Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]10.07.20 23:55
First topic message reminder :

Ogród

Drugie w kolei miejsce, w którym pani domu przychodzi spędzać najwięcej czasu. Ogród stanowi oczko w głowie panny Burroughs oraz jedno z najmilszych miejsc w całym domostwie. Pełno tu kwiatów we wszystkich kolorach tęczy (chociaż te niebieskie zdają się dominować) równo przyciętych krzewów oraz wysokich drzew. Większość roślin, jakie rosną w ogrodzie panny Burroughs używa się w alchemii jako ingrediencje - w ten sposób, Frances zapewnia sobie składniki do pracy. W ogrodzie znajduje się miejsce wyznaczone na planowaną przez właścicielkę szklarnię, a wierzba znajdująca się na końcu ogrodu zamieszkana jest przez nieśmiałki.
Nałożone zabezpieczenia: Somniamortem, Cave Inicum, Zawierucha, Oczobłysk, Tenuistis (aportacja)

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Frances Wroński dnia 05.04.21 22:47, w całości zmieniany 2 razy
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806

Re: Ogród [odnośnik]28.07.20 23:48
Wbrew pozorom panna Burroughs również nie często miała okazję zaznać matczynej czułości. Takie przebłyski zdarzały się rzadko, będąc miłymi chwilami zaskoczenia od marazmu, w jakim zwykła tkwić pani Burroughs. W większości przypadków to ona musiała dbać o mamę od piętnastu długich lat, która po śmierci ojca wpadła w… Frances nie wiedziała, jak nazywa się ta przypadłość, ani czy istnieje jakikolwiek na nią lek.
- Niestety, takie dni nie zdarzają się często. - Wątłe ramiona uniosły się w delikatnym wzruszaniu. Nie czuła się na siłach, aby wchodzić w szczegóły matczynej przypadłości, coś jednak w spojrzeniu towarzyszki sprawiło, że chciała uściślić tę, jedną kwestię.
Cisnęło jej się na usta, że w kim innym widzi swojego prywatnego rycerza, finalnie jednak słowa opiewające w zachwyt nad jej przyjacielem i najbratniejszą z dusz wybrzmiały jedynie w jej umyśle. Z
tej relacji z pewnością nie chciałaby się tłumaczyć, nie potrafiąc nazwać tego wszystkiego, co było z nią powiazane. - Och, po prostu… Chyba przypadliśmy sobie do gustu… Rzadko spotykam mężczyzn, którzy doceniają intelekt kobiety, a nie tylko ich wygląd. - Odpowiedziała ponownie się rumieniąc. Co do tego akurat była pewna - przecież Dudley nie pożyczałby jej książek powiązanych z jej zainteresowaniami, gdyby nie doceniał siły oraz piękna jej umysłu! A przynajmniej miała wielką nadzieję, że i to w niej docenia.
Dłoń dziewczęcia ostrożnie powędrowała w kierunku dłoni Wren, by delikatnie odsunąć ją od filiżanki i zapleść na niej smukłe palce. Nie pytała doskonale wiedząc, że mogło to przywołać wspomnienia które nie były teraz potrzebne. Kciuk alchemiczki delikatnie, w przyjacielskim geście przejeżdżając po wierzchu jej dłoni.
-Wiesz… Skoro tak podoba Ci się pomysł randki w ciemno, mogę Cię na jakąś umówić. Poznałam ostatnio jednego bibliotekarza, to całkiem dobra partia. Wiesz, po osiemdziesiątce, z własnym domem i po dwóch zawałach… - Malinowe usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, miała nadzieję, że niewielki żart odciągnie chmury znad jej głowy…
…Nawet jeśli zdawały się przewędrować nad niepewny umysł panny Burroughs. W tych kwestiach nie posiadała za grosz pewności siebie będąc pewną, że nie prędko znajdzie się ktoś, kto choć przez chwilę będzie nią zainteresowany jak Sheridan, jednocześnie będąc na tyle zdolnym, by rozważała kroczenie u jego boku. W jednej chwili poczuła jednak, jakby plan zakładający wspólne wielkie osiągnięcia oraz zdobycie odpowiedniej władzy miał się nigdy, ale to przenigdy nie ziścić. Sama raczej nie była w stanie zajść aż tak daleko.
-Ja rejestrowałam różdżkę sama, w pierwszych dniach kwietnia. Bez tego nie mogłabym wejść do szpitala. - Tym stwierdzeniem postanowiła zakończyć zarówno temat czarodzieja, jak i swoje ponure rozważania. Promienie słońca grzały tak przyjemnie, że szkoda było stracić ten dzień na ponure myśli… A przynajmniej to próbowała sobie wmówić.
Kiwnęła głową w niemej zgodzie, jeśli chodzi o przesłanie terminarza - to z pewnością będzie najprostszą formą dobrania odpowiedniego terminu. A tak się składało, że panna Burroughs należała do kobiet uporządkowanych oraz do bólu zorganizowanych.
- Wykonałam szereg obliczeń w tej kwestii, wszystkie wskazują na to, że pułapka zadziała i mogę Ci je pokazać… Jednak jeśli chcesz, możemy to również przetestować w praktyce. - Szaroniebieskie tęczówki błysnęły zaciekawieniem. Z pewnością miło byłoby zobaczyć, czy pułapka faktycznie działa poprawnie… A to podług innych planów dotyczących testów wszelakich zdawało się być niczym.





Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]29.07.20 0:16
W swych słowach Frances miała dużo racji; społeczeństwo magicznego świata nie potrzebowało kobiet silnych, mądrych, samodzielnych, pielęgnowało za to te śliczne i urocze, delikatne niczym kwiaty, giętkie w dłoniach górujących nad sobą mężczyzn. Polegających na ich wiedzy i doświadczeniu, pełniących funkcję pięknego dodatku niżeli prawdziwej partnerki. Uwidaczniały to najbardziej wyższe sfery skąpane błękitną krwią, lecz model ten przenikał również do szanujących się rodzin czystokrwistych, półkrwi - był pewnym standardem narzuconym przez miłościwie im panującym, choć egzekwowanym już nie tak często. Dla kobiety, która od życia pragnęła więcej niż rodzinnych pieleszy i dziecięcych buź do wykarmienia, intelekt był zbawieniem; pokazywał drogę pośród cierni, pomagał budować pozycję, swoją wartość. I w tym wszystkim uwydatniał spostrzeżenie, jak niesatysfakcjonującą byłaby przyszłość zwyczajna, prosta, uzależniona od czyichś decyzji. Pierwotnie Wren przeciwstawiała się matce. Później społecznej, niewiele wartej roli. Czym to było, jeśli nie wieczną walką z niewidzialnym przeciwnikiem?
Pogrążona w myślach, nie zauważyła nawet jak krucha dłoń Frances zbliża się do jej własnej a jasne palce, które z ogromną biegłością władały nawet najbardziej niebezpiecznymi miksturami, splatają się z tymi, które upuszczały krwi niewinnym dziewczętom; nieczęsto ją dotykano. Nie w sposób przyjacielski, nie we wrogi, w ogóle - zazwyczaj podobna rola przypadała uzdrowicielom podczas sprawdzania stanu zdrowia gdy pojawiała się w przedsionku szpitala z przerażeniem, ogarnięta paniką, oznajmiając, że znów łupie ją w plecach. Wokół czarownicy nie było tak wielu przyjaciół, a gdy już się pojawiali, skutecznie unikała jakiegokolwiek kontaktu fizycznego; podejrzliwy umysł doszukiwał się w nim pretekstu do zranienia, uważał, że w ten sposób traciła kontrolę, pozwalając komuś dotrzeć poza fizyczną barierę, chroniącą ją bańkę. Czarne oczy opadły na widok ich złączonych dłoni, oddech zamarł w piersi a mięśnie spięły się gwałtownie - lecz tym razem Wren nie uciekła od niespodziewanej bliskości - dlaczego? Czy obawiała się urazić Frances, jednocześnie przekreślając wszelkie plany jakie powzięły na najbliższe dni, miesiące? Nie, wiedziała przecież, że towarzyszka odniosłaby się do tego ze zrozumieniem, była w końcu mądra, uważna. Dlaczego więc?
Żart ukryty w słowach zrozumiała z pewnym opóźnieniem, pochłonięta nową sensacją, ale gdy umysł zarejestrował już sens słów panny Burroughs, kąciki ust uniosły się w uśmiechu. Szczerze rozbawionym, choć niewielkim. Dopiero wtedy Wren wydała z siebie ciężki wydech, dziwnie pełen ulgi, i pozwoliła spojrzeniu powrócić do lica alchemiczki.
- Biorę - odparła znów hardo, zawadiacko. - Postaram się, by trzeci zawał nadszedł prędko, zaraz po tym, jak ukochany przepisze mi wszystkie swoje włości. I upoważni do zawartości skrytki. - Między Merlinem a prawdą układ ten nie byłby w jej mniemaniu tak zły, o ile dość uwłaczający: osiemdziesięcioletni, schorowany starzec nie był szczytem jej możliwości, nawet jeśli mogłaby zręcznie rozprawić się z jego osobą za sprawą ciążących na nim kłopotów zdrowotnych. Może nawet nie musiałaby tego robić gdyby był młodszy, atrakcyjny, wciąż bogaty; scenariusz randki w ciemno i jej konsekwencji wydawałby się wówczas słodszy. Obracały się mimo wszystko w sferze żartów i tam podobne scenariusze miały pozostać na wieki wieków.
- Czułabym się pewniej mając świadomość, że działają bezbłędnie. Jeden podpuszczony mugol powinien wystarczyć - zdecydowała, skinąwszy, i nawet pozwoliła dłoni drgnąć niezręcznie w delikatnym uścisku Frances, by łączący je gest stał się bardziej szczelny. - Nie będzie niczego pamiętał. Chyba że chciałabyś go zatrzymać do reszty eksperymentów. - Jedna brew uniosła się lekko, pytająco. Rozmawiały jeszcze przez dłuższą chwilę, nim kapryśna pogoda zapłakała deszczem z jasnych chmur i należało szybko znaleźć przed nim schronienie - Wren poprosiła zatem, by panna Burroughs pokazała jej pracownię, zanim rozstały się wczesnowieczorną porą.

| zt x2



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ogród [odnośnik]15.09.20 15:16
30.07?

Postanowiłem wreszcie skorzystać z zaproszenia Frances i odwiedzić ją na nowym kwadracie. Być może rzuciła to wtedy z czystej uprzejmości, nie spodziewając się, że faktycznie zechcę zwalić jej się na głowę, ale cóż, słowo się rzekło, a ja potrzebowałem odpoczynku od krwawej łuny Londynu, gdzie Ministerstwo (tfu!) wprowadzało swój nowy porządek. Wsi spokojna, wsi wesoła. Który głos twej chwale zdoła? - napisał kiedyś ktoś i miał mnóstwo racji, bo jeśli odpoczywać to tylko poza miastem, na połaciach malowniczych pól, gdzie drzewa są wyższe od budynków, a najpiękniejszą muzyką pozostaje szum zbóż, wiatr grający między gałęziami oraz bzyczenie owadów; moje uszy pieści śpiew ptaków - natura wygląda zbyt pięknie w tym roku, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, co dzieje się na wyspach, rozpieszcza nas upalnymi dniami; promienie słońca liżą zarumienione już policzki, przesuwam dłonią po czubkach wysokich traw, przyjemnie łaskoczą opuszki palców. W końcu dostrzegam na horyzoncie szafirowe połacie kwiatów, to musi być tutaj - Szafirowe Wzgórze i majaczący pośrodku dom, byłem prawie pewien, że należał do panny Burroughs; jeśli nie, cóż, być może poznam kogoś nowego. Przyspieszam kroku, właściwie puszczam się biegiem, zatrzymując dopiero przy białej furtce. Oddycham głęboko i poprawiam magiczną torbę zwisającą z ramienia. Och, twarda lasko Merlina, okolica jest prawdziwie urzekająca i chociaż powinienem najpierw zapukać w drzwiczki i się przywitać, to jak tylko mijam bramkę, kompletnie zapominam o podstawowych zasadach savoir vivru, w zamian zrzucając z pleców bagaż i gnając ścieżkami wokół domu. Pochylam się nad pachnącymi rabatkami, zaciągając zapachem rozgrzanych płatków, zatapiam w nich palce i całe dłonie; na brudnych ulicach dzielnicy portowej brakowało mi kontaktu z naturą, tutaj mogłem położyć się w trawie, co zresztą robię, wyciągając się na ziemi; przesuwam po niej palcami i wręcz czuję energię płynącą z wnętrza. Słońce razi w oczy, więc mrużę powieki, unosząc jedną dłoń, coby przysłonić twarz; cienie tańczą na moich policzkach, kiedy łączę i rozłączam palce, w końcu całkowicie zamykam oczy i rozkładam ramiona, uderzając wierzchem dłoni o podłoże. Fantastyczne uczucie, prawie udało mi się zapomnieć o kontrolowanym chaosie trawiącym angielską stolicę. Czas jakby zwolnił, zresztą był nieistotny, tak samo jak wszystko co działo się poza terenami Szafirowego Wzgórza. Czy mogę zostać tu na zawsze?...




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ogród [odnośnik]18.09.20 1:41
Nie spodziewała się odwiedzin. Dotychczasowa, bardzo płytka znajomość z Bojczukiem sprawiała, że nie do końca wierzyła w jego dobre chęci pomocy jej przy popsutej łódce. Nie miała dobrej opinii o swoim bracie, jak zwykle mającym ważniejsze sprawy na głowie, niż ona. A to skutkowało na równie kiepską opinię o jego znajomych, zwłaszcza, gdy nie miała okazji ich dokładniej poznać.
Chabrowa sukienka o kobiecym, subtelnie podkreślającym jej figurę kroju tańczyła wokół szczupłych łydek, gdy Frances przekraczała bramę swojej działki. Zmieniła się. Długie tygodnie po za portowymi dokami sprawiły, że z jej twarzy zniknęło zaniepokojenie oraz strach, zastąpione spokojem. Dziewczęce sukienki powoli ginęły na dnie szafy, zastępowane eleganckimi, kobiecymi krojami, a sama alchemiczka zdawała się nabrać odrobiny pewności siebie.
Pierwszym, co zaalarmowało eteryczne dziewczę był nieśmiałek - mały, zielony stworek który szybko znalazł się na jej ramieniu, by w kilku przestraszonych gestach wyrazić zaniepokojenie. Drugim, nie pasującym do codzienności elementem były torby, niedbale rzucone gdzieś, kilka kroków od progu domu. Panna Burroughs poprawiła letni kapelusz, by z zaciekawieniem udać się po śladach niezapowiedzianego gościa wprost do przepełnionego kwiatami ogrodu… Gdzie znalazła sprawcę zaniepokojenia Nicolasa.
- Och, chyba jakiś ghul zalęgł się nam w ogródku. - Rzuciła z rozbawieniem w kierunku zwierzątka, na tyle głośno, by jej słowa usłyszał również Johnatan. Ciepły uśmiech wykwitł na jej twarzy by uspokoić zielone stworzonko. Przez chwilę, przez delikatną twarzyczkę przemknęło zaskoczenie na widok rozłożonego w ogrodzie Bojczuka. Nie spodziewała się, co sprawiło, że gdzieś w jej piersi wykwitło ciepło powiązane z dotrzymaniem przez niego danego słowa. Tak, to z pewnością było miłe.  
Frances podeszła do mężczyzny, by stanąć gdzieś w okolicy jego głowy, krok może dwa od jego postaci.
- Dzień dobry, Johnny. - Przywitała się przyjaznym głosem. Zaskoczenie zostało zamaskowane ciepłym uśmiechem, któremu towarzyszył lekki rumieniec, będący reminiscencją zawstydzenia, jakie wywołał w niej podczas ostatniego spotkania. O pewnych rzeczach nie łatwo było zapomnieć, zwłaszcza gdy odznaczało się niewinnością panny Burroughs.
Szaroniebieskie spojrzenie zerkało na niego z wyraźnym zaciekawieniem. Zdawał się wyglądać lepiej, niż kilka tygodni temu, gdy pomagała ujarzmić mu niesforne skrzydło.  
-Widzę, że udało Ci się pozbyć piórek. Długo czekasz? I jak Ci się podoba okolica? - Spytała z wyraźnym zaciekawieniem. Żył w podobnym otoczeniu, co ona. I naprawdę ciekawiło ją jego zdanie dotyczące nowego domostwa otoczonego połaciami kolorowych kwiatów oraz nowej okolicy, w jakiej przyszło jej żyć. Starała się aby dom zawierał wszystko, czego brakowało jej w paskudnych dokach - ciepło, niezliczone ilości kwiatów oraz wszędobylski spokój. Nie pospieszała go, pozwalając mu leżeć na trawie i cieszyć się pogodą.
Nieśmiałek siedzący na ramieniu dziewczęcia wychylił się odrobinę, by przyjrzeć się Bojczukowi, z nieufnością lśniącą w czarnych oczkach. Uspokojony spokojem właścicielki był ciekaw, co też zaległo w jego ogrodzie, niedaleko jednych z ulubionych kwiatów.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]29.09.20 19:00
Słyszę ciche skrzypienie furtki z oddali, miękko stawiane kroki i wreszcie znajomy głos pełen rozbawienia; moje usta także wyginają się w delikatnym uśmiechu, ale powieki wciąż pozostają zaciśnięte - Ghul? Miałem nadzieję zostać chociaż elfem - rzucam cicho, otwierając ślepia dopiero kiedy staje tuż obok. Kobiecy cień przysłania promienie słońca, więc biegnę spojrzeniem wzdłuż sylwetki Frances, a moje wargi rozciągają się w szerszym uśmiechu - Dzień dobry, Frances - witam się; dostrzegam delikatny rumieniec zdobiący jej gładkie policzki i właściwie wcale mnie to nie dziwi, nasze ostatnie spotkanie zakończyło się dosyć... zawstydzająco i o ile ja szybko puszczałem w niepamięć takie ekscesy o tyle byłem wręcz przekonany, że panna Burroughs na długo zapamięta tamte... widoki. Ale może jeśli spędzimy ze sobą trochę czasu, to jakoś przyzwyczai się do myśli, że jeżeli o mnie chodzi, widziała już dosłownie wszystko - Tylko dzięki twojej pomocy, w przeciwnym razie pewnie musiałbym się już powoli szykować do migracji do ciepłych krajów, a potem poleciałbym tam razem z gąskami - śmieję się, chociaż wtedy wcale nie było mi do śmiechu, ba! Płakać się chciało na samą myśl, że już na zawsze zostanę pół człowiekiem, pół ptakiem (właściwie może ledwie ćwierć ptakiem, co w gruncie rzeczy było jeszcze gorsze) i będę się musiał zaciągnąć do jakiegoś gabinetu osobliwości, gdzie zamkną mnie w klatce, a rozwydrzone bachory ze swoimi debilnymi rodzicami będą mi rzucać ziarno do żarcia - Nie, przed chwilą dotarłem - mówię, kręcąc na boki głową, ale tak szczerze powiedziawszy to nie mam bladego pojęcia ile już leżę na tej trawie i czy gdzieś po drodze nie udało mi się nawet przysnąć. Wyciągam nogi, krzyżując je na wysokości kostek, ręce zaś podkładam pod głowę - Okolica jest wspaniała, w takich miejscach człowiek czuje, że żyje i zapomina na chwilę o... - wojnie - o wszystkim - kiwam lekko głową - Oprowadzisz mnie po swoich włościach? - pytam, tych przecież nie zdążyłem jeszcze zwiedzić. Chciałem posłuchać o kwiatach rosnących w ogrodzie, o jeziorze i jego dzikich brzegach (równie dzikich lokatorach?), może o samym domu; jakie krył w sobie historie? Zbieram się powoli z podłoża i otrzepuję spodnie, dopiero po chwili dostrzegając nieśmiałe stworzonko wychylające się ponad ramieniem dziewczyny - O, a to kto? Cześć mały przyjacielu - witam się także z nim, wyciągając usta w szerokim uśmiechu. W tym momencie zatęskniłem za Łapserdakiem, naprawdę zdążyłem polubić tego skrzata, zresztą na pewno by mu się tutaj spodobało, ale mimo wszystko wolałem zostawić go z Philippą, żeby miał na nią oko kiedy mnie nie będzie w pobliżu (nie to, żebym był w stanie ją obronić w razie jakiejś chujowej, nagłej sytuacji, żal).




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ogród [odnośnik]02.10.20 3:10
Jedno było pewne - delikatny rumieniec zapewne jeszcze kilka razy pojawi się na eterycznej twarzy alchemiczki podczas tych kilku dni, gdy wspomnienia poprzedniego spotkania powrócą do umysłu. I mimo iż od ich ostatniego spotkania wiele spraw uległo zmianie, a panna Burroughs poznała sensualną istotę relacji damsko-męskich, wspomnienie ataku z zaskoczenia nadal wywoływało u niej pewne zakłopotanie.
Uśmiechnęła się szerzej, słysząc jego słowa. Skrzydło, w jakie zamieniło się jego ramię nie wyglądało zbyt komfortowo, na szczęście nie był to pierwszy taki przypadek w murach Świętego Munga.
- Bardzo mnie to cieszy, choć w moim sercu zawsze będziesz zachrypniętym bażantem. - Odpowiedziała, nie potrafiąc odmówić sobie drobnej uszczypliwości. Powolutku zaczynała przekonywać się do jego osoby uznając, że na osobności wydaje się być przyjemniejszy, niż w towarzystwie. Odrobinę rozmarzone westchnienie wyrwało się z kobiecych ust.
- Och tak, można się tu zapomnieć… I chyba to najbardziej w tym domu lubię. Mam warunki do pracy oraz odpoczynku, no i w końcu mam miejsce na wszystkie rośliny. - Odpowiedziała z odrobiną rozbawienia w głosie pod koniec wypowiedzi. W niewielkiej kawalerce znajdującej się w dokach nie miała miejsca na wszystkie doniczki, porozstawiane w każdym, możliwym miejscu. Ochoczo kiwnęła głową, gdy wyraził chęci poznania jej niewielkiego domku. Frances poczekała, aż Bojczuk podniesie się z trawy i już miała rozpocząć wycieczkę, gdy ten zwrócił uwagę na jej zielonego towarzysza. Uśmiech na malinowych uszach poszerzył się, a nieśmiałek na chwilę schował się za puklem złotych włosów. - Och, to Nicolas, mój nieśmiałek. Widzisz, gdy sadziłam kwiaty znalazłam go na jednej z grządek. Był poturbowany i głodny, więc się nim zaopiekowałam. Zaprzyjaźniliśmy się i teraz nie chce się ze mną rozstawać. Pomaga mi nawet przy pracy. - Zadowolona z nowego towarzysza streściła sposób, w jaki przyszło jej go poznać, po czym delikatnie ujęła zwierzątko w dłoń, zdejmując je z ramienia.
Czarne oczka wędrowały od właścicielki do gościa. - Nie musisz się bać, Nicolasie. Johnny nic Ci nie zrobi, to nasz przyjaciel. - Spokojnym tonem głosu wyjaśniła stojącemu na jej dłoni zwierzątku, iż nie musi się obawiać. Nieśmiałek owinął ostre palce wokół jej kciuka, przez chwilę uważnie przyglądając się mężczyźnie. Finalnie uniósł zieloną dłoń by nieśmiało mu pomachać. Frances przeniosła dłoń w kierunku wysokiej, niebieskiej ostróżki, pozwalając zwierzątku oddalić się do swoich zajęć.  Eteryczna kobietka delikatnie wsunęła dłoń pod męskie ramię, by rozpocząć niewielką wycieczkę. - Nie mam pojęcia, kiedy wybudowano ten dom. Poprzedni właściciel nie należał do przyjaznych. Byłam pewna, że posiada jedynie dwa pokoje oraz piwnicę, w której urządziłam prawdziwą pracownię. Ostatnio odnalazłam jednak pokój na strychu, jest pełen dziwnych staroci. Wyobrażasz sobie, że szafa która się tam znajduje próbowała mnie pogryźć? Pan który ją naprawiał mówił mi, że to przez zmianę energii w otoczeniu. - Opowiadała, przechodząc w kierunku niewielkiego tarasu zestawem wypoczynkowym, niewielkimi poduszkami oraz kocykami. - Na taras można wyjść z salonu. Uszyłam nowe poduchy oraz koce. Jak pogoda dopisuje wystawiam tu stół z jadalni, jeśli będziesz chciał, możemy zjeść dziś obiad na zewnątrz. Zdziwiłbyś się, jak inaczej potrafi smakować jedzenie. - Kontynuowała niewielką opowieść o miejscu, w którym przyszło jej mieszkać. Panna Burroughs, z dłonią nadal owiniętą wokół Bojczukowego ramienia zmieniła kierunek, wchodząc głębiej w przestronny ogród. - Zaaranżowanie ogrodu zajęło mi najwięcej czasu. Chciałam, żeby był ładny i zawierał jak najwięcej roślin, które mogą mi się przydać w pracy. Zasadziłam w nim wszystkie możliwe do znalezienia rośliny o niebieskich płatkach, gdyż je najbardziej lubię, szybko jednak wydało mi się to monotonne… I chyba znów przesadziłam z ilością roślin. - Rozbawienie pojawiło się w delikatnym głosie panny Burroughs. Ogród mienił się wszystkimi znanymi kolorami oraz wszelkimi ich odcieniami. Rośliny były różnorodne - niektóre niewielkie, inne prawie wyższe od panny Burroughs, o kwiatkach malutkich jak i większych od jej dłoni. Im dalej w ogród wchodzili tym kwiaty poczęły przeobrażać w kwiatowe krzewy, które nie pasowałyby do przydomowego otoczenia. - Przy tej wierzbie musisz uważać, czasem kręcą się tu dzikie nieśmiałki. - Ostrzegła, po czym skręciła między dwa krzewy prowadząc mężczyznę dalej, po niewielkim zejściu. - Rzadko pokazuję to miejsce. Znalazłam je przypadkiem, gdy kupowałam dom nie miałam o nim pojęcia. - Wyjaśniła, prowadząc Bojczuka ku niewielkiemu stawowi otoczonemu wysokimi drzewami zapewniającymi odpowiednią dozę prywatności. Podest był podpróchniały, niewielka łódka do połowy zatopiona w zielonkawej wodzie stawu. Delikatny rumieniec pojawił się na jej twarzy, wywołany wspomnieniami z tego otoczenia. Nie mówiła więcej, pozwalając Bojczukowi samemu ocenić sytuację. Działka na której leżał dom okazała się większa, niż panna Burroughs sądziła, miała jednak w sobie specyficzny urok pasujący do dziewczęcia.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]04.10.20 20:22
Uśmiecham się szeroko - dla niej mogłem być wszystkim, a to określenie i tak brzmiało znacznie przyjemniej niż chociażby spierdalaj albo jakcięjeszczeraztuzobaczętocinogizdupypowyrywam, a tak też czasem za mną wołali (ostatnio może rzadziej, ale wciąż) - Mniemam, że za dokami nie tęsknisz? A za ludźmi? Kontaktowałaś się z Keatem? Albo z Philippą? - pamiętam, że ostatnio prosiła by nie mówić nikomu o swojej przeprowadzce, więc nie puściłem pary z ust. Może trochę miałem nadzieję, że ma jakieś wieści od swojego brata, bo ten zapadł się jak kamień w wodę, a jak ktoś znikał podczas wojny to miało się różne myśli - Więc miło mi cię poznać Nicolasie - szczerzę się w uśmiechu, kiedy stworek patrzy na mnie nieufnie; nie mam pojęcia czy rozumie co do niego mówię, nie znam się na magicznych zwierzętach, ale skoro ostatecznie unosi jedną ze swoich patykowatych rąk, to chyba znaczy, że pierwsze koty za płoty i możemy zbić grabę; to znaczy moglibyśmy, gdybym się nie bał, że go połamię. Odprowadzam spojrzeniem nieśmiałka (mówiła, że tak to się nazywa?), po czym pozwalam Frances wsunąć dłoń pod swoje ramię, a nawet uginam nieznacznie rękę, coby nam obojgu spacerowało się wygodniej. Idziemy powoli, a ja wbijam spojrzenie w dziewczęcą twarz, słuchając dokładnie jej opowieści; ciekawe czy wśród tych wszystkich staroci znalazłoby się coś wartościowego? Owa myśl przechodzi mi przez głowę, ale póki co zostawiam ją dla siebie, może później poproszę żebyśmy poszukali tam skarbów, ot tak, dla czystej przyjemności - Naprawdę? Przez zmianę energii? Wiesz, mieliśmy kiedyś w Ruderze taką kanapę... to znaczy Ernie miał, przywlekliśmy ją ze śmietnika baaardzo dawno temu, jeszcze na jego stare mieszkanie i tak się do niej przywiązał, że później wszędzie ją ze sobą ciągał, chociaż gryzła po łydkach i szczerze powiedziawszy trochę śmierdziała. Nawet nie wiedzieliśmy, że takie rzeczy można naprawić - śmieję się, ale odczuwam tęsknotę - za tamtym niezwykłym domem, za beztroskimi spotkaniami w salonie, za każdym mieszkańcem z osobna i za wszystkimi razem, nawet za tą durną, drapieżną Bertą, którą musieliśmy zostawić przy ucieczce; mam nadzieję, że przynajmniej udziabała któregoś z policjantów. Teraz nie chcę wracać myślami do tamtego wyjątkowo chujowego dnia, więc zajmuję się tym, co wesoło papla Frances - Oooo, tak, bardzo chcę - kiwam głową, spoglądając w kierunku tarasu; przypominał trochę ten w moim rodzinnym domu, pełen poduszek oraz kolorowych koców. Z obiadem też jej pomogę, co prawda do gotowania mam dwie lewe ręce, ale może przy okazji się czegoś nauczę? Choćby odcedzać ziemniaki czy coś w tym guście, na więcej raczej nie liczyłbym ze swojej strony - nie dlatego, że byłem leniwy, to po prostu mogłoby skończyć się katastrofą. Wodzę spojrzeniem naokoło, przesuwając nim po kolejnych kolorowych płatkach; miałem sporo szczęścia, że trafiłem tutaj latem, kiedy przynajmniej większość wciąż kwitła - Muszę przyznać, że ci to wyszło, wygląda zjawiskowo - dla mnie wcale nie przesadziła, ten ogród był wręcz magiczny; poklepuję ją delikatnie po dłoni - Dzikie nieśmiałki są niebezpieczne? - Nicolas nie wydawał się groźny; zerkam w kierunku wierzby, żeby zapamiętać, ostatecznie nie chciałem żadnych kłopotów. Później schodzimy niżej i wreszcie dostrzegam staw, oczy mi błyszczą, bo kurewsko lubię wszelkie zbiorniki wodne, a jeśli kiedyś (jak już ją naprawię) będę mógł przepłynąć się po nim łódką, to tym bardziej cieszyłem się jak dziecko. Czuję jak dłoń Frances wyślizguje się spod mojego ramienia, kiedy zbliżam się do linii wody; po drodze zrzucam buty i podwijam spodnie aż za kolana. A później wchodzę do stawu, coby wyciągnąć z niego łódź, nie jest to wcale takie proste, ale ostatecznie udaje mi się dotaszczyć ją na brzeg. Oglądam drewno z miną znawcy, chociaż tak po prawdzie to nie znam się na tym w ogóle, ale takie łatanie dziur nie może być przecież trudniejsze od, chociażby, konserwacji fresków. Tu się przybije, tutaj trochę poczaruje i coś na pewno z tego wyjdzie. Wspieram się pod boki, po czym odwracam w kierunku dziewczyny i w końcu kiwam głową - No, ogarnie się - wyrok zapadł, teraz już nie miałem wyboru - musiałem ogarnąć i, cóż, wierzyłem, że to będzie naprawdę świetna zabawa.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ogród [odnośnik]05.10.20 0:34
Uśmiech na chwilę zniknął z buzi eterycznej alchemiczki. Temat rodziny pozostawał dla niej tematem ciężkim oraz nieprzyjemnym.
- Keata ostatni raz widziałam pierwszego kwietnia. Nie zwykł się mną interesować. Reszta rodziny też się do mnie nie odzywa. A Philippa… Znalazła mnie kilkanaście dni temu, złapały ją pułapki wokół domu i chyba jeszcze się na mnie gniewa. - Wyznała, na chwilę przenosząc spojrzenie na zielone źdźbła trawy. Nie chciała drążyć tematu relacji rodzinnych, które w jej przypadku pozostawały bardzo wiele do życzenia.  Już wcześniej pozostawiono ją samą sobie, teraz jednak ten fakt zdawał się być odrobinę bardziej uciążliwy. - A za dokami z pewnością nie tęsknię. Polubiłam ten dom. Wiesz… Przyjemnie jest czuć się w pełni bezpiecznie. - Odpowiedziała unosząc kąciki ust ku górze, a szaroniebieskie spojrzenie powróciło do twarzy jej gościa. Nowe otoczenie bez dwóch zdań działało na korzyść Frances, dziewczę wydawało się być lżejsze o troski oraz strachy, zdecydowanie spokojniejsze oraz szczęśliwsze.
Kiwnęła głową, w odpowiedzi na jego pytanie. Ona sama nie znała się na zaczarowanych meblach, ufała więc opinii pana Genthona, zdającego się być w tej materii specjalistą. Słuchała uważnie słów, jakie padały z ust Bojczuka, po za jego wizytą w szpitalu, nie będąc w stanie przypomnieć sobie dnia, gdy mieli okazję faktycznie porozmawiać. Słuchała więc ze szczerym zainteresowaniem każdej opinii oraz opowieści płynącej z jego słów. Uśmiechnęła się delikatnie, w pierwszym momencie nie kojarząc nazwy domu z dawnym przyjacielem, na którego złożyła ministralne doniesienie. Czasy zmuszały do różnych posunięć.
- Gryzła po łydkach? Nie baliście się jej? I nie pomyśleliście, żeby ją umyć? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. - Mnie ta gryząca szafa przerażała, obawiam się jednak, że wśród tylu staroci mogę znaleźć jeszcze jakieś dziwne przedmioty. - Dodała, wzruszając ramionami. O swojej przygodzie z zaczarowaną szablą wolała nie wspominać. Uśmiechem skomentowała słowa dotyczące obiadu, zachwycona wizją gotowania dla kogoś oraz zjedzenia posiłku w towarzystwie. Lubiła karmić przyjaciół, zwłaszcza gdy sami zapominali o regularnych posiłkach, a lista osób które zdarzało jej się dokarmiać powoli się powiększała, a wszystko zaczęło się od Wrońskiego.
- Dziękuję, cieszę się, że przypadł Ci do gustu. - Odpowiedziała, posyłając mu ciepły uśmiech. Mile połechtał  jej ego, zwłaszcza po tylu godzinach, jakie spędziła na dokładnym planowaniu rozmieszczenia roślin. - Och, tak. Zagrożone wydłubują swoimi palcami oczy, ale można je ugłaskać elfimi jajeczkami oraz kornikami. - Wyjaśniła spokojnie chcąc, aby Bojczuk posiadał świadomość.
Pozwoliła mężczyźnie popędzić w kierunku sadzawki. Sama w czasie gdy ten wyciągał dziurawą łódź rozstawiła dwa foteliki plażowe oraz niewielki stoliczek, po czym zostawiła go na chwilę, by udać się do kuchni. Wydawało jej się logicznym, iż mężczyzna zabierze się do pracy od razu. Nie podejrzewała jeszcze, że jego wizyta potrwa dłużej niż jeden dzień, mimo iż szczerze nie miałaby nic przeciw, by gościć go nawet przez cały, długi tydzień. Wróciła po kilkunastu chwilach, z wiklinowym koszyczkiem wypełnionym najróżniejszymi smakołykami. Wróciła w momencie, gdy Bojczukowi udało się już wyciągnąć łódkę na brzeg. Zaciekawione tęczówki przyjrzały się mężczyźnie, a smukłe dłonie sprawnie wypakowały dwa kieliszki, butelkę Ognistej oraz Skrzaciego Wina, za chwilę zapełniając stoliczek przekąskami oraz butelką niealkoholowego napoju.
Dziewczę skrzyżowało ramiona na piersi, by lekkim krokiem podejść do towarzyszącego jej mężczyzny. Omiotła spojrzeniem łódkę i jego postać, by przyodziać malinowe usta w słodki uśmiech.
- No, to zabieraj się do roboty, bażanciku. - Wypowiedziała słodko, z odrobiną przekąsu w głosie. - A jak będziesz bawił się łódką, możesz mi coś opowiedzieć o tych swoich podróżach, Johnny. Zrobić Ci drinka? - Zaciekawienie błysnęło w szaroniebieskim spojrzeniu, mimo iż głos dziewczęcia pozostawał obojętny. Nie chciała zdradzić się z tym, jak bardzo ciekawiły ją opowieści odważnego marynarza.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]06.10.20 16:25
Rozchylam wargi w pierwszej chwili chcąc zapytać o szczegóły jej spotkania z panną Moss, ale łączę je równie szybko, bo przecież widzę, że lico Frani zrobiło się jakieś bardziej chmurne; nie chcę więc drążyć niewygodnych tematów, być może wypytam o wszystko Phillie, jak już wrócę w jej (chyba też trochę moje?) skromne progi - W sumie ci się nie dziwię, tak masz tu sielsko, że sam chętnie zostałbym na zawsze - śmieję się głośno, chociaż ze mną to lepiej uważać, jak już pozwolono mi gdzieś wleźć, to później ciężko było mnie wykopać, dopóki sam nie uznam, że na mnie już pora i trzeba ruszyć dalej - No i muszę przyznać, że zmiana otoczenia bardzo ci służy, wyglądasz fantastycznie - pozwalam sobie na ten drobny komplement; nie to, żeby kiedykolwiek prezentowała się źle, ale to, że była tu naprawdę szczęśliwa było widoczne na pierwszy rzut oka - Czy się baliśmy? Czasem, ale w sumie najbardziej nie lubiła obcych, my po jakimś czasie byliśmy już swoi - wzruszam nieznacznie ramionami - Ernie miał na nią swój sposób i ja swój, czasem trzeba było ściągnąć buta i jej przywalić - parskam śmiechem - Nikomu nie chciało się jej myć, zresztą podejrzewam, że mogłaby to źle znieść - marszczę lekko brwi; jestem prawie pewien, że odgryzłaby nam wówczas palce, albo obraziła się na zawsze i co wtedy? Musiałaby trafić tam, skąd przyszła, a Prang by chyba tego nie przeżył - Lubię dziwne przedmioty - dodaję, chyba nawet bardziej w przestrzeń niż do samej panny Burroughs; lubiłem też sam fakt poszukiwania i znajdowania, oswajania się z czymś nowym i zastanawiania do czego właściwie może to służyć. Później otwieram szerzej oczy - nie chciałbym, żeby jakiś dziki nieśmiałek pozbawił mnie ślepi, więc zerkam jeszcze raz w kierunku drzewa, coby na pewno zapamiętać, żeby nie zbliżać się tam bez potrzeby. Wzrok jeszcze mi się przyda, miałem obrazy do dokończenia.
Szczerze powiedziawszy nawet nie zauważam kiedy dokładnie znika, ale jak się odwracam to jest już z powrotem wraz z wiklinowym koszykiem pod ręką, więc kiwam głową na znak, że drinka zawsze chętnie przyjmę w gardło - Jasne - potwierdzam, po czym wchodzę do łódki i przysiadam na wilgotnym siedzisku, wlepiając ślepia w podziurawione dno. Sporo tego, muszę się zastanowić, przypomnieć sobie jak to było na statku - przecież o szalupy też trzeba było dbać, a niektóre niszczyły się w zastraszającym tempie. Ale najpierw moja historia - Raz popłynęliśmy do Australii - zaczynam - Zatrzymaliśmy się w zatoce Jervis i przez trzy dni mieszkaliśmy wśród Aborygenów. Odbieraliśmy od nich różne ingrediencje, których nie sposób znaleźć na ziemiach angielskich, co ciekawe nie przyjmowali zapłaty w pieniądzach, więc musieliśmy dać im różne rzeczy i tak na przykład strączki wymienialiśmy na cukierki, kości na żywe zwierzęta, a sadzonki egzotycznych drzew na beczki z rumem - śmieję się, zerkając przelotem na Frances - W każdym razie nie mogliśmy sobie tak po prostu wejść do plemienia więc pierwszego wieczora musieliśmy przejść specjalny obrządek, poili nas czymś co wyglądało jak bagno i w sumie tak też smakowało. Przywdziali swoje dziwne, tradycyjne stroje, a później śpiewem i tańcem opowiadali nam historie. Grali na takich... długich, drewnianych rurach, mniej lub bardziej ozdobnych, to się chyba nazywa didge... ridoo? Taki niski dźwięk, coś jakby - w tym momencie staram się wydobyć z siebie coś podobnego, ale raczej słabo mi to idzie, więc macham ręką - Nieważne, bo wtedy, po wypiciu tego czegoś, naprawdę miałem wrażenie, że nawiedzają nas duchy przodków. W sumie, być może nawiedzały, kłęby dymu przybierały różne barwy i kształty, a ta muzyka, chociaż pozbawiona słów, była opowieścią. Wiesz, oni są bardzo połączeni z naturą, ziemia jest im matką, a wszystkie stworzenia są w jakimś sensie równe, to znaczy, weźmy taką żmiję, ma prawo kąsać, ale musi utrzymywać harmonię, jeśli, dajmy na to, istnieje zagrożenie, że ugryzie człowieka, a on będzie mógł przez to zginąć, to należy ją powstrzymać, niekoniecznie przy użyciu siły. Nam, Europejczykom, ciężko to w ogóle pojąć. W każdym razie po tym całym obrzędzie, który trwał aż do rana staliśmy się swoi i mogliśmy żyć tak, jak i oni żyją, byliśmy już spokrewnieni, dlatego dzieci zwracały się do nas per wujku, a starsi bracie. Drugiego dnia ja i kilku innych marynarzy, wybraliśmy się na polowanie, ale tropienie i to całe rzucanie bumerangiem i w ogóle, okazało się być trudniejsze niż mi się wydawało, ooo, chyba nigdy nie zapomnę jak się śmiali z nas, białych Europejczyków, którzy sami nigdy by sobie nie poradzili na australijskiej ziemi. Namawiali mnie żebym spróbował oskórować kangura, ale to zdecydowanie nie dla mnie. Więc trzeciego dnia postanowiłem zostać z kobietami i pomóc im zbierać owoce albo pleść wiklinowe kosze - znowu parskam śmiechem - Wiesz, że oni wszyscy posługują się magią bezróżdżkową? Dzieci są tego uczone od małego, nie potrzebują żadnych szkół ani profesorów, wszystko odbywa się w obrębie plemienia. I jeśli ten pierwszy wieczór był niesamowity, to ostatni pobił go jeszcze po stokroć; tańczyliśmy i śpiewaliśmy, paliliśmy ogniska i kąpaliśmy się nago w zatoce, próbowaliśmy uczyć ich szant, zabawa trwała właściwie aż do momentu, w którym musieliśmy zawinąć się na statek, żeby zdążyć wrócić do Anglii o czasie, wiesz, terminy. To był naprawdę ciężki rejs w drugą stronę - kiwam głową - Ale Zatoka Jervis sama w sobie też jest magiczna, nocą tamtejsze wody zaczynają świecić jasnym, błękitnym światłem, oni mówili, że to dusze wszystkich tych, którzy zginęli pośród fal, oświetlają drogę do brzegu zagubionym łodziom. Kto wie? Może to prawda? - chcę w to wierzyć, w cały ten mistycyzm i mitologię tak różną od naszej. Później milczę przez chwilę i w końcu marszczę brwi - Hm, będę potrzebował kilku rzeczy, jutro wybiorę się do miasta, a dzisiaj postaram się ją oczyścić - mówię, bardziej nawet do siebie niż Frances, po czym wychodzę z wnętrza łódki i przerzucam ją dnem do góry; ciężkie to jak diabli, aż się zmachałem, a jeszcze w sumie nic nie zrobiłem - Pójdę po swoją torbę, za sekundę jestem z powrotem




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ogród [odnośnik]07.10.20 21:42
Rumieniec przyozdobił jasne lico dziewczęcia, gdy komplement uleciał z ust jej towarzysza. Nie zwykła do przyjaznych słów oraz pochwał, mimo iż garstka najbliższego otoczenia usilnie próbowała ją do tego przyzwyczaić oraz odbudować zagubioną pewność siebie.
- Och, dziękuję. - Odpowiedziała nieśmiało, odruchowo przeczesując smukła dłonią złote pukle okalające jej twarz. Szaroniebieskie spojrzenie uciekło na chwilę w bok, szybko jednak powracając do twarzy Bojczuka. Słuchała uważnie słów, jakie padały z jego ust nie potrafiąc wyobrazić sobie krwiożerczej sowy oraz Bojczuka z kapciem w dłoni, doprowadzającego ją do porządku za pomocą przemocy. Ta wizja jawiła się jako abstrakcyjna oraz odrobinę zabawna, to też panna Burroughs parsknęła dźwięcznym śmiechem. Zaciekawienie błysnęło w szaroniebieskim spojrzeniu, gdy wspomniał o dziwnych przedmiotach. Podejrzewała, iż zapewne jako marynarz miał okazję widzieć ich sporo, odnotowała więc, aby i o to zapytać. - Ja również. - Odpowiedziała jedynie. Kto wie, może Bojczuk zaskrobi sobie tyle jej sympatii, iż panna Burroughs zechce mu pokazać kilka sztuczek? Gdzieś w środku, miała nadzieję, że dokładnie tak będzie.
Panna Burroughs, słysząc odpowiedź dotyczącą drinka powróciła do niewielkiego stoliczka. Szaroniebieskie spojrzenie przez chwilę omiotło sylwetkę Bojczuka. Nie pasował jej do delikatnego Skrzaciego Wina, którym napełniła swój kieliszek. Mocny alkohol w jej przypadku bywał zabójczy, jednocześnie popychając do śmiałych czynów… Pozostawiła go więc dla swojego towarzysza, któremu chwilę później zaniosła kieliszek wypełniony Ognistą.
Słuchała uważnie każdego, nawet najmniejszego słowa jakie padało z jego ust z wyraźnym zainteresowaniem błyszczącym w szaroniebieskich tęczówkach. Najciszej jak się dało zajęła miejsce na jednym z krzesełek, zakładając nóżkę na nóżkę. Smukłe palce ostrożnie poprawiły materię sukienki, by nie odsłaniała koronkowego wykończenia pończoszek.
Malinowe usta zamoczyły się w lekkim winie, gdy panna Burroughs przymknęła delikatnie oczy, próbując wyobrazić sobie przedstawiane sceny. Nigdy nie była w Australii, do czasu przeprowadzki niezmiernie rzadko opuszczając londyńskie mury. Czuła ukłucie żalu, że nie przyszło jej obejrzeć podobnych fantastyczności, bądź choćby skrawka bliższej ziemi, o którego zwiedzeniu zawsze marzyła. Jej myśli jednak nie miały okazji podryfować w tamtym kierunku skupione na słowach ulatujących z męskiego gardła. Parsknęła cichym śmiechem, gdy ten spróbował wydać z siebie dźwięk przypominający ten, jaki wydawał nieznany jej instrument.
- Dym da się zaczarować w niewielkim stopniu, mogę Ci kiedyś pokazać jak. - Wtrąciła otwierając oczy i posyłając mu delikatny uśmiech. Alchemia bywała niezmiernie interesująca w najróżniejszych jej kwestiach. Nie zaczynała jednak wywodu pozwalając mu mówić.
Słuchała opowieści uważnie, nie chcąc pominąć chociażby najmniejszego szczegółu, wpatrując się w Bojczuka niczym młode ciele w wymalowane wrota - z zachwytem, odrobiną niedowierzania i ciepłem pałającym z szaroniebieskich tęczówek. Cieszyła się z opowieści, co było widać po zadowoleniu oraz niemym zachwycie, wypisanym w delikatnych rysach twarzy. - Kwiaty i owoce pasują mi do Ciebie bardziej, niż ostrza i krew. -  Stwierdziła, wzruszając delikatnie ramieniem, gdy mężczyzna zrobił króciutką pauzę w opowieści. Nie przypominał niczym brutalnych czarodziejów, których przyszło jej poznać. Nie pasował do wojen czy przemocy, w swoim sposobie bycia przypominając radosnego, zmiękczonego alkoholem chochlika… Lecz i z tym mogła się mylić, gdyż nie przyszło jej poznać go lepiej, to jednak mogło zmienić się na przestrzeni kolejnych dni.
- Naprawdę? Och, to musi być fantastyczne! - Odpowiedziała z entuzjazmem na wzmiankę o magii bezródżkowej. Sama znała ledwie jednego czarodzieja, który posiadł tę niezwykle rzadką umiejętność. Świat, w którym uczono jej się od najmłodszych lat wydawał jej się intrygujący oraz piękny zarazem.
Ciche, rozmarzone westchnięcie wyrwało się z jej ust, gdy mężczyzna zakończył swoją opowieść.
- Och, to musiało być wspaniałe! A te świecące wody… Och, nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. - Słowa zachwytu wyrwały się z jej piersi, a alchemiczka nadal nie odrywała spojrzenia od dawnego żeglarza. I już, już chciała zadać kolejne pytania, gdy Johnny oznajmił jej, iż musi przynieść kilka rzeczy. Z rozczarowaniem w spojrzeniu obserwowała, jak oddala się od pomostu. Smukłe palce poprawiły materiał sukienki, a eteryczne dziewczę upiło kolejny łyk ciemnego wina. A gdy powrócił, obdarzyła go ciepłym, przyjaznym uśmiechem.
- Czy to znaczy, że przyjechałeś na dłużej? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Po prawdzie nie miałaby nic przeciwko, w wielkim domu nie raz dokuczała jej samotność, a wizja chociażby odrobiny towarzystwa niezmiernie przypadała jej do gustu.
- Wiesz, kiedyś też chciałam zwiedzać. Miałam nawet kupiony bilet na wycieczkę do Francji… Ale wtedy mama zachorowała, Keat poszedł w diabły i musiałam wszystko odwołać… - Przyznała do skrywanej tajemnicy z nutą nostalgii w głosie. Kto wie, może kiedyś przyjdzie jej spełnić zamierzchłe marzenie? Nie wiedziała, na razie uparcie dążąc do spełnienia innej ciągoty serca. - Ile czasu spędziliście w drodze? I w ogóle… Jak Ty to robisz Johnny? - Spojrzenie dziewczęcia błysnęło wyraźnym zainteresowaniem oraz czymś, na wzór podziwu. - Skąd bierzesz odwagę? Ja boję się odezwać do mężczyzny, który wpadnie mi w oko, a co dopiero latać po świecie… - Doprecyzowała swoje pytanie z odrobiną rozbawienia w głosie. Odkąd sięgała pamięcią odznaczała się nieśmiałością oraz brakiem odpowiedniej ilości pewności siebie oraz odwagi, przez co zawsze podziwiała tych śmiałych, nie bojących się sięgać po swoje.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]07.10.20 23:56
Odbieram Ognistą i od razy ciągnę porządnego łyka; przyjemnie przepala gardło oraz rozgrzewa żołądek. To był właśnie najlepszy alkohol - najlepszy bo darmowy. I mocny, a mnie już powoli zaczynało suszyć. Kiwam głową na znak, że chętnie wezmę korki z kształtowania dymu, to musi być wspaniała sztuczka, wtedy, przy ognisku, zrobiła na mnie ogromne wrażenie, szczególnie, że umysł miałem podbudzony dzikimi ziółkami o niewiadomym działaniu. Uśmiecham się, bo wcale mnie to nie dziwi. Nigdy nie byłem typem wojownika, a wychowanie w domu pełnym różnych ludzi, kolorów, dźwięków i zapachów sprawiło, że każda żywa istota była mi bratem. Być może takie podejście pewnego dnia okaże się zgubne, ale póki co wolałem o tym nie myśleć - O tak, to naprawdę niesamowite - kiwam głową - Namalowałem jeden nokturn z zatoki, jeśli chcesz mogę ci go wysłać jak już wrócę do siebie - proponuję. Nie był mi potrzebny, leżał gdzieś w kącie mojego starego pokoju w Bibury i się kurzył, więc jeśli tylko wyrazi chęć przyjęcia takiego prezentu, bardzo chętnie go jej podaruję, być może jeszcze zyska nowe życie na innej ścianie niż te doskonale mi znane. Oddalam się na moment i wracam z torbą wiszącą na ramieniu; tę odrzucam ciężko na ziemię i ponownie chwytam w palce szklankę z alkoholem, upijając kolejnego sporego łyka. Wzdycham przeciągle, po czym usadzam się na chwilę na jednym z krzeseł i zaczynam przegrzebywać swoje rzeczy. Mam tam różne pierdoły, które mogą się przydać przy ściąganiu syfów ze starego drewna - ostatecznie przybyłem tu głównie naprawiać łódkę, więc i na taką misję się przygotowałem; powiedzmy, bo miałem o tym raczej średnie pojęcie - Nooo, nie na jakoś długo, nie chcę nadużywać twojej gościnności, ale na kilka dni? Jeśli pozwolisz - mówię, wykładając na trawę kolejne potrzebne przedmioty - wziąłem dłuta i papiery ścierne, bo tego przecież używało się do rzeźb, a to chyba nie aż taka duża różnica? Zresztą okaże się w praktyce. Wbijam spojrzenie w dziewczynę słuchając jej słów i momentalnie robię się jakiś smutniejszy - To przykre... Ale nie powinnaś rezygnować z marzeń, na pewno jeszcze nadarzy się okazja, a wtedy po prostu z niej skorzystaj - kiwam głową. Kolejny łyk, a później zbieram się do oporządzania łódki; najpierw robię to ręcznie, jednym z szerokich dłut pozbywając się zbyt spróchniałych kawałków drewna - Francja jest piękna, a z Londynu do Calais można dotrzeć ledwie w kilka godzin. Jest tam taki pomnik... - zaczynam, zaś moje usta rozciągają się w szerokim uśmiechu - Raz spotkałem się tam z moim przyjacielem, też artystą, straaasznie się wtedy upiliśmy i uznaliśmy, że fantastycznym pomysłem będzie na niego wejść, ludzie patrzyli na nas jakbyśmy byli szaleni, niektórzy nawet próbowali nas stamtąd ściągnąć - śmieję się w głos, chociaż pamiętam to jak przez mgłę; kto wie, może gdyby sam Valerian nie przypomniał mi o tym jakiś czas temu, zapomniałbym całkowicie o tamtym, bądź co bądź, dosyć zabawnym zdarzeniu - Hmm, ciężko powiedzieć, wiesz, jak wypływasz w morze to czasem nie ma cię nawet kilka miesięcy - wzruszam nieznacznie ramionami; rejsy bywały dłuższe i krótsze, bardziej i mniej odległe, chociaż ja osobiście najbardziej lubiłem te dalekie, do krajów całkiem różnych od szarej Anglii, do zupełnie odmiennych kultur - Skąd biorę odwagę? - zerkam w kierunku Frances, przyglądając jej się przez chwilę - Sam nie wiem, po prostu... to jest coś co kocham. Jeśli raz wejdziesz na statek, to później już nie chcesz z niego schodzić, jasne, czasem trzeba się urobić po same łokcie, ale jak dobijasz do brzegu egzotycznej, dzikiej wyspy to wiesz, że było warto. Jeśli wolisz możesz zacząć podróżować z kimś, choćby z jedną znajomą osobą, wtedy jest łatwiej. Zresztą w drodze zawsze trafisz na jakiś życzliwych ludzi, którzy bezinteresownie ci pomogą. Świat jest piękny, Frances, pełno w nim dobroci, jeśli chcesz podróżować to po prostu to rób, nie myśl za dużo o tym co może cię spotkać, nie podsycaj swoich obaw, płyń z prądem, bywa ciężko, ale zawsze jakoś będzie - może to było naiwne, może głupie, nie wiem. Zresztą kobiety miały niestety trochę gorzej, ale o tym nie chcę wspominać by nie zasiewać w niej kolejnego ziarna niepewności - Ktoś ostatnio wpadł ci w oko? - pytam, zerkając z ukosa w jej kierunku. Później macham różdżką wprawiając w ruch inne narzędzia, które zaczynają swój taniec wokół mokrego, zniszczonego drewna.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ogród [odnośnik]08.10.20 2:53
Ciepły uśmiech zagościł na buzi eterycznego dziewczęcia.
- Oczywiście, że chcę! Brakuje mi obrazów w domu, będziesz musiał pomóc mi znaleźć odpowiednie dla niego miejsce. - Odpowiedziała, szczerze zachwycona propozycją. Lubiła sztukę, mimo iż nie miała o niej większej wiedzy. Doceniała jednak odpowiednio dobrane barwy oraz realistyczne rysunki, wymagające naprawdę sporej dawki umiejętności. Kilka razy miała nawet okazję odwiedzić galerię sztuki, przypominającą jej specyficzną bibliotekę. A biblioteki jawiły się jej niczym świątynie.
Czekała, aż mężczyzna powróci, a gdy rozpoczął wyciąganie przedmiotów, Frances przyglądała się im z zaciekawieniem, nie wiedząc, do czego służyła większość z nich.
- Możesz zostać, ile tylko chcesz Johnny. Przyda mi się towarzystwo. - Odpowiedziała ciepło, nie widząc większych przeciwwskazań do dłuższej wizyty. Po za pracą oraz lekcjami pod okiem profesora nie posiadała planów na nadchodzące dni. Pracownia zamknięta była na klucz, lecz reszta jej domu była otwarta dla gościa, który z pewnością szybko się w nim zadomowi.
- Może, na razie jednak nie zanosi się, abym miała jakiś urlop. - Wzruszyła delikatnie wątłymi ramionami. Praca oraz rozwijanie swoich umiejętności zajmowało jej sporą część czasu, a konflikt jaki miał miejsce w Anglii nie zapowiadał, by szpitalni przełożeni zgodzili się dać jej kilka bądź kilkanaście dni wolnego.
Frances parsknęła cichym śmiechem, gdy usłyszała kolejną opowiastkę.
- Jest coś, czego nie robiłeś pod wpływem? Przy obiedzie musisz mi opowiedzieć więcej, o tej wizycie we Francji. - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Ona z alkoholem nie miała wiele wspólnego, jedyny raz gdy próbowała mocniejszych trunków zakończył się nieplanowanymi, sensualnymi uniesieniami w stawie, na którego brzegu przyszło im teraz siedzieć. Bojczuk zaś poniekąd kojarzył jej się z alkoholem.
Z uśmiechem na ustach słyszała kolejnych słów, jakie padały z jego ust. Było coś pięknego w jej pasji. Frances miała wrażenie, że Johnny obdarza żeglugę miłością równie wielką, co ona alchemię. I gdzieś w środku zrobiło jej się przykro, że nie mógł dalej pływać.
- Pięknie mówisz. I mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziesz pływał. Możesz mnie wtedy zabrać ze sobą na jakąś wycieczkę. - Odpowiedziała szczerze, przyglądając się mu ciepłym, miękkim spojrzeniem. Zapewne zawód nie pozwalałby jej na podróż, miło jednak było myśleć, że kiedyś spełni swoje marzenie i zobaczy kawałek świata. Kto wie, może po tym, jak już dokona wielkich odkryć?
Jasnowłose dziewczę zarumieniło się, słysząc kolejne pytanie. Nie czuła się pewnie, dyskutując na podobne tematy, nadal nie będąc w stanie dokładnie określić swoich odczuć względem kilku sytuacji.
- W ostatnim czasie moje oko niestety przykuwają jedynie podręczniki. - Odpowiedziała z cichym westchnięciem, wstając od stolika. - Idę zająć się obiadem, przyjdź, jak skończysz. - Dodała posyłając jego kierunku kolejny ciepły uśmiech, by chwilę później udać się do kuchni.

| zt. x2  :pwease:


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]10.10.20 22:21
1.08

To była ciężka i żmudna praca, właściwie trudniejsza niż myślałem na początku. Tyle drzazg, tylu siniaków i wreszcie tylu odcisków nie miałem już dawno. W pewnych momentach miałem ochotę rzucić to wszystko w cholerę, zapakować swoje rzeczy i uciec pod nieobecność panny Burroughs, ale później przed oczami stawała mi jej uśmiechnięta twarzyczka i wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Liczyła na moją pomoc, dałem jej słowo i musiałem go dotrzymać. Zresztą przez te kilka dni była dla mnie naprawdę dobra i opiekuńcza, a ja odwdzięczałem się jej różnymi historiami z morskich wojaży; czułem się wspaniale na Szafirowym Wzgórzu, na moment zapominając o wszystkich troskach codziennego dnia, o wszystkich smutkach, które nieustannie zaprzątały mi głowę. To było wręcz absurdalne; zbyt piękne jak na te wyjątkowo brzydkie czasy. Czasem miałem wrażenie, że za moment się obudzę, a to wszystko okaże się tylko fantazyjnym snem - na szczęście wcale tak nie było. Już dawno nie wstawałem z uśmiechem na ustach i chyba tego właśnie potrzebowałem. Walić tą przeklętą łódkę, gdybym mógł, chyba zostałbym tu na zawsze.
W każdym razie w końcu udało mi się załatać wszystkie dziury znaczące dno i miałem nadzieję, że tym razem nie zatonie tak jak poprzednim i poprzednim. Wypycham łódź na wodę, w duchu modląc się, żeby nie przeciekała i... NIE MOGĘ UWIERZYĆ! Chyba naprawdę mi się udało. Przez kilka minut stoję i się gapię - w łódce nie zbiera się woda, kurwa, sukces! NAPRAWDĘ mi się udało - co prawda drewno nosiło ślady mojej krwi, potu i łez, ale wiecie co? Było warto, bo w tym momencie czuję jak serce z ekscytacji wyrywa mi się z piersi. Przywiązuję ją do pomostu, żeby czasem nie uciekła gdzieś na środek stawu, po czym puszczam się biegiem do domu. Czy Frances już tam była? Oby! Niosłem ze sobą wspaniałe wieści, myślę, że mogła być ze mnie dumna - FRANCES! FRANCES! - wołam, jeszcze zanim przekroczę próg budynku; później biegam po nim jak oszalały, a moje bose stopy tupią o podłogi - Udało mi się! Łódź! Ona nie tonie! Frances, gdzie jesteś?! - krzyczę, zaglądając do kolejnego pomieszczenia. A może kręciła się gdzieś w ogrodzie?... To nieważne! Znajdę ją choćbym miał przetrząsnąć całą okolicę - musiała to zobaczyć, ba! Musieliśmy popłynąć w próbny rejs na sam środek malowniczego stawu.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ogród [odnośnik]11.10.20 14:21
Panna Burroughs nie spodziewała się, że dni spędzone w towarzystwie Bojczuka będą tak przyjemnie. Świadomość lokatora oraz jego chęci naprawy felernej łódki wpływała kojąco oraz zachęcała do szybszych powrotów w domowe progi. Doceniała chęć wykonania obiecanej naprawy oraz starała się mu ją ułatwiać gdy szła nie tak, jak zaplanował.  Dbała, aby nie chodził głodny, czerpiąc przyjemność z gotowania dla kogoś oraz z opowiadanych przez niego historii. I nie miałaby nic przeciwko, gdyby mężczyzna pozostał w jej domu na dłużej.
Dzisiejszy dzień zdawał się być piękny, nie tylko przez dopisującą pogodę. Wcześniejsze spotkanie ze starym mistrzem oraz propozycja, jaką jej złożył wprawiała kobietę w iście szampański humor. Oto czyniła kolejny krok na drodze do spełnienia swoich marzeń, które zdawały się coraz bardziej realne. A takie osiągnięcia trzeba było świętować. Frances nie miała wielu bliskich osób, czuła jednak chęci podzielenia się z kimś sukcesem, na który przyszło jej tak długo pracować. Z tego powodu, w drodze powrotnej do Szafirowego Wzgórza, dziewczę zakupiło butelkę nieznanego jej jeszcze, acz sprawiającego dobre wrażenie, alkoholu. Magiczne Laudanum z dodatkiem opium brzmiało przyjemnie, zwłaszcza będąc trunkiem delikatnym, który nie powinien podsuwać dziwnych pomysłów do jej głowy. A przynajmniej takie miała wrażenie.
Eteryczna kobieta wróciła do domu ledwie chwilę, nim mężczyzna wpadł do mieszkania. Znajomy głos dodarł do jej uszu, a smukłe palce zacisnęły się na dwóch  kieliszkach. Ledwie pół chwili później wyszła do przedpokoju, odstawiając zebrane przybory na jedną, z niewielkich szafeczek. Frances, bez uprzedzenia bądź skrępowania, wpadła w bojczukowe ramiona, owijając ręce wokół jego szyi.
- Och, to fantastycznie! - Wyraźny entuzjazm wybrzmiał w jej głosie. Kobieta, z dłońmi nadal splecionymi na jego karku, odsunęła się odrobinę, aby omieść szaroniebieskim spojrzeniem buzię artysty. - Musimy to uczcić! Zwłaszcza, że ja również mam dobre wieści. - Napomknęła o tym, czym chciała się z nią podzielić. Czysta radość widniała na jej twarzy, a szaroniebieskie spojrzenie błyszczało ekscytacją. Nie czekając na jego reakcję dłużej, niż kilka krótkich chwil, zgarnęła w jedną rękę torbę z butelką oraz dwa kieliszki, by palce drugiej dłoni spleść z szorstkimi, sfatygowanymi palcami Johnatana. - Chcę to zobaczyć. - Rzuciła z ciepłym uśmiechem na twarzy. Granatowa sukienka tańczyła wokół smukłych nóg, gdy blondynka w jego towarzystwie przemierzała ogród, wprost do niewielkiego stawu. Chciała na własne oczy zobaczyć dzieło jego rąk. Fakt, że stara łódka była w stanie jeszcze wpływać, wydawał jej się odrobinę abstrakcyjny oraz zaskakujący. Szeroki uśmiech przyozdobił jej twarz gdy zbliżyli się do pomostu, przy którym na wodzie unosiła się łódź. Szaroniebieskie spojrzenie przez chwilę wodziło między buzią towarzysza a łódką, gdy nie mogła się zdecydować, co powinna zrobić jako pierwsze. Finalnie wsunęła torbę z butelką i kieliszkami do łódki, po czym ponownie owinęła mocno ramiona wokół jego szyi. - Och, Johnny! Jesteś wspaniały! - Rzuciła z wyraźnym zachwytem wybrzmiewającym w jej głosie. Malinowe usta złożyły delikatny pocałunek na jego policzku. Musiała przyznać, że ten zachrypnięty bażant bardzo wiele zyskał w jej oczach. Odsunęła się po chwili, robiąc dwa kroki w kierunku łódki. - To co, kapitanie? Zabierzesz mnie na pierwszy rejs? - Figlarny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nigdy wcześniej nie miała okazji aby przepłynąć się jakąkolwiek łódką, tym bardziej chciała sprawdzić, jakie jest to uczucie przy okazji testując pracę Bojczuka.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogród [odnośnik]13.10.20 17:27
Otulam ramionami smukłą, dziewczęcą sylwetkę, a gdy mocno się do mnie przytula, zaciągam się przyjemnym zapachem jej włosów oraz skóry, już nie nosiła na sobie duszącej woni portu, teraz pachniała Szafirowym Wzgórzem - kwiatami i letnimi promieniami słońca, zagubionymi gdzieś w kosmykach perfekcyjnie ułożonej fryzury; splatam palce na plecach panny Burroughs, wbijając spojrzenie w rozświetloną radością buźkę i już otwieram usta by zapytać co to za dobre wieści, ale zanim zdążę to zrobić, wysuwa się z mojego uścisku, w zamian sięgając dłoni. Więc nie pytam (zrobię to później), dając się poprowadzić nad staw, gdzie czeka na nas naprawiona łódka, dryfująca na spokojnych wodach; promienie sierpniowego słońca odbijają się od tafli, nadając całemu temu widokowi jeszcze bardziej sielskiej aury, wokół krążą pojedyncze, wodne kwiaty i liście większe od naszych dłoni. Na wpół świadomie przesuwam kciukiem po wierzchu dziewczęcej ręki, a potem ponownie owija ramiona wokół mojej szyi, więc przytulam ją równie mocno, unosząc nieznacznie ponad deski pomostu; okręcamy się kilkukrotnie wokół własnej osi. Śmieję się czując jak składa na moim policzku krótki pocałunek i ostrożnie opuszczam ją na podłoże, dając się odsunąć na kilka centymetrów więcej. Moje usta wciąż wyciągają się w szerokim uśmiechu, a delikatnym skinieniem głowy dziękuję za komplement - cóż, nie mogę zaprzeczyć, w tym momencie rozpierała mnie taka duma, że mógłbym przenosić góry; ekstaza podobna do tej, która przychodzi nagle po sporej ilości odurzających środków, tylko naturalna, bez żadnych wspomagaczy, być może nawet lepsza? - Oczywiście! Zapraszam na pokład, milady - kłaniam się i wchodzę do łódki pierwszy, zeskakując na nią z pomostu - chybocze się niespokojnie, więc wystawiam ramiona na boki, starając się utrzymać równowagę i udaje mi się. Co za cudowne uczucie, znów stanąć na wilgotnych, pachnących wodą deskach, znów poczuć to przyjemne bujanie i orzeźwiający chłód bijący od spokojnej tafli - Chodź, pomogę ci - wystawiam ręce, asekurując ją przy zejściu na łódź, a kiedy obydwoje znajdujemy się na pokładzie, odwiązuję linę i wyciągam się po jedno z wioseł, wciąż leżących gdzieś na pomoście. Jedno wystarczy. Odpycham nas od wystających ponad wodę belek i zaczynamy swój piękny rejs. Póki co jest dobrze - pomimo obciążenia nic nie przecieka, więc chyba nie musimy się obawiać nagłego zatonięcia - Więc? Co to za dobre wieści? - pytam, wbijając w dziewczynę spojrzenie, ciekaw rewelacji, które ze sobą przyniosła tego dnia. Przysiadam na desce przy rufie i zanurzam wiosło - raz z jednej, raz z drugiej strony; powoli oddalamy się od brzegu, zaś ostry dziób przecina staw, marszcząc materiał wody. Spomiędzy tataraków dochodzi do nas cichy rechot żab, a ptaki ukryte w koronach nadbrzeżnych drzew pieszczą uszy swoim śpiewem - oto jesteśmy świadkami koncertów dawanych przez samą Matkę Naturę.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach