Wydarzenia


Ekipa forum
Highlands
AutorWiadomość
Highlands [odnośnik]12.08.16 19:28
First topic message reminder :

Highlands

To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 31 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Highlands [odnośnik]21.06.20 23:02
Nie był świadom, że Zachary podejmie się próby uzdrowienia olbrzymów - oboje nie wiedzieli przecież o tych istotach zbyt wiele, a przyczyn choroby mogło być mnóstwo. Ale właściwie czego się mógł spodziewać po swoim druhu? W momencie kiedy mieli do czynienia ze stworzeniami, które potrzebowały pomocy - i od których zależało powodzenie ich misji - Shafiq okazał się niezastąpiony. Nie mogli więc lepiej trafić. Zrządzenie losu, które sprawiło, że do schorowanych olbrzymów wysłano właśnie uzdrowiciela, było wręcz nieprawdopodobne. Nie wszystko było stracone. Złość nagle zastąpiona została przez iskierkę nadziei. Sam Burke niewiele mógł pomóc, dlatego też postanowił podążyć za radą przyjaciela - i wziąć na siebie odpowiedzialność rozmowy z gurgiem. To niestety również nie było proste. Najpierw musiał wytłumaczyć paskudnemu olbrzymowi, że nie mają wrogich zamiarów - i że kręcący się po wiosce Shafiq musiał być pozostawiony w spokoju. Że próbuje pomóc. Że dołoży wszelkich starań, aby uzdrowić umierających mieszkańców wioski. Gurg początkowo nie wyglądał na przekonanego. Być może jednak uznał, że jego pobratymcy i tak nie mieli już nic do stracenia. Dlatego też wydał z siebie warknięcie - a te z olbrzymów, które były nadal odrobinę żywotniejsze, najwidoczniej mniej dotknięte chorobą, a które jednocześnie wykazywały zainteresowanie uzdrowicielem, finalnie dały mu spokój.
W następnej kolejności Burke zwrócił uwagę olbrzyma na trzymany przez siebie prezent. Płonąca gałąź już wcześniej interesowała gurga, najwidoczniej jednak wcześniej stworzenie bardziej przejęte było faktem, że w jego wiosce nie pozostał ani jeden w pełni zdrowy osobnik. Skoro jednak pomoc nadeszła, Burke mógł bez trudu dostrzec, jak bardzo olbrzym pożądał tego, co mu przynieśli. Craig nie był jednak na tyle głupi, by oddać prezent ot tak.
- My pomożemy tobie - Burke starał się używać jak najprostszego słownictwa, aby do jego rozmówcy dotarło. - I damy ci prezent. A potem wy pomożecie nam. - wyjaśnił. Wytłumaczył wielkoludowi, że jest pewien czarodziej, który pragnie, aby zniszczyć wszystkich tych, którzy się mu przeciwstawiają. Że to taki ludzki gurg (bardzo nieswojo się czuł, opisując Czarnego Pana w ten sposób, ale dobrze wiedział, że takie określenie jego rozmówca zrozumie najlepiej), który ma bardzo wielu przeciwników. W ten sposób, kiedy tylko mieszkańcy wioski wyzdrowieją, będą mieli okazję by się wykazać w boju. Każdy jeden olbrzym będzie mógł udowodnić, że jest nieustraszonym, brutalnym wojownikiem, a ponadto każdy z nich zostanie za tę pomoc sowicie wynagrodzony. A jako oznakę dobrej woli oraz współpracy, jaką mieli nawiązać z poplecznikami Czarnego Pana, Burke w końcu wręczył gurgowi trzymaną przez siebie gałąź. Była na tyle duża, że olbrzym mógł ją bez trudu trzymać między palcami - konar płonął jasno, nieprzerwanie, dając ciepło i światło. Przywódca wioski wydawał się być zadowolony. Swoim rykliwym, burkliwym tonem zakrzyknął Zgoda! - lecz w następnej chwili zaraz rozejrzał się za drugim z rycerzy. Najwyraźniej oczekiwał na to, że uzdrowiciel powie mu więcej o dręczącej wioskę chorobie. A najlepiej od razu coś na nią zaradzi.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Highlands [odnośnik]22.06.20 20:36
Dłuższy czas podczas swoich badań nie zastanawiał się na tym, dlaczego olbrzymy mu na to pozwoliły. Może coś zrozumiały, a może to Craig zdołał przemówić im do rozsądku. Nie chciał tego wiedzieć i nie zamierzał weryfikować – nawet jeśli nieszczególnie darzył te stworzenia sympatią, to pomóc im uważał za priorytet wagi na tyle istotnej, by zadać sobie trud. Mimo to nie mógł mieć całkowitej pewności, na ile jego poczynania staną się skuteczną terapią. Czas, mimo wszystko, grał tutaj kluczową rolę, a żaden z olbrzymów nie był człowiekiem, któremu łatwo mógł zaaplikować odpowiednie antidotum, choć i w przypadku swoich pacjentów, gdy sięgał po tak szybko działające środki, starał się zachowywać należytą ostrożność. Tutaj wzmagał ją niemal do bólu.
Rachubę czasu dość istotnie stracił, próbując wyciągnąć z dostępnych na miejscu roślin najlepsze ekstrakty. Uwarzenie eliksiru było niemożliwe, lecz prosty napar mógł zdziałać cuda, jeśli był stosowny regularnie. Doraźne uśmierzenie dolegliwości niósł subtelnie, pozostawiając po sobie dość swojski aromat ziół oraz traw, który odczuwał niemal przez cały proces warzenia. Jedna z tajemnic jego przodków miała stać się atutem; w to wierzył, tworząc we własnej głowie recepturę nieprzeznaczoną dla ludzkiego organizmu – w tak wielkim stężeniu stanowiła truciznę, co do tego miał absolutną pewność, natomiast dla olbrzyma powinna podziałać przeczyszczająco w pierwszym użyciu. Tkwił w przekonaniu, że złogi toksyn zalegają w ich równie wielkich żołądkach, trawionem z wyraźnym trudem wolno i ociężale, nasilając objawy. Dlatego przygotowywany napar musiał spełnić dwojaką rolę, będąc jednocześnie środkiem neutralizującym jak i wypłukującym. Przyspieszenie procesów trawiennych wydawało mu się niewłaściwym krokiem do celu. Wolne i dokładne poczynania dawały znacznie lepsze rezultaty.
Do Craiga wrócił z wystygniętym kociołkiem pełnym dość niesmacznie wyglądającej brei przypominającej błoto oraz trawę, ale nie w smaku czy zapachu leżało działanie tego wytworu. W szczytnej intencji Zachary'ego miał leczyć, nie dodawać pikanterii diety olbrzymów. W kierunku gurga wyraził się dość krótko, informując go tak o zatrutym źródle wody, będącym w jego opinii oraz oględzinach przyczyną całego problemu pośród olbrzymów. Musiał powtórzyć to wszystko dwa razy, aby wieść wsiąkła w twardą czaszkę, a potem przystąpił do wyjaśniania, czym jest niewielka zupa w trzymanym w rękach kociołku. Zapewne jej ilość stanowiła niewielki łyk dla tak wielkiego stworzenia, ale uważał, że z przygotowaniem tego wytworu alchemicznych myśli Zachary'ego poradzą sobie. Tutaj wyłożył wszystkie pokłady cierpliwości, próbując przekonać gurga choćby do umoczenia brudnego palucha w wywarze, aż wreszcie postawił kociołek na ziemi i odwrócił się na pięcie, wracając do latającego dywanu. Przekazał wszystko, co miał do powiedzenia; liczył także, że Craig wykonał swoją część i nie będą próbowali ich rozszarpać, gdy tylko uniesie ich w powietrze, co też uczynił, kiedy przyjaciel zajął miejsce obok niego. Tym razem nieco pewnie szarpnął za frędzle, którymi najłatwiej sterowało się dywanem i powoli wyniósł wysoko. Nie zamierzał ponownie wracać przez przełęcz.

z/t x2




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 31 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Highlands [odnośnik]06.10.20 13:01
Borsuki do boju!
Ślizgoni do gnoju...

"A Gryfoni na haju?" Nie, nie, nie. Joe pokręcił głową i już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale usłyszał koncert jaki dały im znienacka szyszymory i parsknął śmiechem. Odchrząknął jednak zaraz, po czym przy akompaniamencie jęków i zawodzeń płynących z sąsiedniego wzgórza wydeklamował niemal patetycznie wymyślaną na bieżąco rymowankę:
- Tymczasem Gryfoni w wyśmienitym nastroju
Nacierają w szkarłatno-złotym konwoju,
By dokonać boiska podboju
I pokonać przeciwników w ciężkim znoju.
A potem zwycięsko wychylić kielich napoju
I do białego rana świętować we wspólnym pokoju
- skończył mniej więcej w tym momencie co i szyszymory, więc zgranie mieli wyśmienite. Uśmiechnął się wyraźnie z siebie zadowolony. No, poeta, poeta jak nic.
Miło było choć na chwilę przerzucić na drugi plan obecną sytuację w kraju, pogrążyć we wspomnieniach ze szkolnych czasów... ale prawda była taka, że od rzeczywistości nie można było uciec. Zresztą Joseph ani o tym myślał - ucieczka nie była w jego stylu. I choć Marcellę mogło dziwić miejsce, w jakim się znajdował... on je akceptował, uznał za swoje. Wprawdzie wciąż czuł ukłucie niedocenienia jego osoby, swego rodzaju zdrady, że ani rodzina, ani przyjaciele nie opowiedzieli mu o swojej działalności w Zakonie, że o wszystkim dowiedział się jako ostatni - z gazet - co, czego starał się po sobie nie pokazywać, zraniło go dotkliwie na wiele sposobów... ale prawda była taka, że gdyby o wszystkim dowiedział się wcześniej, porzuciłby Zjednoczonych na rzecz tej całej poplątanej organizacji. Owszem, byłby wtedy na tej pierwszej linii frontu, mógłby osobiście czuwać nad Hanią i resztą rodziny i przyjaciół... ale czy faktycznie sprawdziłby się tam - w ich szeregach? Szyszymora wie. Za to obecnie czuł się potrzebny nawet w tej niechwalebnej roli Zjednoczonego przekonującego drużynę, żeby zrezygnowali z ligi, roli brata broniącego i kryjącego przed rodzicami swoje poszukiwane przez Ministerstwo rodzeństwo, w roli tego, który nie chce zostać w nic wtajemniczony, bo ma świadomość, że znajduje się na świeczniku i prędzej czy później ktoś go zgarnie na przesłuchanie. Im mniej wiedział, tym większą szansę mieli jego bliscy - to liczyło się dla niego najbardziej. Nie zamierzał się chować ani uciekać przed zaszczaną władzą. Niech po niego przyjdą, niech tracą na niego czas, jeśli dzięki temu więcej czasu będą mieli: Benjamin, Hannah, Charlie, Tony, Jackie, Just i oczywiście Marcella. W taki sposób walczył, bo tak - miał o co walczyć i miał o kogo.
- Moje witki w locie wyglądają za to jak czarna smuga - odparł w temacie miotły, uśmiechając się przy tym półgębkiem. - Co do trzonka... faktycznie sporo mioteł ma je z twardego drewna, dzięki temu są bardziej wytrzymałe - przyznał. - Platan za to jest lżejszy, a dzięki temu szybciej nabiera prędkości i jest zwrotniejszy. Coś za coś. Początkującemu graczowi pewnie bym takiej miotły nie doradzał, ale ja z platanowym drewnem jestem za pan brat. I trzonek złamałem w swojej karierze tylko raz. Bodajże w pięćdziesiątym jak graliśmy z Jastrzębiami - posłali we mnie dwa tłuczki na raz i jeden trafił prosto w miotłę - skrzywił się lekko. Oczywiście wciąż miał tamtą miotłę (jak wszystkie swoje poprzednie), choć do niczego się już nie nadawała. Pewnych rzeczy nie dało się już naprawić... Nieodżałowana strata, bo nie polatał z nią nawet jednego sezonu.
Faktycznie zaskoczyła go odpowiedź Marcy co do jej obecnej fuchy załatwionej jej przez Tony'ego, co było po nim widać jak na dłoni, bo uniósł wyżej brwi.
- Gin? Nie wiedziałem, że wymaga ochrony - przyznał, choć jak się nad tym dłużej zastanowił... to miało to w sumie sens: zdaje się to była ulubiona kuzynka Tonika, a teraz kiedy ten był poszukiwany listem gończym...
Parsknął śmiechem na jej kolejne słowa.
- Czy ty mi się w ogóle przyjrzałaś? - zapytał i na wszelki wypadek nachylił się w jej stronę nieprzyzwoicie zresztą blisko, ale dzięki temu mogła się dokładnie przyjrzeć jego nierównemu i zgrubiałemu nienaturalnie w niektórych miejscach nosowi. - Już dawno straciłem rachubę w tym ile razy został złamany i to wbrew pozorom częściej podczas meczów niż przez bójki - wyjaśnił, po czym uśmiechnął się szelmowsko wciąż się od niej nie odsuwając. - Czy to choć trochę ujmuje mojej przystojności? - dodał po chwili uwodzicielsko obniżając tembr głosu. No, przecież nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał tej sytuacji do swoich zagrywek. Na tym jednak poprzestał, bo kiedy zaczęła opowiadać o klifach w pobliżu Caithness, wyprostował się z powrotem grzecznie.
- Brzmi kusząco - przyznał. Jak będzie spokojniej, to chętnie skorzystałby z zaproszenia i sprawdził czy tamtejsze klify i bryza stanowiłyby dla niego godnego przeciwnika... kto wie, może nawet nie czekałby "aż się uspokoi", ale spróbował swoich sił teraz, skoro zawiesili udział w rozgrywkach...?
Zmarszczył lekko nos na kolejne jej słowa.
- Daj spokój, nie jestem zawodowym ścigającym Zjednoczonych z Puddlemere dla latania na miotle, ćwiczeń i grania - parsknął. - Jakby chodziło o to, to siedziałbym wciąż w Szkocji i w wolnym czasie od pracy w tartaku napieprzałbym się w autorskich odmianach quidditcha z sąsiadami - rozbawiony wzruszył ramionami. Jasne, to też miało swój urok, ale...
- Kwintesencją quidditcha, jego sercem  - są fani - oświadczył, jakby to było oczywiste. - A rywalizacja zarówno to serce jak i nas, zawodników, wprawia w ruch. Sprawia, że dajemy z siebie wszystko, a nawet więcej - przekraczamy swoje granice - oczy mu błysnęły, zęby zalśniły na chwilę w uśmiechu. - Bez kibiców i bez współzawodnictwa... - podjął powoli, a ten blask, który jeszcze przed momentem był tak wyraźny w jego źrenicach, zniknął jak ręką odjął - ...to to będzie tylko nic nieznacząca zabawa. Modyfikowana gierka z kumplami, która owszem, sprawia ci przyjemność... ale przestaje być twoim celem w życiu. Staje się tylko miłym rozweselaczem dnia, niczym więcej - zawiesił wzrok na nieokreślonym punkcie horyzontu.
Miedzy nimi zapadła głucha cisza, myśli Josepha płynęły wolno jak i stalowoszare chmury po ciemniejącym już niebie. Dopiero po chwili wyrwała go z nich Marcy. Jak na rozkaz jednym ruchem zdjął swoją kurtkę i zarzucił jej na ramiona. Okrycie było trochę zniszczone i dość ciężkie, bo skórzane, ale za to obszerne i wygrzane. Jego koszulą zaszamotał wiatr, ale Joe sprawiał wrażenie, jakby nawet tego nie poczuł.
- Masz rację, najwyższy czas zejść z tej góry - powiedział i uśmiechnął się do Marcy lekko.

[zt x2]


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Highlands [odnośnik]01.02.21 15:38
7.10

Śniła mu się Hannah.
Tańczyli, nieśmiało spoglądając sobie w oczy, a reszta świata nie istniała. Czasem jej suknia wirowała niczym na weselu Macmillana, a czasem niebieska apaszka z Sylwestra muskała jego twarz, więc sennie założył, że tańczą tak od zawsze i będą tańczyć już zawsze. Z dala od wszystkiego, w spokoju.
O ile czegoś nie zepsuję.
Senny krajobraz zafalował nagle, gdy nad rozgwieżdżonym niebem pojawił się księżyc. W pełni. Miała nadejść nazajutrz, pewnie już podświadomie się stresował. W śnie nie był tego świadomy, wszystko wydawało się aż nazbyt realistyczne - krew, jej łzy, zimno dementorów.
Karą za skrzywdzenie Hani powinien być pocałunek dementora - poddał się więc mu, święcie przekonany, że ją skrzywdził. I we śnie i na jawie.
No chyba sobie żartujesz, nie chcę widzieć żadnych zakapturzonych potworów! - zaoponował z przerażeniem wilk i się obudził.

Usiadł na łóżku, dysząc ciężko, ze złością. Zmrużył oczy na widok pierwszych promieni słońcach, odbijających się srebrem na jego skórze. Początkowy zachwyt srebrnym pyłkiem minął, teraz niezmywalna pamiątka z Kent (na szczęście, blednąca nieco z upływem czasu) budziła jedynie nieokreśloną tęsknotę i rosnącą irytację.
Przed pełnią wszystko budziło irytację.
A zwłaszcza fakt, że ona była w głowie nudziarza niczym bariera, że Michael budził się z niepokojem, ilekroć Fenrir próbował zwrócić ich uwagę na jakąś inną kobietę (hehe, dobrze, że życie potrafiło zaskakiwać). Że ten sztywniak wciąż wypominał mu tamtą wpadkę, zarzucał niewybaczalne, coraz mocniej zaciskał smycz. Ileż można słuchać wyrzutów sumienia?!
Miał dość, tak cholernie dość. Przecież nie chciał jej zjeść.
Tylko skosztować.
A przynajmniej tak sobie powtórzył, bo w ludzkim ciele wszystko wydawało się czasem prostsze, łagodniejsze. Osiągalne. Na przykład, mógłby teleportować się do Szkocji i wyjaśnić to z nią raz na zawsze. Zanim nudziarz się obudzi, bo nie wątpił, że jej obecność go otrzeźwi. Na razie jednak Michael był uwięziony we własnych koszmarach, a Fenrir rósł w siłę, wzmocniony nadchodzącą pełnią księżyca.
Bardzo szkoda byłoby przegapić taką okazję, nieprawdaż?
Może nudziarz nawet mu podziękuje! Tamta krótka chwila na plaży w Kent, gdy na chwilę stali się jedną jaźnią, była całkiem znośna. Ale potem znowu zaczęli się kłócić.
Narzucił na siebie koszulę, z uśmiechem myśląc, że przy Hani będą musieli się zachowywać. Nudziarz chyba nie chciałby znowu wyjść na wariata?
No to - do Szkocji! Jak postanowił, tak zrobił i z cichym trzaskiem teleportował się w lesie niedaleko domu Wrightów.

Niepewnie zerknął na budynek. Domy nadal budziły w nim pewne poczucie klaustrofobii. Wtem usłyszał jednak dźwięk poruszonych liści, poczuł w nozdrzach jej zapach. Była na zewnątrz tak wcześnie?
Wiedział, że i ona go zobaczyła. Wschodzące słońce igrało na jego skórze, która cała mieniła się srebrnymi drobinkami. Wyprostował się, odwrócił przez ramię i posłał jej wilczy uprzejmy (jak mu się wydawało) uśmiech.
-HH..nnaH. - przywitał się grzecznie, orientując się, że jedne ludzkie imiona rozpływały się na języku, a inne nie.
To nie.
Jak nudziarz to akcentował?
Hmm.
Hmm.
-HANIA. - no, tak lepiej. -Dawno się nie widzieliśmy. - zauważył z mieszanką satysfakcji i rozbawienia. W sumie, mógłby poudawać nudziarza. To byłoby bardzo zabawne. -Nie powinnaś chodzić sama po lesie. - dodał, poważnym tonem Michaela.
W błękitnych tęczówkach zatańczyły złote iskierki - ale to może słońce i srebro w jakiś dziwny sposób odbijały się w jego źrenicach?




świecę się dzięki MG



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Highlands - Page 31 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Highlands [odnośnik]08.02.21 1:12
To był czas zbiorów. Październik pachniał jabłkami, śliwkami, gruszkami z sadów, z których powoli pożółkłe liście zaczęły opadać w trawę. To był czas rwania marchwi, dyni, buraków, rzodkiewki i pora. Mieszkańcy Contin mieli wiele pracy, jej matka miała wiele pracy w ogrodzie, gdy doprowadzała go do porządku, a ona każdą wolą chwilę spędzaną w domu poświęcała właśnie pomocy jej. I ojcu. To było dziwne i nietypowe. Pamiętała, jak Anthony śmiał się, gdy opowiadała mu o grządkach i pracy w ogrodzie. Nie wyobrażał sobie jej takiej — ona też wtedy patrzyła na te plany z przymróżeniem oka, raczej jak na senne marzenia o własnym domu z ogródkiem, spokojną starością z dala od wojny, wśród wysokich topoli i szumu strumienia. Lata spędzone w Londynie i praca w żaden sposób nie związana z porami roki, raczej ze stanem gospodarki, wojną, decyzjami politycznymi oderwała ją od dzieciństwa i młodości na wsi, gdzie harmonogram działań dyktowała pogoda i pora dnia. I teraz, porzuciwszy w części obowiązki prowadzenia własnego sklepu na poczet dbania o miotły zawodników quidditcha, drugą część spędzała grzebiąc w ziemi, raczej ucząc się od nowa niż przypominając sobie podstawy dbania o rośliny, zabezpieczania je przed nadchodzącą zimą, a także wyruszaniem w las w poszukiwaniu dziko rosnących roślin. I dziś nie było inaczej. Wstała jeszcze przed świtem, by zdążyć zrobić wszystko, o co prosiła ją matka. Zjadła tylko w biegu kromkę suchego chleba, by później pozbierać jaja i przynieść je do domu. Z pierwszymi promieniami słońca wybiegła na podwórze z wiklinowym koszykiem przewieszonym przez ramię i poszła prosto w las w poszukiwaniu ostatnich borówek, malin, jeżyn. Może przy odrobinie szczęścia uda jej się natrafić na owoce dzikiej róży. Pamiętała, gdzie znajdowały się krzewy. Zrobione z nich przetwory idealnie sprawdzały się zimą.
Było dość chłodno, poranki w Szkocji bywały zimniejsze niż w Londynie. Otulona ciepłym swetrem i w spódnicy za kolana ostrożnie przechadzała się skrajem lasu w poszukiwaniu odpowiednich krzewów. Wysokie skórkowe buciki chroniły kostki przed miejscowo twardszym runem, suchymi krzaczkami wyzbieranych dawno jagód. Podciągnąwszy spódnicę wspięła się na konar, ostrożnie, by nie zahaczyć cienkimi pończochami o wystające suche gałęzie i zeskoczyła z niego lekko na miękką ściółkę, nie przestając szukać. Po chwili usłyszała, że ktoś się zbliża. Nie spodziewała się tu nikogo obcego — ani papa ani mama nie zakradaliby się za nią, Joe zapewne gdyby się zjawił krzyknąłby z daleka. Mógł to być znajomy rodziców, a może po prostu mieszkaniec Contin zapuszczony w las w tym samym celu, co ona. Nie sięgnęła więc po różdżkę odruchowo, ale kiedy odwróciła się za siebie była co najmniej zaskoczona.
— Mike? — Był jedną z ostatnich osób, których się tu spodziewała. Jego dziwne charknięcie przyjęła z niepokojem. — Dobrze się czujesz?— spytała z troską. Wyglądał inaczej, nie tylko dlatego, że błyszczał jakimś przedziwnym blaskiem. — Cóż, promieniejesz — przyznała z lekkim, wciąż niepewnym uśmiechem, nie ruszając się jednak z miejsca. Jego wzrok był dziwny, jego uśmiech. Kiedy zauważył, że minęło sporo czasu od ich ostatniego spotkania, spuściła na moment wzrok zakłopotana. — Mam nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku.— Złapała koszyk w obie dłonie i opuściła go przed siebie. — No nie jestem już sama, skoro tu jesteś. Możesz mi potowarzyszyć — zaproponowała, unosząc brew i ruszyła przed siebie.— Szukam owoców. Byłoby wspaniale, gdyby udało się znaleźć owoc dzikiej róży. Wiesz jak wygląda?— Zatrzymała się znów, tknięta jakimś dziwnym niepokojem i znów na niego spojrzała.

| 1. Rzucam na psychozę k6; 2. rzucam a zbieractwo, szukam owoców leśnych - owoc dzikiej róży, zielarstwo I


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Highlands - Page 31 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Highlands [odnośnik]08.02.21 1:12
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


#1 'k6' : 6

--------------------------------

#2 'k100' : 22
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 31 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Highlands [odnośnik]17.02.21 5:38
Może na widok lasu przypomniałby sobie, że wychował się w Londynie. Z uśmiechem pomyślał, jak nienaturalnie spotkać Hannah Wright tutaj, w szkockiej głuszy. Ich ścieżki skrzyżowały się w końcu na Pokątnej, a domem dla niego był jej sklep.
Tyle, że już nie było jego, wspomnienia dzieciństwa w Londynie przyblakły, zastąpione tęsknotą za norweską głuszą. Tutaj było trochę podobnie. Dziko i zimno. Poprawił ciepły sweter, prymitywne ludzkie futro i z uśmiechem wziął głęboki wdech. Podobało mu się tutaj. Bardziej niż w tym klaustrofobicznym sklepie.
Mike. Wzdrygnął się lekko na dźwięk jego imienia, mając nadzieję, że nudziarz się nie obudzi. Na szczęście, chyba nie usłyszał. Zbyt często śnił o niej w nocy i na jawie, by od razu rozpoznać, że są tutaj naprawdę, że Fenrir zrobił im wspaniałą niespodziankę. Powstrzymał odruch poprawienia dziewczyny i przedstawienia się właściwym imieniem. Miał w końcu udawać Michaela.
Jeśli chciał zepchnąć go kiedyś w niebyt, będzie w tym musiał dojść do pewnej wprawy. Zdążył się już zorientować, że nudziarz posiada dom i osoby, które dają mu jedzenie. Głupio byłoby z tego rezygnować.
-Wsspaniale. - uśmiechnął się szeroko, wilczo szczerząc zęby. -Rzadko czuję się lepiej. - przyznał, bo chwile tak nieskrępowanej wolności faktycznie były nieliczne.
-A ty? - zapytał uprzejmie, bo zaczął już trochę łapać koncepcję dobrych manier. I odwzajemniania komplementów. -Smakowita Śliczna jak zwykle. - rzucił lekko, ze swobodą, na którą Michaela było stać tylko po pijaku. -Wpadłem w świecącą roślinę. - pochwalił się. -Kilka dni temu też byś się świeciła, gdybym cię dotknął, ale to już tak nie działa. - może pyłek już się z niego zmył, a może lepił się do ludzi tylko po narkotykach, pod gwiazdami. Zdążył już poklepać po ramieniu Gabriela, prawie przytulić Kerstin i podać jedzenie Justine, a nikogo z rodziny nie oblepił pyłkiem. Szkoda, Hannah byłoby w nim ładnie.
Przechylił lekko głowę. O jakiej róży ona mówi? Róż nie da się jeść! Kłują, bleee.
-Nie wiem, naucz mnie. - poprosił wbrew sobie, bo skoro już załatwił sobie zaproszenie do "potowarzyszenia jej", to mogł kontynuować zgrywanie uprzejmego nudziara. Sądząc po efektach, szło mu ś w i e t n i e. Totalnie nic nie podejrzewała! Wyprostował się i włożył ręce do kieszeni, strasznie z siebie dumny. Michael jeszcze mu za dzisiaj podziękuje, a całkiem miło byłoby się pogodzić - albo uświadomić nudziarzowi, że ma u niego dług wdzięczności. Już kolejny.
No, ale poprzedni dług był nie tylko jego zasługą.
Przeniósł na Hannah spojrzenie, zatrzymując wzrok na jej ustach odrobinę dłużej niż wypadało.
-Bardzo nam pomogłaś w... tam, w więzieniu. - przyznał, bo niewychowany nudziarz nawet jej jeszcze nie podziękował. W sumie to nic dziwnego, nawet Fenrirowi nazwa Azkabanu nie przechodziła przez gardło. Pamiętał za to różowy balonik, szczęśliwe wspomnienie, które odgoniło zakapturzone potwory i uratowało im życie. Pamiętał smak pocałunku, choć to nie on ją wtedy całował. Odruchowo przesunął językiem wzdłuż warg, zastanawiając się, jakby to było. On nie rozlałby żadnej herbaty.
Westchnął ciężko, bo zanim przejdą do zabawy, to był coś winien jej i nudziarzowi.
Wyprowadziła się przeze mnie.
-Nie chciałem cię wtedy zabić. - rzucił, znów mówiąc w pierwszej osobie liczby pojedynczej i przecząc panicznym przeprosinom Michaela. Mówił z nutą lekkiej skruchy i nutą lekkiej pretensji. Był czuły na fałsz, czulszy od nudziarza, który czasem wybierał ślepotę. Twierdziła, że to nie jego wina, a zniknęła.
Nie rozumiał. Dlaczego wyjechała, dlaczego nudziarz nie pojechał za nią, dlaczego był taki spięty podczas ich spotkania w Oazie, dlaczego nigdy nie pocałował jej znowu. Miał irytujące wrażenie, że oboje obwiniają o to jego, a przecież nie chciał być złym wilkiem.
Przynajmniej w tym ciele. W tym ciele wygodniej było zapomnieć o tym, że faktycznie chciał skosztować jej krwi i że nie miał pojęcia, co zrobiłby gdyby znowu znalazł sposób na powrót do swej wilczej formy. Ale nie znalazł, więc nie było się czym przejmować, prawda? Zresztą, mówił szczerze. Nie chciał jej zabić.
Tylko ugryźć. Jeden kęs.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Highlands - Page 31 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Highlands [odnośnik]06.03.21 11:45
Wokół było zupełnie pusto, ale też niezwykle spokojnie. Wysokie drzewa pięły się w górę, by szerokimi, gęstymi koronami z drzew tworzyć nad głowami żółknące sklepienie. Część z nich zrzucała pierwsze liście, niektóre wciąż były zielone. Kiedy nadejdzie październik wszystko się zaczerwieni, a później pozbędzie zbędnego balastu na zimę. Zapomniała już, jak bardzo lubiła te tereny. Porośnięte trawami wzgórza, dzikie strumienie, niewielkie wodospady i bory takie jak ten. Zupełnie odludne miejsca, całkiem inne od zatłoczonego Londynu, w którym spędziła ostatnią dekadę swojego życia. Powrót tutaj przypomniał jej jaką przyjemność dawało jej lawirowanie pomiędzy dzikimi krzewami w poszukiwaniu jagód, dotykanie opuszkami palców drewna w tej najsurowszej postaci, w postaci chropowatej kory żywych drzew. I w końcu jak pięknie pachniał las. Zaciągnęła się tym zapachem mocniej, przyglądając z uwagą Tonksowi. Wydał jej się dziwny, ale nie zaniepokoiło ją to szczególnie. Wszyscy przechodzili trudny czas. I ona nie lubiła go spędzać zamknięta w domu, jak w ciasnej, ciemnej celi; trzymała się z dala od okien i luster, za każdym razem w ich pobliżu czując nieprzyjemny dyskomfort w pobliżu podłużnej blizny nad obojczykiem, w miejscu, które teraz częściowo przysłaniał sweter i dodatkowo ukrywała zwiewna zawiązana pod szyją czerwona apaszka.
— To... świetnie. Cieszę się, że wszystko jest w porządku po... no wiesz. Azkabanie — dodała nieco ciszej i uśmiechnęła w końcu szeroko i ciepło. Po tym wszystkim, co ostatnio przeszedł powinien mieć odrobinę szczęścia; los mu sprzyjał jeśli czuł się tak dobrze, a to tylko mogło ją cieszyć. Od razu chciała mu odpowiedzieć, ale kiedy ją skomplementował otworzyła nieco szerzej oczy, a potem spuściła wzrok w koszyk, nieco zakłopotana. Pamiętała, co powiedział jej w Oazie, nie była przez to pewna jak powinna odebrać jego słowa. Niewinnie? — Dziękuję — odpowiedziała, poprawiając uchwyt koszyka na przedramieniu i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. — Dobry humor wyraźnie ci dopisuję.— I temu przypisała ten śmiały jak na niego komplement. — Co za szkoda. Wyglądasz jak obsypany diamentami. Promieniejsz — mruknęła, taksując go wzrokiem po czym zrobiła krok w bok, robiąc mu więcej miejsca obok siebie i zachęcając go tym samym do towarzyszenia jej. — Co tutaj w ogóle robisz? To dość... mało oblegane miejsce, nie spotkaliśmy się tu chyba przypadkiem?— Uniosła brew, przez chwilę przyglądając mu się podejrzliwie. — Chodź, pójdziemy w tamtę stronę.— Wskazała ruchem brody i powoli ruszyła, w obranym kierunku, rozglądając się za krzewem. — Tutaj krzak nie powinien być zbyt wysoki, nie wpada tu zbyt duża ilość słońca. Pierwsze co powinno nam się rzucić w oczy to czerwone owoce. Drobne jajeczka, trochę jak przerośnięte poziomki, albo małe pomidorki.— Przystanęła na moment, by obrócić głowę i rozejrzeć się po lesie. Opowiedzenie mu jak wyglądały liście i sam krzew nie powie mu więcej, czerwony kolor najłatwiej było zauważyć w podobnym otoczeniu. Nie powinno to być trudne do zlokalizowania.
— Ja?— zdziwiła się nagle, zatrzymując i zerkając w jego stronę. Po raz kolejny ją dzisiaj zaskoczył. — W jaki sposób? — Zmarszczyła brwi, nie potrafiąc samodzielnie odnaleźć żadnej odpowiedzi w głowie. Lusterka nie działały, nie byli w stanie się z nimi skomunikować w żaden sposób. Co mogła zrobić? Dostrzegła jak oblizuje wargi i odwróciła wzrok, poprawiając czerwoną spódnicę w pośpiechu, jakby zaczepiła się o jakiś krzew, choć wcale to się nie stało. Jego kolejne słowa znów wprawiły ją w małą konsternację. Zmarszczyła brwi i przygryzła policzek od środka, dopiero po chwili zerkając na niego przez ramię.
— Wiem, myślałam, że... wyjaśniliśmy sobie to już. Wiem, że nie byłeś wtedy sobą, to przejęło kontrolę i... — urwała na moment, wypuszczając powietrze ze świstem. Przystanęła przy drzewie o grubym pniu, robiąc większy krok i oparła się o nie dłonią. — Wróciłeś do siebie, nic się nie stało. Nie chcę żeby cię to męczyło, nie mam ci tego za złe. To trudne, byłeś wzburzony, te wszystkie emocje... a ja nie posłuchałam i... — Urwała znów, nie wiedząc właściwie po co do tego znów wracali. Pokręciła głową i spojrzała na niego. Więc był wciąż zły, że się wyprowadziła. Miał żal, że go zostawiła samego w takiej chwili. — Spanikowałam.

| szukam dalej owoców dzikiej róży


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Highlands - Page 31 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Highlands [odnośnik]06.03.21 11:45
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 31 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Highlands [odnośnik]07.03.21 1:39
Wzdrygnął się lekko, gdy wspomniała nazwę tamtego miejsca. W przeciwieństwie do Michaela, nie poświęcał energii na ukrywanie własnych uczuć (musiał ją spożytkować na utrzymywanie przed nudziarzem iluzji, że tkwią w pięknym śnie), więc Hannah mogła dostrzec grymas paniki na jego twarzy.
Zrobiło mu się jakby zimniej, ale na szczęście brunetka rozładowała atmosferę swoim ciepłym uśmiechem. Odwzajemnił go, prostując ramiona i zaczynając rozumieć, czemu nudziarz tak ją lubi.
Nie przyszło mu do głowy spytać, jak sama się miewa - skutecznie odwróciła jego uwagę własnym komplementem, trochę skomplikowanym, ale zrozumiałym. Rozpromienił się, bo chciał promienieć. Słońce miło mu się kojarzyło, podobnie jak gwiazdy, a nawet księżyc. Może szczególnie księżyc.
-Jasne, że dobry! Piękny dzień. - skwitował, zrównując z nią kroku. Piękny, bo na razie jest mój.
-Nie, nie przypadkiem! - roześmiał się serdecznie, bo co to za głupie pytanie? Czemu miałby gdziekolwiek być przypadkiem? -Już nie mam - ups, jak to się nazywało? -telepatki czkawk… - nie, źle. -Czkawki teleportacyjnej. - dodał z powagą, klnąc w myślach na trudną ludzką terminologię, bo przecież małe detale mogą obudzić jej czujność. Albo, co gorsza, jego czujność. Trochę pożałował, że o tym wspomniał, bo tamta cudowna wycieczka po Anglii wciąż była dla Michaela drażliwym tematem, jakmogłeśFenrir (przynajmniej teraz nazywał go czasem po imieniu, choć niechętnie), nieodpowiedzialnie, niebezpiecznie, bla, bla, BLA.
-Przybyłem zobaczyć jak się masz! I ci podziękować. - wyjaśnił prostolinijnie, bo nie było się przecież czego wstydzić. Nudziarz powinien z nią porozmawiać już we wrześniu, zamiast smętnie wzdychać, oglądać się przez ramię i strofować w głowie jego, Fenrira.
Pokiwał głową, słuchając jej wyjaśnień, ale trudno było mu skupić wzrok lesie i opisywanych przez nią roślinach. Spojrzenie samo wędrowało na jej czerwoną spódnicę i równie jaskrawą apaszkę.
-Och, no wiesz, myślał…em o tobie, gdy trzeba było wezwać świetlistego wilka. - tak, tak, wiedział, że to się nazywa patronus, ale jakaś strasznie sztywna ta nazwa. Ciekawe, że nudziarz uparcie nie nadawał imion swoim wilkom? Ten świetlisty, choć milczący, też powinien się jakoś wabić. Myśli Fenrira biegły w tysiąc stron na raz, ale wreszcie skupił wzrok na Hannah, posyłając jej trochę ostre spojrzenie.
-F...Wilkołak, nie to. - poprawił machinalnie, choć najchętniej użyłby prawdziwego imienia. Czemu wszyscy się na niego uwzięli?! Na szczęście, Hannah załagodziła trochę sytuację. Tylko trochę.
-Nadal się mnie boisz. - zauważył cicho, bez pretensji ani wyrzutów. Raczej jako prostą, trochę głuchą obserwację. Wzruszył lekko ramionami. -Też czasem panikuję. - dodał jeszcze ciszej, w ramach zawieszenia broni. Na przykład wtedy, czując zapach jej krwi. W ludzkim ciele jakoś jaśniej mu się myślało... przeważnie. O ile nie przypominał sobie tamtego przenikliwego zimna z Azkabanu.

rzucam na konsekwencje poazkabanowe



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Highlands - Page 31 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Highlands [odnośnik]07.03.21 1:39
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k8' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 31 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Highlands [odnośnik]07.03.21 9:53
Dostrzegła go - ten grymas, który od razu przypisała złym wspomnieniom. Nie było w tym nic dziwnego, każdy z nich zmagał się ze swoimi koszmarami odkąd tylko opuścili więzienie. Złe sny prześladowały ją czasem. Odbierały apetyt, zniechęcały, wywoływały niepokój. Domyślała się, że to wszystko, co mówił było też formą radzenia sobie z traumą. Był aurorem, był mężczyzną, który nie chciał, by jego słabości wychodziły na światło dzienne. Miała braci, przyjaciół — widziała już dość, by móc przeczuwać, że była to tylko maska, która miała go chronić. Odwróciła wzrok, sądząc, że w tej chwili lepiej, gdy zmienią temat. Nie musieli o tym rozmawiać. Te lepsze momenty powinna prawdopodobnie wziąć jako dobrą kartę i korzystać z chwil.
— No tak, nie pada — podsumowała, uznając, że miał na myśli pogodę. Spojrzała w górę, ale nad ich głowami królowały korony drzew, które znacząco przysłaniały niebo. Nadchodziła jesień, a wtedy padało niemalże cały czas. — Byłeś kiedyś wcześniej w tych okolicach? Widziałeś jeziora i wzgórza? Wodospady? Dawno nie byłam tu tak długo, zapomniałam, jak tu jest pięknie.
Kiedy się roześmiał uniosła na niego głowę, obracając ją lekko w bok, gdy był już przy niej, tuż obok. Zadziwił ją nieco tą radością, ale było w jego śmiechu coś zaraźliwego. Uśmiechnęła się szeroko, nie pamiętając, kiedy między nimi było tak lekko i tak zwyczajnie. — To miłe. Jesteś tu zawsze mile widziany. Zostaniesz na herbatę? — spytała, odwracając od niego wzrok, by rozejrzeć się w poszukiwaniu krzewu dzikiej róży. Do tej pory nigdzie go nie dostrzegła, żadnych czerwonych kuleczek, krzak nie odznaczał się na tle ciemnego festiwalu zieleni gęstego lasu. Ale wiedziała, że gdzieś w nim rosły, musiała na nie w końcu trafić.— Mama się ucieszy. — Nie spodziewała się tego, co powiedział. Zatrzymała się w końcu i spojrzała na niego częściowo zdziwiona, a częściowo zakłopotana. Nie była pewna, czy chciała znać konkretne wspomnienie. Serce zabiło jej nieco szybciej, a krew zaszumiała w uszach.
— Mam się dobrze, dziękuję. Jakoś sobie radzę. Praca skutecznie odciąga myśli od głupot— przyznała, omijając początkowo zawstydzające wyznanie. Zaschło jej w gardle, czując, że zaraz zrobi się dziwnie niezręcznie. Nabrała powietrza w płuca i przełknęła ślinę, ale to nie pomogło. — Nie wiem, co powiedzieć, Mike. Na pewno nie masz za co dziękować. Cieszę się, że wyszedłeś z tego cało, że wszystko jest w porządku. Że twoja siostra jest z nami i ten koszmar się skończył. Jest po wszystkim.— Zaczesała palcami kosmyk włosów za ucho i westchnęła cicho. Jego ostre spojrzenie i ton zmusiły ją do poprawienia się. — Och, tak. Wilkołak, przepraszam.
Miał rację. Myśl o tym, że sytuacja mogła się powtórzyć czasem ją paraliżowała, choć nie była wciąż pewna, czy strach dotyczył jej życia, czy tego, że mogła być zmuszenia do skrzywdzenia go walcząc o nie. Zanim do tego wszystkiego doszło nie miała żadnych obaw, ale też wyobrażeń. Był jej przyjacielem, ani razu nie przemknęło jej przez myśl, że będąc sam na sam na zapleczu jej sklepu cokolwiek mogło pójść źle. Kiedykolwiek mogło pójść źle. Wtedy poszło, ale miał w sobie mnóstwo emocji — był tuż po pełni, a ona go nie usłuchała. Teraz zrobiłaby to bez wahania.
— Boję się, że nie opanujemy sytuacji. Chciałabym ci pomóc, Mike. Nie wiem, jak, ale... Nie chcę się bać. Powiedz mi, co mam zrobić — jak sobie poradzić z tym, co czuła i pomóc mu poradzić z tym co czuł on?

| rzucam na szukanie krzewu dzikiej róży


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Highlands - Page 31 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Highlands [odnośnik]07.03.21 9:53
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 52
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 31 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Highlands [odnośnik]28.03.21 3:28
Wsłuchał się w melodyjną barwę głosu Hani, nic dziwnego, że on tak ją lubi, choć jej słowa wywołały pewną konsternację. Tak, nudziarz już tu bywał - nawet zanim Fenrir pojawił się w jego życiu. Później też, szukając w Szkocji miejsc na spędzanie pełni. Wzdrygnął się lekko, przypominając sobie srebrne łańcuchy i głód niemożliwy do zaspokojenia. Nudziarz wykradał i psuł nawet tamte chwile, co jedynie utwierdziło Fenrira w przekonaniu, że nie powinien mieć dziś skrupułów. Na wspomnienie pełni poczuł w tyle głowy znajomy ból, jeszcze auror zaraz ogarnie, że wcale teraz nie śnią.
-Chodźmy tam. - jedyna okazja - zadecydował, uśmiechając się do brunetki łobuzersko, promiennie. -Pokażesz mi te wodospady?
Gdy się uśmiechnęła, zrobiło mu się jakoś ciepło - trochę tak jak na początku października gdy poznał tyle przyjaznych osób, dokładnie tak jak nudziarzowi zawsze (no, do tamtego wypadku w sierpniu) gdy widział Hannah i o niej myślał. Ciekawe, co to za uczucie? I ciekawe, dlaczego wcześniej nie śmiali się tak często, nie uśmiechali tak promiennie?
No tak, był przecież o wiele bardziej czarujący od tamtego sztywniaka. Nudziarz na pewno mu podziękuje. Właściwie, mógłby mu uświadomić, że to nie sen i pokazać, jak wszystko n a p r a w i ł, ale za dobrze się teraz bawił. Zobaczą jeszcze te wodospady, a potem... zobaczy. Czy było za zimno na kąpiel? Durne ludzkie ciała.
No i był tu mile widziany. Wspaniałe uczucie, zwłaszcza, że we własnej głowie nie był mile widziany. Dotychczas Hannah trochę go drażniła, zwłaszcza jako powracający wyrzut sumienia, ale na żywo sam zaczynał ją całkiem lubić.
-Jasne, że zostanę na herbatę. - postanowił od razu, bo nudziarz na pewno by się wzbraniał, a Fenrir lubił robić wszystko trochę odwrotnie. Z wrażenia zapomniał, że powinien podziękować.
Było tak miło, że aż się zdziwił, gdy Hannah się nie... ucieszyła. Tylko najpierw zmieniła temat, a potem przyznała, że nie wie co powiedzieć. No jeju, ludzie byli naprawdę dziwni, on zawsze wiedział co powiedzieć...
...No dobra, teraz trochę nie wiedział. Zawahał się na moment i
Co ty wyprawiasz?!
... I od razu pożałował, wcale nie chciał wzywać j e g o pomocy. Czy pretensji, cokolwiek to było.
Tylko pomagam! - pod naporem ciemnych oczu Hannah jakoś nie mógł skupić się na przekonywaniu samego siebie, drugiego siebie, że to tylko ich wspólny sen.
-Wszystko w porządku! - zapewnił wszystkich zebranych. A potem wszystko się posypało, bo pomyślał o tym, że nie powinien myśleć o chłodzie Azkabanu.
I, oczywiście, zaczął o nim myśleć.
-Z...zimno tu. Jak t a m. - wyrwało mu się nagle.
Dzisiaj też było zimno, tak zimno jak tam, a on nie zjadł śniadania i był tak strasznie głodny, a zakapturzona postać dosłownie z j a d ł a tam jakiegoś człowieka w nienaturalny sposób, w dodatku tamtych potworów nie dało się (chyba) zjeść, a przynajmniej wtedy nie przeszło mu to przez myśl, bo był taki wściekły i bezradny i nudziarz obiecał mu do zjedzenia jakiś policjantów na których nigdy się nie natknęli i...
...I Michael zorientował się, że są w Szkocji i że Fenrir znowu t o zrobił, a przecież po tamtej cholernej czkawce to miało się już nigdy nie powtórzyć, jakim cudem ten idiota trafił na Hannah?! Był teraz spanikowany i wściekły, pożałujesz tego, niechcący podsycając tym emocje Fenrira. Zacisnął oczy i cofnął się o krok do tyłu, gdy obydwaj starli się w walce ze sobą nawzajem i nierównej walce z własnymi wspomnieniami. Tą drugą musieli przegrać, pocałunek dementora był w ich pamięci zbyt świeży i...
Hannah coś mówiła, ale przez moment jej nie słyszeli. „Co mam zrobić?”
-Uciekać. - poprosił Michael, odzyskując władzę nad gardłem, ale czuł już zdradliwy, gorący ból w dole kręgosłupa. Fenrir też zrozumiał polecenie - po swojemu.
Jeszcze nigdy nie przemieniali się w biegu, przez las i w przeciwną stronę niż Hannah, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.








ech, przemiana (51+22), Przemiana jest udana. Nie do końca panujesz nad własnym umysłem - widok i zapach krwi wywołują u ciebie szaleństwo, które kończy się atakiem na zranioną osobę.

uciekam jak najdalej (sprawność?) z wilkołaczymi statami



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Highlands - Page 31 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Highlands [odnośnik]28.03.21 3:28
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 36
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 31 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 31 z 34 Previous  1 ... 17 ... 30, 31, 32, 33, 34  Next

Highlands
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach