Wydarzenia


Ekipa forum
Lythia Black - budowa
AutorWiadomość
Lythia Black - budowa [odnośnik]25.11.15 13:26

Lythia Alhena Black

Data urodzenia: 1 lipiec 1932 rok
Nazwisko matki: Bennett
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Szlachetna
Zawód: Malarka, aktorka teatralna
Wzrost: 170cm
Waga: 56kg
Kolor włosów: Brązowe
Kolor oczu: Szare
Znaki szczególne: Częsta zmiana koloru włosów. Od niebieskich po fioletowe, dość oryginalny styl ubierania, który rzuca się w oczy.


Moja historia rozpoczyna się w Wielkiej Brytanii, w Londynie. Mieście w Anglii, tętniącym życiem odkąd pamiętam, o każdej porze dnia i wieczoru.Życie w Londynie to rzecz cudowna. Jestem zakochana w tych uliczkach, budynkach, karetach ciągniętych przez konie i elegancko ubranych mężczyznach, uchylających kapelusza by powitać przechodzące panny i panienki, życzących im miłego dnia. Życie w Londynie od zawsze było pozytywne. W Londynie trzeba się zakochać, by poczuć rytm tego miasta, ponieważ ono tętni swoim własnym życiem, tworząc historie o których niektórym osobom nawet się nie śniło. To na ulicy Harley Street krzyżują się drogi zupełnie obcych ludzi, których jedno niewinne spotkanie i spojrzenie może się przerodzić w coś pięknego i romantycznego, niestety nie zawsze ze szczęśliwym zakończeniem. Właśnie tak było z moimi rodzicami, tam się poznali i tam ich drogi się rozeszły. Moja historia, mimo tego iż obraca się głównie w okół tego jednego miasta, nie jest wcale taka cudowna. Była, to fakt. Były chwile dobre i złe, wzloty i upadki. Moje życie jest pełne zawiłości, spisków i kłamstw. Tak naprawdę najwięcej szczęścia dawała i wciąż daje mi moja siostra bliźniaczka - Lilith, od zawsze byłyśmy razem, wspierałyśmy się i jestem pewna, że wciąż tak będzie.



Wraz z Lilith przyszłyśmy na świat w jednym z Londyńskich szpitali jako córki Oriona Black'a, mężczyzny pochodzącego z królewskiego rodu, znanego wśród zwyczajnych ludzi, oraz czarodziejów. Ród Blacków od zawsze miał dziwne zasady, nadawali imiona po kwiatach, oraz gwiazdach. Mnie i Lilith oczywiście tradycja nie mogła pominąć, wszak pierwsze imiona może nie są "gwiezdnego" pochodzenia, lecz drugie - owszem. Moim jest na przykład Alhena. Ojciec nie mógł odpuścić tradycji, więc niezadowolony przystał na propozycję matki i w taki sposób została Lythia i Lilith. Ojciec to wyniosły i dumny mężczyzna, od zawsze szczycił się swoim pochodzeniem i szlachetnością krwi i głównie to się dla niego liczy. Mimo tego nie mogę mu zarzucić surowości, był naprawdę kochanym, przykładnym ojcem, oraz mężem. Był wyrozumiały i zawsze chciał jak najlepiej. Mimo tego, że liczyła się dla niego czystość krwi był kulturalny i nie nękał żadnej osoby o niższym procencie magicznej krwi. Właśnie co do mojej matki. Była to skromna dziewczyna o delikatnym imieniu Annie, pochodziła z rodziny Bennett. Nie należała do żadnego z tych dawnych, szlacheckich rodów lecz również miała czystą krew, co prawda z delikatną skazą, ale nieważne. Pamiętam ją jako miłą kobietę, uzdrowicielkę. Zawsze była chętna do pomocy i potrafiła oczarować niemal każdego swoim słodkim uśmiechem, oraz miłemu uosobieniu, sądzę, że to właśnie w tej jej delikatności i kobiecości, zakochał się mój ojciec. Dzieciństwo miałam naprawdę cudowne. Wychowałam się w pałacu, na środku ogrodu stała fontanna, zaś pod dębem wisiała huśtawka. Nieopodal naszej rezydencji ciągnął się las. Mając 3 lata po raz pierwszy pojawiła się u mnie moc metamorfomaga. Z tego co mówili rodzice, gdy weszli do pokoju zamiast ciemnych włosów miałam blond. Od zawsze wraz z siostrą byłyśmy ubierane w śliczne sukieneczki przyozdobione falbankami i pastelowymi kolorami. Nasza rodzina była cudowna. Pamiętam uśmiech mamy i śmiech taty, gdy wraz z Lilith się bawiłyśmy i zadawałyśmy pytania na które ciężko im było odpowiedzieć. Czytali nam bajki, było naprawdę cudownie. Odkąd pamiętam było u nas pełno ludzi. Rodzice byli bardzo lubiani, często wyprawiali bale i przyjęcia odbywające się w pałacu, w którym mieszkaliśmy. Było dużo dzieci, oraz dorosłych zachwycających się sposobem, w jaki zostałyśmy wychowane.



W roku 1940 wybuchła Bitwa o Anglię. Pamiętam ten strach, który opanował ulice Londynu i całą Anglię. Wtedy przestało być już bezpiecznie, byłam pilnowana i z dnia na dzień modliłam się o to, by "źli ludzie" nie przyszli do Naszego pałacu. Wtedy, gdy miałam osiem lat nie zwróciłam uwagi na to, że w naszej rodzinie działo się coś złego.
Pewnego dnia wraz z Lilith, postanowiłyśmy, że wybierzemy się na spacer do lasu. W końcu ile można jeździć konno i bujać się na huśtawce? Poszłyśmy do lasu w cudownych nastrojach, bawiąc się po drodze w berka i zrywając kwiaty rosnące na polanie. Wszystko było dobrze, dopóki z głębi lasu nie wyłonił się ogromny pająk. Wystraszyłyśmy się nie na żarty. Do tej pory pamiętam gęsią skórkę, której wtedy dostałam i gwałtowny wybuch płaczu. Zrobiło mi się niedobrze na widok ośmiu odnóży i olbrzymiego, owłosionego ciała. Najgorsze było to, że ten pająk mówił. Po prostu przemówił do nas, a gdy to zrobił zaczęłyśmy szybko uciekać. Jestem pewna, że gdyby nie tata, to zostałybyśmy zjedzone. Nigdy nie dostałam takiego szlabanu, jak wtedy. Pamiętam to do tej pory, musiałam siedzieć w pokoju z lalkami, nie było huśtawek, nie było koni, ani lisów, które hodował dziadek. Ta kara miała na celu nic, prócz tego żeby nam udowodnić czym jest prawdziwa nuda. Mama też była zła, lecz przytuliła nas i się rozpłakała, była szczęśliwa, że nic takiego się nie stało a my byłyśmy całe i zdrowe, właśnie wtedy obie nabawiłyśmy się lęku przed pająkami. Wtedy też, gdy miałyśmy 10 lat odeszła od nas matka, ta która płakała gdy wróciłyśmy z lasu. Nie wiedziałyśmy dlaczego, tata nie chciał rozmawiać i zmienił się nie do poznania. Te święta Bożego Narodzenia dały początek reszcie świąt, równie smutnych jak te wtedy. Miałam wtedy dziesięć lat, to było za dużo jak na głowę takiego małego dziecka. Za wiele się działo, dziwię się, że nie popadłam w depresje. Wtedy obrazek naszej cudownej rodziny runął, rozpadł się na milion kawałów, których nie da się już posklejać.



W roku 1943, gdy miałam jedenaście lat wraz z Lilith dostałyśmy listy z Hogwartu. Pamiętam, że byłam niezwykle podekscytowana tym, że dostałam szansę, by podjąć naukę akurat w tej szkole. Wraz z 1 września poszłyśmy do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Bardzo się ucieszyłyśmy, gdy trafiłyśmy do jednego domu, do Gryffindoru. Nie żałuję tych lat, które tam spędziłam. Zakochałam się w tym zamku, korytarzach i tajemnicach, które ta szkoła skrywała. W tym czasie wydarzyło się naprawdę wiele. Żyliśmy prawie jak normalna rodzina. Prócz tego, że z siostrą byłyśmy w szkole i rzadko widywałyśmy się z rodzicami, oczywiście. Życie w Hogwarcie było naprawdę interesujące. Uczęszczaliśmy na lekcje, gdzie uczyli nas czarów i tego, jak obchodzić się z zaklęciami. Mieliśmy lekcje zielarstwa i magii leczniczej. Najlepiej radziłam sobie z zaklęciami i eliksirami. Poznałam tam wiele osób, z niektórymi moje drogi rozeszły się szybciej, niż skrzyżowały a z innymi mam doskonały kontakt do tej pory, a minęło już dość sporo lat. Wraz z Lilith tak naprawdę w wieku siedemnastu lat dowiedziałyśmy się co stało się w rodzinnym domu. Okazało się, że matka poznała na wojnie pewnego mugola, którego uzdrowiła. Zakochała się w nim, a on w niej. Właśnie dlatego nas zostawiła. Ojciec przyznał się natomiast do tego, że kilka lat później pozbył się tego mężczyzny. Mama chciała do nas wrócić, lecz po pewnym czasie... Po prostu zniknęła. Nie dawała znaku życia i nie daje go do tej pory. Wszystkiego tak naprawdę dowiedziałam się od babci, to ona wszystko mi powiedziała. Mam żal do swojej matki o to, że nas zostawiła dla jakiegoś mugola. Obecnie mam 23 lata, pracuję jako malarka i aktorka w teatrze. Jestem szczęśliwa, bo tak naprawdę dzięki sztuce poznałam czym jest prawdziwe życie i pasja do czegoś. Wciąż staram się pogłębiać swoją wiedzę i umiejętności, jak na razie idzie mi to doskonale. Okazuje się, że można z tego wyżyć. Jeśli chodzi o relacje. Wciąż mam kontakt z tatą, oraz dziadkami. Często też jeżdżę do dziadka i do lisów, które wciąż mnie pamiętają. Nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim co spotkało mnie i moją rodzinę, lecz staram się tym nie przejmować. To jest naprawdę trudne... Biorąc pod uwagę fakt, że kiedyś tworzyliśmy idealną rodzinę, a teraz każdy z nas... No żyjemy oddzielnie. Cieszę się jednak, że mam Lilith, moją bliźniaczkę. Wiem, nie jesteśmy zupełnie do siebie podobne, takie są uroki bliźniaków dwujajowych.




Patronus: Lis - Patronus dziewczyny przyjmuje akurat postać lisa z tego względu iż owe zwierzę jest w pewnym sensie jej "Zwierzęcym odzwierciedleniem". Lisy kojarzone są z inteligencją, sprytem i ciekawością, czyli cechami które towarzyszą Lythii od dzieciństwa. Zawsze była wścibska, wszystkim się interesowała i dopytywała, a zarazem była sprytną i przebiegłą osobą. Nie jest jednak fałszywa, lecz dość miła i potulna, gdy ją się oswoi - tak jak lisy. Gdy pomyśli o lisach, przypomina sobie swojego dziadka. Dziadek miał hodowlę lisów. Lythia, wraz z siostrą Lilith gdy były małe często u niego bywały, a wtedy bawiły się z liskami, chowańcami dziadka. Ten czas wspomina bardzo pozytywnie, pamięta uczucia, które jej wtedy towarzyszyły. Była szczęśliwa, mogła się cieszyć wiosennym powietrzem oraz urokliwym krajobrazem łąk, lasów oraz pagórków










 
3
1
3
4
2
4
3


Wyposażenie

wypisz po przecinku rzeczy (zwierzęta, inne) zakupione w sklepiku MG



Gość
Anonymous
Gość
Lythia Black - budowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach