Wydarzenia


Ekipa forum
Akihito Werver
AutorWiadomość
Akihito Werver [odnośnik]25.10.15 23:20

Akihito Jonathan Werver

Data urodzenia: 23 Marca 1924
Nazwisko matki: Shibuzan
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Półkrwi
Zawód: Policjant w Czarodziejskiej Policji
Wzrost: 178cm
Waga: 71kg
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Czarne
Znaki szczególne: Blizna na prawym ramieniu.


Cóż mogę powiedzieć? Jestem po prostu stróżem prawa świata magicznego, samotnym człowiekiem z już kilkoma bliznami przeżyć pomimo mojego młodego wieku. A może nie jestem młody? Przecież już przekroczyłem okrągłe trzydzieści. Nie jem też pączków, bo nie jestem stereotypem. Jestem po prostu samotnikiem.



Historia zaczyna się od tego, że moi rodzice poznali się sześć lat temu przed moimi narodzinami. Oboje byli czarodziejami z tą drobną różnicą, że ojciec był podróżującym po świecie zoologiem, a matka zajmowała się sklepem z herbatą. Ojciec akurat trafił do Japonii w celu spisania dzieła literackiego nazwanego przez niego “Życie japońskich stworzeń magicznych i ich środowisko” (Swoją drogą, nigdy tej książki nie przeczytałem). Warto przytoczyć fakt, że matka była Japonką, a ojciec Anglikiem. Bardzo miłe połączenie. Pamiętam jak ojciec mówił, że w ciągu tych sześciu lat starał się pokazać rodzinie matki, że zasługuje na nią. W końcu osiągnął swój cel, został przyjęty w ramiona rodziny Shibuzan. Ślub przeżyli, a wtedy po dwóch miesiącach mama zaszła w ciążę. I jak można się domyślić, po dziewięciu miesiącach na świat przyszedłem ja - Akihito Jonathan Werver.
Swoje dzieciństwo aż do okresu szkolnego wspominam bardzo miło. Byłem grzecznym dzieciakiem, ale zdarzały się momenty, że wściekałem się na rodziców za różne rzeczy. Najbardziej jednak wściekłem się na nich, kiedy powiedzieli mi, że przeprowadzamy się do Anglii. Nie wiedziałem wtedy dlaczego akurat tam. Jednak po kilku latach dowiedziałem się.
Miałem wtedy jedenaście lat, kiedy do okna mojego pokoju zastukała mała, czarna sówka. W swoim dzióbku trzymała list z czerwoną pieczęcią na środku i dużym “H”. Podpisana “Do A. J. Werver”. Wtedy myślałem, że było to do innej osoby, lecz ojciec, który zauważył mnie trzymającego list wytłumaczył mi dokładnie czym on jest. To był list z Hogwartu, magicznej szkoły pełnej takich samych ludzi jak on i mama. Uśmiech na mojej twarzy utrzymywał się wtedy przez cały dzień.



Mm, widzę tutaj duży potencjał do wiedzy, próżnować nie lubisz. Pragniesz rozwijać się i zdobywać nowe osiągnięcia. Hmm, to chyba jasne… Ravenclaw - powiedziała mówiąca tiara, opadająca na mój nos. Przy akompaniamencie oklasków i wiwatów usiadłem przy stole Krukonów, zajadając się różnymi smakołykami.
Pierwszy rok w Hogwarcie mijał mi bardzo źle. Czułem się odseparowany od większości kolegów i koleżanek, mój wygląd ich po prostu przerażał. Prawdopodobnie nigdy nie widzieli kogoś z krwią Japończyków. Cóż, wybaczyłem im pierwszy rok. Zresztą dzięki temu mogłem skupić się na nauce, a tej miałem od groma. Nie z powodu, że tak dużo zadawali, po prostu chciałem poznać większość rzeczy w bibliotece. Zdarzało się nawet często, że zasypiałem wśród regałów z założoną książką na głowie. Tak bardzo pokochałem magię.
Moimi ulubionymi przedmiotami była obrona przed czarną magią i zaklęcia.  Wszelkiego rodzaju defensywa, a także ofensywa. Chciałem po prostu walczyć, wyrobić instynkt bitewny. Bitwy czarodziejów były ciekawsze niż te zwykłe o których nam mówiono. Tutaj były używane potężne zaklęcia i klątwy, wszyscy mogli zginąć z powodu nieuwagi czy złego ruchu. A jednak rajcowało mnie to. Nic dziwnego, że na OWUTEMach skupiałem się głównie na tych przedmiotach. Bez obaw, zdałem je śpiewająco. Tak samo jak kilka innych przedmiotów. Byłem przecież Krukonem. W mojej krwi płynęła wiedza.



Bardzo dobrze pamiętam swoje początki pracy jako policjant. Składając papiery do ministerstwa kierowałem się chęcią pójścia do Wiedźmiej Straży, ale patrząc na po innych ofertach zdecydowałem się jednak na Czarodziejską Policję. Czemu? To proste, praca nie wymagała incognito, mogłem robić to co chciałem. Swoje pierwsze śledztwa wykonywałem z bardziej doświadczonymi pracownikami. Moim pierwszym partnerem był James, był starszy ode mnie zaledwie o sześć lat, kiedy ja zaczynałem w wieku osiemnastu. Nauczyłem się od niego na tyle dużo, że razem braliśmy co raz ciekawsze śledztwa. Za nimi szło także wielkie ryzyko. A to nas zgubiło.
Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy James zaproponował nam nowe, ciekawe śledztwo. Było o tyle ciekawe, że dotyczyło już poważnego przypadku oszpecania ludzi. Blizny na twarzach i ciałach ludzi przypominały te wykonywane przez wilkołaka. Chcieliśmy już odesłać to do wydziału kontroli wilkołaków, lecz nasze chore ambicje spowodowały, że sami postanowiliśmy rozwiązać sprawę.
Była noc, chmury od czasu do czasu zasłaniały jasną kulę zwaną Księżycem. James i ja krążyliśmy wokół płota w którym był ostatni atak. Kępki wyrwanej trawy, ślady pazurów na pobliskim kamieniu. Byliśmy pewni, że to był świeży ślad. Wtem poczułem silny poryw wiatru, a James walnął o płot z impetem. Z krwawiącym nosem odwrócił się do mnie i krzyknął “Uważaj!”. Odwróciłem się. Widziałem go. Czarny płaszcz, twarz zasłonięta czymś w rodzaju maski o czarnej barwie. I tylko odsłonięte oczy patrzyły się to na mnie, to na mojego partnera. Zamaskowany mężczyzna rzucił się na Jamesa, a ja dobierając w dłoń różdżkę wykrzyczałem inkantację zaklęcia. Trafiłem go w nogę, ale on i tak zębami przegryzł szyję Jamesa. Mnie ogłuszył.
Obudziłem się w świętym Mungu. Głowa bolała mnie niesamowicie, nie mogłem otwierać oczu z powodu bólu głowy. Słyszałem tylko krótką rozmowę między medykiem, a żoną Jamesa. Wyraźnie słyszałem szloch i odgłosy płaczu. Lekarz powiedział tylko “Przepraszam”. Usnąłem.
Po kilku dniach w szpitalu w końcu dowiedziałem się co z Jamesem. Nie żył, wykrwawił się na skutek przegryzienia gardła. A to wszystko z powodu tego skurwysyna.
Na pogrzebie byłem tylko ja, jego żona i trzech wspólnych kolegów z pracy. Pocieszałem ją, mówiłem jej, że jest w lepszym miejscu. Kłamałem, on kochał tę robotę tak bardzo jak ja. A zginął od jakiegoś nieznanego nam człowieka.
Po powrocie do pracy dalej leczyłem się lekami zaleconymi przez medyka. Pomagały mi na tyle, że nie myślałem już o Jamesie. Dałem sobie spokój na cały miesiąc od śledztw. Nie miałem już przyjaciela.



Garrett Gashawk, weteran z Wiedźmiej Straży, który przepisał się do nas jako policjant. To ja miałem być jego partnerem. Przy pierwszym spotkaniu już polubiliśmy się. Był rozmowny, potrafił rozpracować człowieka. Zapewne było to związane z dawną pracą jaką wykonywał. A co do zamaskowanego mordercy - Chęć złapania go stała się moim celem. Ministerstwo przez dłuższy czas próbowało go szukać, ale bez skutku. Jak gdyby wyparował od incydentu z Jamesem. W końcu sprawa ucichła, lecz ja nie zapomniałem.
Z Garrettem praca wyglądała inaczej. Nadal się uczyłem swojej pracy. Jednakże teraz zachowywałem stanowczą ostrożność. Nie chciałem znowu stracić swojego partnera, więc nawet nie proponowałem mu jakiejś ciekawszej sprawy. Miał sam wybierać, ja byłem tylko jego partnerem, który pomagał mu w sprawach. Po roku zrobiliśmy sobie tydzień wolnego, który wykorzystaliśmy na bliższe poznanie się. Wyszliśmy razem do baru, wypiliśmy wódkę i stało się tak, że wygadał mi się z pewną umiejętnością. Nie wiedząc o co chodzi, zapytałem się go “Co to jest”. On, uciszając mnie powiedział zachrypniętym głosem, że tutaj mi jej nie pokaże i musimy pójść do niego dla szczególnej ostrożności.
Jego mieszkanie pachniało starymi aktami, tuszem wykorzystywanym do produkcji gazet i szczynami kota, którego posiadał. W końcu pokazał mi tą umiejętność. Włamał się tak łatwo do mojego umysłu, jakby jedynym zabezpieczeniem był zardzewiały łańcuch założony na drzwi z napisem “mózg”. Jedyną rzeczą, którą powiedziałem po tym pokazie było tylko “naucz mnie tego”.



Początki z legilimencją były trudne, ale jednak dawały efekty. Po około pięciu miesiącach potrafiłem już chociaż na dłużej włamać się do głowy Garretta. Pochwalił mnie, powiedział, że sam to osiągnął dopiero w osiem miesięcy. Wiedziałem, że muszę jeszcze dużo ćwiczyć, więc umiejętności ćwiczyłem nie tylko na nim samym. Próbowałem robić to też na ludziach, których złapałem podczas śledztw. Rozwinąłem legilimencję na taki stopień, że mogłem spokojnie włamywać się na dłuższy czas bez zmęczenia, ale jednak to wciąż nie było to.
W końcu, nasza najciekawsza sprawa wraz z Garrettem. Podobna rzecz jak ta z Jamesem, lecz w tym momencie ofiarą była sama szycha jakiegoś znanego koła zainteresowań dla czarodziejów. Poharatane ciało, gdzieś dalej wyrzucona gałka oczna i przegryzione gardło. Wiedziałem, że był to ten sam człowiek, ale nie wiedziałem w którym momencie nas zaatakuje. Byłem ciągle zabezpieczony, atrybut każdego czarodzieja trzymałem mocno w swojej dłoni. W końcu pokazał się z wyciągniętą różdżką. Warknął tylko, żebyśmy się w końcu odjebali od jego działalności. Nie posłuchałem, rzuciłem zaklęcie, które trafiło go w rękę, ale nadal nie pozwoliło to na zabicie go. Chciałem go zniszczyć, widzieć przed sobą martwą twarz skurwysyna, który zabił mojego pierwszego partnera. Krzyknął tylko “Avada Kedavra”, a zielony promień poleciał z różdżki. Jednak to nie ja zostałem trafiony… a Garrett. Wydychając ostatni oddech, osunął się na ziemię przymykając oczy. Umarł szybko. Bezboleśnie. Ale ja goniłem jego zabójcę. Biegłem za nim w różne alejki, rzucałem zaklęcia, które trafiłyby go w plecy. Każde chybiło. W końcu zgubiłem go. Rozpłynął się w powietrzu. Wrzeszcząc przeklinałem go. Znowu upadłem na ziemię…



Po śmierci Garretta swoje zdolności Legilimencji rozwijałem sam. Zajęło mi to pięć lat odkąd umarł. Mam już lat trzydzieści jeden. Nazywam się Akihito Wever. Jestem samotnikiem.


Patronus: Wilk stepowy wcześniej był zwykłym wilkiem pochodzącym z Europy, ale śmierć pierwszych dwóch partnerów Akihito sprawiła, że patronus przybrał inną formę. Silnym wspomnieniem jest sytuacja w której Akihito ocalił swojego pierwszego partnera w jednym z wypadów na zgłoszenie.










 
5
2
5
0
0
0
6


Wyposażenie

Legilimencja, Sowa, Różdżka, Teleportacja





Ostatnio zmieniony przez Akihito Werver dnia 29.10.15 16:50, w całości zmieniany 5 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Akihito Werver [odnośnik]26.10.15 17:16
Można sprawdzać.
Gość
Anonymous
Gość
Akihito Werver
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach