Wydarzenia


Ekipa forum
Portret przeszłości
AutorWiadomość
Portret przeszłości [odnośnik]04.12.16 0:39
First topic message reminder :

Portret przeszłości

★★★
W bocznej sali londyńskiej galerii sztuki można znaleźć jedyną w swoim rodzaju dekorację - unikatowe lustro, na którego tafli za pomocą czarów zobrazowano przełomowy moment w historii magii. Przedmiot ten ma szczególne znaczenie dla Brytyjczyków, bowiem przedstawia potężne mury Hogwartu, które uwieczniono tak, jak w wyobrażeniach renesansowych mistrzów wyglądał tuż po wybudowaniu, na przełomie IX i X wieku. Tylko nieliczni ze zwiedzających zdają sobie sprawę z tego, że wystarczy wypowiedzieć motto szkoły (brzmi ono: Draco dormiens nunquam titillandus), aby widoczne na pierwszym planie schody wysunęły się przez taflę i umożliwiły czarodziejom swoistego rodzaju powrót do przeszłości. Przekroczenie złotych ram wygląda jak przejście przez framugę zwyczajnych drzwi, twórcy dzieła zadbali jednak o wszystko: można odnieść wrażenie, że oddycha się zupełnie innym, znacznie czystszym powietrzem, wiatr łopocze połami ubrań i podrywa włosy do tańca, a mury zamku oraz otaczająca je sceneria wydają się istnieć naprawdę - perfekcyjnie odwzorowano nawet najdrobniejsze szczegóły. W porównaniu z tym, jak Hogwart wygląda współcześnie, pewnie niektórym z byłych uczniów przejdzie przez myśl, że twierdza w ogóle się nie postarzała. Zmiany w otaczającej ją przestrzeni, potrafią jednak zaskoczyć: schody prowadzą aż do wrót zamku, dalej ścieżka zachęca do przejścia się wokół budynku i powrócenia na trasę wyznaczaną przez kamienne stopnie, by zakończyć wycieczkę na powrót w galerii sztuki. Sporym mankamentem dla zwiedzających z pewnością będzie to, że w rzeczywistości po drugiej stronie lustra nie można spotkać ludzi z tamtych czasów, niezadowalający może być również zakaz zbaczania ze ścieżki i brak możliwości przespacerowania się chociażby po Błoniach. Do Portretu Przeszłości można dostać się tylko z Sali Południowej.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:11, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Portret przeszłości - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Portret przeszłości [odnośnik]13.01.21 13:24
Gdyby mogła wybierać... kogo by wybrała? A ja, ja kogo bym wybrał. Na pewno zaraz ożeniłbym się ze swoją długoletnią miłością. Co z tego, że jest już dwa lata po ślubie i pewnie zaraz będzie spodziewać się dziecka. Gdyby w tej chwili ktoś powiedział: Jesteś wolny Ares, rób co tylko chcesz - zaraz deportowałbym się pod drzwi jej domu i jeszcze raz złożył wszystkie przysięgi, które dotąd mówiłem tylko cicho i wiedząc, że nic nie zmienią. I wiem, że ona nie zawahałaby się nawet chwili, przecież się kochamy. A może wcale to nie było takie proste, jak mi się wydaje? Może czekałoby mnie zatrzaśnięcie drzwi przed nosem.  Wtedy, wtedy wziąłbym Wrońskiego pod ramię, wyjechał z Anglii i już nigdy nie wrócił na wyspy, wiedząc, że żyje tu jedyna kobieta, której odrzucenia nie jestem w stanie znosić. A więc czym tamten świat z wyobraźni byłby innym od tego, który mam obecnie? Zmieniła by mi się jedynie perspektywa, nie musiałbym żyć z tą świadomością, że ktoś kiedyś będzie musiał znosić moje nieszczeście razem ze mną.
A może Wendy nie ma takich problemów i w jej przypadku to nie pytanie kogo ale co by wybrała. Przecież będąc damą, tez nie jest specjalnie wolna w swoich działaniach. Jej praca nigdy nie będzie na poziomie tego, co może osiągnąć mężczyzna. W tym wypadku, mi się powiodło, bo dzięki temu kim się urodziłem, jestem niewątpliwie na uprzywilejowanej pozycji i bez problemu mogę zajmować się rzeczami, którymi chciałby zajmować się również w innej rzeczywistości.
- Z tego co zdążyłem zauważyć, artyści często poza natchnieniem, z prozaicznej potrzeby zarobku, tworzą równie udane dzieła. Ale faktem jest, że na pewno jesteś Lady dobrym materiałem na zostanie czyjąś muzą - rzuciłem miłą uwagą, może nawet komplementem. Przypomniała mi się pewna scena z  podróży po Egipcie, ale przecież podobne sceny widziałem również a Paryżu, kiedy za butelkę wina od karczmarza, ci dostawali pięknie wymalowane portrety albo karykatury sławnych osób. Całe ściany w obrazach musiały świadczyć o tym, jak marnie wiedzie się ludziom uzdolnionym.
- Za moich czasów było odwrotnie, lady. Prawie wszyscy moi przyjaciele zostali posłani do Beauxbatons, nawet mój brat... - tu zawiesiłem głos, zastanawiając się, czy przypadkiem nie są znajomymi ze szkoły, z jakiegoś powodu jednak uznałem, że porzucę ten temat, a jednak odpowiem na zadane pytanie. - Tak więc z szkole czułem się nader samotny. Muszę przyznać, że nie wspominam zbyt dobrze tego czasu... miałem wrażenie, ze mury są przepełnione, jeżeli rozumie lady co mam na myśli - unosze brwi, przypominając sobie twarze 3 moich współlokatorów z kurkońskiej wieży, z czego dwóch widuję na listach gończych wysłanych z Ministerstwa. Nie ma to jak doborowe towarzystwo. - Odnajdywałem jakieś ukojenie w książkach i lekcjach o Magicznych Zwierzętach, aż w końcu, jak się okazało zacząłem preferować ich towarzystwo od ludzkiego - mówię z lekko znudzoną miną, bo czy nie powtarzałem tego już setki razy. Każdej napotkanej damie zawsze opowiadałem, jak to nie lubię ludzi. I jakbym sam siebie chciał o tym przekonać, mówiłem to nawet tym niezainteresowanym. A jednak miałem wciaż jeszcze kogoś, kogo nie zdązyłem o tym poinformować. A kiedy wyjeżdżałem, to nagle szukałem możliwości do tego, by mówić o tym kolejnym ludziom, jezcze większej ilości. Tak jakbym jednak lubił na swój sposób to robić.
- A ty lady jak wspominasz lata szkolne? Chociaż chyba nie są aż tak odległe jak moje, które zdążyły już obrosnąć w nudne wspomnienia, których pewności nie do końca zawsze jestem pewien ... - rzucam, niby to zaintersowany, a jednak pewnie tak samo znudzonym tonem, bo czy nie powtarzamy po raz kolejny zapisanego gdzieś na górze scenariusza podobnych spotkań pomiędzy młodymi szlachciami?
- Alohomora może nie, ale... przypomniałąś mi Lady, że rzeczywiście należało potraktować obraz odpowiednim zaklęciem. - zerkam jeszcze na lady Selwyn, chcąc jej swoim błyskiem w oku powiedzieć "patrz jaki ze mnie znawca sztuki" i tą pewnością siebie powinienem się zawstydzić... ale wcale nie mam takiego zamiaru. Czuję, że to jeden z tych momentów w których moje zamiłowanie do nauki wreszcie będzie mogło być ujawnione. I stojąc wyprostowanym przed portretem, pewnym siebie głosem mówię: - Draco dormiens titillandus - i wtedy... nie dzieje się nic. Wstrzymany oddech, zamiast w zachwycie, wystrzeliwuje spomiędzy moich ust z jakimś niezadowoleniem. Chwila. Jak to nic. Przecież dobrze pamiętałem, że należało powtórzyć motto, które każdy hogwartczyk zna na pamięć, przecież... Chwila nieudolności mego umysłu, będzie skazą, przez którą już nigdy więcej nie odważę się popisywać przed lady Selwyn. Już słyszałem, jak każdy włos na jej ciele zamienia się w skrzeczącą salamandrę, a każda z nich mówi: Nieudacznik! Żałosne! Co za głupek! . Spaliłbym się ze wstydu, gdybym tylko umiał płonąć (jak salamandry). Spoglądam na lady z uśmiechem, którego nauczył mnie swego czasu Wroński. Tak, powtarzał, nie zawsze jest tak, że wszystko idzie jak po maśle. Wtedy trzeba posmarować, żeby jednak poszło. - Lady Selwyn, chyba mnie pani urok odurzył, bo przekręciłem zaklęcie. - żartuję i chociaż średnio wierzę w powodzenie tego, uznaję, że do dwóch razy sztuka. Jeżeli i tym razem nic się nie zadzieje, to wychodze z tej galeriii i jadę prosto do Sandal Castle, nie oglądając się za siebie. - Draco dormiens nunquam titillandus - tym razem się udaje, a ja zamiast z zachwytu, odetchnąłem z ulgą. Niezbyt wyraźnie, nie chcąc dawać młodej damie kolejnych powodów, do tego, by żartowała ze mnie z innymi.
- Zapraszam - odwróciłem się do niej i zapraszam ją do wejścia w obraz.
Ares Carrow
Ares Carrow
Zawód : biznesman, zarządca w stajniach
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Hard work and ambition are vulgar.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8988-ares-carrow https://www.morsmordre.net/t9000-cooper#270633 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9139-skrytka-nr-2118#276166 https://www.morsmordre.net/t9066-a-carrow#319475
Re: Portret przeszłości [odnośnik]15.01.21 15:11
Myślenie o tym, co mogłoby być, a nie jest zdaniem lady Selwyn nie miało szczególnego sensu. I tak wprawdzie czasem jej się zdarzało, jednak zdawała sobie sprawę ze swojej własnej hipokryzji, dlatego nigdy nie ośmieliłaby się powiedzieć o tym głośno.  Jej rodzina cierpiała już wystarczająco. Nie miała prawa dokładać ani odrobiny do rodowej beczki wstydu i smutku.
Uśmiechnęła się promiennie na słowa lorda Carrowa. Bez wątpienia ten mężczyzna potrafił ładnie używać słowa w konwersacji. Tylko czy poza tym reprezentował sobą cokolwiek więcej? Wendelina, mająca o panach zwykle raczej nienajlepsze mniemanie, śmiała wątpić, że nie. Pewnie za piękną mową skrywał się pusty umysł. To jednak nie miało szczególnego znaczenia. Właściwie nawet wolałaby, gdyby jej ewentualny przyszły małżonek nie wykazywał się szczególną inteligencją. Takimi łatwiej było manipulować. Byleby tylko nie zabraniał jej zagłębiania się w ukochanej alchemii.
Och, lordzie Carrow, te słowa miło łechtają moje ego, ale jeśli czegoś nauczyło mnie Beauxbatons to tego, że prawdziwa sztuka bierze się tylko z potrzeby ducha, nie pieniędzy. Moja rodzina wspomaga liczne teatry i proszę mi uwierzyć, odwdzięczają się nam znacznie lepiej, gdy nie mówimy im, jakie sztuki mają wystawiać – powiedziała z uśmiechem, właściwie powtarzając słowa jednej ze swoich krewnych, która o tej dziedzinie wiedziała znacznie więcej, niż Wendy.  
Udawanie uwielbienia do sztuki potrafiło być naprawdę męczące, ale cóż mogła uczynić? Znajdowała się na wernisażu, wiec oczywistym było, że tematy będą kręcić się właśnie wokół tego tematu.
To naprawdę przykre. – Zmarszczyła brwi z wyrazem współczucia na twarzy: – A można wiedzieć, czemu rodzina uczyniła dla lorda wyjątek? Sam wybrał lord szkołę? Mi Baeauxbatons zostało zaproponowane, ale mój kochany ojciec pozwolił mi samodzielnie wybrać miejsce nauki. I tak, tak, rozumiem. To straszne, że w Hogwarcie w ten sposób się nas traktuje – westchnęła, kręcąc głową.
Mentalność Brytyjczyków przez lata pozostawiała wiele do życzenia i Wendy jedynie mogła liczyć na to, że dzięki obecnym działaniom rządu coś się w tym względzie zmieni. Gdy arystokracja zostanie wyniesiona w pełni na należne im miejsce na pewno i sytuacja jej rodziny ulegnie poprawie.
To szlachetna dziedzina.Wcale nie.Jakież to stworzenia lorda najbardziej intrygują? Rodzinne konie?
Nie uszedł jej uwadze znudzony ton mężczyzny, jednak nie dała po sobie poznać, że tak jest. Sama zaś uśmiechała się i pilnowała, aby jej ton głosu zdradzał jedynie szczere zainteresowanie, połączone z naprawdę gorącą chęcią bliższego poznania Aresa. Wendelina, mimo wszystko, lubiła brylowanie w towarzystwie i konwersacje. To był jeden z jej żywiołów, matka zawsze jej to powtarzała.
Mój czas w szkole, lordzie Carrow, był czasem poznawania artystów, zawierania przyjaźni i zgłębiania tajników nauki, która przyznaję, intryguje mnie bardziej, niż sztuka. Ta jest cenna, ale bez wiedzy wszak połowa tych obrazów, które tu oglądamy, by nie powstała. W końcu nawet te farby, które są wykorzystywane na obrazach to efekt badań alchemików… między innymi, oczywiście.
Och, taki znawca sztuki, faktycznie! Szkoda tylko, że Wendelinę nieszczególnie to interesowało. Ponadto, mężczyzna skutecznie się pomylił, próbując ową pomyłkę maskować całkiem ładnym uśmiechem. Lady Selwyn opanowała jednak swoją chęć uniesienia ze zdziwieniem brwi i zachichotała cicho, jak na dobrze wychowana lady przystało.
Jest lord zbyt szczodry – powiedziała, po chwili chwytając dłoń Aresa i wchodząc za nim do zaczarowanego obrazu. Stąpała lekko i z wdziękiem, ale w gruncie rzeczy musiała walczyć ze sobą. Naprawdę, jeszcze to lustro zniszczy jej suknię, albo przypadkiem okaże się, że jest zepsute i obydwoje zostaną zamknięci w środku. Jeśli by z tego później wykiełkowało małżeństwo, to nie byłoby takie złe, ale co, jeśli zagłodzą się na śmierć? To byłoby tak niegodne!


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 30+5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Portret przeszłości [odnośnik]18.01.21 15:24
- Masz w takim razie Pani rzeczywiście większe doświadczenie w tej dziedzinie - uprzejmie się skłoniłem, uznając, że nie muszę się spierać o sytuację artystów, szczególnie z kimś, kto ma w tej dziedzinie większą wiedzę. A jednak nie chciałem porzucać tematu, który nie był wcale aż tak nudny, jak mi się z początku wydawało, że będzie. Zakładałem przecież, że lady Selwyn zacznie opowiadać o tym, że chciała by mieć piękny portret z całą masą różowych kwiatuszków. Nie znałem jej dobrze, dlatego mogłem mieć podobne założenie. Miłą odmianą okazało się, ze jednak poza informajcą o tym, ze portretu nie ma, nie było to, że bardzo by chciała, żeby jej lord taki zamówił. - A rola mecenasa sztuki wydaje się być powiązana od dawna z rodem Selwyn, czyż nie? Czy wybrała sobie pani jakąś dziedzinę, którą kiedyś chciałaby pani wspierać? - nie miałem pojęcia, że Wendy wolałaby ukrócić tę tradycję, zamiast tego poświęcić pieniądze na badania naukowe. Co, czyniłem z kolei ja, spełniając się filantropicznie w opłacaniu konferencji naukowych. Oceniłem jednak, że młodej damy nie musi interesować, dlatego nawet o tym nie wspomniałem.
- Wydaje mi się, że to była kwestia pokoleniowa. Było tradycją uczęszczanie do tej placówki. Jako lordowie Yorkshire, mamy znacznie bliżej do szkockiej szkoły, niż do jakiejkolwiek innej. Co do wyboru szkoły brata, ja jstem starszy od lorda Icara, więc kiedy rodzice zorientowali się, jakie zwyczaje panują w Hogwarcie, zadecydowali o tym, ze drugiego syna nie muszą tam posyłać. Poza tym, w tym roku Beauxbatons cieszyło się wielką popularnością, połowa moich kuzynów zrobiła exodus do Francji - skrzyżowałem ręce, gotowy słuchać typowej dla bywalców francuskiej szkoły litanii o wyższości nad hogwarckimi murami. Nie było wcale tajemnicą, że ja wstydziłem się tego, że chodziłem do Hogwartu. Poza tym, że nie pozwolono mi zmienić placówki w trakcie nauki, to jeszcze nie byłem w domu Ślizgonów, ale w Ravenclawie. To, co dla innych było powodem do dumy, mnie wydawało się koszmarem z dzieciństwa. Nic dziwnego, wystarczy spojrzeć jak skończyli moi koledzy z pokoju: jeden widnieje na listach gończych Ministerstwa. Obawiałem się, szczerze się obawiałem, że pewnego dnia przyjdą do mnie policjanci i zaczną mnie przepytywać, czy nie mam kontaktu z owymi jegomościami. Ja, jasna sprawa, nie miałem. Czekałem na koniec szkoły i zakończenie znajomości z nimi. Będąc dziś w Londynie, znów przypomniało mi się jednak, że niestety kiedyś owe osoby były częścią mojego życia. A ten, który jest na liście - Anthony, był kiedyś moim przyjacielem. Dziś się tego wstydzę i za nic się do tego nie przyznam!
- Tak, skrzydlate konie przede wszystkim. My, w Yorku, mamy tylko aetonany, natomiast równie fascynujące są abraxany i testrale. Ostatnio doszły mnie też słuchy o nieznanym gatunku skrzydlatych mustangów, które dopiero zaczynają być badane. Namawiam nestora, by zgodził się na mój udział w ekspedycji do ameryki, chociaż on postawił jeden warunek - tu się lekko uśmiecham, bo chyba to, ze rozmawiamy teraz, powinno jej podpowiedzieć jaki to warunek. Tak czy inaczej, gotowy byłem opowiedzieć jej o różnicach pomiędzy każdym z gatunków, przeprowadzić cały wykład (bo przecież wyczuwałem jej zainteresowanie) i chyba tylko to, że przerwała mi, odpowiadając na zadane wcześniej pytanie, ją wyratowało.
- No tak, ciekawe - skomentowałem, niezadowolony, że nie rozprawiamy juz o koniach. W odróżnieniu do dam, panowie nie byli aż tak elokwentni by podtrzymywać rozmowę, kiedy była mowa o czymś, co wcale nie trzyma się w ich obszarze zainteresowania. - Nie znam się za bardzo na alchemiii, wydaje mi się, że to domena kobiet - rzuciłem jakimś mało bystrym tekstem, zmieniłem jednak nastawienie, kiedy jedna z lawirujących pomiędzy gośćmi tac z szklaneczkami musującego szampana pojawiła się obok nas. Biorę ją do ręki i unoszę lekko w geście mini toastu: - Jeżeli jest panna zainteresowana nauką, to ma lady otwarte zaproszenie na jedną z konferencji, które organizuje w wolnym czasie. - a żeby to uświetnić, zaraz wychylam całą szklaneczkę, łapiąc się za druga, nim jeszcze taca nie odfrunęła.
Później weszliśmy do obrazu, doświadczenie powiedzmy, dość sztampowe, ale na pewno porusza co prostsze serca.
- Po bliższym przyjrzeniu się, wydaje mi się, że te mury są zbyt wysokie. Malarz najprawdopodobniej chciał tym podkreślić rangę Hogwartu, ja jednak myślę, że to niepotrzebny zbytek i wydaje się...tak, teraz myślę, ze wygląda na dość rozciągnięty. - narzekam, bo jako arystokrata, muszę mieć jakieś zdanie na temat sztuki. - Natomiast natura jest narysowana może efekciarsko, ale robi wrażenie. No i robi wrażenie również podobnej do tej prawdziwej. Zawsze zastanawiałem się, jak położone jest Beauxbatons. Brat mówił że pod wodą, ale absolutnie nie dałem się na to nabrac
Tak, bo taki ze mnie bystry chłopak!
Ares Carrow
Ares Carrow
Zawód : biznesman, zarządca w stajniach
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Hard work and ambition are vulgar.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8988-ares-carrow https://www.morsmordre.net/t9000-cooper#270633 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9139-skrytka-nr-2118#276166 https://www.morsmordre.net/t9066-a-carrow#319475

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Portret przeszłości
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach