Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój Shelty
AutorWiadomość
Pokój Shelty [odnośnik]03.04.21 16:08

Pokój Shelty

Jeden z pierwszych odremontowanych pokoi Theach Fáel nigdy nie posiadł odpowiedniego lokatora. Ulokowana w południowym skrzydle sporych rozmiarów sypialnia większość dnia może cieszyć się kąpielą w promieniach słońca. Wyposażona w delikatne meble oraz urządzona w kobiecym guście została również kobiecie przeznaczona — odkąd Shelta znalazła schronienie wśród irlandzkich wzniesień, to właśnie ona stała się mieszkanką wiecznie oświetlonego pokoju.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pokój Shelty [odnośnik]04.04.21 0:45
|20 XI

Dni mijały jej na obserwowaniu ze szczytu latarni sztormowego, jesiennego morza. Fale rozbijały się z mocą na ścianach latarni. Obłożona magią budowla nieznacznie drżała stawiając im opór. Od kilku dni nie wychodziła poza jej granice. Siedziała na podsuniętym do okna fotelu, owinięta kocem. Chłonęła terapeutycznie powielany przez wiatr cykl uniesień i upadków. Jayden miał rację pisząc, że nie wszystko zależało od niej. Czy to, że stała tu na przeciw formującego się przed nią żywiołu, sprawiało, że fale rozbijały się z mniejszą mocą...? Banał. Fakt. Oczywistość.
A jednak nie potrafiła wyzbyć się żalu. Nie tylko tego kierowanego do siebie, lecz przede wszystkim do innych za to, że zmuszają ją do weryfikowania tego, czy coś tak prozaicznego jak pomoc jest czymś właściwym; do opuszczenia domu i myślenia, czy będzie miała do czego wrócić. Gdyby tylko powodem był bezmyślny żywioł na którego nie miało się wpływu. Na przeciw niej, ludzi stali jednak inni ludzie.
Westchnęła domykając klamrę walizki. Poruszyła różdżką inkantując zaklęcie pomniejszające, a zaraz potem zmniejszające wagę. Spora walizka sięgająca jej połowy długości uda, ledwie wychylała się teraz za poziom łydki. Ze skrupulatnością przełożyła pomniejszoną walizkę do kolejnej o naturalnych gabarytach. Na wierzch przełożyła jeszcze kilka bluzek nim ją zamknęła. Upewniła się co do tego, że wszystko co powinna mieć ze sobą spakowała. Zganiła się zaraz za przesadne histeryzowanie. Była numerologiem, konstruktorem świstoklików, na Merlina, jak czegoś jej będzie potrzeba to będzie mogła się teleportować. Z tą myślą podniosła klatkę z Fiu i postawiła na wierzchu najmasywniejszej walizki. Chwyciła ją i sięgnęła świstoklika. Poczuła charakterystyczne zasysanie w okolicach pępka i zniknęła. Pojawiła się w Upper Cottage.
Zachwiała się łapiąc równowagę po pojawieniu się w nowej przestrzeni. Nieprzyzwyczajona do podobnych podróży sowa się spłoszyła. Klatka zachwiała się i straciła podparcie na szczycie walizki. Znalazła się na ziemi sprawiając, że sowa tylko zaczęła robić wobec siebie jeszcze większe zamieszanie.
- Fiuu... - mruknęła niczym matka na niepokorne dziecko. Postawiła jej transporter pionowo na podłodze. Słyszała już w tym czasie kroki Pana domu. Poczuła śmieszne uczucie niepokoju na sercu. Nie widziała, a może nawet trochę unikała go od przeszło miesiąca. Bała się, że nie będzie wstanie podnieść na niego spojrzenia. Kiedy jednak usłyszała jego głos okazało się to być mimo wszystko prostsze niż sądziła, chociaż nie obeszło się bez szczypty niezręczności. Poprawiła znajdujący się już i tak za uchem kosmyk w geście niepewności. Tej samej, która wypełniała ją jeszcze, kiedy pracowała w Ministerstwie. Niepewności co do własnych umiejętności i tego, czy to odpowiednie by dokładać Jaydenowi kolejnej odpowiedzialności. Myśli pozostawiła jednak dla siebie. Rozciągnęła usta w serdeczny uśmiech i objęła Jayden na powitanie.
- Dziękuję, że mogę tu zostać. Obiecuję nie budzić płaczem nocą - zażartowała odsuwając się, a zaraz sięgając po uchwyt walizki na kółkach - tak właściwie, nie chcę popędzać, lecz gdzie mogłabym się rozpakować? W rzeczywistości jest tego dużo więcej niż jedna walizka - to wiele walizek w jednej walizce. Zaklęcia niedługo zaczął tracić na mocy... - przygryzła z zakłopotaniem dolną wargę. To był dość naglący i istotny problem.



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Pokój Shelty [odnośnik]07.04.21 17:39
Przygotowując pokój, pozwolił na to, by na chwilę wpadło do niego zimne, listopadowe powietrze. Świeża pościel, ustawione na gzymsie kominka kwiaty potrzebowały trochę kontaktu z tym, co działo się na zewnątrz. On zresztą także. Nie trwało to jednak długo, gdyż po niespełna minucie wyczuł chłód dominujący nad przewietrzeniem. Rozpalony wcześniej ogień nie pozwolił jednak w żaden sposób nazbyt wyziębić pomieszczenia, dlatego po zakończeniu wszelkich porządków, Jayden mógł być pewny, że wewnątrz nie trwał zaduch a przyjemne ciepło. Ostatnie czego chciał to tego, by Shelta musiała wchodzić do gęstej atmosfery i powodującej ból głowy duchoty. Nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie im dzielić wspólny dom - Shelcie i jemu. Pomimo że byli najbliższym kuzynostwem, mieli masę wspólnych wspomnień, zainteresowań, a między obiema gałęziami bliskich nie istniały żadne konflikty, to każde było osobno. Każde należało do pewnego świata, który pozostawały oddzielony od kuzyna bądź kuzynki w zależności od strony, z jakiej się patrzyło. Nigdy nie trwali non stop razem. W Hogwarcie widywali się niespełna dwa lata, po czym Jayden skończył edukację i zaczął staż w Wieży Astrologów. Później byli blisko, jednak nie była to jakaś niezależność jednego wobec drugiego - wspierali się, szanowali, współpracowali, lecz nie narzucali swojej obecności, by zdominować byt. Była to pierwsza taka sytuacja, w której wspierali się w ten konkretny sposób, lecz zaproponowanie tymczasowego zatrzymania się w Upper Cottage było decyzją bardziej niż naturalną. Astronom nie odczuwał żadnych oporów przed tak oczywistą dla niego ofertą. Nie wyobrażał sobie też, żeby pozostał obojętny w momencie, gdy jego dobra wola mogła uratować kogoś nie tylko przed zagrożeniem, ale i przed samotnością. Zresztą... Na Merlina. Chciał wiedzieć, że nic jej nie było. List, który przyniosła sowa należąca do Shelly, był dla niego niesamowitym zdjęciem stresu z barków. Oczywiście, że się martwił, lecz czytając spisane przez nią słowa zgody, pozwoliły mu na złapanie chwili oddechu. Nie miał przecież jej do niczego zmuszać ani trzymać w Upper Cottage. Chciał, żeby po prostu odpoczęła... Zatrzymała się na trochę. Przepracowała własne cele. Lub po prostu była. I nie martwiła się chociaż przez chwilę o to, co działo się za oknem.
Po oporządzeniu sypialni przeznaczonej dla kuzynki Jayden nakarmił chłopców i ułożył do snu, pozwalając na to, by delikatne bujanie kołyski wprowadziło dzieci w przyjemny stan błogiego odpoczynku. Ich ojciec również z chęcią, by z niego skorzystał, ale miał już inne plany na ten konkretny dzień. Pisanie książki było bardziej niż oczywiste i zajmowało mu w ostatnim czasie większość wolnego. Do tego przygotowanie obiadu leżało w jego obowiązkach - mimo że razem z Roselyn mijali się od tamtej feralnej kłótni, zawsze starał się, by miała co zjeść po powrocie z lecznicy. Większość jego zajęć w Hogwarcie przypadała na godziny wieczorne lub nocne, dlatego jasność dnia mógł przeznaczyć na inne zajęcia - jak chociażby właśnie krzątanie się po kuchni, pisanie, czytanie książek o silniejszych zaklęciach z obrony przed czarną magią, transmutacji lub nawet powolnej nauce gry na fortepianie... Odkąd Arden zniknął w trzasku teleportacji, Jayden zaczął zastanawiać się nad różnymi sposobami, które pozwoliłyby mu kontrolować własny potencjał. W matczynej grze zawsze odnajdywał inny świat, inne historie, a stojący w zakurzonym pomieszczeniu instrument sam aż prosił się o zrobienie... Czegoś. Mimo że przypominało to na razie chodzenie kota po klawiszach, chciał oprzeć się na wspomnieniach z dzieciństwa i być może nawet porozmawiać z rodzicielką. Potrzebował jej obecności. I taty... Te miesiące w rozdzieleniu sprawiły, że tęsknił silniej i chociaż miał już ponad trzydzieści lat, nie przestał czuć się z nimi związany.
Schodząc po schodach na parter, wiedział już, że w domu ktoś był. Pohukiwanie sowy, a także czyjś głos dość jasno oznajmiły mu o gościu. - Shelly? - rzucił w głąb domu, nie widząc jeszcze wejścia, lecz wkrótce miał się przekonać. Na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech, gdy podchodził do kuzynki, nie wiedząc o tym, co działo się w jej umyśle. Pozwolił jej na krótkie zbliżenie, oddając jej równocześnie uścisk i zostawiając na czubku głowy delikatny pocałunek. Słysząc jej słowa, uśmiechnął się blado. O ile nie obudzisz się pierwsza, przeszło mu przez myśl w odpowiedzi, gdy przypomniał sobie ostatnie tygodnie. Mimo że nie spał w dawnej sypialni, którą zajmowali z Pomoną, nie był w stanie pozbyć się koszmarów, więc poniekąd pasowali do siebie w kwestii bólu noszonego w sobie. - Przestań. To również twój dom - odpowiedział zgodnie z prawdą. Może i zajmował się ich rodzinną posiadłością, ale to wciąż było miejsce Vane'ów. Bez wyjątków. - Najważniejsze, że dotarłaś - przyznał, po czym dodał oczywiście na wskazanie przez czarownicę swojego bagażu. Pomógł jej z tymi, które chciała mu przekazać, po czym poprowadził ją na piętro do przygotowanego przez siebie pomieszczenia. W trakcie tej krótkiej podróży padły standardowe pytania o teleportację świstoklikiem, o jakieś większe i mniejsze problemy, o zapoznanie się przez czarownicę z domem, jednak nie wynikały one z trywialności. Jay wszak naprawdę chciał znać na nie odpowiedzi. Wszystko zakończyło się wraz z otwarciem drzwi do damskiej sypialni, w której Shelta miała urzędować. - To twoje miejsce - powiedział, odstawiając bagaże przy komodzie, po czym przeszedł do kominka by dorzucić nieco drewna. - Masz tu ciszę i spokój. Z chłopcami mieszkamy po drugiej stronie domu, ale po drugiej stronie korytarza jest Roselyn i Melanie. Poznałaś je, gdy byłaś tu ostatnio. Pomyślałem, że dostaniecie swoją część domu - tylko dla pań - wyjaśnił z uśmiechem, podnosząc się z kucek i zerkając na zegarek - który nosił w kieszonce kamizelki od garnituru - by skontrolować czas drzemki swoich synów. - Nie spiesz się. Jak będziesz gotowa, możesz dołączyć do mnie w kuchni. Próbuję przygotować zupę dyniową i przydałaby mi się pomoc. Nie czuj się jednak zobligowana, chociaż mam trochę ognistej - powiedział na koniec, posyłając kuzynce zachęcający uśmiech i szykując się do zostawienia jej samej. Nie chciał się przecież narzucać i na pewno chciała rozłożyć swoje rzeczy, by nadać pomieszczeniu siebie.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pokój Shelty [odnośnik]10.04.21 16:58
Ciemne tęczówki poruszyły się za znajomym głosem. Wlepiła oczy w ścianę zza której dobyło się nawołanie jej imienia - Tak, tak - to ja - podniosła głos by uspokoić gospodarza i potwierdzić jego domysły. Słysząc coraz głośniejsze kroki wzbierała w niej mieszanka śmiesznego niepokoju. Jayden rozbił go jednak w nicość swoją serdecznością i jakiegoś rodzaju stabilnością. Zazdrościła mu jej. Chciała jej dla siebie. Niechętnie odsunęła się więc po powitaniu. Odwzajemniła jego lekki uśmiech. Skinęła potakująco głową. Jej dom. Nie potrafiła powiedzieć, że nie, lecz nie potrafiła z entuzjazmem oznajmić, że tak właśnie było. Jakby jej uczucia w tym kontekście miały przybrać formę jednego z etapów teleportacji to byłyby tą krótką chwilą pomiędzy zniknięciem z jednego miejsca, a pojawieniem w drugim - zmieniały swój stan, będąc przy tym w dalszym ciągu nieokreślone, niejednoznaczne, niewidoczne. Prawdą było jednak to, że odpowiednim było dla niej tu być. Sama się z tego cieszyła. Samotność źle na nią wpływała, a mała wioska w Lancastshire z powodu wojny stała się cichym i odizolowanym od świata miejscem. Usychała. Z drugiej strony stał przed nią  mężczyzna, którego życie wywróciło się do góry nogami. Na przestrzeni kilku miesięcy bardziej niż można byłoby sobie to wyobrazić. Pomimo tego chciała szukać w nim podparcia. Nie było to zbyt okrutne...?
Chwyciła transporter z sową pozwalając kuzynowi wciągać po schodach nieporęczną i mimo wszystko dość ciężką walizkę. Nie miała żadnych zastrzeżeń co do odbytej świstoklikiem podróży. Na rozeznanie się z domem i okolicą chciała dać sobie czas. Nie było potrzeby by ktokolwiek ten proces przyśpieszał. Donikąd przecież nie biegła i nie miała zobowiązań wobec kogokolwiek - poza sobą samą. Było jej z tym źle i dobrze jednocześnie. Chciała coś zrobić i nie robić nic. Faktycznie była zmęczona.
To było więc wygodne. Wsunąć się pod skrzydła starszego kuzyna, pozwolić mu się prowadzić schodami, korytarzami, a potem przydzielić kawałek miejsca przygotowanego specjalnie dla niej. Wślizgnęła się do pokoju oceniając przestrzeń dookoła i pierwsze co przyszło jej na myśl to to, że to miejsce jest - ...duże - zaśmiała się zaskoczona, a potem zamilkła w lekkim oszołomieniu. Postawiła klatkę Fiu na podłodze, poruszyła palcami po ramie łóżka, kołdrze, a potem zbliżyła się do okna. Dawno nie mieszkała tak nisko ziemi. To było dziwne uczucie. Odkrywając je słuchała Jaydena. Roselyn i Melanie, kuchnia, gotowanie - W porządku. Zejdę, jak tylko rozpakuję zaklęte rzeczy. Wzięłam ze sobą swoich zapasów to od razu znajdziemy dla nich miejsce w kuchni by się nie zmarnowały - Jeżeli mogła to nie chciała być sama. Rozpakowała to co musiała. Przed zejściem związała włosy w warkocz. Podciągnęła rękawy czerwonego, znoszonego swetra luźno opadającego na brązową spódnicę. Obciągnięta w rajstopę stopa cicho pokonywała kolejne stopnie.
- Kasza, fasola, soczewica... Mam też trochę rzeczy, które powinny znajdować się w chłodzie. Masz gdzieś zaklętą szafkę lub spiżarkę? Mam tu prócz nabiału cielęcinę i szynkę - pochwaliła się wyjmując dwa zawiniątka obłożone gazetą na kawałek czystego blatu - Jedno i drugie powinniśmy zjeść do końca tego tygodnia - zawyrokowała - Jeżeli Roselyn chciałaby coś z tym zrobić to niech się nie krępuje. Właściwie w jakiś sposób dogadujecie się w kwestii przyrządzania posiłków...? Mogłabym może się tym zająć. Macie pewnie dużo obowiązków... - Jayden był samotnym ojcem, nauczycielem, aktywnie działającym naukowcem, a Roselyn medykiem. Nie wiedziała, gdzie konkretnie pracowała, lecz potrafiła sobie wyobrazić, że miała co robić. W końcu jej tutaj nie było.



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Pokój Shelty [odnośnik]12.04.21 20:18
Pisząc list - jeden i drugi - martwił się tym, co działo się z kuzynką. Nie tego, że coś fizycznie było nie tak. W końcu radziła sobie tyle lat bez jego pomocy, nigdy też nie wyglądała na kogoś, kto nie potrafił wstać po porażce, otrzepać się i ruszyć dalej. Ale teraz... Teraz nie rozmawiali od długiego czasu. I nie chodziło o jakieś urwane słowa podczas prób związania numerologicznego węzła lub gdy pojawiła się w gronie innych, obiecując mu, że nie zostawi jego synów. Nie. To nie była zwyczajna rozmowa, jaką przeprowadzali ze sobą normalni ludzie. Była to w dużej części wina samego profesora, który zamknął się we własnym umyśle, dopuszczając komunikację jedynie w okręgu badań i nie chcąc przechodzić na żadne inne tematy - doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie tylko jego relacje z Sheltą ucierpiały podczas ów odcięcia. Potraktował w ten sposób dość dosadnie Kaia i całą resztę. Nie chciał, nie zamierzał tego zmieniać tylko z uwagi na ich bliższe relacje - jeśli go szanowali, musieli uszanować jego chęć wyciszenia, wycofania. Nie powinni mylić milczenia z brakiem przeżywania żałoby, bo chociaż nic nie mówił, cierpiał. Ci, którzy nie doznali złamania zaufania, opuszczenia przez bliskich, a następnie nie zakopywali ich ciał, nie mogli całkowicie powiedzieć, że rozumieli. Nie chciał słuchać powtarzanego jak mantra słowa niemającego żadnego związku z prawdą. Nie chciał słuchać, by się otworzył. By porozmawiał. By się zatrzymał. By tyle nie brał na swoje barki. Skoro chcieli dla niego jak najlepiej, jak mogli prosić go o podobne rzeczy? Przecież gdyby zwolnił, nie wytrzymałby. Jego własne wnętrze w bezruchu zniszczyłoby go prędzej niż żałoba, którą aktualnie prowadził. Potrzebował spokoju i czasu. Tylko o to i o to prosił. Powoli też dostrzegał, że musiał już wychodzić poza bezpieczną granicę, jaką sobie wyznaczały. Wszak wcale nie okazała się taka bezpieczna. Nie panował nad sobą, nie kontrolował nawet własnej magii. Pozwolił na to, by rozlała się po domu i wyrwała jedno z dzieci, rzucając swoją teleportacją w inne miejsce. Echo tego wydarzenia wciąż przerażało Jaydena, który mógł bez problemu odtworzyć najgorsze uczucie, z jakim miał do czynienia - strach o własne dziecko. Na szczęście nic się nie stało. Ardenem zajęła się nieznajoma kobieta i chociaż chłopiec był cały i zdrowy, jego ojciec nie mógł o tym zapomnieć. I powiedzieć, że ten wybuch zaliczał się do kategorii nic się nie stało. Owszem - nie było uszczerbku na zdrowiu niemowlęcia, lecz był to jedynie łut szczęścia. Cholernego szczęścia, bo... Mogło się wydarzyć wszystko. A on musiał nad sobą panować.
Przy Shelly było łatwiej. Zawsze było łatwiej. Nie. Nie zapraszał jej do Upper Cottage z egoistycznych pobudek, ale zanim się pojawiła, dostrzegł możliwość, by ów wspólne bytowanie okazało się owocne dla obu ze stron. W końcu znał pannę Vane - dużo otrzymywała, lecz dwa razy więcej chciała od siebie dawać. Zostawił więc kuzynkę w jej nowym pokoju, dając czarownicy odpowiednią przestrzeń i zszedł na parter, zdając sobie sprawę, że naprawdę mu ulżyło. Jakaś część balastu tkwiącego na jego klatce piersiowej odeszła, a gdy stał przy kuchennym blacie, nawet delikatnie się uśmiechał. Z otwartą książką kucharską zajął się porcją cielęciny, mając w głowie plan na dwudaniowy obiad, ale czy jego wizja miała się udać... To już inna sprawa. Nie trwało długo, nim usłyszał za sobą odgłosy zbliżającej się Shelty. - Ułóż je na blacie. Później się tym zajmiejmy - wyjaśnił, wskazując brodą odpowiednie miejsce, gdy wspomniała coś o swoich zapasach. - Masz cielęcinę? Świetnie! Możemy zrobić większą porcję - dodał, ale zaraz jego entuzjazm nieco opadł, gdy zostało wspomniane imię przyjaciółki. Nawet w jego ruchach było to widoczne, gdy mięśnie twarzy stężały, a twarz spoważniała. Skupił się na porcjowaniu mięsa, przez chwilę zachowując ciszę. - Nie widuję jej za często. - Jak to brzmiało... Mieszkali razem od długiego czasu, byli przyjaciółmi od lat, a teraz gdy potrzebowali się najmocniej i gdy byli najbliżej... Byli jak najdalej. Dalej niż kiedykolwiek... - Od jakiegoś czasu gotuję dla nas wszystkich, czasami przyniosę coś z Hogwartu. - To ostatnie było mocną półprawdą. Odkąd rozpętała się wojna, a zapasów zaczęło nie tylko brakować, lecz zwiększyła się ich cena, tych spadków nie było tak wiele. Wcześniej praktycznie wszyscy stołowali się tym, co przyniósł, bo na zamku zawsze panował przepych związany z potrawami dla uczniów i nauczycieli - wyrzucanie tego było marnotrawstwem. Od jakiegoś czasu - w sumie jeszcze przed porodem - Jayden zaczął zaznajamiać się bliżej z kuchnią, nie tylko jako obserwator, lecz głównie sam inicjator. Pom miała wszak wystarczająco dużo zmartwień na głowie, a próba zaimponowania ukochanej uderzała astronomowi do głowy aż za bardzo. I miało to swoje plusy - nie był taką całkowitą zakałą. Wspomnienie żony sprawiło, że jakiś smutek wymieszany z ciepłem i miłością ogarnął umysł profesora, dlatego też odsunięcie od siebie tematu przyjaciółki było prostsze. - Nie mów jej tego, ale lepiej jak Roselyn trzyma się z daleka od kuchni - rzucił w końcu, nie utrzymując już uśmiechu i pozwalając, by ów grymas wykrzywił jego usta. - Jak ci się podoba pokój? Pierwsze wrażenie? - spytał, zerkając na kuzynkę i przy okazji kontrolując bomblującą sobie w garnku zupę.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Pokój Shelty
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach