkładać do koszyka żadnych niepotrzebnych produktów, bo to źle się skończy. Problemami na koniec miesiąca, zmarnowaną żywnością albo kilkoma nowymi ciałami. Chuj ze mnie, pierdolę, że jej współczuję, a tak naprawdę cały czas wisi nade mną wizja, jak padam trupem, bo przecież chcę dobrze.
Taa, dla siebie.
W zanadrzu zostaje mi już tylko kilka dni, później nawet moim czasem będzie rządzić ktoś inny, więc jak nigdy spinam się, aby wszystkie kwestie wymagające domknięcia - zamknąć. Tak już na amen, wyklepać pacierz, przeżegnać się podczas ostatniej modlitwy na bierzmowaniu, tyle, znikam, jakby nigdy mnie tu nie było. Philippa już raz próbowała to zrobić, wypchnąć mnie za próg, odrzucić i... teraz wiem, że powinienem jej na to pozwolić. W jednym, w czym mój ojciec na pewno miał rację, to że bratanie się z pospólstwem przynosi konkretne konsekwencje.
Mi zaczyna zależeć, a to się na mnie zemści.
I na niej. I na Bojczuku. Oby gnoja dzisiaj nie było, niech lansuje się w balecie, w którym niedługo przy jego obrazach, zawiśnie też jego głowa. Turpizm jest dość lansowany w naszych kręgach, ale ja przecież go ostrzegałem. Nie chciał słuchać. Czy go winię, nie. Ja też nie chciałem, zawsze kurwa, myślimy, że wiemy lepiej, a później pieścimy się nad sobą i swoimi błędami. Zakreślam je w czerwone kółko, jak robią to profesorowie w Hogwarcie, ma razić w oczy, kłuć i ostrzegać. Tylko że to już nic nie da: moje potknięcie, to nie będzie wcale wydziedziczenie, to będzie śmierć. I niech to sobie kurwa brzmi tak wspaniale i podniośle, choć naprawdę to nadmuchana i pompatyczna fraza, którą usiłuję podciągnąć sobie morale. Trzy powtórzenia i opadam z sił, a kiedyś na belce potrafiłem zrobić i ze trzydzieści. Nawet nie patrzę w lustro, kiedy myję twarz, bo boję się, że zobaczę obcego, który mi się nie spodoba. Mógłbym go zbić, a i tak wyglądam już gorzej, na samą myśl o tłumaczeniu i pytaniach, jakie padną i jakie zadam, wszystkie moje decyzje podchodzą mi do gardła. Czuję, jakbym połknął żyletki, domorosły  cyrkowiec, co igra z ogniem i trwale uszkodził się - już przy pierwszej próbie zabłyśnięcia. Mam dla niej wyprawkę, która mogłaby być dla młodej matki, a będzie dla kobiety, która wojnę musi przetrwać sama. Nie pieniądze, za pieniądze nic teraz nie kupi, śmieszne, jak złoto traci na wartości, a sklepowe wystawy świecą pustkami. U cukiernika za ladą pysznią się trzy torty, a żaden z nich nie jest tak strojny, jak były ciasta ze zwykłej piekarni jeszcze przed paroma tygodniami. Osobiście szykuję jej paczkę, ze spiżarni dobierając produkty, które mogą się przydać. Dwa pięciokilogramowe wory ziemniaków, blaszana puszka ze zbożową kawą, dynia, parę główek kapusty, trzy kilogramy zmieszanych kasz, słój z mąką, trochę warzyw - mniejsza skrzynka z marchwią, rzepą i pietruszką, butelka spirytusu. I na to wszystko trochę delikatesów, o jakie wcale nie prosi, ale wiem, że jej przydadzą się bardziej, niż mi. W osobny koszyk pakuję mięso, cielęcinę i kaszankę, starannie owinięte w lniane ściereczki i dokładam tam jeszcze dwie butelki rumu i kilogram cukru. Kłamliwie osłodzę jej życie, prawda? Uspokoję sumienie, zagłaskam je i powiem: zobacz, ile dla niej zrobiłem.
Lewitująca skrzynia wzbudza zainteresowanie sąsiadów, których nieszczęśliwie spotykam na klatce schodowej w liczbie trzech. Staruszek, który cierpi z powodu braku bimbru i zażywana kobieta z małym dzieckiem, które nieustannie siąka nosem. Robi mi się szkoda chłopca, więc uszczknąłem trochę z tego cukru i daję mu kostkę. Jemu świecą się oczy, a matka patrzy łakomie na moje pakunki, więc zawijam się i dla niepoznaki idę z nimi jeszcze dwa piętra wyżej, głośno tupiąc na schodach.
-Philippa - witam się z nią niezręcznie, gdy otwiera mi drzwi. W rękach ściskam koszyk w jutowym worku, obok stoi skrzynka. Nie mam rąk, żeby się z nią przywitać, uśmiecham się więc, drażniąc swoje gardło o ostrza - przepraszam - szepczę do niej, powoli odstawiając wszystkie dobra w zagraconym przejściu i dopiero teraz zwracając się do niej, także po przejściach - nie byłaś sama, prawda? - pytam, obejmując ją jakoś inaczej, niezgrabnie.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Korytarz 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Korytarz [odnośnik]25.03.21 17:30
Jak jeden punkt, nieco drżący, na ścianie ciągnących się do chmur okien, balkonów, firan i rynien. Od podwórza tak nie wiało. Pod nią echem rozpuszczał się krzyk dzieciaka patykiem próbującego trafić w dobrze dobrane szkło. Bezskutecznie. Tym razem nie szczekał pies i rozgrzane do czerwoności babsko nie ganiało za chłopem. Nie było spranych w taniej barwie sznurów ubrań, a jedynie kałuże za balustradami i wilgotne ślady na parapetach. Dwie stopy skryte pod stanowczo zbyt dużymi skarpetami prawie stykały się z krawędzią mokrej plamy. Stała, nieobecna, senna, chłodna. Luźne szmaty próbowały obronić ciało przed jesiennym zachmurzeniem. Palce zacisnęła na metalowej strukturze, a pod pazurami zebrała się rdzawa kruchość. Ściągnęła ją w tak mechanicznym ruchu, sztywnym, prostym, jedynym przy ciele tak napiętym, choć jednocześnie gotowym paść przy większym podmuchu wiatru. Przez otwarte okno wdzierało się zimno, nagie łydki zadrapane przez temperaturę ani drgnęły. Tkwiła zamyślona, z wysuszonymi ustami i bladym czołem, zaczerwienionymi dłońmi i ściskiem w klatce piersiowej, do którego zaczynała się przyzwyczajać. Nochal wysunął łeb i poszerzył sobie bardziej przejście. Łapą wkroczył na szorstką podłogę balkonu, a kiedy namoczył sierść, wzdrygnął się i wycofał. Zaszczekał dwa razy, a potem przytknął nos do powiewającej lekko spódnicy. W ciasnej przestrzeni byli przy sobie i jednocześnie bez siebie. Powoli obróciła głowę i pochyliła się do psa. Wołał ją do siebie. Dłoń ułożyła na jego ciepłym, kudłatym łbie. Pogłaskała lekko i przeciągnęła kąciki ust do uśmiechu. – No już, idziemy do środka – zdecydowała, prostując zaraz ciało. Odwrócona plecami do zaklętego między kamienicami podwórza, zeszła na ziemię. Domknęła drzwi i przekręciła stary mechanizm. Przeciągnięte za bardzo zasłony natychmiast przygnały do salonu ciemność. Zadowolony z siebie Nochal postanowił skorzystać z tego małego sukcesu i głośnym tupotem łap pognał do kuchni, pysk co rusz obracając w stronę Philippy. Głodny, bardzo sugestywny. Podążyła zaraz za nim, choć nie tak energicznym krokiem, ale bez zbędnego ociągania. Czekał już przy misce. Dwa ogony merdały ochoczo, a lekko przechylony łeb wyłapać miał każde drgnięcie. Od kilku dni był czujny, jeszcze bardziej atencyjny, nie pozwalał jej na dobre zakotwiczyć się w tym ponurym zamyśleniu. Odpływała niestety zbyt często, jak na kogoś, kto na dobre osiedlił się we własnym porcie. Obecna i nieobecna, pozbierana i nieporozbierana.
Wytrząsnęła z puszki resztki psiego żarcia. Ślina spłynęła z włochatego pyska i kapnęła na wysłużone deski. Dorwał się dziko, chętnie, o wiele chętniej od barmanki, która w nieco lepszej perspektywie mogła liczyć na kilka ususzonych szprotów i kaszę. Na co obfite kieszenie napiwków, skoro półki w porcie płakały opustoszałe, a wszystkie lepsze dostawy docierały do ścisłego centrum. Tego lepszego Londynu, tego zbrukanego bogactwem i wysokim nazwiskiem. Kurwa mać. Wyprostowała kolana i wstała, odchodząc kawałek. Do drzwi przyciągnęło ją pukanie.
W drzwiach żeglarz, pirat, lord, przyjaciel. On i skrzynie tajemniczej obfitości. Kosz skarbów i twarz inna niż zwykle. Jeszcze nie próbowała zgadywać. A może nawet nie musiała – Wchodź, Morgan – wymruczała, otwierając szerzej drzwi. Za nim zatrzasnęły się zbyt głośno. W nosie miała potarganą sąsiedzką ciszę. Jej własna była wystarczająco upierdliwa, chciała ją jakoś przerwać. Z nim nie zamierzała milczeć. Pakunki uwolniły go, pozwalając im jeszcze raz się zjednoczyć. Objęła go mocniej ramionami, choć była pewna, że nie ma wielu sił. – Nie byłam, ale to było podłe – czy może ja byłam podła? – Cięższe niż się spodziewałam – wydusiła w jego pierś, wdychając zapach… czego? Czym pachniał Francis? Złotem? Francuskimi perfumami? Wiśniami na wielkich tortach? To chyba nieważne. To był on. Nie czuła potrzeby, by milczeć za mocno ściśniętymi ustami i udawać, że wcale nie przeżyła czegoś… bolesnego. Nie puszczała go, choć oderwane od jedzenia stworzenie domagało się czułego powitania.
Możesz zostać dłużej? Naprawdę na dłużej? Nie idź tak szybko.



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 04.04.21 20:18, w całości zmieniany 1 raz
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Korytarz [odnośnik]29.03.21 23:04
Brudną klatkę schodową mógłbym widywać codziennie, gdybym tylko starł sobie więcej odwagi podczas rozdzielania przydziałów zalet. Co z tego, że śmierdzi tu gotowaną kapustą i czasami też daje szczynami, raz na miesiąc w ramach sąsiedzkiego obowiązku chwytałbym się za miotłę, mopa i czyścił schody, a później brał szmatę i ścierałbym nawet poręcze schodów. Policzyłem drzwi na piętrze i tak to właśnie wypada. Raz na miesiąc. Albo i rzadziej, bo przecież mieszkalibyśmy we trójkę, z Bojczukiem i Filipą - chyba że rozdzielilibyśmy obowiązki tak, że mycie klatki faktycznie byłoby moje. Trochę obrzydliwe, ale zaraz sobie przypominam, że dwa piętra niżej mieszka alkoholik, który wali chyba denaturat i non stop rzyga pod siebie. Jego zaschniętych wymiocin wolałbym się nie tykać, nie wiadomo, co tam za zaraza siedzi, a ten segment, ten segment jest porządny. Najgorszego to bym się po Johnym spodziewał, ale Bojczuk to Bojczuk. Czego się nie robi dla przyjaciół.
Nie zdradza się ich.
Zagryzam boleśnie wargę, zatrzymując swoją dłoń na zimnej gałce od podrapanych drzwi. W obszarpanym ubraniu i ze strapioną miną, jeśli padnę trupem, wywiozą mnie gdzieś do zbiorowej mogiły. Dziś nie mam przy sobie dokumentów, na co mi? Gdyby mnie zatrzymali i tak by mi chuje nie uwierzyli, że jestem Francis Lestrange i zaraz by się zaczęła spytka, skąd mam te papiery i jak je ukradłem.
Chcę czuć się Morganem, może ostatni raz, kiedy wyrzuty sumienia są na zakręcie, ale jeszcze nie idą na czołowe. Boję się, że to będzie trudne i że skończę cały w rysach, albo że - paradoksalnie, pójdzie zbyt łatwo. Że nic nie poczuję. Że pierwsze nazwisko poczuję, jak wyjmowanie drzazgi, a każde kolejne będzie niczym pobieranie krwi według zapewnień ulubionej niani, nie, kochanie, to nic nie boli. Jakby cię komar ugryzł. I co wtedy? Stanę się recydywistą? Zrobi się ze mnie maszynka do zabijania albo donosiciel? Śmierć konfidentom, sam sobie napiszę to w dzienniku, żeby dobrze zapamiętać. Co mnie czeka.
Tak, czy inaczej, tam, jego słudzy, oni chyba nie boją się śmierci.
Ja? Samego umierania też nie. Trapią mnie jedynie okoliczności.
Matka z chłopcem już dawno zeszli na dół, a mnie do tu i teraz przywraca toczący się z góry wrzask, wyobrażam sobie, jak brudnawe rodzeństwo kotłuje się po podłodze i szarpie za włosy - to krzyki dzieci. Później słyszę ciężkie tąpnięcia, może ojca, może babki - tutaj, jak u mnie w pałacu, mieszkają całe rodziny - i nagle hałasy ucichają. Może dorosły rzucił na gromadkę smarkaczy silencio. Albo równie wymownie wskazał na pas; finał tak czy owak dość rozczarowujący. Popycha mnie jednak przez próg, do znajomego mieszkania, do znajomych ramion, do Philippy, która niedługo znowu odkryje, że wcale mnie nie zna. Parszywy pasażer, taki na gapę, co wsiadł, ale może pokazać co najwyżej wilczy bilet. W dwie strony, bo kiedy zrobię to, co muszę, u niej też nie znajdę domu.
Tam, gdzie mieszkam, gdzie liczba sypialni odpowiada liczbie łazienek, to już nie jest dom. Czynsz uzgodniłem na cudze głowy, nie jestem na swoim. Wstyd mi. Jestem tak pełny wstydu, jakbym wpierdalał go przez okrągły tydzień, na śniadanie, obiad i kolacje. Może podawali mi go w Mungu, gdy leżałem nieprzytomny, podpięty pod rurki i tę aparaturę, której nawet nie potrafię nazwać. Jest słabo przyswajalny - dlatego tak schudłem. Wszystko zaczyna mieć sens.
Albo go tracić.
Bełkoczę, ale to tylko mentalnie, dla niej uśmiecham się do bólu policzków, odkładając skrzynki wraz z workiem na ziemię, a koszyk wysoko, by nie dosięgnął go mokry nos psiny, co podbiega do mnie szybciej niż Filipa zdąży podejść. Pewnie czuje kiełbasę, ale to nie dla ciebie, przykro mi, chyba że twoja pani zadecyduje inaczej. Dobrą wolą tarmoszę Nochala za uszami i daję mu powąchać kiełbasiane palce. Przylegając do Filipki, nie mówię za to już nic, bo zjebałem dokumentnie wtedy, a teraz tylko poprawię. Ściskam ją tylko tak, by wiedziała, że teraz jest dla mnie całym światem i że dopóki w tym trwamy, nic złego się nie stanie. Bo się nie stanie, nie tym razem, jestem tu dla niej, przyszedłem dla niej i trzymam się tej wersji tak kurczowo, jak trzymam ją.
-Mogę coś dla ciebie zrobić? Cokolwiek? - pytam cicho, głupi ja, nie do końca odnajduję się w sytuacji, kiedy naprawdę powinienem komuś pomóc, inaczej niż pieniędzmi. Myślę o sobie, że jestem taki owaki, a wcale nie jestem. Zawsze okazuję się gorszy - każda decyzja, jaką byś podjęła, byłaby dobra, Phils - dodaję cicho, przesuwając dłonią po jej drobnych plecach, napiętych, silnych, wyrobionych latami fizycznej pracy na barze. Kolejna, która sobie poradzi, choćby świat stanął w płomieniach. I nigdy nie zrobi nic, wbrew sobie. Podziwiam ją.
I muszę okłamywać.
-Zrobić ci kawy? Przyniosłem trochę. Zbożowej - dodaję szybko, brałem, co mi wpadło w ręce, właściwie nie wiedząc, czego może potrzebować. Wszystkiego. Myślę, że może tak ją pocieszę, ona usiądzie, a ja będę krzątać się po kuchni, otwierać wszystkie zdezelowane szafki, szukać poobijanych kubków i łyżeczek, poparzę się odrobinę, chwytając czajnik w ręce i zapominając o lnianej ściereczce. Facet w kuchni, lord w kuchni, przednia zabawa.
Zadbam o nią tego wieczoru.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Korytarz 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Korytarz [odnośnik]06.04.21 22:14
W domu był tłum, wiele oczu i łap, mnogość ludzi i stworzeń. Ruch. Ruch, a jednocześnie przerażająca pustka, dusząca, parząca gardło i wszystkie wnętrzności – mrożąca serce. Choć czuwało nad nią tak wiele przyjaznych twarzy, wewnątrz pielęgnowała uczucie samotności. Zapatrzona w okna i balkony, zapatrzona w podrapane ulice i zabrudzone jesienią ścieżki. Świat się wyciszał, chował, by zdążyć przed zimą. Gromadzono zapasy, łatano dziury w gniazdach, a w powietrzu unosił się mdlący zapach grozy. Zamyślona analizowała rzeczywistość obcymi oczami, innymi, zmartwionymi, bo chociaż gotowa była wesprzeć wszystkich pokrewnych zbójów, to od tamtego momentu nie umiała pomóc samej sobie. O wiele częściej szklane kufle wylatywały jej z rąk, osłabła. Dobrze, że Johnatan wciąż dzielił z nią cztery kąty, dobrze, że Nochal łaził obok i wymachiwał tym zaczepnym jęzorem, jakby próbował wylizać z twarzy wszystkie niewygłoszone smugi cierpienia. Spała przy przyjacielu, głaskał ją po głowie, chowała się przy cieple i nie umiała już sama, nie od tamtej pory. Dopiero faktycznie doświadczenie pozwoliło jej odkryć, jak potężny to był cios, jak bardzo poprzestawiał się jej świat, już i tak chwiejny, już i tak wymykający się z tamtej stabilnej pozy. Rwały się głęboko osadzone fundamenty, wątpiła w siebie, choć co dnia wciskała na twarz pewne, zadowolone spojrzenie. Tylko w samotności było gorzej, trudniej. Czuła, że coś jej odebrano. Niepokoje wygodnie starała się przesypiać, bo na jawie wzrastały, drażniły oczy. Wiedziała, że ich potrzebuje, ich wszystkich. Przyjaciół i rodziny, stworzeń i marynarzy. Nikogo nie odtrąciła i nikogo więcej nie mogła już utracić. Ciągłe poszukiwania tych zaginionych, łowienie śladów, rzucanie się na ratunek – miesiące czujności wyczerpały ją. Cieszyła się, że Burroughs pozostawał na miejscu, że Frances miała swój bezpieczny kąt, a Bojczukowi mogła dać dom, tu przy sobie. Gdy czasem jednak pozwoliła myślom splatać się w jakieś konkretne wnioski, odkrywała, że wie, skąd ta futrzasta gromada i potrzeba posiadania zadania. Nie mogła tyle myśleć, to zgubne i toksyczne, gorsze nawet od wojennych szram i lodowatych krat.
A on? A Morgan? Dobrze, że był. Wtedy i teraz, choć podejrzewała, że jego drugie życie wyciskało z niego niemniej energii. Nie pozostawił jej. Między merdającymi wesoło ogonami niespiesznie przekazywali sobie czułość i troskę. Kryła się w jego ramionach jak w ostatniej pustynnej oazie. Chciałaby usłyszeć, że zostanie na dłużej, że może będą mogli porozmawiać aż do świtu, w trójkę. Czuła jednak, że to jest zbyt wiele.  Trwajmy razem. Chciała znać jego sprawy, chciała niczego nie przeoczyć, niczego nie stracić przez swoje wewnętrzne roztrzaskanie. Powoli odjęła głowę od jego piersi, a potem kciukiem dotknęła tego odstającego pasma.
– Zostać – wymówiła tak miękko, choć dalej zblokowana, bo przecież to słowo nie miało się między nimi pojawić, a jednak nie zdołała go powstrzymać. Te ciężkie uczucia powinny któregoś dnia zsunąć się z jej ramion, spłynąć kanałami, spalić się na dobre. Musiała tylko teraz nie zapaść się w tym za bardzo. Świeża rana we wnętrzu brzucha wciąż dawała o sobie znać, bardziej jednak wyimaginowana niż fizycznie bolesna. Ujrzał to, prawda? Jej rażącą słabość, choć przecież możliwą do zduszenia. Nie jednak teraz, ale chociaż za kilka chwil. – Kiepsko mi idzie zasypianie i jedzenie – wyznała z trudem, gdy głaskał ją po plecach. – Ale z dnia na dzień jest lepiej – kontynuowała. Spragniona jego obecności wchłaniała każde słowo i gest. Czy mogła mu o tym wszystkim opowiedzieć? Bo chociaż bywał dziwaczny i wyrastał ze skrajnie odmiennej rzeczywistości, to tu i teraz wydawał jej się najbardziej na miejscu. Tuż obok. W jego niewypowiedzianych myślach kryła się pewna racja. Ona sobie poradzi. Zawsze. – Co się z tobą działo? – zapytała, odejmując głowę od jego piersi. Wyczuła jego nieobecność, choć przez te tygodnie ilość pracy i nieprzyjemnych przygód była co najmniej przytłaczająca.
Nochal stracił zainteresowanie i pomknął do miski. Philippa opuściła dłonie, zawisły po bokach ciała, jakby zabrakło im choć odrobiny energii. W tym samym czasie jej twarz jednak rozjaśniała. – Możesz zrobić – zgodziła się bez walki. Obietnica wonnego naparu zabrzmiała nagle jak zbawienie. – Poradzisz sobie? – uniosła nieco zaczepnie brew, wynurzając z ponurej powłoki zawadiacką Philippę. Ostrożny uśmiech zahaczył o jej usta. – Moglibyśmy coś ugotować, zjeść razem. Czy mi się wydaje, czy przytaszczyłeś tutaj największy skarb? Nikt cię nie gonił? To teraz o wiele cenniejsze od złota. Dziękuję – Jedzenie. O wiele łatwiej było jej się z tym mierzyć w towarzystwie. Kiedyś, gdzieś w początkach ich znajomości zapolowała dla niego na naleśniki, rarytasy prosto z wyjątkowo parszywej kuchni. W swojej własnej mogła poczarować o wiele śmielej. Tym bardziej z tak kuszącym ekwipunkiem. To byłoby coś jak pocieszenie, choć o wiele bardziej opieka. Potrzebowała przypilnowania. Ależ wstrętnie, żałośnie to brzmiało, gdy tylko dopuściła tę prawdę do swojej świadomości. Przy tym wszystkim był jednak bardziej niż niezbędny. Cieszyła się, mając go wreszcie obok. Weszli do kuchni, a tam pustka i chłód. Tylko pod oknem toczyła się batalia: łapczywe psisko i wyślizgująca się spod języka miska. Nawet psidwaki musiały  wylizywać każdy kęs.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Korytarz [odnośnik]25.08.21 14:12
post poza powyższym wątkiem

2 stycznia 1958 r.


Nie było sensu, by to przedłużać. Ten dom był dla niej wyjątkowy. To nędzne mieszkanie, zbitka desek, kruszących się ścian i pyłów osiadłych po kątach. Ten dom te skrzeczące drzwi i świszczące przy podrygach wiatru okna. Ten dom, ta klitka na Pont Street, ten salonik z wymalowaną na ścianach mapą egzotycznych krajobrazów spod pędzla osadzonego Johnatana Bojczuka, ten ślady niuchaczowych i psich pazurów na deskach w podłodze. Pierwszy dom, o który dbała jak o najważniejsze gniazdo. Tanie meble nie do pary, prostota i skromność bijąca po oczach, uparte próby malowania i uczynienia z tej rudery czegoś, co naprawdę będzie można nazwać własnym gniazdem. To miejsce jedyne, to, którego nigdy nie miała już opuszczać. Nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej je oddawać. Port jednak nie zachęcał żadnego kupca, a związana z kamienicą Philippa nie wyobrażała sobie, by wciskać ją byle komu. Następczyni, choć obca marynarzom i portowym babom, mogła odnaleźć tutaj swój azyl. W powietrzu unosiła się woń cytryn, psiej sierści i zwietrzałego alkoholu. Nie oddawała jej pałacu, ale wiedziała, że zły urok tego miejsca pod tą różdżką zostanie odczyniony. Wierzyła, że Forsycja nie zapomni, jak ważne jest dla Moss to mieszkanie, że jest ono jedną z komórek, kawałkiem tej chwalebnej londyńskiej dzielnicy. Salon, sypialnia, schowek z Łapserdakiem, który za nic nie chciał pojechać z nią do Devon, bo przecież pan mógł wrócić. A dalej też i pusta kuchnia z czterema różnymi krzesłami, a wreszcie i tamten balkon, z którego wyszła, nie wiedząc, że przyjdzie jej zawędrować aż tak daleko, poza miasto, poza hrabstwo... do krainy zupełnie nieznanej. Stała się łodzią, która przybyła do obcego portu, w której zasiano jakaś nową nadzieję. Ona i ten towarzysz. Mały Jim, oprych, oszust i pijak. Urien, chłopak z Devon. Spijała go jak antidotum. Poza tymi ulicami oddychała jakimś innym powietrzem, wyzwaniem, świeżą przestrzenią, możliwością. Czas zmian był nieubłagany, a w tym czasie miały ją dotknąć bardziej niż kiedykolwiek. To nie ona opuściła londyński port, to nie ona wyrzekła się doków. To one wypchnęły ją. Ktoś kiedyś powiedział jej, że jeśli chce pomóc tym ludziom, to musi zacząć od drugiej strony. Może to była ta droga.
Gdy przyszła Forsycja, Philippa pogłaskała po głowie skrzata, który przestraszony przylepił się do jej nogi i niepewnie zerkał na ową.. Pannę Forkę. - Opiekuj się nimi - wymówiła z dziwną powagą. Opiekuj się skrzatem, moimi chłopcami z portu, wszystkimi tymi sierotami. I uważaj na bahanki, wciąż się kręcą po domu.
Oddała Forsythii klucze do Pont Street 13/5.

zt

przekazuję Forsycji mieszkanie
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach