Wydarzenia


Ekipa forum
Genevieve Multon (budowa)
AutorWiadomość
Genevieve Multon (budowa) [odnośnik]31.05.22 20:17

Genevieve Multon

Data urodzenia: 15.08.1924r.
Nazwisko matki: Delacour
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Numerolog, twórca świstoklików
Wzrost: 170
Waga:
Kolor włosów: Blond
Kolor oczu: Niebieskie
Znaki szczególne: Smutne spojrzenie niebieskich oczu, znamię w kształcie gwiazdki na obojczyku, blizny na nadgarstkach skrycie ukrywane pod rękawiczkami.



Skąd się tu wzięłam?
Zawsze byłam ciekawa, gdyż moi rodzice różnili się od siebie niczym ogień i woda. W żyłach mojej mamy płynęła wila krew sprawiająca, że była kobietą niezwykle piękną ale i temperamentną oraz kapryśną, zaś mój ojciec był poetą, mężczyzną niezwykle spokojnym oraz pogrążonym we własnych marzeniach. Nie pasowali do siebie - to było widoczne na pierwszy rzut oka, miłość jednak ponoć bywa ślepa. Nie raz tata opowiadał mi, jak zobaczył mamę po raz pierwszy na deskach drewnianej sceny i nie potrafił oderwać spojrzenia od jej oczu, mimo wilego uroku jaki dało się zaobserwować w jej rysach. To właśnie to przenikliwe, niebieskie spojrzenie sprawiło, że Regulus Multon stracił głowę. Nie było jednak łatwo, wielu mężczyzn podziwiało mamę chcąc uczynić ją swoją, to jednak nieśmiały poeta skradł jej serce, chociaż nigdy nie chciała przyznać co też sprawiło, że wybrała właśnie jego, wywracając swoje życie do góry nogami. Do tej pory matka zamieszkiwała malownicze, francuskie krainy do których tęskniła każdego dnia, niczym przykładna żona jednak ruszyła za mężem - do pochmurnej Anglii, w której przyszłam na świat ja - Genevieve Multon, jedyna córka Regulusa i Colette. I jak moja matka nosiłam w sobie geny przodkiń, wzbudzając zachwyt krewniaków ojca oraz niepokój matki. Dzieciństwo upłynęło mi na zabawach na leśnej polanie niedaleko rodzinnego domu oraz wakacyjnych wycieczkach w rodzinne strony matki, gdzie uczyłam się jazdy konnej, przyrządzania wiśniowej konfitury oraz szycia, gdyż grand-mere wychodziła z przekonania, że każda kobieta winna posiadać te umiejętności, zwłaszcza jeśli nazwisko jej przodkiń brzmiało Delacour. Ze słodkim sentymentem wspominam swoje dzieciństwo uważając je zwyczajnie za szczęśliwe - dokładnie takie, jakim dzieciństwo powinno być mimo siniaków, zdartych kolan czy drobnych niesnasków które wtedy wydawały się być końcem świata, zaś teraz nie posiadały nawet swojego miejsca w pamięci.


Zwieńczeniem mego dzieciństwa był moment, w którym otrzymałam list do szkoły magicznej, choć widniejące na kremowej kopercie logo przyniosło cień rozczarowania na mojej buzi. Miałam cichą nadzieję, że jednak rodzice wyślą mnie do szkoły, do której uczęszczała mama - kilka razy w tygodniu byłam żywiona opowieściami o pięknych, strzelistych wieżach i śpiewie nimf, jaki rozprzestrzeniał się po Beauxbatons. Na kopercie widniało jednak logo szkoły, ukończonej przez mojego ojca, zwanej Hogwartem i choć od niego słyszałam o psotach na błoniach czy tajemniczych pokojach, z początku nie byłam przekonana, że będę umiała się tam odnaleźć. Gdy byłam dzieckiem bowiem byłam istotą nieśmiałą, odrobinę wycofaną oraz na tyle kapryśną, że nie raz własna rodzina nie potrafiła tego znieść. Nieśmiałość oraz wycofanie jednak z czasem z niknęły, o tym jednak później.
Hogwart.
Gdy pierwszy raz postawiłam tam nogi zrobił na mnie wrażenie nieprzystępnego oraz niezwykle surowego - przynajmniej tak odebrałam wysokie oraz grube mury nieznanego zamku, przytłaczającego swoją wielkością. Teraz, gdy po latach wspominam pierwszą wizytę w zamku chce mi się śmiać, gdyż to miejsce szybko zyskało dla mnie miano drugiego domu. A jeśli już o domach mowa, wychował mnie Slytherin - ten dom, który wzbudza chyba najwięcej krzywych, podejrzliwych wspomnień sugerujących, co by Ślizgoni byli istotami przebiegłymi oraz niegodnymi zaufania. Sama mam doświadczenia zupełnie inne - to ludzie niezwykle zaradni, ambitni oraz stanowiący niezwykle dobre towarzystwo… Choć mogło to być spowodowane tym, że sama przejawiałam podobne cechy charakteru. Pierwsza na jaw wyszła ambicja, dokładniej podczas pierwszych zajęć z numerologii, podczas których zakochałam się w numerologii oraz możliwościach, jakie ze sobą niosła. Uwielbiałam te zajęcia i szybko zaczęłam robić wszystko co w mojej mocy, aby być z nich najlepszą. Kolejną dziedziną którą ukochałam swym sercem była transmutacja - fascynowała mnie, ciekawiła, sprawiała, że dreszcze wędrowały wzdłuż mojego kręgosłupa na myśl o tym, jakie możliwości mogła dać, zwłaszcza połączona z numerologią. Lubiłam również późne lekcje astronomii podczas których wpatrywaliśmy się w nocne niebo oraz opiekę nad magicznymi zwierzętami, choć nadal bałabym się podejść do hipogryfa. Nauka szła mi dobrze, choć nie we wszystkich polach, gdyż poniosłam porażkę w dziedzinie zielarstwa czy wróżbiarstwa, które w mojej skromnej opinii nie miało choćby krzty sensu.
Wraz z nauką pozbywałam się również nieśmiałości, z biegiem czasu zauważając, że nie jestem taka, jak inne koleżanki. Zawsze było we mnie coś, co przyciągało męskie spojrzenia, co wodziło ich na pokuszenie odbierając te niewielkie resztki rozsądku, jakie mogły się w nich pojawiać. Z początku tego nie rozumiałam, dopiero rozmowa jaką przeprowadziła ze mną mama wyjaśniła mi, dlaczego tak się dzieje… A ja, jako głupi podlotek którym byłam szybko zachłysnęłam się uwagą oraz uwielbieniem spływającym z chłopięcych twarzy. Uśmiechałam się, szeptałam słodkie słówka i posyłałam długie spojrzenia ucząc się, które z nich najlepiej działają; które sprawią, że moje książki same odnajdą drogę do sali a ulubione ciastka nie znikną ze stołu, nim pojawię się na kolacji. Powoli budowałam swoją pewność siebie przekonana, że skoro posiadam wile geny powinnam je wykorzystywać… I dopiero po latach wiem, jak zgubnym było to myślenie.


Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Z początku go nie zauważałam, umykał mi gdzieś w tłumie nie wydając się być nikim interesującym… Ja jednak interesowałam jego. W ten chory, obsesyjny sposób sprawiający, że kroczył zawsze dwa kroki za mną, uważnie obserwując moje poczynania. Dopiero teraz wiem, że szukał skrupulatnie szukał sposobu, aby się ze mną spotkać w czymś, co mi wydawało się zwykłym zbiegiem przypadków. Mieszkałam wtedy we Francji która, choć będąc po części moim domem, przytłaczała mnie samotnością jaka dopadała mnie gdzieś pomiędzy kolejnymi opasłymi tomiszczami przynoszonymi przez mojego mistrza a samotnymi śniadaniami zjadanymi w pośpiechu. On przypominał mi o Anglii - o tym miejscu, które w sercu zapisało się jako mój dom sam bowiem wywodził się z tamtych stron; dodatkowo posiadał coś, czego ja rozpaczliwe potrzebowałam w tamtym czasie - znajomości, klucze do drzwi które musiałam otworzyć, jeśli chciałam osiągnąć sukces. Pomógł mi. W zamian za kilka nie zobowiązujących spacerów, uśmiechów oraz kolacji poznał mnie z innymi znawcami numerologicznej oraz transmutacyjnej sztuki, pozwalając na zgłębienie dziedzin, które tak bardzo mnie fascynowały. Rozwinęłam swoje skrzydła… A nieszczęśnika potraktowałam jak każdego, innego zapatrzonego we mnie czarodzieja, odprawiając go z kwitkiem.




Patronus:

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 120
Uroki:50
Czarna magia:00
Uzdrawianie:00
Transmutacja:200
Alchemia:00
Sprawność:50
Zwinność:50
Reszta: -7
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
FrancuskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaII10
KłamstwoI2
KokieteriaII10
NumerologiaIII25
ONMSI2
SpostrzegawczośćI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI2
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (tworzenie poezja)I0.5
Sztuka (malarstwo)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
KrawiectwoII7
GotowanieI0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
PływanieI0.5
Taniec balowyI0.5
Jazda konnaI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Półwila-5 (+10)
Reszta: -1
Gość
Anonymous
Gość
Genevieve Multon (budowa)
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach