Wydarzenia


Ekipa forum
Jenny Moore
AutorWiadomość
Jenny Moore [odnośnik]03.10.21 18:35

Jennifer Lydia Moore

Data urodzenia: 21 VI 1932
Nazwisko matki: Carter
Miejsce zamieszkania: Irlandia, Góry Derryveagh
Czystość krwi: Mugolska
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Goniec, łączniczka
Wzrost: 162 centymetrów
Waga: 55 kilogramów
Kolor włosów: Kasztanowe
Kolor oczu: błękitnozielone
Znaki szczególne: Szybko wychodzące na policzki rumieńce, piegowaty czubek nosa, usta często spierzchnięte od ich przygryzania


s má bhíonn tú liom bí liom
1933-1944

Dopiero w samym środku zimy przekonałam się, że noszę w sobie niepokonane lato. Zaczęłam pielęgnować je nieświadomie, w czasach mojego dzieciństwa. Rozpędzona na zielonym pagórku, łapczywie nabierałam powietrza w gonitwie za moimi starszymi braćmi. Już wtedy wiedziałam, że wyrosną niegdyś na wielkich ludzi, z wielkimi talentami, które będę mogła podziwiać z całą swoją dumą. Nie zastanawiałam się jeszcze, czy sama posiadam takowy, zbyt mocno przejęta podkradaniem z kuchni smażonych jabłek z cynamonem. Matka karciła nas wówczas, machając groźnie palcem przed nosem, ale ton jej głosu wciąż pozostawał tak samo ciepły, przepełniony miłością. Była dla mnie i wciąż jest największą z najważniejszych, o sercu pełnym wyrozumiałości dla tego co trudne, a nawet pozornie niezrozumiałe. Zapewne tę, pośród wielu jej zalet, doceniał nasz ojciec, chociaż rzadko kiedy własne uczucia wypowiadał na głos. Po nim odziedziczyłam wyraziste brwi, marszczące się imponująco w momentach zwątpienia i chociaż zazwyczaj jego twarz zdobiła maska absolutnego spokoju, od zawsze potrafiłam dostrzec w niej drżenie uśmiechu, gdy siadywałam na jego kolanach i obejmowałam szyję dłońmi.

Podążałam ich śladami, pewna bezpieczeństwa losu. Za sylwetkami braci łapałam się ostrych krawędzi kamieni, z niepewnością chcąc dotrzeć na szczyt małej skały. To ojciec pierwszy wsadził mnie na koński grzbiet starego wałacha należącego do sąsiada. Siedząc wyżej niż ktokolwiek inny, byłam w stanie zapomnieć o pierwszych próbach koślawego przyszycia guzików do spódnicy pod czujnym okiem matki i okrzyku przerażenia, gdy materiał na mych oczach zmienił swą barwę. O słodkiej tajemnicy, którą wreszcie mogłam dzielić z resztą domowników, którzy podobnie jak ja odkryli w swym czasie magiczny talent.
Moja dotychczas prosta niczym strzała droga, okazała się dokonywać gwałtownych skrętów, kiedy przyszło mi wreszcie poznać i zrozumieć ten magiczny obcy świat rozciągający się przed naszym nosem.


a stóirín mo chroí
1944-1951

Dojście z punktu pierwszego do punktu drugiego nie może być tak trudne. Tak tłumaczyłam sobie pierwsze kroki stawiane na korytarzach wielkiego zamczyska Hogwartu, gdy zewsząd zlatywały na moje ramię coraz głośniejsze słowa szlama. W dodatku Puchonka, o żółtym krawacie z drugiej ręki, przewiązanym przez lekko zużytą koszulę po bracie. Myślałam, że to niepotrzebne. Te kłótnie, te zarzuty i pełne pogardy spojrzenia, gdy ja sama pragnęłam tylko jednego. Dojść z punktu pierwszego do punktu drugiego, odłożyć podręczniki na toporny pulpit z drewna i zamknąć oczy.
By chociaż przez chwilę nie widzieć zatroskanych spojrzeń starszego rodzeństwa, gdy mijali mnie, idąc w swoją stronę. Gdzie miałam podążać ja sama? Za mało wygadana w porównaniu do Silly’ego Jenny. Jenny, która, chociaż radziła sobie z nauką dobrze, nawet po dołączeniu do Klubu Pojedynków i szlifowaniu zdolności magicznych, nie była naturalnym talentem. Jenny latająca na miotle sprawnie, do tego stopnia, że na drugim roku dostała się do drużyny Quidditcha, ale nie mogąca się przymierzyć do zdolności Billy’ego. Nawet względem opieki nad zwierzętami, Volans przodował w ich znajomości, pozostawiając mi jedynie regularnie szlifowaną zdolność jeździectwa.
Jedyne co potrafiłam wyjątkowo dobrze, to patrzeć. Na ludzi i na otaczający ich świat, a kiedy przyglądałam się zbyt długo, zdarzało się, że odwzajemniali moje spojrzenie, zaczynając opowiadać o własnych życiach. Nie szukałam w tych twarzach, gdzie każda rysa emocji jawiła mi się jak na otwartej dłoni, wiedzy. Nie potrzebowałam szantażu, ani chwały, szczerze mając nadzieję, że zdobędę na tyle siły, by pomóc w ich problemach. Jak się okazało, niektórym to wystarczyło, żeby mnie polubić. Wiedziałam co powiedzieć w odpowiednim momencie, jak znaleźć argument wystarczająco przekonujący do przyznania mi racji. Miałam lata doświadczenia, wprawiona w bojach jako jedyna siostra pośród reszty męskiego rodzeństwa. Potrafiłam przekonać. Twierdzili, że jest we mnie coś przyciągającego, do tej niewinności, która nie zdążyła jeszcze nabrać kształtu, do łagodności o jakich marzy wielu, ale boi się przyznać. Trudno było mnie nie lubić, czy to ze względu na osobowości, czy fakt, iż nie widzieli we mnie zagrożenia. Zyskałam zatem grono zaufanych przyjaciół, z którymi wspolnie przeżywałam szkolne eskapady. Angażowałam się też w uczniowskie inicjatywy, pierwsze skrzypce oddając starszym i bardziej doświadczonym, ale ciężką pracą przypominając o swoim cichym istnieniu. Tak również otrzymałam swoje pierwsze stałe zlecenie, rozkładając nowe kałamarze i czyste bruliony po pustych ławkach, jako asystentka profesorów. W wakacyjnych przerwach od nauki, do której zaczynałam się już przyzwyczajać, pomagałam rodzicom. Z wyrozumiałością próbowałam odciążyć słabnącą na siłach matkę od codziennych obowiązków, zajmując się nie tylko młodszym bratem, ale i dbaniem o dom — gotując początkowo proste potrawy, aż w końcu przechodząc do miana rodzinnego kucharza. Coraz częściej też musiałam wyręczać rodzicielkę w sprawunkach, oraz opiece zdrowotnej, gdzie dzięki polepszającym się ocenom zyskałam pobieżną orientację w stosowaniu leczniczych zaklęć. Nie poprzestawałam również w doskonaleniu jedynej aktywności, podczas której pozostawałam całkowicie wolna — jazdy konnej. Z początku jeżdżąc na wierzchowcach za obietnicę oporządzenia stajni, pomocy przy gospodarskich porządkach, a wreszcie z czystej sympatii do mojej osoby, widząc, jak wiele te zwierzęta dla mnie znaczą. Była to relacja całkiem inna od ludzkich, łagodna, pełna ciepłego zrozumienia od istoty, która nie oceniała twoich porażek, nawet gdy trudy doskonalenia umiejętności zdawały się być znacznie bardziej skomplikowane z roku na rok. Największą chwałą nie było nigdy nie spaść z wysokiego grzbietu okraszonego parą skrzydeł, ale wsiadać po każdym upadku. Na nic jednak nie zdawała się cała pomoc, matka słabła z każdym dniem, a bezsilność i na mnie działała obezwładniająco.
Po powrocie do Szkoły Magii wkładałam jednak na usta uśmiech, szczególnie gdy wybrano mnie na prefekta Puchonów. Miałam do tego talent. Do maskowania drobnych bolączek, które w świetle wydarzeń panujących na świecie wydawały się mizerne i nieważne dokładnie tak jak cała ja. Jedno ziarno pszenicy w całym morzu potrzebujących. Dopiero po zachodzie słońca, gdy całe dormitorium zasypiało, nucąc pod nosem starą piosenkę irlandzką, kołysałam się do snu w akompaniamencie cierpkich łez i niepewności wobec tego, co czeka mnie i moją rodzinę w przyszłości.


s a dhia na bhfeart
1951-56

Edukację zakończyłam ledwo uciekając przed grozą nowego dyrektora pod postacią Grindenwalda i chociaż świat winien stać przede mną otworem, zamiast tego w mej głowie skurczył się znacząco w obliczu brutalnej rzeczywistości. Silly odnosił sukcesy jako wspaniały pisarz, którego twórczość czytywałam z niewielkim zrozumieniem, ale dużą dawką miłości, podobnie zresztą jak Billy w drużynie Jastrzębi, czy Volansa jako doświadczony smokolog. Ja sama wróciłam tylko na chwilę, gdy o parapet okna zastukał list od emerytowanego już profesora obrony przed czarną magią, który wspominając moje zaangażowanie w Klub Pojedynków, a także zdolności jeździeckie, poprosił o pomoc w przetransportowaniu ważnych akt. Pozornie prosta dla kogoś obytego z jazdą konną droga, okazała się dopiero początkiem prób odnalezienia siebie. Z każdym miesiącem, gdy obiecywałam sobie przyjazd do stolicy i zaangażowanie do pracy w Ministerstwie, czy innym zacnym przybytku, przybywało więcej mniej i bardziej ambitnych zleceniem na pomoc w transporcie.
Zaczynałam zatem, od prostego przynieś, przekaż, zwiedzając wcześniej nieznane zakamarki dużego skrawka Anglii, a kończyłam na znacznie ambitniejszych prośbach. Budziłam zaufanie w najbardziej zgorzkniałych, a obietnica dyskrecji podróżująca pocztą pantoflową stała się swoistym symbolem oferowanych przeze mnie z odpowiednią skromnością usług. Wciąż jednak wydawały się one nikłe w porównaniu do wyczynów rodzeństwa, szczególnie gdy sytuacja ekonomiczna zaczynała pogarszać się z dnia na dzień, co mogłam zresztą zaobserwować przy uważnym pieczeniu znacznie mniej wykwintnych niż zazwyczaj dań. Śmierć matki położyła na moim sercu i ramionach żal, oraz nawet większy niż wcześniej wymóg uśmiechania się przez łzy, zaciskania zębów mimo nerwowego przygryzania dolnej wargi aż do krwi. Niewiele miałam talentów w życiu prócz szczerej miłości do najbliższych, wyjątkowej empatii, która pozwalała mi rozpoznać ich troski nawet mimo głębokiego ich skrywania.
Tymczasem posłyszane na ulicach i drogach plotki wrzały od strachu, Czarny Pan miał powrócić i co poniektórzy nie zamierzali czekać na jego działania bezczynnie.


cad do chas i ndúthaigh seo mé
1956-58

Ludzie częściej pragnęli zachować anonimowość podczas przekazywania korespondencji, swoje cenne informacje, czy przedmioty, przekazując “dziewczynie od Moore’ów”, która samo jako mugolaczka miała częściej więcej do stracenia niż oni. Jednym ze stałych klientów stał się ten sam sąsiad na grzbiecie, którego konia pierwszy raz pokochałam te zwierzęta. Starszy mężczyzna pisywał regularnie do syna mieszkającego w innym hrabstwie, co jakiś czas przekazując mu pieniądze i owoce ciężkiej pracy na farmie. Od niego nauczyłam się najwięcej, nie tylko o samych koniach, ale też ich skrzydlatych odpowiednikach, których hodowla marzyła mi się w przyszłości. Póki co, stojąc twardo stopami na ziemi, opiekowałam się mężczyzną równie szczerze co własną rodziną, a gdy w spadku przekazał mi swoją ostatnią młodą klacz, nie mogłam powstrzymać wzruszenia. Tej informacji nie przyjął dobrze wnuk zmarłego, zagradzając mi drogę podczas jednego z ważniejszych transportów. Lecznicze eliksiry obijały się o siebie w torbie zawieszonej na ramieniu, gdy przemierzałam leśny zagajnik, aż w moje plecy trafiło zaklęcie. Przestraszona Płotka stanęła dęba, rozwijając szeroko swe skrzydła, a moje ciało runęło na ziemię, tylko dzięki gęstemu mchu amortyzując upadek. W oczach czarodzieja dało się wyczuć zemstę, uczucie obce mi i przerażające. Krzyczał, groził, żądając pieniędzy dziadka, z których nie dał mu ani knuta, zamiast tego oferując jedyne swe dobro, godnej pożałowania szlamie.
Coś głęboko skrywanego we mnie pękło.
Zamarło w sekundę gniewu.
Zagotowało się.
I wybuchło.
Za całe zło, jakie spotykało niewinnych nie tylko z mojej rodziny, ale też obcych, w panice wręczających mi skromne wynagrodzenie lub ofertę nauki prostych umiejętności w zamian za ochronę i przekazanie. Zapoczątkowane w maju ‘56 anomalie skłoniły do większej ostrożności, a znajomość z wiekowym profesorem zaowocowała w postaci regularnie kontynuowanej nauki magicznych zdolności nie tylko do obrony, ale też ataku. Podróże wymagały stałej czujności, ale też gotowości do stania wobec ewentualnych przeciwności losu, niezależnie od tego, jaki kształt by one miały przybrać.
Brałam siebie za słabą, bo tak przedstawiało mnie światło społeczeństwa, dałam wmówić nieprawdę, bo tak było wygodnie, ale nie byłam gorsza. Od nikogo. Wielkie serce, które potrafi kochać, odwaga do spojrzenia prosto w oczy i powiedzenia najgorszej prawdy, czy nawet kłamstwa, gdy wymagała tego sytuacja. Nie musiałam być silna dla innych. Nie musiałam być mądra na pokaz. Musiałam poznać siebie i ufać tylko tym, którzy są godni.
Potyczka na leśnej polanie zwiastowała zaledwie początek ostatecznego końca dla dni beztroskich. Za namową Billy’ego wkrótce sojusznikiem sprawy Zakonu Feniksa, oferując swoje usługi jako łączniczka partyzanckich działań zwolenników lorda Longbottoma. Stała działalność w terenie przyzwyczaiła mnie do rutyny walki w ciszy, ale nic nie mogło przygotować mnie na wydarzenia z września ‘57 roku. Szturmu na Tower of London.
Czasami gdy zamykam oczy, wciąż pamiętam o krwi na mych dłoniach, o strachu i czarnej materii dementora składającego śmiertelny pocałunek. Całe ciało ogarnia drżenie, chłód palców u dłoni, a krew odpływa z rumianych policzków. Czy czyni mnie to słabą? Czy mogłam zrobić coś więcej? Gotowa byłam bronić do upadłego, okazywać determinację i popełniać czyny, o których mała Jenny nigdy by nie pomyślała.
Nie posługuję się poetyckimi słowami, ale pragnę bronić szczęścia ludzi. Niewiele mam do zaoferowania, ale z tego oddam wszystko, dla lepszego jutra. Dla lepszego jutra wraz z ojcem opuściłam kraj, podróżując do Francji, całkowicie skupiając się na jego ochronie, mimo serca (już nie tak naiwnego), które rwało się do działania. Chociaż zawsze starałam się być dobrą córką i siostrą, wołanie rosło tylko w siłę, dopóki znów nie powróciłam do ukochanej Irlandii.

Nie znałam swojego celu, dopóki wreszcie nie zrozumiałam, że moim przeznaczeniem była droga.


have courage and be kind
a znajdziesz to czego szukasz


Patronus: Źrebię dopiero staje o własnych nogach, ale uczy się samodzielności zaskakująco szybko. Jest szybkie i niezmordowane w swych wysiłkach. Chociaż pozornie może wydawać się zbyt słabe, czy nawet naiwne w ufności, to determinacją nadrabia najprostsze braki w oczekiwaniu doświadczenie przyszłości.

Podobnie Jennie, wciąż zmieniająca się wobec bieżących wydarzeń, stawia im czoła z prostotą i odwagą, a gdy przywołuje patronsa, przed oczami widzi obraz całej swojej rodziny z czasów swojego dzieciństwa.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 130
Uroki:114 (rożdżka)
Czarna magia:00
Uzdrawianie:11 (rożdżka)
Transmutacja:00
Alchemia:00
Sprawność:100
Zwinność:150
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
KłamstwoI2
PerswazjaII10
ONMSI2
SpostrzegawczośćIII25
SkradanieII10
NumerologiaI2
Anatomia I2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
MugoloznawstwoII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa00
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
GotowanieII7
KrawiectwoI0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
Taniec współczesnyI0.5
Jazda konnaII7
Jazda na rowerzeI0.5
PływanieI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak-0 (+0)
Reszta: 1/2 PB


[bylobrzydkobedzieladnie]



she smiled, and her face was like the sun



Ostatnio zmieniony przez Jenny Moore dnia 03.11.21 17:53, w całości zmieniany 73 razy
Jenny Moore
Jenny Moore
Zawód : łączniczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

niektóre drogi
trzeba pokonywać samotnie

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Jenny Moore N1ZCbBv
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10670-jenny-moore https://www.morsmordre.net/t10789-pumpernikiel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t10786-szuflada-jenny https://www.morsmordre.net/t10808-jenny-moore#328777
Re: Jenny Moore [odnośnik]04.11.21 7:31

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana

INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam PW lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak

Kartę sprawdzała: Deirdre


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 20.11.21 12:19, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jenny Moore Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Jenny Moore [odnośnik]04.11.21 7:32


KOMPONENTYwełna rogatej czarowcy x2

[04.11.21] Styczeń/marzec

BIEGŁOŚCI[03.12.21] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +1/2 PB


HISTORIA ROZWOJU[04.11.21] Rozwój początkowy: -250 PD
[20.11.21] Darmowa zmiana wizerunku
[03.12.21] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +30 PD
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +25 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jenny Moore Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Jenny Moore
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach