Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]26.09.15 16:13
First topic message reminder :

Salon

Także urządzony na sposób mugolski, jak zresztą całe mieszkanko Alice. Położony między kuchnią a sypialnią. Największe pomieszczenie w mieszkaniu. Znajduje się tutaj kanapa, regały z książkami i inne rzeczy typowe dla nowoczesnych mugolskich salonów z tamtego okresu. Przez wychodzące na znajdującą się poniżej ulicę okna wpada tutaj sporo światła, ale że w mieszkaniu jest mugolska elektryczność, Alice nawet wieczorami nie musi rezygnować z zajęć wymagających oświetlenia. Zazwyczaj to właśnie w tym pomieszczeniu czyta lub zajmuje się jakimiś sprawami przyniesionymi z pracy, a także spotyka się ze znajomymi.


Ostatnio zmieniony przez Alice Elliott dnia 08.02.16 16:56, w całości zmieniany 1 raz
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Re: Salon [odnośnik]22.01.16 17:45
Nie bała się Rogera. Będąc w pełni przytomną to raczej by nie zaczęła krzyczeć na jego widok, ale wiadomo, przez sen reakcje były inne. Szybko jednak się ogarnęła, i zszokowanie ustąpiło miejsca radości na widok ukochanego kuzyna, który był dla niej niczym starszy brat. Mimo różnicy wieku od dzieciństwa świetnie się czuli w swoim towarzystwie i potrafili się dogadać. Chyba tylko Aloysius znał ją w porównywalnym stopniu, oczywiście nie licząc ojca. Nawet nie przejmowała się tym, że ją zaskoczył, że nie przygotowała się na jego wizytę; do jego odwiedzin przygotowywać się specjalnie nie musiała, bo i tak doskonale wiedział o jej bałaganiarstwie, znał jej przyzwyczajenia i tak dalej i wątpiła, by cokolwiek w jej otoczeniu mogło go szczególnie zbulwersować. Jak przystało na Elliottów, oboje byli dosyć dziwni. Mieli swoje nawyki, a także łączyła ich także ogromna sympatia do wszystkiego, co mugolskie.
- Chyba powinnam kiedyś o czymś pomyśleć. – Jakieś dodatkowe zabezpieczenie poza mugolskimi kluczami by nie zaszkodziło. – I o drzwiczkach dla kota też. Przecież wiesz, jak uwielbiam twoją futrzastą postać!
Odkąd Roger został animagiem, Alice była zachwycona jego przemianami, tym bardziej, że naprawdę lubiła koty, ale zarazem bardzo mu tej zdolności zazdrościła. Wiedziała jednak, że to bardzo trudna i czasochłonna umiejętność, a nie była ani uzdolnioną czarownicą, ani wytrwałą w rzeczach, które wymagały większego wysiłku. Można powiedzieć, że często miewała słomiany zapał.
- Cały czas cię słucham – zapewniła go. – Nawet, kiedy rzucam w ciebie poduszkami. Swoją drogą, pamiętasz nasze dziecięce bitwy na poduszki? Na pewno pamiętasz, nie mów, że nie.
Wyszła z pokoju i po chwili weszła z powrotem, widząc go szperającego w szafie. Przekręciła głowę lekko w bok, obserwując go niczym zdziwione dziecko.
- Bez obaw, nic bardziej podejrzanego niż mugolskie graty, których część nazwoziłam jeszcze z Ameryki, u mnie nie znajdziesz. – Ach, ta jego słynna aurorska czujność! Nawet własną kuzynkę podejrzewał o coś dziwnego, choć oczywiście wiedziała, że to po prostu jego specyficzne poczucie humoru. – Jak już tam grzebiesz, to może znajdziesz mój szalik, no wiesz, ten niebieski. Chciałam go wczoraj założyć, bo rano było dość zimno, a kompletnie nie umiem go znaleźć – zachichotała, przyglądając się jego poczynaniom. – Zdążyłeś zjeść śniadanie, czy chcesz, żebym spróbowała coś dla ciebie ogarnąć? O ile, oczywiście, nie boisz się jeść tego, co przygotuję. Moje umiejętności jak były mizerne tak nadal są, ale nie chciałabym, byś szedł do pracy głodny. Musisz w końcu być dzielnym aurorem.
Dała mu przyjacielskiego kuksańca w ramię, po czym wspięła się na palce by zmierzwić mu włosy.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]23.01.16 19:07
W jednej chwili przejść z przerażenia do normalnej rozmowy?
W ich rodzinie wszystko było możliwe.
Z goszczącym na ustach, triumfalnym uśmieszkiem, przeszukiwał jej szafę (choć, tak na marginesie, sam nie wiedział, co konkretnie w niej chciał odnaleźć). Może zwyczajnie się martwił? Alice często kręciła się po dziwnych miejscach z równie dziwnymi ludźmi, albo przynajmniej takie odnosił wrażenie. Nie rozmawiał z nią jeszcze na ten temat, bo nie było okazji. Ale prędzej czy później porozmawia, obiecał to sobie i nawet zapisał w misternie sporządzanych notatkach, tuż obok ostatnich wyników Caroline, jakie osiągnęła podczas ich ostatniej lekcji. Choć nie o tym teraz mowa.
- Och, przyznałaś mi rację, zaznaczę to w kalendarzu - przyznał zgryźliwie; prawda była taka, że równie często sobie dogadywali, co zwykli się w czymś zgadzać. Nie miał nic przeciwko, dopóki sprawy nie zakrawały na dość drażliwe dla niego tematy. Ale skoro rzeczywiście planuje umieścić drzwiczki dla kota i zabezpieczyć mieszkanie (okej, nie czepiajmy się, że powinno być w odwrotnej kolejności, choć te drzwiczki dla kota...), to znaczy, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. A skoro zmierza w dobrym kierunku, chyba mógł się nieco uspokoić.
- Ha ha ha, bardzo zabawne, mało się nią nie udławiłem. Chciałaś mnie wysłuchać, jaasne - odparł tonem podobnym do poprzedniego. Wciąż z każdym przełknięciem śliny czuł ten mdły, no właśnie, materiałowy, charakter. Ohyda. - Pamiętam. Zawsze dawałem ci fory - powiedział tym razem z rozbawieniem. Chyba nie sądziła, że wygrywała, bo była w tym dobra?
- Jak znajdę, to powiem. - Zanurzył się po raz kolejny w odmętach szafy, choć oczywiście, niczego nie znalazł. Skończył z koszulką zdobiącą jego głowę jak jakiś nowoczesny rodzaj korony, turbanu czy czegoś tam innego. Mniejsza z tym, bo zdjął ją niemal w tej samej chwili i wrzucił z powrotem do środka. Nikt nie mówił, że będzie jej tam sprzątał. Sam miał u siebie pobojowisko, ale o to akurat nikt nie pytał. - Kto cię wie, co tam trzymasz - stwierdził, bo mimo wszystko obawy i tak były obecne. Oddał jej lekko z łokcia, oczywiście nie za mocno - przecież nie chciał jej pobić. Poprawił odruchowo powyginane teraz we wszystkich możliwych kierunkach, jasne kosmki włosów. Zabawne było, że włosy i oczy mieli podobne. Wypisz wymaluj rodzeństwo, mogłaby się podawać za kolejną jego siostrzyczkę.
- Jadłem już. Nie tłumacz się, bo oto stoi przed tobą prawdziwy mistrz kucharstwa... Nie licząc zupy z konserw na campingu, to był akurat czas kryzysu. - I faktu, że wówczas nawet namiot przeszedł tym zapachem, tak intensywnym, że aż trudno było zasnąć. I faktu, że na domiar złego swoje kuchenne rewolucje przypalił. Nie ma co, kucharz pierwsza klasa. - Zrobimy jajka na miękko. Dawaj dziewięć, będę rozbijać kolejne co jakiś czas, aż znajdę idealne. - Każda metoda dojścia do celu jest dobra, niech nawet nie zaprzecza.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]25.01.16 22:02
O tak, Elliottowie byli bardzo dziwną rodzinką, a Alice była tego najlepszym przykładem. Wcześniejsze przerażenie było tylko przejawem pierwszego szoku po nagłej pobudce, bo gdy tylko zrozumiała, z kim ma do czynienia, natychmiast się uspokoiła i przeszła nad tym do porządku dziennego. Ot, kolejny żart Rogera. Była zdecydowanie daleko od dąsania się na niego tak na poważnie i zapewne dobrze o tym wiedział, kompletnie nic nie robiąc sobie z min, które do niego stroiła.
- Zdaję sobie z tego sprawę – rzekła, robiąc do niego minę; nawet ona nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że wygrywała z nim na równych zasadach, był przecież od niej zawsze wyższy i silniejszy, i to już w dzieciństwie i młodości. Musiała porządnie zadzierać głowę do góry, by móc mu patrzeć prosto w twarz. – Ale i tak dobrze się bawiliśmy. Czasami bardzo tęsknię za tymi czasami.
Były momenty, kiedy chętnie cofnęłaby się do czasów dzieciństwa, kiedy to spędzała większość roku wraz z ojcem w Ameryce, a także bawiła się z bliskimi oraz z dziećmi mieszkającymi w okolicy. Teraz ona i Roger oboje byli już dorośli, jednak jak widać, wciąż nie zatracili do końca pewnych infantylnych nawyków. Czasami wciąż docinali sobie jak para dzieciaków.
- Wyglądasz uroczo. Powinieneś pójść tak do pracy. Twoje znajome aurorki miałyby na co popatrzeć – rzuciła, widząc, jak wynurzył się z szafy z jej koszulką zawiniętą na głowie. Gdy to zdjął, na moment wygięła usta w podkówkę, ale znowu się ożywiła, gdy wspomniał o swoich próbach gotowania. – Chyba pamiętam tę opowieść. Jak widać, brak talentu do gotowania jest u Elliottów rodzinny. Jednak mojej kuchni postarajmy się nie spalić, nawet polubiłam to mieszkanko i zamierzam jeszcze trochę tu zostać.
Dała mu lekkiego pstryczka w nos, po czym pociągnęła za rękę w kierunku małej kuchni, urządzonej na sposób całkowicie mugolski, z kuchenką, prostymi meblami oraz zwykłą, całkowicie niemagiczną lodówką, którą po chwili otworzyła. Zapasy jedzenia nie były imponujące, chyba powinna wybrać się jutro na zakupy do pobliskiego sklepu.
- Może ty już jadłeś, ale ja właśnie sobie uświadomiłam, że jestem cholernie głodna – rzuciła, przygotowując wszystko co potrzebne. – Też muszę być w dobrej formie przed pracą, bo wiesz, że jak jestem głodna, to zła. – Kolejny pstryczek w nos mężczyzny. Tak naprawdę nie było z nią aż tak źle, choć rzeczywiście, nie przepadała za uczuciem głodu, i choć wcale na to nie wyglądała, lubiła sobie dobrze pojeść. – Rewelacji nie będzie, ale cóż.
Zabrali się jednak za wspólne przyrządzanie prostego śniadania złożonego głównie z jajek oraz kanapek z masłem, do których Alice zrobiła herbatę. Do swojej jak zwykle wsypała sporo cukru, ale Rogerowi podsunęła cukiernicę (ozdobioną na brzegach małymi obrazkami budynków z Nowego Jorku), by sam sobie posłodził. Starała się również równomiernie dopiec jajecznicę, bo kiedy robiła to ostatni raz, wyszła z jednej strony zwęglona, a z drugiej praktycznie surowa.
- Okej, myślę, że chyba będzie dobra – stwierdziła; po kuchni rozchodziły się może nie smakowite, ale też nie jakieś paskudne zapachy. Więc chyba nie otrują się tym śniadaniem. – Swoją drogą, dobrze, że przyszedłeś i mnie obudziłeś, bo jak nic zaspałabym do pracy! Już drugi raz w tym tygodniu.
Miała na nieco późniejszą godzinę, ale i tak potrafiła zaspać. Cała Alice.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]26.01.16 17:55
Czy tęsknił za czasami przeszłości? Cóż, wtedy wszystko wydawało się proste, a problemy były ignorowane przez dziecięcy umysł, nadając pozbawione skaz, kolorowe barwy widzianym rzeczom. Poniekąd tęsknił, ale z drugiej strony nigdy nie był sentymentalny. Nie w jego stylu, koniec kropka. Cieszył się każdym nadchodzącym dniem i chwytał chwilę, nie oglądając się przesadnie na przeszłość. A teraz nie byli już dziećmi, wkroczyli mniej lub bardziej w progi dorosłości. I czasem się z tego powodu martwił, choć aktualnie w jego głowie nie gościły żadne ciemne myśli. Wszystko było świetne, a z twarzy nie chciał schodzić szczery, świadczący o dobrym nastroju uśmiech.
- Moje znajome aurorki - zaczął tajemniczo, jakby miał ją - zupełnie nieświadomą - pouczyć o nowej teorii - muszą być czujne. - Zamyślił się przez moment i nagle uniósł do góry rękę, niemal bliski wykrzyknięcia słynnego Eureka!. Aż dziwne, że nie zapaliła się wisząca nad nim żarówka, bo musiał szczerze przyznać, że dostał maksymalnego olśnienia. Życie to jednak nie komedia. - Właśnie, nie poznałem cię jeszcze z moją towarzyszką. Klapa, będę musiał to nadrobić. - Wypowiedź Alice odruchowo sprowadziła go na tory myślenia o Caroline. No tak, dziś będą po raz kolejny ćwiczyć, ciekawe, co tym razem. Już on jej wymyśli, zobaczy, z jakiej dziedziny ostatnio szło jej najgorzej. Znajomość miasta? Reakcja na ukrytego wroga? Wtapianie się w tłum? Mieli w programie naprawdę dużo do przerobienia. Caroline była w podobnym wieku do Alice, więc sądził, że pewnie zdołałyby się dogadać. To przecież nic złego, a nawet byłoby ciekawe. Musi poznać więcej osób z Londynu, bo jeszcze pomyśli, że wszyscy są tutaj sztywniakami, co to kij połknęli i ani w tę ani we w tę się ruszyć nie mogą.
Och, no tak, o talencie kulinarnym Elliottów ktoś mógłby napisać książkę, która zostałaby wydana jako bestsellerowy dreszczowiec. Emocje gwarantowane, a zdolność przypalania nawet samej wody - z tym trzeba się po prostu urodzić. Duża część garnków Rogera wyglądała, jakby cudem zdołały uniknąć pożaru; o spękanej, sczerniałej emalii, która niekiedy odpadała grubymi płatami. Nic dziwnego, że co chwilę musiał kupować nowe.
- Wygląda... - zaczął, spoglądając uważnie na jajecznicę - ...oczywiście na najlepszą jajecznicę, jaką kiedykolwiek zdołałem zobaczyć. - Zwieńczył radośnie, chwaląc kuzynkę, bo fakt, jak na ich talenty, potrawa była istnym majstersztykiem. Usiadł i posłodził swoją herbatę (jak zwykle za mocno), by potem wymruczeć pod nosem, że, na gacie Merlina, smakuje bardziej jak woda z cukrem. Sam był sobie winny.
- A o budziku nie myślałaś? - Zmarszczył delikatnie brwi, nadal uważnie jej się przyglądając. A niech spróbuje stracić pracę, to gdzie wtedy pójdzie? Nawet nie chciał o tym myśleć. Poza tym, budziki były świetne. Mugole często rzucali nimi na odległość (mieli jakąś dyscyplinę?), ale toto przecież ratowało życie każdego spóźnialskiego. Narzekano na te cuda techniki, choć w rzeczywistości każdy narzekacz miał ZEROWE pojęcie na temat wkurzających rzeczy. Poszliby do domu jego dziadków (ze strony matki oczywiście), gdzie jest gadający portret praprababki, która w nocy potrafi ni stąd ni zowąd wrzasnąć na całe mieszkanie, gdy coś jej się ubzdura. To prawdziwa udręka. - A, właśnie, skoro mowa o pracy. Jak z wujem? Wszystko w porządku? - spytał, bo dawno się z wujciem nie widział, co w sumie było smutne, bo pan T. Elliott zawsze był jednym z jego ulubionych krewnych.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]28.01.16 15:13
Alice też zazwyczaj podchodziła do życia z dużym optymizmem, beztroską i niekiedy wręcz niefrasobliwością. Tylko czasami ogarniały ją ponure myśli i świadomość, że podczas gdy jej rówieśnicy już zaczynają układać sobie życie i zakładać rodziny, ona ciągle myślała tylko o przygodach i dobrej zabawie. Zamiast być odpowiedzialną, szukała wrażeń i wałęsała się po dziwnych miejscach. Zamiast zacząć szukać męża – wolała zaliczać kolejne przygodne, pozbawione przyszłości romanse. Zerkając na wejście do salonu, przypomniała sobie przelotnie ostatnią „przygodę” z Danielem i zamyśliła się na moment, jednak kiedy Roger znowu się odezwał, pospiesznie zwróciła na niego wzrok.
- Nie wątpię. Ja chyba nie byłabym dobrym materiałem na aurorkę, bywam zbyt roztargniona – zauważyła. Może lubiła rozkoszny posmak ryzyka, ale nie była tak skora do poświęceń, jak powinni być aurorzy, była też roztrzepana i nieodpowiedzialna, no i zwyczajnie nie była dostatecznie uzdolniona magicznie, by choćby myśleć o ubieganiu się o przyjęcie na kurs. Zostałaby wyśmiana, gdyby zademonstrowała swoje wyniki sumów i owutemów, dobre z zaklęć i transmutacji, ale naprawdę fatalne z eliksirów czy obrony przed czarną magią. – Och, więc masz nową towarzyszkę? – słysząc tę wzmiankę, natychmiast się ożywiła i zaciekawiła. – Kto to taki? Powierzono ci pieczę nad jakąś nową po kursie? Opowiesz coś o niej?
Aż była ciekawa, jak Roger „przyuczał” swoją współpracownicę do aurorskiego fachu. Koniecznie chciała ją poznać, wiadomo. Nałożyła sobie swoją porcję jajecznicy i usiadła przy stole.
- Chyba musisz mi ją kiedyś przedstawić – dodała jeszcze. – A jajecznica wcale nie jest taka zła w smaku. Spróbuj – zachęciła go, energicznie wymachując widelcem podczas gestykulacji i prawie trafiając go kawałkiem jedzenia w policzek. Ale rzeczywiście, tragedii nie było. Kuchnia była cała, patelnia cała, jajka się nie zwęgliły, a i skorupek tkwiło w nich zaledwie parę małych fragmentów. Nie mieli na co narzekać.
- Niewiele by mi to pomogło, i tak wyłączam i śpię dalej – parsknęła śmiechem. Chyba musiałaby sobie ustawić koło łóżka z dziesięć budzików nastawionych w odstępach co kilka minut, by w końcu dała radę się dobudzić. I może kiedyś o tym faktycznie pomyśli, bo poranne wstawanie było jej zmorą. Była raczej typem nocnego marka.
Kiedy zadał pytanie o ojca, na jej twarzy pojawił się nieco blady uśmiech.
- Ostatnio czuje się trochę lepiej – powiedziała. – Musisz kiedyś do niego wpaść, na pewno się ucieszy. Ten urlop zdrowotny bardzo go nudzi, wiesz, że przywykł do życia w ciągłym ruchu i częstych podróży i nie przepada za samotnością. Wpadam do niego praktycznie codziennie.
Jej ojciec nigdy nie lubił tkwić zbyt długo w jednym miejscu, więc odpowiadało mu życie polegające na kursowaniu między Anglią i Ameryką, urozmaicone także regularnymi podróżami w inne zakątki świata. Ale podczas któregoś z tych wyjazdów coś musiało mu zaszkodzić, bo podupadł na zdrowiu i nie bardzo chciał mówić, o co chodziło. Alice niepokoiła się i to było jednym z głównych powodów, dla których przedłużyła pobyt w Anglii. Choć przecież też była niespokojnym duchem, ciągnęło ją w szeroki świat, a także miała sentyment do czasów w Ameryce. Znosiła rozłąkę z tamtejszym życiem pewnie gorzej niż Roger, który wydawał się całkiem nieźle układać sobie życie w Londynie.
- A co u twoich rodziców i siostry? Też dość dawno u was nie byłam – zapytała po chwili, znowu przenosząc wzrok na twarz Rogera.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]29.01.16 10:19
Nie umiał tego opisać. Nie dało się, nie istniała taka sposobność. Kiedy rozmawiał z Alice, zawsze mu się wydawało, że mówią w identycznym języku. I było to wrażenie poniekąd dziwne - ponieważ z reguły ludzie traktowali go pobłażliwie, jakby był jakimś pokracznym przybyszem, którego najlepiej minąć z ostentacyjnym wzruszeniem ramion i więcej się nim nie zajmować. Tak właśnie to wyglądało. Z Alice jednak naprawdę miał dobry kontakt, nawet jeśli dzieliło ich te pięć lat różnicy, nawet jeśli ona większość czasu przesiedziała w Ameryce i posługiwała się zupełnie odmiennym od angielskiego akcentem. Ale w gruncie rzeczy naprawdę byli podobni. Nie umiałby sobie wyobrazić, że mogłaby się okazać zupełnie inna, niż na jaką się prezentuje. Albo żeby się zmieniła. Nie, Alice nigdy nie mogła się zmienić, choć akurat byłoby miłe, gdyby stała się odrobinę bardziej odpowiedzialna. Ale nie wszystko da się mieć za jednym zamachem.
- Nie taką nową - wyjaśnił, gdy została poruszona kwestia jego towarzyszki. Wyglądał na od razu ożywionego; mówił z zaznaczającym się w głosie podekscytowaniem. Merlinie, już chciał ją ponownie spotkać. - Pochodzi z Francji i musi się odnaleźć, wiesz, nie wyjadać żab sąsiadom ze stawu i tak dalej - kontynuował wielce poważnym tonem jakiegoś wykładowcy. - Chodzimy razem na misje, dlatego postanowiłem ją podszkolić - podsumował, wieńcząc wszystko szczerym, odsłaniającym częściowo zęby uśmiechem. - Przedstawię! Zorganizuję spotkanie - zapewnił jeszcze. Na pewno się dogadają. Skoro on dogadywał się z Caroline, był pewny, że Alice również go polubi. W końcu nie należeli do uprzedzonych rodzin - można było mówić na ich temat wiele rzeczy, ale na pewno nie była to nietolerancja.  
- No. Nie jest zła - powiedział, kiedy zdołał spróbować jej jajecznicy. Nagle jednak się skrzywił. - Tylko... Zdaje się, że złamałem sobie zęba. - Zaśmiał się w tym momencie cicho, doszukując się choć najmniejszych zmian w wyrazie twarzy swojej kuzynki. - Taki żarcik.
Upił kilka łyków herbaty, która wypełniała jego wnętrze ciepłem. Ciepłem słodkawym (przeklęty, dodany w zbyt dużej ilości cukier!), ale jednak rozchodzącym się ze smakiem po całym jego języku, by potem przelewać się z każdym łykiem przez gardło.
- Jasne, właśnie planowałem go odwiedzić. Też bym się nudził - powiedział. Ale cieszył się, że z wujem wszystko w porządku. Duża część ich rodziny była mugolami i choć naprawdę ich lubił, tylko tacy jak Alice czy wujcio, mogli naprawdę z nim porozmawiać i go zrozumieć. - Po staremu. Mama pracuje nad nową książką, ale za nic nie chce powiedzieć, o czym ona będzie. - Przypomniał sobie, jak często zamykała się w swoim pokoju i kazała nikomu do niego nie wchodzić. Ojciec tylko narzekał, że na obiad musi jeść wciąż to samo, bo narobiła za jednym zamachem tyle zupy, by starczyło na tydzień. Na szczęście on przez większość czasu jadł poza domem.
- To co? Szykujesz się do pracy? Ja chyba też - zauważył, zerkając kątem oka na tarczę zegarka.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]29.01.16 17:47
Alice często stykała się z takim traktowaniem jej osoby, szczególnie od czasu powrotu do Anglii. Często patrzono na nią z góry z racji jej jawnie promugolskich poglądów i sympatii do wszystkiego, co niemagiczne. Jej niefrasobliwość i beztroska także nie pomagały. Więc cóż, oboje z Rogerem byli w podobnym położeniu i pewnie to jeszcze bardziej ich do siebie zbliżało.
- Wydaje mi się, że ją lubisz – podsumowała; tak, było to widać po jego zachowaniu i sposobie, w jaki opowiadał o partnerce z pracy. Gdyby traktował to wyłącznie jako sprawę zawodową, ot, zwykłą pieczę starszego aurora nad nowym, nie mówiłby tak o niej. – W takim razie tym bardziej musisz mi ją przedstawić. – Była naprawdę zaciekawiona.
Parsknęła cichym śmiechem, słysząc jego kolejną uwagę na temat jajecznicy.
- Przecież i tak dobrze wiem, że tylko się drażnisz – puściła do niego oczko.
Przez chwilę we względnym spokoju spożywali swoje skromne śniadanko.
- Wpadnij kiedyś po pracy. Albo w weekend. Powiem tacie, że może się ciebie wkrótce spodziewać – rzekła. – To ciekawe. Może niedługo zdecyduje się pochwalić. Wiesz, jak to jest z artystycznymi duszami. Potrzebują swojej przestrzeni twórczej. – Wiedziała, że matka Rogera pisze i była ciekawa, co tam nowego tworzyła.
Niedługo później skończyli jeść. Alice wstawiła naczynia do zlewu z mocnym postanowieniem, że po pracy je umyje. Prócz dzisiejszych, nadal leżały tam także te z wczorajszego obiadu, bo była zbyt leniwa, by wykonywać tego typu czynności systematycznie.
- Tak, wypadałoby się powoli zebrać. Niech szef choć raz na jakiś czas widzi, że potrafię się nie spóźniać. – Jej spojrzenie także powędrowało na zegar. – Możemy lecieć razem. Co ty na to?
Ogarnęła więc ostatnie sprawy przed wyjściem, założyła kurtkę i chwyciła swoją torbę, po czym razem z Rogerem opuścili mieszkanie, udając się do pracy.

| zt.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach