Wydarzenia


Ekipa forum
Thomas Doe
AutorWiadomość
Thomas Doe [odnośnik]30.04.21 12:43
Wsiąkiewka

Żywotność
Wartość żywotności postaci: 220
żywotnośćzabronionekarawartość
81-90%brak-5178 - 198
71-80%brak-10156 - 177
61-70%brak-15134 - 155
51-60%potężne ciosy w walce wręcz-20112 - 133
41-50%silne ciosy w walce wręcz-3090 - 111
31-40%kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz-4068 - 89
21-30%uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90-5046 - 67
≤ 20%teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz-60≤ 45
10 PŻPostać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury).-701 - 10
0Utrata przytomności




Kategoria 1

Nazwa
Lorem Ipsum jest tekstem stosowanym jako przykładowy wypełniacz w przemyśle poligraficznym. Został po raz pierwszy użyty w XV w. przez nieznanego drukarza do wypełnienia tekstem próbnej książki. Pięć wieków później zaczął być używany przemyśle elektronicznym, pozostając praktycznie niezmienionym. Spopularyzował się w latach 60. XX w. wraz z publikacją arkuszy Letrasetu, zawierających fragmenty Lorem Ipsum, a ostatnio z zawierającym różne wersje Lorem Ipsum oprogramowaniem przeznaczonym do realizacji druków na komputerach osobistych, jak Aldus PageMaker


Przedmioty

Różdżka
Służąca mu od pierwszego dnia w Hogwarcie różdżka 10 calowa z drzewa Araukaria oraz z pazurem wilkołaka jest już wysłużoną różdżką, która rzadko go zawodzi. Podobno idealnie pasuje do jego charakteru, czego zbytnio nie rozumiał podczas jej zakupów, ale po latach nauczył się, że ma ona swój unikalny charakter - a teraz wiążę się z wieloma wspomnieniami o udanych, jak i tych mniej udanych, zaklęciach.

Zaklęta harmonijka
Zaklęta harminijka była instrumentem, który jeszcze dostał od dziadka w krótkim czasie po zamieszkaniu z resztą taboru. Nigdy nie był zdolny ani cierpliwy na tyle, aby opanować trudną sztukę grania na skrzypcach czy harfie jak to było w wypadku jego rodzeństwa, jednak ten mały instrument idealnie nadał się do zaspokojenia jego muzycznych zapędów jak i pozwolił mu na jednoczesne pożytkowanie ogromnych pokładów energii zamiast na ćwiczeniu grania, to na bieganiu po drzewach.


Linki i muzyka




Thomas Doe EbVqBwL


Ostatnio zmieniony przez Thomas Doe dnia 13.04.22 23:56, w całości zmieniany 3 razy
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Thomas Doe AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Thomas Doe [odnośnik]09.05.21 2:27
RozgrywkaDawniej
Lipiec 1944 | Eve | Okolice Sheffield
Obudził się rano, przechodząc nad Jamesem i Sheilą tak by ich nie obudzić. Babcia zawsze mu powtarzała, żeby zaraz po przebudzeniu nie siedział w wozie, a zaczął wykonywać swoje obowiązki i będzie mógł wcześniej mieć czas dla siebie na zabawę - i prawdopodobnie była to jedna z niewielu spraw, w kwestii której słuchał się babki.

1947 wrzesień | Frances | Hogwart
To było zaledwie kilka tygodni w Hogwarcie, w trakcie których już był przekonany o tym, że szkoła nie kręciła się tylko wokół zabawy. Cóż, trochę przestawał chyba zazdrościć innym rówieśnikom, że ci mieli okazję uczenia się pisania i czytania wcześniej. Chociaż z pewnością, takie umiejętności dużo by mu ułatwiły dzisiaj... No i czuł, że to była tylko czysta niesprawiedliwość, że inni nie mieli takich problemów jak on i mogli się skupić na czytaniu i nauce!

1950 maj | Octavia | Hogsmeade
Oczywiście, że po tych kilku latach w Hogwarcie już doskonale wiedział, czym ryzykował zbliżaniem się do szlachcianek i o ile nie był w stanie wciąż rozróżnić pierwszorocznych, tak te starsze w mniejszym czy większym stopniu kojarzył. No a już na pewno wiedział, których mógł nie mieć okazji już zobaczyć. Nic dziwnego, że znacznie się ucieszył, kiedy podczas weekendu i wyjścia do Hogsmeade, zaobserwował pannę, a może raczej lady, Lestrange.

Lipiec 1955 | James | Okolice Newcastle
Czuł ich oddech na karku, wiedział doskonale co na nich wszystkich sprowadził. Nie wiedział co robić, nie potrafił znaleźć odpowiedniego wyjścia. Dostał ultimatum. Miał się im oddać, ale... Bał się. Nie chciał ich zostawić. Taboru, rodziny, Jeanie. Chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo po nim było widać, że gnębi go coś. Ona to zauważała i próbowała z nim porozmawiać, ale nie chciał jej tym obarczać - nie dopóki nie znajdzie na to rozwiązania. Musiał je znaleźć... Nie mógł przecież zawieść wszystkich rodzin, które składały się na podróżnych w taborze. James, Eve, Sheila... Jeanie. Tak się cieszył, że starsi zaakceptowali ją w końcu po roku, że mogli się pobrać.

30.03.1958 | Celine | Dolina Godryka
Nie mówił o niczym - nie informował ich, nie chciał tego zdradzać, jak źle się czuje i co się z nim dzieje. Tracił zmysły? Co innego? Po raz kolejny widział znów krew - krew, która nie znikała. Ostatnio również obudził się na podłodze. Nie pamiętał co miało miejsce poza tym, że pomagał wnieść coś do środka - ale nie pamiętał, co dokładnie. Przewrócił się, prawie spadając ze schodów. Obudził się na ziemi - i nie rozumiał co się stało. Wciąż nie rozumiał. Czy to było normalnie?


Sny...
1957 października | Sheila | Na jawie
Zielony gąszcz wydawał się jedynie mocniej oplatać każdą ze ścieżek, którą obierał Thomas. Zgubił się, mimo że nie wiedział gdzie szedł, a tym bardziej skąd szedł. I jak tu się w ogóle znalazł? Ten las wydawał się dokładnie przykrywać świat na zewnątrz, wydawał się być nie żywy jak to zazwyczaj wydawała się być natura, ale żywy niczym bijąca wierzba, jakby każde z otaczających drzew było gotowe do zaatakowania go i pociągnięcia do siebie, rozerwania na strzępy, a jednocześnie - nawet jeśli była to noc! - w tym lesie była przeraźliwa cisza przeszywają od czasu wyciem wilków. A może wilka? Zazwyczaj tuż po jego wyciu nie następowała odpowiedź, zupełnie jakby ten jeden był zagubiony i sam gdzieś w tym gąszczu. Czy reszta paki go porzuciła?...

1957 listopad | Aidan | Na jawie
Pierwsze co go uderzyło to szum rzeki i dźwięk cykad, choć niedługo po tym już usłyszał specyficzne odgłosy wydawane przez żaby. Otwierając oczy zauważył trawę i liście, i różne kwiaty jak i drzewa, których nazw z pewnością nie był w stanie przywołać z pamięci - od tego zawsze miał babcię i młodszą siostrę. Nie orientował się, co mógł zbierać w lesie, a czego nie i często kończył z poparzeniami czy wysypkami przez to, ale za to kochana babcia zawsze była w stanie na to zaradzić czy odpowiednią maścią, naparem czy jeszcze innym cudem.

luty | Eve | na jawie
Zapach w wozie łączył w sobie wszystko co kojarzyło się z domem, swobodą i pewnego rodzaju bezpieczeństwem. Choć czasem wkradało się poczucie nudy, poczucie, że czegoś tutaj brakowało. Że może kobieta, która właśnie siadała na brzegu łóżka, wcale nie była tą jedyną - że może powinna być kimś innym? Nie powinna, była jedyna w swoim rodzaju. Przecież innej by nie poślubił, a jednak coś w tym obrazku nie pasowało. Ciemne włosy, ciemniejsza karnacja, ciemne oczy. Były piękne, nie mógł zaprzeczyć, jednak jakby nie były przeznaczone jemu.

kwiecień | Elvira | Don't think I'll make it out...
- Thomas! - usłyszał głos z oddali, ale choć usilnie starał się odnaleźć jego źródło, wcale nie było to dla niego takie proste. Był gdzieś jakby... pod wodą? Dostrzegał jak nad nim pływały ryby, prześcigając się w tylko sobie znanym celu. Był w bańce? Może silnym protego, które podążało krok w krok za nim. Szedł po piasku, który mimo otaczającej go wody zdawał się być zupełnie suchy. Jak było to możliwe? Nie był pewny - nie wiedział czy chciał wiedzieć, czując jak jego niepokój w nim rośnie za każdym razem kiedy jedna z ryb zbliża się, aby uderzyć w tę barierę. Bał się, że rzeczywiście pęknie - że ta cała woda wtargnie do środka, a on nie będzie w stanie niczego zdziałać. Nie wiedział, gdzie był ani co miał zrobić. Nie wiedział czy w ogóle było coś, co byłby w stanie zrobić. Na jego twarzy malowało się zagubienie i lęk, a on sam powoli szedł po piasku - po dnie, które było tak dziwne i inne, w obawia że jeśli zbyt długo będzie stał w jednym miejscu, bariera która odgradzała go od tej przerażającej wody, pęknie.




Lustereczko...
13 październik 1957 | Aurora | Londyńskie ZOO
Mimo początkowego szoku, kiedy wpadła do wody za swoim adoratorem, dość szybko odnalazła się w tej sytuacji. Zupełnie jakby woda i pływanie było jej drugą naturą, co jakby się nad tym nieco bardziej zastanowić w tym konkretnym momencie wcale nie było tak dalekie od prawdy. Jednak zamiast cieszyć się pływaniem podczas randki i jakże urokliwą kolacją w postaci łapania w locie i wodzie ryb, Effie stanowczo zdecydowała się na odnalezienie powierzchni, jak i dość nieporadnym wyjściu na brzeg. Nie było trudno się domyślić, że pingwinica, która nie rzucała się za innymi do wody po posiłek, była właśnie jej kuzynką na co stanowczo się ucieszyła. Mokra i może niech jeszcze zszokowana taką nagłą kąpielą, postanowiła że musi uważniej stawiać kroki i nie może znów się zapatrzyć i jednocześnie iść.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Thomas Doe EbVqBwL


Ostatnio zmieniony przez Thomas Doe dnia 29.07.22 13:47, w całości zmieniany 3 razy
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Thomas Doe AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Thomas Doe [odnośnik]19.07.21 18:12
1957Październik
1 października | opowiadanie | Miasteczko Weston-super-Mare
Tłum coraz bardziej się zmniejszał - zauważał to, że ludzie już nie przystawali tak chętnie posłuchać gry na harmonijce, czy chociażby jakiejś bajki. Próbował, ale wyraźnie coś ich od niego odciągało, a to stanowczo nie wpływało pozytywnie na jego nastrój. W końcu tylko próbował zarobić na posiłek, może na jakiś nocleg… A ludzie mu nie dawali ku temu okazji! Zupełnie jakby coś odciągało od niego uwagę, bo w końcu to nie było możliwe, aby obcy sami z siebie nie mieli czasu i ochoty aby zerknąć na ulicznego grajka i błazna, który jedynie starał się im umilić czas - i zebrać nieco funduszy na dalsze, bezcelowe egzystowanie.

2 października | Prudence | Most bez celu
Cieszył się wciąż ciepłą pogodą, która pozwalała mu bez problemu nocować pod gołym niebem. A stanowczo był w momencie, w którym wolał uniknąć ludzi… przez moment. Potrzebował odpoczynku, tylko krótkiego, bo wciąż nie był pewny jak ma się czuć w kwestii Birmingham. Kilka dni temu był w okolicy tego miasta… Pamiętał je zbyt dobrze za dziecka. Drzewo, targowisko, miejsce w którym karawana się zatrzymywała. Ale nie miał odwagi, aby przejść się tymi ulicami, po których razem z Jamesem biegali - odwiedzić tej dzielnicy, w której się urodzili i w której mieszkali. To miasto wciąż było zaledwie kilka dni drogi, mógł je odwiedzić i sprawdzić czy ich rodzice żyją. Czy matka żyje? Czy ich ojciec? Czy mieli po tym więcej dzieci? Czy… czy rzeczywiście chcieli się ich pozbyć?...

7 października | Octavia | Krucza wieża
Szukał miejsca, szukał inspiracji… Podróżowanie wydawało mu się być świetnym zajęciem. Nie myślał, nie zastanawiał się - głównie co robił to rozglądał po okolicach, po miastach, a teraz i po wyspie. Pamiętał jeszcze ze szkoły opowieści Octavii - i o dziwo nawet zapamiętał, aby nie denerwować syren. Może właśnie dlatego zamiast na plażę, zdecydował się udać właśnie na wieżę. Niewiele wiedział na jej temat, coś mu się rzuciło w uszy od lokalnych ludzi, kiedy przybył na miejsce… A kruki wciąż były jednym z jego ulubionych zwierząt, wiec dlaczego nie miałby odwiedzić miejsca, która według miejscowych było z nimi tak silnie związane?

13 października | Lysandra | Horizont Alley
Zatrzymał się w Londynie tylko na moment, na razie na kilka dni, nie wiedząc czy w ogóle chciał zostać w tym mieście jakkolwiek dłużej. Gdziekolwiek by nie zawędrował, trwała wojna i on wcale nie chciał w niej uczestniczyć! Wręcz przeciwnie. Chciał po prostu… żyć, schować się? Może znaleźć zajęcie. A przede wszystko podróżować. W końcu nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu tak długo - już próbował w Szkocji, nie wyszło. Chociaż może Anglia okazałaby się bardziej łaskawa dla niego pod tym względem?
Mógł spróbować nieco dorobić, skoro już był w stolicy - mógł skupić się na zabawieniu tłumu, na sprawieniu nieco przyjemności dzieciakom i dorosłym. Choć znając nastroje w kraju, a także i w tym mieście, stanowczo musiał uważać na to, jakie bajki opowiadał. Udało mu się dorwać ostatnie wydanie Walczącego Maga, widział jakie bzdury były w nim wypisywane… Wystarczyło wyjść z miasta, zacząć nieco podróżować, aby zobaczyć że to nie mugole bezlitośnie atakowali wszystkich, a właśnie czarodzieje - choć zależało to od miejsca. W końcu ludzie potrafili się bronić, choć nie zawsze wychodziło im to w najlepszy sposób.

14 października 1957 | Finley | Fish & chips
Nie był mile widziany na tym świecie, no praktycznie od urodzenia, chociaż pytanie czy jego ojciec mugol w jakikolwiek sposób spoglądał na dzieci i czy spędzał chociaż minutę myślenia o nich? O tym, że były problemem, że tylko przeszkadzały i były dodatkowymi mordami do wykarmienia.
Gdyby wierzył w pechowość i gdyby tylko wiedział, że właśnie wybijała godzina trzynasta, może spróbowałby poczekać chociaż minutę lub dwie, kiedy wyciągał dłonie po pakunek z jednego straganu, kilkukrotnie upewniając się wcześniej, że nikt go nie widzi. Kobieta zajmująca się straganem odwróciła się akurat do innego klienta, ludzie raczej nie zwracali na niego uwagi w tym momencie. Chociaż dokładnie w momencie, w którym już chciał zgarnąć przedmiot ze stołu, ktoś wepchnął mu w dłonie inny pakunek. Jaki, dlaczego..?

25 października | Volans & Amelia | Smocza jama
Po krótkim pobycie w Londynie, stanowczo potrzebował zobaczyć coś nowego, odwiedzić coś zieleńszego niż stolicę Anglii, na której wojna stanwoczo się odbiła. Potrzebował odsapnąć, zobaczyć coś innego, ciekawszego, może po prostu coś nowego? A lubił podróże. Owszem, że był zakochany w Szkocji, ale aktualnie Anglia musiała mu wystarczyć, bo przebywanie w krainie dud i kiltów, i whisky, i haggisów, było stanowczo dla niego zbyt wymagające. I bolesne.
Z wioski niedaleko, kiedy zagadał prosto dzieciaki, dowiedział się o kilku historiach z okolic, postanowił sprawdzić ich źródło - a nuż znajdując coś ciekawego. Może kłopoty, może inspiracje do opowiedzenia gdzieś w Londynie podobnej historii? A nuż jakiś grosz by mógł za to wpaść! W końcu niektórzy ludzie lubili umilić sobie czas jakimś ulicznym występem.

22 października | Volans | chata starej pustelniczki
Dobrze czasem było odsunąć się, zejść na boczną dróżkę i sprawdzić, dokąd ta dróżka mogła nas doprowadzić, bo czasem można było napotkać inspirację na kolejną bajkę czy kłamstwo, albo zwyczajnie w świecie odpocząć w cieniu. Może nawet się zdrzemnąć na łonie natury?
Dziwne to było uczucie, kiedy odchodziło się gdzieś w las na moment, niby na kilka chwil i nagle zapominało się o całej tej absurdalnej wojnie, która toczyła się o jakieś krwi i nie krwi. Thomas chciałby, aby to wszystko po prostu się skończyło, choć głównie dlatego, że sam nie dbał o żadne z racji obydwu stron.

27 października | Elric | stara oranżeria
Jak każde inne stworzenia, smoki go przerażały i fascynowały jednocześnie. Nie radził sobie z żadnym rodzajem żywych stworzeń, mimo usilnych prób jeszcze za dziecka czy w szkole, ale nie potrafił zrozumieć co było tego przyczyną. Ale smoki… w świecie mugoli to tylko legendy i baśnie, a on za dziecka miał i tak zbyt wybujałą wyobraźnię, że z pewnością z pewnych rzeczy nie zdążył nigdy wyrosnąć zanim ktoś by mu skłamał, że one jednak nie istnieją. Miał szczęście, że był czarodziejem - chociaż jego życie właśnie wyglądało jak takie szczęście w nieszczęściu potykające się o czterolistnej koniczyny na każdym rogu.

30 października | Aurora | Leśna droga
Mimo, że zdecydował się przyjechać do Londynu i przynajmniej przez dłuższy czas zostać w tym jednym miejscu, stanowczo potrzebował się rozejrzeć czy jakieś miejsce nie pasuje mu przypadkiem bardziej. Może by się przeniósł znów? Może by znalazł zajęcie na dłużej? Może jakieś miejsce mogłoby mu przypasować bardziej niż ponura stolica, może byłoby mu gdzieś łatwiej znaleźć pracę... Z drugiej strony - czy on chciał osiadać gdziekolwiek w Anglii tak na dobrą sprawę? Po tym wszystkim co miało miejsce, nie był tego tak do końca pewny. Ale w Szkocji też nie czuł się na siłach, żeby zostać!
Dolina Godryka.... była stanowczo inna - była czymś innym i przyjemnym, nawet pomimo wilgoci i może nieco ponurej atmosfery, szczególnie w kontekście, że zbliżała się powoli noc duchów. Mnóstwo tutejszych dzieciaków biegało, niektóre już pewnie planowały psikusy na jutrzejszy wieczór... I było to urocze. Można było chociaż na moment nie myśleć o tym, co miało miejsce na całych wyspach, o jakiś absurdalnych poglądach i przekonaniach, za które przelewała się krew. A Thomas i tak tylko myślał o tym, aby to tym razem nie została przelana jego - nie chciał się angażować w walki i wojny. Za co by miał? Z jednej strony nie miał niczego do stracenia, to fakt - bo przecież i tak już wszystko stracił dwa lata temu. Ale mimo to... bał się. Najzwyczajniej w świecie bałby się umrzeć za jakieś wyssane z palca bzdety, za cudze wojenki. Nie miał w tym interesu, chciał po prostu móc się gdzieś zaszyć i tak sobie żyć.

31 października | Castor | Grób caleba macnaira
Wyraźnie pobyt w Dolinie Godryka na razie okazywał się całkiem przyjemnym. Chyba zaczynał tęsknić za znajomymi z Hogwartu, szczególnie że z dużą ich częścią nie urwał mu się kontakt dwa lata temu, a może nawet i dawniej? Po egzaminach, po zakończeniu szkoły - chyba za bardzo skupił się na sobie i Jeanie, i taborze, bo w końcu to w nim miał być jego ośrodek życia. Wysłanie okazyjnej sowy, a później... później już wszystko działo się tak szybko, jednocześnie wlekąc niezmiernie, a on sam nie chciał po prostu przyznać się do tego, do czego przyczynił się podejmując głupie i tchórzowskie decyzje. Oczywiście, że bał się, żeby to wszystko wyszło na jaw! Kto by na niego mógł spojrzeć tak jak wcześniej? Kto byłby w stanie powiedzieć, że „przecież nic się nie stało”? Zawsze pakował i siebie, i znajomych w kłopoty, ale to jak tabor został wymordowany... to przecież było za dużo.

31 października noc | Castor | Spiżarnia
Wyprawa po herbatę nie brzmiała jak coś porywającego, jednocześnie Tomek nie narzekał na napięty grafik. Sam dużo podróżował w ostatnich latach, szczególnie w ostatnim czasie… potrzebował takiego oddechu, potrzebował zmieniać miejsce. Uciekał sam przed sobą. Jeśli gdzieś mógł poczuć się chociaż przez chwilę dobrze - zapomnieć na moment - udawał się tam.
Choć z drugiej strony… chyba nigdy nie zauważał wcześniej tych różnić między nim, a niektórymi znajomymi. W taborze często polegali na tym, co sami zrobili, stworzyli, wyprodukowali… Czasem udawali się na targ, ale niejednokrotnie pracowali za to, aby dostać jedzenie. Zależało od momentu, zależało od roku - ale chyba nigdy nie pomyślał o tym jak miło byłoby pójść do sklepu i kupić herbatę. Tak po prostu. Nie kraść, nie szukać na czym można było jeszcze oszczędzić, ale po prostu wejść do sklepu z pieniędzmi i to kupić, kiedy tylko było na półce.

Listopad
2 listopad | Trixie | dawny dom rodziny dumbledore
Często nie słuchał przez ostatnie lata tego, co się działo dookoła. Nie miał pamięci na słuchanie historycznych i tych bardziej aktualnych politycznych bajeczek. To zazwyczaj wszystko bazowało na tym, że jedni kłócili się z innymi, a jak on się chciał pokłócić to zawsze mógł to zrobić tu i teraz. Nie potrzebował, żeby ktoś inny, kogo nigdy na oczy nie widział, próbował się kłócić za niego na temat jego odczuć i losu, i w jakiej on to nie jest sytuacji. Radził sobie świetnie przecież całe życie, które przeżył aż do dwudziestego pierwszego roku! Owszem, było kilka potknięć po drodze, podczas których mało nie zakończył żywota, ale to przecież wcale nie było aż tak istotne zawsze, prawda? Najważniejsze, że żył! I może Jeanie mu wielokrotnie robiła wykłady na temat tego, czemu powinien się interesować polityką, a Steffen często streszczał mu jakieś dziwne i pokręcone zagadnienia historyczno-polityczne, ale nie potrafił się na tym wszystkim nigdy skupić i zapamiętać czegoś więcej. Może, gdyby przez ostatnie dwa lata czytał więcej, rozpoznałby miejsce, do którego właśnie próbował wejść przez płot. Może przypomniał by sobie nazwisko, które gdzieś w jego odmętach pamięci na pewno wciąż jeszcze się znajdywało, zakodowane ale po prostu wrzucone do jakiejś szufladki oznakowanej przez samego Tomka jako niepotrzebne brednie.

3 listopada | Isabella | Katakumby
Jego szczęście do znajdywania się w niewłaściwym miejscu i czasie w ostatnich dniach było wyjątkowo nasilone. Owszem, przez ostatnie kilka dni spotkał chyba aż za dużo starych twarzy i znajomych - zupełnie jakby los próbował mu wynagrodzić niewidywanie nikogo przez dwa lata! Jednak niekoniecznie był pewny czy tak do końca go taki stan rzeczy cieszył...
Tym bardziej, że jego od wczoraj nowy towarzysz w postaci małego kocięta, postanowił mu uciec, a sam Thomas niewiele myśląc - ruszył za nim. Wchodzenie w jakieś dziwne rejony, do grobu też nie było czymś, co miałoby budzić w nim podejrzenia. Przecież nie robił niczego złego! Chciał po prostu uratować kociaka, żeby ten znów nie utknął gdzieś! Chociaż im bardziej zauważał, w jakim miejscu tak naprawdę się znalazł, miał podejrzenia, że kicia chyba sama próbowała od niego uciec.

4 listopada | Livia | Miasteczko yeovill
Skoro był już w okolicach miasteczek i dolin, i innych miejsc, w których dawno nie miał okazji postawić swojej nogi, korzystał, bo a nuż ktoś mógł mu zechcieć sypnąć nieco groszem za proste zagadywanie i umilanie czasu, chociaż od czasu wojny z pewnością było ku temu mniej chętnych. Mimo to, jakieś knuty udawało mu się z tego uzbierać - a to zawsze dużo, szczególnie kiedy mógł spędzić tak miło czas i do tego wszystkiego być w centrum zainteresowania!
Kończył już opowiadać drugą historię, kiedy kociak pod jego nogami w najlepsze się bawił i gonił własny ogon, co jakiś czas to leniwie się układając, to przyglądać zebranemu tłumowi. Wyraźnie nie przeszkadzało mu bycie w centrum uwagi podobnie jak jego nowemu właścicielowi.

5 listopada | Aidan | korzeniowy wąwóz
Kolejny dzień, trzeba było znaleźć sobie nowe zajęcie. Jakiekolwiek. Albo cel - również jakikolwiek. Kto wiedział, co mogło się stać, kiedy się podróżowało - w szczególności podczas wojny, chociaż stanowczo w Dolinie, w Walii wydawało się być znacznie bezpieczniej... A jednocześnie nudno. Nie mógłby tutaj zostać na stałe. Potrzebował czegoś w rodzaju adrenaliny - może też dlatego w głowie siedział mu powrót do Londynu? W końcu adrenalina pomagała mu nie myśleć o tym wszystkim, co miałby teraz robić poza włóczeniem się. Coś się mogło dziać tu i teraz, mógł się skupić na tym zamiast na planowaniu! A planowanie nigdy nie było jego mocną stroną. Powinien o tym pamiętać...
No i zawsze mógł poszukać jakiejś inspiracji, jakichś legend - może w następnym mieście znów uda mu się zarobić nieco pieniędzy na zabawianiu tłumu? Albo dostać nieco jedzenia? Cóż, w końcu jedno jabłko od lady Abbott wciąż mu zostało z wczorajszego opowiadania bajek na ulicy - a jedzenie czasem było nawet lepszą walutą niż pieniądze, szczególnie w czasach wojny. Pieniędzmi brzucha się nie wypełni, ale już posiłkiem tak.
Wkroczył w wąwóz, zastanawiając się powoli nad tym, jaką to miejsce mogło być historię - lub legendę. Nauczył się z podróży, że każde miejsce jakieś miało. Nawiedzone, dające im nadzieję... Wszystko mogło się wydarzyć.

7 listopada | James | fleet street

Nie znając wciąż jeszcze w pełni uliczek Londynu, czasem dobrze było pojawić się na tych bardziej zatłoczonych, ruchliwszych czy po prostu dość popularnych, a stanowczo nie można było odmówić Fleet Street, że miała swoich stałych bywalców, czemu przez ilość różnorodnych usług i lokali wcale nie można było się dziwić. Thomas mógł to tylko wykorzystać na swoją korzyść, wypatrując swoich potencjalnych ofiar. Nie powinien przecież działać tak pochopnie na samym początku... Bo pamiętał jak kończyło się to w niemalże każdym mieście, w którym zatrzymywał się przez ostatnie dwa lata. Chociaż wciąż nie był pewien czy chciał zostawać w Londynie na stałe.

7 listopada | James & Sheila | kuchnia
Spacer z bratem stanowczo był czymś, za czym tęsknił. Może ból w oku nieco doskwierał, ale nie chciał narzekać i marudzić, nawet by nie śmiał tego robić! Tym bardziej, że wiedział, że zasłużył na taki ruch ze strony młodszego - stchórzył, zjebał wszystko. I wiedział o tym doskonale, ale teraz wolał się dopytywać o prostsze rzeczy. Jak długo James był już w Londynie, jak sobie radził? Czy czegoś konkretnego potrzebował, czy utrzymywał kontakt z jakimiś ich znajomymi z Hogwartu - a może znalazł jakąś pracę? Cóż, te wszystkie proste rzeczy i pytania gromadziły się przez dwa lata. Chciał po prostu wiedzieć znów, co się działo u jego brata i tak jak kiedyś być z tym wszystkim na bieżąco....

8 listopada | Steffen | wejście do banku
Na poddaszu w dzielnicy portowej stanowczo musieli czasem niektórzy wyjść, bo robiło się tłocznie. Ilość ptaków, ludzi, a do tego jeszcze i kota w jednym miejscu już po tej jednej nocy dawała się we znaki - a skoro i Dynia został znaleziony w dziczy, i już zdążył przez kilka dni chodzić na spacery z Thomasen, ten zdecydował się go zabrać i na taki po londyńskich ulicach. Tym bardziej, że kociak siedział wygodnie w torbie, wystawiając ciekawski łeb i obserwując świat dookoła, czasem wydając miauknięcie na to, co właśnie poruszyło się obok niego.
Rozglądał się po ludziach, po budynkach, bo tego potrzebował. Trochę odpocząć, niech mu emocje opadną... Może do kogoś zagadać, może coś ukraść? Może po prostu pobyć trochę sam na sam z kotkiem, który wyraźnie powoli się przyzwyczaił do obecności Thomasa gdzieś w okolicy. Karmił i głaskał go, więc wyraźnie uznał, że był odpowiednią osobą do trzymania się blisko.

9 listopada | Zlata | stoliki w pobliżu sceny
Po naprawdę wyczerpującym emocjonalnie spotkaniu, naprawdę potrzebował się przejść, a rozejrzenie po okolicy brzmiało jak dobry plan. Nie zauważył nawet, że zamiast swojej kurtki i kaszkietu zabrał tę Jamesowe, ale to była raczej nieszkodliwa pomyłka, prawda?
Szedł ulicami, raczej w lepszym niż dobry nastroju. Chyba niewiele rzeczy mogłoby mu go popsuć! W końcu po dwóch latach dowiedział się, że jego najbliższa rodzina żyje... I że to nie do końca tak, że go nienawidzą. Miał jeszcze szansę na naprawienie tego, co te dwa lata temu zepsuł... No i poczucie, że w końcu mógł rozmawiać ze starymi znajomymi z Hogwartu, też go raczej uspokajało. Nikt nie wiedział o tym, co się wydarzyło, nikt nie miał zamiaru go oceniać i wypominać - a on mógł się skupić na tym, żeby jednak być lepszym bratem. No i musiał znaleźć też sposób jak naprawić tę krzywdę, którą wyrządził Eve, a to nie było łatwym zadaniem, jeśli w ogóle osiągalnym.

13 listopada | Nora | jezioro magicznej sasanki
Stanowczo potrzebował nieco wyciszenia, po tym ile w ciągu ostatnich dni się wydarzyło. Chociaż... chyba był szczęśliwy? Może odrobinę zmartwiony, ale na pewno czuł pewnego rodzaju ulgę i spokój. Cóż, normalnie szukałby miejsc pełnych gwarów i ludzi, ale dzisiaj stanowczo wolał wybrać okolice jeziora, w których była cisza i spokój, bo niewiele dusz w środku listopada chciałoby odwiedzać to miejsce, prawda? Z pewnością jak tylko robiło się cieplej, mogło to być całkiem dobre miejsce uliczne (czy jeziorne) granie na harmonijce, może na jakieś drobne kradzieże, ale to był plan na przyszłość. Nikt o zdrowych zmysłach raczej nie przyszedłby wypoczywać w tym miejscu, nie o tej porze roku.
Całe szczęścia, że o zdrowe zmysły nikt nie posądzałby Thomasa.

13 listopada | Cyrkowcy | wagony
Nie miał zwyczaju kłócić się z panną w takich kwestiach, kiedy mówiła, że jest już jej zimno, że potrzebuje zostać odprowadzoną - nic dziwnego, że i z Norą nie dyskutował, chętnie zgadzając się na to, aby ją odprowadzić. Zresztą, cyrku jeszcze nie odwiedzał podczas swojego pobytu w Londynie, a tutaj miał drobną okazję na to, żeby nieco się rozejrzeć. Tym bardziej, że potencjalnie mógł zostać bardziej stałym bywalcem tych rejonów, jeśli rzeczywiście jedna czy i kolejna wycieczka z Norą by im wyszła. W końcu musiał zadbać o to, aby dziewczyna była bezpieczna i nie wracała sama po nocy, czy nad ranem, czy w środku południa… A przynajmniej nie mógłby zrezygnować z kilku dodatkowych chwil na rozmowę, jeśli rzeczywiście będzie im się miło rozmawiać, tak jak teraz podczas drogi znad jeziora.

14 listopada | Perseus | pokój dzienny
Trzynaście podobno było jakąś pechową czy przeklętą liczbą, a może raczej parszywą, jednak zainteresowań numerologią Thomas nigdy nie wykazywał większych niż do zaliczenia egzaminów, a wszystkie mugolskie przesądy raczej traktował właśnie jak przesądy. Nie łączył pechowości z liczbami czy zwierzętami, nawet jeśli niektórzy czarodzieje (no i mugole! Stanowczo pamiętał, że na podwórku w Birmingham, niektórzy coś mówili o pechu, kiedy kot przebiegał przez drogę) wydawali się w to wierzyć. Przecież zbieg wydarzeń był zbiegiem wydarzeń, a nawet jeśli by się stało prawdą, że w gwiazdach i tych wszystkich cyferkach znajdywało się jego przeznaczeniem i los, to i tak nie potrafił tego odczytać. A nawet jeśli to co z tego? Przecież nie byłby w stanie sięgnąć do nieba, żeby poprzekładać wszystko na własną łaskę, nie mówiąc o tym że mógłby sprowadzić na siebie jeszcze gorszy los!

17 listopada | Neala | klif w blackpool
W życiu miał kilka zasad, którymi starał się kierować, a jedną z nich było nieodmawianie gdy tylko pojawiała się okazja do darmowego posiłku, a takiego połączonego z podróżą to już w ogóle nie mógłby przepuścić! Nie, żeby miał stałą pracę czy inne plany, które by go powstrzymywały prze podobnymi wyskokami. Jak bardzo jednego dnia chciałby się osiedlić w jednym miejscu, tak wcale na to wszystko się nie zapowiadało w najbliższym czasie. Ba! Nie zapowiadało się nawet na to, żeby na stałe osiedlił się w Londynie, bo kilka tygodni czy miesięcy o niczym nie świadczy. Nie tak dawno, myślał że zatrzyma się już na dłużej w Szkocji, a jednak musiał uciekać przez własną nierozwagę i nieszczęście.

19 listopada | MG | magazyn rzeczy zepsutych
Było kilka sytuacji, które zmuszały go do wzięcia odpowiedzialności... Szczególnie teraz. Cóż, już wielokrotnie zawodził na wielu płaszczyznach, ale jeśli teraz prawdopodobnie miałby zostać na dłużej w Londynie, warto było się wziąć za tę najmniej przyjemną. Rejestracja. Nie przepadał za władzą i politykami prawdopodobnie w podobnych stopniu co ci nie przepadali za nim - bo w końcu jak inaczej można było wytłumaczyć przymusowe rejestracje różdżek, kiedy musiał się martwić podając swoje dane, co się z nim tak właściwie stanie? Możliwość śledzenia jego, tego jakich zaklęć używa...

20-27 listopada | MG | biała wieża
Nigdy się nie bał takich rzeczy jak ciemność, kajdany, czy nawet podróżowanie w nieznane, ale też nie zdarzyło mu się być prowadzonym gdzieś w nieznane bez wyrażenia na to wcześniejszej zgody. Czuł tylko… chyba w gruncie rzeczy irytację? Na to, że nie wiedział co się działo i że niczego nie widział, a najbardziej to na siebie samego, że dopuścił do tej sytuacji. Zaczynał żałować, że nie uprzedził ani brata, ani siostry o tym, gdzie się wybierał. Mógł przecież napomknąć chociażby Eve o tym, gdzie się miał zamiar pojawić! Chociaż w gruncie rzeczy nie zakładał, żeby to miało stanowić jakieś większe problemy dla niego… No bo co by się miało stać złego?
No i jakby momentalnie dostał odpowiedź, czując uderzenie, a później próbując się poderwać z powrotem mimo przeszywającego bólu. Oczywiście, że próbował uciekać! Zawsze próbował, starając się jeszcze mocniej zaciskać zęby, a z czasem i starając zasłonić, choć ani posadzka, ani dezorientacja mu nie pomagały w niczym. Uderzenia nadciągały, a on tylko szukał w głowie zaklęcia, nawet jeśli nie miał różdżki. Nie wiedział co miałby w tej chwili zrobić, jak zareagować czy nawet gdzie uciekać, bo nie widział! Wciąż i wciąż…

27 listopada | Yvette | wejście
Wyszedł. Żył. Nie wiedział czy ma się cieszyć, śmiać czy płakać. Wyszło, udało się. Żył, i chodził żywy po ulicach Londynu, nawet jeśli nie mógł tak do końca cieszyć się wolnością to fakt, że był na ulicach śmierdzącego portu, zaraz przy Tamizie, wcale nie wydawał się taki znowu zły. Miał wiele do zrobienia… Ale widział swoje odbicie w jakiejś witrynie sklepowej i na pewno nie mógł się tak pokazać siostrze! Do tego kuśtykał, do tego… ten ból głowy, ugh! Wyjście na światło go bolało, i drażniło. Ale wszystko było lepsze, nawet taka migrena, od tych ciemności. W wodzie, w smrodzie… z tym czarodziejem…
Znajdę skurwiela i wpakuję mu jego różdżkę do gardła, przeszło mu przez myśl w momencie, w którym jeszcze bardziej się zdenerwował.
Udało mu się dojść do portu, do doków - mimo okropnego bólu kolana, mimo tego że wciąż był głodny i obolały. Nie wyglądał najlepiej, chociaż nawet nie chciał myśleć jak wyglądał zaraz po tym… jak miał to w ogóle nazwać? Rozmową kwalifikacyjną? Chcieli go zabić, ale udali, że będzie dla nich przydatny. A może rzeczywiście mu uwierzyli? Najwyraźniej wymyślanie bajek i kłamstw na coś mu się w życiu przydało.

27 listopada | Marcel | Salon?
Nie spodziewał się go zobaczyć tak szybko. Ile minęło? Kilka godzin od wysłania sowy? Od jego wyjścia z Tower, od tego jak zjawił się w ogóle i Yvette. Nie wiedział też czego miałby się spodziewać po Marcelu... Czego chciał, znowu go pobić? Jakby kobieta, u której teraz przebywali miała na to pozwolić... Chociaż z pewnością to, że Marcel tutaj był nie zwiastowało niczego dobrego. Od razu po nim było widać.

29 listopada | Sheila | Pokój dzienny
Była jego małą siostrzyczką, oczywiście że ją kochał i był w stanie zrobić wiele dla niej. Dla niej, dla Jamesa, dla rodziny. Tylko czasem… nie wychodziło. Po prostu przez przypadek wpakował się w kłopoty, nawet kiedy próbował zrobić coś dobrze. Miał wiele wątpliwości, szczególnie po rozmowie z Marcelem - pierwszej i drugiej, jaką odbyli. Wiedział przecież, że cyrkowiec miał rację, był dla nich zagrożeniem. On jako najstarszy brat, który powinien dbać o ich bezpieczeństwo, sam sprowadzał kłopoty jeden za drugim za każdym razem, kiedy tylko znajdował się w ich towarzystwie! Może powinien zniknąć, po prostu… odejść. Tak byłoby lepiej, prawdopodobnie gdyby zginął wtedy te dwa lata temu byłoby im wszystkim łatwiej…

29 listopada | James | Kuchnia
Bał się, był przerażony tym jak jego rodzina zareaguje. Zawiódł ich znów i wiedział o tym doskonale! Marcel miał rację, że ich zawiódł… Jeszcze znów ściągnął na nich niebezpieczeństwo! Był na siebie wściekły, a z drugiej strony tęsknił za ich widokiem po tym tygodniu jaki spędził w celi, tych dwóch dniach u Yvette.
Nie widział się jeszcze z Eve po tym czasie, a Sheila wyszła na spacer z Marsem, który jednak potrzebował tej uwagi. On sam za to… po prostu siedział i drapał Dynię, który wydawał się za nim stęsknić. Chyba już nieco się przywiązał do niego, kiedy wspólnie podróżowali przez Somerset, a później przez kilka dni już osiedlili na tym mieszkaniu w dokach. To było całkiem miłe uczucie, mieć zwierzaka, który chętnie się przymilał, a nie gryzł i drapał jedynie.



Grudzień

1 grudnia | Nora | ławka nad rzeką
Ostatnie spotkanie nie poszło aż tak gładko… Cóż, było miło dopóki nie odprowadził dziewczyny do samego cyrku - co już trochę całą atmosferę popsuło. Marcel, później Finnie i pan Carrington, który dodatkowo zakazał mu odwiedzania cyrku. Stary cap… Jeszcze był gadziem! Nie dość, że znał romski to jeszcze okazał się być zdrajcą, pewnie niewiele większym od jego matki. Dlaczego ktoś tak się zachowywał, zdradzał korzenie? Co innego było przecież, kiedy tabor się utraciło, a czym innym kiedy dobrowolnie porzucało to, czego było się uczonym od dziecka! A jego rodzona matka postąpiła właśnie w ten drugi sposób…

1 grudnia | rodzina | Londyn
ciąg dalszy
Miał mieszane uczucia co do wychodzenia z domu w grupie, miał mieszane uczucia czy da radę wyjść na scenę - choć z tym drugim wolał się kryć. Kto jak kto, ale on nie miewał problemów z występami. Jednak jego psychika po Tower…Potrzebował odpoczynku i czasu, aby wszystko na pewno przemyśleć, przeanalizować.
I jednocześnie nie był w stanie odmówić rodzeństwu, a szczególnie Sheili. Wspólne wyjście na jarmark, spędzenie trochę czasu… potrzebowali tego jako rodzina - on też tego potrzebował, nie wiedząc nawet czy dożyje przyszłego roku. Co się z nim mogło stać w styczniu? Musiał coś wymyślić, musiał poszukać jakiegoś rozwiązania z sytuacji, w jakiej się znalazł.

8 grudnia | Philippa | przed wejściem
Powoli się przyzwyczajał, powoli mu to szło, ale drobnymi krokami. Było coraz lepiej po wyjściu z Tower, a wiadomość Marcela na pewno pomogła mu skupić myśli na czymś innym. Mógł to zrobić, mógł się zastanowić nad tym, jak pomóc tej sprawie… I może powinien też zdobyć nieco własnych znajomości? Byłoby to na pewno bardzo mile widziane.

9 grudnia | castor, finley, steffen, nora | skwerek?
To było coś przyjemnego, móc wyjść gdzieś grupą znajomych - tak jak za dawnych czasów, jeszcze w Hogwarcie podczas wycieczek do Hogsmeade, chociaż skład wcale nie był koniecznie taki sam. Brakowało kilku osób, inne były zastąpione kompletnymi obcymi, a inne… już więcej nie będą miały okazji do wspólnego wyjścia.
Mieli już inne zmartwienia, mieszkali w różnych miejscach i powodziło im się różnie. Sam Thomas ledwo dwa tygodnie temu wyszedł z Tower, ale już powoli zarówno czuł się lepiej jak i nie chciał mówić dokładnie, co się stało przez te kilka dni, kiedy się tam znajdywał - i dlaczego w ogóle się tam znalazł. Przecież wszyscy wiedzieli, że nie było to wielkie osiągnięcie! Za kraty w tych czasach można było trafić z byle idiotycznego powodu, bo się krzywo spojrzało na jakiegoś urzędnika albo któryś pomieszał twoje papiery, nie musiał streszczać całej historii.

10 grudnia | Steffen | Londyn
Z Eve spędzili noc na tym, aby dopracować ulotki. Chciał pomóc Marcelowi, tym bardziej jeśli miał ku temu okazje - i tym bardziej, że ten najwyraźniej mu zaufał z czymś. Nie mógł go teraz zawieść, prawda? Chociaż wciąż głowę zawracało mu tower i to, co powinien zrobić ze zbliżającym się nieubłaganie styczniem. Starał się o tym nie myśleć, musiał się czymś zająć, a uprzykrzanie komuś życia tym bardziej brzmiało jak świetny do tego plan! Tym bardziej, że znów miał okazję spotkać się dzięki temu ze Steffenem. Nie widzieli się jeszcze od czasów Tower… i jak miał się wytłumaczyć ze swojego stanu? Kuśtykania, wciąż odczuwalnych skutków pobicia, chociaż na pewno wyglądał znacznie lepiej niż tydzień temu - nie wspominając o tym jak wyglądał tuż po samym pobiciu! I widział. Chyba nigdy wcześniej nie cieszył się tak mocno na fakt, że zwyczajnie w świecie widział…

10 grudnia | Eve | klatka schodowa
Ten dzień dla niego był długi, ekscytujący... I może nieco stresujący? W końcu adrenalina działała różnie i w różnych sytuacjach, a on z pewnością dzisiaj zaznał jej aż za dużo. Może nie powinien tak ryzykować, może rzeczywiście nieco przesadził... Ale był szczęśliwy i zadowolony z siebie! Tym bardziej, że chyba dobrze spisali się ze Steffkiem. Nie mogli sobie niczego zarzucić! Wszystko poszło zgodnie z planem, jak najbardziej poprawnie...
I chyba nawet nikt ich nie zauważył? To było zbawienne... Absolutnie!

12 grudnia | Steffen | pokój dzienny
Początkowo się zestresował - jakiś miesiąc temu w końcu taki jeden Black losowo teleportował mu się do mieszkania, a dzisiaj ktoś znowu wchodził jak do siebie. Serce momentalnie podeszło mu do gardła, nie zdążył się jeszcze zresztą pozbierać po dopiero co wysłanym liście. Oczywiście, ze płakał. Gdyby był w stanie o tym mówić, co się wydarzyło, nie okłamałby Steffena! Ale... Nie był. Było to dla niego po prostu za dużo.
Od razu zaczął wycierać w rękaw zaszklone oczy, próbując ukryć to, przez co musiał przejść, żeby napisać list - żeby przeczytać list napisany przez Steffena.
Ale nie. Przyjaciel musiał znaleźć się w mieszkaniu. Musiał tutaj przyjść. Tu i teraz, niemalże od razu.

15 grudnia | Tomek | plac zabaw
Stresował się i ekscytował jednocześnie. To co się działo w przeciągu ostatnich dni… Potrzebował tego i tęsknił za adrenaliną, bez której kiedyś nie mógł żyć - kiedyś, za czasów Hogwartu. Szukał celu, szukał zajęcia, szukał zawsze czegoś, aby zająć i myśli i ręce - i przynosiło mu to tyle radości, ile teraz taki zwykły i prosty spacer. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był aż tak przejęty czymś! Jeszcze tylko kilka dni. Ze Steffenem zrobili całkiem dużo, wszystko szło po ich myśli… I Thomas również dzisiaj czuł się zmotywowany.

20 grudnia | wydarzenie | connaught square
Masz przedwczesny prezent Marcel, i lepiej żebyś go docenił, pomyślał, wychodząc spokojnie z mieszkania, upewniając się, że wszystkie potrzebne mu przedmioty zabrał do torby. Kurtka, kaszkiet, buty… Wyglądał zwyczajnie. Jak biedak, nie mniej i nie więcej. Siniaki po Tower już praktycznie były niezauważalne - już miesiąc mijał od ich nabawienia się. Miesiąc… Tyle czasu, który uciekał mu przez palce wręcz. Ale to dobrze, dobrze było czuć się zajętym. Musiał myśleć o czymś innym, musiał mieć na czym się skupić…

21 grudnia | Castor | Stara szopa
Nawet jeśli z tyłu głowy termin pierwszego tygodnia stycznia wciąż mu wisiał, mógł spróbować o tym nie myśleć. Nie wiedział jeszcze jakie plany miał Marcel, ale chciał coś wykombinować… Wątpił, aby przeżył to spotkanie w Tower - żeby wyszedł stamtąd żywy. Nie było na to nawet opcji. Nie, na pewno… prawdopodobnie już nikogo nie zobaczy. Dobrze było spróbować umówić się na spotkanie z częścią znajomych, jeszcze w grudniu. Ale nie musiał im mówić, co go dręczyło czy że mogło to być ich ostatnie spotkanie.

21 grudnia | Yvette | wejście
Był podekscytowany wszystkim… Tym co miało miejsce, tym co dopiero sie wydarzyło, całym miesiącem. Czuł się lepiej, to gorzej, ale w końcu jakkolwiek udało mu się oderwać od wspomnień przyprawiających go jedynie o smutek i koszmary. Powoli, krok za krokiem - ale jednak wracał jakoś do siebie. Do rodziny. Miał w planach już piękny prezent na święta dla Sheili i dla Eve, miał w planach rzeczywiście postarać się nieco bardziej uważać. I być przy siostrze, pokazać jej że już nie będzie pakował się w kłopoty. Nawet jeśli dopiero co to robił - nawet jeśli wciąż wisiała nad nim wizja Tower.

22 grudnia | NPC | redakcja czarownicy
Od momentu, w którym Steffen zaproponował mu pomoc w zdobyciu pracy w Czarownicy, Thomas rzeczywiście zaczął się nieco… przykładać. Pożyczył zarówno starsze wydania czasopisma od przyjaciela, jak i kilka książek (przede wszystkim słownik, aby móc sprawdzić względnie pisownie tego, co tworzył) o odpowiedniej tematyce. Tanie romansidła, chowane tymczasowo przed młodszym bratem chociaż był pewny, że James nie tknąłby książki nawet patykiem. Choć może powinien przedstawić mu ich zawartość? Może byłby do tego bardziej skłonny?

27 grudnia | Silke | Greenwich park
Zbliżający się nowy rok, stanowczo był czymś co mogło dawać wielu ludziom nadzieje - choć Thomas raczej starał się nie martwić na zapas, bo w końcu jeszcze kilka dni do cieszenia się czymś w rodzaju wolnością miał. Nie miał pojęcia, co miało czekać na niego w styczniu, co przyniesie sylwester i nowe miesiące, czy w ogóle przeżyje styczeń, ale... musiał wierzyć i być dobrej myśli, że tak będzie, prawda? Że nic mu się nie stanie. A przynajmniej nic śmiertelnego, kiedy pojawi się znów na dziedzińcu Tower, tym razem... może... może już nie w takich okolicznościach w jakich był?

30 grudnia | Castor, Sheila, Ainda, Nela | Salon
Ostatnim czasem upierał się, aby zajmować się więcej i Marsem, i Dynią, bo ani jeden, ani drugi zwierzak się go nie słuchał na tyle, na ile on by tego chciał. Nie pojmował tego! Psiak przy Sheili na smyczy chodził jak w zegarku, ale wystarczyło żeby to on ją przejął i już próbował się zrywać i wyrywać, zaczepiać go… No ale nic, bo w gruncie rzeczy już na samym wejściu do domu, do którego zmierzał wraz z Castorem, spuścił Marsa ze smyczy, pozwalając mu wbiec do ogrodu wesoło i zacząć biegać dookoła.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Thomas Doe EbVqBwL


Ostatnio zmieniony przez Thomas Doe dnia 08.09.21 21:26, w całości zmieniany 1 raz
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Thomas Doe AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
'' [odnośnik]08.08.21 23:27
1958
styczeń
31 grudnia| Ania | Pokój na piętrze
Jeśli był ktokolwiek w Dolinie, kto mógłby wiedzieć coś o pozytywnych myślach czy kłamstwach, i czy one skutecznie oddzialowują na to, co ma miejsce, z pewnością był to Thomas. Kłamał i zmyślał od najmłodszych lat - kłamał, że wszystko będzie w porządku kiedy mama wepchnęła mu w dłonie sakiewkę z pieniędzmi i kazała zabrać rodzeństwo do taboru, kiedy kazała im się przedstawić nie jako Smith, ale jako Doe ludziom, o których mówiła jako rodzina i dziadkowie. Kłamał kiedy Sheila i James płakali, kiedy się bali - że wszystko będzie w porządku, i że ich mama do nich wróci. Kłamał profesorów w Hogwarcie, kłamał kolegów i koleżanki, okłamywał i okradał obcych, a przez ostatnie dwa lata okłamywał samego siebie - ze ktoś uciekł, że wszystko było w porządku, że może żyć bez winy za to, co stało się w taborze.

31 grudnia| James | Pokój
Teleportacja w okolice Londynu była łatwa, ale irytująca - bo nie mogli się przecież dostać do samego miasta. Owszem, mieli miotły, ale co to za utrapienie było… Chociaż w tym mieście nocą było coś czarującego - coś innego. Nawet jeśli na ziemi było ono brudne i śmierdzące, i z każdym dniem Thomas czuł że ma go coraz bardziej dość, tak spoglądając na niego z góry nie miał podobnych odczuć.

31.12-1.01 | znajomi | Salon
Teleportacja w okolice Londynu była łatwa, ale irytująca - bo nie mogli się przecież dostać do samego miasta. Owszem, mieli miotły, ale co to za utrapienie było… Chociaż w tym mieście nocą było coś czarującego - coś innego. Nawet jeśli na ziemi było ono brudne i śmierdzące, i z każdym dniem Thomas czuł że ma go coraz bardziej dość, tak spoglądając na niego z góry nie miał podobnych odczuć.

1 stycznia | Kerstin, Gabriel, Sheila, Marcel | Plumpkowa studnia
Kilka ostatnich dni spędzonych w Dolinie było niezwykle radosnych. Chyba się cieszył, że udało im się w takim gronie spędzić nowy rok - bo w końcu to była dobra gwiazda dla nich wszystkich, prawda?
Czasem się zastanawiał czy wierzył we wróżby i przeznaczenie dlatego, że ich babka wróżyła czy może dlatego, że uczył się o tym w Hogwarcie? Chociaż spotkał wielu mugoli jak i czarodziejów, którzy stanowczo wątpili w takie rzeczy.

3 stycznia | James, Marcel | Szafka
- Jayden..? Paprotka wspominała, że miała z nim kontakt... Tak jak z Aidanem i Nelką - rzucił, marszcząc brwi i podchodząc do brata, żeby zaraz zabrać mu papierosa i samemu się nim zaciągnąć.
- Jesteś pewny? - rzucił, zaraz spoglądając na list, o którym najpewniej wspominał jego brat. Zamilkł na chwilę. - Ale... Kiedy to przyszło? Sheila nie wspominała o wyjeździe... Może nie jedzie? Wiesz, że ona jest rozsądna. Nie zostawiłaby nas na tydzień... No i chyba ma adoratora innego - rzucił, próbując jednocześnie przekonać samego siebie, bo w końcu wciąż pozostawała kwestia chociażby prezentu w postaci Marsa, która w świetle tej całej wycieczki była dość... Niepokojąca.

3 stycznia | Steffen, Finley | Piekarnia z czekoladziarnią
Myślami nie był obecny, w przeciwieństwie do tego jak zachowywał się jeszcze kilka dni temu w Dolinie podczas sylwestera. Oczywiście, że martwił się strawieniem do Tower przed strażnikami, dla których... Tak naprawdę nie miał niczego. Zawsze uznawał, że nie warto było się przejmować na zapas i jego problemy prędzej czy później się rozwiązywały, ale teraz chyba rzeczywiście zaczynał panikować.
A może to było zmęczenie? Głód? Sylwester zaczęli z taką ucztą jaką on i jego rodzina nie widzieli od lat. W końcu nie powodziło im się, a jedzenie z dnia na dzień drożało, nie mówiąc nawet o tym, że było go zwyczajnie mniej na półkach. Mieli w końcu zimę.

4 stycznia | Justine | Mur Hadriana
Czasem poza prostymi kradzieżami i innymi mało legalnymi aktywnościami, wypadało znaleźć dorywczą płatną pracę. Miał silne postanowienie, że w tym roku już ani jednej całej „charytatywnej” czy innej „stażowej” pracy. Jak ci ludzie mogli tak wykorzystywać innych i nie płacić uczciwym czarodziejom za wysiłek, do którego przecież przyszli z własnej chęci!?
I tak przy budowie muru upewnił się, że dostanie jakikolwiek zarobek zanim zgodził się na pomoc. To nie tak, że miał coś przeciwko ciężkiej pracy - ale jednocześnie potrzebował pieniędzy i jedzenia, tak żeby mogli nieco się przestać martwić o swoje przetrwanie, i tak żeby jego młodsza siostra się nie martwiła aż tyle. W końcu ją kochał i nie chciał jej dawać powodów do tego, żeby jej sen był ciężki, czy żeby znów nie mogła odpocząć, myśląc o tym co się z nimi dzieje.

5 stycznia | James, Sheila, Eve | Aleja Theodousa Traversa
Wiedział, że będą problemy - bo dlaczego nie? Każdy wiedział, że przecież byli najgorszym sortem człowieka, ale jemu to jakoś nie przeszkadzało. Znaczy, nie tak do końca, bo niby tak, ale jednak nie. Przeszkadzały mu wszystkie słowa i podejrzenia lecące w stronę jego brata, jego siostry czy Eve - ale nie te w kierunku niego samego. Jedno więcej niczego przecież nie zmieni.

5 stycznia | James, Marcel, Cornellius, MG | Sala przesłuchań
Był zły, widząc że młodszy brat nie ucieka. Był na niego wściekły, tym bardziej widząc jak i Marcel jak tempa fujara stoi i nie ucieka! Idioci, mieli biec, a nie czekać na oklaski! Co z nimi było nie tak!?
Nie zajęło długo zanim ich złapali, zanim ich zakuli, a później to już była ciemność, chociaż z pewnością fakt utracenia przytomności był bardziej niż zbawienny w tym momencie. Tym bardziej, że nawet jeśli ktokolwiek by ich pobił, nie musieli mieć do czynienia z samym procesem…

6 stycznia | Jayden, James | Salon
Za każdym razem, kiedy do celi ktoś wchodził i próbował ich rozdzielić, zaczynał się wykłócać i próbować wrócić do brata. Nie chciał go zostawić, nie chciał żeby to zabrali jak Marcela, z którym robili teraz nie wiadomo co! Nie wiedzieli nawet czy jeszcze żył. Idiota... Ostatni i skończony idiota! Dlaczego kłamał, dlaczego brał wtedy winę na siebie?!
Za każdym razem, kiedy znajdywali się sami z Jamesem, nie opuszczał go nawet na krok. To wszystko co im robili... Był w stanie to znieść. Nie pierwszy raz, nie ostatni raz czuł taki ból i wyczerpanie, ale nie chciał, żeby robili to jego bratu. Starał się go bronić przed tym, tak jak te wiele lat temu powinien go bronić przed ich ojcem - ale wtedy niczego nie rozumiał. Chociaż do dzisiaj nie zmieniła się jedna rzecz. Nie były w stanie obronić Jamesa przed niczym. Ani podczas przesłuchania ze Sallowem, ani podczas późniejszych tortur, które nawet z samego Thomasa nie były w stanie wydobyć sensownych zeznań. Jedyne o czym myślał to o Jamesie, i o tym czy Marcel żył.

7 stycznia | Jayden | Tyły domu
Mimo, że sen nie był w stanie wynagrodzić mu tego wszystkiego, co miało miejsce w przeciągu ostatnich dwóch dób, rano poczuł się dużo lepiej. Wciąż ciężki, obolały czy senny otworzył jednak oczy. Oczywiście, że od samego rana spojrzał na brata, jak on się czuł i czy czegoś nie potrzebował. I pocieszał go uśmiechem, pocieszał go swoim własnym wesołym nastawieniem, bo i to znacznie łatwiej mu przychodziło po przespanej nocy.
Miał więcej sił, nawet jeśli dom profesora go po prostu onieśmielał. Był ogromny, był tak inny od tego co on doskonale znał… Małe wozy, mieszkania pracownicze, sypialnie w Hogwarcie, spanie pod gołym niebem czy to deszcz, czy słońce - to były warunki, które Thomas znał i akceptował. I nawet, gdyby chciał może i dla brata czy siostry lepszych warunków to sam nie czułby się w nich dobrze. Nie na dłuższą metę. To było po prostu… obce. Jakkolwiek miłe i przyjemne, to było czymś zupełnie mu nieznanym.

7 stycznia | Eve, Sheila | Szafka
Szedł szybkim krokiem, wciąż jeszcze nie do końca rozumiejąc sytuację w jakiej się znalazł - to, co miał zrobić, to ojczym rozmawiali. Był wciąż zagubiony i potrzebował chwili dla siebie, ale wiedział, że jej nie miał, szczególnie kiedy jego kroki zbliżały się po drodze w Dolinie domu Cattermole. Wiedział, że Sheila się tam zatrzymała - nie wiedział co w kwestii Eve, ale miał szczerą nadzieję, że również opuściła Londyn. Naprawdę chciał w to wierzyć…

8 stycznia | Kerstin | Plac główny
Wciąż był zagubiony i zmęczony, zmartwiony, zdenerwowany - wszystko mieszało mu się na raz. A jednocześnie cieszył się, że Sheila była cała i zdrowa, że Eve również nic się nie stało. Ta myśl przynosiła ulgę, choć tę zaraz spychał w dal lęk o brata. Co on znowu zrobił? Co znowu… dlaczego…
Był zły na niego. Wręcz wściekły! Wysłał do niego wczoraj Leonorę i Bułeczkę, a gołębica nie wróciła. Miał nadzieję, że to był dobry sygnał - znak, że James żył i był… bezpieczny? Wiedział, ze na pewno sobie poradzi, bo radził sobie sam przez tyle czasu, a jednocześnie nie chciał, żeby był sam. Przecież doskonale wiedzieli jak trudna była samotność! I dlaczego, mimo tego co przeżyli nie tylko w styczniu, ale przed ich ponownym spotkaniem w Londynie, nie potrafili być razem i sobie zaufać? Chociaż minimalnie? Zrozumieć, że potrzebowali… po prostu być obok.

9 stycznia | Marcel, Sheila | Tyły
Leciał z Sheilą na jednej miotle, uznając że tak będzie łatwiej - i bezpieczniej. Nie wątpił w umiejętności młodszej siostry, ale wolał nie mieć balastu w postaci drugiej miotły, kiedy uzgodnili z Paprotką, że na terenie Londynu zatrzymają się na moment na dachu i przemienią ją we fretkę, aby ta mogła czuć się nieco bezpieczniej.
Chociaż czy w ogóle mogli się tak czuć? Uśmiechał się i zapewniał najmłodszą z Doe, że wszystko będzie w porządku - że Marcel będzie cały. Ale bał się jak nigdy wcześniej. Ściskało go od środka, czuł niedospanie, a jednocześnie bał się zmrużyć oczy. Nie spał dobrze, nie potrafił. Za dużo myśli kłębiło mu się w głowie, za dużo obrazów, które nie chciały dać o sobie zapomnieć. Czy teraz… czy teraz też zobaczy Marcela w takim stanie? Leżącego bezwładnie, nie wykonującego nawet najmniejszego ruchu bez najmniejszej woli do życia?

10 stycznia | Thalia, Vance, Vollance | Elsktone
Nie spodziewał się, że początek roku przyniesie mu aż tyle wrażeń - wraz z sylwestrem, później Tower, teraz to miejsce, a jeszcze musiał myśleć nad otrzymanym z ministerstwa listem. Ha! Jeszcze czego, że ma się zjawiać na jakąś dziwaczną komisję wojskową. Chociaż na razie wciąż się skupiał na nieco mniej legalnych działaniach.
Poczta pantoflowa zawsze była najlepsza do łapania pracy, a tym bardziej w tych czasach. Znał i Volansa, i Thalię, i jakoś się zdarzyło, że doszły do niego o słowa o kradzieży, a jakoś zawsze trzeba było sobie radzić, prawda? Zawsze to trochę rzeczy, które mógłby zabrać i dla swojej rodziny… Tak przy okazji, skoro mieli rabować wioskę. Przynajmniej miał takie założenie, skoro to wszystko miało pójść na potrzebujących - a jego rodzina stanowczo taka była w tym momencie.

12 stycznia | Anne | Central park

Nie powinien pojawiać się w Londynie, ale… wciąż musiał sprawdzić jeszcze kilka rzeczy. Po prostu musiał być ostrożny, bardziej niż kiedykolwiek. Musiał uważać, nie zwracać na siebie uwagi i nie robić niczego głupiego. Sprawdzić na mieszkaniu czy wszystko miał czego potrzebował, no i również zerknąć może na Arenę, jak trzymał się Marcel. Był w okropnym stanie, ale… przecież nie mogli go tak zostawić! Nawet jeśli ciężko było na niego patrzeć w takim stanie to przecież sam Thomas z Jamesem zawinili. Nie mogli go teraz zostawić.

14 stycznia | Michael | Samotna łódka
Potrzebował móc ochłonąć po wszystkim co miało miejsce w jego życiu z początkiem roku. Wszystko w sylwestra zapowiadało się przecież dobrze, wszystko szło doskonale, a później... Co tak właściwie się zepsuło? Dlaczego to wszystko miało miejsce. To całe pieprzone Tower, Marcel tracący dłoń to wszystko u Jaydena. Musiał się zacząć przykładać do nauki nawet jeśli czuł się w pełni zagubiony. Te kilka lat temu w Hogwarcie w końcu miał oparcie w Jeanie - a tersz? Co miał zrobić? Co miał... Jak miał się uczyć? Nie potrafił tego! To wszystko przyprawiało go o ból głowy i chyba częściej niż zwykle szukał miejsca do ucieczki, tak żeby jego rodzina nie widziała, że sobie z tym nie radził. Potrzebował czasu na poukładanie wszystkiego, całego życia i priorytetów. To jak miał się zachowywać, jak miał postępować i co robić - ale to było trudne i potrzebował czasu! Czasu na naukę, czasu na pracę. Na myślenie i zastanawianie się..

15 stycznia | Samuel | Rzeka Lathkill
Wziął sobie do serca przymus nauki, nawet jeśli było mu ciężko z tym wszystkim. Nie wiedział co i jak miał robić - nie wiedział do końca, czy rzeczywiście powinien sam pałętać się po różnych lasach i rzekach. Na razie ich życie było… całkiem spokojnie. Starał się rano spędzić nieco czasu z rodzeństwem, z Eve, z psem… Tak, żeby Sheila się nie martwiła aż nadto. A później leciał na miotle lub teleportował się w rejony, które pozwalały mu na spokojne ćwiczenie magii - bo nie chciał popsuć czegoś w okolicy ich nowego domu. Nie mogli sobie pozwolić na narażanie… Chociaż z drugiej strony wciąż nie docierało do niego, że jego wycieczki mogły okazać się niebezpieczne. Ale potrzebował ich. Potrzebował się oddalić, bo było mu w ten sposób łatwiej się skupić na nauce - kiedy miał wokół siebie tyle nowych i innych widoków, a nie kiedy stał wiecznie w jednym miejscu. Gdzie nie spojrzał dostawał zazwyczaj nowe bodźce, dzięki czemu bardzo rzadko zmieniał swój punkt zainteresowania z rzucania zaklęć na szukanie innego zajęcia.

15 stycznia | Prudence | Łaźnie Rzymskie w Buxton
Czuł się słabo. Nie to, żeby przejmował się losem nieznanych - dlaczego by miał? Przecież niczego dla niego nie znaczyli! Ale wizja, że podobny los mógłby spotkać jego rodzinę… to… to było bardzie niż niepokojące. Czuł się się okropnie ciężko, kolejny dzień i zakopywanie kolejnych trupów - chyba nigdy w życiu nie wyobrażał sobie, że znajdzie się w podobnej sytuacji, a tutaj był to już drugi dzień z rzędu, gdzie na własne oczy widział czym wojna skutkowała dla innych miejsc w Anglii.

16 stycznia | Prudence | Mokradło
Wiedział, że jego siostra się martwiła - on sam się martwił tym, co miało miejsce. Ale jeśli… jeśli mógł rzeczywiście dostać okazję pracy w tym miejscu dla lady to dlaczego miałby nie skorzystać? Nie powinni wracać już do Londynu i potrzebowali pomocy. To było oczywiste… choć bardziej od suchej pomocy Thomas nie pogardziłby właśnie pracą. Jakakolwiek by ona nie była - wszystko było lepsze od wizji komisji wojskowej, od głodowania na tej cholernej zimie. Musiał się postarać… bo na razie przecież polegał na swoim szczęściu, ale kto mógł wiedzieć jak wiele mogło ono jeszcze trwać?

16 stycznia | Kerstin | Park Exmoor
Cieszył się, czekał na to niemalże cały tydzień. I nie myślał o tym co działo się kilka dni temu - nie myślał o tym, gdzie był jeszcze dzisiaj przed czasem, na który umówił się z Kerstin. A mimo to postarał się przyjść nieco wcześniej, samemu również przynosząc nieco rzeczy! Nie było tego wiele, ale Sheila mu pomogła przygotować chociażby podsmażane śliwki do sucharków. No i mógł przynieść czarną herbatę! Nie było tego wiele, a tym bardziej nie było to w jakiś wielki sposób wysublimowane, ale Thomas uparł się przy siostrze, że chciał zrobić jak najwięcej tylko mógł sam... A nie dało się ukryć, że przecież nie mieli zbyt wielkiego popisu w kwestii dostępności do żywności. Nie mogli sobie pozwolić na zbyt wiele...

27 stycznia | Evandra| Klify
Zima wciąż była uciążliwa, chociaż wydawała mu się dużo radośniejsza niż początek stycznia… czy raczej koniec pierwszego tygodnia stycznia. Ten był okropny, możliwe że najgorszy w całym życiu jaki tylko miał. Nie był pewny co miał myśleć, co miał robić wtedy - odnosił wrażenie, że wszystko w każdym momencie mogło się skończyć. Ale teraz… teraz czuł się dużo spokojniejszy. I radośniejszy.

27 stycznia | Różni | Wellswood
Słysząc o tym, gdzie jego siostra wyruszała - stanowczo nie mógł odpuścić, choć bardziej z dobroci serca płynęło to raczej z przekonania, że zrobienie czegokolwiek było lepszą opcją od robienia niczego. Noce wciąż nie dawały mu wiele odpoczynku, wciąż odczuwał skutki Tower w koszmarach - ale zawsze mogło być przecież gorzej. Miał szczęście do takich sytuacji przy jednoczesnych umiejętnościach spadania na cztery łapy - i ani James, ani Marcel nie mieli tyle szczęścia.

28 stycznia | Thalia | Brzeg
To nie tak, że Thomas angażował się w podobne sytuacje specjalnie - po prostu czasem miał problem z odmawianiem, szczególnie gdy ta bardzo mu odpowiadała.
Nie zraził się ganieniem Thalii, chociaż z drugiej strony dziewczyna zaczęła mu kogoś przypominać z Hogwartu. Kiedyś już dostał reprymendę za to, że "zaczepiał Ślizgona", ale nie do końca potrafił przywołać to imię czy twarz... Ale była podobna. Cóż, przypadek.

31 stycznia | Silas | Boczna sala
Było bezpieczniej spotykać się w miejscach publicznych, nawet jeśli zima stanowczo nie sprzyjała temu, żeby widywać się na zewnątrz - z drugiej strony, kto mógłby odmówić odrobimy alkoholu w ciepłym miejscu? Nawet jeśli z Silasem mieli się spotkać w dość konkretnym celu, to stanowczo lepiej było to zrobić w tym pubie niż na zewnątrz w zaspach śnieżnych. Chociaż Thomasa cieszył ten śnieg, który przecież za moment stopnieje - tak jak zawsze to miało miejsce w Anglii. Rzadko miał okazję wytwarzania się w śniegu, więc cieszył się nim póki mógł, nawet jeśli powodował on, że było dużo ciężej żyć w wozach, które notorycznie były zasypywane. Mieli magię, z której regularnie korzystali, aby ułatwić sobie w tej kwestii życie, ale wciąż było to dość niepokojące…

luty
3 lutego | rodzinne spotkanie | Salon
Nie mówił o tym rodzeństwu jeszcze. Może poza bratem, może gdzieś wspomniał, że myślał o oświadczynach - ale to nie tak, że w pełni się zdecydował. A raczej inaczej - że w pełni podjął decyzję, że może. Bo chciał, oczywiście że chciał! I dla niego Kerstin była idealna - taka jaka była. Nawet jeśli jej brat ich teraz chciał zaatakować. Miał swoje wątpliwości związane ze wszystkim - ale chyba Jayden miał rację, kiedy z nim rozmawiał. Zresztą... czy chciał tak siedzieć i nie podjąć decyzji, kiedy miał ją na wyciągnięcie ręki? Kiedy tak dobrze czuł się przy Kerstin? Nie chciał jej stracić, przegapić swojej szansy. Chciał móc być z nią.

3 lutego | Sheila | Martwe drzewo
To wszystko było za dużo - wiedział o tym. Obiecał przecież siostrze, że będzie lepiej, a teraz co? Znów się wszystko sypało! Ten pieprzony Michael! Cholera... Powinien się tym zająć, przemyśleć to wszystko, co powinien zrobić z Kerry. Kochał ją? Tak, chyba... tak mu się wydawało. Czuł się przy niej tak dobrze, pierwszy raz od dwóch lat zapomniał o Jeanie - był w stanie nie myśleć o niej z poczuciem winy, był w stanie wyobrazić sobie, że z kimś będzie szczęśliwy. Nie powinien?

8 lutego | Eve | Opuszczona Tawerna
Nie sypiał ani wiele, ani dobrze w ostatnich dniach, więc słyszał hałasy i zamieszanie w środku nocy, ale nie przejął się tym za bardzo. W końcu nie były one na tyle uciążliwe, ani tym bardziej głośne. Ot, ktoś się krzątał i to tyle.
Jakież jego zdziwienie było gdy rano brakowało zarówno Eve, jak i Jamesa, a później odkryli, że również brakowało rzeczy Eve. Był zły, był wściekły, ale i tak żartował i to ukrywał. Przede wszystkim dlatego, że się martwił - o nich oboje. I o Eve, i o Jamesa. Jego brat był tak cholernym idiotą, zamiast dbać o kobietę którą miał obok siebie, zamiast pilnować i starać się ze wszystkich sił, aby jej nie stracić...

12 lutego | Castor, Prudence | Port Newquay
Nie dało się ukryć, że Thomas miał różne talenty, których ani pochodzenie, ani przydatność nie była pewna - ale je posiadał. I na pewno należał do tych osób, które były kreatywne. A uzyskując możliwość pracy dla lady Macmillan, wolał ją podjąć niż znów zastanawiać się co i gdzie ma poczynić, tym bardziej że bezsenne noce były jego zmorą ostatniego miesiąca. Na pewno wyglądał gorzej, jakby wory pod oczami były wyraźniejsze, jakby jego cera była bardziej ziemista i szarawa, ale nie były to rzeczy, które powstrzymywały jego uśmiech, bo i z takim pojawił się w porcie. Rzecz jasna na miotle, lubiąc korzystać z tego środka transportu w przeciwieństwie do czarodzieja, który na miejscu pojawił się ostatni.

13 lutego | Neala | Highlandds
Dostanie się do Szkocji było tak proste - teleportacja, krótki spacer lub lot i ponowna teleportacja. Wydawało się to tak proste w porównaniu z czasami szkolnymi; z czasami kiedy podróżowali tylko tam, gdzie podróżował tabor. Działo się dużo - oczywiście. I może przez powrót w październiku do Anglii, nieco zatęsknił za tymi rejonami? Za wzgórzami, za jeziorami, za tym rześkim powietrzem towarzyszącym na otwartej przestrzeni szkockich gór, za wiatrami i tym, jak inaczej się tutaj czuł. Szczególnie w porównaniu do Anglii - wszystko wydawało się spokojniejsze i przyjemniejsze, wszystko wydawało się być tak inne i nostalgiczne. A gdyby rzeczywiście uciekli tutaj? Przeprowadzili się do Szkocji? Byłby w stanie tutaj żyć, gdyby miał obok i Sheilę, i Jamesa? Może Eve by wróciła, a może jeszcze kto inny? Może mógłby zabrać tutaj Kerstin? Może mógłby tutaj się zaszyć?

14 lutego | Kerstin | Fontanna życia
Często nie nadążał za upływem czasu, szczególnie w czasach wojny i względnego spokoju w życiu zdawał się nie myśleć o datach i tym podobnych. Było zimno i mnóstwo śniegu na każdym kroku, tyle mu wystarczyło. Może była to kwestia, że czasem wolał nie myśleć o upływającym czasie? A może też kwestia tego, że nie licząc kilku potknięć, wszystko układało się... w miarę dobrze? Tak mu się przynajmniej wydawało, chociaż w głowie wciąż siedziała mu rozmowa z Eve. Nie powinien wracać, w ogóle zjawiać się w Londynie...

17 lutego | Rodachan | Przystań port w Cromer
Tak doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że nie powinno go tutaj być - a jednak zdecydował się, bo mimo że przecież nie był złodziejem, to okazja stanowczo takim czyniła!
Nie zabrał brata, nie wspomniał mu o swoich planach, nie tym razem. Nie mógłby ryzykować, że coś się z nim stanie podobnego jak w styczniu na jarmarku. Musiał się o nich zatroszczyć, zadbać żeby mieli więcej pieniędzy i jedzenia - bo w końcu rzeczywiście Mars jadł więcej i więcej. Wielki bydlak, ale nie mógł się go pozbyć, bo przecież dla Sheili był jak członek rodziny! James mógł sobie narzekać na niego, ile tylko chciał, ale ten psiak miał zostać z nimi.

20 lutego | Steffen, James | Miasteczko Buxton
Może i nie powinien się tutaj znajdywać, może i nie powinien tak do końca mieszać się w kolejną propagandę i kłamstwa, ale to była ta jedna rzecz, którą uwielbiał. Grać innym na nosie, wymyślać coraz to nowsze plotki i kłamstwa, przedstawiać je mniej czy bardziej naiwnym ludziom. Przecież w grudniu mieli doskonałą wizję tego jak działały podobne plotki! Jak można było zmanipulować tłum, bo chociaż ostatecznie ci którzy mieli zostać pojmani zostali pojmani - to Thomas Connaught Square traktował jak własne i osobiste zwycięstwo. Był to rodzaj wyzwania, coś czego nie mógł sobie odmówić. Uwielbiał kłamać, uwielbiał widzieć efekty swoich kłamstw.

28 lutego | wydarzenie | Brzeg rzeki Lune
Wiedział, że jego rodzina powinna być w ostatnim czasie nieco spokojniejsza, kiedy opuszczał ich wozy, bo i wiedzieli że wychodził pracować. Los w ostatnim czasie się do niego uśmiechnął i nie miał zamiaru tego zaprzepaścić, więc kiedy tylko znalazł się w Puddlemore na dworze, naturalnie poczekał na Prudence w korytarzu. Uśmiechnął się lekko na jej widok, chociaż musiał przyznać, ze stanowczo nie w ten sposób wyobrażał sobie pracę jako asystent dla lady… Ale przynajmniej nie mógł się nudzić. Stanowczo od dawna wiedział o tym, że w życiu potrzebował różnych poziomów adrenaliny, a praca dla panny Macmillan stanowczo mu je zapewniała.

marzec
1 marca | przesłuchanie | Stara wytwórnia pergaminu
Wszystko tak cholernie bolało. Magia znów odmawiała posłuszeństwa? Jeszcze raz się zamachnął, jeszcze raz chciał spróbować, ignorując ból. Musiał go zignorować! Musiał przestać o tym wszystkim myśleć! Te noże, zranienia, to wszystko - coraz bardziej miał dość i coraz bardziej chciał, żeby to wszystko było tylko jakimś koszmarem. Nie wyszedł do Lancashire, nie wyszedł nigdzie w podobne rejony! Jedyne co zrobił...
Zieleń z boku go uspokoiła. Uciekły? Uciekły, musiały uciec... Ale gdzie... Gdzieś bezpiecznie? Do Somerset? Możliwe, możliwe że właśnie tam, a przynajmniej miał szczerą nadzieję, że właśnie tam...

1 marca | Justine | Wioska Hassop
Kiedy oddał wspomnienie czuł się dziwnie - jakby coś było nie na miejscu. Wiedział, że oddał wspomnienie dobrowolnie, pamiętał to - i pamiętał jeszcze przesłuchanie, ale to wszystko o czym opowiadał wydawało się być tak odrealnione i obce, że nie był tak naprawdę pewny czy to naprawdę miało miejsce - ale czy kłamał? Na pewno kłamał... Nie mogło być inaczej! Kłamał je, okłamał na całym przesłuchaniu, bo przecież to brzmiało tak abstrakcyjnie - a jednocześnie czuł, że mówił prawdę. Nie plątał się, nie opowiadał tego w taki sposób w jaki normalnie by zmyślał, nie zastanawiał się nad doborem słów i...

1 marca | Hector | Dzikie wybrzeże
Druga teleportacja w tak krótkim czasie wyraźnie go uderzył mocniej, był nadwyrężony. Pierw pod granice z Walią, później do jej wnętrza... I nawet nie był pewny, gdzie tak do końca się znalazł. Nie był pewny niczego mając pustkę w głowie. Co miał zrobić? Wrócić do Doliny? Mógł zapomnieć o Kerry, a co z Jamesem i Sheilą? Przecież się dowiedzą, że był mordercą, na pewno Marcel im przekaże. Zamordował tego dzieciaka... Nie pamiętał tego, nie pamiętał niczego i chciałby, żeby to co opowiadał było kolejnymi kłamstwem z jego strony, więc dlaczego czuł tak silne przekonanie, że opowiadał Justine i Hasper prawdę wtedy? Dlaczego ta historia nie brzmiała obco i pusto, choć kiedy chciał przywołać wspomnienia wydarzeń, była jedynie pustka i niepewność?

10 marca | Evelyn | Glen Nevis
Nie mógł zebrać myśli, kiedy siedział w domu przez ostatnie kilka dni - a wrócił przecież nie tak dawno! Powinno być z nim już lepiej, ale te sny o tonięciu go przerastały - wielokrotnie budził się cały spocony, przerażony, a często i z kaszlem, jakby jego płuca były wypełnione wodą i coś go szarpało. Dlaczego to wszystko było tak realistyczne?! Niby wiedział, że wtedy nad tą rzeką... Że wpadł do niej... Ale jednocześnie tak niewiele rzeczy pamiętał z tego wszystkiego.

22 marca | Marcel, Celina, James, Eve | Salon
Oczywiście, że jego zmęczenie nie pomagało mu w rzuceniu tak banalnych zaklęć. Zaklął zaraz pod nosem zirytowany. Niewiele było widać w domu, bo w końcu nikt normalny nie sypiał przy zapalonych świecach, których nie mieli wiele, ani tym bardziej przy lumos, bo i po co? A i na dzisiejsze nocne niebo wyglądało wyraźnie inaczej, bez gwiazd i bez księżyca, wszystko utrudniając.

23 marca | Celine | Sypialnia na piętrze
Nie miał wiele do zajęcia - nie miał nawet ochoty zajmować się czymkolwiek, ani większej siły. Wciąż nie dosypiał, budzony koszmarami i nagłymi dusznościami. Zauważył już jaki motyw przewijał się przez każdy jego sen, ale wciąż nie do końca rozumiał... Czy to było winą poczucia winy? Tonięcie nie tylko w rzece, tonięcie w czerwieni i czymś co...

25 marca | James | Łazienka
Wciąż nie czuł się najlepiej, wciąż dręczyły go koszmary - ale czy to była nowość? Budził się w nocy nie mogąc złapać oddechu, dusząc się i topiąc, ale to wszystko okazywało się być tylko złym snem. Ręka go bolała, choć przez ostatnie kilka dni jakby mniej - czy już się leczyła? Czy mógł już podejmować działania? Czy powinien podejmować bardziej ryzykowne zadania?

[bylobrzydkobedzieladnie]


Thomas Doe EbVqBwL


Ostatnio zmieniony przez Thomas Doe dnia 04.04.22 21:47, w całości zmieniany 1 raz
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Thomas Doe AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Thomas Doe [odnośnik]04.04.22 21:36
Kwiecień/czerwiec 1958
Believe me, I know, I've sunk pretty low


01.04 | Wydarzenie | Pomnik Cronusa wyzwoliciela
Okazja czyniła złodzieja, a dzisiaj mogła się taka nadarzyć - a nawet jeśli nie okazja, to z pewnością plotki mogły być pewnego rodzaju walutą i bronią w dzisiejszych czasach. Nie był do końca pewny, czego mógł się tutaj spodziewać, ani tego czy nie zostałby wyproszony. Miał jednak jeden cel - posłuchać, rozejrzeć się i zorientować w tym, co miało miejsce i o czym mówili. Czytał dzisiaj gdzieś znalezionego na ulicy Walczącego Maga i słyszał jakieś niepokojące plotki wśród ludzi. Wzburzały go te kłamstwa, coraz bardziej się przekonując, że miał pełną rację, kiedy w grudniu rozpowiadał okrutne plotki na temat szlachty - o tym jak karmili ludzi zupą z trupa. Kto wiedział czy nie była to prawda? Kto wiedział czy naprawdę nie rzucali do kotłów i nie gotowali zupy ze skazańców, którzy zostali wtedy zamordowani w Tower?

02.04 | Castor | Grób Caleba Macnaira
- To nie tak, że wcale nie śpi w nocy, ale rzeczywiście... Masz jakieś takie te przepisy? Pamiętam, że od Jaydena, wiesz, ten profesor z Hogwartu... Zaraz jak wyszliśmy z Tower to nam coś podał i lepiej się spało, ale nie mam bladego pojęcia, co to było. Nie znasz takich eliksirów? - poprosił, przechodząc ścieżką, którą szedł wraz z Castorem kilka miesięcy temu. Cóż, ostatecznie jego babci nie odwiedzili wtedy, nie znaleźli tego grobu, ale możliwe, że dzisiaj mogli mieć o wiele więcej szczęścia w tej kwestii.

02.04 | Roratio | Główna sala
Nie tylko był wabikiem, ale wręcz magnesem - a może jeszcze czymś innym? Jakaś nieznajoma siła przyciągała do niego wszystkie kłopoty i niebezpieczeństwa, o którym jedynie był w stanie pomyśleć. Nawet dzisiaj, zwykły spacer z Castorem okazał się być śmiertelnym niebezpieczeństwem - chociaż chyba w tej sytuacji, tutaj i dzisiaj mógł być z siebie dumny, że nie uciekł. Czy było to przez wzgląd na to, że ugięły się pod nim kolana i nie był w stanie? Prawdopodobne - z drugiej strony przecież adrenalina zawsze sprawiała, że udawało mu się wystrzelić w stronę, która potencjalnie mogła go zabrać z miejsca zagrożenia.

02.04 | James | Sypialnia na piętrze
Czuł się wciąż zmieszany, szukając miejsca, w którym mógłby spędzić czas. Jego nastrój zmieniał się diametralnie w przeciągu kilku czy kilkunastu minut, w jego głowie wciąż panował mętlik, a on na zmianę potrzebował towarzystwa innych i je odpychał, czując zwyczajnie w świecie wstyd i poczucie winy, który jak zawsze starał się dusić w sobie. Czy widzieli? Czy jego rodzeństwo to widziało? Był niemalże pewny, że dostrzegali w nim inne zachowanie, nawet jeśli ze wszystkich sił starał się je maskować.

03.04 | Anne | Leśny staw
Wciąż było chłodno po zimowych miesiącach, ale brak śniegu sprawiał, że okolica zdawała się nieco mniej nieprzyjemna. Wilgoć mu nie przeszkadzała, szarość dnia również. Nie było aż tak ciepło, ale i w podobnych temperaturach pływał w jeziorach - ale teraz czuł ucisk w klatce piersiowej, który nie pozwalał mu się ruszyć z miejsca. Po to tutaj przyszedł przecież! Po to, żeby to zrozumieć, swoją dziwną paranoję. Przecież nie mógł się bać, nie tak naprawdę - tak naprawdę wszystko było w porządku, prawda? Musiało być! Bo...

08.04 | Maria | Jezioro
Pamiętał drogę, choć chyba pierwszy raz podejmował ją nie wozami, a właśnie na miotle - te okolice nie były miejscem, w którym zatrzymywali się na długo, bo i mokradła nie sprzyjały obozowiskom, ale było w nim coś fascynującego, poza rzecz jasna jeziorem.
Ale właśnie przez obecności mokradeł miał szczerą nadzieję, że uda mu się dzisiaj skupić na czymkolwiek. Chciał podejść do tego spokojniej - zrozumieć dlaczego tak reagował. Nawet jeśli czuł jak serce mu dudniło w piersi na to wszystko, przecież nie mógł się... bać? To właśnie to było to? Strach? Ale czego się bał? Że wciągnie go tak jak w koszmarach, które wracały do niego w nocy? Wiedział przecież, że to nie było możliwe - było absurdalną wizją, która jednak go nawiedzała.

10.04 | James | Ferrels Wood
Czuł się... nawet nie wiedział, nie do końca. Na pewno jak nie on. Przecież często było ciężko - często chciało mu się płakać czy kłamał, że czuje się świetnie, ale w ostatnich tygodniach było to jeszcze trudniejsze niż zazwyczaj. Czuł, że coś tracił, ale nawet nie wiedział co dokładnie i jak mógłby to powstrzymać. Może nie powinien? Może tak byłoby lepiej dla wszysktkich gdyby po prostu się poddał i pozwolił na to, żeby się stracił? Byłoby im łatwiej w ten sposób...

20.04 | Celine | Cmentarzysko statków
Chociaż próbował, nie potrafił zrozumieć tego ogarniającego go niepokoju, kiedy tylko spoglądał na to, co zdawało się zawsze być dla niego czymś przyjemnym. Pływał od małego, uczył również Jamesa pływać! Pamiętał to doskonale - był pewny, prawie całkowicie, że nigdy nie czuł się tak... tak dziwnie na widok wody.



Thomas Doe EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Thomas Doe AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Thomas Doe
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach