Wydarzenia


Ekipa forum
Sala północna
AutorWiadomość
Sala północna [odnośnik]20.02.16 16:10
First topic message reminder :

Sala Północna

★★★
Jedyna sala, do której nie docierają dźwięki muzyki ani gwar rozmów z pozostałych pomieszczeń. Przekraczający próg mogą poczuć dziwny, chłodny podmuch – nie jest on jednak fizycznie nieprzyjemny. Pozostawia po sobie jedynie uczucie nostalgii, zadumy i lekkiego smutku. W pomieszczeniu nie znajduje się żadna biografia artysty, prace nie są podpisane – to właśnie tutaj znajdują się obrazy anonimowego twórcy. Bądź twórczyni.

Artystyczna gra cieni, 1952 (zakupione przez Lady Laidan Avery)

Róża, 1955 (zakupione przez Lorda Colin'a Fawleya)

Żądło, 1955 (zakupione przez Lorda Tristana Rosiera)
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:12, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala północna - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala północna [odnośnik]26.04.16 1:20
- Lady ciocia z pewnością zagra tej pani na harfie, kiedy wrócimy na wyspę. - My, nie puści ich przecież samych; musiał odprowadzić Evandrę i dzieci, tym bardziej, jeśli jej brat i ich ojciec nie miał zamiaru tego zrobić. Odwrócony wzrok półwili uniemożliwił mu wychwycenie jej obaw, subtelnego grymasu niechęci na jej twarzy, w żadnym razie nie był świadom targających nią sprzeczności, nie wiedział o jej niechęci wobec niegdyś najdroższego instrumentu. Ani jej nie wyczuwał - Evandra w żaden sposób nie dała mu przecież tego do zrozumienia, podczas gdy on sam jej grę uwielbiał. I marzył, by móc zatopić się w jej melodii raz jeszcze.
Uchwycił za to delikatny uśmiech na jej pełnych ustach, nic nie było dla niego lepszym podziękowaniem, niż jej zadowolenie - ostatnio zbyt często w jej oczach błyszczały tylko melancholia i smutek. Radość rzadko pojawiała się w niej przy nim, zawsze, jej szczęście widywał jednak przecież przy innych. Od jej powrotu do domu minęły już długie miesiące, czy nic nie mogło sprawić, żeby zapomniała?
Może Darcy, przeszło mu teraz przez myśl. Może mogłaby po prostu usunąć jej wspomnienia. Sprawić, by ten potworny koszmar zamienił się w sen, o którym łatwo zapomnieć. I który nie powtórzy się już nigdy.
Ukrył rozbawienie w odpowiedzi na niewinne pytanie Rabastana, a chowając się przed bezgłośnymi choć doskonale wyczuwalnymi gromami ciskanymi w jego kierunku przez Evandrę, korzystając z tego, że Rabastan zaczął się w jego ramionach wiercić, zajął się odstawianiem chłopca z powrotem na ziemię; co za długo, to niezdrowo, nigdy nie potrafił pojąć, dlaczego dzieci nie są w stanie wytrwać w jednej pozycji dłużej niż kilka minut.
- Lady ciocia znowu ma rację - zapewnił chłopca, zupełnie jak gdyby ten potrzebował od niego tego potwierdzenia, pytał jednak jego, kiedy Evandra odpowiedziała, nie chciał zbyć sytuacji milczeniem. Nie wydawał się jednak w żaden sposób zakłopotany, choć kłamstwo nie przychodziło mu nigdy z trudem, Tristan prawdopodobnie nigdy nie zdołałby udawać podlotka zakłopotanego rozmową o nagości - widok taki sam w sobie byłby zresztą równie kuriozalny co absurdalny. Lekcja druga od wuja, mały lordzie, kobieta ma zawsze rację - ale tego nie odważył się już powiedzieć mu szeptem. Dopiero teraz pochwycił spojrzenie narzeczonej, butnie i arogancko, rozczulony jej zakłopotaną złością. - Zapomniała jednak dodać, że cnota jaką jest skromność wymaga czasem odrzucenia wystawnych sukni. - Być może trudno uznać za skromność nagość, ale w oczach pięciolatka świat zawsze wyglądał inaczej. - Syć się wewnątrz - na zewnątrz noś proste odzienia. - Zakończył ze stanowczością, z ustami wygiętymi w uśmiech, wpatrując się w źrenice półwili; choć wiedział, że nierozsądnie było ją prowokować. Geny jej matki były silne.
- Rabastan wydaje się znudzony - dodał po dłuższej przerwie, przenosząc wzrok na chłopca, szukając u niego potwierdzenia. - Nie powinniśmy wracać? - Jeśli tylko chcesz, najdroższa, możemy zwiedzić jeszcze pozostałe sale.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala północna - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala północna [odnośnik]03.05.16 11:31
Patrzę to na wujka, to na ciocię i nie rozumiem ani złośliwych ogników kryjących się w jej oczach, ani tych pełnych dezarpobarty spojrzeń. Przez chwilę czuję się jak na jednym z meczów Quidditcha, kiedy to macham główką na lewo i na prawo, próbując zrozumieć, w którą stronę lecą te wszystkie piłeczki; poddaję się zaraz i znów rozglądam się po sali, by obejrzeć kolorowe szaty czarodziejów spacerujących pomiędzy obrazami. Przechylam głowę, gdy wpada mi w oko sukienka o kolorze najczerwieńszej czerwieni, jaką kiedykolwiek widziałem, ale wkrótce ona też mi się nudzi. Patrzę na lady ciocię Evandrę trochę z pokorą, trochę smutno, bo widzę, że się gniewa i nie jestem pewien, czy gniewa się na mnie. A ja nie lubię, kiedy się gniewa, więc niech zobaczy, że jak się gniewa to jestem smutny i niech się już tak nie złości!
- Nie przystoi - powtarzam po cioci te mądre słowa, bo na pewno ma rację (zawsze ją ma) i kiedy przyznaje to na dodatek lord wujek, kiwam z przekonaniem głową. Ale gdy kontynuuje i mówi nagle o skromności, zaczynam się gubić, co już młodej pannie przystoi, a co nie. Na szczęście nie jestem młodą panną, tylko młodym paniczem, a młodzi panicze i mali lordowie nie muszą się martwić, w którą sukienkę lepiej się ubrać i czy powinno się chodzić w jedwabnych falbanach, czy może na golasa.
- Troszkę zgłodniałem - stwierdzam cicho i niepewnie, kiedy wujek mówi o syceniu się wewnątrz, a mój brzuszek burczy leciutko, jakby też chciał potwierdzić swój rosnący głód. Podchodzę do lady cioci i znowu sięgam po jej rączkę, a potem nie słyszę już, jak wujek mnie obgaduje, bo nie potrafię dłużej się skupić i raz jeszcze rozglądam się po sali. Za dużo dobiega mnie dźwięków, za dużo widzę kolorów i zbyt wielu jest tu ludzi; cały czas się rozpraszam i z tych wszystkich wrażeń powoli zaczyna boleć mnie główka, ale nie mówię o tym nikomu, bo jestem dzielny i odważnie, jak to mówi papa, chłonę kurturę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala północna [odnośnik]14.05.16 21:18
Chociaż wciąż otacza nas zgraja doskonałych szlachciców to czuję się lepiej, gdy ten jeden konkretny zostawia nas samych sobie. Gdy czyjaś uwaga nie jest na mnie całkowicie scentralizowana mam wrażenie, że ktoś zdjął z moich barków pewien ciężar. Zapewne odetchnąłbym efektownie z ulgą, gdybym wciąż nie znajdował się u boku Harrietty. Teraz nie mogę przynieść jej wstydu i popsuć nienaganną opinię. Nie darowałbym sobie tego do końca życia. Nie mogę też zaprzeczyć, że jej uwaga podniosła mnie na duchu. Cieszyłem się, że nie należy już do tego świata. Co prawda lawirowanie wśród tej całej gęstej śmietanki było niezwykle przydatną umiejętnością i wierzyłem, że nadal ją posiada, ale to podejście musiało oznaczać odsunięcie się. Nie identyfikowała się z tą sztucznie napompowaną zbiorowością. Była tu ze mną i to mnie cieszyło.
- To pewnie jak jazda na rowerze, przypomnisz sobie - odpowiadam pogodnie klepiąc ją pocieszająco po ramieniu. Przecież była półwilą, ludzie, a raczej mężczyźni, padają jej do stóp za sam fakt istnienia. Kobiety są może trochę zawistne, ale muszą się z nią liczyć. Jestem święcie przekonany, że poradzi sobie ze wszystkim. Musi tylko wrócić do formy. Taka strata, jaką poniosła naprawdę zmienia człowieka i trzeba się z tym po prostu oswoić.
Pytanie o sztukę relaksuje mnie. Pozwala mi na chwilę oderwać się od rzeczywistości, która nas otacza. Na ten moment przypatrywania się obrazom przenoszę się do innego świata. Jestem tylko ja i moje zmysły. W końcu tym ma być obraz, swoistą synestezję wszelkich odczuć. Nie przyglądałem się wystawianym dziełom zbyt dobrze, ale wreszcie mam ku temu okazję. Chłonę płótna, czując moje zboczenie zawodowe, które próbuje odgadnąć jak po kolei działał twórca. W tym przypadku anonimowy. Nie zdołałem jednak podzielić się z Hattie ani jednym spostrzeżeniem, gdy nagle kolejna osoba postanawia zmącić nasz spokoju. Oczywiście nie jest to byle kto. Nie zauważyłem jej nadejścia zbytnio skupiony kontemplacją. Cóż, przynajmniej byłem szczęśliwie nieświadom do końca.
Bez żadnego ostrzeżenia i delikatności odbiera mi moją towarzyszkę, chcąc, aby tylko na niej skupiła się jej uwaga. Co za typowa Selina. Irytuje mnie jeszcze bardziej fakt, że wygląda naprawdę dobrze w tej cholernej sukni. Niestety zbyt długo byliśmy w łasce przeznaczenia i wreszcie musiała nas upolować. Uśmiecham się bezwiednie pod nosem słysząc ten komentarz o towarzystwie. Wiem, że chciała, abym go usłyszał, inaczej nie byłaby sobą.
- Selino, co za spotkanie - rzucam tytułem powitania. Nie podaje mi dłoni to też nie mogę jej uścisnąć, mam nadzieję, że nie zrobi mi z tego powodu wyrzutu. Jej udawanie nienarzucania się tylko bawi mnie jeszcze bardziej. - Ależ bardzo miłe nam jest twoje towarzystwo, nie musisz iść. - Chyba powinni mi wystawić medal za udawanie kurtuazji. Ale nie mogę zaprzeczyć, bawię się przednio.


so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words 

led to you


Leonard Mastrangelo
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 I czemu to takie nic jest właśnie czymś dla mnie?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1754-leonard-mastrangelo https://www.morsmordre.net/t1897-andromeda#26044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-pensford-avenue-31 https://www.morsmordre.net/t1929-leonard-mastrangelo
Re: Sala północna [odnośnik]21.05.16 14:17
Przesuwam spojrzeniem po obrazie, cal po calu, prześlizguję się po każdej warstwie farby, dostrzegając miejsca, w których nałożono jej tak dużo, że utworzyło się wybrzuszenie oraz miejsca, w których pociągnięcia pędzla ledwie musnęły płótno. Patrzę intensywnie, patrzę, ale nie widzę - myślami odpływam do wszystkich zamierzchłych przyjęć, na których dane mi było brylować w ekstrawaganckich sukniach z ustami rozciągniętymi w uśmiechu tak promiennym, że bardziej nie mogłaby mnie ozdobić nawet najwytworniejsza biżuteria świata. Pamięć mnie zawodzi, nie wiem już sama, kiedy czułam się tak po raz ostatni.
- Jeszcze nie jestem pewna czy chcę sobie przypominać - odpowiadam lekkim tonem, a by dobitniej wyrazić swoje dość olewcze podejście do tematu, dodatkowo wzruszam nieznacznie drobnymi ramionami, a czarna kokarda leżąca dotychczas nieruchomo na moim karku szeleści cicho, brzmiąc jak upiorna kołysanka. Czy w tym świecie pełnym przepychu i napuszenia jest jeszcze dla mnie miejsce? Mam swoich przyjaciół, którzy co prawda kręcą nosami na moje życiowe wybory, ale - wciąż - akceptują mnie w pełni za to, jaka jestem i wspierają niezależnie od okoliczności; czy potrzebuję czegoś więcej? Uśmiecham się pogodnie, wdzięczność zalewa moje ciało ciepłą falą, gdy zaciskam szczupłe palce na ramieniu Leonarda odrobinę mocniej. Moje brwi wędrują nieznacznie ku górze, gdy ktoś odciąga mnie na bok, lecz zdziwienie szybko ustępuje miejsca przyjemnemu uśmiechowi, gdy moje spojrzenie napotyka twarz Seliny.
- Och, moja droga, czyżbyś nie wiedziała, że prawdziwe dzieła sztuki podziwia się z dystansu? - pytam z przejęciem, jakby w moją dumę godziła sama sugestia, że mogłabym rozmyślnie ignorować kuzynkę. - Wydawałaś się być pochłonięta rozmowami z ludźmi, którym nie dane jest cieszyć się twoją atencją na co dzień. Nie chciałam im odbierać tego przywileju. Wyglądasz czarująco - dodaję po chwili dla wyklarowania sytuacji, nim Selina postanowi źle przyjąć do siebie moje słowa i odwróciwszy się na pięcie, zniknąć szybciej niż się pojawiła. Chwilę później jednak z gardła Lovegood wydobywają się słowa przyprawiające mnie o pełne zakłopotania zasznurowanie ust, gdy jej potwarz staje się aż nazbyt oczywista. - Przydałoby się więcej szampana - oświadczam nagle, chwilę po zapewnieniu Mastrangelo, że wernisaż spędzony w trójkę będzie przyjemnym przeżyciem. Cofam swoje ręce, wyplątuję je z uścisku i robię krok w kierunku przywołanego gestem dłoni krążącego po sali kelnera; nawet on wystrojony jest jak szczur na otwarcie kanału. Ledwie zwracam uwagę na obrazy, będące już zaledwie wyblakłym tłem, gdy oczekując, że moi towarzysze postąpią podobnie, porywam z tacy pękaty kieliszek, a moje podniebienie łaskoczą złociste bąbelki. Cóż za emocjonujący wieczór.


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Sala północna [odnośnik]11.06.16 23:27
Nie potrafiła się zdecydować, jak zareagować na to aroganckie zachowanie narzeczonego; przecież jawnie ją prowokował, wykorzystując obecność Rabastana jako swoistą gwarancję bezpieczeństwa. Gdyby tylko mogła zabijać spojrzeniem...! Skromność wymaga czasem odrzucenia wystawnych sukni, w rzeczy samej, lecz proste odzienie nie musiało jeszcze oznaczać nagości, o czym Rosier, najwidoczniej, zapomniał w trakcie swej wieloletniej edukacji we Francji, lub później, już po powrocie do jakże gościnnej Anglii, gdzie niejedną skromną białogłowę ciągnęło do jego tytułu niczym ćmę do ognia.
Złość potęgowało tylko wzrastające zawstydzenie; choć nie była już nastoletnim podlotkiem, to przecież wciąż panną, na dodatek panną tak brutalnie doświadczoną w trakcie ostatnich miesięcy, on zaś drążył, wykorzystywał niewinne pytanie dziecka...!
- Lord wujek zapomniał również dodać, że między odrzuceniem wystawnych sukni a nagością jest pewna różnica - odpowiedziała z kontrolowanym chłodem, z naganą, ze wszystkim, na co mogła sobie pozwolić w obecnej sytuacji bez zwracania na siebie uwagi wszystkich. Wszak byli w miejscu publicznym, nie mogła o tym zapomnieć; na ustach uśmiech, w głosie jad.
Wtedy jednak zerknęła na podchodzącego bliżej Bastiana, na wyciągającego do niej rączkę bratanka i momentalnie złagodniała; nie wiedziała na ile rozumiał to, co się działo wokół, lecz była pewna, że nie umknęło jego uwadze samo napięcie, odbijanie piłeczki między lady ciocią a lordem wujkiem.
- Zgłodniałeś? - powtórzyła za nim, ściskając delikatnie jego drobną dłoń; spojrzała ku narzeczonemu nieco łagodniej niż uprzednio, skupiając się w tej chwili tylko i wyłącznie na pozostawionym przez Caesara skarbie. W tej sytuacji nie było już ważne, czy chciała zwiedzić pozostałe sale, czy wystarczyło jej wrażeń jak na jeden wieczór - musieli wrócić. Kto wie, kiedy odnajdzie się jego ojciec, zaś malec nie powinien się dłużej męczyć. Zaś podawane na wystawie przekąski, cóż, nie były najodpowiedniejszym posiłkiem dla panicza w jego wieku.
- Zaraz wrócimy do domu, kochanie - skierowała swe słowa do bratanka, spoglądając jednak ku Tristanowi; kiwnęła krótko głową, dając do zrozumienia, że zgadza się z jego propozycją, że powinni stąd odejść. Pozostawała jeszcze kwestia tej nagiej, namalowanej przez anonimowego twórcę pani, którą jej narzeczony chciał przygarnąć - pani, o której w spokoju mogli porozmawiać na wyspie...
Evandra C. Rosier
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala północna - Page 4 E0d6237c9360c8dc902b8a7987648526
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t578-evandra-lestrange https://www.morsmordre.net/t621-florentin#1749 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t1074-sypialnia-evandry#6552 https://www.morsmordre.net/t4210-skrytka-bankowa-nr-5#85655 https://www.morsmordre.net/t982-evandra-lestrange#5408
Re: Sala północna [odnośnik]16.06.16 2:03
Złość zmieszana z zawstydzeniem młodziutkiej narzeczonej Tristana zdawała się go bawić; nie dzieliła ich wielka różnica wieku, ale z pewnością rozciągała się między nimi olbrzymia wręcz przepaść obyczajowa. Emocje widoczne na jej delikatnej, ślicznej półwilej buzi zachwycały go w swojej skromności, a niewinny kontekst sprawił, że Tristan nie skojarzył sytuacyjnie swoich prowokacyjnych gestów z niedawną raną Evandry. Nie zraził go jad w głosie narzeczonej, nie zraziła go wrogość ani zacięty upór, ujął ją subtelnie pod ramię, zbliżając usta ku jej twarzy i ściszając głos do szeptu tak, by tylko ona mogła dosłyszeć jego słowa.
- Odrzucenie każdej sukni prowadzi do nagości - stwierdził wówczas, nie patrząc już na nią, a na zagubionego w tłumie Rabastana. Wernisaż artystyczny to nie miejsce dla dzieci, Tristan nie pamiętał, jakie bawiły go rozrywki, kiedy miał pięć lat, ale gdyby miał zgadywać, celowałby w coś pomiędzy bitwy na kije z Druellą (które z racji wieku z pewnością wygrywał) a oglądaniem smoków w rezerwacie. Bynajmniej nie była to sztuka, a tym bardziej nie sztuka abstrakcyjna, która nudziła go również i dzisiaj.  Caesar prawdopodobnie - właśnie, Caesar: gdzie do cholery jasnej był? - pojawił się wcześniej niż oni, Rabastan zdążył się zmęczyć i zgłodnieć.  
- Dopełnię formalności - zapewnił narzeczoną, napotkawszy jej łagodniejsze nieco spojrzenie, również tonem łagodniejszym, w swoim mniemaniu - uspokajającym. Otoczył opiekuńczo dziewczynę ramieniem, nie odejmując wzroku od siostrzeńca trzymającego jej dłoń. - A potem zabiorę was do domu. - Skoro ojciec zostawił dziecko na pastwę losu, słodka Marie, jak bardzo smutne są twoje oczy, kiedy na to patrzysz stamtąd, gdziekolwiek jesteś? Na moment odszedł od nich dwojga celem dopełnienia formalności, decyzja o zakupie obrazu była spontaniczna, musiał powiadomić wpierw obsługę galerii ciotki. Dopiero otrzymawszy zapewnienie, że płótno jeszcze dzisiaj znajdzie się na wyspie w ich rodowej posiadłości, odprowadził narzeczoną i chłopca do wyjścia, kominkiem wraz z nimi teleportując się na Wight. Jego myśli były już daleko, dryfowały po bezkresie nawiedzających go po nocach natręctw, chlupot krwi, chrupot pękających kości, krzyk dogorywającej kuzynki, tak podobny do krzyku umierającej Marie; czy kiedykolwiek uda mu się uciec od tych tragicznych wspomnień? Musiał wydać się nieobecny. Dziwny - dopiero co bliżej był przecież euforii.
Potrzebował ucieczki. Odpoczynku. I w ogóle nie powinno go tutaj być, nie teraz, nie przy małym Rabastanie. Szybko i bez pożegnania wymknął się z dworku, by, korzystając z okazji, odwiedzić Marie na cmentarzu. Był jej winny tę historię.

/zt x3



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala północna - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala północna [odnośnik]05.07.16 14:16
Lubię, nie lubię. Nadaję wszystkiemu metki, oceniam krytycznym wzrokiem, szereguję w szufladach umysłu. Nie lubię na przykład zbyt wiele wychodzić poza mury posępnego dworku w Durham. Odkryłem to już we wczesnym dzieciństwie woląc zostawać w bezpiecznych czterech ścianach i tam oddawać się zdobywaniu wiedzy. O ile trud nauczenia mnie szermierki nie zawsze potrzebował absurdalnych połaci przestrzeni, o tyle jazda konna na wypolerowanych posadzkach rodzinnej posiadłości odbyć się nie mogła. Z nieopisaną chęcią wracałem wieczorem w objęcia fortepianu, w pełni oddając swoją intymność przeżyć w zetknięciu z instrumentem. Wykonanym z wysokiej jakości drewna, w idealnym stanie bez względu na czas, który przy nim przeciekał mi między palcami wprost na klawisze. Z kości słoniowej, najlepsze. Niezwykle rzadko poddawałem się niezrozumianej chęci wyjścia na powierzchnię skoro w domu miałem wszystko, co tylko mogło mi być potrzebne. Ten osąd pozostał we mnie po dziś dzień, będąc solą w moim oku. Nie zawieram żadnych lukratywnych znajomości; uważany za nieznośnie nudnego nie mam okazałej liczby znajomych. Nie mam po co opuszczać mojego nowego lokum, które na szczęście nadal pozostawało w drogim memu sercu Durham. Kursuję między nim, a pracą na Nokturnie, od czasu do czasu udając się na wielkie wyprawy po artefakty. Odkąd choruję nie czerpię z nich aż tylu przyjemności co dawniej. Trauma krwi zaszczepiła we mnie mnóstwo trudnych do pokonania obaw o siebie samego. Nie chcę umierać, ani teraz, ani najlepiej nigdy. Niespokojnie kontroluję oddech, niezaburzony przez dolegliwość, która nie ma zresztą z nim nic wspólnego, ale właśnie przez wyimaginowane troski. Zasłabnę teraz, za godzinę, dzień, miesiąc, rok? Czas się nieproporcjonalnie wydłuża, wprawiając w niechęć do opuszczania domu. Domu z eliksirami, na których to skupia się całe moje życie.
Prawie całe.
Nie mogę zapomnieć o sztuce łechcącej ego, próżnej i wymagającej. Jej piękno zachwyca, zapiera dech w piersiach nadając podziwiającemu uczucia wywyższenia. Smakujemy jej owoce uważając się za lepszych od innych. Chcemy wydobywać z siebie wszystko, co najdoskonalsze, tuszując najgorsze instynkty. Nikt nie powie o koneserze sztuki, że jest prostacką pomyłką genów. Dlatego tak wiele osób do niej lgnie, w tej materii nie jestem żadnym wyjątkiem. Wierzę, że piękno łagodzi obyczaje, syci duszę, pozwala wierzyć w niemożliwe. To właśnie dlatego tak bardzo lubię bywać w galeriach, bez względu na wszystko. Na moją ignorancję w tej dziedzinie. Zazwyczaj przychodzę z kimś, kto pomógłby mi wycenić nieocenione dzieło ludzkiej kreatywności, ale teraz jestem tutaj sam. Impulsywnie, wieczorem teleportuję się w pobliże budynku. Ignorując spadający z nieba puch wchodzę do środka. Zdejmuję wierzchnią szatę ostrożnie stawiając kroki w znanym mi kierunku. Sala północna. Będąca moją ulubioną, ostoją wśród cieszących oko kolorowych płócien pełnych życia. Krzyżuję ręce na piersi zatracając się w smutku bijącym z jednego z wywieszonych obrazów. Paradoksalnie cieszy mnie oddawanie się kłującemu uczuciu melancholii połączonej z nostalgią - świat bez ciążących na barkach problemów wydaje się być dużo lepszym. Tęsknię za nim. I w tym miejscu mogę ową tęsknotę bezkarnie podsycać.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala północna [odnośnik]05.07.16 15:06
Nie istnieje na świecie taka rzecz, która by pozwoliła kobiecie na zrzucenie ciężaru z rozumu, a przede wszystkim z serca. Nie ma takiego miejsca na Ziemi, które zmniejszyłoby zachwianie i pozwoliło wrócić na znaną jej wcześniej ścieżkę. Nie ma też takiego towarzystwa, które bez wysiłku zamknęłoby kobietę w wirze rozmowy i pozwoliłoby zapomnieć o największej głupocie życia. W takim momencie nie istnieje nic co pomogłoby jej w jakikolwiek sposób poczuć się lepiej. Lynn przez ostatnie dni nie mogła pozbyć się odbijającego się echem w jej głowie głosu Edgara, który nie zostawił na niej suchej nitki. Wszystko potęgowało się razem z towarzyszącym jej złym samopoczuciem. Nie rozumiała jak mogła wcześniej funkcjonować. Jak mogła robić te wszystkie niebezpieczne rzeczy bez tej chorobliwej słabości, którą czuła od dobrych dwóch tygodni. Na początku wmawiała sobie, że to wina psychiki, która skutecznie ignorowała wszystkie objawy wmawiając sobie brak snu czy zbyt duży wysiłek. Teraz, kiedy nie mogła się dłużej oszukiwać i musiała stanąć twarzą w twarz z diagnozą nie mogła dłużej udawać i ignorować. I tak choć miała pewność co do tego, że nie było żadnego miejsca na świecie, które mogłoby jej pomóc z tego wyjść to było jedno, które traktowała jako powrót do korzeni. Jej matka nie widziała świat poza sztuką i w duchu żałowała, że żadna z jej córek nie jest światowej klasy malarką. Przez bardzo długi czas wmawiała swoim dzieciom, że potrafią, że to kwestia wyuczenia, ale z czasem odpuściła. Co wcale nie znaczyło, że przestała się z nimi dzielić pasją. Bardzo często zabierała je do Galerii Sztuki i Lynn nie mogła powiedzieć, że to było coś czego nie lubiła. Wręcz przeciwnie. Odnalazła tu zamiłowanie do przedmiotów. Starych, intrygujących, objętych historią, której odkrycie bardzo szybko stało się jej celem nadrzędnym. Jakby się nad tym głębiej zastanowić to jej zamiłowanie do artefaktów i klątw pojawiało się w jej życiu już dawno temu i to nie był tylko impuls spowodowany spotkaniem jakiegoś człowieka. Najbardziej w tym miejscu pociągało ją właśnie sala północna, która różniła się znacząco od pozostałych miejsc. Miała właśnie to co ją przyciągało. Może to przez to, że ludzie, którzy malowali wiszące tu obrazy nie myśleli o sławie, pieniądzach, a o tym by robić to co kochają. Wchodząc do pomieszczenia pierwsze co poczuła to rozchodzący się po jej ramionach chłód. Zaczęła się rozglądać. Nie mogła sobie przypomnieć ostatniej wizyty w tym miejscu. Ostatnio o mało rzeczy dbała. Jakby wszystko nagle straciło jej zainteresowanie, a przecież tak nie powinno być. Człowiek nie może się aż tak bardzo zmienić pod wpływem innego człowieka. Przynajmniej tak jej się wydawało wcześniej. W pomieszczeniu było kilka osób, ale nieporównywalnie mniej niż w innych salach. Jakoś ją to nie dziwiło. Nie wszyscy są otwarci na to co nieznane. Podeszła do jednego z wiszących obrazów. Na obrazie zobaczyła Caiporę dość imponujących rozmiarów. Od razu przypomniało jej się pierwsze spotkanie z tym duszkiem. Pokręciła energicznie jakby chciała na siłę wyrzucić to wspomnienie z głowy. Wszystko oby tylko nie to.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala północna - Page 4 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala północna [odnośnik]06.07.16 11:36
Początkowo pochłonął mnie smutek. Przejmująca iluzja obrazu w złotej ramie. Utożsamiłem z nim duszę, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Żyłem złudną chwilę w jego wnętrzu - aż do tego momentu. Momentu, w którym wszystko się zmieniło. Zmieniam się. Krajobraz wokół także. Znikają ludzie szurający stopami gdzieś w tle, znikają ciche szepty ledwie muskające słuch. Wchodzi ona. Widzę ją dokładnie wtedy, gdy odwracam wzrok od odrealnionej rzeczywistości maźniętej na płótnie. Serce zamiera na ułamki sekund, następnie przyspiesza. Zdobywam się na śmielsze oddechy, klatka piersiowa unosi się chaotycznie, energicznie. Nie zdaję sobie nawet sprawy z tego, że nadal uważnie lustruję jej sylwetkę, twarz, wszystko, co tylko znajduje się w zasięgu mojego wzroku. Zapominam o obrazach, celu mojej wizyty. Nie widzi mnie. Wpatrzona w złośliwość obnażoną przez farby zdaje się nie dostrzegać otoczenia. Jego tła, w które chcę się wtopić, a zamiast tego zawieszam się w natarczywości.
Dosyć.
Przemawiam do siebie zdecydowanym tonem, w duchu. W milczącym porozumieniu między jaźnią, a sercem. Żałuję, że na to drugie nie działa siła rozsądku. Byłem bardzo nierozsądny. Wtedy, tam na statku, nie wiedziałem jak to się potoczy. Nie spodziewałem się, że sztorm opatrzności wyrzuci Lucindę na brzeg należący do Edgara. Nie miałem śmiałości zaskarbić sobie u niej sympatii, nie wierzyłem w powodzenie moich własnych pragnień. Nadal nie wierzę. Jesteśmy tak skrajnie różni, to nigdy nie miało żadnej szansy. Nie miało, nie ma i nie będzie mieć. Prawda mnie boli, rozdziera od środka, dławię się własnym poczuciem krzywdy, które sam sobie zgotowałem. Zabrakło mi pewności siebie i oskarżam wszystko dookoła o moje porażki. Paradoksalnie nie tykając ani jej, ani jego. W moim przeświadczeniu urosła do rangi ideału, niezmiennie przez te wszystkie lata stojącym na piedestale niedoścignionych pragnień. Brat był dla mnie zbyt cenny, bym kiedykolwiek mógł chociażby pomyśleć o czymś tak haniebnym jak sięgnięcie po zakazany owoc. Kuszący, wydzielający słodki zapach, prowadzący do zguby. Nie chcę się zgubić. Zgubić bardziej, gdyż teraz zgubiony jestem w labiryncie własnych urojeń, uczuć spalanych żywym ogniem poczucia powinności.
Jestem nieprzewidywalny. Postanawiam, iż nie ruszę się ani o jotę. Odwrócę wzrok, udam, że nie dostrzegłem jej wśród nieznanych arcydzieł. Pijany tą myślą tracę kontakt z rzeczywistością. Nie wiedzieć nawet kiedy, stoję już bardzo blisko niej. Jeszcze trochę i czułbym jej perfumy. Na samą myśl o tym rośnie we mnie poczucie paniki skrupulatnie zmieszanej z krwią i rozchodzącą się po całym organizmie. Wzrok chaotycznie przeskakuje z punktu na punkt gdzieś przede mną, ręce ściskam mocniej na klatce piersiowej, wpatruję się w obraz, którego nie widzę. Czuję uporczywe pulsowanie skroni. Dostrzeże mnie kątem oka czy nie?
- Lady Selwyn - mówię, zginając lekko kark, nie wiem dlaczego. Nie chcę się odzywać. Nie zamierzałem tego zrobić. Przerażony unikam kontaktu wzrokowego, próbuję odnaleźć punkt odniesienia na białej ścianie. Co mi strzeliło do głowy? Co się ze mną dzieje? Oddychaj. Raz, dwa, trzy. Może nie dosłyszała. Na pewno nie. Nic nie słyszała, nic nie widziała, pochłonięta kontemplacją sztuki. Tak. Wtedy mógłbym niepostrzeżenie wyślizgnąć się z galerii, wrócić do Durham i zażyć eliksir wzmacniający. Tak, to mój plan na dzisiejszy wieczór.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala północna [odnośnik]07.07.16 0:25
Czasami w takich miejscach zdawała sobie sprawę z tego jak wiele ludzie ukrywają. Przed sobą i przed innymi. W końcu obrazy były pewną formą przelania myśli; inną, kreatywniejszą i o wiele bardziej przygnębiającą. Nie można było brać dosłownie tego co się widziało. Wszystko było zależne od interpretacji, ale czy interpretacja nie była tylko dopasowaniem człowieka? Jego problemów i jego myśli? Nie miała problemu z utrzymywaniem tajemnic. Prawdą jest, że w jej rodzinie jest to jedna z rzeczy, których uczy się dziecko zaraz po chodzeniu i pierwszego konwenansu. Najważniejsze było to by być świadomym, że każdą tajemnice prędzej czy później ktoś będzie chciał odkryć. Tak to już jest i tacy są ludzie. Ukrywają zbyt wiele chcąc przy tym obnażyć innych. Ona tajemnice w ostatnim czasie odkrywa bardzo nieświadomie. Nie chciała przecież dowiedzieć się, że Edgar ma żona i nie chciała dowiedzieć się, że jest chora, a jednak to uderzyło w nią bez żadnego ostrzeżenia. Zaczynała wątpić w swoje możliwości zapobiegawcze, w swój zdrowy rozsądek. Zaczynała widzieć w sobie kogoś innego i ten obraz wcale jej się nie podobał. Nie była przygotowana na jakiekolwiek dalsze zmiany w swoim życiu, a przecież tak zazwyczaj jest; kiedy chcesz, żeby było dobrze, kiedy chcesz by wszystko po prostu stanęło w miejscu to czas mknie jak oszalały nie dając żadnego wyboru. Jeszcze raz jej wzrok padł na Caiporę. Było w niej o wiele więcej smutku niż złośliwości. Mogła by przysiąść, że Caipora na obrazie przypomina jej własny stan ducha. Ruszyła dalej. Kolejny obraz przedstawiał kobietę, której ciało można było porównać ze skórą węża. Spojrzała na podpis pod obrazem, który dobitnie podkreślał naturę prawie każdej kobiety; „Kusicielka”. Wtedy też usłyszała jak ktoś wymawia jej nazwisko. Bez większego zastanowienia odwróciła się w stronę słyszanego dźwięku. Na początku pomyślała, że może tylko jej się przesłyszało i umysł płata jej figle. Pewnie w ogóle by ją to nie zdziwiło. Ostatnio nic by już jej nie zdziwiło. Dopiero, kiedy jej wzrok zatrzymał się na mężczyźnie zrozumiała, że to nie był jej wymysł ani wyobraźnia. Choć poznała go od razu to na jej twarzy można było zauważyć grymas zaskoczenia. Nie spodziewała się spotkać tutaj kogokolwiek znajomego, a będąc szczerą już na pewno nie spodziewała się spotkać na swojej drodze Burke'a. Oczywiście wiedziała, że Quentin nie był Edgarem i nie powinna w ogóle patrzeć na niego w takiej kategorii, ale nic nie mogła na to poradzić. Tym bardziej, że od ostatniego spotkania z Quentinem minęły długie miesiące. Jej wzrok zaczął śledzić jego twarz. Te same wyraźne kości policzkowe, ta sama bladość i ten sam smutny a jednocześnie ostry wzrok. Nic nie mogła poradzić na to, że od razu przed oczami stanął jej obraz Edgara. Byli braćmi i wmawiała sobie, że to naturalne iż stara się ich ze sobą porównać. Mogła stwierdzić co w wyglądzie Burkowie dzielą, a co całkowicie ich odróżnia. I choć mogłaby bez zastanowienia stwierdzić, że są braćmi to dobrze wiedziała iż różnią się od siebie znacząco. A przynajmniej tak myślała przez długi czas. Teraz po całej tej sytuacji z Edgarem już nie była niczego pewna jeżeli chodziło o Burków. - Lordzie Burke – skłoniła się lekko starając się przy tym uśmiechnąć. To nie było tak, że starła się zmusić do uśmiechu bo tak wypada, ale dlatego, że naprawdę chciała się uśmiechnąć, ale nie była pewna czy jeszcze potrafi. - Cóż za niespodziewane spotkanie – zaczęła. - Właściwie to jak każde nasze. - dodała. Poznali się wtedy na statku i przez jakiś czas myślała, że może polubił jej towarzystwo bo ona jego naprawdę doceniała. Nie dało się ukryć, że Lynn nie potrafiła uwolnić się od Burków. I choć Quentin nic jej nie zawinił bo przecież nikogo do niczego zmusić nie mogła to teraz nie potrafiła patrzeć na niego normalnie. To było wszystko przez pryzmat tego jak bardzo nadal ją to bolało i jak bardzo cierpiała.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala północna - Page 4 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala północna [odnośnik]08.07.16 14:10
Zaciskam mocniej palce na ramionach chcąc pohamować samego siebie przez popełnieniem błędu. Przy niej musiałem się ograniczać jeszcze mocniej niż dotychczas, a wszystko rozbijało się o te cholerne uczucia. Gdybym mógł wybrać… chciałbym być pustą skorupą wyrzuconą przez morze na brzeg. Bez emocji, wspomnień je przywołujące, bez ograniczeń. Przez moment odnosiłem wrażenie, jakby szumiało mi w uszach, ale teraz ten dźwięk umilkł. Słyszę przyspieszone bicie serca arytmicznie uderzające o mostek. Mogę przysiąc, że robię się czerwony, a to przecież niemożliwe. Skórę mam bladą odkąd pamiętam, tylko nigdy nie wzbudziło to we mnie żadnych podejrzeń. W obecnej chwili wiem co jest tego przyczyną. Ironia, wolałbym nie wiedzieć. Wyzbyć się kolejnego ograniczenia, bariery nigdy niepokonanej. Śmierć? Czeka na nas każdego. Jedni ukrywają się przed nią dłużej, inni krócej, ale zawsze nadchodzi. Jestem z tym pogodzony. Umrę zachowując sekrety do grobu, takie jest moje postanowienie. Tylko ona potrafi je tak łamać, wywoływać szaleńczą obawę, powodować tornada szalejące w moim wnętrzu. Jest niebezpieczna, kiedy jest tak blisko. Na wyciągnięcie ręki, nawet nie. Mogę przybliżyć swoje ramię, a ono zetknie się wraz z jej. Czuję jej zapach będącym alarmem dla świadomości. Oddycham coraz intensywniej, boję się, że zabraknie mi powietrza. Chcę odejść, nie mogę. Widzi mnie. Słyszy mnie. Przełykam krzyk podchodzący mi do gardła, obraz przed moimi oczami się zamazuje. Nie ma już nic.
Otwieram usta, żadne słowo nie wydostaje się na zewnątrz. Struny głosowe zasupłały się ciasno w węzeł. Stoję bez ruchu, chyba nie mrugam. Adrenalina krąży w żyłach, wiem, że chce się wydostać spod mięśni, kości, spod skóry. Wyjść na światło dzienne, zmusić mnie do absurdalnych zachowań. Czuję pulsowanie skroni, wytężam umysł do pracy. Kontroli. To moja jedyna szansa.
- Rzeczywiście. Nawet nie zauważyłem. - Kłamię. Bezczelnie, z premedytacją. Mam ciężki głos, chrapliwy, nienależący do mnie. Przy niej zawsze taki mam. Trudno wydobyć ze mnie choć słowo, każda zgłoska rodzi się w bólu. Przepychanie supła poza obręb jamy ustnej nie jest ani łatwe, ani miłe. Żałuję, że nie płyniemy na statku kołysani przez morską toń. Tam unikanie jej wychodziło mi dosyć sprawnie. Na lądzie czuję niekorzystne przyciąganie. Może to sfera mojej paranoi? Nie wiem. Koncentruję się na oddechu. Jeden, dwa, trzy. Łatam wszystkie szczeliny duszy.
- To ciekawe zważywszy na to, że jestem tu częstym gościem. Albo pani, lady Selwyn, przychodzi tu rzadko, albo przeznaczenie nas do tej pory omijało. - Nie wierzę, że to słyszę. Powiedziałem to. Przyznałem się do pewnego fragmentu mojego życia. Obnażam się. To równie dobrze nic nie znaczy. Drobnostka. Od małych rzeczy się zaczyna. Niewielkie pęknięcie, poszerzane z czasem, aż tama pęka. Woda zalewa bezlitośnie wszystko, co znajdzie na swojej drodze. Przerażony tą wizją milknę. Nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. Nic więcej zrobić. Przerzucam wzrok na Caiporę. Ty nie masz takich problemów, zgadza się?


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala północna [odnośnik]09.07.16 12:26
Czasami zastanawiała się co tak naprawdę jest z nią nie tak. Choć od dziecka wkładano jej w głowę jak idealna i perfekcyjna powinna być to nigdy się taka nie czuła. W końcu miała już dwadzieścia sześć lat. Kobiety w jej wieku miały już trójkę dzieci, własny dom, własną rodzinę i przeświadczenie, że w życiu spełniły się maksymalnie. I choć przez bardzo długi czas, pewnie nawet i teraz żyła w przekonaniu, że bycie inną jest jej własnym wyrażaniem siebie to jednak nie mogło jej umknąć, że mężczyźni w jej towarzystwie po prostu się rozpływają. No, albo okazują się skończonymi kłamcami. Był narzeczony, który zginął podczas wyprawy, był mężczyzna, którego jej ojciec odprawił z kwitkiem, był Quentin choć właściwie nie myślała teraz o nim w takiej kategorii to wtedy na statku jej podświadomość właśnie to jej podpowiadała no i był Edgar, którego imię przez długi czas będzie dusić ją w gardle. Chyba nawet jej ojciec zrozumiał, że musi być z nią coś z nie tak skoro przestał przesyłać jej zalotników. Była mu za to wdzięczna. Nie mogłaby na siłę znowu kogoś poznawać i na siłę znowu starać się go zaakceptować. Po tym względem naprawdę była inna.  Uśmiechnęła się delikatnie słysząc jego słowa. Prawdą było, że ich spotkania zwykle odbywały się właśnie w taki sposób. Gdzieś przypadkiem na statku, gdzieś przypadkiem na balu, gdzieś przypadkiem na ulicy no i gdzieś przypadkiem w galerii. Wcale jej to nie przeszkadzało choć w obecnym stanie jedyną rzeczą, która raziła ją w oczy było ostatnie jej spotkanie ze starszym Burkiem. - Śmiem stwierdzić, że niespodziewane spotkania stają się u nas rzeczą powszechną. - powiedziała i wzruszyła lekko ramionami. Bladość jego skóry kolejny raz rzuciła jej się w oczy. Może to przez to, że patrzyła teraz przez pryzmat własnego zabarwienia skóry. Wcześniej traktowała to jako naturalny odcień. W końcu każdy ma swój własny i jest on spowodowany różnymi rzeczami, ale teraz dobrze wiedziała, że powinno się na to patrzeć pod całkowicie innym kątem. - W takim razie powinnam winić za to przeznaczenie. - odparła znowu się uśmiechając, a po chwili przeniosła wzrok na wiszący przed nimi obraz. Co ona robi? Nie powinna tak swobodnie rozmawiać z kimkolwiek. Najpierw sama wkłada sobie w głowę, że zignoruje wszystko i wszystkich na swojej drodze, a potem po prostu płynie. Ponoć nie można zmienić natury człowieka. Ponoć za każdym razem w podobnej sytuacji człowiek zareaguje w ten sam sposób. I choć miałaby ochotę tą psychologiczną radę schować pod poduszkę to jest chodzącym przykładem tego, że tak to działa. Nie potrafiła byś nieuprzejma bez powodu. Nie potrafiła też zmusić się do ignorancji czy wrogości. Z tego mama nie byłaby zadowolona. - Przychodzę tutaj za każdym razem, kiedy muszę uspokoić myśli. Zwykle jednak kończy się to całkowicie odwrotnym rozwiązaniem. - dodała znowu przenosząc wzrok na mężczyznę. - Coś w nich jest, że w jednym momencie potrafią odwrócić moją uwagę, a w drugim sprawiają, że zaskakuję siebie samą. - to była cała prawda o Lucindzie Selwyn. Jak zwykle żyła w ciągłym zaskoczeniu dla samej siebie. Nawet teraz. - Skoro przeznaczenie – uśmiechnęła się na to słowo, bo w przeznaczenie nie wierzyła – nas tutaj ściągnęło to może zechce mi Pan towarzyszyć przez resztę wieczoru? -zapytała i choć nie była pewna czy do końca robi dobrze to jaki był sens przeczenia słowom wypływającym z jej ust?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala północna - Page 4 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala północna [odnośnik]11.07.16 13:34
Wdech. I wydech. Oddychaj Quentin. Nie patrz na nią, to cię wyprowadza z równowagi. Nie daj się wyprowadzić z równowagi. Nie możesz. Musisz być ostoją, opoką nie do rozerwania. Gdybym wszystko wyśpiewał, zawaliłby się świat. Nie czeka na mnie nic oprócz kompromitacji. Zawodu, jaki wywołałbym w Edgarze. Nie zniósłbym tego. Dlatego nawet się nie zastanawiam. Duszę wszystkie emocje świata w sobie. Ściskam się ramionami tak mocno, że oddychanie robi się coraz trudniejsze. To mnie pozornie uspokaja. Tworzy niewidzialną barierę, której za nic w świecie nie mogę przekroczyć. Więzienie skołatanych myśli, uczuć, których nigdy nie zapraszałem. Nie rozumiem procesów we mnie zachodzących, nie staram się ich pojąć. Stoję gapiąc się w jeden, mało znaczący punkt na ścianie, muszę sobie przypominać o nabieraniu powietrza żeby nie spanikować. Na zewnątrz niewzruszony, skrajnie obojętny. W środku wszystko kruszeje, zapada się tworząc chaos. Jestem strzępem człowieka. Kiedy nie ma jej obok, wszystko wydaje się być w porządku. We względnej harmonii, zbalansowane. Teraz szala przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę doprowadzając mnie do szaleństwa. Szaleństwo odbija się w moim spojrzeniu, którego unikam. Oddalam je od istot żywych, tak bliskich. Ta bliskość mnie denerwuje, uwiera, męczy. Nie drgnąłem. Nie ruszam się ani o krok. Katując się w ten sposób jeszcze bardziej. Mógłbym przecież się odsunąć, przejść się do innego obrazu. Stoję tu. W tej natrętnej obecności, oddzielonej zwykłym oddechem. Za cienka ściana do racjonalnego myślenia, za cienka do normalnego zachowania się.
Nie jestem świadom zajścia między nią, a moim bratem. Nie jestem świadom jej uczuciowego armagedonu, jestem słodko skoncentrowany na własnym wnętrzu. Kotłujących się lękach przeplatanych z poczuciem beznadziejności. Nawet gdybym wiedział, co mógłbym jej powiedzieć? Poradzić? Czy umiem pocieszać? Nie jestem dobry w międzyludzkich relacjach. Większości nie rozumiem. Przez życie idę na ślepo, licząc na łut szczęścia. Którego mam w niepodważalnym niedomiarze. Przynajmniej takie nasuwają mi się wnioski patrząc na to, co dzieje się ze mną w jej towarzystwie.
- Aż tak? – pytam, chcąc nadać głosowi niedowierzającego wydźwięku. Doskonale wiem, jak to wygląda. Nie zamierzam się zdradzić czymkolwiek, skoro zabrnąłem już w kłamstwo. - Jeżeli są one niemiłe dla pani, lady Selwyn, to mogę postarać się zmniejszyć ich częstotliwość. Co nie będzie zadaniem prostym przez wzgląd na bycie zaskakującymi, ale postaram się. - To chyba najdłuższe wypowiedziane przeze mnie zdanie w całej naszej znajomości. Szczypię się bok w celu przywołania się do porządku. Na szczęście koncentruję się na dalszych słowach kobiety. Wprowadzają mnie one w jeszcze większe zdziwienie, tym razem prawdziwe. Przychodzi tu często, a nie spotkaliśmy się ani razu? Szczególnie, że ponoć często zdarza nam się na siebie przypadkowo trafić? Interesujące. Z tego zaskoczenia obracam głowę. Ponownie na nią patrzę. Jest w tym coś otępiałego, jak gdyby była jakąś półwilą. Zastanawiające.
- To dziwne - mówię tylko. Zużywam całe pokłady wolnej woli do przechylenia głowy na poprzedni tor obserwacji. Wprost na ścianę. - Galeria sztuki nie nadaje się do uspokajania myśli. Obrazy wręcz krzyczą, emanują emocjami łącząc się w nie lada zagadki dla odbiorcy. Zmuszają go do galopu refleksji, niemal cierpiętniczego współodczuwania. To raczej dobre dla… masochistów - komentuję. Nie miałem racji, teraz się dopiero rozgadałem. Czuję, jak robi mi się niesamowicie głupio. Gdyby nie moja choroba objawiająca się niezmienną bladością, zrobiłbym się czerwony ze wstydu. - Przepraszam, nie powinienem był. - Kończę więc potulnie, w duchu prosząc o wybaczenie mej śmiałości.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala północna [odnośnik]11.07.16 18:57
Nie miała problemu ze spotykaniem młodszego Burke'a tylko i wyłącznie za sprawą przypadkiem choć w pewien sposób mogło to tak zabrzmieć. Nie o tym mówiła wypowiadając te słowa. Skupiła się po prostu na ewenemencie ich spotkań, które w jakiś sposób zawsze ją zaskakiwały przywołując w myślach ich pierwsze spotkanie. I choć wydawało jej się, że minęła od tego dnia chwila to wydarzyło się w jej życiu tak wiele iż nawet nie spodziewała się aż tak zaskakującego rozwoju. Czy to wszystko naprawdę było „aż tak”? Aż tak by myśleć, że da się zagłuszyć własne emocje paroma obrazami? Ciszą odbijającą się od ścian tej zimnej sali? Nie zastanawiała się nad wielkością wszystkich tych wydarzeń i nie porównywała ich z innymi w swoim życiu. Wystarczyło, że się pojawiły. Nie potrzebowała oceniania ich wielkości by wiedzieć, że jak zwykle w jej życiu los zamoczył ręce aż po same łokcie drwiąc z niej i ośmieszając przed samą sobą. Nie lubiła czuć się słaba. Zaraz obok bezczynności było to najgorsze uczucie jakie mogło jej towarzyszyć. Nie lubiła kiedy ludzie patrzyli na nią ze współczuciem i robili wszystko by jej pomóc. Przecież wtedy czuła się jeszcze gorzej, a żadne słowa tak naprawdę nie potrafiły zmienić tego stanu dopóki ona sama sobie na to nie pozwoli. Dlatego właśnie przebywanie w takich miejscach jej pomagało. Uśmiechnęła się na jego słowa nie do końca rozumiejąc dlaczego na nią nie patrzy. Ona nie potrafiła nie utrzymywać kontaktu wzrokowego kiedy z kimś rozmawiała. Widocznie młodszy Burke robił odwrotnie, a może to ona nie powinna? Choć pewnie nie dała sobie tego poznać to w jakiś sposób skrępowało ją to. - Tylko jeżeli ma Pan zamiar zmniejszyć częstotliwość tych zaskakujących a zwiększyć te zaplanowane. - odparła uśmiechając się lekko chcąc naprawić błąd wcześniejszego stwierdzenia. Przecież wcale nie chciała go urazić. Nie było w tym też nic dwuznacznego czy też bezpośredniego. I choć w tym przypadku wiedziała, że Quentin od pewnego czasu jest rozwiedziony to jej słowa nie miały w żaden sposób dotknąć tego obszaru jego życia. Czasami było jej ciężko. Kiedy musiała zmuszać się do dobierania określonych słów, kiedy zastanawiała się czy wypada bądź nie wypada tak powiedzieć, kiedy miała ochotę powiedzieć coś innego, a jej wewnętrzna szlachcianka w tym samym momencie zasłaniała jej usta. Może to przez to czym się zajmowała, a może to przez to, że od zawsze pozwalała sobie na wiele więcej niż jej rówieśniczki. Nie była damą idealną i bardzo dobrze o tym wiedziała. Słysząc jego następne słowa wzrusza ramionami i śmieje się szczerze. - Może ma Pan racje. Może odkrył Pan właśnie moją największą tajemnice. - powiedziała ignorując jego przeprosiny. Wcale ją to nie uraziło. Za szczerość nie powinno się przepraszać nawet jeśli jest ona oparta o domysły. Podeszła do kolejnego obrazu, który już kiedyś tutaj widziała. Prawdopodobnie nikt jeszcze go nie kupił, a może zwyczajnie szybko się nim znudził. - Nie jestem masochistką, a uspokajanie myśli nie jest dla mnie równoznaczne ze spokojem całego otoczenia. To obrazy krzyczą nie ja, te silne emocje należą do nich, a nie do mnie. To uspokaja. Myśl, że coś na świecie wyraża się jeszcze bardziej. - odparła odwracając się znowu w stronę mężczyzny. Już dawno pozbyła się metod relaksacyjnych. W tym co robiła na co dzień nie było dla nich miejsca. - Proszę się nie przejmować. Nie ma przecież nic złego w mówieniu tego co się myśli. - dodała przyglądając się mężczyźnie.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala północna - Page 4 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala północna [odnośnik]12.07.16 11:39
Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Poznawać ich. Są zagadką, zbyt skomplikowaną i nieinteresującą w moim odczuciu. Teraz tego żałuję. Nieprzykładania się do poznania ludzkiej natury. Byłoby mi teraz lepiej w tak znaczącej bliskości kobiety, której nigdy nie powinienem był poznać. To stanowiłoby rozwiązanie niemal idealne - równie idealne co nierealne. Prędzej czy później wpadlibyśmy na siebie z powodu Edgara. Nie wiem co jest między nimi, nie przypuszczam nawet jak wygląda ich relacja. Domyślam się, że jej podstawy są mocno chybotliwe. Mój brat ma żonę i żadnego powodu do rozwodu. Nikt mu go nie da, Lucy nigdy nie zajmie jej miejsca. Musi się liczyć z byciem tą drugą, narażając się tym samym na wykluczenie ze światka arystokracji. Ewentualnie może do niego wzdychać po kryjomu licząc na koszmar zamążpójścia z przymusu. W takim świecie jak nasz nigdy nie było wielkiego wyboru. Nic się od tamtej pory nie zmieniło. Nadal nie mamy zbyt wielu praw do własnej intymności. Kompasu moralności wyciąganego zza pazuchy jednostkowego szczęścia. Tu zawsze chodziło o dobro wspólne, tradycje, poszanowanie dla kultury, dbanie o przyszłość. Przyszłość nieskażoną plugastwem szlamu. Instynkt samozachowawczy, chęć przetrwania. Czarodzieje nie mogą wyginąć, co może nastąpić przez coraz intensywniejsze rozrzedzanie krwi. Zawieranie małżeństw, zrywanie ich, poślubianie kogoś innego, wątpliwej reputacji, lub kolejne rozwody. Chaos i anarchia, na które nikt nie chce dać przyzwolenia. Sam jestem poddany w wątpliwość przez zmianę stanu cywilnego z żonaty na kawaler. Jesteśmy niszą, droga Lucindo. Ty gonisz za miłością, ja już za niczym nie gonię. To rodzice będą uwijać się jak w ukropie, byleby znaleźć mi nową żonę, tym razem niewadliwą. Czas nieubłaganie mija, podskórnie czuję, że coś się wydarzy. Znów wywrócą moje życie do góry nogami. Skwituję to krótkim kiwnięciem głowy na znak zgody, o którą nikt mnie nie zapyta. Gdybym mógł, porwałbym cię w tej chwili ogłaszając moją wybranką. Nie mogę. Nie zrobiłbym ci tego. Nie skazałbym cię na siebie, na męczarnie ze mną. Nie zrobiłbym tego bratu wbijając mu nóż w plecy. Nie żałuj, że nie jesteś Burke. Wnosisz do życia zbyt wiele światła i radości, ponury Durham mógłby tego nie znieść. Nie znieść patronusa przepełniającego nadzieją, pochodzącego z głębi serca. Dlatego nie potrafię go wyczarować. Moje serce wyschło na wiór w momencie urodzenia. Nigdy nie wyczaruję czegoś tak pięknego. Rekompensuję to sobie otaczając się dziełami największych mistrzów urzekających perfekcją. Jedyną, którą będzie mi dane zaznać w życiu. Gdybym znał twoje rozterki, powiedziałbym ci, żebyś się nie martwiła. Znajdzie się ktoś, kto twój blask doceni.
Nie wiem, czy ze mną flirtujesz, czy ze mnie żartujesz. Odrywam wzrok od ściany, patrzę na ciebie nie kryjąc zdziwienia. Chcesz planowanych spotkań? Dlaczego? Mówisz to z grzeczności, powinności o których nie wiem? Zapada niezręczna cisza, nie jestem w stanie nic z siebie wydusić. Gardło na nowo zawiązuje się w supeł. Najchętniej oglądałbym cię codziennie, bez przerw na niedziele i święta, zasypywał planami czego tylko byś chciała. Znów - nie mogę. Ta niemoc boli fizycznie jak nic innego na świecie.
- Mogę spróbować. Nie obiecuję. - Wyrywa się z moich ust, zupełnie nieplanowanie. Drażni mnie chrapliwość niemojego mojego głosu. Nie mogę przywołać się do porządku, ściskam ramiona z całą siłą, jaka we mnie pozostała. - Proszę mi również wybaczyć brak odpowiedzi na ostatnie pytanie, zamyśliłem się nad rolą sztuki. Będę zaszczycony móc pani towarzyszyć lady Selwyn - dodaję, kiedy uzmysławiam sobie moje faux-pas. Kiedy bodźce zewnętrzne docierają do mnie intensywniej, kiedy jestem w stanie poddać analizie słowa kobiety. W tym samym czasie poruszam się powoli wraz za nią, zmieniając obiekt zainteresowań. Mówię o obrazie, oczywiście. Lucy zawsze będzie w centrum mojej uwagi… niestety.
- Nie wchłania pani tych emocji, lady Selwyn? Pozostaje pani bierna na ich krzyk? - pytam. W tym momencie następuje zazwyczaj ukazanie własnej perspektywy w odniesieniu do podjętego tematu, ale ja tak nie potrafię. Otwieram się stopniowo, niechętnie. Nie obnażam się bez powodu. Skoro pytanie nie padło z jej ust, nie mam po co się wtrącać. Chcę poznać ją, nie siebie. Czy właśnie nie popełniam błędu?


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Sala północna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach