Wydarzenia


Ekipa forum
Imogen Snape
AutorWiadomość
Imogen Snape [odnośnik]15.10.15 13:01

Kali Wadjet El-Hashem - Naifeh (Imogen Snape)

Data urodzenia:13.02.1925r.
Nazwisko matki: Wadock
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: pół-krwi
Zawód: właścicielka baru Sānsa, burdelmama/księgowa restauracji Wenus
Wzrost: 1,73
Waga: 66
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: brązowe
Znaki szczególne: stara się być jak najmniej szczególna


Indyjska kurwa! – krzyczał wchodząc i wychodząc.
Paliłam papierosa. Było nudno i chyba to widział. Jego ruchy były coraz wolniejsze, słabsze. Biedaczek zrobił się blady, zaczął się pocić, dyszał mocniej i w końcu położył się na moim nagim ciele. Wyszeptał resztką sił:
- Nie... rozum-… -iem… - zamknął oczy.
Szybki numerek, tak to zwykłam nazywać. Klienci szeptali za moimi plecami, że jestem sukubem, potrafię wyssać całą energię życiową w trakcie szalonego seksu. Większej bzdury nigdy nie słyszałam! Idioci po prostu nie zwracali uwagi na to, że opary z kadzideł i fajek wodnych, które wdychają, bardzo ich osłabiają. Na mnie to nie działa – ta woalka na twarzy nie służy do ozdoby.
Leżałam z nim, głaszcząc go po włosach. Uśmiechnęłam się, a po policzku spłynęła mi łza.
Gdzie jesteś? Ty, mój jedyny?
Poczułam jak jego narzędzie powoli mięknie i opada ze mnie na prześcieradło. Zaczęłam analizować swoją pozycję, miałam dużo czasu:
Jestem Wadjet Kali El-Hashem – Naifeh, mam dwadzieścia cztery lata, pochodzę z Egiptu. Moja matka przyjechała tutaj z Indii, ale nie wyglądała na Hinduskę. Nie znam historii moich rodziców, jak się poznali… Wiem tylko tyle, że mojego ojca urzekła w swojej żonie magia. On sam nie potrafił nią władać, za to bardzo tego pragnął. Rodzice mnie kochali, byłam jedynym ich dzieckiem. Wadjet, Kali… Boginią jednak nigdy nie byłam.
Zostałam wysłana do jakiegoś magicznego instytutu – przynajmniej tak to odbierałam, jak byłam mała – „jakiś magiczny instytut”. Kładziono tam szczególny nacisk na sztukę alchemii, wytwarzanie mikstur i eliksirów. Wychowana przez Kaymię zdobyłam znaczne wykształcenie w tej dziedzinie, do reszty przedmiotów tak się nie przykładałam.

Rodzina, przyjaciele… O nich nawet na moment nie pomyślałam… No bo gdzie oni teraz są? Gdzie jesteście Wy, którzy mieliście zawsze mnie wspierać i mi pomagać? Dzieciństwo to nic, o czym warto byłoby wspominać. Wszyscy, których kiedykolwiek miałam przy sobie, odeszli i już nigdy nie wrócą. Albo ja odeszłam od nich... Znajomości z tamtych czasów całkowicie się rozsypały.
Jestem Wadjet Kali El-Hashem – Naifeh, mam dwadzieścia cztery lata i jestem w kropce.
Mogłam tyle osiągnąć. Mogliśmy. Pamiętam jeszcze nasze pierwsze spotkanie… Kurs magii leczniczej. Marzyło mi się poznać wszelkie tajniki alchemii, więc na lecznictwie też musiałam się nieco znać. I Ty tam byłeś. Onieśmielałeś mnie swym wzrokiem, romantyzmem, który płynął z Twoich oczu, z całego Twego ciała. Byłeś idealny. Byłeś. Wadjet Kali El-Hashem – Naifeh. Właśnie. Było nam ze sobą tak dobrze, mieliśmy mieć dziecko, żyć szczęśliwie, lecz Ty… Sprawy rodzinne, które były powodem Twojej „dezercji” z domu nieco się wydłużyły. Nie widziałam Cię już jakieś dwa lata. Ale jeszcze kiedyś Cię zobaczę, wrócimy do siebie. Uda mi się stąd wydostać.
Jestem Wadjet Kali El-Hashem – Naifeh, mam dwadzieścia cztery lata i przeżywam dramat.
Miesiąc po tym, jak opuściłeś dom, zostałam porwana. Umierałam z tęsknoty, więc wracałam wieczorami do miejsc, które tak kochaliśmy. Pamiętasz tę przepiękną oazę? Tam się to stało. Nigdy nie czułam się dobrze w używaniu zaklęć, zresztą zostałam wzięta z zaskoczenia, nie miałam szans. Szajka bandytów wzięła mnie jako swoją niewolnicę i sprzedała mnie do burdelu. Tutaj żyję już prawie dwa lata, bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Jedynie klienci i właściciel mają styczność z tym co dzieje się tam, za drzwiami burdelu. To od nich dowiedziałam się gdzie tak naprawdę jestem. Port Said – aż tam zawlekli mnie te brudne szumowiny.
Jestem Wadjet Kali El-Hashem – Naifeh. Kali… Jestem tutaj „indyjską kurwą”, bo tak sobie wymyślił zgrzybiały alfons. Ale dobrze, to bardzo dobrze. Kali to potężne imię. Kali przepowiada zemstę, która właśnie nadchodzi, kiedy gładzę jego posiwiałe, przetłuszczone włosie, którego już mało na tej małej główce zostało.
Czemu do tego doszło? Cóż, w burdelu panuje hierarchia i szybko się o tym przekonałam, kochany. Och, wiem, że byś tego nie pochwalał. Ba! Wolałbyś chyba rozczesywać Merlinowi brodę niż mieć cokolwiek wspólnego ze znieprawioną suką. Ale to był jedyny sposób, by do Ciebie wrócić. Powoli uczyłam się jak dobrze dogadzać mężczyznom. Kamień po kamieniu, wspinałam się na tę ogromną piramidę, zrzucając inne kurtyzany, zajmując ich miejsca. Właściciel stawiał przede mną coraz to większe wyzwania. Nasza instytucja przyjmowała też ludzi o odmiennych gustach – spróbowałam więc wszystkiego. Cierpiałam, tak cierpiałam. Lecz właśnie to cierpienie mnie budowało, dzięki niemu stałam się tym, kim teraz jestem. Jestem silną, przedsiębiorczą, zdecydowaną kobietą i, chociaż nie chcę nawet o tym myśleć, potrafiłabym sobie poradzić bez Ciebie. Bez kogokolwiek.
W końcu, jak ten faraon, uzyskałam w tej pipidówce renomę i stanowisko Burdelmamy. Tak, to ja, witajcie drogie dzieci, kogo pierwszego utulić do serduszka? A może do piersi? Wprowadziłam parę zmian, zdobyłam własne pomieszczenie i wstawiłam tu kadzidła oraz szisze (nauczyłam się z nich korzystać jeszcze w dzieciństwie, najpierw podglądając tatę, a potem po prostu paląc). Szybko zauważyłam, jak bardzo mogły mi się przydać do ucieczki. Jeden z moich klientów zawarł ze mną dobrą znajomość. Dostarczał mi potrzebnych składników, a ja już dobrze wiedziałam, co z nimi zrobić. Od tego momentu Kali zaczęła triumfować. Stworzyła się plotka – Kali hipnotyzuje, wysysa dusze, przenosi do innego świata. Nawet właściciel się zainteresował. Tępy chuj.
Jestem Wadjet Kali El-Hashem – Naifeh. Wadjet to kobra, kobra atakująca swoje ofiary i mordująca bez skrupułów. A Ty stałeś się moim celem, staruszku.

Na tym skończyła się moja analiza. Biedaczek przestał już całkowicie oddychać. To dziwne, niektórzy faceci szybko się męczą, kiedy jest im duszno.



Potem? Potem było już łatwo. Wcisnęłam ludziom jakąś głupią bajeczkę, że staruszek naprawdę kopnął w kalendarz przez brak odpowiedniej ilości tlenu w pokoju – który oczywiście wywietrzyłam, zanim kogokolwiek tam wpuściłam. Zawarłam z zaprzyjaźnionym klientem umowę… Pomoże mi się wydostać z Portu Said, spaliwszy wcześniej ten obrzydliwy burdel, a ja przygarnę go do siebie, gdy będziemy już na Wyspach. Na Wyspach właśnie, nie mogłam się już doczekać, kiedy Cię znowu zobaczę, Zaim.
Mój przyjaciel dobrze znał Wielką Brytanię, dziwny zbieg okoliczności. Znał też mężczyzn. Nie chciałam mu wierzyć, ale on nalegał. Mówił, że prawdopodobnie zostawiłeś mnie już na zawsze. Porzuciłeś, jak dziurawą bieliznę. Pomyślałam sobie wtedy, że jeżeli okazałoby się to prawdą, poznałbyś co to znaczy "El-Hashem", czyli, jak to w Anglii mówią "the crusher". W każdym razie - ten człowiek poprosił, bym dla swojego dobra, zmieniła imię i nazwisko, gdy tylko pojawię się w Anglii. Tak też zrobiłam. Na Nokturnie zdobyłam sfałszowane papiery i stałam się nikim innym, jak Imogen Snape.
Całkiem niepozornie, prawda? Imogen to takie brytyjskie imię. A Snape? W drodze do czarodziejskiej dzielnicy Londynu widziałam to nazwisko na jakimś ze cmentarzów.
Zmiana nazwiska, jak i spalenie burdelu oraz przeprowadzka do Wielkie Brytanii była symbolem. Rozpoczęłam nowe życie. Może w ukryciu, ale było mi na pewno przyjemniej i bezpieczniej. Dzięki pieniądzom nieżywego egipskiego alfonsa mogłam założyć własną działalność. Zainwestowałam więc w Sānsę – indyjski bar. Zawsze marzył mi się pub z sziszami, jednak założenie takiego i prowadzenie go Wielkiej Brytanii okazało się zbyt drogie, więc zostałam przy indyjskich dekoracjach i kadzidłach. Było to coś nowego w Londynie. Ludzie na początku czuli się niepewnie, jednak szybko zdobyłam klientów i zatrudniłam tego, który pomógł mi przez to wszystko przebrnąć – jako dopełnienie naszej umowy.
Czarodzieje tutaj mnie szanują. Widzą, że nie jestem z tej wyspy ani też tego kontynentu. Zapewniam im egzotyczną rozrywkę. U mnie mogą zaznać spokoju, zrelaksować się. Tutaj nikogo nie truję. Zresztą, czemu miałabym to robić, jeżeli chcę jakoś zarabiać. Zabawiłam się w podwójnego agenta, chyba po prostu mi się to spodobało. Dla klientów Sānsy jestem znana pod pseudonimem An'ya, co znaczy „inna”.



Minęło już osiem lat od kiedy opuściłeś Egipt, Zaim. Ja prosperuję bardzo dobrze. Mój „partner w opresji” zajął stanowisko prowadzącego Sānsę, ja jestem już teraz jedynie właścicielką. Oprócz tego w restauracji Wenus zostałam kimś na wzór burdelmamy - trudno się od tego uwolnić, jak już raz się wciągniesz. Zajmuję się tam finansami, brudna robota, ale dobrze płatna – a ja jestem idealnym człowiekiem na to stanowisko. Ludzie przeważnie mnie nie dotykają, z reguły im na to nie pozwalam, bo jestem Twoja. Po angielsku potrafię już mówić tak dobrze, jak w języku arabskim i hinduskim. Nauczyłam się nawet tego śmiesznego brytyjskiego akcentu, żeby nie brzmieć sztucznie – w końcu dla jednych jestem Imogen Snape, dla drugich An’yą o tajemniczym pochodzeniu, nieznanym nazwisku i zamaskowanej twarzy.
Ale czy to wszystko jest takie ważne? Najważniejsze jest to, że przez ten cały czas Cię poszukiwałam i wyczekiwałam tego momentu, kiedy w końcu pojawisz się na horyzoncie.
I wiesz co?
Chyba już Cię mam.




Patronus: Nigdy nie nauczyłam się przyzywać swojego patronusa, ale w głębi duszy wiem, że przyjąłby kształt kobry - Wadjet. A moim ulubionym wspomnieniem, dzięki któremu wąż miałby się ukazać, byłaby śmierć właściciela burdelu, w którym spędziłam dwa lata, zanim udałam się do Anglii.










 
1
-
1
14
3
-
2


Wyposażenie

różdżka, teleportacja, złoty kociołek



Gość
Anonymous
Gość
Imogen Snape
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach