Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]10.07.20 23:56
First topic message reminder :

Salon

Jeśli po przekroczeniu progu domu, skręci się w prawo, przechodząc pod łukiem drzwiowym trafi się do niewielkiego salonu. Pomieszczenie sprawia wrażenie odrobinę surowego, pannie Burroughs zdaje się to jednak nie przeszkadzać. Miejsce to ma służyć do relaksu, właścicielka ceni więc neutralne barwy, nie męczące i tak zmęczonych już oczu. Dziewczyna zadbała o nowe nowe meble (kwadratowy puf jest jej faworytem), zasłony oraz kilka drobnych dekoracji, które nie będą odrywać uwagi od możliwych rozmów, jednocześnie nadając salonowi odrobinę jej charakteru. Znajduje się tutaj również kominek, zapewniający w domu przyjemnie ciepło podczas chłodniejszych dni.
Nałożone zabezpieczenia: Cave Inicum, Zawierucha, Oczobłysk, Muffliatio, Tenuistis (aportacja), Szklane Domy

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Frances Wroński dnia 05.04.21 22:48, w całości zmieniany 1 raz
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806

Re: Salon [odnośnik]06.12.20 8:40
Uśmiechnęła się ślicznie na słowa półolbrzyma. Niewielu było takich, którzy cieszyli się z jej widoku, gdyż większość swojego żywotu panna Burroughs spędziła z nosem w książkach, wykształcając w sobie pewną nieśmiałość w relacjach z innymi czarodziejami.
- Również cieszę się, że Cię widzę. - Odpowiedziała szczerze, faktycznie zadowolona z widoku całego i zdrowego półolbrzyma. Niezmiernie przykro by było, gdyby tak poczciwa dusza w jakikolwiek sposób ucierpiała. - Kanałami? Och, to brzmi... Okrutnie. I odrobinę strasznie. - Odpowiedziała, wzdrygając się na samą myśl o tym, co też mogłoby się tam znaleźć. Nigdy nie należała do odważnych, nigdy również nie miała okazji znaleźć się w podobnym miejscu, Merlinowi niech będą dzięki.
Pozwoliła mężczyźnie wejść do środka, kierując jego kroki ku niewielkiemu salonikowi. Sama na chwilę zniknęła w kuchni, by powrócić z lewitującymi blachami ciasta oraz tacką z finezyjną, zdobioną kwiecistym wzorem zastawą. Wszystkie elementy domu alchemiczki, łącznie z detalami jak tacki oraz zastawy, zdawały się do siebie pasować.
- Och, dziękuję. - Odpowiedziała, rozkładając zastawę by chwilę później wyjąć z kieszonki różdżkę i powiększyć naczynia przeznaczone dla Hagrida. - Lubię ładne otoczenie, to miła odmiana od poprzedniego miejsca, w którym mieszkałam. - Odpowiedziała z uśmiechem, po czym rozlała gorącą herbatę po filiżankach. - Upiekłam ciasto, proszę częstuj się. - Dodała, dłonią wskazując na dwie blachy pełne ciasta. W jej życiu przyszło jej gotować dla kilkuosobowej rodziny ale i przyjaciół, zwykle zapominających o porządnym posiłku co skutkowało tym, iż kilku z nich regularnie stołowało się w jej kuchni. Nigdy jednak nie przyszło jej gotować dla półolbrzyma. I miała nadzieję, że nie przesadziła.
Niewielki nieśmiałek, zapewne zwabiony głosem półolbrzyma, wpadł do salonu by sprawnie wspiąć się przez kanapę oraz męską rękę aż do jego ramienia, wyraźnie zachwycony towarzystwem.
Zaciekawienie błysnęło w szaroniebieskim spojrzeniu gdy mężczyzna wyjął paczkę. Frances ostrożnie ujęła ją w dłonie, by równie ostrożnie odwinąć szary papier i przyjrzeć się prezentowi. Uśmiech pojawił się na jej buzi, a wzruszenie wykwitło w jej spojrzeniu, gdy uważnie przyglądała się podarunkowi. - Jest śliczny, naprawdę. - Odpowiedziała, odkładając butelkę na stół. Delikatnie wyjęła niewielki korek. Większej zachęty Nicolas nie potrzebował. Zbiegł z ramienia Rubeusa wprost na stolik, z zaciekawieniem badając butelkę. Eteryczna alchemiczka podeszła do półolbrzyma, by delikatnie ująć jego twarz w niewielkie dłonie. - Dziękuję. - Ton jej głosu był szczery, z nutami wzruszenia wywołanego podarunkiem. Kciukiem przesunęła po szorstkiej skórze, by musnąć malinowymi wargami policzek Hagrida w geście podziękowania. A później odsunęła się zabierając delikatne dłonie, z delikatnym rumieńcem na buzi.
Zasiadła na fotelu, zakładając nogę na nogę by smukłymi palcami przejechać po swoim udzie, poprawiając materiał sukienki, aby ten lepiej się układał. Dziwny grymas przesunął się przez jej twarz na wspomnienie Londynu. Nie rozumiała natury konfliktu, czując się w tym wszystkim odrobinę zagubioną. I mając szczerą nadzieję, że cała zawierucha ominie jej otoczenie.
- To nie ten sam Londyn, co kiedyś. Kwiecień był... był straszny. - Odpowiedziała ciszej, odsuwając od siebie wspomnienia tamtych tygodni. Przetrwała, to było najważniejsze. - Jak sobie radzisz, mój drogi? I jak praca, dobrze ci u mojej cioci? Boyle ci się nie naprzykrza? - Spytała z zaciekawieniem w szaroniebieskich tęczówkach oraz wyraźną troską w głosie.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon [odnośnik]07.12.20 1:03
Smętnie pokiwał głową na pytanie Frances. Z początku to nawet przez myśl nie przeszło mu, że kanały mogłyby brzmieć strasznie czy okrutnie. Brudno? Na pewno. Być może trochę zaniedbane były. Ale żeby od razu straszne...? Po chwili jednak zorientował się, że czarownica nie dość, że była od niego sporo mniejsza to przecież powiedziała mu o tym co jej się przydarzyło w Londynie, o włamaniu i o napadach. Tu wydawała się znacznie bezpieczniejsza niż w stolicy.
Wbiegający do pokoju nieśmiałek nie wystraszył półolbrzyma, chociaż jakby go tak parokrotnie powiększyć to mógłby tym pędem rozbić kilka mebli. Całe szczęście ten był wielkości palca, co na pewno ułatwiało mu wspinanie się po ramieniu Hagrida.
- Cwany gość jesteś, Nicolasku, opiekujesz się pańcią? - przywitał się z nim uśmiechając się szeroko gdy stworzonko wdrapywało się coraz wyżej. - Patrz co tam Ci otwiera - wyciągnął tylko palec w stronę butelki, by już po chwili dostrzec Nicolasa nie na własnym ramieniu, a przy nowej zabawce.
Przez chwilę Hagrid zapatrzył się na niego z myślą w głowie, że taki stateczek w buteleczce to lepsze miejsce do życia niż dzielnica portowa. Nieśmiałek wydawał się zadowolony, tak samo zresztą jak Frances. Dawanie było lepsze niż branie, tatko zawsze tak mówił. Tatko jednak nigdy nie mówił by nie brać jak dają, więc Rubeus nie potrzebując większego zachęcenia niż sam zapach, nałożył sobie ostrożnie kawałek ciasta, rozsypując zaledwie kilka okruszków na podłogę. Przysmak pachniał lepiej niż cała dzielnica i zdecydowanie lepiej niż Parszywy Pasażer. Smakował też nieco lepiej niż zupa Cristiny, tą podejrzewał, że gotowała na wodzie prosto z Tamizy co by taniej wyszło.
Dotyk Frances na twarzy zaskoczył Hagrida bardziej niż wbiegnięcie Nicolasa do salonu. Miała małe i delikatne palce, a ciepło jakie z niej biło było jakieś takie... inne. Sam nie pamiętał zresztą kiedy ostatni raz ktoś tak czule go traktował, zwykle mugole były miłe, czarodzieje trochę gorzej. Kobieta jednak traktowała go tak jak człowieka, nie jak bestie która powstała z dziwnej mieszanki charakterów zbyt odważnego ojczulka i zbyt zdziwionej tym faktem matki. Chciał podnieść rękę i złapać ją za dłoń, ale powstrzymał się, nie będąc pewnym co w ogóle można w takiej sytuacji zrobić. Przymknął jednak oczy przeżywając tę chwilę mocniej i wziął głęboki oddech. Czuł się bezpieczny i potrzebny. Rumieniec kompletnie pokrył twarz Hagrida. Może to przez przyprawy które miała Frances na palcach po pieczeniu ciasta? Gdy kobieta zabrała dłonie ocknął się i spojrzał jeszcze na nią z unosząc brwi z uśmiechem, po czym odchrząknął lekko, tak jakby w gardle zabrakło mu śliny.
- Tu lepij niż w Londynie się pewno mieszka, ale nie narzekam - powiedział z uśmiechem. - Roboty dużo ni ma w sumie - wzruszył jeszcze ramionami. - Jak się jakiś burzy to ja podchodzę i się nie burzy, he... A Pani Boyle bardzo miła, bardzo! Ja Ci Frances nie wiem jak dziękować mam, żeś mnie poleciła... Pan Boyle się nie naprzykrza w sumie, raz czy dwa się odezwał żebym gdzieś podszedł mu, ale Pani Boyle mówiła co by się zgodzić, a potem nic nie robić tylko jej powiedzieć. To się zgadzam i nic nie robię tylko jej mówię, a ta ze szmatą czasem gdzieś wychodzi wtedy, ale to ja nie wiem nawet gdzie, bo ja to szpieg żaden - powinien się przecież uczyć na szpiega, Tonks chciał.
Przez chwilę zastanowił się jeszcze czy nie powiedzieć jej o spotkaniu z aurorem, co prawda Frances widział dopiero drugi raz w życiu na oczy, ale czuł do niej niezwykłe zaufanie, przecież mu pomogła. Nie zdecydował się na to, być może kiedyś tego pożałuje, ale Tonks mówił, że to ma być ich sekret...
- Cho - zawołał Nicolasa palcami i czekał aż nieśmiałek, może znudzony już butelką, dobierze się do korników w jego brodzie. - Wiesz Frances, tam w Londynie to tak jak mówiłaś... Brudno jest, dużo dziwnych typów się kręci. Ale to nic, ja se poradzę. Ale Ty mówiłaś, że no... Że tam Ci ktoś krzywdę zrobić chciał... - zasmucił się przez chwilę, poruszanie takich tematów było ciężkie. - Jakbyś mi powiedziała kto, albo ni wiem, w jakiejś gazecie wskazała gębę. To ja Ci ich znajdę tam, tych co Ci źle zrobić chcieli i włamali się.
Czuł się w obowiązku by chociaż spróbować po tym wszystkim co dla niego zrobiła.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Salon [odnośnik]07.12.20 16:25
Niewielki nieśmiałek zatrzymał się na chwilkę, gdy Hagrid skierował pytanie w jego kierunku. Zielone stworzonko przeniosło czarne oczka wpierw na swoją panią, później na półolbrzyma, by finalnie dumnie wypiąć patykowatą pierś i zacząć zamaszyście gestykulować.
- Mówi, że ostatnio odgonił ode mnie osę. - Eteryczna alchemiczka wyjaśniła, o co chodzi Nicolasowi z uśmiechem na malinowych wargach. Komunikacja ze zwierzątkiem z początku stanowiła dla niej problem, z czasem jednak nauczyli się rozumieć. Szybko jednak uwaga zwierzątka, jak i ego właścicielki spoczęła na prezencie, jaki otrzymali. Nicolas wydawał się być równie zachwycony podarkiem co i Frances, wzruszona bez okazyjnym prezentem.
Ciepło względem osób, darzonych przez nią sympatią było wpisane w sposób bycia eterycznego dziewczęcia. Od zawsze wrażliwa, dorastająca z brzemieniem w postaci dwójki młodszego rodzeństwa, które musiała otoczyć matczyną opieką w długich miesiącach, gdy ich własna matka wpadała w depresyjne epizody marazmu. Pośród jej znajomych dało się znaleźć wielu czarodziejów, z którymi podobna jej czarownica nie powinna mieć nic do czynienia. Zaklinacze, ludzie podejrzanych interesów nie bojący się użyć czarnej magii bądź przemocy... W nich wszystkich panna Burroughs widziała jednak coś, co pozostawało niezauważalne dla innych. I chyba tak samo było w przypadku Rubeusa. Wyglądał strasznie, szybko jednak zauważyła, że odznacza się wielkim sercem oraz poczciwością, jakie rzadko można było spotkać. A pewne odruchy, wydawały jej się naturalne... Przynajmniej tak sobie tłumaczyła chęć przesunięcia palcami po jego policzku.
Uśmiechnęła się ślicznie widząc jak rumieniec przyozdabia jego buzię, nie wypowiedziała jednak ani jednego słowa, które mogłoby wprowadzić go w jeszcze większe zakłopotanie. A gdy mówił uniosła filiżankę do ust, by upić niewielki łyk gorącego naparu. Zadowolenie ukazało się na jasnej buzi w trakcie opowieści. Cieszyła się, że tej dwójce przyszło się ze sobą dogadać.
Frances zaśmiała się dźwięcznie, przy końcówce jego wypowiedzi.
- Och, nie potrzebuję szpiega, aby wiedzieć o co chodzi. - Zapewniła, doskonale wiedząc, gdzie też cioteczka chadzała ze szmatą. Zwłaszcza po kolejnym, genialnym pomyśle jej wuja. - Widzisz, pan Boyle jest bratem mojej matki. Doskonale znam jego „genialne” pomysły oraz to, do czego jest zdolny. Gdyby nie pani Boyle ta paskudna tawerna zapewne już dawno by spłonęła... - Dodała, z rozbawieniem kręcąc głową. Osobiście uważała, że Parszywy tak właśnie powinien skończyć - jako gruzy, szybko zapomniane przez społeczeństwo. Nie potrafiła darzyć tamtego miejsca jakąkolwiek sympatią.
- Cieszy mnie, że dobrze sobie radzisz. - Zaczęła szczerze, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech. - Nie musisz za nic dziękować, naprawdę. Oboje potrzebowaliście odrobiny pomocy, ja jedynie byłam pośrednikiem, dzięki któremu udało Wam się spotkać. To naprawdę nic takiego... - Odpowiedziała z odrobiną zakłopotania, a delikatny rumieniec przyozdobił jej buzię. Nie pomogła mu dla przysług oraz obsypywania prezentami. Ot, wydawał się kimś, dla kogo warto wysłać kilka listów oraz poruszyć kilka, niewielkich kontaktów. Ponownie ujęła filiżankę, by przysunąć ją do ust. A Nicolasa nie trzeba było zachęcać, ledwie w kilka chwil ponownie wrócił do ramienia półolbrzyma by zanurkować w jego brodzie, co jakiś czas zaczepiając go patykowatym palcem.
- Wiesz, ja... Ja nie do końca rozumiem, co się tam dzieje. - Wyznała ciszej, na chwilę uciekając spojrzeniem gdzieś w dół, na jasne pantofelki zdobiące jej stopy. - Większość życia spędziłam z nosem w książkach i mam wrażenie, że ominęło mnie trochę życia w społeczeństwie. - Dodała z odrobiną rozbawienia w głosie. Było warto. Mogła szczycić się tytułem asystentki wybitnego profesora oraz mistrzyni eliksirów, a życie społeczne zdawało się być niewielkim poświęceniem w tej drodze.
Kolejne słowa towarzysza sprawiły, że delikatny rumieniec pojawił się na jej buzi.
- Ta sprawa jest już załatwiona... Och, to brzmi strasznie, jakby to... - Zamyślenie pojawiło się na delikatnej buzi. - Widzisz, wcześniej mieszkałam w portowych dokach. To paskudne miejsce, a ja byłam sama... Udało mi się zaprzyjaźnić z jednym czarodziejem, prowadzi interesy wątpliwej moralności i wygląda trochę strasznie, ale w środku ma naprawdę dobre serce... - Co do tego nie było dwóch zdań, panna Burroughs była przekonana co do swoich słów. - Gdy mnie okradli poprosiłam go o pomoc, odnalazł część moich rzeczy i dopilnował, żeby złodzieje otrzymali odpowiednią nauczkę... I tak z pewnością się stało. - A jeśli nie zajęła się tym jej bratnia dusza, z pewnością zrobił to Drew. O tej znajomości wolała jednak nie wspominać przy Rubeusie, w obawie o to, iż ten przestanie darzyć ją sympatią. Uważne, badawcze spojrzenie utkwiło w jego twarzy, ciekawe reakcji.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon [odnośnik]09.12.20 23:41
Hagrid patrzył z dumą na Nicolasa. Odgonienie osy dla takiego malutkiego gościa to musiał być nie lada wyczyn, to tak jakby na Hagrida napadł niedźwiedź. Skala podobna.
- No, no... - powiedział jeszcze do niego. - Bardzo ładnie, odważny jesteś chłop.
O cieple w dokach można było zapomnieć, chociaż zresztą w Keswick Hagrid też nie miał go za dużo. Zachodnie lasy Anglii były jednak o wiele przyjemniejsze niż pokrwawione bruki w stolicy, te wprowadzały półolbrzyma w podły nastrój i przeszywający smutek, chociaż dalej miał energię do działania, dalej pamiętał po co właściwie tam poszedł. Frances, chociaż z niej słów wynikało, że w Londynie swoje przeżyła, wydawała się odbijać te wszystkie złe emocje zostawiając w sobie jedynie ciepło, które chciała przekazać dalej. Kto mógłby pomyśleć, że w takim drobnym ciele zmieści się go tak dużo? Wydawało się, że każdy kto przystawał z panną Burroughs miał z tego same korzyści. Anioł nie kobieta. W Surrey było zdecydowanie cieplej niż w Londynie.
- Ta. Pani Boyle dobra kobita, dużo zdrowia ma, że tak to wszystko w łapie trzyma - teatralnie zacisnął pięść tak jakby łapał w nią knajpę. - Ten wuj Twój to kłamczuch jaki... On mi gadał, że Ty na niego zbira nasłałaś - przecież to było niemożliwe. - Nie wiem czy to dobry człek, jakbym tak szczerze miał mówić.
Hagrid przekonany był, że pan Boyle kłamie i nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby być inaczej. W końcu ostrzegała go nie tylko Frances, ale też Pani Boyle. Raz nawet kucharka psioczyła na właściciela przybytku. No nie był szczególnie lubiany, dało się to wyczuć. Nie żeby Hagrid mu współczuł, chociaż dobrze znał to uczucie odrzucenia. Wydawało się jednak, że Pan Boyle dobrze sobie z nim radzi, co i rusz kręcąc jeszcze bardziej. Kto tam wie w czym maczał paluchy?
- Co tam się dzieje to pojęcie przechodzi Ci mówię... Dobrze żeś się wyniosła tak se myślę. Zara... - wlepił w nią spojrzenie i przez dobre kilkanaście sekund nie odzywał się próbując zebrać myśli. - A po co tak blisko papierów nos przykładałaś? Nie żebym ja jakiś uczony, bo ja nie wiem, ale jak coś se czytam czasem - bardzo, bardzo rzadko - to raczej z jakiejś tam odległości, bo to wiesz... Więcej widać - nie zrozumiał nic, a nic.
Frances nie mogłaby kłamać, więc na jej słowa, że zbiry zostały już ukarane odetchnął z ulgą. Jedyne czego Hagrid mógłby się obawiać to czy wystarczająco, ale nie chciał już mącić kobiecie w głowie, pewno samo wspomnienie o tamtych zdarzeniach nie było przyjemne.
- Posłuchaj mnie Frances - zwrócił się poważniej łapiąc kobietę za dłoń w której nie trzymała filiżanki. - Ja nie myślę, że każdy kto źle patrzy to zły, bo i mnie za takiego brali... Biorą dalej, ta. Ale jeśli coś tam o ludziach wiem to to, że nie zawsze dobrze chcą, nawet jak mówią, że chcą. Twój przyjaciel na pewno dobry chłop, ja Ci wierze - puścił dłoń kobiety. - W porcie różnie mówią. A to, że niedługo to wszystko i tak coś rozdupcy albo, że jakieś czary potężne spadną na Londyn - nasłuchał się już historii o anomaliach, przerażający temat, ot co. - Jakby mnie się coś stało to... - zająknął się.
Hagrid sam nie wiedział po co te słowa wypływały z jego ust, ale tak to już miał, że czasem języka za zębami nie umiał trzymać. I co niby miał jej powiedzieć? By skontaktowała się z Tonksem? To miała być tajemnica, nie mógł... By dała znać Tangie? Jeszcze tego by brakowało, tyle kłopotów na głowę biednej kuzyneczce sprowadzać. Więcej nie miał.
- ...to Ty wiedz, że ja Ci zawsze wdzięczny będę, boś mi pomogła jak nikt - uśmiechnął się mając nadzieje, że szczerze. - A tera, co by tak smętów nie smęcić. Słyszałem ja, że Ty to alchemiczka nie taka zwykła, a taka co by niejednego na głowę pobiła - jak podekscytowany był tym faktem. - Bo ja to gotować trochę umiem, ale eliksiry jak pamiętam ze szkoły jeszcze, hen lata temu, to sztuka była trudna... Powiedzieć chciałem, że słyszałem, że takie eliksiry to nie hop siup i nie zawsze tak rachu ciachu. Ja silny chłop jestem, po mamie. Mało na mnie działa to co na innych działa i jeśli byś miała potrzebę by coś sprawdzić to ja wiem, że nie można tak po prostu na takim knypku, ale na mnie to mało idzie, to wiesz... - chciał tylko powiedzieć, że jeśli potrzebowałaby wypróbować eliksir, jeszcze bardziej szkolić się w swojej sztuce, to może na nim.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Salon [odnośnik]10.12.20 20:24
Niewielki nieśmiałek aż podskoczył w zachwycie, słysząc pochwały, jakie padały z ust Rubeusa. Mały Nicolas pałał sympatią jedynie do niewielkiego grona czarodziejów, a jednym z nich z pewnością był Hagrid, któremu w jakiś dziwny sposób udało się zaczarować stworzonko.
Eteryczna blondynka kiwnęła głową w potwierdzeniu jego słów dotyczących jej cioci, a złote pukle zatańczyły koło delikatnej buzi. Chwilę później jednak, wyraźne oburzenie pojawiło się na jej buzi. W końcu, nikogo na wuja nie przyszło jej nasłać, mimo iż z pewnością powinna była to zrobić.
- Och, cóż za bzdury! - Rzuciła, wyraźnie niezadowolona ze słów wuja.- Nikogo na niego nie nasłałam. Szkoda, że nie pochwalił ci się o tym, jak to odmówił mi pomocy gdy zostałam sama w zrabowanym mieszkaniu bez okien czy drzwi. - Tony złości pojawiły się w jej głosie. Z drugiej jednak strony... Niczego więcej nie mogła się po nim spodziewać. - Możesz być pewien, że do dobroci mu daleko. - Dodała jeszcze już odrobinę spokojniej. Ponoć złość piękności szkodzi, a ona z pewnością nie miała ochoty, aby tracić swoją urodę na kogoś tak parszywego jak pan Boyle.
Ciche westchnienie opuściło pierś eterycznego dziewczęcia. Doskonale wiedziała, że przeprowadzka była dobrym wyborem, po czasie nie rozumiejąc, jak mogła z nią tak nieznośnie długo zwlekać. A gdy kolejne słowa opuściły usta półolbrzyma, ciepły uśmiech pojawił się na jej usta. Frances, nawet jako niezwykle mądra inteligentna czarownica, nie zwykła oceniać nikogo po jego brakach w wiedzy. Zwłaszcza gdy ten ktoś uchylił jej rąbka swojej historii.
- Siedzieć z nosem w książkach używa się do określenia pilnej nauki, podczas której nie zwraca się uwagi na otoczenie. To takie powiedzenie. - Wytłumaczyła spokojnie, ciepłym tonem głosu nie chcąc, aby jej towarzysz przypadkiem poczuł się źle z powodu swojej niewiedzy. - Po prostu przekładałam naukę ponad towarzystwo czy obserwowanie polityki. - Dodała, wzruszając delikatnie wątłymi ramionami. Rzadko żałowała swoich decyzji, zwłaszcza od kilku dni, gdy mogła poszczycić się, dla niej prestiżowym, nowym stanowiskiem pracy.
Szaroniebieskie spojrzenie zerknęło na niego uważniej, gdy duża dłoń zacisnęła się na jej smukłych palcach. W naturalnym dla siebie odruchu przejechała kciukiem po wierchu wielkiej dłoni. - Nie jesteś zły. - Wtrąciła z przekonaniem, do którego teoretycznie nie miała najmniejszych podstaw. W końcu widzieli się dopiero drugi raz, coś jednak (może kobieca intuicja) podpowiadało pannie Burroughs, iż nie znalazłaby w nim choć odrobiny zła. A gdy wspomniał o tym, że coś mogło mu się stać z tym dziwnym zająknięciem Frances poczuła nieprzyjemne ukłucie gdzieś w piersi. Niewiele myśląc wstała z fotela by podejść do wielkoluda i ostrożnie, z charakterystyczną dla niej nieśmiałością owinąć ramiona wokół jego szyi, zamykając go w uścisku wątłych ramion. - Nie mów tak, nic ci się nie stanie... - Wypowiedziała ciszej, niewielką dłonią gładząc zmierzwioną czuprynę w kojącym geście. Nie chciała, aby tak myślał. Tak samo jak nie chciała, by cokolwiek złego stało się tak poczciwej duszy, gotowa pomóc mu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Znała wielu czarodziejów, którzy posiadali jeszcze lepsze kontakty. I czuła, że kiedyś mogą się one przydać.
Stała tak przez chwilę, trzymając półolbrzyma w wątłych ramionach, chcąc w ten sposób dodać mu otuchy. A gdy wspomniał o smętach, odsunęła się troszeczkę, zabierając swoje dłonie, cały czas jednak pozostając w przezornym pobliżu.
W miarę jego słów ekscytacja zaczęła pojawiać się na delikatnej buzi, a szaroniebiekie spojrzenie błysnęło.
- Tak... Hobbystycznie tworzę nowe receptury eliksirów, od niedawna pracuję również u jednego z wybitnych naukowców... - Odpowiedziała w wyraźnym zamyśleniu. Analityczny umysł szybko począł rozkładać wszystko na czynniki pierwsze, obmyślając wszystkie możliwości. - Czarodzieje Twojego pochodzenia odznaczają się odpornością na zaklęcia oraz eliksir wielosokowy, nie znane są mi jednak badania nad działaniem innych eliksirów, co uniemożliwia wykorzystanie Twojej propozycji w nowych recepturach... - W zamyśleniu, ze spojrzeniem błyszczącym ekscytacją wypowiadała kolejne słowa, z perfekcyjną dla siebie dokładnością uwzględniając wszystkie czynniki. - Ale... Jeśli faktycznie chciałbyś spróbować... Moglibyśmy sprawdzić czy eliksiry zadziałają na Twoim organizmie i w jaki sposób. - Eteryczna alchemiczka spojrzenie utkwiła w buzi towarzysza. Plan zdawał się być niemal idealny oraz z pewnością pasjonujący. - Jeśli udałoby nam się zebrać wystarczającą ilość danych, mogłabym obliczyć odpowiednie proporcje dawek, które zapewnią pozytywne działanie mikstury... A to oznacza, że mogłabym pomóc Ci moimi eliksirami. Znam kilka, które z pewnością ułatwiłyby Ci życie w Londynie. - Pewność wybrzmiewała w głosie eterycznego dziewczęcia. Doskonale znała wszystkie istniejące eliksiry, wiedziała również jak przyrządzać nowe receptury, o których nikt nie miał jeszcze pojęcia. - Co o tym sądzisz? - Spytała z zainteresowaniem. Doceniała jego chęci, nie miała jednak zamiaru do niczego go zmuszać.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon [odnośnik]11.12.20 22:27
Nieśmiałek Nicolas był prawdopodobnie jednym z najbardziej uroczych stworzeń jakie Hagridowi było spotkać. Oczywiście Aragog nie miał sobie równych, ale akromantule zwykle nie były hodowane na obrzeżach Londynu przez czarodziejki takie jak Frances. Jakby się nad tym głębiej zastanowić to nikt tak właściwie nie hodował ich w domu. Aragog, całe szczęście, uciekł do Zakazanego Lasu, ale patrząc na to ile lat minęło, Hagrid miał jedynie nadzieje, że inne zwierzęta nie zrobiły sobie z niego pożywki. W końcu, kiedyś był to jego jedyny przyjaciel. Teraz wydawało się jakby młoda alchemiczka miała zająć jego miejsce, była jednak zdecydowanie ładniejsza i przyjemniejsza w kontakcie niż akromantula wielkości pekińczyka.
- Ta, ja wim, że bzdury, ja wim - wyszczerzył zęby pewny jak nigdy. - Ale to widzisz Frances, tak to jest czasem, że jak ktoś to zawiść w sercu ma to i pluje nią, ot takie czary. Pani Boyle to ładnie to w kupie trzyma, dobra kobita jest - kolejne słowa kobiety zupełnie nie wybielały starego Boyla. - To skandal! - oburzył się. - Aż mnie korci by go trzasnąć jak do doków wrócę.
Wysłuchał jeszcze wyjaśnień Burroughs na temat siedzenia z nosem w książkach, cały czas marszcząc brwi. Był to dość dziwny sposób określania pilnej nauki, chociaż takiej przecież półolbrzym nie zaznał, to i skąd miał wiedzieć jak się to nazywa? Wyobraził sobie tylko jak banda dzieciaków wpycha twarze jakieś grube księgi i niemal zaśmiał w głos, ale to byłoby bardzo niemiłe. Zwłaszcza, że alchemiczka należała przecież do jednych z nich.
- Stanie, nie stanie... - wzruszył ramionami będąc pewnym raczej tego pierwszego. - Ja tam nie wiem co mnie los przyniesie, taki to bywa parszywy czasem, że szkoda gadać - machnął dłonią. - Ja pesymista to nie jestem, ha, zawsze dobrym okiem patrzę, ale to wiesz... Londyn jest jaki jest, takiś jakiś nijakiś. Po prostu dziękuję - być może nawet miał sposób by się odwdzięczyć i do czegoś przydać.
Gdy Frances przytuliła go całymi ramionami przez plecy i brzuch półobrzyma przeszło dziwne ciepło. Takie jakby właśnie usiadł przy dobrze rozpalonym kominku po wielomilowej drodze przez śnieżne zaspy. Rozpuszczał się cały gdy jego ciało nie poruszało się. Przez chwilę nawet przemknęło w jego głowie, że kobieta byłaby wspaniałą matką. Z pewnością lepszą niż Hagrid kiedykolwiek miał. No i lepiej pachniała, to bez dwóch zdań. Równie nieśmiało objął ją na tyle delikatnie by nie zmiażdżyć kobiecie żeber. Nie odzywał się jednak ani słowem, nie będąc nawet pewnym co właściwie można powiedzieć. W Londynie siedział dopiero dwa tygodnie, ale ten uścisk i te emocje, która przyjaciółka była w stanie mu przekazać w tak prosty sposób, dały więcej energii niż wszystkie myśli o odsieczy za śmierć mugolaczków. Nawet gdy ich ramiona rozdzieliły się, ciepło nie ustało, a potężny uśmiech widniał na twarzy Rubeusa niczym świeży banan.
- Ohohoho! - niemal wykrzyknął podekscytowany gdy kobieta powiedziała o swojej nowej pracy. - Ja Ci pogratulować serdecznie chciał, Frances, bo to naprawdę... - właściwie nie miał pojęcia na czym polegała ta rola. - Naprawdę coś takiego, że no... Po prostu. Należało Ci się na pewno. Widać Ci w oczach co masz, a masz dobro - było widać.
Wysłuchał jeszcze słów kobiety na temat ewentualnych prób eliksirów na jego ciele. Nie widział zresztą żadnego zagrożenia, bo jakie mogłoby go spotkać ze strony tak delikatnych rączek? Dla niej mógł zresztą być testerem, półolbrzymem doświadczalnym czy co tam sobie nie wymyśli.
- Zgoda! - wykrzyknął, chociaż był tego pewien nawet zanim zadała pytanie i wyjaśniła o co chodzi. - Ale Frances, ja tam eliksirów to nie potrzebuje, ja Ci się po prostu przydać chciałem, bo ja wiem, że po matulce silny jestem. Mnie tam nie brakuje nic, parę mam, na Londyn wystarczy. Ale pewno Tobie by się przydało, bo jak na mnie eliksir nie podziała to se chociaż testa zrobisz - a jak podziała to pal sześć. - No, jakbym Ci przydatny był to mów mnie śmiało, sówkę przez Panią Boyle posłać możesz, bo ja siem nie dorobił co prawda, ale kto wie.
Nawet jeśli miałby stać i ból czuć od takiego eliksiru, jakby mu wszystkie włosy na rękach i głowie miały wypaść, jakby miały się zęby popsuć czy zez zrobić... Dla tej szczerości i pomocy jaką mu okazała, byłby w stanie zaryzykować to i jeszcze więcej.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Salon [odnośnik]12.12.20 19:31
Panna Burroughs uśmiechnęła się delikatnie, gdy półolbrzym wypowiedział słowa, będące potwierdzeniem, iż wierzy w to, co mu mówiła. Frances doskonale wiedziała, że Boyle był kłamcą. Paskudnym i cholernie dobrym we wszystkich swoich kłamstwach. Nie zdziwiłoby ją, gdyby przedstawił nieznośnie wiarygodną wersję... Z drugiej jednak strony miała niemal pewność, że jakiekolwiek nasyłanie bandytów z pewnością nie było czymś, co można by z nią kojarzyć, bądź o co możnaby ją podejrzewać.
- Och, nawet nie wiesz jak ją za to podziwiam. Ja na jej miejscu już dawno spaliłabym tę tawernę. - Stwierdziła, wzruszając delikatnie wątłymi ramionami. Nienawidziła tamtego miejsca z całego serca a czasy, gdy była tam kelnerką wspominała jako najgorsze w jej życiu. - Och, pewnymi czarodziejami lepiej nie brudzić sobie dłoni, mój drogi. - Odpowiedziała odrobinę pobłażliwie, pewna, że jeśli ten tknie Boyle sprawa jedynie zacznie nieprzyjemnie śmierdzieć. Nie raz oferowała ciotce pozbycie się wuja; dolanie mu odpowiedniego specyfiku i zdjęcie ciężaru z jej ramion. Ta jednak odmawiała, uważając iż potrzebuje czasu do namysłu. A Frances nie miała zamiaru naciskać.
Port nie był już jej światem.
Ciche westchnienie opuściło usta eterycznego dziewczęcia. Wizja jakiekolwiek krzywdy, jakiej mógł doznać Rubeus wywoływała w niej nieprzyjemne ukłucie gdzieś w środku.
- Pamiętaj, że zawsze Ci pomogę, dobrze? Po prostu pisz, gdy będziesz w potrzebie... - Przypomniała, po raz kolejny wplatając smukłe palce w przydługie kosmyki, mocniej owijając wątłe ramiona wokół szyi półolbrzyma. Nie chciała, aby cokolwiek złego przydarzyło się tak czystej i poczciwej duszy jaką był Rubeus, gotowa poruszyć znajomości, byleby udzielić mu odpowiedniego wsparcia. Dziwny dreszcz przebiegł przez drobniutkie ciało, gdy mężczyzna objął ją swoimi ramionami, a panna Burroughs w zwykłym dla siebie odruchu musnęła ustami czubek jego głowy. Stała tak przed chwilę, trwając w ciepłym uścisku, by w końcu wypuścić go ze swoich ramion, nie chcąc wyjść na nachalną. Uśmiechnęła ślicznie, widząc, iż również na jego twarzy widział uśmiech.
- Och, dziękuję. Niezwykle ciężko było dostać tę posadę. - Odpowiedziała z uśmiechem, by unieść filiżankę do malinowych warg. Niezwykle ciężko było określeniem dość delikatnym. Profesor Aegis był mężczyzną wymagającym, z początku nie mającym ochoty na to, aby wziąć kogoś pod swoje skrzydła. Jej jednak się udało.
Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło ekscytacją, gdy Rubeus zgodził się na wykonanie kilku, niewielkich eksperymentów. Testowanie mikstur na czarodziejach, wbrew wszelkim pozorom, nie było pannie Burroughs obce.
- Fantastycznie! - W tonach jej głosu wybrzmiał szczery zachwyt. Nie często odnajdywała na tyle odważnych czarodziejów, by sami wyrażali chęci do podobnych przedsięwzięć. - Przygotuję odpowiednie specyfiki oraz wstępne obliczenia, abyśmy posiadali odpowiednią bazę do pracy... - Zaczęła, a zamyślenie pojawiło się na jej buzi. Analityczny umysł nie potrafił odmówić sobie wysnucia kilku planów bądź teorii. - Mój drogi, potrafię zrobić mikstury które zmniejszają krowę tak, iż ta zmieści się w kieszeni bądź mikstury, które sprawią, że przez krótki czas będziesz niewidzialny... Nigdy nie wiesz, czy to nie mogłoby Ci się przydać. - Stwierdziła, wzruszając delikatnie wątłymi ramionami. Wierzyła w przydatność swoich mikstur, nawet jeśli wielu sądziło, iż z alchemii nie ma większego pożytku.
- Możesz być pewien, że wyślę Ci list... Lecz nie tylko, gdy będę Cię potrzebować. Masz mi pisać, czy wszystko jest u Ciebie w porządku, dobrze? Żebym nie musiała się martwić... - Poprosiła, kierując na niego niemal szczenięce spojrzenie szaroniebieskich oczu.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon [odnośnik]15.12.20 19:08
- Pamiętam, ta - powiedział cicho na słowa Frances o pomocy.
Miła to czarownica była, inne niż te co w porcie widywał, to też ciężko było uwierzyć, że kiedyś to tego miejsca przynależała jak on teraz. Niby blisko i podobny adres, a jednak różnili nie strasznie. Ta była mała, miła i delikatna, a ten przecież łapą mógł jej te wszystkie małe buteleczki z eliksirami potrzaskać. Jeśli Hagrid miał być kiedyś dumny, że kogoś zna to Frances należała właśnie do tych osób. Mądra to czarownica była, a jakie serce dobre miała to głowa mała.
- Tam przygotowuj co chcesz, bo mnie to wiesz... - wzruszył ramionami, ale kolejne słowa kobiety go zatkały - Niewidzialny ja? Ho... Wiesz Frances, ja to raczej, hehe, z tych widzialnych bardziej bo to i łeb duży i łapy, no i kark w sumie. Wyrosłem i już. Taki na niewidzialnego Hagrida to by się jednak może nawet przydał, ale ja... - poklepał się po kieszeniach. - Wiesz, tam Pani Boyle dobrze płaci, ale to pewno drogie, a Ty stratna na mnie być nie możesz - machnął paluchem by przypadkiem zaprzeczyć nie próbowała, honor cenny był.
I znów mu pomogła i znów oczy otworzyła. Jakby się taki eliksir udało mieć na niewidzialność to mógłby z zaskoczenia z główki jednego i drugiego łupnąć. Może nawet, kto wie, tego czarodzieja, co tak mugolaki męczy, mógłby raz dwa złapać i do Tamizy wrzucić, po ile taki w Londynie siedział. To przypomniało mu, że musiał Tonksa spytać kto to właściwie tam jest, bo Lord Voldemort to nie wiadomo czy to jakiś tytuł był czy nazwisko. Z historii magii to Hagrid nigdy dobry nie był, tam nie było stworzonek do głaskania, o ile by nie liczyć głów innych uczniów.
- Robimy tak, Frances - powstał, ale w ostatniej sekundzie uchronił się przed uderzeniem łbem w wysoki sufit, to też ponownie usiadł. - Robimy tak... Ty weź tam policzyć co masz policzyć, bo to pewno trudne jest. Ja teraz bezpieczny, teraz to mi nic, ale jakby kiedyś ten... Jakbym kiedyś na fro... Jakbym miał ten... - z jego gardła niemal wyrywały się plany i jedynie myśl o aurorze Tonksie powstrzymywała go od mówienia dalej. - Jakbym kiedyś potrzebował to ja Ci znać dam, bo kto to wie jak życie w Londynie będzie, nie? - uśmiechnął się jeszcze. - ALE... - ryknął na co mały Nicolasek podskoczył, więc Hagrid szybko ściszył ton patrząc przepraszająco na nieśmiałka. - Ale jak mnie potrzebować będziesz, Frances. Jakby cokolwiek miało być co by Tobie się dziać, jakby ktoś Cię gdzieś coś zrobił to wiesz, że sowę piszesz i ja jestem tam, nie? Obiecaj mnie, że tak zrobisz, to ja obiecam, że pisać będem.

zt serce



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Salon [odnośnik]16.12.20 0:44
Uśmiechnęła się ciepło, słysząc potwierdzenie jakie padło z jego ust. Szczere pragnienie jego bezpieczeństwa wydawało jej się czymś, zupełnie naturalnym. Eteryczna alchemiczka szczerze polubiła poczciwego półolbrzyma.
Tajemniczy uśmiech wyrysował się na jej buzi, gdy zauważyła, jak jej słowa w pewien sposób przykuwają jego uwagę. Była pewna swoich mikstur, doskonale znała wszystkie, znane receptury oraz kilka, których inni nie mieli okazji wykorzystać. I jeśli planowane testy wyjdą pomyślnie, miała zamiar pomóc przyjacielowi w bezpiecznym przetrwaniu w Londynie.
- Och, nie tylko dlatego nie można Cię przegapić w tłumie... - Odpowiedziała subtelnym komplementem, wyginając usta w delikatnym uśmiechu.  - Dogadamy się, nie musisz płacić mi złotem. Widzisz, mieszkam tutaj sama i przyda mi się silna, męska ręka. Pomożesz mi, ja pomogę Tobie i żadne z nas nie będzie stratne. - Zaproponowała rezolutnie, uznając to za całkiem dobry układ. Ona nie raz potrzebowała pomocy w domu bądź ogrodzie, samej nie mając wiele pojęcia o typowo męskich pracach. Taka pomoc z pewnością znaczyłaby dla niej o wiele więcej niż zapłata w galeonach.
Uśmiechnęła się ciepło, widząc jak ten ledwo unika spotkania z sufitem, a w oczach alchemiczki przez chwilę błysnęło zaskoczenie. Zaskakującym dla niej był fakt, jakże szybko przychodziło jej zapomnieć o nadnaturalnych wymiarach jej towarzysza, gdy zagłębiali się w rozmowy.
- Przygotuję odpowiednie obliczenia i napiszę Ci sowę. Sprawdzimy, czy eliksir na Ciebie podziała oraz w jakiej dawce. - Odpowiedziała, zgadzając się na jego plan, ze szczerą nadzieją, iż eliksiry zadziałają na organizm półolbrzyma, przynosząc odpowiednie działanie. Smukłe palce ponownie zacisnęły się na wielkiej dłoni, a wdzięczność pojawiła się w szaroniebieskim spojrzeniu, odrobinę zaszklonym pewną dozą wzruszenia.
- Obiecuję, że jeśli cokolwiek mi się stanie będziesz pierwszym, który się o tym dowie. - Wypowiedziała uroczyście, niemal oficjalnym tonem jakoby przyszłoby im teraz zawiązywać Wieczystą Przysięgę. - Będę wypatrywać listu od Ciebie. - Dodała, na chwilę mocniej zaciskając drobną dłoń na jego palcach. Fascynujące, jak szybko Rubeus Hagrid odnalazł drogę do serca nie tylko nieśmiałka, ale i jego właścicielki... A gdy wychodził, eteryczna alchemiczka zapakowała mu na wynos ciasto, wciskając jeszcze kilka kanapek na drogę. Na wszelki wypadek, by nie wracał z pustym żołądkiem.

| zt. serce


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon [odnośnik]03.01.21 14:51
22 sierpnia 1957 roku

Spotkanie w Opuszczony Dworze było niespodziewane. Pełne pytań oraz niejasnych odpowiedzi, w zdaniach jakie wymieniła Frances z kimś, kogo jeszcze kilka lat temu określiłaby mianem specyficznego przyjaciela. Relacja jednak urwała się nagle i równie niespodziewanie, pozostawiając po sobie żal i zwykłe, proste rozczarowanie. Nie sądziła, iż ten ją w jakikolwiek sposób przeprosi, nie sądziła również że oboje zechcą dalej utrzymać kontakt. A jednak świat wywracający się do góry nogami nadal zaskakiwał, gdy po wstępnym, niezbyt jednak konkretnym pomyśle, zobaczyła sowę na swoim parapecie, zapowiadającą spotkanie.
Tuż po pracy wróciła w bezpieczne mury Szafirowego Wzgórza, by przygotować się do spotkania. Na niewielkim stoliczku w salonie stanęła kwiecista zastawa - małe talerzyki i łyżeczki, zaczarowany imbryczek oraz dwie filiżanki z niewielkimi spodeczkami. Do nich chwilę później dołączył talerz ze świeżym ciastem, przygotowanym jeszcze przed wyjściem do pracy. Panna Burroughs założyła błękitną sukienkę podkreślającą jej figurę, a gdy do jej uszu dotarł dźwięk pukania, zatrzymała się na chwilę przy lustrze, by poprawić ułożenie złotych pukli. Drzwi otworzyła z ciepłym uśmiechem wypisanym na malinowych ustach. Humor dopisywał eterycznej alchemiczce, nie była jednak pewna, czy było to sprawą ciepłych, słonecznych promieni wpadających przez okno, czy może zaręczynowego pierścionka dumnie zdobiącego jej dłoń.
- Dzień dobry, Jerry! -Przywitała się z mężczyzną, robiąc dwa kroczki w tył, by wpuścić go do środka swojego domku, swym wystrojem oddającego charakter właścicielki w przeciwieństwie do poprzedniego mieszkania w paskudnych, portowych dokach. - Jak Ci się podoba? Lepiej niż w porcie, prawda? - Spytała, autentycznie ciekawa opinii Jerr'ego na temat jej nowego domu. W końcu, gdy jeszcze się przyjaźnili nie raz przebąkiwała coś o tym, jak wspaniale byłoby mieć własny dom z dużym ogrodem. Teraz, w końcu się jej udało. Z uśmiechem na ustach pokierowała mężczyznę do salonu, wskazując mu miejsce na sofie w czasie, gdy sama usiadła na fotelu.
- Napijesz się herbaty? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze... I nie mając pojęcia, od czego innego mogłaby zacząć rozmowę. Wiele lat minęło, jeszcze więcej zmieniło się w jej rzeczywistości sprawiając, że lata spędzone w londyńskim porcie zdawały się pochodzić z innego świata. - Och, tak wiele się zmieniło, że nawet nie wiem od czego zacząć... - Wyznała, a delikatny rumieniec pojawił się na jej buzi. - Nadal pracujesz z szemranymi typami? - Spytała po chwili, z wyraźnym zainteresowaniem w szaroniebieskim spojrzeniu. Kto wie, może po tamtym razie postanowił zająć się czymś legalnym? Nie wiedziała... I gdzieś w środku miała cichą nadzieję, że nie spalił wszystkim mostów i posiada jeszcze jakieś kontakty.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon [odnośnik]03.01.21 22:51
Nie wiedział, że od teraz każde spotkanie aranżowane z byłym dobrym znajomym podsycane było pracą, a raczej szemranymi interesami, które zdawały się mieszać jego moralność budowaną od dziecka. Wypełniał każdy deficyt szemranej postaci, zdolny do rzeczy zakrawających o te z bardzo negatywną opinią, bo chyba nikt nie powie, że rozprowadzanie narkotyków jest legalne, czyż nie?
Nie był pewien, czy to inne mieszkanie, czy też wystrojona Frances powodowało u niego niepokój, jednak z pewnością istniało pewne jestestwo równie eteryczne, co witająca go blondynka.
- Frances - wręcz tradycyjnie już odpowiedział, choć patrząc na jej pełną posturę, miał ochotę zdjąć czapkę, tak jak etykieta tego wymagała. Niestety życie poza typowymi dworskimi zasadami wymagało nieco nieokrzesania, którym przecież jako latorośl Weasleyów całkiem ładnie się wyróżniał!
Przestąpił kilka kroków i widząc wszystkie te nowości, niemalże zagwizdał. Chyba faktycznie ruszyła z przytupem do przodu, więc mówiła prawdę. Dużo musiało się wydarzyć od jego zniknięcia. Wcześniej już widział go z daleka, ogród również musiał być bardzo ekstrawagancji, jakby wszystko to było odzwierciedleniem Francis, która zawsze była zbyt wysoko estetyczna dla portowych włości. - Całkiem nieźle się odnalazłaś. - odpowiedział z lekkim uśmiechem, który gdzieś zatonął pod brodą. Powędrował za nią do salonu i z marszu przytłoczyła go jasność wszystkiego, jakby rażąc w oczy całym tym dobrze dobranym dobrobytem. Zdecydowanie to była Francis. Klapnął na sofie, zdejmując w końcu wełnianą czapkę, pod którą pojawiła się charakterystyczna, wygolona fryzura.
- Jasne, z przyjemnością. - odpowiedział grzecznie, nawet nie wiedząc zbytnio, w jaki sposób należało się zachowywać. Nonszalancja oczywiście nigdy nie była opcją, choć całe to otoczenie wręcz krzyczało, że tak należy. - Widzę właśnie... - zaczął, szukając jakichś słów, którymi mógłby dokończyć, choć w głowie świecił jedynie jałową pustką. Na szczęście zadała pytanie, bardzo proste pytanie. - To zależy kogo uznasz za szemranego... jasne, mów co potrzebujesz. - bardziej swobodnie rozłożył się na sofie, momentalnie podchwytując temat, który był mu tak dobrze znany. O wiele łatwiej było rozmawiać na konkrety pozwalające się czymś podeprzeć. Nawet nie czuł ukłucia złości na jej propozycję, czy też pytanie, w końcu ich znajomość przeplatała się między przyjaźń, a interesy.


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Salon [odnośnik]06.01.21 5:27
W jej życiu zmieniło się tyle, iż panna Burroughs sama nie była w stanie uwierzyć w niektóre zmiany, jakie miały miejsce. Wyprowadzka z paskudnego portu, rozpoczęcie kariery naukowej oraz śmiały plan jaki wysnuła z bratnią duszą… To wszystko przekraczało najśmielsze wyobrażenia eterycznego dziewczęcia, jednocześnie w pewien sposób utrudniając odnowienie dawnych znajomości. Bo jak miała streścić to wszystko, co miało miejsce przez ostatnie lata? Strach portowych ulic oraz ulgę powiązaną z ukłuciem żalu gdy oderwała się od dawnego otoczenia, jednocześnie zrywając więzi z rodziną? Nie wiedziała.
Uśmiechnęła się, słysząc jego słowa. Szafirowe Wzgórze wzbudzało jej dumę, gdyż mieszkając sama była w stanie stworzyć otoczenie ciepłe, przepełnione niemal domową atmosferą, a to było nie małym wyzwaniem.
- Dziękuję, starałam się, aby było przytulnie… Choć najbardziej jestem dumna z ogrodu, widać go z okna w salonie.- Odpowiedziała pogodnie, zadowolona z ogólnej prezencji swojego domostwa. A gdy zasiedli przy stoliku kawowym, a Frances poczęła rozlewać herbatę do filiżanek, zielony nieśmiałek wpadł przez uchylone okno. Sprawnie przebiegł przez podłogę, by wspiąć się po materii jej sukienki na ramię alchemiczki. Niewielkie stworzonko wychyliło się zza złotych pukli panny Burroughs, by nieśmiało przyjrzeć się gościowi… Który swoją prezencją nie przypadł mu do gustu, gdyż zwierzątko czmychnęło po fotelu na stół, by wdrapać się do zaczarowanego statku w butelce, gdzie od kilku tygodni najbardziej lubił przesiadywać. Frances uśmiechnęła się jedynie, na dłuższą chwilę lokując spojrzenie w zwierzątku.
- Potrzebuję kilku ksiąg. Starych, częściowo zapomnianych i powszechnie uznawanych za zakazane… - Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło tajemniczo, a alchemiczka uniosła filiżankę do ust, by upić z niej łyk herbaty. - Widzisz, po zrobieniu kursów alchemicznych rozpoczęłam pracę w Świętym Mungu, nie przynosiło mi to jednak satysfakcji. W kwietniu w końcu odważyłam się rozpocząć własny dorobek naukowy. Zawsze marzyły mi się wielkie odkrycia, uznałam więc, iż najwyższa pora coś z tym zrobić… Udało mi się samodzielnie stworzyć kilka autorskich eliksirów. - Duma wybrzmiała w eterycznym głosie dziewczęcia. Tworzenie własnych receptur nie było zajęciem łatwym. Wymagało ogromu wiedzy, jaką udało jej się posiąść dzięki ciężkiej pracy. - Marnowałam się w szpitalu, ale moje działania nie umknęły oku jednego z wybitnych profesorów, który po kilku tygodniach starań zaoferował mi stanowisko swojej prawej ręki. To wielkie osiągnięcie, profesor Lacework nigdy nie przyjął żadnego ucznia. Zajmuję się teraz projektami naukowymi na pełen etat, kilka śmiałych teorii chodzi mi po głowie od dłuższego czasu… - Tajemniczy uśmiech pojawił się na jej ustach i wystarczyło jedno, niewielkie pytanie by wyjawiła, czym chce się zająć, nie mogąc doczekać się rezultatu swojej pracy. - Do tego jednak, potrzebuję kilku ksiąg. Wysłałam prośbę o dostęp do Działu Ksiąg Zakazanych kilka tygodni temu, nadal jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Obawiam się, że nigdy nie doczekam się pozwolenia, a te księgi są mi niezwykle potrzebne, abym mogła rozpocząć prace… Znasz może kogoś, kto byłby w stanie zorganizować zakazane woluminy? - Spytała z nadzieją w głosie. Nauka wymagała poświęceń, a panna Burroughs poświęcała jej nie tylko czas, ale i odrobinę moralności. Panna Burroughs znała kilka osób zaznajomionych z nielegalnymi interesami, im więcej jednak próśb składała, tym większe były szanse, iż faktycznie ktoś odnajdzie potrzebne jej księgi. Kto wie, może jemu się uda?


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon [odnośnik]10.01.21 1:53
Potężnym niedoczekaniem było odrzucenie jego nieobecności w niepamięć. Wiele godzin sam przerabiał, myśląc o tym, w jaki sposób porozmawiać na temat, który mógłby równie dobrze być tematem tabu. Niestety zależało mu na tej znajomości, bardziej niż byłby w stanie to przyznać, nie chodziło tylko i wyłącznie o możliwości, jakie dawała przyjaźń ze zdolną alchemiczką, ale również sama jej obecność w codziennym życiu. Obserwując pomieszczenie, mógł śmiało stwierdzić, że nic już nie będzie takie samo, choć trzymająca się go jak kula u nogi sentymentalność, nie pozwalała przemówić mu do rozsądku. Wierzył, że milcząc, zdoła uratować, cokolwiek zepsuło ich relację, dlatego próbował trzymać język za zębami, a razem z nim swoje swobodne zachowanie.
Błędnie byłoby nazwać ich początkową znajomość jako czysto biznesową, w końcu wyciągnął ją z opresji, lecz nie do końca wszystko miało barwę, jakiej się spodziewał. Sama obecność stworzonka wybiła go z letargu, przywołując na jego twarzy wręcz niezauważalny uśmiech. Również uciekałby w popłochu na swój widok, choć z pewnością Frances miewała już gorszych gości, którzy również nie leżeli w jasnym obrazku w jej stylizacji. Siedząc na kanapie, faktycznie zaczął odczuwać, jak wielką różnicą była alchemiczka w stosunku do reszty portowych ścierw. Dziwne, że w ogóle tam trafiła.
Momentalnie atmosfera jakby spadła o kilka stopni albo to sam metamorfomag zorientował się, że interesy znów przejęły władzę nad rozmową. Ostatnimi czasy zaczynał zauważać bardzo dużą różnicę, pomiędzy spotkajmy się, a musimy się spotkać.
- Księgi - powtórzył wręcz niemo, choć jego usta wyszeptały główne zainteresowanie Frances, od której duma wręcz wylewała się tonami. Jedna z brwi powędrowała do góry, ginąc pod wełnianą czapką. Doskonale wiedział, że bardzo dużo świata, w którym się obracał, maczało palce w niedozwolonej tematyce, jednakże nie podejrzewał posągowej alchemiczki o równie straszliwe zainteresowanie! Nie przerażała go, choć miał świadomość, jak straszne potrafiły być niektóre z eliksirów. Być może nierozsądnie było pić z filiżanki? Na przekór swoich myśli sięgnął po herbatę, której ciepło ukoiło nieco jego zmącone myśli. Prace naukowe, pięknie, przecież więcej nie musiał wiedzieć, ba, nawet to było sporą dozą informacji. Przeciągnął nieco kolejny łyk, pozostawiając jej pytanie zawieszone gdzieś w eterze, głównie ze względu na to, że było ono faktycznie bardzo dobre. Chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, aż w końcu skinął głową twierdząco.
- Potrzebuję konkretnych nazw, maksymalnej stawki, jaką jesteś w stanie zapłacić i oczywiście do kiedy spodziewasz się mieć je w swoim posiadaniu. - wyrecytował niemalże na pamięć, kojarząc nieco z wcześniejszych poszukiwań, które już przeprowadzał. Dawno nie interesował się pozyskiwaniem dla kogoś książek, to w sumie było o wiele prostsze niż obijanie komuś pyska, a przynajmniej tak to wspominał. Jedynie było mu żal przyjaźni, która widocznie musiała odejść na rzecz biznesów, choć patrząc na opustoszały mieszek, dobrze było, że chociaż poszli w tym kierunku. Nawet nie próbował pytać cóż to miałoby być za odkrycie, pewnych rzeczy naprawdę lepiej nie wiedzieć.


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Salon [odnośnik]11.01.21 10:12
Nieobecności z ich wspólnej znajomości nie dało się wymazać. Zadra nadal istniała w eterycznej alchemiczce i chyba jedynie czas oraz odpowiednia dawka cierpliwości były w stanie przywrócić ich znajomość na odpowiednie tory. Frances nie była osobą bardzo obeznaną w relacjach międzyludzkich, brakowało jej odpowiedniej dawki pewności siebie oraz mniejszej ilości nieśmiałości, by płynnie poruszać się w świecie związków z czarodziejami. Temat jej poszukiwań wydawał jej się tematem na tyle neutralnym, by przełamać niezręczność rozmowy, jednocześnie na tyle bliski, by mogła wpleść w niego pewne nowości, jakie miały miejsce w jej życiu od czasu, gdy widzieli się ostatni raz temu, nim zniknął bez słowa.
- Tak. - Potwierdziła, kiwając przy tym głową, a złote pukle zatańczyły delikatnie wokół jej buzi. Wbrew wszelkim pozorom, zainteresowania panny Burroughs dalekie były od paskudnych trucizn, nawet jeśli te umiała przyrządzać. Jej zainteresowania ogniskowały się na umyśle oraz teoriach zapomnianych przez magiczny świat.
Przez chwilę uważnie przyglądała się jego twarzy, popijając herbatę z kwiecistej filiżanki w oczekiwaniu na dokładniejszą odpowiedź w tej kwestii. Miała nadzieję, że ten będzie w stanie jej pomóc, nawet jeśli zapewne znacznie odbiegało to od normalnych zleceń, jakie dostawał.
- Oczywiście… Daj mi chwilkę… - Poprosiła, by wyjąc z kieszeni różdżkę i prostym zaklęciem przywołać do siebie swoją torebkę. Ostrożnie otworzyła ją, by w stosie najróżniejszych kawałków pergaminu odnaleźć ten, z dokładnie zanotowanymi tytułami. - Proszę, oto dokładna lista. Za te podkreślone jestem w stanie zapłacić odrobinę więcej, ich cena jednak nie powinna przekraczać około trzydziestu galeonów, oczywiście im taniej, tym lepiej dla mnie. - Wyjaśniła, przenosząc spojrzenie szaroniebieskich oczu z pergaminu na jego twarz. Tytuły były najróżniejsze od tajemnic dawnych alchemików przez starożytną alchemię dla zawansowanych po nieznaną moc kamieni czy [/i]przeklęte rośliny[/i]. Rozstrzał tematów był wielki, nadal jednak oscylował wokół głównych jej zainteresowań… - Tylko… Niezwykle mi zależy, aby nikt nie dowiedział się o tym, dla kogo zdobywasz te księgi. Widzisz, znajdują się w nich wskazówki dotyczące niezwykle skomplikowanych procesów… Niektóre z nich zostały wykorzystane do stworzenia Kamienia Filozoficznego… Poprzednie moje odkrycia ściągnęły na siebie niewielką uwagę, boję się, że jeśli w pewnych kręgach wyjdzie czym się interesuję moje bezpieczeństwo może być niezwykle zagrożone… Zwłaszcza teraz… - Poprosiła, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło niepewnością. Miała plan, mający zwiększyć jej bezpieczeństwo, nadal jednak obawiała się szkodliwego zainteresowania tych, których mogła nie chcieć spotkać na swojej drodze. Jedynie niewielkie, najbliższe grono miało okazję dowiedzieć się, które tematy darzy największym zainteresowaniem.
- Przeprowadziłam się, zmieniłam pracę, rozpoczęłam własną pracę naukową… A na jesieni wychodzę za mąż… - Czy powinna mu powiedzieć o tym, co nieznane było innym? Czy mogła mu ufać na tyle, by mieć pewność, że ten nie zdradzi jej tajemnicy i nie spisze na niezwykle wielkie problemy? Nie była pewna, a uważne, badawcze spojrzenie utkwiło w buzi dawnego przyjaciela, poszukując odpowiedzi na nurtujące ją pytanie, bądź choćby niewielkiej wskazówki. - Co się działo u Ciebie? - Spytała, nie odrywając od niego bystrego spojrzenia, nadal analizując w swojej głowie wszelkie za oraz przeciw.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon [odnośnik]13.01.21 18:03
Interesy miały to do siebie, że potrafiły być paskudne, okrutnie przywołując do rzeczywistości, w której to znajomość zwyczajowo opierała się na różnorakim handlu. Przyzwyczajony do takiego traktowania, mimo wszystko miał pewien opór przed postawieniem Frances tuż obok innych knypków, którzy mieli tendencję do pojawiania się bez słowa i zasypywania go różnego rodzaju zleceniami. Wszystkiemu winą była przeszłość oraz delikatna uroda panienki, w końcu kto normalny byłby w stanie zestawić ją z innymi bezzębnymi prostakami?
Nawet nie musiał przeliczać, ile w tym wszystkim było prawdziwego zysku, który zdołałby ugrać 'prostym' wykradnięciem ksiąg. Pełen mieszek dla niego. Nie były to zasady godne kogoś pracującego niegdyś dla Wiedźmiej Straży, jednakże Weasley dobrze wiedział, że tutaj rządzono się własnymi prawami, gdzie sprytniejszy mógł spokojnie odejść z trofeum do kolejnych transakcji i koło się zataczało, bo przecież w dokładnie taki sam sposób większość z nich pozyskiwała swoje towary.
Nawet nie próbował reagować na oczywiste słowa, które dotyczyły maksymalnych oszczędności dla panienki. Patrząc na jej znajomą twarzyczkę, zwyczajnie nie mógł pomyśleć o choćby najmniejszym oszustwie, przecież potrzebowała swoich środków dla dalszego rozwoju...
- Nie ma potrzeby na wykosztowywanie się, znajdę i przyniosę tę księgę. Potem ustalimy cenę w zależności, w jakim wrócę stanie. - stwierdził bez zbędnych drgań na twarzy. Mówili przecież o interesach, a te Weasley znał przez własną kieszeń, w której aktualnie nie było zbyt wiele monet. Ryzyko oznaczało wzbogacenie się, choć ze względów na sentymenty pozwalał sobie na obniżenie ceny za trzymanie języka za zębami. - Nikt nie będzie cię o nic podejrzewać. Nawet nie zorientują się, że coś zniknęło... o ile to nie jest jakieś cholernie cenne wydanie. - wytłumaczył szybciutko, zapewniając pełną poufność oraz część swoich zamiarów. Łamał sobie głowę, nad czym pracowała Frances, choć chodziło głównie o jej bezpieczeństwo, bo przecież głupotą byłoby myślenie, że parała się czymś niebezpiecznym, prawda? - Nie masz potrzeby się czegokolwiek obawiać, potrzebuję tylko wiedzieć, gdzie mogę zacząć węszyć. - stwierdził prosto, zwracając uwagę na jej wtrącenie. Jakie teraz?
- Co? - wyrwało się z jego ust. Jego oczy były szeroko otwarte i raz jeszcze spokojnie sobie wszystko przetwarzał, bo czy mówiła dokładnie o tym, o czym on myślał? - Gratuluję - poprawił się szybciutko, łapiąc własną głupotę, ale jakoś nawet nie podejrzewał, że dziewczyna może mieć życie inne niż pieczenie tych swoich bulgoczących obrzydlistw. Jakoś nigdy nie pałał wielką miłością do eliksirów, nie żeby to kiedyś determinowało jego przyjęcie do grona aurorów, a skąd! - Dobrze, że znalazł się ktoś, kto będzie mógł cię bronić przed watażkami. - stwierdził szczerze, uśmiechając się półgębkiem, bo faktycznie dobrze było mieć świadomość, że w pewnym sensie dziewczyna była bezpieczna, o ile oczywiście był to jegomość, który na nią zasługiwał, co Weasley postanowił zweryfikować od razu, zbywając w ten sposób pytanie, cóż działo się u niego. - To co to za jeden, mam mu wyjaśnić jak się broni damy w opałach, czy potrafi zadbać o siebie i ciebie? - spytał z sugestywnie uniesioną brwią. Wydawało się naturalnym, że Weasley jako Remy był gotów komuś sprać tyłek w ramach nauczki, powód z pewnością znalazłby się gdzieś po drodze.


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach