Wydarzenia


Ekipa forum
Opuszczone obserwatorium
AutorWiadomość
Opuszczone obserwatorium [odnośnik]26.04.21 21:56

Opuszczone obserwatorium

Opuszczone obserwatorium astronomiczne znajduje się w okolicach miasteczka Redhill. Jeszcze sto lat temu było czynnym obserwatorium wybudowanym przez astronoma-amatora Richarda Carrington. Mężczyzna, mimo braku odpowiedniej wiedzy, był pewien, że to położenie przybliży go do wielkiego osiągnięcia, włożył więc wszystkie oszczędności w budowę. Niestety, gdy jego obserwacje plamy słonecznej spotkały się z krytyką oraz powątpiewaniem innych astronomów, mężczyzna porzucił obserwatorium, przenosząc się na drugi koniec Anglii. Teraz opuszczone obserwatorium jest ulubionym miejscem schadzek młodych czarodziejów oraz miejscem poszukiwań tych, którzy podzielają opinię Richarda, usilnie poszukujących choćby skrawków jego pracy. Te niestety, do tej pory nie zostały odnalezione.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczone obserwatorium Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]21.05.22 22:10
Anthony & Jayden

22 kwietnia 1958

« Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko. »
Wpierw doszedł do niego chłód. Zimny powiew zalatujący z niewiadomego kierunku i prześlizgujący się po zesztywniałych ramionach. Czemu? Dlaczego okno było otwarte? Dlaczego nie miał płaszcza? Temperatura była w końcu nieodpowiednia do wychodzenia bez okrycia, ale tak po prawdzie było to jedno z najmniejszych zmartwień profesora w tym konkretnym momencie. Nie, gdy zaczął powoli dochodzić do zmysłów. Twarz wykrzywiła się w bolesnym grymasie, a krótki syk opuścił jego gardło w momencie, w którym przytomność przekroczyła próg odczuwania kolejnych zmysłów. I nie było w tym nic przyjemnego... Głowa pulsowała, a tępy ból dochodził gdzieś w potylicy, rozchodząc się i docierając również na skronie. Do tego wszystkiego nie mógł podnieść żadnej z dłoni, by rozetrzeć nieprzyjemnie zranione miejsce i sprawdzić, czy aby nie leciała z niego krew. Coś blokowało jego ruchy, a opór w nadgarstkach był aż nadto odczuwalny. Do cholery... Co się z nim stało? Chciał spojrzeć, dowiedzieć się, zbadać wzrokiem to, co na razie jedynie odczuwał w wielu aspektach zbyt odrętwiałym i miejscami wręcz znieczulonym bólem ciałem, ale odkrył, że i to sprawiało mu trudność. Powieki były zbyt ciężkie, szkła oczu załzawione z mrozu i jakiś czas trwała walka z samym sobą, aby przynajmniej rozewrzeć jedno z oczu. Wówczas też kolejna informacja doszła do świadomości unieruchomionego czarodzieja. Widoczność lewego oka była niemożliwa i Jayden zastanawiał się, czy miał w ogóle stracić wzrok na jedną stronę. Do tego lewy łuk brwiowy pulsował niesamowitym bólem, zwiększając swoje nasilenie z każdą chwilą, w której astronom odzyskiwał przytomność. Ból obejmował również oczodół, przez co profesor nie mógł ocenić, czy rana obejmowała również powiekę. Zamglony widok ciemnego pomieszczenia również nie pomagał w zorientowaniu się w sytuacji. Gdyby mógł, otarłby rękawem to, co utrudniało mu obraz, ale nie był w stanie. Wiedział także, że siedział. Z dłońmi uwiązanymi — czym? sznurem? zaklęciem? — do oparcia jednego, jak i drugiego. Wciąż dzwoniło mu w uszach i dopiero po jakimś czasie Jayden zdołał usłyszeć coś jeszcze poza przeciągłym piskiem. Szum wysoko nad jego głową i jakby dochodzący zza pleców. Nieregularne uderzenia jakby kamieni o szybę bądź dach. Jedne wytłumione, inne zaś bardzo wyraźne. Próbował zorientować się w sytuacji na tyle, w jakim stopniu pozwalał mu obecny stan. Co mógł wyczytać z tego, co do tej pory do niego docierało? Co pamiętał ostatnie? Co był w stanie przywołać, pomimo pulsującego pod powierzchnią czaszki napięcia? Ponowny grymas wykrzywił twarz czarodzieja, gdy poruszył głową, prostując się na niebywale niewygodnym krześle. Zrobionym z drewna. Niezbyt wysokim, ale też nieprzesadnie niskim. Zrobionym dla przeciętnego Anglika. Nie dziecka. Od zawsze wyższy od wszystkich Vane nawykł do podobnych problemów, gdy później po prostu dostosowywał przedmioty życia codziennego pod siebie — w tym przypadku znów czuł się jak w szkolnej ławce. Gdyby w szkolnej ławce przywiązywano by go zbitego i półprzytomnego. Właśnie wtedy także do warg profesora dotarła ciecz. Zanim nawet trafiła na język, wiedział, że gęsta posoka była krwią. A wtedy przed oczami wyobraźni profesora pojawiła się tak dobrze znana sobie twarz. - Skamander... - Z suchego gardła wydobył się charchot, gdy ewidentnie wycieńczone ciało profesora odmawiało posłuszeństwa. Mięśnie bolały, drżały. Do tego wychłodzonemu organizmowi brakowało odpowiedniej opieki, aby zmobilizował się do podjęcia drastycznych ruchów. A przy tym... Kto inny mógłby zostawić go w takiej sytuacji? Oczywiście profesor nie zamierzał zachowywać się bezmyślnie, ale był jeszcze zbyt słaby. Nie wiedział, gdzie była jego różdżka, nie wspominając o tym, że wciąż nie był w stanie dobrze widzieć. Czy więc był sam w budynku — w końcu najprawdopodobniej było to opuszczone obserwatorium, do którego zmierzał — czy był tam z nim ktoś jeszcze, nie miał pojęcia. Jeżeli prawdziwa była pierwsza opcja, zapewne zaraz miał się o tym przekonać.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]22.05.22 21:27
Z ociągnięciem wsuną ramię w rękaw elegancko skrojonego garnituru. Naruszony bark był wyjątkowo wrażliwy dlatego też z westchnięciem ulgi pozwolił po chwili zwisnąć lewemu ramieniu swobodnie wzdłuż ciała. Drugą ręka przygładził rzędy zapiętych guzików. Materiał był wysokiej jakości, przyjemny w dotyku. Został trochę sfatygowany przez uprzednią walkę, lecz to nie ujmowało mu uroku. Do tego przylegał do sylwetki do tego stopnia, że wydawał się być skrojonym na miarę. W pierwszej chwili auror poczuł jakby namiastka utraconego życia na moment do niego wróciła, lecz w drugiej poczuł zazdrość - ubiór niewątpliwie był skrojony na miarę, lecz nie jego osoby. Przypominał o tym nie tylko nieprzytomny właściciel przytwierdzony do krzesła, lecz również kupka różnorakich bibelotów, którą wyskubał z kieszeni przy rewizji. Wśród nich znajdowała się również biżuteria, różdżka. Po chwili dołączyła również zmęczona życiem szata Skamandera. Auror złożył ją schludnie. Kto mógłby mu w takiej chwili zarzucić, że nie myśli o innych...?
Przeglądał torbę Vane'a, kiedy ten go nawołał. Anthony spojrzał na niego przez ramie, a potem ponownie odwrócił się do niego plecami. Zmarszczył brwi starając zebrać myśli. Dudniący o kopułę grad sprawnie je rozganiał. Przyłożył sobie torbę przez ramię, tak jakby była jego.
- Nie mów tak do mnie - tak, jakbyś nie był zaskoczony moją obecnością w tej sytuacji. To trochę obraźliwe - zauważył z wyrzutem. W końcu nie był twórcą każdego nieszczęścia, jakie spotykało Jaydena. Nie chciał też słuchać dziś podobnych zarzutów. Nie kiedy od dwóch miesięcy samemu zmagał się z niemającą końca seria nieszczęść - To nieśmieszny zbieg okoliczności. Nie planowałem podobnych okoliczności spotkania - podchodził ciągnąć za sobą krzesło. Drewno szurało leniwie o posadzkę. Auror zaś nieznacznie utykał. Szal pasujący do garnituru owinięty był pod kolanem. Ostatecznie zatrzymał się przed Jaydenem. Nim usiadł po krótkiej chwili odsunął krzesło o pół łokcia do tyłu. - Skoro już jednak stało się. Mam do ciebie kilka pytań... - założył z trudem nogę na nogę, lecz gdy już to zrobił poczuł przyjemne rozluźnienie. Na stopach miał eleganckie męskie pantofle - dokładnie takie same, jakie wcześniej nosił astronom - ...gdzie w tym momencie jesteśmy? Co to za hrabstwo, jakie jest najbliższe miasto?


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]23.05.22 7:42
« Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko. »
Jego pojawienie się w Surrey o tej porze nie było podyktowane chęcią wielkich doświadczeń czy nudą, jaką odczuwał w domu rodzinnym. Miał wystarczająco wiele zajęć, by zdecydowanie odrzucić powody turystyczne i skupić się na tym, co konieczne. Szczególnie że nocami chciał przebywać z chłopcami, doglądając ich i pilnując, aby żaden nie wybuchnął płaczem, co zdarzało im się nader często, odkąd Roselyn i Melanie opuściły Theach Fáel. Skorzystał jednak z faktu, że z uwagi na warunki pogodowe oraz całkowity brak widoczności na nocnym niebie, zajęcia w Szkole Magii i Czarodziejstwa zostały odwołane. Trzecia klasa nie musiała więc zrywać się o północy i biec na Wieżę Astronomiczną, a Jayden nie musiał pojawiać się w Hogwarcie. Nie mógł jednak spać. Spakował więc torbę i szykując się do wyjścia, został nakryty przez nikogo innego jak Maeve. Zdezorientowany wzrok dawnej śledczej z wiedźmiej straży próbował odnaleźć istotne informacje w zachowaniu swojego gospodarza. Ten jednak poprosił czarownicę, aby doglądała niemowlęta do czasu jego powrotu i przeniósł się blisko swojego celu za pomocą magii. W końcu słyszał o tym miejscu, tak samo jak o jego właścicielu. Pomimo braku zawodowego tła Richard Carrington badał coś, co nazwał plamą słoneczną, a co Jaydenowi przypomniało koncepcję tunelu w najbliższej Ziemi gwieździe. Czy mowa była o czarnej dziurze, czy może o czymś innym — astronom chciał się przekonać. Niestety żadne z prac Carringtona nie zostały zachowane w związku z ogromną nagonką na czarodzieja, a jakiekolwiek istniały, zniszczył lub ukrył sam zainteresowany zbyt zawstydzony i poniżony przez naukowe grono. Mimo wszystko profesor stwierdził, że zaryzykuje i może uda mu się coś znaleźć. Nie spodziewał się, aby ktokolwiek był w tym porzuconym przez wszystkich miejscu. Mylił się. I ze wszystkich ludzi na ziemi wylądował z tym, z którym wiązało go tak wiele negatywnych odniesień.
Jayden nie pomylił się jednak do jednego — reakcji Skamandera na przejaw przytomności u astronoma. I chociaż tamten mówił, jego głos wciąż był rozmyty i stłumiony, a Vane dokonał kolejnego odkrycia — słyszał tylko na prawe ucho i to jeszcze tak, jakby znajdował się pod wodą. Z trudem więc rozpoznawał to, co miało być konkretnymi słowami. Do tego wciąż nie widział najlepiej, dlatego gdy Anthony mu odpowiedział, astronom niczym niewidomy odszukiwał dźwięku aurorskiego głosu, próbując zlokalizować jego właściciela. Podobnie zresztą starał się rozpoznawać szuranie, jakie gdzieś między uderzeniami w dach, szyby się unosiło i dochodziło z tego samego kierunku, gdzie znajdować się miał czarodziej. A może się mylił? Przecież wciąż był otępiały. Głos zbliżył się jednak, a słowa nabrały poprzez to większej wyrazistości. I chociaż wciąż było to niezwykle trudne do rozpoznania, było łatwiej. Wolałby być jednak całkowicie głuchy, byle tylko nie słyszeć tego protekcjonalnego tonu. Głosu, którego zwyczajnie nie chciał słyszeć. Nie miał jednak wyboru, a słysząc pytania dawnego aurora, astronom nie mógł się powstrzymać i po wnętrzu obserwatorium rozniósł się schrypnięty śmiech. Zaraz jednak ciałem Jaydena wzdrygnął dreszcz i ból sprawił, że rozbawienie zniknęło w kilku kaszlnięciach. Mimo to kpiący uśmiech wciąż pozostał na wargach.
- Jak ty... tropiłeś tych ludzi? - Skoro nie potrafisz znaleźć drogi? Skoro nie wiesz, gdzie jesteś? Profesor z trudem łapał oddech, ale nie martwił się tym przesadnie. Nie bał się. Może powinien. Niektórzy na jego miejscu zapewne poddaliby się tej emocji. Sytuacja wydawała się niebezpieczna, podobnie zresztą jak człowiek, który znajdował się przed nim. Jednak nauczyciel nie potrafił poddać się lękowi, nieważne jak niewidomy był na swój aktualny stan. Nie był w stanie drżeć ze strachu przed Skamanderem. Teraz profesora przejęła po prostu złość. Gniew na ludzi takich jak Anthony. Zassał wargę, która na pewno była przecięta i nabrzmiała, ale w suchym gardle astronoma brakowało wilgoci. - Surrey - rzucił krótko. Niespełna dwadzieścia mil od serca Londynu, który był raczej ostatnim miejscem, w jakim chciał znaleźć się dawny auror. Jak i zresztą sam astronom... - Zwaliłeś mi budynek na głowę - powiedział z przerwami, przypominając sobie nie tylko rzucane jedno po drugim Caeco i Lamino w zastraszającym tempie, ale również Bombardę, która uderzyła w przybudówkę obserwatorium, za którym krył się Jayden. Musiał przyznać, że Skamander był maszyną do rzucania uroków i dawało się wyczuć jego zaprawienie w tym, co robił. Agresję i precyzję. Nie oglądał się na nic. W odmienności do Vane'a, który za to płacił. - Po co... - Ból w klatce piersiowej nie pozwalał na długie wydechy, a więc równocześnie na obszerne wypowiedzi. Tyle jednak wystarczyło, by domyślić się reszty. By Skamander zrozumiał przekaz. Dlaczego go zaatakował? Zadając to pytanie Jayden nie spodziewał się sensownej odpowiedzi — nie od kogoś, kto nie tylko zrujnował Stonehenge i zabił tam masę ludzi, ale także z uśmiechem na ustach przyznał się do tego, że gdyby było trzeba, skierowałby różdżkę przeciwko Hogwartowi. Chciał jednak usłyszeć to, co miał do powiedzenia. Chciał znać powód, przyczynę tego wszystkiego. Nawet jeśli nawet najbardziej absurdalną. Tylko po to, żeby zapytać o drogę?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]30.05.22 23:38
Od miesięcy szczęście się do niego nie uśmiechało. Każde przedsięwzięcie za które się zabrał kończyło się koniecznością ucieczki, niewolą lub lizaniem większych i mniejszych ran. Ewentualnie wszystkim na raz. Każda próba dotarcia do bezpiecznego miejsca przeistaczała się w potrzebę zboczenia z trasy i zatoczeniem kolejnego nieszczęśliwego koła. Poruszał się w nieustannym zdezorientowaniu od dawna będąc pozbawionym własnych świstoklików, transportu oraz nieustannie drenowanymi magicznymi zasobami. Pomijając jednak to, dalej jego przygody zdawały się nie mieć końca.
Bez względu na to, jak irytowała go osoba Jaydena nie był zadowolony z tego, jak wyglądał po wyjściu spod jego własnej różdżki. Nauczyciel wciąż był zdezorientowany. Jego uwaga chwiejnie kołysała się w przestrzeni. Jego twarz była w bałaganie.
- Nie do końca rozumiem co ma jedno do drugiego. Jakich ludzi...? - palcem wskazującym i kciukiem przetarł zmęczone oczy próbując zrozumieć korelację miedz własnym zbłąkaniem, a tropieniem kogoś. No właśnie... kogoś konkretnego? Przypadkowego? Zmarszczył brwi, grad nieustannie dudnił w dach latarni. Zmrużył powieki - Ach...Masz na myśli czarnoksięzników? Jeżeli tak... Czy ty właśnie próbujesz zwrócić uwagę na braki w moich kompetencjach...? Obawiam się że jesteś w dość niesprzyjającej do tego pozycji. Pomijając jednak to, bo najwyraźniej w niczym ci to nie przeszkadza, to czy jako wychowanek Roweny, a ostatecznie nawet nauczyciel - naprawdę zamierzasz ocenić moje umiejętności na podstawie pierwszego z brzegu, uprzedzonego domysłu? To zaś całkiem złośliwe i nienaukowe, Profesorze - z zamysłem zaakcentował ostatnie słowo, które w tej konfiguracji brzmiało szyderczo. Anthony żałował stanu Jaydena, tego że nie nadawał się do ciekawszej dyskusji. Tego, że był tak mało responsywny na retoryczne zabiegi które czynił. Szkoda - Wtajemniczę cię jednak nieco, byś posiadł jakiekolwiek zrozumienie. Chociaż zdrowiej by było gdybyś chciał samemu wychodzić poza mniej wygodną dla siebie wiedzę - Podciągnął zwisającą na ramieniu torbę, kładąc ją na kolanach. Zaczął niespiesznie przeglądać jej zawartość - Nigdy nie było to moją główna rolą więc faktycznie nie mogę powiedzieć że mam w tym dryg - w wynajdowaniu. Ja likwiduję. Od szukania mam ludzi. Zawsze miałem. Wcześniej była to wiedźmia straż, teraz... ich odpowiednicy - nie mniej sprawni. Świat się też pozmieniał. Wielu samych z siebie obecnie do mnie lgnie. Nie ma potrzeby szukać. - cierpliwie wyjaśniał z pewną dozą protekcjonalności. Zupełnie jakby tłumaczył dziecku dlaczego do mąki dolewa się mleko, a nie na odwrót. Wiedział, że Vane prawdopodobnie nie zrozumie jego punktu widzenia i się oburzy. Niech jednak wie, że jeżeli jego uwaga miała go ugodzić to zwyczajnie tego nie zrobiła - nie miała podstaw, a nawet świadczyła o jego własnej niewiedzy. - Mówić wolniej...? - podpytał z cierpliwością widząc, że jego przymusowy towarzysz rozmów sprawiał wrażenie nieco odklejonego od rzeczywistości. Nie w złośliwym tego słowa znaczeniu. W międzyczasie wyciągną z torby kilka szczepionych ze sobą pergaminów lub luźnych zapisanych wzorami kartek. Każdorazowo odkładał je na ziemię niechętnie i boleśnie się do niej schylając. Kartki były ułożone równo jedna nad drugą.
Surrey.
Trochę niebezpiecznie - pomyślał, odwijając papier w którą zapakowana była znaleziona na dnie torby kanapka. Jeszcze nim się w nią wgryzł przełkną dwukrotnie ślinę. Dawno nie jadł... czegoś normalnego. Jego uwaga skupiła się więc w pełni na przekąsce. Makrela była wędzona i doprawiona szczyptą pieprzu co już samo w sobie dodawało posiłkowi luksusu na który nie mógł sobie samemu pozwolić. Przeżuwając z namaszczeniem kolejne kęsy słyszał Jaydena ale nie słuchał. Dopiero po zjedzeniu połowy niechętnie spojrzał na mało apetyczny stan Jaydena. Zmarszczył nos ze wstrętu. Mógł usiąść jeszcze nieco dalej...
- Chwilę wcześniej zostałem zaskoczony przez dwójkę czarodziei. Byli całkiem zorganizowani więc pewnie już wcześniej mieli mnie na oku. Poradziłem sobie z nimi, a zaraz po tym trafiłem na ciebie nie wiedząc, że ty to ty. Uznałem, że jesteś jednym z nich - planem "B" mającym potencjalnie mnie zablokować w razie odwrotu. Nie mogłem pozwolić sobie na to by kolejny raz wygrzebywać się z defensywy więc przejąłem inicjatywę - był zmęczony, miał ograniczone możliwości. Podjął szybką decyzję i stało się. Skamander był szczery w swoich zeznaniach operując na faktach. W pewien sposób postrzegał to za sprawiedliwe zachowanie wobec Jaydena. Może i nie do końca z dobrej woli ale ten ostatecznie właśnie go nakarmił, ubrał i w zasadzie współpracował więc coś mu się należało - Jednak pomimo tego zacząłem być do niej spychany - Anthony boleśnie odczuł w kościach odbite deprimo, a potem everte. Fluxobedio było w tym wszystkim wyjątkowo dziwne i dezorientujące - Potem prócz jednego promienia zaklęć zaczęły dobiegać z twojej strony dwa. Nie mogłem pozwolić sobie na przeciąganie walki z grupą więc wykonałem ruch by tę na raz unieszkodliwić. Teraz jak myślę musiało być to speculio - pozwolił sobie na spekulację. W końcu nie znalazł nikogo innego poza Jaydenem.
Skamander zdał sobie też sprawę z czegoś dość dziwnego - rozmowa z Jaydenem była całkiem odświeżająca i nie denerwowała tak, jak zazwyczaj. Czy to kwestia tego, że profesor był przywiązany do krzesła i samo to było przyjemnym akcentem? A może to kwestia pewnego zobojętnienia na liczbę przeżytych upadków i niepowodzeń? Czym jest w końcu spotkanie z Jaydenem wobec perypetii z ostatnich miesięcy... Wisienką na torcie?


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]03.06.22 9:08
« Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko. »
Gdyby wiedział, co mogło się wydarzyć, poświęciłby swój czas na coś zupełnie innego, niż przeczesywanie starego obserwatorium w poszukiwaniach odpowiedzi na część pytań do własnych badań. Gdyby wiedział, nie ryzykowałby w taki sposób. I nie chodziło jedynie o to, w jakiej sytuacji właśnie się znajdował, ale z kim przyszło mu mieć aktualnie do czynienia. Anthony był jedną z ostatnich osób, z którymi Jayden chciał spędzać czas. Jakikolwiek. Przymuszony czy dobrowolny. Ich charaktery, jak i wizje życia nazbyt się od siebie różniły, aby mogli odnaleźć wspólny grunt. Astronom zresztą darzył mężczyznę najmniejszą dozą szacunku po tym, co się wydarzyło z Roselyn i Melanie. Potrafił zrozumieć naiwność przyjaciółki w momencie, w którym zachłysnęła się niezależnością dawnego aurora, ale nie potrafił zrozumieć nigdy Skamandera. Chyba nawet nie chciał się nad tym zastanawiać i poświęcać swojego cennego czasu na kogoś takiego.
Podobnie działo się i teraz kiedy nauczyciel nie miał siły koncentrować się na długim wywodzie, który zafundował mu Anthony. Nawet przywiązany przed nim, nie był zainteresowany, a opadając z sił, nie chciał zmuszać swojego umysłu i koncentracji, aby nadążyć za potokiem słów. Perfidnie podkreślone słowo profesora również przebiegło niezauważone przez umysł Jaydena, pozwalając, by mężczyzna w żaden sposób na nie nie zareagował. Nie miałby zresztą po co. Jeżeli Skamander sądził, iż w ten sposób nadepnął astronomowi na ambicję, dumę czy status, mylił się. Poszukiwany Zakonnik nic nie wiedział o nauce, a jego domniemane zarzuty w stronę swojego schwytanego więźnia były i miały być bezpodstawne. Używając odniesień do analizy, logiki, Skamander nie rozumiał pełni ich znaczenia. Nawet skupiając się na tym bełkocie, Vane nie podjąłby żadnej dalszej rozmowy. Poturbowany, wychłodzony — o braku płaszcza i butów przypominały mu regularne powiewy chłodu oraz zimno bijące od gruntu — unieruchomiony nie chciał również wierzyć w pomyłkę. Gdy Skamander już go rozpoznał, po co to całe przedstawienie, jeżeli nie dla własnej satysfakcji? Logiki w zachowaniu tego człowieka jednak astronom nie zamierzał i nie mógł się doszukiwać — sens? Analiza? W umyśle tak spróchniałym, jak ten dawnego aurora nie było na to miejsca. Nie miał siły, ochoty ani zwyczajnie skupienia uwagi, aby tego słuchać. W tym konkretnym momencie zresztą — gdy Anthony zaczął swój monolog — Jayden był zajęty przez coś innego. Przez coś, co zajęło całe jego ciało, jak i umysł, a niewiedza sprawiła, że pierwszy raz w starym obserwatorium profesor poczuł strach. Nieprzyjemne dreszcze nie przypominały w żadnym razie tych od zimna i chłodu. Potrafił je rozróżnić, gdy zalało go przerażenie, którego nie mógł w tym momencie uśmierzyć. W końcu nie widział, miał ograniczone pole ruchu, a przecież chciał... Musiał poczuć na szyi ciężar obrączki... Tej należącej do Pomony, która mu po niej pozostawała. Chciał przeanalizować czy tam była, zawieszona na srebrnym łańcuszku, ale ból doskwierający mu z lewego barku przy nawet najmniejszym z ruchów odzywał się okrutnie. Przekładało się to na promieniowanie na dość dużym obszarze ciała, przez co wyczucie pamiątki w ten sposób było niemożliwe. A co jeśli jej tam nie było? Mógł panikować bez powodu, ale równocześnie nie mógł powstrzymać szalejących myśli. Czy mogła mu wypaść podczas szamotaniny? Skamander nie miałby powodu, aby ją zabierać, chyba że chciałby całkowicie zmieszać astronoma z błotem. Nie. W końcu musiałby ją też zauważyć, a ukryta pod materiałem koszuli raczej... Mogłaby? Jayden milczał, pochłonięty niewerbalną próbą dosięgnięcia prawdy, która przeniosła go w zupełnie inne miejsce. Poważne mechanizmy analizy przejęły nad nim władzę, zabierając czarodzieja od Anthonyego oraz samej sytuacji, w jakiej przyszło się mu znaleźć. W tym momencie liczyło się przejście wszystkiego, co się zdarzyło wcześniej i próba odnalezienia w chaosie odpowiedzi.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]05.06.22 16:56
Albo ja, albo oni - tak właśnie od pewnego czasu postrzegał świat, kiedy to nieustannie był zmuszany wychodzić mu na przeciw. Od miesięcy kołysał się na różnego rodzaju granicach: życia, śmierci, rozpaczy, niemocy, beznadziei. Sięgał w tym czasie po rozwiązania, po które nie wiedział, że będzie wstanie się zdobyć. Swobodnie. Z łatwością. Nie czuł wstydu z konieczności do której był zmuszony raz po raz. Miał przepraszać za życie? Nie było mowy. Zrobił co musiał by siedzieć tu przed Jaydenem odzyskując skrawki jakiegokolwiek poczucia kontroli nad sytuacją. To było samo w sobie całkiem przyjemne, odżywcze - nie być ofiarą. Nie uszedł co prawda z pod różki Vane'a bez szwanku, lecz to w tym momencie nie odbierało mu humoru. Właściwie jak na początku przeklinał pod nosem, że musiał trafić akurat na profesora, tak jednak niechęć ta mijała. Dawno nie miał możliwości porozmawiania z kimś z kim mógł faktycznie wymienić kila sensownych zdań. Poukładać myśli, trzymany w ryzach bałagan. Tym bardziej, że to on był tym mogącym zadawać pytania.
- Słuchasz mnie, Vane? - Dopytał z nieznacznym wyrzutem. Strzelił palcami w powietrzy chcąc przyciągnąć ku sobie uwagę. Niestety rzeczywistość szybko zweryfikowała pragnienia Anthonego. Vane nie był zbyt wylewny. Czy to z powodu poniesionych obrażeń, czy też niechęci - nieprzytomnie, w milczeniu błądził ślepym spojrzeniem po pomieszczeniu. Zdezorientowanie na jego twarzy z czasem przerodziło się w niepokój, obawy. Anthony wiedział, że nie był tego źródłem. Astronom musiał sobie o czymś przypomnieć lub pomyśleć. Auror przyglądał się temu dojadając kanapkę, którą potem zapił herbatą ze słoika. Mało elegancko otarł wilgotne wąsy o rękaw garnituru. Skrupulatnie dokręcił wieczko i schował słoik do torby na później. Zaczął z niej wyjmować kolejne pliki papierów. Na dłużej zatrzymał się na zamazanej atramentem gazecie. Pod gąszczem równań starał się dopatrzeć pierwotnej treści. Czy to był przypadkiem Walczący mag...?
- O co ci chodzi, Vane, wykrztuś to - zachowanie profesora dekoncentrowało aurora. Ze zmarszczonymi brwiami ten ostatni wyjrzał zza gazety na tego pierwszego.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]06.06.22 9:35
« Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko. »
Dla Jaydena dewiza, gdzie miał wybrać między sobą a innymi, nie była do zaakceptowania. Zdecydowanie nie widział świata oczami Anthony'ego i nie chciał zrozumieć takiej postawy, bo gdyby to zrobił, usprawiedliwiałby go. To i to, co za tym szło. Odnalazłby nić jakiegoś porozumienia, którego nie chciał. Szczególnie że była to błędna postawa. Nastawienie z góry narzucające podział, opierało się na niczym innym jak strachu. Na strachu przed drugą stroną, a strach prowadził wszak do desperacji. Do gniewu. Ten zaś do nienawiści. A nienawiść do cierpienia. Nie musiał sprawdzać tej teorii, bo przecież rzeczywistość sama idealnie to weryfikowała, a on jedynie obserwował. Dostrzegał to w Pomonie, dostrzegał to w Maeve. Widział to wszędzie wokół, a nie musiał szukać wyjątkowo starannie. I bolało to podwójnie, bo żadna ze stron — ani Zakon Feniksa, ani zwolennicy Voldemorta — nie zamierzały stawiać na logikę. Nie kierowały się nią, stawiając w stu procentach na tępą siłę fizyczną, czego, chociażby Anthony był czystym wyrazem. Atakował wszystko, co się ruszało, nie zadając pytań. Niszczyli własnoręcznie swój kraj, nie interesując się konsekwencjami. Nie było rozsądku. Rozumności. Była sama agresja i wrogość. A Vane nie widział dla nich ratunku. Rozwiązanie konfliktu miało być zwyczajnym wyrżnięciem się nawzajem i wówczas — gdy nie miało być już nikogo — mógł na nowo odradzać się spopielony w ogniu i krwi pokój. W końcu inteligencja musiała i winna wieść prym w tym chorym społeczeństwie, bo bez niej wszystko się rozpadało. Bezprawie rodziło bezprawnych sędziów, usprawiedliwiało szaleńców, rodziło ich więcej. W tym świecie miało przyjść dorastać jego synom? Melanie? Całemu ich pokoleniu?
Słuchasz mnie, Vane?
O co ci chodzi, Vane, wykrztuś to.

- Co cię to obchodzi? - Urywane słowa opuściły gardło profesora, gdy wciąż półprzytomnie starał się odpowiedzieć na zadaną sobie samemu kwestię. Odezwał się jednak, gdy słowa przemknęły koło ucha, a mówienie możliwe, że trzymało go jeszcze na powierzchni. Nie. Nie wierzył w to, że interesowało Skamandera, co działo się w głowie Jaydena i dlaczego reagował w ten sposób. Jedyny powód, dla którego zwrócił na to uwagę, było to, że astronom go nie słuchał. Że nie stawiał jego osoby w aktualnym centrum. - Obaj wiemy, że nic. - Wymęczone ciało astronoma zrodziło kolejne zdanie i było pierwszym, którego nie wypowiedział z przerwami. Mimo wszystko bolało. Płuca, unosząca się i opadająca klatka piersiowa. Do tego lewa część ciała zaczynała powoli drętwieć, a brak czucia w palcach sprawiał, że profesor nie wiedział, czy to przez uszkodzenie, czy zwyczajne osłupienie, w jakim wciąż znajdował się organizm. Nie znał się na anatomii ani uzdrawianiu. Nie mógł się bardziej przeanalizować. Mógł jednak skupić się na zebraniu jak największej ilości danych oraz utrzymaniu przytomnego umysłu, chociaż nie było to takie proste. Wciąż szumiało mu w uszach, a wytłumione słowa ciężkie były w identyfikacji, dlatego też odpowiadał z lekkim opóźnieniem. Do tego brak widoczności sprawił, że skupienie przychodziło z większym trudem. Nic nie obchodziło dawnego aurora to, że Jayden czuł niepokój niezwiązany z nim. Jeżeli powiedziałby o swoich obawach związanych z obrączką, Anthony'ego nic by to nie obeszło. Jego list wyraźnie wskazywał na to, jak bardzo gardził astronomem i wszystkim, co się z nim wiązało. Nie posiadał szacunku wobec wyboru kuzynki, to dlaczego miałby posiadać szacunek wobec symboli jej małżeństwa? I to jeszcze mając wspomóc niewiedzę Jaydena?
Astronom ponownie zassał dolną wargę, czując, jak bardzo zaschło mu w gardle. Ponowny posmak krwi wypełnił mu usta. Nie miał już siły, żeby się skrzywić. - Wybawiłeś się już? - Zamierzał go tu więzić jeszcze długo? Obaj wiedzieli, że nie miał warunków do przetrzymywania więźnia. Zresztą nie planował tego. Zabrał mu to, co cenne, dowiedział się, gdzie się znajdował, czego chciał więcej? Obserwować więcej upokorzenia? Doskonale zdawał sobie sprawę, że Vane był ojcem, a jednak nie wyglądał w żadnym wypadku na kogoś, kogo to obchodziło. Nie obchodziło go nic poza samym sobą.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]17.09.22 13:35
Śpioszek czekał. Nieważne, jak długo miało to trwać, ile jeszcze dłużących się w nieskończoność minut musiało upłynąć, nim obcy czarodziej straci zainteresowanie skrępowanym profesorem Vane'em i opuści obserwatorium w nieswoim, odebranym siłą odzieniu... Oburzające. Wiedział, że mógłby go powstrzymać w każdej chwili; rozbroić, unieruchomić, zmusić do posłuszeństwa. Miał wystarczająco dużo czasu, by dokładnie przyjrzeć się postawie Skamandera, zauważyć słaby punkt, obolały bark, i zaplanować w myślach dziesięć alternatywnych sposobów poradzenia sobie z agresorem w taki sposób, by nie uczynić przy tym jeszcze większej krzywdy swojemu Panu. Mimo to tkwił w niemalże idealnym bezruchu, z dłońmi za plecami, po prostu czekając. Czuwał przy skrępowanym, pozbawionym różdżki profesorze, bo takie właśnie otrzymał polecenie. Żeby się nie mieszać, żeby nie odkrywać się ze swą obecnością, dopóki nie otrzyma wyraźnego znaku. Zaś słowo Pana było świętością, nawet jeśli Śpioszek nie rozumiał, co leżało u podstaw tej decyzji – gdyby tylko pozwolił mu działać, nie znalazłby się w tym potrzasku. Poważnie poturbowany, zdany na łaskę aroganckiego napastnika. Wyglądało jednak na to, że się znali. To dobrze? Czy raczej bardzo niedobrze? Śpioszek nie znał historii, która łączyła obu mężczyzn, nie podejrzewał, że bezczelny, biegły w dziedzinie uroków napastnik, którego twarz została uwieczniona na ministerialnych listach gończych, był ojcem Melanie. Tej samej, która jeszcze do niedawna była stałym gościem w murach Theach Fáel...
Zresztą, to nie była sprawa Śpioszka.
W napięciu przysłuchiwał się wymianie zdań mężczyzn, częściowo zagłuszanej przez tłukący o dach częściowo zrujnowanego obserwatorium grad, o ile oczywiście można tak było nazwać monolog Skamandera, który nie spotykał się z większym zainteresowaniem pana profesora Vane'a. Im dłużej to trwało, tym gorzej czarodziej musiał się czuć. Odniesione w trakcie pojedynku rany musiały dawać o sobie znać przy każdym, choćby najmniejszym ruchu, każdym oddechu, a pozbawione cieplejszego odzienia ciało – wyziębiało się w zastraszającym tempie. Powinien go stąd zabrać, jak najszybciej. A jednocześnie – nie mógł.
W końcu jednak Skamander utracił zainteresowanie prowadzeniem jednostronnej dyskusji, upewnił się, że ukradł już wszystko, czego potrzebował – oburzające – i zniknął. Tak po prostu zniknął. Nawet nie rozciął więzów, które wciąż krępowały ruchy profesora. Czy naprawdę nie interesowało go, w jakim stanie znajdował się pan profesor Vane? Czy będzie miał siłę, by wrócić do domu...?
Śpioszek nadal czekał. Na ten znak, sygnał, o którym wcześniej mówił Pan. Choć zdawało się, że drugi czarodziej już zniknął, że zostali tylko we dwoje, nadal nie ruszał się z miejsca.
Dopiero wtedy – gdy usłyszał swe imię – rozproszył zaklęcie niewidzialności i w ułamku sekundy znalazł się tuż przy krześle. – Śpioszek tu jest, panie profesorze Jaydenie Vane – odezwał się cicho, wielkimi, czujnymi oczami odnajdując obitą, zakrwawioną twarz swego Pana. Nie musiało do tego dojść. Nie musiało. Zaczął od pozbycia się sznurów. – Tu jest pana różdżka. – Wskazał palcem na drewienko, które leżało ledwie kilka stóp dalej; sam nie śmiałby po nie sięgnąć. – Potrzebuje pan uzdrowiciela, panie profesorze Jaydenie Vane – dodał z naciskiem; nie był mu w stanie pomóc. Mógł jednak zabrać go do kogoś, kto bezbłędnie zidentyfikuje każdy, choćby najmniejszy, uraz.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Opuszczone obserwatorium 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczone obserwatorium [odnośnik]18.12.23 20:58
23.08.1958 r.

Nie lubił wracać do wspomnień dzieciństwa. Poddawać się złowrogiej melancholii, która skradała czas i energie, więziła w odmętach przeszłości. Unikał retrospektywnych śladów istnienia, które tylko dusiły wszelkie resztki zdrowego rozsądku. Każdy był kiedyś dzieckiem, miał ojca i matkę, szczęście jeśli żyli, lecz ostatnimi czasy wydawało się to sukcesem. Każdy przechodził przez te same etapy rozwoju człowieka, od raczkowania po pisanie aż do dorosłości. Były to jednak małe niuanse, środowisko znaczyło wszystko. Od szlachetnych korytarzy po błotniste wioski, jak można było oczekiwać tych samych rezultatów?  
Pamiętał matkę, o wiele lepiej niż ojca, jej milczenie i chłodną posturę, jej smutek. Zawsze była nieszczęśliwa, boleść duszy obecna na jej twarzy. Zabierała go ze sobą na ich wyprawy, tak bardzo niegodne arystokratycznej damy i znienawidzone przez jego dziadka. Jego ojciec nie miał zdania, cenił sobie nie posiadania zdania – tak bardzo ułatwiało mu to życie. Czasem spojrzał na nich krytycznie, lecz w jego wykonaniu wychodziło komicznie, na pewno nie zmuszało do zakwestionowania planów. Matka potrafiła być uparta, nieugięta w swych decyzjach. Jej pasywna aura nie dawała wrażenia osoby niezłomnej, lecz często potrafiła postawić na swoim. Na tyle na ile kobieta może w ich szlacheckim świecie, czyli tyle ile sobie wywalczy. Mając jednak za męża Alexandra, mogła pozwolić sobie na wiele buntowniczych wypraw – nie odważył się poruszać tego tematu, zajęty był kochankami.  
Teraz obserwował dziesiątki sierot, którym zostaną tylko wspomnienia. Część z nich straciła rodziców w czasie katastrofy, inne w czasie działań wojennych, a niektóre zapewne rodziny mają, lecz nie ma wystarczająco żywności, by wyzywić wszystkich. Życie w czasie wojny było brutalne, ludzie pozbawieni humanizmu stawali się tymi zwierzętami, przed którymi się bronili. Wszystko dla przetrwania, wartość ponad wszystko. Tak jak on będą rozpamiętywać swoich przodków, te bzdurne, utrapiające notatki umysłu z dawnych lat. Będą szukać, zadawać pytania i wątplić w uzyskane odpowiedzi. Mógłby już teraz im powiedzieć, nie myślce o tym. Zostawcie za sobą, patrzcie tylko przed siebie, za wami nie ma już nic. W ciągu kilkunastu dni od 13 sierpnia udało zebrać im się prawie wszystkie osamotnione podrostki, przynajmniej taką mieli nadzieje. Nad ich opieką czuwała Pani White, starsza czarownica półkrwi, która pochowała w czasie wojny swoich dwóch synów i ostała się jako ostatni żyjący członek jej rodziny. Przynajmniej tak zaprezentowała swoją historię, gdy Barty jednego wieczoru przywiózł więcej ubrań, które zyskał z pomocy z Ministestwa. Dzieci jednak nie mogły zostać tu na zawsze, to nie było miejsce dla nich. W tym momencie nie planowali zakładania ośrodka dla sierot, a życie w opuszczonym obserwatorium nie było słuszne dla czarodziejskiej krwi. Tragedia zmusza do trudnych decyzji, do rozmów, które ciężko było sobie wyobrazić przed rozlewem krwi. Sieroty były problemem, który trzeba było rozwiązać. W Londynie działał sierociniec, którego misją było własnie tego typu działalność. Nieszczęściem było, że prowadzony był przez Blacka, sąsiedzką kanalie. Nie, teraz powinien przestawić swoje myślenie, w końcu nastają nowe czasy. Zastanawiał się czy cieszą ich nieszczęścia w Surrey, dramat, który spotkał ich wrogów. Byli jednak sąsiadami tak długo, żyli ze sobą od setek lat. Teraz była ich trójka w Londynie, o dwóch za dużo.  
Lordzie Black – przywitał się z przybyszem, który przekroczył próg obserwatorium. – Dziękuje, że mogłeś zjawić się tak szybko. Mamy wiele dzieci, które straciły wszystko. Rodziny, domy i szanse na lepsze jutra, sytuacja jest krytyczna.  
Nigdy nie sądził, że to właśnie pomocy od Rigela będzie potrzebować. Przyszło mu akceptować jego osobę wpierw przez siedem lat edukacji, a następnie gdy wrócił do Anglii i rozpoczął staż w ministerstwie, Rigel był pierwszym stażystą, jakiego zobaczył. Historia lubiła ironię, cierpienia młodych szlachciców.  
zt
Bartemius Crouch
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
As humanity gazed upon stars and proclaimed if heavens would not come to us, we would reach heavens ourselves.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11933-bartemius-crouch https://www.morsmordre.net/t11959-apate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Opuszczone obserwatorium
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach