Wydarzenia


Ekipa forum
Arena Carringtonów
AutorWiadomość
Arena Carringtonów [odnośnik]16.07.16 16:54

Arena Carringtonów

★★
Arena Carringtonów  to otwarta przestrzeń, na której odbywają się różnego rodzaju pokazy. Czarodzieje gromadzą się wokół, na rozległej polanie, czasem przysiadając na pieńkach drzew, co mniejsi i odważniejsi - na gałęziach wyższych, bardziej oddalonych konarów. Nie do końca wiadomo, gdzie konkretnie arena się znajduje, choć wejście do niej znajduje się w dokach, zdaje się ono działać na zasadzie teleportu - takiego samego, jak porozrzucane po miastach świstokliki zapraszające czarodziejów na wyjątkowy spektakl. Obszerny teren otoczony jest drewnianymi wozami, z których od czasu do czasu słychać odgłosy zwierząt oraz śmiechy i przyśpiewki magicznych artystów. Wokół areny palą się ogniska nadające temu miejscu niepowtarzalną atmosferę każdego wieczoru.
W oddali, za wozami, widać pomniejsze namioty, do których można wejść, kiedy na arenie nic szczególnego się nie dzieje.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Arena Carringtonów Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]24.10.18 23:07
20 września
Lubiła myśleć o magicznym porcie, jako o tyglu wielu kultur. Na jednym rogu ulicy można było tu spotkać nie tylko szalonych artystów, zaprawionych w podróżach żeglarzy, ale też typów spod ciemnej gwiazdy. Jednym słowem – miejsce absolutnie porywające i pełne przygody, drugim – zupełnie nieprzystające młodej, niezamężnej czarownicy. Czy Cecily miała to na uwadze? Owszem, miała z całą pewnością, ale czy zamierzała zrobić coś w kierunku zmiany własnych postanowień? Idealną wręcz odpowiedzą na to pytanie, był jej postanowienie o odwiedzeniu po raz kolejny Areny Carringtonów. Nastał już wieczór, a biorąc pod uwagę coraz szybciej mijającą dobę, zrobiła się zupełnie ciemno. Na szczęście, światło słoneczne nie grało roli, jeśli chodzi o cyrkowe występy, a czasami odejmowało występującym tego uroku tajemniczej osłony cieni. I tym razem akcja zapowiadała się wyśmienicie, ale z tego co zdążyła zauważyć, musiało minąć jeszcze kilkanaście minut zanim faktycznie artyście pojawią się na scenie. Cecil rozglądnęła się uważnie na wszystkie strony, a pojąwszy, że goście wciąż napływają, postanowiła wyruszyć na spacer po ozdobionej lampionami łące.
Całe szczęście, że na arenę dostawało się poprzez świstoklik, a nie na przykład teleportację. Na pewno przysporzyłoby to wiele problemów, zarówno oglądającym, jak i tym którzy liczyli na możliwie jak największy zysk z pokazu. Chociaż szybka podróż nie należała do ulubionych środków transportu dziewczyny, to Cily gotowa była przecierpieć te ułamki sekundy na rzecz przyjemnego zakończenia wieczoru. Najbardziej chyba lubiła element zaskoczenia, gdy szmery rozmów powoli zanikały i każdy wyczekiwał nowego programu. Kolejność sztuczek zmieniała się za każdym razem, dzięki temu nikt nigdy nie mógł się pochwalić czy poskarżyć, że był dwa razy na tym samym wydarzeniu. Tak jak nigdy nie lubiła tłumów ludzi, tak tutaj obecność zarówno wykonawców oraz gości, dodawały miejscu jedynie większej ilości uroku. Gdzieś w oddali, bliżej namiotów trupy cyrkowej dało się posłyszeć wesołe dźwięki przyśpiewek, od obszernych wybiegów odgłosy zwierząt, a dodatkowo na każdej ze ścian polany postawiono stosy ogniskowe, teraz rozpoczynające trzaskającą symfonię ogników. Hagrid bacznie mierzyła wzrokiem rosnące dookoła drzewa, tak by móc wybrać odpowiednie miejsce do obserwacji dla siebie, kiedy nadejdzie pora występu. Wybranie odpowiedniej gałęzi zawsze sprawiało jej niemały problem. Czy wolę zająć miejsce niższe i lepiej widzieć? A może wygodnie usadowić się odrobinę wyżej, ale ograniczyć pole do obserwacji? To właśnie lubiła w sobotach, chwilę wytchnienia od codziennych trosk i czas spędzony w samotności. Nie przeszkadzało jej to, że nie zna tu nikogo. Przez lata szkolne przyzwyczaiła się do braku dużej grupy przyjaciół, ale za to posiadania ogromnej liczby znajomych. Niestety, gdy przychodziło co do czego, łatwo było zobaczyć między nimi różnicę. Nieliczni zostawali przy Cecily na dobre i na złe, pozostali znikali, kiedy tylko na horyzoncie pojawiły się problemy.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Arena Carringtonów Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]25.10.18 0:04
Scott sam nigdy by się nie wybrał do takiego miejsca, gdzie jest dużo ludzi. On sam preferował ciemne uliczki, parki nocą. Miejsca gdzie mógłby poczuć się jak najbardziej odosobniony. Sam niestety zdawał sobie sprawę z tego, że osiągnięcie pełnego odosobnienia, nigdy nie będzie możliwe. Ludzie często mówili, że nie umie funkcjonować w normalnym społeczeństwie, że jest pozbawiony empatii, i wielu innych rzeczy, które dla ludzi najwyraźniej miały jakąś wartość. On sam siebie uważał bardziej za szczerego realistę. Człowieka, który przedstawiał rzeczy takimi jakimi są, a nie jakimi być powinny. W tej chwili ta rzecz wygląda tak, że ma obok siebie znajomego z pracy, który prawie siłą wyciągnął go z domu. Ten sam, który wpadł z resztą na równie genialny pomysł aby Scott udał się na festiwal lata, gdzie udało mu się obrazić jakąś kobietę, chociaż sam do tej pory nie bardzo wiedział co zrobił źle. Owszem kiedy opowiadał o tej przygodzie niektórzy próbowali mu tłumaczyć, że po prostu opisując swój pogląd w kwestii ogólnej grupy, w tym wypadku kobiet, tym samym i ją wepchnął w te ramy, chociaż może tak naprawdę była zupełnie inna. Sam Scott tego nie rozumiał, i nawet to wszystko potwierdzało jego tezę. Przecież mogłaby mu powiedzieć wprost o co chodziło, co powiedział nie tak, najpewniej jakoś by się do tego ustosunkował, a tak...został nazwany chamem, i na dobrą sprawę nie wiedział dlaczego.
Tego wieczora miał zamiar nikogo nie obrazić, ale sam Scott wiedział, że jego umiejętność nawiązywania relacji z drugim człowiekiem nie jest idealna, i idzie mu to bardzo po górkę. Ale jak to się mówi "kto nie ryzykuje ten nie zyskuje" Mężczyzna szedł tak zamyślony, chociaż jego znajomy obok niego nawijał jak najęty, to Scott nawet go nie słuchał. Pogrążył się po prostu w swoich myślach...a przynajmniej tak było do momentu, kiedy poczuł, jak o coś zahacza swoim ciałem. Zatrzymał się na chwilę i odwrócił w stronę kobiety, na którą niechcący wpadł. Już otwierał usta, aby dać jej wykład na temat tego, że nie wolno tak stawać ludziom na drodze, kiedy nagle przypomniał sobie o tym, że spróbuje być miły. Dlatego też zmieniając szybko swoje zamiary po prostu uśmiechnął się (być może ten uśmiech był zbyt wymuszony) i zbliżył się do kobiety, która okazała się jego przeszkodą w dalszej drodze.
-Prz...- Chciał coś powiedzieć, ale głos mu uwiązł w gardle. Nie było to tak proste jak mogłoby się wydawać. Przyznanie się do własnej winy. Tak naprawdę gdyby Scott miałby się nad tym zastanawiać, to w całym swoim życiu nigdy nie przyznawał się do własnej winy, a teraz stawał przed czymś zupełnie nowym i niespotykanym dla niego. Wziął po prostu głęboki wdech i przymknął na chwilę oczy usiłując zebrać myśli w logiczną całość.
-Przepraszam...nie chciałem- Wydusił w końcu z siebie i skinął lekko w stronę kobiety wyrażając tym samym swoją skruchę. Chciał się już odwrócić, i wrócić do swojego znajomego, kiedy to odkrył, że go po prostu nie było.
-Ty...kupo krowiego łajna...- Chciał to powiedzieć w myślach, jak widać powiedział na głos, po czym skierował błękitne tęczówki na kobietę, która dalej stała przed nim.
-Miała pani kiedyś ochotę spędzić trochę czasu z nieznajomym?- Zapytał się spokojnie. Skoro i tak jego "kolega" gdzieś mu zaginął, i najwyraźniej z premedytacją wrobił go w spędzenie czasu z tą kobietą, to może Scott chociaż raz zrobi to tak jak należy.
Scott Spencer
Scott Spencer
Zawód : Departament transportu magicznego - Komisja kwalifikacyjna teleportacji
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6210-scott-spencer https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6243-scott-spencer#154995
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]27.10.18 11:37
Jeśli wcześniej narzekała na brak wrażeń, to teraz los postanowił wynagrodzić jej posuchę w postaci wysokiego mężczyzny, który praktycznie wlazł jej na plecy, podczas gdy przemierzała naokoło polanę, a teraz próbował coś wyjąkać, chyba jako przeprosiny. Obróciła się gwałtownie, chcąc spojrzeć na winowajcę zderzenia. Niecodziennie zdarzały się takie akcje, może ze względu na wzrost Cecily, stosunkowo duży jak na kobietę, a zarazem sprawiający, że trudną ją przeoczyć w tłumie. W każdym razie temu jegomościowi to się udało, a teraz uśmiechał się do dziewczyny sztucznie, w sposób wymuszony i najwyraźniej niewygodny dla niego. Spojrzała podejrzliwie na wyczyny Spencera, który dychał, chuchał tylko po to żeby wycisnąć z siebie słowo „przepraszam”. Od patrzenia na wysiłki biedaka, zapragnęła aż pocieszyć go i poprosić by już nigdy więcej się tak nie męczył i nikogo nie przepraszał, bo od przyznawania się do błędu, aż marniał w oczach. Mężczyzna nie dał jej nawet czasu na reakcję, gdyż zaraz po wymówieniu ostatniej głoski zaczął się zbierać do odejścia w przeciwną stronę. Jednak zamiast odgłosów kroków na soczystej trawie usłyszała tylko wzmiankę o krowich defekaliach. Czego ja właśnie jestem świadkiem? Rozbawiona zadała sobie pytanie w myślach. Cecil już przygotowywała ripostę do wygłoszenia, kiedy tok myślenia dziewczyny znów został przerwany, tym razem przez propozycję spędzenia wspólnie czasu. Dawno już tak wiele nie przydarzyło jej się w tak krótkim odstępie czasu, toteż przez dobrych kilka sekund wpatrywała się oszołomiona w Spencera, zastanawiając się, od czego właściwie zacząć i jak skomentować jego zachowanie.
- Cóż... Czasami przemyka mi taka chęć przez głowę, ale potem myślę sobie „Nie Cecylio, kto wie, czy nie spotkasz kogoś kto wpadnie na ciebie, a potem zacznie wywoływać skądś krowie łajno”. – Dodała wesoły uśmiech na koniec, żeby przypadkiem nie wyjść na niechętną nieznajomemu. W gruncie rzeczy sytuacja wydawała się dosyć zabawna, a takie do Cecil przemawiają najbardziej. Ponownie zlustrowała czarodzieja czujnym okiem. Miał piękne, jasnoniebieskie oczy i ciemne, odrobinę kręcone włosy. Nie wyglądał na szczególnie majętnego, ale mógł też przybyć tutaj w tajemnicy, a więc anonimowo. Kto tam wie co arystokracie może przyjść do głowy? Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że od mężczyzny emanowała dziwna, chłodna energia. Z pewnością nie należał on do najbardziej otwartych i empatycznych osób, chociaż to już mogła wywnioskować z jego poprzednich komentarzy.
- O, i proszę się nie przejmować naszą małą stłuczką. Zwyczajnie nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś mnie nie zauważa. Prędzej już zrozumiałabym, gdyby ominęli mnie szerokim łukiem. – Tak, z całą pewnością jej rozmówca nie jedno miał do ukrycia, a to sprawiało, że potencjalna rozmowa  z nim wydawała się jeszcze ciekawsza. A co jeśli to jakiś szaleniec? Może stanie się coś złego? Owszem i ten aspekt, znalazł się w jej głowie, ale Cecily wyznawała zasadę, że na coś trzeba w końcu umrzeć, więc nie było sensu w ostrożnym podchodzeniu do każdej wykonywanej czynności. Wyciągnęła rękę przed siebie w geście powitania.
- Cecily Hagrid, a pan to?


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Arena Carringtonów Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]27.10.18 18:04
To nie był pierwszy raz kiedy Scott został wręcz wrobiony w kontakt z drugim człowiekiem. Czasami nawet się zastanawiał, czy tym ludziom, których wspaniałomyślnie nazywał "znajomymi" - chociaż i nawet do tego tytułu było im daleko - naprawdę zależało na tym aby go jakoś zacząć socjalizować, czy po prostu sprawiało im radość obserwowanie tego jak się męczył w nieznanym sobie świecie. Może i naprawdę nie potrafił funkcjonować wśród ludzi, ale nie dlatego, iż nie był w stanie zrozumieć pewnych podstawowych zasad. A nawet jeżeli ich nie rozumiał to umiał się dostosować. Po prostu nie pojmował tego, dlaczego mamy być mili w chwili kiedy nie mamy na to ochoty. Dlaczego wszyscy tak bardzo dążą do tego, aby być popularnym, i lubianym. Jemu na tym nie zależało w żaden sposób. Lubił swoje spokojne i puste życie, a mimo to wszyscy dookoła zmuszali go do tego, aby się otworzyć. I właśnie przez to zaczynał dotkliwie odczuwać potrzebę spotkania chociaż jednej osoby, która powie "hej nie musisz" Nawet jego matka, czy dziadkowie za życia wręcz kazali mu pójść i znaleźć sobie jakiegoś przyjaciela. A czy to nie było tak, że inni ludzie często komplikowali nam życie. Możecie powiedzieć, że Scott to egoista, ale czy każdy z nas w pewnym stopniu tym egoistą jest. On po prostu nie próbuje udawać, że jest inaczej.
-Czasami nasze obawy odnajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości- On sam nie uważał siebie za kogoś z kim warto spędzić chociażby sekundę swojego życia, a mimo wszystko, kiedy stawał się bardziej miłą wersją samego siebie, nagle się okazywało, że są ludzie, którzy chcą go poznać. Tylko tutaj tworzyło się zamknięte koło. Oni poznawali wykreowaną przez Scotta postać, a gdyby nagle pokazał jaki jest naprawdę, powiedział jakąś prawdę, albo dałby znać, że jest egoistą...poziom zainteresowania mógłby drastycznie spaść. Taka była prawda o ludzkiej naturze. Ludzkość zawsze wolała poznawać wykreowane postacie, niż prawdziwych ludzi. Dlaczego? może dlatego, że prawdziwość może okazać się po prostu nudna.
Mężczyzna zbadał błękitnymi tęczówkami kobietę, która stała przed nim. Faktycznie była wysoka, ale on przecież w chwili kiedy się zamyśli mógłby przeoczyć olbrzyma. Spojrzeniem zatrzymał się na jej wyciągniętej dłoni. Chociaż jej właścicielka była wysoka, to sama dłoń była kobieca, delikatna...chociaż było tam coś co nie pasowało mu do obrazu idealnej kobiety. Wyciągnął swoją dłoń i ścisnął lekko dłoń kobiety, nie odrywając wzrok od jej ręki.
-Scott Spencer...- Odpowiedział po czym chwycił pewniej dłoń dziewczyny i uniósł ją na wysokość swoich oczu, aby przyjrzeć się kilku śladom ugryzień. Trudno było teraz określić co myślał, czy co robił...po prostu się wpatrywał tak przez chwilę by po chwilce uwolnić Cecily i uśmiechnąć się do niej delikatnie.
-Nie jest to dłoń kobiety, która siedzi cierpliwie w domu i zajmuje się domowymi obowiązkami...prawda?- Mężczyzna był spostrzegawczy, i czasami nawet to utrudniało mu życie. Wszyscy megomadycy mówili, że to po prostu swego rodzaju nerwica natręctw. Jedni myli obsesyjnie ręce, a Scott...obserwował otoczenie, i niech ktoś w tym samym czasie spróbuje tylko przestawić jakąś rzecz w inne miejsce. Wówczas jego mózg zaczynał po prostu wariować, i musiał od razu doprowadzić otoczenie do stanu wcześniejszego.
-I mogę zapewnić, że nie będę się przejmować tym zderzeniem...przecież nie jest to coś co zrujnuje mi całe życie...prawda- Szczerość zawsze była w cenie, ale czy on sam się właśnie teraz nie wydał przez przypadek, że jego przeprosiny były wymuszone. Być może, ale nawet jeżeli tak to i tak sam tego nie zauważył.
Scott Spencer
Scott Spencer
Zawód : Departament transportu magicznego - Komisja kwalifikacyjna teleportacji
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6210-scott-spencer https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6243-scott-spencer#154995
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]28.10.18 21:19
Cecily doświadczała właśnie intrygującego uczucia, które pojawia się, gdy poznajesz nową osobę całkowicie od początku, a w dodatku samodzielnie, bez przedstawiania znajomych, ani posłyszanych wcześniej plotek. W przypadku Scotta nie mogła wyzbyć się dziwnego wrażenia, że ma do czynienia z wyjątkowo tajemniczym mężczyzną. Dziewczyna nie była wprawdzie ekspertem w rozczytywaniu ludzi, ani też szczególnie nie znała się na emocjach innych, ale nie musiała mieć szczególnych zdolności socjalnych by wyczuć specyficzność Spencera. Tak po prostu zbudowano ten świat, że niektórych dawało się rozczytać niczym otwarte na spisie treści księgi, a drudzy pozostawali zawsze skryci w cieniu własnej tajemnicy, nawet przy znaniu takiej osoby przez długie lata. Zmrużyła oczy, słysząc jego komentarz o odzwierciedleniach rzeczywistości. Nieszczególny dowcipniś z niego. Zanotowane, weźmie to pod uwagę. Co zresztą miała ciekawszego teraz do roboty? Przecież nie mogła jej się stać krzywda praktycznie na samym środku areny, pośród przechadzających się w różne strony gości... Prawda?
Z zaskoczeniem pozwoliła mu podnieść swoją dłoń wyżej i obserwowała jak jej się przygląda. Całe szczęście, że ostatnio zrobiła porządek z paznokciami, toteż nie wyglądały na tak zmasakrowane, jak miały w zwyczaju po długim pobycie na wsi, gdzie pomagała w gospodarstwie. Cecil nawet lubiła swoje dłonie, rzeczywiście mimo faktu, że nie obchodziła się z nimi szczególnie delikatnie, były dosyć filigranowe i delikatne, z długimi palcami, które według ojca mogły być palcami dobrej pianistki. Zawsze wtedy we trójkę z matką wybuchali śmiechem, bo nie było zabawniejszego obrazu dla wyobraźni niż panna Hagrid w wieczorowej sukni balowej, siedząca przed fortepianem z poważną miną wirtuoza. Nie żeby kiedyś nie chciała się uczyć gry, pamiętała wiele sytuacji, w których zazdrościła koleżankom Gryfonkom obycia z etykietą szlachecką, albo właśnie ich szeroko rozwiniętych zdolności artystycznych. Niestety, Cily nigdy nie miała talentu w tej kwestii, a nawet jeśli, to nigdy w żaden sposób nierozwijany, ani niewykryty z pewnością już dawno zanikł zupełnie.
- Zależy jaką wizję domu ma się na myśli. Jeśli domostwem sąsiadujące z lasem pełnym głodnych saren, przepełnione klatkami dzikich ptaków i zagrody niuchaczy, których ktoś musi powstrzymać przed wydrążeniem tunelu do jądra ziemi... To z całą pewnością, jest to dłoń właśnie takiej kobiety. – Odrzekła wodząc kciukiem lewej dłoni po prawej, jakby chciała sprawdzić, czy dotyk Scotta nie zmył jej blizn. Całe szczęście, nie były duże i istotnie, tylko uważny obserwator mógł się nimi zainteresować. Chociaż większość dawno już zdążyła się zagoić, to po tych najgłębszych wciąż pozostały zaróżowione ślady. Czasami rankiem, stając przed lustrem, zastanawiała się jak bardzo jej przeszkadzają. Na pewno przyjemniej byłoby mieć nieskazitelne rączki, takie, które ktoś może pocałować bez wahania i zachwycać się ich gładkością. Z drugiej strony Cecily traktowała je jako swoiste trofea. Mogła wskazywać po kolei na każde zadrapanie i z dumą opowiadać, co musiała pochwycić bądź gonić by się go dorobić, przyzwyczaiła się już na tyle, że traktowała je jak nieodłączną część swojej osoby. Jasne, pewnie dałoby się usunąć co poniektóre z pomocą maści leczniczej, czy nawet prostego zaklęcia, ale dotąd nigdy nie poczuła większej potrzeby zrobienia tego.
- Widział pan już kiedyś występ u Carringtonów? Całkiem niedawno byłam na jednym ze spektakli  i zachwycił mnie kunszt ich umiejętności. – Cyrk kojarzy się zazwyczaj z dziwadłami, ale dla panny Hagrid wyczyny tych zdolnych artystów dalekie były od niezrównoważonych.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Arena Carringtonów Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]28.10.18 22:10
Scott zdobył zainteresowanie tej kobiety. Wiedział o tym, widział to w jej oczach. Powinien teraz odwrócić się, albo powiedzieć coś głupiego, aby to zainteresowanie zmniejszyć, ale mimo wszystko tego nie zrobił. Wpatrywał się błękitnymi tęczówkami w swoją rozmówczynię. Wodziła wzrokiem za jej łagodnymi ruchami dłoni. Nie trzymał mocno jej ręki, więc i zabranie jej z jego uścisku nie było wcale trudne.
-Na wsi powiada pani...- Powiedział spokojnie Scott i przymknął na chwilę oczy cofając się wspomnieniami do czasów swojego dzieciństwa, które i tak widział jak przez mgłę. Nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi do wspomnień, do tego co było kiedyś, bo to było, ale mimo wszystko czasami zapędzał się, i wspominał...po co? bo miał na to ochotę, bo mimo wszystko czuł się wtedy lepiej, bezpieczniej. Odpowiedzi może być dużo, i każda mogłaby być prawdziwa.
-Sam wychowałem się w podobnych okolicznościach. Dziadkowie mieli niewielki dom. Ganiałem gnomy, które zalęgły im się w ogródku. A przynajmniej do momentu, aż jeden mnie ugryzł- Nie bardzo wiedział, co wówczas znajdowało się w głowie dziecka. Dlaczego uznał, że uganianie się za gnomami, jest na tyle ciekawe, aby poświęcić temu część czasu ze swojego życia. To może być główny powód dla którego Scott nie lubi za bardzo dzieci. Ich działania były mało logiczne, nieprzemyślane, przez co on sam odnosił dziwne wrażenie jakby przebywał cały czas z kimś pijanym. W tym wszystkim zapominał, że on sam kiedyś taki był. Chociaż w jego wspomnieniach wyglądało to pewnie trochę inaczej.
-Nie miałem takiej okazji- Odpowiedział mężczyzna zgodnie z prawdą. Scott nigdy nie udawał bardziej towarzyskiego niż był w rzeczywistości. Czasami zdarzały się losowe wypadki...taki jak ten, gdzie poniekąd był już skazany na czyjąś obecność, a przez to iż złożył sam sobie obietnicę, że chociaż raz się postara być miły dalej tutaj stał.
-Mam propozycję...- Rzucił nagle i ponownie skierował błękitne tęczówki na kobietę. Tak na marginesie było to całkiem ciekawe, że chociaż znali już swoje imiona, to nadal zwracali się do siebie tak formalnie. Chociaż czy znajomość imienia drugiego człowieka upoważniała nas do przejścia na "ty"
-Zaciekawiła mnie pani tym kunsztem przedstawień, i chętnie bym sam się o tym przekonał, ale jak zdążyła pani zauważyć mój znajomy gdzieś przepadł. Zachciałaby go pani zastąpić?- Czemu w to brnął? traktował to jako swego rodzaju eksperyment. Był ciekaw co stanie się potem, jak to wszystko się rozwinie. Wiedział, że w każdej chwili będzie mógł to wszystko zatrzymać, bo przecież on kochał mieć kontrolę nad wszystkim. Tylko czy to było możliwe?
Scott Spencer
Scott Spencer
Zawód : Departament transportu magicznego - Komisja kwalifikacyjna teleportacji
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6210-scott-spencer https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6243-scott-spencer#154995
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]01.11.18 21:34
Uśmiechnęła się swobodnie, tradycyjnie nawet nie dając sobie czasu do namysłu.
- Żaden problem, z wielką przyjemnością oglądnę z panem przedstawienie. Właściwie... – Zawahała się, dając sobie moment na zastanowienie. Celowo wybrała formę „per pan” zauważając dystans Scotta, ale nawet gdyby okazał się zupełnym psychopatą, już się sobie przedstawili, więc nie było sensu dłużej zawracać sobie głowy kulturalnymi drobnostkami. Przypuszczała, że szanse na ponowne spotkanie są niewielkie, a Cily nie wyobrażała sobie marnować przyjemnego wieczoru przez zastanawianie się jakie słowa dobrać by brzmieć najbardziej dystyngowanie.
- Skoro mamy spędzić ze sobą tyle czasu i już się sobie przedstawiliśmy, pewnie powinniśmy przejść na ty, masz coś przeciwko? – Zapytała wesoło, ruszając w dalszą drogę ścieżką ozdobioną lampionami. Widok tej dwójki musiał rzeczywiście prezentować się dosyć specyficznie. Chociaż oboje wyróżniali się na tle innych gości dosyć wysokim wzrostem, to aura, jaka emanowała od dziewczyny znacząco różniła się od wrażenia, które dawał Spencer. Hagrid emanowała pozytywną energią,  jej towarzysz zaś wytwarzał wokół siebie widoczny dystans. Ciekawił ją, dlatego właśnie postawiła sobie za cel wieczoru dowiedzieć się czegoś więcej. Nie wiedziała w końcu, jakim jest człowiekiem, czy te informacje trudne będzie wydobyć i czy faktycznie uda się Cecily spędzić wolny czas radośnie, a może skończy zupełnie sama gdzieś w trakcie występu? Scott wyglądał na takiego, któremu porzucenie towarzyszki w połowie konwersacji nie sprawiłoby większych trudności. Może właśnie dlatego tak bardzo intrygował pannę Hagrid swoją osobowością? Ona sama należała raczej do osób otwartych, nauczana szczerości od najmłodszych lat nie potrafiła kłamać, ani tym bardziej ukrywać swoich uczuć. Innymi słowy, stanowiła całkowicie otwartą księgę, pełną sprzeczności, ale jednak dosyć łatwą w rozszyfrowaniu, jeśli tylko obserwator pilnie przyuważał kolejne poszlaki i istotnie pragnął dziewczynę rozgryźć, a nie poddać łatwiejszej ocenie, opartej na posłyszanych plotkach, czy też utartych schematach.
- A więc, skoro do pokazu pozostało jeszcze sporo czasu, chyba wypadałoby dowiedzieć się o sobie nawzajem czegoś jeszcze, co ty na to? Wiem, że mieszkałeś na wsi i uciekł ci znajomy, ale te dwie informacje nie mówią zbyt wiele. – Obserwowała jak na główny teren łąki powoli schodzą się członkowie trupy cyrkowej, by rozłożyć rekwizyty, a obsługa pilnuje odpowiedniego umiejscowienia oglądających. Pewnie powinni zacząć uważniej rozglądać się za wygodnym miejscem do usadowienia się, ale musiała wpierw dowiedzieć się, chociaż okruszka informacji o Scotcie. Kim był? Gdzie pracował? Taka zwykła, przyziemna wiedza dawała dziewczynie, nutę pewności, że ma do czynienia z niegroźną, a jedynie odrobinie specyficzną osobą. Nawet gdyby okazało się coś innego, miała w końcu sporą wprawę w zaklęciach leczniczych, toteż pewnie poradziłaby sobie z odratowaniem własnych i cudzych ran. Takie właśnie masz podejście do poznawania nowych ludzi. Skarciła się w myślach. Całe to przeczucia zakrawało na histerię i w tym konkretnym momencie, Cecily nie dziwiła się, że czasami tak ciężko z nią wytrzymać. Jeśli każdego nowo poznanego podejrzewała o niecne postępki, to nie mogła liczyć na zdobycie dużej ilości znajomych w najbliższym czasie. To tylko zwykły czarodziej jak każdy inny. Może jest odrobinę specyficzny, ale które z nas nie ma swoich skrzywień?


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Arena Carringtonów Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]05.11.18 2:01
-Obejrzę...- Poprawił ją Scott i odchrząknął znacząco. Jego problem w życiu polegał na tym, że bardzo często potrafiły przeszkadzać mu po prostu pierdoły. Zwracał uwagę na rzeczy, które dla innych osób nie miałyby absolutnie żadnego znaczenia.
-Obejrzę...a nie oglądnę- Wytłumaczył jeszcze raz tak dla pewności, że jego towarzyszka dobrze zrozumie co chciał jej przekazać. Jeżeli Cecily uważała, że to z nią czasami trudno było wytrzymać, to pewnie po tym czasie, który spędzi ze Scottem będzie zmuszona zmienić zdanie. Z mężczyzną trudno było wytrzymać z kilku powodów, ale przede wszystkim ludziom przeszkadzała jego szczerość, i swego rodzaju bezpośredniość, która często mogła zahaczać o chamstwo. Z resztą Spencer nigdy nie udawał, że jest dobrze wychowany. Często wiele zachowań były dla niego wręcz niezrozumiałe. Zawsze wychodził z założenia, że gdyby ludzie mówili to co naprawdę myślą, i robili to co chcą, a nie to co wypada, to ten świat byłby znacznie lepszy i bardziej oczywisty - a przynajmniej dla niego.
-Znajomość własnych imion nie zawsze oznacza przejście na ty, ale myślę, że w tej sytuacji może to ułatwić nam kontakt- Trudno byłoby przez cały czas utrzymywać rozmowę na tak oficjalnym poziomie, a nawet Scott chociaż często mówił w stosunkowo oficjalny sposób, wolałaby, aby podczas ich rozmowy w tej chwili nie stał tak solidny i wysoki mur, przez który trudno będzie się przebić.
Kobieta ruszyła w końcu przed siebie, a za jej przykładem poszedł Scott. Szedł obok niej, ręce miał w kieszeni, a głowę lekko spuszczoną ku dołowi. Nie odzywał się za bardzo, nie był typem człowieka, który zabawi damę rozmową, bowiem wbrew pozorom on bardzo lubił ciszę. Wyjątkowo mocno ją cenił, jak i też do niej się przyzwyczaił. Mimo wszystko wypadałoby odezwać się chociaż słowem. Mężczyzna uniósł głowę, i skierował błękitne tęczówki na Cecily, uchylał już usta, aby coś powiedzieć (pewnie coś głupiego) ale całe szczęście to jego towarzyszka poczuła się do tego, aby zacząć rozmowę. Chciała coś o nim wiedzieć więcej, a to wywołało na twarzy Scotta nie małe zdziwienie. Nie bardzo wiedział co miałby o sobie powiedzieć. Przecież te informacje powinny były jej w zupełności wystarczyć, a tutaj nagle chciała czegoś jeszcze.
-Cóż...- Zaczął spokojnie, usiłując zebrać w głowie wszystkie fakty o sobie samym.
-Pracuje w departamencie transportu magicznego. Konkretniej mówiąc zajmuję się szkoleniem jak i przeprowadzaniem egzaminów kwalifikacyjnych umiejętność teleportacji- Nie wiedział czy to było interesujące, czy tego spodziewała się ta dziewczyna. Nie mógł jej opowiedzieć, żadnej zaskakującej historii po po prostu jej nie miał. Był zwykłym nudnym szarym człowiekiem, który biegał codziennie do pracy.
-A przynajmniej tak było do momentu tych cholernych anomalii- Teraz jego praca polegała bardziej na siedzeniu i wypełnianiu jakiś mało znaczących dla niego papierów. Wszelkie kursy i egzaminy zostały wstrzymane ze względu na problemy z magią. A sam Scott jakoś nie czuł potrzeby wybiegania przed szereg i próby naprawienia tego wszystkiego. Chociaż pewnie mógłby wykazać się trochę większym zainteresowaniem. On sam często czuł się jak jakiś pyłek, który był niesiony przez wiatr. Gdzie osiądzie tam już siedział, i ewentualnie czekał na kolejny podmuch. Nic u niego nie było pewne oraz oczywiste.
Scott Spencer
Scott Spencer
Zawód : Departament transportu magicznego - Komisja kwalifikacyjna teleportacji
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6210-scott-spencer https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6243-scott-spencer#154995
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]11.11.18 16:45
Cecily nie należała do osób nawiązujących z łatwością nowe kontakty, zwłaszcza już pojawiały się trudności, gdy dziewczyna nie potrafiła zrozumieć drugiej osoby. Tak właśnie stało się w przypadku Scotta. Za wszelką cenę starała się uniknąć wysuwania pochopnych wniosków, ale ten czarodziej wydawał jej się wyjątkowo specyficzne. Ciężko powiedzieć, czy chodziło o sposób, w jaki mówił, czy bardziej o to, co myślał. Cecil próbowała kątem oka zlustrować jakoś jego mimikę twarzy, zazwyczaj takie oględziny pomagały w zyskaniu pewności z kim właściwie ma do czynienia. Z niewiadomych powodów potrafiła na podstawie praktycznie niewidocznych gestów, przypadkowych mrugnięć powieki, czy zgięcia palców wywnioskować, jakie druga osoba ma zamiary. Mogło to wynikać z wielu lat uważnej obserwacji swoich kolegów w Hogwarcie. Cecily zawsze, zanim podjęła się rozmowy z innym uczniem poddawała go swojej szybkiej ocenie. Bynajmniej nie chodziło tutaj o wyjątkowo bezsensowne ocenianie powierzchowności, ale raczej zachowania potencjalnego znajomego w „naturalnym otoczeniu”. Czy gestukulował podczas mówienia, marszczył brwi, gdy kłamał, zwracał się chamsko do swoich przyjaciół? Oczywiście, bywało, że pierwsze wrażenia Hagrid kończyły się właśnie na tych spojrzeniach i po poznaniu owego człowieka, całkowicie zmieniała o nim zdanie. Nie należało oceniać po pozorach, a ona sama wiedziała o tym więcej niż ktokolwiek inny.
- Departament transportu magicznego? Och, a więc może nawet mamy więcej wspólnego niż sądzimy! Pracuję w Czarodziejskim Pogotowiu. – Wytłumaczyła, zadowolona z faktu, iż znaleźli łączący ich wątek. Cecily bynajmniej nie miała nigdy problemu z milczeniem, ale nienawidziła tej niezręcznej sytuacji, gdy obie strony za bardzo nie wiedziały co dalej do siebie powiedzieć.
- Och, mnie nie trzeba mówić o anomaliach. – Zaakcentowała tonem głosu jak mocno doskierwają jej w pracy te dziwne, magiczne przesilenia. Sporo czasu zajęło jej uświadomienie sobie, że prócz rutynowego ryzyka, jakim było ratowanie ludzi z wypadków, często na miejscach przestępstw magicznych, dochodziły jeszcze wszelkie inne zagrożenia wynikające z owych anomalii.
Wreszcie odnaleźli dogodne siedzisko i dyskutując jeszcze chwilę na luźne tematy, doczekali się w końcu rozpoczęcia przedstawienia. Cecily w momencie wkroczenia na scenę aktorów przeistoczyła się w małe dziecko zafascynowe każdym błyskiem zaczarowanych lampionów, lub kolejnych sztuczek wykonawców. Z wrażenia aż rozdziawiła usta, a duże, niebieskie oczy nie odrywały wzroku od poczynań występujących. Następne kilkadziesiąt minut przeminęło, jak za jednym mrugnięciem i zanim się spostrzegła, wraz z pozostałymi widzami biła gromkie oklaski kłaniającym się cyrkowcom.
- Niesamowite, czyż nie? Dużo łatwiej byłoby w życiu, gdybym miała tak wielki talent, jak oni. – Wskazała ruchem podbródka na znikających w swoich przyczepach sztukmistrzów. – A tobie podobał się występ? – Zapytała, przypominając sobie o zasadach uprzejmości i taktu. – Mam nadzieję, że nie zniechęciłam cię moim zachwytem. Po prostu bardzo doceniam sztukę, chociaż sama nieszczególnie się na niej znam. – Spróbowała się jakoś wytłumaczyć, a jednocześnie pilnować by na policzki nie wpełzł rumieniec zażenowania. Udało jej się odwrócić wzrok od spojrzenia Spencera i zerknąć na swój zegarek. Dokładnie w porę, żeby przekonać się jak niewiele czasu zostało Cecily na dotarcie do szpitala. Poderwała się znienacka na równe nogi i odezwała się do towarzysza przepraszającym tonem.
- Prawie przegapiłam swoją zmianę w szpitalu. Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać, jeśli cię tutaj zostawię? Może odnajdziesz wreszcie swojego znajomego? – Spróbowała zachować spokój, ale wizja porządnej nagany od przełożonej nie poprawiała kobiecie nastroju. – W każdym razie, miło było mi cię poznać i mam nadzieję, że jeszcze spotkamy się kiedyś na korytarzach Ministerstwa. – Uścisnęła szybko dłoń mężczyzny, a na odchodne rzuciła mu jeszcze swój firmowy, szelmowski uśmieszek. Taka właśnie była Cecily, kilka chwil i już jej nie było.
|zt


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Arena Carringtonów Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]12.11.18 14:50
Kiedy jego towarzyszka stwierdziła, że mają więcej wspólnego niż mu się wydaje, Scott popatrzył na nią wyraźnie zdziwionym spojrzeniem. Teleportacja z magicznym pogotowiem może mieć coś wspólnego tylko wtedy kiedy ktoś się rozszczepi.
-Taaaak...coś wspólnego pewnie by się znalazło- Odpowiedział spokojnie. Mógłby w typowy dla siebie sposób teraz zaprzeczyć i powiedzieć, że w rzeczywistości nie wiele to ma ze sobą wspólnego, ale nie chciał być aż tak niemiły, tym bardziej, że dziewczyna pewnie jeszcze do tego nie przywyknęła, a skoro już spędzają ze sobą trochę czasu, to Scott jednak wolał, aby ta nie nazwała go "chamem" i po prostu odeszła. Mężczyzna doskonale pamiętał namowy swojej świętej pamięci matki. Mówiła mu często, aby wyszedł do ludzi, otworzył się przed nimi, znalazł sobie jakiegoś przyjaciela, bo nie można spędzić życia samotnie. Problem był tutaj troszeczkę inny. Kiedy on się otwierał, pokazywał jaki jest, to ludzie z góry go skreślali uznając, że nie chcą mieć z nim nic wspólnego, bo z chamem nie ma co się zadawać.
W końcu znaleźli jakieś miejsce gdzie zasiedli i czekali na pokaz, który lada moment miał się zacząć. W między czasie Cecily najwyraźniej starała się jakoś podtrzymać rozmowę a Scott po prostu jej na to pozwalał. Było mu tak naprawdę wszystko jedno czy jego towarzysz czasu będzie milczeć, czy też gadać jak najęty. W końcu światła przygasły, a wszędzie zapadła absolutna cisza, bo oczy widowni zostały skierowane w stronę areny, gdzie rozpoczął się pokaz. Scott obserwowała to spokojnie, kątem oka widząc jak kobieta przy jego boku najwyraźniej cieszy się tym przedstawieniem znacznie bardziej niż nie jedna osoba tutaj. Przez chwilę na jego ustach nawet pojawił się delikatny uśmiech. Cecily przypomniała mu teraz trochę małe dziecko, które potrafiło cieszyć się dosłownie byle czym. On jakoś nigdy tego nie potrafił.
-Posiadasz talent- Odpowiedział spokojnie po całym występie i skierował wzrok na dziewczynę.
-Każdy z nas posiada jakiś unikalny talent. Niektórzy potrafią robić salta w powietrzu, a jeszcze inni są na tyle uzdolnieni, aby pracować w czarodziejskim pogotowiu- Tak właśnie w tej chwili powiedział Cecily komplement, a to w wypadku Scotta nie zdarzało się wyjątkowo często, dlatego kobieta mogła czuć się w pewien sposób wyróżniona.
-Zawsze to czego my nie potrafimy wzbudza nasz podziw. Jest to normalny ludzki odruch- Scott zawsze strasznie upłycał ten świat. Można by nawet podejrzewać, iż fakt, że posługuje się magią, jest dla niego czymś na tyle oczywistym, jak to, że codziennie rano większość osób musi wypić kawę. Z jednej strony taka chłodna kalkulacja miała swoje plusy, ale jednocześnie potrafiła obedrzeć ten świat z jakiej kolwiek magii.
W końcu przyszła pora na pożegnanie. Scott chociaż stosunkowo dobrze to ukrył, to cieszył się, że w końcu wróci do domu, i będzie mógł oddać się w spokój jakiejś lekturze, albo po prostu położy się spać. On lubił samotności, nie przeszkadzała mu jakoś wyjątkowo. Czasami miewał jakieś szalone pomysły, aby wyjść do ludzi, ale takie chwile były raczej rzadkością. Po pożegnaniu się z Cecily, mężczyzna jeszcze przez chwilę wpatrywał się w jej plecy, by po chwilce samemu odwrócić się do przeciwną stronę i po prostu wyjść z tego miejsca kierując się prosto do swojego domu.
z/t
Scott Spencer
Scott Spencer
Zawód : Departament transportu magicznego - Komisja kwalifikacyjna teleportacji
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6210-scott-spencer https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6243-scott-spencer#154995
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]26.01.20 15:31
11 Stycznia 1957 roku

W ostatnich dniach Frances dopadła swoista, ciężka melancholia związana z czymś tak prostym i niepozornym jak zmiana roku. W takie dni, jak ten boleśnie odczuwała upływający czas, błędnie porównując swoje życia, do życia znanych jej osób. W końcu… Miała już dwadzieścia jeden lat, a jej życie niczym nie przypominało pięknego, ułożonego życia innych osób, jakie przyszło jej w życiu spotkać. Nie posiadała wielu przyjaciół, nie znała miłości, odwagi czy słodkiego smaku odkrywania tego co nieznane w dalekich zakątkach świata. Miała wiedzę, w miarę dobrą pracę, niewielką kawalerkę… Jednak w takie dni jak ten, jeszcze boleśniej odczuwała brak odwagi, potrzebowała do zaspokojenia tęsknot swojego serca.
W taki wieczór, jak ten potrzebowała czegoś, co rozwiałoby czarne chmury znad jej głowy. Odciągnęło myśli od trosk i bolączek, oraz pozwoliło trochę się odprężyć. Decyzja zdawała się być prosta. W okolicy było tylko jedno miejsce, które potrafiło poprawić humor alchemiczki. Niewiele myśląc przygotowała gorącą czekoladę, którą wlała do prostego naczynia by w kilku prostych ruchach zaczarować ją tak, aby nie ostygła po czym wyszła z domu. Ubrana w płaszczyk, przypominającym swym kolorem rozpuszczone lody waniliowe wyszła na chłodną, nieprzyjemną portową ulicę.
Odnalezienie przejścia, prowadzącego do jej celu, nie było dla niej najmniejszym problemem, nawet jeśli nie była tu aż nazbyt często. Doskonale pamiętała, w którą uliczkę powinna skręcić, ile kroków wykonać oraz która dokładnie skrzynka, była ukrytym teleportem.
Arena Carringtonów była jednym z tych miejsc, które pozostawały słodką tajemnicą panny Burroughs. Bo dziewczyna nigdy, przed nikim nie przyznała, jak bardzo uwielbia to miejsce. Było w nim coś, cholernie magicznego zupełnie jak w baśniach, jakie przyszło jej czytać za dziecięcych czasów. Kto wie, może w takich miejscach, tak jak w pięknych baśniach, wszystko zdaje się być możliwe? Nie wiedziała. I mimo faktu, że nie popierała wykorzystywania osób, które ucierpiały z powodu powikłań po zdarzeniach magicznych, uwielbiała tutaj przychodzić.
Uśmiech sam pojawił się na buzi blondynki, gdy znalazła się w tym przepięknym miejscu. Och, aż nie wiedziała, w którą stronę powinna iść! Przez chwilę po prostu stała tak, uważnie się rozglądając. Chłonęła barwy, dźwięki i przyjemne, miękkie i ciepłe światło ognisk i świateł rozwieszonych na drzewach. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, gdy zrobiła dwa kroki w tył… I niemal zamarła, gdy jej plecy napotkały przeszkodę. Jakże głupia z niej gęś!
- Proszę mi wybaczyć, ja… - Zaczęła przeprosiny, gdy tylko się odwróciła, urwała jednak w połowie, zdając sobie sprawę, że skądś zna postać. Czarna burza loków, niepozorna postura i to spojrzenie… Jakże mogłaby nie znać dziewczyny, będącej kuzynką jej przyjaciela, która w dodatku była z nim na jednym roku? Nazwisko Cattermole było doskonale znane w gronie prefektów. A fakt, że również pojawiała się w dokach, jedynie działał na plus tej znajomości.
- Rems? - Zapytała, jak zwykle trochę zmieniając brzmienie jej imienia. Nie była do końca pewna, czy stoi przed nią ta sama, psotna gryffonka której nie widziała od naprawdę bardzo dawna.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]26.01.20 23:08
Powietrze w Londynie było zimne i rześkie, przesycone wonią brudnej Tamizy. Po tym niezawodnie poznawała, w której dzielnicy miasta akurat się znalazła, blisko rzeki jej zapach był odczuwalny wyraźniej niż gdziekolwiek indziej. Mogła przebywać dziesięć miesięcy za granicą, ale tej woni się nie zapominało, skoro sporą część życia spędziła mieszkając w jednej z kamienic blisko rzeki. Nie w dokach, ale czasem do nich zachodziła w porywach dziecięcej ciekawości świata i zapędów do poznawania nowego oraz zabaw z nutką ryzyka.
Anglia się zmieniła. Bardziej niż myślała, śledząc informacje docierające do niej i taty, kiedy przebywali w Norwegii. Chociaż anomalie, o których tyle złego słyszała, się skończyły, to jednak wyraźnie wyczuwała jakąś nerwowość, wiszący w powietrzu i widoczny w twarzach mijanych ludzi niepokój.
Pojawiła się w dzielnicy portowej by odwiedzić cioteczkę Elię, tę samą, u której kiedyś pomieszkiwała kiedy jej ojciec wyjeżdżał i nie mógł się nią zajmować. Dzieliła swoje dotychczasowe życie na Mayfield, Londyn i Hogwart, z przerwami na podróże. Nie miała w swoim życiu jednego domu, może jednak przejęła coś po swojej rodzinie ze strony matki i wychodziła z założenia, że dom jest tam, gdzie aktualnie przyszło jej osiąść na dłużej.
Pamiętała doskonale swój malutki pokoik u cioteczki, wciąż zagracony wieloma jej rzeczami, które zamierzała zabrać do domu w Mayfield, skoro teraz to tam z ojcem osiedli. Czuła, że etap mieszkania w Londynie się skończył – na ten moment, bo co przyniesie dalsza przyszłość, tego nie wiedział nikt. Wiedziała tylko tyle, że jej podanie o przyjęcie do pracy w Peak District zostało rozpatrzone pozytywnie i na dniach miała zaczynać. Wypiła z ciotką herbatkę, a potem razem wybrały się na przechadzkę, by Remi mogła na własne oczy zobaczyć, co się zmieniło.
Zimowy wiatr od razu potargał bujne loki. Była przyzwyczajona do zimna i śniegu, bo w Norwegii też było zimno, choć akurat w Anglii taka ilość śniegu chyba nie była czymś normalnym, nie w Londynie w każdym razie. Powiedziano jej, że to też pozostałości po anomalii i nawałnicy, która nawiedzała kraj przez cały grudzień. Do tej pory ziemia pod śniegiem była śliska i tylko zwinność ratowała Remi przed wywinięciem orła i bliskim spotkaniem ciała z twardą, zimną powierzchnią.
Z cioteczką trochę pospacerowały po okolicy, obejrzały stragany na targowisku (a Remi odkryła, że bardzo brakowało jej mieszanki zapachów perfum i przypraw, jakie się z tym miejscem kojarzyły) i to tam Remi w którymś momencie się odłączyła, pchnięta jakimś impulsem do tego, by pobiec wąską uliczką i sprawdzić, czy ukryte wejście do areny Carringtonów nadal jest na swoim miejscu. Czasem zakradała się tam ze znajomymi, kiedy była młodsza i była ciekawa, czy to przejście jeszcze istnieje, czy może anomalie zepsuły i je, jak podobno zepsuły sieć Fiuu. Po powrocie do Anglii kategorycznie odradzono jej zbliżanie się do kominków, co by nie wypluło jej w jakimś dziwnym miejscu lub nie rozszczepiło na kilka części.
Przejście działało, a po przekroczeniu go przedostała się do zupełnie innego świata. Nie spodziewała się jednak, że ktoś inny, znajomy jej sprzed wyjazdu na wyprawę, też postanowi przyjść tu akurat dzisiaj i że wpadnie na nią, kiedy akurat tak stała, rozglądając się i zastanawiając, gdzie pójść najpierw. A było się nad czym zastanawiać po takiej przerwie, bo ostatni raz była tu jakiś rok temu.
Odwróciła się, gdy tylko poczuła zderzenie ze swoimi plecami. Czerń spojrzenia otaksowała dziewczęcą sylwetkę z góry na dół, skądś znała tę ładną twarz i staranną fryzurę, choć też od dobrego roku jej nie widziała. W oczach mignął błysk rozpoznania.
- O, cześć! – rzuciła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. – Ale zbieg okoliczności! To moja pierwsza wizyta w okolicy po powrocie, nie myślałam że tak szybko spotkam kogoś znajomego.
Choć w głębi duszy na to liczyła, że poza ciotką napotka kogokolwiek z dawnych znajomych, z którymi niegdyś spędzała tu czas. Było całkiem sporo dawnych portowych dzieciaków które kojarzyła przynajmniej z widzenia. Ilu z nich nadal tu żyło, a ilu szukało szczęścia gdzieś indziej?
- Nadal mieszkasz w okolicy? Działo się u ciebie coś... ciekawego? – zapytała, przekrzywiając łepetynę lekko na bok. Naprawdę miała zaległości jeśli chodzi o nowinki w życiu znajomych, bo nie z każdym wymieniała listy, a nawet jak wymieniała, to sowy trochę leciały z Anglii do Norwegii, zwłaszcza przy takich warunkach pogodowych jakie do niedawna panowały. Czekał ją czas nadrabiania zaległości, bo niby to tylko dziesięć miesięcy, a miała wrażenie jakby jej nie było kilka lat.
Remi Cattermole
Remi Cattermole
Zawód : aspirujący smokolog w Peak District
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
-
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8007-remi-cattermole https://www.morsmordre.net/t8024-poczta-remi https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-derbyshire-okolice-mayfield-jabloniowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8034-skrytka-bankowa-nr-1942 https://www.morsmordre.net/t8033-remi-cattermole
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]27.01.20 12:16
Buzia panny Burroughs delikatnie rozpromieniła się, gdy jej podejrzenia potwierdziły się. Zawsze należała do osób o dobrej pamięci. Gdyby nie ta pamięć, z pewnością nie radziłąby sobie tak dobrze w szkole (fakt, że skłądniki większości eliksirów miała wykute na pamięć chwilowo pomińmy), a twarze często zapadały jej w pamięć. Gorzej bywało z imionami, lecz wystarczyła jedynie chwila, aby odpowiednie imię pojawiło się w jej umyśle przy odpowiedniej twarzy. W tym wypadku, zgadzało się wszystko - od postaci z burzą czarnych loków, przez głos, aż po fakt wyjazdu w wielki świat. Co prawda Frances nie miała pojęcia gdzie dokładnie i w jakim celu wybrała się panna Cattermole, słyszała jednak, że wyjechała z Anglii na dłuższy okres czasu.
W jakiś sposób, Frances jej tego zazdrościła. Nie była to jednak silna zazdrość, jedynie przykre ukłucie gdzieś w środku na myśl, że jej prawdopodobnie nigdy nie przyjdzie spełnić marzeń o zwiedzeniu kawałka świata. Brakowało jej odwagi, aby wyrwać się z jarzma obowiązków i ruszyć drogami, którymi zawsze chciała podążać. Nawet gdy pojawiła się jej możliwość wyjazdu panna Burroughs musiała z niej zrezygnować, by zająć się matką, w czasie gdy starszy brat jak zwykle szlajał się swoimi ścieżkami. Po prawdzie panna Burroughs przestała już wierzyć, że kiedykolwiek będzie jej dane wybrać się w wymarzoną podróż. Najwidoczniej, nie wszystkie tęsknoty serca mogą być zaspokojone.
- Szczerze mówiąc, również nie sądziłam, że kogoś dziś spotkam. - Przyznała, mimo iż jej prezencja z pewnością mogłaby temu zaprzeczyć, gdyż jak zawsze zadbała o każdy, nawet najmniejszy szczegół swojego stroju. Od czarnych pantofelków, przez ciemne cygaretki skrywające aż po ciepły sweterek, ukryty pod sięgającym do połowy łydki płaszczyk i czarne, skórzane rękawiczki skrywające jej dłonie. Wszystko zdawało się do siebie pasować.
- Kiedy wróciłaś? Steff nic nie mówił, że planujesz wrócić do Angilli. - Zapytała, z zaciekawieniem przyglądając się jej buzi. Nie było tajemnicą, że jeden z jej kuzynów lubi wszelkiego rodzaju nowinki a gdy zacznie mówić, bardzo ciężko jest wejść mu w zdanie. Frances była niemal pewna, że gdyby tylko Steff dowiedział się o powrocie kuzynki, z pewnością by jej o tym powiedział.
Blondynka powędrowała spojrzeniem do ogniska, znajdującego się w ich pobliżu na jedną, krótką chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Jej życie z pewnością nie było aż tak fascynujące jak poczynania młodej smokolożki, nawet wymarzona praca zdawała się nie być tym, czym oczekiwała. Malinowe usta ułożyły się w przyjazny uśmiech, a szaroniebieskie oczy ponownie skupiły się na buzi towarzyszki.
- Cały czas, tylko teraz mieszkam dwa piętra niżej. - Zaczęła, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. - Wujek wynajmuje mi mieszkanko w jego kamienicy, płacę za nie grosze, a i mam blisko do mamy. - Układ wydawał się idealny. Frances nie wydawała fortuny na opłacenie mieszkania, co pozwalało jej zaoszczędzić niezłą sumę pieniędzy, a wujek Boyle mógł liczyć na usługi alchemika, kiedy tego potrzebował. I to alchemika który nie pytał o to, do czego potrzebował danej mikstury, nawet jeśli była trucizną.
- W zasadzie dużo ciekawego się u mnie nie działo. Pół roku temu dostałam pracę w Mungu, od tamtej pory spędzam całe dnie w oparach eliksirów. - Frances machnęła ręką, jakby nie było to nic wielkiego, mimo iż dostanie posady w Mungu, zwłaszcza po kursie Ministerstwa nie było łatwe, a ją poratowały wcześniejsze osiągnięcia, jak i wcześniejsze zdanie egzaminów na test, na który w końcowym rozrachunku nie mogła iść.
-Lepiej powiedz co u Ciebie, moja droga. - Zapytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. W końcu, z pewnością miała więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Arena Carringtonów [odnośnik]27.01.20 21:07
Remi miała po prostu szczęście, że jej ojciec był smokologiem i podróżnikiem i mógł ją zabrać. W innym wypadku nikt nie zabrałby ze sobą za granicę takiej młodej dziewczyny bez względu na jej wiedzę i umiejętności. Chłopcom łatwiej było spełniać podobne marzenia, dziewczęta pozostawały mocniej zależne od swoich krewnych. Ona, gdyby nie ojciec, też siedziałaby cały czas w kraju i w najlepszym wypadku nadal pracowałaby w ogrodzie magizoologicznym. Ale skoro pan Cattermole zechciał ją zabrać to oczywiście skorzystała, a wyjazd sporo ją nauczył. Tym sposobem, mając na karku lat dwadzieścia jeden i pół, zwiedziła więcej niż większość jej rówieśników, a często nawet i starszych od niej czarodziejów. Ale nie zadzierała nosa, nie wywyższała się ponad tych, którzy takiej możliwości nie mieli, bo wiedziała, że sama zawdzięczała to tylko ojcu.
Tym, czego za granicą jej brakowało, byli na pewno krewni i znajomi. Nawet listy nie mogły zastąpić obecności Steffena i innych ważnych osób, a ilekroć docierały do niej wieści o anomaliach i innych nieszczęściach, bardzo się o nich martwiła i nawet obcowanie ze smokami nie potrafiło ukoić jej niepokoju.
A teraz wróciła. Znowu tu była, bliżej ludzi którzy byli dla niej ważni i bliżej miejsc, które dawniej sobie ukochała. I spotkała kogoś znajomego szybciej niż sądziła.
- Parę dni temu. Pisałam do niego, ale może sowa zgubiła list lub z roztargnienia zapomniał. Dawno się widzieliście? – zapytała, od razu nastawiając uszu, gdy padło imię jej lubianego kuzyna. Dowiedziała się przy okazji, że nadal utrzymywał kontakt z Frances. Nie dziwiło jej to, Steffen był bardzo towarzyski już w szkole i miał mnóstwo znajomych. Ona też trochę ich miała, ale po nieobecności musiała te kontakty odnowić i umocnić. Sporo jej pozostało do nadrobienia po tym, jak długo jej nie było.
- To dobrze. Ja chyba na razie nie wrócę do portu, ale... wpadłam akurat odwiedzić ciocię – powiedziała. Na ten moment wszystko wskazywało na to, że powróci do korzeni, do domu, w którym się urodziła i spędziła pierwszych dziewięć lat życia, a w późniejszych latach bywała tam jedynie na krótko w ciągu wakacji. Do Peak District bliżej miała jednak z Mayfield niż stąd. Przy dobrej pogodzie nawet będzie mogła latać na miotle. Zamieszkanie tam wydawało się lepszą opcją. – Trochę się od niej odłączyłam podczas spaceru, bo zapragnęłam sprawdzić, czy przejście nadal działa. Może dobrze, że tak się stało, bo inaczej byśmy na siebie nie trafiły.
Poprawiła dłonią burzę poskręcanych loków. Wyglądała podobnie jak przed swoim wyjazdem, nadal była dość wysoka i smukła, o lekko kwadratowej szczęce i bardzo ciemnych oczach. I włosach, które od razu rzucały się w oczy i najmocniej ją wyróżniały, bo nie każda dziewczyna mogła poszczycić się takimi loczkami.
- O, to gratuluję! – dodała. – Ja w tej materii nadal jestem beztalenciem. – Zaśmiała się, ale cóż, nie dało się być dobrą we wszystkim. Nie miała dobrych rąk do eliksirów, bardziej ciągnęło ją do zwierząt, zwłaszcza do smoków. Nie było dla niej nic bardziej fascynującego niż smoki i badanie ich zachowań, zwyczajów i tak dalej. – Ale... też będę zaczynać na dniach nową pracę. – Etap, kiedy pracowała w londyńskim ogrodzie magizoologicznym też był za nią. Teraz czekał na nią rezerwat smoków, choć wiedziała, że będzie musiała zaczynać od podstaw, od nauki teorii i wdrażania się, zanim pozwolą jej podejść do nawet najmniejszego i najsłabszego smoka. – Peak District. Kurczę, od dawna o tym marzyłam – przyznała, rozglądając się po otoczeniu. Na moment też zatrzymała spojrzenie na najbliższym ognisku pełnym trzaskających płomieni, by potem przenieść wzrok na najbliższy drewniany wóz, w którym akurat rozbrzmiał czyjś donośny śmiech. – Wygląda na to, że arena nadal dobrze sobie poczyna. Dobrze wiedzieć, że nic się tu nie zmieniło.
Bo choć w porcie znajdowało się przejście do niej, miejsce to nie znajdowało się w Londynie i wydawało się wolne od panującego w mieście nastroju.
Remi Cattermole
Remi Cattermole
Zawód : aspirujący smokolog w Peak District
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
-
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8007-remi-cattermole https://www.morsmordre.net/t8024-poczta-remi https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-derbyshire-okolice-mayfield-jabloniowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8034-skrytka-bankowa-nr-1942 https://www.morsmordre.net/t8033-remi-cattermole

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Arena Carringtonów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach