Wydarzenia


Ekipa forum
Przy barze
AutorWiadomość
Przy barze [odnośnik]17.07.19 18:03
First topic message reminder :

Przy barze

Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora, i smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny, w noc ciemną i złą nam będzie się śnił... Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover i znów noc w kubryku wśród legend i bajd...

Każda wizyta w Parszywym Pasażerze zaczyna się od baru. Nim zachęcony syrenim szyldem gość rozejrzy się za stolikiem, nim spojrzy w stronę roztańczonej panienki, podąży ku widocznym od progu rządom szklanych, półpełnych butelek poustawianych nierówno na wąskich półkach przy barze. Tawerna oferuje szeroki wybór trunków, choć niektóre z nich nie pachną zbyt zachęcająco. W blasku taniej żarówki błyszczą się wielokolorowe alkohole, które odmienią każdy nędzny dzień. Żaden barman nie pozwoli, aby ktokolwiek wyszedł stąd niepocieszony.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:29, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przy barze - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Przy barze [odnośnik]03.01.21 23:56
Philippa. Oho, zatem pora na słodko-gorzkie umizgi, kiedy to karciany królewicz zaoferuje jej olśniewający uśmiech i barwną wymówkę. Jeszcze chwila. Napawała się widokiem żółtych strumieni. Mały Jim pewnie znajdzie sobie trzy inne panny, zanim zdoła doprowadzić kubrak do porządki i wywietrzeje woń mdłego chmielu. Przynajmniej obrotny, to jedyna pociecha. Było tu o wiele więcej takich, którzy łazili po prośbie, nie potrafiąc otworzyć paszczy przed babą, a co dopiero przyjemnie zaskoczyć. W nim co prawda nie upatrywała na razie nic prócz wstrętu wypisanego bezczelnie na kłamliwej facjacie, ale z pewnością mogła docenić niektóre jego… walory. Choćby to, że ogrywał przygłupów, którym wydawało się, że są panami stolicy i w czterech odsłonach pokera zdołają upolować łajbę, tonę złota, willę i może jeszcze kobietę. Cóż, musiała przyznać, że wiele takich historyjek miało swój początek właśnie w tawernie. Mały Jim mógł liczyć w tej chwili wyłącznie na koniec, nędzny, ale za to z kopem na pożegnanie. Nie chciała go tu więcej widzieć.
On wiedział to, wyczytywał gniewne ballady z bursztynowych oczu, wyłapywał nadpobudliwe drżenia warg i pięść ledwo co powstrzymującą się przed sprawdzenie, czy kości miał na nosie tak samo kruche jak obietnice. Szkoda, że natura nie mogła zaoferować jej Hagridowego bicepsa. Może wtedy by się nie odważył. Ona jednak nie miała już żadnych oporów. Przesunęła palcem po pienistym obłoku na jego czole i ujrzała świeże zaczerwienienie. Nie mógł już czarować rzeczywistości. Najwyraźniej lista przewinień była jeszcze dłuższa i ktoś postanowił się z nim rozprawić. – Aż szkoda, że nie jestem pierwsza, Jim – wyznała ze skruchą i zacmokała na koniec, lekko kręcąc głową. Rozczarowanie nie było aż tak barwne, ale w piwnej mgle mógł tego nie dostrzec. Jak i połowa przepitego baru. Alkohol może i zacierał granice, ale wcale nie wyostrzał zmysłów – no chyba że pokazywał coś, czego nigdy tu nie było. Rosie jednak nie zniknęła i wciąż wyła w ponurym kąciku, śniąc o włochatym księciu z bajki.
Za jej plecami słówko o męskich honorach i tajemnicze porozumienie gęstych brwi, a potem ten chłop, który przyczepił się do niej jak rzep psidwaczych ogonów. Obróciła się gwałtownie w jego stronę, szybkim okiem wyłapując, że znaleźli się właściwie w centrum barowej salki.
– No co? – rzuciła, wbijając dłoń w talię i popatrzyła wyczekująco na zbitkę mokrych łachów. Facet mówił, a ona się nawet zdziwiła, że w ogóle mu się chciało tłumaczyć. Drażnił ją tylko, ostrze słów prowadząc przez własne i obce rany. Naprawdę chciał wiedzieć? Czy może… naprawdę nie załapał? – Ja może nie, ale inna już tak, Jim – burknęła, połykając opary niedowierzenia. Burak, tępak a do tego jeszcze kanciarz. – Zabawiasz się tutaj z chłopcami, a powinieneś prowadzić dziewczynę na tańce. Gdybyś miał choć odrobinę klasy, to nie właziłbyś do Parszywego w porze randki, kiedy wiesz, że ona tu pracuje! Teraz tym bardziej nie żałuję, że nie dałam ci się nigdy omotać. Kiepski podryw to jedno, ale olewanie spotkania… Mam nadzieję, że chociaż opłacało się wybrać ich – wskazała brwią na pokerowy stolik – zamiast niej. Przynajmniej Rosie zdążyła się przekonać, jakim jesteś gnojkiem, zanim całkiem oszalała – skwitowała ponuro i odwróciła od niego spojrzenie.
Moss to znała, sama też kiedyś była taką Rosie i byle uśmiech amanta potrafił przyprawić ją o szybsze bicie serca. Na szczęście ten etap miała już za sobą. A chłopaka też szkoda, mógłby być z niego kawał fajnego gościa, ale dokonywał złych wyborów. No to miał za swoje. Jeśli właśnie tak chciał traktować kobiety, to powinien być sprytny, a nie całkiem głupi. Należało zabronić mu wizyt w tawernie, a potem posłać po chłopaków, by go stąd wywalili. Tylko dlaczego wciąż tego nie zrobiła? Może dlatego, że wtedy połowa marynarzy wygrzewających drewniane stołki musiałaby wyjść razem z nim. W końcu to stary numer.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Przy barze [odnośnik]05.01.21 21:49
A ona wiedziała. Piwne tęczówki, nawet jeśli krzyżowały się z jego, przemienionymi w błękit, zdawały się omijać jakąś istotną część szczerości, która płynęła z jego słów. Tłusto włosy hazardzista zdawał sobie sprawę z tego, że jego stan mógł nie przypadać do gustu, jednakże wydawało się, że w żaden sposób nie został mu zabrany immunitet związany z kartą zaufania. Szukając w jej oczach jakiegoś potwierdzenia, a być może nawet zwyczajnej deski ratunku, żeby tylko zrozumieć, o cóż faktycznie chodziło wspaniałej w jego oczach barmance. Ponownie wychodził jako ten zły, ale czy miał w ogóle na to wpływ? Obserwując jej namiętne zadowolenie z piwa wylanego na jego kaszkiet, pewne było, że nie miał szans, choć tym razem było coś więcej. Przebłyski nieznajomej siły przemawiały przez drobną postać... złość?
Zamrugał kilkukrotnie, starając się połapać w całej sytuacji, choć niczym zaczarowany wędrował za jej smukłą dłonią, która zatoczyła łuk, często przypominający o sobie ślad. Dwa dni minęły szybko, choć nie na tyle, aby mocny kolor opuścił jego łuk brwiowy, co powinno stawiać go w lepszej, nieco bardziej przyjaznej dla kobiecego oka, pozycji. Tradycyjnie już Philippa przeszywała go na wskroś, przebijając wszelkie kłamstwa, które starał się skrupulatnie skrywać gdzieś za kołnierzem, który zmoczyła jednym bardzo sprawnym ruchem. Przez chwilę przez myśl przebiegło mu zrozumienie, tak po prostu musiało być. Każdy potrzebował w życiu takiej kobiety, która susząc głowę, w rzeczywistości ją topiła. Niektóre, jak Philippa, wolały topić kaszkiet. Było mu przykro, czego nawet nie był w stanie ukryć, choć szok był najbardziej widoczny spośród barwnej palety, którą czuł. Tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko odeszła, wydawało się to być jego fatum, które wiecznie odciąga od niego te najbardziej pożądane, a może robił to alkohol? Pewne było, że odczuwał to tylko po kilku głębszych, co mogło oznaczać tylko jedno, syndrom zakochanego szczeniaka, który właśnie błyszczącymi oczami patrzył na swoją wybawczynię w postaci barmanki.
- Ale... ale chwila... jakie wybrać? - powtórzył zdezorientowany, całkowicie rozłożony na łopatki tymi wszystkimi oskarżeniami, które przyswajał po raz pierwszy. Mózg zdawał się nie nadążać za dźwiękiem, a co dopiero znaczeniem wszystkich wypowiadanych zdań, choć nie winą był tu procent wesoło pomykający w żyłach, a zwyczajny szok. - Przecież ja, żem nikogo nie zapraszał! No pamiętałbym przecież! - stwierdził oczywistym tonem, patrząc tym razem na uciekającą spojrzeniem dziewczynę. Nie podobało mu się to, że stała się nagle taka wycofana, przecież musiała na niego patrzyć, kiedy ponownie dawał swoje poszarpane serducho jak na tacy, bo tylko ona wiedziała, w jaki sposób czytać z jego duszy.
- Philippa, ale... ale ja nie umiem tańczyć! - krzyknął desperacko, starając się zwrócić jej uwagę na kilka niepasujących aspektów. Przecież jedyne, o czym miał pojęcie to hazard, po co mu były jakieś tańce, kiedy siedząc, mógł jeść, pić i grać? Z dziewką też pewnie by jadł, pił i grał, no może nie w tej kolejności, ale każdy z tych etapów byłby dobry początkiem do najlepszej znajomości, o tańcach nigdy nie słyszał. - To jakbym miał tak zapraszać... - wzrok uciekł mu gdzieś na bok, bo bardziej wybełkotał, to pod nosem niż powiedział do kogokolwiek. Głupio było się przecież przyznawać do takich rzeczy publicznie, choć pulsująca krew odbierała mu nieco uwagi od reszty obserwującego ich społeczeństwa.


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Przy barze [odnośnik]06.01.21 20:14
Dawno temu uwierzyłaby w szok, splątany język i roziskrzone oczy niby niewiniątka. Łgać potrafił każdy, kto spędził trochę czasu między marynarzami. Kto w ogóle żył i odwagę miał mówić w godzinie wojny i porywach buntu. Sztuką jednak było odróżnienie prawdy od mdłego morza kłamstw, bo i taka się czasem przytrafiała. Każdy z knypków miał coś za uszami, akurat co do tego nie miała wątpliwości, ale zdarzały się przypadki nadzwyczaj szczere i prawe! Mały Jim jednak wcale nim nie był. Wiedziała, że kombinował w kartach, a jak w kartach to i w ludziach, prawda? Proste równanie. Grzeczni chłopcy nie dostają po pysku – obrywają nieco inaczej, mniej widzialnie, bardziej od życia niż od kumpli-furiatów. Philippa miała swoje teorie i sprawdzały się, więc nie widziała powodu, by tym razem robić wyjątek, choć przyszło jej do głowy, że dziewucha mogła dramatyzować. Powinna go wysłuchać? Usadzić na stołeczku i popstrykać palcami dla zabicia czasu, kiedy będzie biadolił o ciężkim życiu dokowego kmiotka? Nie, nie ma szans, nie da się nabrać temu zdezorientowaniu. Mimo to polazł za nią i rozpoczął gorączkowe wywody, angażując się, jak mało który. Argument z tańcem wydał jej się kiepski, kompletnie nietrafiony i aż uniosła wysoko głowę, by uderzyć go wzburzonym spojrzeniem.
- Tańczyć nie umiesz – powtórzyła za nim, a potem zamilkła, wyczuwając, że ta pauza okaże się słodką torturą. Najtrudniej w końcu znieść ciszę, kiedy jasne było to, że po niej pojawi się coś, czego wcale nie chcemy słyszeć. Może powinna rzucić kością. Parzyste – jest przekonujący i po prostu ma pecha. Nieparzyste – kłamie jak z nut i wyleci zaraz przez drzwi, z łomotem Oduczyła się już rozwiązywania spraw w tak kuriozalny sposób. Była dorosła i umiała przejrzeć człowieka. I on również powinien przyłapać się na szczypcie odpowiedzialności. – A gdybym to była ja, to byś się nauczył, prawda? Gdyby ci zależało, to byś raz dwa załapał ruchy i podkręcił biodra, byleby zabłysnąć przed laską i… znaleźć się bliżej niej. Nie byłoby tak, Jim? – zapytała, marszcząc czoło. – Bełkoczesz jak zagubiony chłopczyk, a mam wrażenie, że właśnie tacy starają się najmocniej. Kim więc jesteś? I o co tu do cholery chodzi?  Ja mam na zapleczu dziewczynę, która wyje, jakby ją zażynali, bo ją wystawiłeś, rozumiesz? Nie będę tolerowała takich wygłupów w mojej tawernie. Jeśli chcesz żyć ze mną w zgodzie, to pójdziesz i przeprosisz. Albo wyjaśnisz, jeśli zaszło jakieś piekielne nieporozumienie. Zrozumiano?! – Na koniec warknęła i aż zęby ścisnęła mocniej, tarmosząc go już samym spojrzeniem. – A potem… - dodała ciszej, nieco już spokojniej, a włos przestał się jeżyć. – Jak ładnie poprosisz, to może cię nauczę tańczyć. Ile ty masz lat? Wszyscy tańczą, też na pewno potrafisz, mały Jim. Jesteś graczem czy niedorajdą? – wysyczała, pociągając go za ten mokry frak. – Weź się w garść. Chyba za dużo dłubiesz w kartach i całkiem zbzikowałeś. I chodź za mną, dam ci ręcznik… - mruknęła ponuro i pokręciła głową. Obróciła się w kierunku baru.
Faceci. Trzeba ich za rękę prowadzić, bez bab dawno by zginęli. Nie zdziwiłaby się, gdyby to baby rozpętały całą tę wojnę. Miała tylko nadzieję, że było mu głupio, że czuł palący wstyd i aż go piekły pięty. Może pójdzie po rozum do głowy i dojrzeje. Zbyt często czuła się w Parszywym jak niańka w przedszkolu. Podnosili łapska, a Filipka dawała piciu. Napluli na podłogę, to przynosiła szmatę. Lubiła to, lubiła ich, ale jednocześnie nie znosiła najbardziej w świecie.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Przy barze [odnośnik]07.01.21 4:10
I jak tutaj nie ulec? Ciemnowłosa była tylko i wyłącznie jego utrapieniem, które zwyczajnie doprowadzało go do szału. Być może wraz z umiejętnościami tanecznymi potrafiłby docenić piękno figur, które zatrzymywano z nie lada gracją, wychwytując najważniejsze z ujęć w bezruchu. Niestety jego zrozumienie było dokładnie tam, gdzie zdolności, czyli w punkcie zero, najgłębszym zero, jakie zwykle osiągał, kiedy bardzo mu zależało. Wychodzenie na głupka ewidentnie było gdzieś w jego kodzie genetycznym, o czym też niezbyt starał się myśleć, bo w końcu, jakim go matka stworzyła... takim musiał być, ot co!
Uciekający wzrok mówił raczej wiele, choć brunetka nie wyglądała na przekonaną, mimo to metamorfomag nie miał zamiaru tak szybciutko się poddawać. Być może wyglądał na totalną niedorajdę, jednakże to duch się liczył, a nie niechlujna postura porciarza, którą przybierał przy każdej przyjaźniejszej okazji. Pośród wszystkich swoich wcieleń, to właśnie hazardowy śmieszek był tym najbardziej wyluzowanym z całej ferajny, którą rudzielc stworzył na przestrzeni miesięcy, jeśli nawet nie lat! Niestety oznaczało to również, że jegomość ten musiał również najbardziej uganiać się za pannami, bo przecież cóż to byłby za portowy chłop bez napitku i kości w ręku oraz kobiety na kolanie? Nie oznaczało to, że widział siebie z panienką Moss na kolanku, a skądże, choć propozycja ta była bardzo kusząca, to głupio było mu sobie nawet to wyobrażać, przecież była wspaniała, przez duże W. Zwyczajnym plugastwem było coś takiego myśleć, dlatego metamorfomag ze zgrabnością i zwinnością słonia zwyczajnie odchodził od tematu, trzymając się tego, co faktycznie miał i powinien pielęgnować, a była to przyjaźń. Sam nie wiedział zbytnio, czy tyczyło się to głównie samej przyjemności, którą były niezastąpione trunki, czy też sama atmosfera Parszywego, która nie obeszłaby się bez poirytowanych barmanek.
- No przecież ja nie wiem co za tańce do ciemnego Merlina! - poddał się w końcu, próbując złapać jej wzrok pomimo piekących polików, które kolorem wtórowały jego czerwonemu nosowi. Być może bełkot nie był zbyt zrozumiały, choć naprawdę starał się nie mówić niczego pod nosem, bo mogło to oznaczać tylko i wyłącznie powtórkę spotkania ze złością Hagrida, a to ostatnie czego faktycznie szukał. Wydawało mu się, że jego szyja zginęła gdzieś w trakcie tej rozmowy, która opierała się głównie na nieporadnej próbie wytłumaczenia przez pijaczka, że jakakolwiek umówiona schadzka na ten wieczór była jednym, wielkim niedopowiedzeniem. Tylko dlaczego przez ten cały czas metamorfomag miał wrażenie, że jest karcony za kogoś przewinienie i co gorsza, czuł się winnym? Czy mrożący krew w żyłach wzrok barmanki tak mocno wpływał na hazardzistę? Z drugiej strony, któż nie czuł respektu przed osobą, która na skinięcie palca miała więcej, niż on mógłby zamarzyć? Był tylko gościem, nie członkiem rodziny, co oznaczało dostosowanie się do zasad, nawet tych najbardziej odbiegających od jego widzimisię.
Błękitne tęczówki momentalnie wlepiły się w barmankę, która złapała go za lekko przemoczone ubrania. Nie wiedział, czy bardziej wstydził się faktu, że powiedziała na głos, jaką jest niedorajdą, czy też tego, że oficjalnie oświadczyła, że nauczy go tańczyć! Wydawało się, że wygrał na loterii, jednocześnie tracąc wszelaką wiarę w wygraną, która była przecież w jego kieszeni. Podniósł się z siedzenia, nawet nie patrząc na swoich towarzyszy, którzy mądrze wycofali się z tej zero-jedynkowej sytuacji. Każdy wiedział, kto tutaj rządził i nikt nie miał zamiaru zgłosić słowa sprzeciwu, który oznaczałby tylko jedno. Natychmiastowe wyjście, a przynajmniej tak mocne wrażenie robiła panienka Moss, która odwróciła się w stronę baru. Mimo to znalazł w sobie na tyle odwagi, żeby lekko złapać ją za nadgarstek, bardziej chcąc zwrócić na siebie uwagę i złapać piwne tęczówki, które przecież najlepiej z niego czytały nawet z podniesioną gardą.
- To nie jest tak, że z kimkolwiek się umawiałem. Przecież dobrze wiesz, że bym nie zrezygnował z żadnej schadzki! - nie brzmiało to zbyt dobrze, ale zorientował się o tym, dopiero kiedy sam się usłyszał. - Nie tak, że mam ich mnóstwo... no ale pamiętam, dobrze? Głupio byłoby nie pamiętać! - wytłumaczył koślawo, próbując jakoś uratować swoją twarz. - Przecież w domu się nie robi bajzlu, toż nikogo tu nie tykam! - dziwnym trafem znalazł jeszcze język w gębie, śmiało kończąc swój krótki wywód, do którego nie potrafił odnaleźć odpowiednich słów, czyżby zbyt dużo napojów wyskokowych panie Weasley?


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Przy barze [odnośnik]07.01.21 19:18
- W takim razie… co ty wiesz, co?! – fuknęła, wznosząc się aż na piętach, bo jednocześnie wypuściła energię, która już dłużej grzecznie usiedzieć nie mogła. Oddech irytacji kręcił się wokół boskich ust i, jak Merlina kocham, lepiej się do niej nie zbliżać. Wkurzało ją już to pieprzenie bez sensu i odwracanie kuguchara ogonem. Mącił, drażnił, grał w kulki, a ona miała w tej chwili lepsze rzeczy do roboty od prowadzenia go za rękę w i tak już krytycznej chwili. Nie zapominajmy, że dalej była w pracy. Przy barze gromadziła się kolejka, a zniecierpliwione oko pijaka pogwizdywało w wyraźnej sugestii – i tym razem to nie były pochwalne melodie dla jej spódniczki. Suche gardła piratów potrzebowały pilnego nawodnienia, a Moss stała tu  z tym głupkiem, pozwalając na żałosną grę w kotka i myszkę. Tymczasem należało Jima przełożyć przez kolano i potraktować szorstką miotłą. Może wtedy przestałby gadać jak potłuczony. Philippa nie była głupią panieneczką, która jak gąbka wchłonie byle kit. Znała się na tych numerach i miewała naprawdę dużo cierpliwości do takich wymoczków, ale teraz zaczynało jej się już dłużyć. Powiedziała już wszystko, co chciała i teraz powinna powrócić do obowiązków, zanim drewniane kolumienki zadrżą przerażone pokrzykiwaniem, a potem całe piętro zwali im się łeb – albo gorzej: całe to stado spragnionych morskich wilków. Chciał się przekonać, jak to jest? Wcale nie miała w obowiązkach rozwiązywania damsko-męskich zagadek i wycierania mokrych oczu. I jemu i jej przyszła jednak z pomocą i naprawdę był kretynem, jeśli nie doceniał tego, nie spróbował nawet włożyć odrobiny wysiłku, by przenalizować całą sprawę bardziej trzeźwym okiem. To był winny czy nie? Jasna cholera. Aż musiała odłożyć tacę na pierwszy lepszy blat, a szkło zadzwoniło niebezpiecznie. Kilka dodatkowych par oczu zaczęło się po nich ślizgać z wyraźnym zaintrygowaniem.
Kiedy odeszła, złapał ją, znów ryzykując. Rozwiązać sprawę chciała sprawiedliwie, ale bez pobłażania tym, którzy na to nie zasługiwali. Skończyła i liczyła, że jak potulny kundel przyjmie pomoc i zastosuje się do instrukcji. Komenda przecież była prosta i raczej serdeczna. Czego znów nie pojmował? Obojętne oko zawiesiła na wyciekającej z jego nosa pianie. To nie było nawet obrzydliwe. Widywała widoki bardziej marne od tego, a dwa proste zaklęcia mogły przywrócić go do dawnej… elegancji. Biały puch na wąsach, policzki już raczej nagie, choć błyszczące w mdłych światłach Parszywego. Wzrok przeniosła w końcu na dłoń, która utknęła między jego palcami. Skurczybyk. – No pewnie, że byś nie zrezygnował. Niewiele ich masz, to i każda na wagę złota – odpowiedziała kąśliwie, pozwalając sobie na dość złośliwy uśmieszek. Patrzyła mu bezczelnie w oczy, czując, że wciąż stoi ponad nim, że dominuje, choć jest niższa i znacznie mniejsza. Tutejsi jednak dobrze wiedzieli, że w drobnym ciele kryła się prawdziwa smoczyca, która nie lubiła, gdy ktoś ją lekceważył. Jim tymczasem wystawiał własny spektakl na jej terenie i ani myślał przestać. Tak się nie będziemy bawić. – A więc to twój dom – stwierdziła jak ten mędrzec: statecznie i nieco ochryple. – I nie śmiałbyś nikogo tknąć… - zanuciła, czyniąc krok w stronę łapserdaka. Ścierę wyjęła z kieszeni i przetarła mu nią twarz, choć stanąć musiała aż na palcach. Owinęła materiał wokół jego szyi i przy jego pomocy przyciągnęła go bliżej siebie, że aż się pewnie biedak musiał zgarbić. Zmrużyła oczy, przedłużając tę chwilę niepewności. – To się zachowuj porządnie, Jim. Nie chcesz tego stracić. Nie zmuszaj mnie, bym cię stąd wygoniła. A jeśli gardzisz pomocą, to radź sobie sam. Nie zamierzam więcej wokół ciebie latać jak pieprzona bahanka – burknęła, zwalniając go z uwięzi. Uczyniła krok w tył. – Muszę wracać do roboty, rum się sam nie porozlewa – odpowiedziała znacznie swobodniej i wróciła za bar, mając zupełnie w nosie to, jak on sobie z tym poradzi. Do szkieł przelała zamówione alkohole, ignorując lepkie uczucie pod butami, które zdawało się jej uparcie przypominać, że podłoga wokół pokerowego stolika czekała na wyszorowanie. Zajmie się tym za chwilę.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Przy barze [odnośnik]08.01.21 22:30
Rozszerzył oczy w nagłym szoku, bo przez chwilę zaświtało mu, że był to ten ważny moment, kiedy miał zachować swoją nieustanną czujność! Możliwość odczuwania sielanki było wręcz uzdrawiającym czasem, z którego korzystał w pełni, ponieważ pozwalał sobie na 'wyluzowanie' bardzo, ale to bardzo rzadko. Wciąż był w stanie precyzyjnie wycelować różdżką w bardziej natrętnego jegomościa lub co gorsza, jakiś felerny napad, jednakże największy cios nie został wyprowadzony od jakiegoś byle nieznajomego, a barmanki. Każda portowa moczymorda wiedziała, że kobieta pracująca przy barze była świętością na równi z matką, bo i napoi i wytarmosi za uszko i oczywiście powie nieco przykrych słów o bardzo miłym wydźwięku, to nie tak, że ktokolwiek był pijany, a skąd!
- Hej, nie wyzywaj mnie od gamoni! - zawołał ze swoim nierozłącznym dowcipem, który nieco rozświetlił jego twarz, bo pomimo swojego luźnego stanu, wciąż potrafił wyczytać co nieco pomiędzy wierszami. Oczywiście pojmował z lekkim opóźnieniem, ale nie było to jednoznaczne z pełnym otępieniem, co to, to nie, choć wciąż pozostawała zagadka związana z panną, którą miał zabrać na tańce. Wszystko to wydawało się skrajnie nielogiczne, choć najgorszy był brak wiary ze strony ciemnowłosej, która przecież i tak potrafiła prześwietlić go przez każde kłamstwo... a może mówiąc prawdę stanie się najlepszym oszustem? Czy był to jakiś sposób godzien jego uwagi?
Niestety jej kolejne słowa pozbyły go wszelakiej chęci do dalszej zabawy, bo przecież jego ulubiona barmanka posądzała go o brak amorów w życiu. Gdyby metamorfomag posiadał pióra, z pewnością byłyby nastroszone, a ze względu na ich brak, zmusił się jedynie do jednoręcznego poprawienia kaszkietu na głowie. Bezczelna smarkula, ot co! Weasley wiedział, że gdyby wziął ją w obroty, ta zapomniałaby, gdzie jest niebo, a gdzie ziemia, choć bolesna pamiątka po ochroniarzu skutecznie odciągała go od wysławiania się w sposób mało kulturalny. Pięść Hagrida dobrze wybijała głupie pomysły z głowy, szczególnie w pomieszczeniach, jak choćby to, w którym się znajdowali. Na szczęście dziewczyny wziął jedynie kilka głębokich wdechów, które zaraz zniknęły pomiędzy jej dalszą triadą. Niestety po raz kolejny wzięła go z zaskoczenia i zdecydowanie zbyt nie w stanie, żeby miał jakąkolwiek szansę oporu. Poddał się temu czyszczeniu twarzy i wycieraniu tych samych brudów o kark. Sam już nie wiedział, czy to jego stan, czy też rzeczywistość powodowały, że oczy ciemnowłosej migotały. Bardzo możliwe, że to właśnie ten widok powodował, że chłopaczyna był w stanie jakoś przełknąć słowa, które dotarły do niego po czasie.
Bahanka, latanie, pomoc, tykanie, potańcówka, brak umiejętności... mógłby tak wymieniać na okrągło, jednakże nie w jego stylu było posępne przetwarzanie, on potrzebował akcji i atrakcji! W tym samym momencie zaświtała mu dosyć dziwaczna myśl, za którą szybciutko ruszył bez przeszkód. Skoro jakaś barmanka tak bardzo chciała się z nim spotkać, to przecież nie mógł jej odmówić, czyż nie?
- Dobrze, zaprowadź mnie do tej panienki. Spytam się jej, o co chodzi. - nawet ciężko było określić, czy był to ton zrezygnowany, czy też zwyczajnie zamyślony. Ciężko było mu sobie przypomnieć, kiedy przetransportował się ze środka sali, ale w tym momencie przecież nie było to tak diabelnie istotne. Szybko kalkulując, oparł się o bar, za który tamta wróciła. - Wiem, pamiętam, mam ją ogarnąć do roboty, nie jeszcze bardziej rozbić. Masz to zagwarantowane, o ile nauczysz mnie tańczyć, jak obiecywałaś. Panowie poświadczą, że tak było. - przytaknął figlarnie, odzyskując nieco werwy i portowego, chuligańskiego uroku. - Prowadź! Jeśli jakaś panna chce się ze mną spotkać, grzechem byłoby wyprowadzać ją z błędu. - stwierdził finalnie, puszczając oczko barmance. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo potrzebował tego wylanego piwa w swoim przełyku... cholerne kobiety! Dobrze, że panowie przy barze byli wyrozumiali i jednoczyli się z jego słowami, a przynajmniej taką miał nadzieję!


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Przy barze [odnośnik]09.01.21 14:50
Jak marynarzyk łapiący się byle deski pośrodku rozbestwionego oceanu, jak ten rozbitek odnajdujący butelkę rumu pośrodku samotnej wyspy i jak biedna dziwka podciągająca kieckę przed obleśnym dziadygą. Wszyscy chcieli ratunku i każdy musiał się poddać. Spotkało to i Małego Jima, gdy Philippa straciła zainteresowanie jego biadoleniem i wróciła między swoich. Rechot szczerbatych piratów wtórował jej złośliwym spojrzeniom. Obojętniała jednak wraz z każdą odkorkowaną butelką i garścią miedziaków przechwyconych pośpiesznie w drobną rączkę. Nie byli zbyt hojni, bo i czekali dość długo. Powinna to przewidzieć i nie zajmować się więcej tymi cudakami, kiedy swoi chłopcy wołali o uwagę. Nauczyła ich już, że w tym miejscu to ona wyznacza tempo i jak rozkaże czekać, to mają czekać, ale bywali dzicy, zupełnie nieokrzesani i nieprzykładni. Głupi był ten, kto wierzył, że spragniony wódki chłop usiedzi grzecznie przy stole, a na koniec z wdziękiem potrząśnie sakiewką. Przez drzwiczki na zaplecze ulatniać się zaczął zapach smażonej ryby, piętrzyły się karteczki z zamówieniami, fruwały głodne posapywania przy okrutnie wygrzanym przez męskie łapska barze. Robiło się gorąco. Związała włosy w luźną zbitkę, na dziwkę, nie damę, po czym otarła lekko wilgotne dłonie o spódnicę. Popatrzyła na wąsacza, który jak ten szczeniak przypałętał się ufnie, obiecując już, że będzie grzeczny. Och, tak, przecież dobrze wiedziała, że to kwestia porzucenia i utraconej uwagi.
Ginął ten Jim w morzu przekrzykujących się jednookich bohaterów. Czego jeszcze? Pokręciła głową i sięgnęła do szafki pod barem, by wydobyć wieżę naczyń. Nie było mowy o przyjaznym poklepaniu go po plecach i wskazaniu palcem. Byłoby zbyt łatwo, w dodatku to kiepska pora na oprowadzanie po zapleczu.
– Pójdziesz tam sam. Jestem zajęta – obwieściła, wysuwając pełne szkła w stronę zachwyconych męskich pysków. Zgarnęła szybko monety i przeleciała blat ścierą, bo towarzystwo lubiło spijać na lepko. Zerknęła na niego ledwie przelotnie. – Wejdziesz tam – głową wskazała na drzwi do kuchni. – I znajdziesz ją w kolejnym pomieszczeniu, pewnie wciąż siedzi w kącie. Możesz do Cristiny puścić oko, dać znać, że ci… pozwoliłam. Byle nie za długo. Cieszę się, że załapałeś. Przyda mi się Rosie za barem. Idź, zrób coś dobrego – ponagliła, krzywym uśmiechem reagując na rosnącą kolejkę do baru. Zlecieli się jak w sobotę na targu w dokach, kiedy przyjeżdżał towar ze wsi i każdemu się marzył twaróg, bo ile można jeść ryby. – Pogadamy, jak się trochę rozluźni, Jim. Może nawet kolejne piwo nie wyląduje za twoim kołnierzem – mruknęła, wyciągając kolejne szkła. – Ja dotrzymuję słowa. I liczę, że ty również. Będziesz tańczył jak dziewczynki na scenie – odpowiedziała nieco zniecierpliwiona kręcącą się tu bandą. Banda jednak rozochociła się na te słowa i wieść się po sali rozeszła. Długo nie trzeba było czekać. Stuknęli się kuflem, a gęsta piana wyskoczyła między czerwone twarze. Od razu im smakowało lepiej. Philippa i Jim będą tańczyć. Niektórym wyobraźnia rozkręciła się aż za bardzo. – Tylko otrzyj jej te oczy, zanim rozwalą mi bar – podrzuciła, powstrzymując odruch zdzielenia go ścierką dla popędzenia. Niech idzie i załatwi sprawunki. Moss nie miała dwudziestu rąk, by zwilżyć tyle gardeł jednocześnie, a ta spokojna melodia z grającej szafy zupełnie rozmywała się pośród głośnych rozmów. Tu nikt nie chciał się uspokoić, nikt nie chciał być cierpliwy. Ona musiała. Życie w Parszywym toczyło się dalej.

zt
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Przy barze [odnośnik]09.01.21 22:50
Życiodajna werwa wróciła, a wraz z nią pomyślunek, który niemalże od razu rozświetlił mu drogę. Bardzo dobrze wiedział, w jaki sposób należało zakręcić wąsem, co by panienka nie uciekła na jego widok, jakby był pierwszym lepszym chłystkiem bez stylu. Wprawdzie formą odbiegał nieco od dnia codziennego, ale lepsze było to niż kapitulacja, którą wcześniej przeczuwał nieco mocniej. Na szczęście deska ratunku nadeszła równie szybko, jak cały sztorm rozbijający jego wieczorny, wesoły stateczek, w postaci ciemnowłosej burzy włosów.
Błysk w oku zaraz przemknął po błękitnych tęczówkach, które starły wcześniejszy szok wywołany nowymi rewelacjami. Weasley miał jednak pewną zdolność do adaptacji pozwalającej mu dowolnie zmieniać zarówno wizerunek, jak i zachowanie. Miesiące szkoleń robiły swoje, choć to nie one pozwalały mu dogrywać się niczym kameleon, a emocjonalne impulsy odczuwane w tym konkretnym stanie niemalże podwójnie.
- Rosie, barmanka. Zaraz ją przywołam do porządku. - błysnął sprawnym umysłem i przelotnym uśmiechem skierowanym w stronę Philippy. Dobrze wiedział, że mają widownię i choć zwykle unikał centrum sceny, tak tym razem pozwolił sobie na nieco bardziej rozluźnione pasy. W rzeczywistości, to właśnie chwile bycia portowym wesołkiem były jedynymi momentami, kiedy mógł przejść w rolę głównego bajduranta. - Panowie, proszę wypić kolejeczkę na moje szczęście, a przyjdzie jeszcze jedna piękna pani! - jego humor zawtórował dosyć wesołemu uśmieszkowi. Jego dłonie w stresie zaczęły stukać o blat baru, co powinien jej powiedzieć? Może jeden z tych dowcipów, które Peter opowiedział dzisiaj na targu? Wulgarność przecież bywała czasem pociągająca, choć czy to była tamta, która tak rubasznie dzieliła fascynację do wielorybów?
Słodkie słowa obietnicy nieco dodały mu otuchy, która wypełniła całe jego ciało, aż po same uszy! Każdy już wiedział, że będą tańcować, a z pewnością metamorfomag nie miał zamiaru rezygnować z tychże wspaniałych chwil, kiedy wprawdzie mógł zrobić z siebie głupka, jednocześnie ucząc się czegoś. Chmielowy posmak w ustach jednak dodawał mu odwagi i pyszałkowatości, że też wszystko się ułoży i nie wyjdzie na jakiegoś tragicznego bawidamka co, zamiast stawiać kroki na podłogę woli okaleczać panienki. Szybciutko ocucił się z letargu w końcu czekało na niego zadanie, a dzisiejsze było mu niestraszne!
- To zdróweczko! - powiedział do pijących już dżentelmenów przy barze. Kolejne były już tylko kroki. Raz lewy, raz prawy, może dwa razy był prawy, bo w końcu Cristinę trzeba było przepuścić w drzwiach. Jedno mrugnięcie nie wystarczyło, tym razem w grę wchodziły tylko dwa, co oczywiście zrobił od razu. Teraz już zostało tylko odpowiednio poprawić kaszkiet. Zostały przed nim tylko jedne, jedyne drzwi! Później stworzona zostanie tylko historia.

| zt


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Przy barze [odnośnik]24.01.21 15:19
jakaś data

Nowy wspaniały Londyn, tfu, kurwa, spoglądające na nas pomniki miłościwie nam panującego Wielkiego Wodza sprawiały, że dreszcz biegł mi po kręgosłupie, za każdym razem miałem wrażenie, że kamienne ślepia śledzą każdy mój ruch, że on wie, że wcale nie powinno mnie tu być. Stolica wydawała się jakaś smutna bez tłumów mugoli przewalających się przez ulicę, bez biegających wkoło dzieciaków i staruszków grających w szachy w lokalnych parkach. Starli ze ścian plamy krwi, ale w powietrzu wciąż unosił się metaliczny zapach śmierci. Wzdycham przeciągle, zatykając kciukiem ustnik butelki stojącego przede mną Czarnego Ale; jest ciężkie i gorzkie, a co więcej wprawia mnie w iście ponury nastrój, nie pomaga wczesnojesienna, pochmurna aura - myślę o samych tragediach, o śmierci, cierpieniu i pogrzebach, szczególnie, że wcale nie tak dawno temu dostałem zlecenie wymalowania pośmiertnego portretu samego sir Alpharda. Z lady Black nie spotkaliśmy się jeszcze w celu omówienia szczegółów, ale mniemam, że nastąpi to w przeciągu ledwie kilku dni; czy podołam? Magiczne portrety miały to do siebie, że artysta przekładał nań swoje subiektywne zdanie o portretowanym, a to o lordzie Alphardzie miałem dosyć... marne, z pewnością nie takie, jakby chciała jego rodzina. Wzdycham przeciągle kierując spojrzenie na brudne okna, deszcz dudni w szyby, zmywając z nich portowy kurz. Tutaj też było inaczej odkąd rządził Goyle. Być może miało być lepiej, a wyszło jak zwykle - chujowo. Powoli przesuwam dłonią wzdłuż szyjki butelki, równie niespiesznie podnosząc ją do ust. Spijam kilka łyków z przykrością zauważając, że butelka jest już w połowie pusta. Z cichym trzaskiem odkładam ją na blat, po czym krzyżuję na nim ręce i powracam spojrzeniem do twarz pani Boyle, która stoi gdzieś za barem - Ech, pani Boyle, czemu ten świat musi taki być? - pytam - Taki do dupy niepodobny, po co ludziom ta władza, po co te pieniądze? Co nam, zwykłym ludziom z tego przyszło? Głód i jeszcze większa bieda... Czemu ta wojna bogatych, najbardziej odbija się na biednych? - takie mnie męczą filozoficzne rozterki, a przecież pani Boyle chodzi po tym świecie dłużej ode mnie, swoje przeszła, może zna odpowiedzi. Mrugam leniwie, wspierając brodę na nadgarstku i opuszczam spojrzenie na karty tarota - Jak to jest, tak umieć zerkać w przyszłość? Nie boi się pani tego co tam zobaczy? - pytam dalej, ja bym się chyba bał, z drugiej strony umiejętności wróżenia wydawały się całkiem interesujące, szkoda, że w Hogwarcie myślałem inaczej i miałem wywalone na wróżbiarstwo. Niemniej podobno nigdy nie było za późno na naukę - W sumie mogłaby mnie pani nauczyć stawiać tarota? - przekrzywiam głowę na jedną stronę i ponownie unoszę butelczynę do ust. Ciężkie i gorzkie Czarne Ale przelewa mi się przez przełyk, uprzednio zostawiając na ustach swój charakterystyczny posmak, który szybko ścieram nadgarstkiem.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Przy barze [odnośnik]26.02.21 10:34
Nowy dzień, te same problemy. Przygotuj bar, nakrzycz na pracowników, żeby trochę sprawniej pracowali. Ceny były wysokie, jedzenia z kolei mało. Dodaj trochę wody do niektórych alkoholi, żeby starczyło na dłużej. Pozałatwiaj dostawy z nie-wiadomo-jakich miejsc. Udawaj, że niektóre dania są bogatsze, ale wcale tak nie jest. Musiała kombinować i zwyczajnie miała wszystkiego dość. Miała dość Parszywego… ale w sumie kiedy nie miała go dość? Boyle’a nic nie obchodziło, on sobie siedział na zapleczu, palił papierosa i popijał piwo, które zwędził spod laty.
Jak tu nie wzdychać ciężko? Ponurym spojrzeniem obserwowała gości i zastanawiała się co robić. Byleby tylko dzisiaj żaden marynarz nie zamierzał posikać się jej na ścianę… bo zwyczajnie urwałaby takiemu delikwentowi łeb albo cisnęłaby w niego jakimś nieprzyjemnym zaklęciem. A ostatnio była dość nerwowa i znowu zaczynała krzyczeć po niemiecku, jeżeli goście zaczynali burdę. Dosłownie wszystko było w stanie wyprowadzić ją z równowagi. A mogła się rozwieść i wrócić do Niemiec… albo wyjechać gdziekolwiek, byle jak najdalej od parszywego lokalu… ale nie, miała to głupie poczucie wdzięczności wobec tego przeklętego starego psa Boyle’a.
Rzucała na ścierki i miotłę Facere, żeby tylko doprowadzić lokal do błysku. Względnego błysku, bo obawiała się, że nawet Chłoszczyć ani żadne inne zaklęcie nie pomogłoby przy niektórych plamach na podłodze i ścianie. Przeklęci przemytnicy i parszywcy, a najbardziej przeklęci z nich wszystkich byli marynarze. Merlin wie czym handlowali. A gdyby tak wszystko rzuciła? Nie, nie mogłaby tak po prostu zostawić biznesu, w który włożyła pół swojego marnego życia.
Przysłuchiwała się wywodowi Bojczuka, który zaczął filozofować. Może innego dnia miałaby na to nastrój, ale dzisiaj… ech, nie wiedziała sama. Zadawał pytania, które wymagały przemyślenia wielu rzeczy, a ona miała na głowie swój biznes i wyciągnięcie go z dołka, w który mogła go wpędzić wojna. Nie była w nastroju na rozmyślania.
Nie mam pojęcia – odpowiedziała mu krótko. Przypomniało jej to trochę o sytuacji z lat trzydziestych w Niemczech. Wtedy jej rodzina też nie miała zbyt wiele do jedzenia i tylko dlatego, że jej mama była trochę ciemniejszego koloru skóry (sama nie do końca rozumiała o co wtedy chodziło). – Ale tak najwyraźniej już tak jest – westchnęła ciężko, zwyczajnie godząc się z faktem, że byli zapomniani przez wszystkich. Żaden rząd nie interesował się ludźmi, którymi rządził. Ani ten Malfoya, ani ten Longbottoma. Kogo by obchodzili tacy jak ona czy Bojczuk, kiedy mieszkali w przytulnych domkach i zawsze mieli co zjeść? I nigdy nie musieli myśleć o zarobkach? – Wojna minie i wszystko wróci do porządku… – Tylko czym był ten porządek? Ech! – Szkoda tylko, że ta cała wojna nie może doprowadzić do porządku tych przeklętych marynarzy – dodała, zerkając w stronę jednego ze stolików, przy którym mężczyźni zaczynali fałszować jakąś morską balladę.
Zerknęła na chwilę w stronę zaplecza, chcąc ocenić czy mieli wystarczającą ilość bimbru na dzisiejszy wieczór. Jeżeli ci goście zamierzali tyle bić… to lepiej, żeby rozwadniać im ten bimber. Nie chciała, żeby jej klienci rozpoczęli burdę, ale jeszcze bardziej nie chciała, żeby przyczepili się do braku alkoholu.
Bojczuk najwyraźniej nie zamierzał dzisiaj zostawić jej w spokoju. Lubiła go, choć był specyficzny, więc może dlatego i tolerowała jego ciągłą gadaninę. Przynajmniej tak długo, jak długo nie zamierzał niszczyć jej lokalu lub wchodzić w bójki (które znowu mogłyby zniszczyć jej lokal). Jednak nie spodziewała się, żeby zadał jej pytanie dotyczące jej pracy i daru, który otrzymała od losu. Przystała na moment i uważnie przyglądała się jego twarzy, jak gdyby chciała ocenić czy może sobie z niej żartował, czy może naprawdę chciał wiedzieć jak to było.
To zależy – odpowiedziała mu. – Nie boję się patrzeć w karty, ale boję się momentu, kiedy niespodziewanie dostaję wizję, bo nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie. – To zawsze było nieprzyjemne uczucie i najczęściej niespodziewane. Jego kolejne pytanie zaskoczyło ją jeszcze bardziej. – Mogłabym, ale pod dwoma warunkami – odpowiedziała dopiero po chwili przemyśleń. – Poprosisz później tamten stolik o danie lokalowi dobrego napiwku i dasz mi choćby knuta, bo nigdy nie wróżysz ani nie uczysz kogoś wróżbiarstwa za darmo.



nectar and balm
Dorothea Boyle
Dorothea Boyle
Zawód : Szefowa Parszywego; tarocistka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.
Śniada jestem, lecz piękna.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8286-matilda-dorothea-boyle#239983 https://www.morsmordre.net/t8307-friedel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8309-skrytka-bankowa-nr-1867#240509 https://www.morsmordre.net/t8308-d-boyle#240506
Re: Przy barze [odnośnik]03.07.23 17:16
5 sierpnia 1958 r.


Podeprzyj bracie ciężki łeb, na ławie ze mną siądź.
Posłuchaj, a opowiem Ci dziwną historię mą,
Jak za żeglarski trud i znój odpłacił mi się los,
Że Anglii mej wysoki brzeg już tylko wspomnień mgłą.

Zafalowała w powietrzu dłoń dzierżąca pienisty kufel, jakby był on co najmniej wojującą szablą. U progu kilka złocistych kropel wcisnęło się w czarną niczym węgiel, półprzezroczystą tkaninę na dekolcie. Zastygłam, gdy za moimi plecami trzasnęły cierpiętniczo wrota do pirackiego przybytku. Prawie czułam, jak wilgotne plamy wsiąkają w cienki materiał, by dręczyć chwilę później pokrytą blizną skórę. Nie opuściłam głowy. Objęłam chłodnym okiem krajobraz tutejszej pijalni. Smród, wrzawa i bezprawie. Tania siła robocza, po której trudno spodziewać się szczególnej dbałości. Gdybym ubrała spódnicę, ta z pewnością starłaby z podłóg wymiociny, zanim zdążyłabym przedostać się do okupowanego gęstym uwielbieniem kontuaru. Miałam spodnie. Może to i dobrze, bo wystarczyło złowić kilka ciekawskich spojrzeń, by zorientować się, że już zostałam bardzo dobrze zauważona. Przychodziłam jak nieswoja i z pewnością zrobią wszystko, by dowiedzieć się więcej - by dowiedzieć się, czego chciałam. Miałam interes, z bez wątpienia. Bardzo konkretny interes dla uszu jednej jedynej osoby. Uczyniłam dwa powolne kroki. Nade mną zawieszony na rdzawym łańcuchu drewniany żyrandol kołysał się nerwowo. Przede mną chłop z przepaską na oku ściskał nad głową stołek i Merlin jeden wie, na czyj łeb zamierzał go wcisnąć. Wszyscy byli mi obojętni. Otoczenie, które musiałam znieść, by wreszcie dosięgnąć celu.
Skręciłam w lewo, przez chwilę wąska alejka między ławkami pozwoliła mi zagarnąć dla siebie resztki swobody. Dalej zagłębiać się nie musiałam. - Który? - wysyczałam, do światła wyciągając twarz skrytą pod kapturem. W stronę jednego z, jak podejrzewałam, bardziej trzeźwych bywalców powędrowała kartka z imieniem i nazwiskiem. Mój rozmówca podrapał się po kręconej brodzie i zamyślił, wypuszczając z ust niepewny, przeciągający się w nieskończoność jęk. Dłoń z sakiewką wydostała się z mojej kieszeni i zabrzęczała w słodkiej pokusie. Czarny paluch natychmiast wskazał mi właściwy kąt, a potem łakomie popatrzył na nagrodę. Wcisnęłam mu ją w łapsko, pozwalając sobie przy tym na dość pogardliwe spojrzenie. Nietrudno zgadnąć, że te monety nie wyjdą z tej tawerny. Wszystkie trafią za bar, wprost do kieszeni zuchwałych barmanek. Jego głupota.
Złodziej, którego szukałam, być może miał nieco inne standardy od pozostałych. Nie rechotał razem z nimi ponad stołem pokerowym, nie moczył brody w wódce i nie sprawdzał, co się kryło pod przykrótką spódnicą obsługi. Siedział w kącie. Widok musiał mieć jednak całkiem niezły. Przebijałam się przez plątaninę stołów i krzeseł, kompletnie ignorując zainteresowanie, jakie wzbudzałam. Wiedziałam, co mówiono o tych okolicach. Nie nosiłam żadnych widocznych, cennych symboli na szyi, nie kusiłam błyszczącymi pierścieniami, nie nęciłam odsłoniętymi ramionami. Byłam wysłannikiem śmierci, ktokolwiek liczył na łup czy uciechę - najpierw spojrzy kosturze prosto w oczy. A potem posmakuje własnej krwi. Choć prowokacji jako takiej unikałam, wiedziałam, że nie zdołam odpowiednio wtopić się w tłum. Obce, gorączkowe szepty już teraz ślizgały mi się po plecach, nie potrafiąc dosięgnąć do sekretu, który przynosiłam. Bezdusznie miałam ich wszystkich skazać na męki. Śmierć lubiła ciekawskich. Szybko lądowali w jej ramionach.
Nie poprosiłam o pozwolenie. Usiadłam naprzeciw młodego mężczyzny. Krzesło wyraźnie zaskrzypiało niezadowolone z niespodziewanego ciężaru. Tu wszystko gotowe było rozpaść się przy jednym błędnym ruchu. Dłonie złożyłam pod brodą i popatrzyłam głębiej w oczy tego, który odbierał ludziom życiowy dobytek. Raczej nie wiedział, kim jestem i czego mogłam od niego chcieć. Dlatego zanim padło jakiekolwiek słowo, wyciągnęłam kawałek zapisanego pergaminu. Jeszcze jedno imię i nazwisko. Musiał je dobrze znać. - Odbierz mu to, co trzy noce temu wykradł z magicznego cmentarza. Z trumny. I przynieś mi - oświadczyłam pewnym głosem, choć cichym na tyle, by natarczywe uszy nie zdołały wyłapać szczegółów. W tym względzie lokalizacja tego stolika była wręcz wyśmienita. Mężczyzna miał szczęście - dobre zlecenie znajdowało go samo. Widocznie wieści o jego zdolnościach zdołały spłynąć korytarzami tego miasta. - Nie pożałujesz - wyszeptałam, mając dla niego wyłącznie mocne, stałe spojrzenie, które nie próbowało gdziekolwiek uciec. Nie prosiłam i nie spodziewałam się odmowy.
Przybywałam tu, nie mając pewności, czy sam ośmieliłby się przyjść do mnie, gdyby tylko otrzymał stosowne zaproszenie. Pośród swoich mógł czuć się pewniej. Oferowałam mu szansę, ale i wymagałam porządnie wykonanej roboty. Jeżeli zdecyduje się podjąć współpracę i sprawdzi się, być może będzie mógł w przyszłości liczyć na więcej.
Proponowałam złodziejowi, by okradł złodzieja. Nie upatrywałam jednak w tej profesji solidarności.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Przy barze [odnośnik]06.07.23 0:32
Tętniąca życiem tawerna była jakimś dziwacznym ośrodkiem portowej rzeczywistości ― sercem szemranych interesów i nielegalnych porachunków, domem dla wracających na ląd marynarzy, schronieniem dla potrzebujących, karmicielką głodujących. I jego wiązała z tym miejscem jakaś nienormalna, sentymentalna mrzonka, powracająca raz za razem, gdy spragniony taniego rumu umysł przypominał sobie o Pasażerze. Wspomnienie naznaczone było smrodem szczyn, paskudną, ociekającą tłuszczem rybą, minionym już dawno obrazem znajomej barmanki, lokalnych oszustw w karty i paru przelotnych kradzieży. Dobre to były czasy, zdecydowanie spokojniejsze, bardziej bezwstydne, naznaczone przeciętnością i swobodą. Teraz manipulował w imię przetrwania, jeszcze niedawno czyniąc z kantowania nie lada frajdę; teraz potrzebował się napić dla zapomnienia, jeszcze niedawno otumaniając łeb dla momentu zabawy. Świat z dnia na dzień stawał się szkaradniejszy; ludzie z doby na dobę tracili pierwiastki własnego człowieczeństwa. On, jak zwykle, przyglądał się tylko i zaradnie poszukiwał rozwiązań.
Podbijam ― zadeklarował bez przejęcia, zerkając porozumiewawczo na resztę moczymord. W ręku dzierżył nie byle trójkę, ułożoną z namysłem dobre kilkanaście minut temu, kiedy to mamił przeciwników iluzją losowości; ci naiwnie wierzyli, że mącenie kart pod stołem jest całkiem przypadkowe, dokonane w akcie potrzeby uczciwej rozrywki. Rozczulające. Siedzący po prawej Tom dopił resztki piwa z kufla i postanowił spasować; sąsiad z naprzeciwka splunął na wysłużony parkiet i uczynił to samo. W grze pozostał zatem nieznajomy świr siedzący po lewej, gapiący się jakoś sugestywnie od samego początku. Wreszcie wyrównał stawkę, a przed oczami wyrosła im ostatnia karta; chłystek wyszczerzył się triumfalnie, zaraz już obnażał prawdę o swoim układzie, gotów zgarnąć spiętrzone na środku fanty. Wśród nich leżał stary, niedziałający chyba zegarek, trochę fikuśnych przypraw korzennych, skromna wieżyczka z monet, flaszka z podejrzanie wyglądającą zawartością, kilka skrętów wypchanych tanim tytoniem. Scaletta w milczeniu ostudził entuzjazm przeciwnika ― z ostentacją odkrył własną sekwencję, a po chwili zabierał już wszystkie graty dla siebie. Z niepasującą do otoczenia kurtuazją dziękował jeszcze za rozgrywkę. Dla uczczenia kolejnej, kontrolowanej wygranej zasiadł w kącie, w międzyczasie zamówił jeszcze kieliszeczek paskudnej wódeczki. Była ciepła, niedobra, stanowczo za droga. Nie powinien wydawać na to pieniędzy; nie kiedy kiszki grały marsza, a on w desperacji szwendał się po cudzych mieszkaniach, licząc na coś lepszego niż kawałek zwietrzałego suchara i ostatki przebrzydłego dżemu. Już gotował się do wyjścia, bo ani myślał zamawiać następnego malucha; już prawie podnosił tyłek z krzesła, ale do skrytego w cieniu samotni stolika dosiadła się ona. Nieznajoma, majestatyczna, starsza od niego kobieta, której doki były obce. Obca była jej też pewnie bieda i nędza, nieczysta krew i półświatek. Charyzmatycznie zadzierała nosa, pewnie spoglądała w oczy, wyróżniała się. Wszyscy, włącznie z nim samym, chcieli poznać sekret, który przywiódł ją w to miejsce; sekret, który zapędził ją do zaułka speluny, do cwaniaka i złodziejaszka, który złudnie wierzył w anonimowość. W rzeczywistości zaledwie chwilę temu losowy pijak sprzedał jego staturę za parę marnych knutów. Ale przecież nikt nie ślubował mu lojalności, a on, niewinnie, delektował się tylko niedawnym fuksem. Z kieszeni wygrzebał lichego papierosa, zaraz odpalił go leniwie, zza niewyraźnego kłębu dymu wyłoniła się kartka. Pochyłe pismo wzywało zasłyszane niegdyś imię i nazwisko, zapowiedziało natomiast dyrektywę przypominającą zlecenie. Miał okraść krętacza podobnego sobie, odnieść fanty, dostać w zamian zapłatę. Brzmiało zbyt prosto, a ona nie była stąd, nie należała do ludzi portu. Od razu wyrosło w nim zwątpienie, to mieszało się jeszcze z nienormalnym dla niego zawstydzeniem; wtłoczył w siebie trochę dymu, wwiercił niedopałek w wysłużoną popielniczkę, wreszcie odezwał się:
Chyba mnie Pani z kimś pomyliła.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Przy barze [odnośnik]09.07.23 11:53
Czułam, jak ich niecierpliwe oczy drapały moje plecy, by wygrzebać tajemnice, które nie były im dedykowane. Stojąca w kącie grająca szafa wcześniej z trudem wypluwała kolejne nuty, a teraz zdawała się bez skrępowania przycichnąć. Zupełnie jakby cały świat nagle musiał przejrzeć mnie na wylot. Obcy zawsze wzbudzał sensację. Pospolite towarzystwo żyło przesiąknięte tanią rutyną, a igranie z prawem dostarczało odpowiedniej dawki adrenaliny – chociaż ta smakowała raczej ponuro. Nie sądziłam, że młody chłopak tak po prostu przystanie na moją propozycję. Raczej byłby głupi, gdyby wierzył w każde słowo nieznajomej kobiety, zdecydowanie pochodzącej z nieznanych jemu kręgów. Mogłabym przecież być pułapką, mogłam być jego trumną. Dym wypełzający ze zbitki kiepskiego tytoniu rozdzielił nas mleczną, półprzezroczystą kurtyną. W spelunie do cna przesiąkniętej tym samym, parszywym zapachem ten jeden papieros nie robił absolutnie żadnej różnicy. Zresztą sama wkrótce potem wysunęłam z kieszeni srebrne pudełko z długimi, cienkimi fajkami. Domyślałam się, że takich tutaj raczej nie widziano. Brzdęk zderzających się w śpiewnym toaście kufli na nowo zaczął wyliczać czas. Spodziewałam się, że kilka łakomych spojrzeń, którym nie uda się zupełnie niczego wyłowić, wystarczyło, by ich nasycić, by wreszcie przestali wciskać nos w interesy znajdujące się daleko poza ich zasięgiem. Doskonale wiedziałam, co robię, działając właśnie w ten sposób – w środku głodnego rewelacji tłumu prostaków. Chciałam tego chłopaka i będę go miała. Moi informatorzy przyznali, że do tego zadania nadawał się jak nikt inny. Był złodziejem, a ja mogłam go bardzo porządnie nagrodzić za coś, na czym przecież bardzo dobrze się znał. Zrobić to miał w imię sprawiedliwości, łup miał wrócić. A może to za wiele? Może był takim samym łajdakiem jak reszta i nie brał się za coś, co cuchnęło na kilometr dobrym uczynkiem? Nie obchodziły mnie debaty z własnym sumieniem. Składałam ofertę i spodziewałam się konkretnej odpowiedzi.
Gdy wreszcie się odezwał, tym razem to ja wypuściłam dym z ust. Odsunęłam na bok zakleszczoną między palcami fajkę. Oczywiście. Teraz będzie zgrywał niewiniątko. – Sądzisz, że nie podołasz? – zapytałam wprost, nie przyjmując jego sugestii. Nie było mowy o pomyłce. Pani. Więc nawet postarał się o odrobinę manier. Poruszyłam zarysowanymi krwistą farbą ustami w namyśle. – A może to jakaś wasza branżowa solidarność? – kontynuowałam, choć byłam świadoma tego, że podobny kodeks nie istniał, gdy w grę wchodziła obiecująca nagroda. Ja jednak nie wyłożyłam jeszcze wszystkich kart na stół. Mogłabym go zmusić magią do posłuszeństwa, mogłabym zastosować perfidny szantaż, ale przeczuwałam, że tym razem takie praktyki wcale nie będą potrzebne. To jasne, że węszył podstęp. Długi, pomalowany paznokieć wbił się w porysowany, drewniany blat i zarysował ostrą linię. Patrzyłam mu w oczy ciekawa, jaki kształt przybiera jego moralność. Sądziłam, że większym problemem od samego zlecenia jestem ja. – Zmarły nie ma szans, by się obronić. Raz pochowany nie powinien już nigdy więcej oglądać świata. Tamten złodziej zniszczył grób i pogwałcił prawo do wiecznego spoczynku. Ty możesz pomóc zbłąkanej duszy je odzyskać. Ponadto… jeżeli mi tego delikwenta przyprowadzisz albo wskażesz precyzyjnie kryjówkę, to zapłacę podwójnie. Śmierć nie ma litości dla tych, którzy męczą jej podopiecznych – wyjawiłam nieco przejęta, z goryczą aż nazbyt wyczuwalną. – Zadarł z nią, więc zadarł ze mną. Uwierz… - urwałam, by jeszcze raz zaciągnąć się papierosem, Popiół pokrętną drogą spłynął do lichej popielniczki. – nie warto mieć we mnie wroga – zakończyłam, uśmiechając się z wyraźną sugestią.
Kilka stolików dalej stara wróżbitka wyciągnęła z talii tarota wizerunek kościotrupa zaopatrzonego w kosę, o twarzy ludzkiej i pustych, przerażających oczach. Śmierć odwiedzała zgliszcza, pośrodku zniszczenia stawała jak zwycięzca. Budziła niepokój. Wbrew prostemu skojarzeniu nie zjawiała się jednak po to, by zabić.
Służba dla mnie była warta o wiele więcej niż to, co miał mu do zaoferowania ten portowy świat. Pchnęłam palcem eleganckie pudełko, zachęcając, by się poczęstował, bo przecież jeden wygnieciony papieros to za mało. Niech posmakuje. – Odmów nie przyjmuję – dodałam, nie precyzując, czy chodziło o poczęstunek czy o zlecenie.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Przy barze [odnośnik]10.07.23 16:45
Tłoczny i głośny Pasażer ucichł chwilowo, w próbie rozszyfrowania tajemnicy, która rozpierała ciekawskie umysły. Tak mu się przynajmniej zdawało, gdy uważnie, acz niby ukradkowo, obserwował tutejsze towarzystwo, solidarnie wwiercające gały w plecy (albo inne atuty?) siedzącej naprzeciwko kobiety. Dosięgnął go niewątpliwy zaszczyt zasłyszenia szczegółów tej oferty, ale bynajmniej nie uśmiechał się w manierze cwaniackiej satysfakcji. Całe to zamieszanie jawiło się w duszy nienormalnym niepokojem; jej przenikające, a zarazem urodziwe spojrzenie, nosiło w sobie pierwiastek mroku, który zawstydzał i jego. Statura majaczyła imponującą dumą i pewnością siebie; twarz zdradzała minioną młodość, zarazem przypominała o wciąż niewygasłej atrakcyjności. Miała w sobie coś nienormalnie pociągającego; miała też w sobie trwogę, którą nijak potrafił dookreślić. Nie mógł odgadnąć, że była zwiastunką Śmierci: jej wysłanniczką, sługą, wreszcie katem samym w sobie. Dostrzegał jednak podstęp. Natura oszusta podpowiadała nieufność, zastanawiający był także jej status. Nie znała nędzy i smrodu portu, nie znała głodu, klasowego wykluczenia, potrzeby buntu wobec konformizmu. Brudną krew widziała zapewne jedynie u swoich ofiar. Gdyby nie interes, być może byłby w jej oczach tylko jednym z wielu plugawych mieszańców. I tak nim był, choć nie to się dzisiaj liczyło. Potrzebowała jego zręcznych łap, najwyraźniej na tyle rozpaczliwie, że odważyła się odwiedzić lokalny rzygownik. Nie lada poświęcenie dla damy jej formatu. Kazała złodziejowi upolować złodzieja. Nie mieli w tej branży żadnego kodeksu, bo skurwysyńskim był już sam czyn; trudno byłoby zatem dywagować o moralności, tej wszakże wyzbył się już dawno. Niekiedy wyrzut dręczył łeb ciemną nocą, w wariackich snach, które próbowały rozliczać go z mniejszych i większych występków przeszłości; niekiedy wyrzut dopadał też na widok obcego niedostatku, bo cegiełką w powszechnym zepsuciu były również jego grzechy. Szybko przypominał sobie jednak, że życie wymagało serca z kamienia i podłej duszy, więc bezwstydnie mącił dalej. Gdzieś we krwi miał już oszustwo i kantowanie, trudnym było zatem opuścić duszne więzienie przyzwyczajeń. Zwłaszcza jeśli dawno już nie dostał za nie w nos, ani nie zdążył nigdy zaznać na dobre wilgoci i chłodu prawdziwej celi. Dlatego też słuchał jej z uwagą, choć jeszcze chwilę temu zarzekał się, że zaszła pomyłka. Potrzebował jej motywacji, zaangażowania w sprawę, prawdziwej emocji na majestatycznie obojętnym obliczu, by uwierzyć w autentyczność całego przedsięwzięcia. Przejmujące było zresztą, że wiedziała do kogo się skierować ― to jego uszu szukała, to jemu powierzyła drobiazgi misji i nie było w tym żadnego błędu. Ile znaczyła zatem jego anonimowość? Jak daleko zawędrowała wieść o jego biegłości w sztuce? Konsternacja mieszała się z obawą, ale nie dał tego po sobie poznać. Ukrywał się sprytnie za gęstym dymkiem z lichej fajki, którą wygrał nie tak dawno w pokera, skupiając się na monologu o nieobyczajności czynu kolegi po fachu. Tylko tyle miał wspólnego ze wskazanym nazwiskiem; wśród podobnych im chłystków nie było przyjaźni i serdeczności, jakby z obawy, że wszyscy gotowi są wbić nóż w plecy. Pewnie rozsądnym było nie zadawać się z tymi parszywcami ― mało który wiedział, czym była lojalność.
Zatem z grzeczności nie odmówię ― odparł cicho, sięgając po damskiego papierosa. Nie wiadomo było, co miał na myśli; przeciągle trzymał kwestię misji w napięciu, bo przecież z nieukrywaną przyjemnością raczył się goryczą drogiego tytoniu. Pozostałości wcześniejszego skręta już dawno zostawił w brudnej popielnicy. Wreszcie też odważył się spojrzeć jej w oczy, bo szczerze zainteresowało go zlecenie. I tamta groźba rzucona między wierszami.
Co dokładnie zostało skradzione? ― podpytał, jakby od niechcenia, choć spojrzenie błyszczało odmienną intencją. Czy miał w ogóle jakiś wybór? Z doświadczenia wiedział, że lepiej było nie zadzierać z wpływowymi bogaczami. Zwłaszcza takimi jak ona.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Przy barze [odnośnik]11.07.23 19:12
- Z grzeczności. Niech będzie– podkreśliłam, odchylając się na lichym krześle do tyłu. Drewniane nogi zaskrzypiały, grożąc mi prędką destrukcją, ale wierzyłam, że skoro mieściły się tu sylwetki postawnych marynarzy, to i dla mnie przeklęty mebel zrobi wyjątek. Łokieć przesunęłam ponad górną granicą oparcia i lekko ułożyłam na owalnej desce dół przedramienia. Ciało wygięło się w bardziej reprezentacyjnej pozie, pozorując chwilę głębokiego namysłu. Nie sądziłam, by złodziej szczerze odwoływał się do grzeczności. Jego idealny zwrot miał być dobrą miną do złej gry: oto godził się, pozostając uczynnym i skorym do przyjęcia zlecenia. Uśmiech przeciągnął się po moich ustach. Akceptacja dawała pewną satysfakcję, chociaż nie spodziewałam się, że z jego strony odrzucenia. Byłby głupcem, ignorując sakiewkę, która przybyła do niego sama, która już teraz poczyniła pewne trudy, by dostać się do odpowiedniej osoby. Wyglądał na dość rozsądnego, nie kłapał niepotrzebnie dziobem i póki co nie próbował ze mną igrać. Dmuchałam na zimne, potrzeba kontroli i chęć realizacji planu, który faktycznie posuwał się do przodu, stanowiły priorytet. Oczekiwałam spełnienia, oczekiwałam sukcesu. On miał przez chwilę twarz tego złodzieja. Gdy jego usta pierwszy raz od dawna smakowały dobrego tytoniu, ja dokonywałam bezgłośnych kalkulacji. Chciałam, by tego dokonał i miałam nadzieję, że nasza praca okaże się pomyślna. Dla obu stron. Aura tego spotkania i obietnica czająca się pod płaszczem mojej tajemnicy, stanowić mogła dla niego łakomy kąsek. Niech więc sięgnie nie pod przymusem, a z czystej pasji. Tacy bywali najlepsi. Tacy też mogli bezwzględnie sięgać po cel. Ja zaś zamierzałam zebrać owoce, które mi przyniosą. Nie znosiłam też, gdy wokół moich interesów dochodziło do łajdaczych czynów. Czym innym jednak było, kiedy to ja płaciłam za bezprawie. Czyniłam to wszystko jednak w dobrej wierze i on dokładnie tak miał myśleć. Zresztą ze swą profesją nie powinien mieć przesadnych skrupułów. Przychodziłam po coś, co było dla niego na porządku dziennym. Tylko zleceniodawca wyłamywał się z profilu stereotypowego klienta. Myliłam się?
- Sentymentalny, stary medalion. Pamiątka rodzinna, która spocząć miała razem z babką w grobie. Wykradł również srebrną broszkę, perły i trzy złote zęby. Wyrwał pozłacane elementy trumny. Był… cóż, zachłanny. Jednak to medalion jest najważniejszy. Życzeniem rodziny i nieboszczki jest, by wrócił pod ziemię – wyjawiłam powoli, dokładnie prezentując zbiór skradzionych kosztowności. Nie musiał wiedzieć, że ów medalion był artefaktem. Tylko musiało mu wystarczyć. – Pochować należy ją zgodnie z życzeniem rodziny. Dewastacja pamięci zmarłej jest czynem karygodnym. Mniemam, że podzielasz moje zdanie – ogłosiłam bezceremonialnie, patrząc mu prosto w uczy. A może był jak ten drugi i również nie miałby oporów przed okradaniem miejsc spoczynku?
Jako osoba odpowiedzialna za ten pogrzeb i później uszykowanie właściwego pomnika nie mogłam pozwolić sobie na żal i jeszcze więcej cierpienia rodziny, która dobrze za te czynności płaciła. Sprawę musiałam zatem doprowadzić do końca, dla dobra interesu. I dla właściwego porządku śmiertelnego rytuału. Tamta rodzina zaufała moim usługom, więc nie było mowy o niedopełnieniu obowiązku. Wiedziałam też, że w sprawach takich jak ta osobiste dopilnowanie tematu przynosiło najlepsze efekty. On poradzi sobie lepiej niż proceduralni policjanci. Znał szlaki i motywacje złodziei. Wiedział, gdzie szukać. I znajdzie, zanim medalion przepadnie na czarnym rynku. Ten konkretny przypadek będzie wymagał nałożenia na medalion odpowiedniej klątwy przed ponownym zamknięciem trumny. Zginie ten, kto sięgnie po niego ponownie. To powinno raz na zawsze rozwiązać problem.
- Z chęcią dowiedziałabym się, jak posiadł wiedzę na temat kosztowności, z którymi zmarła została pochowana. Na tym cmentarzu nie jest to jedyny przypadek. Może groby obdarzył szczególnym zainteresowaniem. W zeszłym miesiącu splądrowano cztery inne miejsca pochówku. Być może żywi nie mają wam już za wiele do zaoferowania… - pozwoliłam sobie na dygresję, a chwilę później spojrzałam w bok, w gąszcz zadymionej, rozweselonej kompani piratów. Zdawało się, że wrócili do rozcierania piany na wąsie. I dobrze dla nich, winni skupić się własnych problemach, a nie poszukiwać sensacji tam, gdzie nikt ich nie zaprosił. – Ale to już wyciągnę z niego osobiście – zakończyłam, gniotąc resztkę papierosa w popielniczce. Dopiero później skrzyżowałam spojrzenie z chłopakiem. Na tle tego portowego światka nie wyróżniał się absolutnie niczym. To zadanie mogło być jego próbą. I szansą.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Przy barze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach