Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]10.07.20 23:55

Ogród

Drugie w kolei miejsce, w którym pani domu przychodzi spędzać najwięcej czasu. Ogród stanowi oczko w głowie panny Burroughs oraz jedno z najmilszych miejsc w całym domostwie. Pełno tu kwiatów we wszystkich kolorach tęczy (chociaż te niebieskie zdają się dominować) równo przyciętych krzewów oraz wysokich drzew. Większość roślin, jakie rosną w ogrodzie panny Burroughs używa się w alchemii jako ingrediencje - w ten sposób, Frances zapewnia sobie składniki do pracy. W ogrodzie znajduje się miejsce wyznaczone na planowaną przez właścicielkę szklarnię, a wierzba znajdująca się na końcu ogrodu zamieszkana jest przez nieśmiałki.
Nałożone zabezpieczenia: Somniamortem, Cave Inicum, Zawierucha, Oczobłysk, Tenuistis (aportacja)

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Frances Wroński dnia 05.04.21 22:47, w całości zmieniany 2 razy
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]16.07.20 11:20
2 czerwca 1957 roku

Pudła zalegały jeszcze w pomieszczeniach czekając na rozpakowanie, gdy Panna Burroughs postanowiła zająć się jedną z tych, ważniejszych dla niej lokacji w nowym domu - ogrodzie. W końcu kartony z przedmiotami nigdzie nie uciekną, w czasie gdy kwiaty należało przesadzić najszybciej, jak się da by zdążył przyjąć się w nowym miejscu, a rośliny posiadały wysoką wartość dla alchemiczki - były dobrą połową ingrediencji, jakie używała podczas tworzenia eliksirów.
Z samego rana, zgrabnie lawirując między pudłami Frances udała się do ogrodu, gdzie już czekały na nią doniczki, paczki nasion oraz sadzonki, porozstawiane w skrzyniach po całym ogrodzie. To, jak urządzi ogród planowała w głowie od momentu gdy podjęła decyzję o przeprowadzce, nie chcąc sadzić roślin ot tak, jak popadnie. Nawet w takim miejscu jak ogród panna Burroughs lubiła porządek oraz organizację, która zajęła większą część jej rozmyślań. Wiedziała, jakie rośliny potrzebuje w ogrodzie, na swojej liście posiadała również pozycje tych, które zwyczajnie lubiła i chciała posiadać.
Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło po porozstawianych doniczkach oraz sadzonkach upewniając się, że zasadzone kwiaty będą wyglądać w sposób, który ją usatysfakcjonuje. A gdy zamieniła miejsce kilku doniczek oraz upewniła się, że wszystko rozkłada się w sposób, który ucieszy jej oczy przystąpiła do pracy.
Wpierw zaczęła od zasadzenia roślin tuż przy domu oraz tarasie, jaki z niego wybiegał. W tym miejscu postawiła na kwiaty ozdobne, we wszystkich kolorach o jakich można było tylko pomyśleć. Frances nigdy nie miała tak pokaźnego ogrodu, doniczki w kawalerce nijak miały się do wielkiej (przynajmniej w percepcji dziewczęcia, które do tej pory żyło na bardzo niewielkich metrażach) przestrzeni, całej gotowej do zagospodarowania. Jasnowłosa alchemiczka od zawsze lubiła kwiaty, zwłaszcza te które intensywnie pachniały, w otoczeniu domu nie zabrakło więc goździków, maciejek, lilii, hiacyntów, róż, piwonii, lewkonii oraz lawendy. W ogrodowym szaleństwie panna Burroughs nie ograniczała się do jednego koloru danego kwiatu, zwykle sadząc co najmniej trzy odmiany kolorystyczne.
Stopniowo panna Burroughs przesuwała się w dalsze części ogrodu w miarę jak oddalała się od tarasu sadząc większe kwiaty jak malwy czy dzwonki oraz krzewy kwiatowe chociażby jak piękna, trzykolorowa budleja której słodki miód przyciągał barwne motyle. Frances nie byłaby sobą, gdyby nie dodała ogromnej ilości kwiatów w najróżniejszych odcieniach niebieskiego, będącego cały czas jej ulubionym kolorem. Jedną z rabat poświęciła roślinom, posiadającym właściwości lecznicze, coraz bardziej skłaniając się do wybudowania szklarni na rośliny, które wymagały odpowiedniej temperatury, by nie rozstawiać ich w mieszkaniu, obawiając się kolejnego zastawienia domu doniczkami.
Minęło dobre kilka godzin nim Frances mogła przejść do najdalszej części ogrodu, tam gdzie zostawiła specjalne rośliny, mające mieć równie specjalne działanie. Sadzonki zaczęła przygotowywać już kilka dni temu, obficie podlewając je eliksirem nasennym, próbując przepis na zabezpieczenie, jaki znalazła w jednej ze starych książek. Ponoć odpowiednio przygotowane sadzonki, zasilone eliksirami są w stanie wydzielać środek nasenny, gdy na posesję wejdzie ktoś, kto nie będzie mile widziany przez właściciela. Panna Burroughs ku przestrodze wolała chociaż odrobinę upewnić się, że nie przyjdzie jej przechodzić przez włamania po raz kolejny.
Rośliny od kilku dni stały w eliksirach, teraz przyszła kolej na wsadzenie ich do ziemi, kolejne podlanie miksturą oraz aktywowanie ich działania przy pomocy odpowiedniej inkantacji. Nie wiedziała, czy ten sposób zadziała, miała jednak nadzieję, że książka zawiera chociaż odrobinę prawdy. Uważnie wsadzała każdy z kolejnych kwiatów oraz niewielkich krzewów które na pierwszy rzut oka nie różniły się niczym od roślin, zasadzonych w innych częściach ogrodu. Przy każdej roślinie wylewała jednak dodatkową porcję innego specyfiku, również przygotowanego kilka dni wcześniej.
Wsadzenie roślin zajęło jej dobre kilkadziesiąt minut, po których uważnie przyjrzała się sadzonkom by sprawdzić, czy wszystkie znalazły się w ziemi. Dopiero wtedy wyjęła z kieszeni różdżkę, by za pomocą spisanej z książki inkantacji aktywować pułapkę. Pąki kwiatów rozłożyły się delikatnie, tym samym dając alchemiczce znać, że wszystkie czynności wykonała poprawnie.
I już, już miała odejść gdy szaroniebieskie spojrzenie wyłapało coś. Niewielkie stworzonko przypominające ruchomą gałązkę jednego z drzew otaczających ogród. Zaciekawienie błysnęło w spojrzeniu jasnowłosego dziewczęcia, gdy ostrożnie, powolutku przykucnęła przed zwierzątkiem.
- No już, nie bój się. Pewnie jesteś głodny, co? - cichutko przemówiła do zwierzątka, wyciągając w jego kierunku dłoń. Nieśmiałek ostrożnie przyjrzał się czarownicy, by po kilku minutach wreszcie złapać się jej dłoni, najwidoczniej głód sprawił, że zwierzątko było odrobinę mniej ostrożne - Poszukamy Ci jedzenia. - Frances wiedziała, że to oznaczało koniec pracy na dziś, w końcu z takim gościem nie będzie mogła na dobre zająć się pracą, nie czuła się jednak z tym źle, zaciekawiona znalezionym stworzonkiem.


/zt.


| Nakładam pułapkę Somniamortem.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]20.07.20 19:21

18 czerwca 1957


Wren zawsze zazdrościła zaznajomionym czarodziejom posiadania własnych ogrodów. Sadów i warzywników, miejsc na zawieszenie hamaka zrobionego z koca, małych oaz wypoczynkowych. Na wyłączność i wyciągnięcie ręki mieli połacie przepięknej zieleni rozkwitającej ciepłą porą, obserwowali jak roślinność układa się do zimowej hibernacji, jak kwiaty puszczają pierwsze pąki w wiosennym słońcu. Bezkarnie spędzali czas na świeżym powietrzu odgrodzonym od reszty świata płotem, czasem mieli nawet prywatne szklarnie, miejsca do prywatnej hodowli ziół, z których czerpali ingrediencje, łącząc przyjemne z pożytecznym. Dlatego też czarownica nie ukrywała zachwytu gdy Frances zaprosiła ją właśnie tutaj; na spotkanie umówiły się listownie, a do celu Wren dostała się tym razem za pomocą miotły. Na szczęście lotu sprzyjała pogoda - nie czuła się pewnie gdy aurą smagał wiatr czy porywisty deszcz, zbyt chwiejnie utrzymywała się wówczas na powierzchni miotły, nie to co spokojne popołudnie, które było idealną porą.
Już na samym wstępie, po przekroczeniu progu, kobieta zapewniła alchemiczkę o ślicznej prezencji lokum; dom na wzgórzu usłanym szafirowymi kwiatami wyglądał niczym wyjęty z bajki, tak okrutnie nie pasował do szarości i dymu londyńskich ulic, które od czasu do czasu zmuszona była przekraczać w całej ich okazałości.
- To tu znalazłaś swojego nieśmiałka? Nicolas, dobrze pamiętam? - zapytała z nieukrywanym zainteresowaniem, gdy nogi poniosły je głębiej do ogrodu opanowanego przez monarchię kolorowych kwiatów. Przestrzeń była tak zadbana, jak tylko Wren widziała ją w swojej wyobraźni; równo przystrzyżone krzewy i zadbane klomby w prostych kształtach pasowały do usposobienia panny Burroughs, niejako świadczyły o niej w niemy sposób, a płynące z nich wnioski mówiły o przykładności, solidności. I uwadze. Ogromnych jej pokładach.
Czarownica zatrzymała się w pobliżu wierzby, wodziła po niej wzrokiem z uwagą. Nie dostrzegła jednak żadnego z zielonych szkielecików. Ich nazwa, nieśmiałki, sugerowała, że niechętnie objawiały się ludziom - może nie dostrzegły w niej nikogo godnego zaufania?
- Mam dla ciebie galeony na sadzonki - zapowiedziała po chwili i odwróciła się w kierunku Frances. Wizyta nie była przecież czysto towarzyska; obliczone koszta wskazały, że mogła pozwolić sobie na zakup kilku sztuk magicznie zmodyfikowanych roślin, należało zatem przedyskutować wszystkie szczegóły, uiścić płatność, a przy okazji wspomnieć kilka słów o postępie w pozyskiwaniu zaufania mugoli. Wren nie zapomniała - i miała nadzieję, że Frances również.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ogród [odnośnik]21.07.20 2:22
Do niedawna i Frances zazdrościła… W zasadzie każdemu, kto mieszkał po za dzielnicą portową. Pełna smrodu, przemocy oraz parszywych marynarzy okolica nigdy nie była miejscem, do którego pasowałaby delikatna panna Burroughs. Mimo to, musiała spędzić w podłych dokach piętnaście długich lat pełnych strachu, nie raz posyłających ją na krawędzie wytrzymałości. Teraz jednak mogła cieszyć się spokojem oraz bezpieczeństwem czterech ścian, nawet jeśli mogłoby zdawać się, że to bezpieczeństwo jest jedynie pozorne. Frances zabezpieczyła zarówno ogród, jak i drogę do domu oraz odleglejszy staw spreparowanymi alchemicznie sadzonkami, jednocześnie mając świadomość, że na tym świecie jest chociaż jedna osoba, która ze szczerym sercem pomogłaby jej w opałach.
Ubrana w białą bluzeczkę z niewielkim kołnierzykiem odsłaniającą wątłe ramiona oraz plisowaną, niebieską spódnicę spiętą w talii szerszym paskiem podkreślającym jej wąskość powitała Wren w swoich nowych progach. Po krótkiej wycieczce po kilku pomieszczeniach (nawet, jeśli niektóre nadal wymagały remontu) poprowadziła gościa do tej, najpiękniejszej części domu, jaką był ogród. Frances spędziła wiele godzin na planowaniu rozłożenia wszelkich roślin oraz późniejszym ich zasadzaniu oraz przesadzaniu. Tak, aby wszystko jawiło się w jej oczach jako perfekcyjne.
- Tak, Nicolas… - Na dźwięk wybranego imienia wypowiedzianego eterycznym głosem, z kieszeni spódnicy wyłoniły się dwa liście, a wraz z nimi dwie gałązkowate kończyny. Niewielkie, brązowe oczka zerknęły w kierunku alchemiczki, lecz gdy tylko napotkały na swojej drodze pannę Chang, zwierzątko od razu schowało się za fałdą materiału, co przywołało uśmiech na buzi blondynki. - Znalazłam go podczas zabezpieczania ogrodu, był głodny i podrapany… Jakoś tak wyszło, że przypadliśmy sobie do gustu. - Wyjaśniła Wren, w jaki sposób zyskała towarzysza który wyjątkowo przypadł jej do gustu.
Szaroniebieskie spojrzenie powędrowało ku drzewu, na którym czasem zdarzało jej się dojrzeć nieoswojone zwierzątka. Nawet ona jednak, nie kręciła się w jego pobliżu, jeśli nie zaszła taka potrzeba. Zawsze wtedy miała jednak coś, co mogłoby je udobruchać.
- Och, to fantastycznie. Jeśli dostanę jutro składniki, powinny być gotowe do końca tygodnia. Pozostaje jeszcze kwestia ich zasadzenia oraz uaktywnienia na miejscu, musiałybyśmy udać się do miejsc, które chcesz zabezpieczyć… Najlepiej w ciągu dnia, wtedy nie ściągniemy na siebie niepotrzebnej uwagi… - Analityczny umysł rozpoczął już układanie stosownego planu. Panna Burroughs nie zauważyła nawet, że jej słowa zdawały się być śmielsze niż w maju. Wcześniej raczej nie pomyślałaby o możliwym, nieprzyjaznym spotkaniu, które tak samo jak wcześniej przerażało w swej istocie. Była pewien sposób spokojniejsza, odrobinę pewniejsza siebie oraz bardziej wypoczęta.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]21.07.20 21:50
Wren nie miała okazji zbyt długo nacieszyć oczu widokiem wątłego, niewielkiego stworzonka wyłaniającego się spośród błękitnego materiału spódnicy. Ledwie mignęła jej zieleń jego barwy, niespodziewany ruch w okolicy kieszeni, nim zwierzątko o opiewającej nieśmiałość nazwie skryło się z powrotem w bezpieczeństwie kryjówki, nieufne, przestraszone, niechętne do bliższego poznania listownie zapowiedzianego gościa. Nic dziwnego - być może w następnych miesiącach, gdy Frances bardziej oswoi Nicolasa i przyzwyczai go do obecności innych ludzi w bliskim otoczeniu, czarownica będzie miała szansę uważniej się mu przyjrzeć. Kto wie? Może nawet zdecyduje się kiedyś wejść na jej własną dłoń? Nadzieja póki co nie wybiegała tak daleko; Wren kiwnęła w zrozumieniu głową i oddaliła się od wierzby, nie chciała wzbudzić w innych nieśmiałkach niepotrzebnej trwogi swą osobą. W kolorowym ogrodzie, na świeżym powietrzu, pod przyjemnym, wiosennym słońcem, wydawały się mieć tu przednie życie.
- Pasuje do ciebie - zawyrokowała czarownica. - Nieśmiałki wydają się delikatne, eteryczne, i ty również. Nawiasem, to bardzo przebiegła metoda ukrycia swoich talentów. Zbyt łatwo cię nie docenić - zauważyła spokojnie, rzeczowo, przypominając sobie z jaką łatwością Frances spisała na eksperymentalne straty nieznajomych sobie mugoli, przyrównała ich do poziomu szczurów laboratoryjnych. Nie w słowach, a w czynach. Mogła odwracać wzrok gdy na świecie działy się rzeczy straszne, udawać, że jej nie dotyczą, a mimo to aktywnie brała udział w formowaniu czarodziejskiej nauki, nie wahała się uczynić tego, co było konieczne dla osiągnięcia efektu, zadowolenia, badawczego spełnienia. Wraz z rozpoczęciem znajomości Wren nie spodziewała się po Burroughs zbyt wiele - to każde kolejne spotkanie utwierdzało ją w przekonaniu, że za niepozornie wyglądającą buźką czaił się diabelnie zdolny umysł i gotowość na poświęcenie ludzkiego życia w imię większego dobra. Rozumiała to. Jej zawód polegał przecież na tym samym.
- Nie są blisko siebie. Staram się lokować dziewczęta w różnych częściach kraju. - Co teraz mogło okazać się utrudnieniem, ale wierzyła, że i z odległościami sobie poradzą. - Umiesz latać na miotle? Nie opanowałam teleportacji łącznej by zabrać cię ze sobą, ale lot powinien ułatwić nam kwestię przemieszczania się. Możemy też zaplanować odwiedzenie jednej, dwóch kryjówek na dzień, jeśli wolisz. - Wren zamówiła u alchemiczki sześć sadzonek. Z początku planowała wypróbować mniejszą ich ilość, ale to przywodziło na myśl kuszenie losu: jeśli zabezpieczą akurat te miejsca, do których nikt niepożądany nie będzie próbował się dostać, natomiast reszta pozostanie bez dodatkowej protekcji, strata będzie jeszcze bardziej dotkliwa. - Nieskromnie upomnę się o herbatę - dodała po chwili, z lekkim, ledwo dostrzegalnym uśmiechem, siadając przy tym na jednej z ławek. Cóż, Frances zapewniała, że jej dom to idealne miejsce do odpoczynku, a Wren zamierzała poddać jej słowa sprawdzeniu. Na dodatek musiała za chwilę wypić eliksir przeciwbólowy, a jego smak był na tyle obrzydliwy, że łatwiej było zapomnieć o nim czymś słodszym.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ogród [odnośnik]21.07.20 23:58
Sama zapewne nie zauważyłaby podobieństw, jakie łączyły ją z jakże uroczym zwierzątkiem. Szybko jednak urok słów ustąpił… Zaskoczeniu. Nie sądziła, aby ktokolwiek poddawał w wątpliwości jej delikatność oraz wrażliwość, mając je za przebiegłe działanie. Brew dziewczęcia na chwilę powędrowała ku górze, gdy przetwarzała jakże abstrakcyjne dla niej informacje.
- Ja… Po prostu taka jestem, raczej nie ma w tym przebiegłości. - Odpowiedziała, wzruszając delikatnie ramionami. Nie udawała delikatności, nie udawała również wrażliwości oraz zajęczego serca. Iluzją nie było również zamiłowanie do książek oraz naukowych działań. Nie przystosowana do życia w porcie stworzyła sobie swój świat, inną rzeczywistość w której nie dość że lepiej się odnajdywała, to jeszcze nie przerażała, zawsze będąc odporną na wpływy, jakie próbowały wywrzeć na niej zakamarki doków. - Wiesz, kiedyś bardzo mi przeszkadzała ta niepozorność oraz bagatelizowanie moich umiejętności. Teraz jednak… coraz bardziej mam wrażenie, że tak jest lepiej. - Mimo iż nie raz pomagała innym uczniom z lekcjami, zdawali się nie widzieć w niej wszystkiego a koledzy ze szpitala nadal dokuczali jej, powątpiewając w jej umiejętności nawet jeśli była w stanie uwarzyć oraz stworzyć eliksiry, o którym przyszło im jedynie śnić. Teraz, gdy rebelianci chodzili po ulicach wolała, aby pełnię jej zdolności znało wąskie, zaufane grono. Przynajmniej na razie, póki nie pojawi się kolejna okazja do zarobku.
Uważnie słuchała słów, jakie padały z ust jej gościa zastanawiając się, jak zorganizować swoją część pracy uwzględniającą również przewóz sadzonek oraz ich zasadzenie na miejscu.
- Umiem latać na miotle, nie będzie to problemem. Musimy jednak uważać, pod koniec kwietnia widziałam na ulicy dementora i naprawdę nie chciałabym spotkać go ponownie. -
Eteryczna blondynka aż wzdrygnęła się na wspomnienie ponurej istoty przed którą uratował ją pan Tonks, znajomy sióstr z kociołka alchemika. Nie potrafiła rzucić zaklęcia, które obroniło by ją przed tym piekielnym pomiotem. - Zobaczymy jak będzie mi szło, wtedy podejmiemy decyzję ile miejsc dziennie zabezpieczymy… Będzie tam miejsce, aby zasadzić sadzonki? Masz jakieś predyspozycje co do kwiatów? Najlepsze byłyby takie, które rosną w okolicy tych miejsc. - Zainteresowanie pojawiło się w dziewczęcych oczach. Pytania, jakie zadała zdawały się być jedynie niewielkimi szczegółami, panna Burroughs doskonale jednak wiedziała, że i one będą się liczyć.
- Och, gdzie moja głowa! - Delikatny uśmiech wyrażający zakłopotanie pojawił się na buzi dziewczęcia, które nie zwykło zapominać o napojach dla gości. Prostym zaklęciem przywołała do siebie magiczny zestaw do herbaty oraz niewielki dzbanek. Równie prostym zaklęciem napełniła dzbanek wodą, by wlać ją do czajniczka… I już po ledwie dwóch chwilach, nalać gorącego naparu do dwóch filiżanek. - Proszę. - Rzuciła, wręczając jedną z filiżanek Wren, samej z drugąw dłoni zasiadając na ławce obok, ostrożnie, by nie przygnieść ciałem kieszeni z nieśmiałkiem.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]22.07.20 22:11
Oczywiście, że było. Nieświadomość potencjalnego wroga równoznaczna była z ukrytym w rękawie asem, możliwym do wyciągnięcia w krytycznym momencie - tylko dlatego czarownica wspomniała o tym w pierwszej kolejności, pozwalając głośnym rozmyślaniom wypłynąć spomiędzy warg. Kiedyś z wątpliwością spoglądała na eteryczność Frances, jej łagodną naturę, doszukiwała się pod nią drugiego dna przygotowanego na czarną godzinę, ale im więcej razy miała okazję przebywać w jej towarzystwie, tym częściej rozumiała, że poszukiwania przecież i tak spełzną na niczym. Burroughs nie była aktorką w swym teatrze, nie odgrywała postaci. Nie przybierała maski pod wymagania publiki, a była zwyczajnie sobą, taką, jaką uformował ją świat.
- Nie twierdzę, że jest inaczej - zapewniła stoicko Wren, w jej głosie nie brzmiała ni jedna nuta mająca na celu poddać w wątpliwość otrzymane zapewnienie, nie to było jej celem. Przechyliwszy delikatnie głowę do boku obdarzyła młodziutką kobietę ciepłym spojrzeniem. - Spokojnie. - A nawet jeśli śmiałe założenie o prawdziwości aktu Frances miało okazać się błędne, Chang nie była nikim, kogo oceny należało się obawiać. Oprócz rozkwitającej w ostatnim czasie znajomości łączyła je przede wszystkim praca. To przez jej pryzmat Wren próbowała postrzegać alchemiczkę - prywatne wnioski w jej świetle musiały pozostać wyłącznie drugoplanowe.
Dementor na ulicach nie zwiastował niczego dobrego. Merlinie niech będą dzięki, sama nie miała okazji spotkać żadnego z tych stworzeń samopas plądrującego londyńskie cienie; jej patronus nigdy nie przybrał formy zwierzęcia, zaklęcie mogło się udać, ale jego pomyślność wciąż pozostawała raczej sytuacyjna, niepewna. W porównaniu do uroków, dziedzina obrony przed czarną magią nie była w niej na tyle wypielęgnowana - co w ostatnim czasie coraz bardziej uwydatniało się dawaniem w kość nawet podczas przyjacielskich treningów. Musiała nad nią popracować. Dla własnego bezpieczeństwa.
- Szczerze mówiąc nigdy nie zwróciłam na nie uwagi. Ale na pewno coś się znajdzie. Moje dziewczęta przepadają za kwiatami, chyba myślą, że obecność kolorowych płatków odgoni dym i sadzę, jakich ślad ciągnie się za nimi niezależnie od miejsca pobytu - westchnęła, delikatnie kręcąc głową. Były takie naiwne. Przyziemną estetyką upiększały okoliczności bezpiecznego więzienia, złotych klatek, jakby otaczające je piękno miało coś zmienić. - Są głupsze od twoich sadzonek - skwitowała Wren, stwierdzając fakt. Nie mogła przecież wymagać od nich zbyt wiele: były młode, naiwne, niewinne, rzucone w objęcia wojen trawiących ich przedziwny kraj. Z kolejnym uśmiechem przyjęła podaną przez Frances filiżankę, a do nozdrzy dotarł przyjemny, owocowy zapach. Okoliczności im sprzyjały; pogoda była śliczna, a czarownica mogła odetchnąć świeżym powietrzem w zadbanym ogrodzie, którego harmonii nie zakłócał żaden niepotrzebny dźwięk. Panna Burroughs miała rację, to dobre miejsce na odpoczynek.
- Zarzuciłam już przynętę na dwie mugolki. Wydają się łatwowierne. Posłuchają mnie - poinformowała kobietę po ostrożnym łyku herbaty. W końcu również dlatego odwiedziła dziś przybytek czarownicy.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ogród [odnośnik]24.07.20 20:41
Panna Burroughs skomentowała słowa Wren jedynie wzruszeniem wątłych ramion, wzrok na chwilę zatrzymując na jeden z roślin upstrzonej pomarańczowymi kwiatami. Nawet ciepłe spojrzenie nie potrafiło ponownie ośmielić dziewczęcia, którego jedną z głównych niepewności był sposób, w jaki postrzega ją otoczenie. Frances doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele może znaczyć opinia innych czarodziejów. To przez nią oraz stereotyp, że kurs ministerstwa jest czymś gorszym, zapewne nie dostała jeszcze awansu, przynajmniej według swojej opinii. Nieśmiałość sprawiała, że miewała problem z dogadaniem się z tymi podlejszymi z kolegów, ciągle szukając sposobu na dolanie im szkodliwych substancji aby nauczyć ich, że z niektórych nie powinno się drwić. Pogrążona w swojej głowie zamilkła na chwilę, sprawnie jednak powracając do rzeczywistości w końcu… Wren nie miała nic złego na myśli, a ona powoli zaczynała odnajdywać swoją, dawną zagubioną wartość. Chyba. Nie była pewna.
Wyraz zamyślenia nadal jednak widniał na jej twarzy, gdy Wren zaczęła odpowiadać na jej pytania. Niedobrze. Frances nie lubiła oraz nie zwykła pracować bez odpowiedniego przygotowania, zebrania informacji oraz przygotowania co najmniej dwóch planów, ot, na wszelki wypadek, gdyby pierwszy z nich z jakichś powodów nie mógłby być zrealizowanym.
- W takim razie możesz mi powiedzieć, w jakiej okolicy się znajdują? Widzisz, muszę odpowiednio dobrać rośliny. Chabry w środku lasu czy pelargonie pośród pól z pewnością będą wyglądać co najmniej dziwnie, a dla każdego, o chociaż niewielkiej wiedzy zielarskiej będą podejrzane. -  Dobór odpowiedniej rośliny, w spojrzeniu Frances, był połową sukcesu poprawnie założonej pułapki, zwłaszcza w miejscu, które nie posiadało ogrodu bądź skupisk roślin. Inną sprawą był ogród, gdzie dobranie odpowiednich sadzonek nie stanowiło większego wyzwania.
- Ja porównałabym je do doniczek, niektóre rośliny są całkiem sprytne, a Twoje słowa mogłyby je urazić. - Odpowiedziała, delikatnie unosząc kąciki ust ku górze w wyrazie rozbawienia. Nie komentowała jednak zachowania mugolskich dziewcząt będąc niemal pewną, że zrozumie czemu uwielbiały  kwiatowe płatki wszelkich kolorów. I ona zwykła przekształcać rzeczywistość, wyłapując jedynie to, co chciała, tym samym próbując uciec myślami od paskudnych doków, w jakich kiedyś przyszło jej mieszkać. Takie zachowania były jej systemem obronnym, o którym do tej pory nie powiedziała nikomu.
Filiżanka powędrowała do ust panny Burroughs, gdy kolejny temat pojawił się na wokandzie. Te wieści uznała za dobre, chociaż wiele jeszcze pozostawało do ustalenia.
- Dobrze. Wybrałaś już gdzie przeprowadzimy testy? Potrzebujemy miejsca spokojnego, aby nie wzbudzić w nich strachu jednocześnie znajdującego się na uboczu, gdzie nikt nam nie przeszkodzi a zwłaszcza patrole Ministerstwa… No i musi to być miejsce, z którego łatwo będzie usunąć… pozostałości, jeśli testy nie okażą się pomyślne. - W ostatnim czasie panna Burroughs miała okazję dokładnie przemyśleć kwestię przeprowadzenia testów, rozkładając je w głowie na czynniki pierwsze, by przemyśleć każdy kolejny krok. - Mam przygotowane już eliksiry. Pierwszej mugolce będę chciała podać prostą truciznę z czynnikiem magicznym, a jeśli przebieg będzie pomyślny proste antidotum. Drugiej kobiecie podamy jeden z prostszych eliksirów bojowych jakie zostały mi po jednym nieodebranym zamówieniu. Tym sposobem sprawdzimy znaczną część możliwych eliksirów. - Dodała, wtajemniczając Wren w swoje alchemiczne plany będąc ciekawą, co powie na nie czarownica.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]24.07.20 21:23
- Cztery z sześciu miejsc znajdują się w lesie. Gęste zarośla służą jako naturalna bariera, do tego mogłam nastraszyć je możliwością spotkania wilków grasujących po okolicy - podjęła Wren głosem beznamiętnym, neutralnym. Jej owieczki były strachliwe. Mimo młodego wieku poznały już przerażenie jakie towarzyszyło wojnom plądrującym kraj, poznały gorzki smak zagrożenia własnego życia, a niebezpieczne stworzenia czyhające nań z zębiskami błyszczącymi w świetle księżyca sprawiały, że posłusznie nie wyściubiały nosa zza czterech ścian; żadna z dziewcząt nie wyszła z kryjówki dalej niż kilka, kilkanaście kroków przed dom, by zaznać świeżego powietrza czy zająć się ogrodem. - Piąte jest na odludziu. To pustkowie, ostała się tylko jedna kamieniczka pośród osiedla dawniej służącego za mugolskie siedlisko. Więcej tam kamieni i gruzu niż kwiatów - przyznała, marszcząc brwi. - Klomb przed wejściem składa się z ziół i warzyw, o ile nie myli mnie pamięć. Bujne kwiaty rzucałyby się w oczy. - Delikatnym ruchem obracała w dłoniach filiżankę muskającą palce przyjemnym ciepłem; rzeczywiście - odpoczywała tu, nawet jeśli uwaga obu czarownic zwrócona była na logistyczne szczegóły zaplanowanych inwestycji. Atmosfera panująca w ogrodzie sprzyjała rozluźnieniu mięśni dotychczas przywodzących na myśl stal, a unosząca się w powietrzu woń roślin wprawiała Wren w stan spokoju. Jakby wszystko tu było na swoim miejscu. - Szóste to stara chatka na skraju wrzosowiska aż w Dover. Wybór sadzonki nasuwa się sam, prawda? - Niezależnie od upodobań zamieszkującej ów miejsce mugolki, wrzosy otaczały jej lokum z każdej strony. Nie wzbudziłyby krzty podejrzliwości w zasadzającym się na nią drabie oszalałym przez truciznę propagandy.
Wydając z siebie ciche parsknięcie, Chang skinęła głową, przyznała rację celnej uwadze Frances. W porównaniu do roślin, które miały w swych rodzajach dość sprytną i przebiegłą florę, doniczki nie wykazywały się już nawet cieniem inteligencji - nie miały jak.
Kolejna porcja informacji sprawiła, że Wren ponownie pozwoliła sobie odpłynąć myślami. Szczerze mówiąc do tej pory nie zastanawiała się nad konkretną lokalizacją; pomysłów było kilka, każdy trafiony na swój sposób, lecz musiały zadbać nie tylko o swój komfort, a również ten wiernych owieczek: obezwładnienie ich i przymuszenie do wypicia mikstur mogłoby w jakiś sposób wpłynąć na końcowy wynik eksperymentu, szczególnie, jeśli do zmodyfikowania ich woli użyłyby magii.
- Znam jedną katedrę w okolicy Londynu - odezwała się po dłuższej chwili, wciąż zamyślona. - Jest stara, opuszczona i zaniedbana, ale w środku wciąż można znaleźć symbole ich dziwnego kultu. Jezusa? Nie pamiętam. Po tym, jak Ministerstwo potwierdziło obecność duchów na tym terenie, mało kto ją odwiedza. - Spojrzenie czarnych tęczówek zwróciło się w stronę Frances, poszukując jej reakcji. Czy niespokojne dusze zmarłych mogłyby im przeszkodzić? Czy były natrętne, ciekawskie, nie do ujarzmienia? Przed podjęciem decyzji musiałyby to sprawdzić. - Bliskość z mugolskim bogiem mogłaby być kojąca, a dla nas mniej problematyczna. Szczególnie, że zapewniam je, jak wielkim poświęceniem i dobrem będzie udział w badaniach, niech i bożek obejmie je zatem swoją opieką. - Pozostałe opcje wydawały się jej mniej barwne i przekonywujące. Wszystko zależało jednak od aktywności spirytystycznej na terenie katedry i tego, czy sama Frances nie dysponowała lepszym pomysłem.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ogród [odnośnik]25.07.20 1:39
…Wilków grasujących po okolicy.
Dokładnie te słowa sprawiły, że na buzi jasnowłosego dziewczęcia wymalowało się czyste przerażenie. Wilków bała się odkąd tylko sięgała pamięcią, lecz to połowa maja sprawiła, ze lęk ten przybrał na sile. W jej koszmarach nadal pojawiała się postać włochatego, zjeżonego potwora szczerzącego na nią kły ledwie kilka, niewielkich kroków od niej.
- A-ale nie ma tam wilków, prawda? To tylko kłamstwo? - Spytała, omiatając towarzyszącą jej czarownicę zaniepokojonym spojrzeniem, by po chwili przenieść je na swoje drżące dłonie trzymające filiżankę. Sama myśl o ponownym spotkaniu z jakąkolwiek z tych bestii przyprawiała ją o paniczny strach i chęć zaszycia się w bezpiecznych ścianach domu. Nie sądziła, by drugi raz udało jej się ujść z życiem. - Ja… panicznie się ich boję. I jeśli istnieje ryzyko ich spotkania, raczej nie będę w stanie Ci pomóc, Wren. W połowie maja… byłam na spacerze z przyjacielem i jeden z tych wielkich potworów nas zaatakował… Och, gdyby nie Dudley z pewnością nie mogłabyś teraz ze mną rozmawiać… - W krótkich słowach, ze szklącym się spojrzeniem wyjaśniła, czemu takie okoliczności przekreślały pomoc z jej strony. Po za odwiecznym strachem dochodziła do tego wszystkiego trauma po ataku zwierzęcia i panna Burroughs była pewna, że kolejne takie spotkanie było ponad jej siły oraz wytrzymałość. Nie chciała zawieść osoby, z którą przecież robiła interesy, spotkanie z wilkiem było jednak ponad wszelkie jej siły.
Siedzące w jej kieszeni zwierzątko zdawało się wyczuć nagłą zmianę nastroju dziewczęcia… albo wzdrygnięcie jej ciała, na wspomnienie podłego spaceru. Zielone, patykowate ciało wygrzebało się z materiału by ostrożnie przysiąść na jej udzie, owijając łapki wokół jej nadgarstka, tym samym zwracając na siebie jej uwagę. - Och,nic się nie stało, mały. - Rzuciła do zwierzątka, posyłając mu delikatny uśmiech. Nieufne spojrzenie czarnych oczek skierowało się na chwilę w kierunku Wren, która widocznie stała się jego podejrzaną w… czymkolwiek, co działo się w jego głowie.
- To nie problem, zioła również da się odpowiednio spreparować. Nawet wiem, którego powinnam użyć. -  Odpowiedziała czując, że przerażenie na wspomnienie wilczej postaci powoli uchodzi z jej ciała. Ponownie spróbowała przekierować swój umysł na odpowiednie tory, nie odrywając spojrzenia od nieśmiałka. Opracowanie odpowiedniego planu w obu przypadkach zdawało się być kluczową kwestią i nie powinna się rozpraszać, nawet jeśli ta kwestia zawsze wybijała ją z równowagi.
Frances uważnie słuchała słów, jakie wypowiadała do niej panna Chang. Co prawda posiadała ojca mugolskiego pochodzenia, ten zmarł jednak gdy miała ledwie pięć lat sprawiając, że wszelkie wspomnienia z nim związane zdążyły zatrzeć się w jej pamięci. Tak samo jak wszelkie wiadomości o mugolskim świecie, dopiero znajomość z Gwen sprawiła, że miała okazję dowiedzieć się co nieco.
- Mało wiem o mugolach - Wyznała, delikatnie wzruszając ramionami, nie wspominając o znajomościach bądź rodzinnych koneksjach. - Musiałybyśmy sprawdzić to miejsce. Zobaczyć, czy faktycznie są tam duchy i czy stanowiłyby dla nas zagrożenie bądź mogły przeszkodzić w naszym teście. Obawiam się również zwolenników Ministerstwa, jeśli kiedyś to było miejsce mugolskiego kultu zawsze istnieje szansa, że się tam pojawią… Jesteś pewna, że to miejsce pozostało zapomniane? - Panna Burroughs, mimo dość silnej relacji z pewnym pracownikiem Ministerstwa, nie chciała mieć do czynienia z tymi, którzy wierząc w ideę nowego porządku pojawiają się w podobnych miejscach. I mimo iż nie znała się na polityce przeczytała wiele książek, a każda, traktująca o konfliktach wspominała o ludziach, udających zainteresowanie sprawą by zdobyć korzyści dla siebie… A Frances nie chciała zakończyć swojego życia, gdy dopiero się ono zaczęło.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]25.07.20 20:22
Reakcja Frances była naiwnie urokliwa. Przywodziła na myśl starą baśń o Czerwonym Kapturku i wilkołaku, o tym, jak młódka w środku lasu spotyka bestię, jak na obleczone szkarłatnym materiałem barki spływa tragedia, jak zadośćuczynienie niesie ze swą magiczną kuszą nieustraszony łowca. Czarownica nie zdziwiłaby się, gdyby w młodości alchemiczkę karmiono właśnie tą bajką do snu; wzdrygnięcie, załamujący się głos i kolor opuszczający poliki wyznawały prawdziwość jej przelęknienia, a opowiedziana historia o spotkaniu czworonożnego stworzenia jedynie dodawała jej wiarygodności. Podobnie reagowały dziewczęta pod jej opieką. Na samo wspomnienie czyhających wśród ponurych drzew bestii wydawały z siebie zduszone piśnięcia, zakrywały usta drżącymi dłońmi, przysięgając, że nigdy nie zapuszczą się w dalekie rejony. Wierzyła im. W ich głowach wciąż świeżym pozostawało wspomnienie trawionego przez ogień Londynu i zniszczonych mieszkań, utraconych krewnych - sprawiało, że świadomie nie rzuciłyby się w objęcia następnego z niebezpieczeństw, nawet jeśli było ono wytworem wyobraźni opiekunki pomagającej im w niedoli.
- Nie zdarzyło mi się żadnego spotkać - przyznała beznamiętnie, wzruszając ramionami. Sama wiedziała, jak za pomocą magii skutecznie obronić się przed dzikim zwierzęciem pozbawionym magicznej esencji, nie przykładała zatem większej wagi do tego, czy grasowały w pobliżu, czy wręcz przeciwnie. - Niektórzy straszą dzieci potworami spod łóżka, Frances, ale kiedy tam zaglądasz okazuje się, że nie czyha pod tobą nic prócz kurzu i zgubionych skarpet. Wilki to potwory spod łóżka dla moich głupiutkich owiec - wyjaśniła jeszcze, pragnąc uspokoić towarzyszkę. Jej strach znacznie utrudniłby podróż, jak sama zaznaczyła, toteż Wren zmarszczyła delikatnie brwi i pozwoliła sobie dodać po chwili, - Przy mnie nie miałabyś się czego bać. Przecież wiesz. - Pewność siebie wybrzmiała w głosie. Być może rzeczywistość była mniej kolorowa, talenty nie tak doskonałe jak dyktowały ambicje i pragnienia, ale pewna biegłość w użytku uroków powinna wystarczyć by zapewnić im obu bezpieczeństwo w trakcie podróży. Tym bardziej, że nie zamierzały zapuszczać się wgłąb ciemnych borów; kwietniki umieszczone były przed skromnymi domostwami i drewnianymi chatami, wystarczyło podejść do nich, wychylić się za drzwi.
Posłyszana informacja wpleciona bezwiednie między fakty sprawiła, że brwi czarownicy zaraz uniosły się lekko ku górze. No proszę. Wren odchyliła się na ławce do tyłu, przyjrzała się kobiecie z zaciekawieniem, niemalże rozbawionym, jakby w jej ręce wpadł właśnie smakowity kąsek wiedzy zakazanej. Wyjawiłaś zbyt dużo, Frances. - A więc Dudley. To twój rycerz? - podchwyciła temat. Znała tylko jednego mężczyznę o tym imieniu, pracownika Ministerstwa, który sporo pomógł jej zresztą przy rejestracji różdżki - lecz nie zapędzała się  tak daleko w swoim dochodzeniu, by bez namysłu werbalnie połączyć fakty. Wpierw była zainteresowana reakcją Frances. Zdradzi więcej czy utnie rozmowę, zdusi ją w zalążku? Musiała wiedzieć, że nie było już ucieczki, a Wren nie puści owego szczegółu w niepamięć. Nie teraz, kiedy ich relacja zaczynała przybierać dość dziwną, ni to koleżeńską, ni czysto profesjonalną formę.
Na krótką chwilkę spojrzała na nieśmiałka, a ten odwzajemniał jej wzrok z nieufną wrogością, w ciszy zwierzęcej mimiki ukazując, że postąpiła nader źle wprawiając Frances w zły humor poprzez wcześniejsze wspomnienie wilków. Wren nie miała pojęcia czym go do siebie przekonać; gonitwa po ogrodzie za małymi robaczkami i muszkami wydawała się absurdalna, poza tym nie miała pewności, że stworzenie przyjmie smakołyk z jej rąk. Nie przepadał za nią, to oczywiste.
- Nie jestem - przyznała szczerze na pytanie panny Burroughs, westchnąwszy. - Tak jak mówisz, katedra wymagałaby dokładnego sprawdzenia zanim podejmiemy decyzję. Psy Ministerstwa już dawno temu zrobiły tam porządek, myślisz, że traciliby energię na patrolowanie opuszczonych terenów? - Było to możliwe, nie twierdziła, że nie. Ruchy zwolenników rewolucji były trudne do przewidzenia, ale Wren liczyła, że przydatne informacje mogłyby uzyskać od zamieszkujących ruinę duchów, jeśli uda im się z nimi porozumieć. Widziały więcej, wiedziały więcej, zamieszkiwały kąty owiane wspomnieniem zamierzchłych czasów, nic nie stało na przeszkodzie, by nie podzieliły się ową wiedzą. - Wpadły mi jeszcze do głowy ruiny Whitby. Góruje nad nimi opactwo, które możemy wykorzystać - dodała Wren, przeszukując myśli w poszukiwaniu innych lokalizacji. Dużo bardziej optymalnie było mieć z czego wybierać, niż ograniczyć się do jednej opcji i posmakować rozczarowania.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ogród [odnośnik]26.07.20 0:15
Nie czuła się uspokojona. W momencie gdy wisiało nad nią widmo spotkania z najgorszym z jej koszmarów nie potrafiła się uspokoić. Wspomnienia książki dla dorosłych z obszernymi, krwawymi opisami oraz, co gorsze, ostatniego spotkania twarzą w twarz z podłą bestią sprawiały, że strach przejmował panowanie nad dziewczęcym sercem, podrzucając jej myśli o porzuceniu zobowiązania i zamknięciu się w domu na cztery spusty. Słowa padające z ust Wren docierały do niej, nie zasiały jednak w dziewczęciu przekonania.
- Och, powiedz mi to za dwa, trzy dni. Teraz raczej mnie nie przekonasz, że nie jest to możliwe… - Zaczęła doskonale wiedząc, że gdy przywołane wspomnienia ucichną i odrobinę zbledną w jej głowie słowa towarzyszki nabiorą sensu oraz odpowiedniego znaczenia… Bądź panna Burroughs wyprze ze świadomości zasłyszane rewelacje. - Wiem, lecz strach rzadko słucha logiki. A tamto spotkanie było o wiele gorsze od dnia, gdy widziałam dementora. - Dodała wzruszając ramionami, zawstydzona własnymi słabościami. Nie mogła jednak nic poradzić na zajęcze, zlęknione serce jakie kryło się w jej piersi. W swoim życiu nie miała okazji, by nabrać odwagi, zwykle odnajdując jedynie kolejne powody do strachu.
I już, już sądziła, że temat pozostanie za nimi i przejdą do dalszych planów… Gdy Wren wyłapała w jej słowach coś, co wypadło z jej ust bez większej uwagi jej umysłu.
- Och… - W jednej chwili policzki dziewczęcia zaczęły płonąć, pokrywając się najczerwieńszym rumieńcem, jaki Wren do tej pory mogła zobaczyć na jej twarzy. Temat relacji damsko-męskich zawsze wprawiał ją w zakłopotanie głównie z powodu braku jakiegokolwiek doświadczenia w tej materii. Nic więc też dziwnego że temat jej relacji z mężczyzną wprawił ją w ogromne zakłopotanie, połączone z niezręcznością… oraz odrobiną wstydu. Bo co powinna jej odpowiedzieć? Nie wiedziała, jak dokładnie powinna odbierać tą znajomość, a brak pewności siebie w tej materii oraz nieśmiałość jedynie przechylały szalę na tą, negatywną stronę rozważań. - Nie wydaje mi się, abym mogła go tak nazwać to… Trochę skomplikowane… - … a mi brakuje doświadczenia, aby przetworzyć dane. Tych słów nie wypowiedziała jednak na głos uważając je za zawstydzające. W jej wieku w końcu powinna mieć już pierścionek na dłoni wskazujący, że jedynie dwa kroki dzielą ją od zamążpójścia, przynajmniej w coraz chętniej wygłaszanej opinii jej matki. Zamiast tego posiadała bystry umysł, niezliczoną ilość książek oraz swoistą nieśmiałość skutkującą brakiem doświadczenia. - Widzisz, moja mama uznała, że powinnam znaleźć odpowiedniego kandydata na męża. Mnie jednak bardziej zajmuje alchemia. Z tego powodu, moja mama chcąc mi “pomóc” w lutym zgłosiła mnie do konkursu na randkę w ciemno… - Twarz dziewczęcia coraz bardziej przypominała kolorem pomidora, gdyż zachowanie mamy zdawało jej się co najmniej żenujące. - Jak wróciłam do pracy wręczyła mi kopertę z wygraną i zmusiła do pójścia. Wierz mi, to była ostatnia rzecz, na którą miałabym ochotę, byłam pewna, że poznam tam kogoś bardziej parszywego od knajpy mojego wuja… I naprawdę miło się zaskoczyłam. - Kąciki ust dziewczęcia uniosły się delikatnie ku górze. - Tak się poznaliśmy. Od tamtej pory widujemy się dość regularnie, w raczej miłej atmosferze… Nie jestem jednak pewna, czy lubi mnie na tyle, abym mogła nazywać go moim rycerzem. - Wątłe ramiona uniosły się w niewielkim wzruszeniu, kończąc ten dziwny wylew. Frances nie posiadała wielu koleżanek, z prawdziwą oraz przyszywaną siostrą nie miała dobrego kontaktu co sprawiało, że nie miała z kim podzielić się swoimi wątpliwościami. Zapewne to oraz fakt, że nie do końca umiała odnaleźć się w sytuacji otworzyło jej usta. - W ogóle, mówimy o tej samej osobie? Mieszka na Pokątnej i pracuje w Ministerstwie? - W przejawie olśnienia upewniła się, że nie doszło przypadkiem do dziwnego zbiegu okoliczności, w końcu… Londyn był wielkim miastem.
Nieśmiałek zdawał się nie przepadać za nikim, po za jej właścicielką, uparcie przyklejając się do jej dłoni w czasie gdy alchemiczka uważnie przysłuchiwała się słowom swojej koleżanki.
- Nie mam pojęcia, wydaje mi się, że można po nich spodziewać się wszystkiego. Jest tylko jedno wyjście, moja droga. Musimy sprawdzić oba miejsca i podjąć decyzję co do tego, które będzie lepsze. Teraz możemy jedynie gdybać gdy potrzebujemy odpowiednich danych. - Odpowiedziała z pewnością w głosie. Inne rozwiązanie nie przychodziło jej do głowy, w tym wypadku musiały mieć pewność, że nic nie przeszkodzi im w testach, a lokacja okaże się odpowiednia.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]26.07.20 1:17
Skinęła ze zrozumieniem głową, postanawiając na ten moment porzucić temat stworzeń budzących we Frances tak zatrważające przerażenie. Wspomnienie wilków było dlań bardziej traumatyczne, niż można było się tego pierwotnie spodziewać; mimo zapewnień ze strony walecznie zdolniejszej kompanki, jej ciało wciąż pozostawało spięte, mięśnie drżały ledwo widocznie, a kolor nie powrócił jeszcze na twarz, pozostawiając ją alabastrową, niemal chorą. Czyżby trafiła na materiał godny bogina? Wren nie była pewna, ale odnotowała ten fakt w pamięci na wszelki wypadek gestem już wyuczonym, bezwolnym. Gdyby nie przyszło jej obcować z Frances a podobna wiedza sama wślizgnęłaby się między palce, czarownica mogłaby delektować się poczuciem mentalnego bezpieczeństwa zapewnionego tą swoistą przewagą nad rozmówcą. Szczególnie tym uzdolnionym, wybitnym w swej dziedzinie, którego przysługi mogły okazać się dochodowe, zapewnione dzięki pozyskanym informacjom i umiejętnemu ich wykorzystaniu. Z pewnością podobny proces miał swą nazwę, jednak Wren nie zaprzątała sobie nią głowy. Negatywne konotacje wzbudzały konieczność przyjrzenia się swoim poczynaniom z innej strony, nakazywały spojrzeć prawdzie w oczy - po co? Panna Burroughs była jednak bezpieczna, a jej sekret, o ile zapamiętany, stał się kolejnym żelaznym ogniwem spajającym powoli łączącą je więź.
- Randkę w ciemno - powtórzyła Wren, niegrzecznie wchodząc jej w słowo. Nie mogła jednak powstrzymać reakcji automatycznie władającej ciałem, przytaczane przez towarzyszkę wspomnienie przekroczyło wszelkie domysły. Jej matka? Zorganizowała młodziutkiej córce wieczór, na którym mogła poznać kawalera jak ze snu? Nim zdołała zapanować nad kolejną reakcją, krótkie parsknięcie wyrwało się spośród pełnych ust, a ona szybko przesunęła przepraszające spojrzenie na twarz alchemiczki. Powinna ją zrozumieć, w końcu nie na co dzień słyszy się o tego typu aranżacjach.
Prawdziwa bombarda nadeszła z wymienionymi przez Frances informacjami na temat jej wybawcy. Nie trzeba było nawet podawać jej veritaserum, by zdradziła wszystkie sekrety: Wren nie zasugerowała przecież, że zna jej kawalera, a jedynie powtórzyła jego imię. Reszta inicjatywy wyszła już od samej Burroughs - i potwierdziła zalążek domysłu, jaki narodził się wraz z zasłyszeniem znajomego imienia. Czyli to prawda.
- Dudley Sheridan, a niech to - potwierdziła z pełnym zdumienia uśmiechem, chyba pierwszy raz na tyle szczera w swych emocjach siedząc naprzeciwko klienta, współbadacza, biznesowego kontaktu. Po chwili oczy błysnęły oświeceniem. - To jego chciałaś spotkać wtedy w Ministerstwie, gdy uratowałaś mnie od wizerunkowej kompromitacji. Jeszcze jedno przypadkowe spotkanie, tak to określiłaś. Teraz wiem o co chodziło. - Jeden fakt przywodził za rękę następny, tworząc jasny, klarowny obraz sytuacji. Ach, ileż sygnałów wówczas pominęła! Następne parsknięcie stłumiła łykiem herbaty, otumaniona niedowierzaniem kilkakrotnie pokręciła głową na boki, analizując, czy ich wcześniejsze rozmowy nie zdradziły jeszcze więcej. To zabawne, ale nigdy dotąd nie postrzegała Sheridana jako istoty odpowiedniej do miłosnych zabiegów z płcią przeciwną, zainteresowanej - zatem miło było rozczarować się w swych założeniach. I myśli te, zwyczajne, bezpieczne, skutecznie zagłuszały ledwo wyczuwalne ukłucie zazdrości, coś, co Wren stłumiła w sobie z niebywałą biegłością. Sama nie miała czasu na takie ekscesy. Większość uwagi zabierały mugolki, jej resztę kompletowanie zamówień, pozyskiwanie nowych kontaktów, czasem również towarzyskie treningi magicznych pojedynków. Żyję pracą, mówiła dumnie, podkreślała, że jej własne serce wypełniają uroki. Nie była tak głupia jak jej owieczki, nie marzyła o romansie z ckliwych powieści. Nie była zazdrosna, nie mogła być.
- Musiałabym spojrzeć w swój kalendarz żeby dobrać datę, domyślam się, że ty również - zgodziła się czarownica, świadoma, że wiele obowiązków musiało zostać dopilnowanych zanim wyruszą w świat na poszukiwanie odpowiednich lokalizacji, ich dogłębne sprawdzenie. - A co do galeonów. - Ostrożnym ruchem odłożyła filiżankę na ławkę i sięgnęła do torby, wydobywając z niej skórzaną sakiewkę wypełnioną monetami. Woreczek wylądował nieopodal uda Frances, delikatnie, tak, by nie wystraszyć nieśmiałka przylegającego do jej dłoni, po czym Wren splotła ze sobą dłonie, odchylając głowę w kierunku przyjemnego, wiosennego słońca. Nie było tak palące jak letnie, preferowała je własnie takim. - Jeżeli potrzebujesz ode mnie czegoś więcej niż wkładu finansowego na tym etapie, proszę, powiedz - dodała miękko, tonem wyraźnie cichszym, bardziej zrelaksowanym niż wcześniej.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ogród [odnośnik]27.07.20 2:00
Policzki panny Burroughs zaczerwieniły się jeszcze mocnej, gdy Wren podchwyciła pojęcie randki w ciemno. Nie trudno było domyślić się, że blondynka zupełnie nie nadawała się do takich wydarzeń. Obcy mężczyźni ją onieśmielali, zwłaszcza  w sytuacjach, które z góry miały mieć romantyczne zabarwienie. Pojęcie romansu było jej nieznane, a wrodzona nieśmiałość utrudniała rozpoczęcie konkretnej rozmowy. A początki pierwszego spotkania z Dudleyem jedynie to potwierdzały.
- To nie jest śmieszne, Wren! - Zaczęła, z wyraźnym oburzeniem w głowie. Rozbawienie towarzyszki jednak się jej udzielało, gdyż sama widziała ogromną porcję absurdu, jaka znajdowała się w działaniach jej uroczej rodzicielki. Chociaż… może to kolejny objaw jej choroby? - Jestem przerażona tym, co jeszcze mogłaby wymyślić. - Dodała zupełnie szczerze. O ile jedna kolacja w ciemno była czymś, co udało jej się przeżyć, tak kolejnych kolacji bądź ekstremalnych pomysłów jej matki mogła już nie przetrwać… Zwłaszcza, że coś podpowiadało jej, że w kolejnej sytuacji mogła poznać portowego parszywca zamiast inteligentnego, oczytanego oraz dobrze wychowanego młodzieńca.
Kiwnęła głową w potwierdzeniu jej słów, nie mówiąc już więcej w tej materii. Co prawda widywali się całkiem regularnie w mniej przypadkowych okolicznościach, nie mogła jednak zaprzeczyć, że tamtego dnia miała cichą nadzieję, że przyjdzie im na siebie wpaść, zapewne przez fakt, że jej czas wolny w ostatnim czasie pozostawał bardzo wiele do życzenia.
-A więc się znacie… - Stwierdziła, a coś nieprzyjemnie ukuło ją gdzieś w środku wskutek myśli, jakie nawiedziły jej głowę. - W zasadzie, ma to całkiem sporo sensu. - Dodała nieco zamyślonym tonem. To wszystko zaczynało układać się w całkiem logiczną układankę w końcu… Nie była pewna, co do sympatii jaką mógł darzyć ją młody czarodziej. Kto wie, może w ogóle żadną ją nie darzył? Wszak była jedynie nieśmiałą, acz zdolną alchemiczką pochodzącą z niezbyt ciekawej rodziny oraz jeszcze nie ciekawszej okolicy. Po za miłością do literatury oraz dobrymi manierami nie łączyło ich wiele, nie zdziwiłaby się więc, gdyby wolał inną czarownicę zamiast niej. Nie sądziła, by mogła konkurować chociażby z taką Wren - pewną siebie, nie bojącą się tego, co mogłoby wyskoczyć na nią za rogiem, o nietypowej, interesującej urodzie… oraz zafascynowaną dokładnie tą samą dziedziną. Niska samoocena Frances utwierdzała ją w przekonaniu, że wypadała o wiele gorzej, sprawiając, że dziewczę czuło się niewystarczające. Myśli, jakie nawiedziły jej głowę sprawiły, że szaroniebieskie spojrzenie utkwiło w nieśmiałku, a sama Frances zdawała się stracić odrobinę humoru. Smukłe palce zaczepiły niewielkie, nieśmiałkowe rączki zwracając na siebie uwagę ciemnych oczu. Przynajmniej ten towarzysz za każdym razem zdawał się upewniać ją, że od tak nie znajdzie sobie lepszego towarzystwa, tym samym pozostawiając ją samą w tym wielkim domu.
- Tak, koniecznie musimy sprawdzić kalendarze, przed wyborem odpowiedniej daty. Mój grafik pracy w szpitalu ostatnimi czasy jest okrutny, mam wrażenie, jakby przydzielano mi najgorsze możliwe zmiany. - Odpowiedziała na chwilę zerkając w kierunku swojej towarzyszki. Potrzebowały dnia, który będą mogły w całości poświęcić na sprawdzenie dwóch lokacji. Panna Burroughs przeczuwała, że zejdzie im na to co najmniej kilka godzin nie licząc czasu, jaki potrzebowały na przemieszczenie się między jednym miejscem, a drugim.
Szaroniebieskie spojrzenie z zaciekawieniem powędrowało na sakiewkę. Nieśmiało wyswobodziła dłoń z palców nieśmiałka, który niemal od razu zniknął w fałdach materiału kieszeni. Równie nieśmiało panna Burroughs sięgnęła w kierunku sakiewki, by rozchylić jej materiał i szybko przeskanować zawartość obliczając wartość monet, chcąc mieć pewność co do zawartości, by później nie zadręczać się rozmyślaniami, dotyczącymi początkowej kwoty. Chwilę później ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach.
- Dopiero przy faktycznych testach mogę potrzebować pomocy, na razie wszystko jest gotowe i czeka na rozpoczęcie. - Odpowiedziała, by unieść filiżankę do ust. Szaroniebieskie oczy przymknęły się odrobinę pod wpływem promienia słońca, jaki zatańczył na jej twarzy. I mimo iż szykowały coś, co powinno wzbudzać niepokój, Frances odczuwała spokój w tej kwestii, niemal pewna, że wszystko przejdzie tak, jak chciały.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]27.07.20 23:24
Zaaranżowanie spotkania w ciemno dla wychuchanej latorośli w oczach czarownicy było doprawdy urocze; o ile rodzicielka nie angażowała się zbyt namolnie w kwestie, które stricte jej nie dotyczyły, o tyle nie była groźna. Jej zachowanie musiało wynikać z czysto matczynej troski o dobrobyt, o miłą przyszłość. Niektórzy potrzebowali czasem delikatnego pchnięcia w objęcia przeznaczenia, na spotkanie którego nie mieli odwagi. I ta pełna miłości dłoń cichego anioła stróża czasem okazywała się zbawienna, oferowała to, po co sięgnąć wydawało się niemożliwym, uświadamiała, że koniec końców wcale nie było czego się tak obawiać. Wren uśmiechnęła się do swoich myśli; nie znała tego, o czym opowiadała jej towarzyszka. Yolanda Sykes narzekała często i głośno na fakt ciągłego nieustatkowania się nieodpowiedzialnej córki, zarzekała się, że byłaby babcią do rany przyłóż, wszak lata leciały nieubłaganie a Chang nie była już pierwszej młodości - jak matka raczyła podkreślać niemalże przy każdym spotkaniu, gdy nie dokuczało jej zdrowie. Uwydatniony rozrost albioni rozciągający kości hamował słowa, sprawiał, że kobieta pogrążała się w ciszy, upojona swym cierpieniem, i tylko wtedy Wren była w stanie tolerować jej przewrażliwioną obecność.
- Dba o ciebie, tak sądzę, jak potrafi tylko matka - podsumowała gładko, choć w tonie głosu czaiło się dziwnie melancholijne preludium cisnące się na sam koniuszek języka. Zamilkła na chwilę, jakby zbierając myśli, po czym westchnęła ciężko i kilkakrotnie obróciła porcelanową filiżankę w dłoniach. - Musi bardzo cię kochać. W końcu dzięki niej poznałaś swojego rycerza, na którego wspomnienie twój rumieniec staje się głębszy od czerwieni róży, co znaczy, że jej pomysły nie mogą być takie złe. - Cień uśmiechu przemknął przez bladą twarz Azjatki tylko przez krótką chwilę, nim mimika powróciła do ponurego wyrazu, pełnego dystansu, chłodnego. - Gdybym mogła, zamieniłabym pomysły mojej matki na te twojej - przyznała już ciszej, dużo ciszej, miała wrażenie, że słowa splotły się w jedność z delikatnym wiatrem i uciekły gdzieś daleko, szybko zapomniane, wyparte. Tak było łatwiej. Smutek i żal osłabiały charakter, budowała go buta, pewność siebie, żądza udowodnienia wszystkiemu i wszystkim, że poradzi sobie sama, na własnych warunkach. Hardo uniesiona głowa, odważnie wypięta do przodu pierś, świadome pakowanie się w tarapaty, igranie z ogniem, na który godziła się wedle swego uznania - powstały na skutek buzującego pragnienia udowodnienia matce, że mogła udławić się swoimi dobrymi radami, przyprawiania ją o powody do trosk, które do tej pory wynajdywała jedynie w swej wyobraźni. Chcesz się martwić, chcesz się denerwować, dam ci pretekst.
Wren wydała z siebie twierdzący pomruk, gdy Frances wspomniała o jej znajomości z Dudleyem. Nie dostrzegła czającej się za nostalgiczną melodią głosu prawdy, chwilowo zbyt pochłonięta tłumieniem własnych obudzonych przez matczyny temat emocji.
- Jeszcze z klubu pojedynków w Hogwarcie. Pięć lat różnicy to sporo, nigdy nie podzieliliśmy podestu, nie skrzyżowaliśmy różdżek, ale za to dużo rozmawialiśmy o urokach - wyjaśniła miękko, nie było to przecież żadną tajemnicą. - Pomógł mi ostatnio przy rejestracji różdżki. - Sheridan orientował się w arkanach papierzysk dużo bieglej niż ona, wieczną niechęcią pałająca do procedur i tony przepisów, pomógł jej zatem skolekcjonować potrzebne dokumenty, wyjaśnił dokąd się z nimi udać, w który dzień miała szansę natrafić na najbardziej przychylnych urzędników. Dzięki temu proces przebiegł dużo sprawniej, niż pierwotnie zakładała; w porównaniu do wielu nieszczęśników wciąż borykających się z kruczkami prawnymi i ogromem wniosków, niepełną historią rodzinną czy zwykłym, ludzkim błędem oficjeli, do których ci nie chcieli się przyznać, historia Wren była bułką z masłem.
- Wyślij mi sowę z twoim terminarzem. Coś uradzimy - zgodziła się czarownica. Wojna wiodła za sobą ofiary, te zalegały w szpitalnych łóżkach i potrzebowały konkretnych specyfików by powrócić do pełni sił. Nic dziwnego, że Frances miała ostatnio więcej pracy. - Działanie sadzonek też trzeba będzie przetestować w praktyce? - dopytała zaraz z ciekawością, niepewna, czy powinna rozpocząć poszukiwanie opłaconego zbira skorego poddać się eksperymentowi. Galeony były wszak przeznaczone na roztaczające obronną woń kwiaty, których przygotowaniem miała zająć się Burroughs, nie wspominała jednak o tym, w jaki sposób sprawdzą ich faktyczne efekty.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach