Wydarzenia


Ekipa forum
Alejka nad brzegiem rzeki
AutorWiadomość
Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]02.05.15 12:32
First topic message reminder :

Alejka nad brzegiem rzeki

Wiecznie zamglony spacerniak nad brzegiem Tamizy to dość ponure, ale klimatyczne miejsce. Drogę rozświetlają wysokie, bogato zdobione latarnie, a szum wód zagłusza zgiełk miasta. Przy mostku unosi się przypięta do brzegu barka. Choć jest to samo serce miasta, wydaje się tu być nieco ciszej, niż w innych rejonach City of London. Przestrzeni nie ożywia żadna roślinność, alejka ułożona jest z nierównych, kocich łbów. Odpowiednie miejsce na samotne spacery i dekadenckie rozważania. Roztacza się stąd bardzo dobry widok na wieżę Big Bena majaczącą ponad innymi wysokimi budynkami.  

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 27.08.18 15:11, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Alejka nad brzegiem rzeki - Page 27 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]04.01.20 23:37
Wiele słyszała o Hogwarcie. Absolwenci zwykle pozytywnie wypowiadali się na temat szkoły; Blanche z kolei na pewno brakowałoby zajęć artystycznych, do których przyzwyczajona była po wielu latach spędzonych w Beauxbatons. Nie żądałaby nawet tych praktycznych lekcji z dostępem do instrumentów czy malarskich przyborów; zwykłe, oparte na teorii, wykłady usatysfakcjonowałyby jej wrażliwą stronę duszy. Głównie też z tego powodu jako młoda dorosła i świeżo upieczona żona zdecydowała się na pracę w dobrze znanej jej Akademii; jej obecność okazała się być także idealną okazją do obsadzenia stanowiska zastępczego. Z chęcią mogłaby również opowiadać o drugiej połowie świata, zamieszkiwanej przez mugoli; Nic w znacznej mierze zdołał przybliżyć jej panujące wśród niemagów nawyki, nakreślić tamtejszą rzeczywistość, zaznajomić z nieznanymi realiami, toteż Flume wcale już nie była taką nieświadomą w rzeczonej materii. Sympatyzowała nawet z twórczością kilku mugolskich kompozytorów muzyki klasycznej, których utwory grywała w domu. Zdziwiona była innowacyjnością niektórych rozwiązań, nie spodziewała się też tak emocjonalnych tworów czy niestandardowych elementów. Bach, Händel, Mozart, Beethoven czy Schubert, jako słynni wirtuozi, nie zrobili na niej tak piorunującego wrażenia jak romantyczny Chopin czy impresjonistyczny Debussy, choć szczerze doceniała ich kunszt.
- Cóż, chyba tak - przytaknęła, kiwając głową twierdząco. - Nie sądzę jednak, że każdy powinien mieć do niej tak bezpośredni dostęp. Och, co by było, gdyby wszyscy, nawet najwięksi prostacy mieli możliwość tworzenia! - stwierdziła głośno, uśmiechając się z powodu tej okropnej wizji. Miała w tym względzie nieco ograniczone pojmowanie, jakoby sztuka winna pozostać rzeczą absolutnie elitarną i luksusową, dostępną jedynie dla tych, którzy będą w stanie ją zrozumieć. Nie myślał chyba o tym pod względem traktowania tejże dziedziny jako droga ekspresji uczuć. Fotografia zdawała się być zatem medium, które mogłoby poszerzyć horyzonty dotarcia artyzmu. Ale też również być możliwością dla osób kreatywnych, lecz pozbawionych talentu. To wyobrażenie bardziej wprowadzało ją w osłupienie, aniżeli wywoływało entuzjazm. Częściowo pewnie też z powodu postrzegania swoich umiejętności jako niecodziennego daru. Nie chciała tracić statusu wyjątkowej ani muzycznego ewenementu, jak miała okazję o sobie usłyszeć. Fotografia miała odebrać jej, oraz innym artystom, ten status natchnionych wybrańców. Nie godziła się z tym, pełnym ignorancji, stanem rzeczy.
- Nie można być przecież perfekcyjnym we wszystkim, panno Grey. Ja na przykład... zupełnie nie odnajduję się w kuchni. Mam dwie lewe ręce do gotowania - przyznała, zgarniając część włosów za ucho. Z brakiem naturalnego drygu do garów jakoś mogła się pogodzić. W najbliższym czasie w ogóle planowała zainwestować w domowego skrzata. Pranie i prasowanie własnych fatałaszków doprowadzało ją do białej gorączki.
- Gdybym nie miała choroby morskiej, sama chętnie ruszyłabym w taki rejs - wzdychając ostentacyjnie, skierowała spojrzenie w stronę rzeki. - Och przestań, myślę, że mnie przeceniasz - dodała z uśmiechem, dyskretnie przyglądając się Gwendolyn.


nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyle co pra­wie nic
naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń
i po­god­ne dni
naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy
i dłoń w po­trze­bie
nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyl­ko po pro­stu sie­bie.

Blanche Flume
Blanche Flume
Zawód : gra, śpiewa i trochę dramatyzuje
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
jestem kobietą
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się

jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7923-blanche-adaline-flume#225452 https://www.morsmordre.net/t8235-lettres-d-amour#237698 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f106-fleet-street-47-2 https://www.morsmordre.net/t7944-skrytka-bankowa-nr-1919#226691 https://www.morsmordre.net/t7945-b-flume#226692
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]05.01.20 1:28
Rudowłosa usłyszała o francuskiej szkole magii dopiero, gdy sama była w Hogwarcie. Jej rodzice mugolskiego pochodzenia nie mieli pojęcia, jakie możliwości oferuje magiczny świat, przez co Gwen nie miała szansy na trafienie do zagranicznej placówki. Ba, nawet gdyby wiedzieli, chyba po prostu baliby się o córkę. Już sam Hogwart początkowo był przez nich odbierany jako coś strasznego.
Słysząc słowa Blanche, Gwen przekrzywiła głowę i przygryzła wargę. Lubiła tę kobietę, podziwiała jej urodę, ale jak pani Flume coś powiedziała to ach, tylko raz!
Blanche, ale jak chcesz oddzielić „prostaków” od artystów jeśli nie dasz im szansy na sprawdzenie się? – spytała. – Każdy z nas ma w sobie odrobinę kreatywności i jeśli ktoś chce jej używać… czemu mielibyśmy tego zabraniać? Szczególnie, że nawet złe malarstwo, czy fotografia nikomu nie szkodzi!
Trochę gorzej było z muzyką. Zła muzyka oznaczała dźwięki, które przedostawały się to otoczenia i cóż… potrafiły być co najmniej irytujące. Ale jeśli ktoś zajmował się tym w odizolowaniu to przecież kim ona była, by mu tego zabraniać? Gwen nie czuła się w mocy, aby ot tak oceniać innych. Przynajmniej dopóki tylko teoretyzowała. Z praktyką bywało gorzej.
Ostatnio co chwilę to słyszę – powiedziała, chichocząc. – Naprawdę, co druga osoba wspomina mi, że nie potrafi gotować. Ja też nie jestem w tym wybitna… Coś tam sobie ugotuję, ale raczej po to, by przetrwać, niż zrobić wykwintny obiad – wyjaśniła. – Ale za to mój znajomy! Nie wiem, czy kojarzysz Bertiego Botta, albo jego fasolki czy sklep… Projektuję dla niego opakowania. Ostatnio testowaliśmy razem babeczki pozwalające lewitować. To jest prawdziwy artysta, Blanche! Nawet, jeśli kuchnia nie jest klasyczną sztuką – opowiedziała z uśmiechem na ustach.
Jeszcze pół roku temu Bott był obiektem jej szkolnego zauroczenia. Teraz jednak czuła, jakby to nigdy się nie zdarzyło. Bertie… po prostu był miłym i kreatywnym człowiekiem, w towarzystwie którego zaczynała czuć się swobodnie. Żaden tam z niego amant, którym by się interesowała.
Choroba morska… och, to okropna przypadłość, moja matka na nią cierpi – powiedziała z westchnieniem. – I absolutnie cię nie przeceniam! Och, nie każ mi sobie tłumaczyć, jaka z ciebie zdolna osoba! – dodała, wiedząc, że pani Flume docenia komplementy.
W międzyczasie Betty zaczęła się coraz bardziej nudzić. Stały w jednym miejscu od dłuższej chwili i piesek zaczął szarpać na smyczy, nie potrafiąc znaleźć własnego miejsca. Chyba chciała wracać do mieszkania: spędziły w końcu na zewnątrz dłuższą chwilę, a wczoraj szczeniak porządnie wybiegał się w parku.
Miło było cię spotkać, Blanche, ale… chyba muszę z nią iść do domu, sama widzisz. – Spojrzała z wyrzutem na psa. – Na pewno do ciebie niedługo zajrzę… a jak masz chwilę, to zapraszam do mnie, moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte! – powiedziała na odchodne, powoli zmierzając w stronę swojego mieszkania.

| zt


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]12.01.20 18:31
Zapewne żadna z jej cech nijak wyznaczała jej lepszą pozycję czy wyższość w społecznej hierarchii. Ale Blanche była stanowczą i zdecydowaną, zwłaszcza jeśli chodziło o posiadanie konkretnych opinii. Względem swojej samooceny nie była za specjalnie krytyczna, mogąc godzinami opowiadać na swój temat z ewidentnym poczuciem subiektywizmu odnośnie swoich zachowań czy poglądów. Zachwalała samą siebie, oczekując też przy tym na komplementy od osoby, z którą to rozmawiała; nie ujmowała sobie muzycznego talentu, ze zdecydowaniem podkreślając swoją nieskazitelną urodę, niezaprzeczalną inteligencję oraz tę wrażliwą część duszy poświęconą sztuce. Skromną po prostu nie była i pomimo znajomego jej taktu, niekiedy zwyczajnie przesadzała, podbijając to wszystko sarkastycznymi komentarzami. Dla niej sztuka była czymś zupełnie niezwykłym, zarezerwowanym dla osób z wyższych sfer; a nawet jeśli nie była ograniczona jedynie dla szlacheckiego towarzystwa, to zwykły, nieokrzesany, niewybredny chłop i tak nie będzie w stanie docenić jej kunsztu. Gdyby nie jej wewnętrzna metamorfoza odnosząca się do czystości krwi, sprowokowana przez męża Nicolasa, zapewne w tych samych kategoriach traktowałaby również mugolaków i mugoli.
- Prawdziwych artystów nie trzeba sprawdzać. Niezaprzeczalny dar tworzenia i rozumienia sztuki ujawnia się sam - odpowiedziała stanowczo, niespecjalnie zastanawiając się nad słowami panny Gwendolyn. Trudno było wpłynąć na jej postrzeganie rzeczywistości; jakakolwiek próba zmian wyznawanych przez nią poglądów niemal w stu procentach przypadków kończyła się niepowodzeniem. - A obiektywnie zła sztuka jest szkodliwa. Ci, którym brakuje kompetencji, nie potrafią odróżnić jej od tej poprawnej. Przez to tworzą się jakieś fałszywe wizje tego, co powinno być wychwalane i tego, co winno być tępione. - Rzekłszy to owinęła się szalem, który zdołał opaść z jej ramion. W jej tonie głosu wyczuwalna była powaga. Nie zamierzała jednak ciągnąć tej pozbawionej sensu dyskusji; na jej twarzy wyrósł szeroki uśmiech. - Chciałabym, żeby standardowy układ obowiązków w rodzinie uległ kiedyś zmianom, a w konsekwencji to mężowi czuli potrzebę gotowania swoim żonom. Ach, cóż to by było za wybawienie, wiedząc że po powrocie z pracy czeka na mnie obiad składający się z dwóch dań! Tymczasem jednak zmuszona jestem chyba zainwestować w domowego skrzata, bo naprawdę nie cierpię tych wszystkich domowych zajęć. Podczas anomalii były dla mnie prawdziwą katorgą - wyznała, wspominając to ręczne zmywanie naczyń i samodzielne zamiatanie podłogi. Gdyby też została obdarzona kulinarnymi umiejętnościami, zapewne inaczej myślałaby o codziennych czynnościach, których podejmowała się w kuchni.
Blanche już od dawna nie była w nikim zauroczona. Co jakiś czas wplątywała się w krótkotrwałe romanse, ale długo już nie odczuwała faktycznej fascynacji drugą osobą. A jeśli już, to zainteresowanie to dotyczyło jedynie sfer czysto powierzchownych.
Usłyszawszy komplement panienki Grey, uśmiechnęła się szczerze. Właśnie takie słowa satysfakcjonowały ją najbardziej, nawet jeśli ich wiarygodność mogłaby poddać w wątpliwość.
- Jasne, na pewno spotkamy się jeszcze niebawem! - rzekła, z serdecznym uśmiechem żegnając swoją towarzyszkę.

zt x2


nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyle co pra­wie nic
naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń
i po­god­ne dni
naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy
i dłoń w po­trze­bie
nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyl­ko po pro­stu sie­bie.

Blanche Flume
Blanche Flume
Zawód : gra, śpiewa i trochę dramatyzuje
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
jestem kobietą
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się

jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7923-blanche-adaline-flume#225452 https://www.morsmordre.net/t8235-lettres-d-amour#237698 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f106-fleet-street-47-2 https://www.morsmordre.net/t7944-skrytka-bankowa-nr-1919#226691 https://www.morsmordre.net/t7945-b-flume#226692
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]17.01.20 15:46
11 - 16 stycznia 57'

Zdawał sobie sprawę, iż długo zwlekał nim udał się do Valerija w sprawie, o której wspólnie rozmawiali podczas spotkania Rycerzy Walpurgii. Wtem była to cenna informacja – możliwość wzmocnienia rdzenia swych różdżek mocą wydobywającą się ze źródła poskromionej anomalii napawała optymizmem w kwestii dalszego pogłębiania wiedzy odnośnie ich siły, a finalnie przejęcia panowania nad podobnymi. Mając na uwadze priorytety badaczy początkowo nie chciał zawracać im głowy, bowiem wiedział, iż każdy lojalny Czarnemu Panu zapragnie skorzystać z ów możliwości i czym prędzej będzie dobijać się do ich drzwi. Wolał przeczekać, dać im czas, aby mogli zająć się w pierwszeństwie Śmierciożercami, następnie tymi niecierpliwymi i dalszą pracą nad ujarzmieniem olbrzymich pokładów magii na ich korzyść. Ponadto Rosjanin podkreślał, że złapał trop, wspominał, iż potrzebuje czasu i pomocy w kwestii zlokalizowania strategicznego miejsca Zakonników, co tylko bardziej przekonywało Macnaira do konieczności wyczekania odpowiedniego momentu. Nie sądził, że podobny nadejdzie tak szybko.
Pamiętał ten dzień. Pamiętał jak różdżka zadrżała w jego dłoni, niebo rozbłysnęło biało-błękitnym blaskiem , a z jasnych chmur poleciały drobinki deszczu, śniegu i gradu. Większe fragmenty lodu mieniły się, biły nietypowym ciepłem, które przyciągało każdego czarodzieja. On także uległ pokusie, pochwycił w dłonie jeden z nich i finalnie takowy przyjął kształt kryształu, nieokiełznanego źródła magii stanowiącej część potężnych anomalii. Wtem zrozumiał, iż coś się wydarzyło, poczuł smak porażki, a jego uszu doszedł triumfalny okrzyk zwycięstwa wroga – powstrzymali to co Rycerze pragnęli okiełznać. Zawiedli, po raz kolejny mogli jedynie spojrzeć na plecy oddalającego się przeciwnika. Nie było już czasu na rozterki, nie było już nawet momentu na oglądanie się za siebie i analizę błędów. Musieli przejść do ofensywy, musieli zrobić wszystko, aby podjąć próbę naprawy tego co zepsuli. Czarny Pan niejednokrotnie pokazywał im swój gniew i szatyn nie chciał być świadkiem podobnego po raz kolejny.
W drodze do Dolohova nie zastanawiał się już nad faktem, czy mężczyzna na pewno nie pracował nad większymi i istotniejszymi badaniami. Szatyn nie miał pewności jak długo jeszcze będzie można korzystać z mocy okiełznanych źródeł magii, dlatego wolał czym prędzej zająć się zdobyciem odpowiednich próbek – o czym wspominali na spotkaniu – i wzmocnieniem różdżki, która szczególnie wówczas potrzebowała nowej siły. Valerij był jednym z najlepszych w ich szeregach, dlatego nie miał żadnych wątpliwości, iż ów sztuka powiedzie mu się. Doskonale rozumiał tajniki, które dla szatyna były kompletnie abstrakcyjne.
Upijając ze swej piersiówki podziękował mu skinieniem głowy za poświęcony czas, a tego potrzebowali naprawdę wiele. Cały proces wymagał pełnego skupienia, precyzji i umiejętności, więc nie pośpieszał Rosjanina; zależałoby mu ten w najdrobniejszych szczegółach opisał mu detale oraz próbki, które musiał wkrótce zdobyć. Początkowo odrzucał propozycję udania się w miejsca okiełznanych anomalii wspólnie – uważał, że to tylko zmarnuje czas badacza, jednakże gdy ten nalegał ugiął się zdając sobie sprawę, iż najmniejszy błąd mógł pozbawić go niezwykle istotnej możliwości. Wężowe drewno było jego przedłużeniem dłoni, bronią niosącą sprawiedliwość i podkreślającą lojalność wobec sprawy, dlatego nie mógł pozwolić, aby cokolwiek poszło nie tak jak powinno. Utrata go wiązałaby się z czymś więcej jak koniecznością zmiany różdżki – nie wyobrażał sobie, aby jakakolwiek inna równie dobrze łączyła się z jego palcami i mocą.
Pierwszym miejscem, które przyszło im odwiedzić znajdowało się tuż nad brzegiem Tamizy. Pamiętał ten pojedynek, do dnia dzisiejszego widział w swej pamięci twarze obu aurorów miotających zaklęciami. Potrafili dużo więcej niżeli on oraz Deirdre spodziewali się – w końcu jeden z nich bestialsko włamał się do głowy kobiety i bez żadnych skrupułów naruszył prywatność, co nie tylko rozjuszało Śmieciożerczynię, ale zmusiło ją do sięgnięcia po najmroczniejszą magię. Chciała zostać panem jego losu, pragnęła zakuć go w kajdany i poruszać niczym marionetką, która finalnie miała opaść na ziemię z ostatnią możliwością wzięcia haustu świeżego powietrza. Nie wyszło, czego nieustannie żałował. Wygrali tą bitwę, zmusili przeciwnika do dezercji i tym samym mogli powrócić do celu misji, którą zakończyli sukcesem.
Stanąwszy na ścieżce rozejrzał się dokładnie po okolicy. Skupił swój wzrok w szczególności na metalowych barierkach oraz stalowych ławkach, gdzie mógł osiąść się wspomniany przez Valerija pył. Nie trwało długo nim spostrzegawcze oko szatyna dostrzegło drobinki – zbliżywszy się do ów miejsca wolnym ruchem zaczął napełniać otrzymaną próbówkę. Nie był w tym zbyt dobry, nie zdarzało mu się wykonywać podobnych czynności, dlatego wolał robić to wolno i z odpowiednią precyzją. Widział, że towarzysz kucał nieopodal niego, więc zapewne udało mu się zlokalizować niezbędną, czarnomagiczną wydzielinę.
Mięło sporo czasu nim zdecydowali się iść dalej, bowiem pragnęli upewnić się, iż nic więcej w ów miejscu znaleźć nie mogli.
Kolejnym punktem na trasie była Wieża Astronomiczna. Teleportując się nieopodal jej odczekali moment w celu sprawdzenia, czy aby na pewno żaden zapalony czarodziej nie kręcił się w jej progach. Szatyn zacisnął wargi na samo wspomnienie złamanej ręki – wtem bolała ona paskudnie, jednak Cassandra szybko się z tym uporała i dała mu wymarzoną ulgę. Zachowali z Ramseyem zimną krew i mimo braku większej wiedzy poskromili szalejące źródło dając tym samym przewagę poplecznikom Lorda Voldemorta. Nie zwlekając dłużej wdarli się do środka i od razu przeszli do pracy; szatyn ponownie rozglądał się za pyłem, natomiast Rosjanin za śluzem. Szybko udało im się zakończyć działania na ów terenie, ponieważ składniki okazały się nie być szczególnie mocno ukryte, ale też ich ilość wciąż nie była zadowalająca.
Podobne zadanie czekało na nich w Ruinach na Old Church oraz przy Fontannie. Pierwsze z wymienionych nie było większym wyzwaniem, natomiast drugie okazało się paskudne w skutkach dla szatyna. Był to jego jeden z ostatnich „pojedynków” z siłą anomalii, albowiem trafił wtem na ponad tydzień do sali w Mungu. Rozległe obrażenia sprawiły, że nieprzytomny padł na ziemię i tylko dzięki Ramseyowi udało mu się dostać na oddział pod skrzydła Zacharego. Długa rekonwalescencja przyniosła oczekiwane rezultaty – ponownie mógł poruszać się o własnych siłach i korzystać z magii, jednakże po dziś dzień niejednokrotnie zdarzyło mu się poczuć momentalny przypływ słabości. Nie miewał tego wcześniej, dlatego nieustannie liczył, iż w końcu się to skończy.
Po oględzinach i zebraniu kolejnych próbek nie było już większego wachlarza możliwości – szatyn nigdzie więcej nie uporał się z ogromnymi źródłami magii, choć wielokrotnie próbował, ale zdaniem Valerija miało to starczyć do zakończenia wzmacniania z sukcesem. Wierzył mu, właściwie nie miał innej możliwości, dlatego powróciwszy na Nokturn oddał Rycerzowi swą różdżkę wraz z zebranymi przez siebie składnikami. Wiedział, iż alchemik potrzebował czasu i ponaglanie nie mogło przynieść niczego dobrego, więc nie dyskutował w chwili gdy oddawał w jego ręce wężowe drewno. Było to niesłychanie dziwne uczucie, w końcu nigdy nie rozstawał się ze swoją różdżką, ale pragnienie ulepszonego rdzenia było silniejsze. Największym kłopotem był fakt, iż nie posiadał żadnej zapasowej broni, dlatego najrozsądniejszym było skupić się na własnej pracy i nie wychylać nosa poza próg własnego mieszkania. Tak też uczynił.
Uśmiechnął się pod nosem dostrzegając sowę Rosjanina, która zapukała dziobem w zamknięte okno. Trzymany przez nią skrawek papieru jasno mówił, iż wszystko było gotowe i pozostawało jedynie przetestować różdżkę, czy aby na pewno była posłuszna Macnairowi jak wcześniej. Od razu ruszył ze swego mieszkania w kierunku pracowni Valerija i nawet nie pukając do drzwi wszedł do środka przepełniony swego rodzaju ekscytacją. Towarzysz spodziewał się go, bowiem na jego twarzy nie można było dostrzec nawet cienia zdziwienia ów bezpardonową wizytą i nie chcąc trzymać szatyna w niepewności przekazał mu wężowe drewno. Nie spodziewał się, iż efekty będą równie nieprawdopodobne.
Zacisnąwszy palce na drewnie poczuł przypływ siły, nietypową energię, która przechodziła wzdłuż jego ramienia do samego barku. Zapragnął momentalnie użyć jej w walce, chciał przetestować ją na nikim innym jak wrogu, jednakże rozsądek podpowiadał mu, iż byłoby to szczytem nieodpowiedzialności. Podziękowawszy badaczowi udał się do wyjścia, a następnie powrócił do swego domu, by tam uaktywnić przygotowaną wcześniej klątwę zaklęciem Oridor. Kraniec różdżki rozjaśniał, jego dłoń zadrżała – był pewien, iż wszystko zakończyło się sukcesem, a sam wszedł w posiadanie broni, o której inni mogli jedynie zamarzyć. To była jedyna korzyść w przegranej misji z anomaliami, jednakże mogła zaowocować w przyszłości – na co szczerze liczył.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]28.07.20 19:46
stąd

Pojawił się znikąd. Nie zdążyłam zareagować; kiedy szarpnął mnie za przedramię, straciłam równowagę, a końcówka papierosa wypadła mi z ust. Mimowolnie podążyłam za Bottem, choć podążenie było grubym eufemizmem. Zmierzchało, a okolicę coraz ciaśniej otulał mrok - trudno było jednak pomylić Botta z kimś innym; nawet jeśli używał słownictwa jak większość mężczyzn znająca doki jak własną kieszeń, jego wydatnych ust i wyrazistych kości policzkowych nie dało się przeoczyć. On też na swój sposób nie pasował. Żadne blizny i tatuaże tego nie zmieniały.  
Coś musiało spotkać go po drodze; z trudem łapał oddech, a i jego twarz zdradzała zdenerwowanie. Poddałam się ucieczce. Nie zakładałam, że dotarcie na Nokturn będzie proste. W Londynie roiło się nie tylko od patroli, ale i dementorów; niektórzy mówili nawet o inferiusach. Rozrywek nie brakowało, tylko gdzie podawali szampana? Na celowniku byli wszyscy, którzy unikali rejestracji. Nie zamierzałam pchać się w biurokrację Ministerstwa. Rejestracj różdżek śmierdziała konfidencją, a ja nauczyłam się nie ufać żadnym służbom. Poza tym wszelką papierkologię miałam za stratę czasu.
A Bott z pewnością mi w tym wtórował.
- Jeśli chciałeś się trochę poszamotać na osobności, wystarczyło zapytać - Odezwałam się, czując jego silne ręce na barkach. Odwróciłam się, spoglądając przez wyrwy w murze, które stanowiły okno na fragment ulicy. Byli tam. Wyglądali na takich, którzy szukali winnych - Bott dobrze się spisał, bo najwyraźniej nie zdążyli nas dostrzec. Inaczej siedzieliby nam na ogonach. Moje tętno przyspieszyło, wydawało się jednak, że mieliśmy spore szanse na to, aby ich zgubi. - Ale wolę mężczyzn, którzy się myją. - Z takiego bliska nietrudno było wyczuć niezbyt przyjemny zapach, który musiał pochodzić od Botta. Albo uważał tarzanie się w śmieciach za dobrą zabawę, albo wyjątkowo źle trafił z perfumami. - Ciesz się, że to nie psy gończe. - Dodałam kąśliwie, niemniej posłusznie pochylając głowę i zgięta wpół podążając w głąb gruzowiska.    
- Podaj hasło. Muszę wiedzieć, że to ty. - To, że właśnie uratował mi skórę, jeszcze nie oznaczało, że za chwilę mógł nie zmienić zdania. Przybranie cudzej tożsamości nie stanowiło większego problemu, z resztą nie pierwszy raz pracowaliśmy razem - Bott znał moje zasady.
Dość szybko udało nam się przedostać na drugą stronę, pozostało nam przedostać się jedynie wzdłuż Tamizy na Pokątną - i dalej na Nokturn.
- Prowadź. - Mieszkał tu. Nadal? W tym rumorze? W każdym razie z pewnością lepiej się orientował, których dróg należało wystrzegać.
Psidwacza mać. Lepiej, żeby nie miał moich kontaktów, bo z powodzeniem sprzątałby mi wszystkie fuchy sprzed nosa.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]28.07.20 19:46
The member 'Jade Sykes' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Alejka nad brzegiem rzeki - Page 27 RGMiE4h
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Alejka nad brzegiem rzeki - Page 27 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]29.07.20 2:00
Cieszyłem się, że mimo wszystko to waśnie ruiny starej elektrowni były miejscem spotkania bo nie wiem, czy gdyby nie one to udałoby nam się tak gładko minąć się z batalionem funkcjonariuszy. Dziś nie byłem w formie do nadmiernych akrobacji. Czułem się ociężały, zmęczony. Nie byłem w formie. Tak właściwie chętnie oparłbym się o resztki chłodnej, zawilgotniałej ściany i zamkną oczy na kwadrans lub dwa. Mieszanka zaszczepionej przez funkcjonariuszy adrenaliny oraz widmo uzyskania pieniędzy pchało mnie jednak do przodu.
- Przyjemności po - żachnąłem tak, jakbym upominająco wybijał jej z głowy pomysły frywolnych harców. Nie patrząc na nią ostrożnie wytyczałem przed nami szlak. Nie było to takie proste - zaczynało zmierzchać, gruz pod naszymi nogami zdawał się zlewać w jedną mozaikę po której trzeba było najpierw się zsunąć, a potem wspiąć. Podciągnąłem się z wprawą na czymś co kiedyś mogło być częścią kotła w którym spalano węgiel. Obróciłem się sprawdzić, czy da radę podążyć za mną. W razie konieczności wyciągnąłem ku niej rękę. Wciągnięcie jej nie było dla mnie wyzwaniem.
- Wszystko kosztuje, Sykes... - zacząłem poprawiając sobie po tej wspinaczce kurtkę, strzepując ze skórzanej powierzchni drobiny gruzu, smolistych otarć - Pięć sykli więcej, a wyszorowałbym dla ciebie nawet pępek. Dziesięć - a miałabyś okazję dopilnować tego osobiście - uśmiechnąłem się szelmowsko, a ciemne brwi zafalowały na czole dając jej do zrozumienia, że wszystko o czym marzy znajduje się w zasięgu jej portfela. Szczęśliwie byłem tani i wolałem nie myśleć, że tak właściwie po podsunięciu mi szklanki ognistej i partyjki pokera niemal darmowy. Tak jak wolałem nie dumać nad potencjalną wizją bycia zaszczutym psami. Zamiast tego wszystkiego wyprowadziłem nas na jedną z alei rozciągniętych nad brzegiem Tamizy.
- Jam jest myśląca Tiara, Kieszenie ci osuszę na starcie - zacytowałem z przesadną powagą, a gdy skończyłem rozłożyłem teatralnie ręce na boki, przechyliłem głowę w jej kierunku i wlepiłem w nią spojrzenie totalnego głupka. Tak, prawdopodobnie do końca życia będzie żałowała, że wybór hasła pozostawiła w mojej gestii ale to nic - życie waliło mi się na głowę więc zamierzałem szukać przyziemnych pociech tam gdzie tylko mogłem nim znów mnie wywróci z rowerka. Dziś miało być tego całkiem blisko.
Idąc wzdłuż jednej z mniej uczęszczanych uliczek, wychodzący na przeciw nas wiatr niósł za sobą cudze głosy. Zatrzymałem się zagradzając jej ostrzegawczo drogę ręką po to by w kolejnej chwili niemalże przylepić się do fasady kamienicy zlewając się z jej cieniem. Starałem się wyłapać dźwięki rozgrywanego przed nami zamieszania którego ofiarą zdawało się być kwilące ze strachu dziecko. Było otoczone przez kilku funkcjonariuszy. Miałem też świadomość tego, że ledwie przed chwilą uniknęliśmy spotkania z maszerującym w sąsiedniej dzielnicy oddziałem. Nie mogliśmy się cofnąć. Przykucnąłem przy ziemi - Poczekajmy - szepnąłem konspiracyjnie kontrolując czy nie kombinuje niczego głupiego. Nie zamierzałem zgrywać bohatera. Byłem wilkołakiem, Bertie był ścigany przez Ministerstwo - nie mogłem się wychylać - Wygląda na to, że długo to już nie potrwa. Chyba się już zbierają... - osądziłem ponuro bo ile mogło zwykłe dziecko w konfrontacji z taką ilością uzbrojonych, dorosłych czarodziei. Było mi szkoda małego, lecz takie było życie - ja musiałem dbać przede wszystkim o swoje.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]29.07.20 18:14
Im dalej w rumowisko, tym spokojniejszy stawał się mój oddech. To nie było już wymykanie się z dormitorium po ciszy nocnej, tamte czasy odeszły bezpowrotnie - ale im wyższa była poprzeczka, tym większy zastrzyk energii. Nie chciałam trafić do Tower, tylko o to właśnie w tym wszystkim chodziło. Przemknąć obok, po cichu, niezauważenie, tuż pod nosem Ministerstwa. Miałam to w sobie od zawsze. Nie wiem, może w dzieciństwie połknęłam jakiegoś upiora, który żywił się łamaniem zasad. Jeśli tak, to karmiłam go z rozpustą, byłam ja te wszystkie babcie, które nakładają ci dokładkę, zanim zapytają, czy w ogóle masz ochotę na więcej. Musiał być już strasznym grubasem. A apetyt rósł w miarę jedzenia.
- Bott, wiem, że nie jestem facetem, więc pewnie łatwo ci się zapomnieć, ale ostatecznie to ja tobie płacę. - Mogłam dyktować warunki, co za luksus. Nawet jeśli graliśmy gdzieś na pograniczu ironii, żartu i flirtu, to ja kierowałam tym rydwanem. Kobieta. I tak nikt by mi nie uwierzył. - Nie ma sprawy, mam pieniądze. - Przyznałam bez cienia ironii, pozwalając sobie pomóc. Oddech uspokajał się, zdawało się, że jesteśmy bezpieczni w ruinach. Jak dotąd.  - A co robisz za galeona? - Przyjrzałam się tej gimnastyce jego brwi, zastanawiając się, jakie jeszcze pozycje warte zapamiętania mogły znajdować się w tym cenniczku, skoro dotarliśmy już do szorowania pępka. Byłam kobietą biznesu, prawda?
Skwitowałam milczeniem wypowiedziane przez niego hasło, gdy udało nam się opuścić labirynt ruin. Musiałam zamknąć oczy, gdy to mówił, bo uszu nie mogłam. Tak, to zdecydowanie był Matt Bott. To zdanie nikomu normalnemu nie przeszłoby przez gardło z taką lekkością.
I to miało być na tyle, jeśli o lekkości chodziło. Gdzie znajdowało się to centrum produkcji klonów? W Londynie wyrosło funkcjonariuszy jak grzybów po deszczu. Ci na szczęście byli zajęci, mieli już swojego kozła ofiarnego. Wychyliłam się pod ramieniem Matta, chcąc zbadać sytuację. No i szybko pożałowałam.
- Sukinsyny. - Skwitowałam cicho. W lichym blasku latarni dało się dostrzec, że kopali leżącego. Dzieciaka, który albo jeszcze nie ukończył nauki, albo dopiero co wyszedł ze szkoły. Jeśli zdaniem Ministerstwa tak wyglądała wojna ze złem, miałam niezbity dowód na to, że w politykę angażowali się sami idioci. Było mi szkoda dzieciaka, to nic przyjemnego zostać przetrzepanym na ulicy przez władzę. Wiedziałam, co go dalej czeka. Wycieczka do Tower, papierkologia, obita morda i prawdopodobnie tyle w temacie, jeśli nie był rebeliantem. Nie sądziłam, żeby był. Ci pewnie byli zbyt chytrzy na to, by dać się złapać. Jakaś część mnie wiedziała, że za tę obojętność wyrzuty sumienia będą mnie gryzły przez najbliższe kilka miesięcy, ale w tych czasach nikomu nie było lekko. Rachunek był prosty - my albo on. A to, co skrywałam pod szatą nie było warte uniknięcia przykrej lekcji życia młodego czarodzieja.
Wygrywali silniejsi. Ja już tam byłam.
- Nie, po prostu idźmy dalej. - Zasugerowałam. - Przejdziemy niezauważeni. Są zajęci.

ignorujemy sytuację
zt, pokątna lub nokturn
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]29.07.20 23:29
Jej uwagę skwitowałem śmiechem. Nie tak głośnym i rubasznym jakbym sobie tego życzył z powodu sytuacji no ale nie co zrobić. Niech chociaż wie, że mnie rozbawiła - Zanotowałem - mruknąłem czując ciągle kołatającą się we mnie chęć pociągnięcia dalej tej zawadiackiej wymiany zdań. Prawie jakbyśmy byli w Kotle przy zimnym piwie, a nie kryjącymi się przed funkcjonariuszami w ruinach elektrowni niepokornymi duszami. Zupełnie jakbyśmy kpili w tym momencie z ryzyka. Mi to leżało, pasowało, chciałem tego więcej. Życie aż za bardzo próbowało mnie zmusić do poddania się paraliżującemu strachowi przed wszystkim. Bertie i doskwierająca mi lykantropia choć były na szczycie powodów tak jednak Ministestwo, wojna, codzienność nie próżnowały dorzucając coś od siebie raz za razem.
- Galeona... - rzuciłem z zaskoczeniem wybałuszając na moment oczy szerzej - Chodząc na rękach mógłbym klaskać stopami, ubrać odświętną szatę, nosić na rękach cały dzień ...Co byś tylko chciała - wymieniałem wyliczając na palcach by zaraz wzruszyć barkami i rozłożyć ręce tak właściwie będąc myślami w świecie w którym tego galeona już wydaję.
Wystawiłem język zadowolony z siebie, że wzbudziłem w niej tą odrobinę zażenowania. Trzeba się było w końcu cieszyć z małych rzeczy bo te nie trwały długo. Przekonaliśmy się o tym dość szybko kiedy to staliśmy się przymusowymi świadkami aresztowania poprzedzonego znęcaniem się. Może i obrazek ten był okrutny, zachęcał do tego by krzyknąć dość i coś zrobić, lecz ja jak skitrany siedziałem, tak nie poruszyłem się o cal. Wychowała mnie ulica i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że ta bywa bezwzględna dla każdego. Dziś dla tego dzieciaka, a jutro, kto wie - może i dla mnie jeżeli nie będę miał głowy na karku. Westchnąłem słysząc jej propozycję starając się w głowie ułożyć potencjalną trasę, którą moglibyśmy minąć i tych strażników - Poczekaj, daj mi chwilę... - Do pomocy wyjąłem zaklęty kompas, który wskazywał bezpieczne miejsca. Jego wskazówka kręciła się bączkiem po całej tarczy po to by po trzecim takim kółku ostatecznie wskazać kierunek - Dobra, chyba wiem którędy - kiwnąłem głową zachęcając do tego by za mną podążyła.

|zt i kontynuacja tu


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]07.08.20 0:43
10 VII '57

Nie do końca wiedziała, co skłoniło ją do zmiany codziennej trasy i celu, jakim było mieszkanie, gdy tylko opuściła mury szpitala, ale nie rozmyślała o tym zbyt długo. Nie zwracając uwagi na otoczenie, podążyła tam, gdzie po prostu miała ochotę. Ostatnimi dni mało czasu spędzała na zewnątrz, zmieniając szpitalne sale na pokoje w domu i tak w kółko. Może to właśnie był impuls dla którego teraz pozwoliła sobie na spacer, bez gdybania gdzie konkretnie zmierza. Mimo dwóch dni wolnego, które miała przed sobą, nie chciała wybierać się gdzieś poza stolicę, nawet jeśli pomogłoby to unikać pewnych osób, które działały jej na nerwy. Dziś wolała w Londynie skorzystać z ostatnich godzin dnia, gdy słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, zapowiadając nieubłagane nadejście nocy. Pokonując kolejne metry alejki, przystanęła w końcu w miejscu, skąd rozchodził się najlepszy widok na okolicę i smętnie wyglądający Big Ben. Przyjemnie było, chociaż na chwilę pozostać samej z myślami, sycąc się względną ciszą, jaka zapanowała na około. Miasto w wielu częściach wydawało jej się jakieś puste, ale co zaskakujące wcale jej to nie przeszkadzało, nawet pomimo uporczywie wracającej myśli, dlaczego tak jest. Wydarzenia ostatnich tygodni pozostawały niewygodną skazą, którą odtrącała raz za razem, próbując nie przejmować się i nie rozdrabniać nad podejmowanymi decyzjami na tle zawodowym i prywatnym. Mogła mieć spokój i złudne poczucie bezpieczeństwa lub ponownie nerwówkę, która wcale jej nie służyła. Decyzja pozornie prosta, a jednak nawet po jej podjęciu nie od razu pozbyła się wątpliwości. Potrzebowała paru dni, aby w końcu to zwalczyć, łapiąc się rutyny dnia, którą dziś zaburzyła i pozostawało jej czekać na konsekwencje.
Objęła się delikatnie ramionami, gdy nieprzyjemny wiatr poruszył ciemne kosmyki włosów i szarpnął materiałem zwiewnej sukienki. Dzień był dziś zbyt gorący jak dla anglików, czego nasłuchała się od pacjentów, którzy narzekali na temperatury nieodczuwalne w grubych i chłodnych murach szpitala. Jednak zapadający wieczór przyjemnie studził powietrze, a mimo to nagły powiew zdawał się już zbyt zimny.
Wygładziła delikatnie materiał, powoli idąc dalej w kierunku mostku, gdzie przycumowana była barka. Wsunęła jedną z dłoni do kieszeni wszytej specjalnie w sukienkę, zamykając palce na różdżce, gdy niespodziewanie nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś naruszał jej samotność. Nie chciała oglądać się za siebie, wiedząc, że szybko zdradzi ją niepokój. Nie pocieszył również fakt, że czuła pod palcami delikatne drżenie wywołane rdzeniem z kozłaga, który jak zawsze ostrzegał przed zagrożeniem. Kiedy nagle ustało, zatrzymała się, by obejrzeć się i nie dostrzec nikogo.
- Oszukujesz – rzuciła ledwie szeptem, przesuwając delikatnie kciukiem po drzewie ohia. Nie miała pojęcia, przed czym ostrzegała różdżka, ale najwyraźniej nie było to już istotne.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]23.08.20 17:43
Zwykle wracał do domu pod postacią czarnej mgły, jednakże dzisiejszego wieczora wybrał krótki spacer zważywszy na wydarzenia w porcie. Miał być to szybki interes, zastrzyk gotówki, lecz sprawy wymknęły się spod kontroli jak tylko statek zacumował do brzegu. Szatyn od samego początku przeczuwał, że coś z dostawą będzie nie tak, bowiem kapitan, zwykle konkretny i łasy na galeony facet, nawet nie wyłonił się ze swej kajuty, a podlegli mu marynarze bez słowa rozładowywali kontenery. Nie obchodziła go ich zawartość, celem był niewielkich rozmiarów artefakt, na którego miał już umówionego kupca. Nie lubił być gołosłowny, podobnie jak wyjątkowo irytowało go marnowanie własnego czasu, stąd bez zawahania przemieścił się w odpowiednie miejsce pokładu i tam przywitał rzekomo zaufanego kompana. Szybko okazało się, że mężczyzna handlował towarami, których jeszcze nie udało mu się zdobyć i tym razem przypłynął z pustymi rękoma. Drew nie ukrywał swego niezadowolenia i choć wzbierająca się złość potęgowała w nim pragnienie ukarania go za swe praktyki, to starał się stłamsić owe uczucie z uwagi na pierwszą tego typu sytuację. Finalnie nie zrobił nic poza zasygnalizowaniem, że następnym razem nie będzie słuchał tego typu wyjaśnień.
Zjawiwszy się na alejce jego dłoń zdobiła metalowa piersiówka, z której co chwilę upijał trunku, zaś w drugiej, między palcami, dymił się stibbons. Nie planował więcej spotkań, pragnął udać się prosto do Mantykory i tam zastanowić nad wyjściem z sytuacji – nie chciał stracić dobrego kontaktu, a z drugiej strony niełatwym zadaniem było znalezienie na rynku równie wartościowego przedmiotu w przystępnej cenie. W końcu chciał na tym jeszcze zarobić.
Nim skręcił w dróżkę prowadzącą do centrum jego spojrzenie przykuła kobieca, znajoma postać. Dziewczyna w zamyśleniu wpatrywała się w taflę wody, po czym wolnym krokiem ruszyła w kierunku niewielkiego mostu z zacumowaną u brzegu barką. Bez większego trudu rozpoznał w niej Belvinę, uzdrowicielkę, która kilka tygodni temu dołączyła do sojuszników Rycerzy Walpurgii i tym samym oddała swe umiejętności oraz lojalność jedynej, słusznej sprawie. Po dziś dzień pamiętał jak pozytywnie go zaskoczyła i gdyby tylko poczynił zakłady uwzględniające podejście świeżynek w piwnicy, to na nią postawiłby najmniej. Szybko musiałby pogodzić się z porażką, bowiem nie wykazała swym zachowaniem nawet cienia zwątpienia tudzież szeroko rozumianego strachu. Sytuacja była niekomfortowa – właśnie o to chodziło – dlatego był dumny, że mimo swego powołania postanowiła wypełnić powierzone zadanie na mirę swych możliwości. Świetlista włócznia była bezbłędna, czego dowodem stała się rana mugolaka, z której od razu popłynęła lepka i gęsta, brunatna krew.
Odrzucając na bok swe plany ruszył za nią chcąc porozmawiać o tamtych wydarzeniach. Brak listów i odwiedzin w barze były jasnym sygnałem, iż coś ją trapiło. Złość? Niedowierzanie? Żal do siebie, że dwukrotnie stawiała go na nogi, kiedy on bez zawahania zabierał tę szansę innym? Brudnym, paskudnym szlamom? Był ciekaw, dlatego postanowił wykorzystać daną okazję.
Zacisnąwszy dłoń na wężowym drewnie wypowiedział w myślach zaklęcie kameleona. Nie był nader biegły w dziedzinie transmutacji, jednakże liczył, że magia go nie zawiedzie, dzięki czemu zyska pewność, że dziewczyna nie teleportuje się jak tylko go zobaczy. Ponadto lubił grać innym osobom na nerwach – całkiem nieźle się przy tym bawił.
-Jak zawsze- odpowiedział, kiedy tylko jego uszu doszła uwaga. Widział doskonale, że w jej dłoni spoczywała różdżka pozostając w pełnej gotowości do ataku tudzież obrony.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]23.08.20 17:43
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 22
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Alejka nad brzegiem rzeki - Page 27 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]23.08.20 21:28
Kolejne stawiane kroki przybliżały ją do mostku, mogła spokojnie kontynuować spacer w konkretnym kierunku, ale poczucie bycia obserwowaną utrudniało uspokojenie myśli. Nawet gdy zniknęło, a kozłag ucichł powinna zdecydowanie bardziej ufać własnej intuicji, że jednak ktoś tu jest. Obejrzenie się za siebie nie zdradziło niczyjej obecności, wydawało się, że jest sama. Do czasu, aż dotarła do niej odpowiedź na rzucone szeptem oskarżenie wobec własnej różdżki. Drgnęła nerwowo, czując, jak tętno przyspiesza delikatnie wraz z wyrzutem adrenaliny. Usilnie starała się zachować spokój, pozostać opanowaną, bo jak zawsze najgorszym co mogła zrobić, było spanikowanie. Pora nie była najlepsza na samotne spacery, miejsce również średnie i właśnie miała tego dowód. Obejrzała się, podążając wzrokiem w kierunku, skąd dobiegł znajomy głos. Wcześniej spoglądała za siebie, teraz przyszło jej szukać towarzystwa gdzieś bardziej z boku. Zmrużyła delikatnie oczy, gdy dostrzegła mężczyznę i mogła już powiązać głos z osobą. Naprawdę nie poznała go od razu?
Spojrzenie ciemnych tęczówek stało się odrobinę oceniające, jeszcze uważniejsze i przepełnione ostrożnością. Sama nie wiedziała, czy jego widok cieszy ją, czy jednak wręcz przeciwnie, mimo niepokoju jaki wzbudzał od tamtego wieczoru w Mantykorze, nadal chyba wolała trafić tu na niego, niż na kogoś innego. Po opuszczeniu piwnicy karczmy, po wyjściu z Nokturnu… unikała Go, tak po prostu dla własnej wygody. Nie było to ciężkie, gdy miejsca, w jakich przebywali, nie pokrywały się i dzięki temu mogła łatwiej poukładać sobie wszystko, stopniowo zaakceptować lub zepchnąć na skraj świadomości, by podjęte decyzje nie drażniły. Domyślała się, że w końcu znów staną sobie na drodze, musiało do tego dojść i najwyraźniej dziś był ten dzień.
Skrzywiła się minimalnie, orientując, że nadal gapi się na niego bez słowa.
- To Ty.- świadomość, że rdzeń różdżki uznał go za zagrożenie, wcale nie pocieszał. Co prawda rozsądek podpowiadał, że najpewniej była to przesadzona reakcja, ale emocje brały góre. Wysunęła różdżkę z kieszeni, pomimo pewności, że dla człowieka jego pokroju najpewniej nie jest żadnym zagrożeniem. To, z jakimi obrażeniami trafiał do niej, mówiło trochę o nim, a przynajmniej więcej niż sam dotąd powiedział. Domysły stawały się potwierdzeniem, im bardziej go poznawała od strony, której zdecydowanie wolała nie. Ostatnie spotkanie rozwiało najwięcej wątpliwości i obecnie wzbudziło ulotną chęć, aby uświadomić mu, że sposób w jaki została wypchnięta ze strefy komfortu, wcale nie przypadł jej do gustu. Zamknęła nieco mocniej palce na ohii, wiedząc, że to, co planowała jest głupią zagrywką.- Jinx – wypowiedziała cicho, nie przejmując się za bardzo czy zaklęcie sięgnie mężczyzny, opuściła dłoń. Spojrzała w kierunku mostku, gdzie zamierzała iść, ale chwilowo zrezygnowała. Ponownie zerknęła na Drew.- Co tu robisz? Poza straszeniem mnie... – niby nie musiała wiedzieć, ale stanie w ciszy, wzbudzało więcej niepotrzebnego niepokoju.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]23.08.20 21:28
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 11
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Alejka nad brzegiem rzeki - Page 27 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]07.09.20 22:07
Zaklęcie kameleona okazało się niebywale nieudane, bowiem nawet skrawek jego ciała nie został ukryty przed ciekawskim wzrokiem Belviny. Pragnął nieco zagrać na jej nerwach – jakby rzadko to robił – wzbudzić irytację, która być może w końcu uzewnętrzniłaby wyjątkowo mocno skrywane emocje. Była dla niego jak niemożliwa do otwarcia księga i choć w piwnicy odczytał nieco z mimiki jej twarzy oraz gestów, to wciąż miał skrajne opinie na temat jej podejścia do sprawy. Wyczuwał wątpliwości, swego rodzaju dysonans i dystans, którego mieć nie powinna. Czy dobrze uczynił zapraszając ją wtedy w okolice Sowiej Poczty? Był przekonany, że tak, podobnie jak miał pewność, iż potrzebowała czasu, aby pewne kwestie przyswoić.
-To ja- burknął rozbawiony jej poważnym tonem, który nie wskazywał na pokojowe przywitanie. Skierowana w jego stronę różdżka, zacięta mina i nerwowe ruchy były niczym sygnał ostrzegawczy przed atakiem. Naprawdę chciała to zrobić? -Skąd to rozdrażnienie? Nie wypada mi witać cię bez prośby o wyleczenie?- zaśmiał się pod nosem, a jego wargi wygięły się w wyjątkowo ironicznym wyrazie. Nie podobała mu się jej postawa, nie powinna zachowywać się w ten sposób, kiedy już została wtajemniczona w pewne sprawy. Gdzie była wdzięczność? Gdzie pragnienie udowodnienia swej przydatności? -Schowaj różdżkę, bo jeszcze się skaleczysz- rzucił, a zaraz po tym usłyszał inkantację. Nie była ona w żaden sposób groźna – doskonale ją znał – jednakże sam fakt próby powalenia go na kolana wywołał w nim falę krytyki wobec jej zachowania. Postradała zmysły? W chwili gdy promień poleciał wysoko nad jego głową uniósł nieznacznie brew i sam skierował wężowe drewno przeciw niej. -Po co Ci to było?- warknął zmniejszając między nimi dystans. -Masz żal? Czujesz się stłamszona i przystawiona do ściany?- spytał retorycznie sądząc, że odpowiedź była prosta i logiczna – nikt jej do tego nie zmusił. -Zaatakowałaś go bo chciałaś, wykonałaś polecenie, bo uznałaś je za słuszne- dodał zaraz po tym nie spuszczając wzroku z jej oczu. - Petrificus Totalus- wypowiedział licząc, że nie uda się jej obronić przed paskudnym zaklęciem, jednakże nawet nie musiała, bowiem promień zniknął zaraz po tym jak się pojawił. Cóż zrobił nie tak? Ponownie przyszło mu się pomylić w równie kuriozalnej sytuacji? -Chciałem zapytać, co jest powodem ciszy- odparł ignorując nieudaną próbę, choć odbiła się ona na jego dumie. Nie lubił, gdy magia go zawodziła, a ostatnimi czasy robiła to coraz częściej. -Unikasz mnie celowo?- dodał zatrzymując się na wysokości jej różdżki, której kraniec poczuł w okolicy brzucha.





The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Strona 27 z 31 Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28, 29, 30, 31  Next

Alejka nad brzegiem rzeki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach