Wydarzenia


Ekipa forum
Alexandra Alvey
AutorWiadomość
Alexandra Alvey [odnośnik]24.05.16 17:22

Alexandra Alvey

Data urodzenia: 3 maja 1919r.
Nazwisko matki: Wilkes
Miejsce zamieszkania: Londyn, Wielka Brytania
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: pisarka
Wzrost: 175cm
Waga: 59kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: blizna na plecach


Wydaje mi się, że po tym wszystkim, co przytrafiło mi się w życiu, jestem kimś zupełnie pustym w środku, otoczonym jedynie ładnie wyglądającą skorupą. Och, muszę wyglądać ładnie. Inaczej Lastard Alvey miałby pretensje, a dość mam już jego ględzenia. Codziennie rano wstaję z łóżka z poczuciem, że jestem kimś obcym. Spojrzenie w lustro tylko potwierdza moje obawy. Kiedy ostatni raz stanęłam na deszczu, nie bacząc na to, że jego strugi zniszczą mój nienaganny wygląd? Nie pamiętam. Poranna kawa stawia mnie do pionu, a jeśli przypadkiem jej zabraknie, chowam się w sypialni ze wściekłą migreną. Zwykle jest już południe, kiedy wciągam na siebie kolejną ładną sukienkę, zakładam pozornie drogie futro i wychodzę na świeże powietrze. Pachnie wolnością, za którą tęsknię. Przemierzam kolejne ulice, zaglądam do pobliskich mugolskich i magicznych sklepów. Wydaję pieniądze Lastarda, a przynajmniej on tak uważa. Gdy wracam, on zazwyczaj już siedzi w fotelu. Ma pretensje o to, że nie było mnie cały dzień, a zaraz potem oskarża mnie o "te niemoralne zachowania". Ignoruję go, przechodząc przez kolejne pomieszczenia domu. Tylko raz podniósł na mnie rękę, choć dzięki uroczej bliźnie, jaką pozostawiły mi na plecach jego spinki do mankietów, nie zapomnę mu tego do końca moich dni. On nie zapomni za to zaklęcia, które z satysfakcją posłałam w jego kierunku. Musisz przyznać, że byłam bardziej subtelna, nie tracąc siły na bójki. Nabrałam przy tym mężczyźnie świętej cierpliwości, gdy ględził mi nad uchem każdego wieczoru, kiedy próbowałam pisać kolejną powieść. Czasem zastanawiam się, jak w ogóle skończyłam w tym małżeństwie, ale odpowiedź wydaje się aż nazbyt oczywista.



Nigdy nie przepadałam za rozmowami na temat czystości mojej krwi. Głównie dlatego, że jakakolwiek by nie była, nie ma to dla mnie kompletnie żadnego znaczenia. Co? Masz ochotę nazwać mnie tanią pindą, która walczy o równość dla wszystkich? Walczyłam w swoim życiu o wiele rzeczy, skarbie, ale ta jedna kwestia zwyczajnie mnie nie obchodzi. Nie będę rozcinać cudzych żył, żeby sprawdzić, jakiego koloru będzie posoka. Nie będę zaglądać nikomu do łóżka, żeby sprawdzić, kto daje mu rozkosz. Dopóki ty nie spróbujesz dostać się do mojego życia, ja nie będę zainteresowana wkraczaniem w twoje. Rozumiemy się? Historia mojego pochodzenia jest natomiast wyjątkowo prosta i krótka - pochodząca z rodu Wilkes Demetria zwyczajnie dała dupy. Och, Lastard dostałby zawału, gdyby wiedział, jak czasami wyraża się jego żona! Przyznaję, miałabym niezły ubaw. Jeśli wciąż jeszcze jesteś nieświadom tego, jak to wszystko się odbywa, zapytaj własną matkę. Ja nigdy nie chciałam słuchać o tym, jak moja własna matka spółkowała z ojcem. A jednak doświadczyłam tego nieszczęścia, połączonego z historią o ich prawie czystej krwi, która teraz płynie w moich żyłach. O ile druga historia godna byłaby powtarzania, o tyle wolałabym raz na zawsze zapomnieć o tym, że byli zdolni do opowiadania własnemu dziecku tej pierwszej. Na szczęście wszystko to, co kiedykolwiek łączyło mnie z rodzicami, mogę teraz ukryć za nazwiskiem męża. Nie, żeby "Alvey" przysparzało mi fanów.
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia o moich rodzicach. Poza tym, że mieli dość pieniędzy na wygodne życie, nie wyróżniali się niczym szczególnym, a gdy echo wojen nieco przycichło, udali się za granicę. Nie widzę powodów ani by nazywać ich fantastycznymi, ani by przesadnie ich krytykować. Nikogo nie zainteresuje fakt, że byłam planowanym dzieckiem, a spłodzili mnie z radości po pierwszej mugolskiej wojnie światowej. Nikt nie przejmie się, kiedy powiem, że dali mi dokładnie tyle samo, ile sami wzięli od życia - niewiele. Dlatego byłam niezwykle szczęśliwa, gdy wszystko potoczyło się zgodnie z magicznymi standardami, a ja wreszcie znalazłam się w Hogwarcie. Nawet jeśli były to czasy kolejnych mugolskich i czarodziejskich konfliktów. W mojej rodzinie nikt nie przejmował się tym, by w najgorszych chwilach być razem. Byliśmy silni. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że byłam wtedy niezwykle naiwna, ale tiara uważała coś innego, gdy pierwszego dnia szkoły założono mi ją na głowę. Dopiero z czasem, gdy zaczęłam nawiązywać pierwsze sojusze i zdobywać pierwszych wrogów, dopiero gdy zaczęłam coś osiągać, dopiero gdy zaczęłam obdarzać ludzi uczuciami większymi od niewinnej sympatii dotarło do mnie, że powoli rozstaję się z blondwłosym niewiniątkiem, jakim byłam w pierwszych latach swojej nauki, kiedy głaskanie puchatych zwierząt na ONMSie i rzucanie Leviosy na zaklęciach sprawiało mi jeszcze przyjemność. Nigdy nie nazwałabym siebie złym człowiekiem, ale potrafiłam poświęcić wiele, żeby równie wiele osiągnąć. Czyż nie to samo robili wtedy wszyscy sprytni czarodzieje wokół? Na świecie działo się tak wiele złego, że odnalezienie się w tym musiało wiązać się z odpuszczeniem sobie sentymentów. Z rozwagą pozwalałam niektórym ludziom zbliżyć się do siebie, by w pełni dyplomatycznie odmówić innym znajomości. Nauczycielom wystarczyło za to od czasu do czasu szepnąć to i owo, żeby stali się bardziej przychylni. Wszystko to stawało się o wiele prostsze, gdy ja robiłam się coraz starsza i coraz lepiej rozumiałam otaczający mnie świat, choć wtedy daleko jeszcze było mi do tego, kim jestem teraz. Zwłaszcza, kiedy przypominam sobie historię z szóstego roku...



Przyłapałam. I chociaż instynkt podpowiadał mi, żeby sprowadzić nauczyciela i wyciągnąć z tej sytuacji jak najwięcej korzyści dla siebie - któż nie lubi prawych uczniów wsypujących młodsze uczennice, hm? - to, co wyczyniała z różdżką, kompletnie mnie zahipnotyzowało. Miała czarne włosy, oczy koloru czekolady, a jej dłoń leżała na różdżce tak pewnie, a jednocześnie tak miękko, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Później wiele razy w mojej głowie kiełkowała myśl, jak by to były, gdyby trzymała mnie zamiast różdżki. Kiedy weszłam do pustej sali, w której się kryła, nawet nie drgnęła. Zmierzyła mnie tylko wzrokiem, nie przerywając swojego zajęcia. Wiedziałam, że kombinuje przy czarnej magii. Inaczej nie chowałaby się po kątach. Dlatego właśnie podczas naszego pierwszego spotkania powiedziałam tylko dwa słowa. Pokaż mi.
Powietrze z jakiegoś absurdalnego powodu przepełnione było zapachem świeżych cytryn.
Alegra była pewna siebie, ale przy mnie stawała się jakby nieśmiała. Podczas gdy to ja, zafascynowana każdym jej elementem, powinnam zerkać na nią ukradkiem, to ona patrzyła na mnie od czasu do czasu, jakby zupełnie spłoszona, gdy lustrowałam ją mocnym spojrzeniem. Niekiedy czułam się, jakbym przejęła zupełnie rolę chłopców. Zwykle to oni próbowali górować nade mną, ale tutaj, z Alegrą, to ja czułam się jak zdobywca. I chociaż cały świat zdawał się mówić, że to, co czuję, jest niezwykle niemoralne, któregoś grudniowego wieczoru po prostu uległam, podbijając jej delikatne wargi w długim, mocnym pocałunku. Cała polityka tego świata nie miała wtedy dla nie najmniejszego znaczenia.
Spotykałyśmy się przez resztę szóstej klasy. Chcę wierzyć, że uczyła mnie czarnej magii wyłącznie dlatego, że interesowała się mną. Nie mogłyśmy spotykać się jawnie - ani prywatnie, ani w ramach nauki. Za jedno i drugie groziły poważne konsekwencje. Dlatego widywałyśmy się wyłącznie w Pokoju Życzeń, który pokazała mi Alegra. Byłyśmy wtedy bardziej niż potrzebujące, jeśli chodziło o bardzo prywatne miejsce spotkań. Chociaż była ode mnie młodsza, miała mi wiele do przekazania. Nigdy nie wyjawiła mi, skąd zna te wszystkie sztuczki, choć raz czy dwa wymsknęło jej się kilka słów o sekretach ojca. Istniały jednak pytania o wiele bardziej interesujące od tych, które wskazywałyby na źródło jej wiedzy.
Byłam uczennicą równie pilną, co na zajęciach. Zwłaszcza, że zapłata za jedną lekcję była dla mnie tak samo przyjemna, jak dla niej. Z początku pokazywała mi niezwykle proste zaklęcia, niewyrządzające wielkich szkód. Gdy zaczęłam prosić o coś lepszego, ulegała od razu. Nie pytając o powody, oddawała mi przysługę. Na koniec szóstej klasy moja wiedza nie była dla mnie zadowalająca, ale Alegra upierała się, że uczeń przerósł mistrza. Nie wierzyłam w ani jedno jej słowo, kiedy szeptała mi je prosto do ucha w niemal całkowitych ciemnościach.



Szczęście jednak nigdy nie trwa długo, prawda? A wydaje się jeszcze krótsze, kiedy wciąż jesteś dzieciakiem. Tworzysz te swoje nieistotne sieci kontaktów, uczysz się swoich ulubionych zaklęć, po kryjomu odbierasz wiedzę dotyczącą czarnej magii, w sekrecie płacąc za nią słodkimi pocałunkami. Aż wreszcie... wszystko umiera.
Ona także.
Nigdy nie dowiem się prawdy. Może ktoś ją wydał, a może po prostu się wygadała. Ale w zamian za uczucia, którymi mnie darzyła, w domu zgnębili ją tak, że nie wróciła już do szkoły. Wszystkiego dowiadywałam się od jej przyjaciół, a gdy i oni o niczym nie wiedzieli, decydowałam się na teatralny napad złości wymieszanej z rozpaczą w obecności nauczycieli, którzy mogli coś wiedzieć. Cierpiałam. I nie chcę ci o tym opowiadać. Nikomu o tym nie powiem. Ani o tym, co czułam, ani o tym, co robiłam, żeby zagłuszyć ból, gdy okazało się, że się zabiła. Nie wiem, w jaki sposób. Jak mówiłam, nigdy nie dowiem się prawdy. Po tym wszystkim zaczęłam pisać. Z początku pisałam listy, których miała nigdy nie przeczytać. Potem zaczęłam opisywać naszą wspólną przyszłość, aż wreszcie pogubiłam się zupełnie w historiach, które snułam niemal cały czas. W jakiś absurdalny sposób skończyłam szkołę ze znajomościami i dobrymi ocenami, czyli wszystkim, co wydawało mi się w tamtym czasie ważne. Kilka lat zaraz po szkole spędziłam w domu rodziców, w zupełnej samotności. Nie zadawali zbyt wielu pytań świadomi, że nie udzielę im zbyt wielu odpowiedzi. Przez większość czasu siedziałam zamknięta w swoim stary pokoju, który wydawał się niezwykle obcy. Spisywałam wszystko, co rodziło się w mojej głowie. Przelane na papier sny budziły niekiedy grozę. Innym razem powoływałam do życia kobiety, którymi mogłabym być. Przepisywałam raz za razem historie tych samych bohaterek, a każdą kończyłam w inny sposób. Byłam każdą z nich. W tamtym koszmarnym okresie żyłam ich życiem. Czarnej magii nie ruszyłam od ostatniej lekcji z Alegrą. Gdy tylko wypowiadałam zaklęcie, słyszałam w głowie jej melodyjny głos, powtarzający słowa sylaba za sylabą. Nie mogłam tego znieść.
Za Lastarda wyszłam pod wpływem dziwnego impulsu, którego już nigdy później nie potrafiłam zracjonalizować. Poznałam go przez rodziców, którzy uparli się, że nie mogę pisać całymi dniami. W jakiś sposób ten mężczyzna odrywał mnie od rzeczywistości, która docierała do nas z obu światów - naszego i tego obcego. Wypełniał mi czas, którego miałam aż w nadmiarze, nie pracując. Zabrał mnie od rodziców do miejsca, które miało stanowić od tamtej chwili nasz wspólny dom. Przez pewien okres po prostu mnie utrzymywał, czego szczerze nienawidziłam. W żadnym, choćby najmniejszym calu Lastard nie czynił mnie szczęśliwą. Czułam przy nim, jakbym śniła, choć przypominało to bardziej koszmar niżeli piękny sen. Z początku nieco interesował się tym, co pisałam. Pomógł mi nawet znaleźć wydawcę w magicznym świecie. Wspierał to, co nazywał moją małą pasją, nawet jeśli ja widziałam w tym swój zawód. Wydałam kilka powieści, choć w ciele męskiego bohatera każdej z nich kryłam się ja sama. Nikt nie dopuściłby do druku tego, co naprawdę miałam w głowie. Zarabiałam grosze, ale to wystarczyło, by nie musieć prosić o nic Lastarda. Stało się to tym ważniejsze, kiedy odkrył listy do Alegry, których nigdy nie wyrzuciłam. Spalił je. Bezceremonialnie wrzucił je do kominka. A ja bezceremonialnie wyciągnęłam różdżkę, by przypalić mu rękaw koszuli. Wiele rzeczy zrobiliśmy bezceremonialnie podczas tych szesnastu lat naszego małżeństwa. Uprawialiśmy bezceremonialny seks, obchodziliśmy bezceremonialne święta, prowadziliśmy bezceremonialne wojny, które były tak samo puste, jak wszystko, co zdobyliśmy w naszym bezceremonialnym życiu i tak samo zbędne, jak to, co wyprawiało się na świecie. Nie rozumiem, dlaczego wciąż tkwimy w tym małżeństwie. Lastard czasem wykręca się przysięgą, gdy go o to pytam, ale mam wrażenie, że chodzi o coś więcej. Czy to możliwe, żeby kochał mnie po tym wszystkim, co oboje sobie zrobiliśmy? Ja nie kocham go w żadnym calu, choć to nie jego wina. Moje życie przy nim jest tak samo puste jak ja. Od śmierci Alegry nie zrobiłam niczego porywającego, choć w kilka lat po ślubie, gdy ból nieco przycichł, zajęłam się na powrót magicznymi sztuczkami. Nie potrafiłam jednak wrócić do czarnej magii. Ta część mojego życia była nierozerwalnie związana z Alegrą. Wybrałam zaklęcia, które, jak sądziłam, miały pozwolić mi na nowo rozwinąć w sobie jakiekolwiek zainteresowanie. Kiedyś byłam w tym naprawdę dobra, dopóki wdzięk Alegry i chęć zbliżenia się do niej nie zmusiły mnie do zmian. Czasy robiły się coraz bardziej niebezpieczne i chociaż Alegra uczyła się tego wszystkiego głównie dla frajdy, w późniejszym okresie mojego życia poznawałam kobiety, które wiele oddałyby za coś, co pozwoliłoby im się lepiej chronić. Nie chodziło nawet o to, że nie mogłam liczyć na Lastarda, ale o to, że nie chciałam go u swojego boku. Pieniądze męża pozwoliły mi sprowadzić odpowiednie księgi czy przekupić odpowiednich nauczycieli i chociaż daleko było mi wtedy do dzisiejszej odwagi, a okazywałam raczej brawurę, gdy porywałam się na stosowanie coraz bardziej zaawansowanej magii, wszystko, co zrobiłam, opłaciło się. Lastard za to wiedział tylko o tym, o czym chciałam, by wiedział. Umiejętności, które miały stanowić źródło mojej ochrony, równie dobrze mogły okazać się przydatne wtedy, gdy mój mąż ostatecznie straciłby cierpliwość.



Aż nagle obudziłam się tutaj. Po skończonych wojnach. W schludnym, ładnym domu. Wciąż przy jego boku. Z papierosem w dłoni. Chłodna, temperamentna bestia, przemierzająca codziennie miasto w poszukiwaniu czegoś, co przyprawi mnie o najmniejsze choćby emocje. Najmniejsze drżenie. Ciągle poszukująca historii, które mogłabym przenieść na karty moich książek, z których większości i tak nikt nie wyda. Okażą się zbyt odważne, zbyt prawdziwe, zbyt niemoralne. Od czasu do czasu spotykam kobiety, które w tym koszmarnym, zdominowanym przez mężczyzn i wojny świecie próbują tylko zaznać odrobiny uczucia od innej kobiety. Zapraszam je na krótki moment do mojego życia. Innym razem natykam się na ludzi, w których widzę potencjalnych nauczycieli. Jestem dobra. Wiem to. Ale by osiągnąć szczyt, zawsze trzeba znaleźć kogoś, kto wie więcej. Nie boję się Lastarda, który wiele razy próbował słowami odebrać mi godność, ani innych, którzy chętnie spotkaliby się pod moim domem z pochodnią i stosem. Nie obchodzi mnie nic poza potrzebą nakarmienia tej ziejącej w moim wnętrzu pustki. Jeśli to czyni mnie kimś, kogo nie chciałbyś znać, po prostu odwróć wzrok. Ulice są teraz pełne takich dewiantów jak ja.



Patronus: Miała na imię Liandra i była najbardziej irytującym kotem, jakiego znał ten świat. Ale mi jadła z ręki za każdym razem, kiedy Alegra przyprowadzała ją do dormitorium. Balisjkie były charakterne z natury. Liandra nie brała jednak pod uwagę tego, że ja także jestem charakterna. Fuknęłam na nią. Gdy pierwszy raz najeżyła się w moim towarzystwie, wyszczerzyłam zęby i syknęłam, wywołując istną salwę śmiechu Alegry. Uwierz mi, był to absolutnie najpiękniejszy, najczystszy dźwięk, jaki kiedykolwiek usłyszałam i na zawsze wrył się w moje serce. Wspominanie jej sprawia ból - za każdym razem, kiedy balijska kotka wylatuje z różdżki. Ale zachowany w pamięci śmiech Alegry jest w stanie go stłumić.









 
16
0
3
0
0
6
0


Wyposażenie

różdżka, teleportacja, sowa, +10 punktów statystyk



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Alexandra Alvey dnia 28.05.16 0:22, w całości zmieniany 12 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Alexandra Alvey [odnośnik]02.08.16 21:34

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Wspomnienie kobiety, którą Alexandra pokochała, nawiedza ją po dziś dzień, sprawia, że jej z pozoru perfekcyjne i ułożone życie chwieje się u podstaw. Zniknięcie Alegry z jej życia pozostawiło lukę w pozornie spokojnej, poprawnej egzystencji - wyszła za mąż, przecież spełnia się zawodowo tworząc historie o mężczyznach, którymi... jest ona sama. Nie wie, kim jest, dokąd zmierza i czego potrzebuje, nadaremnie poszukuje szczęścia w chwilowych znajomościach, które mają zastąpić tę, która przepadła, uczynić jej życie pełnym i szczęśliwym. Choćby na krótką chwilę.
Czy odnajdzie to, czego poszukuje? Czy uda jej się wypełnić bolesny brak na dłużej niż jedną chwilę? Czy znajdzie w sobie odwagę, by walczyć o powieści, które są prawdziwym odzwierciedleniem jej wnętrza?

OSIĄGNIĘCIA
Autor widmo
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:3
Transmutacja:0
Obrona przed czarną magią:3
Eliksiry:0
Magia lecznicza:0
Czarna magia:19
Sprawność fizyczna:0
Inne
teleportacja
WYPOSAŻENIE
różdżka, sowa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[28.05.16] KP -850 pkt


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Alexandra Alvey
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach